Upload
rembertow-bezposrednio
View
215
Download
0
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Â
Citation preview
Wywiad z Aleksandrem Lesińskim, historykiem sztuki i rembertowskim społecznikiem. Inicjatorem ruchu społecznego
Rembertów Bezpośrednio. „Zaczęło się zupełnie przypadkowo. Dotarła do mnie informacja o…” - s.2
PAŹDZIERNIK 2014
GAZETA NUMER 1
STOWARZYSZENIA REMBERTÓW BEZPOŚREDNIO
REDAKTOR NACZELNY
Robert Twardowski WYDAWCA
Art Media & Ulotkonosz.pl
EG
ZE
MP
LA
RZ
BE
ZP
ŁA
TN
Y
Odwiedź nas na www.rb.waw.pl i na www.facebook.com/rembertowbezposrednio
SPOŁECZNICY Z REMBERTOWA Robert Twardowski o ruchu społecznym Rembertów Bezpośrednio...
Chociaż powstaliśmy niedawno to jest wiele rzeczy, które jako
rembertowski ruch społeczny osiągnęliśmy. Wielu z Was widziało
nas w internecie - na portalu społecznościowym Facebook. Tam
relacjonujemy dla Was bieżące wydarzenia w Rembertowie.
Przedstawiamy sprawy takimi jakie są - bezpośrednio: codzienne
informacje z dzielnicy, wiadomości, wydarzenia społeczne i kultu-
ralne. Nie jesteśmy bierni. Mamy swoje marzenia i ambicje, żeby
zmieniać Rembertów. Te marzenia skłaniają nas do działania.
Chcemy nowego Rembertowa. Pełnoprawnej dzielnicy miasta
stołecznego Warszawy. Tego pragniemy i dlatego działamy!
Zaczęło się od Pogotowia Świętego Mikołaja. Już od 2 lat organi-
zujemy zbiórkę prezentów na Boże Narodzenie dla dzieci z uboż-
szych domów. Tak od serca. Zbiórka prowadzona jest w parafii
Św. Łucji i w rembertowskim ratuszu. To tam co roku wrzucacie
prezenty, które zawozimy do rembertowskich domów ku uciesze
dzieci dla których nawet najmniejsza, pojedyncza zabawka jest
bardzo miłym podarunkiem. A później była akcja za akcją! Każda
o czymś co dla Rembertowa ważne.
“Rembertowska Masa Krytyczna” pojechała pierwszy raz w ze-
szłym roku. “Rembertów Bezpośrednio” razem z Wami wsiadł na
rowery, żeby pokazać jak bardzo pragniemy przyjemnie i bez-
piecznie jeździć rowerem po dzielnicy. Ale chcemy też rowerem
pojechać do centrum miasta - do Warszawy. Potrzebujemy jako
dzielnica ścieżkę rowerową wzdłuż ulicy Marsa, która połączy nas
z systemem tras rowerowych w Warszawie. Dlatego w akcie pro-
testu przypięliśmy rower na kwadratowych kołach - najpierw
przed ratuszem miejskim na Placu Bankowym, a później przed
ratuszem w Rembertowie.
Promujemy aktywny tryb życia. “Fitness z Sarą” to cykl darmo-
wych zajęć fizycznych “pod chmurką” prowadzony przez całe
minione lato. Pokazywaliśmy jak robić ćwiczenia poprawiające
sylwetkę. Zorganizowaliśmy turniej piłkarski dla mieszkańców
Rembertowa. Dla sportu, przyjemności i wzajemnej integracji.
Byliśmy na Święcie Rembertowa z naszym napojem firmowym -
darmową lemoniadą! A podczas RUNbertów (bieg na 5 km po
ulicach Rembertowa) polewaliśmy i częstowaliśmy Was wo-
dą. Dla fanów gier komputerowych zorganizowaliśmy turniej
FIFA’14. Ponad trzydziestu dwóch graczy - dzieci, młodzież i
dorośli konkurowali ze sobą na czterech konsolach do gry Play
Station w Bibliotece im. Jana Pawła II w Rembertowie. Konkuro-
wali grając wirtualnymi drużynami piłkarskimi - dla zabawy i
przyjemności. A zanim jabłka stały się modne z uwagi na sytuację
polityczną – my jako pierwsi je rozdawaliśmy w zamian za książki
do biblioteki. W akcji „Witaminy za Litery” zebraliśmy z Wami
ponad 1.200 książek, które powiększyły księgozbiór biblioteki
publicznej w Rembertowie. Wszystko to zrobiliśmy zupełnie bez-
interesownie. To nasz pomysł na życie w Rembertowie! Jest wiele
rzeczy w Rembertowie z których możemy być dumni i które są
wizytówką dzielnicy. Zależy nam, żeby Rembertów był miejscem
przyjaznym i bezpiecznym! “Bądź uprzejmy jesteś w Remberto-
wie” to hasło jednej z naszych internetowych kampanii promują-
cych uprzejmość w lokalnej społeczności. Ale tych internetowych,
społecznych kampanii z edukacyjnym przesłaniem zorganizowali-
śmy więcej: “Sąsiedzi pilnujcie się przed złodziejem”, “Miss
Rembertów”, “Królewny i Królewicze”, “Rembertów Przeciera
Oczy”, “Ostry Dyżur”, “Wystrzały i Niewypały”, “Rembertów
naszego dzieciństwa”.
I wreszcie jedna z większych internetowych kampanii - “Nie roz-
jeżdżajcie nas!” Kampania społeczna poświęcona ruchowi ulicz-
nemu w Rembertowie. Prezentowaliśmy i zgłosiliśmy szereg pro-
pozycji usprawnienia ruchu ulicznego. Głównym celem akcji jest
poprawienie bezpieczeństwa na ulicach Rembertowa oraz chęć
uczynienia naszej dzielnicy miejscem bardziej przyjaznym dla
pieszych i rowerzystów. Słowem dzielnicą wygodniejszą w co-
dziennym życiu. Akcja przerodziła się w protest pod szkołą pod-
stawową przy ulicy Sztandarów - dla bezpieczeństwa naszego i
naszych dzieci. Jesteśmy pełni nadziei i wiary, że zmienimy Rem-
bertów. Zrobimy to Bezpośrednio!
Kochasz zwierzęta? Dbaj o nie!
Agnieszka Nowakowska rozmawia z Piotrem Ku-
biakiem, weterynarzem z Rembertowa… S.5
Co dalej z Willą Granzowa?
O swoim projekcie renowacji willi opowiada
Krzysztof Kowalski... S.3
Czujesz się bezpieczny w Rembertowie?
Komendant rembertowskiej policji nadkomisarz
Marcin Prochot o pracy komisariatu rozmawia z
Robertem Twardowskim… S.4
Obudź się z rana!
Sara Grabowska-Tofel radzi jak dbać o swoje
zdrowie i swoją sylwetkę. Co i jak jeść, żeby mieć
energię na cały dzień… S.3
A PONADTO W NUMERZE: Rembertów kołem się toczy ● Teatr AKT ● Relacja z turnieju RB Sum-
mer Cup ● Radzikowski od kuchni ● Komiks z Rembertowem w tle ● Recenzja książki „Biegnąca z
wilkami” ● Opowiadania REMB-Z ● Gołębie moja pasja ● Złombol 2014 ● Pożegnanie lata
“Rembertów Bezpośrednio” to organizacja młoda i
ambitna. Bez polityki i podziałów. Bezpośrednio i
bez uprzedzeń. Za to z ideałami i z sercami społecz-
ników oddanych rembertowskiej sprawie!
Fot. A.Lesiński
Fot. A. Lesiński
Fot. Ł.Matulewicz
Fot. Sara
2 Październik 2014 Gazeta Rembertów Bezpośrednio nr 1
WYWIAD BEZPOŚREDNI
Aleksander, Skąd pomysł na Rembertów Bez-
pośrednio?
Jak to było? Zaczęło się zupełnie przypadkowo.
Dotarła do mnie informacja o kolejnej nieuda-
nej próbie wybrania Rady Osiedla Stary Rem-
bertów. Poszedłem wybierać i otworzyłem sze-
roko oczy ze zdziwienia. Na sali nie było niko-
go w choćby zbliżonym do mnie wieku, a mam
czterdziestkę. Wróciłem do domu z myślą, że
trzeba coś z tym zrobić, żeby młodszych mie-
szańców Rembertowa, zainteresować losami
Rembertowa, a jednocześnie żeby mieszkańcom
przekazywać informacje w jakim kierunku się
rozwijamy. Stąd pomysł na blog. A nazwa?
Bezpośrednio znaczy też bez ogródek.
Zanim powstał ruch społeczny powstała strona
na facebooku skupiająca w tej chwili prawie
2900 osób . Jak było na początku?
Początkowo długo utrzymywała się stała ilość
komentatorów, tzn. trzech i była równa ilości
redaktorów. Potem jak ruszyły polubienia dla
każdej osoby przygotowywałem w podzięce
rembertowską tapetkę na telefon. Później już
nie nadążałem. Szybko okazało się, że muszę
się wykaraskać z okowów internetu. Stąd
pierwsze akcje wciągające do współpracy rem-
bertowiaków. Na początek Bieg Sąsiadów i
Pogotowie św. Mikołaja. I do tej pory jestem z
obu wydarzeń maga dumny! Bieg Sąsiadów
przekształcił się w RUNbertów, a Pogotowie
zbiera już drugi rok świąteczne prezenty dla
ponad 300 rembertowskich dzieci. Strona
RB.waw.pl ma trochę inną specyfikę jest mniej
dynamiczna. Niesamowite jest to że stronę
www stworzył i administruje Paweł Woźniak, a
nawet nie znamy swojego głosu, bo nie ma cza-
su się spotkać.
Czy rembertowianie chcą się angażować spo-
łecznie? Czy Rembertów jest aktywną społecz-
nie i kulturalnie dzielnicą?
Opinie są różne, ja do czasów Masy krytycznej
ciągle byłem rozczarowany - w rożnych wyda-
rzeniach brało udział od 3 do 60 osób. Ja cho-
dziłem nieco rozczarowany, a wszyscy moi
rozmówcy mówili, że pobudzenie takiej aktyw-
ności w Rembertowie to sukces. Tak, w Rem-
bertowie można zrobić wszystko, tylko trzeba
to zrobić ze szczerym oddaniem
Jedna z pierwszych akcji to “Pogotowie Świę-
tego Mikołaja”. Jak została zorganizowana?
Odpowiedź Cię chyba rozczaruje - tą akcję zro-
biliśmy we dwoje, razem z Agnieszką, czyli
moją lepszą połową. Zorganizowaliśmy ją dzię-
ki olbrzymiej przychylności wszystkich, któ-
rych poprosiliśmy o pomoc - kościoła, dzielni-
cy, OPSu. To jednak była smutna akcja, oczy-
wiście pokazująca wielkie serce rembertowia-
ków, którzy zgromadzili całą masę nowiutkich
zabawek dla dzieci, o których Św. Mikołaj
mógłby zapomnieć. Z drugiej strony jednak
akcja uświadomiła jaka masa dzieci w naszej
dzielnicy żyje w niedostatku. Tylko małą część
prezentów rozdawaliśmy osobiście. Tych od-
wiedzin, gdzie trafiłem przebrany za Św. Miko-
łaja, nie zapomnę nigdy. Generalnie rembertow-
skiego ubóstwa na co dzień nie zauważamy, a i
rodziny żyjące w niedostatku nie pchają się na
pierwszy plan, nie wychodzą z cienia. To do-
tkliwe doświadczenie.
Jak udało Ci się zaangażować w tą działalność
tak dużą ilość społeczników? Przecież w tej
chwili to ponad 50 osób działających całkiem
bezinteresownie na rzecz Rembertowa?
Chyba podziałał przykład. Zrobiłem trochę szu-
mu Biegiem Sąsiadów, takim trochę happenin-
giem, ale zorganizowanym siłą dobrej woli.
Poznałem extra ekipę rembertowskich biegaczy
czyli Rembertów Team, Maciek Nowakowski
przydźwigał gar herbaty, Artur Bielec upiekł
ciastka. Było tak optymistycznie, że chyba ta
atmosfera się rozeszła jak kręgi po stojącej wo-
dzie. Zaraz potem skontaktował się ze mną Pa-
weł Prusakiewicz z pomysłem zorganizowania
rowerowej Masy Krytycznej. Mówię mu: chło-
paku, pomysł jest super, masz ode mnie pełne
wsparcie, ale przede wszystkim Ty to organizu-
jesz i Ty musisz wszystkich zarazić entuzja-
zmem. Pomysłem zaraził się szybko Dominik
Muraszko i... tak praktycznie we dwóch zorga-
nizowali pierwszą Masę. Teraz mogę Ci odpo-
wiedzieć... Aktywność społeczna jest ZARAŹ-
LIWA :) Chociaż niektórych musiałem nama-
wiać tak jak Ciebie dwa razy... A teraz się oka-
zało, że jak coś robisz to na 110% normy i wpa-
dłeś w wir społecznej aktywności. RB stało się
szybko właśnie takim rembertowskim centrum
aktywności społecznej.
Mam kłopot ze wspomnieniami, lubię teraźniej-
szość, nie mogę się doczekać przyszłości...
Z Aleksandrem Lesińskim - spo-
łecznikiem, założycielem Rember-
tów Bezpośrednio rozmawia Robert
Twardowski
RECENZJA
Prawie 21 lat badania baśni, mitów i legend oraz
natury ludzkiej. Jest to książka napisana przez ko-
bietę o kobietach – głównie dla kobiet, ale i męż-
czyzn chcących poznać ich duchowość. Autorka
poprzez baśnie wprowadza czytelnika w świat dzi-
kiej kobiety. Tej pierwotnej siły, która drzemie w
każdej z nas. Siły, która pomaga Matkom chronić
swoje dzieci, Mocy Twórczej a także Mądrości
zwanej potocznie kobiecą intuicją.
Pisarka, psycholog, terapeuta, społecznik – te
wszystkie cechy pozwoliły autorce napisać książkę,
która zmieniła i nadal zmienia życie milionom ko-
biet na całym świecie. Nie jest to jednak jeden z
wielu modnych teraz poradników. Ta książka
wstrząsa, ukazuje prawdę i jeżeli pozwolisz to po-
może Ci uwolnić cały Twój potencjał. Ta książka
zmienia Życie…
Izabela Kowalska
„Biegnąca z wilkami” czekała na mnie.
Clarissa Pinkola Estés pisała ją 21 lat.
REMBERTOWSKIE GOŁĘBIE
Siedzimy na drewnianej ławeczce i rozumiemy
bez słów; Pan Ryszard, ja i jego zaciekawione
gruchające duszyczki na daszku gołębnika…
Nie śpieszymy się, mamy czas dla takich
chwil…
Wstajemy kiedy jest już po oblocie
Chodź… chodź… chodź…
Ryszard woła do mnie cichutko, jakbym był
jednym z jego skrzydlatych przyjaciół, zapra-
szając do środka gołębnika
I jak …
Są takie kruche, takie dostojne, takie piękne ~
potwierdzam
Wszystkie je kocham…
Są moją radością, są moją miłością, spełnie-
niem, nie mogę żadnego wyróżniać… Od dziec-
ka się nimi zajmuję, będzie już ponad pięćdzie-
siąt lat ... Coraz mniej takich miejsc zoba-
czysz…
A tak niedawno przecież, nawet kilkanaście
pięknych gołębich stad rywalizowało ze sobą
łącząc się i rozdzielając , szkoda… Jeszcze
wczoraj , widziałem naszych młodych zadzior-
nych chłopaków gwiżdżących i wymachujących
tyczkami zdobionymi szmatą na końcu…
Piękne czasy ….
Czy mogę…, kilka zdjęć ? … ~ zapytałem po
chwili odczarowując z zamyślenia Ryszarda
Ach tak … bardzo proszę chyba się nie obrażą
~ uśmiechamy się …
Co na koniec mam powiedzieć ?...
No nie wiem, może ty o coś zapytaj …
… ?
Nie, nie wyobrażam sobie Rembertowa bez Na-
szych Gołębi ….
...
Kiedyś też hodowałem gołębie, miałem piękną
parkę pocztowców,
Kiedy pozostał mi tylko jeden przytuliłem się do
niego, myśląc; w ten sposób ukoję twój smutek
Dziś odtwarzam tą scenę
Pamiętam jak później modliłem się do przezna-
czenia , żeby w przyszłości On nie musiał cho-
wać piór w moich siwych włosach…
Czy życzenie się spełniło…
O tym sza….
To już temat na poemat…
dla RB ~ morfi ~
Spoglądam w niebo
Uświadomiłem sobie, że odkąd pamiętam
zawsze tu były, zawsze są…
Rodzą się
Dorastają z nami
Z nami też umierają
Wierne nam od lat
Kreślące koła na błękicie ~ Rembertowskie
Gołębie
R E K L A M A
Fot. Morfi
Fot. Ł.Matulewicz
3 Październik 2014 Gazeta Rembertów Bezpośrednio nr 1
ARCHITEKTURA
Podjął Pan duże wyzwanie, przywrócenie świetności, tak zanie-
dbanemu zabytkowi, położonemu na pograniczu mocno zindu-
strializowanej części Kawęczyna, w dodatku tuż przed planowaną
całkowitą przebudową przylegającego skrzyżowania. Skąd taka
idea? Po prostu biznes?
Słusznie Pan zauważył, że wyzwanie jest spore i nie każdy może
sobie pozwolić na tak skomplikowany i długofalowy projekt inwe-
stycyjny, który jest nastawiony na rewitalizację mocno uprzemy-
słowionej okolicy. Proszę mi wierzyć, że od momentu zakupu nie-
ruchomości wszystkie nasze działania skierowane są na odbudowę
i restaurację Willi Granzowa, a jednak dopiero po przeszło roku
udało się nam wbić "pierwszą łopatę". O biznesie będziemy mogli
mówić za jakiś czas…. jeśli w ogóle.
Willa Granzowa, ma olbrzymie znaczenie dla identyfikacji tej
okolicy, wszystkie oczy zwrócone są na państwa poczynania, z
drugiej strony stan zachowania obiektu jest fatalny. To trudna
sytuacja. Jakie są zalecenia konserwatorskie? Co uda się zacho-
wać c oryginalnej budowli?
Znacznie jest ogromne, ale nie tylko dla okolicy, ale dla całej War-
szawy - cegły Granzowa do tej pory eksponowane są na wielu
obiektach w stolicy. Stan techniczny jaki jest każdy widzi z ze-
wnątrz nie trzeba go komentować. Co do zaleceń to w obecnym
etapie inwestycji (do końca roku) powinniśmy zdemontować
wszystkie cegły, a następnie zbudować stan surowy budynku -
część z zabytkowych cegieł, część w nowej technologii. W przy-
szłym roku spółka planuje obłożenie budynku trójkolorową elewa-
cją oraz odbudowę wieży. Pragnę zauważyć, że każdy element
elewacji budynku zostanie w sposób konserwatorski odzyskany i
wróci na mury budynku.
A harmonogram prac? Jakich prac możemy się spodziewać w
najbliższym czasie? No i najważniejsze na kiedy planowane jest
zakończenie prac?
Do końca roku planujemy stan surowy otwarty, a w przyszłym
elewacje, instalacje i wykończenie. Są to plany i czy one się zisz-
czą nie zależy wyłącznie od nas...
Może uda mi się namówić Pana na uchylenie rąbka tajemnicy.
Jakie będzie docelowe przeznaczenie willi, czy będzie dostępna,
czy będzie to obiekt zamknięty?
Docelowo Willa będzie wizytówką kompleksu sportowego
(otwartego dla każdego mieszkańca).... ale o tym opowiem być
może podczas innej okazji.
REMBERTOWSKI FENIKS Willa Granzowa zostanie odrestaurowana O przyszłości Willi Granzowa z inwestorem
Krzysztofem Kowalskim rozmawia Aleksander
Lesiński
RB SUMMER CUP
Kiedy kończą się wakacje we wszystkich zakątkach miasta
odbywają się liczne imprezy. Jako Rembertów Bezpośrednio
postanowiliśmy zaproponować mieszkańcom pożegnanie
wakacji w duchu sportowych emocji. W niedzielę, 31 sierp-
nia na Stadionie Akademii Obrony Narodowej odbył się
pierwszy przygotowany przez nas turniej piłkarski. Nazwa
turnieju RB SUMMER CUP 2014 inspirowana była nazwą
cyklicznej imprezy odbywającej się każdego roku dla mło-
dzieży na boiskach w słonecznej Barcelonie. Od samego
rana przygotowaniom towarzyszyły ciepłe promienie słońca
więc nawiązanie do słonecznej Hiszpanii okazało się być w
pełni trafionym pomysłem. Tego dnia jednak nie tylko pogo-
da była iście hiszpańska. Przez cały turniej kibice mo-
gli podziwiać spryt i umiejętności zawodników. Czekające
na zwycięzców cenne nagrody dodatkowo motywowały
graczy do zaciętej gry nie tylko o zwycięstwo, ale także
strzelanie w każdym meczu jak największej ilości bramek.
Tytuł „króla strzelców” z siedemnastoma trafieniami jedno-
głośnie otrzymał zawodnik zespołu Bomba Boys – Krzysz-
tof Skrzat. O miano najlepszego bramkarza turnieju zacięty
bój toczył się do samego końca. Po rozegraniu meczy grupo-
wych zaledwie dwoma wpuszczonymi bramkami mogli po-
chwalić się bramkarze dwóch zespołów Bomba Boys i Puss-
hunters. Oba te zespoły spotkały się w meczu o 3. miejsce
co sprzyjało dodatkowym emocjom. Najlepszym bramka-
rzem turnieju z tylko trzema wpuszczonymi bramkami zo-
stał Kamil Sadowski. Na najlepszych zawodników poza
medalami czekały także wspaniałe nagrody. Król strzelców
otrzymał mistrzowską koszulkę Legii Warszawa z własnym
nazwiskiem, najlepszy bramkarz natomiast sportową bluzę.
Po dniu pełnym zaciętości, sportowych emocji, pięknych
zagrań i mnóstwie strzelonych bramek przyszedł czas na
deser. W finale spotkały się dwie najlepsze drużyny całego
turnieju. O tytuł zwycięzcy walczyli zawodnicy Polanki i
Starej Gwardii. Zacięty pojedynek po bezbramkowym remi-
sie rozstrzygnął konkurs rzutów karnych. Mistrzem i zdo-
bywcą pucharu RB Summer CUP 2014 została drużyna Po-
lanki. Każdy z zawodników zwycięskiej drużyny otrzymał
pamiątkowy dyplom i upominek w postaci torby sportowej.
Po długich przygotowaniach i licznych emocjach zostały już
tylko wspomnienia. Turniej, który odbył się w tym roku
planujemy z coraz większym rozmachem powtarzać każde-
go lata. Z tego miejsca składam też wszystkim uczestnikom
oraz kibicom gorące podziękowania za wspaniały dzień.
Dziękuję również osobom, które pomagały mi w przygoto-
waniach i obsłudze imprezy. W Rembertowie można wiele
zdziałać dzięki zwykłej sąsiedzkiej współpracy.
O organizacji i przebiegu turnieju piłki nożnej
opowiada Paweł Prusakiewicz
Nasz organizm wbrew pozorom pracuje całą dobę. Każda chwila
w ciągu dnia jest dla niego wyzwaniem. Zarówno spacer do skle-
pu jak i jedzenie obiadu są dla niego nie lada wyzwaniem. Jest też
czas, gdzie nasze ciało i umysł mogą się zregenerować… to czas
na sen.
Bywają dni kiedy nie jesteś w stanie podnieść się z łóżka, a prze-
cież poranek to początek dnia, którym określasz jak spędzisz jego
resztę. Często wydaje Ci się, że jedynym ratunkiem jest filiżanka
mocnej kawy, która zmobilizuje Twój organizm do pracy... Nic
bardziej mylnego! Wszystko dzieje się w naszej głowie - jeżeli
tylko określisz jak zachować ma się Twoje ciało od razu poczujesz
się lepiej. Proponujemy kilka ćwiczeń, które podziałają pobudza-
jąco na całego ciebie i pozwolą abyś pełen energii cieszył się resz-
tą dnia! Poranna gimnastyka powinna zaczynać się od spokojnych
ćwiczeń pobudzających krążenie i rozciągających mięśnie. Przed-
stawiamy kilka niewymagających ćwiczeń, które poprawią twój
nastrój. Nie wstawiając z łóżka:
Leżąc na plecach wyciągnij w przeciwną stronę ramiona i nogi -
przeciągnij się.
Połóż się na brzuchu, oprzyj na przedramionach i unieś plecy do
góry - ściągnij łopatki i napnij mięśnie grzbietu. Nie unoś bioder.
Powtórz to minimum dwa razy.
Leżąc na plecach ugnij nogi w kolanach, ułóż ręce wzdłuż ciała,
unieś głowę napinając mięśnie brzucha. Opuść głowę i powtórz to
ćwiczenie kilka razy.
Powoli wstań i:
Przez pół minuty wykonuj chód w miejscu z wysoko podniesionymi
kolanami.
Ze złączonymi nogami wspinaj się wysoko na palce unosząc wyso-
ko ramiona i równomiernie oddychając. Powtórz to trzy razy.
Powoli wykonuj krążenia głową w jedną i w drugą stronę.
Zrób 10 przysiadów pełnych z lekko rozstawionymi nogami trzy-
mając przed sobą wyprostowane ręce.
Na tym możesz zakończyć poranną gimnastykę. Poleca-
my wzięcie odświeżające prysznica, aby zapewnić sobie dodatko-
wą porcję energii.
ZDROWIE I FITNESS
Sara Grabowska-Tofel prezentuje serię ćwiczeń,
które pozwolą obudzić organizm i nabrać energii
na cały dzień
ZŁOMBOL 2014
Duże Fiaty, Maluchy, Wartburgi, Trabanty,
Łady i... dwa Polonezy z Rembertów Bez-
pośrednio - razem ponad 300 załóg. Wystar-
towali z Katowic 13.09 - przejechali ponad
6 tys km. Wszystko w szczytnym celu, ze-
brane pieniądze (652 tys zł) organizator
przekażę domom dziecka. W gablotach z
PRLu nabawili się odleżyn od foteli, odci-
sków od pedałów, ale nie narzekają dojecha-
li wrócili, a co się wybawili to ich. Krzysiek
z Rafałem opowiadają:
Trochę się zapuściliśmy przez ten tydzień,
bo mało się zmieściło bagażu, wiesz, bagaż-
niki pełne części zamiennych, ale nocki
przespane na masce poloneza - bezcenne.
300 załóg, samochody z rajdu były dosłow-
nie wszędzie, co dziwniejsze jechały we
wszystkich kierunkach naraz, bo nie wszy-
scy się spieszyli. Zjeżdżamy na stację wlać
tygrysa do baku, a tu meczyk siatkówki,
grają złombolowcy, no bo przecież mistrzo-
stwa były. Zazdrość budziły imprezowe
(Ciąg dalszy na stronie 7)
Z Rembertowa do Lloret de Mar i z po-
wrotem. Aleksander Lesiński rozmawia z
Krzyśkiem i Rafałem
RE
KL
AM
A
Fot. Ł.Matulewicz
Fot. A.Lesiński
4 Październik 2014 Gazeta Rembertów Bezpośrednio nr 1
KOMIKS (CZ.1) Agata Torenc O PRACY POLICJI
Według danych statystycznych w I połowie
2014 roku w całej Warszawie było bezpiecz-
niej - w porównaniu do analogicznego okresu
2013 roku. Spadła zarówno liczba prze-
stępstw jak i wypadków drogowych. A jak te
dane i rzeczywistość wyglądają w Remberto-
wie?
Do lipca 2014 roku w Rembertowie odnotowa-
no 14 włamań m.in. do mieszkań i domów co
jest znaczącym spadkiem w stosunku do 2013
roku, gdzie w pierwszej połowie ubiegłego roku
tego typu zdarzeń było aż 38 - mówi Komen-
dant Komisariatu Policji Warszawa Rembertów
- nadkomisarz Marcin Prochot. Za to odnotowa-
no nieznacznie więcej kradzieży - 66 w I półro-
czu 2014 roku w stosunku do 58 w tym samym
okresie 2013 roku.
Nad bezpieczeństwem w naszej dzielnicy czuwa
39 policjantów. Tyle etatów jest w miejscowym
komisariacie. Funkcjonariusze mają do dyspo-
zycji radiowozy oznakowane i nieoznakowane.
Poza patrolowaniem ulic zajmują się też szeroko
rozumianym zapobieganiem rozmaitym zagro-
żeniom oraz prowadzą postępowania związane
z przestępstwami kryminalnymi popełnionymi
na terenie dzielnicy. Na 14 dochodzeń dotyczą-
cych włamań w 2014 roku 4 zakończyły się
sukcesem i wykryciem sprawców. Niestety w
pozostałych przypadkach włamywaczy nie zi-
dentyfikowano, a sprawy zostały umorzone.
Jakie są przyczyny tego stanu?
Większości tego typu przestępstw dokonują
wyspecjalizowane grupy przestępcze. Przed
nami najtrudniejszy okres jesienno – zimowy.
To właśnie wtedy z uwagi na wcześnie zapada-
jący mrok złodzieje mieszkaniowi czują się bar-
dziej bezkarni – tłumaczy nadkomisarz Marcin
Prochot.
Jak można się zabezpieczyć przed tymi wła-
maniami?
Przede wszystkim zawsze powinniśmy zamykać
drzwi na wszystkie zamki i okna nawet jak wy-
chodzimy z domu tylko na kilka minut. Warto
też zainwestować w alarm przeciwwłamaniowy
i pod nieobecność domowników każdorazowo
go załączać. Ważna jest też wzajemna sąsiedzka
pomoc i zwracanie uwagi na obce osoby czy
samochody parkujące w najbliższym otoczeniu.
Dobrym rozwiązaniem jest też zainstalowanie w
domu automatycznych włączników światła -
często może to odstraszyć złodzieja, który nie
będzie miał pewności czy ktoś jest w domu.
Jaki rodzaj przestępczości dominuje w naszej
dzielnicy?
Na szczęście w Rembertowie mamy stosunko-
wo mało tzw. włamań “na śpiocha” – czyli do-
konywanych nocą, w obecności śpiących do-
mowników. Przeważają raczej „zwykłe” kra-
dzieże mieszkaniowe, dokonywane zazwyczaj
na osiedlach - Polanka i Sady Rembertowskie
oraz w ścisłym centrum. Zdarzają się też kra-
dzieże stojących na klatkach schodowych lub
niezamkniętych posesjach rowerów i wózków
dziecięcych. Dlatego też radzimy właścicielom
by znakowali wartościowe przedmioty oraz ro-
bili ich spis - co ułatwi ich zwrot w przypadku
wykrycia sprawców lub odnalezienia przedmio-
tów pochodzących z kradzieży.
Wielu kradzieży w komunikacji miejskiej moż-
na by uniknąć gdyby pasażerowie baczniej
zwracali uwagę na osoby stojące w pobliżu,
dokładnie zamykali swe torebki, torby i saszetki
oraz nie eksponowali rzeczy wartościowych.
Zresztą to zalecenie dotyczy nie tylko osób po-
dróżujących środkami komunikacji publicznej,
ale wszystkich przebywających w zatłoczonych
miejscach (sklepy, dworce, przystanki).
Czy Pana zdaniem Rembertów jest patrolowa-
ny przez wystarczającą liczbę policjantów? Nie-
stety rzadko ich widać na naszych ulicach.
Największym utrudnieniem jest mała liczba
samochodów służbowych. Próbując rozwiązać
ten problem wystąpiliśmy do urzędu dzielnicy z
wnioskiem o współfinansowanie zakupu dodat-
kowego radiowozu. Niezależnie od tego staramy
się kierować patrole prewencyjne do miejsc
najbardziej zagrożonych przestępczością.
Rzadko też odbywają się kontrole prędkości
samochodów poruszających się na głównych
ulicach naszej dzielnicy.
Swym funkcjonariuszom codziennie zlecam
kontrolowanie głównych ciągów komunikacyj-
nych i ulic, gdzie odbywa się wzmożony ruch
samochodów. Do ich stałych obowiązków nale-
ży też kontrolowanie wskazanych przez miesz-
kańców lub Biuro Bezpieczeństwa i Zarządze-
nia Kryzysowego tzw. miejsc niebezpiecznych.
W uzasadnionych przypadkach kierujemy też
wnioski do Wydziału Ruchu Drogowego Ko-
mendy Stołecznej Policji z prośbą o przeprowa-
dzanie kontroli prędkości w wskazanych miej-
scach. Tam też podejmowane są decyzje o loka-
lizacji posterunków WRD - odpowiada nadko-
misarz Marcin Prochot. W tym roku odnotowa-
no tylko 7 wypadków drogowych (w 2013 r.
15), w których rannych zostało 7 osób (19 w
2013r.), ale żaden z uczestników nie zginął.
Daje to w sumie 3 miejsce pod względem ilości
wypadków w całej Warszawie.
Najwięcej włamań jesienią i w
zimie Z nadkomisarzem Marcinem Prochotem, komendantem komisariatu w
Rembertowie o pracy policji rozmawia Robert Twardowski
Wyspecjalizowani włamywacze
rzadko idą “na robotę w ciem-
no”. Zazwyczaj obserwują dom
lub mieszkanie przed włama-
niem. Zwróćmy więc uwagę przy
wyjściu czy nie jesteśmy obser-
wowani.
Niestety nie brakuje też prze-
stępstw popełnianych w środ-
kach komunikacji miejskiej: au-
tobusach i kolejce SKM na tere-
nie całej Warszawy.
Ilość funkcjonariuszy w porów-
naniu do ilości zdarzeń krymi-
nalnych jest w moje ocenie wy-
starczająca.
GAZETA STOWARZYSZENIA REMBERTÓW BEZPOŚREDNIO
REDAKCJA: [email protected]
REDAKTOR NACZELNY: [email protected]
www.rb.waw.pl www.facebook.com/rembertowbezposrednio
Wbrew opiniom niektórych
mieszkańców Rembertów to jed-
na z najbezpieczniejszych sto-
łecznych dzielnic.
RADZIKOWSKI OD KUCHNI
Zważając na charakter mojej pracy, nie często
sięgam w domu po „cukier”, ale mam w zana-
drzu kilka króciutkich, łatwych w przygotowa-
niu deserów, którymi raczę moją rodzinkę. Oto
jeden z nich. Panna Cotta. Bardzo łatwy, może
mało ambitny, ale bardzo proszę o wybaczenie,
„szewc chodzi bez butów”.
Przygotowanie:
Maliny zmiksować, galaretkę rozpuścić wg
przepisu. Połączyć i wyłożyć kubeczki (np.
plastykowe) do około 1⁄4 objętości pojemnicz-
ka. Wstawić do lodówki aż stężeje.
Do miseczki z żelatyną nalać zimnej wody, tak
aby przykryła proszek i pozostawić do spęcz-
nienia.
Do garnka wlać mleko i śmietanę, dodać cu-
kier oraz wanilię/esencję/cukier waniliowy i
podgrzewać, co jaki czas mieszając, dodać
spęczniałą żelatynę, doprowadzić do wrzenia i
zestawić z ognia.
Chwilę przestudzić, aby wcześniej przygoto-
wane maliny nie zmieszały się z kremową bazą
deseru. Rozdzielić na kubeczki po równo. Jak
tylko wystygnie wstawić do lodówki.
Deser będzie gotowy po kilku godzinach, jeże-
li zacznie ładnie odchodzić od kubeczka zna-
czy, że gotowe. Wtedy wyjmujemy z pojemni-
ków (można na chwilkę wstawić do wrzątku,
żeby nie uszkodzić delikatnej konstrukcji).
Oczywiście najlepiej taki deser przygotować
dzień wcześniej. Opcjonalnie, można podawać
z gorącym sosem malinowym (mrożone mali-
ny podgrzewamy w rondelku aż puszczą sok i
polać deser).
Życzę smacznego, Ryszard Radzikowski
Ryszard Radzikowski, właściciel lokalnej firmy cukierniczej przedstawia
swój przepis na coś słodkiego, przygotowywanego w domowym zaciszu
Lista składników potrzebnych do przygoto-
wania deseru (na większą imprezę rodzinną
12 porcji):
6 łyżeczek żelatyny, w zależności czy
chcemy bardziej czy mniej ścisłą konsy-
stencję,
galaretka malinowa,
laska wanilii, można użyć też esencji lub
po prostu cukru waniliowego,
szklanka śmietanki,
szklanka mleka,
150g cukru,
opakowanie malin.
Fot. R. Radzikowski
5 Październik 2014 Gazeta Rembertów Bezpośrednio nr 1
KOMIKS (CZ.2) Agata Torenc KOCHAJ ZWIERZĘTA
Rembertów jest dzielnicą, w której żyje bardzo
wiele psów i kotów – tych domowych i tych
bezdomnych lub wolnożyjących.
Panie Doktorze, na co chciałby Pan zwrócić
szczególną uwagę czytelników, jeśli chodzi o
opiekę nad pupilami?
Profilaktyka to jest rzecz, na którą chciałbym
szczególnie uczulić. Często pojawiamy się w
gabinecie lekarza weterynarii dopiero wtedy,
kiedy zwierzę choruje. To duży błąd, który po-
pełniają opiekunowie zwierzaków nie tylko w
Rembertowie. Należy regularnie, co najmniej co
pół roku pojawić się z pupilem w gabinecie na
rutynowym „przeglądzie”. Jeśli okaże się, że
pojawiają się niepokojące objawy, takie jak
spadek wagi, kamień nazębny, pogorszenie kon-
dycji sierści, infekcje, warto wykonać badania
diagnostyczne krwi i moczu.
Co jeszcze rozumiemy przez profilaktykę?
Poprzez profilaktykę rozumieć możemy rów-
nież stosowanie odpowiednich preparatów w
celu zabezpieczenia pupila przed pasożytami,
np. inwazją kleszczy. Panuje błędne przekona-
nie, że jest to koniecznie wyłącznie w miesią-
cach letnich, tymczasem pasożyty te pozostają
w okresie aktywności praktycznie przez cały
rok, z wyłączeniem 2-3 miesięcy zimowych.
Kleszcze bytują głównie w trawie, nie – jak
często myślimy – na drzewach. Dlatego bez
odpowiedniej ochrony, niebezpieczny dla nasze-
go pupila może stać się zwykły przydomowy
trawnik. Wśród najczęściej występujących cho-
rób odkleszczowych możemy wymienić babe-
szjozę, boreliozę i odkleszczowe zapalenie mó-
zgu, jednak groźnych drobnoustrojów przeno-
szonych przy ugryzieniu kleszcza jest dużo wię-
cej. Objawy tych chorób są w początkowym
stadium trudne do zaobserwowania, a w póź-
niejszych – niestety znacznie zmniejsza się
szansa na wyleczenie. Dlatego właśnie profilak-
tyka jest tak istotna. Ochrona zwierzaka przed
pasożytami to również regularne odrobaczanie,
które należy wykonywać co trzy miesiące. To
istotne, by nieproszeni goście nie zdążyli na
dobre zagościć w organizmach naszych pupili.
Jeśli tak się stanie, pełne opanowanie inwazji
pasożytów jest trudniejsze i wymaga wielokrot-
nych powtórzeń podawania leków, co w oczy-
wisty sposób wpływa na organizm psa czy kota.
A jak kształtuje się kwestia sterylizacji zwierząt
domowych na terenie Rembertowa? Czy miesz-
kańcy często korzystają z takiej możliwości?
Tak, muszę powiedzieć, że na przestrzeni lat
znacznie wzrosła liczba opiekunów, którzy
przyprowadzają pupila na kastrację. Niezdecy-
dowanych zawsze staramy się namawiać na to
rozwiązanie z wielu względów. Przede wszyst-
kim, z powodów zdrowotnych. Sterylizacja w
zdecydowany sposób zapobiega częstym – nie-
stety – nowotworom sutków u kotek i suczek,
szczególnie tych, którym długotrwale podawane
są antykoncepcyjne leki hormonalne. Wykonu-
jąc zabieg, pozbywamy się także problemu ro-
pomacicza, które zagraża życiu zwierzęcia i
wymaga nagłej interwencji chirurgicznej oraz
długotrwałej rekonwalescencji. Analogicznie, u
zwierząt płci męskiej, kastracja zapobiega roz-
wojowi nowotworów prostaty.
Należy pamiętać, że w każdym roku kalenda-
rzowym istnieją wyznaczone okresy czasu, w
których możemy skorzystać z darmowych stery-
lizacji na koszt miasta.
Wspomina Pan o nadpopulacji zwierząt. Jak
wygląda sprawa w Rembertowie?
Koty wolnożyjące, bo to ich właśnie dotyczy
kwestia dokarmiania, funkcjonują na terenie
naszej dzielnicy – podobnie jak w innych rejo-
nach Warszawy. Są stale pielęgnowane przez
karmicielki zapewniające im również opiekę
weterynaryjną, w tym też sterylizację. Otrzymu-
ją one wsparcie z Urzędu Dzielnic w zakresie
karmy i talonów na sterylizację. Sytuacja jest
więc – można powiedzieć – pod kontrolą.
Jeśli mowa o bezdomności, jak powinniśmy
zabezpieczać naszych pupili przed zaginię-
ciem?
Przede wszystkim, konieczne jest czipowanie
zwierząt. Tu również możemy skorzystać z or-
ganizowanych akcji darmowego czipowania –
także w naszej przychodni na Dziewosłęby 19.
W tym roku akcja już ruszyła i będzie trwała do
15 grudnia, także zapraszamy. To ważne, by
pies lub kot – kiedy zaginie – mógł zostać zi-
dentyfikowany przez odpowiednie służby, jak
(Ciąg dalszy na stronie 7)
Profilaktyka przede wszystkim
Z Piotrem Kubiakiem, właścicielem
lecznicy przy ul. Dziewosłęby 19 w
Rembertowie - rozmawia Agniesz-
ka Nowakowska
RE
KL
AM
A
Fot. Ł.Matulewicz
6 Październik 2014 Gazeta Rembertów Bezpośrednio nr 1
KOCHAJ ZWIERZĘTA
Hodowlą gołębi „zaraził” mnie mój świętej
pamięci dziadek Władysław. Odkąd tylko
pamiętam gołębie były na naszym podwórku.
Dziadek trzymał gołębie dla przyjemności, jak
większość ludzi w tamtych czasach. Pamię-
tam, że jego stado liczyło około 50 szt i cie-
szyło się wolnością latając w naszym obejściu
i wysoko na niebie. Dziadek posiadał gołębie
potocznie nazywane bocianami. Były to białe
szlachetne gołębie zbudowane proporcjonal-
nie na długiej głowie z białymi dziobami i
łapciami (piórami) na nogach. Cechowała je
bardzo dobra lotność i witalność. Razem z
bocianami latała para czarnych kolorów, któ-
rych jak sama nazwa wskazuje trzymane były
dla koloru. Każdy kto choć trochę interesuje
się gołębiami na pewno jest w stanie wyobra-
zić sobie lot bocianów z czarnym kolorem
majestatycznie latających po niebie. W tam-
tych czasach, zwłaszcza zimą po spierzeniu,
gołębie trzymane na wolnym oblocie często
tak doskonale latały przez 2-3 godziny, że
ginęły w chmurach. Niestety nasz lot spotkał
taki sam przypadek. Pamiętam, że po nakar-
mieniu w południe wypuściliśmy je razem z
dziadkiem. W nocy cały dzień padał śnieg i
wszystko przykryte było białym puchem, a
dzień od rana był piękny i świeciło słoneczko.
Niestety promienie słoneczne odbijane od
śniegu raziły gołębie do tego stopnia, że wzbi-
jały się coraz wyżej o odchodziły coraz dalej
od naszego domu. Ostatecznie straciliśmy cały
lot. Miałem wówczas 6 lat i płakałem jak
bóbr. Część gołębi zostało złapane 25 km od
domu i dziadek je odkupił, reszta jednak zgi-
nęła bez powrotnie. W wieku 10 lat zbudowa-
łem swój pierwszy gołębnik i każdą złotówkę
jaką miąłem przeznaczałem na zakup gołębi.
W przeciwieństwie do dziadka hodowałem
różne rasy takie jak widyny, winery ciemne,
jasne, bociany, kasztany, maściuchy, spance-
ry, krakowiaki, krymki i mewki. Na początku
z kolegami jeździliśmy na rowerach i kupowa-
liśmy gołębie od okolicznych hodowców.
Później gdy byliśmy starsi jeździliśmy na targ
do Falenicy, który w tamtych czasach był kul-
towy dla hodowców gołębi, podobnie jak Ba-
zar Ciuchy gdzie przyjeżdżała cała Warszawa.
Piszę o Falenicy nie bez powodu ponieważ
tam udało mi się kupić parę głębi, których
nigdy wcześniej nie widziałem na oczy, a któ-
re od razu mnie urzekły swoim wyglądem.
Były to Gdańskie Wysokolotne, ale o nich w
następnym artykule.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich hodow-
ców gołębi, hobbystów i miłośników tych
pięknych ptaków.
Gołębie moja pasja Marcin Zadęcki
Członek Warszawskiego Związku
Hodowców Gołębi Rasowych i
Drobiu Ozdobnego i Wiceprezes
Zachodniopomorskiego Klubu Ho-
dowców Gołębi Gdański Wysoko-
lotny
REMBERTOWSKA MASA KRYTYCZNA
TEATR AKT
Teatr Akt jest niezależną grupą tea-
tralną działającą w formie stowarzy-
szenia od 1991 roku. Początkowo zespół
tworzy w dziedzinie teatru pantomimy i teatru
ruchu. Z czasem główną sceną wypowiedzi arty-
stycznej staje się plener i ze spektaklami uliczny-
mi grupa kontynuuje teatralną przygodę podróżu-
jąc do dużych i małych miast i miasteczek w Pol-
sce i za granicą. Domeną wciąż pozostaje sztuka
mimu, gestu, plastycznego obrazu, uzupełniana
elementami cyrku, tańca i wszelkiego rodzaju
akrobacji. Od 2010 siedzibą grupy jest budynek
przy ulicy Łaziebnej 9 na Olszynce Grochow-
skiej, który jest bazą do realizacji teatru objazdo-
wego, a także lokalnych, warszawskich projek-
tów artystycznych. Najbardziej znane z nich to:
Majówka teatralna, przegląd zjawisk teatralnych
Czarna Offca, Legendy Olszynki. Nowością tego
roku było wydarzenie artystyczne otwierające
plażę nad stawem Kozia Górka, poprzedzone
wielomiesięcznymi przygotowaniami terenu. O
wydarzeniach związanych z teatrem informuje
strona www.teatrakt.pl i http://
nakoziejgorce.manifo.com/ dla RB Marek
Rembertów kołem się toczy
Rembertów choć jest częścią ogromnego miasta, to raczej tą po-
mijaną i w przypadku licznych problemów niezauważaną. Jako
aktywny rowerzysta bardzo odpowiedzialnie podchodzę do te-
matu bezpiecznej jazdy. Podróżując z dzieckiem zawsze dbam o
zapięte pasy w foteliku i kask na głowie, po zmroku zawsze uży-
wam wyraźnego oświetlenia, a często zdarza mi się również po-
dróżować w odblaskowej odzieży zwiększającej widoczność na
drodze. Dlaczego o tym piszę. Otóż mimo to, że staram się za-
chować wszystkie dostępne mi środki ostrożności zawsze chcąc
jednośladem pojechać na przejażdżkę poza granice Rembertowa
muszę narazić swoje zdrowie. Bo my rembertowscy rowerzyści
jesteśmy niezauważani i pomijani. Kiedy w Warszawie powsta-
wały dziesiątki, a teraz już setki kilometrów bezpiecznych dróg
rowerowych o Rembertowie nikt nie myślał. Postrzeganie naszej
Dzielnicy doskonale unaoczniła rzeczniczka Zarządu Dróg Miej-
skich, która w wywiadzie dla telewizji powiedziała, że przecież
Rembertów to jest taka specyficzna dzielnica, gdzie ruch samo-
chodów jest na tyle spokojny, że można po niej rowerem jeździć
bezpiecznie - sugerując, że nie ma konieczności budowy dróg
rowerowych w samej dzielnicy. Ale pytanie jest następujące: co
jeśli chcemy z tej spokojnej, cichej i pełnej urokliwych leśnych
tras rowerowych dzielnicy wyjechać?
W roku 2013 powołaliśmy wraz Marcinem Płonką i Dominikiem
Muraszko do życia społeczną inicjatywa, którą na wzór jej star-
szej ogólno - warszawskiej siostry została nazwana Rembertow-
ską Masą Krytyczną. Celem działania powstałej inicjatywy jest
popularyzacja roweru jako środka transportu w dzielnicy, zwró-
cenie uwagi mieszkańców Rembertowa na potrzeby rowerzy-
stów oraz protest przeciw niezadowalającemu stanowi rember-
towskiej infrastruktury rowerowej. Jeśli idąc przez Rembertów
rozejrzymy się dookoła, zobaczymy jak duża część Remberto-
wiaków jeździ rowerami. Nasza dzielnica jest na tyle niewielka
obszarowo, że nawet dla poprawy własnego samopoczucia po-
winniśmy mniej korzystać na co dzień z samochodów, a więcej
podróżować rowerem. Korzystając z roweru zadbamy o środowi-
sko, swoje zdrowie a nawet swój portfel. Popularyzacja jazdy
rowerem w dzielnicy to bardzo ważny, ale tylko jeden z powo-
dów działania Rembertowskiej Masy Krytycznej. Głównym ka-
talizatorem do zawiązania rowerowych społeczników była chęć
poprawienia naszego bezpieczeństwa na co dzień. Od samego
początku skupiliśmy się na najbardziej zaniedbanej kwestii jaką
jest połączenie z warszawską siecią dróg rowerowych. Brak
możliwości bezpiecznego wyjazdu rowerem z dzielnicy uznany
został przeze mnie i potwierdzony przez dołączających do inicja-
tywy kolejnych ochotników za kpinę ze strony warszawskich
władz odpowiedzialnych za rozwój tej sieci na terenie całego
miasta. Zgodnie postanowiliśmy to zmienić. Cel więc był jasny,
środki wybraliśmy bezpośrednie. Na nasze zaproszenie do
wspólnego przejazdu ulicami dzielnicy licznie odpowiedzieli
okoliczni rowerzyści. Pierwszy raz na jesieni zeszłego i kolejny
na wiosnę tego roku przejechaliśmy ulicami blokując ruch samo-
chodowy i zwracając uwagę nie tylko zdziwionych przechod-
niów, ale także miejscowych urzędników. Niesieni chęcią bycia
widocznymi i nieustępliwymi dla miejskich decydentów przygo-
towywaliśmy kolejne akcje protestacyjne nawołujące do budowy
drogi rowerowej wzdłuż ulicy Marsa. Do niedawna Pełnomocnik
Prezydenta m.st. Warszawy ds. Komunikacji Rowerowej na na-
sze pytania o przewidywany termin powstania drogi dla rowerów
na wskazywanym przez nas odcinku ulicy Marsa twardo odpo-
wiadał że nie ma w budżecie wystarczających środków na rozpo-
częcie prac, a w kolejce są ważniejsze inwestycje. Jednak ostanie
słowa, ze skierowaną do nas prośbą o garść cierpliwości ponie-
waż rozpoczęły się przygotowania do tej inwestycji wlały w na-
sze serca morze nadziei, że prowadzone przez nas akcje dążą ku
dobremu.
Do zobaczenia na rowerze!
Paweł Prusakiewicz opowiada o problemach rem-
bertowskich rowerzystów oraz o społecznej inicja-
tywie jaką jest Rembertowska Masa Krytyczna
Wszystkich zapraszamy serdecznie w nie-
dzielę 5. października o godzinie 13 na
wspólny przejazd rembertowskimi ulicami.
III Rembertowska Masa Krytyczna ruszy z
terenów zielonych u zbiegu ulic Kordiana i
Strażackiej. Pokonamy wspólnie 16 km trasę
po ulicach Rembertowa.
Fot. Izabelkowa
Fot. Marcin Zadęcki
7 Październik 2014 Gazeta Rembertów Bezpośrednio nr 1
ZWIERZĘTA ZŁOMBOL 2014
OPOWIADANIE REMB-Z
PIKNIK
Wolfke po ostatnim dniu kwarantanny wrócił do
domu, zjadł kolację, obejrzał serwis informacyj-
ny, wziął kąpiel i poszedł spać. Nigdy więcej się
nie obudził. Przynajmniej świadomie. Tytania
zaczęła powielać swój kod DNA w organizmie
badacza w tempie porównywalnym z namnaża-
niem się komórek ludzkiego płodu. Przejęła
kontrolę nad metabolizmem całego ciała. Wnik-
nęła w organy, które zaczęły funkcjonować na
jej warunkach. Ostatecznie wniknęła w komórki
mózgowe pozostawiając nienaruszone jedynie
takie części jak móżdżek czy pień mózgu.
Wszelkie odruchy, pamięć, doświadczenia i jaźń
zostały zdominowane przez śmiercionośną broń.
Możliwe, że nie doszłoby do tragedii, gdyby
zarażony naukowiec zobaczył, co wirus robi ze
Jeż i ptasie mleczko ®
Na pożegnanie lata Urząd Dzielnicy zorganizował
piknik rodzinny z mnóstwem atrakcji dla dzieci.
Dmuchane zjeżdżalnie, trampoliny, malowanie
buziek, gry i zabawy. Wszystko to co dzieci lubią
najbardziej. Nie zabrakło tam również nas! Zro-
biliśmy dla Was lemoniadę. Dla każdego dziecka,
bo łącznie przygotowaliśmy ponad 3.000 kubków
tego napoju. Naszą maskotką dla dzieci był Jeż
Marcin, który rozdawał wedlowskie ptasie mlecz-
ko ® przyniesione przez Cezarego Sowińskiego.
Oprócz lemoniady i słodkości Rembertów Bezpo-
średnio w swoim żółtym namiocie zorganizował
malowanie buziek i robienie bransoletek. Była też
ścianka do robienia śmiesznych zdjęć. Na pikni-
ku nie zabrakło również występów zespołów dzie-
cięcych i młodzieżowych. Odbył się również
turniej o Puchar Burmistrza Rembertowa piłki
plażowej. Pogoda tego dnia była wspaniała. Gorą-
co i słonecznie. Godne pożegnanie lata!
Marcin Płonka
Człowiek orkiestra w Rembertów Bez-
pośrednio - opowiada o pikniku ro-
dzinnym zorganizowanym przez
Urząd Dzielnicy Warszawa Rember-
tów
Ludzkości coś znowu poszło nie tak. I tym ra-
zem wyjątkowo paskudnie.
Od wieków ubóstwiano kult oręża. Gdy Kain
odkrył, że kamieniem można zabić o wiele sku-
teczniej niż gołymi rękoma kolejne pokolenia
udoskonalały swoje śmiercionośne odkrycia.
Brąz pobił kamień, żelazo brąz, stal żelazo i tak
dalej. Im broń stawała się doskonalsza, tym bar-
dziej zyskiwała na swojej powszechności. Tań-
sza w produkcji, upraszczana w obsłudze, gene-
rująca nowe ścieżki jej rozwoju. Twór idealny.
Gdy Ziemia zaczęła nosić na swoim padole wię-
cej istnień, prosta broń przestała dawać możli-
wości panowania nad większą rzeszą dusz. Na-
poleon muszkietami pobił joannitów walczących
mieczami. Brytyjczycy swoją bronią palną
stłamsili Zulusów. Fronty I Wojny Światowej
obleczone zostały sarinem. Hiroszima i Nagasa-
ki poczuły potęgę atomu. Ale proch i energia
kinetyczna były nadal niedoskonałe – wymagały
technologii, udziału ludzi i olbrzymiej planisty-
ki. Od kiedy badania nad ludzkim DNA przybra-
ły na sile pod koniec XX wieku, ludzkości wy-
marzyło się zabijanie za pomocą czegoś niewi-
docznego. Czegoś o wiele bardziej skutecznego i
śmiercionośnego niż czołgi, latające fortece i
pułki piechoty. Wirusy.
Ludzie widzieli, czego może dokonać ebola,
wąglik, czarna ospa czy różne odmiany grypy.
Cichy, podstępny, przeskakujący z człowieka na
człowieka zabójca. Mały chochlik cierpienia i
okrzyków bólu. Koszty produkcji niskie, nieo-
graniczone możliwości, wypuszczony raz teore-
tycznie nie znał granic swojego zasięgu geogra-
ficznego. Nie potrzebował paliwa do przemiesz-
czania się, ani sprzętu komputerowego do bycia
sterowanym. Jednocześnie będący nieobliczal-
nym kodem DNA, który nie znał systemu rozpo-
znawania „wróg-przyjaciel”. Jednakże ludzkość
nie patrzyła na negatywne strony zastosowania
wirusów w działaniach bojowych, a jeśli już to
jedynie w zakresie błędu statystycznego dla ca-
łej populacji ludzkiej.
W 2018 r. w jednym z europejskich laborato-
riów dr Wolfke, światowej sławy specjalista
wirusolog, stworzył coś nowego. Kolejny mor-
derczy wirus został powołany do życia w steryl-
nym i cichym kompleksie badawczym położo-
nym w południowej Austrii. Badania od począt-
ku były objęte klauzulą tajności, więc nie istnia-
ła możliwość ingerencji komisji etycznych, ad-
ministracji rządowej i fanatycznych grup eko-
terrorystycznych. Wirus był w odczuciu Wolfke-
go był jedynie tworem, wynikiem zabaw czło-
wieka z konfigurowaniem kwasu deoksyrybonu-
kleinowego i nie planował zagłady ludzkości.
Był wizjonerem, którego marzeniem było stwo-
rzenie wirusa zdolnego pomagać ludziom, a nie
ich masowo tępić. Od lat badał możliwości wy-
korzystania tych tworów w walce z rakiem, cho-
robami neurologicznymi czy nawet chorobami
psychicznymi. Oczywiście nic nie przebiegało
łatwo, dodatkowo trafiał na mur innych naukow-
ców, którzy twierdzili, że oszalał. W takich sytu-
acjach Wolfke odpowiadał: "Hamlet był szaleń-
cem? Nie. Znalazł się w trudnej sytuacji." Ba-
dacz chciał dopiąć swego i był blisko.
Odkryty przez niego wirus, któremu nadano
oznaczenie laboratoryjne PPF-1904-W, posiadał
specyficzną cechę - wnikał w komórki, lecz nie
niszczył ich. Wchodził z nimi w symbiozę, któ-
rej efektem było wzmocnienie odporności ko-
mórki oraz wyraźne zmiany w jej metabolizmie.
Dotychczas nie zbadano, jakie korzyści z tego
powiązania zyskiwał wirus, lecz było to jedynie
kwestią czasu. Nauka otrzymała nowe okno na
świat, a PPF-1904-W był zaledwie pierwszym
podmuchem wiatru. Gussen, wielki wielbiciel
szekspirowskiej twórczości, nazwał swój twór
Yorickiem.
Pół roku później Wolfke stworzył nowy szczep
Yoricka - PPF-1905-W1. Wirus nadal nie wyka-
zywał agresywnej ekspansywności kodu DNA w
strukturze komórki. Czuł też narastającą frustra-
cję, ponieważ nie mógł uzyskać metody pozwa-
lającej na sprawdzenie zmian zachodzących w
samym szczepie. Badacz doskonale wiedział, że
nie można ufać czemuś, co było spokrewnione z
grypą. Nad frustracją przeważała aktualnie fa-
scynacja. Komórka wolniej się rozpadała.
Wzmocniony metabolizm powodował coś na
zasadzie samooczyszczania komórki z produk-
tów przemiany materii i "zużytych" elementów
DNA. Komórka pozostawała dłużej młoda.
Wolfke wpadł w wir badań i analiz.
Rok po stworzeniu pierwszego szczepu Austriak
popełnił błąd. Nieświadomie, jednak miał on
uderzyć praktycznie w każdego człowieka na
Ziemi. Zmęczony i roztargniony przez ciągłą
pracę uszkodził probówkę z udoskonalonym
szczepem, który nazwał Tytanią. Tytania bardzo
szybko wchodziła w interakcję z komórkami
człowieka i czas od momentu zarażenia do chwi-
li pełnej symbiozy wynosił dwanaście godzin.
Momentalnie został objęty procedurami awaryj-
nymi, poddał się badaniom i kwarantannie. Nie
wykryto u niego żadnych negatywnych zmian. A
Tytania zaatakowała znienacka.
Łukasz Grabek
Nyski, tam zabawa trwała non-stop, bo kie-
rowca miał dużo zmienników. Na przyszły
rok też wyszykujemy Nysę. Po drodze budzi-
liśmy sensację. Poważnie. W Monako nikt nie
patrzył na jachty tylko na wózki z PRLu, a w
Modenie zaparkowaliśmy przy muzeum Fer-
rari i... mało kto z turystów fotografował
czerwone bolidy!
Policja? Tylko w Saint Tropez - odwiedzili-
śmy żandarmów, do komisariatu była kolejka.
Kto wzbudził największy szacunek? Chłopak
na SHLce z lat 60. Jechał z Zamościa, ale
zanim dojechał na start do Katowic, wpadł po
kumpli do Szczecina - dołożył do dystansu
dodatkowe 1500 km.
Za rok? Wiadomo!
(Ciąg dalszy ze strony 3)
Straż Miejska (Ekopatrol), czy personel
schronisk lub lecznic. Zaczipowane zwierzęta
znajdują się w ogólnej bazie, dzięki której w
razie ucieczki czy zagubienia, właściciel zo-
stanie powiadomiony, a zwierzak uniknie
bezdomności lub stresującego pobytu w
schronisku.
Po drugie, przypinajmy oczywiście zwierzę-
tom do obroży adresatkę: breloczek z wpisa-
nymi danymi właściciela.
Nie mógłbym nie wspomnieć także o monto-
waniu siatek w oknach przez opiekunów ko-
tów, szczególnie w mieszkaniach, które znaj-
dują się na wyższych piętrach.
(Ciąg dalszy ze strony 5)
Przychodnia Weterynaryjna
Rembertów
Ul. Dziewosłęby 19
czynne: pon –pt. 8.00 –20.00
tel. 501 133 154
lek. wet Piotr Kubiak
lek. wet Jacek Madejski
Fot. Ł.Matulewicz
O G Ł O S Z E N I E
8 Październik 2014 Gazeta Rembertów Bezpośrednio nr 1
1. Ulica jak planeta
2. Protestuje na kwadratowych kołach
3. Na czele Ratusza
4. Skasowana stacja
5. Inaczej szyszak
6. Wilgotna ulica (2 słowa)
7. Rembertowska Wieża Babel
8. Flagowa ulica
9. Komfortowa część Rembertowa
10. Rembertowski bieg
11. Potrzebny maluchom
12. Dawne kino w Rembertowie
13. Ciągle zamknięty
14. Dzielą Stary i Nowy
15. Nie ma na skrzyżowaniach w Rem-
bertowie
16. Codziennie przy przejeździe
17. Inaczej uczelnia
18. Rembertowskie ogrody mieszkanio-
we
19. Brakuje pod torami
20. Legendarny bazar
21. Parkują w rembertowskim parku
Oprac. Małgorzata Sierzpowska
i Marcin Płonka
OPOWIADANIE
złożonym organizmem. Badacz nie miał możliwości
sprawdzenia oddziaływania wirusa na wszelkie komór-
ki w ciele człowieka. Potrzebował żywych obiektów
doświadczalnych, ponieważ z martwymi wirus nie
wchodził w jakiekolwiek reakcje i obumierał w ciągu
kilkunastu minut. Austriak nie mógł wiedzieć, jak Ty-
tania wpływa, między innymi na szare komórki czło-
wieka i jaką ma to destruktywną specyfikę. Wolfke nie
mógł także wiedzieć, że jego dzieło uaktywnia się w
pełni w złożonym organizmie, a jej możliwości dalsze-
go rozprzestrzeniania się są wtedy spotęgowane. Zara-
żenie jednego człowieka przez drugiego poprzez wy-
mianę płynów ustrojowych zachodziło w ciągu kilku
minut.
Wolfke spał niespokojnie kilka godzin po czym otwo-
rzył oczy, które nie widziały tego, co normalnie mógł-
by zobaczyć zdrowy mózg. Po prostu egzystował za-
wieszony między śmiercią człowieczeństwa a życiem
organizmu. Tytania mówiła jedno - zarażaj i rozprze-
strzeniaj się.
Bezwolne ciało Wolfkego wybiegło z domu i raniło
zębami oraz paznokciami mieszkającego w sąsiedztwie
emerytowanego prawnika. Obaj ruszyli w obłąkanym
biegu przed siebie. Kolejne osoby padały ich ofiarami,
a te powstawały i ruszały dalej za wewnętrznym krzy-
kiem Tytanii.
Władze Austrii początkowo uznały serię ataków za
rozprzestrzeniające się zamieszki wywoływane przez
niechętne rządowi środowiska neonazistowskie, które
od jakiegoś czasu prowadziły kampanię przeciwko
rzekomym lewakom rządzącym krajem. Po trzech
dniach liczba zarażonych rosła lawinowo. Ciąg geome-
tryczny nieubłaganie niszczył jedną z najstabilniej-
szych gospodarek Europy. Gdyby władze Austrii wie-
działy, że dla zarażonych nie ma już szans odratowania
i wydałyby rozkaz użycia broni, prawdopodobna liczba
ofiar byłaby o wiele mniejsza niż w ciągu najbliższych
czterech miesięcy.
I nie doszłoby do światowej pandemii sprowadzającej
ludzkość w najlepszym wypadku do XIX wieku. W
ciągu czterech miesięcy ludzkość praktycznie wymarła,
a nowe miejsce na szczycie łańcucha pokarmowego
zajęli zarażeni błąkający się bez celu po Ziemi dopóki
nie natrafiali na żywe istoty. Oczywiście ludzkość nie
byłaby sobą, gdyby nie miała w sobie takie samego
zapału do przetrwania najgorszego tak samo jak do
wzajemnego zabijania się. W wielu miejscach ocalali
organizowali się w różnych miejscach, najczęściej
dzięki trzeźwemu myśleniu wojskowych lub sił poli-
cyjnych. Niestety pomimo tytanicznych wysiłków wie-
le placówek upadało, a zaledwie niektóre potrafiły
przetrwać najgorsze początki tworząc silne enklawy
względnego spokoju pośród oceanu chaosu. Pentagon
w USA, bazy polarne na Antarktydzie czy południowa
Kamczatka były niektórymi z nich, ale były jedynie
skupiskami pozostałości ludzkości. Każdy teren, który
mógł odgrodzić ludzi od zarażonych dzięki barierom
naturalnym lub konstrukcyjnym dawał możliwość prze-
trwania. W Polsce ostało się kilkanaście skupisk. Za-
mek w Malborku i inne podobne twierdze znowu stały
się czyimś domem. Bazy wojskowej w większości za-
mieniły się w ponure cmentarzyska, ale i kilka spośród
nich dawało schronienie kilku tysiącom uchodźców.
Na terenie Rembertowa, dzielnicy Warszawy, ludzie
odruchowo uciekali w kierunku terenu Akademii Obro-
ny Narodowej. Może powodem była świadomość, że
posiada mur, który odetnie ich od szalejących zombie
lub stwierdzenie, że tam, gdzie są wojskowi będzie
bezpieczniej.
Dzięki szybkiej reakcji dowódców przebywających na
terenie AON udało zorganizować się ewakuację oko-
licznej ludności i odeprzeć zmasowane ataki zarażo-
nych. Ściągnięto jak najwięcej sprzętu pancernego z
pobliskiej bazy w Wesołej i żołnierzy, w tym żandar-
mów, którzy na szczęście ćwiczyli na poligonie. Straty
podczas walk były dotkliwe, ale udało zabezpieczyć się
newralgiczne punkty całego terenu. Wszystkie bramy,
luki w ogrodzeniach i murach oraz niezabezpieczone
przejścia doczekały się wymaganych napraw i wzmoc-
nień. Początkowe przeróbki były dość improwizowane,
jednak po miesiącu zamieniły się w solidne granice
wskazujące, kto pozostaje po danej stronie umocnień.
Główna brama, najsilniej strzeżona, zamieniła się w
potężną barierę obronną. Zawsze zabezpieczona trzema
czołgami i kilkoma drużynami piechoty. W miejsce
górujących nad bramą orłów pojawiły się wieże obser-
wacyjne. Przyległy budynek przemieniono w bunkier z
dwoma lekkimi karabinami maszynowymi. Pozostałe
przejścia zamknięto na głucho, zaspawano i obwarowa-
no złomem i wrakami samochodów. Pojazdy z parku
militarnego, będącego ozdobą zielonego zakątka,
wzmacniały swoją masą mury i służyły za stanowiska
obserwacyjne. Sytuacja była opanowana w pierwszej
fazie. Na terenie AON schronienie znalazło dwa i pół
tysiąca cywilów i pięciuset wojskowych.
Kolejną fazą było ustalenie nowego porządku, aby
przerażeni i zdezorientowani ludzie nie pozabijali się
wzajemnie. Władzę oficjalnie sprawowali generałowie
tworzący Sztab. Stworzyli regulaminy i procedury ma-
jące zabezpieczyć wszystkich ocalałych. Kary za prze-
stępstwa były drakońskie i konsekwentnie stosowane.
Stworzono listę zapotrzebowania na żywność, materia-
ły, uzbrojenie, paliwo i inne elementy, które mogły
pozwolić nowej społeczności utrzymać się przy życiu
dłużej niż kilka miesięcy.
Cywilom przydzielone zostały prace związane przede
wszystkim produkcją żywności, a specjalistom posia-
dającym fach w ręku nadano obowiązki utrzymania
niezbędnej do życia infrastruktury. Od tej pory były
kierownik zakładu, księgowa czy malarz uprawiali wa-
rzywa lub wypiekali chleb, natomiast murarz czy elek-
tryk zajmowali się tym, co potrafili najlepiej.
Wojskowi otrzymali rozkazy w postaci zabezpieczania
bazy i wypraw poza jej teren w celu pozyskiwania,
między innymi żywności, paliwa lub materiałów bu-
dowlanych. Armia, która była średnio wyszkolona mu-
siała doszkolić się w boju i żegnać kolejnych pole-
głych, których nie dawało się nawet pogrzebać z hono-
rami. Jedno ukąszenie powodowało utratę przyjaciela i
kompana z jednostki. Morale jednak utrzymywało się
na dość wysokim poziomie, a wszyscy wojskowi żarto-
wali, że to dzięki niemieckim Leopardom stojącym za
ich plecami.
Od momentu ustanowienia bezpiecznej placówki na
terenie AON nawiązano łączność z dwoma identyczny-
mi placówkami na terenie Pustelnika przy trasie krajo-
wej numer 637 oraz twierdzą w Modlinie. Milczały
pobliskie lotniska, a sama Warszawa sprawiała wraże-
nie martwej, gdy radiooperatorzy wyłapywali jedynie
jednostajne szumy.
W swoim rejonie AON był największą placówką ocala-
łych i dawał możliwości zbudowania częściowej sa-
mowystarczalności.
Ale nie oznaczało to, że był totalnie bezpiecznym miej-
scem, w którym żyło się sielankowo. Noc w noc pod
murami chodziły setki zarażonych, do których ostatecz-
nie nie strzelano, ponieważ huk broni ściągał kilkudzie-
sięciu nowych. Żołnierze całymi godzinami widzieli
zmasakrowane postaci drepczące w miejscu lub uderza-
jące bezskutecznie całymi ciałami w potężne bramy
AON. Załogi czołgów nerwowo oczekiwały na ewentu-
alne wtargnięcie zombie. Leopardy były ostatnią linią
obrony. Potem byłyby już nieskuteczne, gdyby fale
żywych trupów rozbiegły się po całym terenie bazy.
A życie, zgodnie ze wszelkimi prawami wszechświata,
zawsze mogło nabruździć w najmniej oczekiwanym
momencie...
c.d.n.
KRZYŻÓWKA Z HASŁEM
R E K L A M A