76
LAJF – magazyn lubelski 2015 #0-1[25] Polizany przez Boga Święta z prosforą 12 cali muzyki #01[25] 2015

LAJF Magazyn Lubelski #25

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Jedyne na Lubelszczyźnie pismo pozwalające dotrzeć do tak dużej liczby wpływowych i opiniotwórczych osób w tym regionie. Nowoczesny layout, użyteczne rubryki, przejrzysta struktura, doświadczenie zespołu oraz współpracujących z redakcją osób gwarantują wysokiej jakości wydawnictwo

Citation preview

Page 1: LAJF Magazyn Lubelski #25

LAJF – magazyn lubelski 2015 #

0-1[25]

Polizany przez Boga

Święta z prosforą

12 cali muzyki

#01[25] 2015

Page 2: LAJF Magazyn Lubelski #25
Page 3: LAJF Magazyn Lubelski #25
Page 4: LAJF Magazyn Lubelski #25

od redakcji

Grażyna Stankiewicz

„Lekarz może pogrzebać swoje błędy, architekt może jedynie doradzić klientowi, by zasadził wi-norośl” powiedział ponad 60 lat temu Frank Lloyd Wright, światowej sławy amerykański mo-dernista, jeden z najważniejszych architektów XX wieku. Zaczynamy od architektury, bo i sporo

architektury w najnowszym LAJF-ie ‒ w sensie dosłownym i przenośnym. Z jednej strony gigantyczna budowa w środku Lublina, która za chwilę stanie się tętniącym życiem miastem w mieście. Z drugiej stro-ny najciekawsze realizacje architektoniczne na Lubelszczyźnie nagrodzone Kryształową Cegłą. Jest jeszcze trzecia strona i podsumowanie kolejnego roku działalności owianego legendą Lubelskiego Towarzystwa Fotograficznego – często z architekturą w tle. Ale też są materiały, które traktują o „architekturze” naszego życia i o tym, co z tego wynika.

Z początkiem nowego roku nowy numer LAJF-a – dla Państwa.

4 magazyn lubelski 1[25] 2015

Page 5: LAJF Magazyn Lubelski #25

Hiszpania jest w Europie, a jedyna hiszpańska restauracja Carmen w Lu-blinie na Starym Mieście. Dzieli je kilka tysięcy kilometrów, ale łączy ten sam niepowtarzalny smak kuchni, wyjątkowy rytm flamenco, piosenka i atmosfera wnętrza. Doceniają to nie tylko ci, którzy przychodzą tu na smaczne oryginalne hiszpańskie dania, ale i z uznaniem o tym miejscu wypowiada się Gault&Millau, znany francuski przewodnik kulinarny, wyróżniając w swej pierwszej edycji na Polskę polecane przez Carmen danie Rabo de Toro (gulasz z ogona wołowego) i lody szafranowe.

Karta oferowanych potraw w tej restauracji jest szalenie bogata i przygotowanie ich opiera się o tradycyjne hiszpańskie przepisy oraz produkty sprowadzane z tego kraju, np. oliwę z Andaluzji. Wybierzmy z niej te wyróżniane przez lubelskich smakoszy.

Oto paella – danie pasterskie, czyli ryż z dodatkiem warzyw, mięsa kurczaka, karczku lub z owocami morza w odpowiednio przyprawionym pomidorowym sosie. Przygotowywane wedle oryginalnego przepisu z Walencji na jednej dużej patelni i na wywarze warzywnym jest smacz-nym posiłkiem dla kilku osób bez względu na porę biesiadowania.

Natomiast dla tych, którzy chcą miło spędzić czas przy kilkudanio-wym obiedzie, na początek tapas (przystawki) z hiszpańskich wędlin, serów i owoców morza. Można także zamówić sobie krokiety hiszpańskie i wybrać ich składniki. Dodajmy, że np. szynka serrano krojona jest w pla-sterki przy barze na oczach konsumenta. Potem zupa rybna delikatnie pikantna, z ryżem, robiona na wywarze. I wreszcie wymieniony już Rabo de Toro, danie główne: dość długo gotowane pokrojone mięso, duszone w winie z warzywami i podawane w formie gulaszu z ziemniakami wraz ze specjalną sałatką. A na deser? Do wyboru. Na przykład churros

– rodzaj hiszpańskich pączków z gorącą czekoladą lub lody szafranowe robione na miejscu.

Stali konsumenci Carmen cenią sobie również krewetki w czosnku lub mule (małże) po marynarsku z papryką, czosnkiem i winem. A poza tym niemały wybór hiszpańskich win na czele z owocową Sangrią oraz piw z różnych regionów Hiszpanii.

Można tu także wpaść na kawę i smakować, np. Barraquito z Tene-ryfy lub kawę Cortado. A co jakiś czas rozgrzać się w czasie koncertów flamenco.

Słowem, żeby poznać smak dań hiszpańskich i spędzić miło czas, wystarczy przyjść do lubelskiej Carmen.

Carmen

ul. Rynek 7 (w bramie)20-111 Lublin

tel. 81 532 36 11 e-mail:

[email protected]

Page 6: LAJF Magazyn Lubelski #25

6 magazyn lubelski 1[25] 2015

SPIS TREŚCI

str. 12

str. 26

str. 50

od redakcji Grażyna Stankiewicz. Lekarz może pogrzebać swoje błędy.

pirat śródlądowyPaweł Chromcewicz. Było minęło.

kocia kołyskaGrażyna Stankiewicz. Diabły, strzygi i czarownice.

tygiel z okładkiPolizany przez Boga. Z Markiem Dyjakiem rozmawia Tomasz Moskal.

foto Przemysław Świechowski

ludziePani wójt. tekst Marta Mazurek. foto Marek Podsiadło

społeczeństwoŚwięta z prosforą. tekst Maciej Skarga. foto Krzysztof Stanek

biznesTransatlantyk. tekst Aleksandra Biszczad. foto Robert Pranagal

Lipowa 4a. tekst Patrycja Woźniak. foto Krzysztof Stanek

Nie tylko nowy salon BMW. tekst Piotr Nowacki. foto Dariusz Socha

biz-njuszdrowieLubelska kranówka. tekst Dorota Stasiak

kultura12 cali muzyki. tekst Klaudia Olender. foto Krzysztof Stanek

architekturaKryształowa Cegła. tekst Marta Mazurek

księgarnikGustaw Herling-Grudziński i „Kultura paryska” (1946-1996): fakty-historia,świadectwa/ Teka

lubelska

galeriaLubelskie Towarzystwo Fotograficzne. tekst Marta Mazurek

kultura – okruchymuzyka[W klubie, w Lublinie? Kochaj mnie!] tekst Mateusz Grzeszczuk. foto Krzysztof Stanek

historiaKoledzy z interny. tekst Krzysztof Głaz- Gębura, foto Paulina Daniewska

integracjaEwa. tekst Maciej Skarga

pedagogMarzena Boćwińska. Mierzyć, ważyć i testować, czyli edukacyjna taśma Taylora

kuchniaMichał P. Wójcik. O gùmiklyjzach i bombonach.

zaprosili nasWernisaż na zamku/ W gościnie u Księdza Rektora/ Koncert „Podziel się Radością”/ Nocna

Dycha/ ART INN/Tanecznie w Nowy Rok/ Kolęda charytatywnie/ Jubileusz Złotników/ Orszak

Trzech Króli/ Urodziny Hotelu Ilan

kalendarium imprezluty 2015

4

8

910

12

22

26

30363940

42

44

50

55

5660

62

63

64

66

67

68

74

str. 44

Page 7: LAJF Magazyn Lubelski #25

Oświadczenie: „Wyrażam zgodę na przesyłanie mi przez KONO media sp. z.o.o. ul Dolna Panny Marii 3, 20-010 Lublin, czasopisma "LAJF magazyn lubelski" zawierającego materiały reklamowe i promocyjne. Oświadczam ponadto, że jestem osobą pełnoletnią oraz, że wyrażam zgodę na umieszczenie moich danych osobowych w bazie danych KONO media sp.z.o.o. wydawcy czasopi-sma „LAJF magazyn lubelski”, a także na korzystanie z nich i przetwarzanie dla celów marketingowych i promocyjnych. Oświadczam, iż wyrażam zgodę na umieszczanie danych osobowych w bazie KONO media sp.z.o.o. wydawcy „LAJF magazyn lubelski” oraz ich przetwarzanie zgodnie z treścią ustawy o ochronie danych osobowych z dn. 29.08.1997 r. (Dz.U.133 poz. 88) wyłącznie na potrzeby wydawnictwa”.

KONO media sp.z.o.o. informuje, że przysługuje Państwu prawo wglądu i poprawiania zgromadzonych danych zgodnie z Ustawą o ochronie danych osobowych (Dz.U.1997.133.833).

PrenumerataCena prenumeraty rocznej: 59 zł brutto Nr konta: V oddział Bank Pekao S.A. 42 1240 1503 1111 0010 4544 7511

Adres odbiorcy:KONO media sp. z o.o

ul.Dolna Marii Panny 3 20 – 010 Lublin

7magazyn lubelski 1[25] 2015

ISSN 2299–1689

LAJF magazyn lubelski Lublin 20-010 ul. Dolna Panny Marii 3 www.lajf.info e-mail: [email protected], [email protected] tel. 81 440-67-64, 887-090-604Redaktor naczelna: Grażyna Stankiewicz (gras), [email protected] redakcji: Aleksandra Biszczad [email protected]: Magdalena Grela-TokarczykWspółpracownicy i korespondenci: Izabella Kimak (izk), Jola Szala (jos), Michał Fujcik (fó), Robert Kuwałek (kuw), Katarzyna Kawka (kk), Maciej Skarga (ms), Marzena Boćwińska (boć), Tomasz Chachaj (tom), Wojciech Santarek (santi), Marek Podsiadło (pod), Marta Mazurek (maz), Adam Jabłoński (jab), Izolda Wołoszyńska (izo), Jerzy Janiszewski (jan), Klaudia Olender (kol), Aleksandra Biszczad (abc), Patrycja Woźniak (pat), Ilona Dąbrowska (ido), Tomasz Moskal (mos), Paweł Chromcewicz (chro), Mateusz Grzeszczuk (mat).Foto: Marcin Pietrusza (qz), Maks Skrzeczkowski (maks), Daniel Mróz (mró), Jerzy Liniewicz (lin), Olga Michalec-Chlebik (mich), Olga Bronisz (obro), Krzysztof Stanek (sta), Robert Pranagal (gal), Katarzyna Zadróżna (kat).Grafika & DTP: Michał P. Wójcik tel. 665 17 22 01

REKLAMA i MARKETING: Bartosz Pachucy [email protected]

Wydawca: KONO media sp. z o.o, 20-010 Lublin ul. Dolna Panny Marii 5 Prezes Zarządu: Piotr Nowacki (now) [email protected] 061397085, NIP 946 26 38 658, KRS 0000416313e-mail: [email protected]ści zawarte w czasopiśmie „LAJF magazyn lubelski” chronione są prawem autorskim. Wszelkie przedruki całości lub fragmentów artykułów możliwe są wyłącznie za zgodą wydawcy. Odpowiedzialność za treści reklam ponosi wyłącznie reklamodawca. Redakcja zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów tekstów, nadawania śródtytułów i zmiany tytułów. Nie identyfikujemy się ze wszystkimi poglądami wyrażanymi przez autorów na naszych łamach. Nie odsyłamy i nie przechowujemy materiałów niezamówionych. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wydawnictwo ma prawo odmówić zamieszczenia ogłoszenia i reklamy, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z linią programową bądź charakterem pisma (art. 36 pkt. 4 prawa prasowego) oraz interesem wydawnictwa KONO media sp. z o.o. Egzemplarz bezpłatny.

[email protected] [email protected]

Okł

adka

: Mar

ek D

yjak

, fot

o (P

rzem

ysła

w Ś

wie

chow

ski)

SKLEPY FIRMOWE:Lublin C.H. DOMIX, ul. Łęcznyńska 73, tel. 81-745-06-14Lublin, ul. Krochmalna 8A, tel. 81-446-54-10, 446-54-11

Chełm, ul. Podgórze 36, tel. 82-563-40-90Łuszczów I 73, tel. 81-750-11-85, 750-12-15

Świdnik, ul.Elektryczna 17, tel. 81-751-26-34Zamość, ul. Peowiaków 13, tel. 84-638-02-38

Page 8: LAJF Magazyn Lubelski #25

8 magazyn lubelski 1[25] 2015

Paweł Chromcewicz

pirat śródlądowy

Było minęło

Mniej zadowoleni

bywają czterokółkowcy, którym – z braku

ścieżek rowerowych – okrojono jezdnie,

zarówno tam, gdzie to miało sens,

jak i niestety również tam, gdzie sensu nie było.

G dy na początku roku wstawiam gdzieś datę, często robię błąd, wpisując rok poprzedni. To przypadłość powszechna. Już nowy, lśniący roczek, a my wciąż tkwimy w starym, zużytym i nie zawsze dobrze zapamiętanym. Siła przyzwyczajenia. A skoro tak, to niech tej przypadłości

stanie się zadość.

Regionalna „Gazeta Wyborcza” hitem minionego roku uznała uruchomienie w Lublinie miejskiego roweru, co ciekawe nawet przed obwodnicą. System zachwycił – jak się okazuje – potężne lobby dwukół-kowców. Mniej zadowoleni bywają czterokółkowcy, którym – z braku ścieżek rowerowych – okrojono

jezdnie, zarówno tam, gdzie to mia-ło sens, jak i niestety również tam, gdzie sensu nie było.

Ci, co robią podsumowania, zwy-kle widzą blaski. Tym razem do roweru i obwodnicy dodają stadion, budżet obywatelski, a nawet awans Górnika Łęczna do ekstraklasy. A przecież mrocznie też bywało. Żeby nie być gołosłownym, w mro-ku tkwił pewien radny Lublina, po omacku poruszający się w ciemno-ściach, z których wyłaniały mu się diabły, czarty i lucyfery (szerzej o tym na sąsiedniej stronie). Niewe-soły musiał to też być rok dla innego radnego z tego samego grodu, które-go dla odmiany straszyły nazwy ulic i placów, a więc żądał ich zmiany na swoją modłę (lub przeciwnie – nie

zmieniać, bo modła nie ta). I nie przeszkadzało mu to, że mieszkańcy byli przeciw, albo że Senat jakiejś pożal się Boże uczelni był za, bo przecież on miał inną, oczywiście jaśnie oświeconą wizję. Na szczęście obywatele czasem potrafili skutecznie się opierać, jak w przypadku Drogi Męczenników Majdanka. Najszczęśliwsze jest jednak to, że rok 2014 przyniósł wybory samorządowe, dzięki którym ten radny rad-nym już nie jest.

Skoro o wyborach, to mroczne one były dla PiS-u, partii, która w Lublinie powinna nosić nazwę Po-szukiwanie i Szarpanie. Zapewne z powodu wszech-ogarniającego ją mroku partia ta nie mogła wyszukać

rzeczowego kandydata na prezydenta Lublina, a jak w końcu wyszukała swego pomazańca, to w kampanii też widziała przede wszystkim ciemność. Gdy nic nie widać, to rozmowa się nie klei i uznano, że lepiej (a na pewno łatwiej) jest pluć. Tak też uczyniono, zwłaszcza w końcówce kampanii, na szalę rzucając spoty mające ubrudzić kontrkandydata – urzędują-cego prezydenta.

Cóż, choć było lepko, Krzysztof Żuk wygrał w cuglach. I wygra każde następne wybory, jeśli przeciwko sobie wciąż będzie miał wyłącznie albo siły ciemności, albo blask urody i świeżości nieskalanej doświadczeniem.

Tę ostatnią, wydawało mi się, że tylko tytułem eksperymentu, zaproponowała lubelska lewica, sta-wiając w wyborach – też chyba z braku laku – na atrakcyjną panią doktor. Ze skutkiem takim sa-mym, jak w przypadku zdecydowanie mniej uro-dziwego pana z łapanki PiS-u. Ale było przynajmniej sympatyczniej.

Okazało się jednak, że ubiegłoroczny pomysł posła Jacka Czerniaka z lubelską kandydatką SLD spodobał się Leszkowi Millerowi, który w tegorocznych wybo-rach na prezydenta RP namaścił inną piękność lewicy, też panią doktor, chociaż z innej branży. Akcje posła Czerniaka poszły w górę, czego raczej nie da się powiedzieć o szansach lewicowej partii, której skrót należy obecnie tłumaczyć: Same Laski Demokracji.

I chociaż znowu będzie piękniej, teraz w skali kra-jowej, to obawiam się, że plucia i szargania nadal nie zabraknie, tym bardziej że wybory będą podwójne.

Jeden z bohaterów kultowego, lubianego przeze mnie serialu „Ally McBeal”, spoglądając w nieodległą przeszłość, zwłaszcza tę mniej udaną, mawiał krótko:

„było minęło”.Inaczej mówiąc: wymazujemy, a teraz liczy się

tylko to, co będzie. I oby było lepsze. Jak dla mnie wystarczy, że będzie mądrzejsze

i przyzwoitsze. Czego i Państwu życzę.

Page 9: LAJF Magazyn Lubelski #25

9magazyn lubelski 1[25] 2015

Grażyna Stankiewicz

kocia kołyska

Diabły, strzygi i czarownice

Ostatnie czarownice podobno były widziane na Lubelszczyźnieprzed wybuchem wojny. Jeszcze wtedy biegały niekiedy strzygi po podlubelskich mokradłach, a ostatnie wampiry sczezły z wbitymi osikowymi kołkami jeszcze zanim nastała władza ludowa.

Niby grubo ponad 40 lat temu wylądowaliśmy na Księżycu, niby od prawie stu lat kobiety w Polsce mają prawa wyborcze, niby dzięki postępowi nauki i nowym technologiom chorych stawia się na nogi (nie mówiąc już o wynalezieniu penicyliny przez Fle-

minga), niby dzieci rodzą się z próbówek, niby mamy 21 wiek i znajdujemy się w środku cywilizacji europejskiej, a i tak kiedy, wychodząc z domu, przekraczam próg, to czuję się, jakbym mieszkała w ciemnogrodzie. I to za sprawą tajemniczej liczby 921.

Oto bowiem pewien radny, człowiek wykształco-ny (humanista z doktoratem) i całkiem zacnego już wieku, piastujący swoją funkcję po raz drugi, zlokalizował w środku Lublina... szatana. Wzrok musi mieć sokoli i chyba też lubi kulturę, bo dzie-ło diabła znalazł w galerii sztuki położonej zresztą nie tak daleko od ratusza. Hm, tak naprawdę trud-no powiedzieć, że znalazł... Hm, może właściwsze byłoby stwierdzenie, że ktoś coś mu powiedział, a o reszcie zadecydowała intuicja, a może nawet pro-rocze sny albo nawet jasnowidztwo, bo jak sam przy-znał się publicznie – ekspozycji nie widział. Wystawa jak to wystawa, ma pobudzić do dyskusji i wymiany myśli oraz zazwyczaj jest spowodowana artystyczną manifestacją. W tym przypadku z wykorzystaniem prac znanych twórców polskiej sztuki współczesnej

– Zdzisława Beksińskiego i Grzegorza Klamana. Ale widocznie nie zrobiły wrażenia ani nazwiska arty-stów, ani tematyka debaty zorganizowanej przy oka-zji otwarcia wystawy, a poświęconej rozważaniom o dogmatach, ortodoksji, wierzeniom ludowym i herezji kulturowej. Natomiast sprawcami całego zamieszania stały się tytuł wydarzenia „ende neu – Diabły!” (prawdę mówiąc, brzmi trochę jak „ene due rabe”) oraz termin otwarcia ekspozycji przypadający na czas adwentu. Sprawa nabrała takiego znaczenia dla przedstawiciela samorządu miasta, że postano-wił wystawę oprotestować w imię obrony wartości religijnych przed zmasowanym atakiem miejskiego satanizmu. I oprotestował. Zarzucając prezydentowi miasta, że za publiczne pieniądze wspiera instytucję kultury siejącą społeczną degrengoladę i to za po-mocą diabłów.

Ostatnie czarownice podobno były widziane na Lubelszczyźnie przed wybuchem wojny. Jeszcze wtedy biegały niekiedy strzygi po podlubelskich mokradłach, a ostatnie wampiry sczezły z wbitymi osikowymi kołkami, jeszcze zanim nastała władza ludowa. Mocno oświecony XX wiek wyeliminował to

społeczne zagrożenie do imentu, tak jak amerykań-skie środki czystości wyeliminowały z zabytkowych podłóg krwawe plamy zostawiane przez ducha stra-szącego w angielskim zamku (niezapomniana rola Czesława Wołłejki w filmie „Duch z Canterville”). Choć tu, na wschodzie Polski, co niektórzy do dziś dzielnie walczą z mocami nieczystymi na własną rękę, nagminnie zawiązując czerwone wstążeczki na łóżeczkach i wózkach nie-mowlaków, jak mówią, aby ustrzec przed złymi urokami. Tymczasem dzięki na-szemu przedstawicielowi w samorządzie miejskim demony znowu ujrzały światło dzienne. To, co zdecydowanie zabawne w całej tej sytuacji, to fakt, że gdyby nie interwencja rajcy, o ekspozycji w Cen-trum Kultury wiedziałoby nie tak wiele osób. Zresztą podobnie głośno zrobiło się przy okazji kopulujących osłów w po-znańskim zoo czy przed wystawieniem słynnego już spektaklu „Golgota Picnic”, który miał też swój lubelski „epizod”, a dzięki protestowi wzbudził zaintereso-wanie nie tylko polskiego społeczeństwa. A kto na przedświątecznej walce z dia-błami skorzystał? Organizatorzy wystawy, artyści i uczestnicy debaty, bo przy oka-zji publicznych wydarzeń nie ma dziś nic bardziej przydatnego jak darmowy PR (jak się mówi w Lublinie – piar). A to wszystko za sprawą tajem-niczej liczby 921, bo właśnie tylu z nas na naszego dzielnego radnego głosowało.

Jak mawiała pewna starsza madama, którą pozna-łam 30 lat temu, zaraz po przyjeździe do Lublina

– wyciąg nogi, wciąg kapotę i wychódź, póki wiater nie wieje. No chyba, że wiater wyjątkowy nad lubel-skim ratuszem i ze względu na latające na miotłach czarownice warto zostać w środku. Na wszelki wy-padek – tak do końca kadencji.

Page 10: LAJF Magazyn Lubelski #25

10 magazyn lubelski 1[25] 2015

tygiel

kity i...Parkomaty bez resztyW Lublinie w samej strefie płatnego parkowania jest dziewięćdziesiąt solarnych parkomatów. Biorą pieniądze jak się da, a dać im trzeba, ale reszty nie wydają. Chcesz zaparkować za dwa złote, a masz tylko pięć – tracisz trzy. Nie zapłacisz w ciągu pięciu minut i zmarnujesz czas na ewentualne rozmienianie pieniędzy, np. w pobliskim kiosku – możesz stracić za karę pięćdziesiąt. A jeśli zostawisz samochód na jezdni i pójdziesz rozmienić pieniądze, aby potem wjechać na parking

– policja lub straż miejska zadbają, aby twój portfel zubożyć jeszcze bardziej. Bowiem z lubelskich parkomatów nie można otrzymać reszty. Ponoć dlatego, że sama wymiana kasetek z drobnymi pieniędzmi do wydania reszty jest nieopłacalna i zwiększa koszta obsługi. A obsługa jak to obsługa – kosztuje krocie. W celu opróż-nienia w parkomacie kasetki z bilonem na przykład trzeba do niego dojechać, nie mówiąc już o konieczności otworzenia. Drugiej więc wstawić się nie da?! Da się. Tylko po co, skoro obecny kołowrotek z nadpłatą za puste miejsca parkingowe nieźle się kręci. Pytanie tylko, czy powi-nien?! W Gdyni 160 solarnych parkoma-tów tej samej firmy przeprogramowano bez ingerencji francuskiego operatora i resztę wydają. W dwudziestu pięciu miastach, np. Bydgoszczy, Koninie, Jele-niej Górze i Brodnicy, działają parkomaty solarne produkowane zresztą w Bydgoszczy i wydające resztę. I nie trzeba rozkopywać lubelskich ulic, aby koniecznie zmienić ich zasilanie z solarnego na sieciowe elektrycz-ne. A taki argument za utrzymaniem dość starego modelu parkomatów w Lublinie co jakiś czas słyszy się w odpowiedzi na uzasadnione pretensje kierowców. Nie tylko lubelskich. Wystarczy zatem tylko chcieć i dostrzec, że póki co parkomatowy interes miejski jest, ale obywatelskiego nie ma. Przydałoby się więc zadbać w tym względzie przynajmniej o równowagę. (ms)

(abc)

Page 11: LAJF Magazyn Lubelski #25

11magazyn lubelski 1[25] 2015

Sezon na brodacza

z sieci

Dawne Puławy Blisko 160 numerów telefonicznych liczyły Puławy w 1939 roku. Wśród abonentów znalazły się m.in. kancelarie notarialne, drukarnie, skład piwa, młyn, księgarnia, fabryka lemoniady, komornik, powiatowy lekarz weterynarii, policja państwowa, bank, pięć szkół, ginekolog akuszer, Hotel Bristol i magazyn obuwia. Najwięcej, bo aż 34 numery, należały do Państwowego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego. A wiedza ta jest możliwa dzięki portalowi www.dawnepulawy.pl, która znalazła się na liście 30 najbardziej interesujących polskich stron historycznych w sieci. Ale dorobek dwudziestolecia międzywojennego w Puławach wykracza znacznie poza sferę telefonizacji – to kilkanaście tysięcy mieszkańców, most żelazny, miejski wodociąg, nowoczesne badania nad uprawami i hodowlą, stowarzyszenie spożywców, kino dźwiękowe, fabryka wódek, pogotowie fotograficzne i wiele innych. Autorom tej niezwykłej strony udało się zgromadzić interesujące archiwum zdjęć, map, dawnych reklam, artykułów oraz multimediów, które w tym jednym miejscu zaświadczają o wyjątkowości Puław, które przed wiekami dzięki rodzinie Czartoryskich stały się konkurencyjnym dla Warszawy centrum życia kulturalnego i politycznego, zyskując nazwę Polskie Ateny. (pod)

50 km od Białej Podlaskiej, nad malowni-czym Bugiem położona jest miejscowość Sławatycze, na co dzień spokojna wioska z powoli toczącym się lokalnym życiem. Wyróżnia ją jednak od dawna pielęgnowa-na tradycja, niegdyś kultywowana w wielu wsiach, teraz powoli zapominana. W ciągu trzech ostatnich dni grudnia przez Sła-watycze maszerują brodacze, którzy w ten sposób żegnają mijający rok. Są to przebie-rańcy, a określenie „brodacze” pochodzi od bardzo długich bród z lnianego włókna, ja-kie sobie przyczepiają. Dawniej symbolizo-wały one długie życie, duże doświadczenie oraz bogactwo przeżyć. Brodacze oprócz swojego najważniejszego atrybutu zakła-dają też maski, zdobne w kwiaty wysokie kapelusze i kożuchy. Najstarsi mieszkańcy Sławatycz (90 lat) mówią, że o tym charak-terystycznym pochodzie barwnych postaci słyszeli jeszcze od swoich dziadków. Trady-cją w Sławatyczach jest również wybieranie Brodacza Roku. W tegorocznym przemar-szu wzięło udział aż 10 brodaczy, a „Miste-rem” został pan Dawid Spólny. Moda na brody ma zatem różne oblicza. (abc)

tygiel

Mariusz Kuszpa – od wielu lat mieszka i pracuje w Lublinie. Jego przygoda z fo-tografią zaczęła się jeszcze w szkole pod-stawowej, gdzie uczęszczał na zajęcia fotograficzne. – Mieliśmy wówczas do dyspozycji zaledwie 36 klatek na kliszy fotograficznej, co wiązało się z koniecznością skomponowania kadru oraz dobrania optymalnych parametrów ekspozycji – wspomina. Pełne wykorzy-stanie technik klasycznych i cyfrowych umożliwiła mu Lubelska Szkoła Fotografii Karola Zienkiewicza, gdzie mógł fotogra-fować pod okiem najlepszych repor-terów oraz konsultować z nimi swoje zdjęcia. – Fotografia daje mi możliwość nowego spojrzenia na światło, cienie oraz otaczającą rzeczywistość; pozwala mi zobaczyć więcej i inaczej – opowia-da. Dlatego też cały czas zgłębia nowe techniki, jednocześnie szukając nowych pomysłów na kadry ujęte obiektywem aparatu. (abc)(GOK Sławatycze)

Vitaliy Smygur z Ukrainy, studiujący eko-nomię na UMCS został najlepszym studen-tem zagranicznym w Polsce w kategorii

„Studia licencjackie”. Jest jednym z 40 tysię-cy obcokrajowców i jednym z kilkunastu tysięcy Ukraińców studiujących w naszym kraju. Plebiscyt został zorganizowany w ramach piątej już edycji ogólnopolskiego konkursu INTERSTUDENT. Sam konkurs został zorganizowany przy okazji ogólno-polskiej konferencja „Studenci zagraniczni w Polsce 2015”, dotyczącej umiędzynarodo-wienia polskiego szkolnictwa wyższego oraz poświęconej rozwojowi mobilności studentów i pracowników naukowych, któ-ra miała miejsce w UMCS w Lublinie. (maz)

Najlepszy z Lublina

(Robert Frączek)

Zdjęcie miesiąca można wysyłać na adres mejlowy: [email protected] z dopiskiem „konkurs”.

Page 12: LAJF Magazyn Lubelski #25

12 magazyn lubelski 1[25] 2015

Marek Dyjak, kompozytor i wokalista. Pochodzi ze Świdnika. Laureat Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie i FAMY w Świnoujściu. Autor 9 płyt. Bohater wywiadu rzeki, w którym opowiada m.in. o swoich zmaganiach

z depresją i alkoholizmem. Od trzech lat mieszka w Chełmie, gdzie zaczął nowy rozdział swojego życia. Z Markiem Dyjakiem rozmawia Tomasz Moskal.

foto Przemysław Świechowski.

z okładki

Page 13: LAJF Magazyn Lubelski #25

13magazyn lubelski 1[25] 2015

Polizany przez Boga

– Zacznijmy od Twojej książki. „Polizany Przez Boga” od kilku tygodni jest już dostępna w księ-garniach. Skoro decydujesz się na krok pod ha-słem „wywiad rzeka” i książkę, która w pewnym sensie podsumowuje twoje dotychczasowe życie, to co? Żegnasz się? Kończysz karierę? Czy może zamykasz jakiś etap?

– Podsumowuję pewien okres i jednocześnie go za-mykam. Dwa lata temu straciłem Ojca, rok temu odeszła moja Matka, która była najbliższą mi oso-

bą. Z najbliższych osób została mi już tylko córka i Ewa, która dzięki Bogu pojawiła się na mojej drodze. Więc tak – podsumowuję i zamy-kam pewien etap. Mój przyjazd do Chełma, który przerodził się w pobyt stały, był właśnie po to, by zamknąć pewne sprawy. Na początku było różnie, bo jednak byłem tu obcy i dlatego, że jestem fa-cetem, z którym niełatwo nawiązuje się kontakt. Ostatecznie się jednak udało. W Chełmie zawsze czułem, że żyję. Wszystko było tu takie prawdziwe, swojskie w dobrym tego słowa znaczeniu. Pozy-tywny spontan – zagrałem tu kiedyś koncert, za który z własnej kieszeni zapłacił pracownik miej-scowego oddziału służby celnej! To wszystko było trochę dziwne, metafizyczne, ale jednocześnie przewesołe, prawdziwe. Chełm zatem zawsze koja-rzył mi się cudownie.

– Twoja osobista mapa jest bardzo rozległa, ale nie wszędzie miałeś dom…

– Tak naprawdę to nie miałem go nigdzie... Miesz-kałem w wielu miastach, ale niemal zawsze w cudzych domach. Ale skoro pytasz mnie o miasta, to wypada zacząć od Świdnika, w którym mimo wszystko, wszystko się zaczęło. Owszem spędziłem w nim dzieciństwo, zacząłem tam swoją pracę, spotkałem Jana Kondraka, który miał na mnie wpływ, ale jednocześnie to „sztuczne” miasto niewiele mi zaoferowało. Poza Janem Kondrakiem, niespecjalnie mi tam kiedykolwiek ktoś pomógł. To miasto, głównie ze względu na niezbyt przyja-znych ludzi, kojarzy mi się ze smutkiem i straszną pasywnością. Owszem, mam tam także przyjaciół, ale balast trudnego dzieciństwa, dużej ilości smut-nych przejść i w sumie niezbyt ciekawego życia nie nastraja mnie względem Świdnika optymistycznie. W pozytywnym postrzeganiu miasta nie pomaga mi też fakt, że są tam groby moich rodziców. Jak szybko więc tylko mogłem, uciekłem z tego Świd-nika w świat. Najpierw był Lublin, potem, za spra-wą pierwszej miłości, Kraków.

– Ale Kraków to nie tylko miłość.– No nie. Głównie miłość, ale masz rację. Wymy-śliłem sobie to miasto także za sprawą ludzi, któ-rych w 1995 roku poznałem na Festiwalu Piosenki

Page 14: LAJF Magazyn Lubelski #25

14 magazyn lubelski 1[25] 2015

Studenckiej. Najpierw tam „dojeżdżałem”, aż w końcu zostałem na dłużej. Włóczyłem się od lu-dzi do ludzi, zmieniałem miejscówki. Kraków i ten czas mocno zakorzenił we mnie chorobę al-koholową... Z jednej strony był to czas niezwykle kreatywny i dobry dla mnie jako artysty. Śpiewa-łem na stałe w wielu klubach, współpracowałem z Robertem Kasprzyckim, a Grzegorz Turnau za-poznał mnie z Piotrem Skrzyneckim. Ten z kolei zaprosił mnie do kierowanej przez siebie Piwnicy pod Baranami. Nie byłem stałym członkiem kaba-retu, ale dosyć często grałem z nimi jako tzw. gość specjalny. Więc z jednej strony sukces, z drugiej jednak początek silnego nałogu, który sprawił, że piłem coraz więcej.

– Z Krakowa w góry niedaleko.– Dokładnie tak, dlatego po mniej więcej dwóch latach spędzonych w grodzie Kraka ruszyłem w góry. „Przytuliłem” się wówczas do parateatral-nej grupy plastycznej „Pławna 9” Darka Milińskie-go. Z nimi byłem w ciągłym ruchu, jeździliśmy po całej Polsce, ale tam, właśnie w górach, miałem na dany moment tzw. metę. Było ich w tym czasie zresztą sporo – w Koszalinie, Warszawie, Poznaniu, Olsztynie, Nowej Soli. Było dużo miejsc, a nigdzie nie miałem domu. Byłem włóczęgą, którego przyj-mowali do siebie, swoich domów moi przyjaciele. W tym czasie zdarzyły mi się dwa małżeństwa – pełne namiętności i żaru, ale wiesz... Do miłości, jak do zupy, trzeba dodawać kiełbasy. A ja wtedy nie śmierdziałem groszem, nie byłem też modelo-wym przykładem męża. Siłą rzeczy więc te związ-ki szybko się wypaliły, a ja zostałem sam. I wtedy przyszła Warszawa. To miasto fascynowało mnie

zawsze głównie ze względu na swoją historię. Że zostało odbudowane na cmentarzu. Mam total-nego hopla na punkcie historii, do dziś w telewizji oglądam głównie filmy dokumentalne o II wojnie światowej.

– Mieszkałeś wszędzie w Polsce, ale to w Chełmie mieszkasz najdłużej. I o Chełmie mówisz czasem, że Cię uratował.

– Bo to prawda. Podnosiłem się wówczas z głębokiej depresji, definitywnie kończyłem z nałogiem picia, które towarzyszyło mi przecież przez szereg długich lat. Chełm pozwolił mi na nowy start. I choć wszystko układało się tu lepiej, to jednak w pierw-szym roku depresja wciąż jeszcze dawała o sobie znać. Niby zaczęło dziać się lepiej, w perspektywie było nagrywanie płyty dla Kayaxu, ale smutek wciąż mnie nie opuszczał. Po mniej więcej rocznym po-bycie tu zdecydowałem się na powierzenie moich spraw Wojtkowi (Wojciech Malawski, manager) i wtedy wszystko nabrało kształtów. Zaczęliśmy ra-zem jeździć do pracy, ale także spędzać czas prywat-nie. To mi pomogło. Zaczęły się koncerty, płyta po-dobała się publiczności i zbierała pozytywne recenzje krytyków, a ja odżyłem. To był okres, kiedy zaczą-łem się powoli oswajać z Chełmem, a od pewnego czasu jestem w pełni chełmianinem.

– Wiem, że mówić o bezdomności nie jest łatwo, ale Tobie ona się zdarzyła w sensie dosłownym.

– Tak. Dzisiaj wiem, że to cena, którą zapłaciłem w związku z moją chorobą alkoholową. Żyjąc na krawędzi, odsuwasz się od ludzi, stajesz się osobą asocjalną. I tak trafiasz na ulicę. Z drugiej strony lubię o sobie myśleć jak o bitniku. Jeśli rzeczywi-

Page 15: LAJF Magazyn Lubelski #25

15magazyn lubelski 1[25] 2015

ście nim jestem, bezdomność była mi pisana. To był ciężki okres, czas upodlenia, zjazdów, kiepskich zdarzeń. Ale dzięki temu jestem dzisiaj silniejszy. Za moment minie siedem lat, od kiedy nie piję. A świadomość tego, co przeżyłem, sku-tecznie oddala mnie od nałogu. Wtedy wynikało to także z tego, że ja nie za bardzo chciałem mieć dom i stały adres. Żyłem wtedy poza społeczeń-stwem, mimo że wokół mnie było wielu naprawdę dobrych ludzi. Bycie ze mną związane było jednak z problemami. Możesz kogoś „przekimać” kilka dni, tydzień, miesiąc. Później sytuacja robi się niezręczna.

– Mówiąc szczerze, Twoja książka jest „chropo-wata” jak Twój życiorys.

– Moje ostatnie dwadzieścia lat to okres bardzo cięż-ki, brudny. Ja mogę próbować się otwierać i obna-żać, ale nie wiem, czy ludzie, którzy pojawiali się w moim życiu w różnych sytuacjach i kontekstach, chcieliby przeczytać o tym w książce. Bo mimo kłopotów udało mi się poznać wiele ciekawych i barwnych charakterów, niektórzy to prawdziwi bohaterowie. Jarek Koziara, który jest moim przyja-cielem od ponad dwudziestu lat, Daniel Stachniuk, który tak naprawdę ściągnął mnie do Chełma i uratował od złego, Wojtek Malawski i jeszcze wie-le naprawdę kolorowych osób, które poznałem do-piero w Chełmie. Moja książka jest także o nich.

– Będę drążył temat. Ta książka to rozrachunek?– Raczej spowiedź, która pozwoli mi wyznać grze-chy, uwolnić się od nich i pójść do przodu. Książka w formie wywiadu jest dobrym pomysłem na taką

spowiedź. Moja rodzima wytwórnia płytowa za-trudniła do zrobienia tego Arkadiusza Bartosiaka i Łukasza Klinke, którzy mają na swoim koncie setki przeprowadzonych wywiadów, w tym ostatnią rozmowę ze Sławomirem Mrożkiem! Przyjechali i zagrali ze mną w „dwa ognie”. Zmusili mnie wręcz do żmudnej pracy nad moją biografią. Dzięki nim mogłem przetrawić wiele rzeczy z mojej przeszłości, rozliczyć się z faktami. I chociaż był to dla mnie proces bardzo bolesny, to jednak zarazem bardzo oczyszczający. Dzięki tym rozmowom nauczyłem się „ważyć historię”, dostrzegać w niej rzeczy ważne. Wiem też, że chłopaki wydobyli ze mnie to, co naj-ważniejsze. Bardzo zależy mi bowiem na tym, żeby ludzie postrzegali mnie takim, jakim naprawdę je-stem – zwykłym facetem po przejściach.

– Co jest najważniejsze w tej książce?– Ukryta wiadomość, nawet niejedna. To opowieść o Miłości i Nadziei. Oraz pewnego rodzaju Abso-lucie, czymś, co dla każdego z nas powinno być w życiu najważniejsze. To książka pełna życia, w której tak naprawdę każdy może się przejrzeć. W najtrudniejszych momentach starałem się przy jej powstawaniu myśleć o mojej córce, Oldze. Dużo w związku ojciec – córka spieprzyłem. Mam nadzieję, że dzięki temu wywiadowi choć trochę to naprawię. To w pewnym sensie list do niej, który mam nadzieję, usprawiedliwi wiele lat braku kon-taktu z mojej strony. Nie liczę na to, że Olga mi wybaczy. Ale być może trochę lepiej mnie zrozu-mie. To także list do moich przyjaciół, fanów i ludzi, którzy kupują moje płyty. Ci, którzy nie do końca mnie znają, będą mogli zrozumieć, z czym

Page 16: LAJF Magazyn Lubelski #25

16 magazyn lubelski 1[25] 2015

się zmagam i skąd u mnie syndrom opuszczonego dziecka.

– Do czego jest Ci najtrudniej wracać?– Trudno mi mówić o moim upodleniu, odwykach, stanach, w których sam siebie niszczyłem. Być może obok nas takich Dyjaków, ludzi z podobną przeszłością, znalazłoby się trzystu. Z mojej per-spektywy przykre jest to, co dotyczy mojego życia. Bo to moje życie i spis ludzi, którzy mieli prze-ze mnie ciężko. Jest w tym jednak trochę nadziei. Być może fakt, że udało mi się pokonać nałóg, bę-dzie dla kogoś wskazówką? Być może komuś spo-śród tej trzysetki mój przykład pomoże?

– Mówisz szczerze o swojej chorobie związanej z alkoholem… To duża część Twojego życia, a po trosze także śmierci.

– Naprawdę nie wiem, czy niezbyt mocno wziąłem sobie do serca wzór bitników polskich. Jak ćmę ciągnęło mnie w stronę płomienia. Wojaczek, Sta-chura, Milczewski – ich tragiczne życiorysy w jakimś stopniu odbijały się w moim. Na począt-ku piłem świadomie. Dużo, ale świadomie. Nie chcę doczepiać do tego jakiejś ideologii, ale rze-czywiście mocno chciałem być bitnikiem, a kreacja twardego człowieka szybko upomniała się wówczas o swoje. Piłem więc więcej i więcej, a potem już w zasadzie piłem, bo musiałem.

– Co było cezurą? Jaki moment zdecydował o tym, że powiedziałeś sobie stop?

– Przede wszystkim fakt, że przeżyłem samobójstwo. To było coś, co sprawiło, że postanowiłem przestać. Dziś nie traktuję tego wydarzenia jako czegoś na maksa traumatycznego. Dziś samobójstwo jest na porządku dziennym, bo przybywa wokół ludzi nie-pogodzonych z tym światem, a w takim wypadku niemal zawsze dążysz do autodestrukcji. Jeśli jednak mogę Cię prosić, ze względów prywatnych, nie chcę już jednak więcej opowiadać ani o moim piciu, ani o moim samobójstwie. Dzisiaj chcę się cieszyć z mojego niepicia i stabilności.

– OK, jasne. Szanuję to, co nie znaczy, że teraz bę-dzie miło (śmiech). Zapytam Cię bowiem o dwo-istość Twojej natury. Z jednej strony facet o fi-zjonomii boksera, którym zresztą kiedyś był, gość rozstawiający po kątach chłopaków na ulicy. A z drugiej nadwrażliwy poeta, „człowiek z tekstem”.

– Mówisz o mojej mnogiej osobowości? (śmiech) Moim najnowszym zespole zaburzeń? (śmiech) A tak na poważnie. To chyba sam nie wiem, skąd się to bierze. Na pewno wrażliwość ujawniła się wraz z nadejściem mojej pierwszej miłości. To plus „Dama kameliowa”, która wpadła mi wówczas w ręce, i jeszcze „Preludium deszczowe” Chopina. Wybuchowa, niestabilna mieszanka wielkiej litera-tury, muzyki, osobowości i... hormonów sprawiły, że coś się we mnie urodziło. I mimo zmieniającego się świata, trwa do dzisiaj. A brutalność? Była tar-czą w brutalnej rzeczywistości. Dorastając w takich a nie innych warunkach, wśród takich a nie in-

Page 17: LAJF Magazyn Lubelski #25

17magazyn lubelski 1[25] 2015

nych ludzi, swoją wrażliwość musisz chować za taką właśnie tarczą. Trenowałem boks, by nie dać sobie pluć w kaszę, a jednocześnie kwitła we mnie mi-łość do poezji, muzyki, sztuki. Trochę później trafiłem na Wojaczka i mój świat już zupełnie zwariował.

– W podjęciu decyzji o przeprowadzce pomogło ci jednak trochę… uczucie.

– To prawda. Wyjeżdżając z Warszawy, zostawia-łem za sobą nie tylko nałóg, ale także przykrą dla mnie i bolesną sprawę rozwodową. Rozstawałem się z kimś, kogo naprawdę bardzo kochałem. Życie nie znosi jednak próżni, bo okazało się, że miłość mojego życia czeka na mnie właśnie w Chełmie. Tutaj poznałem Ewę, która jest moją partnerką od trzech lat. Razem żyjemy, zmagamy się z proble-mami i dlatego wiem na pewno, że to moja muza. To dzięki uczuciu do niej pojawiła się chęć zmian w moim życiu, wróciła przyjemność tworzenia i pracy. Wrócił cały ten napęd, który kobieta daje mężczyźnie. Zaczęliśmy budować miłość i okazało się, że ma to sens. To wszystko sprawia, że jestem w Chełmie naprawdę szczęśliwy.

– Wracając do Twoich podróży. Lublin i Świd-nik to także postać Marcina Różyckiego.

– Taaak... Byliśmy najpierw duetem świdnickich łobuzów, a potem prekursorami sceny literackiej w tym mieście. Miał trochę inny światopogląd, ale zbliżyły nas wspólne zdarzenia i podobieństwo życiorysów. On był „zwichrowany” w inny sposób niż ja. Nasz duet miał możliwość brania na tzw. krechę we wszystkich chyba barach Lubelszczyzny (śmiech). Zabawa z nim była huczna. On nie żyje, a ja ledwo przeżyłem. (śmiech)

– Powiedziałeś kiedyś, że najważniejszą osobą w Twoim życiu jest Mama.

– Mama zawsze starała się mnie rozgrzeszać, zawsze bezwarunkowo mnie kochała i wybaczała wszystko. Mimo dwojga rodzeństwa, wiem, że byłem jej pupilem, rodzynkiem. Ona pchała mnie do edu-kacji, kupiła mi pianino. Chociaż był to w naszym budżecie wydatek ponad stan. Generalnie byłem podobno grzecznym chłopcem (śmiech). Nawet gdy zdarzały mi się jakieś potknięcia, wiedziałem, że Mama jest tą osobą, na którą mogę zawsze li-czyć. Dojrzewanie i wejście w dorosłość zaczęło mnie trochę „wykręcać”, a ona i tak stała za mną. Zawsze czekała na mnie z gorącą zupą. Wiedziała, że mimo tzw. „kosztów” to, co robię, jest dla mnie bardzo ważne. Akceptowała mnie, moje życie bez reszty. Przez długi czas ukrywałem się przed nią z moim nałogiem alkoholowym, ale później oka-zało się, że ona i tak doskonale o tym wiedziała. W jej oczach wszystko, co udało mi się osiągnąć, było największym z możliwych sukcesów.

– Nagrywasz płyty, wydałeś książkę. Bawisz się także w film.

– Jak jeszcze mieszkałem w Łodzi, z przyjemnością zagrałem w kilku studenckich dyplomach. Później była jeszcze główna rola w filmie Adka Drabiń-skiego, a całkiem niedawno zdarzył mi się udział w dość osobliwym projekcie profesora Grzegorza Królikiewicza. Znamy się od dawna, bo kiedyś napisałem muzykę do jego „Mistrza i Małgorzaty”, a potem do jeszcze jednej sztuki. Jego filmowy projekt, „Sąsiady”, to rzecz bardzo mocna i brud-na. Pasowałem więc do niej idealnie, bo nie muszę niczego udawać. Kroją mnie tam i okazuje się, że mam... serce z kamienia. To jednak nieprawda!

Page 18: LAJF Magazyn Lubelski #25

Być może to jest moją największą wartością, być może to podoba się ludziom najbardziej. Ludzi nie da się oszukać, trzeba być szczerym. A wracając do muzyki? Ona dała mi wszystko – przyniosła długi, a potem je spłaciła. Zepchnęła w otchłań niebytu, a potem wyciągnęła na sam szczyt. To droga, któ-rą idę i wszystko wskazuje na to, że iść będę.

– Życiorys barwny i trudny, ale jednak na końcu jest w tym wszystkim happy end.

– Chyba tak. Jak już wspomniałem, mija właśnie siedem lat od momentu, kiedy nie piję. Mimo tego, że muszę radzić sobie z różnymi sytuacjami i stanami. Mocuję się z życiem, pokusami i swo-im niestabilnym charakterem. Bywam ćmą, ale też motylem. Miewam różne problemy i dylematy, ale wiem, że jestem czysty. Prowadzę kolorowe życie, pełne dobrych zdarzeń, a od trzech lat także pełne miłości. Wiem, że komuś na mnie zależy, ktoś na mnie czeka, dla kogoś jestem. Tak, jakkolwiek to brzmi, to z całą pewnością jest w tym happy end.

– Mówisz, że spotkało Cię w życiu dużo szczęścia. A jest coś, czego żałujesz? Masz poczucie, że coś straciłeś?

– Straciłem niestety wiele przyjaźni. Niektórych ludzi odrzuciłem zbyt pochopnie, a niektórych odpychałem wręcz przy pomocy siekiery. I tylko tego żałuję. Bilans jest jednak dodatni, bo więcej mam w ostatnim czasie w swoim życiu dni do-brych niż złych. Cieszę się, że mam swoje „teraz”. Tak, jak w języku Romów, w którym nie ma wy-razów „wczoraj” i „jutro”.

18 magazyn lubelski 1[25] 2015

– Na Twojej drodze artystycznej też jednak róż-nie bywało. Ale mam wrażenie, że to „lepiej” trwa od dłuższego czasu.

– Zdecydowanie! Jest tak, że moment rzucenia al-koholu bywa dla muzyka bardzo trudny. Alkohol to euforia, swoboda. Jego brak przynosi smutne konsekwencje i stany. Utrata tej euforii to dla wielu artystów utrata weny. Przestają pić i prze-stają pisać, śpiewać, nagrywać. Zostają neofitami, wyznają nową wiarę, odchodzą od sztuki. U mnie było inaczej. Mimo że koncerty po moim wyjściu wyglądały i brzmiały fatalnie, ja wciąż chciałem grać. Ludzie byli niezadowoleni, ja miałem strasz-nego moralnego „kaca”, często było mi wstyd, ale nie chciałem rzucać muzyki. Drętwiały mi ręce, odczuwałem stany lękowe i tzw. bóle fantomowe, ale się nie poddawałem. Nie zdradzałem muzyki. I to się opłaciło.

– Swoją biografię piszesz piosenkami. Masz grono fanów, swoją publiczność, ale też tych, którzy dopiero zakochują się w Tobie. Za sprawą czego?

– Myślę, że moim największym walorem jest szczerość przekazu. Ja niczego nie udaję, nie opo-wiadam zmyślonych historii. Dużo w tym wszyst-kim uczuć i ekspresji i w tym chyba tkwi klucz. Żeby mnie zrozumieć i poznać, trzeba przyjść na koncert i mnie posłuchać. Bo płyty to jednak nie wszystko. Jestem artystą eklektycznym. I nie go-dzę się na etykiety. Bo moje piosenki to nie tylko poezja. To często rock lub nawet punkowa styli-styka ubrana w taką lub inną formę. Jestem nie-pokorny, z wieloma rzeczami się spieram i kłócę.

Page 19: LAJF Magazyn Lubelski #25

Na zdjęciu Irek – jeden z sześciu mężczyzn mieszkających w ośrodku

w Bystrzejowicach Trzecich, którzy założyli w styczniu

pierwszą spółdzielnię socjalną. foto Artur Mulak

Wszystko można naprawić. Nawet życieBractwo Miłosierdzia im. św. Brata Alberta kojarzy się z kuchnią przy ul. Zielonej w Lublinie oraz ośrodkiem i noclegownią dla osób bezdomnych. Nie wszyscy wiedzą, że jest to tylko fragment pomocy, jaką świadczy najuboższym. Jej celem jest przywracanie osób bezdomnych do życia społecznego i na rynek pracy. Często pracy, którą oferuje samo Bractwo.

Ciepły posiłek i dach nad głową to początek walki z bezdomnością i ubóstwem. Początek bardzo ważny, bez którego nie można rozpocząć walki o konkretnego człowieka.

Osoby posiadające potencjał do usamodzielnienia na pierwszym etapie są angażowane w wolontariat, szkolenia i kursy za-wodowe oraz (jeśli zachodzi taka konieczność) programy terapii odwykowych. Dla osób długotrwale bezdomnych stworzo-no też mieszkanie „treningowe”. Po latach życia na ulicy nawet sprzątanie, gotowanie czy samodzielne płacenie rachunków wymaga ponownego przyswojenia.

Bezdomni mający szansę powrotu na rynek pracy trafiają do Ośrodka Aktywizacji Społecznej i Zawodowej w Bystrzejowi-cach Trzecich. W dawnej szkole podstawowej, wyremontowanej przez podopiecznych Bractwa, przygotowano 25 miejsc mieszkalnych dla mężczyzn odnawiających swoje kwalifikacje zawodowe. Obecnie, z uwagi na sytuację finansową, mieszka tam tylko 6 mężczyzn, którzy w styczniu założyli pierwszą spółdzielnię socjalną zajmującą się wykończeniami wnętrz. Wra-cają na rynek pracy. W planach są już kolejne spółdzielnie, w tym warsztat renowacji mebli.

Środki pozyskiwane przez Bractwo nie idą wyłącznie na zakup żywności i doraźną pomoc. Już dawno przekonano się, że byłaby to studnia bez dna. Dlatego od kilku lat Bractwo Miłosierdzia inwestuje w przedsiębiorstwa ekonomii społecz-nej skupione pod marką „Pro Bono”. Do nich należy „Bar Mieszczański” przy ul. Zielonej oraz dawna stołówka KUL, obecnie

„Mensa Academica”, których kulinaria zdobywają nagrody „Wojewódzkiego Lidera Smaku”. Te przedsiębiorstwa dały już kilka-dziesiąt miejsc pracy, a pojawiające się zyski zasilają kosztowne programy walki z bezdomnością. Kosztowne, ale skuteczne, ponieważ każdego roku udaje się odmienić los kolejnych osób.

Środki z tegorocznej kampanii 1% przeznaczone będą na rozwój i wykorzystanie pełnych możliwości Ośrodka Aktywizacji Społecznej i Zawodowej w Bystrzejowicach Trzecich. Twarzą kampanii, którą można zobaczyć m.in. w telewizji i internecie, jest Irek – jeden z sześciu mężczyzn pracujących obecnie w ośrodku w Bystrzejowicach. Walka o człowieka trwa zazwyczaj wiele lat, ale jeśli kończy się jego powrotem do społeczeństwa, odnowieniem więzi z ludźmi i powrotem do pracy – wtedy wiadomo, że było warto. W 2015 roku Bractwo Miłosierdzia chce dać szansę kolejnym osobom. Twój 1% podatku może w tym pomóc.

Kampania 1% podatkuKRS: 0000 135 612www.albert.lublin.pl

Page 20: LAJF Magazyn Lubelski #25

Czym jest SPORTSpark?

To jedyny tego typu klub fitness w Lublinie. Panuje u nas niepowtarzalna atmosfera. Robimy wszystko, żeby każdy nasz klient był traktowany indywidualnie i zawsze za-dowolony z wizyty w SPORTSparku. W momencie wejścia do klubu jest każdorazowo witany uśmiechem – działamy już ponad cztery lata, więc z większością Klubowiczów łą-czą nas bardzo bliskie relacje. Oferujemy zajęcia dla osób w rożnym wieku, od treningów karate tradycyjnego dla dzie-ci, poprzez ogólnodostępną siłownię, ćwiczenia wyłącznie dla kobiet, squash, zajęcia fit-cycling. Nieustannie modyfiku-jemy naszą ofertę i wprowadzamy nowości.

Jesteśmy miejscem, w którym oprócz szeroko rozumia-nej poprawy kondycji fizycznej, można poznać bardzo cieka-wych ludzi i zawrzeć nowe znajomości.

Co Was wyróżnia wśród innych lubelskich siłowni?

Największym atutem SPORTSparku są nasi Klubowicze. Oso-by nietuzinkowe, poszukujące nowych wyzwań, pragnące miło i efektywnie spędzić czas. Zainteresowanym realizacją konkretnych celów sportowych oferujemy kompleksowe roz-wiązania. Zaczynając od konsultacji z trenerem personalnym i dietetykiem, poprzez ułożenie planu treningowego, jesteśmy w stanie zaplanować plan dotarcia do wyznaczonych celów.

Osoba, która zaczyna swoją przygodę z klubem fitness może rozpocząć od zajęć „zdrowy kręgosłup”, potem ćwiczyć na siłowni pod czujnym okiem wykwalifikowanego trenera, następnie spróbować gry w squasha, doszlifować swoją kon-dycję na zajęciach rowerowych fit-cycling czy TRX.

Na powierzchni 1 000 m2 naszym Klientom oferujemy siłownię wyposażoną w sprzęt światowego lidera, firmy

Rozmowa z Jackiem Drwalem, właścicielem SPORTSparku w Lublinie

FAJNE MIEJSCE W MIEŚCIE

Page 21: LAJF Magazyn Lubelski #25

TechnoGym, trzy korty do squasha marki ASB, strefę wyłącz-nie dla Kobiet (którą nazywany LADIESpark) oraz trzy sale fitness:

MENTALpark, w której proponujemy zajęcia spokojniej-sze, wzmacniające i rozciągające takie jak zdrowy kręgosłup, pilates, piłki, jogę. W sali tej proponujemy też zajęcia specja-listyczne, które w grafiku fitness nazywany Uroconti, czyli zajęcia dla kobiet skierowane na wzmocnienie i naukę kon-trolowania mięśni dna miednicy w celu niwelowania skutków wysiłkowego nietrzymania moczu.

SPEEDpark, w której prowadzimy między innymi zajęcia zumby, tabaty, step+brzuch, T.B.C. i wiele innych.

JUNIORpark zaś wykorzystujemy do zajęć karate dla dzieci prowadzonych przez mistrza Polski, Sebastiana Bator-skiego. Ta sala to także miejsce niezwykle popularnych zajęć fit-cycling, prowadzonych na 21 rowerach marki Tomahawk. Na wszystkich salach oferujemy ponad 200 godzin fitnessu miesięcznie.

Dla odwiedzających nas rodzin mamy kącik dziecięcy oraz osobną szatnię dla rodziców z dziećmi. Zostaliśmy wyróżnieni odznaczeniem „Miejsce przyjazne rodzicom i dzieciom”, przy-znawanym przez Prezydenta Lublina. Rodzice przyprowadzają-cy dzieci na karate, mogą wypić pyszną kawę, ale w tym czasie zapraszamy ich też na grę w squasha lub ćwiczenia na siłowni.

Na co SPORTSpark kładzie największy nacisk?

Staramy się bardzo profesjonalnie podchodzić do Klubowi-czów, oferując usługi na najwyższym poziomie. Cały czas koncentrujemy się na podnoszeniu jakości oferowanych usług. W 2014 roku cała nasza załoga przeszła cykl komplek-sowych szkoleń, co zaowocowało opracowaniem standar-dów obsługi. Recepcja, trenerzy siłowni i instruktorzy fitness pracują według opracowanych procedur. Dzięki temu nasz Klubowicz otrzymuje dokładnie taki sam pakiet usług, nie-zależnie od tego, z którym trenerem ćwiczy.

Nasi Klubowicze doceniają także wszelkie działania integracyjne, ponieważ w naszym klubie cały czas coś się dzieje. Świętujemy urodziny klubu, organizujemy maratony fitness i rowerowe, turnieje squasha. Z okazji różnych wyda-rzeń nasi Klubowicze mogą liczyć na niespodzianki z naszej strony.

Wspieramy naszych przyjaciół – Lubelski Klub Biznesu, Caritas i inne organizacje społeczne w prowadzonych przez nich akcjach.

Adres: ul. Bohaterów Monte Cassino 53aTelefon: 81 56 18 444 Strona: www.sportspark.plMail: [email protected]

.Jakie plany na rozwój ma SPORTSpark w najbliższym czasie?

W 2015 roku będziemy wdrażali kolejne innowacyjne roz-wiązania.

Chcemy pomagać naszym Klubowiczom w sposób maksymalnie efektywny i nowoczesny, dlatego jako pierwsi w Lublinie podpisaliśmy umowę z firmą VitaGenum. Zespół VitaGenum stanowią naukowcy wyspecjalizowani w nutri-genomice, nutrigenetyce, genetyce, dietetyce i żywieniu człowieka. Ich testy DNA dostępne w ofercie SPORTSparku pozwolą na zoptymalizowanie diety lub sposobu ćwiczenia na siłowni.

Wprowadzamy również catering dietetyczny. Nasi tre-nerzy oraz dietetycy w porozumieniu z firmą Gastromax, po-siadającą wieloletnie doświadczenie gastronomiczne, opra-cowali zbilansowany zestaw pięciu posiłków na cały dzień. Jest to bardzo wygodne, smaczne rozwiązanie dla osób za-pracowanych i zabieganych pozwalające na dostarczenie energii do aktywnego życia. Nasi Klubowicze będą mogli odebrać w SPORTSparku gotowe zestawy i zamawiać je na konkretny dzień, tydzień lub miesiąc.

Jako jeden z pierwszych klubów wprowadzamy ćwicze-nia TRX – ich twórcą jest amerykański komandos Randy He-trick. TRX jest wykorzystywany przez sportowców w profe-sjonalnych treningach oraz służy korygowaniu wad postawy, gdyż jest treningiem całego ciała. Chętnie zobaczymy Was w każdy poniedziałek, środę i piątek wieczorem :)

Bądźcie z nami na bieżąco! Zapraszamy do SPORTSpar-ku na ul. Bohaterów Monte Cassino 53a, znajdziecie nas też na Facebook’u i Instagramie.

FAJNE MIEJSCE W MIEŚCIE

Page 22: LAJF Magazyn Lubelski #25

22 magazyn lubelski 1[25] 2015

M a 28 lat i właśnie została najmłodszym wójtem na Lubelszczyźnie i jednym z najmłodszych w Polsce. Rządzi Jabłonną koło Lublina, w której mieszka blisko 8000 mieszkańców. Nie jest to jej pierwsze doświadczenie z samorządem lokalnym – była radną poprzedniej ka-

dencji. Od 10 lat działa w organizacjach pozarządowych, a swoją działalność rozpoczęła od prowadze-nia świetlicy dla dzieci i stowarzyszenia rozwoju lokalnego. Magdalena Sałek na każdym kroku pod-kreśla, że jest stąd i z tym miejscem zamierza związać swoje życie. Jak na tak młodą osobę wydaje się być mocno zdeterminowana. I jak na tak młodą osobę może pochwalić się imponującym życiorysem.

ludzie

Pani wójttekst Marta Mazurekfoto Marek Podsiadło

Gmina Jabłonna leży przy ruchliwej drodze łączącej Lublin z Bychawą, Biłgorajem, Krasnymstawem i Szczebrzeszynem. Tędy można również dojechać do Przemyśla, Zamościa i Warszawy. Gminę tworzy 17 wsi, a pośród nich Jabłonna Pierwsza, Jabłonna Druga i Jabłonna-Majątek, a ich znakiem rozpo-znawczym jest zespół parkowo-pałacowy, niegdyś należący do lubelskiej rodziny Vetterów, znanych przedsiębiorców i filantropów, obecnie będący własnością prywatną. Pochodzący z XIX wieku dwór otoczony jest lipowymi alejami, winnicą i rozlewiskami. W pobliżu znajdują się m.in. bu-

dynki rządcówki, dawnej gorzelni i ruiny czworaków. Ale z okien przejeżdżających tędy samochodów Jabłonna wygląda jak wiele innych gmin na Lu-belszczyźnie. Idący chodnikiem mieszkańcy, sklepy spożywcze, ogrodzenia posesji. Uwagę zwracają na siebie drewniana karczma, restauracja i pomalowany na biało Urząd Gminy z klasycystycznym gankiem z kolumnami. Przez najbliższe 4 lata miejsce pracy Magdaleny Sałek.

Jestem stądTak jak szybko chodzi, tak samo szybko działa.

Page 23: LAJF Magazyn Lubelski #25

23magazyn lubelski 1[25] 2015

Zachodzi też duże prawdopodobieństwo, że w jej ro-dzinie geny społecznikowskie są dziedziczne. Pradzia-dek Stanisław Kowalik pomagał mieszkańcom pisać listy urzędowe. Ukończył 6 klas szkoły podstawowej i pięknie kaligrafował. W lokalnej społeczności uchodził za osobę wykształconą i znającą się na rzeczy. Mama należy do Koła Gospodyń Wiejskich w Czerniejowie.

Magdalena Sałek twierdzi, że jej aktywność społecznikowska rozpoczęła się, kiedy chodziła do gimnazjum. Organizowała m.in. dyskoteki w szkole i dokładnie pamięta tę pierwszą, bo nie tylko dostała wolną rękę od nauczycielki, ale jeszcze został jej po-wierzony budżet na imprezę. Miała wtedy 13 lat i ta sytuacja uzmysłowiła jej, że po pierwsze inni mają do niej zaufanie, a po drugie, że można organizować różne wydarzenia. A więc ma w sobie moc spraw-czą, bez której raczej trudno czegokolwiek dokonać. Potem dojeżdżała do liceum Vetterów w Lublinie. Codzienne wyjazdy i powroty do domu mocno ogra-niczyły jej możliwości czasowe, ale i tak sprawowała funkcję przewodniczącej samorządu klasowego.

Chęć działania była w niej od zawsze. – Kiedy dostałam się na socjologię na KUL, swoje kroki skiero-wałam do Koła Studentów Socjologii KUL. Polecam to każdemu. Poznawanie ludzi, organizowanie kon-ferencji i wyjazdów. To jest dobre środowisko dla osób aktywnych. Podczas studiów rozpoczęła się też moja przygoda z wolontariatem, który zadecydował o całym moim przyszłym życiu. Na początku opiekowałam się dziećmi w domu dziecka. Pomagałam im odrabiać prace domowe, wychodziłam na spacery i bawiłam się z nimi. Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, jak duże znaczenie ma pomoc tym, którzy takiej pomocy potrzebują. Poza tym wiedziałam, że te dzieciaki na mnie czekają, więc nie wypadało się spóźnić. A to, żeby w ogóle nie przyjść, nawet do głowy mi nie przyszło. To była duża motywacja – wspomina.

W czasie studiów jako wolontariuszka pomagała również w Centrum Duszpasterstwa Młodzieży przy Duchu Świętym w Lublinie, gdzie była wolonta-riuszką w Szpitalu Dziecięcym na Oddziale Patologii Noworodków. Ale od początku równolegle było stu-diowanie. Upór i determinacja pozwalały jej łączyć skutecznie studia z pracą na rzecz innych.

Ta właściwa drogaJej profil zawodowy na portalu GoldenLine wy-daje się nie mieć końca. Co rzadkie w tego typu miejscu, sporo jest tu również wpisów osób, które współpracowały z Magdaleną Sałek i w ten sposób rekomendują ją innym. Oprócz socjologii ukończyła studia podyplomowe z ekonomii społecznej na Uni-wersytecie Ekonomicznym w Krakowie oraz liczne kursy i szkolenia, m.in. Szkołę Liderów PAFW, Kurs Trenera Biznesu czy Przedsiębiorcy Społecznego i ciągle było jej mało. Obecnie studiuje zarządzanie i finanse w administracji publicznej na KUL-u, aby rozwijać swoją wiedzę dotyczącą samorządu, prawa i finansów. Równie dużą część zajmuje lista działań pozarządowych – fundacje, stowarzyszenia, akcje charytatywne, projekty edukacyjne i społeczne. Ale wszystkie one mają wspólny mianownik – wolonta-riat, dzięki któremu zdobyła największe doświadcze-nie, kontakty i możliwości.

Page 24: LAJF Magazyn Lubelski #25

24 magazyn lubelski 1[25] 2015

Od 2009 roku jest zaangażowana w projekt SZLACHETNA PACZKA, pełniąc początkowo funkcję Lidera Rejonu, gdzie wraz z grupą wolon-tariuszy w Lublinie w dzielnicy Konstantynów po-magała rodzinom najbardziej potrzebującym. Kolejne lata przyniosły jej zaangażowanie w ten projekt na kolejnych stanowiskach, w 2012 roku otrzymała propozycję pełnienia funkcji Koordynatora Krajo-wego tego projektu. Przez rok mieszkała w Krakowie i dowodziła sztabem tysięcy osób w całej Polsce. Jed-no stanowisko na 10 tysięcy wolontariuszy w Polsce i konieczność dowodzenia zespołem 30 najbliższych współpracowników. To musi przekładać się na umie-jętność zarządzania zespołem, pracy pod presją czasu i okoliczności oraz skuteczność w działaniu. To, co jej się najbardziej przydało, to otwartość na drugiego człowieka, umiejętność wsłuchiwania się w problemy innych ludzi oraz bardzo dobra organizacja pracy, sztuka komunikacji interpersonalnej, umiejętność radzenia sobie ze stresem, wyznaczanie celów i osią-ganie ich. Bez jej wcześniejszych doświadczeń raczej byłoby to niemożliwe. ‒ Uważam, że jest to naturalna ścieżka rozwoju –

od organizacji pozarządowych działających na rzecz innych do służby publicznej w strukturach administra-cji publicznej. Przy jednoczesnej świadomości, że jako osoba działająca na rzecz organizacji pozarządowych nie mam wpływu na pozytywne załatwianie spraw do końca. Dlatego tego typu doświadczenie w połączeniu z mocą sprawczą wynikającą z zajmowanego stanowi-ska wójta może o wiele więcej załatwić z pożytkiem dla mieszkańców naszej gminy – podkreśla.

Cel – życieMagdalena Sałek mówi o tym, że już jej się udało, choć całkiem sporo jeszcze przed nią. Chce ak-tywnego życia wśród ludzi, z którymi może wiele zdziałać, a za takich uważa mieszkańców gminy, której została wójtem. Niekwestionowanym suk-cesem jest wygrana w pierwszej turze z jej po-przedniczką, która piastowała to stanowisko przed dwie kadencje. Cele zawodowe nowej pani wójt na najbliższe 4 lata są związane z jej programem wyborczym – m.in. zmianą planu zagospodarowa-nia przestrzennego gminy, rewitalizacją centrum Jabłonny, wydłużeniem godzin funkcjonowania oddziałów przedszkolnych dłużej niż do 13.30, aby rodzice nie musieli się martwić opieką nad dziećmi, kiedy są w pracy. Nadal jej oczkiem w głowie jest założona z jej inicjatywy „Pracownia” dla dzieci w Czerniejowie. Kolorowe, nowoczesne wnętrze, miejsce zabaw pod opieką wykwalifikowanej kadry powodują, że stale pełno tu dzieciaków.

Po godzinach kocha fotografować, największą in-spiracją są dla niej inni ludzie, ich zwyczaje i emocje. Nawet teraz, kiedy jest wójtem, trudno jej nie za-bierać aparatu na różne wydarzenia, aby nie stracić cennych kadrów.

– Pomimo młodego wieku dużo osiągnęłam, ale nie udałoby się, gdybym była sama. Tymczasem są wokół mnie ludzie, którzy mnie wspierają na każdym odcinku mojej działalności. Pracujemy w zespole, to oni mnie motywowali, przekonywali, że warto. I ciągle mnie wspierają. Bez takiego wsparcia trudno cokolwiek zdziałać – puentuje Magdalena Sałek.

Page 25: LAJF Magazyn Lubelski #25

1

1

2

3

2

3

Page 26: LAJF Magazyn Lubelski #25

26 magazyn lubelski 1[25] 2015

P rawosławie, którego nazwa wywodzi się z greckiego słowa orthodoxia, co znaczy: ortho – prawdziwie, dokso – sławię) jest kontynuatorem Kościoła powszechnego, a na terenach Polski istnieje już od ponad tysiąca lat. W Lublinie w średniowieczu zbudowano cerkiew pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego – najstarszą świątynię

będącą na naszych terenach we władaniu Kościoła prawosławnego. Pierwsze biskupstwo zaś na ziemiach polskich po-wstało w Uhrusku, a następnie zostało przeniesione do Chełma. Natomiast drugą diecezją, już w tamtych czasach istnie-jącą, było biskupstwo przemyskie.

tekst Maciej Skargafoto Krzysztof Stanek

społeczeństwo

Święta z prosforą

Page 27: LAJF Magazyn Lubelski #25

27magazyn lubelski 1[25] 2015

Page 28: LAJF Magazyn Lubelski #25

28 magazyn lubelski 1[25] 2015

W kolejnych wiekach drewniana cerkiew pw. Przemienienia Pańskiego ulegała zniszczeniu w wyniku dwóch pożarów i na początku XVII wieku odbudowano ją już jako murowaną. Od marca 1989 roku, kiedy Lublin został stolicą reaktywowanej diecezji chełmskiej – stała się świątynią katedralną i ma w niej swoją siedzibę ordynariusz tej diecezji ar-cybiskup Abel (Popławski). Charakterystyczna bryła świątyni dla wielu mieszkańców i przyjezdnych od zawsze kojarzona jest z adresem Ruska 15.

Kościół prawosławny posiada w Lublinie także dwukondygnacyjną cerkiew pw. Świętych Nie-wiast Niosących Wonności (z dolną świątynią pw. proroka Eliasza) na cmentarzu przy ulicy Li-powej oraz cerkiew pw. Podwyższenia Krzyża Pań-skiego w Prawosławnym Domu Pomocy Społecznej (ul. Dolińskiego 1, niedaleko ul. Lubartowskiej). W Lublinie związana ze wschodnim chrześcijań-stwem jest również zabytkowa kaplica Świętej Trójcy zbudowana na Lubelskim Zamku pod koniec XIV wieku. Jej wnętrze w 1418 roku na polecenie kró-la Władysława Jagiełły zostało ozdobione freskami w stylu bizantyjsko-ruskim. Obecnie Katedralna Parafia Prawosławna pw. Przemienienia Pańskiego w Lublinie obejmuje centralną część województwa lubelskiego i liczy ponad tysiąc wiernych.

Szóstego stycznia wierni prawosławni zasiedli do swojej wigilii Bożego Narodzenia zwanej nawieczerie. Z uwagi na to, iż dzień wigilijny jest dniem srogiego postu, przed wieczerzą podzielili się prosforą – li-turgicznym chlebem jedzonym na czczo. A potem przystąpili do kolacji z postnymi daniami, zawiera-jącymi tradycyjnie: chleb, czosnek, sól i miód. Na wigilijnym stole, przy którym spożywanie zaczyna się zwykle od kutii z pszenicy, maku i miodu, po-jawiły się: ryba, szczułok, czyli kompot z suszonych owoców, karp w galarecie, pierogi z grzybami i ka-pustą oraz barszcz z uszkami. Po wieczerzy wierni udali się do cerkwi na nabożeństwo Całonocnego Czuwania, kończącego się Liturgią Eucharystyczną. A potem świętowali przez trzy dni, aby w ten sposób podkreślić udział Świętej Trójcy w dziele zbawienia. Jednocześnie uczestniczyli także w nabożeństwach Wielkiej Wieczerni, a w domach odwiedzali ich kolędnicy. Zamiast szopki nieśli ogromną, ręcznie zrobioną gwiazdę. W tym okresie na środku świą-tyni wyłożona jest ikona przedstawiająca Boże Naro-dzenie, która tłumaczy to ewangeliczne wydarzenie.

Uroczystości te obchodzone są wedle kalenda-rza juliańskiego, ustanowionego w 46. roku przed narodzeniem Chrystusa przez Juliusza Cezara dla użytku w Imperium Rzymskim i używanego w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Różni się on od kalendarza gregoriańskiego wprowadzonego w 1582 roku przez papieża Grzegorza XIII i dlatego obchodzenie świąt Bożego Narodzenia w Kościele prawosławnym następuje trzynaście dni później niż w Kościele rzymskokatolickim.

Andrzej Bojko – przedsiębiorca lubelski – prze-wodniczący rady parafialnej katedry Przemienienia Pańskiego w Lublinie przyznaje: – Święta Bożego Narodzenia wpisują się co roku w nasz życiowy kalen-

darz wypełniony dniami codziennej pracy. Odrywa-ją nas od tego, co ziemskie, by skierować nasze myśli i wzrok ku wyżynom nieba. Nastrój święta i nuta kolę-dy powodują, że nie odrywając się od ziemi, napełniamy się niezwykłym ciepłem. Chwile wigilijnego oczekiwa-nia – bliscy, stół z prosforą, choinka – zbliżają ludzi i budzą w nich dobre uczucia. Zwykłe gesty i proste słowa wyrażają nową jakość, gdy wplatają się w treść orędzia „Bóg się rodzi…”. To On nadaje sens naszemu życiu i świętowaniu. Wznosi nadzieję na lepsze w nas i wokół nas.

W Kościele prawosławnym wszystko ma sym-boliczne znaczenie. Przykładem tego są cerkwie. Zazwyczaj buduje się je na planie okrętu, który symbolizuje statek płynący do Królestwa Bożego. Bywają także stawiane na planie krzyża. Każdy ich element pomaga wiernym wznosić dusze ku świę-tości i pobożnemu życiu. Stawiane nad nimi krzyże na planie koła symbolizują wieczne trwanie Cerkwi. Liczba kopuł także ma swoje niebagatelne znacze-nie. Jedna to znak jednego Boga. Dwie wskazują na podwójną naturę Jezusa. Zaś trzy to symbol Świętej Trójcy. Wieńczący je krzyż jest natomiast znakiem oddania chwały Jezusowi. Przedsionek tych świą-tyń jest dla katechumenów. Natomiast główna ich część dla wiernych. We wnętrzu, zazwyczaj pośrodku, usytuowany jest pulpit, na którym udostępniana jest ikona patrona świątyni bądź odnosząca się do święta obchodzonego w danym dniu. Część ołta-rzowa od środkowej nawy odgrodzona jest „ścianą z ikon” – ikonostasem. Centralną jego część stanowią Królewskie Wrota, często nazywane też Carskimi Wrotami (w języku liturgicznym Kościoła prawo-sławnego określeniem Car nazywa się Króla Chwały). Obok nich usytuowane są ikony według kanonu: z prawej strony ikona Chrystusa Zbawiciela, zaś z lewej Bogarodzicy, Przenajświętszej Marii Panny. Dalej zaś po obu stronach ikonostasu znajdują się diakońskie wrota. Ikony przedstawiają treści teo-logiczne. Są pisane, a nie malowane, bowiem ich tworzenie jest jak przepisywanie Pisma Świętego. Wynikają z modlitwy i do niej prowadzą. Są jak okno do wieczności. Wierni zaglądają przez nie na świat nadprzyrodzony, a tenże jednocześnie patrzy na nich. Językiem liturgicznym zaś Kościoła prawosławnego w Polsce jest język staro-cerkiewno-słowiański. Nie ma jednak przeszkód, aby w liturgii posługiwać się językami różnych narodowości (np. polskim, ukra-ińskim, białoruskim). Stąd też mamy w Polsce pra-wosławne parafie z polskim językiem liturgicznym.

Odnosząc się do tegorocznych świąt Bożego Naro-dzenia, arcybiskup Abel podkreślił: – Świętując ta-jemnicę wcielenia Chrystusa Mesjasza na ziemi, każdy wierny powinien sobie uświadomić, iż musimy przyjąć Syna Bożego jak żywego Boga, Boga, który wysłuchu-je naszych próśb, Boga, którego błagamy, aby przyjąć Go w Eucharystii, w którym mamy nadzieję znaleźć Przyjaciela, który jest Pocieszycielem, który jest Alfą i Omegą naszej wiary. Ku Niemu z bojaźnią, pokorą i dozą skruchy wraz z pełnią miłości powinniśmy dedy-kować ten dzień, czego niekiedy dzisiaj brak w naszym społeczeństwie.

Page 29: LAJF Magazyn Lubelski #25

Kościoły prawosławny i rzymskokatolicki, mimo swoistych różnic, są najbardziej do siebie zbliżonymi strukturami eklezjalnymi. Różnica doktrynalna dotyczy jedynie pięciu dogmatów: filioque – zależności pochodzenia Osób Trójjedynego Boga, czyściec, nieomylność papieża, zwierzchność Biskupa Rzymu, Niepokalane Poczęcie NMP, które są późniejszymi dogmatami wprowadzonymi w Kościele łacińskim. Natomiast łączy je tradycja wiary apostolskiej i wyznawanie siedmiu wspólnych sakramentów wraz z nauką siedmiu ekumenicznych soborów po-wszechnych. W Polsce duchowieństwo obu tych Kościołów ekumenicznie pra-cuje w Zespole Bilateralnym Katolicko-Prawosławnym oraz w Komisji Dialogu. Niewątpliwie znaczącą rolę w tych relacjach odgrywa tu Powszechny Tydzień Modlitwy o jedność chrześcijan tradycyjnie obchodzony w dniach 18–25 stycznia.

Page 30: LAJF Magazyn Lubelski #25

30 magazyn lubelski 1[25] 2015

biznes

Page 31: LAJF Magazyn Lubelski #25

31magazyn lubelski 1[25] 2015

C odziennie na budowie pracuje tu w porywach nawet 350 osób. Całkowita wartość projektu wynosi ponad 170 mi-lionów złotych. Wysokość fasady odpowiada 16 piętrom.

Całkowita powierzchnia obiektu to prawie 40 tysięcy m². Kubaturę szacuje się na ponad 170 tysięcy m³. W budynku użyto blisko 11 km różnego rodzaju kabli i wylano około 26 tysięcy m³ betonu. Same-go szkła użytego do balustrad jest 3 km². Główna scena będzie mia-ła 900 m² powierzchni i tym samym będzie największą w Polsce i drugą w Europie. Dane liczbowe i plany robią wrażenie. O czym mowa? O Teatrze w Budowie? O Centrum Spotkania Kul-tur? A może o Trans-Atlantyku, do którego przewrotnie porównał budowę Centrum jego dyrektor Piotr Franaszek…

Teatr w budowieStraszył przez 40 lat. W centrum Lublina, przy Alejach Racławickich, otoczony szkaradnym płotem. O wzniesieniu w tym miejscu wielofunk-cyjnej sceny teatralnej zadecydowały władze PRL. Vis-à-vis ówczesnej siedziby Komitetu Wojewódzkiego PZPR, na terenie skweru i odkrytego basenu miała znaleźć się największa obrotowa scena teatralna w Euro-pie. Budowa gmachu, który zaprojektował prof. Stanisław Bieńkuński, autor m.in. siedziby Polskiego Radia w Warszawie, ruszyła w 1974 roku. Pierwszą kielnię z zaprawą na placu budowy położył wiceprezes Rady Ministrów Mieczysław Jagielski. Jednak szybko okazało się, że na ten teatralny moloch brakuje pieniędzy. Pomimo zaawansowanych prac budowa stanęła, a teatr nazywany od tej pory Teatrem w Budowie stał się niechlubnym symbolem Lublina. Coś drgnęło w latach 90., kiedy od strony ulicy Skłodowskiej oddano do użytku Filharmonię Lubelską, w 2000 roku został tu otwarty Teatr Muzyczny. Sytuacja całkowicie uległa zmianie siedem lat później, kiedy zapadła decyzja o budowie w tym miejscu, finansowanego w większości ze środków unijnych, czegoś więcej niż sam teatr – Centrum Spotkania Kultur. Jego wstęp-ne założenia programowe powierzono między innymi twórcy Ośrod-ka „Brama Grodzka – Teatr NN” Tomaszowi Pietrasiewiczowi. Teatr w budowie już jako CSK zyskał nowy wymiar – miejsca dialogu mię-dzy Wschodem a Zachodem, pod znakiem tolerancji dla odmienności kulturowej, miejsca ważnego dla edukacji młodzieży i kultury regionu.

Dziś skala realizacji CSK i oryginalność jego bryły mają szansę stać się nowym symbolem polskiej architektury i mieć takie znaczenie w kulturotwórczym i architektonicznym krajobrazie miasta, jak zdarzyło się to w przypadku Muzeum Guggenheima w Bilbao, Opery w Sydney czy Centrum Pompidou w Paryżu.

W brzuchu wielorybaCentrum ma być wyjątkowe pod względem przeznaczenia, kubatury, ale i architektury właśnie. Historia obiektu stanie się jego dodatkową wartością – wewnątrz będzie można znaleźć np. warstwy z żelaza, betonu, szkła i innych elementów, które od lat 70. tkwią w konstrukcji. Po otwarciu centrum staną się samoistną ekspozycją, która będzie sym-bolem historii tego miejsca i przemian ustrojowych, jakie przez cztery dekady dokonały się w Europie Środkowej. Jednym z takich elemen-tów jest ogromna ściana, wykonana z cegły, skuta na całej powierzch-ni, tworząca wręcz ażurową kompozycję. Nawiązuje do części Teatru w Budowie, która nigdy nie została oddana od użytku. Tu przeszłość i przyszłość spotykają się, rozpoczynając nowy rozdział.

tekst Aleksandra Biszczadfoto Robert Pranagal

Transatlantyk

Page 32: LAJF Magazyn Lubelski #25

32 magazyn lubelski 1[25] 2015

Będzie też kontynuacja koncepcji serca centrum, czyli uruchomienie głównej sceny widowiskowej o gabarytach powalających z nóg. Bo Sala Operowa pomieści 1200 osób, a powierzchnia sceny z pokaźną, głęboką na 5 metrów fosą dla orkiestry między sceną a widownią to 490 m². Tu wszystko jest absolutnym novum. Scena wyposażona jest w 4 dwupoziomowe zapadnie oraz 2 zapadnie łukowe fosy orkiestry. Za doskonałe brzmienie dźwięku będzie odpowiadać 180 rolet akustycznych. Już dziś małe radio, towa-rzyszące budowlańcom, jest dobrze słyszalne na kil-ku poziomach. Scena ma aż 27 metrów wysokości (mniej więcej wysokość 10-piętrowego bloku), co umożliwia podwieszenie 12-metrowej scenografii i zamienienie jej w trakcie spektaklu z prędkością ok. 0,6 m/s. Zastosowano tu 8 torów jezdnej podciągarki i 4 wciągarki o udźwigu dwóch ton. Dzięki temu można zawiesić kilka wariantów dekoracji, oświe-tlenia czy nagłośnienia. Zmiana scenografii będzie możliwa dzięki 52 sztankietom (wyciąg dekoracyjny), na których można zamontować przed spektaklem wszystkie elementy dekoracji, które w trakcie jego trwania będą sterowane i zmieniane automatyczne. Szybkim zmianom dekoracji sprzyja też zapadnia o szerokości 16 metrów. A to wszystko na oczach publiczności, która w zależności od pomysłów reży-sera będzie mogła być oddalona od sceny na dowolną odległość.

Oprócz Sali Operowej w CSK powstają trzy inne – kinowa (dla 170 widzów z mobilną widownią), kame-ralna (powierzchnia ponad 430 m², dla 200 widzów, wielofunkcyjna, wyposażona w mosty oświetleniowe na całej długości sali i panele akustyczne) oraz sala baletowa o powierzchni ponad 230 m² z podłogą z deski sosnowej na legarach, wyposażona w prze-nośną podłogę taneczną.

– Wykonywaliśmy różnego rodzaju obiekty, w Pol-sce i poza jej granicami. Myślę, że nie zdarzy nam się jednak więcej pracować nad budową na tak dużą skalę. Jest to realizacja ciekawa, różnorodna, skupiając się nawet tylko na technologii i doposażeniu – mówi Paweł Kosior z firmy Budimex, odpowiedzialny za wykonanie projektu.

Miasto w centrum miastaZa projekt architektoniczny CSK oraz przebudo-wy Teatru Muzycznego i Filharmonii Lubelskiej odpowiada lubelski architekt Bolesław Stelmach. Jego nazwisko jest znakiem rozpoznawczym kilku innych realizacji w Lublinie, takich jak Lubelski Park Naukowo-Technologiczny, Zana House, Cen-trum Handlowe Plaza i Centrum Handlowe Tara-sy Zamkowe. Jest laureatem Honorowej Nagrody Stowarzyszenia Architektów Polskich. Jak zaznacza autor, projekt CSK kieruje się zasadą „bycia w budo-wie” i chce podkreślić wszystkie historyczne aspek-ty trwania tego miejsca. Podczas otwarcia wystawy fotograficznej obrazującej historię budowy teatru na przestrzeni 40 lat architekt stwierdził, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Stąd jego pomysł na wnętrze centrum – jest spójne, a zarazem intry-gujące w swojej prostocie. Dominują czerń, szarość i biel, jeżeli chodzi o kolorystykę. Beton, cegła, szkło, jeżeli chodzi o materiały. Zresztą wszechobecność

Page 33: LAJF Magazyn Lubelski #25

33magazyn lubelski 1[25] 2015

betonu u tego architekta oraz zabawa jego fakturą jest już tradycją. Znakiem rozpoznawczym projektów Stelmacha, a tym samym CSK, jest również prze-strzeń, też wszechobecna. Wiszące klatki schodowe o symetrycznym układzie przypominają podwieszane mosty. To jedno z miejsc, gdzie mamy do czynienia z dużymi powierzchniami wyjątkowo pasującego do betonu szkła. Jeśli przestrzeń, to również ogrody i centralnie rosnące drzewo, które dzięki szklanemu dachowi będzie miało dostęp do naturalnego światła i będzie rosło na rozpiętości wszystkich kondygnacji. Poza tym zaprojektowane zostały również wysepki z zielenią, a na niektórych ścianach już zamontowano linki, po których będzie się wspinał wiciokrzew.

Odrębną częścią CSK będzie dach z restauracją, tarasami, trawnikiem z leżakami i przeszklonymi tunelami widokowymi na cały Lublin i na plac przed

Centrum, gdzie również będzie dominować beton z charakterystycznymi, dwoma 18-metrowymi słu-pami i ławkami z tego samego materiału. Tutaj będą działać letnie kino i sceny plenerowe. Między placem a licem gmachu już powstały geometryczne wypię-trzenia, które Bolesław Stelmach nazywa „kurhana-mi Gutenberga”. Z kolei zewnętrzne powierzchnie budowli są wykończone olbrzymimi taflami potrój-nie klejonego szkła, jasnoszarymi i matowymi, które dodatkowo posłużą jako ekrany multimedialnych projekcji.

Na pokładzie transatlantykuRóżnorodność i zaskakiwanie na każdym kroku jest konieczne, bo CSK ma funkcjonować przez cały dzień, a nie tylko wieczorami. W tym celu już została nawiązana współpraca z pierwszymi organizacjami,

Page 34: LAJF Magazyn Lubelski #25

34 magazyn lubelski 1[25] 2015

które będą miały tu swoje siedziby. Centrum propo-nuje miejsce i partnerskie warunki. – Chcemy być dla nich trampoliną, dać markę, miejsce, szersze horyzonty. Pomożemy w pozyskiwaniu środków. Nie będziemy ograniczać, zyskując współpracę całych środowisk, dla których instytucja będzie wiarygodnym partnerem – podkreśla Piotr Franaszek, dyrektor Centrum Spo-tkania Kultur.

Intensywne życie CSK przez całą dobę będzie wspie-rane przez restauracje, kawiarnie, a nawet księgarnie. Główną arterią centrum będzie Aleja Kultur, czyli wewnętrzna wielopoziomowa ulica, gdzie ruch i dia-log będą szczególnie widoczne. Przy alei powstaną trzy place, które umożliwią dodatkowe organizowane koncertów, wystaw lub po prostu będą przestrzenią dla tych, którzy lubią jeździć na deskorolkach czy rowerach. Jeden plac zlokalizowany będzie od strony ulicy Radziszewskiego, drugi od Marii Curie-Skło-dowskiej, trzeci od Alei Racławickich. Będą im towa-rzyszyć pomieszczenia warsztatowe i coworkingowe, sale prób muzycznych, laboratorium dźwięku, sale seminaryjne, galerie sztuki, biblioteka multimedialna, ścianka wspinaczkowa.

W perspektywie długoletniej CSK stawia na kulturę wysoką, w tym na spektakularne widowiska operowe. Są też plany na stworzenie Inkubatora Przemysłów Kreatywnych, zajmującego się wykorzystaniem sztu-ki w przemyśle związanym między innymi z desi-gnem, multimediami czy fonografią. Jak mówi Piotr Franaszek: – Centrum Spotkania Kultur nie można

porównać do żadnego innego obiektu w Europie. Jego działalność i profil będzie znacznie odbiegać od stan-dardowych ośrodków promocji kultury. Determinuje to już sama forma obiektu, gdzie z jednej strony mamy ogromne powierzchnie z salą widowiskową, a z drugiej stawiamy na organizacje pozarządowe, indywidualnych twórców i gości, którzy po prostu mają tu twórczo spę-dzać czas. Celem jest stworzenie instytucji, która będzie zajmowała się dialogiem na wielu poziomach. Swojego rodzaju Axis Mundi, gdzie przecinają się intelektualne osie tej części Europy. Będzie to „teatr” będący zawsze w budowie, w procesie, w nieustannym rozwoju. Punk-tem odniesienia będzie nawiązanie do źródeł kultury i to już w ujęciu antropologicznym. Poszukiwanie róż-nic kulturowych i płaszczyzn dla spotkania.

Pewne jest jedno, CSK ma szansę stać się zna-kiem rozpoznawczym Lublina, a także całej Europy Wschodniej, a dzięki temu będzie przyciągać tutaj najznakomitsze postaci środowisk artystycznych. Słowo „spotkanie” w aspekcie tej instytucji nabiera wyjątkowego znaczenia.

– Pod względem geopolitycznym i kulturowym jest w tym przypadku szczególnie znaczące. Nasze położenie, granica Schengen i wielokulturowa historia Lublina są podstawą profilowania Centrum jako miejsca dialogu

– podsumowuje Piotr Franaszek.Otwarcie planowane jest na grudzień 2015. Ostat-

nio budowę odwiedzili Tomasz Karolak i Krzysztof Materna. Ten pierwszy po obejrzeniu całości powie-dział krótko: Teatr Wielki przestaje być wielkim.

Piotr Franaszek, dyrektor CSK w Lublinie

Page 35: LAJF Magazyn Lubelski #25
Page 36: LAJF Magazyn Lubelski #25

36 magazyn lubelski 1[25] 2015

N owoczesny, przeszklony biurowiec w centrum Lublina. W środku 560 m2 kreatywnie zaaran-żowanej powierzchni, czekającej na osoby myślące o założeniu firmy w branży nowych tech-nologii albo po prostu szukających biura do wynajęcia. A może masz start-up, ale brakuje ci

bodźców do jego rozwoju? Od grudnia 2014 roku na biznesowej mapie Lublina istnieje miejsce dla Ciebie. Otwarto Business Link Lublin, jeden z dziesięciu w Polsce akceleratorów rozwoju biznesu.

Sieć Business Link istnieje już w 10 miastach Polski, m.in. w Warszawie, Szczecinie, Krakowie, Poznaniu czy w Katowicach. Założycielem sieci jest Dariusz Żuk – współtwórca Akademickich Inkuba-torów Przedsiębiorczości, stojący na czele organiza-cji Polska Przedsiębiorcza. To miejsce, gdzie pasja łączy się z biznesem; gdzie spotykają się najwięksi przedsiębiorcy, osoby zaangażowane w innowacyj-ne projekty i przedsiębiorcy z wizją, którzy chcą ją przekuć w sukces. Celem jest udostępnienie narzędzi umożliwiających rozwój i globalne działanie. Krótko mówiąc, to miejsce, gdzie możesz pracować wśród wielu kreatywnych osób, a sąsiad obok może stać się twoim nowym klientem lub przyszłym wspólnikiem. Albo w trakcie przerwy na kawę podrzuci ci pomysł, który znacząco usprawni twoje działanie.

Dla zainteresowanych są dwa piętra, w ramach których istnieje możliwość wynajęcia laboratoriów: wiedzy, multimedialnego, IT, sali konferencyjnej

oraz klubu przedsiębiorcy. Do dyspozycji są sale za-aranżowane w stylu Google, jednego z najbardziej znanych start-upów świata, otwarta przestrzeń biurowa czy osobne strefy do cichej pracy. Można korzystać ze sprzętu biurowego, szybkiego Interne-tu i kącika kuchennego z darmową kawą i herbatą. Miejsce jest otwarte cały rok przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. Jak dołączyć do tej społeczności? Po rozmowie z managerem i chęciach obu stron do podjęcia współpracy wystarczy wykupić pakiet abonamentowy za 500 zł netto za osobę miesięcznie. Za tę cenę zyskuje się wirtualny adres, powierzch-nie biurowe, usługi recepcyjne, ciekawe szkolenia czy co-working bez limitu. A ponadto dostęp do wszystkich filii instytucji w innych miastach. Raz w tygodniu będą się odbywały tzw. środy networkin-gowe, gdzie będzie zamówione jedzenie, a właściciele firm będą mogli nawiązywać kontakty i poznać się w mniej oficjalnej atmosferze. Zaplanowane są także

tekst Patrycja Woźniakfoto Krzysztof StanekLipowa 4a

Page 37: LAJF Magazyn Lubelski #25

37magazyn lubelski 1[25] 2015

półroczne cykle szkoleniowe, podczas których można zdobyć wiedzę na temat tego, jak prowadzić biznes.

Nowe możliwości biznesuZ jednej strony branża nowych technologii przeżywa swój rozkwit. Wraz z powszechną informatyzacją, czerpaniem wzorców ze świata i implantowaniem nowych pomysłów na rodziny rynek ‒ przybywa firm zajmujących się takimi dziedzinami jak IT, biotech-nologia, telekomunikacja, informatyka, robotyka czy inżynieria. Z drugiej strony start-upy, czyli przedsię-biorstwa z tych branż, które szukają jeszcze swojego modelu biznesowego, z reguły o krótkiej historii i w fazie rozwoju, potrzebują wsparcia na początku działalności. I w to zapotrzebowanie wpasowuje się organizacja Business Link. O co tak naprawdę cho-dzi? Anna Prończuk, manager oddziału lubelskie-go, wyjaśnia. – Tutaj spotykają się przedsiębiorcy, by się rozwijać. Jest to miejsce, gdzie firma będzie mogła przejść z poziomu lokalnego na krajowy, a potem na jeszcze wyższy, międzynarodowy. Naszym zadaniem jest jej to umożliwić poprzez oferowanie wsparcia w trzech dziedzinach – przestrzeni co-workingowej, networkingu oraz wiedzy i szkoleń. Nasza rola to przy-ciągać działania i kojarzyć je między sobą. Tworzymy swego rodzaju ekosystem, którzy umożliwia łączenie między sobą potencjału osób wynajmujących u nas biuro oraz korzystanie z doświadczenia i wiedzy praktyków, przeprowadzających warsztaty i szkolenia z szeroko pojętej tematyki prowadzenia biznesu. Na razie są to najlepsi trenerzy z rynku lokalnego, ale w planach są już długoletni przedsiębiorcy i osoby z Warszawy.

Otwarciu w Lublinie towarzyszył konkurs „Ready To Go” na najlepszy start-up. Możliwość wyjazdu do Doliny Krzemowej w Stanach Zjednoczonych, siedziby takich firm jak Apple, eBay czy Facebook, wygrał Kacper Gazda i jego firma Milo Solutions za genialny w swojej prostocie pomysł wprowadzenia interaktywnego menu do restauracji. Pomysł na ra-zie został wdrożony w lokalu „Magia” na lubelskim Starym Mieście. – Takie konkursy będą się odbywały cyklicznie – 2–3 razy do roku. Kierunkami do wyboru są Szanghaj, Londyn i Dolina Krzemowa. Ten wyjazd służy głównie temu, by nawiązać kontakty, uczestni-czyć w konferencjach czy podpatrzyć rozwiązania tech-nologiczne. Kacper z kilkoma firmami z całej Polski wyjedzie już na przełomie lutego i marca. Będą to całkowicie opłacone dwa tygodnie pełne niespotykanych możliwości rozwoju. Anna Prończuk dodaje, że tym bardziej warto działać w Business Link, bo polską myślą technologiczną są zainteresowani zachodni inwestorzy. – Jeśli ktoś z Lublina startuje w konkursie ogólnopolskim, to problemem może być wybicie się, bo ilość miejsc jest ograniczona, a chętnych wielu. Business Link daje tę możliwość, że z każdego ośrodka ktoś ma szansę wyjechać, tym bardziej że europejscy inwestorzy, np. z Londynu, doceniają potencjał naszego rynku.

Najbardziej znane biznesy wywodzące się ze środo-wiska Business Link to choćby Brand24 – narzędzie monitoringu Internetu i mediów społecznościo-wych, przydatne każdemu, kto prowadzi działalność w Internecie, bloga albo fanpage marki. Natomiast Qponów, najpopularniejszej aplikacji pozwalającej kupować produkty ze zniżkami, nie trzeba przedsta-

Page 38: LAJF Magazyn Lubelski #25

38 magazyn lubelski 1[25] 2015

wiać posiadaczom smartfonów czy innych mobilnych urządzeń. Oba te przedsięwzięcia czerpały wzorce ze Stanów Zjednoczonych, gdzie trafiły w ramach programu „Ready To Go”. Właściciel Brand24 miał w planach wyjazd do USA, jednak dzięki akcji mógł to zrobić w krótszym czasie i mniejszym nakładem kosztów. W efekcie pozwoliło to jego firmie rozwinąć się o wiele szybciej.

Akcelerator przedsiębiorczościW budynku przy ulicy Lipowej 4 jest miejsce do pracy dla stu osób, nie tylko freelancerów, ale rów-nież firm, które już zatrudniają pracowników. Gdyby jednak ktoś potrzebował przeprowadzić rekrutację, są do tego przeznaczone specjalne sale. Kto naj-częściej decyduje się wynajmować biura i korzystać ze wsparcia? – Jeżeli o to chodzi, to 50﹪ to firmy z branży IT i start-upy, 30﹪ to tzw. branże mięk-kie, jak konsulting czy doradztwo, a pozostałe 20﹪ to totalna mieszanka. W tym momencie ze wsparcia Business Link Lublin korzysta już 6 firm, mam jednak nadzieję, że z końcem stycznia dojdziemy do 10. Na razie jest przewaga mężczyzn, ale zapraszamy i panie, bo jest to świetna szansa na wypromowanie kobiecych biznesów – zachęca Anna Prończuk.

Jedną z pierwszych osób, które zdecydowały się wynająć tam biuro, jest Przemysław Kopyto, roz-wijający SalomonGroup, zajmujący się rozwojem biotechnologii w obszarze koncepcji medycznych onkologii i psychologii oraz komercjalizacją badań naukowych. Uważa, że to fajne miejsce w dobrej lokalizacji i funkcjonujące na ciekawych zasadach. Ponadto, jego zdaniem, w województwie lubelskim są lepsze warunki do finansowania tego typu badań niż w innych regionach.

Powstanie centrum przy Lipowej w Lublinie nie powinno dziwić, bo idea akceleratorów biznesu wpi-suje się w koncepcję rozwoju nowych technologii na Lubelszczyźnie. Od 2005 roku istnieje w Lublinie Park Naukowo-Technologiczny, będący miejscem spotkań dla przedsiębiorców i naukowców akade-mickich, którzy mają możliwość wspólnie praco-wać nad innowacyjnymi technologiami. Powstał z inicjatywy Samorządu Województwa Lubelskiego i Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Obie te inicjatywy zostały dofinansowane w ramach wsparcia z Unii Europejskiej. Jednym z ich celów jest tworze-nie miejsc pracy na Lubelszczyźnie poprzez umożli-wienie transferu wiedzy oraz ułatwienie współpracy między instytucjami.

Page 39: LAJF Magazyn Lubelski #25

Nowy adres na motoryzacyjnej mapie Lublina jest ze wszech miar godny polecenia. To nowa siedziba firmy Best Auto, która mieści się przy ul. Metalurgicznej 60. Obiekt powstał zgodnie z najnow-

szymi wymaganiami firmy BMW. Posiada nowoczesną, przeszkloną bryłę, nawiązującą do kubizmu. Powierzchnia całkowita wynosi aż 2900 metrów kwadratowych. W tym salon ekspozycyjny zajmuje około 900 metrów kwa-dratowych, zaś serwis około 850 m kw. Na tej olbrzymiej powierzchni z du-żym „światłem” eksponowane będą samochody i motocykle BMW. Rozmach nie dziwi, bowiem odpowiednia i godna ekspozycja wymaga przestrzeni. W otwarciu nowego salonu uczestniczyło wielu znakomitych gości, m.in. Prezydent Lublina Krzysztof Żuk oraz przedstawiciele BMW Polska na czele z dyrektorem generalnym Paulem de Courtois.

W niezwykłej scenografii zbudowanej ze świateł odbyła się premiero-wa odsłona dwóch aut prestiżowej marki BMW. Pierwszym z prezento-wanych modeli był X6, jest to już druga generacja bawarskiego SAV-a. Za najlepszą charakterystykę niech posłużą słowa Wojciecha Żura, prezesa firmy Best Auto. – Uzbrojone w emanujący jeszcze większą siłą design i niesamowite osiągi, nowe BMW X6 niewątpliwie wzmacnia swą pozycję lidera w segmencie aut zapewniających ekskluzywność i radość z jazdy. Druga generacja Sports Activity Coupe, które do tej pory znalazło globalnie niemal 250 000 nabywców, ma wyjąt-kowy status wśród rywali modeli X marki BMW ze względu na nieodparty urok, oszałamiające osiągi i innowacyjne formy luksusu.

Kolejnym modelem prezentowanym w nowym obiekcie lubelskiego de-alera BMW był model i8. Jak przekonują pracownicy salonu to pierw-szy samochód hybrydowy typu plug-in BMW Group, samochód sportowy o niezwykle progresywnej i zrównoważonej ekologicznie charakterystyce. Stwo-rzone dla tej marki nadwozie typu 2+2 (układ foteli pasażerskich), wykonane w ty-powej dla BMW architekturze LiveDrive, o odkrywczo skutecznej aerodynamice i wizjonerskim uformowaniu wnętrza, zapewnia maksymalnie intensywne dozna-nia z jazdy Szkielet klatki pasażerskiej wykonano z plastiku wzmacnianego włók-nem węglowym (CFRP), natomiast wszystkie elementy napędowe, akumulatory, elementy zawieszenia, struktury nośne zderzeniowe i funkcjonalne zintegrowano w szkielecie Drive-Modul wykonanym z aluminium. Efekt takiej konstrukcji: masa własna gotowego do jazdy auta z baterią akumulatorów: 1485 kg, współ-czynnik oporu aerodynamicznego Cx: 0,26, niezwykle nisko położony środek ciężkości: 46 cm i niemal idealny rozkład mas między osie.

Inne charakterystyczne cechy to emocjonujący design klasyczne proporcje samochodu sportowego i typowe dla BMW cechy stylistyczne w nowej inter-pretacji jak np. unoszone do góry drzwi. Lampy główne i tylne są zespolone seryjnie w pełni w technologii diodowej LED. Jako opcja dostępne są lampy główne laserowe (po raz pierwszy na świecie montowane w samochodzie seryjnym).

Bez dwóch zdań mamy tu do czynienia z całościową koncepcją zrównoważone-go rozwoju w skali całego łańcucha produkcji: wytwarzanie włókien węglowych i montaż pojazdu odbywają się w 100 procentach z wykorzystaniem prądu elektrycznego uzyskiwanego regeneracyjnie. Innowacyjne są metody związane z recyklingiem: materiały są przetwarzane w ekologiczny sposób, a jednak i optycznie, i w dotyku mają charakterystykę premium.

Podczas uroczystego otwarcia niewątpliwie uwagę zainteresowanych najbardziej wzbudził model BMW i8, który niestety nie będzie w regularnej sprzedaży u lubelskiego dealera Best Auto. Niemniej jednak to ten sportowy samochód przysporzył gościom najwięcej wrażeń.

NIE TYLKO NOWY SALON BMWtekst Piotr Nowackifoto Dariusz Socha

Page 40: LAJF Magazyn Lubelski #25

40 magazyn lubelski 1[25] 2015

Staże w Parlamencie Europejskim Dom Polski Wschodniej zaprasza absol-wentów uczelni do aplikowania o płatne staże w Parlamencie Europejskim. Celem staży dla absolwentów szkół wyższych jest umożliwienie stażystom uzupełnienia wiedzy nabytej podczas studiów oraz zapo-znania się z działalnością Unii Europejskiej,

Made By LubelskiePomysły są diametralnie różne – aparta-menty wypoczynkowe na drzewach w nałęczowskich wąwozach, elektrownia wiatrowa z turbinami pionowego obrotu, analiza ludzkiego genomu na podstawie

Lublin odkodowany 36 godzin bez snu, 35 uczestników podzie-lonych na 9 zespołów, najmłodszy z nich miał 13 lat. Były cenne nagrody, jednak cenniejszy był sam udział, bowiem orga-nizator, Paweł Niewęgłowski, nie ukrywał, że autorzy najciekawszych pomysłów mogą liczyć na zaproszenie do dalszej współpracy. A mowa o lubelskim Hackathonie, odbywającym się w 17–18 stycznia w Inkubatorze Technologicznym. Hackathon Lubcode, „Koduj dla Lubli-na”, spokojnie można nazwać turniejem, choć nie o rywalizację tutaj chodziło. Celem było stworzenie aplikacji mobil-nych oraz serwisów internetowych, które mogą ułatwić życie mieszkańcom miasta oraz turystom przybywającym do Lublina, a w trakcie pracy uczestnicy mogli wzajemnie sobie pomagać. 36 godzin programowania zaowocowało kilkoma świetnymi pomysłami, które ułatwią życie mieszkańcom i turystom. Aplikacja „Bez Mandatu Lublin”, stworzona przez zespół Top Dev Team, zajęła pierwsze miejsce. Już w momencie jej prezentacji przed jury była dostępna w sklepie Google Play na urządzenia z Androidem. Wsparcie całemu wydarzeniu zapewniły największe firmy informatyczne, w tym Billennium, Altkom, Star Technology czy brytyjska Mobica, posiadająca oddziały w głównych miastach w Polsce i za granicą. (abc)

Bogdanka rekordowoW kopalni Bogdanka na Lubelszczyźnie w ostatnim kwartale 2014 r. wydobyto 2,5 mln ton węgla, co daje wynik o 21,3 ﹪ wyższy od uzyskanego w poprzednim roku i o 8﹪ lepszy od III kwartału. Zresz-tą rekordowy okazał się cały rok – łącznie wydobyto ponad 9 milionów ton węgla. Spółka ciągle inwestuje, a tak dobre wyniki są możliwe dzięki uruchomieniu Zakładu Przeróbki Mechanicznej Węgla. Przedsiębiorstwo z Bogdanki jest najno-wocześniejszą i najbardziej dochodową kopalnią węgla kamiennego w Polsce, a także krajowym liderem w produkcji węgla energetycznego. Podczas gdy kopalnie na Śląsku potrzebują natychmia-stowego programu naprawczego, lubelska Bogdanka miewa się coraz lepiej. Pierwsza informacja o obecności węgla w Bogdance pojawiła się w 1881 r. W 1965 r. zostały pobrane pierwsze próby węgla. Kilka lat

biz-njus

później rozpoczęto tu budowę kopalni i utworzono przedsiębiorstwo Lubelski Węgiel „Bogdanka” SA. W 2009 r. akcje spółki zadebiutowały na Giełdzie Papierów Wartościowych. Lubelszczyzna nie może narzekać na brak zainteresowania z powo-du węgla – w 2020 roku wydobycie węgla rozpocznie australijska spółka PD Co. Na terenie gmin Cyców, Wierzbica i Siedlisz-cze pracę znajdzie 2 tysiące osób. (abc)

(Paulina Daniewska)

(Urszula Hasiec)

Nowa podstrefa Powstała kolejna podstrefa na terenie województwa lubelskiego. Rada Ministrów opublikowała rozporządzenie w sprawie włączenia gruntów w miejscowości Pawłów koło Rejowca do Specjalnej Strefy Ekono-micznej EURO-PARK Mielec. Obszar o powierzchni 27,10 ha od tej pory funk-cjonuje jako Podstrefa Rejowiec Fabryczny. Jest szczególnie atrakcyjny dla inwestorów, ponieważ jest już w pełni przygotowany pod zabudowę. Dodatkową zaletą jest umiejscowienie wzdłuż drogi wojewódzkiej. Do inwestowania ma również zachęcić fakt, iż w ubiegłym roku teren ten został wyróżniony pierwszym miejscem w konkursie „Grunt na Medal”. Gmina Rejowiec Fabryczny od kilku lat starała się o włączenie tego terenu do strefy ekono-micznej. SSE EURO-PARK Mielec obejmuje już grunty o powierzchni blisko 1461 ha. Miejmy nadzieję, że powstanie nowej pod-strefy przyciągnie inwestorów i uatrakcyjni lokalny rynek pracy. Pawłów głównie jest znany z organizowanego na początku sierp-nia jarmarku promującego sztukę i rzemiosło ludowe. To z Pawłowa przed wojną wywodzili się najbardziej znani na Lubelszczyźnie kowale, bednarze, szewcy i garncarze. (abc)

(gal)

próbki pobranej z wewnętrznej strony po-liczka jako najbardziej miarodajne badanie czy interaktywna rekonstrukcja dziejów Lublina za pomocą wirtualnych makiet. Te oraz wiele innych innowacyjnych pro-jektów zostało przedstawionych w Lubel-skim Parku Naukowo-Technologicznym. Innowacyjność rodzi przedsiębiorczość, a jak pokazało to spotkanie mieszkań-ców Lubelszczyzny – ludzi potrafiących zamienić wytwory swojej wyobraźni na konkretne działania, w dodatku przynoszące profity, nie brakuje. – Chce-my zainspirować mieszkańców wojewódz-twa do poszukiwania własnych rozwiązań i swoich pomysłów na biznes, realizację, karierę i przyszłość. Dla tych, którzy mają pomysły, a nie wiedzą, jak rozpocząć biznes, czekamy w Lubelskim Parku Naukowo-

-Technologicznym. Po rzetelnych analizach finansowych niektórych z zaprezentowanych tu projektów uwierzyliśmy w nie i zain-westowaliśmy środki finansowe w udziały

– mówi Tomasz Małecki, prezes LPNT. Made by Lubelskie. Wprawdzie chwilami prezentacja przypominała plac zabaw, ale jak mawiał Charles de Gaulle – marzenia-mi zachodzi się najdalej. (maz)

Page 41: LAJF Magazyn Lubelski #25

41magazyn lubelski 1[25] 2015

Zapraszamy do archiwum informacji biznesowych na www.lajf.info

Księżna Danii w biżuterii z Lublina Lubelski jubiler Waldemar Śliwiński oraz jego żona Małgorzata podarowali biżuterię księżnej Danii Marii Elżbiecie jako wyraz uznania dla jej działalności społecznikow-skiej. Jej Królewska Wysokość podarunek przyjęła i za pośrednictwem Ambasady Danii w Polsce wysłała oficjalne podzię-kowanie. – Naszyjnik i kolczyki, które

biz-njus

a zwłaszcza Parlamentu Europejskiego. Kandydaci na staż dla absolwentów szkół wyższych muszą posiadać obywatelstwo jednego z państw członkowskich Unii Europejskiej lub kraju kandydującego do przystąpienia do Unii Europejskiej, muszą biegle znać jeden z języków urzędowych Unii Europejskiej i nie mogą mieć ukoń-czonego wcześniej stażu lub okresu od-płatnego zatrudnienia dłuższego niż cztery kolejne tygodnie na stanowisku opłacanym z budżetu Unii Europejskiej. Kandydaci ubiegający się o stypendium im. Roberta Schumana w ramach kierunku dziennikar- skiego muszą ponadto posiadać kompeten-cje zawodowe poświadczone publikacjami, przynależnością do stowarzyszenia dzienni-karzy danego państwa członkowskiego Unii Europejskiej lub posiadaniem dziennikar-skich kwalifikacji zawodowych uznawa-nych w państwach członkowskich Unii Europejskiej lub państwach kandydujących do przystąpienia do UE. Staże są przyzna-wane na okres pięciu miesięcy. Szczegó-łowe informacje na stronie: http://www.europarl.europa.eu/aboutparliament/pl/007cecd1cc/Traineeships.html. (maz)

podarowaliśmy Księżnej, pochodzą z naszej Kolekcji Szczęśliwej, stworzonej z diamen-tów. Wierzymy, że ta biżuteria przyniesie szczęście każdemu jej właścicielowi – mówi Waldemar Śliwiński. Marka W. Śliwiński powstała w 1990 roku w Lublinie – ro-dzinnym mieście Małgorzaty i Waldemara Śliwińskich. Początkowo działała tylko na terenie Lubelszczyzny, jednak z roku na rok, wraz z coraz większym zainte-resowaniem klientów, firma zaczęła się rozwijać. Waldemar Śliwiński jest jednym z pierwszych jubilerów w Polsce, który zaczął tworzyć biżuterię z diamentów. I to właśnie on, w połowie lat 90., spopu-laryzował na polskim rynku sprzedaż tych drogocennych kamieni. (abc)

Karuzela wrażeń Jak podaje Biuro Informacji Kredytowej, ponad 950 tysięcy Polaków zaciągnęło kredyt mieszkaniowy we frankach szwaj-carskich, a 65﹪ kredytobiorców to osoby urodzone między 1967 a 1981 rokiem. Nie-znana jest liczba kredytów zaciągniętych na samej Lubelszczyźnie, ale wiadomo, że w 2008 roku 2 na 3 udzielone kredyty hipoteczne były we franku szwajcarskim, który był wówczas rekordowo tani, a oprocentowanie odpowiednio niskie. W porównaniu z kredytem w złotych rata zobowiązania we frankach była o ponad 600 zł niższa (kredyt na 30 lat wysokości 300 tys. zł). Boom na kredyty zaczął się

wraz ze spadkiem ceny franka w sierpniu 2008 r. nawet poniżej 2 zł. Od dwóch lat cena franka oscylowała w granicach 3,50 zł, aby obecnie dojść do ceny powyżej 4.20 zł (NBP). Wysoka rata istotnie jest problemem, jednak dużo większym pro-blemem jest wysokie saldo zadłużenia, w przeliczeniu na złote. W niektórych przypadkach kwota do spłacenia jest ponad 40 procent wyższa niż pożyczona ponad 5,5 roku temu, i to pomimo solid-nej spłaty rat przez cały ten czas. W wielu przypadkach kwota ta znacząco przewyższa wartość nieruchomości stanowiącej zabez-pieczenie kredytu. Studiujący ekonomię już piszą prace semestralne na temat etyki, która powinna obowiązywać również twórców systemów kredytowych. A nie od dziś przecież wiadomo, że ten kto wziął od banku kredyt, powinien zwrócić to, co niezmienne, czyli to, co pożyczył, a także prowizję i odsetki, a nie hipotetyczne zda-rzenie z przyszłości uzależnione od kursu jednej waluty w stosunku do drugiej. (abc)

REKLAMA

Mo¿esz tanio podró¿owaæ do najatrakcyjniejszychzak¹tków województwa lubelskiego!

SprawdŸ nasze oferty promocyjne!www.przewozyregionalne.pl

(pod)

Page 42: LAJF Magazyn Lubelski #25

42 magazyn lubelski 1[25] 2015

W dzisiejszych czasach woda mineralna stała się atrybutem zdrowego stylu życia. W każdym domu możemy znaleźć butelkę z wodą mineralną, nie każdy jednak wie, że w lubelskich kranach płynie woda równie dobra i zdrowa, ale o wiele tańsza.

Bogactwo minerałówMPWiK Sp. z o.o. zaopatruje miasto w wodę o wy-sokiej jakości. Są to wody wodorowęglanowo-wap-niowe lub wodorowęglanowo-wapniowo-magnezowe, średnio twarde i twarde o odczynie obojętnym lub słabo zasadowym o dość dużej mineralizacji ogól-nej (suma związków mineralnych wynosi ok. 500 mg na litr wody). Ważną cechą naszej wody jest jej wiek, który wynosi nawet 70 lat. Tak długi okres oczyszczania wód powierzchniowych przechodzą-cych przez warstwy żwirów i piasków gwarantuje jej wysoką naturalną czystość. Lubelską wodę pod-ziemną wyróżnia znaczna zawartość jonów wapnia i magnezu ‒ pierwiastków niezbędnych do prawidło-wego funkcjonowania mięśnia sercowego, mózgu czy budowy kośćca. Jest to woda, której skład mineralny jakościowy i ilościowy jest zbliżony do powszechnie dostępnych i cenionych wód mineralnych, butelko-wanych w sąsiedztwie Lublina.

Cechy skał podłoża warunkują stosunkowo wy-soką twardość lubelskiej wody, czyli dużą zawartość soli wapnia i magnezu. Twardość, która objawia się szczególnie podczas gotowania wytrąceniem tzw. kamienia, jest związana z tym, że Lubelszczyzna położona jest na największych pokładach kredy

w Polsce, a woda dla naszego miasta pochodzi tylko ze studni głębinowych, z pokładów znajdujących się na głębokości od 30 do 120 metrów. Nie bez znacze-nia pozostają też kwestie finansowe. Dla porównania, 1,5-litrowa butelka wody mineralnej to koszt około 1,5 zł, zaś 1,5 litra wody wodociągowej to wydatek ok. 0,5 grosza.

Najlepsza w krajuNikt nie będzie kwestionował faktu pozytywnego wpływu związków mineralnych takich jak wapń, magnez czy wodorowęglany na prawidłowość funk-cjonowania organizmów żywych (w tym organizmu człowieka), szczególnie gdy mineralizację wody prze-prowadza sama natura.

Chlorowanie, czyli podawanie do wody chloru gazowego czy podchlorynu sodu, jest jedną z form dezynfekowania wody, mającej na celu utrzymanie jej bezpieczeństwa bakteriologicznego. Pamiętajmy, że woda wodociągowa w Lublinie jest rozprowadzana siecią długości ponad 900 km. Chlor ze względu na swoje własności chemiczne i powolny rozkład zabezpiecza wodę pod względem bakteriologicznym.

Centralne Laboratorium MPWiK Sp. z o.o. w Lublinie, jedno z najlepszych laboratoriów wo-dociągowych w kraju, prowadzi stały nadzór nad jakością lubelskiej wody wodociągowej. Systema-tycznie wykonywane są badania mikrobiologiczne i fizykochemiczne wody z eksploatowanych studni, rurociągów przesyłowych, stacji uzdatniania oraz wody podawanej do sieci miasta Lublina. Obecność w wodzie lubelskiej dużej ilości i różnorodności roz-puszczonych związków mineralnych, naturalna czy-stość bakteriologiczna oraz brak obecności metali ciężkich i związków organicznych nadaje jej miano jednej z najlepszych w kraju.

Akcja „Wybieram kranówkę”, organizowana przez MPWiK SP. Z O.O., ma na celu uświadomienie miesz-kańcom Lublina, jak doskonałej jakości jest płynąca w ich kranach woda oraz obalenie mitu, jakoby była ona niezdatna do spożycia bez uprzedniego przego-towania.

zdrowie

Lubelska kranówka

tekst Dorota Stasiakfoto archiwum MPWiK

Page 43: LAJF Magazyn Lubelski #25

Diagnostyka boreliozy wprawdzie rozwija się w szybkim tempie, ale wciąż ogromna liczba osób nie wie, że cierpi na tę chorobę. A jeśli nie będzie ona prawidłowo leczona, może zakoń-czyć się nawet wózkiem inwalidzkim.

O ile przed wirusem wywołującym odkleszczo-we zapalenie mózgu można się ustrzec stosując odpowiednie szczepionki, to przed boreliozą prak-tycznie nie ma ochrony. Jedynym sposobem jest zachowanie odpowiednich środków ostrożności.

Co wywołuje chorobę?Chorobę wywołują przenoszone przez klesz-

cze krętki (Borrelia burgdorferi). Rumień pojawia-jący się w miejscu ukąszenia, który może prze-

Borelioza na monitorowanymchodzić na sąsiednie partie ciała, jest pierwszym objawem choroby. Może dołączyć się wysoka go-rączka lub objawy grypopodobne. Niestety, nie w każdym przypadku występują charakterystycz-ne symptomy. Specjaliści sygnalizują, że nie ma ich u około połowy chorych, co nie oznacza, że ukąszona osoba nie jest zarażona.

Brak typowych objawów często opóźnia trafną diagnozę. Borelioza, zwłaszcza w fazie przewlekłej, jest mylona ze stwardnieniem rozsianym, nerwi-cą, reumatyzmem, toczniem rumieniowatym. Pa-cjenci, którzy skarżą się na dolegliwości ze strony różnych układów, bywają odsyłani do kolejnych specjalistów. Leczenie nie przynosi efektów, a bak-terie borelli wciąż sieją spustoszenie w organizmie.

Szybka i trafna diagnoza pozwoliłaby uniknąć poważnych konsekwencji. Dlatego, jeżeli uką-sił nas kleszcz, najlepiej wykonać badanie krwi i sprawdzić, czy nie doszło do zakażenia.

Jak leczyć boreliozę?Boreliozę leczy się antybiotykami. Długość le-

czenia uzależniona jest od czasu, kiedy została po-stawiona prawidłowa diagnoza – im później cho-roba została rozpoznana, tym dłużej trwa leczenie. Często zdarza się, że borelioza zostaje jedynie za-leczona. Dlatego jeśli u pacjentów co pewien czas powracają dolegliwości, to nie dlatego, że po raz kolejny zachorowali na boreliozę, ale przez to, że choroba nie została wyleczona do końca.

Skuteczność leczenia monitoruje test wykry-wający przeciwciała VIsE/C6. Zaleca się oznacze-nie miana przeciwciał przeciw VlsE/C6 tuż przed rozpoczęciem leczenia i następnie po 8–12 tygo-dniach po zakończeniu antybiotykoterapii. Jeżeli nie wykonano testu przed leczeniem, to badanie poziomu tych przeciwciał można sprawdzić po 4–6 miesiącach od zakończonego leczenia.

Test monitorujący skuteczność leczenia bore-liozy można wykonać w laboratorium CM Luxmed.

Page 44: LAJF Magazyn Lubelski #25

44 magazyn lubelski 1[25] 2015

Przeglądam się w wystawowych szybach.Widzę coraz niewyraźniej, jestem rozmyty.

Tak reaguję na dźwięki magiczne i trzaski z winylowej płyty./Fisz, Rozmyty/

Page 45: LAJF Magazyn Lubelski #25

C zarna płyta. Wyznacznik elitarności, wyjątkowości. Brylowała na salonach, prywatkach, nie-odłączna kompanka pierwszych pocałunków i miłosnych uniesień. Wybraniec, który ją zdobył, z Pewexu czy od znajomych z paczki zza oceanu, stawał się najbardziej pożądanym gościem na

imprezach. Był kimś. – W latach 60. chodziło się po mieście z winylem pod pachą i rwało się dziew-czyny, to był prawdziwy szpan – wspomina Jerzy Janiszewski, dziennikarz i prezenter muzyczny, wła-ściciel jednego z najbardziej rozpoznawalnych głosów radiowych w Polsce. Choć minęło wiele lat, moda powróciła i czarne krążki znowu są na czasie.

HISTORIA PIERWSZEGO TŁOCZENIAWiadomo, muzyka towarzyszy nam od początków istnienia, jednak jej formy i sposób zapisu zmieniają się na przestrzeni wieków i zmiany te z roku na rok wprowadzają coraz większe możliwości. Już po wy-nalezieniu czcionek drukarskich, w drugiej połowie XVI wieku, za pomocą druku nutowego rozpoczęto powielanie zapisów muzycznych. Początkowo ręcznie, odbijano je z drzeworytów, później w wersji ulep-szonej za pomocą typografii i kalki technicznej czy w końcu specjalnych maszyn do „produkcji nut”. Jednak do tego czasu odtworzenie muzyki było moż-liwe tylko na żywo, dzięki pracy muzyków, którzy potrafili ten zapis odczytać i zagrać. Sytuacja zmieniła się pod koniec 1877 roku, kiedy Thomas Edison zbu-dował fonogram i dokonał prezentacji pierwszej pró-by rejestracji i odtworzenia dźwięku. Niecałe dziesięć lat później Aleksander G. Bell w ramach badań obej-mujących osoby niedosłyszące, podczas których opa-tentował m.in. mikrofon i telefon, poznał Charlesa S. Tainera i wspólnymi siłami ulepszyli fonogram, rozpoczynając produkcję woskowych cylindrów. W 1887 roku Emil Berliner, zamieniając fonogramowy walec na płaską płytę woskową, stworzył gramofon i opatentował pierwszą płytę analogową, której śred-nica początkowo liczyła ponad 12 cm, a prędkość dochodziła do 75 obrotów na minutę. Jego działania zakładały już kopię dysków, co wpłynęło na rozwój przemysłu fonograficznego. Przełomowym momen-tem był rok 1948, kiedy wytwórnia CBS-Columbia wprowadziła na rynek płytę winylową 33 ⅓ rpm. Nowy nośnik charakteryzował się wyższą jakością dźwięku i wydłużonym czasem zapisu w porównaniu do wcześniej powszechnych dysków szelakowych. Skonstruowany w tym samym czasie magnetofon usprawnił wstępny etap rejestracji dźwięku w proce-sie nagrania studyjnego i znacząco wpłynął na rozwój przemysłu muzycznego. Techniczne nowinki pod-łapała konkurencyjna wytwórnia RCA, prezentując

„szybsze” winyle o prędkości 45 rpm. Zaczęto zatem produkować gramofony, które odczytywały zarówno płyty Long Play o prędkość 33 i ⅓ obrotów na mi-nutę, jak i Single Play o szybkości 45 obrotów, które służyły do zapisu pojedynczych utworów.

CZARNE ZŁOTONiektórzy mówią, że obcowanie z winylami jest jak celebrowanie słuchania muzyki, że to coś więcej niż zwyczajne odtwarzanie. Najlepszy czas czarnej płyty

przypada na lata 60. i 70. XX wieku, w Polsce rozcią-gnął się nawet do końca lat 80., ale to dlatego, że za żelazną kurtynę nowinki fonograficzne przychodziły zawsze z pewnym opóźnieniem.

W czasach PRL-u, kiedy płyty winylowe były cięż-kie do zdobycia, ogromną popularnością cieszyły się pocztówki dźwiękowe w formie plastikowych i pa-pierowych kartek pocztowych. Każdy mógł stworzyć swoją własną audiowizualną kompozycję – wybrać ulubiony kawałek muzyczny, dograć do niego życze-nia dla bliskiej osoby i dopasować nadruk, stwarzając tym samym niepowtarzalną pocztówkę dźwiękową, wycinek z własnego życia. Zazwyczaj wierzch zdobił staroświecki obrazek, na odwrocie znajdowały się rowki, takie jak na winylu. Było też specjalne miejsce na znaczek pocztowy i adres odbiorcy, choć takie kartki rzadko opuszczały nadawcę. Przede wszystkim stanowiły cenny kolekcjonerski łup dla tych zbiera-czy, którzy nie mogli pozwolić sobie na kosztowną muzykę. Można było odtworzyć je np. na małych, przenośnych gramofonach Karolinka czy Bambino, choć ich dźwięk, zapisany w mono, nie dorównywał jakości czarnych płyt. W 1963 r. opracowano kasetę magnetofonową i wprowadzono na rynek magneto-fony, w Polsce popularne w tym czasie były kaseciaki MK 232 czy Kapral od Kasprzaka. Przełom ten zapo-czątkował złotą erę kaset. Można było rejestrować wszystko ‒ od wyszukanych audycji radiowych po własne domowe nagrania. Dodatkowym plusem była niższa cena, dłuższy czas nagrania i mniejsza wielkość nośnika, która umożliwiała schowanie takiej kasety np. w kieszeni. Późniejszy debiut płyty kompaktowej CD i postępujący rozwój technologii cyfrowej sprawi-ły, że winyle zostały zepchnięte na drugi tor. Ale to nie znaczy, że o nich zupełnie zapomniano. Wręcz przeciwnie, moda powróciła i czarne płyty stały się symbolem nieprzemijającej kultury.

LUBELSZCZYZNA – KRAINA WINYLAW Polsce płyty produkowały wytwórnie Pro-nit, Tonpress i gigant na polskim rynku ‒ „Pol-skie Nagrania Muza”, który zaprzestał produkcji na początku lat 90. Na małą skalę od niedawna tłoczą w Polsce goście z Lay-Belle, ale większe ilości trzeba zamawiać już tylko za granicą, naj-bliżej w czeskim Lodenice lub w r.a.n.d. muzik w Niemczech. Na szczęście są jeszcze pracownie ana-logowe, w których docenia się magię dźwięku. Jedna jest niemal na wyciągnięcie ręki, na Lubelszczyź-

45magazyn lubelski 1[25] 2015

12 cali muzyki tekst Klaudia Olenderfoto Krzysztof Stanek

Page 46: LAJF Magazyn Lubelski #25

nie. Wojcek Czern we wsi Rogalów pod Wąwolnicą prowadzi od ponad 20 lat analogowe studio nagrań i podziemną wytwórnię OBUH (Odgłosy Bocznic Utworzą Harmonię). Każdy twórca muzyki niezależ-nej dobrze zna ten adres. I choć nie ma tam miejsca dla stricte mainstreamowych działań, chętnych do nagrań nie brakuje. OBUH wydał już ponad 100 po-zycji, przez wytwórnię przewinęły się takie zespoły jak: Kosmos, Pies, Za Siódmą Górą, Atman, Spear, Tomasz Budzyński czy Lao Che. Dla fanów alter-natywnych brzmień to prawdziwe rarytasy. Czern opublikował na winylu nawet muzykę Pendereckiego do filmu „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jerzego Hasa. Takie wydanie to teraz biały kruk. Oprócz działalności fonograficznej, założyciel OBUH jest też entuzjastą i kolekcjonerem czarnych płyt, ma ich tyle, że już powoli nie mieszczą się one na półkach.

Z kolei w Lublinie jest Janusz Sikora i AllmetAu-dio. Robi gramofony, przedwzmacniacze, dociski do płyt i nóżki antywibracyjne. Jego sprzęt grający to dzieło sztuki, robi wrażenie jakością wykonania, wielkością i metalem widocznym na przekroju ta-lerza. Gramofony Sikory tworzone z chirurgiczną precyzją, odznaczają się nieskazitelnym dźwiękiem i wysoką stabilnością obrotów, a to przecież marzenie każdego audiofila.

W restauracji U Czecha w Puławach można znaleźć stare winyle jako podkładki na stolikach, a w stylo-wym pubie Whisky Cafe w Lublinie już niedługo będzie można podziwiać winylową gablotę na ścianie, w planach również muzyka prosto z gramofonu.

LUBELSKI „CZARNY” RYNEKKiedyś był sklep muzyczny HI-FI w bramie przy dawnej ul. Dąbrowskiego (obecnie Bernardyńska 3) i później Swing trzy kamienice dalej, sprzedawali

winyle, kasety, różne muzyczne gadżety od plakatów, koszulek po pocztówki. Podobne było w sklepiku u Jarka Kozidraka przy Narutowicza. Małe stoisko z kasetami i płytami znajdowało się też w Uni-trze przy ul. Koncertowej, tam na oszklonych półkach prezentowały się zarówno polskie, jak i zagraniczne wydania. Między ul. Świętoduską a Krakowskim Przedmieściem można było natra-fić na dwupiętrowy sklep muzyczny, w którym sprzedawano m.in. pocztówki dźwiękowe. Z kolei w jednej z bram przy Krakowskim Przedmieściu mieściła się Księgarnia Muzyczna również dobrze zaopatrzona w winyle. Naprzeciwko Trybunału Ko-ronnego na Starym Mieście w legendarnym spożyw-czaku był mały składzik muzyczny, obecnie w tym miejscu znajduje się zaplecze sklepu. W Pewexie, symbolu ówczesnego luksusu, też można było dostać winylowe rarytasy, tyle że za dolary.

Dziś jednym z najbardziej znanych miejsc na winylowej mapie Lublina jest antykwariat przy ul. Wileńskiej. W alfabetycznie posegregowanych drewnianych skrzyniach można odnaleźć pozycje z niemal każdej stylistyki muzycznej. Przede wszyst-kim są to wydania polskie. ‒ Przychodzą kolekcjo-nerzy, którzy szukają konkretnych albumów, i ludzie młodzi, nawet gimnazjaliści. Mamy już swoich stałych klientów, spisujemy, co poszukują, i kiedy uda nam się dotrzeć do danej pozycji, to od razu kontaktujemy się z nimi – opowiada Bartłomiej Wałga, pracownik antykwariatu. Najlepiej sprzedaje się klasyka rocka, Pink Floyd, Led Zeppelin, Rolling Stones i wydania rosyjskie. ‒ Płyty wyceniamy na podstawie własnej praktyki, sprawdzamy wydanie, gdzie była tłoczona i czy była prasowana. Ważny jest stan płyty, wygląd okładki, często też przy wycenie posiłkujemy się Inter-netem – dodaje. W sprzedaży również odpowiedni

46 magazyn lubelski 1[25] 2015

W antykwariacie przy ul.Wileńskiej w Lublinie

Page 47: LAJF Magazyn Lubelski #25

winylowy asortyment – koszulki wewnętrzne i ze-wnętrzne, opakowania i płyny do czyszczenia. Ceny przeważnie wahają się od 5 do kilkunastu złotych, wartość wydań unikatowych dochodzi do kilkuset złotych. Komisowe antykwariaty, w których można znaleźć winyle, znajdują się jeszcze przy ul. Naruto-wicza i ul. Jasnej. Czasami w niektórych dyskontach z używanymi ciuchami można trafić za grosze jakieś czarne perełki albo wygrzebać coś na odbywających się w ostatnią niedzielę miesiąca giełdach staroci.

Zupełnie nowym, klimatycznym miejscem jest Strefa Winylowa Retro Room na Starym Mieście. ‒ Przede wszystkim chodziło o wydzielenie takiej

strefy w galerii Retro Roomu, do której ludzie mogą przyjść, na spokojnie posłuchać muzyki, zdecydować, czy to jest ta płyta, którą chcą mieć na półce u siebie w domu – tłumaczy Paweł Janiszewski.

W Strefie Winylowej Retro Room jest ok. 2 ty-sięcy płyt, są stali klienci i są wciąż zbierane nowe zamówienia. Większość kolekcjonerów dowiaduje się, że za pomocą tej galerii mogą liczyć na spełnie-nie najbardziej odjechanych marzeń. Czas realizacji, w zależności od dostępności danego tytułu, może wahać się do 2‒3 tygodni. W Strefie można zaku-pić też odrestaurowane gramofony i szafy grające. I w przyjaznej atmosferze napić się kawy. Najlepiej schodzi stary rock i jazz. Kolekcjonerzy szukali ostat-nio George’a Harrisona, Kinga Curtisa czy Nirvanę. Płyty kosztują od 20 do 100 zł, są wyselekcjonowane, w bardzo dobrym stanie i przede wszystkim są to wydania angielskie do lat 80.

MIŁOŚĆ DO MUZYKI ZAPISANA W GENACHPierwsza zorganizowana giełda płyt w Lublinie miała miejsce 18 lutego 1980 roku w jednej z sal w pod-ziemiach Lubelskiego Centrum Kultury (obecnie CK). Na spotkania zjeżdżały się tłumy, każdy chciał dorwać jakiś znany zagraniczny album, bo taki łup to prawdziwa towarzyska nobilitacja.

Później giełda przeniosła się na wirydarz lubel-skiego Muzeum Czechowicza przy ul. Złotej 3. Od kilku lat miejscem zlotów jest Radio Lublin. W zaciszu rozgłośni na holu głównym entuzjaści czarnych krążków pojawiają się w co drugą niedzielę miesiąca. Jednym ze sprawców całego tego zdarzenia jest Witold Jachacz ‒ radiowy prezenter muzyczny i znawca winyli z długoletnim stażem. Potrafi rozpo-znać pierwsze wydanie płyty, pierwsze jej tłoczenie, odpowiednio wycenić i zawsze służy cenną radą.

Jerzego Janiszewskiego nikomu nie trzeba przed-stawiać, bo to legenda polskiego radia, muzyczny autorytet wielu pokoleń. To jego audycji słuchano z wypiekami na twarzy, kiedy odkrywał przed słu-chaczami nieznane dotąd rockowe kapele.

Ma perskiego kota Jimiego, nazwanego na cześć Hendrixa, uprawia malarstwo i posiada wspólnie z synem kolekcję liczącą ponad 10 tysięcy płyt winylowych.

Po raz pierwszy fizycznie zetknął się z płytami w latach 50., kiedy w domu w Kołobrzegu znalazł w piwnicy ogromną ilość niemieckich krążków. Nie mógł jednak ich odsłuchać, bo nie miał gramofonu. Kilka lat później do jednej z paczek z żywnością

47magazyn lubelski 1[25] 2015Jerzy Janiszewski i jego imponująca kolekcja płyt

Page 48: LAJF Magazyn Lubelski #25

48 magazyn lubelski 1[25] 2015

z Kanady kuzynka dorzuciła trzy single ‒ Dianę Paula Anki, Moon river Henry’ego Mancini do Śniadania u Tiffany’ego z Audrey Hepburn i pierwszy singiel The Beatles. To był prawdziwy rarytas, bo kanadyj-ska wersja różniła się od tej wydawanej w Europie. Tak rozpoczęła się pierwsza przygoda Pana Jerzego z winylami. Później wylądował na studiach w Lu-blinie, zafascynował się radiem i już jesienią 63. rozpoczął działalność w rozgłośni akademickiej. Na gramofonie Melodia i później na szpulówkowych szmaragdach prezentował nieznane rockowe kawałki. Wtedy nie można było ściągnąć muzyki z netu czy kupić na wyprzedaży w supermarkecie, płytę trzeba było zdobyć, każda miała historię, swój określony czas.

W 67. pojechał na studencką delegację do Anglii i wylądował w Birmingham, to była scena tzw. bia-łego rocka. W tym mieście zaczynali swoją karierę Black Sabbath, Electric Light Orchestra czy Led Zeppelin.

‒ Miałem legitymację studencką radiowca, więc cho-dziłem po znanych wytwórniach płytowych. Wpisałem się też na listę dystrybucyjną dla DJ-ów i prezenterów, którzy dostawali płyty do grania w radio. Pamiętam jak w styczniu przyszła do mnie debiutancka płyta Pictures of Matchstick Men Status Quo, z dołączonym listem, że nie można było grać jej przez pierwsze dwa miesiące ze względu na ustalenia kontraktowe. Ale my odważyliśmy się zagrać ten album w Radiu Lublin i przegoniliśmy tym samym Radio Luxemburg.

Pod koniec lat 60. w Warszawie obok Rotundy PKO przy hotelu Metropol odbywały się targi winyli. Tam Jerzy Janiszewski spotykał się z Wojciechem Mannem czy Piotrem Kaczkowskim, bo oni też ko-lekcjonowali płyty. Na jednej z takich giełd Pan Jerzy kupił płytę walijskiego zespołu Budgie, który wtedy jeszcze nie był popularny na świecie. I jako pierwszy w Polsce zagrał ten album w radio.

‒ Winyle docierały do Polski z zagranicy, np. pra-cownicy ambasady lub służb przywozili je dzieciakom, te dzieciaki szpanowały, wyrywały na nie dziewczyny, a później sprzedawały płyty na giełdach – wspomina.

Później Pan Jerzy prowadził nocne programy muzyczne, transmitowane w Trójce, i nagrywał w studio RL lokalne, nieznane wówczas zespoły. Za-wsze w życiu i pracy na pierwszym miejscu nieustan-nie była muzyka.

Jego syn Paweł przygodę z czarną płytą rozpoczął dopiero w 2007 roku ‒ pierwszy wyjazd do pracy i pierwsze winyle kupione za granicą. Rok później znowu Anglia – kopalnia płyt winylowych i decyzja, żeby założyć własną kolekcję, zacząć sprowadzać te angielskie wydania do Polski. Można powiedzieć, że miłość do muzyki odziedziczył w genach, po ojcu. W domu przysłuchiwał się, czego słucha, później podsłuchiwał go w radiu. I tak jest do dziś, tam, gdzie jest ojciec ‒ tam zawsze gra dobry rock. Według Paw-ła Janiszewskiego winyl jest najlepszym nośnikiem muzyki, ulubiony kraj tłoczenia to oczywiście Anglia,

Page 49: LAJF Magazyn Lubelski #25

49magazyn lubelski 1[25] 2015

najlepiej lata 70. Często wyjeżdża za granicę w po-szukiwaniu nowych kolekcjonerskich płyt, odwiedza second handy, giełdy, antykwariaty, galerie, często zgłaszają się też do niego inni zbieracze zainteresowani wymianą lub zakupem określonych pozycji.

‒ Przeważnie pytają mnie o rock i jazz, choć na ostatniej giełdzie staroci w Lublinie spotkałem gościa, który poszukiwał muzyki barokowej. Kiedy puszczam z winyli folk, np. grecką muzykę ludową, dużo osób podchodzi z zainteresowaniem i pyta, co to za dźwięki. Trochę przypominają muzykę klezmerską, ale jednak brzmią inaczej. Słuchanie niszowych kawałków skłania ludzi do refleksji nad muzyką, odkrywania nowych jej przestrzeni, nieznanych dotąd melodii. Do tego gramo-fony dają lepszy dźwięk, który trafia w ucho i zapada w pamięć – opowiada Paweł Janiszewski.

WARHOLOWY BANAN, CZŁOWIEK PIORUN I RÓŻOWA ŻYLETAPłyta winylowa to nie tylko specyficzny klimat i lepsza jakość dźwięku, to także wspaniałe okładki, które śmiało można rozpatrywać w kategoriach, nie takich znowu małych, dzieł sztuki. Okładka analo-gu oddziałuje na wyobraźnię, zaprasza w podróż do świata muzyki, w którym czas się tak jakby zatrzy-mał. Słynny Warholowy banan na okładce Velvetów, człowiek piorun z Aladdin Sane Davida Bowie czy trójkąt z Dark Side of the Moon Pink Floyd – pry-zmat rozbijający wiązkę światła na tęczę – to tylko przykładowe ilustracje, które stanowią dziś praw-dziwe ikony rocka.

W polskich wydaniach okładki projektował przede wszystkim Marek Karewicz, który stał się popularny jako fotograf największych gwiazd jazzu i polskiej sceny bigbeatowej. Była też Polska Szkoła Plakatu,

którą w drugiej połowie lat 50. współtworzyli Rado-sław Szaybo i Stanisław Zagórski. Ten pierwszy za-projektował w Polsce siedem okładek z cyklu Polski Jazz, w tym słynną Astigmatic Krzysztofa Komedy. Później wyjechał na Zachód, zasłynął z żylety British steel Judas Priest i zdjęć zespołu The Clash. Z kolei Zagórskiego można kojarzyć z projektów okładek Velvet Underground, Cream, Arethy Franklin czy Milesa Davisa.

SĄ JAK WINO – IM STARSZE, TYM LEPSZECzarny krążek spod igły i cyfra to totalna różnica, zwłaszcza w dźwięku. ‒ Płyta analogowa jest jak kobieta, która ma piękne,

pełne piersi, do których można się przytulić, natomiast CD to jest decha, a nie baba – tłumaczy z rozbawie-niem Jerzy Janiszewski, po czym dodaje, że płyty cyfrowe są delikatne i nietrwałe, zaś czarne gliniaki to dzieła niemal niezniszczalne, potrafią przetrwać dłuższą próbę czasu.

Jeśli przyjmiemy, że najważniejszym punktem od-niesienia jest żywa muzyka, to cała próba ustalenia wyższości jednego nośnika nad drugim przypomina trochę wilczą gonitwę za zającem. Analog był zawsze dwa kroki bliżej do żywego dźwięku niż kompakt CD, lepiej przenosił dolne tony, rejestry, miał szybszą dynamikę, ale wszystkie te wartości zależą od pre-ferencji indywidualnych słuchacza. To trochę tak, jakby porównać wersję czarno-białą Samych Swoich z tą kolorową po remasteringu. Nie ma lepszej czy gorszej, każda z nich wygląda po prostu inaczej.

‒ Kiedy puszcza się igłę w ruch, to brzmienie jest jak z tamtych czasów. Nam się już nie da odjąć tych 40 lat, ale ten dźwięk tak ma i w tym tkwi jego magia

– podsumowuje Jerzy Janiszewski.

Giełda winyli w siedzibie Radio Lublin SA

Page 50: LAJF Magazyn Lubelski #25

50 magazyn lubelski 1[25] 2015

architektura

Page 51: LAJF Magazyn Lubelski #25

51magazyn lubelski 1[25] 2015

Kryształowa Cegła tekst Marta Mazurek, foto archiwum PTM w Lublinie

O tym, że architektura polega na zachowaniu trzech zasad: trwałości, użyteczności i piękna, pisał już w starożytnym Rzymie Witruwiusz. Praca jego autorstwa „O architekturze ksiąg dziesięć” stała się wykładnią tego, co od dwóch tysiącleci jest istotą architektury.

Również w duchu tego przesłania na świecie organi-zowane są prestiżowe konkursy na najciekawsze pro-jekty i realizacje architektoniczne, a najbardziej znany na wschodzie Europy organizowany jest przez Polskie Towarzystwo Mieszkaniowe w Lublinie. Konkurs o Kryształową Cegłę odbył się już po raz 14. i jak podkreślają organizatorzy, od początku jego celem jest pobudzanie aktywności ekonomicznej, gospo-darczej i obywatelskiej regionów Europy Wschod-niej poprzez promowanie i dokumentowanie działań w zakresie rozwoju regionalnej infrastruktury, bu-downictwa i architektury. W ciągu kilkunastu lat konkurs stał się największym przeglądem dokonań architektonicznych, inżynierskich, konserwatorskich w tej części Europy, a statuetka Kryształowej Cegły postrzegana jest jako wyraz uznania i szczególna forma rekomendacji. Kapituła konkursu nagradza inwestorów, projektantów i wykonawców.

W dotychczasowych 14 edycjach konkursu ry-walizowało ze sobą blisko 700 inwestycji budowla-nych, zrealizowanych w przygranicznych regionach Polski, Ukrainy, Białorusi, Litwy i Słowacji. Były to zarówno nowe, jak i modernizowane obiekty, o zróżnicowanym nakładzie finansowym, reprezen-tujące bogaty katalog kategorii – od niewielkich lokalnych ośrodków kultury czy sportu po duże

zespoły zabudowy mieszkaniowo-usługowej, hotele, sanatoria, obiekty sakralne czy akademickie, parki naukowo-technologiczne, place zabaw i centra han-dlowe. W poprzedniej edycji konkursu po polskiej stronie granicy zostały nagrodzone i wyróżnione m.in. blok mieszkalny Green Residence w Lubli-nie, Wschodnie Centrum Architektury Politechniki Lubelskiej, kompleks wypoczynkowo-rekreacyjny Wyspa Wisła w Stężycy, wnętrze Centrum Kultury Filmowej „Zorza” w Chełmie i Centrum Kultury w Lublinie. Przy okazji warto wspomnieć, że na-grodzony w tym konkursie kilka lat temu Lubelski Park Naukowo-Technologiczny według projektu Bolesława Stelmacha w tym roku znalazł się na liście realizacji nominowanych do Nagrody imienia Miesa van der Rohe przyznawanej od 1987 przez Komisję Europejską, Parlament Europejski i Fundację imienia Miesa van der Rohe w Barcelonie.

Tymczasem w ostatniej edycji konkursu Kryształo-wa Cegła wzięło udział 51 obiektów w 11 kategoriach, w tym 44 obiekty z Polski (województwa lubelskie, podlaskie, podkarpackie), 4 obiekty z Białorusi (Obwód Brzeski) i 3 obiekty z Ukrainy (Obwody Lwowski i Wołyński). W LAJF-ie prezentujemy naj-ciekawsze naszym zdanie nagrodzone i wyróżnione realizacje na terenie Lubelszczyzny.

Rewitalizacja kamienicy przy ul. Niecałej 3 w Lublinie; II miejsce, architekt: Marta Plewa

Na stronie obok:Droga dojazdowa do węzła drogowego „Dąbrowica Obwodnicy Miasta Lublin w ciągu dróg ekspresowych S12, S17, S19”; I miejsce, kierownik projektu: Arkadiusz Pałka

Budynek biurowy Spółki POL-SKONE Sp. z o. o. w Lublinie; I miejsce, archi-tekt: Marcin Żiółkowski.

Page 52: LAJF Magazyn Lubelski #25

52 magazyn lubelski 1[25] 2015

Centrum Chorób Zakaźnych i Ftyzjopulmonologicznych w Białej Podlaskiej; I miejsce, architekt: Aleksander Mirek

Budynek Collegium Novum Uniwersytetu Medycznego w Lublinie wraz z infrastrukturą towarzyszącą w Lublinie; I miejsce, architekt: Jadwiga Jamiołkowska

Utworzenie Muzeum Fortyfikacji i Broni w obrębie Bastionu III i Arsenału w Zamościu; III miejsce, architekt: Rafał Antonowicz

Kamienica, ul. Rynek 19 w Lublinie; wyróżnienie, architekt: Jacek Begiełło

Plac Centralny na Osiedlu Piastowskim w Lublinie; wyróżnienie, zespół projektowy pod kierunkiem Pawła Adamca i Piotra Szkołuta

Page 53: LAJF Magazyn Lubelski #25

53magazyn lubelski 1[25] 2015

Zakład Zagospodarowania Odpadów dla regionu Biała Podlaska w Białej Podlaskiej; nagroda specjalna, projektanci: Parys Pilicydis, Łukasz Banach

Przestrzeń publiczna centrum miasta Dęblina, Nagroda specjalna, architekt: Magdalena Łachańska

Budynek produkcyjno-magazynowy z częścią biurowo-socjalną, Intrograf Lublin SA w Lublinie; I miejsce, architekt: Józef Śliwiński

Centrum Handlowe Atrium Felicity w Lublinie; wyróżnienie, architekci: Zbigniew Gucwa, Krzysztof Wiążewski

Page 54: LAJF Magazyn Lubelski #25

54 magazyn lubelski 1[25] 2015

Budynek mieszkalny – Leśniczówka Gościniec w Sosnowicy k. Parczewa; wyróżnienie, architekt Marek Tesławski

Zespół Budynków Mieszkalnych w Łukowie; wyróżnienie, architekt Marek Bulak

Cerkiew Prawosławna pw. Św. Jana Teologa w Chełmie;wyróżnienie, architekt Wojciech Filip

Rezydencja Panorama w Lublinie; II miejsce, architekt Jacek Gurbiel

Gminny Ośrodek Kultury Mircze; wyróżnienie, architekt Iwona Czapka

Page 55: LAJF Magazyn Lubelski #25

55magazyn lubelski 1[25] 2015

księgarnik

Teka Lubelska jest to interdyscypli-narna seria poświęcona dziedzictwu

kulturowemu Lubelszczyzny. Zamiarem redakcji jest publikowanie oryginalnych wyników badań naukowych. Kolegium re-dakcyjne gwaranuje wysoką merytorycznie zawartość publikacji. Do tej pory wydano cztery tomy, do pobrania darmowo w plikach pdf na stronie Teki Lubelskiej: http://tekalubelska.ca.org.pl/ (fó)

»Największą zagadką polskiego instru-mentarium ludowego jest bez wątpieniasuka – od miejsca znalezienia jedynego jej egzemplarza nazywana „biłgorajską” lub „kocudzką”.« – ze wstępu do publikacji Marii Pominowskiej i Ewy Dahlig-Turek.

Maria Pominowska, Ewa Dahlig-Turek, Polskie fidele kolanowe. (Re)Konstrukcja, Teka Lubelska, Tom 4, Wydawca; Collegium Artium, Uniwersytet Warszawski, Uniwersy-tet Jagielloński, Warszawa, Lublin, Kraków 2014 (wydanie na papierze z płytą CD).

P o raz pierwszy spotkali się w 1987 roku. Zdzisław Kudelski, młody ba-

dacz literatury z Lublina, był wtedy na stypendium naukowym w Rzymie. Kie-dy Stanisław August Morawski (prezes Fundacji Rzymskiej im. Margrabiny J. S. Umiastowskiej) zaproponował spotkanie z autorem „Innego świata”, nie mógł powiedzieć nic innego niż „tak”. Gustaw Herling-Grudziński, znany z dużego dystansu, zgodził się na półtoragodzinną rozmowę. Ich pierwsze spotkanie trwało trzy dni.

Z jednej strony pisarz, który przeżył kosz-mar radzieckich łagrów i dał temu świa-dectwo we wstrząsającym „Innym świecie”, emigrant, dziennikarz, eseista, żołnierz Armii Andersa, uczestnik bitwy pod Mon-te Cassino, pochodzący z Kielc, na stałe mieszkający w Neapolu, gdzie zmarł w 2000 roku, współpracujący z wydawaną w Paryżu

„Kulturą”, członek Instytutu Literackiego, współpracownik Radia Wolna Europa.

Z drugiej strony absolwent polonistyki KUL, zafascynowany odkrywaniem tego, co w Polsce wówczas było zabronione – litera-tury emigracyjnej i jej twórców, dorobku Instytutu Literackiego w Paryżu i schedy po świecie, którego już nie ma, a który uda-ło mu się jeszcze zobrazować na podstawie rozmów właśnie z Gustawem Herlingiem-

-Grudzińskim czy Józefem Czapskim. To był też początek jego własnej historii – życia, które poświęcił historii literatury polskiej na obczyźnie.

Spotkanie Gustawa Herlinga-Grudziń-skiego i Zdzisława Kudelskiego zaowocowało dwudziestoletnią przyjaźnią twórcy i jego redaktora i biografa, czego konsekwencją są publikacje będące wnikliwą analizą do-robku tego jednego z najbardziej gorących nazwisk polskiej powojennej literatury.

Począwszy od pierwszego zbioru szkiców „Pielgrzym Świętokrzyski. Szkice o Her-lingu-Grudzińskim”, poprzez opiekę nad redakcją krajowych wydań utworów Gu-stawa Herlinga-Grudzińskiego (m.in. książ-kowego debiutu w Polsce – tomu „Wieża i inne opowiadania”), a także redakcją jego

„Pism zebranych”, wydanych przez Spół-dzielnię Wydawniczą „Czytelnik”. Doro-bek imponujący, bo składają się na niego 23 tomy. Do tego trzeba jeszcze dołączyć publikacje Zdzisława Kudelskiego ‒ an-tologię „Herling-Grudziński i krytycy” oraz tom „Spotkania z paryską »Kulturą«”, a także teksty prasowe, które ukazały się na łamach „W drodze”, „Przeglądu Powszech-nego”, „Więzi”, „Tygodnika Powszechnego”,

„Kresów” i wielu innych.I oto prawie 30 lat od pierwszego spotka-

nia pisarza i badacza jego twórczości pod metrem w Neapolu przedstawiamy ostatnią publikację Zdzisława Kudelskiego „Gustaw Herling-Grudziński i »Kultura« paryska (1947–1996): fakty ‒ historia ‒ świadectwa”, która prezentuje i interpretuje fascynujące relacje dwóch gigantów życia literackiego na emigracji ‒ Jerzego Giedroycia i Gusta-wa Herlinga-Grudzińskiego, których spór o Polskę nagle zakończył przyjaźń i 40-let-nią współpracę na łamach „Kultury”. W obszernie przytaczanej korespondencji pojawiają się również wątki takich postaci związanych z Maisons-Laffitte (siedziba In-stytutu Literackiego „Kultury” w Paryżu), jak Adam Ciołkosz, Jan Nowak-Jeziorań-ski czy Zofia Hertz. Co ciekawe, Zdzisław Kudelski aż 19 lat starał się o dostęp do archiwum Instytutu. Bohaterowie planowa-nej książki ciągle zmieniali zdanie, dopiero po ich śmierci zbiory udostępnił Henryk Giedroyć, brat Jerzego. Książka ważna z wielu powodów – przede wszystkim jed-nak ukazująca myślenie o sprawach Polski w niebywałym sporze intelektualnym. Bo i takich sporów też już dziś nie ma. (gras)

Zdzisław Kudelski, Gustaw Herling-Gru-dziński i „Kultura” paryska (1947‒1996): fakty ‒ historia ‒ świadectwa, Towarzystwo Naukowe Katolickiego Uniwersytetu Lubel-skiego Jana Pawła II, Lublin 2013.

Teka Lubelska, Tom 3, redakcja Piotr Krasny,Jacek Maj, Wydawca; Collegium Artium, Uniwersytet Warszawski, Uniwersytet Jagiel-loński, Warszawa, Lublin, Kraków 2014.

Najobszerniejszą część tomu stanowi blok poświęcony profesor Elżbiecie Wolickiej-

-Wolszleger (1937–2013) – związanej z KUL--em wybitnej filozofce, teoretyczce sztuki.

Page 56: LAJF Magazyn Lubelski #25

56 magazyn lubelski 1[25] 2015

galeria

L ubelskie Towarzystwo Fotograficzne ma już prawie 80 lat, a jego początki były związane z osobą Edwarda Hartwiga,

wówczas nauczyciela fotografii w Szkole Budow-nictwa w Lublinie i świeżo upieczonego absol-wenta studiów fotograficznych w Wiedniu.

O tym, jak ważne było to środowisko, niech świadczy lista członków LTF- u, na której znaleź-li się m.in. Stefan Kiełsznia, Stanisław Magierski, Henryk Makarewicz i Tadeusz Witkowski. Historię przedwojennego LTF tworzył również fotografujący amatorsko poeta Józef Czechowicz. Do wybuchu II wojny światowej Lublin był w czołówce polskich środowisk fotograficznych obok Warszawy, Krakowa, Poznania i Lwowa.

Po wojnie do pełnej działalności LTF wrócił do-piero w 1999 roku. Obecnie do stowarzyszenia na-leży ponad 30 fotografów. Siedzibą jest Wojewódzki Ośrodek Kultury, a stałym miejscem ekspozycji Pa-łac Parysów w Lublinie, gdzie co miesiąc jesteśmy świadkami autorskich przeglądów twórczości, które za każdym razem zdumiewają nie tylko plastycznym okiem fotografa, znakomitą kompozycją obrazu, ale i tym „czymś”, po czym poznajemy wprawne oko fotografa i lekkość przy naciskaniu spustu. Nie każdy fotografujący ma to w sobie, nie każdy może po-chwalić się takim portfolio.

O tym, że Lubelskie Towarzystwo Fotograficzne dobrze się miewa, świadczy także doroczna wystawa, którą od 6 lutego można oglądać w Pałacu Parysów w Lublinie. Na naszych łamach prezentujemy nasz subiektywny przegląd prac kilku autorów, którzy doborem tematu i poziomem wykonania najlepiej zaświadczają o 80 latach poszukiwań tego zacne-go stowarzyszenia. W imieniu LTF zapraszamy na wystawę, a ze swojej strony ‒ gorąco polecamy.

Lubelskie Towarzystwo

Fotograficznetekst Marta Mazurek

foto LTF

Marcin Michałowski

Leszek Romanek

Page 57: LAJF Magazyn Lubelski #25

57magazyn lubelski 1[25] 2015Dariusz Prażmo

Barbara Wilczyńska

Jacek Kmieć

Waldemar Nowiński

Emil Zięba vel Dżemski

Grzegorz Pawlak

Piotr Jaruga

Witold Nowakowski

Page 58: LAJF Magazyn Lubelski #25

58 magazyn lubelski 1[25] 2015

Robert Pranagal

Eliasz Wac

Page 59: LAJF Magazyn Lubelski #25

59magazyn lubelski 1[25] 2015Cezary Kowalczuk

Stanisław Kusiak

Page 60: LAJF Magazyn Lubelski #25

60 magazyn lubelski 1[25] 2015

kultura – okruchy

Z Kozłówki do ministerstwaPiastująca od nowego roku stanowisko Dyrektor Muzeum Zamoyskich w Kozłów-ce Anna Fic-Lazor została wybrana na nową kadencję do Rady do Spraw Muzeów Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Naro-dowego. Wybór miał miejsce podczas VI Zjazdu Muzeów Rejestrowanych w war-szawskim Muzeum Historii Żydów Pol-skich. Rada działa jako organ opinio-dawczo-doradczy w sprawach zarządzania, finansowania oraz polityki kulturalnej w zakresie muzealnictwa. Składa się z 21 osób wyróżniających się wiedzą meryto-ryczną, osiągnięciami zawodowymi oraz dorobkiem w zakresie muzealnictwa. Dla nowej szefowej Kozłówki gratulacje i życze-nia samych mądrych decyzji. (maz)

GAME OVERNie ma już zabytkowej pralni przy ul. Far-biarskiej 4 w Lublinie. Jest za to napis GAME OVER na zwieńczeniu tego, co niegdyś było budynkiem. Został wykona-ny z cegieł zabytkowej ruiny przez artystę Pawła Korbusa, związanego z Pracownią Sztuki Społecznie Zaangażowanej Rewiry. I pomyśleć, że jeszcze 20 lat temu był to działający punkt usługowy, który swoją działalność rozpoczął jeszcze przed wybu-chem I wojny światowej. Demonstracyj-

nie brzmiące hasło GAME OVER to nic innego, jak zakończenie czegoś, co już ni-gdy się nie powtórzy, a co mogło funkcjo-nować jeszcze długie lata. Epitafium dla miejsca. Farbiarnia, pralnia, zakład kąpie-lowy Łabędzkich... Koniec gry. (maz)

Fotograficzne odkrycia Działająca od roku Akademia Odkryć Fotograficznych to inicjatywa Maksa Skrzeczkowskiego, utalentowanego fo-tografa, podróżnika, animatora kultury, wykładowcy, fotoreportera LAJF-a oraz or-ganizatora licznych imprez fotograficznych. Akademia uczy patrzenia na fotografię, umożliwia konfrontację swoich prac, po-kazuje rolę fotografii we współczesnych mediach oraz zaprasza na warsztaty z tu-zami polskiej fotografii, których gośćmi byli m.in. Witold Krassowski, Tomek Si-kora, Krzysztof Gierałtowski. Projekt nie jest kierowany do osób początkujących, jednak wstęp na spotkania jest otwarty dla wszystkich chętnych. Kropką nad „i” styczniowej Akademii było otwarcie wy-stawy Maksa Skrzeczkowskiego w CK w Lublinie poświęconej wydarzeniom na kijowskim Majdanie. (abc)

Gloria ArtisNiezwykłym wyróżnieniem zamknął się okres kierowania Muzeum Lubelskiego na Zamku w Lublinie przez Zygmunta Nasalskiego, który został odznaczony Zło-tym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” za całokształt pracy. Wraz z koń-cem grudnia Zygmunt Nasalski odszedł na emeryturę. Z kolei laureatem srebrne-go medalu jest prof. Lechosław Lameń-ski, historyk sztuki, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, prezes Lu-belskiego Oddziału Stowarzyszenia Hi-storyków Sztuki, autor licznych tekstów z zakresu krytyki artystycznej i znakomi-tej książki o Stachu Szukalskim z War-ty. Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” przyznaje się osobie lub instytucji wyróżniającej się w dziedzinie twórczości artystycznej, działalności kulturalnej lub ochronie kultury i dziedzictwa narodowe-go. Uroczystość odbyła się przed końcem starego roku, a nagrody wręczyła minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgo-rzata Omilanowska. (abc)

(pod)

(msj)

(Monika Surdacka-Januszek)

(Przemysław Świechowski)

Żwawy stulatekTeatr Ziemi Chełmskiej ma już 109 lat i po pewnym okresie absencji wrócił w znakomitej formie, aby bawić nie tylko chełmian. To, co zwraca na siebie uwagę i przyciąga jak magnes, to przede wszyst-kim kompania aktorów, skądinąd amato-rów, którzy znakomicie czują się w swoich rolach i ani na chwilę nie przypominają

amatorskiej trupy. Dobrze dobrany lekki repertuar oparty na dużych dawkach hu-moru, znakomicie zaaranżowane prze-strzenie scenograficzne i swobodna gra aktorów, którzy przy okazji sami świetnie się bawią, tworzą wizerunek teatru, który ogląda się z dużą przyjemnością. Teatr Ziemi Chełmskiej zadebiutował w 1906 roku i w ponadstuletniej historii wysta-wił ponad 220 sztuk zagranych tysiąc razy. Na deskach teatralnych pracowało ponad 400 osób. W zespole od lat nieprzerwanie grają: Agnieszka Szkoda, Andrzej Kuczura, Zbigniew Moskal i Mirosław Majewski. Obecnie opiekę reżyserską sprawują Bar-bara Szarwiłło i Sławoj Czarnota, którzy również są aktorami. W repertuarze reak-tywowanego teatru znajdują się takie sztu-ki jak „Mayday”, „Polowanie na łosia” czy

„Kolacja dla głupca”. Teatr Ziemi Chełm-skiej na stałe rezyduje w Chełmskim Domu Kultury, jednak zdarza mu się po-dróżować m.in. do Lublina, gdzie gościn-nie występuje na scenie Teatru Andersena. Przy pełnej widowni, oczywiście. (maz)

(kaw)

Page 61: LAJF Magazyn Lubelski #25

61magazyn lubelski 1[25] 2015

kultura – okruchy

Fotografia mobilnieMichał Patroń – fotografik i muzyk, autor klimatycznego fotoreportażu „Ludwisarze”, który prezentowaliśmy w grudniowym nu-merze LAJF-a, jest pomysłodawcą Mobilnej Galerii Lubelskiej Fotografii. Przedsięwzię-cie jest realizowane w ramach Stypendium Prezydenta Miasta Lublin w kategorii upo-wszechniania kultury. Projekt poprzez orga-nizowanie autorskich wystaw i prezentowa-nie ich w różnych przestrzeniach miejskich ma za zadanie promować i stymulować do działania lubelskie środowisko fotograficzne. Aby nie być gołosłownym, galeria właśnie ogłasza konkurs na zorganizowanie indywi-dualnych wystaw fotograficznych. By wziąć udział w konkursie, nie trzeba być zawodo-wym fotografem – wystarczy zaproponować

Lublin PanfilaPochodzący z Tomaszowa Mazowieckiego malarz realista Józef Panfil oprócz klima-tów znad Morza Śródziemnego i z Mazow-sza upatrzył sobie również atmosferę Lu-blina, co zaowocowało kilkudziesięcioma obrazami zaprezentowanymi w Galerii Wi-rydarz na lubelskim starym mieście. Józef Panfil działał tu artystycznie przez ostatnie dwa lata, co pozwoliło mu malarsko udo-kumentować Lublin w różnych porach roku, a co szczególnie przełożyło się na kolorystykę i światło w jego obrazach. Im-ponująca liczba wystaw i równie imponują-ca liczba nagród są wystarczającą rekomen-dacją nie tylko dla lubelskiej publiczności. Wystawę można oglądać do 8 lutego. (maz)

Pamięci Władysława Panasa24 stycznia minęło dziesięć lat od śmierci profesora Władysława Panasa, badacza nie-zwykłości Lublina, twórcy nowej mitologii miasta, wybitnego schulzologa, zafascynowa-nego postacią Widzącego z Lublina i autora tezy o placu Zamkowym w Lubli-nie jako Axis mundi. W związku z rocznicą odbyła się m.in. konferencja naukowa pod hasłem „Intryga interpretacji. Profesor Wła-dysław Panas (1947–2005) in memoriam”. Do legendy przeszły spotkania z udziałem prof. Panasa, jakie odbywały się w restauracji Szeroka przy ulicy Grodzkiej. Utrwalając tę tradycję, zorganizowano spotkanie wspo-mnieniowe w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN”, podczas którego zostało zapre-zentowane nowe wydawnictwo – „Księga Pamięci Władysława Panasa”, wybór tekstów poświęconych Profesorowi. 24 stycznia od-była się również premiera poematu muzycz-no-literackiego „Opowieści z nocy”. Poemat, na podstawie scenariusza i w reżyserii Toma-sza Pietrasiewicza oraz w wykonaniu Witolda Dąbrowskiego, mówi o Zagładzie i zdarze-niach, których nie mogą i nie chcą zapo-mnieć świadkowie. Ostatnim wydarzeniem będzie przewidziana na 10 lutego prezentacja wznowienia publikacji „Oka Cadyka” Wła-dysława Panasa, wydanej przez Warsztaty Kultury w Lublinie. Nowa edycja jest wyda-niem polsko-angielskim, powstałym z myślą o obcokrajowcach zainteresowanych historią Lublina. (abc)

Potęga dialoguW ramach obchodów XVIII Dni Judaizmu między 14 a 18 stycznia w Lublinie trwał cykl wydarzeń przybliżających związki judaizmu i kultury żydowskiej z religią i kulturą chrześcijańską. Organizatorem byli ojcowie dominikanie, co tym bardziej udowadnia bliskie relacje obu kultur. W bogatym planie uroczystości znalazły się m.in. kolacja szabatowa, w której uczest-niczył m.in. rabin Boaz Pash z Jerozolimy, który poprowadził również wspólne czy-tanie Tory. Na Zamku Lubelskim została otwarta wystawa judaików pochodzących z synagogi we Włodawie, a w bazylice przy ul. Złotej odbył się koncert pieśni żydow-skich w wykonaniu Urszuli Makosz i arty-stów związanych z krakowską Piwnicą pod Baranami. Centralne obchody XVIII Dnia Judaizmu w Kościele katolickim w Polsce odbyły się 15 stycznia w Bielsku-Białej i Oświęcimiu. (abc)

(fó)

(Piotr Sztajdel)

(fó)

ciekawe, oryginalne zdjęcia i niebanalne spojrzenie na świat. Każdy ma duże szanse. Aby zostać autorem wystawy, należywysłać na adres [email protected] zwartą serię do 20 zdjęć o dowolnej tema-tyce (w rozdzielczości maksymalnie 1024 piksele dłuższy bok) wraz z opisem i notką

„o autorze” oraz czekać na rozstrzygnięcie konkursu. Powodzenia. (maz)

(Piotr Sztajdel)

Page 62: LAJF Magazyn Lubelski #25

62 magazyn lubelski 1[25] 2015

B udapeszt ma swój klub muzyczny o nazwie „Dziura”. Krzysztof Varga pisał, że przyjeżdżają tam de-presyjni artyści, na których występy przychodzą podstarzali alternatywnowcy. To właśnie w tym miejscu muzyka prezentuje się w „muzealnej formie”, gdzie możesz cofnąć się o 25 lat. Jeżeli wy-

lądujesz w Lublinie, to nie masz co liczyć na muzyczny powrót do korzeni. Nie z powodu braku „Dziu-ry”, bo tego typu miejsc nie brakuje, ale line-up’u, który proponują kluby, imające się aranżacją miejskich koncertów. Organizatorzy i managerowie mają sporo do poprawy, chociaż i przebłysków nie brakuje.

Broń Boże nie do klubuNie wiem, kto stoi za modą organizacji koncertów w klubach, ale powinien pokutować do dziś dnia. Zwabić studentów dosyć tanim biletem, opóźnić występ o długie godziny, postawić przy barze wię-cej alkoholowego asortymentu niż zwykle – biznes załatwiony. Niestety w przypadku przyjazdu gwiazd do lubelskich klubów zapomina się o dobrym na-

głośnieniu (nie mylić akustyka z hydraulikiem), ciekawych wizualizacjach, wentylacji, szacunku do słuchaczy, a co ważne – do ich portfela. Biletowi naganiacze robią, co mogą, aby opchnąć bilety na wizyty przeciętnych artystów. Kluby zatrudniają hostessy, które wleją ci do szklanki nieco alkoho-lu, fotografowie zrobią zdjęcia w ramce, gdzieś ktoś

muzyka

[W klubie, w Lublinie? Kochaj mnie!]

tekst Mateusz Grzeszczuk foto Krzysztof Stanek

Koncert FSC HOT ROD w Spirala Blues&Jazz Club

Page 63: LAJF Magazyn Lubelski #25

63magazyn lubelski 1[25] 2015

wystrzeli w powietrze konfetti, a na biuście zostawi vlepę. Muzyka oczywiście jest tu tylko tłem. Na tych wydarzeniach rzadko kiedy spotykasz prawdziwych sympatyków, ci akurat wolą zakupić bilet na „mu-zyczny spektakl”, który przygotowany jest specjalnie dla nich. Bez cycków w Shine, bufonady i fajerwer-ków w Cream’ie. Lublin ma parę przebłysków, ale jak to często bywa, panuje tu powszechne prześci-ganie się w pomysłach na organizację tematycznych imprez. Jakoby klubokawiarnia Komitet osiągnęła poziom legendarny, a młodsza siostra – Dom Kul-tury, w opinii wielu, „podkrada ciuchy” z szafy tej starszej. Ta z kolei nie ma niczego za złe i nadal zbiera wokół siebie o wiele starszą grupę wiernych klubowiczów. Popisowym wydarzeniem wydaje się być standardowe niedzielne karaoke, choć podob-no po remoncie już nie ma tego samego klimatu. Na imprezę dzień wcześniej koniecznie weź ze sobą termometr – osiągniesz stan „podgorączkowy”, a w środę – lepszą połowę na cykl „Kobiety wino śpiew”. Jeżeli obserwujesz, co się dzieje na bieżąco – trafisz na szlagierową noc „Made in Poland”, „filmowe prze-boje”, a nawet imprezę... „bez nazwy”. Komitet to także dobre miejsce na słuchanie multiinstrumen-talisty Yamiego, już nie w towarzystwie Anny Marii Jopek, ale z własnym, nowym materiałem, który nie wybrzmiał nawet na ulicach Lizbony. Wizyta Portu-galczyka zgromadziła ponad setkę słuchaczy, czyniąc Lublin tego wieczoru małą stolicą jazzu.

Jak wspomniałem – Dom Kultury celuje w młod-sze pokolenie, które przychodzi chętnie i ciężko tu się dziwić. „Domówki” w DK to wydarzenia oparte na opatentowanych pomysłach, przemyślanej promo-cji i dobrym doborze artystów (Mela Koteluk, Ru-sowicz, The Dumplings, XxanaxX). Tutaj polecam rytmy z Afryki i Bałkanów – „Muzyka świata”, a dla tych bardziej „odpicowanych” cykl imprez „Faszyn From Raszyn”. Rodzeństwo, które nawzajem się pilnuje, na imprezie nie ucieka jedno od drugiego i prezentuje ciekawą kontrpropozycję dla „Melanżu na Bogato”, „Grubego Baletu” i półnagich panienek z plakatów, które informują, że „Będzie Niegrzecznie”.

Dla starszego pokolenia – koncerty z klasąTam bilety kończą się bardzo szybko i nie ma mowy o wbiciu się „na przypał”. Nie kupisz tam piwa, nie staniesz pod sceną i nie przybijesz piątki swojemu ulubionemu artyście. Jedyne, co jest od ciebie wy-magane, to przekroczenie progu drzwi, wybranie wygodnego miejsca i wsłuchiwanie się w muzykę. Teatr Stary po otwarciu prezentuje nam koncer-towy program skierowany wprost dla starszej czę-ści publiczności. Tylko czasami mam wrażenie, że środy, dzień koncertowy, to czas spotkania z mimo wszystko – mało znanymi artystami, którzy często reprezentują lokalny szczebel. Gdyby tak dało się wycisnąć do końca możliwości tej instytucji, byłoby genialnie. A Teatr Stary stać na tego typu koncerty, w końcu nie z każdym miejscem w bliskiej komity-wie jest laureat nagrody Grammy – Włodek Pawlik. TS mógłby podjąć się działań przygotowania oferty dla młodych ludzi, których czasami tutaj brakuje. Pytanie, czy to tylko ze względu na słabą promo-cję, czy inne muzyczne wydarzania w mieście? Jak

informują właściciele pewnego lokalu – Kamienica, w której się znajdujemy, nie pamięta, aby działo się tak wiele, jak teraz w Spirali. Jak śpiewa Indios Bravos:

„Anioł gra reggae, diabeł – bluesa”. Demoniczne klimaty panują w Spirali bezustannie. Ciekawym wydarzeniem, które wytworzyło się wokół lokalu na Okopowej, jest „Spirala Live Music”, na którym nie zarabiają kokosów, a jedynie subtelnie zachęcają do wrzucenia „w czapeczkę” kilku złociszy. Klub też jako nieliczny wspiera lubelskich artystów, zapra-szając na cykliczne granie z lokalnymi muzykami, np. Zbyszkiem Kowalczykiem czy Pawłem Błędow-skim. Całkiem niedawno mogliśmy się zachwycić koncertem duetu Bill Barrett & Ryan Donohue w ramach „Independence Day”, oczywiście w Dzień Niepodległości.

Na mapie Lublina pojawiło się także nowe miejsce o specyficznej nazwie: Frutti di Mare. Przestrzeń, w której zaobserwujesz, że świat plastyków świetnie przenika się z tym muzycznym. – To nie tyle pry-watne mieszkanie, co 300-metrowy dom z ogrodem, w którym będą odbywać się koncerty – dodaje założy-ciel Tomasz „Maped” Pizoń. Do Frutti zapraszamy miłośników łączenia muzyki alternatywnej z jazzem i ciężką elektroniką. Na bardziej wymagających cze-kają artyści reprezentujący dźwięki klezmerskie oraz etniczne (amerykańskie oraz wschodnioeuropejske).

Jak za starych, dobrych czasów?Jedynym miejscem w Lublinie, które może zacisnąć pasa, jeżeli chodzi o promocję, jest Klub Graffiti. Przypomina mi się stara filmowa „zasada” Andrzeja Wajdy – „film niezły czy słaby, szkoły i tak przyjdą”. Myślę, że bez wahania można byłoby ją zastosować do obecnych działań najstarszego muzycznego klubu, który powstał w 1991 roku. Nie czuję się kompetent-ną osobą, aby oceniać klub przez pryzmat przeszłości, ale wchodząc do tego miejsca, nie czuję się, jakbym obcował z legendą. Wrażenie robi lista artystów, którą zespół klubu opublikował w dziale „Zagrali u nas”, jednakże kiedy przeglądam plan nadchodzą-cych imprez, to w niczym nie przypomina mi tych legendarnych, ale nieco urojonych. Wydaje się, że Graffiti od jakiegoś czasu choruje na juwenaliowy syndrom, gdzie zapraszani są co roku artyści z tej samej paczki (Coma, Happysad, Ira). Mało nowości i premier, a samo miejsce stało się tylko standardo-wym koncertowym „szlakiem”, którego wypadało-by nie ominąć. Zdecydowanie przydałoby się więcej świeżości! Może tylko nie w kwestii wystroju, bo w tym zakresie Graffiti nie powinno się zmieniać. Ba! Mogliby bardziej podkreślić, że znajdujemy się w miejscu o 23-letniej historii.

Trzy różne miejsca, trzy różne tradycje. Będą za-wsze się ścierać, dopóty będziemy żyli w społeczeń-stwie stawiającym na piedestale różne gatunki i style muzyczne. Strategia klubów jest zawsze powiązana z zainteresowaniem, którego niby nie brakuje, ale zawsze mogłoby być znacznie większe. Lublin i tak nie ma na co narzekać, bo w porównaniu z innymi miastami przygotowuje dosyć ciekawe muzyczne pro-pozycje; nie możemy też narzekać, że stale „omijają nas z premierami”. Schody rozpoczynają się dopiero w trakcie koncertu...

Page 64: LAJF Magazyn Lubelski #25

64 magazyn lubelski 1[25] 2015

Koledzy z internytekst Krzysztof Głaz-Gęburafoto Paulina Daniewska

historia

D ostałem maila od kolegi Witolda z Siedlec. O tym, że Gienek i koledzy z Włodawy organizują spotkanie internowanych. I podał link. Odpowiedziałem, że chętnie się spotkam, bo jest nas już coraz mniej. Było to pierwsze spotkanie po 33 latach. Wstyd. Nasze lubelskie „Biernaty”

na to nie wpadły. Moja Najjaśniejsza Rzeczpospolita swój mit założycielski opiera na walce i cierpieniu tych ludzi, a nie zdobyła się na prosty gest, by ich zgromadzić w jednym miejscu. Powiedzieć im kilka ciepłych słów, że było warto. Dać order. Dać bigosu z cateringu. Zadbać o leczenie, godziwe warunki już jesiennego życia…

Spotkanie 15 grudnia 2014 roku zrobili moi kole-dzy z interny... No i dobrze. Wiadomo, co jest solą tej ziemi. Polska to nasz prywatny projekt.

xxxPojechałem. Z córką Polką, która była 13 grudnia

1981 roku świadkiem mego aresztowania. Najpierw msza i występ miejscowych uczniów w kościele Ser-ca Jezusowego. Program wzruszający. Bez zadęcia. I lepszy od niejednego lubelskiego eventu. Poczty sztandarowe organizacji niepodległościowych. Na poważnie.

xxxWyszliśmy na piechotę do więzienia. Do dziś dzia-

ła. Ironia historii. Teraz jest ono przy ulicy Żoł-nierzy WiN, choć przecież nie zmieniło lokalizacji. Wcześniej ulica nosiła nazwisko bandyty, co Polskę z Sowietami najeżdżał. Dobrze, że je wymazano. Ktoś zakrzyczał – wsiadaj, kolego, do naszego busa. Odsłonięcie tablicy. I znów żadnego oficjela. No

i dobrze. Tu jest Polska. Zacharczał hymn z głośni-ków. Bez kartek odśpiewaliśmy z pamięci wszystkie zwrotki.

xxxDo wewnątrz wchodziliśmy za zaproszeniami

i dowodami osobistymi. Młodzi oficerowie służby więziennej. Eleganccy, uprzejmi, ale stanowczy. To prawdziwe więzienie. Wspólne zdjęcie na pierwszym dziedzińcu. Jest nas tylko około 130 mężczyzn z 365 wtedy zamkniętych. Kilka dziewczyn internowanych w Gołdapi i kilku więźniów politycznych, w tym Halinka Komsta z Fordonu. Kilka żon z tych, co jak Achmatowa wyczekiwały nas na mrozie. Mury siedmiometrowe. Na nich zasieki. Broń ostra, wie-życzki. Nie, uciec nie było jak.

xxxPrzez drugi dziedziniec, obok spacerniaka, do

świetlicy. Kilka nudnych referatów i wystąpień par-lamentarzystów, co dbają o przyszłych wyborców.

Page 65: LAJF Magazyn Lubelski #25

65magazyn lubelski 1[25] 2015

I klawisze (służba więzienna) w białych rękawicz-kach podają nam bigos w plastikowych talerzykach. Przypomniały mi się nasze okrzyki z tamtego czasu: w rękawiczkach nas odniesiecie do Lublina! Nie-prawda. Lubelskie liczyło wtedy niewiele ponad pół-tora miliona mieszkańców. Wystarczyło zamknąć 365 ludzi, by od Wisły po Bug, od Siedlec po Roztocze mieć spokój. Takie są prawidła socjologii...

xxxNieoczekiwane spotkania kolegów. Pamięć jest

zawodna. Długo trzeba jej pomagać. Ale jest. Wieźli nas sukami z Lublina. Niektórych skutych. Niektó-rych boso. Wyrwanych od rodzin, od dzieci. Wpusz-czono przez szpaler funkcjonariuszy w skórzanych płaszczach, z psami. Zdejmowanie obrączek, zegar-ków. Odciski palców. Krótkie, wyrywkowe wspo-minanie. A pałowanie ZOMO? A walenie ławkami w drzwi cel? Pamiętasz wizytę biskupa Mazura, biskupa Pylaka? Księży z kościoła garnizonowego w Lublinie? A pamiętasz, jak głośniki grały melodię: od włodawskich łąk nadleciał bąk... był to chyba hymn klawiszy. A pamiętasz po wizycie Międzynaro-dowego Czerwonego Krzyża, gdy Janusz krzyknął po rurach (bo tak się niosły wiadomości): ‒ A ma ktoś puszkę anchois? Zabrzmiało trochę jak z Brunona Schulza. A pamiętasz...?

xxx Ocalić od zapomnienia. A co z tymi, co mają

społecznego Alzheimera? Wyszła książeczka z na-zwiskami wszystkich internowanych. Dobrze. Wspo-możenie pamięci. Bo Polska to jednak nie tylko projekt mój i moich kolegów. Wasz też. Mam na-dzieję.

Page 66: LAJF Magazyn Lubelski #25

66 magazyn lubelski 1[25] 2015

Ewa

integracja

(pod)

tekst Maciej Skarga

L ato dwutysięcznego roku dla dziewiętnastoletniej Ewy Michalak było wyjątkowe. Poza nią bal maturalny, przy niej dyplom ukończenia lubel-skiego Technikum Żywienia Zbiorowego, a przed nią bliskie perspek-

tywy znalezienia pracy i mocnego wkroczenia w dorosłe życie.

Jeszcze tylko wymarzony odpoczynek wakacyjny. Potem jesienny wybór miejsca, w którym chcia-

łaby wykonywać wyuczony zawód. I... całe jej do-tychczasowe poukładane życie w ciągu kilku sekund przestało istnieć. Tuż przed Wigilią Bożego Naro-dzenia przeżyła wypadek samochodowy i uszkodzony kręgosłup spowodował bezwładność nóg. Dość długi pobyt w szpitalu sprawił, że powoli wykruszyli się znajomi, koleżanki i koledzy.

– I to było straszne – wspomina. – Nie myślałam jednak, że będzie gorzej. Przez długi czas nie docierało do mnie, że nie będę już mogła chodzić, nawet jeśli na razie nie czuję nóg. Zupełnie tego nie przyswajałam. Poleżę, zdejmą gips i pójdę – myślałam. Kiedy kilka-krotnie odwiedzili mnie niepełnosprawni na wózkach i starali się podtrzymać mnie na duchu, nie chciałam z nimi zbytnio rozmawiać. Na wszelkie sposoby bro-niłam się przed wózkiem. W końcu jednak musiałam się na niego przesiąść. Był to najtragiczniejszy dzień w moim życiu.

Po wyjściu ze szpitala ciężko jej było się w tym wszystkim pozbierać. Mieszkała we wsi Piotrowice niedaleko Bychawy i odnosiła wrażenie, że każdy patrzy na nią z politowaniem. Przerażał ją wzrok ludzi. I chociaż dzisiaj wie, że mogła mylić się w tym osądzie, wtedy nie umiała myśleć inaczej. Chciała się zamknąć w domu. Wstydziła się wózka i swojej niepełnosprawności. I gdyby nie jej siostra, która cza-sem wręcz na siłę zabierała ją na spacery, na zakupy i nawet na imprezy, pewnie nigdy nie dostrzegłaby sensu życia. Największego „kopa”, jak sama powiada, dali jej jednak niepełnosprawni członkowie z Fun-dacji Aktywnej Rehabilitacji. To oni byli w szpitalu i potem także jej nie zostawili. Odwiedzali w domu, przekonywali, że można z tym żyć i wreszcie w 2007 roku zabrali na kurs prawa jazdy. Ukończyła go i poza zaliczeniem teorii, zdała egzamin praktyczny na fundacyjnym samochodzie marki Toyota przy-stosowanym dla niepełnosprawnych.– W ten sposób przełamałam opory, jakie miałam

po wypadku, żeby wsiąść do samochodu – stwierdza. – Niebawem też, akurat w rocznicę mego wypadku, ku-piłam swoje pierwsze auto od niepełnosprawnej dziew-czyny. To mnie nakręciło. Zrozumiałam, że mogę w życiu egzystować i robić coś, co osoba sprawna. Auto

dało mi dużą dozę niezależności. A kiedy w fundacji zaproponowano mi pracę w realizacji Projektu Pań-stwowego Funduszu Rehabilitacji dotyczącego aktywi-zacji osób niepełnosprawnych – mogę śmiało powiedzieć, że odżyłam.

Na co dzień pracuje z niepełnosprawnymi. Są to ludzie zarówno po wypadkach, jak też i chorzy od urodzenia. Większość z nich porusza się na wózkach. Jej podopieczni mieszkają dwadzieścia kilometrów od Lublina, a bywa, że i sto pięćdziesiąt. Nieprze-rwanie dojeżdża więc do nich samochodem. Obecnie najstarsza pani w tej grupie ma sześćdziesiąt trzy lata, a najmłodszy chłopiec szesnaście. Pokazuje im, jak samodzielnie wykonać wiele czynności w domu, wejść i zejść z wózka, prowadzić samochód itp. Zmie-nia ich psychikę i pomaga podnieść się z krytycznego stanu, który podobnie jak ją, zwłaszcza na początku takiej niepełnosprawności, niemal każdego ogarnia. Cieszy się, gdy stają się coraz bardziej samodzielni i odzyskują chęć do życia. – Mnie kiedyś bardzo pomogli: siostra i niepełno-

sprawni z fundacji – podkreśla. – Teraz ja robię to samo. Każdemu, kto znalazł się w takiej sytuacji jak moja i moich kolegów, zawsze mówię, że nie jest to koniec świata. Naprawdę z tym można i trzeba żyć. Nikogo nie zapewniam, że w takim przypadku jest bardzo pięknie i kolorowo, bo to nie jest prawda. Ale mówię, że mimo wszystko nie jest tak tragicznie do końca. Człowiek sam może sobie w jakiś sposób nakręcić swój dalszy ciąg życia. Nawet poruszając się na wózku.

Ewa Michalak jest kobietą szalenie aktywną. Uwielbia jazdę samochodem. Uczestniczy w różnych imprezach, tańczy i bawi się znakomicie. Musi coś robić i być między ludźmi. Czasem sama się dziwi, jak tyle lat po wypadku mogła właściwie przesie-dzieć w domu bez takiego kontaktu. Jest samodzielna i silniejsza niż w pierwszych latach poruszania się na wózku.

– Kim teraz jestem? Na pewno tą samą Ewą, którą byłam czternaście lat temu – stwierdza. – Przy tym Ewą, która się nie poddała i przez ostatnie lata pracy z ludźmi czuje się bardziej dowartościowana. Mam teraz swoje nowe życie i chcę je wykorzystać jak najle-piej. Oczywiście niczego w przyszłości nie przekreślam. Także tego, że będę miała swoje dzieci. Uważam tyl-ko, że póki można, trzeba robić swoje, a na wszystko przyjdzie czas.

Page 67: LAJF Magazyn Lubelski #25

pedagog

Mierzyć, ważyć i testować, czyli edukacyjna taśma Taylora

W latach (nie tak dawnych przecież), gdy ja i moi rówieśnicy w eleganckich sztambuchach wymie-nialiśmy złote myśli, szczególnie jedna święciła triumfy i dzierżyła laur zwycięstwa. Kaligrafując i zdobiąc rysunkami, wpisywaliśmy radę życiową Ignacego Balińskiego: „Chcesz być kimś

w życiu, to się ucz,/Abyś nie zginął w tłumie;/Nauka – to potęgi klucz,/W tym moc, co więcej umie”.

Jestem nauczycielką i nie mogę umniejszać roli nauki w życiu człowieka, ale od tamtej pory minęły lata świetlne, w każdym razie z perspektywy powszech-nej edukacji. Sir Ken Robinson twierdzi nawet, że

„w przedwczorajszych szkołach wczorajsi nauczyciele uczą dzisiejszych uczniów rozwiązywania problemów jutra”. Herezja? Nie do końca. Profesor uważa (a za nim całe grono naśladowców), że współczesny świat wymaga nowych rozwiązań i nowego paradygmatu, a tymczasem kaganek oświaty nie płonie jasnym i czystym ogniem. Nadal tkwi w epoce industrialnej, w kulturze umysłowej oświecenia i w warunkach ekonomicznych rewolucji przemysłowej. Edukacja przypomina taśmę, na której siedzą dzieci tego same-go rocznika, a na jej końcu są pakowane jak bombki choinkowe, sprawdzana jest ich miara, waga, kolor itp., czyli wszystko to, czego wymaga, a właściwie za co zapłaci nabywca. Na pudełku zawsze znajduje się pieczęć z datą produkcji. Tak kolejne roczniki opuszczają szkoły. Za nami pierwszy semestr, ale przed nami kolejne egzaminy. Ogromna rzesza, w tym większość rodziców, a nawet (o zgrozo!) część nauczycieli wierzy, że wyniki egzaminów testowych odzwierciedlają rzeczywisty poziom wiedzy i umie-jętności naszych uczniów. Gorzej, gdy tę „prawdę objawioną” powtarzają dziennikarze, a truchlejący ze strachu urzędnicy grożą palcem tym placówkom, które nie znalazły się na szczytach rankingów ukła-danych przez prasę.

Takie instrumentalne podejście deprecjonuje tym-czasem inne niż sukces egzaminacyjny źródła moty-wacji do nauki i inne niż egzamin efekty pracy szkoły. Jest to niesprawiedliwe wobec uczniów i nauczycieli. Jest też szkodliwe dla systemu edukacji. Wszyscy jego uczestnicy zostają przymusowo wprzęgnięci w mechanizm „wyścigu szczurów” organizowany przez państwo w całym majestacie prawa. Sukces jednych staje się porażką drugich. Niestety, system przeterminował się. Dobre wykształcenie nieko-

niecznie gwarantuje dobrą pracę, choć dyplom nie stanowi tu istotnej przeszkody. Widziałam genialne chińskie dzieci, mistrzów olimpiad matematycznych, zdobywców dyplomów i medali, którzy na rynku pracy nie mają większych szans. Po ukończeniu szkoły są doskonałymi pracownikami – karnymi, niezawodnymi, ale niezdolnymi do innowacyjności, chłonności informa-cyjnej i współpracy. Ich mentalność (a i kompetencje) tkwią w cywilizacji agrarnej wytwórczości opierającej się na produkcji gniazdowej, gdy jeden człowiek tworzy wszystkie elementy danego produktu – w tym przypadku wiedzy. I jeszcze mały szczegół. Ucznio-wie chińskich szkół wypadają najlepiej w testach PISA, ale są też najsmut-niejszymi uczniami na świecie. Szkoła zabiła ich kreatywność, uczenie się pozbawione waloru współpracy, zdo-minowane przez rywalizację, stało się udręką prowadzącą do najwyższego od-setka samobójstw wśród egzaminowa-nych nastolatków. Nawet jeśli przebrną przez gęste sito selekcji, to najczęściej są podwładnymi swoich europejskich rówieśników. To smutna konstata-cja, ale optymistyczne jest zawsze to, co nas czeka w przyszłości, o ile w porę zrozumiemy, że taki czy inny wynik testu nie jest obrazem naszego dziec-ka. „Szkoła to nie jest fabryka. Tu się żywe dzieci uczy” – podkreśla profesor Turski. I podsumowuje,

„że w szkołach w końcu uczy się dziecko, a nie przed-miotu”. Chciałabym, aby zarażeni wirusem testoma-nii rodzice znaleźli na tę chorobę skuteczne lekarstwo, nie kultywowali potęgi cyferek i nie oddawali im czci. Dobrze, gdyby patrzyli z mądrym krytycy-zmem na swoje dziecko i dostrzegali niedoskona-łości tego systemu. Czas go zrozumieć i pokonać. Wszystkim nam życzę powodzenia!

...w przedwczorajszychszkołach wczorajsi nauczyciele uczą dzisiejszych uczniów rozwiązywania problemów jutra...

67magazyn lubelski 1[25] 2015

Page 68: LAJF Magazyn Lubelski #25

68 magazyn lubelski 1[25] 2015

kuchnia

O gùmiklyjzachi bombonach

Gdzie Rzym, gdzie Krym? ‒ ongiś powiedzenie karczemne, zapytanie gdzie, przy którym trakcie stoją karczmy o tych geograficznych na-zwach. Odezwanie to szybko stało się synonimem nieosiągalności,

braku komunikacji, określeniem miejsc, które nie mają ze sobą nic wspólne-go. Tak jak Śląsk i lubelskie ‒ gdzie Rzym, a gdzie Krym. A jednak!

Przyglądając się zadymom i perturbacjom rządowo-

-związkowo-górniczym na Śląsku pomyślałem sobie, jak by to było, gdyby górnicy Bogdanki zaczęli terroryzować Łęczną i Puchaczów, a na ulicach Lublina urządzali sobie nieustanne mitingi z orkiestrą górniczą i obowiąz-kowym paleniem opon na Krakowskim Przedmie-ściu lub placu Łokietka. Chyba moja wyobraźnia nie jest aż tak wybujała, bym taki obrazek sobie wymyślił. Tak, tak, to pierwszy związek: tu i tam mamy górników, tylko że u nas kopalnie i kopanie węgla się opłacają, a śląski węgiel to my opłacamy z całym społeczeństwem. Jak dobrze pójdzie, to nie-bawem pod Rejowcem powstanie kopalnia węgla kamiennego, a w gminie Niedźwiada i pod Parcze-wem kopalnie bursztynu ‒ zainteresowanie biznesu jest coraz większe.

Drugi bardzo ważny związek to ulubienie tam i tu klusek z dziurką. Śląska Wikipedyjo pomaga nam poznać u źródeł te wspaniałe kluseczki..Ślůnske kluskiŚlůnske klůski (gůmiklyjzy, dolnośl. Schläsche Klie-ßla) – sům to klůski robjůne s kartofli uůnczonych we czyńśćach 3:1 s kartofylmyjlym, kulane na uokrůngło s dźurkům, warzůne we uosolůny gorki wodźe. Jy śe je kej przidowka do wusztowego kustu ze zouzům (czyn-sto s roladům), czasym kej grůndkust ze wytopjůnym szpekym. Sům uůne wywołanym jodłym we Wjyrchńym Ślůnzku (bez Ślůnska Ćeszyńskigo), kaj sům dwje zor-ty ty szpajze. Jednům sům klůski bjołe, zrobjůne yno s warzůnych kartofli a kartofylmyjlu. Drůgům, to sům

klůski czorne, kej do kartofli a karto-fylmyjlu dodowo śe tyż we 1/3

surowe tarte kartofle.Dla wygody napiszę przepis jeszcze raz tylko po lubelsku

Kluski z dziurką czyli śląskieSkładniki:ile chcesz

ziemniaków,mąka ziemniaczana

tyle ile potrzeba,1 jajko (opcjonalnie), sól

Przygotowanie:Gotujemy ziemniaki w mundurkach, ciepłe obiera-my ze skórki, przeciskamy przez praskę i zostawiamy do przestygnięcia. Ugniatamy je w misce lub garnku. Masę dzielimy na 4 części i jedną ćwiartkę wyjmujemy i rozsmarowujemy na pozostałych trzech. Puste miejsce wypełniamy „na równo” mąką ziemniaczaną. Wy-rabiamy ciasto. W wersji na bogato dodając jajko. W garnku zagotowujemy osoloną wodę. Z ciasta lepimy lekko spłaszczone kuleczki z dziurką w środku (bez dziurki to są pyzy, a nie śląskie kluski, a omasta albo sos nie ma gdzie się zatrzymać). Wrzucamy do wrzącej wody. Gotujemy, aż wypłyną. Podajemy ze słoniną i skwarkami lub sosem. Zestaw tradycyjny to: gůmi-klyjzy, modra kapusta i rolada wołowa. Obowiązkowy obiad mojego brata Danka, kiedy bywa w Katowi-cach w interesach.

Trzecim niemniej istotnym „łącznikiem” jest to, że województwo lubelskie wraz z województwem śląskim „konkuruje” w ilości zarejestrowanych pro-duktów tradycyjnych i regionalnych. W rankingu przewodzi podkarpackie (177), śląskie ma 137, a lu-belskie 132 zarejestrowane produkty. Można by rzec, że idziemy łeb w łeb.

Kiedy planowałem tekst tego felietonu, miałem napisać o bombonach; kanoldach mlycznych, amo-lokach czy kopalniokach. Byłoby o tytach i inszych maszketach, ale dotarła do mnie przykra wieść. Nie żyje Jan „Kyks” Skrzek. Muzyk zmarł w czwartek rano (29 stycznia 2015) w szpitalu w katowickiej Ligocie. Bluesman trafił po udarze mózgu do szpi-tala tydzień wcześniej. Jan Skrzek znany był przede wszystkim z występów ze Śląską Grupą Bluesową. Współpracował również z SBB, Elżbietą Mielczarek, swoim bratem Józefem Skrzekiem i grupą Dżem. Tworzył po śląsku i o Śląsku. „Kyks” śląskość podkreślał niemal w każdym swoim utworze. Po pierwsze dlatego, że śpiewał gwarą. Wiele tekstów nawiązywało też do śląskiej tradycji i codzienno-ści mieszkańców regionu. Miał 61 lat. Spotkaliśmy się kilkanaście lat temu po świetnym bluesowym koncercie, który odbył się przy okazji spo-tkania kolędowego w nowo otwartej karczmie w Obszy. Wieczorek po koncercie był bardzo udany...

Janek „Kyks” Skrzek ‒ To był chłop!Powodzenia i smacznego.

Page 69: LAJF Magazyn Lubelski #25

zaprosili nas

69magazyn lubelski 1[25] 2015

W stulecie urodzin artysty w Muzeum Lubelskim otwarta została wystawa obrazów Edwarda Nadulskiego, malarza

pochodzącego z Lubelszczyzny i związanego z Lublinem. Kil-kadziesiąt płócien z pejzażami, aktami, portretami oraz malar-stwem abstrakcyjnym zapełniło kolorem, światłem i rozmachem pędzla sale wystawowe na Zamku Lubelskim. Sprawczyniami tego artystycznego święta były kurator wystawy Dorota Kubacka oraz córka artysty Eliza Nadulska, która użyczyła większość z prezentowanych tu prac. To również pierwsza monograficzna wystawa, którą otwierała nowa dyrektor muzeum Katarzyna Mieczkowska-Czerniak. Przy okazji warto nadmienić, że do pięk-nie wydanego albumu wstęp napisał prof. Lechosław Lameński. I tym razem wernisaż w Muzeum Lubelskim zgromadził liczne grono pasjonatów sztuki. Szkoda tylko, że wśród nich było tak mało młodych ludzi i nowych twarzy. Ale wszystko jest do nad-robienia ‒ wystawa będzie czynna do 15 marca. (maz)

Wernisaż na zamku (pod) W gościnie u Księdza RektoraN a zaproszenie Jego Magnificencji ks. prof. Antoniego Dę-

bińskiego odbyło się tradycyjne, noworoczne spotkanie władz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II z redaktorami naczelnymi lubelskich mediów. W gościnnych progach liczącego sobie prawie 100 lat uniwersytetu stawili się niemal wszyscy zaproszeni. Rzadka to okazja do porozmawiania przy filiżance aromatycznej kawy o tym, co interesującego dzieje się na uczelni, a także o planach na najbliższy rok oraz o wzajemnej współpracy. To również nie tak częsta sytuacja dla szefów mediów – spotkać się ze sobą w tak kameralnym gronie. Co ciekawe, wśród redaktorów naczelnych znajduje się spore grono absolwentów KUL. LAJF często informuje o wydarzeniach związanych z uniwersytetem – w wersji papierowej magazynu, na stronie www.lajf.info i w mediach społecznościowych. (gs)

(Tom

asz

Kory

szko

)

Page 70: LAJF Magazyn Lubelski #25

zaprosili nas

70 magazyn lubelski 1[25] 2015

Koncert „Podziel się Radością” Nocna DychaR ekordowa liczba uczestników, bo aż 1107, wystartowała

w Trzeciej Dysze do Maratonu Lubelskiego. Aż tylu zawodników do udziału prawdopodobnie zmotywował fakt, że bieg połączony był z imprezą charytatywną. Zbierano środki na leczenie 18-miesięcznego Jasia Karwowskiego, chorego na nowotwór oka. Trasa nocnego biegu wiodła ulicami Lublina. Dyrektor biegu Piotr Kitliński wytyczył trasę rozpoczynającą się przed rondem na ul. Zana, a kończącą się w hali Globus. Naj-szybszy był Ukrainiec Andrzej Starzyński, który biega w barwach puławskiego Chemika Novy. Na metę wbiegł po 32 minutach i 17 sekundach. Oprócz biegaczy w biegu wystartowali również przedstawiciele innych dyscyplin, a liczną reprezentację wystawi-li m.in. sędziowie piłkarscy. Kolejne Dychy do Maratonu to nie tylko atmosfera zdrowej rywalizacji, ale również możliwość spo-tkania wielu pasjonatów biegania. Na mecie uczestnicy umawiali się już na kolejne sportowe emocje, ale to będzie miało miejsce dopiero w kwietniu. (abc)

zaprosili nas

P adaczka to choroba przewlekła i o złożonej naturze, przez swoją nieprzewidywalność często prowadzi do wyklucze-

nia społecznego. Stowarzyszenie Wyrównywania Szans „Radość” pomaga z nim walczyć, a przede wszystkim bierze pod opiekę osoby chorujące na epilepsję, a także ich rodziny. Noworoczny Koncert Charytatywny „Podziel się Radością” to jeden z przeja-wów ich działalności. Wydarzenie, które miało miejsce w Klu-bie Studenckim Kazik w Lublinie, zostało zorganizowane przy współudziale Erasmus Student Network UMCS LUBLIN – lubelski odział ESN. Wystąpiły zespoły Z Okna Bloku (rap, funky) i coverowy Strefa oraz wokalistki – Vladyslava Kolodii i Kathe-rine Kozlova. Odbyła się również aukcja charytatywna, podczas której można było zlicytować m.in. wejściówki na koncerty, vo-uchery do kina, restauracji, filharmonii, udział w profesjonalnej sesji zdjęciowej czy bilet na galę MMA. Hitem licytacyjnym oka-zały się randki z Erasmusami i członkami ESN UMCS. Całkowity dochód z imprezy został przekazany na pomoc podopiecznym Stowarzyszenia „Radość”. (abc)

(Kor

nelia

Pal

uszk

iewicz

)

(Przemysław Gąbka)

Page 71: LAJF Magazyn Lubelski #25

zaprosili nas

71magazyn lubelski 1[25] 2015

zaprosili nas

R ynek sztuki to trudna sprawa. Nigdy nie wiadomo, czy dzieło przypadnie do gustu potencjalnemu odbiorcy

i czy zechce je nabyć. Stworzenie miejsca, gdzie nabywca ma do czynienia z szerokim wyborem różnych rodzajów twórczości artystycznej, bez podniosłej atmosfery, a wręcz z lekko ku-pieckim rumorem w tle, to warunki zgoła inne. A taką postać miały zorganizowane po raz pierwszy w Lublinie Targi Sztuki ART INN. Do Galerii Labirynt 16 i 17 stycznia przybyły rzesze oglądających. ART INN to połączenie wydarzenia kulturalnego z promocją artystów, a także forma spędzenia wolnego czasu. Nowa formuła tego typu przeglądu umożliwia zestawienie prac twórców stosujących różnorodne techniki: od malarstwa przez grafikę, rzeźbę po video art czy instalacje, a także odpowiedź na bardzo popularne wydarzenia targowe, koncentrujące wyroby użytkowe czy modę, na których sztuka – w podstawowym znaczeniu tego słowa – nie do końca może się odnaleźć. Targi rokują pozytywnie i możemy liczyć na kolejne edycje. Łącznie sprzedało się kilkadziesiąt prac, powstało też kilka zleceń. Ale przede wszystkim ART INN należy potraktować jako doskonalą okazję dla przedstawienia młodej obiecującej sztuki. (abc)

ART INN (Paulina Daniewska) Tanecznie w Nowy RokP onad 15 000 osób wzięło udział w roztańczonej nocy syl-

westrowej, jaka miała miejsce w Lublinie. Nowością były cztery sceny muzyczno-taneczne, a nie jak do tej pory jeden koncert organizowany na placu Litewskim. Tym razem na placu widownię rozgrzewały gorące rytmy kubańskiej salsy. W Muszli Koncertowej w Ogrodzie Saskim zagrał lubelski zespół Chonabibe, zaś w Centrum Kultury bawili się wielbiciele swingowo-jazzowych klimatów w wykonaniu Czarnych Lwów z Przedmieścia i francu-skiego zespołu Umlaut Big Band. Z kolei podziemiami CK zawład-nęli miłośnicy alternatywnych brzmień. W myśl hasła „Lublin tańczy” swoje siły zjednoczyły lubelskie szkoły tańca, dzięki któ-rym można było nauczyć się jeszcze kilku podstawowych kroków, a także obejrzeć pokazy taneczne mistrzów. W przeciwieństwie do innych miast w Polsce, w których postawiono na koncerty liczące każdorazowo ponad 100 tysięcy uczestników, pomysł z kameral- nymi potańcówkami sprawdził się. Zwłaszcza jeśli chodzi o zróżni-cowane wiekowo grupy odbiorców, a także klimatyczny muzyczny spacer po mieście. Było sympatycznie, inspirująco i przede wszystkim inaczej. A plac przed Centrum Kultury, ubrany w dekoracyjne lampiony, wyglądał niemal jak Ulica Krokodyli ze „Sklepów Cynamonowych” Brunona Schulza. (maz)

(sta)

Page 72: LAJF Magazyn Lubelski #25

zaprosili nas

72 magazyn lubelski 1[25] 2015

Kolęda charytatywnie Jubileusz złotnikówW ydaje się, że nie ma lepszego miejsca na tego typu jubile-

usz. W Muzeum Sztuki Złotniczej w Kazimierzu Dolnym zostały zainicjowane obchody 25-lecia istnienia ogólnopolskiego Stowarzyszenia Twórców Form Złotniczych. Zaprezentowana tu wystawa STFZ XXV to blisko 200 prac, 100 plansz ze zdjęciami biżuterii i obiektów oraz prezentacje multimedialne dokumentują-ce działania edukacyjne i popularyzatorskie stowarzyszenia. Choć mamy możliwość oglądania głównie prac współczesnych, ale jest to ciekawa retrospektywa w kontekście rozwoju całej pol-skiej sztuki złotniczej. – Nie wyobrażaliśmy sobie innego miejsca na naszą jubileuszową wystawę niż Muzeum Sztuki Złotniczej w Kazimierzu Dolnym – jedyne takie w Polsce – podkreślił podczas otwarcia Marcin Tymiński, prezes STFZ. Prezentacja niebanalna i mocno inspirująca. (maz)

W święto Trzech Króli w ramach Festiwalu Bożego Naro-dzenia 2014 odbył się charytatywny koncert „Kolęda dla

każdego”. Na scenie pubu „U Szewca” wystąpili m.in. Natalia Wilk, Michał Ostrowski, Lubelska Federacja Bardów, zespoły Circle of Bards, GATE, Pawkin, Gospel Project oraz pomy-słodawca koncertu Tomasz Korpanty. Licznie przybyli goście mieli okazję wysłuchać zarówno tradycyjnych kolęd, jak i pieśni bożonarodzeniowych z różnych stron świata. Świąteczna atmosfe-ra sprzyjała udanej licytacji przedmiotów na rzecz Fundacji Ko-ocham, która planuje wybudowanie przedszkola w Izabelinie pod Warszawą przeznaczonego dla dzieci z całej Polski, a które do-tknęła niepełnosprawność sprzężona. Zlicytowano m.in. ilustro-wany album podsumowujący historię zespołu Bajm z autografa-mi członków grupy oraz przekazany przez lubelskiego barda Jana Kondraka puchar za zdobycie pierwszego miejsca w I Maratonie Lubelskim. Jak twierdzą organizatorzy, rzeczywiście była to ko-lęda dla każdego – ze swym uniwersalnym przesłaniem czynienia dobra i niesienia pomocy potrzebującym. (tom)

(Piotr Jaruga) (fó)

Page 73: LAJF Magazyn Lubelski #25

zaprosili nas

73magazyn lubelski 1[25] 2015

Z roku na rok coraz więcej miejscowości przyłącza się do celebrowania święta przypadającego na 6 stycznia, orga-

nizując wówczas Orszak Trzech Króli. W tym roku orszak przeszedł ulicami aż 330 polskich miast. Scenariusz wydarzenia łączy uczestników nawet w najodleglejszych lokalizacjach. Ko-lędując, towarzyszą oni w drodze do szopki betlejemskiej trzem mędrcom ze Wschodu. Jest barwnie, mistycznie i widowiskowo. Nie bez znaczenia pozostaje również pierwiastek lokalny, który przejawia się m.in. w strojach uczestników. W Lublinie w orszaku udział wzięło aż kilka tysięcy osób. Kolorowy korowód przeszedł z placu Zamkowego przez al. Tysiąclecia, ul. Lubartowską, Świętoduską, deptak oraz ul. Królewską. Każ-dorazowo kulminacyjnym momentem jest pokłonienie się ma-łemu Dzieciątku Jezus oraz Świętej Rodzinie, a później wspólne kolędowanie. Orszak jest nawiązaniem do tradycji wystawiania jasełek ulicznych. Organizowany jest w m.in. w Hiszpanii i Meksyku. W Polsce ma krótką tradycję, ale jak widać, szybko zyskał wielu sympatyków. (abc)

Orszak Trzech KróliP ierwsze urodziny Hotelu Ilan, który działa w dawnej Jeszy-

was Chachmej Lublin w Lublinie przy ul. Lubartowskiej 85, już za nami. Na zaproszenie Henryka Kozłowskiego zarządza-jącego spółką, która kieruje hotelem, przybyli znakomici goście. Nie mogło zabraknąć wykwintnej kuchni, klezmerskiej muzyki, długich rozmów i oczywiście okazałego tortu. Uroczystość przypadła w Chanukę – żydowskie Święto Światła. Działający od roku hotel ma już cztery gwiazdki, a goście chwalą sobie standard pokoi, obsługę i szefa kuchni, który zaprasza na spe-cjały kuchni żydowskiej i staropolskiej. Restauracja The Olive oferuje również dania koszerne oraz jedną z najciekawszych kart win w Lublinie. Lubelska jesziwa została wzniesiona w 1930 roku. Przetrwała wojnę i do 2005 roku służyła Akademii Me-dycznej. Obecnie w budynku oprócz hotelu mieszczą się także zrekonstruowana synagoga i rytualna mykwa. (ms)

Urodziny Hotelu Ilan (kaw)(sta)

Page 74: LAJF Magazyn Lubelski #25

luty 2015

74 magazyn lubelski 1[25] 2015

28 lutego LUBLIN

Mecz Gwiazd Tauron Basket Ligi Kobiet Hala Globus, Kazimierza Wielkiego 8, Reprezentacja Polski zagra z najlep-szymi zagranicznymi koszykarkami. Podczas meczu przewidziano wiele do-datkowych atrakcji. Wystąpią finaliści programu „Mam Talent” oraz zapre-zentowany zostanie pokaz laserowy.

6 lutego 21 lutegoLUBLIN

Rocket Festiwal 2015 Hala Globus, Kazimierza Wielkiego 8.Kolejna odsłona Rocket Festiwalu, w 2015 roku ciesząca się coraz większą popularnością impreza odbędzie się w Warszawie, Lublinie, Szczecinie, Poznaniu i Gdyni! Od 20 lutego do 7 marca w tych pięciu miastach zoba-czyć będzie można czołówkę polskiej sceny rockowej. W ramach Rocket wystąpią m.in. Pidżama Porno, Hey, Happysad i Luxtorpeda.

15 lutego LUBLIN

Koncert Macieja Maleńczuka z zespołem Psychodancing Centrum Kongresowe Uniwersytetu Przyrodniczego, ul. Akademicka 15, godz. 17.00.

LUBLINWarsztaty cyjanotypii Centrum Kultury w Lublinie, ul. Peowiaków 12, godz. 13.30.

CHEŁMWernisaż wystawy „Pocztówki z Polski” Anny Wolskiej Galeria Atelier, ul. Lwowska 24, Chełm, godz. 18.00.

6 lutego

LUBLINWernisaż wystawy grafiki komputerowej Sławomira Walencika Wojewódzki Ośrodek Kultury, ul. Dolna Panny Marii 3, godz. 18.00

14 lutego

LUBLINTeatr Enigmatic, „Boeing, boeing czyli latające narzeczone” KUL, al. Racławickie 11, godz. 18.00

7–8 lutego

19 lutego

20 lutego LUBLIN

Było sobie miasto. Otwarcie wystawy fotograficznej oraz prezentacja albumu Oleksandry Rodczenko ACK UMCS „Chatka Żaka”, ul. Radziszewskiego 16, godz. 18.00.

19 lutego LUBLIN

Musical ZORBA Centrum Kongresowe Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, ul. Aka-demicka 15, godz. 20.00.Wielka, słodko-gorzka pochwała życia – mimo cierpień i bólu, które przynosi każdemu z nas obok radosnych unie-sień i doświadczenia miłości. Piękne i świetnie zaśpiewane piosenki, budzą-ce podziw układy taneczne, fascynu-jące obrazy sceniczne – to wszystko składa się na pierwszy broadwayowski musical, zrealizowany na bielskiej sce-nie. Na widowisko, którego rozmach może oszałamiać.

LUBLINKryminalne czwartki – spotkanie z Wojciechem Chmielarzem Radio Lublin, ul. Obrońców Pokoju 2(Studio Muzyczne), godz. 18.00.

6 lutegoLUBLIN

Wystawa Doroczna Lubelskiego Towarzystwa Fotograficznego Pałac Parysów, ul. Przechodnia 4, godz. 18.00.

19 lutego LUBLIN

Cavaliada Lublin Targi Lublin SA, ul. Dworcowa 11 Po raz trzeci. Wydarzenie zaplanowa-ne w Lublinie jest częścią cyklu CAVALIADA Tour – pucharowychzawodów o charakterze sportowym.18 lutego

LUBLINKoncert zespołu Tatvamasi Teatr Stary w Lublinie, ul. Jezuicka 18, godz. 19.00

Ich debiutancki album, ‘Parts of The Entirety’ wypuszczony na rynek mię-dzynarodowy pod szyldem Cuneiform Records, otwiera nowe terytoria skła-niając ku sobie namiętność narracji jazzu i silne folkowe zacięcie.

Page 75: LAJF Magazyn Lubelski #25
Page 76: LAJF Magazyn Lubelski #25

LAJF – magazyn lubelski 2015 #

0-1[25]

Polizany przez Boga

Święta z prosforą

12 cali muzyki

#01[25] 2015