403
Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1988 HEMINGW Przełożyli Mira Michałowska Jan Zakrzewski Bronisław Zieliński Tytuł oryginału THE FIRST FORTY-NINE STORIES Okładkę i strony tytułowe projektował JAN NIKSIŃSKI Przedmowa autora\ Pierwsze cztery opowiadania są ostatnimi, jakie napisałem. Dalsze na- stępują w takim porządku, w jakim zostały pierwotnie opublikowane. Pierwszym moim opowiadaniem było W Michigan, napisane w Paryżu w roku 1921. Ostatnim jest Stary człowiek przy moście, przetelegrafowany z Barcelony w kwietniu 1938. Oprócz Piątej kolumny napisałem Morderców, Dzisiaj jest piątek. Dzie- sięcioro Indian, część Słońce też wschodzi i jedną trzecią Mieć i nie mieć w Madrycie. Madryt był zawsze dobrym miejscem do pracy. Tak samo Paryż, a w chłodnych miesiącach Key West na Florydzie i rancho pod Cooke City w Montanie, Kansas City, Chicago, Toronto i Hawana na Kubie. Niektóre inne miejsca nie były takie dobre, ale może to my nie byliśmy tacy dobrzy, kiedyśmy w nich przebywali. W tej książce są żne rodzaje opowiadań. Mam nadzieję, że znajdzie- cie takie, które wam się spodobają. Odczytując je na nowo, widzę, że poza tymi, co osiągnęły pewien rozgłos — tak że nauczyciele szkolni włączają je do zbiorów opowiadań, które muszą kupować ich uczniowie, co spra- wia, że człowiek czyta je zawsze z lekkim zakłopotaniem i zastanawia się, czy naprawdę je napisał, czy może gdzieś usłyszał — najbardziej lubiłem Krótkie szczęśliwe życie Franciszka Macombera, W innej krainie. Wzgórza jak białe słonie. Taki już nigdy nie będziesz. Śniegi Kilimandżaro, Jasne, dobrze oświetlone miejsce oraz opowiadanie pod tytułem Światło życia, które nigdy nie podobało się nikomu poza mną. I jeszcze kilka innych. Bo gdyby się ich nie lubiło, nie dałoby się ich publikować.

Hemingway Ernest - 49 Opowiadań

  • Upload
    philon7

  • View
    32

  • Download
    7

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Opowiadania Hemigway

Citation preview

  • Pastwowy InstytutWydawniczyWarszawa1988

    HEMINGW

    Przeoyli

    Mira MichaowskaJan ZakrzewskiBronisaw Zieliski

    Tytu oryginauTHE FIRST FORTY-NINE STORIES

    Okadk i strony tytuowe projektowaJAN NIKSISKI

    Przedmowa autora\

    Pierwsze cztery opowiadania s ostatnimi, jakie napisaem. Dalsze na-stpuj w takim porzdku, w jakim zostay pierwotnie opublikowane.

    Pierwszym moim opowiadaniem byo W Michigan, napisane w Paryuw roku 1921. Ostatnim jest Stary czowiek przy mocie, przetelegrafowanyz Barcelony w kwietniu 1938.

    Oprcz Pitej kolumny napisaem Mordercw, Dzisiaj jest pitek. Dzie-sicioro Indian, cz Soce te wschodzi i jedn trzeci Mie i nie miew Madrycie. Madryt by zawsze dobrym miejscem do pracy. Tak samoPary, a w chodnych miesicach Key West na Florydzie i rancho podCooke City w Montanie, Kansas City, Chicago, Toronto i Hawana naKubie.

    Niektre inne miejsca nie byy takie dobre, ale moe to my nie bylimytacy dobrzy, kiedymy w nich przebywali.

    W tej ksice s rne rodzaje opowiada. Mam nadziej, e znajdzie-cie takie, ktre wam si spodobaj. Odczytujc je na nowo, widz, e pozatymi, co osigny pewien rozgos tak e nauczyciele szkolni wczajje do zbiorw opowiada, ktre musz kupowa ich uczniowie, co spra-wia, e czowiek czyta je zawsze z lekkim zakopotaniem i zastanawia si,czy naprawd je napisa, czy moe gdzie usysza najbardziej lubiemKrtkie szczliwe ycie Franciszka Macombera, W innej krainie. Wzgrzajak biae sonie. Taki ju nigdy nie bdziesz. niegi Kilimandaro, Jasne,dobrze owietlone miejsce oraz opowiadanie pod tytuem wiato ycia,ktre nigdy nie podobao si nikomu poza mn. I jeszcze kilka innych.Bo gdyby si ich nie lubio, nie daoby si ich publikowa.

  • Copyright for the Polish edition byr.iiT-lwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 1964

    ISBN 83-06-01585-1

    Tom ten jest penym polskim wydaniem Hemingwayowskiego zbioru opowiada th/-First Forty-Nine Stories (49 opowiada), z ktrych cz ukazaa si pt. niegi Kilimandaroi inne opowiadania (1958), a cz pt. Rogi byka (1962).

    Podajc tam, gdzie musimy poda, robic to, co musimy robi,i ogldajc to, co musimy oglda, stpiamy i wyszczerbiamy narzdzie,ktrym piszemy. Ale wol je mie powyginane i stpione i czu, e muszje znowu wyostrzy, wyku we waciwy ksztat i przecign po osece i wiedzie, e mam o czym pisa ni eby byo pikne i byszczce, a jaebym nie mia nic do powiedzenia, albo eby byo gadkie i dobrze na-oliwione w schowku, ale nie uywane.

    Teraz ju trzeba wzi si znw do ostrzenia. Chciabym poy dosta-tecznie dugo, aby napisa jeszcze trzy powieci i dwadziecia pi opo-wiada. Znam kilka wcale niezych.

    1938

    Ernest Hemingway

    Krtkie szczliwe ycieFranciszka Macombera

    Bya ju pora obiadowa i wszyscy siedzieli pod podwjnym, zielonymskrzydem namiotu-jadalni, udajc, e nic si nie stao.

    Napijecie si lemoniady czy soku z grejpfruta? spyta Macomber.

    Ja prosz whisky odpar Robert Wilson.

    Ja te. Musz si napi czego mocnego powiedziaa ona Ma-combera.

    Myl, e to bdzie najlepsze zgodzi si Macomber. Niech panmu kae przygotowa trzy whisky.

    Usugujcy boy ju si do tego zabra; wydoby butelki z pciennychworkw do chodzenia, kroplicie zapoconych na powiewie, ktry prze-nika midzy drzewa ocieniajce namioty.

    Ile powinienem im da? spyta Macomber.

    Funt bdzie a nadto powiedzia Wilson. Nie trzeba ich psu.

    Przewodnik to rozdzieli?

    Oczywicie.

    Przed p godzin Franciszek Macomber przyby w triumfie do swegonamiotu, niesiony od skraju obozowiska na rkach i ramionach przez

  • kucharza, boyw, oprawiaczy i tragarzy. Nosiciele broni nie wzili udziauw tej manifestacji. Kiedy krajowcy postawili go na ziemi przed wejciemdo namiotu, ucisn im wszystkim donie, przyj powinszowania, a po-tem wszed do rodka, siad na ku i pozosta tak, pki nie przysza jegoona. Nie odezwaa si do niego, a on zaraz wyszed, aby obmy sobietwarz i rce w stojcej na zewntrz przenonej umywalni, i zasiad w wy-godnym pciennym fotelu, obok namiotu-jadalni, gdzie by przewiewi cie. . .', i,

    No, ma paa swojego lwa powiedzia Robert Wilson. I to do-skonaego. , , .; , .,;;

    Pani Macomber rzucia szybkie spojrzenie Wilsonowi. Bya niezmiernie

    przystojn, wypielgnowan kobiet; uroda i pozycja towarzyska przy-niosy jej przed piciu laty pi tysicy dolarw jako zapat za zgod nafirmowanie wraz z fotografi reklam pewnego kosmetyku, ktregonigdy nie uywaa. Od jedenastu lat bya on Franciszka Macombera.

    Dobry ten lew, prawda? spyta Macomber. Teraz ona spojrzaana niego. Spojrzaa na obu tych mczyzn tak, jakby ich nigdy dotd niewidziaa.

    Uwiadomia sobie, e jednemu z nich, Wilsonowi, zawodowemu my-liwemu, nigdy dotychczas nie przypatrzya si naprawd. By redniegowzrostu, mia jasnoblond wosy, szczeciniasty ws, bardzo rumian twarzi niesychanie zimne, niebieskie oczy, a w ich kcikach delikatne, biaezmarszczki, ktre zwieray si wesoo, gdy si umiecha. Umiechn sido niej w tej chwili, a ona przeniosa wzrok z jego twarzy na ramiona opa-dajce pod lun bluz, na ktrej cztery due naboje tkwiy w tulejkachtam, gdzie zwykle jest lewa grna kiesze potem na wielkie, ogorzaerce, stare spodnie i bardzo brudne buty i znowu na rumian twarz. Przyj-rzaa si miejscu, gdzie zapieka ogorzao koczya si bia lini, zna-czc krg pozostawiony na czole przez kapelusz, ktry teraz wisia najednym z kokw u pala podtrzymujcego namiot.

    No, za tego lwa! powiedzia Robert Wilson.

    Znowu umiechn si do niej, a ona bez umiechu spojrzaa badawczona ma.

    Franciszek Macomber by bardzo wysoki, wietnie zbudowany, jeelinie bra pod uwag nadmiernie dugich koci; ciemne wosy nosi krtkoprzystrzyone, usta mia raczej wskie i uchodzi za przystojnego. Ubra-ny by w taki sam strj do polowa afrykaskich jak Wilson, tyle e

  • nowy;

    mia lat trzydzieci pi, utrzymywa si w doskonaej formie, osigndobre wyniki w sportach, pobi kilka rekordw rybackich i wanie do-piero co publicznie okaza si tchrzem.

    Za tego lwa powiedzia. Nie wiem, jak panu dzikowa za to,co pan zrobi.

    Magorzata, jego ona, oderwaa od niego wzrok i znw przyjrzaa siWilsonowi.

    Nie mwmy o lwie powiedziaa. ;

    Wilson spojrza na ni bez umiechu i teraz ona umiechna si do niego.

    Bardzo dziwny dzie cigna.' Czy w poudnie nie powinienpan mie kapelusza na gowie, nawet pod namiotem? Przecie tak mniepan uczy. " 'i

    Mog woy powiedzia Wilson.

    Wie pan, e pan jest bardzo czerwony na twarzy powiedziaai umiechna si-znowu.

    Od picia.

    Chyba nie powiedziaa. Franciszek duo pije, a nigdy nie jestczerwony.

    Dzi jestem sprbowa zaartowa Macomber.

    Nie odpara"? Magorzata. To ja si dzi czerwieni. Ale panWilson jest zawsze czerwony. /

    Widocznie taka rasa powiedzia Wilson. A moe by pani prze-staa mwi na temat mojej urody? /

    Dopiero zaczam. /

    Dajmy z tym spokj. /

    Rozmowa bdzie do trudna powiedziaa Magorzata. /

    Nie bd niemdra, Margot rzek jej m. /

    Nie widz trudnoci powiedzia Wilson. Przecie mamy pierwszo-rzdnego lwa. : /

    Magorzata spojrzaa na nich, a oni zauwayli, e-jest bliska paczu.Wilson od duszego czasu czu, e si na to zanosi, /i' obawia si tego.Macomberowi nie w gowie byy podobne obawy.

    Ach, gdyby to si nie stao! Gdyby to si nie stao! wykrzyknai odbiega do swego namiotu. Niczym nie zdradzia si, e pacze, ale obajwidzieli, jak jej ramiona drgaj pod row przeciwsoneczn koszul.

    Kobietom brak rwnowagi powiedzia Wilson do Macombera. -To nie ma znaczenia. Napite nerwy, i tak dalej.

  • Nie odpowiedzia Macomber. Myl, e to>bdzieju na mnieciyo do koca ycia.

    Bzdura. Golnijmy sobie tego pogromcy olbrzymw powiedziaWilson. Zapomnij pan o tym. Nie ma si czym przejmowa. ;T-

    Mona sprbowa odpar Macomber. W kadym razie niezapomn tego, co pan dla mnie zrobi.

    E tam rzek Wilson. Gupstwo.

    Siedzieli w cieniu, w ktrym rozbito obz pod rozoystymi akacjami;

    w tyle byo usiane gazami urwisko, przed sob mieli poa traw, zbiega-jc do kamienistego potoku, a dalej las. Popijali chodny trunek, uni-kajc nawzajem swojego wzroku, a tymczasem boyowie nakrywali stdo obiadu. Wilson wyczu, e ju wiedz wszystko, i kiedy spostrzeg, eboy Macombera, rozstawiajc talerze, ypie ciekawie na swego pana,

    9

    warkn cos do niego w jzyku suaheli. Chopiec odwrci si stropiony.

    Co pan mu powiedzia? spyta Macomber.

    Nic. eby si rusza, bo ka mu wlepi z pitnacie mocniejszych.

    Czego? Batw?

    To nie jest dozwolone powiedzia Wilson. Powinno si dawaim kary pienine.

    Cigle jeszcze ich bijecie?

    O, tak. Mogliby zrobi chryj, gdyby si chcieli poskary. Ale nieYhc. Wol to od grzywny.\ Dziwne powiedzia Macomber.

    \- Waciwie nie odpar Wilson. A co pan by wola? Dosta po-rzdne rzgi czy straci zarobek? Potem zrobio mu si gupio, e zadato pytanie, i nim Macomber zdy odpowiedzie, rzek:

    Wie pan, kady co dzie dostaje cigi w taki czy inny sposb.I to nie byo bardziej udane. Boe kochany, ale ze mnie dyplomata" pomyla. \

    Tak, dostajemy cigi powiedzia Macomber, wci nie patrzcna niego. Okropnie mi przykro z powodu tego lwa. Ale to .chyba niemusi si rozej? To znaczy, nikt o tym si nie dowie?

    Chce pan zapyta, czy opowiem o tym w klubie Mathaiga? Wil-son spojrza na niego zimno. Tego si nie spodziewa. Wic z niego nietylko cholerny tchrz, ale i cholerne cztery litery pomyla. Nawetgo dosy lubiem do dzisiejszego dnia. Ale co to mona wiedzie z Amery-

  • kaninem?" Nie powiedzia. Jestem zawodowym myliwym. Nigdynie rozmawiamy o naszych klientach. Moe pan by zupenie spokojny.Proba, ebymy nie gadali, uwaana jest za rzecz w zym stylu.

    Doszed teraz do wniosku, e byoby o wiele lepiej odseparowa si.Mgby wtedy jada osobno i czyta ksik przy jedzeniu. Oni jadalibysami. Odtd towarzyszyby im podczas safari w cile oficjalnym cha-rakterze. Jak to mwi Francuzi? Z dystyngowan konsyderacj. Byobyto o wiele atwiejsze od brnicia w tych emocjonalnych bzdurach. Obra-zi go i gadko zerwie blisze stosunki. Wtedy bdzie mg czyta przy je-dzeniu i dalej spija ich whisky. Tak wanie si mwi, kiedy safari le idzie.Spotykasz innego zawodowego myliwego, pytasz: Jak ci si powodzi?",a on odpowiada: Ach, dalej opi ich whisky" i ju wiesz, e wszystkodiabli wzili. .-

    Przepraszam powiedzia Macomber i obrci ku niemu t swojamerykask twarz, ktra pozostaje chopica, pki nie zmieni si w twarz

    10

    starszego'pana. Wilson spojrza na jego przystrzyone wosy, adne, tro-ch rozbiegane oczy, zgrabny nos, wskie wargi i piknie zarysowanszczk. Przepraszam, e nie wziem tego pod diwag. Tyle jest rzeczy,w ktrych si nie orientuj.

    No i co tu robi?" pomyla WHson. By ju zupenie gotwszybkoi gadko zerwa stosunki, a tu ten amaga przeprasza go, cho zosta znie-waony. Sprbowa jeszcze raz. .

    Nie martw si pan, e to rozgadam powiedzia. Musz zarabiana ycie. Pan wie: w Afryce adna kobieta nie puduje do lwa i aden biaymmczyzna nigdy nie wieje. , /

    A ja wiaem jak krlik odrzek Macomber. / ;

    No i co, u diaba, robi z czowiekiem, ktry tak gada?" zastanowisi Wilson. . /

    Spojrza na Macombera swymi paskimi, bkitnymi oczami .strzelcawyborowego, a tamten umiechn si. Mia miy umiech, o-ile si niezwracao uwagi na wyraz oczu, kiedy by czym zmartwiony.

    Moe to sobie odbij na bawoach powiedzia. Przecie terazdo nich si wemiemy, prawda?

    Jutro rano, jeeli pan chce odpar Wilson. A moe nie mia racji?Pewnie tak wanie trzeba to przyjmowa. Nie ma co; z Amerykanaminigdy nic nie wiadomo. Znowu uczu yczliwo dla Macombera. Gdybymona zapomnie dzisiejszy ranek! Ale, oczywicie, nie mona. Ten ranekby zupenie fatalny.

  • Idzie Memsahib powiedzia. Istotnie, sza od swojego namiotu,odwieona, wesoa i bardzo adna. Owal jej twarzy by doskonay, takdoskonay, i naleaoby si spodziewa, e musi by gupia. Ale nie jestgupia. pomyla Wilson. Nie, wcale nie jest gupia."

    Jake si czuje pikny, czerwony pan Wilson? A tobie ju lepiej;

    Franciszku, moja pereko?

    O wielepowiedzia Macomber.

    Machnam na to rk ;owiadczya siadajc przy stole. A bo .to wane, czy Franciszek dobrze zabija lwy? To nie jego zawd.'To zawdpana Wilsona. Pan Wilson robi doprawdy wielkie wraenie, kiedy cozabija. Bo pan zabija, co popadnie, prawda?

    O, tak odpar Wilson. Po prostu co popadnie. To one snajtwardsze na wiecie pomyla. Najtwardsze, najokrutniejsze,najbardziej drapiene i pocigajce, a ich mczyni zmikli albo rozkleilisi nerwowo, podczas gdy one stwardniay. A moe to dlatego, e dobie-'

    11

    raj sobie takich, ktrymi mog rzdzi? Nie, niemoliwe, eby byy takmdre w wieku, kiedy wychodz za m" myla. Rad by, e ju przed-tem wyedukowa si w 'kobietach amerykaskich, bo ta bya ogromnie po-cigajca.

    Rano jedziemy na bawoy powiedzia do niej.

    Ja te pojad. , ' -

    Nie, nie pojedzie pani.

    I owszem. Czy mog, Franciszku?^ Dlaczego nie chcesz zosta w obozie?\. Za nic w wiecie' odpara. Za nic w wiecie nie chciaabymopuci czego takiego jak dzisiaj.

    Kiedy std odchodzia myla Wilson kiedy sza si wypaka,wydawaa si pierwszorzdn kobiet. Miao si wraenie, e rozumie, ezdaje sobie spraw, e jest jej przykro za niego i za siebie, e wie, jak rze-czy naprawd wygldaj. Nie ma jej dwadziecia minut i wraca po prostuokryta polew tego okruciestwa amerykaskiej kobiety. To s najcholer-niejsze baby." "';

    Jutro urzdzimy dla ciebie co innego powiedzia FranciszekMacomber.

    Pani nie pojedzie -odezwa si Wilson.

  • Pan si grubo myli owiadczya mu. Tak bardzo chc znwwidzie, jak pan si bdzie popisywa. adny pan by dzi rano. To znaczy,o ile rozwalanie bw moe by adne.

    Idzie obiad powiedzia Wilson. Ogromnie pani wesoo, co?

    Dlaczego nie ma mi by wesoo? Nie przyjechaam tu, eby si nu-dzi.

    No, nudno nie byo stwierdzi Wilson. Widzia std gazy w rzecz-ce, a za ni wysoki brzeg ii drzewa, i przypomnia sobie, co byo rano.

    O, nie powiedziaa. Byo uroczo. A jutro... Nie ma pan pojcia,jak czekam na jutro.

    To, co boy pani podaje, to jest eland powiedzia Wilson.

    Te wielkie krowiaste stwory, co skacz jak zajce, prawda?

    Myl, e opis si zgadza.

    Doskonae miso powiedzia Macomber.

    To ty zastrzeli Franciszku? zapytaa.

    Tak. ;

    Nie s niebezpieczne, prawda?.. Tylko jak wpadn'prosto na czowieka powiedzia Wilson.

    12

    Bardzo mnie to cieszy.

    Moe by tak na chwil przestaa si wygupia, Margot powiedziaMacomber krajc befsztyk z elanda i nakadajc troch kartofli, sosui marchewki na widelec, na ktry nadziany by kawaek misa.

    Ano mog odpara zwaszcza e tak si adnie wyraasz.

    Wieczorem napijemy si szampana, eby'obla tego lwa powie-dzia Wilson.W poudnie troch za gorco.

    Ach, lew powiedziaa Margot. Zapomniaam o lwie. ,,A wic daje mu szko pomyla Robert Wilson. A moe tak wa-nie trzeba zachowywa si w podobnym wypadku? Bo jak powinna po-stpowa kobieta, kiedy odkrywa, e jej m to cholerny tchrz? Jestpiekielnie okrutna, ale one wszystkie takie. Bo rzdz, rzecz jasna, a ebyrzdzi, trzeba czasami by okrutnym: Ale do si ju napatrzyem ichprzekltego terroru." .

    Pani pozwoli jeszcze elanda powiedzia uprzejmie.Pnym popoudniem Wilson i Macomber odjechali autem z szofe-rem-krajowcem i dwoma nosicielami broni. Pani Macomber'zostaa w obo-zie. Owiadczya, e jest za gorco, a chce pojecha z nimi wczesnym ran-kiem. Kiedy odjedali, Wilson spojrza na ni; staa pod wielkim drze-wem, raczej adna ni pikna w tym rowawym khaki, z ciemnymi wo-sami cignitymi z czoa i zebranymi w wze opadajcy a na szyj

  • i twarz tak wie pomyla jak gdyby bya w Anglii. Pomachaado nich rk, gdy wz przejeda przez kotlin poronit wysok tra-w i skrca midzy drzewa, na mae wzgrki pokryte gstym buszem.

    W buszu napotkali stado antylop impala i wysiadszy z auta podeszlistarego koza o dugich, rozoystych rogach, i Macomber zabi go bardzoudanym strzaem, ktry zwali koza z odlegoci dobrych dwustu jardwi zmusi stado do oszalaej ucieczki, przy czym zwierzta sadziy jednonad grzbietem drugiego dugimi, rozkraczonymi susami, tak niewiaro-godnymi i napowietrznymi jak te, ktre czasem daje si we nie.

    Dobry strza powiedzia Wilson. Bo to may cel.

    Warte co te rogi? zapyta Macomber.

    Doskonae odpar Wilson. Strzelaj pan tak dalej, a nie bdziekopotw. '

    Myli pan, e znajdziemy jutro bawoy?

    Jest dua szansa. Wychodz na er z samego rana i jeeli nam siposzczci, moemy je zapa na otwartym.

    Chciabym jako wymaza t histori z lwem powiedzia Macom-

    13

    ber. Nie bardzo jest przyjemnie, jak ona widzi, e czowiek robi copodobnego. , s

    Mnie by si zdawao, e jeszcze nieprzyjemniej jest tak si zachowa,czy ona widzi czy nie pomyla Wilson albo gada otym, kiedy jusi stao." Powiedzia jednak:

    Niech pan wicej'o tym nie myli. Kadego moe wytrci z rwno-wagi pierwszy lew. Ju jest po wszystkim.

    Ale tego wieczora, po kolacji i szklance whisky z wod sodow, wy-pitej przy ognisku przed pooeniem si do ka kiedy FranciszekMacomber, wycignity na pryczy pod moskitier, wsuchiwa si w nocneodgosy nie byo po wszystkim. Ani nie byo po wszystkim, ani sinie zaczynao. Trwao to w nim dokadnie tak, jak si zdarzyo; niektremomenty tkwiy niezatarte w pamici, a on czu nikczemny wstyd. Alesilniej od wstydu czu w sobie lodowaty, drcy strach. Strach nie ust-powa, niby zimna, oliza prnia w caej tej pustce, .gdzie niegdy byajego pewno siebie i to przejmowao go uczuciem mdoci. Strach byprzy nim jeszcze teraz.

    Zaczo si to wszystko ubiegej nocy, kiedy obudzi si i usysza lwaryczcego gdzie nad rzeczk. By to gos niski, zakoczony podobnymdo kaszlu pomrukiem,-ktry jakby rozlega si tu za namiotem, i

  • kiedyFranciszek Macomber, zbudziwszy si wrd nocy, posysza go zlksi. ona spaa oddychajc spokojnie. Nie byo nikogo, komu by mgpowiedzie, e si boi, nikogo, kto by si ba razem z nim, lea wic sa-motnie, nie znajc somalijskiego przysowia, ktre mwi, e czowiekodwany zawsze trzy razy czuje lk przed lwem: gdy po raz pierwszy widzijego trop, gdy po raz pierwszy syszy jego ryk i gdy po raz pierwszy stajez nim oko w oko. A potem, kiedy przed wschodem soca jedli w namio-cie niadanie przy wietle latarni, lew zarycza znowu i Franciszkowiwydao si, e chyba jest na samym skraju obozu. ,..

    Sdzc po gosie, to jaki stary wyga powiedzia wtedy RobertWilson podnoszc wzrok znad wdzonej ryby i kawy. Niech pan posu-cha, jak kaszle.

    Czy on jest bardzo blisko?

    O jak mil w gr rzeki.

    A zobaczymy go?

    Sprbujemy.,

    To jego ryk niesie a tak daleko? Wydaje si, jakby by w samymobozie.

    14

    Diabelnie daleko niesie odpowiedzia Robert Wilsoi*. Dziwniedaleko. Mam nadziej, e to kot wart kuli. Boyowie mwi, e jest tu gdzieblisko jeden bardzo duy.

    A jeeli dojd do strzau, to gdzie powinienem trafi, eby go unie-ruchomi?spyta Macomber. ,

    W opatk odpar Wilson. W kark, jeeli pan zdoa; Niech panstrzela na ko. eby go zwali z ng.

    Mam nadziej, e uda mi si ulokowa kul waciwie powiedziaMacomber.

    Pan bardzo dobrze strzela. Niech pan si,nie spieszy. Trzeba strzelana pewniaka. Liczy si pierwsza wsadzona kula. Jaka to bdzie odlego?

    Nie mam pojcia. Lew ma w tej sprawie co nieco do powiedzenia.Niech pan zaczeka, a podejdzie do blisko na pewny strza.

    Poniej stu jardw?spyta Macomber.Wilson szybko spojrza na niego.

    Sto bdzie prawie dobrze. Moe si zdarzy, e bdzie trzeba do-puci go troch bliej. Nie powinno si ryzykowa o wiele dalszego strza-u. Sto to przyzwoity dystans. Z tej odlegoci moe go pan trafi, gdziepan zechce. O, idzie Memsahib.

  • Dzie dobry powiedziaa. Pjdziemy za tym lwem?

    Jak tylko pani skoczy niadanie odpowiedzia Wilson. Jaksi pani czuje?

    Cudownie odpara. Jestem bardzo podniecona.

    Pjd dopilnowa, eby wszystko byo gotowe. Wilson odszed,Kiedy odchodzi, lew zarycza znowu.

    Haaliwy dra powiedzia Wilson. Zrobimy z tym koniec.

    Co ci jest, Franciszku? spytaa ma pani Macomber.

    Nic.

    Owszem, co si z tob dzieje powiedziaa. Czym si denerwujesz?

    Niczym odpar.

    Powiedz mi spojrzaa na niego. Niedobrze si czujesz?

    To ten przeklty ryk odpowiedzia. Wiesz, to tak trwa przezca noc.

    Dlaczego mnie nie obudzi? spytaa. Posuchaabym z roz-kosz. ' '

    Musz zabi tego drania powiedzia aonie Macomber.

    No, przecie po to tu przyjechae, prawda?

    75

    Tak-. Ale jestem (Zdenerwowany. Ryk tej bestii dziaa mi na nerwy,

    Wic jak powiedzia Wilson, zabij go i zrb koniec z tym rykiem.

    Tak, kochanie odpar Franciszek Macomber. atwo to powie-dzie, prawda?

    Chyba si nie boisz? ;

    Oczywicie, e nie. Ale zdenerwowao mnie suchanie tych rykwprzez ca noc.

    Zabijesz go wspaniale powiedziaa. Jestem tego pewna. Strasz-nie chc to zobaczy.

    Skocz niadanie, to pjdziemy.

    Jeszcze si nie rozwidnio -zauwaya. mieszna godzina.W teje chwili z gbi piersi lwa doby si jkliwy, niespodziewaniegardowy, coraz to silniej wibrujcy ryk, ktry zdawa si wstrzsa po-wietrzem, a zakoczy westchnieniem i cikim guchym pomrukiem.

    Wydaje si, e jest tu-tu powiedziaa ona Macombera. ,

    Boe szepn Macomber. Nie mog znie tego przekltegoryku.

    To robi wielkie wraenie.

  • ,,Wraenie"! To jest przeraajce.

    Nadszed Robert Wilson szczerzc zby w umiechu; nis swj krtki,brzydki, potwornie wielkokalibrowy, dwunastomilimetrowy sztucer Gibbs.

    Chodmy powiedzia. Pana nosiciel ma ju paskiego Spring-fielda i duy sztucer. Wszystko jest w samochodzie. Ma pan pene kule?

    Mam.

    Jestem gotowa owiadczya pani Macomber.

    Trzeba skoczy z tym harmiderem zdecydowa Wilson. Sia-daj pan na przedzie. Memsahib moe tu si razem ze mn.

    Wsiedli do samochodu i o pierwszym, szarym brzasku ruszyli midzydrzewami w gr rzeczki. Macomber otworzy sztucer, stwierdzi, e sw nim kule z metalowymi uskami, zatrzasn zamek i zabezpieczy bro.Widzia, e rka mu dry. Pomaca naboje, ktre mia w kieszeni, i prze-sun palcami po tych, co tkwiy w tulejkach na bluzie. Obrci si kutylnej aweczce bezdrzwiowego pudekowego auta, na ktrej jego onasiedziaa z Wilsonem; oboje byli umiechnici z podniecenia, a Wilsonpochyli si do przodu i szepn: ;

    Widzi pan, jak ptaki tam siadaj? To znaczy, e stary ju odszedod Swego cierwa.,

    16

    Po drugiej stronie Rzeczki, ponad drzewami, Macomber ujrza krcei opuszczajce si spy,

    Jest szansa, e przyjdzie tu pi szepn Wilson. Zanim si po-oy. Niech pan uwaa.

    Posuwali si z wolna wzdu wysokiego brzegu rzeki, ktry tutaj opadastromo do jej kamienistego oyska, i jadc kluczyli midzy wielkimi drze-wami. Macomber wanie obserwowa przeciwlegy brzeg, gdy wtem uczu,e Wilson chwyta go za rami. Wz stan.

    Jest usysza szept. Przed nami, w prawo. Wysiadaj pan i wal.Cudowny lew.

    Macomber zobaczy teraz lwa. Sta prawie bokiem, ogromny eb miapodniesiony i zwrcony w ich stron. Poranny wietrzyk, ktry wia kunim, ledwie porusza jego ciemn grzyw; lew wydawa si olbrzymi, w sza-rym wietle brzasku odcina si wyranie na tle zbocza, opatki mia ci-kie, potny tuw gadki i zwalisty.

    Jak to daleko? spyta Macomber podnoszc sztucer.

    Jakie siedemdziesit pi jardw. Wysiadaj pan i strzelaj.

    Dlaczego nie mona strzela std?

  • Nie strzela si do nich z wozu szepn mu w ucho Wilson. Wy-siadaj pan. Nie bdzie tak sta cay dzie.

    Przez pokrgy otwr obok przedniego siedzenia Macomber zsunsi na stopie, a potem na ziemi. Lew cigle sta patrzc majestatycz-nie i chodno na w obiekt, ktry w jego oczach rysowa si tylko sylwetk,a by pkaty niczym jaki supernosoroec. Nie dolatywa stamtd adenzapach czowieka, wic obserwowa .ten przedmiot poruszajc lekko z bokuna-bok ogromn gow. Potem, wci go obserwujc, bez lku, tylko z wa-haniem, czy zej na brzeg i pi majc naprzeciw siebie co takiego, ujrzaludzk posta, ktra oderwaa si od niej, wic obrci ciki eb i ruszyku zarolom, i wtedy usysza rozdzierajcy trzask i poczu grzmotnicieomiomilimetrowego, trzynaste- i pgramowego, penego pocisku, ktrywgryz mu si w bok i nagym, ognistym, piekcym uczuciem mdociprzedar si przez odek. Lew pokusowa midzy drzewami ku wyso-kiej trawie i schronieniu, ciki, na wielkich apach, rozkoysany, ze zra-nionym, penym brzuchem, a wtedy trzask powtrzy si znowu i mingo rozszczepiajc powietrze. Potem trzasno raz jeszcze i poczu uderze-nie, ktre rbno go w dolne ebra i przewiercio na wylot, w paszczymia nagle gorc, pienist krew i pogalopowa ku wysokiej trawie, gdzie

    249 optwi.itki

    17

    mg si skuli i ukry, i czeka, a przynios t trzaskajc rzecz doblisko, by mona byo skoczy i dopa czowieka, ktry j trzyma.

    Macomber, wysiadajc z auta, nie myla o tym,''co przeywa lew, czutylko, e rce mu si trzs, i gdy odchodzi od wozu, prawie nie by zdolnyporusza nogami. Zesztywniay mu w udach, ale wyczuwa, jak drgajminie. Podnis sztucer, wymierzy w miejsce, gdzie gowa lwa stykaasi z opatk, i nacisn spust. Nic si nie stao, cho cign tak, i po-myla, e palec mu si zamie. Wtedy przypomnia sobie, e bro jest za-bezpieczona, i kiedy j opuci, aeby odbezpieczy, postpi o jedenzdrtwiay krok naprzd, a lew, widzc jego sylwetk ju teraz oderwanod sylwetki auta, zawrci i ruszy kusem. Macomber strzeli i usyszaguchy stuk, ktry wiadczy, e kula trafia, ale lew szed dalej. Macomberstrzeli powtrnie i wszyscy widzieli, jak pocisk wyrzuci w gr garziemi za kusujcym lwem. Strzeli raz jeszcze, pamitajc, by zniy luf,rozlego si uderzenie kuli, a lew przeszed w galop i znikn w wysokiej

  • trawie, zanim Macomber zdy pchn rczk zamka do przodu.

    Macomber sta czujc mdlenie w odku, dray mu rce, wci Jeszczetrzymajce wycelowanego Springfielda, a obok staa jego ona i RobertWilson. Nie opodal dwaj nosiciele broni gadali co do siebie w jzykuwakamba.

    Trafiem go powiedzia Macomber. Trafiem dwa razy.

    Da mu pan raz po mikkim, a raz gdzie w przd powiedzia bezentuzjazmu Wilson. Nosiciele mieli bardzo powane miny. Ju teraz mil-czeli.

    Moe pan go i zabimwi Wilson.: Bdziemy musieli Chwilpoczeka, zanim pjdziemy si przekona. :

    Jak to?

    Powinien zesabn, nim zaczniemy go tropi.

    Aha szepn Macomber.

    Wspaniay lew powiedzia wesoo Wilson. Tylko e wlazw paskudne miejsce.

    Dlaczego paskudne?

    Nie mona go wypatrzy, pki si na niego nie wejdzie.

    Och!

    Chodmy powiedzia Wilson. Memsahib moe zosta w aucie.Musimy obejrze lady farby. ;

    Zosta tu, Margot zwrcisi do ony Macomber. W ustach muzascho i trudno mu byo mwi.

    18

    Dlaczego?

    Wilson tak powiedzia.

    s Idziemy popatrze wyjani Wilson. Pani zostanie tutaj. Stdnawet lepiej wida. ;

    ; Dobrze.

    Wilson przemwi do kierowcy w jzyku suaheli. Tamten kiwn go-w i powiedzia:

    Tak, Bwana. .

    Zeszli ze stromego zbocza, przeprawili si przez rzeczk, wymijajcgazy i przeac przez nie, a. potem czepiajc si wystajcych korzeni,wdrapali si na drugi brzeg i ruszyli wzdu niego, a wreszcie znalelimiejsce, gdzie lew kusowa, kiedy Macomber strzeli po, raz pierwszy.Na krtkiej trawie widniaa ciemna krew, ktr nosiciele broni pokazaliodykami zielska, po czym uciekli za nadbrzene drzewa.

  • Co robimy? spyta Macomber.

    Niewielki mamy wybr odpar Wilson. Nie moemy tu cignauta. Za stromo. Damy mu czas, eby troch zdrtwia, a potem obajwejdziemy w zarola i poszukamy go.

    Nie mona by podpali trawy? spyta Macomber.

    Za zielona.

    A moe posa nagonk? .Wilson spojrza na niego badawczo. ;

    Oczywicie, e mona powiedzia. Al to waciwie morderstwo.Widzi pan, my wiemy, e lew jest ranny. Mona napdza nie zranionegolwa ruszy za lada haasem ale ranny lew bdzie szarowa. Nie widzigo si, pki si na niego nie wdepnie. Rozpaszczy si cakiem w takiejkryjwce, w ktrej nie przypuciby pan, e moe schowa si zajc. Niebardzo wypada posya ludzi na co takiego. Kto musi wtedy oberwa.

    A nosiciele broni? . ., . ;

    O, ci pjd z nami. To jest ich shauri; podpisali na to zgod, widzipan. Mimo to nie wygldaj na zbyt uradowanych, co?

    Ja nie chc tam wchodzi powiedzia Macomber. Wyrwao musi to, zanim si spostrzeg. ,,

    Ja te nie odpar Wilson bardzo wesoo. Ale naprawd nie mawyboru. A potem przyszo mu co do gowy, zerkn na Macomberai nagle zauway, e ten si trzsie i ma aosny wyraz twarzy.

    Pan oczywicie nie musi i powiedzia. Przecie na tosi mnieangauje. Dlatego wanie jestem taki kosztowny.

    19

    To znaczy, e pan by poszed sam jeden? A czy nie mona go takzostawi? '

    Robert Wilson, ktry by cakowicie zaprztnity lwem i wynikymitrudnociami i ktry w ogle nie myla o Macomberze poza tym, i zauwa-y, e ma on troch stracha, nagle poczu si tak, jakby otworzy w hoteluniewaciwe drzwi i zobaczy co wstydliwego.

    Jak to?

    Dlaczego go po prostu nie zostawi?

    To znaczy udawa przed samym sob, e nie jest trafiony?

    'Nie. Ot, machn na niego rk.

    Tego si nie robi.

    Dlaczego?

  • Po pierwsze, on z ca pewnoci cierpi. Po drugie, kto inny moesi napatoczy na niego.

    Rozumiem.

    Ale pan nie musi mie z tym nic wsplnego.

    Wolabym-' powiedzia Macomber. Wie pan, ja si zwyczajnieboj, - .

    Pjd pierwszy, kiedy wejdziemy w zarola owiadczy Wilson. Kongoni bdzie tropi. Pan niech si trzyma za mn, troch z boku. Moli-we, e usyszymy, jak mruczy. Jeeli go zobaczymy, strzelimy obaj. Niechsi pan nic nie martwi. Bd pana pilnowa. Ale waciwie moe i lepiej,eby pan nie szed. Nawet o wiele lepiej. Niech pan wraca do Memsahib,a ja to przez ten czas zaatwi.

    Nie, ja chc i z panem powiedzia Macomber.

    W porzdku rzuci Wilson. Ale niech pan nie idzie, jeeli pannie ma ochoty. Teraz to znowu jest moje shauri.

    Chc pj powiedzia Macomber.Siedli pod drzewem i zapalili papierosy.

    A moe by pan wrci i porozmawia z Memsahib, pki czekamy? zapyta Wilson.

    Nie.

    To ja zawrc i powiem, eby si nie 'niecierpliwia.

    Dobrze powiedzia Macomber. Siedzia tam, pocc si pod pa-chami, w ustach mu zascho, w odku mia uczueie pustki i chcia zebrasi na odwag i powiedzie Wilsonowi, eby bez niego poszed dobi lwa.Nie mg wiedzie, i Wilson by wcieky, e wczeniej nie zauway jegostrachu i nie odesa go do ony. Kiedy tak siedzia, nadszed Wilson.

    20

    Mam paski duy sztucer oznajmi. Bierz pan. Chyba dalimymu dosy czasu. Idziemy.

    Macomber wzi duy sztucer, a Wilson doda:

    Niech pan si trzyma mniej wicej pi jardw za mn po praweji robi dokadnie to, co panu powiem. Nastpnie przemwi w jzykusuaheli do dwch nosicieli broni, ktrzy wygldali jak obraz zgnbienia.

    Chodmy rzek.

    Mgbym si napi wody? spyta Macomber.

    Wilson powiedzia co starszemu nosicielowi, ktry mia u pasa ma-nierk; ten odpi j, odkrci pokrywk i poda Macomberowi.

  • Macomberwzi manierk mylc, jaka wydaje si cika i jak wochaty i gruby jestpod dotkniciem jej wojokowy pokrowiec. Podnis j do ust i spojrzana wysok traw, za ktr rosy drzewa o paskich koronach. Wiatr wiaw tamt stron i trawa marszczya si agodnie pod powiewem. Spojrzana nosiciela broni i zauway, e jego te dawi strach.

    O trzydzieci pi jardw od skraju trawy ogromny lew lea rozpasz-czony na ziemi. Uszy pooy po sobie i jedynym jego ruchem byo leciutkiedrganie w gr i w d dugiego zakoczonego czarnym pdzlem ogona.Obrci si ku swoim przeladowcom, gdy tylko dotar do tej kryjwki;

    mdlio go od blu przenikajcego przez peny brzuch i sab od rany w pu-cach, od ktrej za kadym oddechem wystpowaa mu na pysk rzadkaczerwona piana. Boki mia wilgotne i rozpalone, muchy obsiady niewielkieotwory pozostawione w jego powej skrze przez pene pociski, due, telepia, zwone od nienawici, patrzay prosto przed siebie, mrugajc tylkowtedy, gdy odzywa si bl przy oddechu, pazury wpijay si w mikk,spieczon ziemi. Wszystko w nim bl, mdoci, nienawi, caa po-zostaa jeszcze sia sprao si w najwysze przygotowanie do skoku.Sysza rozmawiajcych ludzi, wic czeka i zbiera si w sobie gotujcsi do ataku, gdy tylko tamci wejd midzy trawy. Kiedy usysza ich gosy,ogon jego wypry si i pocz uderza o ziemi, a gdy weszli na skraj traw,lew zamrucza ochryple i zaszarowa.

    Kongoni, stary nosiciel idcy na przedzie po ladach krwi, Wilson, ktryledzi kady ruch traw i trzyma w pogotowiu swj wielki sztucer, druginosiciel patrzcy przed siebie i nasuchujcy, a obok Wilsona Macomberz nastawion broni ledwie zdoali wej midzy trawy, kiedy Macomberusysza zdawiony krwi, ochrypy pomruk i ujrza wiszczcy pd w gsz-czu. W nastpnej chwili wiedzia tylko, e biegnie, e gna dziko, w prze-raeniu na otwart przestrze, ku rzeczce.

    21

    Usyszaka-ra-wrig!duego sztucera Wilsona i znowu drugi ogusza-jcy ka-ra-wong! i obrciwszy si zobaczy lwa, wygldajcego terazstraszliwie, jakby z urwan poow ba, pezncego ku Wilsonowi skra-jem wysokiej trawy, podczas gdy ogorzay mczyzna repetowa swjkrtki, brzydki sztucer i skada si starannie; a potem z lufy doby sijeszcze jeden gromowy ka-ra-wong! i pezajcy, ciki, powy tuwlwa zesztywnia. ogromna, rozharatana gowa osuna si w przd i Ma-comber, na polance, do ktrej dopad, stojc samotnie z nabitym sztu-cerem w rku, podczas gdy dwaj czarni i jeden biay patrzyli na niegoze wzgard, wiedzia ju, e lew nie yje. Podszed do Wilsona, a

  • jegowielki wzrost by w owej chwili niby nagi wyrzut; Wilson spojrza na niegoi spyta: ;' ' ! ' '';: '111' . ; : :

    ' Chce pan zrobi zdjcia? ';ia Nie. ' ! ?11 ' -

    Tylko tyle powiedziano do 'chwili, gdy znaleli si przy samochodzie.Wtedy Wilson odezwa si.

    Wspaniay lew. Boyowie cign skr. Moemy zosta tu, w cieniu.ona Macombera nie spojrzaa na ma ani on na ni; siad obok natylnej aweczce samochodu, a Wilson zaj miejsce przy kierowcy. RazMacomber pochyli si i nie patrzc wzi on za rk, ale j cofna.Spojrzawszy na drugi brzeg rzeczki, gdzie nosiciele cigali skr z lwa,zrozumia, e musiaa widzie wszystko. Kiedy tak siedzieli, wycignark i pooya j na ramieniu Wilsona. Ten obrci si, a wtedy przechy-lia si przez niskie oparcie siedzenia i pocaowaa go w usta.

    Ojej powiedzia Wilson, a jego twarz przybraa barw jeszczeciemniejsz od przyrodzonej zapiekej czerwieni;

    Pan Robert Wilson powiedziaa pani Macomber. liczny,czerwony pan Robert Wilson.

    Znowu usiada przy Macomberze i spojrzaa na drugi brzeg, gdzie lealew ze sterczcymi do gry, biao uminionymi, obnaonymi apami, naktrych znaczyy si cigna, i biaym naartym brzuchem. Murzyni ci-gali z niego skr. Wreszcie przynieli j, mokr i cik, zwinli j, przy-siedli na tyle auta i wz ruszy z miejsca. Nikt nie powiedzia ani sowawicej do chwili, gdy znaleli si w obozie.

    Taka bya historia lwa. Macomber nie wiedzia, co czu lew. nim rzucisi na nich, ani te w chwili gdy niewiarogodny cios dwunastomilimetro-wego pocisku o pocztkowej sile uderzenia dwch ton ;trafi go- w pysk,ani co sprawio, e i potem szed naprzd, kiedy drugie potworne rbnicie

    22

    zgruchotao mu krzye, a on pezn dalej ku. tej trzaskajcej, grzmicejrzeczy, ktra go zniszczya. Wilson wiedzia o tym co nieco i wyrazito mwic tylko: ,,Wspaniay lew!", ale Macomber nie wiedzia, co w oglemoe czu Wilson. Nie wiedzia take, co moe czu jego wasna ona,prcz tego jednego, e midzy nimi wszystko jest skoczone.

    ona zrywaa z nim ju przedtem, ale to nigdy nie trwao dugo. Bybardzo bogaty, mia wkrtce by jeszcze bogatszy i wiedzia, e teraz ju

  • go nie opuci. To bya jedna z niewielu rzeczy, ktre wiedzia naprawd,Wiedzia o tym, mia take pewn wiedz o motocyklach to przyszonajwczeniej o samochodach, polowaniu na kaczki, owieniu ryb pstrgw, ososi i ryb morskich o sprawach pci, ktre zna z ksiek,wielu ksiek, zbyt wielu ksiek, o wszystkich grach sportowych, o psach,troch o koniach, o tym, co robi, eby mie pienidze, wiedzia o wikszo-ci rzeczy, ktrymi zajmowa si jego wiat, i o tym, e ona go nie opuci.Niegdy bya wybitn piknoci i nadal bya wybitn piknoci w Afryce,ale ju nie do wybitn piknoci w kraju, aeby mc porzuci mai poprawi swoj sytuacj, i wiedziaa o tym, i on te o tym wiedzia. Kie-dy przepucia okazj porzucenia go i Macomber o tym pamita. Gdybyumia lepiej radzi sobie z kobietami, pewnie zaczaby si martwi, zewemie sobie now, pikn on, ale za duo o nim wiedziaa, eby si tymprzejmowa. Prcz tego mia zawsze wiele wyrozumiaoci, ktra wyda-waa si najadniejsz jego cech, o ile nie bya najbardziej zowrog.

    Wszystko razem wziwszy, uwaano ich za stosunkowo szczliw parmaesk, jedn z tych. ktrych rozwd jest czsto tematem plotek, alenigdy nie dochodzi do skutku, i jak pisa prasowy kronikarz towarzyski,dodali posmaku przygody do swojej wci aktualnej i budzcejtyle zazdroci, romantycznej historii", wyruszajc na safari do kraju.ktry by znany pod nazw Czarnej Afryki, pki Martinowie Johnsonowienie rozwietlili go na srebrnych ekranach, polujc na Starego Simb-lwai bawoy, na Temba. czyli sonia, i zbierajc rwnoczenie okazy dla Mu-zeum Historii Naturalnej. Tene kronikarz donosi w przeszoci co naj-mniej trzykrotnie, e Macomberowie s ju ,,o krok" od rozwodu, corzeczywicie odpowiadao prawdzie. Ale zawsze jako to naprawiali. Ichzwizek mia zdrowe podstawy. Margot bya zbyt pikna, aby Macomberchcia si z ni rozej, a Macomber mia za duo pienidzy, aby Margotmoga go rzuci, f, Byo okoo trzeciej nad ranem, kiedy Franciszek Macomber ktryprzestawszy rozmyla o lwie zdrzemn si troch, potem si ockn; i za-

    23

    sn znowu zbudzi si nagle, przeraony, bo mia sen, e''stoi nad nimlew z okrwawionym bem. Posuchawszy chwil z walcym sercem, uwia-domi sobie, e ony nie ma na drugim ku polowym w namiocie. Z twiadomoci przelea bezsennie dwie godziny.

    Po upywie tego czasu ona wesza do namiotu, uniosa moskitier i wliz-na si z luboci do ka.

  • Gdzie ty bya? zapyta w ciemnociach Macomber.

    Halo powiedziaa. Nie pisz?

    Gdzie bya?

    Wyszam odetchn troch powietrzem.

    Odetchna sobie. Jak cholera.

    A co ty chcesz, ebym powiedziaa, kochanie?

    Gdzie bya?

    Odetchn powietrzem.

    Znalaza nowe okrelenie na t o. Jeste dziwka.

    A ty jeste tchrz.

    Dobrze powiedzia. I co z tego?

    Nic, jeeli o mnie idzie. Ale prosz ci, nie rozmawiajmy, kochanie,bo jestem bardzo pica.

    Mylisz, e ja wszystko znios.

    Wiem, e zniesiesz, mj sodki.

    Ot nie.

    Prosz ci, kochanie, nie rozmawiajmy. Tak mi si chce spa.

    Miao ju tego nie by. Obiecywaa, e nie bdzie.

    No, ale teraz jest odpowiedziaa sodko.

    Mwia, e jak wyjedziemy w t podr, nie bdzie tego wicej.Obiecaa.

    . Tak, kochanie. Taki miaam zamiar. Ale podr popsua si wczoraj.Nie musimy o tym mwi, prawda?

    Nie czekasz dugo, kiedy masz przewag, co?; Prosz ci, nie rozmawiajmy. Taka jestem senna, kochanie.

    Ja bd mwi.

    To nie zwracaj na mnie uwagi, bo ja id spa. I zasna.Do niadania zasiedli we troje jeszcze przed witem i Franciszek Ma-comber stwierdzi, e spord wielu ludzi, ktrych nienawidzi, najbar-dziej nienawidzi Roberta Wilsona.

    Dobrze si spao? zapyta go swoim gardowym gosem Wilsonnabijajc fajk. ;

    24

    A,panu?

    Pysznie odpowiedzia myliwy.

  • Ty draniu pomyla Macomber. Ty bezczelny draniu."A wic go-obudzia wracajc myla Wilson i patrzy na tych dwojeswymi paskimi, zimnymi oczami. No c, dlaczego nie pilnuje ony?Co on sobie wyobraa? e jestem jakim cholernym witym z gipsu?Niech j trzyma tam, gdzie jej miejsce. To jego wasna wina."

    Myli pan, e znajdziemy bawoy? zapytaa Margot odsuwajckompot z moreli.

    Moliwe odpar Wilson i umiechn si do niej. Dlaczegopani nie chce zosta w obozie?

    Za nic powiedziaa.

    Moe by pan kaza onie zosta? zapyta Wilson Macombera.

    Niech pan sam jej kae odpar zimno Macomber.

    Nie bawmy si w rozkazywanie ani te zwracajc si do Macom-bera w adne gupstwa, Franciszku powiedziaa Margot bardzomiym tonem.

    Gotw pan? zapyta Macomber.

    Kadej chwili odpowiedzia Wilson. Chce pan, eby Memsahibpojechaa z nami?

    Albo to nie obojtne, czy ja chc, czy nie?

    ,,Niech to wszyscy diabli wezm pomyla Robert Wilson. Niech-e to diabli. Wic to tak bdzie teraz wygldao. No wic, tak bdzie wy-gldao." , ,

    Rzeczywicie obojtne powiedzia. .... , : ;

    Czy pan na pewno nie wolaby zosta z ni w 0'bozie i da mi samemuzapolowa na bawoy?spyta Macomber. -;k

    Tego nie mog zrobi powiedzia Wilson. r Na pana miejscunie gadabym bzdur.

    Nie mwi bzdur. Czuj obrzydzenie.

    To kiepskie sowo: ,,obrzydzenie".

    Franciszku, prosz ci, czy nie mgby mwi z sensem? spytaapani Macomber.

    Mwi a za bardzo z sensem odrzuci Macomber. Widziaakiedy tak ohydne jedzenie? ;'

    Co nie w porzdku zjedzeniem? zapytaj spokojnie Wilson.

    Tak samo jak ze wszystkim.

    25

    We si pan w gar powiedzia bardzo spokojnie Wilson. Dostou usuguje boy, ktry rozumie troch po angielsku.

    Cholera z nim.

  • jzykusuaheli jednemu z nosicieli broni,'ktry na niego czeka. Macomber nadalsiedzia z on przy stole. Wpatrywa si w swoj filiank kawy.

    Jeeli zrobisz scen, to ci rzuc, kochanie powiedziaa spokojnieMargot.

    Nie, nie rzucisz..' Sprbuj, to zobaczysz.

    Nie rzucisz mnie.

    Nie powiedziaa. Nie rzuc ci, a ty bdziesz si grzecznie zacho-wywa. ,., \,; , : ^.,, , ., ,^ ,

    Grzecznie si zachowywa? Te sposb mwienia! Grzecznie sizachowywa. ,,

    Tak. Grzecznie.

    Dlaczego t y tego nie sprbujesz?

    Prbowaam od dawna. Od tak dawna.

    Nienawidz tej czerwonej wini powiedzia Macomber. Niemog n'a niego patrze.

    On jest naprawd bardzo miy.

    Ach, zamknij si nieomal krzykn Macomber.

    Wanie w tej chwili zajecha samochd i stan przed namiotem-ja-dalni; wysiad z niego kierowca i dwaj nosiciele broni. Wilson podszedi spojrza na ma i on siedzcych przy stole.

    Jedziemy zapolowa? spyta.

    Tak odpar Macomber wstajc. Tak.

    Lepiej wecie pastwo swetry. W wozie bdzie chodno.

    Wo skrzan kurtk rzeka Margot.

    Ma j boy powiedzia do niej Wilson. Siad na przedzie obokkierowcy, a Franciszek Macomber i jego ona milczc zajli miejsca natylnym siedzeniu.

    Mam nadziej, e temu durniowi nie przyjdzie na myl, eby kropnmi w eb myla Wilson. Jednak kobiety s zawad na safari."

    O szarym brzasku samochd potoczy si w d, przejecha przez rzeczkkamienistym brodem, a potem wspi si, przechylony, na stromy brzeg,gdzie Wilson kaza ubiegego dnia przekopa drog, aeby mogli dotrzedo bujnie zalesionego, pofalowanego terenu po drugiej stronie.

    . "

    Dobry ranek" myla Wilson. Rosa bya obfita i kiedy koa toczyy

  • si po trawie i niskich krzewach, czu zapach miadonych lici. Wo taprzypominaa werben i miy mu by ten wczesnoporanny zapach rosyi zgniecionych paproci, i widok pni drzewnych czerniejcych w porannejmgle, kiedy samochd jecha bezdron, do parku podobn okolic.

    Usun teraz z myli tych dwoje na tylnym siedzeniu i zastanawia sinad bawoami. Te, ktrych szuka, siedziay za dnia w gsto zaronitychmoczarach, gdzie niepodobna byo doj do strzau, ale noc wychodziyerowa na otwartej przestrzeni; jeeli wic zdoa wjecha autem midzynie a ich bagna, Macomber bdzie mia du szans spotka bawoy naotwartym. Wilson nie mia ochoty polowa z Macomberem w gszczuna bawoy. Nie mia w ogle ochoty polowa z Macomberem ani na ba-woy, ani na cokolwiek innego, ale by zawodowym myliwym i w swoimczasie polowa ju z rnymi cudakami. Jeeli dzi zdobd bawou, tozostanie jeszcze tylko nosoroec, i ten nieborak skoczy ze swoj niebez-pieczn gr, i wszystko moe si jako uoy. On sam nie bdzie mia wi-cej nic wsplnego z t kobiet, a Macomber przejdzie i nad tym do po-rzdku. Najwyraniej musia ju przeywa wiele podobnych historii.Biedny amaga. Widocznie jako potrafi godzi si z takimi rzeczami.No c, psiakrew, to wina tego niedogi.

    Robert Wilson zabiera na safari podwjne ko polowe, aeby mckorzysta z kadej gratki, jaka by mu si nadarzya. Pracowa dla spe-cjalnej klienteli, midzynarodowej, rozwizej sfery ludzi zabawiajcychsi sportem, w ktrej kobiety nie uwaay, e dostaj, co naley, za swojepienidze, jeeli nie dzieliy owego polowego ka z zawodowym myli-wym. Gardzi tymi ludmi, kiedy przebywa z dala od nich, chocia wy-dawali mu si do mili w codziennym obcowaniu, ale y z nich i pkigozatrudniali, ich prawida postpowania byy jego prawidami.

    Obowizyway go we wszystkim prcz mylistwa. Mia wasne prawidadotyczce zabijania i tamci mogli albo si do nich stosowa, albo te najsobie kogo innego. Wiedzia rwnie, e oni wszyscy szanuj go za to.A jednak ten Macomber jest jaki dziwny. Jest, do diaba. Tylko ta ona.Wanie, ona. Hm, ona. No, trzeba da z tym spokj. ,,

    Obejrza si na nich. Macomber siedzia ponury i wcieky. Margotumiechna si do Wilsona. Wygldaa dzi modziej, niewinnij,bardziejwieo i jako nie tak zawodowo piknie.

    Bg jeden wie, co ona tam ma w sercu pomyla Wilson. Niewielemwia dzi w nocy. Ale mio byo na ni patrze."

    ^ ^7

    Samochd wspi si na agodn pochyo, przejecha midzy drzewa-mi, a potem wysun si na trawiast, do prerii podobn polan i jechajej skrajem, w cieniu drzew; kierowca prowadzi powoli, a Wilson

  • bacznieledzi polan i jej przeciwleg stron. Zatrzyma wz i zbada teren przezlornetk. Nastpnie da znak kierowcy, by jecha dalej, i wz powoli ru-szy naprzd, wymijajc dziury poryte przez dzikie winie i botne zamkiwybudowane przez mrwki. I wtedy Wilson, patrzc na polan, obrcisi nagle i powiedzia:

    Jak Boga kocham, s!

    I kiedy samochd skoczy naprzd, a Wilson powiedzia co szybkodo kierowcy w jzyku suaheli, Macomber, spojrzawszy we wskazane miej-sce, zobaczy trzy olbrzymie, czarne zwierzta, ktre w swej podunejmasywnoci wydaway si nieledwie cylindryczne, niby wielkie, czarnewagony-cysterny, a teraz pdziy galopem wzdu przeciwlegego skrajupolany. Galop ten wypra ich szyje i tuowie; Macomber widzia za-darte, rozoyste, czarne rogi, kiedy tak gnay z wycignitymi bami,ktre nie poruszay si wcale.

    Trzy stare byki powiedzia Wilson, Przetniemy im drog, zanimdopadn do bota. : ; ,

    Wz mkn przez polan jak szalony, z szybkoci czterdziestu piciumil na godzin, i w miar jak Macomber patrza, bawoy rosy i rosy, awreszcie mg dojrze szary, bezwosy, wyliniay kadub jednego ogrom-nego byka, szyj wronit w opatki i poyskliw czer rogw, gdy zwierztak galopowa nieco w tyle za pozostaymi, wycignitymi w rwnym,rozkoysanym cwale. I wtedy, na samochodzie, rozhutanym, jakby wa-nie przeskoczy rw, zbliyli si jeszcze bardziej i Macomber dojrza p-dzcy ogrom byka, kurz na jego rzadko owosionej skrze, wielkie guzyrogw, wysunity pysk o rozdtych nozdrzach, i ju podnosi sztucer,gdy Wilson krzykn: Nie z wozu, durniu!" i nie czu strachu, tylkonienawi do Wilsona, kiedy hamulce zwary si, wz zarzuci bokiemi niemal zary si w miejscu. Wilson wyskoczy z jednej strony, a on z dru-giej i potkn si, gdy jego stopy uderzyy o wci jeszcze sunc mimoziemi, i ju strzela do byka, sysza walce w niego pociski, oprniamagazynek w oddalajcego si stale zwierza, wreszcie przypomnia sobie,e ma mierzy w jego przd, na komor, i kiedy sign po nowe adunki,zobaczy, e byk upad. Upad na kolana i potrzsa ogromnym bem,a Macomber widzc, e dwa pozostae bawoy jeszcze galopuj, strzeli do

    28

    pierwszego i trafi. Strzeli raz jeszcze, chybi, usysza grzmicy ka-ra-wong!sztucera Wilsona i ujrza, e pierwszy byk zary nosem w ziemi.

    Wal pan tamtego! krzykn Wilson. Teraz pan strzela!Ale drugi byk oddala si tym samym rwnym galopem i Macomber

  • spudowa wyrzucajc fontann ziemi, nie trafi te Wilson, wzbi tylkotuman kurzu i krzykn: Chod pan. Za daleko!" chwyci go za ramii ju wisieli po obu bokach samochodu, i walili, rozchwiani, po wybo-istym gruncie, starajc si przecign rwny, koyszcy, cikogowy,prosty jak strzaa galop bawou.

    Byli coraz bliej i Macomber adowa sztucer, naboje leciay mu z rkna ziemi, co mu si zacio w broni, poprawia to i ju niemal zrwnalisi z bykiem, gdy Wiison krzykn: Stj!" i wz zarzuci tak, e omalsi nie wywali, a Macomber skoczy z auta na rwne nogi, zatrzasnzamek i strzeli, jak mg najdalej do przodu, w galopujcy, przygity czar-ny grzbiet, wymierzy, strzeli znowu i znowu, i znowu, a kule, trafiajcco do jednej, nie wywieray adnego widocznego skutku. Teraz strzeliWilson i grzmot oguszy Macombera, ktry zobaczy, e byk si potkn.Macomber strzeli raz jeszcze, mierzc starannie, i baw run na kolana.

    Dobra powiedzia Wilson. adna robota. Mamy wszystkie trzy.Macomber by pijany z uniesienia.

    Ile razy pan strzela? zapyta.

    Tylko trzy odpar Wilson. Pan zabi pierwszego byka. Tegonajwikszego. Ja pomogem panu dobi tamte dwa. Baem si, e zwiejw gszcz. To pan je zabi. Ja tylko troch dokoczyem, .Strzela pan diablodobrze. .. ';; .

    Chodmy do auta. Chc si czego napi.

    Najpierw trzeba dobi tego byka powiedzia Wilson. Baw kl-cza, wciekle podrzuca bem i ypic maymi oczkami rycza z dzik fu^i,kiedy szli ku niemu.

    Niech pan uwaa, eby nie wsta ostrzeg Wilson. A potem: Podejd pan troch z boku i daj mu w kark, zaraz za uchem. , .

    Macomber starannie wycelowa w rodek potnej podrzucanej wcie-koci szyi i strzeli. Po strzale eb opad na ziemi.

    Zaatwione powiedzia Wilson. Dosta w krgosup. Cholerniewygldaj, co? ,..', ... ., , ,, . . "

    Chodmy si napi rzek Macomber, W yciu nie .czu si tak.wspaniale.

    W samochodzie siedziaa ona Macombera, bardzo blada.

    29

    Cudowny bye, kochanie powiedziaa do ma. C to byaza jazda!

    Nieprzyjemna? zapyta Wilson.

  • Okropna. Jak yj, tak si nie baam.

    Napijmy si wszyscy powiedzia Macomber.

    Koniecznie odpar Wilson. Niech pan da Memsahib.Wypia yk czystej whisky z paskiej flaszki i poykajc otrzsna silekko. Oddaa flaszk Macomberowi, ktry wrczy j Wilsonowi.

    To byo wstrzsajce powiedziaa. Okropnie mnie rozbolaagowa. Ale nie wiedziaam, e wolno do nich strzela z auta.

    Nikt nie strzela z auta odpar chodno Wilson.

    To znaczy goni je autem.

    Normalnie bym tego nie zrobi powiedzia Wilson. Ale w danejchwili wydawao mi si to dosy sportowe. Jazda przez t polan pendziur i innych przeszkd bya ryzykowniejsza od polowania pieszo. Ba-woy mogy, gdyby chciay, szarowa na nas za kadym strzaem. Miaywszystkie szans. Ale jednak nie mwibym o tym nikomu. Bo to jest nie-przepisowe, jeeli o to pani idzie.

    Mnie si wydawao bardzo nie fair ciga te wielkie bezradne zwie-rzaki samochodempowiedziaa Margot.

    Naprawd? spyta Wilson.

    Co by byo, jakby si o tym dowiedzieli w Nairobi?

    Po pierwsze, stracibym licencj. No i byyby rne nieprzyjemno-ci odpowiedzia Wilson popijajc-z flaszki. Zostabym bez pracy.

    Naprawd?

    Tak, naprawd.

    No powiedzia Macomber umiechajc si po raz pierwszy tegodnia. Teraz ona ma sposb na pana.

    Umiesz tak adnie wyraa pewne rzeczy, Franciszku powiedzia-a Margot Macomber. : '

    Wilson spojrza na nich dwoje. Jeeli mczyzna-cztery litery enisi z kobiet-pi liter, to iloma literami mog by ich dzieci?^ myla.Powiedzia natomiast:

    ' Zgubi nam si jeden nosiciel. Zauway pan?

    Mj Boe, nie odpar Macomber.

    O, idzie powiedzia Wilson. Nie mu si nie stao. Pewnie wypad,kiedymy odjedali od pierwszego byka.

    Kutyka ku nim niemody nosiciel broni we wczkowej czapce, blu-

    30

    zie koloru khaki, szortach i sandaach na gumie, ponury i

  • zniechcony.Gdy podszed, zawoa co do Wilsona w jzyku suaheli i wszyscy dostrze-gli zmian w twarzy biaego myliwego.

    Co on mwi? spytaa Margot.

    Mwi, e pierwszy byk wsta i poszed w busz powiedzia Wilsonbezbarwnym gosem.

    Och,- bkn tpo Macomber.

    Wic bdzie to samo co z lwem powiedziaa Margot, pena oczeki-wania.

    Wcale nie bdzie to samo co z lwem odpowiedzia jej Wilson. Chce pan si jeszcze napi?

    Owszem, dzikuj odezwa si Macomber. Spodziewa si, e wrcimu to uczucie, ktre mia przy lwie, ale nie wracao. Po raz pierwszy w y-ciu doprawdy zupenie si nie ba. Zamiast strachu odczuwa wyraneuniesienie.

    Pjdziemy obejrze drugiego byka owiadczy Wilson. Powiemszoferowi, eby postawi wz w cieniu.

    Co pan chce zrobi? spytaa Margot Macomber.

    Obejrze bawou.

    Ja te pjd.

    Niech pani idzie.

    Poszli we troje ku miejscu, gdzie drugi baw pitrzy si czarno na po-lanie, lec w trawie z wycignitym bem i masywnymi rogami rozstawio-nymi szeroko.

    Bardzo dobre poroe powiedzia Wilson. Blisko pidziesitcali rozogi.

    Macomber patrza na niego uradowany.

    Potwornie wyglda powiedziaa Margot. Nie moglibymypj w cie?

    Oczywicie odpar Wilson. Niech pan spojrzy powiedziado Macombera. Widzi pan t kp buszu?

    Widz.

    Tam wanie wlaz pierwszy byk. Nosiciel mwi, e kiedy wypadz wozu, byk lea. On sam patrza za nami, jakemy si tam borykali, i zadwoma galopujcymi bawoami. Kiedy znw spojrza na byka, ten stai przyglda mu si. Chop pogna jak sto diabw, a byk powoli wszedw ten busz.

    Moemy zaraz, pj za nim"? spyta skwapliwie Macomber.

  • 31

    Wilson spojrza na niego badawczo. Do diaba, jeeli to nie jest dzi-wak pomyla. Wczoraj trzsie portkami, a dzi robi si z niego za-dziorny zabijaka."

    Nie, damy mu troch czasu." Prosz was, wejdmy w cie powiedziaa Margot. Bya blada;

    wygldaa na chor.

    Poszli do samochodu, ktry sta pod pojedynczym, rozoystym drze-wem, i wsiedli wszyscy troje.

    S szans, e tam zdech zauway Wilson. Za chwil pjdziemyzobaczy.

    Macombera ogarno dzikie, bezsensowne uczucie szczcia, jakiegonie zazna nigdy dotd.

    Boe, ale to bya pogo powiedzia. Jak yj, nie miaem takiegouczucia. Czy to nie byo cudowne, Margot?

    Dla mnie okropne.

    Dlaczego?

    Okropne powiedziaa zaciekle. Wstrtne.

    Wie pan, chyba ju si nigdy niczego nie zlkn mwi Macomberdo Wilsona. Co si we mnie stao, kiedymy zobaczyli tego bawoui pucili si za nim. Jak gdyby pka jaka tama. To byo czyste podniecenie.

    Oczyszcza czowiekowi wtrob powiedzia Wilson. Diabelniemieszne rzeczy zdarzaj si ludziom.Twarz Macombera promieniaa.

    Naprawd co si ze mn stao, wiecie powtrzy. Czuj sizupenie inaczej.

    Jego ona nie mwia nic; patrzaa na niego dziwnie. Wcisna si w sie-dzenie auta, a Macomber, pochylony do przodu, rozmawia z Wilsonem,ktry obrci si do niego przez oparcie przedniej aweczki.

    Wie pan, miabym ch sprbowa jeszcze jednego lwa mwiMacomber. Ja si ich teraz naprawd nie boj. Ostatecznie, c mogczowiekowi zrobi?

    Wanie powiedzia Wilson. W najgorszym razie mog zabi.Jak to idzie? Szekspir. Pierwszorzdne. Zobacz, czy sobie przypomn.O, to jest pierwszorzdne. Kiedy sam sobie to cytowaem. Zaraz, zaraz:

    ,,Przebg, wszystko mi jedno, raz tylko czowiek moe umrze. JestemyBogu mier duni; jak bd obrc si rzeczy, kto tego roku umrze, maspokj na rok przyszy." ' wietne, co?

  • W. Szekspir, Henryk IV, cz. II, akt III, scena 2. Wedug przekadu L. Uiricha.

    32

    By bardzo zmieszany, e ujawni to, czym y, ale widywa ju, jakludzie osigali dojrzao, i zawsze go to poruszao. Nie bya to sprawaich dwudziestych pierwszych urodzin.

    Trzeba byo dziwnego myliwskiego trafu, nagego rzucenia si doakcji, w chwili gdy nie ma czasu martwi si na zapas, aby to dokonaosi w Macomberze, ale niezalenie od warunkw, w jakich nastpio, na-stpio z ca pewnoci. Patrzajcie teraz na tego oferm pomylaWilson. Wszystko dlatego, e niektrzy z nich tak dugo pozostaj chop-cami. Czasem przez cae ycie. Zachowuj chopic figur, kiedy jumaj pidziesitk. Wielcy amerykascy chopcy-mczyni. Diablo dzi-waczni ludzie." Ale teraz ju mu si podoba ten Macomber. Diablo dzi-waczny facet. Przez to chyba bdzie te koniec z przyprawianiem mu ro-gw. To byoby pierwszorzdne. Pierwszorzdne. Oferma pewnie by w stra-chu przez cae ycie. Nie wiadomo, od czego si zaczo. Ale teraz ju po'wszystkim. Nie zdy zlkn si bawou. No i to, e si rozzoci. I tensamochd. W samochodzie czu si bardziej swojsko. Teraz z niego pie-kielny zabijaka. Widziao si podobne rzeczy na wojnie. To wiksza zmia-na ni jaka tam utrata dziewictwa. Strach znikn, jakby go zoperowali.Co innego wyroso na tym miejscu. Najwaniejsze, co moe by w czo-wieku. Zrobio to z niego mczyzn. Kobiety te to widz. Ju si teraz'nie boi."

    Z gbi aweczki Magorzata Macomber patrzaa na nich obu. W Wil-sonie nie byo adnej zmiany. Widziaa go takim, jakim objawi jej sipoprzedniego dnia, kiedy po raz pierwszy uwiadomia sobie, na czympolega jego wielki talent. Ale dostrzegaa teraz przemian we FranciszkuMacomberze.

    Miewa pan to uczucie szczcia w oczekiwaniu czego, co ma si zda-rzy? pyta Macomber, wci badajc swoje nowe bogactwo.

    O tym nie wypada mwi odpar Wilson patrzc mu w twarz. O wiele bardziej elegancko jest powiedzie, e si ma stracha. Zreszt,pan jeszcze nieraz bdzie si ba.

    Ale przecie pan zna to uczucie szczcia przed dziaaniem?

    Owszem przyzna Wilson. Jest co takiego. Nie trzeba za wieleo tym gada, bo wszystko si przegada. W niczym nie znajdzie si przy-jemnoci, jak si za duo mwi.

  • Obaj wygadujecie bzdury powiedziaa Margot. Tylko dlatego,ecie gonili samochodem bezbronne zwierzta, przemawiacie jak boha--terzy.

    3 49 opowiada

    33

    Przepraszampowiedzia Wilson. Zanadto si rozgadaem. Ju j to zaczyna niepokoi" pomyla.

    Jeeli nie wiesz, o czym mwimy, to, po co si wtrcasz? zapytaony Macomber. . , i ,,

    Strasznie si zrobie odwany, i to strasznie nagle powiedziaawzgardliwie jego ona,/ale te], wzgardzie brako pewnoci. Margot baasi czego ogromnie. , ; , . ;,

    Macomber rozemia si .bardzo naturalnie i serdecznie.. A wiesz, e tak potwierdzi, ; Naprawd tak.^, .,- Czy aby nie troch za pno spytaa z gorycz Margot. Bo prze-cie od tylu lat staraa si, jak moga, i to, e obecnie tak byo midzy nimi,nie wynikao z niczyjej winy.

    Dla mnie nie odpar Macomber.

    ' ' ''/ ;;.Margot nie powiedziaa nic, cofna si tylko w rg siedzenia.

    Myli pan, e ju dalimy mu. dosy czasu? zapyta wesoo Ma-comber Wilsona. , ;

    Moemy zobaczy odpar Wilson. Zostay panu jeszcze penepociski? , ,

    Nosiciel ma kilka.

    Wilson zawoa w jzyku suaheli i starszy nosiciel, ktry oprawia jedenz bw, wyprostowa si, wycign z kieszeni pudeko nabojw i przynisje Macomberowi, ktry napeni magazynek, a reszt wsadzi do kieszeni.

    Moe pan strzela ze Springfielda powiedzia Wilson. Przy-zwyczajony pan jest do niego. Manniichera zostawimy w wozie z Memsa-hib. Paski nosiciel moe wzi ciki sztucer. Ja mam t cholern armat.No, a teraz co panu powiem. Odkada to do ostatniej chwili, bo niechcia straszy Macombera. Jak byk szaruje, to wali z podniesionymbem, wycignitym prosto przed siebie. Guzy rogw uniemoliwiajStrza w mzg. Jedyny moliwy strza to prosto w nos. Drugi moe byw pier, a jeeli jest si z boku w szyj albo opatk. Kiedy s raz trafione,trzeba si piekielnie namczy, eby je dobi. Niech pan nie prbuje adnychcudw. Strzelaj pan tak, jak bdzie najatwiej. No, ju skoczyli oprawiaten eb. Moemy i? , ... ,

  • Zawoa nosicieli broni,, ktrzy podeszli ocierajc rce; starszy przy-siad si z tyu wozu.

    ; Wezm tylko Kongonigo powiedzia^ Wilson. Tamten moezosta, eby odpdza spy. , ,

    Kiedy samochd posuwa si z wolna przez otwart przestrze ku g-

    -34

    stej wysepce drzew, ktra przecinajc kotlin biega jzykiem zieleni wzduwyschnitego oyska potoku, Macomber czu bicie serca i sucho w ustach,ale byo to tylko podniecenie, nie strach.

    Tutaj wszed powiedzia Wilson. A potem do nosiciela w jeykusuaheli: Id ladem farby.

    Wz sta bokiem do kpy buszu. Macomber, Wilson i nosiciel wysiedli.Macomber obejrza si i zauway, e ona, obok ktrej lea sztucer, patrzyza nim. Pomacha do niej rk, ale nie odpowiedziaa mu tym samym.

    Zarola byy bardzo gste, a ziemia wyschnita. Starszy nosiciel pocisi obficie, Wilson zsun kapelusz na oczy i Macomber widzia tu przedsob czerwony kark myliwego. Nagle nosiciel powiedzia co Wilsonowii pobieg naprzd.

    Ley tam, nieywy rzek Wilson. Dobra robota. '

    Obrci si, uj do Macombera i kiedy ciskali sobie rce miejc sido siebie, nosiciel wrzasn dziko i ujrzeli go wypadajcego jak strzaaw bok z gstwiny, a za nim byka z podniesionym nosem, zacinitym py-skiem, ociekajcego krwi, z wycignitym, masywnym bem, szaruj-cego, ypicego na nich maymi, wiskimi przekrwionymi lepiami. Wil-son, ktry by w przedzie, przyklkn i da ognia, a Macomber te strzelinie syszc wasnego strzau wrd ryku sztucera Wilsona i ujrza podobnedo upku kawaki pryskajce z ogromnych guzw rogowych i szarpnicieba. Strzeli powtrnie w szeroko rozstawione nozdrza, spostrzeg, eznowu eb szarpn si i znowu poleciay odpryski, i nie widzc teraz Wil-sona zoy si starannie, strzeli raz jeszcze w chwili, gdy olbrzymi tuwbawou by ju niemal na nim, a sztucer prawie dotyka nadlatujcegoba, i ujrza mae, zoliwe oczka, zniajcy si eb a wtedy poczu nagy,do biaoci rozpalony, olepiajcy bysk wybuchajcy pod czaszk i tobyo wszystko, co kiedykolwiek mia czu. !"

    Wilson odskoczy w bok, by strzeli na komor. Macomber sta twardoi strzela w nos, za kadym razem odrobin za wysoko, trafiajc w cikierogi, obupujc je i obtukujc, jak gdyby strzela w upkowy dach, a

  • paniMacomber, siedzca w samochodzie, daa ognia z szecio- i p milimetro-wego Manniichera do bawou, w chwili gdy ju mia przebi rogami Macom-bera, i trafia ma okoo dwch cali powyej i nieco w bok od podstawyczaszki.

    Franciszek Macomber lea teraz twarz do ziemi, niespena dwa jardyod powalonego na bok bawou, ona klczaa nad nim, a przy niej staWilson.

    35

    Nie odwracabym go powiedzia Wilson.Kobieta pakaa histerycznie.

    Moe pani wrci do wozu. Gdzie sztucer?Potrzsna gow, twarz miaa wykrzywion. Nosiciel podnis sztucerz ziemi.

    Zostaw to tak, jak jest powiedzia Wilson. A potem: Id poAbdull, eby by wiadkiem, w jaki sposb doszo do tego wypadku.Uklk, wyj z kieszeni chustk i przykry ni krtko ostrzyon gow

    Franciszka Macombera. Krew wsikaa w such, sypk ziemi.

    Wiison wsta i przyjrza si bawoowi lecemu na boku, z wycigni-tymi nogami; po jego rzadko owosionym brzuchu pezay robaki. Cho-lernie dobry byk zarejestrowa automatycznie mzg Wilsona. Dobrepidziesit cali albo wicej." Zawoa kierowc, kaza mu przykry zwokikocem i pozosta przy nich. Nastpnie podszed do samochodu, gdziesiedziaa w rogu zapakana kobieta. '

    adnie to pani zrobia powiedzia bezbarwnym gosem. Boon i tak by pani rzuci. ;

    Niech pan przestanie powiedziaa.

    Oczywicie, to jest przypadek. Ja wiem.

    Niech pan przestanie powtrzya.

    Prosz si nie martwi mwi. Bdzie troch nieprzyjemnoci,ale ka zrobi par zdj, ktre bardzo si przydadz przy ledztwie. Pozatym bd zeznania nosicieli i kierowcy. Nic pani nie grozi.

    ^-Niech pan przestaniepowiedziaa. ; i .

    Mas jest do roboty mwi. Bd musia posa wz do jeziora,eby przez radio zamwi samolot, ktry zabierze nas troje do Nairobi.Dlaczego pani go nie otrua? Tak si to zaatwia w Anglii.

    Milcz! Milcz! Milcz! krzykna kobieta.

    Wilson spojrza na ni swymi paskimi, bkitnymi oczami.

    Ju mi przeszo powiedzia. Byem troch zy; Zaczynaemlubi pani ma. ''/

  • ' Och, prosz, niech pan przestanie! zawoaa. Prsz, prOs-z,niech pan przestanie! -; / . i

    To ju lepiej powiedzia Witson. Prosz" to brzmi o wiele lepiej.Teraz przestan,

    Przeoy f Bronisaw Zieiiriski

    Rogi byka

    W Madrycie peno Jest chopcw imieniem Paco, co jest zdrobnieniemod Francisco, i ,nav'et istnieje -madrycki -dowcip o pewnym ojcu, ktryprzyjecha do stolicy i w rubryce Wiadomoci osobiste" dziennika E Li-bera" zamieci nastpujce ogoszenie: PACO, SPOTKAJ SI ZE MNW HOTELU MONTANA, WTOREK POUDNIE, WSZYSTKO PRZE-BACZONE. PAPA" i o tym, jak trzeba byo wezwa oddzia GuardiaCivil, eby rozpdzi omiuset modych ludzi, ktrzy przyszli w odpowie-dzi na to ogoszenie. Jednake ten Paco, co podawa do stou w PensionLuarca", nie mia ojca, ktry by mu co przebaczy, ani nic takiego, coojciec mgby przebaczy. Mia dwie starsze siostry, ktre byy pokojwka-mi w ,,Luarca" i dostay tam prac dziki temu, e pochodziy z tej samejwioski, co jedna z dawnych pokojwek w owym pensjonacie, ktra okazaasi pracowita i uczciwa, i przez to wyrobia swojej wsi i jej wytworomdobre imi. Te siostry opaciy mu drog autobusem do Madrytu i uzyska-y dla niego posad pomocnika kelnera. Pochodzi z wioski z tej czciEstremadury, gdzie warunki s niewiarygodnie prymitywne, ywnocimao, a wygody nieznane, i pracowa ciko, odkd mg sign pa-mici.

    i.- By dobrze zbudowany, mia bardzo czarne, lekko kdzierzawe wosy,zdrowe zby, cer, ktrej mu zazdrociy siostry, i ochoczy, beztroskiumiech. Rusza si wawo, swoje obowizki wypenia dobrze i kochasiostry, ktre wydaway mu si pikne i eleganckie; kocha teZi.Madryt,bdcy dla niego wci jeszcze niebywaym miejscem, i kocha swoj pra-c, ktra wykonywana w jaskrawym wietle, wrd czystych; obrusw,w wieczorowym ubraniu, z obfitym poywieniem w kuchni zdawaasi romantycznie pikna.

    W Luarca" mieszkao od omiu do dwunastu rnych osb; ktre sto-

    37

    toway si w salce jadalnej, ale dla Paco, najmodszego z trzech usugu-jcych kelnerw, istnieli naprawd tytko toreadorzy;

    W tym pensjonacie mieszkali drugorzdni matadorzy, bo punkt na CalleSan Jeronimo by dobry, jedzenie doskonae, a cena pokoju i;

  • wyywienianiska. Dla toreadora jest rzecz konieczn stwarza pozory jeeli nie do-brobytu. to przynajmniej zamonoci, jako e decorum i godno stawia-ne s wyej ni odwaga wrd zalet najbardziej cenionych w Hiszpanii;

    tote toreadorzy siedzieli w Luarca", dopki nie rozeszy im si ostatniepesety. Nie byo wypadku, eby ktry przenis si do lepszego czy dro-szego hotelu; drugorzdni nigdy nie stawali si pierwszorzdnymi, na-tomiast z Luarca" mona byo szybko stoczy si w d, poniewa mg.tam mieszka kady, kto co w ogle zarabia, a gociowi nigdy nie przed-stawiano rachunku, jeeli o to nie prosi, chyba e kierowniczka pensjo-natu widziaa, e sprawa jest beznadziejna.

    W owym czasie mieszkao w Luarca" trzech penych matadorw orazdwaj dobrzy pikadorzy i jeden doskonay banderillero. Luarca" bya luksu-sem dla pikadorw i banderillerw, ktrzy majc rodziny w Sewilli, mu-sieli znale sobie w Madrycie mieszkanie na sezon wiosenny; jednakebyli oni dobrze patni i zatrudnieni na stae przez matadorw majcychkontrakty na cay nadchodzcy sezon, i kady z owych trzech podwadnychmia prawdopodobnie zarobi o wiele wicej ni ktrykolwiek z trzechmatadorw. Z tych trzech matadorw jeden by chory i stara si to ukry,drugi przey ju swj krtki okres popularnoci, kiedy by rewelacj,a trzeci by tchrzem.

    Ten tchrz, zanim na pocztku swojego pierwszego sezonu w charakterzepenego matadora zosta szczeglnie okrutnie raniony rogiem w d brzu-cha, by niegdy wyjtkowo odwany i niezwykle zrczny i nadal zachowawiele efektownych manieryzmw z okresu swoich sukcesw. By ogromnie' jowialny i mia si ustawicznie, z powodem i bez powodu. W czasach kiedysi cieszy powodzeniem, ogromnie lubi robi innym kaway, ale terazJu to zarzuci. Wymagay pewnoci siebie, ktrej nie czu. Ten matadormia inteligentn, otwart twarz i nosi si z duym fasonem.

    Matador, ktry by chory, stara si tego nigdy nie pokazywa i bardzo'uwaa, eby zawsze zje po trochu kadej potrawy podawanej do stou.'Mia duy zapas chusteczek, ktre sam pra u siebie w pokoju, a ostatnio"zacz sprzedawa swoje toreadorskie stroje. Sprzeda tanio jeden przedBoym Narodzeniem, a drugi w pierwszym tygodniu kwietnia. Byy tostroje bardzo kosztowne, zawsze utrzymywane w dobrym stanie, i zosta

    38

    mu jeszcze .jeden. Nim zachorowa,;by bardzo, obiecujcym, a nawet sen-

  • sacyjnym toreadorem, i chocia sam czyta nie umia, przechowywawycinki z gazet, w ktrych pisano, e. podczas swojego debiutu w Madry-cie by lepszy od Belmonta. Jada samotnie przy maym stoliku i rzadkopodnosi wzrok.

    Matador, ktrego niegdy uwaano za rewelacj, by bardzo niski, sma-gy i ogromnie godny. On take jada samotnie przy osobnym stoliku,umiecha si bardzo rzadko, a nie mia si nigdy. Pochodzi z Yalladolid,gdzie ludzie s ogromnie powani, i by zdolnym matadorem, ale jego stylwyszed z 'mody, zanim on sam zdy si sta ulubiecem publicznocidziki swoim zaletom, ktrymi byy odwaga i spokojna zrczno, i jegonazwisko na afiszu nie przycigao ju nikogo na walk. Rewelacj w nimbyo to, i by tak niski, e ledwie siga gow ponad kb byka, ale istnie-li te inni niscy toreadorzy, on za nigdy nie zdoa pozyska sobie askpublicznoci.

    Z pikadorw jeden by chudy, siwowosy, o jastrzbiej'twarzy i drobnejbudowie, ale rce i nogi mia jak z elaza i zawsze nosi pasterskie butypod dugimi spodniami, pi za wiele co wieczr i zerka mionie na kadkobiet w pensjonacie. Drugi by ogromny, ciemnowosy, niady, przystojny,z wosami czarnymi jak Indianin i olbrzymimi domi. Obaj byli wietnymipikadorami, chocia pierwszy podobno straci wiele ze swej umiejtnociprzez picie i rozpust, a o drugim mwiono, e jest zanadto samowolnyi ktliwy, aby pozosta z ktrymkolwiek matadorem duej ni jedensezon. , ,

    Banderillero by, w rednim, wieku, szpakowaty, zwinny jak kot mimoswoich lat, i kiedy siedzia przy stole, wyglda na dosy zamonego bi-znesmena. Nogi mia dobre jeszcze na ten sezon, a gdyby mu si popsuy,mia do inteligencji i dowiadczenia, eby zapewni sobie stae zajciejeszcze na dugi czas. Rnica polegaaby wtedy na tym, e utraciwszy.szybko w nogach, zawsze baby si tam, gdzie teraz by pewny siebiei spokojny, zarwno na arenie jak poza ni.

    Tego wieczora wszyscy ju opucili jadalni oprcz pikadora o jastrz-biej twarzy, ktry pi za duo, licytatora ze znamionami na policzkach,, ktry sprzedawa zegarki na hiszpaskich targach i festiwalach i take;,

  • 29

    przynieli wiee butelki valdepenas do stolika licytatora, potem pikado-ra, wreszcie obu ksiy.

    Trzej kelnerzy stali w gbi jadalni. W pensjonacie istnia przepis, ewszyscy oni winni pozosta na subie dopki nie wyjd gocie, ktrychobsugiwali, ale kelner, ktry podawa do stou ksiy, umwi si na ze-branie anarcho-syndykalistw, i Paco zgodzi si przej od niego ten stolik.

    Na pitrze matador, ktry by chory, lea samotnie na ku, z twarzukryt w poduszce. Matador, ktry ju przesta by rewelacj, siedziai wyglda przez okno, szykujc si do wyjcia na kaw. Matador, ktryby tchrzem, mia u siebie w pokoju starsz siostr Paco i usiowa na-koni j do zrobienia czego, czego mu ze miechem odmawiaa. Matadorten mwi:

    No chode, maa dzikusko.

    Nie odpowiedziaa siostra. A niby dlaczego?

    Zrb mi t ask.

    Najade si i teraz chcesz mnie na deser.

    Tylko raz. Co to moe zaszkodzi?

    Zostaw mnie. Zostaw, mwi ci.

    To przecie taki drobiazg.

    Zostaw mnie, powiadam.

    Na dole, w jadalni, najwyszy z kelnerw, ktry ju by spniony nazebranie, powiedzia: ^

    Patrzcie, jak te czarne winie pij. -^ : '

    Nie mona tak mwi odpar drugi kelner. To przyzwoici klien-ci. Nie pij za duo.

    Ja uwaam, e z powodzeniem mona tak mwi powiedzia wy-soki. To s dwa przeklestwa Hiszpanii: byki i ksia.

    Na pewno nie poszczeglne byki i nie poszczeglni ksia odrzekdrugi kelner. '

    Owszem powiedzia wysoki. Tylko przez jednostk mona za-atakowa klas. Trzeba zabija poszczeglnego byka i poszczeglnegoksidza. Wtedy dopiero ich nie bdzie.

    Schowaj to sobie na zebranie rzek drugi kelner.

  • Patrz, jaki ten Madryt jest barbarzyski powiedzia wysoki kel-ner. Ju wp do dwunastej, a ci wci opi.

    Zaczli je dopiero o dziesitej odpar drugi kelner. Jakwiesz, byo sporo da. Wino jest tanie i oni za nie zapacili. To nie jestmocne wino.

    -40

    Jak moe by solidarno robotnikw z takimi gupcami jak ty? zapyta kelner.

    Suchaj rzek drugi kelner, ktry by mczyzn po pidziesit-ce. Ja pracowaem przez cae ycie. I musz pracowa jeszcze przezreszt ycia. Nie narzekam na prac. Praca to rzecz normalna.

    Tak, ale brak pracy zabija. ;

    Ja zawsze pracowaem powiedzia starszy. Id ju na to zebra-nie. Nie ma potrzeby tu czeka. ... ' :

    Jeste dobrym koleg rzek wysoki kelner. Ale zupenie brakuje.ci ideologii.

    Mejor si mefalta eso que el otro odpar starszy kelner (co znaczyo,e lepiej, aby brakowao tego ni pracy). Id na ten mityng.

    Paco nie mwi nic. Nie rozumia si jeszcze na polityce, ale zawsze czu;

    dreszczyk, kiedy sysza, jak wysoki kelner mwi o koniecznoci zabija-nia ksiy i Guardia Civil. Wysoki kelner ucielenia dla niego rewolucje,.,a rewolucja bya romantyczna. On sam bardzo by chcia by dobrym ka-tolikiem, rewolucjonist, mie sta posad, tak jak ta, i jednoczenie bytoreadorem.

    Id na zebranie, Ignacio powiedzia. Bior na siebie twojrobot. .

    My obaj doda starszy kelner. . /

    Nie ma jej dosy nawet na jednego rzek Paco. Id na zebranie.

    Pues me wy \ powiedzia wysoki kelner. \ dzikuj wam.Tymczasem na pitrze siostra Paco wyrwaa si z obj matadora tak

    zrcznie jak zapanik wywijajcy si z uchwytu i powiedziaa, teraz ju

    rozgniewana:

    To s ci zgodniali. Nieudany matador. Z tymi twoimi cetnaramistrachu. Jeeli masz tego tyle, to zachowaj sobie na aren.

    Tak mwi kurwa.

    Kurwa to te kobieta, ale ja nie jestem kurwa.

  • Jeszcze bdziesz.

    Nie przez ciebie.

    Odejd ode mnie powtrzy matador, ktry teraz, gdy zostaodepchnity i odtrcony, czu powracajc nago swojego tchrzostwa.

    Odej od ciebie? Co od ciebie nie odeszo? odpowiedziaa siostraPaco. Nie chcesz, ebym ci posaa ko? Za to mi pac. Odejd ode mnie powtrzy matador, ktrego szeroka, przystojna

    A wic id. (hiszp.)

    41

    Warz skurczya si grymasem przypominajcym pacz. Ty dziwko. Typarszywa dziwko.' -Matador powiedziaa zamykajc drzwi za sob. Mje matador!

    W pokoju matador usiad na ku. Na twarzy mia wci w grymas,'ktry na arenie przemienia si w stay umiech,' budzcy lk wrd tych,co siedzieli w pierwszych rzdach i wiedzieli, na co patrz.

    Jeszcze i to powiedzia na gos. I to. I to.

    Pamita czasy, kiedy mu szo dobrze, a byo to ledwie przed trzemalaty. Pamita grubo haftowan zotem kurtk toreadorsk, cic muna ramionach tamtego gorcego majowego popoudnia, kiedy jego gosby jeszcze taki sam na arenie jak w kawiarni, i to, jak mierzy po klindzez ostrzem wygitym na kocu w to miejsce u gry opatek, gdzie by pokrytypyem, poronity krtk szczecin, czarny kb mini nad rozoysty-mi, bodcymi drewno rogami o wyszczerbionych szpicach, ktre zniaysi, kiedy zadawa miertelne pchnicie, i to, jak szpada wesza tak atwojak w kopiec jdrnego masa, i jego do wpychaa gowic rkojeci, lewarka by opuszczona nisko, lewe rami podane do przodu, ciar ciaawsparty na lewej nodze, a potem nagle ciar ciaa ju nie by oparty nanodze, ale na dole brzucha, i kiedy byk poderwa eb, rg pogry si cayw ciele matadora, ktry okrci si na rogu dwa razy, zanim go cignito.Teraz wic, kiedy zabija, co zdarzao si rzadko, nie mg patrze narogi i w ogle czy jaka dziwka moe wiedzie, co przechodzi przedwalk? C przeszli ci, ktrzy miali si z niego? To wszystko kurwy, i niechich szlag trafi.

    Na dole, w jadalni, pikador siedzia i przyglda si ksiom. Jeeli w po-koju byy kobiety, patrza na nie. Jeeli kobiet nie byo, obserwowa z sa-tysfakcj jakiego cudzoziemca, un ingles, ale teraz, z braku kobiet i cu-dzoziemcw, przypatrywa si z zadowoleniem i zuchwalstwem obu ksi-om. Kiedy tak patrza, licytator ze znamionami na twarzy wsta i zoywszy

  • serwetk wyszed zostawiajc poow ostatniej butelki wina, ktr zamwi.Gdyby mia ju uregulowany rachunek w Luarca", byby j dokoczy.

    Dwaj ksia nie patrzyli na pikadora. Jeden z nich mwi:

    Ju dziesi dni tu czekam, eby si z nim zobaczy, i po caych dniachprzesiaduj w przedpokoju, a on nie chce mnie przyj;

    Co robi?

    Nic. Co mona zrobi? Nie sposb dziaa na przekr wadzy.

    Ja tuSiedz dwa tygodnie i nie. Czekam, a oni nie chc si ze mnwidzie. ";

    42

    Bo my jestemy z opuszczonego kraju. Jak nam si skocz pieni-dze, moemy wraca.

    Do tego opuszczonego kraju. Co Madryt obchodzi Galicja? Jestemybiedn prowincj. -,

    Mona zrozumie postpek naszego brata Basilia.

    Mimo wszystko nie mam jednak zaufania do rzetelnoci BasiliaAlvareza. ' '

    W Madrycie czowiek si uczy rozumie. Madryt zabija Hiszpani.

    Gdyby po prostu zobaczyli si z czowiekiem i odmwili.

    Nie. Musi si by zamanym i wyczerpanym przez czekanie.

    Ano, zobaczymy. Mog czeka rwnie dobrze jak kady inny.W tej chwili pikador podnis si, podszed do stolika ksiy i stanprzed nimi, siwowosy, o jastrzbiej twarzy, wpatrujc si w nich z umie-chem.

    Toreropowiedzia jeden ksidz do drugiego.

    I to dobry odrzek pikador-i wyszed z jadalni, w swej szarej kurtce,wcity w pasie, na krzywych nogach, w opitych spodniach wypuszczonychna buty pasterskie z wysokimi obcasami, ktre stukay po pododze, kiedyszed zamaszystym, rwnym krokiem umiechajc si do siebie. y w ma-ym, ciasnym zawodowym wiecie osobistej sprawnoci, conocnych alko-holowych tryumfw i zuchwalstwa. Teraz zapali cygaro i nasadziwszyw hallu kapelusz na bakier, wyszed do kawiarni.

    Ksia wyszli zaraz po pikadorze, uprzytomniwszy sobie nagle, e sostatnimi gomi, i nie zosta tam nikt oprcz Paco i owego kelnera w re-dnim wieku. Sprztnli ze stow i odnieli butelki do kuchni. ,

    W kuchni siedzia chopak, ktry zmywa naczynia. By o trzy lata

  • starszyod Paco, bardzo cyniczny i zajady.

    Masz powiedzia starszy kelner i.nalawszy valdepenas do szklankipoda mu j. .

    Czemu nie? Chopiec wzi szklank.

    Tu, Paco zapyta kelner. Dzikuj odrzek Paco. Wszyscy trzej wypili.

    Bd ju szed powiedzia kelner.

    Dobranoc odrzekli.

    Wyszed i zostali sami. Paco wzi serwetk, ktrej uywa jeden z ksi-y, stan wyprostowany, wsparty mocno na pitach, opuci serwetki podajc gow za ruchem rk przerzuci je za siebie wolnym, ppw-

    43

    czystym zwrotem, yeronica '.Obrci si i wysunwszy nieco praw stop;

    wykona drugi zwrot zdobywajc nieco terenu na urojonym byku, po czymzrobi trzeci zwrot, powolny, doskonale wyliczony i gadki, wreszcie zebraserwetk przy pasie i uchyli si biodrami przed bykiem w media-veronica..'Chopiec zmywajcy naczynia, ktry .na imi mia Enrique, obserwo-wa go krytycznie i drwico. :; , ,

    Jaki ten byk? zapyta. ; u

    Bardzo odwany odrzek Paco. - Patrz.Stan, smuky i wyprostowany, i zrobi jeszcze cztery bezbdne zwro-ty, gadkie, wytworne i wdziczne. ; 4:

    A byk? zapyta Enrique stojc przy zlewie w fartuchu, ze szklankwina w rce.

    Ma jeszcze mas gazu odpar Paco.

    Nudzisz mnie rzek Enrique.

    Czemu?

    Patrz.

    Enrique zdj fartuch i przyzywajc urojonego byka wykona czterydoskonae, niespieszne, cygaskie veronica, po czym zakoczy reboler,przy ktrej fartuch zamit sztywnym ukiem po nosie byka, kiedy chopakod niego odchodzi. ;s

    No, tylko popatrz rzek. A ja zmywam, naczynia.

    Dlaczego? -> ,- ..:.. ,, ;-^ ,'. , ,.,.

  • . . '

    Strach odpar Enrique. Miedff'. Ten sam strach, ktry by czuna arenie przed bykiem. ;-: :; ; \ii

    Niepowiedzia Paco. -i Ja bym sinie ba.

    Leche! rzek Enrique. Kady si boi. Ale torero umie opanowaistrach, eby da sobie rad z bykiem. Braem raz udzia w amatorskiej wal-ce i tak si baem, e nie mogem wytrzyma i uciekem. Wszyscy uwaali,.e to byo bardzo mieszne. Ty te by si tak ba. Gdyby nie strach, kadyczycibut w Hiszpanii byby toreadorem. Ty, chopak ze wsi, baby sijeszcze gorzej ode mnie.

    Nie powiedzia Paco.

    ; Za wiele razy robi to w wyobrani. Za wiele razy widywa rogi, wilgotnypysk byka, drgajce ucho, a potem eb, ktry si opuszcza, i szar z o-motem kopyt, i rozgrzanego byka, co przelatuje obok, gdy on zamiata

    ' Yeranica ruch toreadora, kiedy .obraca si w miejscu z rozpostart.kap.,

    kap' po to, by znw powrci do szary i siebie powiewajcego ka-p znowu i znowu, i znowu, a w kocu okrca byka dokoa siebie wewspaniaej media-veronica i odchodzi rozkoysanym krokiem, z wosamibyka wpltanymi w zote ozdoby kurtki po owych zwrotach z bliska; byksta jak zahipnotyzowany, a tumy klaskay. Nie, on by si nie ba. Innitak. On nie. Wiedzia, e by si nie ba. Nawet gdyby si kiedy zlk, po-trafiby to zrobi i tak. Ufa sobie.

    Nie babym sipowiedzia. Enrique znowu powtrzy: Leche. Potem rzek: A moe bymysprbowali? ! ';

    Jak? -

    Suchaj powiedzia Enrique. Ty mylisz o byku, ale nie myHszo rogach. Byk ma tak si, e rogi pruj jak n, kuj jak bagnet, a za-bijaj jak maczuga. Popatrz otworzy szuflad i wyj dwa noe do misa;Przywi je do ng krzesa. Potem bd udawa byka trzymajc krzesoprzed gow. Noe bd rogami. Jeeli wtedy zrobisz te swoje zwroty,to przynajmniej bd co warte. -' '

    Poycz mi fartuch rzek Paco. Zrobimy to'w jadalni.

    Nie powiedzia Enrique, straciwszy nagle-zajado. Nie rbtego. Paco.

    I owszem odrzek Paco; Ja si nie boj.'

    Zlkniesz si, jak zobaczysz te noe lecce na ciebie.

    Zobaczymy powiedzia Paco. Daj fartuch.

  • W tym samym czasie kiedy Enrique przytwierdza do ng krzesadwiema brudnymi serwetkami oba noe ostre jak brzytwy, z cikimi ostrza-mi, przytrzymujc je w poowie, okrcajc mocno serwetki i wic jew wzy obie pokojwki, siostry Paco, byy w drodze do kina, eby obej-rze Gret Garbo w Annie Christie. Jeden z ksiy siedzia w bielinie, czy-tajc brewiarz, a drugi, w nocnej koszuli, odmawiajc raniec. Wszyscytoreadorzy z wyjtkiem tego chorego zjawili si jak co wieczr w CafeFornos", gdzie wysoki czarnowosy pikador gra teraz w bilard, a niski,powany matador siedzia przy oblonym stoliku, majc przed sob biakaw, a obok banderillera w rednim wieku i kilku innych powanychpracownikw.

    : Lubicy popi, siwy pikador siedzia nad kieliszkiem koniaku cazalas,wpatrujc si z przyjemnoci w stolik, przy ktrym matador, ktry stra-ci odwag, siedzia z innym matadorem, ktry wyrzek si szpady, eby

    45

    na powrt zosta banderillerem, raz dwiema mpcnp zuytymi prosty-tutkami.

    Licytator sta na rogu ulicy rozmawiajc ze znajomymi. Wysoki kelnerby na zebraniu anarcho-syndykalistw i czeka na sposobno zabraniagosu. Kelner w rednim wieku siedzia na tarasie Cafe Alvarez", popija-jc mae piwo. Wacicielka pensjonatu Luarca"ju spaa u siebie w ku;

    leaa na wznak, z poduszk midzy nogami, masywna, tusta, uczciwa,czysta, beztroska, bardzo religijna, zawsze tsknica i modlca si codzie za ma, ktry nie y ju od dwudziestu lat. Matador, ktry by,chory, lea w swoim pokoju twarz do dou na ku przyciskajc ustado chustki. ,: .

    W opustoszaej jadalni Enrique zawiza ostatni wze na serwetkach,ktre przytwierdzay noe do ng krzesa, i podnis krzeso. Nastawiprzed siebie jego nogi z noami i przytrzyma krzeso nad gow tak, e,noe sterczay na wprost, po obu stronach jego gowy, r

    Cikie powiedzia. Suchaj, Paco. To bardzo niebezpiecznaDaj spokj. By spocony. ,;

    Paco stan naprzeciw niego z rozoonym fartuchem, trzymajc ze-brane fady w obu rkach, z kciukami do gry a wskazujcymi palcamido dou, z fartuchem rozpostartym tak, aby zwrci uwag byka. ;.;

    Szaruj na wprost powiedzia. Zawr tak jak byk. Szaruj,

  • ile razy chcesz. .

    Jak bdziesz wiedzia, kiedy przerwa zwrot? spyta Enrique. Lepiej zrobi trzy, a potem media.

    Dobra odrzek Paco. Ale le prosto. Hu, tantal Chod, byczku!Biegnc ze schylon gow Enrique natar na niego, a Paco zamit fartu-chem przed ostrzem noa, kiedy przelatywao tu obok jego brzucha ;

    i gdy go mijao, byo dla niego prawdziwym rogiem, czarnym i gadkim,.z biaym szpicem; a kiedy Enrique przebiegszy zawrci, by znowu natrze,zatupotao obok rozgrzane cielsko byka, z bokami zlanymi krwi, potem;

    znw zawrcio jak kot i nadbiego, gdy on powoli koysa kap. Potembyk zawrci raz jeszcze i zaszarowa, i Paco obserwujc nadlatujce,ostrze wysun lew stop o dwa cale za daleko w przd, i n nie przem-kn obok, ale wlaz tak atwo jak w bukak wina, i co trysno gorco,piekce, wok nagej sztywnoci stali tam w rodku i Enrique krzycza: Ay! Ay! Daj mi wycign! Wycign! a Paco osun si w przd nakrzeso, nadal trzymajc fartuch-kap, Enrique za cign za krzeso,a n obraca si w nim, w nim, w Paco.

    46

    Teraz n by ju wycignity i Paco siedzia na pododze w poszerza-jcej si, ciepej kauy.

    Przy sobie serwetk. Przytrzymaj! krzycza Enrique. Przy-trzymaj mocno. Ja lec po doktora. Musisz zatrzyma krwotok.

    Powinna by gumowa nakadka rzek Paco. Widywa to na arenie.

    Ja biegem prosto powiedzia Enrique paczc. Chciaem tylkopokaza ci, jakie to niebezpieczne.

    Nie martw si rzek Paco gosem, ktry brzmia jakby z bardzodaleka.Ale sprowad doktora.

    Na arenie podnosili czowieka i nieli go biegiem do pokoju operacyj-nego. Jeeli arteria udowa oprnia si, zanim tam dotarli, to wzywaliksidza. ' ' "'"'

    Daj zna ktremu z ksiy powiedzia Paco przyciskajc mocnoserwetk do dolnej czci brzucha. Nie mg uwierzy, e mu si to stao.

    Ale Enrique bieg ju przez Carrera San Jeronimo do czynnego canoc pogotowia, i Paco zosta sam, i najpierw siedzia, potem skuli si,wreszcie opad na podog, kiedy ju byo po wszystkim; czu jak yciez niego uchodzi niby brudna woda z wanny, kiedy si wyjmie zatyczk.Ba si i byo mu sabo, i prbowa odmwi akt skruchy, i pamita, jak

  • si zaczyna, ale zanim zdy powiedzie najprdzej, jak mg: ,,0 Boemj, serdecznie auj, e obraziem Ciebie, ktry jeste godny caej mojejmioci, i mocno postanawiam...", poczu, e mu za sabo, i przewrci sitwarz na podog, i ju bardzo szybko byo po wszystkim. Przecita arteriaudowa oprnia si prdzej, ni mona sobie wyobrazi.

    Kiedy doktor z pogotowia wchodzi na schody w towarzystwie policjanta,ktry przytrzymywa Enrique'a za rami, obie siostry Paco byy jeszczew luksusowym kinie na Gra Via, gdzie mocno je rozczarowa film z GretGarbo, ktry ukazywa wielk gwiazd w ndznym, ubogim otoczeniu,podczas gdy obie przywyky widywa j otoczon wielkim przepychemi zbytkiem. Film bardzo si nie podoba publicznoci, ktra protestowaagwizdami i tupaniem. Wszyscy inni mieszkacy pensjonatu robili prawie tosamo, co w chwili kiedy zdarzy si wypadek, tyle tylko, e ksia zako-czyli modlitwy i gotowali si do snu, a siwowosy pikador przenis sirazem z koniakiem do stolika, przy ktrym siedziay owe dwie mocnozuyte prostytutki. Nieco pniej wyszed z kawiarni z jedn z nich. Byato ta, ktrej stawia napitki matador, co straci odwag.

    Mody Paco nigdy si nie dowiedzia o tym wszystkim ani o tym, coci ludzie mieli robi nazajutrz i nastpnych dni. Nie mia pojcia, jak

    t!

    naprawd yli ani jak skoczyli; Nie uwiadamia sobie nawet, e kiedyskoczyli. Umar, jak mwi Hiszpanie, peen zudze. W swym yciunie zdy utraci adnego z nich ani nawet na kocu odmwi aktu skruchy.Nie zdy te rozczarowa si filmem Grety Garbo, ktry przez tydzierozczarowywa cay Madryt.

    Przeoy Bronisaw ZieUAski

    niegi Kilimandaro

    Kilimandaro to pokryta niegiem gra, wysokoci 19 710 stp, o ktrejpowiadaj, e jest najwysza w Afryce. Szczyt zachodni znany jest pod na-zw ,,Ngaje Ngai", czyli Dom Boga. Tu pod zachodnim szczytem ley wy-schnity i zamarznity szkielet lamparta. Nikt nie potrafif dotd wytuma-czy, czego mg szuka lampart na tak wielkiej wysokoci.

    Waciwie to wspaniale, e przestao bole powiedzia. Po tympozna, e si rozpoczto.

    Naprawd?

  • Z ca pewnoci. Ale przykro mi z powodu zapachu. To musi bydla ciebie bardzo nieprzyjemne.

    Przesta. Prosz ci, przesta.

    Spjrz na nie powiedzia. Ciekaw jestem, czy przyciga je widok,czy zapach.

    ko polowe, na ktrym lea mczyzna, umieszczone byo w szero-kim cieniu drzewa mimozowego, a gd