26

Spory o historię 2000–2011

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Paweł Machcewicz: Spory o historię 2000–2011

Citation preview

Page 1: Spory o historię 2000–2011

Paweł Machcewicz Spory o historię 2000–2011

Książka Pawła Machcewicza jest świadectwem najważniejszych dyskusji i sporów historycznych, które przetoczyły się przez Polskę w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Autor był w samym środku niemal wszystkich z nich – na temat oceny PRL, działalności Instytutu Pamięci Narodowej, traktowania przez historyków dokumentów Służby Bezpieczeństwa, a także Jedwabnego i innych dramatycznych kart w stosunkach polsko-żydowskich, nowych interpretacji II wojny światowej. Spory o historię przypominają też kontrowersje wokół Lecha Wałęsy czy „polityki historycznej”.

Paweł Machcewicz szuka wyjaśnienia fenomenu ostatniego dziesięciolecia, współtworzącego atmosferę dzisiejszej Polski – wzrastającego znaczenia historii w przestrzeni publicznej oraz konsekwencji tego zjawiska dla naszej tożsamości i mapy podziałów ideowych.Spory o historię 2000–2011 to lektura nie tylko dla tych, którzy interesują się kontrowersjami wywoływanymi przez wciąż niezamkniętą przeszłość, ale dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć polską teraźniejszość.

Paweł Machcewicz (ur. 1966), historyk, profesor na Uniwersytecie Warszawskim i w Instytucie Studiów Politycznych PAN, dyrektor powstającego w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej; w latach 2000–2005 dyrektor Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej; autor wielu książek na temat historii XX wieku, m.in.: Polski rok 1956, Władysław Gomułka, Emigracja w polityce międzynarodowej, Historia Hiszpanii, „Monachijska menażeria”. Walka z Radiem Wolna Europa 1950–1989; redaktor i współautor wydawnictw Wokół Jedwabnego oraz Bydgoszcz, 3–4 września 1939.

Cena detal. 29,90 zł

Mahccewicz_Spory o historie_okladka.indd 1 2012-02-14 08:58:09

Page 2: Spory o historię 2000–2011
Page 3: Spory o historię 2000–2011

Paweł Machcewicz

Spory o historię2000–2011

Wydawnictwo ZnakKraków 2012

Page 4: Spory o historię 2000–2011
Page 5: Spory o historię 2000–2011

Wstęp

Zamieszczone w tej książce teksty są świadectwem dziesięciu lat spo-rów o historię, które okazały się niezwykle ważnym wymiarem pol-

skiej debaty publicznej po 2000 roku. W wielu przypadkach przeszłość stawała się tematem bardziej rozpalającym emocje niż współczesne prob-lemy polityczne, społeczne czy gospodarcze. Takie sprawy jak Jedwabne czy spór o biografi ę Lecha Wałęsy przez długi czas dominowały w środ-kach masowego przekazu, przesłaniając chwilami wszystkie inne kwestie, wyznaczały granice na mapie ideowych i politycznych podziałów, a nawet wpływały na relacje między zwykłymi ludźmi, którzy wcześniej do histo-rii mieli na ogół stosunek bardziej letni i zdystansowany.

Pierwsze dziesięciolecie III Rzeczypospolitej było pod tym wzglę-dem inne. Przeszłość – głównie ta dotycząca nieodległej epoki PRL-u – była oczywiście obecna w przestrzeni publicznej. W większości przypad-ków jednak stawała się przedmiotem stosunkowo szerokiego konsensusu. W pierwszych latach po 1989 roku na ogół nie kwestionowano krytycz-nej oceny okresu komunistycznego, konieczności przywracania pamięci o bohaterach walki o wolność. Zmieniano podręczniki, nazwy ulic, usu-wano pomniki i wznoszono nowe. Jeżeli nawet nie czyniono tego wy-starczająco konsekwentnie i z należytą energią (spór o to będzie jednym z głównych wymiarów debaty o tak zwaną „politykę historyczną” w ko-lejnej dekadzie), to jednak generalny kierunek zmian był szeroko akcep-towany. Nawet powrót do władzy postkomunistów w 1993 roku, prze-ciwnych ostrym ocenom PRL-u, nie doprowadził do uczynienia z historii jednej z głównych osi sporu ideowego i politycznego w Polsce. Nie rozpa-lała ona społecznych emocji, nie miała decydującego wpływu na tempe-raturę i kierunek publicznych debat, mimo utrzymywania się w polityce

Page 6: Spory o historię 2000–2011

SPORY O HISTORIĘ6

podziału „postkomunistycznego” – na obóz wywodzący się z kręgów rzą-dzących w PRL-u i ten, którego trzonem byli ludzie opozycji demokra-tycznej i „Solidarności”. Toczyły się oczywiście spory o przeszłość, ale na ogół ograniczone do stosunkowo wąskiego kręgu autorów (głównie za-wodowych historyków) i znajdujące wyraz na forum ambitniejszych ty-tułów prasowych. Dobrym przykładem może być chyba najciekawsza w tamtym dziesięcioleciu dyskusja na temat PRL-u, odbywająca się na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Podjęto też w Sejmie – powołując Komisję Odpowiedzialności Konstytucyjnej – próbę postawienia przed Trybunałem Konstytucyjnym generała Wojciecha Jaruzelskiego i innych osób odpowiedzialnych za wprowadzenie stanu wojennego. Wywołało to debaty na temat jego legalności, a także uzasadnienia (była to pierwsza od-słona dyskusji na temat realności interwencji sowieckiej), jak również ści-gania przestępstw popełnionych w czasach komunistycznych. Ten ostatni wymiar znajdował wyraz w procesie Adama Humera i innych funkcjona-riuszy stalinowskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a także w ciągnących się w nieskończoność i dowodzących raczej bezsilności wy-miaru sprawiedliwości sprawach sądowych polityków i wojskowych od-powiedzialnych za strzelanie do robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku oraz górników w kopalni „Wujek” w grudniu 1981 roku. Po-dobne reakcje wywoływał proces milicjantów oskarżonych o zabójstwo licealisty Grzegorza Przemyka w 1983 roku.Żadna z tych spraw nie stawała się jednak głównym wątkiem debat

publicznych, kluczową osią sporów politycznych i ideowych czy wresz-cie tematem codziennych rozmów Polaków. W kilka lat później było już zupełnie inaczej. Jedwabne, „lista Wildsteina”, sprawa ojca Hejmo, współ-praca Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa – to tylko niektóre z kwestii, które do białości rozpalały temperaturę sporów publicznych, wywoływały ogromne zainteresowanie – chwilami nawet obsesyjne – wysokonakłado-wych gazet i stacji telewizyjnych, wpływały na kształtowanie się nowej mapy podziałów politycznych, a także żywo interesowały nieporównanie większą liczbę ludzi niż jakiekolwiek sprawy historyczne w ciągu pierw-szych dziesięciu lat po upadku komunizmu. A przecież od razu po 1989 roku pojawiły się możliwości nieskrępowanej debaty na podobne tematy.

Dlaczego tak się stało? Jaka jest przyczyna tego „powrotu histo-rii” czy „rewanżu pamięci” (odwołując się do tytułu książki Jacka Ża-kowskiego), które nadchodzą z pewnym opóźnieniem, nie od razu po

Page 7: Spory o historię 2000–2011

7Wstęp

uzyskaniu wolności, kiedy pamięć o zbrodniach komunistycznej dykta-tury powinna być najświeższa, a zainteresowanie odkrywaniem prawdy i wymierzaniem sprawiedliwości najsilniejsze. W przypadku PRL-u był to dystans kilkunastu lat, ale od zakończenia II wojny światowej minęło już wtedy ponad pięć dziesięcioleci, a okazywało się przecież, że wiele te-matów z lat czterdziestych ma nie mniejszą emocjonalną siłę rażenia niż wątki ze znacznie bliższej komunistycznej przeszłości.

Z pewnością nie ma jednej przyczyny tego zwrotu w kierunku hi-storii, który rozpoczął się w okolicach 2000 roku i charakteryzował sporą część zaczynającej się wówczas dekady. Warto zacząć od refl eksji ogól-niejszej, odnoszącej się do innych krajów, które mogą służyć do porów-nań z Polską, oczywiście w każdym przypadku pamiętając o znaczących różnicach. Pierwszych kilkanaście lat istnienia Republiki Federalnej Nie-miec – po jej utworzeniu w 1949 roku – upłynęło pod znakiem wyci-szania debaty o czasach III Rzeszy i włączania w życie publiczne tych wszystkich, których alianci w trakcie kilku pierwszych lat okupacji sta-wiali przed sądami i usuwali ze stanowisk w związku z odpowiedzialnoś-cią za zbrodnie popełnione podczas wojny czy choćby funkcje sprawo-wane w narodowosocjalistycznym państwie. Wbrew zresztą temu co się dość często w Polsce sądzi, powtarzając opinię o sukcesie denazyfi kacji jako swego rodzaju wzorze dla krajów postkomunistycznych, nigdy nie objęła ona naprawdę szerokiej grupy ludzi – przynajmniej w stosunku do rozmiaru zbrodni popełnionych przez III Rzeszę, a zapał władz okupa-cyjnych szybko stopniał wraz z początkiem zimnej wojny w 1947 roku. Dopiero w latach sześćdziesiątych w RFN rozpoczęła się szersza debata na temat zbrodni narodowego socjalizmu i podjęte zostały próby pociąg-nięcia do odpowiedzialności przynajmniej niektórych sprawców. Cezurą z tego punktu widzenia jest proces załogi Auschwitz rozpoczęty w 1963 roku we Frankfurcie nad Menem. Do tej pory trwa w Niemczech de-bata, co spowodowało tę zmianę. Mówi się o dojściu do głosu nowego pokolenia, nieponoszącego bezpośredniej odpowiedzialności za zbrod-nie, a jednocześnie kontestującego fundamenty adenauerowskiej Repub-liki, do których należało odwracanie się plecami do przeszłości i pobłażli-wość dla nazistowskich sprawców. Ale kilkanaście pierwszych lat istnienia RFN przyniosło także odbudowę zniszczeń wojennych, ogromny wzrost dobrobytu, poczucia życiowego bezpieczeństwa i zaufania do nowego państwa, zbudowanego w miejsce III Rzeszy i trwającej kilka lat władzy

Page 8: Spory o historię 2000–2011

SPORY O HISTORIĘ8

okupacyjnej. Zapewne te wszystkie czynniki były konieczne do stworze-nia gruntu pod przełom lat sześćdziesiątych.

Jeszcze dłużej z podjęciem trudnych spraw z przeszłości zwlekali Francuzi. Debata o rządzie Vichy, a zwłaszcza udziale kolaboracyjnych władz i policji w działaniach przeciwko Żydom rozpoczęła się dopiero w latach siedemdziesiątych, a więc ponad ćwierć wieku po wojnie. Do tego czasu dominował heroiczny model narracji o wojnie narzucony jeszcze w 1944 roku przez generała de Gaulle’a i podtrzymywany z całą mocą po jego powrocie do władzy i ustanowieniu V Republiki pod koniec lat pięćdziesiątych. Odejście tej wielkiej historycznej postaci u schyłku następnej dekady w pewnym sensie uwolniło publiczną przestrzeń dla nowych interpretacji historycznych. Warto przypomnieć, że absolutnie kluczową i pionierską rolę dla rozpoczęcia debaty o epoce 1940–1944 odegrał badacz z zagranicy, amerykański historyk Robert Paxton, który w latach siedemdziesiątych opublikował głośną książkę zatytułowaną Francja Vichy. Pewną analogią będzie wydanie w Polsce Sąsiadów Jana To-masza Grossa, książki rozpoczynającej zupełnie nową debatę o stosun-kach polsko-żydowskich, która wyszła spod pióra co prawda polskiego socjologa, ale od kilku dziesięcioleci żyjącego i pracującego poza Polską. Taki dystans okazuje się niekiedy niezbędny do podjęcia najtrudniejszych tematów.

I wreszcie Hiszpania, w której transformacja demokratyczna po śmierci generała Franco w połowie lat siedemdziesiątych odbywała się na gruncie paktu milczenia o zbrodniach popełnionych w czasie wojny domowej 1936–1939 i późniejszych prawie czterech dekadach dyktator-skich rządów generalissimusa. Pakt ten był przestrzegany przez wszyst-kie znaczące siły polityczne, ale także – jak wszystko na to wskazuje – większość Hiszpanów. Wielka i emocjonalna dyskusja na temat wojny domowej i frankizmu rozpoczęła się dopiero po objęciu władzy przez nową generację socjalistów w 2004 roku. W przeciwieństwie do poko-lenia ich wcześniejszego przywódcy Felipe Gonzáleza, nie uczestniczyło ono ani w opozycji wobec dyktatury Franco, ani nie tworzyło zrębów demokratycznego państwa po śmierci dyktatora i nie czuło się zwią-zane jakimikolwiek ograniczeniami z przeszłości. Socjaliści Zapatero potępienie frankizmu i nagłaśnianie jego zbrodni traktowali jako narzę-dzie walki politycznej, dogodne do mobilizowania własnych zwolenni-ków i dezawuowania opozycyjnej Partii Ludowej, której korzenie sięgały

Page 9: Spory o historię 2000–2011

9Wstęp

systemu stworzonego przez Franco. Postrzeganie polityki historycz-nej hiszpańskich socjalistów wyłącznie jako socjotechniki ze strony rzą-dzących – takie spojrzenie dominuje w polskich mediach – byłoby jed-nak błędem. Obok oczywistej politycznej instrumentalizacji debaty na temat wojny domowej i frankizmu, w Hiszpanii wystąpił rzeczywisty, oddolny ruch – jego najważniejszym nośnikiem było powstałe w 2000 roku Stowarzyszenie na rzecz Odzyskania Pamięci Historycznej – re-windykowania prawdy o zbrodniach frankistów, ekshumowania szcząt-ków ich ofi ar czy w dalszej kolejności „defrankizacji” przestrzeni pub-licznej. Wysuwano żądania zmiany nazw ulic czy usunięcia pomników generalissimusa (w latach dziewięćdziesiątych sam jeszcze oglądałem je-den z takich pomników – Franco na koniu – przed zespołem budyn-ków rządowych Nuevos Ministerios w Madrycie). Było to więc niewątpli-wie współistnienie dwóch porządków – politycznej instrumentalizacji i autentycznych, oddolnych nastrojów części społeczeństwa. Podob-nie zresztą jak w przypadku „polityki historycznej” spod znaku Prawa i Sprawiedliwości i IV Rzeczypospolitej, która z jednej strony była pla-nem politycznym, z drugiej – oddawała nastawienie wielu zwykłych obywateli.

Instytut Pamięci Narodowej, Jedwabne i inne historyczne „szkielety”

Wracając do polskich spraw, nie powinien zatem dziwić sam fakt, że wielka debata o historii rozpoczęła się z opóźnieniem ponad dziesięciu lat w stosunku do czasu upadku komunizmu i powstania możliwości nieskrępowanej dyskusji na każdy temat. Warto i należy natomiast za-stanowić się, co sprawiło, że właśnie w okolicach 2000 roku zaczęliśmy się pasjonować tematami z przeszłości i zażarcie spierać o to, co do tej pory nie wywoływało aż takich emocji. Dlaczego historia zajęła właś-nie wtedy i na wiele lat tak ważne miejsce w polskim życiu publicznym? Odpowiedzi jest z pewnością wiele i raczej się uzupełniają, niż sobie przeczą. Mają one oczywiście charakter głównie intuicyjny czy nawet hipotetyczny, bo w przypadku tak trudno uchwytnych kwestii jak świa-domość społeczna i klimat ideowy trudno o jednoznaczne konstatacje.

Page 10: Spory o historię 2000–2011

SPORY O HISTORIĘ10

Zwłaszcza w odniesieniu do przyczyn zjawisk, których nie można uchwy-cić na drodze badań sondażowych. Te ostatnie są niewątpliwie przydatne, a nawet niezastąpione do opisania rozkładu opinii, ale już nie ich genezy i korzeni.

Sądzę, że Polacy zaczęli poświęcać rosnącą uwagę historii dlatego, że w mijającej dekadzie lat dziewięćdziesiątych dokonała się już bolesna transformacja ustrojowa i gospodarcza, która pochłaniała gros uwagi zwykłych ludzi, zwłaszcza w ciągu pierwszych lat tego okresu. Głębo-kie zmiany w codziennej egzystencji i często bardzo bolesne koszty do-stosowania się do nowych reguł życiowych i zawodowych w gospodarce rynkowej nie sprzyjały refl eksji o przeszłości. Co innego wydawało się ważniejsze i pierwszoplanowe. Z kolei dla większej części elit poli-tycznych i środowisk opiniotwórczych w pierwszej dekadzie niepodległej Polski istotniejsze od rozrachunków historycznych zdawały się zadania związanie z reformowaniem gospodarki, przebudową państwa, zmianą międzynarodowego położenia Polski. Fundamentalni krytycy III RP od-rzucą z pewnością tę ocenę i będą argumentować, że wyciszenie histo-rycznych rozliczeń – przynajmniej w stosunku do PRL-u – było efektem zmowy „różowych” (czyli tak zwanej konstruktywnej opozycji) z „czer-wonymi”, której kamieniem węgielnym był Okrągły Stół. Inni będą mó-wić o „Europejczykach” (czyli zapatrzonych w Zachód liberalnych i lewi-cowych elitach), którzy w polskiej tożsamości narodowej oraz historycznej widzieli zagrożenie dla stabilności społecznej, a także naszych europej-skich aspiracji, i z tego powodu blokujących poważniejsze debaty o prze-szłości. Myślę jednak, że jakiekolwiek odgórne plany polityczne czy pota-jemne knowania – nawet gdyby istniały – nie byłyby skuteczne, gdyby nie obojętność wobec historii ze strony większości zwykłych ludzi, w latach dziewięćdziesiątych zaabsorbowanych innymi sprawami. Oczywiście – zostawiając nawet na boku teorie spiskowe i radykalną krytykę Okrągłego Stołu – nie można nie dostrzegać wpływu przyjętego w 1989 roku mo-delu wychodzenia z komunizmu na atmosferę społeczną następnych lat. Demontaż dyktatury na drodze ewolucyjnej i pokojowej, poprzez współ-działanie rządzących i opozycji, w sposób nieuchronny sprzyjał wycisza-niu głosów domagających się prawnych rozliczeń czy koncentrujących się na eksponowaniu komunistycznych zbrodni. Zyskałyby one z pewnością znacznie szerszy zasięg, gdyby dyktatura upadła w wyniku rewolucji, przy rozlewie krwi, świeżych ofi arach po stronie społeczeństwa.

Page 11: Spory o historię 2000–2011

11Wstęp

Ten klimat społeczny, charakteryzujący się pewnym dystansem, „let-niością” wobec niedawnej przeszłości, zaczął się zmieniać pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Starając się uchwycić pierwsze objawy tego zwrotu, niewątpliwie trzeba wziąć pod uwagę dwa wydarzenia. Pierwszym było uchwalenie ustawy lustracyjnej w 1997 roku. Brak lustracji oraz pozosta-wanie dokumentów wytworzonych przez komunistyczny aparat bezpie-czeństwa pod kontrolą służb specjalnych tworzyły sytuację, w której sto-sunkowo łatwo było wysuwać pod adresem osób publicznych oskarżenia o współpracę z tajnymi służbami, ale bardzo utrudnione było ich zwery-fi kowanie na drodze sądowej, nie mówiąc o możliwości wyrobienia so-bie niezależnego sądu przez opinię publiczną. Pojawiały się też zarzuty, że służby specjalne manipulują dokumentami w celu skompromitowa-nia niewygodnych polityków – niewygodnych dla samych służb bądź rządzących ugrupowań. W następstwie bodaj najgłośniejszej sprawy – oskarżenia o współpracę z wywiadem rosyjskim premiera Józefa Olek-sego – Sejm uchwalił, mimo sprzeciwu postkomunistycznego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ustawę lustracyjną. Było to pierwsze uchylenie drzwi, za którymi znajdował się znacznie mroczniejszy, a jednocześniebardziej skomplikowany obraz PRL-u niż ten, który dotąd dominował w głównym nurcie dyskusji.

Nieporównanie większe znaczenie miało stworzenie w 2000 roku In-stytutu Pamięci Narodowej. Prace nad ustawą rozpoczęły się wraz z ob-jęciem rządów w październiku 1997 roku przez koalicję Akcji Wybor-czej „Solidarność” oraz Unii Wolności, ale powołanie nowej instytucji opóźniło najpierw weto prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, a po-tem trwające niezwykle długo poszukiwanie kandydata na prezesa IPN-u, który mógłby uzyskać akceptację wymaganej przez ustawę większości trzech piątych w Sejmie. Idea powołania instytucji, która zajmowałaby się udostępnianiem dokumentów wytworzonych przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa, prowadzeniem śledztw w sprawie zbrodni po-pełnionych przez funkcjonariuszy totalitarnego reżimu oraz działalnoś-cią badawczą i edukacyjną, była – podobnie jak ustawa lustracyjna – próbą prawnego uregulowania (i „ucywilizowania”) problemu niezwykle draż-liwych i politycznie „wybuchowych” materiałów pozostałych po komu-nistycznej bezpiece. Ale od początku chodziło o znacznie więcej. Powo-łanie IPN-u było pierwszą całościową próbą odniesienia się do spuścizny komunistycznej dyktatury. Nieco spóźnioną w stosunku do rozwiązań

Page 12: Spory o historię 2000–2011

SPORY O HISTORIĘ12

przyjętych na przykład w Niemczech (tam Urząd Federalnego Peł-nomocnika do spraw akt Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego NRD – zwany popularnie urzędem Gaucka od nazwiska pierwszego jego szefa – powołano już w 1991 roku), ale i tak szybszą i zakrojoną na znacz-nie większą skalę niż w wielu innych państwach postkomunistycznych, by wymienić choćby Węgry, Słowację, Rumunię czy Bułgarię.

Projekt ustawy o IPN-ie od początku wywoływał kontrower-sje, zwłaszcza w części dotyczącej przejęcia i udostępniania archiwa-liów komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Postkomunistyczna le-wica oskarżała obóz postsolidarnościowy o zamiar wykorzystania „teczek bezpieki” w walce politycznej. Rezerwę wobec projektowanej instytu-cji przejawiała też część środowisk lewicowo-liberalnych o proweniencji solidarnościowej. Opiniotwórcze pisma jak „Gazeta Wyborcza” i „Tygo-dnik Powszechny” kwestionowały wiarygodność dokumentów wytwo-rzonych przez aparat bezpieczeństwa, a nawet celowość ich udostęp-niania opinii publicznej. Pisano o rozpętywaniu „lustracyjnego piekła”, perspektywie oskarżania ludzi na podstawie „ubeckich” materiałów, któ-rych pełna weryfi kacja nie jest możliwa nawet na drodze sądowej. Po-dawano też w wątpliwość samą nazwę, argumentując, że pamięć naro-dowa nie powinna być konstytuowana głównie w oparciu o dokumenty stworzone przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa. Publicysta „Ty-godnika Powszechnego” Andrzej Romanowski ironizował, że „zasoby es-beckie awansują do szumnej nazwy Instytutu Pamięci Narodowej”. „Sły-szałem zarzuty, że honorujemy w ten sposób pamięć o ubekach. Czy izraelskie instytucje przechowujące pamięć o zamordowanych są insty-tucjami na cześć gestapo?” – odpierał podobne zarzuty Janusz Pałubicki, minister-koordynator służb specjalnych, główny rzecznik ustawy o Insty-tucie w szeregach AWS. To właśnie Pałubicki nazwał Aleksandra Kwaś-niewskiego „prezydentem wszystkich ubeków”, po tym gdy zawetował on ustawę o IPN-ie. Emocjonalny język niektórych uczestników pub-licznej debaty wokół powołania Instytutu był zapowiedzią tego, co na znacznie szerszą skalę nastąpi już niebawem.

Zwolennicy stworzenia Instytutu Pamięci Narodowej wielkie na-dzieje wiązali z jego pionem śledczym, dzięki któremu miał nastąpić przełom w ściganiu komunistycznych zbrodni. Poczucie braku spra-wiedliwości, wywołane procesami sądowymi lat dziewięćdziesiątych, na ogół bardzo przewlekłymi i często kończącymi się uniewinnieniem

Page 13: Spory o historię 2000–2011

13Wstęp

oskarżonych, było – jak sądzę – jednym z czynników istotnych dla genezy zwrotu w nastrojach społecznych przełomu lat dziewięćdziesiątych i na-stępnej dekady. Te nadzieje Instytut spełnił tylko w ograniczonym stop-niu. W ciągu dziesięciu lat działania tej wielkiej machiny (ponad stu pro-kuratorów) pion śledczy IPN-u doprowadził co prawda do skazania stu kilkudziesięciu sprawców, ale żaden z orzeczonych wyroków nie doty-czył spraw tak dużego kalibru (poza, rzecz jasna, procesem autorów stanu wojennego, który w 2012 roku doprowadził do wydania wyroku skazu-jącego wobec jednego z oskarżonych), ani nie zaowocował tak wysokimi karami więzienia, jak odbywający się w latach dziewięćdziesiątych, wspo-mniany już proces Humera i innych funkcjonariuszy Ministerstwa Bez-pieczeństwa Publicznego. Można się spierać, na ile zadecydowała trud-ność w gromadzeniu dowodów (świadomie niszczonych w momencie przełomu ustrojowego czy często lokujących się w odległej przeszłości lat czterdziestych i pięćdziesiątych), niechętny stosunek sądów bądź za-niechania samych prokuratorów IPN-u. Znacznie większe i bardziej wy-mierne konsekwencje przyniosło otwarcie archiwów komunistycznego aparatu bezpieczeństwa oraz działania badawczo-edukacyjne Instytutu, który szybko stał się na tym polu jedną z najważniejszych i najpotężniej-szych instytucji w Polsce. Wynikało to choćby z jego potencjału organi-zacyjnego, ogólnopolskiego zasięgu działania, możliwości fi nansowych znacznie większych niż uniwersytetów czy instytutów Polskiej Akade-mii Nauk.

Około 2002 roku, w ciągu mniej więcej dwóch lat od powołania In-stytutu – potrzebnych do rozpoczęcia udostępniania na szerszą skalę do-kumentów przejętych od Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Urzędu Ochrony Państwa, a także przygotowania pierwszych znaczących publi-kacji na nich opartych – zaczął się zarysowywać przełom w opisywaniu i interpretowaniu czasów komunistycznej dyktatury. Ujawniane doku-menty, nagłaśniane przez działania samego IPN-u, ale również wyso-konakładowe gazety czy nawet telewizje, z jednej strony pokazywały, że skala oporu społecznego w wielu przypadkach była większa, niż dotąd się wydawało. Dotyczyło to i podziemia niepodległościowego po II woj-nie światowej, i nieznanych wcześniej organizacji konspiracyjnych (na przykład młodzieżowych z okresu stalinowskiego), ale także strajków, o których w PRL-u ofi cjalnie nie mówiono, a badacze nie napotykali wcześniej na żadne ich ślady w dokumentach. Z drugiej strony – i to

Page 14: Spory o historię 2000–2011

SPORY O HISTORIĘ14

zapewne jeszcze ważniejsze – nowa perspektywa ukazywała znacznie większą skalę represji i inwigilacji ze strony komunistycznego państwa. Szczególnie bulwersujące były odkrycia dotyczące „późnego” komuni-zmu, a więc lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, pamiętanych jesz-cze przez dużą część Polaków przyglądających się dyskusjom zainicjo-wanym przez powstanie IPN-u. Okazało się, że to właśnie na początku lat siedemdziesiątych w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych tworzono tajne komórki, których zadaniem było prowadzenie akcji specjalnych, „dezintegracyjnych” – jak mówiono w resortowym żargonie. Były one odpowiedzialne za liczne przypadki zastraszania, pobicia i zamordowa-nia przeciwników systemu. Najbardziej znana stała się działalność ko-mórki „D” (taki kryptonim miały one wewnątrz resortu) w „antykoś-cielnym” Departamencie IV MSW, którego funkcjonariusze w 1984 roku zamordowali księdza Jerzego Popiełuszkę. Podobne działania stosowano także wobec innych środowisk. Dziennik „Rzeczpospolita” na pierwszej stronie opublikował dokument odnaleziony przez jednego z historyków IPN-u o „akcjach specjalnych” prowadzonych przeciwko intelektuali-stom i artystom wspierającym „Solidarność” w latach osiemdziesiątych. Szokujące szczegóły dotyczące nękania znanych powszechnie osób go-dziły w wizerunek byłego ministra spraw wewnętrznych Czesław Kisz-czaka jako współtwórcy Okrągłego Stołu i jednego z ojców polskiego przejścia do demokracji. Informacje o drastycznych działaniach podej-mowanych przez reżim komunistyczny nawet w ostatnich latach swojego istnienia, coraz szerzej ujawniane po powstaniu IPN-u, w nieuchronny sposób prowokowały do stawiania pytań o zasadność polityki „grubej kreski” – niepodejmowania na szerszą skalę prawnych rozliczeń za prze-stępstwa popełniane przez funkcjonariuszy reżimu przed 1989 rokiem, czy całej strategii demontażu komunistycznej dyktatury, opierającej się na zasadach porozumienia z ludźmi ancien régime’u i włączaniu ich w nowe, demokratyczne instytucje.

Zaskakujące były też informacje o zasięgu penetracji agenturalnej społeczeństwa. Okazało się, że w momencie upadku PRL-u służby spe-cjalne miały co najmniej sto tysięcy tajnych współpracowników (wię-cej niż w okresie stalinowskim), a wśród nich wielu ludzi o znanych nazwiskach, aktywnych zawodowo i politycznie także w nowej Polsce po 1989 roku, niekiedy uznawanych za publiczne autorytety. Ich nazwi-ska były stopniowo ujawniane zarówno przez historyków z IPN-u, jak

Page 15: Spory o historię 2000–2011

15Wstęp

i pokrzywdzonych, czyli osoby represjonowane i inwigilowane w czasach PRL-u, którym teraz ujawniano nazwiska konfi dentów.

Warto jeszcze raz podkreślić, że wszystkie te odkrycia nie miały cha-rakteru jedynie akademickiego. Ich nośność była zwielokrotniana po-przez samą skalę działania IPN-u – wielkiej instytucji obejmującej swoim zasięgiem cały kraj, a także publikacje historyków Instytutu w wysoko-nakładowych gazetach czy ich wystąpienia w najbardziej masowym me-dium, jakim jest telewizja. Nowe ustalenia były przedstawiane na pre-zentowanych w całym kraju wystawach, podczas konferencji naukowych czy popularnonaukowych, w książkach i periodykach wydawanych przez IPN. Spowodowało to znaczący wzrost publicznego zainteresowania problematyką komunistycznej dyktatury, mierzony liczbą publikacji pra-sowych, czasu antenowego w telewizji czy podwyższoną temperaturą to-czonych debat i sporów. Będąc w samym środku tych debat jako dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN i stykając się bezpośrednio z medialnym oraz społecznym poruszeniem, jakie wywoływały, miałem wówczas wra-żenie obserwowania kuli śnieżnej, która na moich oczach błyskawicz-nie się powiększała i nad którą nikt nie mógł zapanować. Niezależnie od oceny ujawnianych faktów i działań samego IPN-u, trudno było nie przyznać, że w dużej mierze za jego sprawą doszło w Polsce do znaczą-cej zmiany klimatu intelektualnego, moralnego czy nawet politycznego. Sprawy, które – jak mogło się wydawać – były częścią odległej, zamknię-tej przeszłości, zaczęły odżywać kilkanaście lat po upadku komunizmu i nieraz nabierać dramatycznej ostrości. Miało to także konsekwencje polityczne, co stanie się widoczne w czasie wyborów 2005 roku, które przyniosły bezapelacyjny triumf dwóm partiom postsolidarnościowym, zgodnie zapowiadającym więcej prawdy i sprawiedliwości, jeśli chodzi o stosunek państwa do spuścizny komunistycznej dyktatury. Ten wą-tek kilkanaście lat po upadku PRL-u był znacznie silniejszy i wywoły-wał żywsze emocje społeczne niż w czasie jakichkolwiek wcześniejszych kampanii wyborczych czy publicznych debat, nie wyłączając tych, które toczyły się bezpośrednio po 1989 roku.

O ile wzrost społecznego zainteresowania okresem PRL-u po 2000 roku jest możliwy do opisania w sposób linearny, wynikający z takich faktów jak powstanie Instytutu Pamięci Narodowej i otwarcie archi-wów, to początek dyskusji i sporów o okres II wojny światowej i zwłasz-cza stosunki polsko-żydowskie był znacznie bardziej niespodziewany,

Page 16: Spory o historię 2000–2011

SPORY O HISTORIĘ16

niepoprzedzony żadną wyczuwalną zmianą klimatu społecznego. Opub-likowanie Sąsiadów Jana Tomasza Grossa było jak uderzenie obuchem, którego się nie oczekiwało i po którym trudno wrócić do równowagi. Dotychczasowy horyzont publicznej refl eksji nad polskim antysemity-zmem nie wykraczał poza nieprzyjemne, ale w miarę już oswojone fakty. Godzono się z istnieniem niewielkiej grupy szmalcowników (z margi-nesu społecznego – jak zazwyczaj dodawano), a nawet przyjmowano do wiadomości fakt mordu na kilkunastu Żydach przez jeden z oddziałów AK w czasie powstania warszawskiego. Artykuł Michała Cichego opubli-kowany w 1994 roku w „Gazecie Wyborczej” wywołał jednak wiele gło-sów krytycznych, zarzucających autorowi między innymi nieuprawnione rzutowanie izolowanego, zbrodniczego incydentu na wizerunek całej formacji. W odniesieniu do szerszych postaw społecznych przed publi-kacją Sąsiadów wciąż byliśmy w ramach paradygmatu dyskusji ukształto-wanego publikacją w 1987 roku w „Tygodniku Powszechnym” słynnego eseju Jana Błońskiego Biedni Polacy patrzą na getto. Centralnym punktem odniesienia była bierność i obojętność znacznej (większej?) części pol-skiego społeczeństwa wobec tragedii Żydów, daleko było jednak stąd do tezy o współuczestnictwie Polaków w mordach na Żydach. Tymczasem książka Grossa zarzucała polskim mieszkańcom Jedwabnego, niewiel-kiego miasteczka na północnym Mazowszu, wymordowanie w ciągu tylko jednego dnia niemal wszystkich żydowskich sąsiadów. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że żadna inna książka na temat historii nie wy-wołała – przynajmniej w całym okresie po 1989 roku – tak wielkiego wstrząsu. Było to jak trzęsienie ziemi, przewracające do góry nogami na-sze wyobrażenia o przeszłości.

Sąsiedzi zostali opublikowani w maju 2000 roku, a od jesieni tegoż roku – gdy temat podjęły najważniejsze gazety oraz telewizja – debata na temat tego, co się wydarzyło w Jedwabnem na wiele miesięcy przesłoniła wszelkie inne sprawy. Nie było dotąd we współczesnej Polsce sprawy hi-storycznej, która wywołałaby tak wielkie zainteresowanie i emocje me-diów oraz opinii publicznej. Z jednej strony dyskusja toczyła się wokół badań historyków i śledztwa prokuratorskiego IPN-u – na temat przy-czyn i mechanizmu mordu, roli Niemców, wpływu okupacji sowieckiej na antysemickie postawy Polaków, liczby zamordowanych Żydów. Z dru-giej strony, stawka tej dyskusji i podejmowane tematy były znacznie szer-sze i bardziej dalekosiężne. Zastanawiano się, czy słuszny jest dominujący

Page 17: Spory o historię 2000–2011

17Wstęp

do tej pory sposób patrzenia na Polaków wyłącznie jako na bohaterów i ofi ary dramatycznej historii XX wieku, czy też ten obraz powinien być zrewidowany, a przynajmniej poszerzony o wydarzenia, w których wy-stępowaliśmy jako sprawcy zła czy – mówiąc wprost – oprawcy. Niekiedy na to pytanie udzielano odpowiedzi równie radykalnych, jak drastyczne były wydarzenia, które wywołały całą dyskusję. Na łamach „Res Publiki Nowej” jej redaktor naczelny Marcin Król mówił wówczas: „Jakakol-wiek zatem mogłaby zaistnieć wspólnota określana mianem »polskości« czy »ojczyzny«, to będzie musiała być zbudowana niemal na nowo. Od-budowana na gruzach. I nic w tej odbudowie już nie pomogą te składniki pamięci zbiorowej i wyobraźni, które dotychczas dobrze funkcjonowały, czyli romantyzm, »przerabianie zjadaczy chleba w anioły«, Mochnac-kiego »brukowanie Polski szlacheckimi herbami«, wspomnienia poko-lenia naszych rodziców i dziadków z czasów AK i cały ten typ tradycji”.

Paradoksalnie ta najważniejsza – jak sądzę – dyskusja na temat pol-skiej historii zamarła jak nożem uciął po uroczystościach w lipcu 2001 roku, kiedy to odsłonięto pomnik zamordowanych Żydów, a prezydent Kwaśniewski przepraszał za popełnioną zbrodnię. Zapewne było to do pewnego stopnia nieuniknione. Ani media, ani tak zwani zwykli ludzie nie mogą żyć zbyt długo jednym tematem, nawet najbardziej poruszają-cym i dramatycznym. Podobny przesyt tematyką historyczną dotyczącą PRL-u, a przede wszystkim „agentów”, nastąpił w okolicach 2006/2007 roku, kiedy to kolejne informacje o nieznanej wcześniej niechlubnej przeszłości nawet bardzo wybitnych osób budziły już coraz mniejsze za-interesowanie. Dyskusja o stosunkach polsko-żydowskich w czasie wojny i bezpośrednio po niej odnawiała się po publikacji kolejnych książek Jana Tomasza Grossa: Strachu (2008) i Złotych żniw (2011). Wracały te same emocje, a niekiedy nawet ostrzejszy język polemik, ale brak było już tej świeżości, nowości i doniosłości, które cechowały dyskusję wokół Są-siadów. Debata z każdą kolejną książką stawała się bardziej powtarzalna, a nawet jałowa.

A więc z jednej strony powrót „upiorów” z czasów PRL-u, z drugiej ukrytych „szkieletów” z historii stosunków polsko-żydowskich z okresu wojny. Wszystko w tym samym mniej więcej czasie, na początku nowego stulecia, po ponad dziesięciu latach wolnej Polski. O ile wzrost zaintere-sowania czasami komunistycznej dyktatury był do pewnego stopnia prze-widywalny, bo był wynikiem uruchomienia procesu lustracji i przede

Page 18: Spory o historię 2000–2011

SPORY O HISTORIĘ18

wszystkim powołania IPN-u, to prawda o Jedwabnem spadła na Polaków jak grom z jasnego nieba, w momencie niemożliwym do przewidzenia. Inaczej niż wielu komentatorów, w tym drugim przypadku nie jestem wcale zdziwiony, że z tak dużym opóźnieniem dowiedzieliśmy się o mor-dzie na Żydach. W czasach PRL-u trudno sobie wyobrazić udostępnie-nie badaczom dokumentów odnoszących się do tak drastycznej zbrodni popełnionej przez Polaków i dopuszczenie przez cenzurę do publika-cji książki na ten temat. W historii również innych narodów, także tych w przeciwieństwie do polskiej sytuacji po 1945 roku żyjących w syste-mach demokratycznych, znajdziemy przykłady ujawnienia prawdy do-piero po dłuższym czasie i spóźnionego rozpoczęcia dyskusji na temat kwestii drażliwych i trudnych do pogodzenia z dominującymi wyobra-żeniami. W sprawie Jedwabnego o momencie rozpoczęcia dyskusji zade-cydował w pewnym sensie przypadek – sięgnięcie przez badacza właśnie wtedy, nie wcześniej i nie później, po niewykorzystywane dotąd doku-menty zbrodni, przez kilka dziesięcioleci spoczywające w archiwach, do których dostęp pojawił się dopiero po 1989 roku.

O ile początek debaty o Jedwabnem jest dowodem na to, że nie da się przewidzieć momentu, w którym naród będzie się musiał skonfrontować z wyobrażeniami uznawanymi dotąd za niepodważalne, to jej długofa-lowe, głębokie konsekwencje były jak najbardziej konkretne i wymierne. Jeszcze w trakcie dyskusji o zbrodni w Jedwabnem pojawiały się reakcje obronne – zarówno wśród historyków, opinii publicznej, jak i w świecie polityki. Z jednej strony polegały one na próbach minimalizowania pol-skiej odpowiedzialności, między innymi poprzez wskazywanie na rolę Niemców w inspirowaniu i organizowaniu mordu, współpracę części Żydów z sowieckimi okupantami, dokonanie zbrodni przez ludzi z „mar-ginesu społecznego”. Z drugiej strony, polemizowano z bardzo daleko idącymi głosami, które uznawały, że ujawnienie prawdy o Jedwabnem musi prowadzić do odrzucenia „martyrologiczno-heroicznego” obrazu polskiej historii. Trzeba pamiętać, że w krótkim, kilkuletnim okresie po-czątku XXI stulecia polska opinia publiczna została skonfrontowana nie tylko z nieznanymi wcześniej zbrodniami Polaków na Żydach, ale także z nasilającą się w Niemczech tendencją przypominania cierpień ludno-ści cywilnej, poniesionych w czasie wojny i po jej zakończeniu. Częścią tego nowego klimatu ideowego w Niemczech była bijąca rekordy popu-larności książka Güntera Grassa Idąc rakiem o tragedii statku „Gustloff ”,

Page 19: Spory o historię 2000–2011

19Wstęp

zatopionego przez radziecką łódź podwodną z kilkoma tysiącami uchodź-ców na pokładzie. Wkrótce powstały fi lmy telewizyjne, oglądane przez miliony Niemców, o ucieczce ludności cywilnej Prus Wschodnich przed Armią Czerwoną czy o samym „Gustloffi e”. Przypominano też ofi ary alianckich bombardowań, w wyniku których śmierć poniosło kilkaset ty-sięcy mieszkańców niemieckich miast. Z polskiego punktu widzenia naj-ważniejszym symbolem tych historycznych przewartościowań – i w tym przypadku także rewindykacji, przynajmniej w wymiarze moralnym – stał się Związek Wypędzonych i jego przewodnicząca Erika Steinbach, żądający uznania i upamiętnienia krzywdy Niemców wysiedlanych z Pol-ski i Czechosłowacji po zakończeniu wojny. Polska opinia publiczna, obolała po szoku Jedwabnego, musiała teraz zmierzyć się z dyskursem, w ramach którego Polacy znowu występowali nie w roli ofi ar, ale współ-sprawców cierpień innych narodów – tym razem nie Żydów, ale Niem-ców, co w jeszcze większym stopniu godziło w wyznawany powszech-nie obraz naszej historii.

Sądzę, że po polskiej stronie nieuchronne i w dużym stopniu natu-ralne było wystąpienie silnej reakcji obronnej, dającej odpór temu histo-rycznemu „rewizjonizmowi”, czy fali historii „krytycznej”, koncentru-jącej się na polskiej winie. Trzeba ponadto pamiętać, że w poprzedniej dekadzie lat dziewięćdziesiątych polscy historycy, opinia publiczna, a na-wet politycy uczynili niemało dla zmierzenia się z wieloma trudnymi kartami narodowej przeszłości. Przeprowadzono bardzo poważne bada-nia i opublikowano książki dotyczące powojennych przesiedleń Niem-ców, jeńców niemieckich w polskiej niewoli, obozów dla niemieckiej ludności cywilnej. Jeszcze w 2001 roku, w szczytowym momencie dys-kusji o Jedwabnem, w wysokonakładowej prasie („Polityka”, „Tygodnik Powszechny”) pojawiły się teksty o wymordowaniu kilkudziesięciu nie-mieckich cywilów w Aleksandrowie Kujawskim i Nieszawie na początku 1945 roku. Podobna otwartość z polskiej strony dotyczyła stosunków pol-sko-ukraińskich. Polscy historycy pisali o akcji „Wisła”, czyli przymuso-wych wysiedleniach Ukraińców w 1947 roku z południowo-wschodnich krańców Polski, a jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych Senat RP przyjął uchwałę potępiającą te działania. Podobnego rozdrapywania ran nie doczekano się ze strony ukraińskiej, gdzie masowe zbrodnie popeł-nione na Polakach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943–1944 wciąż były tematem tabu.

Page 20: Spory o historię 2000–2011

SPORY O HISTORIĘ20

Prowadziło to do powstania klimatu ideowego, który przez część opi-nii publicznej w Polsce – zwłaszcza tej o konserwatywnym nastawieniu – został zdefi niowany jako swego rodzaju „asymetria” w publicznym dys-kursie o historii. Za początek trendu ideowego przeciwstawiającego się historii „krytycznej” koncentrującej się na polskiej winie można uznać tekst Andrzeja Nowaka Westerplatte czy Jedwabne z sierpnia 2001 roku. W moim przekonaniu był to najważniejszy manifest konserwatywnej „polityki historycznej” avant la lettre, zanim to pojęcie, a także jej program, zostały sformułowane w kilka lat później przez zwolenników projektu IV Rzeczypospolitej. Jej istotą było przekonanie, że trzeba bronić pozy-tywnego obrazu polskiej historii (upraszczając nieco, nazwijmy go „he-roiczno-martyrologicznym”) i uczynić z niego podstawę narodowej dumy oraz identyfi kacji Polaków z państwem i wspólnotą obywatelską. Sądzę, że bez debaty o Jedwabnem i polsko-niemieckiego sporu o przesiedlenia konserwatywna „polityka historyczna” nie stałaby się tak ważnym elemen-tem ideologii obozu, który kontestował rzeczywistość polityczno-ideową pierwszych kilkunastu lat III RP i doprowadził do przełomu 2005 roku.

Podobnie jak w przypadku polityki historycznej Zapatero, w Polsce też nie był to jedynie odgórny, polityczny fenomen, ale spotkanie kilku nurtów. Pomysł odwołania się do historii jako jednego z głównych we-hikułów politycznego marszu po władzę i – po jej uzyskaniu – przebu-dowy ideowych fundamentów życia zbiorowego mógł się pojawić tylko w nowym klimacie społecznym po 2000 roku, kiedy to przeszłość stała się znacznie ważniejszym punktem odniesienia niż w poprzednim dziesię-cioleciu. Najkrócej rzec ujmując, „polityka historyczna” spod znaku IV RP była połączeniem planu politycznego – przede wszystkim Prawa i Spra-wiedliwości, ale początkowo podobne myślenie było silnie obecne także w Platformie Obywatelskiej – i autentycznych, oddolnych emocji spo-łecznych. Przykładem, jak w praktyce mogło to współistnieć, było stwo-rzenie Muzeum Powstania Warszawskiego w 2004 roku i zwłaszcza at-mosfera, w jakiej ono nastąpiło. Z jednej strony było to spełnienie marzeń setek tysięcy (a może i milionów) Polaków, by oddać hołd i upamiętnić wydarzenie, które miało fundamentalne znaczenie dla naszej narodowej pamięci i dumy, lokując się bezsprzecznie po stronie historii „heroiczno- -martyrologicznej” w toczących się wówczas ideowych debatach. Z dru-giej strony, pokazało politykom, jak skuteczne i mobilizujące społecznie może być odwoływanie się do symboli historycznych.

Page 21: Spory o historię 2000–2011

21Wstęp

Horyzont ówczesnych sporów o historię wyznaczały w połowie de-kady takie tematy jak PRL (głównie w związku z działalnością IPN-u i otwarciem archiwów), Jedwabne i szerzej – stosunki polsko-żydowskie w czasie II wojny światowej i bezpośrednio po niej, polsko-niemiecka dys-kusja o powojennych przesiedleniach. W 2004 roku powrócił także z całą mocą polsko-rosyjski spór o Katyń, co zostało spowodowane zakończe-niem śledztwa prowadzonego przez rosyjską prokuraturę i odmową prze-kazania Polsce dokumentów zgromadzonych w jego trakcie. Ten ostatni krok był częścią znacznie szerszej tendencji po stronie rosyjskiej: odejścia od dosyć daleko posuniętej otwartości cechującej lata dziewięćdziesiąte, zwłaszcza końcowy okres rządów Gorbaczowa i prezydenturę Jelcyna, kiedy to w ofi cjalnym dyskursie krytycznie oceniano wiele kart sowiec-kiej historii z czasów Stalina, ujawniano dokumenty, nie uchylano się od odpowiedzialności za przynajmniej niektóre zbrodnie, włącznie z katyń-ską. Epoka Putina przyniosła zwrot w podejściu do przeszłości. Zamiast historii „krytycznej” władza potrzebowała teraz przeszłości jako spoiwa do odbudowy narodowej dumy, zdruzgotanej rozpadem radzieckiego impe-rium, klęską w Afganistanie, kryzysem państwa i pauperyzacją dotyka-jącą milionów ludzi. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Putinowska polityka his toryczna miała aksjologiczne cele podobne do tych, które w Polsce formułowały środowiska konserwatywne. Oczywiście fundamentalne pozostawały różnice w przeszłości obu narodów, a także współczesnej sytuacji politycznej, roli mediów i samych historyków, a w związku z tym w charakterze „spoiwa” historycznego i metod socjotechniki stosowa-nych w Warszawie i Moskwie.

Wyciszanie po stronie rosyjskiej dyskusji dotyczących bolesnych kwestii z sowieckiej przeszłości, a nawet rehabilitowanie polityki Stalina, jeszcze niedawno otwarcie krytykowanej przez rządzących na Kremlu, musiało prowadzić do zderzenia z polską wrażliwością historyczną. I to nie tylko odnośnie do samego Katynia, ale i innych drażliwych tematów: paktu Ribbentrop-Mołotow, agresji na Polskę 17 września 1939 roku, konferencji w Jałcie w lutym 1945 roku, przez większość polskiej opi-nii publicznej uznawanej za kamień węgielny późniejszego zniewole-nia, a w rosyjskim dyskursie za w pełni uprawnione, dyplomatyczne starania ZSRR o jego pozycję w powojennym świecie. Tak jak polsko- -niemiecki spór o przesiedlenia dał początek znacznie szerszym deba-tom o wojnie i nazistowskiej okupacji Polski (między innymi podjęto na

Page 22: Spory o historię 2000–2011

SPORY O HISTORIĘ22

nowo szacowanie ludzkich i materialnych strat powstałych w jej wyniku), tak Katyń uruchomił nową falę dyskusji o roli ZSRR w czasie II wojny światowej. W ich trakcie bardzo silna okazała się tendencja do pełnego zrównywania naszego wschodniego sąsiada z III Rzeszą, co po stronie ro-syjskiej wywoływało gwałtowny sprzeciw.

Lata 2006–2007 w polskich sporach o historię okazały się wyjątkowym okresem, bo z jednej strony przyniosły kontynuację wzmożonego zain-teresowania przeszłością w ramach tego samego horyzontu, który zaczął się kształtować na samym początku dekady, z drugiej strony, sytuacja była nowa, ponieważ władzę sprawowało ugrupowanie deklarujące, że „po-lityka historyczna” jest jednym z jego głównych instrumentów w prze-budowie państwa i przeobrażaniu społeczeństwa. Do tej pory była ona projektem ideowym formułowanym przez konserwatywnych intelektu-alistów. Teraz stała się częścią głównego nurtu polityki, a zarazem jednym z ważnych pól nasilającej się konfrontacji i konfl iktu, charakteryzujących IV Rzeczpospolitą w jej praktycznym wcieleniu. Od tamtego momentu pole konsensusu coraz bardziej się kurczyło, a polaryzacja polityczna i ra-dykalizacja języka toczonych debat w coraz większym stopniu dotyczyły także historii. W moim przekonaniu „polityka historyczna”, która miała odbudowywać spoistość wspólnoty obywatelskiej, przywracać Polakom dumę i wzmacniać poczucie solidarności oraz identyfi kacji z państwem, stała się przedmiotem politycznej instrumentalizacji rządzącego ugrupo-wania, w wielu działaniach wspieranego przez konserwatywnych intelek-tualistów, teraz już w roli wpływowych redaktorów, doradców, a nawet czynnych polityków. „Polityka historyczna” stała się narzędziem wy-kluczania przeciwników poza wspólnotę narodową, orzekania kto jest dobrym patriotą, a kto nie zasługuje na to miano, wreszcie budowania nowej wizji historii podporządkowanej współczesnym potrzebom i po-działom. W tej próbie przemodelowania wizji najnowszej historii i świa-domości historycznej Polaków wziął udział Instytut Pamięci Narodowej pod rządami Janusza Kurtyki. Instytucja już wcześniej budząca silne kon-trowersje ze względu na drażliwą tematykę, którą musiała podejmować, ale także samą swoją potęgę, przerastającą możliwości działania wszyst-kich innych ośrodków zajmujących się w Polsce przeszłością, teraz zna-lazła się na pierwszej linii frontu, i to wyraźnie opowiadając się po jed-nej stronie konfl iktu.

Page 23: Spory o historię 2000–2011

23Wstęp

Te spory trwają do dzisiaj i wywołują niesłabnące emocje. Zdaję sobie sprawę, że to, co piszę, jak i moje wcześniejsze teksty, których część zna-lazła się w niniejszej książce, mogą być traktowane jako głosy w tej wiel-kiej debacie, a nie jako próba jej zdystansowanego opisu. Rzeczywiście, byłem w samym środku najważniejszych sporów o historię, które się to-czyły poczynając od 2000 roku. Jako dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN współtworzyłem od samego początku Instytut, kształtowałem kie-runki jego działań badawczych i edukacyjnych, brałem udział w wypra-cowywaniu standardów analizy dokumentów bezpieki, wcześniej nie-wykorzystywanych przez historyków. Publicznie broniłem także racji Instytutu w niezliczonych bataliach, które trwały od samych początków jego działalności. Osobną, ale niezwykle istotną kartą było dla mnie ko-ordynowanie badań IPN-u dotyczących zbrodni w Jedwabnem i w in-nych miejscach Polski północno-wschodniej w 1941 roku oraz wyda-nie – wspólnie z Krzysztofem Persakiem – dwóch tomów będących ich plonem (Wokół Jedwabnego, Warszawa 2002). W styczniu 2006 roku po po-nad pięciu latach pracy odszedłem ze stanowiska dyrektora Biura Edu-kacji Publicznej i w ogóle z Instytutu Pamięci Narodowej. Nie akcep-towałem kierunku, w jakim Instytut będzie prowadził jego nowy prezes. Był on dla mnie od początku oczywisty ze względu na poglądy i osobo-wość Janusza Kurtyki, które zdążyłem dobrze poznać w poprzednich la-tach, choć początkowo nie sądziłem, że zaangażowanie IPN-u w projekt IV RP okaże się tak głębokie, jednoznaczne i radykalne. W kolejnych de-batach uczestniczyłem jako historyk występujący już tylko we własnym imieniu. Pisałem między innymi o „polityce historycznej”, książce o Le-chu Wałęsie, nowych publikacjach Jana Tomasza Grossa. W drugiej poło-wie 2008 roku podjąłem się zadania tworzenia Muzeum II Wojny Świato-wej. Ta idea wywołała bardzo gwałtowny spór o to, jakie wątki powinno podejmować muzeum. Zapis tych dyskusji, jak również szerszych spo-rów o interpretacje II wojny światowej, składa się na końcową część tej książki.

Znalazły się w niej teksty pisane w latach 2001–2011. Sądzę, że ze-brane w jednym miejscu dają dobry przegląd kontrowersji historycznych, które przetoczyły się w tym czasie przez Polskę. Pokazują nie tylko nie-mal cały wachlarz tematów, które budziły największe emocje, ale także zmieniające się podziały ideowe i ewolucję klimatu intelektualnego. O ile na przykład na początku dekady ważnym uczestnikiem sporu o PRL

Page 24: Spory o historię 2000–2011

SPORY O HISTORIĘ24

i IPN byli intelektualiści z kręgów postkomunistycznej lewicy, o tyle już kilka lat później ich głos praktycznie się nie liczył. Spór o powojenną historię Polski aksjologicznie przesunął się w kierunku jednoznacznej akceptacji racji tych, którzy walczyli przeciwko dyktaturze, ale okazało się, że dyskusja stała się jeszcze bardziej zażarta, a nawet brutalna, gdy toczyła się już głównie o ocenę różnych form i nurtów opozycji oraz oporu przeciwko komunizmowi. Ten spór w moim przekonaniu coraz bardziej stawał się odbiciem nie tylko różnic w patrzeniu na najnowszą historię, ale także wyraźnego pęknięcia mentalnościowego i kulturowego, cechującego współczesną Polskę. Znowu upraszczając: na obóz „kon-serwatywno-narodowy” i „eurosceptyczny” oraz środowiska identyfi ku-jące się jako liberalne i lewicowe (ale już niekoniecznie o postkomuni-stycznej proweniencji), wykazujące znacznie więcej entuzjazmu wobec Europy.

Niezależnie od tego, jakie każdy z nas zajmował – i zajmuje – miej-sce w sporach o historię, jedno nie powinno ulegać wątpliwości. Pierw-sze dziesięciolecie XXI wieku było w Polsce, okresem wyjątkowym. Przeszłość stała się jednym z głównych i budzących największe emocje wątków publicznych debat z udziałem historyków, mediów, polityków, wywołujących żywe zainteresowanie znacznie szerszych kręgów społecz-nych niż kiedykolwiek wcześniej. O ile w odniesieniu do lat dziewięć-dziesiątych można się pokusić o stwierdzenie, że występował wówczas pewien defi cyt historii w życiu publicznym (choć jest to dyskusyjne i bę-dzie o tym mowa w zamieszczonych niżej tekstach), o tyle w następnej dekadzie mieliśmy raczej jej nadmiar. Historia – przede wszystkim ta najnowsza, poczynając od II wojny światowej, a kończąc na początkach III RP – stała się prawdziwym polem bitwy, na której toczono najbardziej zażarte spory, także o zupełnie współczesnym wymiarze, bardziej lub mniej widocznym w zależności od podejmowanego tematu. Myślę, że takie dziesięciolecie już się nie powtórzy, a historia nie odegra już w wy-obrażalnej przyszłości tak wielkiej roli. W minionym dziesięcioleciu do-świadczyliśmy ujawnienia nowych, zaskakujących faktów o PRL-u oraz odległym i – jak się wydawało – zamkniętym okresie II wojny światowej. W tym czasie otwarto archiwa komunistycznego aparatu bezpieczeństwa i rozpoczęto dyskusję o polskich zbrodniach na Żydach. Sądzę, że nie ma już żadnych równie ważnych i nieznanych zbiorów dokumentów jak te, które ujrzały światło dzienne wraz z utworzeniem IPN-u, ani tak

Page 25: Spory o historię 2000–2011

25Wstęp

straszliwych „szkieletów” ukrytych w naszej historii jak Jedwabne. Tamto dziesięciolecie było wyjątkowe zarówno ze względu na historyczne wy-zwania, które się pojawiły, jak i odpowiedzi, które na nie formułowaliśmy. Niniejsza książka jest próbą zapisu tego niepowtarzalnego czasu.

Spory o PRL, IPN i Lecha Wałęsę

Część zamieszczonych niżej tekstów nie ma charakteru ściśle polemicz-nego, ale za to podejmuje te kluczowe wątki z historii PRL-u, które były w ciągu ostatnich lat zażarcie dyskutowane i współtworzyły mapę ideo-wych kontrowersji dotyczących nie tylko przeszłości. Dwa z nich odnoszą się do przełomu 1956 roku. Poznański Czerwiec przez całe dziesięciole-cia był przesłonięty – w społecznej pamięci, ale także historiografi i – Paź-dziernikiem, który był wydarzeniem ogólnokrajowym i przede wszyst-kim przyniósł głęboki zwrot polityczny i odejście od stalinizmu. Bunt mieszkańców Poznania był tymczasem najbardziej radykalnym wybu-chem w całej historii PRL-u – z walką zbrojną, silnym wymiarem nie-podległościowym i antysowieckim. W tym sensie zasługuje na osobną refl eksję i docenienie, a nie jedynie włączanie go w ciąg robotniczych zry-wów, takich jak Grudzień ’70 czy Czerwiec ’76, od których bardzo po-ważnie się różnił. Odegrał też decydującą rolę w przygotowaniu drogi do październikowego przełomu, którego bez poznańskiej rewolty mogłoby w ogóle nie być, a w każdym razie zapewne nie doprowadziłby do tak da-leko idącej destalinizacji i liberalizacji systemu. W ciągu ostatnich lat wa-hadło w patrzeniu na przełom 1956 roku wychyliło się jednak w drugą stronę. Dla antykomunistycznej prawicy Październik z Gomułką, mar-ksistowskimi „rewizjonistami” z „Po Prostu”, „polską drogą do socjali-zmu” stawał się wysoce podejrzany, a w jego miejsce w pamięci zbio-rowej należało intronizować jednoznacznie „antysystemowy” Czerwiec. W rocznicowym 2006 roku z rozmachem upamiętniano poznański zryw – z pewnością na to zasługujący, ale całkowicie ignorując o kilka miesięcy późniejszy przełom, który był przecież najściślej związany z czerwcowym wybuchem, w pewnym sensie będąc jego pokłosiem i zwieńczeniem. Za-mieszczony w niniejszym tomie szkic Pierwszy kryzys systemu jest próbą znalezienia dla przełomu 1956 roku właściwego miejsca w powojennej

Page 26: Spory o historię 2000–2011

Paweł Machcewicz Spory o historię 2000–2011

Książka Pawła Machcewicza jest świadectwem najważniejszych dyskusji i sporów historycznych, które przetoczyły się przez Polskę w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Autor był w samym środku niemal wszystkich z nich – na temat oceny PRL, działalności Instytutu Pamięci Narodowej, traktowania przez historyków dokumentów Służby Bezpieczeństwa, a także Jedwabnego i innych dramatycznych kart w stosunkach polsko-żydowskich, nowych interpretacji II wojny światowej. Spory o historię przypominają też kontrowersje wokół Lecha Wałęsy czy „polityki historycznej”.

Paweł Machcewicz szuka wyjaśnienia fenomenu ostatniego dziesięciolecia, współtworzącego atmosferę dzisiejszej Polski – wzrastającego znaczenia historii w przestrzeni publicznej oraz konsekwencji tego zjawiska dla naszej tożsamości i mapy podziałów ideowych.Spory o historię 2000–2011 to lektura nie tylko dla tych, którzy interesują się kontrowersjami wywoływanymi przez wciąż niezamkniętą przeszłość, ale dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć polską teraźniejszość.

Paweł Machcewicz (ur. 1966), historyk, profesor na Uniwersytecie Warszawskim i w Instytucie Studiów Politycznych PAN, dyrektor powstającego w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej; w latach 2000–2005 dyrektor Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej; autor wielu książek na temat historii XX wieku, m.in.: Polski rok 1956, Władysław Gomułka, Emigracja w polityce międzynarodowej, Historia Hiszpanii, „Monachijska menażeria”. Walka z Radiem Wolna Europa 1950–1989; redaktor i współautor wydawnictw Wokół Jedwabnego oraz Bydgoszcz, 3–4 września 1939.

Cena detal. 29,90 zł

Mahccewicz_Spory o historie_okladka.indd 1 2012-02-14 08:58:09