94
>>WOŹNIAK >>MIELNIKIEWICZ >>CHROBAK 5[15]/2011 MAJ

Musli Magazine Maj 2011

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Musli Magazine Maj 2011

Citation preview

Page 1: Musli Magazine Maj 2011

>>WOŹNIAK >>MIELNIKIEWICZ >>CHROBAK

5[15]/2011 MAJ

Page 2: Musli Magazine Maj 2011

{ }>>wstępniak

>>2 musli magazine

słowo wstępne

Akcja ewakuacja!„Musli Magazine” ogłasza wielką akcję ewakuację! Porzucamy swoje kwatery, wille, akademiki, pała-

cyki, sutereny, lofty i M2. Wygodne kanapy zamieniamy na wygodne buty i ruszamy w miasto! Sprzyjają temu majówki, juwenalia, festiwale i piękna pogoda.

Redakcja „Musli Magazine” jest już w drodze — podczas spaceru natknęliśmy się na toruńskiego reżysera Marcela Woźniaka, który jest w trakcie zdjęć do filmu Caissa. Korzystając z okazji, wypytaliśmy go o filmo-we fascynacje i toruńskie inspiracje. Pobłądziliśmy też po toruńskich i bydgoskich miejscach kulturalnego kultu i mamy dla Was świeżutki rozkład jazdy. Smacznego!

MAGDA WICHROWSKA

OKŁADKA: IL. ADAM CHROBAK (I)

Page 3: Musli Magazine Maj 2011

[:] >>2 wstępniak. akcja ewakuacja!

>>3 spis treści

>>4 wydarzenia. HANNA GREWLING, (AB), ANIAL, ARKADIUSZ STERN,

(EF), PAWEŁ SCHREIBER, (SY), (JT)

>>18 relacje. XIX Alternatywne Spotkania Teatralne KLAMRA ARKADIUSZ STERN

>>20 fotorelacja. Dzień Białej Flagi 2011 FOT. ANNA WOJCIULEWICZ

>>22 na kanapie. sandał pokochał skarpetę MAGDA WICHROWSKA

>>23 gorzkie żale. scenariusz na życie. ANIA ROKITA

>>24 filozofia w doniczce. perfekcyjny hedonista IWONA STACHOWSKA

>>25 a muzom. sz. MAREK ROZPŁOCH

>>26 porozmawiaj z nim... kocham kino tak, jak dzieci kochają witryny sklepów z zabawkami

Z MARCELEM WOŹNIAKIEM ROZMAWIA MAGDA WICHROWSKA

>>32 portret. wyzuta ze wszystkiego — Emily Dickinson MAREK ROZPŁOCH

>>36 porozmawiaj z nią... moje książki piszą się same Z HALEY TANNER ROZMAWIA KASIA WOŹNIAK

>>42 zjawisko. postpostdancingi, czyli potęga afrykańskiej muzyki MARCIN ZALEWSKI

>>48 galeria. coal chamber. ADAM CHROBAK

>>64 nowości [książka, film, muzyka] ARBUZIA, (ES), (SY), (MR), (EF), (AB)

>>67 recenzje [film, muzyka, książka, teatr] SZYMON GUMIENIK, KRZYSZTOF KOCZOROWSKI, AGNIESZKA BIELIŃSKA,

ANDRZEJ MIKOŁAJEWSKI, JUSTYNA TOTA, EWA STANEK, IWONA STACHOWSKA,

ALEKSANDRA KARDELA, WIECZORKOCHA, ARKADIUSZ STERN

>>74 fotografia. SONIA MIELNIKIEWICZ

>>90 redakcja

>>92 dobre strony. ARBUZIA

>>93 słonik/stopka

>>3

>>spis treści

OKŁADKA: IL. ADAM CHROBAK (I)

Page 4: Musli Magazine Maj 2011

>>wydarzenia

>>>>

KAWAŁ DOBREGO ROCKA

Trans, psychodelia, rock, nie-samowita energia i żywiołowość — tak w skrócie można opisać zespół Apteka, który istniejąc na polskiej scenie muzycznej już ponad 25 lat, stał się prawdziwą legendą. Pomimo imponującego dorobku band nie osiadł na lau-rach. W zeszłym roku grupa wyda-ła krążek będący podsumowaniem ich dotychczasowej twórczości, a w styczniu ruszyła w trasę koncer-tową, podczas której odwiedzi aż 35 miast. Jednym z nich będzie właśnie Toruń, w którym Apteka wystąpi już 5 maja w klubie NRD.

Podczas koncertu formacja za-prezentuje zarówno swoje naj-lepsze utwory w nowych aranża-cjach, jak i piosenki premierowe. Gościem specjalnym zespołu pod-czas występów na żywo będzie Igor Pudło — współtwórca sukcesu Skalpela, czyli najbardziej zna-nego na świecie polskiego duetu producenckiego. Koncerty Apte-ki to niezapomniane przeżycie, dlatego podczas ich występu w Toruniu nie może Was zabraknąć. Polecamy!

(AB)

Apteka5 maja, godz. 22.00

NRD

Częste w Baju grzmoty rozpraszają chłopom zgryzoty…

Tuż po weekendzie majowym drzwi szafy zostaną szeroko otwarte — na początku Baj zaprasza najmłodszych widzów na muppetowe-go Kopciuszka w reżyserii Ireneusza Maciejewskiego, ze scenogra-fią Dariusza Panasa, muzyką Piotra Klimka oraz tekstami piosenekWojciecha Szelachowskiego i z muzyką zespołu Doctor Fisher.Z kolei 9 maja teatr gorąco zachęca już nieco starszych widzów do obejrzenia spektaklu Jaskółeczka autorstwa Tadeusza Słobo-

dzianka (niedawno uhonorowanego nagrodą Nike za Naszą klasę), w reżyserii Zbigniewa Lisowskiego, ze scenografią Pavla Hubicki,muzyką Piotra Nazaruka, tekstami piosenek Wojciecha Szelachow-skiego oraz choreografią Władysława Janickiego.17, 18 oraz 22 maja widzowie będą mieli okazję zobaczyć naj-nowszą premierę Teatru Baj Pomorski pt. Pod-Grzybek autorstwa Marty Guśniowskiej, w reżyserii Jacka Malinowskiego, ze sceno-grafią Giedrė Brazytė i muzyką Antanasa Jasenki. Przedstawienieskierowane jest przede wszystkim do widza najmłodszego, a traktuje o problematyce śmierci w sposób delikatny i z humorem, pokazując przygody lisów na ziemi i w niebie.23 maja o godz. 10.00 w szafie będzie można obejrzeć solowywystęp Słowika, czyli przedstawienie wg Hansa Ch. Andersena, wyreżyserowane przez Adę Konieczny, w scenografii DariuszaPanasa i z muzyką Krystiana Segdy. Spektakl pokazywany będzie na małej scenie.Kto się boi Olbrzyma, niech zajrzy do teatru 24 lub 25 maja — za-pewniamy, że wówczas zmieni zdanie. Spektakl w surrealistycz-nej oprawie plastycznej, groteskowy i pełen tajemnicy… może zachęcić najbardziej opornych widzów (autor: Phillippe Dorin, scenariusz i reżyseria: Piotr Tomaszuk, scenografia: Eva Farkaso-va, muzyka: Piotr Nazaruk).A w ostatnim dniu maja najmłodsi widzowie będą mogli spotkać się z kaczuszką Dudi — postacią wymyśloną, napisaną i wyreży-serowaną przez Roberta Jarosza. Zapraszamy wszystkich, którzy mają ochotę poznać jej historię. Dudi bez piórka zachwyca sce-nografią Pavla Hubički, muzyką Piotra Klimka i piosenkami MalinyPrześlugi. Szczegółowe informacje na www.bajpomorski.art.pl.

HANNA GREWLING

BAJ POMORSKI

REPERTUAR

OLB

RZYM

/ F

OT.

PAW

EŁ B

RAKO

NIE

CKI

5.05NRD

MUZYKA I ŚWIATŁO

Klub Muzyczny Bunkier za-prasza na koncert Shiny Beats w ramach 8-bit party. Shiny Beats — jak mówią sami ar-tyści — powstało z połączenia muzyki i światła. Trójmiejski zespół zdążył już sporo na-mieszać na krajowej scenie elektronicznej. Przez niektó-rych recenzentów nazywany jest nawet „objawieniem”. Czym Shiny Beats oczarowa-ło fanów i krytyków? Przede wszystkim muzyką — tanecz-ną, radosną i alternatywną, w której dostrzegalne są wpły-wy takich wykonawców jak MGMT, Klaxons, Late of the Pier czy Empire of the Sun. Niespełna rok istnienia wy-starczył grupie, aby nagrać płytę, teledysk, jak również zagrać kilkanaście dobrze przyjętych koncertów w kra-ju i za granicą. Piosenka To-night to jeden z najbardziej znanych kawałków Shiny Be-ats, na co wpływ miała pro-mocja na antenie Programu IV Polskiego Radia. Z kolei utwór Stars trafił na pierw-sze miejsce listy przebojów Radia SAR. Także dziennika-rze muzyczni „Gazety Wy-borczej” są łaskawi w ocenie zespołu. Shiny Beats pojawili się na okładce wrześniowego „Sztormu” — trójmiejskiego dodatku kulturalnego „Ga-

6.05BUNKIER

>>4 musli magazine

Page 5: Musli Magazine Maj 2011

>>wydarzenia

>>5

>>>>

ICH CZWORO W HORZYCY

Teatr im. Wilama Horzycy jeszcze przed rozpoczęciem Festiwalu Debiutantów zapra-sza na swą kolejną premierę repertuarową. Tym razem w ramach prezentowania rodzi-mych dramatów w bieżącym sezonie Karina Piwowarska przygotowuje sztukę Gabrieli Zapolskiej Ich czworo.

Ich czworo — tragedię lu-dzi głupich Gabriela Zapolska napisała ponad sto lat temu, ale choć upłynął wiek, tekst nie stracił na aktualności. Ak-cję sztuki stanowi znana in-tryga — żona zdradza męża, a on się o tym dowiaduje. Kochanek żony flirtuje zeswoją gospodynią, by nacią-gnąć ją na wydatki, a Pana uwodzi panna Mania, szwacz-ka zaprzyjaźniona z rodziną. Tak o sztuce mówi reżyserka spektaklu: „Akcja dramatu (z elementami komediowymi) obejmuje tydzień od Wigilii do Sylwestra. »To przecież miał być dzień świąteczny!« — krzyczy przez nakryty stół Żona (Maria Kierzkowska) do zdradzanego Męża (Marek Milczarczyk), który już jej nie kocha, bo ona nie daje mu na to szansy. Jest mocno zniecierpliwiona, bo jej ko-chanek Fedycki (Michał Ma-rek Ubysz) nie przyszedł »na

czwartego«, aby podzielić się opłatkiem. Nie ma czasu, gdyż uwodzi z powodzeniem Wdowę (Wanda Ślęzak), któ-rej jest dłużnikiem”.

Ich czworo to ciekawa sztuka z mądrym tekstem o głupocie, ale bez nadętego pouczania i długich monolo-gów, łączy też zabawę, która być może przejdzie w farsę. Jednak po śmiechu pewnie pojawi się także refleksjanad tym, iż zajęci swoimi emocjami zapominamy za-zwyczaj o najważniejszych osobach (takich jak np. Lu-dwiś). A kim jest Ludwiś — dowiemy się już niebawem podczas premiery na deskach Sceny na Zapleczu.

ARKADIUSZ STERN

Ich czworo na podstawie tekstu Gabrieli Zapolskiej

reż. Karina Piwowarskapremiera 7 maja

Teatr im. Wilama Horzycy

zety Wyborczej”, a jeden z felietonistów określił forma-cję „muzyczną nadzieją 2011 roku”.

Nadarza się okazja, by doniesienia prasowe skon-frontować z rzeczywistymi odczuciami, ponieważ zespół wystąpi już 6 maja w toruń-skim Bunkrze. Po występie Shiny Beats bunkrową sceną zawładnie zaś Hype Wax De-sign — pochodzący z Gdańska kolektyw dj’ski. Członkowie ekipy nie ograniczają się ga-tunkowo, zawsze stawiają na świeżą i wyszukaną muzykę — zarówno tę undergroun-dową, jak i komercyjną. Ho-use, minimal czy acid łączą z electro, techno, baltimore, fidgetem oraz wieloma inny-mi gatunkami.

Tym, którzy migają się od uczestnictwa w tego typu muzycznych imprezach z po-wodu braku środków na kon-cie, organizatorzy wytrącili oręż z ręki. Wstęp na koncert jest darmowy.

ANIAL

Shiny Beats6 maja, godz. 21.00

Bunkier

CZTERY LATA MINĘŁY...

Imprezy organizowane przez Feel Like Jumping Sound Sys-tem mają w Toruniu wielu zwolenników. Gdy do tańca zagrzewają Marcin FreedomSo-und Szawłowski i Jakub Hoody Dread Kroc, klub NRD nigdy nie świeci pustkami. 6 maja człon-kowie składu zapraszają nas na wyjątkowe urodzinowe party, podczas którego — oprócz sa-mych gospodarzy — zagra rów-nież wielu znamienitych gości. Jednym z nich będzie warszaw-ski sound system SingleDread Sound.

SingleDread Sound to skład, którego trzon stanowią byli mieszkańcy Węgorzewa, a któ-ry powstał na początku 2003 roku — czyli tuż po narodzinach samego pomysłu podczas waka-cji 2002, kiedy to Malik spotkał Da Killa — Polaka mieszkające-go na co dzień w Niemczech. Muzycy grają reggae, hip hop, dancehall i rap.

Tego wieczoru nie zabraknie także innych zaprzyjaźnionych z Feel Like Jumping selekto-rów i MC, tak więc zapowiada się naprawdę niezła imprezka w gorących klimatach reggae i dancehall.

(AB)

IV Urodziny Feel Like Jumping Sound System6 maja, godz. 20.00

NRD

6.05NRD

7.05HORZYCA

PREMIERA

Page 6: Musli Magazine Maj 2011

>>6 musli magazine

>>wydarzenia

>>

DOKUMENTALNIE

Toruńskie Kino Centrum przyłączyło się do organizo-wanych w ramach Festiwalu Planet Doc Review symulta-nicznych pokazów filmowych.Weekend z Cyfrowym Planete Doc odbędzie się w 22 mia-stach Polski w dniach od 6 do 8 maja. W tym czasie będzie można obejrzeć 5 dokumen-tów, a także wziąć udział w głosowaniu na najlepszy film,który otrzyma nagrodę Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych. Wśród propozycji znalazł się między innymi nominowany do Oskara dokument Josha Foxa Kraj gazem płynący.

Natomiast 10 maja, w związku z obchodami roku Marii Skłodowskiej-Curie, odbędą się dwie specjalne projekcje francuskiej kome-dii w reżyserii Claude’a Pi-noteau Palmy Pana Schutza. Tytułowy bohater jest wła-ścicielem pracowni, w której małżeńska para wybitnych chemików, Piotr i Maria Cu-rie, odkryła promieniotwór-cze właściwości radu. W rolę polskiej noblistki wcieliła się genialna Isabelle Huppert. Na godzinę 11.00 zaplanowa-no pokaz dla uczniów szkół podstawowych, natomiast na 16.00 — seans otwarty dla wszystkich widzów.

Z kolei od 18 do 20 maja gratka dla miłośników mało znanych kinematografii. Wciągu tych trzech dni odbę-dzie się III Przegląd Filmów Indonezyjskich. W programie znalazły się filmy wyprodu-kowane w ostatnich latach, a wśród nich między innymi Zakazane drzwi Joko Anwara — trzeci już film „indone-zyjskiego Tarantino”, który — podobnie jak poprzednie — zyskał przychylność widzów na całym świecie.

Szczegółowy program i opi-sy filmów na stronie: http://www.csw.torun.pl/kino-cen-trum/wydarzenia-1.

(EF)

Planet Doc Review6–8 maja

Opowieści z Wysp. III Przegląd Filmów Indonezyjskich

18–20 majaKino Centrum

JAZZ Z PAZUREM

Outside Sources Michaela Bate-sa to ekscytujący kwartet nowo-jorskich wirtuozów. Formacja gra kompozycje zainspirowane muzy-ką jazzową, klasyczną i szeroko pojętym „modern music”, a także twórczością m.in. Bad Brains czy Ornette Colemana.

Michael Bates — lider kwartetu — to nowojorski kompozytor i kon-trabasista, który współpracował z wieloma uznanymi muzykami, takimi jak Russ Johnson czy Chris Speed. Jego pierwszą miłością nie był jednak jazz, ale hardcore i punk rock. Po szalonym etapie wypełnionym muzycznymi ekspe-rymentami poświęcił się w cało-ści muzyce jazzowej. Jednak w jego kompozycjach nadal słychać wpływy rocka i hardcore. W jego przypadku jest to jednak atut, po-nieważ dzięki temu jego estetyka uznawana jest przez krytyków za niezwykle otwartą i oryginalną.

Pozostali muzycy kwartetu: Ro-bin Verheyen (saksofon), Samuel Blaser (puzon), Jeff Davis (perku-sja) to znani muzycy jazzowi. Tak więc 7 maja w Mózgu miłośników jazzu czeka prawdziwa muzyczna uczta.

(AB)

Michael Bates i Outside Sources7 maja, godz. 21.00

Mózg

7.05MÓZG

INNY TEATR, INNE SYTUACJE

Wszyscy miłośnicy teatru of-fowego mają powody do radości — toruńskiej Klamrze wyrasta ciekawa konkurencja w postaci bydgoskiego festiwalu Inne Sytu-acje, współorganizowanego przez Fundację Kultury YAKIZA i Teatr Polski w Bydgoszczy. Program od-bywającego się w dniach 7—10 maja festiwalu jest krótki, ale robi duże wrażenie — wśród wyko-nawców są zarówno słynne polskie grupy (teatry Porywacze Ciał czy Pieśń Kozła), jak i zespoły, które już dawno cieszą się międzynaro-dową sławą, takie jak legendarny duński Odin Teatret czy rosyjska grupa Derevo. Początek maja w Bydgoszczy może być jednym z ciekawszych wydarzeń kultural-nych roku — zachęcamy do sztur-mu na kasę bydgoskiego teatru.

PAWEŁ SCHREIBER

Międzynarodowy Festiwal Teatralny Inne Sytuacje

7–10 maja, Teatr Polski w Bydgoszczy

7-10.05FESTIWAL

od 6.05KINO

CENTRUM

FOT.

MAT

ERIA

ŁY P

RASO

WE

Page 7: Musli Magazine Maj 2011

>>

>>wydarzenia

>>7

MUZYCZNY RECYKLING

Lizard King wraz z Rafałem Iwańskim i Rafałem Kołac-kim, czyli organizatorami to-ruńskiego festiwalu CoCArt, oraz szamanem współcze-snej muzycznej awangardy Stefanem Joelem Weisserem zaprasza na jedyny w swoim rodzaju wieczór muzycznego rozpasania.

Już 8 maja w Lizard King wystąpi twórca z Los Ange-les — Stefan Joel Weisser vel Z’ev, który w latach 70. był jednym z założycieli ruchu kulturowego industrial. Z’ev to zarówno perkusjonista, korzystający w swojej mu-zyce z różnych instrumentów etnicznych i… odpadów prze-mysłowych, jak i osobliwy performer, tworzący dzieła multimedialne składające się z muzyki, performance’u, wideo i teatru. Poza kompo-nowaniem Z’ev zajmuje się również teorią muzyki — jego idee zawierają się w total-nym odejściu od zachodnich, dwudziestowiecznych form rytmicznych, zostawiając gdzieś za sobą tradycje jazzu czy rocka.

Podobne podejście do mu-zyki i jej improwizacyjnej funkcji mają członkowie gru-py Hati, czyli Rafał Iwański i Rafał Kołacki, którzy swoje brzmienie opierają zarówno

na instrumentach akustycz-nych, etnicznych, jak i wszel-kich obiektach recyklingu. Ich wydawnictwa i koncerty już od dość dawna są dobrze przyjmowane przez krytyków i publiczność, i to nie tylko w Polsce. Co prawda CoCArt Music Festival już za nami, ale właśnie czeka na nas scena Lizard King, kolejny bastion muzycznego ekspe-rymentu.

Jeżeli chcielibyście przed koncertem sprawdzić predys-pozycje artystów, zapraszam na strony: www.rhythmajik.com i www.myspace.com/hatitah.

(SY)

Z’ev / Hati8 maja, godz. 20.00

Lizard King

POWIĘKSZENIE

Wszystkich fanów patrze-nia na rzeczy z bliska zain-teresuje zapewne wystawa fotografii Mai Rosińskiej zaty-tułowana „Moje makro opo-wieści”. Ekspozycja zawierać będzie 25 kolorowych foto-grafii, które autorka wybrałaspośród wykonanych w ostat-nich miesiącach prac, a które będą przedstawiać głównie przedmioty i rośliny w dużym powiększeniu. Jej fotografie— jak mówi ona sama — poru-szają zagadnienie linii oraz koloru. Ukazują różnorod-ność i finezję odcinków wy-stępujących w przyrodzie, a także wielość odcieni jednej barwy — przede wszystkim zieleni.

Maja Rosińska studiuje edu-kację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych na Wy-dziale Sztuk Pięknych UMK. Fascynuje ją głównie foto-grafia, choć zajmuje się tak-że działaniami w przestrzeni oraz rysunkiem klasycznym i komputerowym. Swoje pra-ce zaprezentuje w Filii nr 1 Książnicy Kopernikańskiej w Toruniu — wernisaż odbędzie się 10 maja o godz. 17.00, a same zdjęcia będzie można zobaczyć do końca miesiąca (wstęp wolny).

Wystawa ta będzie na pewno okazją do chwilowej

zmiany przez nas standardo-wego punktu widzenia, czy też poszerzenia lub zawęże-nia optyki naszego codzien-nego postrzegania rzeczy i zjawisk. Polecam — czasami warto przyjrzeć się czemuś z bliska.

(SY)

Moje makro opowieści / wystawa fotografii Mai Rosińskiej

10 maja, godz. 17.00Filia nr 1 Książnicy Kopernikańskiej

KSIĄŻNICA MIEJSKA FILIA 1

WYSTAWA

FOT.

NAD

ESŁA

NE

HAT

I / F

OT.

INFA

MIS

8.05LIZARD KING

FOT.

RO

MAN

EKI

MO

V, A

NN

ABO

GO

DIS

T TE

ATR

DER

EVO

/ H

ARL

EKIN

FOT.

RO

MAN

EKI

MO

V, A

NN

ABO

GO

DIS

T TE

ATR

DER

EVO

/ H

ARL

EKIN

FOT.

AN

NA

HO

FFM

AN

TEA

TR B

RAM

A

Page 8: Musli Magazine Maj 2011

>>8 musli magazine

>>wydarzenia

>>

BAWIMY SIĘ KOMIKSOWO I NA BOGATO

Maj to okres matur, wio-sennych uniesień, ale przede wszystkim juwenaliów. Świę-to toruńskich studentów, którego w tym roku tematem przewodnim będzie komiks, rozpocznie się 12 maja. Po miesiącach mniej lub bar-dziej ciężkiej nauki żacy będą mieli okazję odreago-wać stres — zapewnią im to koncerty, imprezy klubowe, sportowe zmagania oraz cała masa wydarzeń towarzyszą-cych.

Pierwszego dnia juwena-liów na dużej scenie zapre-zentują się: Absurd, Tortilla, Kabaret Limo, Sofa, Żywio-łak oraz gwiazda wieczoru — T.Love. Entuzjaści brzmień klubowych będą mogli z kolei posłuchać dźwięków house (we wszystkich jego odmia-nach) w namiocie klubowym przy auli UMK. W ramach im-prezy „Liquid Heaven — Ho-use in all colours and sizes” rozbrzmi muzyka takich wy-konawców jak: Lexus + Novi-ka + Fox Live Act, Natasza & Oscarsix, Glasse, Martinez, Mike G, Kilan. Ci, którzy wo-leliby raczej się wyciszyć, powinni tego dnia zajrzeć do Od Nowy na Majowy Buum Poetycki. Na scenach klubu swój talent poetycki zapre-zentują aktorzy Teatru Wi-

lama Horzycy: Adam Blank, Miron Szmytkiewicz, Łukasz Podgórny, Marta Kapelińska, Damian Bus, Natalia Malek, Robert Rybicki, Maciej Woź-niak, Paweł Kozioł. Natomiast umiejętności performerskie pokażą Roman Bromboszcz i Ser Charles. O oprawę mu-zyczną tych prezentacji za-dbają Porcje Rosołowe, Ho-tel Kosmos oraz Atrakcyjny Kazimierz.

13 maja to kolejne koncer-ty na dużej scenie. Zobaczy-my m.in. Menace, Vervrax, Zabili mi żółwia, Konopians, Koniec świata i Big Cyc. W namiocie klubowym odbędzie się „Stormy Night — Time 4 techno”, czyli gratka dla wielbicieli twórczości takich wykonawców jak: Angelo Mike, Carla Roca, Venti Otto, Christopher Gruning, Szycu oraz Kilan. Drugi dzień juwe-naliów to także Alternatywny dzień z Radio Sfera.

14 maja, ku uciesze pu-bliczności, na dużej scenie zainstalują się Banau, Living on Venus, Akcent, Jamal, KSU i Abradab. „Tornado Al-ley — Break! the music” to z kolei propozycja dla gości namiotu klubowego, którzy tym razem będą mogli po-słuchać Radikal Guru, Simba, Illy, PacOne i Chmielix.

Dodatkowo w trakcie ca-łych juwenaliów w namiocie klubowym odbywać się będą

pokazy wizualizacyjne, au-torskie clipy i animacje w wykonaniu ekip Colorscream i EbebuoBabue.

Ostatni dzień juwenaliów to również nie lada grat-ka dla fanów mocniejszych brzmień — odbędą się wów-czas eliminacje do Wacken Metal Battle.

Ciekawie zapowiadają się także niemuzyczne atrakcje tegorocznych Juwaneliów, a wśród nich mecz w błocie, bieg piwny, rajd juwenaliowy czy śniadanie na trawie.

ANIAL

Juwenalia 2011 / Toruń12–14 maja

KINO POD KOCYKIEM

W maju Kino Studenckie Niebieski Kocyk zaprasza na trzy projekcje. 10 maja o godzinie 21.00 odbędzie się multimedialny performance na murze Od Nowy. Outdoors — Visual Projekt to artystycz-na forma audiowizualna opar-ta na eksperymentach VJin-gowych studentów Pracowni Multimediów Zakładu Plasty-ki Intermedialnej WSP UMK. Multimedialny performan-ce odbędzie się w otwartej przestrzeni. Organizatorami pokazu są pracownia multi-mediów Zakładu Plastyki In-termedialnej WSP UMK, Kino Studenckie Niebieski Kocyk, Toruńska Agenda Kultury oraz Klub Od Nowa. Wstęp wolny!

Kolejny wtorek w Od No-wie to pokaz znakomitego filmu Darrena Aronofsky’egoCzarny Łabędź. Akcja roz-grywa się w środowisku no-wojorskich tancerzy klasycz-nych. Główną bohaterką jest baletnica, której tak zależy na roli Królowej Łabędzi, że przestaje odróżniać fikcjęod rzeczywistości. Dla Niny taniec to całe życie, jednak aby spełnić swoje marzenie, będzie zmuszona rywalizo-wać z inną baletnicą — Lily. Równocześnie między tan-cerkami nawiązuje się tok-syczna przyjaźń. Nina odkry-

wa mroczną stronę swojej osobowości. Film jednego z najciekawszych reżyserów współczesnego kina, twórcy Źródła, Requiem dla snu i Pi spotkał się z gorącym przyję-ciem widowni i krytyki, czego wyrazem może być między innymi Oskar dla odtwórczy-ni głównej roli Natalie Port-man.

W dniu 31 maja Kino Stu-denckie Niebieski Kocyk za-prezentuje klasyczne dzieła włoskiego neorealizmu. Ten ruch artystyczny w literatu-rze, plastyce, a zwłaszcza w filmie powstał jako sprzeciwwobec faszyzmu. Jego pod-stawowe dzieła pochodzą z lat 1942—1952. W filmachneorealistycznych ukazywano konflikty i dramaty zwykłychludzi, urastające — dzięki bogactwu obserwacji i praw-dzie psychologicznej — do wielkich uogólnień. Kinomani zobaczą Rzym miasto otwar-te Roberto Rosselliniego oraz film Złodzieje rowerów Vitto-rio de Sica.

ANIAL

Page 9: Musli Magazine Maj 2011

>>9

>>wydarzenia

>>

KINO POD KOCYKIEM

W maju Kino Studenckie Niebieski Kocyk zaprasza na trzy projekcje. 10 maja o godzinie 21.00 odbędzie się multimedialny performance na murze Od Nowy. Outdoors — Visual Projekt to artystycz-na forma audiowizualna opar-ta na eksperymentach VJin-gowych studentów Pracowni Multimediów Zakładu Plasty-ki Intermedialnej WSP UMK. Multimedialny performan-ce odbędzie się w otwartej przestrzeni. Organizatorami pokazu są pracownia multi-mediów Zakładu Plastyki In-termedialnej WSP UMK, Kino Studenckie Niebieski Kocyk, Toruńska Agenda Kultury oraz Klub Od Nowa. Wstęp wolny!

Kolejny wtorek w Od No-wie to pokaz znakomitego filmu Darrena Aronofsky’egoCzarny Łabędź. Akcja roz-grywa się w środowisku no-wojorskich tancerzy klasycz-nych. Główną bohaterką jest baletnica, której tak zależy na roli Królowej Łabędzi, że przestaje odróżniać fikcjęod rzeczywistości. Dla Niny taniec to całe życie, jednak aby spełnić swoje marzenie, będzie zmuszona rywalizo-wać z inną baletnicą — Lily. Równocześnie między tan-cerkami nawiązuje się tok-syczna przyjaźń. Nina odkry-

wa mroczną stronę swojej osobowości. Film jednego z najciekawszych reżyserów współczesnego kina, twórcy Źródła, Requiem dla snu i Pi spotkał się z gorącym przyję-ciem widowni i krytyki, czego wyrazem może być między innymi Oskar dla odtwórczy-ni głównej roli Natalie Port-man.

W dniu 31 maja Kino Stu-denckie Niebieski Kocyk za-prezentuje klasyczne dzieła włoskiego neorealizmu. Ten ruch artystyczny w literatu-rze, plastyce, a zwłaszcza w filmie powstał jako sprzeciwwobec faszyzmu. Jego pod-stawowe dzieła pochodzą z lat 1942—1952. W filmachneorealistycznych ukazywano konflikty i dramaty zwykłychludzi, urastające — dzięki bogactwu obserwacji i praw-dzie psychologicznej — do wielkich uogólnień. Kinomani zobaczą Rzym miasto otwar-te Roberto Rosselliniego oraz film Złodzieje rowerów Vitto-rio de Sica.

ANIAL

SERCE NA DŁONI W CSW

Wystawa Massimo Bartolinie-go „Serce na dłoni” zainicjuje czteroletni cykl projektów si-te-specific realizowanych przez najbardziej interesujących i uznanych artystów na świecie dla Centrum Sztuki Współcze-snej w Toruniu.

Massimo Bartolini urodził się w Cecinie (Toskania) w 1962 roku, gdzie nadal mieszka i pracuje. Jego kariera arty-styczna rozpoczęła się w po-łowie lat 90. — od tego czasu wystawia swoje prace w kraju i za granicą w wielu ważnych instytucjach zajmujących się sztuką współczesną. Jego pra-ce znajdują się w zbiorach mu-zeów i kolekcjach prywatnych na całym świecie. Liczne źródła inspiracji pracy Bartoliniego wywodzą się z teatru (Grotow-ski i Brook), literatury, poezji, ale też muzyki, filozofii, fizykioraz badań nad naturalnymi zjawiskami.

Il cuore in mano (Serce na dłoni) to tytuł opowiadania Osvalda Licini’ego, napisane-go u progu I wojny światowej. Licini — uważany za jednego z najbardziej intrygujących wło-skich artystów i pisarzy — ko-jarzony jest głównie z futury-zmem i surrealizmem. Historia Serca na dłoni opowiada o czło-wieku, który chce podarować swoje serce, lecz jego hojny gest zostaje stanowczo odrzu-

cony przez wszystkie osoby, do których się zwraca. Jest to po-etycka metafora, która zachęca do refleksji nad wartością tego,co dajemy i samego aktu dawa-nia, a przede wszystkim skła-nia do namysłu nad wartością samego dzieła sztuki. Historia ta (opowiedziana w języku polskim) będzie tłem projektu wystawy Massimo Bartoliniego. Kontrapunktem dla dramatycz-nej narracji będzie melodia tradycyjnej polskiej pieśni Ser-ce — niedawno zaaranżowanej przez Janusza Prusinowskiego, a zagranej na specjalnych, ręcznie wykonanych organach. Słyszalny głos narratora określi zmiany i intensywność światła w przestrzeni, tworząc rodzaj performatywnego utworu, któ-rej głównym bohaterem staną się elementy niematerialne — światło i dźwięk.

Projekt pod kuratelą Dobrili Denegri w oryginalny sposób połączy elementy literatury, teatru, muzyki, poezji i sztuk wizualnych. Wernisaż wystawy wraz z występem Prusinowskie-go odbędzie się 13 maja jako część obchodów Europejskiej Nocy Muzeów.

ARKADIUSZ STERN

Serce na dłoni / Massimo Bartolini 13 maja–11 września

CSW „Znaki Czasu”

OU

VERT

URE

PER

PIE

TRO

, 20

06,

DZI

ĘKI U

PRZE

MO

ŚCI A

RTYS

TY

I MAG

AZZI

NO

ART

E M

OD

ERN

A Z

RZYM

U

od 13.05CSW

Page 10: Musli Magazine Maj 2011

>>10 musli magazine

>>wydarzenia

>>

ROD STEWART W D-OBREJ TONACJI

Tego jeszcze nie było — Li-zard King i Agencja Powsinoga postanowili pobudzić i zain-spirować muzycznie miesz-kańców Torunia, szczególnie zaś wszystkich fanów Roda Stewarta, którzy jeżeli odwa-żą się wziąć udział w ich mu-zycznej zabawie, będą mogli wygrać bilet w loży honorowej MotoAreny na toruński koncert legendarnego muzyka. Zasady są proste: organizatorzy udo-stępniają dwa podkłady mu-zyczne (do pobrania z http://powsinoga.com/tonacja01 i http://powsinoga.com/tona-cja02), do których w warun-kach domowych trzeba nagrać swój wokal i przesłać gotowy materiał wraz ze swoimi da-nymi na [email protected]. Wśród wszystkich zgłoszeń zostaną wybrane najlepsze, a ich autorzy będą mieli je-dyną i niepowtarzalną okazję zaśpiewania na scenie Lizard King przed publicznością, któ-ra też wybierze ostatecznie zwycięzcę konkursu. To jednak nie wszystko — wśród pozosta-łych uczestników imprezy zo-staną rozlosowane wejściówki na czerwcowy koncert Roda Stewarta.

Wszystkim odważnym wo-kalistom w Lizard King bę-

dzie akompaniować bydgo-ska grupa D-Tonacja, która jest wybuchową mieszanką tanecznych rytmów i nowa-torskich aranżacji, grająca utwory wszystkim znane i przez wszystkich kochane — od swingowych i jazzowych standardów, przez gorące la-tino i disco, aż po klasyczny i nieśmiertelny rock’n’roll.

Koncert Roda Stewarta zbliża się coraz szybszymi krokami, dlatego nie prze-gapcie tej szansy — 13 maja w Lizard King bądźcie zwarci i gotowi z mikrofonem w dło-ni.

(SY)

D-Tonacja, czyli Rod Stewart Before Party13 maja, godz. 20.00

Lizard King

FOT.

NAD

ESLA

NE

13.05LIZARD KING

>>

WOZOWNIAWYSTAWY

PIĄTEK TRZYNASTEGO W WOZOWNI

Przed trzema laty w toruńskiej Galerii Wozownia Ewa Harabasz pokazała przepiękną wystawę fotodruków, w których połączyła obrazy wojenne z dawnymi tech-nikami malarstwa na drewnie. „Ikony cierpienia” artystki uwo-dziły i hipnotyzowały wizualną atrakcyjnością do tego stopnia, że wielu (wśród nich i ja) kilka-krotnie wracało do Wozowni, by delektować się tymi przecudnymi obrazami. Od 13 maja Ewa Ha-rabasz, absolwentka malarstwa i rysunku Wayne State University Detroit, mieszkająca i tworząca w Nowym Jorku, zaprezentuje wystawę „Prasoreligia” — obrazy zainspirowane sztuką Caravag-gia. Artystka „stara się w nich uchwycić powinowactwo starych płócien i współczesnych zdjęć, z jednej strony sposób obrazo-wania w mediach przypomina-jący styl Caravaggia, z drugiej zaś »medialny« charakter jego malarstwa”. Znając wrażliwość artystki, można szykować się na kolejną wspaniałą wystawę!

W ramach wymiany i promocji sztuki greckiej w Galerii Wozow-nia zagości Konstantinos Kissas. Artysta — urodzony w 1972 roku w Salonikach — studiował i uzy-skał dyplom w Ecole Régionale des Beaux Arts de Saint Etienne we Francji. Jego wystawa obej-mie dwa cykle fotografii i dwa

rodzaje pejzaży: natury i miasta oraz dnia i nocy. Dla Konstanti-nosa Kissasa aparat fotograficzny jest medium rejestrującym jego wspomnienia z podróży czy kon-takty z nieposkromioną naturą (układające się w kolejne strony kroniki podróży).

Trzecią wystawę w majowej scenerii Wozowni zobaczymy w cyklu „Wielkie mi rzeczy!”, po-święconym problemowi małej skali w sztuce i przyjmującym za punkt wyjścia spostrzeżenie, że praktyka artystyczna oparta na miniaturyzacji oraz operowaniu atrapą uruchamia specyficzne mechanizmy tworzenia sensów. Twórcy wystawy — Agata Biskup i Przemek Czepurko — ukończyli Akademię Sztuk Pięknych w Kra-kowie. We wspólnych działaniach koncentrują się na obiekcie, często działając w małej skali i tworząc zagadkowe modele suge-rujące kształtem pragmatyczne zastosowanie, ale realnie go po-zbawione.

Otwarcie wszystkich wystaw w Galerii zaplanowano w ramach obchodów Europejskiej Nocy Mu-zeów — i nas przy tej okazji w Wo-zowni na pewno nie zabraknie!

ARKADIUSZ STERN

Prasoreligia / Ewa HarabaszPejzaże / Konstantinos Kissas

Laboratorium Sztuki 2011. Wielkie mi rzeczy! / Agata Biskup i Przemek Czepurko

13 maja–5 czerwca, Wozownia

FOT.

NAD

ESLA

NE

Page 11: Musli Magazine Maj 2011

>>9

>>wydarzenia

>>

WYBUCHOWA MIESZKANKA

W maju w Mózgu nie zabraknie koncertu dla miłośników eklekty- cznego, lekko zwariowanego popu. LAN, zespół który wystąpi w Byd- goszczy 14 maja, to popowo-roc-kowa formacja, która za Odrą sły- nie ze swoich oryginalnych elek-tronicznych rozwiązań. Muzycy lu- bią bawić się muzyką, często eks-perymentując z dźwiękiem. Ich styl ukształtował się pod wpływem ber- lińskiej sceny klubowej i punkowej rewolucji. Jednak podczas impro- wizacji często nawiązują do jaz-zu. Jeśli tę wybuchową mieszkan-kę doprawimy delikatnym, melo-dyjnym wokalem Coly Karchera, otrzymamy niezwykle nowatorską i intrygującą porcję muzyki.

A wszystko zaczęło się w piwnicy pewnego berlińskiego baru, gdzie późniejsi członkowie LAN synchro- nizowali swoje laptopy i brali udział w „improwizowanych bi-twach”. W ślad za improwizacją poszedł wokal i doprowadził do po- wstania piosenek i założenia gru- py w 2006 roku. Po ponad stu kon-certach w Niemczech, Holandii i Skandynawii LAN rozpoczął nagry-wanie swojego pierwszego albumu LAN — CU. Na debiutanckim krąż-ku zespół prezentuje melodyjne nagrania z fragmentami muzyki klubowej, rocka, pop i muzyki elektronicznej. (AB)

LAN

14 maja, godz. 21.00, Mózg

14.05MÓZG

WIOSENNY ROZKŁAD JAZDY KLUBU OD NOWA

Majowy repertuar Od Nowy jest bardzo zróżnicowany. Muzyka, po-ezja, kino, warsztaty, spotkania — nawet najwięksi malkontenci powinni być usatysfakcjonowa-ni. Na dobry początek 4 maja o godzinie 20.00 na małej scenie klubu wystąpi grupa Hi Now. Pu-bliczność będzie miała okazję usłyszeć jazzowe standardy, au-torskie kompozycje, a wszystko w nowatorskim wykonaniu. Im-prowizacja z domieszką etno za-pewne przypadnie do gustu wielu słuchaczom. Nie zabranie także nietypowych, zdawać by się mo-gło, akcentów. Elementy muzyki chińskiej zostaną wprowadzone przy pomocy tradycyjnego instru-mentu erhu. Tych, którzy wybiorą się na koncert, nie powinny także zdziwić akcenty rosyjskie. Bilety po 5 i 10 zł.

Sobota 7 maja w Od Nowie to koncert pamięci Jacka Kacz-marskiego — zmarłego w 2004 roku poety i barda. W spotkaniu wezmą udział miłośnicy twórczo-ści Kaczmarskiego, którzy sami wykonają jego utwory. Dni 9—12 maja to w kulturalnym rozkładzie jazdy XII Majowy Buum Poetycki. Festiwal jest doskonałą okazją do zaprezentowania się głównie młodych, undergroundowych po-etów oraz niezależnych pism po-etyckich. Buum Poetycki to jed-nak nie tylko prezentacje poezji. W ramach festiwalu odbędą się wystawy, pokazy filmów, koncer-ty (Jesień, Hotel Kosmos, Atrak-cyjny Kazimierz) oraz spotkania z krytykami. Wstęp wolny!

Piątek 13 maja może okazać się szczęśliwy dla entuzjastów kultury alternatywnej, a to za sprawą Alternatywnego Dnia z

Radiem Sfera. Na początek or-ganizatorzy proponują warsztaty beatboxerskie, które poprowadzi Tomasz Cebo, persona w Toruniu dobrze znana, która ostatnio miała okazję zaprezentować się szerszej widowni, uczestnicząc w jednym z telewizyjnych progra-mów rozrywkowych. Po warszta-tach krótki występ twórcy tur-kusowej rewolucji. O godzinie 18.00 na dużej scenie Od Nowy zaczną instalować się kolejne zespoły — zwycięzca toruńskiej Giełdy Piosenki — Drób, rockowa formacja Harmidersi i reggaeowa Raissa Selecta. Imprezę zwieńczy występ gwiazdy niespodzianki. Wstęp wolny!

Na 16 maja, w ramach cyklu Połączenia Bezpośrednie, zapla-nowano spotkanie ze Zbigniewem Rogalskim — malarzem, a właści-wie reżyserem obrazów. Artysta znakomicie odnajduje się zarów-no w malarstwie, jak i fotografii.Wiele jego prac nawiązuje do klasycznych kategorii i gatunków malarskich. Są one jednak podane w sposób ciekawy, pozwalający na nowo odkrywać to, co z pozoru dawno jest już znane. Spotkanie z artystą rozpocznie się o godzi-nie 20.00. Wstęp wolny!

Wiosenny nastrój zapewne udzieli się uczestnikom Majówki Irlandzkiej, którzy spotkają się 19 maja w Od Nowie. To prawdziwa uczta dla wielbicieli celtyckich tańców i irlandzkich dźwięków. W programie Majówki koncert zespołu Muzyki Celtyckiej Strays, pokaz tańca irlandzkiego w wy-konaniu grupy Avalon, a także spontaniczna irlandzka zabawa taneczna, tzw. céilí. Początek Majówki o godzinie 20.00. Wstęp za 10 zł.

W dniu 28 maja o godzinie 19.00 na małej scenie klubu od-

będzie się koncert z przesłaniem. To już druga edycja Rockowo i Beztytoniowo. Promowanie zdrowego stylu życia wolnego od dymu tytoniowego jest głównym założeniem imprezy. Data kon-certu nie jest przypadkowa — 28 maja uczcimy Światowy Dzień bez Tytoniu. Organizatorzy chcą pokazać, że zabawa bez używek jest możliwa. Na scenie zarówno doświadczeni muzycy, jak również debiutanci. Zagrają: Rejestracja, Banau, Cynober, Non Stop, So-qreates, The Noiss, Soray, Yellow Underground. Wstęp free!

W niedzielę 29 maja w godzi-nach 12.00—17.00 odbędą się warsztaty adresowane zarówno do osób niezwiązanych ze sztuką teatru, które chciałyby pogłę-bić świadomość ciała, jak i do wszystkich, którzy zajmują się różnymi formami teatru. Zajęcia Ciało–Ruch–Przestrzeń. Działania Aktora Teatru Fizycznego po-prowadzi instruktorka teatralna Emilia Adamiszyn. Zapisy i infor-macje: [email protected].

Maj w Od Nowie zakończy III Przegląd Filmów Studentów Wy-działu Filologicznego UMK. 30 maja od godziny 16.00 pokazy-wane będą filmy zrealizowaneprzez uczestników warsztatów scenariuszowych prowadzonych przez Radosława Osińskiego. Są to w większości filmowe debiu-ty studentów filologii polskiej ikulturoznawstwa. Po ostatniej prezentacji przeprowadzone zo-stanie wśród publiczności głoso-wanie na najlepszy film. Wstępoczywiście wolny!

Przypominamy, że w Galerii 011 do 6 maja można oglądać również wystawę Kamila Rzęsie-wicza „Malarstwo”.

ANIAL

FOT.

MAT

ERIA

ŁY P

RASO

WE

Page 12: Musli Magazine Maj 2011

>>12 musli magazine

>>wydarzenia

>>

NOWE GWIAZDY METALU

Wacken Metal Battle to presti-żowy międzynarodowy konkurs odbywający się od 2004 roku. 14 maja w Od Nowie odbędzie się fi-nał krajowy wydarzenia. W szranki stanie sześć zespołów wytypowa-nych spośród zgłoszeń. Zwycięzca rywalizacji zmierzy się następnie w ścisłym finale festiwalu WackenOpen Air 2011 w Niemczech. Jest o co walczyć. Zwycięzca główne-go finału zdobędzie profesjonalnykontrakt płytowy oraz otrzyma możliwość zagrania koncertów jako gwiazda wieczoru podczas krajowych finałów Wacken MetalBattle 2012 w całej Europie.

Po występach konkursowych w Od Nowie publiczności zaprezen-tują się dwa zespoły, które wygra-ły poprzednie edycje i otrzymały możliwość występu w Niemczech — The Sixpounder oraz Chainsaw. Szczegóły na www.myspace.com/wacken_metal_battle_pl.

ANIAL

Wacken Metal Battle14 maja, godz.17.00

Od Nowa

URZEKAJĄCY MINIMALIZM

15 maja w Mózgu wystąpi jeden z najbardziej oryginalnych duetów na polskiej scenie alternatywnej. Woody Alien to zespół założony przez Marcina Piekoszewskiego w 2000 roku w Stargardzie Szcze-cińskim. Pięć lat później, wraz z pierwszym perkusistą Zbyszkiem Jasińskim, muzyk wydał debiu-tancką płytę Piss and Shit and a Diamond of Perception. Po przeprowadzce do Poznania i po odejściu Zbyszka z zespołu Mar-cin poznał Daniela Szweda, który zasiadł za perkusją. W 2008 roku Woody Alien wydał kolejny krążek Pee and Poo in My Favorite Loo, a następnie Microgod.

Woody Alien w basowo-perku-syjnych spazmach dociera w oko-lice, gdzie jazz-core spotyka się z surowym noisem. Charczący bass, połamane rytmy oraz drapiący wokal tworzą bezkompromisowe, minimalistyczne, surowe brzmie-nie. Największym atutem zespołu jest wierność wypracowanemu stylowi i potężna dawka sponta-nicznej energii. Tego koncertu z pewnością nie można przegapić.

(AB)

Woody Alien15 maja, godz. 21.00

Mózg

ETNICZNE DŹWIĘKI

W ramach wiosennej trasy kon-certowej do Bydgoszczy po raz pierwszy zawita grupa Atmasfera. Ten ukraiński zespół tworzy muzy-kę etniczną i globalną — ich utwo-ry zawierają bowiem elementy folkowe z różnych stron świata. Muzycy śpiewają po ukraińsku i angielsku, wplatając do swoich tekstów także starożytne zwroty.

Grupa występowała już kilka-krotnie w Polsce, za każdym ra-zem zaskarbiając sobie sympatię publiczności i zdobywając bardzo dobre recenzje. Wystąpili m.in. na warszawskich festiwalach Et-noCross Festiwal, Etniczne Inspi-racje i Latający Holender, a także parokrotnie na Przystanku Wood-stock. W roku 2009 otrzymali na-grodę publiczności „Złoty Bączek” za najlepszy koncert na scenie folkowej Przystanku Woodstock. Z kolei w 2010 roku na festiwalu Folkowo w Ostródzie zajęli drugie miejsce.

Muzyków cechuje niezwykła otwartość na nowe formy wyrazu. Każdy ich koncert jest niepowta-rzalnym wydarzeniem, któremu oddają się całkowicie — a wszyst-ko po to, by stworzyć niepowta-rzalną „atmasferę”.

(AB)

Atmasfera

17 maja, godz. 19.00Estrada

BĘDZIE SIĘ DZIAŁO!

Bydgoskie juwenalia od lat należą do jednych z najlepszych studenckich imprez w Polsce. Jak wiadomo, Bydgoszcz uczel-niami stoi, w dodatku takimi, których samorządy potrafią siędogadać i wspólnie zorganizo-wać juwenaliowe szaleństwo.

W tym roku juwenalia przy-padną szczególnie do gustu miłośnikom jamajskich ryt-mów, bowiem większość za-proszonych zespołów wykonuje muzykę reggae. Nie zabraknie również ostrego punka, metalu i drum’n’bass. Juwenalia po-trwają od 19 do 21 maja. Jako pierwszy na Wyspie Młyńskiej wystąpi Plagiat 199 — zespół grający punka, reggae i ska. Potem przyjdzie czas na sta-rych wyjadaczy z Farben Lehre, którzy w Bydgoszczy są zawsze wyjątkowo ciepło przyjmowa-ni. Na koniec wieczoru zrobi się bardzo gorąco, wystąpi bo-wiem Kamil Bednarek ze swoim zespołem Star Guard Muffin.Znany z programu „Mam ta-lent” rasta-wokalista zaśpiewa piosenki ze swojej ostatniej płyty Szanuj oraz dobrze zna-ne covery, takie jak np. Tears in Heaven, w których wspaniale słychać jego wyjątkową barwę.

Drugi dzień zapowiada się równie ciekawie. Na początek mocne uderzenie — wystąpi bowiem metalowa grupa Kaba-

15.05MÓZG

17.05ESTRADA

14.05OD NOWA

CHAI

NSA

W /

FO

T. A

RCH

IWU

M Z

ESPO

ŁU

FO

T. M

ATER

IAŁY

PRA

SOW

E

Page 13: Musli Magazine Maj 2011

>>mix The Prodigy). Na koniec wystąpi największa gwiazda tegorocznych juwenaliów — formacja Dub Pistols. Tego zespołu nie trzeba przedsta-wiać, znany jest bowiem fa-nom muzyki dub w całej Eu-ropie. Grupa została założona w 1996 roku przez producenta i znanego londyńskiego DJ’a Barry’ego Ashwortha. W skład wchodzi wcześniej wymieniony założyciel, Jason O’Brian i DJ Stix. Ich nagrania wykorzysta-

no jako ścieżkę dźwiękową do takich filmów jak: Blade 2, Bad Company, Mystery Man. Trze-ba przyznać, że w tym roku w Bydgoszczy będzie się działo, a tegoroczne juwenalia z pew-nością zapamiętamy na długo. Nie zabraknie też tradycyjnych imprez, jak Blokada Łużyka przy akademikach UKW czy Bal Rzymski na UTP. Do zobaczenia na koncertach!

(AB)

>>13

>>wydarzenia

nos. Potem będzie rytmicznie i z powerem, przed studentami zagra bowiem bydgoska Dub-ska, a następnie stary, dobry Akurat. Wieczór zakończy au-striacka formacja Kontrust. Sami muzycy określają swoją muzykę jako tribal crossover, a w ich twórczości słychać wyraź-ne nawiązania do Guano Apes. Członkowie zespołu są ostro zakręceni (polecam teledyski), a na scenie są niczym wulkany energii, tak więc z pewnością

przypadną do gustu bydgoskim żakom.

Ostatniego dnia będzie dzia-ło się najwięcej. Po koncer-tach znakomitych formacji, takich jak Pogodno, Habakuk czy Vavamuffin, zagra austra-lijska grupa Pendulum i DJ Set. Band tworzy muzykę w stylu drum’n’bass i elektronicznego rocka. Szerszej publiczności znany jest z produkcji Fasten Your Seatbelt (z The Freesty-lers) oraz Voodoo People (re-

Page 14: Musli Magazine Maj 2011

>>14 musli magazine

>>wydarzenia

>> >>

Wojciecha Banacha, Jarosława Jakubowskiego, Grzegorza Kalinowskiego, Franciszka Ka-meckiego, Zdzisława Prussa, Karoliny Sałdeckiej, Marka Kazimierza Siwca, Krzysztofa Szymoniaka, Michała Taba-czyńskiego i Jana Wacha.

Do 17 maja w GA przy ulicy Pomorskiej można też obejrzeć wystawę zdjęć „Bydgoszcz Je-rzego Riegla i poetów”, którego niezwykle klimatyczny album (pod tym samym tytułem) jest do nabycia w galerii oraz w bydgoskich księgarniach.

(JT)

Spotkanie poetyckie z ks. Janem Sochoniem5 maja, godz. 18.00

Zapis / Ekspozycja fotografii i pokaz Macieja Cuske i Marcina Sautera

10 razy o fotografii19 maja, godz. 18.00

Galeria Autorska

NA SPOKOJNIE POZNAJ CZŁOWIEKA Z KADRU

Powrót do szarej codzienności po pierwszej (w dodatku świąte- cznej) majówce jest zazwyczaj trudny, dlatego wszystkim, któ-rym potrzebne ukojenie, podpo-wiadamy — znajdziecie je 5 maja w Galerii Autorskiej podczas spo-tkania poetyckiego z księdzem Janem Sochoniem. Profesor zwy- czajny filozofii, poeta, krytyk lite- racki, eseista i jednocześnie kiero- wnik Katedry Filozofii Kultury naUniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz wykładowca hi- storii filozofii w warszawskim Wyż- szym Metropolitalnym Seminarium Duchownym przybędzie ze stolicy do Bydgoszczy, by promować swój najnowszy tomik poezji Uspo-kój się. Tytuł to nieprzypadkowy — można by rzec, że odnoszą- cy się do całej poezji księdza Ja- na, która — choć nie uni-ka trudnych tematów — nie wrzeszczy, szarpiąc za stru-ny zbędnych emocji. Tu w na- turalny sposób radość przenika się z cierpieniem, życie ze śmier-cią, co wcale nie zabija nadziei w człowieku mądrym duchowo.

Dwa tygodnie później (czyli 19 maja) Galeria Autorska za-prasza miłośników dokumentu i nie tylko na „Zapis”, czyli ekspozycję fotografii i po-kaz Macieja Cuske i Marcina Sautera. Obaj to absolwenci Mistrzowskiej Szkoły Reżyse-

rii Filmowej Andrzeja Wajdy, którzy w 2000 roku wspólnie zrealizowali jeden z najlep-szych długometrażowych fil-mów kina niezależnego — I co wy na to Gałuszko? (nb. pre-miera tego filmu była jed-nym z ostatnich pokazów w bydgoskim kinie Pomorzanin, którego salę dziś profanuje kiermasz tandetnej odzieży). Maciej Cuske ma na swoim koncie jeszcze 7 innych fil-mów fabularnych i dokumen-talnych, za które otrzymał wiele nagród oraz wyróżnień, natomiast Marcin Sauter od sześciu lat realizuje filmydokumentalne jako reżyser i operator, współpracuje z Te-atrem Polskim w Bydgoszczy jako fotosista i jest ekspertem Polskiego Instytutu Sztuki Fil-mowej. Dla Sautera, jak sam przyznał w wywiadzie Jackowi Solińskiemu, współczesność nie jest fotogeniczna, dlatego na całym świecie szuka śladów przeszłości, bo to one tworzą klimat miejsc, które są prze-strzenią wspomnień. Stąd też fotografię traktuje jako ro-dzaj komunikacji, by poznać drugiego człowieka i przeżyć coś w pełni.

Tego samego wieczoru w Galerii Autorskiej będzie mowa o fotografii — i to jesz-cze „10 razy”. A wszystko za sprawą tekstów dziesięciu po-etów, prozaików, publicystów:

2 + 1 = 2

Jak to mówią, do dwóch razy sztuka — co nie udało się w kwietniu, uda się na pewno w maju. W Lizard King zagra prawdziwa perełka muzyki instrumentalnej, czyli bia-łoruski zespół Gurzuf, który od 6 lat czaruje dźwiękami akordeonu i perkusji. Co w nich takiego wyjątkowego? Pomimo iż w składzie grupy są tylko dwie osoby, podczas ich koncertów wydaje się, jakby grała cała orkiestra. Muzyka formacji jest bogata i barwna również dlatego, że artyści łączą ostry rock i jazz z elementami muzyki ludowej i klasycznej.

Zespół jest już znany i do-ceniony w Europie. Grupa ma na koncie m.in. muzykę do spektaklu Moby Dick dla teatru w Magdeburgu. Gu-rzuf w przeciągu ostatnich lat występował praktycznie wszędzie — od Portugalii po Rosję, odwiedzając po dro-dze festiwale w Londynie, Berlinie, Wiedniu czy Amster-damie. Koncertowali również w Polsce. Wystąpili m.in. na festiwalu Wrocław Podwodny, Slot Art Festiwal czy imprezie z okazji 60-lecia uchwalenia Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela w warszawskim CDQ. Ten oryginalny duet to dziś jeden z najlepszych ze-

GALERIA

AUTORSKA

WYSTAWY

29.05LIZARD KING

MAR

CIN

CU

SKE

MAR

CIN

SAU

TER

MAR

CIN

SAU

TER

/ N

ICEA

Page 15: Musli Magazine Maj 2011

>>15

>>wydarzenia

>>

PLAKAT + POSTER = PLASTER

Słowo „plaster” w języku polskim oznacza coś tymcza-sowego — pasek materiału, który naklejamy na skórę i po jakimś czasie zrywamy. Jest to element, który działa doraź-nie — podobnie jak plakat. Ta doraźność plakatu przełamana zostanie jednak dzięki wyda-rzeniom Międzynarodowego Festiwalu Plakatu i Typografii wCentrum Sztuki Współczesnej w Toruniu. Druga edycja MFPiT PLASTER to wydarzenie ukazu-jące typografię i plakat jakodziedziny sztuki bardzo aktyw-nie podążające za nowoczesną technologią oraz przełamujące stereotypy i obowiązujące kon-wencje.

W przestrzeni toruńskiego CSW (taras, niecka na parterze, 3 piętro) prezentowane będą plakaty i prace typograficznestanowiące wykładnik tego, co w polskiej i światowej graficeprojektowej oryginalne i aktu-alne. Festiwalowi towarzyszyć będą specjalnie przygotowane na tę okazję wystawy — w tym prezentacja prac wybitnego holenderskiego projektanta Martina Majoora (na tarasie CSW), wystawa Władysława Pluty — wybitnego polskiego plakacisty, znanego z precyzji typograficznej, oraz oryginalna

ekspozycja projektów Eda Felli — amerykańskiego designera i kaligrafa. Dodatkowym wy-darzeniem odbywającym się w ramach Festiwalu będzie międzynarodowa konferencja dotycząca obalania mitów w projektowaniu graficznym.W konferencji udział wezmą artyści oraz teoretycy sztuki z Polski i Europy, m.in. David Crowley, Przemysław Dębow-ski, Marcin Giżycki, Agata Szy-dłowska, Jacek Mrowczyk, Ewa Satalecka, Andrzej Szczerski. Festiwalowi towarzyszyć będą także prelekcje, wykłady, po-kazy filmów i koncert multime-dialny.

W ramach drugiej edycji Międzynarodowego Festiwalu Plakatu i Typografii PLASTERCSW zaprasza również na trzy spotkania warsztatowe poru-szające tematykę nowocze-

snej typografii. Prowadzący— Barbara Wais (A), Anon Ko-ovit (EST) i Martin Majoor (NL) — nawiążą podczas swoich sesji do idei przewodniej konferen-cji festiwalowej, która w tym roku brzmi: Obalanie mitów w projektowaniu graficznym.Warsztaty przeznaczone są dla osób zajmujących się za-wodowo projektowaniem gra-ficznym, studentów oraz ab-solwentów wyższych uczelni artystycznych. Wymagana jest podstawowa wiedza z zakresu typografii, zasad kompozycji,a także znajomość angielskie-go w stopniu komunikatywnym — warsztaty prowadzone będą w języku angielskim.

ARKADIUSZ STERN

2. Międzynarodowy Festiwal Plakatu i Typo-grafii PLASTER / Warsztaty Typograficzne

25–28 maja, CSW „Znaki Czasu”

społów zza wschodniej grani-cy, nie możecie więc przega-pić ich koncertu.

29 maja w Lizard King Gu-rzuf zagra wspólnie z polskim człowiekiem-orkiestrą, któ-remu na imię Bajzel, a któ-ry w swoim instrumentarium opiera się głównie na gitarze elektrycznej i perkusyjnych samplach. Tego trzeba posłu-chać!

(AB)

Gurzuf / Bajzel29 maja, godz. 19.00

Lizard King

25-28.05CSW

FOT.

ALE

KSEI

KAZ

ANTS

EV

Page 16: Musli Magazine Maj 2011

>>16 musli magazine

>>wydarzenia

>>

FESTIWAL DEBIUTANTÓW PIERWSZY KONTAKT

W tym roku po raz pierwszy nie odbędzie się Międzynaro-dowy Festiwal Teatralny Kon-takt, gdyż dyrekcja Teatru im. Wilama Horzycy zdecydowa-ła, by organizować go co dwa lata. Aby jednak w ostatnim tygodniu maja nie pozbawiać miłośników teatru ich święta, stworzono mniejszą i tańszą imprezę — Festiwal Debiutan-tów Pierwszy Kontakt. Będzie to festiwal prezentujący polski teatr zawodowy, w którym w ciągu ostatnich dwóch sezonów zadebiutowali zarówno reżyse-rzy, jak i aktorzy. Trzyosobo-we jury — w składzie: Anna R. Burzyńska, Krzysztof Globisz i Piotr Kruszczyński — przyzna debiutantom trzy równorzędne nagrody dla: reżysera, aktor-ki oraz aktora. Organizatorzy kierują nowy festiwal przede wszystkim do młodej publicz-ności i — co także cieszy — po-wracają do tradycji Kontaktu sprzed lat, prezentując rów-nież jeden spektakl plenerowy. Będzie to Planeta Lem poznań-skiego Teatru Biuro Podróży.

Festiwal otworzy spektakl warszawskiego Teatru Współ-czesnego Sztuka bez tytułu Czechowa, w reżyserii Agniesz-ki Glińskiej, w którym obok de-biutującego Grzegorza Dauk-szewicza grają uznani aktorzy,

jak: Krzysztof Kowalewski, Piotr Garlicki czy nagrodzony za rolę Płatonowa Borys Szyc. Jeden z pierwszych dramatów Czechowa do dziś fascynuje bezkompromisowością, bez-czelnością i przenikliwością, zwłaszcza w demaskowaniu ludzkich relacji. Szykujmy się zatem na prawie cztery go-dziny sztuki najwyższych lo-tów! Trzy siostry według tego samego autora z debiutem aktorskim Magdaleny Łaski na własnej scenie zaprezentuje Teatr Polski z Bydgoszczy. Pod-czas Festiwalu zobaczymy tak-że pierwsze realizacje młodych reżyserek: Magdaleny Miklasz w Przemianie według Franza Kafki Teatru Starego z Krako-wa, Weroniki Szczawińskiej w Zemście Fredry Teatru Drama-tycznego z Wałbrzycha czy Kasi Adamik w spektaklu Koza, albo kim jest Sylwia Edwarda Albee warszawskiego Och-teatru. W tej ostatniej sztuce zadebiu-towali Bartłomiej Topa i Ra-dosław Jamróż, ale na scenie zobaczymy także Marię Sewe-ryn i Piotra Machalicę. Zdrada, odrzucony syn gej, silna żona i konserwatywny przyjaciel — Kim jest Sylwia jest wyzwa-niem rzuconym społecznemu tabu. To poruszająca, tragicz-na, ale i zabawna opowieść o uprzedzeniu, zrozumieniu, miłości i nienawiści. W Teatrze Dramatycznym m.st. Warsza-

wy jako reżyser zadebiutował Maciej Podstawny, który w konkursie zaprezentuje Don Kiszota na podstawie fragmen-tów Cervantesa. Jego przed-stawienie to wielopiętrowy eksperyment, któremu rytm nadają echa, odbicia i waria-cje zdarzeń. Integralną częścią spektaklu są aktorskie prowo-kacje — rejestrowane kamerą performance w okolicach Pała-cu Kultury i Nauki wiosną 2010 roku. W roli współczesnego Don Kiszota-kloszarda wystąpi Adam Ferency; zagrają także Małgorzata Niemirska i Mariu-sza Benoit.

Wśród debiutujących ak-torek w konkursie Festiwalu zobaczymy znaną z toruńskich Godów życia Aleksandrę Bed-narz w spektaklu 2084 radom-skiego Teatru Powszechnego czy Agnieszkę Więdłochę w Nad Teatru im. Stefana Jaracza z Łodzi. Tutaj także towarzyszyć jej będzie kolejny debiutant — Krzysztof Wach. Zapewne dużym wydarzeniem staną się Bramy raju Andrzejewskiego, prezentowane przez ten sam zespół. Wprawdzie, jak pisał Jacek Sieradzki: „Główny cię-żar dramatu spada na postać graną przez Kamila Maćkowia-ka, homoseksualnego uwodzi-ciela i ofiarę zakochanego wsobie i śmiertelnie sobą prze-rażonego…”, to festiwalowe jury poświęci uwagę roli Ja-

kuba, którego zagra Tomasz Schuchardt, uhonorowany w ubiegłym roku prestiżową Na-grodą im. Andrzeja Nardellego za najlepszy debiut na scenach teatrów dramatycznych. Ko-lejny aktor — Maciej Litkowski swe pierwsze kroki na scenie profesjonalnej stawiał w szcze-cińskim Teatrze Współczesnym i aktorski kunszt zaprezentuje w Morzu otwartym Roszkow-skiego, kameralnym oraz poru-szającym spektaklu prezento-wanym niedawno w Toruniu w formie czytanej.

Oprócz dziesięciu przedsta-wień ocenianych przez jury, poza wspomnianym na wstępie spektaklem plenerowym, poza-konkursowo zobaczymy także głośny dramat Hanocha Levina Szyc w wykonaniu Teatru Ba-rakah z Krakowa oraz Babel 2 Mai Kleczewskiej, stworzony wraz ze studentami tamtejszej PWST. Majowej tradycji miasta stanie się więc zadość — choć tym razem poznamy pierwsze realizacje sceniczne i pierw-sze role aktorów na profesjo-nalnych scenach, to wszyscy teatromaniacy i tak będą mo-gli liczyć na wielce ciekawe przeżycia, by potem do białego rana dyskutować o spektaklach wśród obrazów Andrzeja Sobie-pana czy bawić się przy muzyce Sambora Dudzińskiego w klubie festiwalowym NRD!

ARKADIUSZ STERN

festiwalKONTAKT

Page 17: Musli Magazine Maj 2011

>>17

>>wydarzenia

>>

21 maja (sobota)

>>17.30 Teatr Współczesny (Warszawa),

Sztuka bez tytułu wg Antoniego Czechowa, reż. Agnieszka Glińska (Teatr im. Wilama Horzycy, duża scena, Pl. Teatralny 1)

>>22.00Teatr Biuro Podróży (Poznań),

Planeta Lem wg prozy Stanisława Lema, reż. Paweł Szkotak (dzie-dziniec Zespołu szkół nr 10, Pl. Św. Katarzyny 9) — spektakl ple-nerowy, poza konkursem

22 maja (niedziela)

>>16.00 i 19.00Narodowy Stary Teatr im. He-

leny Modrzejewskiej (Kraków), Przemiana wg Franza Kafki, reż. Magdalena Miklasz (Od Nowa, ul. Gagarina 37A)

>>20.00Teatr Polski im. Hieronima Ko-

nieczki (Bydgoszcz), Trzy siostry wg Antoniego Czechowa, reż. Pa-weł Łysak (wyjazd do Bydgoszczy spod Teatru im. Wilama Horzycy /autokar/ o godz. 18.30)

23 maja (poniedziałek)

>>17.00 i 20.00Teatr Powszechny im. Jana

Kochanowskiego (Radom), Michał Siegoczyński — 2084, reż. Michał Siegoczyński (Teatr im. Wilama Horzycy, mała scena, Pl. Teatral-ny 1)

>>19.00Teatr Dramatyczny im. Jerze-

go Szaniawskiego (Wałbrzych), Aleksander Fredro — Zemsta, reż. Weronika Szczawińska (Teatr im. Wilama Horzycy, duża scena, Pl. Teatralny 1)

24 maja (wtorek)

>>17.00 i 20.00Teatr Barakah (Kraków), Hanoch

Levin — Szyc, reż. Ana Nowicka (Pałac Dąmbskich/WSP UMK/ ul. Żeglarska 8) — poza konkursem

>>19.30Państwowa Wyższa Szkoła Te-

atralna (Kraków), Elfride Jelinek — Babel 2, reż. Maja Kleczew-ska (Od Nowa, ul. Gagarina 37A) — poza konkursem

25 maja (środa)

>>18.00 i 20.00Teatr Współczesny (Szczecin),

Jakub Roszkowski — Morze otwar-te, reż. Marek Pasieczny (Teatr im. Wilama Horzycy, mała scena, Pl. Teatralny 1)

>>19.30Teatr im. Stefana Jaracza

(Łódź), Mariusz Bieliński — Nad, reż. Waldemar Zawodziński (Teatr im. Wilama Horzycy, duża scena, Pl. Teatralny 1)

26 maja (czwartek)

>>18.00Teatr im. Stefana Jaracza

(Łódź), Jerzy Andrzejewski — Bra-my raju, reż. Małgorzata Boga-jewska (Od Nowa, ul. Gagarina 37A)

>>20.30Och-teatr (Warszawa), Edward

Albee — Koza, albo kim jest Syl-wia, reż. Kasia Adamik i Olga Chajdas (Teatr Baj pomorski, ul. Piernikarska 9)

27 maja (piątek)

>>18.00Teatr Dramatyczny m.st. War-

szawy im. Gustawa Holoubka, Mateusz Pakuła — Don Kiszot, reż. Maciej Podstawny (Teatr im. Wilama Horzycy, duża scena, Pl. Teatralny 1)

FO

T. M

ATER

IAŁY

PRA

SOW

E

Page 18: Musli Magazine Maj 2011

*>>relacje

>>18 musli magazine

KlamraTeatry alternatywne, będące jak najbardziej żywymi biontami,

spontanicznie i z artystycznym zapałem reagują na wszelkie zmiany zachodzące w narodowym organizmie. Wystarczy rok,

by zauważyć zmianę, która zaszła w doborze teatrów zaproszonych na kolejną edycję Alternatywnych Spotkań Teatralnych Klamra. Po-przednia, już pełnoletnia Klamra, przebiegła w jakże innych oko-licznościach (i to nie tylko przyrody). Na ubiegłoroczną brnęliśmy w zaspach, obecna zaś przywitała słonecznym przedwiośniem oraz beznikotynowym powietrzem i czarnymi obrusami na stołach klubu Od Nowa. To jednak tylko kosmetyczne zmiany: poprzedni festiwal zaistniał przecież jeszcze w innej rzeczywistości. W tym roku jej po-sttraumę dało się odczuć (o dziwo) także w alternatywie. Paradoks — tak samonapędzający się pokatastrofalny mechanizm, kształtowa-ny przez ludzkie postawy i środki masowego przekazu w zasadzie po-winien odrzucać wszelkie alternatywy. Tymczasem oddech cmentar-nego wieloryba musnął także wizje sceniczne niektórych zespołów goszczących w Toruniu. Choć widzowie w finale wyraźnie postawilina jasną stronę życia, to spektakle otwierające Klamrę kojarzyć się mogły tylko z żałobą ubiegłorocznej wiosny.

W tak ponurym duchu Teatr Cinema w spektaklu Hotel Dieu zastu-kał rytmem katuszy — i to nie tych najstraszniejszych, lecz powta-rzalnych i beznamiętnych niedogodności dnia codziennego. Monoto-nia wiersza Tortury Szymborskiej, recytowanego w trzech językach, kazała się skupić nie na jego słowach, lecz na ruchach i gestach aktorów — drażniących w swym chłodnym dance macabre, który spy-cha człowieka w bezsilność i przykleja mu maskę śmierci, sadowiąc się w ubogim kantorowskim pokoju. Z tego wnętrza wyszedłem w beznamiętnym kostiumie, pamiętając raptem kilka scen — nic wię-cej. Nazajutrz z kolei Leszek Mądzik wywołał silne emocje, i to już przed swoim najnowszym spektaklem pt. Przejście. Do dziś zadaję sobie pytania: Jak zespół Sceny Plastycznej KUL chciał raptem w pół godziny wprowadzić widza w stan pełnej koncentracji i refleksjinad przemianą, skoro wcześniej maksymalnie go zirytował? Dlacze-go najpierw przytrzymano publiczność na dworze, a potem kazano

jej jeszcze dłużej czekać w szatni? Z jakiej przyczyny ogłoszono, że to ostatni będą pierwszymi i to oni właśnie dostąpią zaszczytu dojrzenia czegokolwiek w mądzikowych ciemnościach, jeżeli to wła-śnie z dalszych miejsc widać było najgorzej? Czekaliśmy na wejście wyjątkowo długo wśród coraz większej Niezgody (celowo przez duże N) i nie wydaje mi się, by był to zabieg prowokacyjny — ot, zwy-czajna organizacyjna wpadka, która maksymalnie utrudniła odbiór tego widowiska plastycznego. Bowiem teatru było w nim niewiele, zaś metafizyki boleśnie za dużo. Leszek Mądzik jest czarodziejemscenografii — kto siedział z przodu, mógł zajrzeć do jego studniwyobraźni, inni usłyszeli tylko skraplanie wody i subtelne dźwięki poruszającej się machiny scenograficznej, wszyscy zaś trąbkę To-masza Stańki. Teatr formy i abstrakcji Mądzika tym razem próbował zaczarować nowym spojrzeniem na scenę — a w zasadzie w nią, w głąb szufladowego grobu. W jego mroku twórca oczekiwał od wy-obraźni widza bardzo niewyraźnego wglądu w fascynację ludzkim ciałem, które początkowo miało wabić, potem — tracąc swój urok — odstraszać, aż wreszcie po śmierci wywoływać wstręt. Jednych zachwyciła subtelność widowiska, inni nie zobaczyli niczego, ja na chwilę straciłem poczucie przestrzeni. Widać, tak było pisane, że wolno mi było zatracić się tylko na moment.

Zdecydowanie bardziej klarowne obrazy pozostawiły po sobie teatry tańca — zawsze mile widziane na Klamrze. Ten gatu-nek projektów nieinstytucjonalnych rozwija się w ostatnich

latach bardzo prężnie, co również charakteryzuje się coraz wyż-szym poziomem spektakli prezentowanych w Toruniu. Iwona Gilar-ska pod szyldem swojego Fizycznego Teatru Tańca zaprezentowała piękny i bardzo przejmujący projekt Z nieba do ziemi…, w którym niezwykle stonowaną energią i choreografią wygenerowała kolej-ne etapy życia kobiety-motyla. Wizualizacje świetlne, fragmenty wiersza Leśmiana czytane przez artystkę oraz muzyka wykonywa-na na żywo — wszystko to dało bardzo oryginalny efekt, bowiem w teatrze fizyczności Gilarskiej o wiele ciekawsze niż słowo jest

XIX Alternatywne Spotkania Teatralne Klamra12–19 marca, Od Nowa

PINizielony jako polska Klamra

Page 19: Musli Magazine Maj 2011

>>19

>>relacje

PINizielony PINizielony jako polska Klamrato, co się dzieje z oddechem. Na aplauz widowni zasłużył również debiutujący na Klamrze toruński Teatr SOMA w spektaklu 1023 kJ. W niezwykle ascetycznych środkach, industrialnej choreografii idynamicznej muzyce (m.in. Massive Attack) pięć tancerek może i nie porwało całkowicie publiczności, ale przynajmniej niektórych przyprawiło o dreszcze.

Za to zgoła skrajne emocje wywołał spektakl Indukcje Teatru Maat Projekt, czyli kolejnego zespołu wykorzystującego w swoich przedstawieniach taniec współczesny. Ich realizacja

zaskoczyła bowiem nietypowym rozwiązaniem w dualizmie jednej postaci. Także świeżością koncepcji, która zarówno aktorowi w gar-niturze (Jacek Poniedziałek), jak i pół- lub całkiem nagiemu tance-rzowi (Tomasz Bazan) pozostawiała niezwykle duży obszar wolności werbalnej i fizycznej. Ta z początku wydawała się klarowna: kto jestkim w tej opowieści, kto duszą, a kto ciałem. Jednak kilkuminuto-wym spacerem mężczyzny w garniturze przez życie, dążącym do celu i upadającym w szybkim marszu, Poniedziałek rozbolał publiczność, podobnie jak prawdziwa droga przez życie, która często skręca nie tam, gdzie byśmy chcieli. Inwersja przez zaskoczenie, to aktor yup-pie miał być ciałem, a tancerz duszą! Mały ludzik — taki everyman garniturowy opowiedział o podróży przez Austrię i udręczeniu ciała bardzo banalnie, wzbudzając u jednych śmiech, u innych z kolei oburzenie atakiem na ten spokojny alpejski kraj. Jak u Bernharda — człowieczek mówił to, co myślał i co pragnął powiedzieć. Tymcza-sem tancerz-dusza monolog tej samej osoby wytańczył dynamicz-ną sekwencją bolesnych ruchów, pełnych upadków i kropli potu na skroniach. Banał obok lęków, opanowanie przy niedopasowaniu, przy tym wszystko zwielokrotnione poprzez kamerę trzymaną dłońmi nie-mej kobiety. Transparentne, by niczego nie dało się ukryć. Niełatwo zinterpretować przesłanie spektaklu: przenoszeniem emocji — w kontekście tytułu, czy może zamachem tylko na odczucia widza, bez atakowania jego rozumu w pojęciu akademickim? Paleta tylu nieja-sności i zakleszczenie w kilkunastu możliwych interpretacjach spra-

wiły, że o Indukcje można było się długo spierać. Dlatego też okazały się dla mnie spektakularnym wydarzeniem tegorocznej Klamry.

Największe uznanie publiczności zyskał jednakże spektakl 777 Te-atru USTA USTA Republika. Nie dziwię się, gdyż projekt poznańskiego zespołu okazał się zaskakującym i przezabawnym skondensowaniem alternatywy w teatrze, przy tym z maksymalnym zaangażowaniem widzów w tworzenie iście matematycznej gry. Oto według ściśle określonych „siódemkowych” algorytmów zespół aktorski umieścił publiczność czwórkami w niesamowicie uporządkowanym „chaosie” zadymionej jaskini hazardu z przytłumionym światłem i stonowaną muzyką, przy siedmiu krupierskich stołach. Nie było jednak się cze-go obawiać, sytuacje z którymi zderzono zachwyconą publiczność szybko okazały się bezpieczne w tak szczególnie dowcipnym i na-turalnym klimacie, iż niech zazdroszczą ci, którzy w spektaklu nie zagrali. Tak! Graliśmy bowiem o szczęście — w tej świetnej zabawie czasem trzeba było skłamać, przy kolejnych stołach zaś skonfron-tować sumienie z wykrywaczem kłamstw lub wróżką. Też flirtowaćprzez telefon, i to wszystko w siedmiominutowym takcie przeno-szącym kolejną czwórkę do następnego blatu. Połączeni przypad-kiem, co chwilę w innym składzie, w finale wróciliśmy do pierwotnejczwórki. Słowem — życie to hazard, gdzie przewrotnie przesądzono z góry naszą egzystencję.

Tegoroczne Alternatywne Spotkania Teatralne idealnie spięły klamrą pamięć i eksperyment w jedno, jak ten „PIN i zielo-ny” przy sklepowej kasie. Mroziły z początku skupieniem, bez

możliwości pomyłki, by w finale uraczyć nadzieją na wyciągnięciemoże szczęśliwej karty. Taka kwintesencja polskiego klimatu po cmentarnym chłodzie wymagała świeżego wiosennego powietrza, i w alternatywie to się udało. Adekwatnie do typowo narodowej sym-biozy — gdzie powaga nie może żyć bez absurdu, jak ten „PINizielo-ny”, o którym pewien sympatyczny Tunezyjczyk z Gdańska myślał… że to jedno słowo.

ARKADIUSZ STERN

Page 20: Musli Magazine Maj 2011

DZIEŃ BIAŁEJ FLAGI 2011To już dziesiąte spotkanie Ogólnopolskiego Zlotu Fanów Republiki. Ten rok był szczególny - uczestnicy bowiem nie tylko świętowali jubileusz 30-lecia powstania zespołu, ale i uczcili 10. rocznicę śmierci Grzegorza Ciechowskiego - niezapomnianego i charyzmatycznego lidera Republiki oraz Obywatela GC. Po raz pierwszy także na spotkaniu pojawiła się Małgorzata Potocka. Nie zabrakło również jubileuszowego tortu, szampana, powiewających biało- -czarnych flag oraz konkursów i upominków. O muzyczną oprawę spotkania zadbał zespół iNNi, który został wybrany przez fanów Republiki w drodze głosowania, oraz zeszłoroczna gwiazda Dnia Białej Flagi - Zielone Ludki.

fot. Anna Wojciulewicz

Page 21: Musli Magazine Maj 2011

DZIEŃ BIAŁEJ FLAGI 2011To już dziesiąte spotkanie Ogólnopolskiego Zlotu Fanów Republiki. Ten rok był szczególny - uczestnicy bowiem nie tylko świętowali jubileusz 30-lecia powstania zespołu, ale i uczcili 10. rocznicę śmierci Grzegorza Ciechowskiego - niezapomnianego i charyzmatycznego lidera Republiki oraz Obywatela GC. Po raz pierwszy także na spotkaniu pojawiła się Małgorzata Potocka. Nie zabrakło również jubileuszowego tortu, szampana, powiewających biało- -czarnych flag oraz konkursów i upominków. O muzyczną oprawę spotkania zadbał zespół iNNi, który został wybrany przez fanów Republiki w drodze głosowania, oraz zeszłoroczna gwiazda Dnia Białej Flagi - Zielone Ludki.

fot. Anna Wojciulewicz

Page 22: Musli Magazine Maj 2011

„>>22 musli magazine

Sandał pokochał skarpetę>> Magda Wichrowska

Tym razem będzie o mężczyznach. Nabyłam bowiem nie-dawno album Scotta Schumana — mojego ulubionego blogera modowego, znanego bardziej jako Sartorialist — i skonstatowa-łam pewien fakt. To, że ulice pełne są pięknych kobiet, wiem nie od dzisiaj. Często zdarza mi się za nimi oglądać. Z miłości do butów, z zazdrości, z uznaniem, z sympatią i z podziwem. Nie wprawiły mnie zatem w zdumienie szykowne, wywrotowe, oryginalne i klasyczne stylizacje ulicznych fashionistek widzia-ne okiem Schumana, jednak przeżyłam lekki szok kulturowy, przeglądając fotosy blogera pełne soczystych dandysów i nobli-wych szykownych mężczyzn w sile (trzeciego) wieku.

Dlaczego? Odpowiedź znajdziecie na uniwersytecie trzeciego wieku, a najpewniej pod budką z piwem. Polski mężczyzna w tym zestawieniu wypada wyjątkowo żałośnie. Można doszuki-wać się powodu tak kiepskiego wizerunku polskiego chłopa w marnej emeryturze i niskiej pensji. Najlepiej winę zaś zgonić na kryzys gospodarczy, rząd Tuska i katastrofę smoleńską. W końcu — jak można w obliczu takiej tragedii myśleć o przy-odziewku? Okazuje się, że jednak można!

Polskie podlotki, ryczące czterdziestki, mamujące trzydziest-ki i damy niedbające o metrykę wyglądają bardzo europejsko, a nawet w porywach nowojorsko. Polki śmiało eksperymentują z dodatkami i bawią się modą, tymczasem jedyne czym bawi się dziad polski (dżentelmen przez usta mi nie przejdzie!) to własne krocze, a wszystko przez za ciasne majty i źle dopaso-wane portki.

Polska ulica — nasz miejski wybieg — jest zaplutym i zaszcza-nym tureckim dywanem, na którym paradują człekokształtne małpy, lekko pochylone, lekko zamroczone i całkiem nieźle za-rośnięte. Nie jestem entuzjastką gładkich jak delfiny, wygolo-nych do ostatniego włosa w nosie androgynicznych kochanków, ale z warkoczy pod pachą warto zrezygnować, zwłaszcza gdy za oknem upał, a pozamykane na cztery spusty tramwaje nie dają wytchnienia w sezonie naturalnych wyziewów. A wonie przecież tak łatwo poskromić wodą i mydłem. Wróćmy jednak do zmysłu wzroku. Nie każdy jest tak trafiony w oko jak Schuman i jegobohaterowie, ale wypadałoby zachować umiar w modowych wpadkach. W końcu mamy wiosnę, czas zmian.

Po pierwsze — osławione skarpety w sandałach. Bywają sty-lizacje, które korzystają i z tego dziwacznego połączenia, ale umówmy się — przeciętny Kowalski nie jest przedstawicielem artystycznej bohemy. Jego przyodziewek zaś nie jest zabawą konwencją, ale aktem bezradności i absolutnego zdziadzienia. Może być jednak jeszcze gorzej, bo skarpety u niektórych deli-kwentów sięgają aż kolan. W zestawie z przykrótkimi spoden-kami odsłaniającymi zawartość majtek. Nie bawmy się w pruderie, odrzućmy brewerie, w końcu nie od dzisiaj wiadomo, że każdy mężczyzna wysiaduje swoje jaja, ale po co je od razu demonstrować? Tym afrontem przyprawiają polskie kobiety o ból głowy, niekoniecznie spazmy podniecenia.

Po drugie — żaglówki. Nie są aż tak szeroko komentowane jak osławiony mariaż sandała ze skarpetą, ale wyglądają równie imponująco. Niedopasowana koszula, robiąca z polskiego chło-pa balon wypełniony helem, frywolnie powiewająca szerokimi rękawami przyprawia mnie o dreszcz emocji i przywodzi na myśl dalekie podróże. Oby jak najdalej od polskiej żaglówki.

Po trzecie — czapeczka z daszkiem. Rozumiem, że chroni przed słońcem, ale dlaczego przed myciem? Tłuste strąki na głowie to wstydliwa sprawa, ale po co je chować, nie lepiej umyć? Strusie chowają głowę w piasek, a polski chłop w czapę. Struś się boi, chłop chyba też, nie wiadomo tylko, czy jedynie wody, czy również i mydła?

Po czwarte — nie (tylko) szmata zdobi człowieka. Jane Au-sten w swoich książkach powoływała do życia angielskich gen-tlemanów miłych w obejściu. Polski dżentelmen ewentualnie siknie w obejściu, zataczając się przed klatką schodową. Proza polska — by opisać rzeczywistość — stworzyła charczącego, plującego i flegmą stojącego potwora. Angol Austen był cooland reserve, chłop polski umiarowi i powściągliwości pomników nie stawia. Ma fantazję — jak jedzie powozem, to w całej wsi go słyszą. A w związku z tym, że nastał czas otwartych szyb i samochodowych dj’ów, może nastał też czas na zmianę reper-tuaru?

Felieton ten chciałam zadedykować wszystkim polskim mężczyznom, nie chłopom. Kilku takich występuje nad Wisłą. Powiem wam tylko tyle — idźcie i rozmnażajcie się!

>>na kanapie

Page 23: Musli Magazine Maj 2011

>>23

Scenariusz na życie>> Ania Rokita

Kiedy ktoś stara się mnie przekonać, że sam decyduje o sobie, pozostaje mi tylko zaśmiać mu się w twarz. Gorzki byłby to śmiech! Zastanawiam się, w jakim stopniu możemy wpływać na swoje życie i na ile nasze własne decyzje i osądy faktycznie są własne?

Dlaczego, kiedy pani pogodynka lub pan wicherek mówią, że będzie „ładna pogoda”, oznacza to upał 40 stopni Celsjusza w cieniu? Czy „dobra muzyka” zdaniem radiowym prezenterów to zawsze alternatywny kociokwik wspomagany rzępoleniem rozstrojonych gitar? Jakim prawem twórcy sitcomów sugerują, co jest zabawne, bombardując moje uszy salwami śmiechu z pudełka? Na każdym kroku stara nam się coś wmówić, a idąc dalej tym tropem, narzucić, jacy powinniśmy być.

Na pierwszy ogień wezmę temat aktualny, jakim bez wąt-pienia jest nadejście rzekomo długo oczekiwanej wiosny. Czy długo oczekiwałam wiosny? Nie. Tak się składa, że wolę zimę, a najbardziej odpowiada mi jesień i niekoniecznie ta złota polska. Ale przecież wszyscy cieszą się z wiosny, więc moje upodobania nagle stają się niepoprawne politycznie, ba, nawet zahaczają o perwersję! Czy muszę radować się tym, że wali słońce, skoro spędzam cały dzień w nieklimatyzowanym biurze na poddaszu? Czy mam krzyczeć w niebogłosy ze szczęścia, jadąc załadowanym po sufit pociągiem, skoro jestem w stanieskupić się jedynie na powstrzymywaniu odruchów wymiotnych? W takich okolicznościach przyrody ciężko pomylić perfumerię z szambem. Powodem do radości ma być dla mnie nagłe ocieple-nie, jeśli dopiero miesiąc temu wyrwałam sobie z gardła pie-niądze na płaszcz, który założyłam jedynie kilka razy? Właśnie, gardła, nagłe ocieplenie to przecież pewna angina. Naprawdę koniecznie powinnam się cieszyć? Czy muszę przez pół felieto-nu zadawać pytania?

Albo taka moda. Projektantom w tym sezonie marzą się tro-piki, dżungle i soczyste cytrusy. A czy ktoś zapytał, co mnie się marzy? Chcę zostać w tym płaszczu kupionym za ostatnie pie-niądze, tymczasem muszę sprawić sobie soczyście cytrusowe szorty! Czy niczym stado baranów musimy podążać za różnymi wskazówkami, by nie narazić się na wykluczenie społeczne?

Ograniczają nas normy społeczne, przyjmujemy konwencje, tkwimy w schematach. Chcemy się wyróżniać, tylko z reguły wszyscy mamy na tę oryginalność ten sam pomysł. Ujmu-

je mnie bardzo, kiedy wchodzę do knajpy dla tak zwanych artystów, gdzie każdy podkreśla swoją indywidualność, i widzę tłum identycznych ludzi — tak samo ubranych, zachowujących się, głoszących te same poglądy. Masowa oryginalność to już przeciętność.

Daleko mi do haseł wpisujących się w nurt „róbta co chceta”. Ale może nie róbta dokładnie tego, czego chcą inni. W dobrym tonie jest być cool, w porzo, na luzie. Dobitnie pokazują to nasi politycy. Im bardziej wyluzowany, tym wydaje się prze-ciętnemu odbiorcy bliższy. Wartość merytoryczna wypowiedzi i poglądy schodzą na plan dalszy. Polityk nie jest od tego, żeby go lubić. Śledząc na żywo obrady sejmu, można odnieść wraże-nie, że ogląda się relacje zza kulis powstawania kolejnej części Planety małp. Media kochają błaznów, ludzie wierzą mediom, wyborcy namaszczają idiotów. Mówi się nam nawet, na kogo mamy głosować, oczywiście nie wprost, tylko waląc po oczach wynikami badań poparcia dla partii politycznych. Przeciętny Kowalski zobaczy, że jeden ma 40 procent, drugi 35 procent, więc musi swoim głosem obdarzyć któregoś z tych dwóch. Głosując na tego, który ma 3 procent, marnuje swój głos. Czy tak rzeczywiście jest? Nie, ale tak mamy myśleć i myślimy. Manipuluje się nami na każdym kroku, nie zostawiając dużego pola dla własnych przemyśleń, poglądów, upodobań, skłonno-ści. Przecież wygodniej, kiedy ktoś decyzje podejmuje za nas. Sznurki są tak cienkie, że nawet nie czujemy, gdy ktoś za nie pociąga. Co więcej, wydaje nam się, że sami decydujemy o sobie i tak właśnie mamy myśleć, podążając z góry wybraną dla nas ścieżką. Bunt przyjmuje postać aprobaty, niezależność to uległość, wolny wybór to jedyny słuszny wybór. Wszystko już zostało ustalone. Rok 1984? Nie, już 2011.

>>gorzkie żale

Page 24: Musli Magazine Maj 2011

„>>24 musli magazine

Perfekcyjny hedonista>> Iwona Stachowska

Przez ostatnie pół roku kwestie związane z ciałem (jakkol-wiek ważne) nie należały do priorytetowych. Nic dziwnego. Zima sprzyjała siedzeniu pod kocykiem i popijaniu gorącej czekolady. Zaoszczędzony na cielesnej hipotece kapitał do-datkowych kilogramów można było przecież skrzętnie ukryć, maskując go pod osłoną puchowych kurtek, nieśmiertelnych trenczy czy finezyjnych tunik. Ale basta. Dopełniło się. Zaoknami majowa aura, a w głowach plany na letni melanż w bikini, który (nie oszukujmy się) brutalnie obnaży każdy defekt naszej figury.

W takich momentach przypomina mi się satyryczny rysunek, na którym przeglądający się w lustrze ojciec, wyraźnie zdegu-stowany swym wyglądem w kąpielówkach, komunikuje synowi, że w tym roku na wakacje pojadą w góry. Ale nie bójmy się, że ten czarny scenariusz dotknie i nas. Na szczęście media czuwają. Właściwie bezustannie podsuwają nam pod nos cały sztafaż środków (chemicznych i mechanicznych), dzięki którym w cudowny sposób odczarujemy swój wizerunek. Od miesięcy udowadniają, że każdy z nas może brylować na plaży, kręcąc pupą niczym rodowita chica latina. Nic trudnego. By mieć figu-rę laseczki, wystarczy zamienić kluseczki na zielony groszek. Z tych z pozoru niewinnych recept wyłania się jednak dość niepokojący obraz kultury zachodniej wraz z jej specyficznymstosunkiem do ciała. Raz ascetycznym, raz hedonistycznym, rzadko kiedy zrównoważonym. Zgodnie z wytycznymi medial-nych ekspertów nie mamy wyjścia. W sprawach dotyczących ciała jesteśmy skazani albo na ciężką harówkę, albo na błogie harce. Albo–albo. Nic pomiędzy.

Jeden z moich Profesorów miał w zwyczaju zadawać na egza-minie pytanie, które idealnie wpisuje się w narrację opartą na schemacie albo–albo, a dodatkowo nawiązuje do kwestii ciała. Pytanie dotyczyło tego, jaką postawę życiową preferujemy — hedonistyczną czy perfekcjonistyczną? Czy stosujemy dewizę carpe diem wraz z jej pochwałą przyjemności, czy raczej dążymy do doskonałości osobistej? Jak można się domyśleć, w pytaniu zawarta jest milcząca przesłanka, że obu postaw nie da się ze sobą pogodzić. I rzeczywiście. Chcąc pozostać w zgo- dzie z tradycją antyczną, trzeba opowiedzieć się albo za hedo- nizmem, albo za perfekcjonizmem, gdyż każdej ze wspomnia-

nych teorii etycznych przyświecają odmienne, co więcej, wy-kluczające się założenia. Mimo wszystko korci mnie, by wbrew zachodniemu dziedzictwu intelektualnemu zapytać przewrot-nie: Czy nie można być perfekcyjnym hedonistą?

Gdybyśmy spróbowali oderwać się od ciążącego nad nami widma podziału na umysł i ciało (dla niektórych duszę i ciało), czyli spadku odziedziczonego po Platonie i Kartezjuszu, a na-stępnie skierowali swą uwagę w przeciwną stronę, zauważymy, że wywodzące się z kultury Wschodu wyrafinowane technikidbania o siebie, takie jak: joga, masaż, a nawet Kamasutra, są przykładem na to, iż osiągnięcie harmonii między perfekcjo-nizmem a hedonizmem jednak jest możliwe. Z przyjemnością odwołam się do osobistych doświadczeń i odkurzę w pamięci moment, kiedy moi znajomi, w ramach odpoczynku od wyczer-pujących badań nad filozofią ciała, zaaranżowali mi „coś dlaciała”. Tym czymś był masaż filipiński (wykonany oczywiście nieprzez nich, lecz przez profesjonalne orientalne masażystki). Przyznaję, że w tych balansujących na granicy bólu i przyjem-ności, lekko perwersyjnych doznaniach jest coś urzekającego. Coś, co pozwala odczuć na własnej skórze, że ciało człowieka jest jego świątynią (i bynajmniej nie chodzi tu o kontekst religijny). Ale czemu się dziwić. Tradycja wschodnia od wieków praktykuje holistyczne podejście do człowieka i jego potrzeb, a odpowiedni trening ciała traktuje jako punkt wyjścia do osiągnięcia harmonii między psyche i physis. Pod tym wzglę-dem kultura europejska pozostaje w tyle i dopiero nieśmiało raczkuje w tym kierunku.

Aby nieco przyspieszyć ten ruch, proponuję (chociaż na mo-ment) nieco poluzować wykrochmalony kołnierzyk obowiązków i zarzucić myślenie o sobie w kategoriach tego, co powinniśmy, na rzecz tego, co chcemy, pragniemy, na co mamy ochotę. Nie wiem, jak Wy, ale ja przyjmuję to jako wiosenno-letnią dewi-zę. Tego lata zamierzam być perfekcyjną hedonistką.

>>filozofia w doniczce

Page 25: Musli Magazine Maj 2011

”Sz.>> Marek Rozpłoch

Jestem uzależniony; po lekturze każdego artykułu w dowo- lnym czasopiśmie drukowanym boleśnie odczuwam brak ko-mentarzy. Których nie znoszę, nie cierpię — ale nie mogę bez nich żyć. Teraz już nie tylko ich nie cierpię, ale mnie prze-rażają; przeraża brak reakcji moderatorów. Pod wszystkimi wiadomościami związanymi z problematyką polsko-żydowską na najpopularniejszych portalach informacyjnych wylewa się szambo potwierdzające najgorszy stereotyp Polaka antysemity. Zgłaszałem komentarze do usunięcia, myślę, że wiele osób to robi, ale wodospadu jadu nie daje się powstrzymać... Skala nienawiści, pogardy drzemiącej w polskich głowach jest tak obezwładniająca, że ręce opadają. Przypominają się słowa Jeszcze Szymborskiej:

Chmura z ludzi nad krajem szła, z dużej chmury mały deszcz, jedna łza,

mały deszcz, jedna łza, suchy czas.

Czy chodzi tylko o pamięć? Gdyby nie tragedia sprzed lat, nie dramatyzowałbym tak bardzo? Myślę, że problemem jest rażący brak szacunku. Chciałbym żyć w kraju, w którym szacunek dla drugiego człowieka, dla innego narodu, dla innej kultury nie jest tylko fanaberią kultywowaną przez mniejszość, ale jest czymś powszechnym, naturalnym. Brak szacunku to choroba, która w pewnym stopniu jest zakaźna, więc apel kieruję w pie- rwszej kolejności do siebie. W jaki sposób działać? Stworzyć partię, ogłosić Tydzień Dobroci dla Ludzi? Przecież stać nas w wielu sytuacjach na minimum szacunku... Ale minimum nie wystarczy, trzeba Mr Hyde’owi powiedzieć do widzenia.

A jeśli wylew antysemickich pomyj nie jest wyłącznie rezul-tatem powszechnego w Polsce schamienia... Jeśli ujawnia coś, co tkwi w Polakach bardzo głęboko... A może jest to jeden z przejawów coraz powszechniejszego w Europie nacjonalizmu, charakteryzującego się sporą popularnością w wielu wysoko rozwiniętych krajach ugrupowań odwołujących się do dość niskich instynktów. Jeśli tak, to aż strach pomyśleć, co za hasła mogą zacząć padać z ust znaczących polityków w naszym kraju już całkiem niedługo... Nie mamy wielkich społeczności imi-

grantów, wobec których narasta niechęć w krajach przez lata całe przybyszów masowo przyjmujących; mamy za to nasze fobie, naszą rodzimą pogardę wobec... i tu bym musiał zrobić wyliczankę.

Swoją drogą to, co się dzieje w wysoko rozwiniętych społe-czeństwach europejskich, nastraja mnie szczególnie pesymi-stycznie. Zawsze byłem przekonany, że wraz z pojawieniem się w warunkach dobrobytu i demokracji większej różnorodności kulturowej, rasowej, religijnej zaczynają stopniowo zanikać fobie, uprzedzenia, nienawiść do inności. Myliłem się.

Najgorsze jest jednak przyzwolenie na ksenofobię. Tak wy-śmiewana i przybierająca często karykaturalną postać politycz-na poprawność nie jest może aż tak złym wynalazkiem... Choć gdy odrywa się w sposób widoczny od zastanej rzeczywistości społecznej, mentalności — staje się tylko fasadą, która runie przy pierwszym lepszym podmuchu.

Od przyzwolenia, od braku odpowiedniej reakcji na przejawy nienawiści może się zacząć bardzo niebezpieczny w skutkach proces. Nigdy za dużo odwoływania się do pamięci historycznej — dziejów Europy dwudziestowiecznej.

Wracam na własne poletko i zastanawiam się, jak często ma niepamięć bywa odbierana jako przejaw braku szacunku...

>>a muzom

>>25

Page 26: Musli Magazine Maj 2011

”>>26 musli magazine

>>porozmawiaj z nim...

Kocham kino tak, jak dzieci kochają witryny sklepów z zabawkamiz Marcelem Woźniakiem, reżyserem realizowanego w Toruniu filmu „Caissa”, rozmawia Magda Wichrowska

>>O czym jest Caissa?Mówi się, że producent daje reżyserowi nie więcej, jak pięć minut, by opowiedział mu historię, o której ma być film — i albo ją kupuje, albo nie… Albo to jemu kupuje się drinka i opowiada dalej. Tomek i Kuba byli przyjaciółmi, kończyli szkołę z wyróż-nieniem, było pięknie. Po wielu latach, dziwnym zbiegiem okoliczności — występującym pod postacią scenariusza — wpa-dają na siebie. Kuba ucieka, Tomkowi wydaje się, że jego stary przyjaciel jest milionerem i ważną figurą. O spotkaniuopowiada Wiktorii — żonie, która... również spotkała Kubę. Ale jej historia, choć także z nim związana, jest zupełnie inna. Caissa to film o mierzeniu się z własnymi wyborami. Moibohaterowie dokonują ich w przeszłości, by po latach stanąć oko w oko z konsekwencjami. Stanowią pewną geometryczną figurę o równych bokach. W zależności od tego, czyimi ocza-mi widzimy historię, wspomniana figura odpowiednio zmieniaswoje ustawienie. Jest dużo filmowych cytatów, piękna muzykaPiotrka Zawałkiewicza a.k.a. Dj Ike i Piotra Wypycha. Pomysł na film zrodził się z takiego spotkania — wpadłem na dawnego

kolegę podczas przerwy w pracy. Popędziłem do komputera i tak powstał pierwszy szkic.

>>No właśnie, skoro jesteśmy przy kolegach. W obsadzie wypatrzyłam kilka znajomych nazwisk. Rozumiem, że stawiasz na przyjaciół i twórców związanych z Toruniem.

Bardzo pomogła mi moja Karolina, z którą razem wybrnęliśmy z wielu scenariuszowych zaułków. Pierwotnie miałem kręcić Ca-issę z Grześkiem Bojanowskim, z którym wcześniej zrobiliśmy etiudę Pacemaker, oraz Łukaszem Bieńkowskim — kinoopera-torem z Kina Centrum i filmowcem. Potem jednak przybywałoi pomysłów, i ludzi w ekipie. Dziś jest nas dwudziestka. Radek Smużny i Krystian Wieczyński z Teatru Wiczy grają główne role. Są niesamowitymi profesjonalistami. Kiedy dzwonię do Krystka, mówi: „Melduję się jutro w pracy o dziesiątej”. Oczywiście w pierwszej kolejności szukałem pomocy dookoła, ale szybko tra-fiłem na wiele osób, z których poznania dziś bardzo się cieszę.Karola Ford jest nieoceniona przy organizacji, Radek Naworski dopełnia duet operatorów. Główną rolę kobiecą gra Ania Sawic-ka-Borkowicz (mam nadzieję, że tym razem nie przekręciłem

Marcel Woźniak — reżyser / fot. Daria Makowska Radek Smużny jako Tomek / kadr z filmu

Page 27: Musli Magazine Maj 2011

Kocham kino tak, jak dzieci kochają witryny sklepów z zabawkamiz Marcelem Woźniakiem, reżyserem realizowanego w Toruniu filmu „Caissa”, rozmawia Magda Wichrowska ”

>>27

>>porozmawiaj z nim...

Radek Smużny jako Tomek / kadr z filmu fot. Mateusz Jaźwiecki

nazwiska), która o filmie usłyszała… w radiu i przyjechała nacasting prosto z Lipna. Występuje także przesympatyczna Anna Milczarczyk z Teatru im. Wilama Horzycy oraz mały Leon Cebo. Montować będzie zaś Paweł Żydowicz. Mamy wsparcie zarów-no Tofifestu, CSW i Kina Centrum, jak i Fundacji Tumult. Bezmrugnięcia okiem do współpracy weszły też knajpy Manekin i Meta Seta. Fotosy robią Daria Makowska, Patryk Lewandowski i Mateusz Jaźwiecki. Ekipy nie byłoby też bez Piotrka Bewicza, Agnieszki Tężyckiej od kostiumów i wspomnianych już autorów muzyki. Chcemy pokazać, że można w Toruniu kręcić filmyfabularne.

>>Scenariusz dostał już nagrodę w Krakowie, swoje trzy grosze dorzucił do niego Xawery Żuławski. Powiesz nam coś więcej o Waszym spotkaniu?

Dzięki konkursowi Akademii Multi Art zmieniła się cała moja optyka filmowa — mam na myśli tę w głowie. Wysłałem scena-riusz na konkurs i… na śmierć o tym zapomniałem. Telefon z informacją o zaproszeniu na warsztaty był miłą niespodzianką. A Xawery? Niesamowity gość. Szczery do bólu, ale za to pozy-

tywny, jak kumpel z bloku obok. Nie owija nigdy w bawełnę, ale też nie kreuje się na nikogo z innej bajki. Kilkudniowe warsztaty z nim dały mi pozytywnego kopa, przyjemnie było razem pracować tak w studiu, jak i na planie. Powiedział jesz-cze jedną ważną rzecz, którą wziąłem sobie do serca: „Kiedy coś się spierdoli, zawsze to będzie wina reżysera”. Jesteśmy w kontakcie, pracuje teraz nad ekranizacją Złego.

>>A Ty dobrze czujesz się w roli reżysera?Tak. Następne pytanie? (śmiech). A poważnie: tak, bo to orga-nizacja pracy, koordynacja ludźmi, a nade wszystko kreowa-nie czegoś, czego nie ma. Kino jest przecież iluzją, sztuczką magiczną. Do ciemnej sali wchodzą ludzie, którzy chcą, byśmy ich oszukiwali, mamili magiczną lampą i fantomami na ekranie. Reżyserowanie jest jak pisanie książki. Tylko że tutaj to wszyst-ko fizycznie oddycha. Lubię szukać wyższej organizacji tekstuscenariusza i odnajdywać jego sensy w gestach, przedmiotach i wszystkim tym, co wypełnia film. Wiele nauki przede mną,ale lubię to, bo wymaga myślenia czterowymiarowego — że tak zacytuję pewnego szalonego naukowca...

Page 28: Musli Magazine Maj 2011

„Kino jest iluzją, sztuczką magiczną. Do ciemnej sali wchodzą ludzie, którzy chcą, byśmy ich oszukiwali, mamili magiczną lampą i fantomami na ekranie. Reżyserowanie jest jak pisanie książki. Tylko że tutaj to wszystko fizycznieoddycha

Page 29: Musli Magazine Maj 2011

Kino jest iluzją, sztuczką magiczną. Do ciemnej sali wchodzą ludzie, którzy chcą, byśmy ich oszukiwali, mamili magiczną lampą i fantomami na ekranie. Reżyserowanie jest jak pisanie książki. Tylko że tutaj to wszystko fizycznieoddycha

Leon Cebo jako Kacper / kadr z filmu

Page 30: Musli Magazine Maj 2011

”>>Pokrzykujesz na aktorów, mobilizujesz ich, czy jesteś raczej reżyserem wycofanym, ufającym ekipie?

Przy Caissie mam wielką przyjemność pracować z ludźmi — podobnie jak ja sam — o różnym doświadczeniu w tej branży. Wszystkich łączy jednak jedno: wielka pasja. Zdarza mi się czasem krzyknąć, ale wiara w sens tego, co robimy, jest tak duża, że potrafimy się w każdej sytuacji dogadać. Jeśli ktośma lepszy pomysł, potrafię mu to przyznać. Ale nie boję się po-dejmowania decyzji — a musi to robić zawsze jedna osoba, nie kilka. Więc nawet jeśli dobrzy przyjaciele dywagują, że „może tak, a może tak”, to przychodzi moment, kiedy trzeba powie-dzieć: „Nie, panowie, zrobimy to po mojemu”. I akcja.

>>W Twoim filmie występuje też miejsce magiczne dla to-ruńskich kinomanów, nieodżałowane Kino Orzeł.

Dzień po zdjęciach elewację Orła zaczęła kuć brygada remon-towa. Scenę nakręciliśmy w ostatniej chwili.

>>Masz do niego szczególny sentyment?W Orle wielokrotnie pracowałem jako wolontariusz i techniczny na Tofifeście. Nigdy nie zapomnę stromych schodów do opera-torni, przy których Jarry Jaworski wieszał na festiwalu kartki z treścią typu: „jeszcze parę stopni, uff!”. Światło na sali mrugało w trakcie filmów, poręcz do łazienki była jak z gumy.Ale to było takie Cinema Paradiso. Pamiętam, że przyszedłem latem 2009 roku po jakieś papiery, a w hallu kina stały kanapy i stół z jedzeniem. Dookoła wszyscy siedzieli z nosami spuszczo-nymi na kwintę. Okazało się wtedy, że kino będzie zamknięte. Puściliśmy jakieś stare filmy, pijąc wódkę na sali. Snop światłaz projektora przecinał dym papierosów. Taki był koniec kina.

>>Które toruńskie zakątki poza Orłem wybrałeś jeszcze na plan zdjęciowy?

Wszystkie, które mogły wnieść coś do filmu. Znam Toruń dośćdobrze, więc pisząc scenariusz, układałem w głowie storyboard w konkretnych miejscach. Szukałem zwłaszcza tych gotyckich i ciekawych architektonicznie. Tytuł nawiązuje do driady, mitycznej bogini szachów. O Wiktorię walczą dwaj gracze, przestrzeń miejska jest planszą gry, a życiowe wybory — posu-nięciami na szachownicy. Stąd baszty, wieże, tarcze zegarowe… Więcej nie zdradzę. Dodać jednak muszę, że to miasto kryje wiele niespodzianek. Jak malowidła szachowe na pewnym podwórzu. Gdzie? Nie powiem!

>>Na kiedy zaplanowaliście premierę? Gdzie będzie można obejrzeć Caissę?

Nie jesteśmy więźniami terminów, bo film robimy za własnepieniądze. Ale październik brzmi bardzo filmowo. Gdzie? Marząmi się pełne sale w Kinie Centrum, na Niebieskim Kocyku i w Kinie Tumult. Byle nie YouTube.

>>Możesz być pewny, że zjawi się cała redakcja „Musli Ma-gazine”. Nie mogę nie zapytać Cię jednak o Twoje fascy-nacje filmowe — jest twórca, którego cenisz szczególnie?

Nie byłoby dla mnie X muzy bez Bulwaru Zachodzącego Słońca, Nocnego kowboja, Powiększenia czy Siódmej pieczęci, której duch krąży nad Caissą. Kocham kino tak, jak dzieci kochają witryny sklepów z zabawkami. Keaton, Chaplin, Wilder, Allen czy Antonioni to niedoścignieni geniusze. Filmów są miliony, a ja chciałbym obejrzeć choćby parę tysięcy z nich. Życia nie starczy jednak na to. Dlatego dobrze być czasem na widowni, a czasem za kamerą.

>>Gdzie widzisz się za kilka lat? Na krześle z napisem reży-ser?

Pewnie tuż obok niego. Jak przyjdzie zniecierpliwiony produ-cent, udam dostawcę pizzy. Kiedy wyjdzie, wskoczę na krzesło i dokończę film. Tak, tak sobie kombinuję, że może wyjść tacała zabawa w film. Absolutnie, bezapelacyjnie, do samegokońca.

>>30 musli magazine

>>porozmawiaj z nim...

Ania Sawicka-Borkowicz jako Wiktoria / kadr z filmu

Page 31: Musli Magazine Maj 2011

”Ania Sawicka-Borkowicz jako Wiktoria / kadr z filmu

Plan przy dawnym Kinie Orzeł / fot. Patryk Lewandowski

>>31

>>porozmawiaj z nim...

Radek Smużny jako Tomek / fot. Patryk Lewandowski

Krystian Wieczyński jako Kuba / fot. Mateusz Jaźwiecki

Page 32: Musli Magazine Maj 2011

*

Page 33: Musli Magazine Maj 2011

Wyzuta ze wszystkiego – Emily DickinsonTekst: Marek Rozpłoch

Tytuł zaczerpnąłem z wiersza Emily Dickinson (1830—1886) w tłu-maczeniu Ludmiły Mariańskiej. Oprócz wspomnianej tłumaczki przekładów na polski dokonywali m.in. Kazimiera Iłłakowiczówna

i Stanisław Barańczak. Co skłoniło takie znakomitości polskiej poezji do zwrócenia się w stronę nieznanej za życia dziwaczki zza Oceanu? Poza osobistymi upodobaniami nade wszystko to, że pośmiertnie — choć nie od razu — została uznana za najwybitniejszą dziewiętnastowieczną poetkę amerykańską, której imię i dzieło dotarło na Stary Kontynent, a dziwac-twa okazały się cnotą.

Poetka stroniła od kontaktów twarzą w twarz — większość życia spędzi-ła w swym pokoju w domu rodzinnym w Amherst w stanie Massachusetts w Nowej Anglii — jednak nie stroniła od ludzi. Pozostawiła po sobie bogatą korespondencję z gronem — nielicznych, ale wiernych — bliskich jej osób. Gości nie odprawiała z kwitkiem, lecz porozumiewała się z nimi za pomocą karteczek ze swego rodzaju prehistorycznymi smsami, a odwiedzającym dom dzieciom spuszczała przez okno na lince koszyczek ze smakołykami.Ta posunięta do granic zdrowego rozsądku oszczędność środków wyrazu jest również obecna w jej poezji. Ale podobnie jak w jej kontaktach z ludźmi — również w twórczości za skromnymi środkami kryje się bogactwo życia wewnętrznego Dickinson.

Jakiż okręt może równać się z książką,jeśli chodzi o podróż w oddale,i jaki kłusak — ze stroniczkąpoezji puszczonej w galop.

(tłum. K. Iłłakowiczówna)

Uprzywilejowanym środkiem wyrazu jest słowo. Słowo, które nie gubi się, nie rozmywa w wielosłowiu, ale które wybrzmiewa z całą swą mocą i rodzajem magii — na papierze w ciszy pustelni. Tak jak słowo „Bóg”, pojawiające się nierzadko w jej wierszach, również i odnoszące się do Boga lub do wieczności zwroty pisane są z wielkiej litery. Często chodzi może nie o samo wskazanie transcendencji, odsłaniającego się wymiaru religijnego, ale o samą świętość Słowa. Takie jest moje odczucie po lek-turze poezji Dickinson.

Page 34: Musli Magazine Maj 2011

*>>34

>>portret

Zatem słowem, a nie czynem czy do-świadczeniem życiowym albo bywaniem na salonach — które z racji dobrego po-

chodzenia (do którego mogłaby sprytnie dodać talent literacki) stały przed nią otworem — po-stanowiła odcisnąć swe piętno w duszach za-równo adresatów, jak i potencjalnych czytel-ników jej poezji. Potencjalnych, albowiem za jej życia ukazało się w druku zaledwie siedem wierszy, a cała twórczość liryczna Dickinson obejmuje 1775 utworów…

Dłuższe wiersze mają kilka strof, najkrótsze są zapisanymi w paru wersach, to uchwycone w locie myśli, uwagi, spostrzeżenia. Słownic-two jest oszczędne, niewyszukane, uciekające od popisów erudycyjnych, choć nie stroni Dic-kinson od odniesień do tradycji literackiej.

Twórczości epistolograficznej postanowiłemnie zgłębiać, czuję się bowiem zawsze jak intruz, który wchodzi z butami w przestrzeń między nadawcą a adresatem. Liznąłem jed-nak odrobinę: nie czuję rozdźwięku między poezją a przypadkowo wybranymi listami, my-ślę, że obie formy komunikacji wzajemnie się dopełniały.

Czy tylko o formę komunikacji chodzi. Na pewno nie w poezji. W poezji słowa są żywą tkanką wewnętrznego życia poetki.

By straszyło, nie potrzeba komnat,Nie musisz być wcale domem.Mózg twój posiada stosowniejsze Korytarze nawiedzone.

(tłum. K. Iłłakowiczówna)

Zdaje się, że obcujemy z jakąś żyjącą wciąż w słowach cząstką jej życia. Słowa wskazu-ją też całą perspektywę, jaka otwiera się wraz z wyborem przez Dickinson życia w odosobnieniu.

Jam nikt! A ty ktoś, bracie, jest?Możeś ty nikim też?Aż dwoje nas, więc cicho bądź,Bo nas wygonią stąd.

Jak nudno być kimś, prawda?Jak niedyskretnie żabimoznajmiać swe miano skrzekiempodziwiającym bagnom.

(tłum. K. Iłłakowiczówna) Przez wieki historii chrześcijań-

stwa wspólnotowemu życiu mona-stycznemu towarzyszył inny rodzaj mniszej egzystencji. Był to wybór pustelni, życia eremity. Był to też wybór Emily Dickinson, która posta-nowiła w pewnym momencie życia skupić się na swym duchowym wnę-trzu i na kontemplacji najprostszych przejawów z pozoru jedynie monoton-nej otaczającej ją na co dzień rzeczy-wistości.

Bardzo często pisarze, artyści w po-szukiwaniu inspiracji przemierzają lądy, morza, bory, lasy; przeżywają

wyprawy po krainach doznań zmysłowych bądź

Page 35: Musli Magazine Maj 2011

*>>35

>>portret

też dają się porwać inspirującej ich religii lub ideologii. Zapewne w wielu przypad-kach taki wybór jest uzasadniony. Choć

można się przez moment zastanowić, czy wyobraźnia np. Stendhala albo Conrada była tak uboga, że bez burzliwych przeżyć ich twórczość nie przeszłaby do historii litera-tury…

Dickinson, zdając sobie za-pewne sprawę z tego, jakie komentarze może w małomia-steczkowej społeczności wywo-łać ekscentryczne zachowanie, decyduje się zostać uwięzio-ną w swym domu mniszką, w twórczości której będą się pojawiały liczne próby uzasad-nienia tego wyboru. Wyboru życia wewnętrznego, prostoty, wyboru słowa. Życie dla świata tylko rozkojarza, nie pozwala dostrzec tego, co na wyciągnię-cie ręki.

Chociaż niejeden w święta radkościelnych trzymać się stref,

dla mnie najlepszą świątynią sad, gdzie drozdy wiodą śpiew.

(tłum. K. Iłłakowiczówna)

Nie ma tu chyba na myśli potrzeby po-budzenia wyobraźni, zastąpienia własną

kreatywnością życia światowego, życiowego do-świadczenia. Bardziej chodzi o zaufanie temu, co najbliższe, najłatwiej osiągalne, małe i skromne. Dickinson próbuje nas przekonać, że w każdym jest przepastna głębia, w najprostszej zaś, najmniej-szej rzeczy, przedmiocie, słowie — ukazuje się nie-skończenie szeroka perspektywa.

Mózg — rozleglejszy jest niż Niebo —Bo zmierz je — co do cala —Ujrzysz, że w Mózgu się pomieściI Pan — i Przestrzeń cała.

(tłum. S. Barańczak)

Nieskończoność, wieczność i wreszcie sam Bóg są tak samo blisko, jak my sami — so-bie samym i jak to, co najbliżej nas. Nie

oznacza to jednak odkrycia jakichś prawd wiary, głębokiego nawrócenia w obrębie instytucjonalnej religii. Wręcz przeciwnie — można znaleźć fakty z życia północnoamerykańskiej poetki świadczące o braku entuzjazmu dla funkcjonowania w ramach wspólnoty religijnej.

Nie oznacza to też, że Dickinson poznała wszyst-kie prawdy o wszystkim, wręcz przeciwnie — w wierszach nieustannie pojawiają się zdziwienie, zadziwienie, wątpliwość, obecność tajemnicy. Nie-wiadomemu jednak często towarzyszy przeczucie.

ARTYKUŁ OPARTY GŁÓWNIE NA:

E. DICKINSON, POEZJE WYBRANE (1975); E. DICKINSON,

PRZECZUCIE (2005); E. DICKINSON, STO WIERSZY (1990);

E. DICKINSON, LIST DO ŚWIATA (1994).

Page 36: Musli Magazine Maj 2011

”>>36

>>porozmawiaj z nią...

Z Haley spotykam się podczas promocji jej debiutanckiej powieści Vaclav i Lena, w kawiarni na Świętokrzyskiej, w samym sercu War-szawy. Haley jest drobna i delikatna, ginie w tłumie innych kawiar-nianych gości. Nie wygląda na kogoś, kto potrafi skonstruować tak przekonujące i żywe postaci, że jeszcze dotąd głęboko oddychają we mnie. Wita się ze mną serdecznie, mówi mi po polsku „cześć” i za-prasza do rozmowy. Żywo gestykuluje, a na szyi ma wiosenny wisio-rek z zielonym ptakiem, którego złote oko czujnie mi się przygląda.

>>Widzę, że już świetnie radzisz sobie z polskim. Gratuluję!

Niektóre dźwięki w języku polskim są bardzo trudne, wręcz nie-możliwe do wymówienia dla mieszkańców Ameryki (Haley z gracją prezentuje wymowę dwuznaków i zmiękczonego „c”, zerkając na mnie pytająco). Razem z moją agentką Lucy uczymy się jednak pilnie nowych dla nas słów. To wielka zabawa, ale i wielkie wy-zwanie. Bardzo podoba nam się ten język.

>>Jak się u nas czujesz?Od razu pokochałam Warszawę! Wczoraj zwiedzaliśmy Starówkę, widziałam prawdziwy zamek, jest tutaj tyle magicznych miejsc. To miasto jest naprawdę inspirujące.

>>Zaczynałam jako dziennikarka w Toruniu — to miasto po-łożone na północnym zachodzie Polski, jest perłą gotyc-kiej architektury (tutaj staram się najdokładniej opisać, jak to jest, kiedy stoisz pod katedrą, która pamięta pol-skich królów. Haley słucha z szeroko otwartymi oczami).

Bardzo bym chciała je zobaczyć! To fascynujące i wspaniałe do-świadczenie. Przecież żadne miasto w Ameryce nie ma takiej hi-storii, jak niektóre miasta w Polsce. Najbardziej podobały nam się brukowane ulice na Starówce i te wielkie przestrzenie, po których nie jeżdżą samochody, tylko po prostu spokojnie spacerują ludzie.

>>Niektórzy Amerykanie i Anglicy interpretują nazwę War-saw jako War-saw — „ta, która widziała wojnę”. Czy też masz takie odczucie?

To niesamowite, kiedy przechadzasz się po najstarszej części miasta, którego nie znasz, widzisz pomniki upamiętniające walki, widzisz nawet ślady po kulach w ścianach. Te trudne czasy czuje się nawet w miejscach, które zostały tak naprawdę niedawno odbudowane i mają pół wieku. Tutaj w powietrzu czuje się tę prawdziwą, ciężką historię (heavy history).

Moje książki piszą się samez Haley Tanner, nowojorską pisarką i autorką książki „Vaclav i Lena”, której światowa premiera odbyła się w Polsce, rozmawia Kasia Woźniak

Page 37: Musli Magazine Maj 2011

>>porozmawiaj z nią...

”>>Nie tylko w Warszawie, w Polsce jest mnóstwo takich magicznych miejsc. Tak magicznych, jak Twoja książka. Jestem świeżo po lekturze, skończyłam ją czytać właśnie dzisiaj i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem przede wszystkim konstrukcji postaci. Niewiele o sobie do tej pory powiedziałaś mediom…

Śmiało, pytaj! Odpowiem na każde pytanie!

>>Czym się zajmujesz na co dzień? Pisarką jesteś czy nią bywasz?

Od niedawna mam ten komfort, że mogę pisać w spokoju. Pracuję zawsze w samotności, ważna jest dla mnie cisza. Teraz mam taką możliwość. Jeszcze do niedawna pisałam, gdzie tylko to było możliwe: w metrze, na stacji, w kawiarniach, w zatłoczonych restauracjach. To jest czynność, która nie może się znudzić. Teraz jestem oficjalnie pisarką, ale to tak naprawdę nowy dla mniestan… Ta książka to mój debiut.

>>I to debiut bardzo dojrzały.To owoc szczęścia. Zawsze chciałam być pisarką i — zabrzmi to mało wiarygodnie, ale to prawda — marzenia naprawdę spełniają się w najmniej oczekiwanym momencie. Teraz mam bardzo rzad-ką, a w zasadzie niespotykaną możliwość, żeby spokojnie praco-wać nad kolejną powieścią. Jestem naprawdę wielką szczęściarą, że tak się potoczyło moje życie. Wiem, że wielu ludzi marzy o tym, żeby napisać książkę, a nie ma tyle szczęścia, co ja.

>>Podobno pracujesz już nad nową powieścią. Czy możesz powiedzieć o niej coś więcej?

Na razie jestem na etapie pracy nad samą koncepcją. Jeszcze nie piszę, ale czekam, aż pomysł się narodzi. Nie robię burzy mózgów, nie dopytuję nikogo, nie proszę o rady. Czekam, aż to samo powoli do mnie przyjdzie, jak pomysł na realizację Vaclava i Leny. Pomysł przychodzi spoza mnie, potem we mnie dojrzewa, noszę go w sobie, a dopiero potem przelewam na papier.

>>Kiedy czyta się Twoją książkę, w pewnym momencie odnosi się wrażenie, że nie wiemy tak naprawdę, czy czytamy literaturę dla dzieci czy literaturę dla dorosłych. To bardzo mylące, ale to zabieg celowy. Wykorzystujesz tutaj perspektywę dziecięcą. Dla kogo chciałabyś pisać? Masz swoich wymarzonych czytelników?

To dobre pytanie. Zanim stajemy się dorosłymi czytelnikami, jeste-śmy dużo bardziej wymagający. Kiedy byłam młodsza, czytałam bar-

Moje książki piszą się samez Haley Tanner, nowojorską pisarką i autorką książki „Vaclav i Lena”, której światowa premiera odbyła się w Polsce, rozmawia Kasia Woźniak

>>37

FOT.

GAV

IN S

NO

W

Page 38: Musli Magazine Maj 2011

>>porozmawiaj z nią...

”dzo trudną, wyszukaną literaturę — tak zwaną wysoką. Nie dlatego, że byłam jakimś geniuszem, cudownym dzieckiem. Znam wielu ludzi, którzy jako dzieci czytali arcydzieła literatury światowej. Myślę, że wielu ludzi tak czyta, chociaż nie zdaje sobie z tego sprawy. Przecież właśnie jako dzieci sięgamy po książki, o których się mówi, że nie są dla nas. Moimi ulubionymi publikacjami były właśnie te przeznaczo-ne dla dorosłych: były po prostu najmądrzejsze i zaspokajały moje potrzeby, bo ludzie zawsze mnie ciekawili. Chciałabym po prostu pisać dla czytelników dojrzałych.

>>Zapytałam Cię o to, bo Vaclav i Lena opowiada o tak czy-stych relacjach dwojga dzieci, że jako dorośli czytelnicy śledzimy je wręcz z niedowierzaniem. Wszystko staje się na naszych oczach, sami czujemy się jak dzieci. Chyba trochę lepiej sami ze sobą.

Myślę, że wiele książek pisanych z myślą o dzieciach zakłada, że one są wyzbyte emocji skomplikowanych. Uważam, że uczucia, które wobec siebie żywią dzieci, są jeszcze bardziej intensywne niż u dorosłych. Dorośli twierdzą, że tylko oni potrafią tak odczu-wać, a to, co dzieci tak bardzo przeżywają, jest tak naprawdę fałszywe i wynika z ich niedojrzałości. Dorośli takim relacjom nadają zupełnie nowe, czasem sztuczne, określenia, a to prze-cież typowo romantyczne przeżycia. Relacje dzieci są czyste, pozbawione podtekstów seksualnych. Dla dorosłych wydaje się to nierealne. To nie znaczy, że takie uczucia są nieprawdziwe. Jako dorosła czuję to samo, co czułam jako nastolatka, ale to jest we mnie słabsze, nie tak zwielokrotnione. Dlatego cieszę się, że powiedziałaś, że podczas lektury czułaś się wyzwolona, czysta.

>>Po prostu przypomniałaś mi o czystych emocjach. Ile procent jest Ciebie w Vaclavie, a ile w Lenie?

Kiedy zaczęłam pisać książkę, byłam totalnie spłukana, nie miałam grosza przy duszy, byłam tak naprawdę nikim i do tego zaczęłam się psychicznie sypać. Już prawie kończyłam studia, wiedziałam, że chcę zostać pisarką, ale jeszcze niczego nie opublikowałam. Napisałam dziesięciostronicowe opowiadanie. Vaclav był tym, kim ja chciałam być: pewnym siebie, momenta-mi zuchwałym, pewnego dnia po prostu stanął przed lustrem i powiedział: „Będę najbardziej znanym magikiem na świecie”. To było to, czego mi brakowało. Chciałam mieć w sobie tyle odwagi, żeby stanąć przed samą sobą i powiedzieć: „Będę pisarką”. Lena podważała pewność siebie chłopca, i to była ta druga część mnie,

która dochodzi do głosu w książce. Vaclav tak samo pragnął czegoś jak ja. Czegoś nieosiągal-nego i niemożliwego. Napisałam o nich dziesię-ciostronicowe opowiadanie, a potem okazało się, że po prostu nie mogę ich tak zostawić. Ta historia zaczęła żyć niezależnie ode mnie. Wkro-czyła w moje życie wtedy, kiedy jej najbardziej potrzebowałam.

>>To tak jak dzieci: kiedy pojawiają się w twoim życiu, nawet niezaplanowane, nagle odnajdujesz sens, bo masz dla kogo żyć.

Właśnie tak! Moje postaci uporządkowały moje życie, nadały mu rytm. Zaczęłam nad nimi pracować, bo domagały się tego. Nie tylko ci mali bohaterowie żyli we mnie. Nagle sama dla siebie stałam się tym, kim Rasia, matka Vaclava, dla niego samego: puka do jego drzwi, kontroluje jego rozwój, sprawdza, czy odrobił lekcje. Nie planowałam tego, że w powieści znajdą się dorośli bohaterowie. Rasia była jedną z tych postaci, która narodziła się niespodziewanie, ale była konieczna, żeby historię uwiarygodnić, zrównoważyć, a jednocześnie nadać rytm mojej pracy. Wkroczyła sama w materię książki z matczyną troską, zdecydowaniem, z potrzebą motywacji i troski o Vaclava i jego przy- szłość.

>>Rasia jest bardzo wrażliwą postacią — mimo wszystko.

Wrażliwą, ale i silną. Ale to wcale nie muszą być przeci-wieństwa. Powoli stawała się moją ulubioną bohaterką. Dojrzewała we mnie stopniowo i zaskakiwała mnie za każdym razem, kiedy odczuwałam potrzebę dopuszczenia jej do głosu. To było najbardziej niesamowite doświadcze-nie podczas pisania tej książki. Ona pisała się od pewnego momentu tak naprawdę sama. Kiedy nie wiedziałam, co dalej, po prostu odkładałam tę historię i wracałam do niej po jakimś czasie. Dawałam moim bohaterom odetchnąć. To oni mi mówili, co się stanie. Wtedy wiedziałam, że jest tylko jedna droga, którą historia może się potoczyć. Jedyne, co musiałam zrobić, to regularnie do niej wracać, uważnie słuchać i po prostu ją spisywać.

>>38 musli magazine

Page 39: Musli Magazine Maj 2011

” >>39

>>porozmawiaj z nią...

>>A skąd inspiracje? Przecież Nowy Jork to tygiel kulturo-wy. Dlaczego wybrałaś akurat rosyjskich imigrantów?

Kiedy zaczynałam książkę, udzielałam korepetycji. Pracowałam w sąsiedztwie Brooklynu — w Brighton Beach, gdzie mieszka wielu rosyjskich imigrantów. Kiedy idziesz ulicą, słyszysz tak napraw-dę tylko rosyjski. Słuchałam uważnie tego, co mówią: z ciężkim rosyjskim akcentem. To było dla mnie jednocześnie zaskakujące, ale i fascynujące. Chciałam zapisać jakoś ten akcent. Te dziecięce usta z ciężarem języka, który kojarzy się obcokrajowcom z kwe-stiami z filmów o agentach KGB. To zaskakujące dla Amerykaninausłyszeć język rosyjski z ust małego dziecka.

>>Ten paradoks doskonale oddajesz w powieści. Nie należę już do pokolenia, które uczyło się języka rosyjskiego jako obowiązkowego w szkole, ale mówi się, że dwa języki europejskie nadają się do śpiewania: rosyjski i francuski.

Zgadzam się, brzmią po prostu bajecznie! Uwielbiam język rosyj-ski. Jest taki śpiewny i melodyjny.

>>Ale w ustach dziecka brzmi groźnie.Tak, ale właśnie to tak bardzo wpłynęło na atmosferę tej powieści. To takie inne od tego, jak brzmią małe dzieci w Stanach. To była jed-na z inspiracji. Każdy z uczniów był inny. Nie poznałam żadnych mam ani opiekunów. Były tylko dzieci. Książka jest fikcją. Nie podsłucha-łam tej historii ani nie podkradłam w metrze. Ona narodziła się w mojej wyobraźni. Ale, tak jak w każdej fikcji, poszczególne frag-menty Twojego życia mimowolnie przedostają się do materii książki. Ciotka Leny, Ekaterina, jest bardzo specyficzną postacią. Nie jest dokońca złą kobietą, ale jest po prostu trudnym człowiekiem. Nie jest ani miła, ani ujmująca, ani czuła. Nabyła gruboskórności pod wpły-wem ciężkich życiowych doświadczeń. Pewne cechy jej charakteru zapożyczyłam od mojej babci, bo miała trudne życie i trudny cha-rakter. Niektóre jej powiedzonka przemyciłam w powieści, ale to nie znaczy, że moja babcia była podobna do Ekateriny. Powiedziałabym, że była absolutnie inna, ale pewne cechy jej charakteru przeniknęły mimowolnie do książki.

>>Rozmawiamy o Twoich osobistych doświadczeniach. Twoi bohaterowie są na wskroś rosyjscy, wyjątkowo wiarygod-ni. Czy kiedykolwiek byłaś w Rosji?

Nie! Umieram z ciekawości, żeby zobaczyć ten kraj i Moskwę, z której pochodzą dzieci.

FOT.

DZI

ĘKI U

PRZE

JMO

ŚCI W

ERO

NIK

I WAW

RZKI

EWIC

Z

Page 40: Musli Magazine Maj 2011

>>porozmawiaj z nią...

”>>40 musli magazine

>>To dla mnie wielkie zaskoczenie. Odmalowujesz z wielką precyzją specyfikę nie tyle słowiańskiego świata, ilewłaśnie rosyjskiej mentalności. Rosjanie to naród bardzo wrażliwy, ale też twardy. A książka sprawia wrażenie pisanej właśnie tam: tak, jakbyś to środowisko znała od podszewki.

Czasami jest tak, że twoja wyobraźnia jest silniejsza niż twoje wspomnienia. Kiedy pisałam o Coney Island, pamiętałam je z urywków wspomnień. Nie jechałam tam specjalnie, żeby móc od-dać to miejsce jak najlepiej. Opierałam się na moich impresjach i wspomnieniach. Myślę, że dzięki temu wrażenie u czytelnika jest może nawet silniejsze niż to, gdybym tam pojechała i poźniej dokładnie wszystko zrelacjonowała.

>>A jak zapatrujesz się na to, że premiera Twojej książ-ki ma miejsce właśnie w Polsce? Trzymasz przecież ją w rękach po raz pierwszy, ale wydaną w nieznanym Ci języku.

Zupełnie nie potrafię opisać tego uczucia, ale jest wspaniałe.Zostałam tu przyjęta tak ciepło i serdecznie. Tego się nie zapomi-na. Ameryka jest tak olbrzymim rynkiem wydawniczym. Na pewno tam nie czułabym się tak wyjątkowo jako debiutantka. Wydawcy w Polsce okazali tyle serdeczności i entuzjazmu. Tego na pewno nie doświadczyłabym za Oceanem, a już na pewno nie z taką mocą i szczerością. Niesamowite są spotkania z czytelnikami: tak bezpośrednie i prawdziwe. To chyba specyfika Polaków — i to misię w nich bardzo podoba: mają na twarzy wypisaną szczerość, tak jak ty, kiedy mówisz o swoich wrażeniach po przeczytaniu książki. To wspaniałe być tak serdecznie przyjętym.

>>I my się cieszymy, że możemy Cię u nas gościć. Swego czasu bardzo głośnym tytułem amerykańskiego podzie-mia, które nagle wskoczyło do czytelniczego mainstre-amu, był Osierocony Brooklyn (Motherless Brooklyn) Jonathana Lethema. Po lekturze Twojej książki pomyśla-łam, że Brooklyn od teraz już nie jest osierocony.

Naprawdę wspaniale to słyszeć. Bardzo dziękuję!

>>I ja dziękuję. Przypomniałaś mi jak to jest, kiedy po lek-turze czujesz się sam ze sobą odrobinę lepiej.

I to właśnie jest cel mojego pisania: dawać ludziom radość i trochę wytchnienia. Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby starać się dawać tego czytelnikom jeszcze więcej.

>>Życzę Ci powodzenia i nie mogę się doczekać, kiedy się-gnę po Twoją kolejną książkę!

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Page 41: Musli Magazine Maj 2011

>>porozmawiaj z nią...

>>41

Odważ się być dzieckiem

Rynek księgarski przyzwyczaił nas do tego, że kiedy słyszymy hasło „magia” czy „magiczny”, przed naszymi oczami maszeruje żwawo Harry Potter z ostrzegawczo uniesioną różdżką albo straszy nas o zmierzchu blady wampir, ostatecznie Jakub Wędrowycz. Haley Tanner, debiutantka ze Stanów, proponuje zupełnie inny rodzaj magii. Dostępnej każdemu. Nawet w środowisku rosyjskich imigrantów.Vaclav przyjechał do Nowego Jorku z mamą i ojcem. Nie jest mu łatwo: nie zna języka, wszystko jest dla niego nowe. Marzy, że będzie kiedyś znanym magikiem: studiuje pilnie biografię Houdiniego, opracowuje nowe sztuczki, uczy się fizyki,żeby swoimi pokazami porwać publiczność, i dba o to, żeby jego urocza asystent-ka Lena wywiązywała się jak najlepiej ze swojej roli. Z niebywałą słowiańską konsekwencją oddaje się pasji całkowicie i bezgranicznie wierzy w siebie i swoje możliwości. Po prostu wie, że któregoś dnia będzie najbardziej znanym magikiem na świecie. Przygotowuje się więc do życiowej roli najlepiej, jak potrafi. Dzie-sięcioletniego rosyjskiego imigranta nie stać nawet na colę, a co dopiero na strój młodego Copperfielda, ale zawsze przecież można użyć cynkowej folii do obłożeniabutów srebrem, a stolik do ćwiczeń przykryć mieniącą się tkaniną. Kiedy wszystko jest na dobrej drodze do spektakularnego sukcesu, nagle staje się coś, czego nawet najlepszy magik nie jest w stanie przewidzieć: jego asystentka znika bez śladu. Do Vaclava dociera, że tak naprawdę nic o niej nie wiedział. Spotkają się dopiero po latach, jako dorośli. Przed mistrzem iluzji teraz najtrudniejszy sprawdzian: odkryje magię spotkania, ale też poczuje, jak bardzo boli konfrontacja dziecięcych marzeń z okrutną rzeczywistością. Ta niepozorna powieść niesie ze sobą olbrzymi ładunek emocjonalny. Zaskakuje świeżością spojrzenia i niepowtarzalnością dziecięcego odkrycia. Podczas lektury w pewnym momencie zadajemy sobie pytanie, dla kogo ta książka jest przeznaczona: dla dorosłych czy dla dzieci? Świat eklektycznego Brooklynu widzimy przez pryzmat dziecięcej konsekwencji w działaniu i jednocześnie wszelkich nakazów i zakazów. Nagle w niemożliwy do wytłumaczenia sposób zaczynamy odczuwać i myśleć z jasnością i precyzją właściwą dzieciom — stąd nasze zdziwienie. Vaclav i Lena spod naskórka rzeczywistości wydobywa pokłady magii, którą zatracamy jako dorośli. Tanner nie stroni od tematów okrutnych i szokujących. Nie ukrywa niczego z trudne-go życia imigrantów. Nie koloryzuje go ani nie idealizuje. Jednak perspektywa, na jaką się zdecydowała, pozwala widzieć więcej, a jednocześnie odczuwać łagodniej. Patrzymy na rodzące się uczucia ze świeżością właściwą dzieciom. „Nie wiem, co to może być, ale nie chcę, żebyś był kimkolwiek innym” — tak o swoim uczuciu do Vaclava mówi Lena. Wierzyć się nie chce, że książka amerykańskiej autorki, która swoją światową (!) premierę ma w Polsce, niesie ze sobą tak czyste przesłanie. Świetne tłumaczenie Agnieszki Walulik i niepowtarzalna okazja, żeby znów przez chwilę być dzieckiem. Naprawdę warto.

KASIA WOŹNIAK

Vaclav i LenaHaley Tanner

W.A.B.2011

Page 42: Musli Magazine Maj 2011

>

Page 43: Musli Magazine Maj 2011

>>zjawisko

>>43

czyli potęga afrykańskiej muzyki

Tekst: Marcin Zalewski Ilustracje: Gosia Herba

dancingi

Post post

Page 44: Musli Magazine Maj 2011

>>zjawisko

>>

>>44 musli magazine

Podczas trwającej od kilku miesięcy Wiosny Ludów 2.0 Afry-ki Północnej, ale również i z powodu niepokojów na Wy-brzeżu Kości Słoniowej publicyści i eksperci dorwali się do

piór i zaczęli produkować felietony. Jedni ku uradowaniu wolno-ści pragnących serc dobrotliwych Europejczyków, inni o sztur-mie imigrantów i kolejnym okresie burzy (piaskowej) i naporu. Jednak jak zwykle ci, którzy przekopali się przez wystarczająco wiele rekordów z Google, doszli do najciekawszych wniosków. Mianowicie postkolonializm okazał się tylko kolejnym akademic-kim terminem do opanowania na kolokwium. Mamy za to do czy-nienia z postpostkolonializmem, w którym mit wyzwolenia od białych okupantów legł w gruzach, widmo Europy ciągle krąży nad Afryką, a diamenty są krwawe. Jest jednak jeden urokliwy zakątek naszego życia, gdzie postpostkolonializm warto odczy-tać zupełnie inaczej.

Na początku XX wieku tacy muzycy i naukowcy jak sławny węgierski kompozytor Béla Bartók, Carl Stumpf czy Fran-ces Densmore zaczęli dostrzegać, że wyłaniającej się ów-

cześnie antropologii brakuje perspektywy dźwiękowej. Dlatego też, na początku tylko teoretycznie, zaczęli badać znaczenie muzyki w kulturach ludowych. Później pierwsi odważni note-sy zastąpili fonografami i gramofonami. W ten sposób narodziła się etnomuzykologia. Ludzie pokroju Amerykanina Johna Leno-xa potrafili robić setki kilometrów, by dostać się do najbardziejzaszytej wsi na bagnach Missisipi tylko po to, by nagrać kilka przeszywających folkowych ballad o pięknej Mery (Old Lady & The Devil) czy pijanym wujku (John Hardy Was A Desperate Little Man). Jego legendarne podróże okraszone anegdotami o whisky i preriach Teksasu zaowocowały najbardziej wpływowymi nagraniami terenowymi na świecie — bez nich nie byłoby ani Boba Dylana, ani jego epigonów z kwiatami we włosach. Jed-nak ludzie Zachodu w poszukiwaniu prawdziwie ludowej muzyki zmierzali coraz dalej i dalej. W latach 50. Colin Turnbull nagrał dzikie plemiona Ugandy, a kilkanaście lat później pieśń ludu Ik została umieszczona na słynnej płycie Voyager Golden Record — pigułce kultury ludzkiej wysłanej w kosmos na pokładzie stat-ku Voyager I.

Jednak wystrzelenie w przestrzeń kosmiczną afrykańskich rytualnych pieśni nie było końcem poigrywania Cywilizowanych z Dzikimi. Wywożąc afrykańskich niewolników do Ameryk, oderwali ludzi od ich naturalnej prze-strzeni, ale nie zabrali im kultury. Ci przetworzyli ją na swój sposób, dopa-sowując się do zastanej rzeczywisto-ści. Tak powstały synkretyczne ruchy religijne jak haitańskie voodoo, ame-rykańskie hoodom, brazylijska Can-domblé. W ślad za nimi szła muzyka: od niewolniczych spiritual songów po bluesa i wreszcie kamień milowy w wyzwoleniu czarnych — jazz. Inkorpo-rując do przesyconej rytmem afrykań-skiej melodyki pomysły kompozycyjne białych, tworzyli coraz bardziej wybu-chowe style, jak bebop, cool jazz, rock & roll czy wreszcie funk. I tu właśnie, w sklepie z jeszcze ciepłymi winylami Jamesa Browna zaczyna się przygoda z największą potęgą afrykańskiej muzy-ki: afrobeatem.

Fela Kuti był dzieckiem Afryki zu-pełnie innej niż ta, którą znamy współcześnie albo z folderów tu-

rystycznych, albo z plakatów Polskiej Akcji Humanitarnej. Urodzony w ni-geryjskiej klasie średniej w plemieniu Joruba miał zostać wykształconym w Londynie prawnikiem bądź lekarzem. Fela odrzucił jednak mieszczańskie pomysły rodziców i w Wielkiej Brytanii podjął studia muzyczne, a po powrocie do Lagos zaczął kompletować zespół. W późnych latach 60. państwa Zatoki Gwinejskiej były opanowane przez

Page 45: Musli Magazine Maj 2011
Page 46: Musli Magazine Maj 2011

>>46 musli magazine

>>zjawisko

Group Inerane — Guitars

from AgadezMiasto Agadez w północnym

Nigrze ma na scenie muzyki afrykańskiej podobny sta-tus jak Trójmiasto w Polsce — ośrodek specyficznej,bardzo zróżnicowanej grupy artystów nagrywających mu-zykę mającą niewiele wspól-nego z klasyczną berberyjską poezją śpiewaną. Najbardziej znanym zespołem założonym przez Tauregów jest Tina-riwen, którego członkowie kiedyś brali udział w zbrojnej rebelii, a teraz mają zespół rockowy. Group Inerane to jednak zupełnie inna pustynia, bardzo psychodeliczna i idąca w kierunku Jimmiego Hendri-xa koczującego na Saharze. Queen Of The Stone Age w wydaniu jeszcze bardziej piaszczystym.

Angola Soundtrack — The Unique Sound Of Luanda (1968—1976)

Ta płyta pokazuje, że gdy na naszym kontynencie mu-zyka popularna tamtych lat zajmowała się podrabianiem The Beatles, gdzie indziej ludzie potrafili docenić lokal-ność. Afropop wypełniający płytę nie ma nic wspólnego ze współcześnie stylizowany-mi piosenkami w stylistyce Króla lwa. Kilkanaście utwo-rów pozwala przenieść się do knajpki w Luandzie, w której MPLA jeszcze nie organizuje zabaw z bronią, a brak grozy AIDS pozwala potańczyć do dobrego afropopu.

highlife — zbitkę miałkiego jazzu i afrykańskiej muzyki ludowej. Fela Kuti zainspirowany animistyczną religią Orishas i panafry-kańskimi ideami krążącymi po kontynencie stawia na zaangażo-wany przekaz i ze swoim zespołem Koola Lobitos rusza w trasę po Stanach Zjednoczonych. W Kalifornii doznał olśnienia po kon-frontacji z hipisami, marihuaną, Czarnymi Panterami i funkiem, wrócił do ojczyzny i poruszył cały muzyczny światek afrykański. Mieszaniną kompulsywnego jazzu, tradycyjnej bębniarskiej mu-zyki juju i zachodniej psychodelii wystawił Czarny Ląd na dźwię-kową pokusę postkolonializmu: grajmy nasze, ale z baczeniem na pomysły Północy.

Lata bezpośrednio po dekolonizacji Afryki, z najważniej-szym rokiem 1960 (szesnaście państw ogłosiło wtedy nie-podległość!), były bardzo niespokojne. Kryzysy, wojny do-

mowe i mnóstwo generałów, z których każdy miał inny pomysł

na flagę państwa, którym pragnął rządzić. Sytuacja ze współ-czesnej perspektywy skrajnie niesprzyjająca tworzeniu sztuki (mimo wszystko w PRL Poznaniacy nie robili czystek etnicznych wśród Ślązaków). Jednak mimo to ludzie grali, prześladowani przez cień zachodniej muzyki popularnej podkradali jej elemen-ty i dokładali do swoich utworów. To nie przypadek, że w Algierii największym buntem było grać raď — zaangażowany społecznie pop, sól w oku konserwatywnego establishmentu. W Angoli za to w latach 60. królował soul wymieszany z pieśniami o biedzie i pustyni. I właśnie takie nagrania, zapomniane, bo i kto miałby o nich pamiętać, wydawane w minimalnych liczbach kopii i przede wszystkim mające niesamowitą wartość etnomuzykologiczną są współcześnie obiektem pożądania spragnionych nowinek ludzi Zachodu. I tu właśnie wdziera się wytłuszczony na początku postpostkolonializm. Wytwórnie takie jak Sublime Frequencies, Analog Africa czy Soundway wysyłają swoich emisariuszy na naj-

Page 47: Musli Magazine Maj 2011

>>zjawisko

African Scream Contest — Raw & Psy-chedelic Afro Sounds From Benin & Togo 70s

Jeśli wie się, co to funk, kojarzy się wcze-sne Pink Floyd i śni się o The Stooges z okolic Zatoki Gwinejskiej, ta składanka trafiaidealnie. Ponad godzina nieprzerwanego czadu, afro, bębny i przestero-wane gitary. Punk rock powinien przeprosić, że nie rozpoczął się bliżej równika.

Various Artists — Nigeria 70: Lagos Jump, Original Heavy-weight Afrobeat, Highlife & Afro-Funk

Mówi się, że funkowe utwory Jamesa Browna z początków jego twórczości to dźwiękowa dzicz. W takim razie, słuchając takiego Papa brands new bag, wyobraźmy sobie, że grup-ka białych i przestraszonych realizatorów dźwięku została zastąpiona dwoma tuzinami tańczących Nigeryjczyków, którzy krzyczą, by podkręcić tempo. Nieprzypadkowo nawet w tytule zaznaczone jest słowo „heavyweight” — kawałki na tej składance to raj dla DJ-a chcącego grać sety pod tytułem „spoć się przy afrobeacie”. Nic dziwnego, że trans to domena Czarnego Lądu.

bardziej zakurzone stragany, by odnaleźć nikomu nieznane nurty zapisane na rozpadających się winylach. Jesteśmy głodni nowo-ści, więc chcemy posiąść tę nieznaną cząstkę odległego kraju i posłuchać, jak brzmiałby Niemen, gdyby pochodził z Maureta-nii.

Zerkając mimochodem na notatki prasowe o ubezwłasnowol-nieniu finansowym połowy Afryki i ogólnej niemożności niczego,warto pamiętać, że w jednej kategorii to Północ przegrała. Już w latach 70. Briana Eno zauważył, że muzyka afrykanizuje się przez intensyfikację rytmu i intuicji w procesie tworzenia. Naj-lepszym tego przykładem są niemieckie zespoły psychodeliczne lat 70., gdzie odległość pomiędzy Berlinem a Beninem drama-tycznie się kurczy. W pięknym geście podzięki za lata wyzysku i dyskryminacji dostaliśmy jazz i bluesa, za finansową kontrolęniespotykane perełki i gotowy materiał na multikulti mixtapy. Etnomuzykolodzy, czas na potrójny post?

<<

>>47

Page 48: Musli Magazine Maj 2011

AdamChrobakCoal Chamber

>>>>

Page 49: Musli Magazine Maj 2011
Page 50: Musli Magazine Maj 2011

>>

Page 51: Musli Magazine Maj 2011
Page 52: Musli Magazine Maj 2011
Page 53: Musli Magazine Maj 2011

>>

Page 54: Musli Magazine Maj 2011
Page 55: Musli Magazine Maj 2011
Page 56: Musli Magazine Maj 2011
Page 57: Musli Magazine Maj 2011

>>

Page 58: Musli Magazine Maj 2011
Page 59: Musli Magazine Maj 2011
Page 60: Musli Magazine Maj 2011
Page 61: Musli Magazine Maj 2011
Page 62: Musli Magazine Maj 2011

>>>>

Page 63: Musli Magazine Maj 2011

Adam Chrobak młody ilustrator i projektant z Katowic, student tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych na wydziale projektowym, otwarty na szeroko pojęty dizajn i ciekawe zajawki

Page 64: Musli Magazine Maj 2011

>>

Chociaż wiosną rusza wielka akcja lewatywa, my przekornie polecamy Wam książkę kuchar-ską. I to nie byle jaką! Gotuj z Julią to książka pełna smacznych przepisów i praktycznych porad dla kucharzy amatorów, napisana przez autorkę pierwszego w Ame-ryce telewizyjnego programu ku-linarnego „Francuski Szef Kuchni” oraz słynnej książki kucharskiej Francuska sztuka gotowania. Julia Child w sztuce kulinarnej zakochała się podczas pobytu w Paryżu. Tam ukończyła prestiżo-wą szkołę Le Cordon Bleu i po-stanowiła wyedukować Ameryka-nów i pokazać im, jak cieszyć się jedzeniem. Poradnik Julii Child to absolutny must have każdego smakosza i entuzjasty... masła!

ARBUZIA

Gotuj z JuliąJulia Child

Wydawnictwo Literackie2011

32,90 zł

>>64 musli magazine

>>nowości książkowe

książkaNOWOŚCI

Solar to powieść o jednym z naj-poważniejszych zagrożeń współ-czesności, ale przedstawionym w zaskakujący satyrą sposób. Micha-ela Bearda — fizyka zajmującegosię energią odnawialną, poznajemy w chwili, gdy przeżywa załamanie nerwowe — wywołane zarówno sta-gnacją jego kariery naukowej, jak i kolejnym nieudanym małżeństwem. Pojawienie się młodego zdolnego doktora zmienia wszystko. Odkrycie romansu żony z przyjacielem, tra-gicznie rozegranego podczas final-nej awantury, uruchamia machinę kłamstw. Upozorowanie zabójstwa jest tego początkiem. Beard bowiem przywłaszcza sobie dorobek nauko-wy rywala, który — jak się okazuje — może uratować świat przed glo-balnym ociepleniem…

(ES)

SolarIan McEwan

Wydawnictwo Albatros2011

33,49 zł

W 40-tą rocznicę śmierci Rafała Wojaczka ukaże się nowa edycja Wierszy zebranych poety. W to-mie tym znajdziemy nie tylko rę-kopisy znane dotychczas jedynie z pojedynczych egzemplarzy da-rowanych przez Wojaczka przy-jacielowi Bogusławowi Kiercowi, ale również niedawno odnalezio-ny wiersz Kocham; jestem, który wcześniej nie był publikowany. Wciąż niby gubiony, świadomie pomijany w przygotowaniach ko-lejnych wydań, pozwala przemó-wić po raz kolejny głosem moc-niejszym niż ten, który wyrażał pragnienie pozostania kimś, kto nie przetrwa. Pewność obcowa-nia z wielką i genialną literaturą przeczy temu każdorazowo.

(ES)

Wiersze zebraneRafał Wojaczek Biuro Literackie

201159 zł

DomofonZygmunt MiłoszewskiWydawnictwo W.A.B.

201137,90 zł

To już drugie wydanie znako-mitego debiutu Zygmunta Miło-szewskiego z 2005 roku, które wydawnictwo W.A.B. postanowiło przypomnieć czytelnikom. A jest co przypominać, ponieważ Domo-fon to świetny thriller, doskonała literatura i wyśmienita zabawa klasycznymi chwytami i motywa-mi świata grozy. Poza świetnie skrojonym wątkiem głównym są tu jeszcze bardzo dobrze pro-wadzeni bohaterowie i szczypta ironii, która sprawnie rozłado-wuje cięższe momenty. Polecam szczególnie tym, którzy nie tylko nie wierzą w strach, ale i nie do-ceniają, jak w zwykłych, oswojo-nych miejscach i ludziach potrafiąrodzić się potwory.

(SY)

Page 65: Musli Magazine Maj 2011

>>65

>>nowości filmowe

>>

Po głośnym i oburzającym pu-bliczność Antychryście Lars von Trier wraca do nas filmem... ka-tastroficznym. Naturalnie w przy-padku duńskiego wizjonera nie ma mowy o zejściu na manowce kina mainstreamowego, bowiem wyświechtany już gatunek Trier łączy z wątkiem psychologicz-nym i autorską perspektywą. Do tego obsada z najwyższej półki światowego kina — Kirsten Dunst, Charlotte Gainsbourg, Kiefer Su-therland, Charlotte Rampling i John Hurt. Film opowiada historię sióstr, z których młodsza wychodzi właśnie za mąż. To ważne rodzin-ne wydarzenie zbiega się z innym, istotnym już dla całego świata — do Ziemi bowiem niebezpiecznie zbliża się inna planeta...

ARBUZIA

Melancholiareż. Lars von Trier

obsada: Kirsten Dunst, Charlotte Gainsbourg, Charlotte Rampling27 maja 2011

130 min

książkaNOWOŚCI

Dystrybutorzy lubią nas zaska-kiwać. Dwa lata temu polskiej premiery doczekało się 400 ba-tów Francoisa Truffauta, w tym zaś roku warto sprawdzić, czy po latach przeniesiona na ekran wyobraźnia erotyczna Bernardo Bertolucciego szokuje nas tak samo, jak na początku lat 70. W przypadku filmu tak głośnego na-leży chyba zastanowić się też nad przyczyną jego sławy: czy jest tylko zasługą skandalu, czy raczej to arcydzieło, które przy okazji wywołało skandal? Znakomitą okazją do odświeżenia tytułu jest również osoba reżysera. Twórcę i jego dzieła przypomni tegoroczny festiwal w Cannes (11—22 maja), podczas którego reżyser otrzyma honorową palmę.

(MR)

Ostatnie tango w Paryżureż. Bernardo Bertolucci

obsada: Maria Schneider, Marlon Brando20 maja 2011

136 min

Rozpowszechnienie techniki 3D budzi wątpliwości i nieufność kryty-ków i miłośników kina. Ale tak jak i wcześniej, gdy w kinowych salach przemówiły i oczarowały barwą ekrany, tak i teraz nowe możliwości rozbudzają wyobraźnię twórców i inspirują do nowych projektów. Nic dziwnego, że taki wizjoner kina jak Werner Herzog dał się uwieść jej możliwościom. Niemieckiemu doku-mentaliście znów udało się dotrzeć do miejsca dostępnego wyłącznie wybrańcom — tym razem jest to tajemniczy świat jaskini Chauvet, która kryje w swojej głębi setki na-skalnych malowideł sprzed ponad 30 tys. lat. Film nie tylko ukazuje ich plastyczność, ale i przemyca reflek-sję nad początkami sztuki.

(EF)

Jaskinia zapomnianych snów (3D)reż. Werner Herzog

obsada: Werner Herzog (narrator), Charles Fathy (głos)6 maja 2011

90 min

Milion dolarówreż. Janusz Kondratiuk

obsada: Kinga Preis, Tomasz Karolak, Andrzej Grabowski, Rafał Mohr, Jakub Gierszał 13 maja 2011

108 min

Janusz Kondratiuk powrócił z Au-strii do Polski i postanowił podaro-wać rodakom Milion dolarów — ko-medię o nowym kraju i Polakach, ich nowych zabawach, problemach i o tym, jacy są dzisiaj. Film niesie trafiające do serc przesłanie: „Tylkodens dziś ma sens”, a nową aranża-cją przebojów muzycznych lat 70. zajął się mistrz improwizacji Le-szek Możdżer. Reżyser uwielbianych Dziewczyn do wzięcia czy Wnie-bowziętch, specjalista od ludzkich pragnień, buduje historię wokół jed-nego z najbardziej prostych marzeń — tytułowej walizki „zielonych”. W gromadkę goniącą za łatwym szczę-ściem wcielają się m.in. Kinga Preis, Tomasz Karolak, Andrzej Grabowski, Rafał Mohr, Jakub Gierszał.

(EF)

filmNOWOŚCI

Page 66: Musli Magazine Maj 2011

>>>>66 musli magazine

>>nowości płytowe

Znana z charakterystycznej barwy głosu i ponadczasowych przebojów, jak Smooth Operator czy King Of Sorrow, wokalistka Sade — urocza Angielka o nige-ryjskich korzeniach — wraz ze swoim zespołem wydaje kolej-ny krążek. Tym razem będzie to zbiór najbardziej znanych utwo-rów grupy, która obecna jest na rynku muzycznym już od 25 lat. Sade znana jest po obu stronach Atlantyku, a jej charyzmatyczny głos docenia od wielu lat również polska publiczność. Dwupłytowy album The Ultimate Collection zawiera 29 piosenek Sade, w tym trzy zupełnie nowe kawałki. Jed-nym z nich będzie duet z raperem Jay-Z pt. Moon & The Sky. Pre-miera już 5 maja.

(AB)

The Ultimate CollectionSade

Sony Music Entertainment2011

36,99 zł

muzykaNOWOŚCI

Znakomity brytyjski aktor Hugh Laurie, znany z serialu Dr House, wydaje swoją pierwszą płytę. An-glik już kilka razy dowiódł, że ma talent muzyczny — świetnie gra na fortepianie, gitarze, perkusji, harmonijce i saksofonie — i choć-by z tego powodu warto sięgnąć po ten krążek. Z jego pianistycz-nych umiejętności skorzystał już Meat Loaf na swojej ostatniej studyjnej płycie. Z kolei na swoim albumie Hugh Laurie zmierzył się z klasykami, między innymi au-torstwa Lead Belly’ego, Roberta Johnsona, Raya Charlesa, Louisa Armstronga czy Fatsa Wallera. Krążek, który ukaże się 9 maja, zachwyci na pewno miłośników starej szkoły bluesa i world mu-sic.

(AB)

Let Them Talk Hugh Laurie

Warner Music 2011

55,99 zł

Nowym krążkiem Blood Pressures damsko-męski duet The Kills wraca na scenę po trzyletniej przerwie. Zespół tworzą Alison Mosshart, Amerykanka znana ze współpracy z Jackiem Whitem, oraz brytyjski gi-tarzysta Jamie Hince — narzeczony Kate Moss (jak w rodzinie). Album promuje singiel Satellite, całość zaś wyróżnia się motorycznym, hipno-tycznym rytmem, psychodeliczny-mi melodiami, surowymi gitarami i mocno erotycznymi tekstami, które powstawały po gorących rozmowach członków zespołu o związkach, róż-nicach płci i seksie. Jak mówi sam Jamie Hince: „Nasza muzyka i teksty podnoszą ciśnienie krwi, stąd wła-śnie tytuł”. Sprawdźcie sami, czy tak jest w istocie.

(SY)

Blood PressuresThe Kills

EMI Music Poland2011

62,99 zł

Illuminated / Better Than Love Hurts

Sony Music Entertainment2011

29,99 zł

To wydawnictwo przede wszyst-kim dla gorących entuzjastów muzyki synth pop i formacji Hurts — specjalny, numerowany singiel winylowy z dwiema piosenkami z ich debiutanckiego albumu Hap-piness. Co zmajdziemy na tym wyjątkowym winylu? Pierwszy oficjalny singiel Hurts, czyli Illu-minated, oraz Better Than Love. Tych z wszystkich, którzy przy-godę z Hurts dopiero zaczynają, wypada wtajemniczyć, że wokali-sta Theo Hutchcraft i kompozytor Adam Anderson pełnymi garścia-mi czerpią ze znakomitej tradycji muzycznej, m.in. Depeche Mode, Prince, Pet Shop Boys czy New Or-der. W ich muzyce pobrzmiewają też echa stylu zwanego disco len-to, z którym chłopcy zetknęli się we Włoszech.

ARBUZIA

Page 67: Musli Magazine Maj 2011

>>67

>>recenzje

>>Życie po korekcie

Co byście woleli? Aby życie Wasze było jak ta wielka epopeja — napisana i wyda-na raz, konsekwentnie i do końca (z listą błędów spisanych dopiero na końcu), czy raczej jak opowiadania, które poprawiane i wznawiane w różnych zbiorach i chwi-lach życia ich autora byłyby jak swoiste wskazania, permanentna errata i ciągle żywy spis tego, co zostało zrobione źle i jak powinno być to poprawione? Wszyst-kie te i pośrednie typy ludzkich historii można spotkać w najnowszym obrazie, a zarazem pełnometrażowym debiucie Mar-ka Lechkiego — Erratum (który światową premierę miał już w 2010 roku).

Główny bohater, Michał (w tej roli świet-ny Tomasz Kot), na początku filmu jestwłaśnie taką zapisaną i zamkniętą księgą, skończonym dziełem, w którym nic już ciekawego się nie stanie i nic dobrego nie zostanie raczej zapisane. Tak się czuje i tak też odbiera go widz — jako wycofane-go, wypalonego i zrezygnowanego młode-go człowieka z żoną, dzieckiem i jakąś tam niezbyt ciekawą pracą, w której co najwy-żej może pograć w durną „strzelankę” i trochę popracować. Jak dla mnie niezbyt szczęśliwy obrazek. Jednak Michał dostaje niespodziewanie szansę napisania na nowo czy raczej poprawienia kilku rozdziałów swojego życia — szef wysyła go bowiem do rodzinnego Szczecina po odbiór samocho-du, który jest pośrednią przyczyną śmierci człowieka (w przeciwieństwie do strzelby, która na przekór utartym schematom w

tym filmie nie wypala). I tu wszystko teżsię zaczyna i zapętla. Gdy Michał wraca do domu, nie zdążywszy nawet wyjechać z miasta, potrąca bezdomnego, następnie ucieka z miejsca wypadku i zaraz wraca, bo uświadamia sobie, że zostawił tam swój telefon i może być tak czy inaczej łatwo przez policję namierzony. Zostaje przesłu-chany i zaraz zwolniony, jakby to on sam miał sobie wymierzyć sprawiedliwość, a zarazem osobistą pokutę za tę noc i całe swoje życie — za ucieczkę ze Szczecina, za złamane marzenia i ideały, w końcu za rezygnację. Tak nasz bohater wyrusza w wędrówkę po swoim rodzinnym mieście w poszukiwaniu tożsamości zmarłego, ale też w głąb siebie, by powrócić tym samym do korzeni i własnej świadomości, mó-wiącej prawdę o tym, kim tak naprawdę jest, co zrobił, co osiągnął i czego tak na-prawdę od siebie oczekuje. Spotyka się ze swoim dawnym kolegą ze szkolnej ławki, który gra ciągle w założonym przez Micha-ła zespole i żyje młodzieńczymi ideałami, a przede wszystkim ze znienawidzonym ojcem (w tej roli Ryszard Kotys), z którym powoli buduje nowe relacje. Spotkania te budzą w nim dawno zapomniane emocje i wspomnienia, o których niestety zapo-mniał, choć nie powinien (bo to przecież one najbardziej go/nas definiują).

Akcja filmu prowadzona jest po liniiprostej, powoli, logicznie i linearnie, za-chowując ciąg przyczynowo-skutkowy oraz konsekwencję wyborów i zmian bohatera, nie emocjonuje się zbytnio, choć zdecy-dowanie burzy i przewraca zarówno życie Michała, jak i nasze „widzowe” uczucia. Tak jak wstawki z płynącą, wzburzoną wodą, nad którą bohater lubi odpoczywać i myśleć, a które bardzo plastycznie po-kazują, jak wszystko w życiu szybko pły-nie i bez zastanowienia prze do przodu w większą i bardziej ułożoną nieskończoność — takiej wody nie zawrócisz, ale możesz ją czasami zatrzymać na chwilę, jak po-kazuje to reżyser i jak robi to bohater ze swoim życiem — bo Szczecin i wydarzenia w nim się dziejące są właśnie takim zawie-szeniem, czasem w nieczasie, w którym można spokojnie wszystko sobie poukła-dać. Metafor, (nie)dopowiedzeń i symboli jest co prawda w Erratum dużo — tyle, ile może być ich interpretacji — jednak (co ważne) nie denerwują widza, nie prze-szkadzają całej historii spokojnie rozwijać się, budują raczej kawałek po kawałku jej sens i zrozumienie. Całość opowiedziana jest niezwykle subtelnie i prosto, z zazna-czeniem tylko wybranej palety barw — i w tym wielka zasługa reżysera, który zdołał

z tak prostych zdawałoby się treści stwo-rzyć opowieść wielce skomplikowaną — w jej głębszym, wielowarstwowym wymia-rze. Zwieńczeniem warsztatu Lechkiego jest ostatnia scena z ojcem, która mimo swego ciężaru emocjonalnego i sentymen-talnego, dzięki swojej formie i fantastycz-nej kreacji dwóch aktorów (prowadzących równo cały film swoją skromną, acz suge-stywną grą) wymyka się pretensjonalności i nieautentyczności, i rzeczywiście wzru-sza — jak ten pies, który już na począt-ku i od razu został przeze mnie kupiony. Film nie jest dziełem, ale przez szczegóły, przez emocje, przez treści i odniesienia wygrywa u mnie dużo.

SZYMON GUMIENIK

Erratumreż. Marek Lechki

Best Film2011

Nieoceniona wartość życia

Każdy przejaw polskości w produkcjach innych niż nasze warto chwalić, a jeżeli jest to udana rola, tym bardziej należą się słowa uznania. Tak mało przecież mamy powodów do zadowolenia, tak wiele tra-gedii spotyka nasz naród. Upokorzenia, wypadki, katastrofy, śmierć, zło, a tutaj w 100%, a nawet 150% Polka, prawdziwa góralka, która robi karierę na Zachodzie.

Alicja Bachleda-Curuś w filmie Trade zagrała Weronikę — dziewczynę z Polski, która postanawia wyjechać do Stanów Zjednoczonych, by zarobić na utrzymanie siebie i nowonarodzonego pierworodnego dziecka. Po przylocie zostaje uprowadzo-

filmRECENZJA

Page 68: Musli Magazine Maj 2011

>>

>>68 musli magazine

>>recenzje

na przez ekipę zajmującą się handlem żywym towarem. Towarzyszką niedoli We-roniki jest Adriana, 13-letnia Meksykan-ka, której brat Jorge wraz z policjantem Ray’em rozpoczynają poszukiwania i do-prowadzają do niemal pozytywnego finałucałej historii. W międzyczasie ciała dziew-czyn zostaną wielokrotnie wykorzystane seksualnie, a dusze zhańbione.

Alicja Bachleda-Curuś pojawiła się w obrazie obok Kevina Kline’a oraz innych młodych, obiecujących aktorów. Bardzo silnym punktem filmu jest muzyka, któ-ra wprowadza nas nie tyle w wydarze-nia, co doskonale oddaje klimat małych, meksykańskich miasteczek. Wszystko to zmiksowane z ludzką bezsilnością i bez-względnością handlarzy kobietami spra-wia, że piękno natury ulega ludzkiemu bestialstwu i bezwzględności. Nie jest to kolejna sztampowa produkcja o walce do-bra ze złem, ludzi brzydkich z pięknymi, mocy czystych z nieczystymi. Oglądamy interesującą, wielowątkową opowieść o woli życia, sile braterskiej miłości i po-szukiwaniu szczęścia. Kilka naprawdę do-brych zwrotów akcji, sensowny scenariusz oraz piękne widoki okraszone cierpieniem bohaterek w połączeniu z obszernymi dia-logami i ewidentnym zapędami reżysera w stronę science fiction tworzą w efekciefilm godny uwagi, który warto obejrzećze względu na poruszaną tematykę, ale przede wszystkim piękne zdjęcia, a także wspomnianą już świetną muzykę.

ABC realizuje niejako nasz narodowy American Dream. Zadebiutowała w na-prawdę dobrym stylu, mocno i zdecydowa-nie. Kolejne filmy z jej udziałem nie byłyjuż jednak tak dobre jak Trade. Pozostałe rodzime aktorki, które chwaliły się ka-rierą w Stanach Zjednoczonych, powinny zamilknąć, zanim ogłoszą kolejny angaż do kolejnej niezrealizowanej produkcji. Kilkanaście razy poczułem się bezczelnie oszukany, gdy w czasie montażu pominię-to sceny, którymi chwaliły się wcześniej w wywiadach. Alicja Bachleda-Curuś nie musi silić się na tani lans i od kilku lat po-kazuje, że bez problemu da sobie radę w każdej sytuacji. Wierzę w Alicję i wiem, że jeszcze pokaże, na co ją stać. Tymczasem polecam Trade wszystkim, którzy znudze-ni amerykańskimi komediami, w których główną rolę gra nieśmieszny dowcip, chcą zakosztować emocji w niezłym wydaniu.

KRZYSZTOF KOCZOROWSKI

Tradereż. Marco Kreuzpaintner

Kino Świat2007

Przewartościowanie ponad podziałami

Przyznam, że jestem wielkim fanem debiutów, bo tylko one potrafią dać toniepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju uczucie odkrywania nowych muzycznych terytoriów i eksplorowania dotąd nig-dzie niesłyszanych dźwięków. Z drugiej strony również one same coś odkrywają — dziecko w słuchaczu, które na nowo poznaje wówczas świat i przewartościo-wuje go — a im więcej dają nam debiu-tanci, tym też więcej bałaganu w naszym poukładanym świecie.

Moja pierwsza przygoda z debiutem rozpoczęła się w szkole podstawowej płytą Experience z 1992 roku zespołu The Prodigy — była jak kubeł zimnej wody na uszy i przyczyną dziecięcego olśnie-nia. Od tego czasu z zapałem sięgałem po kolejne nieznane mi krążki, które raz z mniejszym, raz z większym efek-tem wartościowały mój muzyczny gust. Ostatnimi takimi wartymi odnotowania olśnieniami były na pewno płyta Gossip Music For Men i wejście na scenę forma-cji The XX z albumem XX. Od tego czasu nic tak pozytywnie mnie nie zaskoczyło jak debiut Crystal Fighters i ich krążek Star of Love — tym bardziej zaskoczyło, gdyż to zupełnie nie moja bajka i nie ta strona księżyca.

Ale w czym rzecz? Po pierwsze i naj-ważniejsze, podobnie jak MUSLI, muzyka Crystal Figters (brytyjsko-hiszpańskiego kolektywu) jest niesamowitą w smaku mieszanką i zbieraniną różności — od elektroniki i punka, przez głęboki dru-m’n’bass, dubsteep, aż do baskijskiego folku oraz wielu bliżej nieokreślonych dodatków i afrodyzjaków, które czynią

z niej tak smaczny i strawny produkt. Star of Love zaskakuje przede wszyst-kim świetnymi melodiami, które od razu wpadają w ucho, ale też nie nudzą na-zbyt szybko, jak to zazwyczaj bywa w tego typu przypadkach. Materiał ma też bardzo mocne fundamenty, na których Fightersi mogą z powodzeniem budować swoje przyszłe dźwięki. Utwory na płycie w większości bez problemu mogłyby stać się przebojami czy singlami — od począt-kowego, świetnie rozkręcającego Solar System, gdzie bass miejscami daje popis swojego charakteru, przez folkniczne, lekkie i niesamowicie pozytywne Plage oraz At Home, aż po etniczne, tanecz-ne In the Summer i transtaneczne Swal-low. Po drodze i po bokach jest jeszcze primusowe w duchu Xtatic Truth, gdzie banjo na wejściu otwiera niezapomnianą muzyczną mantrę, dalej mocne i bliskie klimatom digital core I Do This Everyday (rozkręcane rytualnym tańcem wokół ogniska), chilloutowe Champion Sound, jedyne w swoim rodzaju elektroniczne i „płynące” With You (które moim zda-niem powinno zamykać płytę), inten-sywne i hołdujące UK I Love London oraz promująca płytę ofensywa w postaci Fol-low (swoista pieśń na wyjście).

Całość tworzy mieszankę eklektycz-ną, ale w smaku bardzo wyszukaną i spójną, przez co można ją podawać o każdej porze dnia i nocy bez obaw wy-wołanych przedawkowaniem nudności. Star of Love jest płytą, która stworzona na bazie eksperymentu i intensywnego, permanentnego łamania wszelkich zasad kulturowych, rozłożyła na łopatki i zo-stawiła daleko w tyle pozostałe debiuty tego sezonu. Sami członkowie Crystal Fighters z wielką wprawą i śmiałością wychodzą poza schemat, i za to niech będą im dzięki, bo całkowicie udało im się przewartościować mój świat, tworząc muzykę i płytę, która będzie jedną z mo-ich ważniejszych płyt tego roku, pomimo że to dalej nie moja bajka i nie ta strona księżyca. Ale kto powiedział, że tak być nie może i że nie na tym polega właśnie cała zabawa?

SZYMON GUMIENIK

Star of LoveCrystal Fighters

EMI Music Poland2011

muzykaRECENZJA

Page 69: Musli Magazine Maj 2011

>>

>>recenzje

>>69

Siła korzeni

Korzenie i kultura Bas Tajpana to płyta pod wieloma względami wyjątkowa. Choć artysta obecny jest na scenie muzycznej już od wielu lat, to jednak jego sympa-tycy musieli czekać na solowy krążek aż do roku 2010. Muszę jednak przyznać, że było warto. Cały materiał to solidna porcja dobrej muzyki i niebanalnych tek-stów. Na płytę trafiły głównie nowe ka-wałki, choć znalazło się tam też miejsce na odświeżoną wersję Sklepu Szatana i nawiązanie do starych piosenek, takich jak np. Inwazja czy 3 Życzenia.

Miłośnicy płyty Fandango Gang, któ-rą Bas Tajpan nagrał wspólnie z Miu-oshem, być może są trochę zawiedzeni nieco innym brzmieniem nowego krążka — większość piosenek została wyprodu-kowana bowiem przez Bob One’a, który wraz z zaproszonymi gośćmi (takimi jak Jabaman, Junior Sress czy Textyl) moc-no namieszał w warstwie muzycznej tego wydawnictwa.W albumie pojawiają się piosenki w bardzo różnych stylach, można tam odnaleźć m.in. reggae, rag-gamuffin, modern roots czy stary, dobryoldschool. Elektroniczne brzmienia do-dają wielu piosenkom lekkości, przez co wprost nie można się od nich oderwać. W pamięć szczególnie zapadają: żywiołowa Nie zatrzymasz mnie czy nieco liryczna Czy bardziej.

Płyta jest równie ciekawa pod wzglę-dem warstwy lirycznej. Bas Tajpan po raz kolejny dowiódł, że nie bez powodu nazy-wany jest „słowiańskim bobo dreadem”, czyli radykalnym rastafarianinem. Sporo na niej odniesień do kultury rasta i kon-testacji Babilonu jako państwa czy syste-mu. Jego twórczość nie jest jednak bez-myślnym kopiowaniem idei jamajskich rastamanów. Bas Tajpan osadza swoją twórczość w polskim kontekście kulturo-wym, używając pojęć rasta jako metafor

opisujących naszą rzeczywistość. Jego muzyka bywa czasem pomostem między kulturą rasta a słowiańskimi korzeniami. Doskonale słychać to w piosence Historia pewnego dębu, w której Bas Tajpan opo-wiada o świętym drzewie naszych przod-ków. Oczywiście na płycie znajdziemy nie tylko motywy neopogańskie — jak na Bas Tajpana przystało, nie brakuje tu też krytyki systemu. Muzyk jak zwykle porusza problemy społeczne — zarówno te z naszego, polskiego podwórka (Bane-ry), jak i te globalne (Inwazja). Artysta dowodzi, że nie boi się mocnych słów i stwierdzeń, krytykując ustalony na świe-cie ład: „Czy ONZ nie jest minionych czasów reliktem? Czy nie jest kolosem na glinianych nogach? (…) Bank światowy w Tybecie Chińczykom pomaga. Cierpi Ty-bet, by była równowaga”.

Nie brakuje tu też motywów humory-stycznych i autoironicznych, czego przy-kładem może być piosenka Wiza. Raper opisuje w niej swoje problemy z otrzy-maniem wizy na wyjazd do Stanów Zjed-noczonych, ponieważ z powodu brody wygląda jak terrorysta.

Bez wątpienia jest to krążek, który warto mieć w swojej płytotece. Album odkrywa różne oblicza Bas Tajpana, cza-sem skłaniając do refleksji, a czasemfundując nam sporą dawkę humoru i po-zytywnej energii.

AGNIESZKA BIELIŃSKA

Korzenie i kulturaBas Tajpan

Fandango Records2010

Let me entertain You

Trzecia pod własnym nazwiskiem, czternasta w ogóle płyta Billa Callahana jest dziełem skończonym. Poważniejsza, cięższa również w warstwie aranżacji od Sometimes I Wish We Were An Eagle zosta-

ła nagrana podczas jednej sesji w studio, jak pierwszemu pośród równych z pante-onu lo-fi przystało. Wśród niezbywalnegobasu, gitary i perkusji okazjonalnie poja-wia się instrumentarium cieplejsze, flet,pianino, czasem skrzypce towarzyszą w pojedynkę kompozycjom, które stopione z pociągłych, pełnych od inspiracji melo-dii oddają przestrzeń jego niezwykłemu głosowi. Jest chyba poziom złożoności aranżacji, którego Callahan przekroczyć ani myśli. Na pewno jej nie potrzebuje, pisząc równie przenikliwie, śpiewem wy-rzucając poza historię każdą z zastanych oczywistości, które składają się na podda-ny tej poetyce świat.

Tylko z pozoru amerykański Callahan, w stopniu nawet większym niż prowadzący żywot równoległy Will Oldham, potrafi wy-powiadać kwestie wspólne dla wszystkich dzieci Zachodu, niejednoznacznie umiej-scowionych, wystawionych na ciągły ogień pozornych możliwości. Dar subtelnego uj-mowania tematów czasem zapoznanych jako marginalne oddaje na końcu całą problematyczność życia pozbawionego pewności i zasad, których się nie kwestio-nuje. Nie kryje przy tym swojej perspek-tywy, poruszając się w kręgu tematów bardzo osobistych, karmiąc tę oszczędną muzykę historiami z własnego cienia.

Trochę spraw poważnych się w duszy naszego samotnego kowboja nazbierało, w różnym stopniu wyglądających spod czasem niejednoznacznych fraz kolejnych utworów. Przykładem Baby’s Breath, opar-ty na sekwencji kilku gitarowych akordów coraz mocniej oplatanych elektrycznym wężem gitary, opowieść o decyzji, której się żałuje, decyzji która oddech dziecka zgasiła. „It was not a weed, it was a flo-wer”. Pojawiające się stwierdzenie „And now I know you must reap what you sow, or sing” właściwie dociera do źródeł tej płyty, jej istoty. Rozpoczyna ją Drover, niezwykła, porywająca siłą niedających się zatrzymać emocji kompozycja z wgry-zającą się w duszę melodią i niechybiają-cymi reszty wersami. Dalej wspomniana klinika i chwilę potem szeroko komento-wana America!, zbudowana z brudnego riffu niczym manifest z lat wojny w Wiet-namie, najmocniej zapadający w pamięć po pierwszym przesłuchaniu gorzki żart z imperialnych ciągot swoich współoby-wateli. Ale to wyjątek, dalsze stopnie to jakby kolejne pożegnania z niezwykłymi, trochę zamazanymi obrazami, aż po kla-sycznie zbudowane One Fine Morning, balladę, którą w innych okolicznościach Bill mógłby nagrać razem z Cat Power.

Page 70: Musli Magazine Maj 2011

>>recenzje

>>Również z tych powodów płyta ta za-

pewne bardziej już Callahana do szero-kiej publiczności nie zbliży, mimo iż, jak wyznał w niedawnym wywiadzie dla „Gu-ardiana”, zrozumiał, że tak naprawdę to, co robi, co go definiuje, to przynoszenieinnym rozrywki. Traktując przez chwilę tę wypowiedź poważnie, nie zawaham się powiedzieć: — Cóż, oby więcej, oby dalej. Takiego śmiechu właśnie potrze-bujemy.

ANDRZEJ MIKOŁAJEWSKI

My ApocalypseBill Callahan

Drag City 2011

Ten sam, ale w podwójnej dawce

Po tę książkę sięgnęłam po to, by prze-konać się, czy Woody’emu Allenowi na scenie bliżej jest do mistrza srebrnego ekranu, czy też raczej fatalnego (chociaż uroczego w tym, ile serca wkłada w grę) klarnecisty, i wiecie co, przyznam szcze-rze, że… Albo OK, zacznę od początku.

W wydanym w tym roku tomie Allen na scenie (oryginalny tytuł Selected Plays) nakładem Domu Wydawniczego Rebis znalazło się pięć (szkoda, że tylko tyle) wcześniej już opublikowanych sztuk Wo-

ody’ego Allena, które w szerokim świecie ujrzały światło dzienne już w połowie lat 60., a u nas po raz pierwszy opublikowano w roku… 1991. Tak więc do starych, a nie-zbyt dobrze znanych na gruncie polskim prac podeszłam trochę tak jak do lektury, której ekranizacje obejrzałam wcześniej niż przeczytałam, i podejrzewam, że w tym kraju zrobiłam to nie ja jedna. Allen jako reżyser — a i niekiedy aktor — swoich filmów znany jest z surrealistycznego po-czucia humoru, postaci, które mają swoje lęki i obsesje, oraz gier słownych. Tego wszystkiego podświadomie szuka się też w sztukach scenicznych Allena. I owszem, znajduje się, ale w zdwojonej dawce ab-surdu!

W jednoaktówce Pytanie mamy więc Abrahama Lincolna, który (o zgrozo!) wy-daje mi się łudząco podobny do naszego Pana Gafy — żyje w przekonaniu, że zna najdowcipniejszą odpowiedź na pytanie: Jak długie pana zdaniem powinny być ludzkie nogi? Ale najważniejsze jest to, że nawet tak głupie pytanie (może na-wet bardziej niż mądre) otwiera oczy (co prawda nie od razu) na problemy drugiego człowieka. Komedię absurdu — i to wręcz z angielskim rodowodem — znajdziecie w sztuce Nad kobietami Lovborga, gdzie wyobrażam sobie, jak na scenie Woody Al-len we własnej osobie z kamienną twarzą opowiada o postaciach kobiecych Jorgen Lovborga — syna cyrkowców, życiowego nieudacznika i jeszcze bardziej bezna-dziejnego dramaturga, o czym można się przekonać po przywoływanych co chwilę fragmentach sztuk, których dialogi są rze-czywiście genialną, ale parodią braku ta-lentu owego „wybitnego” pisarza.

Śmierć to istotny temat — stwierdził Allen, wcielając się w postać Singera w filmie Annie Hall — co nie oznacza, że nie można sobie z niej zakpić. Zwłaszcza Gdy śmierć zastuka jest zabawne, bo tu mit przerażającej kostuchy skutecznie oba-la nieudacznik psujący rynnę, po której się wspina, by wejść przez okno i prawie skręca sobie kark, a następnie niczym ku-rier albo dostawca pizzy oznajmia nowo-jorskiemu Żydowi, że przyszedł wykonać zlecenie, z którego i tak nic nie wyjdzie, bo da się Żydowi ograć w partyjce remi-ka, której stawką był kolejny dzień życia… Wydaje się, że Allen potraktował temat poważniej w sztuce Śmierć. Jednak nawet tu wyjęte niczym z Kafki polowanie na wy-rwanego ze snu mężczyznę, który z tropi-ciela mordercy staje się ofiarą szalonegotłumu tropicieli, kiedy już zaczyna mieć eschatologiczną wymowę, to i tak między

wersami głos zabiera groteska („Wszystko jest możliwe, ale trudno sobie wyobrazić, że jeśli ktoś w tym życiu był prezesem wielkiej organizacji, to potem stanie się wiewiórką”). Nie inaczej jest w sztuce Bóg, w której starożytne Ateny zmiesza-ne są ze współczesnym Nowym Jorkiem, a postaci z antycznych tragedii rozmawiają z bohaterami sztuk Tennessee Williamsa (starożytny Grek — Aktor — dzwoni nawet do Allena, który też ma tu swoją kwestię). Taki stan rzeczy jest jednak normalny w przypadku śmierci Boga, bo wtedy wszyst-ko okazuje się fikcją — widownia, sztuka,życie i cały ten świat. Chociaż jak stwier-dzi piękna Doris: „Myślę, więc jestem. Lub jeszcze lepiej, czuję — mam orgazm” (nawet jeśli jest udawany). Absurd? Jeśli komuś go jeszcze mało, to za poznańskim wydawcą Rebis polecam Obronę szaleń-stwa i Czystą anarchię, czyli zbiory tek-stów Allena, w których m.in. przeczyta-cie o oszustach sprzedających modlitwy przez Internet czy Myszce Miki występu-jącej jako świadek w sprawie nadużyć w Walt Disney Company. Warto po te książki sięgnąć, bo nawet jeśli was nie skłonią do głębokich refleksji przerywanych wybu-chem śmiechu (w co szczerze wątpię), to na pewno nadadzą się do podkładania pod nogę chwiejącego się krzesła lub stołu, je-śli oczywiście w ogóle takie macie…

JUSTYNA TOTA

Allen na scenieDom Wydawniczy Rebis

2011

Wyuzdane studium

zasłuchania

książkaRECENZJA

>>70 musli magazine

Page 71: Musli Magazine Maj 2011

>>

Pierwsze na polskim rynku wydanie po-wieści Colette Czyste, nieczyste wchodzi w skład nowej serii zainicjowanej przez wydawnictwo W.A.B., noszącej wiele za-powiadający tytuł „Nowy Kanon”, a przy-gotowywanej we współpracy z „The New York Review of Books”. Od lat przyzwycza-jeni jesteśmy, że na tę warszawską oficynęjako czytelnicy naprawdę możemy liczyć; wciąż zaskakują nas prezentowaniem na-zwisk i prac nierzadko debiutujących do-piero w Polsce. Niniejsza seria spokojnie mieści się w tym nurcie, ma bowiem na celu upowszechnienie mało znanych dzieł bardzo znanych autorów, szeroko komen-towanych i wysoko ocenianych na świecie, a u nas z pewnych względów uznawanych za niewarte druku. Tym bardziej cieszy ta i jej podobne akcje wydawnicze, zwłasz-cza że mamy tutaj do czynienia z literatu-rą wybitną.

Przywołany w powieści Czyste, nieczy-ste Paryż lat 30. XX wieku zachwyca nie-pomiernie. Odwiedzane wraz z autorką prywatne salony, atelier-palarnie opium czy wreszcie „zaciszne” gabinety znanych restauracji stają się scenografią dla bar-dzo szczególnych wynurzeń. Wywoływa-ne z głębin pamięci efemerydy, czasem bardzo wyraźnie kreślone „szarmancko narcystyczne” figury niespokojnie przy-pominają o świecie, którego już nie ma, współistniejącym ówcześnie na margine-sie wszystkich światów.

Koloratura nierzadko poetyckich porów-nań, pytań obnażających drobne manipu-lacje, a nade wszystko oparte na zaufaniu uważne zasłuchanie w opowieści i dozna-nia innych mają na celu dotarcie do, jak to określa sama autorka, „tajemnicy”, pewnego rodzaju motywów, uzasadnień zarówno dla tak obranych dróg osiągania rozkoszy cielesnej, jak i każdorazowo od-miennych koncepcji miłości. Bezpieczne oddalenie nadaje niekiedy charakterysty-kom bezlitosnej surowości, Colette daleka jest jednak od formułowania sądów. Nie do końca nazwana, ale wyraźnie wyczu-walna zmysłowość błąkająca się pomiędzy nią a jej rozmówcami dodaje tej prozie niepowtarzalnego uroku.

Nic nie jest zamknięte, mimo wyraź-nie wyznaczonych granic. Nie dla pisarki wyrażającej swój podziw. Osobiście zaan-gażowana, otwarta zarówno na kobiecą, jak i męską cielesność z wielką swobodą i naturalnością prezentuje nam swoje to-warzystwo. Bardzo szczegółowe, subtel-ne, niemal zmysłowo zachwycające opisy tembru głosu, twarzy, gestów, ruchu, a na-wet zapachu ciała obserwowanych przez

nią postaci sprawiają, że dzielimy z nią jej własne urzeczenie, pozwalamy się uwieść Charlotte, Damienowi, Chevalière…

Niezwykły językowo sposób pisania o zmysłowości jest niewątpliwie jedną z największych zalet tej prozy. Ale to nie wszystko. Pisarka mówi do nas głosem ko-biety grzesznej, zdystansowanej, pozba-wionej złudzeń. Cechuje ją smutek kogoś, kto po trosze jest częścią wszystkiego, ale jednocześnie nie przynależy nigdzie i do nikogo. Włożone w usta jednej z bo-haterek słowa: „Tego, czego mi brak, nie można znaleźć, szukając”, są tego naj-trafniejszym potwierdzeniem. Wzbudzają też w czytelnikach wciąż niemalejące za-ciekawienie.

EWA STANEK

Czyste, nieczysteColette

Wydawnictwo W.A.B.2009

Fenomen pułapki

Blado brzoskwiniowy owad z rodzaju Cicindela i ziarna kwarcu o przekroju 1/8 mm to milczący bohaterowie powieści Kobieta z wydm japońskiego pisarza Abe Kobo. To one zafascynowały Niki Jumpei — hobbystę entomologa, a następnie przywiodły go do nadmorskiej wioski, która nieoczekiwanie stała się jego wię-zieniem.

Fabuła tej krótkiej opowieści nie jest rozbudowana. Koncentruje się na stu-dium człowieka, który znalazł się w po-trzasku. Obserwujemy kolejne fazy, przez które przechodzi główny bohater: bunt,

frustrację, obsesję ucieczki, rozczaro-wanie, wreszcie rezygnację i oswojenie się z losem. W książce nie ma jednak za-skakujących zwrotów akcji. Właściwie od pierwszych stron znamy reguły gry obo-wiązujące w wykreowanym przez autora świecie. Jednak to, że je znamy, nie jest równoznaczne z tym, że je rozumiemy. Właśnie dlatego można snuć niezliczenie wiele interpretacji tej historii. Począw-szy od analizy utrzymanej w duchu eg-zystencjalizmu, do wymyślnych teorii z zakresu psychoanalizy, na odwołaniu do totalitarnego zniewolenia skończywszy. Najczęściej jako punkt odniesienia przy-woływana jest twórczość Franza Kafki (Abe Kobo bywa określany mianem jego japońskiego odpowiednika), ale poja-wiają się również wątki nawiązujące do prozy z gatunku inner space czy powieści psychologicznej. Dla mnie kluczem do odczytania Kobiety z wydm jest przede wszystkim sam fenomen pułapki oraz to, co go konstytuuje.

Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie: Kiedy pułapka przestaje być pułapką? Pewien trop znajdziemy w motcie książ-ki: „Bez groźby kary, nie ma radości w ucieczce”. Czy to oznacza, że najlepszą motywacją do działania jest zakaz i chęć jego złamania? Wydaje się, że coś jest na rzeczy. Zauważmy, że gdy odbiera się nam wolność, buntujemy się, ale gdy nic już nam nie grozi, nie widzimy sensu w walce o nią. Skoro wszystko mogę, to nic nie muszę. Właśnie dlatego w momencie, w którym za zgodą oprawców pojawia się możliwość powrotu do starego świa-ta, główny bohater nie korzysta z niej. W końcu po co ma się spieszyć, przecież wszystko ponownie zależy wyłącznie od niego.

Kobieta z wydm nie jest nowością. Jej pierwsze polskie wydanie ukazało się po-nad czterdzieści lat temu, dokładnie w 1968 roku. Skąd zatem pomysł na odku-rzenie tej literackiej pozycji? Pierwotnie pretekstem miało być jej ubiegłoroczne wznowienie przez wydawnictwo Znak. Ostatecznie o jej przypomnieniu zadecy-dowały marcowe wydarzenia w Japonii, które rzuciły nieco inne światło na całą lekturę. Analogia jest nieprzypadkowa i nie dotyczy jedynie miejsca, w którym rozgrywa się akcja wydarzeń. Po tym, jak północne wybrzeże Japonii nawie-dziło potężne tsunami opisany przez Abe Kobo fenomen pułapki zyskał wyjątkowo rzeczywisty, wręcz namacalny wymiar. Mieszkańcy japońskiego wybrzeża, tak jak bohater powieści, znaleźli się w mat-

>>recenzje

>>71

Page 72: Musli Magazine Maj 2011

>>>>72 musli magazine

>>recenzje

ni. Jednym i drugim przyszło się zmagać z potężnym żywiołem.

Ale to wyłącznie moje osobiste skoja-rzenia. Zachęcam zatem do indywidual-nych poszukiwań interpretacyjnych.

IWONA STACHOWSKA

Kobieta z wydmAbe Kobo

Wydawnictwo Znak2010

Na wschód po cud

Rupert Isaacson — dziennikarz, autor książek podróżniczych i przewodników, niegdyś miłośnik koni i hipis — staje przed kolejnym wyzwaniem, tym razem naj-trudniejszym — ojcostwem. Gdy u jego trzyletniego syna Rowana stwierdzono autyzm, w miejsce irracjonalnego wsty-du, poczucia winy, beznadziei wkraczają ogromna determinacja, niepojęta siła, odwaga i szaleństwo zarazem. Nie jest to jednak ckliwa, wyciskająca łzy opowiast-ka, przekazana głosem doświadczonego mentora, pełna głodnych kawałków o cu-downym i wzruszającym ojcostwie, sile miłości i ciężkiej chorobie ukochanego jedynego synka. Dla mnie, prócz świet-nej relacji z podróży w tajemnicze za-kątki świata wschodniego, jest to lektu-ra, która dowodzi, jak zdeterminowaną jednostką potrafi być człowiek i jak małojeszcze wiemy na temat jego kondycji psychofizycznej.

Jak większość młodych rodziców, Ru-pert i Kristin mieli marzenia i plany co do przyszłości nowonarodzonego dziec-ka. Zdolności chłopca wybiegały daleko

poza standardowy poziom rozwoju ró-wieśników. Bystrość malca napawała ro-dziców dumą: Kristin — z dawien dawna buddystka, teraz psycholog — czekała na moment filozoficznych dyskusji, Rupertwyobrażał sobie, że będzie świetnym jeźdźcem konnym, architektem czy ma-larzem. Kristin, o ironio, jako psycholog specjalizująca się w rozwoju dzieci, za-częła się jednak martwić, gdy Rowan nie poszerzał zasobu słownictwa, powtarzał jak mantrę dialogi z bajek, nie reago-wał na swoje imię, nie wypowiadał naj-prostszych słów, jakimi są „mama” czy „tata”. Boleśnie okazało się, że to, co kiedyś było powodem do dumy i ozna-ką wyjątkowości, stało się symptomem autyzmu. Jako sześciolatek chłopiec nie miał kontaktu emocjonalnego z otocze-niem, za to miewał częste ataki złości i histerycznych lęków. Rodzice próbowali wielu metod terapii… Do czasu, gdy od-kryli, że chłopiec ma niebywały kontakt z końmi. Wtedy też w głowie Ruperta zro-dził się szalony plan podróży do ojczyzny dzikich koni, tam, gdzie medycyna kon-wencjonalna oddaje pokłon magicznym praktykom „lekarskim”, a szamanizm nadal żyje i cieszy się ogromnym szacun-kiem. Mongolia, tak obca dla człowieka Zachodu, okazuje się azylem, w którym Rowan, dziecko dotąd osamotnione, za-czyna odnajdywać kontakt z rzeczywi-stością i samym sobą. To jest jego świat, miejsce, którym rządzą prawa natury i pierwotne wierzenia, gdzie bliskość na-tury ma moc uzdrawiania.

Ktoś kiedyś powiedział, że sama dro-ga jest celem — ta opowieść dokładnie odzwierciedla to przesłanie. Rupert i Kristin doskonale wiedzą, że autyzm jest nieuleczalny, nie mają jednak nic do stracenia. Rupert mimochodem przed-stawia kwintesencję filozofii drogi, którazakłada, że sama wędrówka prezentu-je wyższą wartość niż osiągnięcie celu, gdyż ten, zwłaszcza w tym szczególnym przypadku, może być poza zasięgiem.

Czy cel Ruperta i Kristin został osią-gnięty? Czy uzdrowienie Rowana miało miejsce? W myśl wspomnianej filozofiinie będę tego zdradzać, gdyż naprawdę warto wyruszyć z nimi w podróż…

ALEKSANDRA KARDELA

Opowieść ojca. Przez mongolskie stepy w poszukiwaniu cuduRupert Isaacson

Nasza Księgarnia2010

Przemówić po latach milczenia

Jak przystało na pokolenie indoktryno-wane swego czasu dość skwapliwie litera-turą wojenną i akademiami ku czci Dnia Zwycięstwa, aż nazbyt dobrze pamiętam ciężar literatury faktu i wspomnień czy-tanych w ramach lektury obowiązkowej. Jednak Wojna nie ma w sobie nic z ko-biety Swietłany Aleksijewicz zdołała mną wstrząsnąć, raz — z powodu niełatwej historii i jej powstania, a dwa — jako gę-sta sieć wspomnień snutych przez setki kobiet, którym nareszcie ktoś pozwolił przemówić po latach milczenia i przekła-mywania pamięci.

Formuła książki-reportażu jest wy-zwaniem, niewiele tego typu tematów opiera się upływowi czasu. Wojna... kil-kadziesiąt lat walczyła z sowiecką cen-zurą i swoje odpółkowała, a wyzwolona w czasach pieriestrojki rozeszła się bły-skawicznie w przeszło dwóch milionach egzemplarzy. Autorka, ukraińska dzien-nikarka, spędziła szmat swego życia na mozolnej pracy spowiadania kobiet ra-dzieckich z ich wojennych wspomnień. Bo to, co dla nas oczywiste, że naszej pamięci nikt nam nie jest w stanie ode-brać, nigdy takim nie było w Kraju Rad. Tam Zwycięstwo zostało okupione nie tylko milionami ofiar — ideologiczny pa-tos, poprawność oraz propagandowy suk-ces ustroju wytrzebiły jeszcze jednost-kowe wspomnienia z masowej pamięci. Odebrały kobietom radzieckim ich udział w wojnie, ich sposób pamiętania o niej,

Page 73: Musli Magazine Maj 2011

>>>>recenzje

>>73

ich miejsce w powojennym świecie. Bo kobiety pamiętają inaczej. Nie ruchy wojsk, linie frontu, imiona generałów — tylko to, czy pierwszego dnia wojny niebo miało kolor stali, łąki pachniały świeżo skoszoną trawą i jaki kolor ma krew zmieszana z błotem. Pamiętają też wiele rzeczy niewygodnych, które w ofi-cjalnych wersjach bohaterstwa żołnierza radzieckiego nie mogły się pojawić i któ-re skwapliwie wymazywała cenzura: nie-nawiść i odwet, gwałty na ziemiach wy-zwalanych, fale głodu (nie do pojęcia w spływającym przecież mlekiem i miodem państwie komunistycznym), szafowanie ludźmi jak mięsem w imię idei, powrót z wojny, który okazał się początkiem nauki życia od nowa w kraju, od którego nie doczekały się wdzięczności. Przeciwnie — wracające z wojska kobiety często za-tajały swój w niej udział, nie odbierały odznaczeń. Z piętnem zepsucia przez przebywanie z mężczyznami lub tych, które wbrew kobiecej roli — odbierały życie — zostały wywłaszczone z trady-cyjnej roli kobiety. Ich niedawni koledzy brali na żony te wojną nie skażone, a plotka wystarczyła, by w rodzinnej wsi zostać elementem niepożądanym. Od-ważne w walkach z nazistami — ze stra-chu pokorne i nieme, gdy wrogiem oka-zał się system.

Fascynuje odmienność tych opowieści, intymność, ulga, z jaką rozmówczynie zrzucają je z siebie po latach. Fascynu-je podwójne życie, jakie obywatelki ra-dzieckie musiały wieść w ukryciu nawet przed sobą. Pozostawia jednak niedosyt — niektóre wspomnienia ogranicza do zdania, do jednego wydarzenia, chociaż te historie są dla nich wszystkich często całym życiem. To historie nie do pojęcia. Zachód nigdy nie będzie w stanie zrozu-mieć, jak bardzo wojna ta, wojna syste-mów, okaleczyła kobiety Wschodu. One nigdy do domów nie wróciły.

WIECZORKOCHA

Wojna nie ma w sobie nic z kobietySwietłana AleksijewiczWydawnictwo Czarne

2010

W modernistycznej niemocy

Najnowszy spektakl Teatru im. Wilama Horzycy Gody życia wg Stanisława Przy-byszewskiego jest trudny w odbiorze nie tylko z racji manierycznego języka, ale i minionej (na szczęście) daty ważności głównego wątku sztuki.

Męki psychiczne Hanki Bielskiej (Miro-sława Sobik), która opuszcza męża dla in-nego mężczyzny i tym samym traci córkę — po stu latach zwyczajnie nie wytrzyma-ły próby czasu. Bohaterkę poznajemy w kilkanaście miesięcy od tego zdarzenia i nie wiemy zupełnie, dlaczego nie wzięła ze sobą dziecka? W Godach życia wyreży-serowanych przez Iwonę Kempę młoda ko-bieta znajduje się w psychicznym grobow-cu własnej niemocy, gdyż zwyczajnie nie wie, jak poradzić sobie z potworną tęsk-notą za dzieckiem. Gdzie jest jednak pier-wotna przyczyna tej męki? Wielka miłość do kochanka, która teraz wepchnęła ją w rozpacz bez wyjścia? W tej roli Wacław Drwęski, grany przez Sławomira Macie-jewskiego tak, jakby miał lat osiemnaście, pożądał, ale uciekał też od problemów, nie pojmując w pełni imperatywu kocha-nej kobiety do powrotu w rodzinne stro-ny. By tylko zobaczyć, przytulić, by wziąć na ręce córkę. Trzeba było dwóch lat, by bohaterka zaczęła żałować swej decyzji i miotać się po scenie tak jak kotłujące się w jej głowie myśli.

Mirosława Sobik gra Hankę po sinuso-idzie, jakby ta w mękach trawiła swe dy-lematy — to znika w szepcie, zgięta w pół nieczystym sumieniem, to wpada w krzyk rozpaczy, powtarzany wkoło i nieco mę-czący dla widza. Sobik bowiem gra z tak silną dezolacją, jakby dziecko Hanki już nie żyło. I wówczas zaczynamy postrzegać jej ból z zupełnie innej perspektywy. Pad-ną pytania: Czym jest wolność? Jaką cenę płacimy za to, by wyzwolić się z poprzed-nich związków, przecinając przy okazji wiele ważnych nici? Bez nich marniejemy, wolność to wcale nie radość, choć na mo-ment porazi, pchnie do przodu — co widać w przejmującym biegu Hanki z Janotą (To-masz Mycan). Miłość i upadek, powtarzane jak wiele scen w tym spektaklu, celowo i do udręczenia. Przy dźwiękach pięknej muzyki Bartosza Chajdeckiego przypomi-nają bieg przez śniegi Barbary Niechcic do grobu Piotrusia…

Postać Janoty jest jedną z najlepiej napisanych w sztuce — interesująca, kil-kuwarstwowa i bardzo na czasie. Także Jarosław Felczykowski w roli Bielskiego stworzył z Hanką znakomitą scenę, w któ-rej poświadczył jednym gestem, ile znaczy cierpienie porzuconego (gdy mimo chłodu okazywanego byłej żonie, drga w chwili jej bliskości). Reszta postaci jest tylko tłem dla głównego wątku, zawsze w duecie, ilekroć pojawia się ktoś trzeci, poprzednik znika w wąskim prześwicie między ściana-mi. Powtarzają po kilka razy swe kwestie — to rozwiązanie pokazuje obłudę i zakła-manie mieszczaństwa, mówiącego tylko w zaufaniu, „nieznoszącego” plotek. Jakże drwił z tego Przybyszewski, nazywając fi-listrów kołtunerią i bydełkiem.

Dlaczego więc — mimo kilku dobrych kreacji aktorskich, muzyki przenoszącej spektakl w wymiar bliski filmowi, spój-ności i stonowania scen (bardzo sprawnie zmontowanych przez Iwonę Kempę) — ten czas spędzony w teatrze nie jest wart powtórzenia? Z winy opornych dialogów i tematu, który nieco tylko rezonuje współ-cześnie (mimo opracowania i wyrzucenia wielu scen). Cóż — pewnie tak nużący ko-łowrót „bolesnych rojeń” pozostanie już na zawsze w młodopolskim lamusie tam-tych emocji.

ARKADIUSZ STERN

Gody życia wg Stanisława Przybyszewskiego

reż. i oprac. tekstu Iwona Kempapremiera 26 marca

Teatr im. Wilama Horzycy

teatrRECENZJA

Page 74: Musli Magazine Maj 2011

Sonia Mielnikiewicz:

Page 75: Musli Magazine Maj 2011

Sonia MielnikiewiczSonia Mielnikiewicz (1984) – absolwentka filozofiioraz niderlandystyki na Uniwersytecie Wrocławskim. Studentka Erasmus Universiteit Rotterdam. Stypendystka Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego i Prezydenta Wrocławia. Autorka publikacji „Prawa Człowieka w Sztuce Współczesnej” nagrodzonej przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Instytut Jagielloński. Przedstawicielka European Feminist Forum w IIAV (International Archives For the Women Movement) w Amsterdamie. Copywriterka, tłumaczka, reprezentantka konsula honorowego Królestwa Niderlandów we Wrocławiu, dziennikarka i fotografka (m.in. wyróżnienie od magazynu „Polityka”, publikacje w „VICE”, „Ultra Żurnalu”, „Dilemmas Magazine”, „Musli Magazine”)

Page 76: Musli Magazine Maj 2011

:Prezentowane zdjęcia są częścią mojego prywatnego wizualnego pamiętnika. Powstały w dużej mierze z chęci zbadania tego, w jaki sposób „objawiają się” ciała w przestrzeni publicznej. Fotografowałam dziewczyny, które nie pozwalają, aby biernie im się przyglądać, lecz same z góry ustalają granicę, do której dotrzeć może spojrzenie Innego. „Kobiety patrzą na siebie, będąc przedmiotem oglądu” – pisał John Berger w „Sposobach widzenia”. Współczesny voyeur nie tylko kontempluje, ale i ocenia. Spojrzenie to coś więcej niż narzędzie poznania, to atrybut władzy

:

Page 77: Musli Magazine Maj 2011
Page 78: Musli Magazine Maj 2011
Page 79: Musli Magazine Maj 2011
Page 80: Musli Magazine Maj 2011

:

Page 81: Musli Magazine Maj 2011
Page 82: Musli Magazine Maj 2011

:

Page 83: Musli Magazine Maj 2011

:

Page 84: Musli Magazine Maj 2011

:

Page 85: Musli Magazine Maj 2011
Page 86: Musli Magazine Maj 2011
Page 87: Musli Magazine Maj 2011

:

Page 88: Musli Magazine Maj 2011

: Wernisaż fotografii zatytułowany „Wild Things” odbył się 12 marca w Teatrze Nowym w Krakowie i byłpołączony z premierą fotoksiążki o tym samym tytule (dostępnej w krakowskim koncept sklepie Idea Fix oraz on-line w Mały Gruby Budda Concept Store). Na początku czerwca wystawę będzie można obejrzeć we Wrocławiu

Page 89: Musli Magazine Maj 2011

Wernisaż fotografii zatytułowany „Wild Things” odbył się 12 marca w Teatrze Nowym w Krakowie i byłpołączony z premierą fotoksiążki o tym samym tytule (dostępnej w krakowskim koncept sklepie Idea Fix oraz on-line w Mały Gruby Budda Concept Store). Na początku czerwca wystawę będzie można obejrzeć we Wrocławiu

Page 90: Musli Magazine Maj 2011

>>90 musli magazine

{ MAGDA WICHROWSKA

filozofka na emeryturze, kino-filka w nieustannym rozkwicie,felietonistka, komentatorka rzeczywistości kulturalnej i niekulturalnej. Kocha psy, a nawet ludzi.

SZYMON GUMIENIK

zaczął być w roku osiemdzie-siątym. Zaliczył już studia filologii polskiej, pracę wszkole i bibliotece. Lubi swo-je zainteresowania i obecną pracę. Chciałby chodzić z głową w chmurach, ale per-manentnie nie pozwala mu na to jego wzrost, a czasami także bezchmurny nastrój...

WIECZORKOCHA

-grafia. Inspiracja. Inkwizycja. Pigmalionizm przewlekły. Freudyzm dodatni. Gotowanie, zmywanie, myślenie: Import--Export. Prowadzi bezboleśnie przez życie bez retuszu. Lubi sushi, nieogarnięte koty i proces pleśnienia serów.

EWA SOBCZAK

z zawodu edukatorka, z wykształcenia kulturoznaw-ca (UAM) i germanistka (NKJO w Toruniu), z pasji poszukiwaczka nowych horyzontów. Zdeklarowana ateistka, przekonana, że kino bywa świątynią, a filmmiewa moc oświecenia. Wolności poszukuje rowe-rem, jazzem pogłębia nieświadomość. Za najlepsze miejsce na eksperymenty (preferuje zbiorowe) uważa kuchnię. Lubi popatrzeć na świat okiem subiektywnego obiektywu. Gdy chce odpocząć, zamyka oczy i daje się poprowadzić w tango.

NATALIA OLSZOWA

jest „free spirytem”, który w intencji poprawy warunków swej egzystencji wyjechał z falą emigracji w roku 2004 i... utknął pomiędzy wymiarami: młodzieńczych marzeń i realiów, niedojrzałości i dojrzałości, sobą z przeszłości i sobą „tu i teraz”, kultur i ich różnic, języków, możliwości, horyzontów, a czasem i beznadziei, wiary i niewiary. Kim jest? Kimś, kto nie potrafi jeszcze latać, a nawet rozprosto-wać skrzydeł. Kimś z pogranicza, Alicją po dwóch stronach lustra, która pobiegła za białym króliczkiem i właśnie rozgrywa partię szachów z królową.

MACIEK TACHER

rocznik 1979, kiedyś skończył filozofię a terazśpiewa. Żyje z dnia na dzień, nie zapamiętując.

ANIA ROKITA

archeolog z wykształcenia, dziennikarz z przypadku, penera z wyboru. Zamierza wygrać w totka i żyć z procentów. Póki co, niczym ten Syzyf, toczy swój kamień. Jako przykład-na domatorka stara się nie opuszczać granic powiatu, czasem jednak mknie pociągiem wprost w paszczę bestii. Uwielbia popłakiwać, przygrywając sobie na gitarze, oraz zgłębiać intensywny smak czarnego Specjala.

>>redakcja

EWA STANEK

pomiędzy jednym nieprzytom-nym zaczytaniem a kolejnym przygląda się ludziom i światu z głodną uwagą. Pomiędzy jed-nym uważnym zmarszczeniem czoła a kolejnym zaśmiewa się do i z niego, a jeszcze bardziej z siebie samej. Czasem myśli, że nie jest nikim więcej i nikim mniej.

MARCIN ZALEWSKI

rocznik 1989. Nowomiesz-czanin z pochodzenia, student dziennikarstwa, lubi kulturę i naturę.

KRZYSZTOF KOCZOROWSKI

urodzony w 1988 roku, mocno zaangażo-wany w życie. Przez ostatnich sześć lat intensywnie wojował słowem i pomysłem, pracując jako copywriter i specjalista ds. PR. Od 2010 roku z powodzeniem prowadzi własne studio brandingowe. W celu lepsze-go poznania swojego największego obiektu zainteresowań — człowieka, ukończył socjologię. Humanistyczne zacięcie rozwija na studiach kulturoznawczych..

IWONA STACHOWSKA

z wykształcenia filozof, z zawodu na-uczyciel od zadań specjalnych. Na co dzień wierna towarzyszka psa znanego ze skocznego podejścia do przestrzeni otwartych i zamkniętych. Wielbicielka dżdżystej aury, gorzkiej czekolady i kawy po turecku. Nade wszystko fanka Dextera.

Page 91: Musli Magazine Maj 2011

NATALIA OLSZOWA

jest „free spirytem”, który w intencji poprawy warunków swej egzystencji wyjechał z falą emigracji w roku 2004 i... utknął pomiędzy wymiarami: młodzieńczych marzeń i realiów, niedojrzałości i dojrzałości, sobą z przeszłości i sobą „tu i teraz”, kultur i ich różnic, języków, możliwości, horyzontów, a czasem i beznadziei, wiary i niewiary. Kim jest? Kimś, kto nie potrafi jeszcze latać, a nawet rozprosto-wać skrzydeł. Kimś z pogranicza, Alicją po dwóch stronach lustra, która pobiegła za białym króliczkiem i właśnie rozgrywa partię szachów z królową.

ANIA ROKITA

archeolog z wykształcenia, dziennikarz z przypadku, penera z wyboru. Zamierza wygrać w totka i żyć z procentów. Póki co, niczym ten Syzyf, toczy swój kamień. Jako przykład-na domatorka stara się nie opuszczać granic powiatu, czasem jednak mknie pociągiem wprost w paszczę bestii. Uwielbia popłakiwać, przygrywając sobie na gitarze, oraz zgłębiać intensywny smak czarnego Specjala.

}JUSTYNA TOTA

na świat zachciało się jej przyjść nieco przed wyznaczonym terminem, co położnik miał skwitować stwierdzeniem: „Taka ciekawa może być tylko baba!”. I to pewnie z tej ciekawości postanowiła, że dziennikarstwo będzie jej życiowym hobby (trudno z tego wyżyć, ale daje tyyyleeee satysfakcji). Za młodu miała krótki romans z nauczycielstwem, wcielając się w panią od polskiego podczas praktyk studenckich. A w życiu bardzo osobistym — niespeł-niona poetka, artystka ze sceny teatru spalonego.

AGNIESZKA BIELIŃSKA

dziennikarka z wyboru, socjo-lożka i anglistka z wykształce-nia. Niepoprawna optymistka, wierna fanka Almodóvara i eklerków.

IWONA STACHOWSKA

z wykształcenia filozof, z zawodu na-uczyciel od zadań specjalnych. Na co dzień wierna towarzyszka psa znanego ze skocznego podejścia do przestrzeni otwartych i zamkniętych. Wielbicielka dżdżystej aury, gorzkiej czekolady i kawy po turecku. Nade wszystko fanka Dextera.

ARKADIUSZ STERN

germanista i hedonista. Ma cień, więc jeszcze jest. Wielbiciel ciepłych klimatów, słoni i piwa z dymkiem. U przyjaciół ceni otwarty barek. Skrywa się często pod skrzydłami Talii i Melpomeny, nie bryluje na salo-nach, lecz w galeriach (sztucznych), kinem delektuje się samotnie. W pracy zajmuje się wbijaniem do głów chętnych i niechętnych mowy Dietera Bohlena. Poza pracą zajmuje się głównie tym samym. W przerwach w pracy zajmuje się czymś innym.

ALEKSANDRA KARDELA

absolwentka gdańskiej filologiiklasycznej. Miłuje łacinę, zabytki w stanie destrukcji, przenośny domek na plecach, klezmerski hałas i górską ciszę.

>>91

>>redakcja

ANDRZEJ

LESIAKOWSKI

ładowanie opisu,

...pisu,

...su.

JUSTYNA BRYLEWSKA

rocznik 1980. Jej życiowym hasłem miało być: „Grunt to się nie przejmować i mieć wygodne buty!” (Natknęła się na nie w jednej z książek Zbigniewa Nienackiego, w których zaczytywała się w dzieciństwie), tyle tylko, że za skarby świata nie potrafi go wcielić w czyn. Mimo pęcherzy na nogachpociesza się myślą, że jeszcze potrafi się z siebieśmiać (choć innym z nią pewnie często nie do śmie-chu). Nie cierpi bałaganu (nie mylić z „artystycz-nym nieładem!”) i czeka na chwilę spokoju...

GOSIA HERBA

rocznik 1985

podgląda, podsłuchuje, rysuje

www.gosiaherba.pl

www.gosiaherba.blogspot.com

MAREK ROZPŁOCH

rocznik 1980, filozof, fe-lietonista i opiekun działu poe_zjada w „Musli Magazi-ne”. Mieszka w Toruniu.

Page 92: Musli Magazine Maj 2011

>>92 musli magazine

http://>>dobre strony

>>justynachrabelska.com Prosta forma z kolorowym pieprzem

Nie bryluje na salonach jak jej nieco bardziej medialne koleżanki i koledzy po fachu, ale bez wątpienia brylują na nich jej stroje. Justyna Chrabelska, bo o niej mowa, to projektantka, o której nie jest głośno, ale która znakomicie odnalazła się na polskim modowym podwórku, znajdując w nim niewypełnioną niszę. Cenią ją krytycy, znawcy tematu i fashionistki. Jej znak rozpoznawczy to proste i wyraziste formy, minimalizm oraz piękne wykończenia. Projektantka jest absolwentką grafiki na warszawskiej ASP. Jej dewiza jest bardzoprosta, ale trafiona — Chrabelska projektuje stroje, które samachciałaby nosić. Nie lubi krzykliwych tkanin, stąd wiele entuzjastek jej strojów można znaleźć zarówno wśród podlotków, stawiających na wygodę i prostotę, jak i wśród kobiet dojrzałych, które szukają stonowanej elegancji. Jej projekty nie ukrywają kobiety, wręcz przeciwnie — wydobywają z niej to, co najpiękniejsze. Mimo przy-wiązania do prostoty i umiaru w kolorach w swojej ostatniej kolekcji wprowadziła małą rewoltę. Dlatego na stronę powinny zajrzeć także wszystkie fashionistki, które dotychczas przytłaczały proste formy Chrabelskiej i które szukają w modzie odrobiny pieprzu. Czego mo-żemy spodziewać się po najnowszej kolekcji Justyny? Projektantka postawiła na kolorowy pieprz! W kolekcji znajdziemy mocne akcenty kolorystyczne (które łamią zachowawczość), fluorescencyjne koronkii nieco bardziej frywolne formy toreb. Efekt znakomity! Możecie mi wierzyć na słowo, jednak będzie lepiej, kiedy sprawdzicie to na własne oczy!

>>futa.pl Futa z toruńskim rodowodem

Znakomite zdjęcia i otwarta na współpracę artystka! Czego chcieć więcej? Futa to kreatywne studio graficzne równie kreatywnej EwyDoroszenko — młodej torunianki, której galerię mieliście okazję zobaczyć w styczniowym numerze „Musli Magazine”. Ewa jest absol-wentką Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika na kierunku malarstwo w pracowni prof. Jana Pręgowskiego. Obok malarstwa w kręgu jej zainteresowań są instalacje, ilustracje i foto-grafia właśnie. Najbliższa zaś jest jej fotografia kreacyjna i modowa.Dlaczego warto zajrzeć na stronę? Żeby się zachwycić. Tym odważ-niejszym polecamy sesję fotograficzną! Koniecznie odwiedźcie Futęi dajcie się porwać fantastycznym pracom Ewy Doroszenko. Artystka zdradzi Wam „Sekrety”, wprowadzi do domu lalek („Doll House”) i zaprosi na „Polowanie”. Pytanie, kto kogo upoluje? My nie mamy wątpliwości, Futa Was uwiedzie!

ARBUZIA

Page 93: Musli Magazine Maj 2011

>>justynachrabelska.com

>>futa.pl

>>słonik/stopka

>>93

MUSLI MAGAZINE redaktor naczelna: Magda Wichrowska

zastępca redaktora naczelnego: Szymon Gumienik art director: wieczorkocha

redakcja: Agnieszka Bielińska, Gosia Herba, Aleksandra Kardela, Krzysztof Koczorowski, Natalia Olszowa, Ania Rokita, Marek Rozpłoch, Ewa Sobczak, Iwona Stachowska, Ewa Stanek, Arkadiusz Stern, Maciek Tacher, Justyna Tota, Marcin Zalewski

współpracownicy: Hanka Grewling, Andrzej Mikołajewski, Ewa Schreiber, Paweł Schreiber, Jakub Totakorekta: Justyna Brylewska, Szymon Gumienik, Andrzej Lesiakowski

RYS.

AN

DRZE

J LE

SIAK

OW

SKI

}

{

Page 94: Musli Magazine Maj 2011