57
Komentarze i analizy nr 5 czerwiec 2012 – lipiec 2012 Warszawa, 15 sierpnia 2012 r. www.cafr.pl

Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Zbiór tekstów Centrum Analiz fundacji Republikańskiej

Citation preview

Page 1: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

Komentarze i analizy nr 5 czerwiec 2012 – lipiec 2012

Warszawa, 15 sierpnia 2012 r.

www.cafr.pl

Page 2: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

2

............................................................................................................................................... 2 ................................................................................................................................. 3

.................................................................................................................. 4 1. Transportowe absurdy na EURO 2012 w Warszawie ......................................................................... 4 2. Minister finansów przymyka oko na nielegalny tytoń ....................................................................... 6 3.Boni : crowdfunding nie dla Polaków ................................................................................................... 8 4. Nie ma czerwonej fali – o wyborach parlamentarnych we Francji ............................................ 10 5. Nielegalny marsz przez most ............................................................................................................... 13 6. Grecja w pułapce eurofanatyzmu ................................................................................................... 15 7. Odpowiedzialność za Francję przejmuje lewica ............................................................................ 16 8. Jaskółka z Bytomia ................................................................................................................................ 19 9. Zbrodnie bez przedawnienia .............................................................................................................. 20 10. Gaz łupkowy na razie bez kluczowych decyzji ............................................................................. 23 11. Kac po Euro 2012? .............................................................................................................................. 26 12. Czy Boni stanie na czele społecznościowej rewolucji? ............................................................... 28 13. Pomocowy bubel prawny ................................................................................................................. 30 14. A my w Polsce wciąż śpimy i śnimy .................................................................................................. 33 15. Rząd nie ufa sądom ............................................................................................................................ 37 16.Tusk załatwi KRUS .................................................................................................................................. 39 17.Pora na polski Sovereign Wealth Fund ............................................................................................. 41 18. Romney a sprawa polska .................................................................................................................. 44

................................................................................................ 48 1. Wstęp do dziewiątego numeru „Rzeczy Wspólnych” .................................................................... 48 2. Deklaracja prenumeratora kwartalnika „Rzeczy Wspólne” ......................................................... 49

................................................................ 50 1. Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej ......................................................................................... 50 2. Kongresy Republikańskie ...................................................................................................................... 51 3. Spotkania Czwartkowe ........................................................................................................................ 53 4. Film „To nie jest kraj dla młodych ludzi” ............................................................................................ 55 5. Szkoła Letnia Akademii Młodych ....................................................................................................... 55

.................................................................................... 56 1. Dlaczego warto wspierać Fundację Republikańską? ................................................................... 56 2. Deklaracja Darczyńcy Fundacji Republikańskiej ............................................................................ 57

Page 3: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

3

Szanowni Państwo,

W piątej edycji „Komentarzy i Analizy” tradycyjnie już prezentujemy Państwu zestawienie artykułów i

wywiadów autorstwa ekspertów i analityków Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej. Pomimo Euro

2012 i rozpoczynających się wakacji nie zwolniliśmy tempa: w czerwcu i lipcu przygotowaliśmy dla

Państwa osiemnaście analiz, które opublikowaliśmy m.in. na łamach „Rzeczpospolitej”, „Naszego

Dziennika”, portalu forbes.pl i naszej macierzystej strony internetowej www.cafr.pl.

Szczególną uwagę zwracamy na dwa aspekty naszych działaniach. Po pierwsze nowopowstały

Zespół ds. Wymiaru Sprawiedliwości CAFR pod kierownictwem dra Marcina Warchoła przygotował

wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie przedawnienia zbrodni komunistycznych. Sądząc

po znacznym odzewie naszym sympatyków i zainteresowani mediów mamy nadzieję, że inicjatywa

prawników CAFR ma szansę zmienić obecny stan prawny zgodnie z duchem sprawiedliwości, której w

stosunków dla komunistycznych zbrodniarzy tak często w III RP brakowało.

Drugim obszarem działań, które w ostatnich dwóch miesiącach przyniosły wymierne skutki dla stanu

legislacji w Polsce, była nasza inicjatywa na rzecz deregulacji zbiórek publicznych. Piotr Trudnowski z

zespołu CAFR był autorem pierwszego obszernego komentarza na temat nowelizacji ustawy o

zbiórkach publicznych złożonej przez ministra Michała Boniego w sejmowej podkomisji bez

wcześniejszych konsultacji z organizacjami pozarządowymi. Nasz komentarz wywołał zainteresowanie

mediów, aktywną reakcję setek internautów i kilkunastu organizacji III sektora. W wyniku tej mobilizacji

Ministerstwo wycofało się ze szkodliwej poprawki i prowadzi obecnie dalsze prace nad nowelizacją

przepisów o zbiórkach. Mamy nadzieję, że działania na rzecz uproszczenia procedury pozyskiwania

środków na cele charytatywne i społeczne przyniosą długofalowy skutek w postaci ograniczenia

biurokracji i niepotrzebnych przepisów w tym zakresie. Z niepokojem przyjmujemy jednak fakt, że

wraz z kilkoma innymi organizacjami najgłośniej opowiadającymi się za daleko idącą deregulacją tych

przepisów zostaliśmy wykluczeni z konsultacji z ministrem Michałem Bonim.

Ostatnie tygodnie to także premiera dziewiątego już numeru „Rzeczy Wspólnych”, w których

zachęcamy do refleksji nad istotą władzy w Polsce. Wśród autorów „dziewiątki” znaleźli się tak

znakomici autorzy jak m.in. prof. Jadwiga Staniszkis, prof. Ewa Thompson, dr Rafał Matyja, Jan Rokita

i inni. Zachęcamy Państwa do zakupu pisma, najlepiej bezpośrednio u Wydawcy!

Życzę miłej lektury.

dr Stanisław Tyszka Dyrektor Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej

Page 4: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

4

1. Transportowe absurdy na EURO 2012 w Warszawie

Marcel Klinowski,

Ekspert Fundacji Republikańskiej

Zespół ds. Transportu

Do meczu otwarcia na EURO 2012 zostało kilka dni. Kończą się przygotowania Warszawy do największej imprezy sportowej w historii stolicy. Kiedy w kwietniu 2007 r. UEFA przyznała Polsce i Ukrainie organizację największej imprezy piłkarskiej na kontynencie, zapanowała euforia i zaczęto snuć wielkie plany inwestycji. Potem jednak sukcesywnie lista inwestycji malała – w ciągu 5 lat zrezygnowano z następujących inwestycji transportowych:

Budowa mostu pieszo-rowerowego na Wiśle

Budowa Trasy Świętokrzyskiej

Budowa obwodnicy śródmiejskiej na Pradze

Budowa Trasy Siekierkowskiej

Budowa ul. Tysiąclecia

Budowa nowego dworca kolejowego Warszawa Wschodnia

Budowa nowego dworca kolejowego Warszawa Zachodnia

Natomiast z inwestycji realizowanych w zaplanowanym terminie ukończone nie zostaną:

Rozbudowa Portu Lotniczego w Modlinie (oddanie do użytku w lipcu 2012 r.)

Budowa linii kolejowej ze stacji Modlin do Portu Lotniczego w Modlinie (otwarcie planowane po 2015 r.)

Budowa centralnego odcinka II linii metra od stacji „Rondo Daszyńskiego” do stacji „Dworzec Wileński” (otwarcie planowane po 2014 r.)

Wobec powyższego warto się zastanowić, jak będzie w praktyce wyglądała obsługa transportowa w trakcie trwania imprezy. Obawiam się, że będzie ona przypominała operację na „żywym organizmie” w ekstremalnych warunkach. Przyjrzyjmy się paru transportowym absurdom w Warszawie.

„Odlotowe” połączenie

W ostatnim możliwym momencie – bo dopiero 1 czerwca – uruchomiono połączenie kolejowe między Lotniskiem Chopina a centrum Warszawy. Zgodnie z rozkładem, dwóch przewoźników – miejskie SKM Warszawa i regionalne Koleje Mazowieckie – będzie realizowało cztery połączenia na godzinę. Dzięki temu kibice przylatujący do stolicy będą mogli dostać się do centrum w 21-24 minuty (w zależności od połączenia). Od razu jednak pojawia się istotne utrudnienie dla kibiców, ponieważ transport będzie się odbywał dwoma trasami: 1) przez Dworzec Śródmieście, Powiśle, Stadion do Warszawy Wschodniej i 2) przez Dworzec Centralny do Warszawy Wschodniej, ale z pominięciem Warszawy Stadion. Warto też zauważyć, że skład Kolei Mazowieckich, a więc zasadniczo pociąg regionalny, do czasu oddania do użytku Portu Lotniczego w Modlinie, będzie kursował jedynie w granicach Warszawy. Wszystko to powoduje niepotrzebny chaos informacyjny i dopiero w dniach meczowych okaże się czy kibice z zagranicy nie pogubią się w organizacji przejazdów lotniskowych. Autorom kampanii marketingowej ZTM „Odlotowe połączenie lotniskowe” zapewne nie o taki „odlot” chodziło.

Buspasy dla… działaczy

Page 5: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

5

W momencie kiedy ważyły się losy otwarcia połączenia kolejowego z Lotniskiem Chopina opracowano wariant alternatywny polegający na wytyczeniu specjalnego buspasa w ciągu ul. Żwirki i Wigury – głównego połączenia drogowego Okęcia z centrum. Oczywiście od początku słusznie obawiano się, że spowodowałoby to paraliż komunikacyjny na tym odcinku. Ostatecznie, mimo otwarcia połączenia kolejowego, i tak zdecydowano o wytyczeniu całodobowego buspasa. Stało się to na wniosek UEFA, a buspas będzie służył głównie… działaczom federacji piłkarskich, sponsorom i gościom specjalnym.

Twierdza Saska Kępa

Na czas mistrzostw oraz w trakcie trwania każdej następnej imprezy masowej na Stadionie Narodowym zostanie zamknięty teren Saskiej Kępy – reprezentacyjnego osiedla na Pradze Południe. Wjazd na zamknięty teren będą mieli tylko mieszkańcy i przedsiębiorcy mający tytuł prawny do lokalu za okazaniem specjalnego identyfikatora. Urząd m.st. Warszawy szacuje, że wyda 15 tysięcy wejściówek. Nikt jednak nie pomyślał o pozostałych uczestnikach ruchu. Z takiej możliwości nie będą mogły skorzystać inne podmioty, w tym chociażby klienci mieszczących się na Saskiej Kępie urzędów, instytucji, lokali, kurierzy, dostawcy towarów itp. Takie zabezpieczenia nie były dotąd nigdy wcześniej stosowane i tylko dodatkowo utrudnią ruch kołowy w tej części miasta.

Niewykorzystane inwestycje

Z uwagi na ograniczenia w ruchu wokół Stadionu Narodowego, nie zostaną wykorzystane również niektóre inwestycje infrastrukturalne z wybudowanym specjalnie z myślą o EURO 2012 kosztem 40 milionów złotych węzłem przesiadkowym w al. Zielenieckiej. Wynika to z tego, że w trakcie imprez masowych zostanie całkowicie zawieszony ruch tramwajowy oraz zamknięty Most Poniatowskiego, który jest jedynym połączeniem drogowo-tramwajowym Śródmieścia i Pragi. Inaczej sytuacja wyglądałaby, gdyby został zrealizowany, zgodnie z pierwotnymi planami most pieszo-rowerowy między Mostem Świętokrzyskim i Mostem Poniatowskiego.

Podsumowując, najbliższy miesiąc będzie wielkim sprawdzianem i wyzwaniem zarówno dla systemu transportowego, któremu daleko od kompletności, jak i dla mieszkańców stolicy. Zakrojona na szeroką skalę akcja marketingowa zachęcająca do podróżowania komunikacją miejską w trakcie mistrzostw nie rozwiąże wszystkich problemów. Co ciekawe, na plakatach rozwieszonych we wszystkich pojazdach organizatorzy zachęcają do przyjazdu na Stadion Narodowy… metrem, które dotrze w to miejsce w najlepszym wypadku za 2 lata.

Page 6: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

6

2. Minister finansów przymyka oko na nielegalny tytoń

dr Stanisław Tyszka,

Dyrektor Centrum Analiz

Coroczne podwyżki akcyzy na papierosy i tytoń do palenia przekładają się na wyraźny wzrost przemytu i spożycia nielegalnych wyrobów tytoniowych. Szacuje się, że już połowa wypalanego w Polsce tytoniu pochodzi ze sprzedaży nielegalnej. Nie wpływa to na politykę Ministerstwa Finansów, które podwyższa akcyzę znacznie szybciej niż wynika to z naszych zobowiązań wobec Unii Europejskiej. Jednocześnie Ministerstwo nie robi nic, żeby ograniczyć spożycie tytoniu nielegalnego. A budżet państwa traci na tym co roku miliardy złotych.

Wchodząc do Unii zobowiązaliśmy się do podwyższania akcyzy od wyrobów tytoniowych. Polska wynegocjowała sobie jednak okres przejściowy do 1 stycznia 2018 roku, kiedy to pułap minimalny akcyzy ma wynieść 90 euro za tysiąc sztuk papierosów. Ciekawe, że rząd PO-PSL podwyższa akcyzę znacznie szybciej niż to wynika z unijnych zobowiązań. W obecnym tempie akcyza osiągnie bowiem wymagany poziom już w przyszłym roku. Tymczasem Polska ma jeden z najwyższych w UE udział podatków w cenie papierosów – akcyza i VAT stanowią obecnie 85% ceny paczki. W rezultacie tych podwyżek w ostatnich latach Polska z kraju tranzytowego stała się dla przemytu krajem docelowym. Kwitnie też nielegalny handel liśćmi tytoniowymi.

Z danych przedstawianych przez producentów wynika, że miesięcznie w Polsce sprzedaje się około 450 ton tytoniu do palenia. Natomiast według bardzo ostrożnych szacunków, tubek papierosowych sprzedaje się w Polsce miesięcznie minimum 700 mln sztuk. Co to oznacza? Zakładając, że jeden papieros zawiera 1 gram tytoniu (choć niektórzy producenci mówią nawet o 0,8 grama), widać wyraźnie, że sprzedaż tubek jest prawie dwukrotnie większa niż sprzedaż tytoniu.

Potwierdza to raport agencji badawczej ACNielsen z kwietnia tego roku, z którego wynika, że już połowa rynku tytoniu do palenia jest nielegalna. Jeśli chodzi o papierosy, to według badań agencji Almares ze sprzedaży nielegalnej pochodzi 15% papierosów konsumowanych w Polsce. Związane z tym straty budżetu, wynikające z braku odprowadzenia akcyzy i VAT, szacowane są na 5 miliardów złotych rocznie (ok. 4 mld na papierosach i ok. 1 mld na tytoniu do palenia).

Powszechność nielegalnego rynku oraz łatwość dostępu do tytoniu łatwo sprawdzić. W Internecie po wpisaniu frazy „sprzedam tytoń do palenia” można znaleźć wiele ofert, w których cena za kilogram nie przekracza 100 zł. Tymczasem podatki jakimi obciążony jest tytoń do palenia przedstawiają się następująco. Od każdego kilograma tytoniu należy odprowadzić akcyzę w wysokości: 115,86 zł + 31,41% maksymalnej ceny detalicznej. A do ceny dochodzi jeszcze 23% VAT. W rezultacie cena kilograma tytoniu do palenia na rynku legalnym jest wyższa niż 260 zł.

Ministerstwo Finansów poszukując nowych źródeł dochodów od paru lat idzie na łatwiznę. Podwyższa podatki, choć mogłoby zwiększyć dochody likwidując luki w dotychczasowych przepisach. To wymagałoby jednak oparcia się na rzeczywistych, a nie pozorowanych, a nawet motywowanych ideologicznie, ocenach społeczno-gospodarczych skutków podwyżek. Badania takie wykazują, że podwyżki prowadzą do zwiększania się szarej strefy, grożą więc spadkiem wpływów do budżetu. Dlatego też coraz więcej państw zachodnich obniża w ostatnich latach akcyzę od wyrobów tytoniowych. W tym roku akcyzę obniżyły choćby Dania i Portugalia.[1]

Orędownicy kampanii antytytoniowych przyklaskują Ministerstwu Finansów w polityce podwyższania akcyzy od wyrobów tytoniowych. Liczą na to, że w jej efekcie Polacy ograniczą palenie. Ignorują przy tym jednak badania wskazujące, że w efekcie podwyżek produkty legalne zastępowane są produktami pochodzącymi z szarej strefy, których skład w żaden sposób nie jest nadzorowany przez Ministerstwo Zdrowia. Ignorują też doświadczenia historyczne. Tymczasem przecież od czasów wielkiego eksperymentu socjotechnicznego jakim była prohibicja w latach 20-tych ubiegłego wieku w USA, wiadomo, że radykalne ograniczanie dostępności używek przekłada się na wzrost przemytu, szarej

Page 7: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

7

strefy i rozwój zorganizowanej przestępczości. Obecna nieprzemyślana polityka Ministerstwa w odniesieniu do wyrobów tytoniowych nie służy zatem nikomu – ani palącym, ani budżetowi państwa.

[1]http://www.telegraf.biz/unia_europejska/article,kolejne_panstwa_w_unii_obnizaja_akcyze_na_papierosy,3327,1,1,1.html

Page 8: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

8

3.Boni : crowdfunding nie dla Polaków

Piotr Trudnowski, Członek zespołu Fundacji Republikańskiej

Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji przedstawiło propozycję nowelizacji ustawy o zbiórkach publicznych. Zaproponowane zmiany idą w najgorszym możliwym kierunku: wszelkie pozyskiwanie środków w Internecie podlegać będzie ścisłej reglamentacji urzędników. Tym samym nie tylko nie uda się uwolnić dobroczynności Polaków, ale pod znakiem zapytania stoi rozwój finansowania społecznościowego (ang. crowdfunding) w Polsce. Za pomocą serwisów takich jak kickstarter.com czy indiegogo.com zbierane są rokrocznie setki milionów dolarów. W Polsce chcąc pozyskać od internautów finansowanie na rozwój start-upu, wydanie książki, organizację imprezy dobroczynnej czy dalsze prowadzenie bloga będziemy potrzebowali każdorazowo zgody ministra Boniego.

Gdy rok temu pierwszy raz[1] pisaliśmy w Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej o pilnej potrzebie zmiany przepisów o zbiórkach publicznych wydawało się, że nawet jeżeli nie uda się doprowadzić do całkowitej deregulacji tej kwestii, to trudno będzie pogorszyć istniejący stan prawny. Dziś obowiązująca ustawa z 15 marca 1933 r. uznaje za zbiórkę publiczną „wszelkie publiczne zbieranie ofiar w gotówce lub naturze na pewien z góry określony cel”. Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z 2004 r. rozszerza definicję „gotówki” w ten sposób, że za zbiórkę publiczną urzędnicy uznają dziś również pozyskiwanie funduszy w Internecie. Te przepisy ewidentnie naruszają konstytucyjny porządek aktów prawnych, co podkreślali wielokrotnie zarówno eksperci, jak i potwierdził wyrok sądu Sądu Rejonowego dla Krakowa-Podgórza w Krakowie z 6 lutego 2012 r [2].

W trakcie trwającej dyskusji organizacji pozarządowych pojawiały się bardzo różne postulaty – od minimalistycznego, wyrażonego expressis verbis wyłączenia przelewów na konto z działania ustawy, po postulat całkowitej derogacji przepisów o zbiórkach i pozostawienie obywatelom dowolności w przekazywaniu środków na cele dobroczynne i inne. Wszystkie uczestniczące w debacie środowiska zgadzały się jednak co do tego, że przelewy nie wymagają reglamentacji, gdyż podlegają automatycznej ewidencji. Tymczasem Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji postanowiło zadziałać dokładnie odwrotnie i – w największym skrócie – przenieść szkodliwe regulacje z poziomu rozporządzenia na poziom ustawowy.

Zgodnie z informacją na stronie internetowej Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji minister Boni wniósł do sejmowej podkomisji nadzwyczajnej, która rozpatruje rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy o działach administracji rządowej oraz niektórych innych następującą poprawkę:

W ustawie z dnia 15 marca 1933 r. o zbiórkach publicznych (Dz. U. Nr 22, poz. 162, z późn. zm. x)) wprowadza się następujące zmiany:

1) art. 1 otrzymuje brzmienie:

„Art. 1. Wszelkie publiczne zbieranie ofiar w środkach pieniężnych lub naturze na pewien z góry określony cel wymaga uprzedniego pozwolenia władzy.”

2) art. 5 otrzymuje brzmienie:

„Art. 5. Minister właściwy do spraw administracji publicznej określi, w drodze rozporządzenia, sposoby przeprowadzania zbiórek publicznych i zakres kontroli nad ich przeprowadzaniem, uwzględniając zwłaszcza potrzebę zapewnienia odpowiedniego bezpieczeństwa zbieranych ofiar oraz zróżnicowanie form przekazywania ofiar, w tym z wykorzystaniem instrumentów płatniczych. Rozporządzenie określi w szczególności formy prowadzenia zbiórek publicznych, miejsca ich prowadzenia, niezbędne dane, jakie powinien zawierać plan przeprowadzania zbiórki, sposoby sporządzania dokumentacji dotyczącej przebiegu akcji zbiórkowej, wymogi, jakim powinna odpowiadać legitymacja osoby przeprowadzającej zbiórkę publiczną, oraz niezbędne informacje, jakie powinno zawierać publiczne ogłoszenie wyników zbiórki uwzględniając zapewnienie przejrzystości i jawności prowadzonych zbiórek publicznych.”[3]

Page 9: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

9

Ministerstwo swoją propozycję prezentuje jako innowacyjny sukces: już wkrótce zbiórki publiczne będzie można przeprowadzać jednym kliknięciem albo esemesem. Tymczasem zawarta w nowelizacji zamiana „gotówki” na „środki pieniężne” (art.1) i dodanie do artykułu 5. „wykorzystania instrumentów płatniczych” oznacza nie tylko więcej kontroli nad działalnością dobroczynną w Polsce, ale też blokuje możliwość rozwoju finansowania społecznościowego w Polsce. Powstają dziś pierwsze platformy, które pozwalają młodym artystom czy przedsiębiorcom pozyskiwać finansowania dla swoich projektów wśród polskich internautów, a nie na zagranicznych portalach. Nieliczni odważni liczyli, że w razie kłopotów uda im się przed sądem udowodnić, że są ścigani na podstawie niekonstytucyjnego rozszerzenia delegacji ustawowej. Nowelizacja Boniego sprawia, że wszyscy poszukujący wsparcia finansowego przeniosą się za granicę, a innowatorzy stracą zainwestowane w portale pieniądze.

Gdy Michał Boni mówił[4], że polskie prawo musi „otworzyć się” na crowdfunding można było mieć nadzieję, że rzeczywiście kierowane przez niego „innowacyjne” ministerstwo będzie działało na rzecz stworzenia takich ram regulacyjnych, które pozwolą na rozwój dobroczynności i przedsiębiorczości za pomocą najnowszych technologii i trendów internetowych. Okazało się jednak, że rację mieli sceptycy widzący w słowach Boniego zasłonę dymną dla zwiększania obszarów regulacji i kontroli nad działalnością obywateli.

Stare powiedzenie mówi, że gdy wydaje ci się, że jesteś na dnie, nagle słyszysz pukanie od spodu. Wydawałoby się, że w skrajnie anachronicznym i przeregulowanym systemie prawnym niewiele można jeszcze popsuć. Tymczasem pod sztandarem „otwierania” polskiego prawa i „wprowadzania innowacji” minister Boni postanowił przeforsować przepisy bardziej szkodliwe i niedopasowane do realiów XXI wieku niż sanacyjna ustawa w latach 30-tych minionego wieku. Tym samym dał zwolennikom deregulacji kolejny argument na rzecz tego, by przepisy o zbiórkach publicznych w całości usunąć z polskiego systemu prawnego. Dowiódł, że urzędnicy wykorzystają każdą szansę na zwiększanie swojej kontroli nad pieniędzmi obywateli ze szkodą dla wolności, innowacyjności i dobra wspólnego.

Autor jest członkiem zespołu Fundacji Republikańskiej, współzałożycielem Polskiego Towarzystwa Crowdfundingu.

[1] http://www.cafr.pl/2011/06/palka-na-obywateli/

[2] http://www.cafr.pl/2012/04/deregulacja-zbiorek-publicznych-%E2%80%93-stan-debaty/

[3] http://mac.gov.pl/dzialania/zbiorki-publiczne-nowoczesniejsze-wnosimy-poprawke-do-ustawy/

[4] http://sejm.gov.pl/Sejm7.nsf/transmisje.xsp?unid=9C0FEE73C01CD51BC125799000330694

Page 10: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

10

4. Nie ma czerwonej fali – o wyborach parlamentarnych we Francji

Michał Pełka - Ekspert Fundacji Republikańskiej, Zespół ds. Energetyki

Wbrew opiniom prasowym wybory we Francji nie okazały się wielkim triumfem lewicy. Oczywiście lewica wyszła zwycięsko z pierwszej tury i na pewno nie poniesie też klęski w drugiej. Jeśli się jednak przyjrzeć uważniej wynikom wyborów trudno mówić o prawdziwym sukcesie Partii Socjalistycznej i jej prezydenta François Hollande.

Partia Socjalistyczna i jej wszyscy potencjalni sojusznicy zdobyli 46,77% głosów, natomiast Unia na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP) 34,07% i Front Narodowy (FN) 13,6%, co daje szeroko pojętej prawicy 47,67%. Trudno zatem stwierdzić, ze Francuzi wyraźnie przesunęli swoje preferencje wyborcze na lewo. W dużej mierze głosy stracone przez UMP w porównaniu z wynikiem z 2007 roku przejął Front Narodowy, co świadczy wręcz o przesunięciu się dużej części wyborców bardziej na prawo.

François Hollande może jednak liczyć na w miarę stabilną większość parlamentarną. Najprawdopodobniej uniknie on kohabitacji z rządem prawicowym i Partia Socjalistyczna będzie rządzić w koalicji ze swoim sojusznikiem z partii zielonych Europe Écologie – Les Verts (EELV). Jest też możliwy scenariusz, w którym PS zdobywa większość miejsc w Zgromadzenia Narodowym, czyli co najmniej 289 mandatów, gdyż wyliczenia opracowane na podstawie wyników pierwszej tury oceniają szanse PS na od 275 do 315 mandatów. W przypadku czarnego dla PS scenariusza, będzie ona musiała podzielić się władzą z radykalną lewicą, gdyż Front Lewicy (Front de Gauche) ma szanse na kilkanaście mandatów.

Nienajgorszy wynik UMP

Warto zwrócić uwagę na to, że UMP i jej sojusznicy zdobyli praktycznie tyle samo głosów, co PS i jej główny koalicjant wyborczy EELV (34,82% głosów). Logika systemu politycznego V Republiki zostanie zatem zachowana i UMP zachowa swoją dominującą pozycję jako największa partia opozycyjna w Zgromadzeniu Narodowym. Ma teoretycznie szansę na 270-290 deputowanych, choć osiągnięcie 290 mandatów, czyli większości powodującej kohabitację jest bardzo mało prawdopodobne. Jeśli UMP wyciągnie wnioski ze swoich porażek i zdecyduje się być silną opozycja w czasie kryzysu oraz zrewiduje swój zbyt negatywny stosunek do drugiej siły prawicowej we Francji, czyli Frontu Narodowego, to ze względu na trudne zadanie rządzenia w czasach kryzysu, może w następnych wyborach odebrać władzę lewicy.

UMP, która na jesieni będzie wybierać swoje kierownictwo, będzie musiała wziąć pod uwagę nienajlepsze wyniki wyborów prezydenckich i parlamentarnych oraz rosnący w siłę Front Narodowy.

Dobry wynik Frontu Narodowego

Front Narodowy zwiększył swój wynik w porównaniu z 2007 rokiem z 4,6% do 13,6%, zdobywając w sumie 3,5 mln głosów. W ten sposób FN stał się bezapelacyjnie drugą partią prawicową we Francji. Jednocześnie, po raz pierwszy w historii udało się FN uzyskać wynik równie wysoki jak w wyborach prezydenckich, gdyż dotychczas kandydaci FN mieli znacznie mniejsze poparcie w wyborach parlamentarnych niż w wyborach prezydenckich. FN wyraźnie zyskał w regionach wiejskich oraz w małych i średnich miasteczkach.

Kandydaci Frontu Narodowego przeszli do drugiej tury w 61 okręgach wyborczych, w tym w 32 razem z dwoma innymi kandydatami, a w 29 będą mieli jednego przeciwnika. Jednakże, ze względu na

Page 11: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

11

specyfikę francuskiego systemu wyborczego, jest możliwe, że FN nie zdobędzie żadnego mandatu. Prognozy opracowane na podstawie wyników głosowania w pierwszej turze podają, że FN ma szansę na zdobycie od zera do trzech mandatów. Świetny wynik wyborczy zanotowała przewodnicząca FN, Marine Le Pen plasując się na pierwszym miejscu w okręgu Hénin-Beaumont (Pas-de-Calais) i zdobywając 42% głosów. Bardzo dobre wyniki mają też kandydaci FN w bastionie FN jakim stał się departament Gard (w wyborach prezydenckich Marine Le Pen miała najwyższy wynik), gdzie w pięciu na sześć okręgów wyborczych kandydaci FN zakwalifikowali się do drugiej tury.

Świetny rezultat Frontu Narodowego może jednak pomóc partii w wyjściu z politycznej izolacji, co jest długofalowym celem Marine Le Pen. Obecność choćby kilku deputowanych FN we francuskim Zgromadzeniu Narodowym pozwoliłaby Frontowi zaprezentować się jako wyrazista opozycja w stosunku do lewicowego prezydenta i pozwolić FN na wypracowanie sobie mocnej pozycji w następnych wyborach.

Niewielka ilość, lub nawet ich brak, deputowanych FN w Zgromadzeniu Narodowym może doprowadzić do szerszej debaty nad francuskim systemem wyborczym, jest bowiem bardzo prawdopodobne, że Front Lewicy, którzy otrzymał w skali kraju 6,91% głosów może mieć kilkunastu deputowanych, podczas gdy Front Narodowy otrzymując dwa razy więcej głosów może nie mieć ich wcale. Mimo przewagi lewicy rozpoczęła się już dyskusja, która może doprowadzić do wprowadzenia elementów proporcjonalności we francuskiej ordynacji wyborczej.

Stosunek UMP do Frontu Narodowego

Wydaje się, że prędzej czy później UMP będzie musiało zrewidować swój stosunek do FN. Sondaże wykazują, że dwóch na trzech wyborców UMP uważa (według sondażu Ipsos/Logica Business Consulting przeprowadzonego w przeddzień pierwszej tury wyborów parlamentarnych), że w drugiej turze UMP powinno wchodzić w lokalne sojusze z FN w celu wyeliminowania kandydata lewicy. Coraz więcej zwolenników oraz działaczy UMP jest też zdania, że alians UMP z FN jest nie tylko możliwy, ale i pożądany.

Kierownictwo UMP zdaje się nie dopuszczać na razie myśli o radykalnej zmianie swojego stosunku do Frontu Narodowego. Komitet polityczny UMP zdecydował, by w drugiej turze, w przypadku wybory pomiędzy kandydatem lewicowym a Frontem Narodowym, nie opowiadać się ani za jednym, ani za drugim. Nawet taka decyzja jest zerwaniem z dotychczasową polityka polegającą na zwalczaniu FN przy każdej okazji, co wiązało się z wezwaniem do głosowania na socjalistów, by nie dopuścić kandydata FN do zdobycia mandatu.

Wbrew decyzji komitetu politycznego UMP, już dwóch kandydatów UMP (E. Mourrut w departamencie Gard i M. Chassain w Bouches-du-Rhône), którzy zakwalifikowali się do drugiej tury na trzecim miejscu, zrezygnowało z walki o mandat, by ułatwić kandydatom FN pokonanie lewicy. Jeśli weźmie się pod uwagę, że wielu kandydatów UMP aktywnie zabiega o głosy wyborców Frontu Narodowego, można powiedzieć, że twardy front anty-FN utrzymał się jedynie na lewicy.

Porażka centrum

W stosunku do wyborów z 2007 r. Siły centrowe straciły bardzo wielu wyborców, poparcie największej partii centrowej, MoDem spadło z 7,6% do 1,5%. Partia ryzykuje utratę wszystkich swoich trzech deputowanych. Szef partii, François Bayrou może stracić swój mandat, co dodałoby do porażki centrystów także wymiar symboliczny. W wyborach w 2007 r. UMP, by ułatwić elekcje Bayrou kurtuazyjnie nie wystawiła kandydata w jego okręgu. Jednakże, po deklaracji Bayrou, że w drugiej turze wyborów prezydenckich zagłosuje na François Hollande, UMP oskarża go, że przesądziło to o klęsce Sarkozy’ego. W rezultacie UMP wystawiła kontrkandydata dla Bayrou, który wraz z kandydatką socjalistów przeszedł do drugiej tury. Biorąc pod uwagę słaby wynik Bayrou (socjalistka Nathalie Chabanne uzyskała 34,90% głosów, Bayrou 23,63%) stawia jego reelekcję pod znakiem zapytania

Przegrani na lewicy

Page 12: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

12

Wielkim przegranym tych wyborów jest szef Frontu Lewicowego Jean-Luc Mélenchon. Postanowił on osobiście stawić czoło Marine Le Pen w jej okręgu wyborczym. Nie tylko nie udało mu się, jak zapewniał przed wyborami, pokonać kandydatki Frontu Narodowego (otrzymał 21,46% głosów, podczas gdy Marine Le Pen otrzymała 42,26%), ale nawet nie zakwalifikował się do drugiej tury. Miarą jego klęski jest nie tylko utrata szans na mandat, ale także fakt, że prawdopodobnie jego decyzja przeciwstawienia się Marine Le Pen i jego agresywna kampania, spowodowała bardzo duże zainteresowanie mediów Frontem Narodowymi i przyczyniła się do wysokiego rezultatu Marine Le Pen. Poza osobistą klęska jego problemem jest także słaby wynik jego partii (6,91%). Choć dzięki specyficznemu systemowi wyborczemu i współpracy z PS ma szansę na kilkanaście mandatów, to w przypadku uzyskania stabilnej większości przez PS i EELV, może zostać zmarginalizowana i podzielić w następnych wyborach los centrystów Bayrou.

Page 13: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

13

5. Nielegalny marsz przez most

dr Marcin Warchoł, Szef Zespołu ds. Wymiaru sprawiedliwości

Rosyjscy kibice, którzy 12 czerwca przemaszerowali przez centrum Warszawy na Stadion Narodowy, zrobili to wbrew obowiązującemu w Polsce prawu. Dlatego zdziwienie musi budzić decyzja władz Warszawy, które de facto wyraziły zgodę na nielegalne zgromadzenie publiczne obywateli obcego państwa. Czy polskie prawo nie obowiązuje Rosjan? Organizatorzy marszu nie złożyli wniosku o jego rejestrację, a jednocześnie oficjalnie ogłaszali w mediach, iż organizują marsz, na którym będą prezentować komunistyczne treści na transparentach i koszulkach. W takiej sytuacji powinny zareagować władze państwowe i samorządowe, które mają ku temu odpowiednie środki prawne. Tymczasem rządzący zostali wyprowadzeni w pole przez Rosjan. Minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki zapowiedział 8 czerwca, że „jeśli rosyjscy kibice spełnią wymogi polskiego prawa dotyczące zgromadzeń i tego typu przejść, będą mieli prawo przemaszerować przez Warszawę. Zostanie im to zagwarantowane przez miasto i służby porządkowe. Nie musi być to żadne zagrożenie”. W tym samym dniu Ewa Gawor, dyrektor stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, poinformowała o tym, że kibice rosyjscy złożyli pismo „z prośbą o pomoc w przejściu grupowym osób, które mają bilety na mecz Polska – Rosja”. Zdaniem pani Gawor, nie był to formalny wniosek o zgodę na zgromadzenie publiczne. – Napisali, że takie przemarsze są tradycją kibiców rosyjskich w czasie mistrzostw Europy. Nie będzie problemu, żebyśmy im w tym pomogli – tłumaczyła podczas konferencji prasowej. Na dzień przed meczem Polska – Rosja prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz na antenie RMF FM w dość pokrętny sposób tłumaczyła decyzję stołecznych władz: „Nie było żadnego wniosku (o zgromadzenie ze strony rosyjskich kibiców). Nie ma ani zgody, ani braku zgody ze strony miasta. Jest po prostu tylko i wyłącznie przejście przez most”. Rosjanie obiecali solennie pani prezydent przemarsz bez politycznych haseł i manifestacji. – Jeśli złamią obietnicę, to będzie to świadczyło o tym, że nas oszukali – oznajmiła pani prezydent. Po wtorkowych zamieszkach w wywiadzie dla Polskiego Radia prezydent Warszawy podtrzymała swoje wcześniejsze stanowisko, że nie mogła zakazać Rosjanom zorganizowania demonstracji w stolicy oraz że formalnie żadnej demonstracji nie było. Dlatego też nie mogło być ani zgody, ani odmowy. Wyjaśniła, że pochód Rosjan po prostu szedł na mecz i że takie marsze odbywają się również w innych miastach przy okazji podobnych imprez. Podsumowując, rosyjscy kibice zorganizowali marsz, ale zamiast złożyć formalne zawiadomienie w tej sprawie, ograniczyli się do poinformowania stołecznych władz o tym fakcie. Z kolei władze samorządowe z panią prezydent na czele w wyniku zaniechania nie skorzystały z przysługujących im praw i nie wyegzekwowały od przedstawicieli rosyjskich kibiców formalnego wniosku w tej sprawie.

Co na to prawo? Jak to wygląda w świetle obowiązującego w Polsce prawa? W art. 1 ust. 2 ustawy Prawo o zgromadzeniach czytamy: „Zgromadzeniem jest zgrupowanie co najmniej 15 osób, zwołane w celu wspólnych obrad lub w celu wspólnego wyrażenia stanowiska”. Art. 7.1. Organizator zgromadzenia publicznego zawiadamia organ gminy w taki sposób, aby wiadomość o zgromadzeniu dotarła nie później niż na 3 dni, a najwcześniej 30 dni przed datą zgromadzenia. 2. Zawiadomienie powinno zawierać następujące dane: 1) imię, nazwisko, datę urodzenia i adres organizatora oraz nazwę i adres osoby prawnej lub innej organizacji, jeżeli w jej imieniu organizuje on zgromadzenie, 2) cel i program oraz język, w którym będą porozumiewać się uczestnicy zgromadzenia, 3) miejsce i datę, godzinę rozpoczęcia, planowany czas trwania, przewidywaną liczbę uczestników oraz projektowaną trasę przejścia, jeżeli przewiduje się zmianę miejsca w czasie trwania zgromadzenia, 4) określenie planowanych przez organizatora środków służących zapewnieniu pokojowego przebiegu zgromadzenia oraz środków, o których dostarczenie zwraca się do organu gminy. Z kolei art. 52 ¤ 1 pkt 2 kodeksu wykroczeń mówi: „Kto zwołuje zgromadzenie bez wymaganego zawiadomienia albo przewodniczy takiemu zgromadzeniu lub zgromadzeniu zakazanemu podlega karze aresztu do 14 dni, karze ograniczenia wolności albo karze grzywny”. W ¤ 2 czytamy: „Podżeganie i pomocnictwo są karalne”. Przez zwołanie zgromadzenia rozumie się ogłoszenie o nim w środkach masowego przekazu, przygotowywanie plakatów czy oplakatowanie w miejscach publicznych, bądź też rozpowszechnienie ulotek, wysłanie zaproszeń, itp. A zatem Rosjanie zorganizowali marsz, który według polskiego prawa spełnia kryteria zgromadzenia publicznego. O

Page 14: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

14

tym, czy mamy do czynienia z organizacją wydarzenia, które podpada pod ustawę Prawo o zgromadzeniach, powinny decydować miejscowe władze, na których terenie takie wydarzenie ma miejsce. Ale ich decyzja musi być zgodna z obowiązującym prawem. Przedstawiciele rosyjskich kibiców sprytnie obeszli nasze przepisy prawa, wykpiwając je. Zastosowali prosty wybieg, nazywając swoje zgromadzenie „marszem przez most”. Gdyby zgłosili formalnie zgromadzenie – do czego byli zobowiązani – powstałoby ryzyko jego rozwiązania, a jego organizator ponosiłby odpowiedzialność za zgodny z prawem jego przebieg. Prawo o zgromadzeniach nie reguluje odrębnie odpowiedzialności za szkodę organizatora takiego zgromadzenia. Wchodzi tu w grę tylko zwykła odpowiedzialność cywilna. Odpowiedzialność solidarną organizatora z uczestnikiem Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodą z Konstytucją w wyroku z 10 listopada 2004 r., Kp 1/04. Stwierdził jednak wówczas, iż są dopuszczalne ograniczenia wolności zgromadzeń, które mogą wiązać się również z wprowadzeniem wyraźnych podstaw odpowiedzialności odszkodowawczej organizatora zgromadzenia. Nie oznacza to jednak, że ustawodawca może ustanowić każdą postać odpowiedzialności, nie uwzględniając konieczności poszukiwania racjonalnego kompromisu pomiędzy interesem publicznym związanym z pokojowym i bezpiecznym przebiegiem zgromadzenia a wolnością jego organizowania. Polski ustawodawca nigdy nie podjął próby uregulowania takiej odpowiedzialności, a szkoda. Jest ona obecnie oparta na ogólnych zasadach prawa cywilnego (art. 415 kc) i jest niestety nieskuteczna w praktyce.

Odpowiada organizator Warto to zmienić i wprowadzić odpowiedzialność na zasadzie ryzyka organizatora zgromadzenia za szkody wyrządzone przez jego uczestników. Prawo cywilne zna taką odpowiedzialność (art. 433 kodeksu cywilnego: „Za szkodę wyrządzoną wyrzuceniem, wylaniem lub spadnięciem jakiegokolwiek przedmiotu z pomieszczenia jest odpowiedzialny ten, kto pomieszczenie zajmuje, chyba że szkoda nastąpiła wskutek siły wyższej albo wyłącznie z winy poszkodowanego lub osoby trzeciej, za którą zajmujący pomieszczenie nie ponosi odpowiedzialności i której działaniu nie mógł zapobiec”). Trudno dociec, kto wyrzucił doniczkę, która rozbiła głowę przechodniowi, i dlatego może on domagać się odszkodowania od tego, kto pomieszczenie zajmuje. Podobnie w trakcie zamieszek trudno dociec, który z uczestników złamał innej osobie rękę czy zniszczył przystanek autobusowy. Zatem uzasadnieniem dla wprowadzenia takiej szczególnej odpowiedzialności byłaby niemożność uzyskania odszkodowania od faktycznego sprawcy. Po wtóre zaś, uzasadnieniem byłaby okoliczność, iż ten, kto czerpie korzyść z danego zgromadzenia, np. poprzez możliwość wyrażenia własnego zdania czy prezentacji określonych haseł, odpowiada za ewentualne szkody dokonane przez jego uczestników. Mógłby on od tej odpowiedzialności się ubezpieczyć. Takie ubezpieczenie mogłoby być obowiązkowe. Zatem organ gminy nie wydałby zezwolenia na organizację zgromadzenia, gdyby jego organizator najpierw nie przedstawił polisy ubezpieczeniowej. Podstawę do wprowadzenia tych zmian do prawa o zgromadzeniach daje art. 10 tej ustawy: „Przewodniczący odpowiada za zgodny z przepisami prawa przebieg zgromadzenia. Przewodniczący ma prawo zażądać opuszczenia zgromadzenia przez osobę, która swoim zachowaniem narusza przepisy ustawy albo uniemożliwia lub usiłuje udaremnić zgromadzenie. W razie niepodporządkowania się żądaniu, przewodniczący może zwrócić się o pomoc do policji lub straży miejskiej. Jeżeli uczestnicy zgromadzenia nie podporządkują się zarządzeniom przewodniczącego wydanym w wykonaniu jego obowiązków lub gdy przebieg zgromadzenia sprzeciwia się niniejszej ustawie albo narusza przepisy ustaw karnych, przewodniczący rozwiązuje zgromadzenie. Z chwilą rozwiązania lub zamknięcia zgromadzenia jego uczestnicy są obowiązani bez nieuzasadnionej zwłoki opuścić miejsce, w którym odbywało się zgromadzenie”. Co więcej, zgodnie z art. 12 prawa o zgromadzeniach, zgromadzenie może być rozwiązane przez przedstawiciela organu gminy, jeżeli jego przebieg zagraża życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach lub gdy narusza przepisy niniejszej ustawy albo przepisy ustaw karnych, a przewodniczący, uprzedzony o konieczności rozwiązania zgromadzenia, wzbrania się, by to uczynić. Gdyby zatem przewodniczący nie wyrzucił ze zgromadzenia osób stwarzających zagrożenie dla mienia, życia lub zdrowia innych osób, to ponosiłby ryzyko, że za uszkodzoną latarnię czy przystanek on osobiście by płacił, albo płaciłby zakład ubezpieczeń, gdyby wprowadzić obowiązkowe ubezpieczenie. Podsumowując, problem zamieszek z 12 czerwca leży nie w zachowaniu rosyjskich kibiców, gdyż nie oni są od egzekwowania polskiego prawa, mogą się jedynie do niego stosować lub nie, lecz władz Warszawy, które pozwoliły na łamanie obowiązujących w Polsce przepisów prawa o zgromadzeniach, powołując się na „tradycje marszów kibicowskich” w innych krajach, a także polskich władz, które przewidując tego rodzaju zagrożenia, powinny dokonać odpowiednich zmian w prawie.

Tekst ukazał się w środą 20 czerwca na łamach „Naszego Dziennika”.

Page 15: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

15

6. Grecja w pułapce eurofanatyzmu

dr Stanisław Tyszka, Dyrektor Centrum Analiz

Ateny skazane są na wyjście ze strefy euro – przewiduje dr Stanisław Tyszka z Fundacji Republikańskiej w wywiadzie dla Super Expressu.

„Super Express”: – Zwyciężyła partia opowiadająca się za oszczędnościami. Grecy pokochali Europę po niespodziewanym wyjściu z grupy ich piłkarzy na EURO 2012?

Dr Stanisław Tyszka: – Nawet jeśli tak było, to niech nie liczą na to, że gdy wygrają z Niemcami w ćwierćfinale, zyskają lepszą pozycję przetargową w negocjacjach w sprawie pomocy finansowej (śmiech).

- Czego chcą Grecy? Wygrała Nowa Demokracja, ale więcej głosów zdobyli unijni sceptycy: socjaliści, radykalna lewica i neofaszyści.

- To zwycięstwo greckich złudzeń. W wyborach starły się ze sobą dwa populizmy. SYRIZA postuluje odejście od narzuconych cięć. Populizm Nowej Demokracji i PASOK-u polega na tym, że chcą renegocjować porozumienie ze strefą euro i jednocześnie zostać w niej za wszelką cenę, licząc, że zawsze będą ich ratować najbogatsze kraje Unii, głównie Niemcy.

- Załóżmy, że tym razem uda się stworzyć koalicję Nowej Demokracji i PASOK-u. Co dalej?

- Liderom europejskim wydaje się teraz, że groźba wyjścia Grecji została zażegnana i dlatego są skłonni złagodzić warunki pakietów pomocowych: wydłużenie terminu zbicia deficytu do 3 proc. PKB, obniżenie odsetek od kredytów pomocowych, rozwodnienie programu cięć itp.

- To oznacza rekonwalescencję greckiej gospodarki czy tylko podtrzymanie agonii?

- Obecny kryzys polega w istocie na kryzysie konkurencyjności. Od przyjęcia euro Grecy korzystali z bardzo taniego kredytu i przeznaczali go na konsumpcję zamiast na zwiększenie konkurencyjności gospodarki. Radykalnie wzrosły pensje i obecnie ich cięcia są dalece niewystarczające. Z kolei podwyżki podatków – od nieruchomości, od luksusu, VAT oraz akcyzy na paliwo, papierosy i alkohol – hamują wzrost gospodarczy, bo z kraju ucieka kapitał. Dopóki Grecja nie odzyska konkurencyjności, nie zredukuje deficytu.

- Jak może ją odzyskać?

- Poprzez wewnętrzną dewaluację i pozostanie w unii walutowej albo przez powrót do drachmy. Przy czym to pierwsze rozwiązanie musiałoby polegać na głębokiej obniżce płac w całej gospodarce, a to – przy obecnych protestach społecznych – jest politycznie niewykonalne.

- Czyli dla Grecji jednak lepszy „grexit”?

- Tak, i prędzej czy później wyjdzie ze strefy. Powrót do drachmy oznacza redukcję długu, oficjalne bankructwo, spadek kosztów pracy i dzięki temu odzyskanie konkurencyjności. Strefa euro jest w schyłkowej fazie, a Grecja jest tylko elementem całej układanki. Media i rynki przejmują się na wyrost sytuacją w kraju, który jest bardzo niewielką częścią unijnej gospodarki. Rozpad strefy euro równie dobrze może przyjść skądinąd.

Rozmowa ukazała się we wtorek 19 czerwca na łamach „Super Expressu”.

Page 16: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

16

7. Odpowiedzialność za Francję przejmuje lewica

Michał Pełka, Ekspert Fundacji Republikańskiej, Zespół ds. Energetyki

System polityczny V Republiki sprawdził się po raz kolejny i dał zwycięskiemu prezydentowi większość parlamentarną. Partia socjalistyczna będzie rządzić w koalicji z sojusznikiem z partii zielonych. Wyraźna większość rządowa stawia ich jednak w trudnej sytuacji, zmuszając do przyjęcia pełnej odpowiedzialności z rządzenie Francją i do rozpoczęcia wdrażania programu wyborczego. Zapowiadał on zwiększenie wydatków państwowych, co w obliczu kryzysu gospodarczego i recesji panującej we Francji nie wydaje się możliwe do zrealizowania.

Partia Socjalistyczna i jej lewicowi sojusznicy uzyskali 314 mandatów (PS ma 280, a jej lewicowi sojusznicy PS 34 deputowanych). Oficjalny koalicjant PS, zieloni z Europe Écologie – Les Verts (EELV) mają 17 deputowanych i utworzą własny klub parlamentarny. Front Lewicy uzyskał mandatów 10, a regionaliści z Martyniki dwa. W sumie w Zgromadzeniu Narodowym zasiądzie 343 lewicowych deputowanych. Dzięki dobremu wynikowi PS i jej sojuszników oraz EELV, socjaliści uniknęli trudnej koalicji z komunistycznym Frontem Lewicowym.

Prawicowa i centro-prawicowa opozycja będzie składała się z 192 deputowanych Unii na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP) wspieranych przez 15 deputowanych z sojuszniczych partii prawicowych oraz 6 deputowanych z Partii Radykalnej (centroprawica). Pozostałe ugrupowania centrowe (Nouveau centre i Alliance centriste) zdobyły 14 miejsc w Zgromadzeniu Narodowym. Front Narodowy będzie dysponował 2 deputowanymi, a bliska mu Liga Południowa jednym.

Pomimo wyraźnego zwycięstwa i uzyskania stabilnej większości popierającej prezydenta François Hollande siłom lewicowym nie udało się uzyskać większości 3/5 w Kongresie (Zgromadzenie Narodowe i Senat), potrzebnej do dokonania zmian w konstytucji. Stawia to pod znakiem zapytania realizację obietnicy nadania praw wyborczych mieszkającym we Francji obcokrajowcom, co mogłoby zapewnić lewicy zwycięstwo także w następnych wyborach dzięki głosom imigranckim .

Kryzys w UMP

Choć UMP zachowa swoją dominującą pozycję oraz będzie największą siłą opozycyjną dysponując w Zgromadzeniu Narodowym ponad 220 deputowanymi, wychodzi z walki z socjalistami bardzo osłabiona. Po raz pierwszy od powstania 10 lat temu UMP poniosło dużą porażkę w wyborach parlamentarnych. UMP straciła prawie stu deputowanych zmniejszając liczbę swoich mandatów z 317 do 220. Wyborcy prawicy nie posłuchali apeli UMP i nie poszli masowo do urn, by powstrzymać zwycięstwo Partii Socjalistycznej.

Porażka Sarkozy’ego w wyborach prezydenckich i jego wycofanie się z polityki nie tylko osłabiła poparcie dla UMP, ale także pozbawiła partię silnego przywództwa. UMP przystąpiła do wyborów bardzo osłabiona nie tylko brakiem lidera, ale także ledwo skrywanym konfliktem o przywództwo pomiędzy byłym premierem François Fillon oraz sekretarzem partii Jean-François Copé.

Podczas kongresu w lipcu UMP wybierze nowe kierownictwo i będzie się starać wyciągnąć wnioski ze swoich porażek wyborczych. Teoretycznie UMP ma szansę odegrania roli silnej i konstruktywnej opozycji, gdyż ze względu na bardzo trudną sytuację gospodarcza i finansową Francji lewicy trudno będzie osiągać sukcesy w rządzeniu.

Wciąż otwarta jest kwestia ewentualnego zrewidowania negatywnego stosunku UMP do Frontu Narodowego. UMP będzie zmuszona szukać dalszych sojuszników na prawicy. Wyborcza porażka w wyborach prezydenckich i parlamentarnych tylko przypieczętowała triumf lewicy, która nie tylko przejęła stery państwa, ale także rządzi na szczeblu lokalnym. By przełamać tę niekorzystna dla prawicy sytuacji, UMP nie może dłużej ignorować Frontu Narodowego, który jest na prawicy drugą siłą polityczną.

Page 17: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

17

Kierownictwo UMP musi dostrzec zmianę w sytuacji politycznej i zaakceptować zakończenie politycznej izolacji FN. Wymaga tego nie tylko konieczność polityczna, ale także wola bardzo wielu działaczy i wyborców UMP. Według sondażu Ipsos/Logica Business Consulting z przeprowadzonego w dzień 2 tury, większość (58%) wyborców nie zgadzała się z decyzją kierownictwa UMP o nie głosowaniu ani na kandydata FN ani na kandydata lewicy w okręgach, gdzie nie było kandydata UMP.

Powrót Frontu Narodowego do Zgromadzenia Narodowego

Front Narodowy po raz pierwszy od wprowadzenia ordynacji większościowej wprowadzi swoich deputowanych do Zgromadzenia Narodowego i będzie ich miał w nim co najmniej dwóch. Mandaty zdobyła wnuczka Jean-Marie Le Pena Marion Maréchal-Le Pen oraz związany z FN adwokat Gilbert Collard. Zwyciężyli oni na południu Francji, które powoli staje się bastionem Frontu Narodowego. Najprawdopodobniej Front Narodowy będzie mógł liczyć także na ścisłą współpracę z deputowanym reprezentującym prawicową Ligę Południową Jacques Bompard.

Warto zwrócić uwagę, że względnie wysokie wyniki w okręgach wyborczych kandydatów FN nie byłyby w drugiej turze możliwe bez głosów tradycyjnych wyborców UMP. O faktycznym przełamaniu politycznej blokady FN mogą świadczyć względnie wysokie rezultaty niektórych kandydatów FN w okręgach, gdzie walczyli mandat wyłącznie z kandydatem lewicy. Wielu wyborców UMP postanowiło bowiem zagłosować na nich nie przejmując się dotychczasową polityką UMP oraz wrogą wobec FN postawą wielu czołowych polityków UMP.

Marine Le Pen przegrała w swoim okręgu Hénin-Beaumont 114 głosami uzyskując wynik 49,89%. Zażądała ona jednak ponownego podliczenia głosów ze względu na możliwość oszustw wyborczych w zdominowanych przez skrajną lewicę komisjach wyborczych. Kwestia jej mandatu pozostaje w pewnym sensie otwarta. Jej wysoki wynik jest szczególnie imponujący jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że jej okręg wyborczy jest tradycyjnie lewicowy, a sama kandydatka miała przeciwko sobie wszystkie siły polityczne w regionie – wystąpiły przeciwko niej nie tyko tylko partie lewicowa, ale także zieloni, UMP oraz centryści z MoDem.

Pomimo małej ilości przedstawicieli w Zgromadzeniu Narodowym FN stał się bezapelacyjnie drugą partią prawicową we Francji. Jednocześnie, po raz pierwszy w historii udało się FN uzyskać liczbę głosów podobną jak w wyborach prezydenckich. Dotychczas kandydaci FN uzyskiwali znacznie mniejsze poparcie w wyborach parlamentarnych niż w wyborach prezydenckich. FN wyraźnie zyskał w regionach wiejskich oraz w małych i średnich miasteczkach.

Świetny rezultat Frontu Narodowego może pomóc partii w wyjściu z politycznej izolacji, co jest długofalowym celem Marine Le Pen. Obecność choćby kilku deputowanych FN we francuskim Zgromadzeniu Narodowym pozwoli Frontowi zaprezentować się jako wyrazista opozycja w stosunku do lewicowego prezydenta i pozwolić FN na wypracowanie sobie mocnej pozycji w następnych wyborach, szczególnie jeśli UMP nie stanie na wysokości zadania i nie odegra roli prawdziwej i konstruktywnej opozycji.

Opierając się na wyniku wyborów, który partii z poparciem 3,5 miliona wyborców dał dwóch deputowanych Front Narodowy domaga się wprowadzenia elementów proporcjonalności do ordynacji wyborczej. Niewielka ilość deputowanych FN w Zgromadzeniu Narodowym może doprowadzić do szerszej dyskusji nad francuskim systemem wyborczym. Jest bowiem bardzo prawdopodobne, że Front Lewicy, którzy otrzymał w skali kraju 6,91% głosów będzie dysponować 10 deputowanymi deputowanych, podczas gdy Front Narodowy otrzymując dwa razy więcej głosów będzie mieć ich dwóch. W przypadku ordynacji proporcjonalnej FN miałby około stu deputowanych. Do wprowadzenia elementów proporcjonalności we francuskiej ordynacji wyborczej skłania się także prezydent François Hollande, który już zaproponował, by 100 z 577 deputowanych było wybieranych według systemu proporcjonalnego.

Klęska centrystów

W stosunku do wyborów z 2007 r. Siły centrowe straciły bardzo wielu wyborców, poparcie największej partii centrowej, MoDem spadło z 7,6% do 1,5%. Partia uzyskała jedynie dwa mandaty. Spektakularna

Page 18: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

18

klęskę poniósł jej przywódca François Bayrou tracąc swój mandat na rzecz socjalistów, Daje to porażce centrystów wymiar symboliczny. W wyborach w 2007 r. UMP, by ułatwić elekcje Bayrou kurtuazyjnie nie wystawiła kandydata w jego okręgu. Jednakże, po deklaracji Bayrou, że w drugiej turze wyborów prezydenckich zagłosuje na François Hollande, UMP oskarża go, że ta deklaracja przesądziła o klęsce Sarkozy’ego. W rezultacie UMP wystawiła kontrkandydata dla Bayrou, który wraz z kandydatką socjalistów przeszedł do drugiej tury i faktycznie uniemożliwił reelekcję centrysty.

Przegrani na lewicy

Wielkim przegranym jest skrajnie lewicowy i grupujący także komunistów Front Lewicy (Front de gauche). Jego szef, Jean-Luc Mélenchon, został wyeliminowany jeszcze w pierwszej turze przez Marine Le Pen i kandydata socjalistów. Nie tylko nie udało mu się, jak zapewniał przed wyborami, pokonać kandydatki Frontu Narodowego (otrzymał 21,46% głosów, podczas gdy Marine Le Pen otrzymała 42,26%), ale nawet nie zakwalifikował się do drugiej tury. Miarą jego klęski jest nie tylko utrata szansy na mandat, ale także fakt, że prawdopodobnie to jego decyzja przeciwstawienia się Marine Le Pen i agresywna kampania spowodowała duże zainteresowanie mediów Frontem Narodowymi i przyczyniła się do wysokiego rezultatu osiągniętego przez Le Pen. Poza osobistą klęska jego problemem jest także słaby wynik jego partii (6,91%). Komuniści stracili w tych wyborach połowę mandatów i nie będą mogli nawet powołać klubu parlamentarnego, do czego potrzebne jest 15 deputowanych.

Tekst ukazał się 23 czerwca na łamach „Naszym Dzienniku”.

Page 19: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

19

8. Jaskółka z Bytomia

Marcin Horała,

Ekspert Fundacji Republikańskiej

Jedną z nielicznych instytucji obywatelskiej kontroli nad władzami samorządowymi jest referendum w sprawie ich odwołania.Narzędzie to ma dwie wady: po pierwsze jest ostateczne a po drugie trudne w użyciu. Niemniej lepsze takie niż żadne.

Ostateczność to wada w zestawieniu z brakiem innych narzędzi do bieżącej korekty kursu przyjętego przez władze samorządowe. Brak uregulowanych centralnie uprawnień do zapytania obywatelskiego, do budżetu obywatelskiego, do prostej w realizacji inicjatywy uchwałodawczej. Obywatele mogą tylko biernie przyglądać się co robi władza, lub od razu wystrzelić z najgrubszego działa – przeprowadzić referendum odwołujące. Jeżeli do tego dodamy słabość władzy uchwałodawczej w samorządach nie ma co się dziwić, że inicjatywy referendalne mnożą się i mnożą. Możemy w ciemno założyć, że w dowolnie wybranym momencie w kilku czy kilkunastu samorządach w Polsce właśnie trwa zbieranie podpisów pod odwołaniem tej czy innej władzy. Od początku roku odbyło się ich w Polsce 29, z czego 4 udane (Lewin Kłodzki, Wiżajny, Ostróda, Bytom).

Tu dotykamy drugiego problemu – barier w skutecznym odwołaniu władz lokalnych za pomocą referendum. Pierwszą jest wymóg zebrania podpisów 10% uprawnionych do głosowania na terenie danej jednostki. To wbrew pozorom dość dużo. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że aktywny wyborczo jest zazwyczaj co drugi mieszkaniec a i nie każdy musi popierać pomysł referendum zebranie takiej liczby podpisów wymaga dotarcia z inicjatywą do 20 – 30% procent mieszkańców. W większych jednostkach może to być duży problem dla grupy inicjatywnej, jeżeli w istocie stanowi ona zorganizowane ad hoc grono społeczników nie dysponujące zapleczem biurowo-organizacyjnym.

Po drugie aby wynik głosowania był ważny, musi w nim wziąć udział co najmniej 3/5 biorących udział w głosowaniu, w którym dany organ został wybrany. To jest zazwyczaj próg nie do przebycia dla organizatorów referendum. Specyfika polskiego systemu politycznego jest taka, że głosowania odbywające się poza standardowym cyklem i nie nagłaśniane przez media ogólnopolskie cieszą się znikomym (kilkuprocentowym) zainteresowaniem wyborców.

Podbicie tego naturalnego zainteresowania do progu dającego ważność referendum wymaga kosztownej – a przy braku środków finansowych – pracochłonnej i kreatywnej PRowsko akcji propagandowej, co znów zdaje się przekraczać możliwości niesformalizowanych grup obywatelskich.

W rezultacie schemat referendum jest przewidywalny – przytłaczająca większość za odwołaniem, ale wynik niewiążący ze względu na zbyt małą frekwencję. Odwoływany byłby frajerem, gdyby aktywnie zachęcał do głosowania w swojej obronie – lepiej skorzystać z potężnego sojusznika lenistwa i bierności obywatelskiej i wezwać do bojkotu.

Mając na uwadze powyżej opisane kwestie z tym większą radością można przyjąć niedawny casus Bytomia – czyli całkiem sporego miasta – gdzie obywatele skutecznie odwołali prezydenta i radę miasta. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, niemniej zawsze cieszy gdy pomimo stawianych im barier obywatele są w stanie się zmobilizować i pogonić precz władzę, która im nie odpowiada. Niewątpliwie wieści z Bytomia wpłyną na zwiększenie motywacji do solidnej pracy w tysiącach rozsianych po samorządowej Polsce gabinetów.

Komentarz ukazał się 20 czerwca na blogu autora w portalu stefczyk.info.

Page 20: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

20

9. Zbrodnie bez przedawnienia

dr Marcin Warchoł,

Szef Zespołu ds. Wymiaru sprawiedliwości

Jak to możliwe, że w wolnej Polsce sprawcy zbrodni komunistycznych nie mogą zostać prawomocnie osądzeni? A tym, którzy otrzymali wyroki skazujące, są one uchylane i sprawy umarzane?

Media opisały niedawno przypadek Mieczysława K., 63-letniego funkcjonariusza SB, który domaga się 80 tysięcy złotych tytułem odszkodowania za rzekomo niesłuszne skazanie go przez sąd za popełnienie zbrodni komunistycznych na dwa lata więzienia w zawieszeniu, grzywnę 2,5 tysiąca złotych oraz tysiąc złotych nawiązki. Proces został wytoczony Mieczysławowi K. w 2003 r. przez IPN. Mimo prawomocnych wyroków skazujących sprawa została jednak umorzona, a wyroki uchylone. Powód: jego czyny przedawniły się już w 1995 r., a zatem na trzy lata przed powstaniem ustawy o IPN, który wytoczył mu proces. Teraz były esbek oskarżony o prześladowanie opozycji domaga się od państwa zadośćuczynienia.

Historia jednej uchwały

Sąd Najwyższy w uchwale z 25 maja 2010 roku stwierdził, że sprawcy niektórych zbrodni komunistycznych, takich jak pobicie czy znęcanie się, które były zagrożone karą odpowiednio do 5 lat pozbawienia wolności, nie mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności karnej z powodu ich przedawnienia. Powołał się na przepis art. 108 par. 2 kodeksu karnego z 1969 roku, w brzmieniu ustalonym ustawą z 12 lipca 1995 r. o zmianie kodeksu karnego.

Trudno zgodzić się z orzeczeniem Sądu Najwyższego w tej sprawie, chociażby z tego powodu, że czas przedawnienia zbrodni komunistycznych nie rozpoczął de facto swojego biegu po przełomie 1989 roku. Celem unaocznienia problemu warto przedstawić realia sprawy, która stanowiła podstawę do wydania wspomnianej uchwały. Wyrokiem z 25 czerwca 2008 r. sąd okręgowy w R. uznał oskarżonego za winnego i skazał go za to, że „w dniu 25 czerwca 1976 r. w R., będąc funkcjonariuszem państwa komunistycznego – funkcjonariuszem ZOMO, naruszył prawa człowieka podczas stosowania przez ówczesną władzę publiczną represji wobec uczestników protestu społecznego mającego miejsce 25 czerwca 1976 r. w R. w ten sposób, że podczas czynności doprowadzania zatrzymanego Janusza G., po uprzednim zadaniu mu co najmniej dwóch kopnięć w nogi, wziął udział w jego pobiciu poprzez to, że (…) w trakcie wprowadzania go, wraz z innym funkcjonariuszem, po schodach budynku Komendy Wojewódzkiej MO w R., na których stali ustawieni w dwóch szeregach funkcjonariusze MO, przytrzymywał pokrzywdzonego w momencie, gdy funkcjonariusze ci zadali mu co najmniej kilkanaście ciosów pałkami szturmowymi po plecach, nogach i dwukrotnie rączką takiej pałki w brzuch, czym naraził go na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia”, i kwalifikując ten czyn jako pobicie przy zastosowaniu ustawy o IPN. Sąd Apelacyjny umorzył jednak to postępowanie, uznając, iż czyny te przedawniły się już w 1995 r., a ustawa o IPN z 1998 r. nie może przywrócić ich karalności.

Z kolei Sąd Najwyższy uznał jako oczywiście bezzasadną kasację, na niekorzyść oskarżonego, wniesioną przez dyrektora Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – zastępcę prokuratora generalnego.

Blokada na ściganie

Historia regulacji dotyczących zbrodni komunistycznych zagrożonych karą pozbawienia wolności do lat 5 jest dość powikłana. Obejmują one czyny takie jak pobicie czy znęcanie się przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego. Nie były ścigane z oczywistych względów przed 1 stycznia 1990 r., a zatem się przedawniły, np. jeśli pobito działacza „Solidarności” w 1981 r., to przestępstwo to od 1986 r. nie mogło być ścigane ze względu na przedawnienie.

Page 21: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

21

Dopiero w listopadzie 1995 r. weszła w życie ustawa z 12 lipca 1995 r. o zmianie kodeksu karnego. Dodany przez nią paragraf 2 artykułu 108 kk stanowił, iż bieg terminu przedawnienia umyślnych przestępstw przeciwko życiu, zdrowiu, wolności lub wymiarowi sprawiedliwości, zagrożonych karą pozbawienia wolności powyżej 3 lat, popełnionych przez funkcjonariuszy publicznych przed 31 grudnia 1989 r., rozpoczyna się 1 stycznia 1990 roku.

Co wynikało z takiej regulacji? Po pierwsze, ustawodawca uznał, że czyny zagrożone karą do 3 lat przedawniły się jeszcze przed 1990 r. i ich ściganie jest niemożliwe. Po drugie, takie czyny jak znęcanie się w świetle tego przepisu przedawniały się 1 stycznia 1995 r., jako że ich okres przedawnienia wynosił 5 lat. Przedawniły się one zatem jeszcze przed wejściem ustawy z 1995 r. w życie! W ten sposób ustawodawca skutecznie uniemożliwił ich ściganie. W lipcu 1995 r. ówczesna władza uznała, że od 1 stycznia 1995 r. te przestępstwa nie mogą być ścigane. Problem polega na tym, że również przed 1 stycznia 1995 r. nie mogły być one ścigane, bo były już przedawnione na mocy kodeksu karnego z 1969 r., gdzie okres przedawnienia takich czynów jak znęcanie się czy pobicie wynosił 5 lat.

Zatem w przywołanym wyżej przykładzie pobity działacz „Solidarności” w 1976 r. mógł starać się o ukaranie swych oprawców jedynie do 1981 roku. Później ich przestępstwa były przedawnione. W 1995 r. ustawodawca zaś potwierdził tylko, że to przedawnienie już upłynęło i ścigać ich nie można. Sytuacja uległa zmianie w 1998 r. po wejściu w życie kodeksu karnego z 1997 r., a więc trzy lata po upływie okresu przedawnienia, obliczonego na podstawie przepisów z 1995 roku. Nowy kodeks karny wprowadził 10-letni okres przedawnienia dla czynów, które zagrożone były karą przekraczającą 3 lata pozbawienia wolności. Z kolei ustawa o IPN z 1998 r. wprowadziła dla zbrodni komunistycznych jeszcze dłuższe terminy przedawnienia – 30 lat dla zabójstw i 20 lat dla innych zbrodni komunistycznych. W tej sytuacji pojawiło się pytanie, czy ustawodawca w 1998 r., wprowadzając w życie nowy kodeks karny, spowodował „odżycie” terminu przedawnienia, ustanawiając nowy, 10-letni okres przedawnienia omawianych tu czynów i przywracając na nowo możliwość ich ścigania, a ustawa o IPN, wprowadzona w życie rok później, jeszcze wydłużyła te okresy. I właśnie na to pytanie negatywnie odpowiedział Sąd Najwyższy we wspomnianej uchwale z 2010 roku.

246 umorzeń

Przepisy wprowadzone w 1995 r. są dziś podstawą orzeczeń sądowych. Dochodzi do tego, że Sąd Najwyższy wydaje orzeczenia korzystne dla sprawców zbrodni komunistycznych. A zatem komunistyczni oprawcy dostali swoisty immunitet od demokratycznego państwa. Kasacje wnoszone na ich korzyść są uwzględniane przez Sąd Najwyższy, a postępowania umarzane.

Uchwała SN nie jest wiążąca dla sądów powszechnych, ale prokuratorzy umarzają sprawy, powołując się także na stanowisko prokuratora generalnego z 11 sierpnia 2010 r. w pełni aprobujące argumentację podniesioną przez Sąd Najwyższy. Po decyzji SN z maja 2010 r. oddziałowe komisje IPN tylko w 2010 r. umorzyły aż 181 śledztw. W sumie przedawnieniu uległa karalność spraw będących przedmiotem 246 śledztw w sprawie zbrodni zagrożonych karą do 5 lat pozbawienia wolności.

Ustawodawca polski w 1995 r. w praktyce uniemożliwił pociągnięcie do odpowiedzialności sprawców części przestępstw komunistycznych. Regulacja ta sprawiła, że osoby pokrzywdzone omawianymi tu zbrodniami komunistycznymi pozbawione zostały całkowicie ochrony prawnej, co narusza ich prawo do sądu wysłowione w art. 6 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka. Jedyną możliwością likwidacji tego stanu rzeczy jest zaskarżenie do Trybunału Konstytucyjnego tych regulacji prawnych z 1995 roku.

Trzeba naprawić krzywdę

Taki wniosek może skierować do TK np. prezydent Rzeczypospolitej, marszałek Sejmu, marszałek Senatu, prezes Rady Ministrów, 50 posłów, 30 senatorów, pierwszy prezes Sądu Najwyższego, prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, prokurator generalny, prezes Najwyższej Izby Kontroli, Rzecznik Praw Obywatelskich.

Page 22: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

22

Przedmiotem zaskarżenia byłby tu art. 108 ¤ 2 kk z 1969 r., w brzmieniu ustalonym ustawą z dnia 12 lipca 1995 r. o zmianie kodeksu karnego. W świetle przedstawionych argumentów jest on niezgodny z art. 45 ust. 1 w związku z art. 2 i art. 44 Konstytucji RP. Wynikająca z art. 2 Konstytucji RP „zasada zaufania w stosunkach między obywatelem a państwem przejawia się m.in. w takim stanowieniu i stosowaniu prawa, by nie stawało się ono swoistą pułapką dla obywatela i aby mógł on układać swoje sprawy w zaufaniu, iż nie naraża się na prawne skutki, których nie mógł przewidzieć w momencie podejmowania decyzji i działań oraz w przekonaniu, iż jego działania podejmowane pod rządami obowiązującego prawa i wszelkie związane z nimi następstwa będą także i później uznane przez porządek prawny” (orzeczenie TK z 24 maja 1994 r., K. 1/94; wyrok TK z 2 czerwca 1999 r., sygn. K 34/98).

Tymczasem prawo ustanowione przez państwo polskie w lipcu 1995 r. było fikcją dla osób pokrzywdzonych zbrodniami komunistycznymi. Nie gwarantowało w żaden sposób ochrony ich praw naruszonych przed 1989 r. przez totalitarny reżim, stawiało wyżej ochronę sprawców tych przestępstw, aniżeli interes ich ofiar. Zgodnie z art. 45 ust. 1 Konstytucji, każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd.

Tymczasem ustawodawca w 1995 r. odebrał to prawo do sądu pokrzywdzonym, uniemożliwiając im dochodzenie przed sądem ochrony ich praw, interesów i naprawy wyrządzonych im krzywd. Zgodnie z art. 44 Konstytucji RP, bieg przedawnienia w stosunku do przestępstw, nieściganych z przyczyn politycznych, popełnionych przez funkcjonariuszy publicznych lub na ich zlecenie, ulega zawieszeniu do czasu ustania tych przyczyn.

Tymczasem, jak widać z przedstawionej analizy, państwo polskie nigdy realnie nie dało możliwości nawet do rozpoczęcia biegu tego terminu, tj. do stworzenia warunków prawnych ścigania przez uprawnione organy zbrodni komunistycznych zagrożonych karą pozbawienia wolności do lat 5. Przepisy z 1995 r. nadal wywołują skutki prawne, powołują się na nie sądy powszechne i Sąd Najwyższy rozpatrujący kasacje na korzyść funkcjonariuszy skazywanych za zbrodnie komunistyczne, a zatem orzekanie przez Trybunał jest formalnie dopuszczalne. Wymaga tego też fundamentalna zasada sprawiedliwości, poszanowania praw pokrzywdzonych, zaufania obywatela do państwa i tworzonego przez nie prawa oraz prawdy historycznej.

Tekst ukazał się we wtorek 3 lipca na łamach „Naszego Dziennika”

Page 23: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

23

10. Gaz łupkowy na razie bez kluczowych decyzji

Mateusz Siepielski,

Analityk sektora energetycznego CAFR

Poszukiwanie gazu łupkowego jest bardzo kosztowne. Tym ważniejsze są rozwiązania, które rząd zaproponuje inwestorom. O co toczy się gra? Z nieoficjalnych informacji wiadomo, że najbliższe miesiące mają przynieść rozstrzygnięcie rządowych propozycji rozwiązań dla inwestorów poszukujących gazu łupkowego w Polsce.

Do najważniejszych kwestii należą: konstrukcja i wymiar nowego podatku od węglowodorów, utworzenie państwowej agencji nadzorującej wydobycie gazu łupkowego oraz ewentualne uproszczenie przepisów i procedur prawnych. Istnieje potrzeba kompleksowego uregulowania tego obszaru zgodnie z interesem państwa polskiego.

W tym kontekście podpisanie porozumienia o współpracy przy poszukiwaniach i eksploatacji gazu łupkowego pomiędzy największymi polskimi firmami branży energetycznej (PGNiG, KGHM, Tauron, ENEA i PGE) należy ocenić pozytywnie. Ale najważniejsze decyzje wciąż jeszcze przed nami.

Poszukiwanie gazu łupkowego jest bardzo kapitałochłonne (jeden odwiert ze szczelinowaniem to koszt rzędu kilkunastu mln dolarów) a na obecnym etapie nie wiadomo jeszcze jakie są perspektywy wydobywcze. Taki sojusz kilku wielkich firm pozwoli skutecznie kontynuować wykonywanie dalszych odwiertów oraz umocni pozycję tych firm w sektorze. KGHM i pozostałe spółki elektroenergetyczne mają stanowić finansowe zaplecze dla PGNiG, który z kolei posiada odpowiedni know-how, technologię oraz kilkanaście koncesji.

To, czy projekt ten się powiedzie, będzie zależeć od możliwości finansowych firm w przyszłości, realnych zasobów gazu na koncesji Wejherowo, tego czy w przyszłości dołączą kolejne koncerny (potencjalnie Lotos, Orlen) oraz ewentualnych własnych, konkurencyjnych projektów każdej z firm wchodzącej w skład konsorcjum.

Truizmem jest stwierdzenie, że na ekonomiczną opłacalność wydobycia gazu łupkowego na skalę przemysłową w Polsce wpływ będzie miała nie tylko zasobność złóż, ale również otoczenie prawne. Inwestorzy oczekują stabilnych ram podatkowych a społeczności lokalne jak i Skarb Państwa godziwego zysku z eksploatacji złóż. Ważne, aby system podatkowy jakiemu zostanie poddany sektor eksploatacji złóż gazu łupkowego był przewidywalny dla inwestorów w wieloletniej perspektywie.

Po nałożonym niedawno podatku od „niektórych kopalin” (konkretnie miedzi i srebra), a będącym de facto podatkiem nałożonym na KGHM, można mieć szereg wątpliwości co do tego, czy kolejne obciążenie podatkowe tego typu nie będzie tylko sposobem na załatanie dziury budżetowej. Kwestia gazu łupkowego jest zbyt ważna by poddawać ją doraźnym rozwiązaniom.

W poprzedniej kadencji Sejmu PiS przedstawiło projekt podatku, który przewidywał opłatę w wysokości 40 proc. wartości gazu przewidywanego do wydobycia (z możliwością negocjacji). Planowano też powołanie na wzór norweski specjalnej spółki Skarbu Państwa o nazwie Staszic, która byłaby udziałowcem wszystkich spółek tworzonych dla obsługi koncesji i miałaby prawo pierwokupu sprzedawanych przez innych udziałów oraz specjalnego funduszu im. Łukasiewicza, na który trafiałyby środki z opłaty.

Z nieoficjalnych informacji wiadomo, że rząd planuje utworzenie Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych (NOKE). Powołanie państwowego operatora do koordynacji wydobycia, kontroli koncesji oraz ewentualnego zarządzania zyskami jest prędzej czy później nieuniknione. Pytanie o jego model pozostaje otwarte.

Dobrym rozwiązaniem jest zasada elastycznego, zmiennego opodatkowania w zależności od wielu czynników, między innymi realnych dochodów ze sprzedaży gazu przedsiębiorstwa wydobywającego. To słuszna odpowiedź na oczekiwania branży, ponieważ w momentach spadku cen i mniejszych

Page 24: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

24

dochodów firm podatek o wysokiej wartości stałej od samej tylko produkcji może być zbyt dużym obciążeniem.

Przykładem jest Izrael, który wprowadził elastyczny podatek od wydobycia (między 0 a 50 proc.) zależny od wielu zmiennych (przede wszystkich dochodów netto względem nakładów inwestycyjnych).

Polski podatek od węglowodorów na pewno powinien mieć charakter sprzyjający rozwojowi inwestycji w technologie i złoża. Dobrą propozycją z planowanego pakietu regulacji jest projekt wprowadzenia odszkodowania dla właścicieli działek za wiercenia na ich terenie. Problem z pozyskaniem gruntów pod wiercenia może okazać się kluczowy dla inwestorów. Pokazują to chociażby problemy PGNiG z pozyskanie terenów pod dalsze poszukiwania gazu łupkowego na koncesji w okolicach Wejherowa.

Polska to nie USA i poszukiwania gazu łupkowego u nas odbywają się na terenach znacznie bardziej zaludnionych (niż np. rozległe bezludne tereny w Teksasie) a do tego często sąsiadujących z obszarami wrażliwymi ekologicznie jak obszary ścisłej ochrony przyrody, parki narodowe, rezerwaty i obszary Natura 2000 (w 2010 obszary Natura 2000 zajmowały aż 20% powierzchni kraju). Z powodu konieczności wykonania dużo większej ilości wierceń niż w przypadku złóż konwencjonalnych stanowi to duże utrudnienie.

Już choćby z tego powodu proste przełożenie modelu wydobycia z USA nie jest możliwe w Polsce. Największe złoże w USA, Barnett Shale w północnym Teksasie, posiada około 8000 otworów na obszarze porównywalnym do powierzchni krajów Beneluksu. To proste porównanie pokazuje jak wielkie może być zagęszczenie odwiertów na dość dużym i zaludnionym w przypadku Polski terenie.

Aby przekonać negatywnie nastawione społeczności lokalne należy wprowadzić rozwiązania chroniące straty posiadaczy gruntów (często rolników) aby nie wzbudzać protestów i niepokojów społecznych, które mogłyby zostać łatwo wykorzystane do zahamowania projektu poszukiwania gazu łupkowego w Polsce. Dlatego należy rygorystycznie przestrzegać standardów środowiskowych i prowadzić transparentną politykę w tym zakresie. Zachętą dla samorządów będzie również partycypacja z zyskach z opodatkowania, co również zawarte jest w rządowym projekcie podatku.

Pewne nadzieje budzi również zapowiedź powołania pełnomocnika ds. rozwoju wydobycia węglowodorów. Jednak można mieć wiele wątpliwości co do jego realnych możliwości. Funkcje pełnomocnika zakreślone w rządowym projekcie rozporządzenia stawiają przed nim wiele zadań, między innymi przygotowanie rozstrzygnięć dalszego wykorzystania dochodów z eksploatacji gazu łupkowego. Powołanie pełnomocnika będzie miało na pewno pozytywny skutek zewnętrzny, sygnalizujący naszym partnerom, że temat jest dla Polski ważny. Ale pytanie o jego realny wpływ na działania rządu w tej sprawie pozostaje otwarte.

Rozwój sytuacji w Polsce jest bacznie obserwowany w Europie. W ubiegłorocznym raporcie dla brytyjskiej Izby Gmin otwarcie nazwano Polskę „barometrem Europy” w zakresie poszukiwań i regulacji związanych z gazem łupkowym.

Niepokojącym sygnałem było wycofanie się z Polski amerykańskiego koncernu ExxonMobil. Trudno tu jednak mówić o decyzji podyktowanej nieopłacalnością wydobycia gazu na koncesjach, które ExxonMobil posiadał. Aby wiarygodnie zbadać i określić potencjał wydobywczy złoża, należy wywiercić co najmniej 3-4 otwory badawcze na jednej koncesji i tyle właśnie otworów zazwyczaj większość koncesjonariuszy wykonuje. Wiąże się to oczywiście z kosztami (jeden otwór to koszt rzędu kilkunastu mln dolarów), ale daje realną wiedzę na temat złoża i pozwala planować etap przemysłowej eksploatacji).

ExxonMobil posiadając w Polsce sześć koncesji wykonał raptem dwa odwierty, co absolutnie nie wystarcza do wiarygodnej oceny zasobności złóż. Można więc domniemywać, że decyzja o wycofaniu się koncernu z Polski została podjęta na podstawie innych czynników niż tylko ekonomiczne, związanych ze współpracą ExxonMobil z Rosnieftem. Widocznie decydenci ExxonMobil uznali, że złoża w Arktyce i na Morzu Czarnym są ważniejsze i nie ma co wchodzić w konflikt ze strategicznym partnerem. Jak informowały media potencjalne niebezpieczeństwo współpracy ExxonMobil z Rosnieftem dostrzegała również ABW, która sporządziła w zeszłym roku na temat raport. Zobaczymy,

Page 25: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

25

kto przejmie koncesje Exxonu. Jeśli potwierdzą się informacje, że będzie to jeden z dużych amerykańskich koncernów to można mieć nadzieję na kontynuację poszukiwań gazu.

Mimo wycofania się ExxonMobil poszukiwania gazu łupkowego w Polsce posuwają się systematycznie do przodu i jest wiele sygnałów, że inwestorzy pozytywnie oceniają potencjał wydobywczy swoich złóż.

Ostatnio potwierdziła to w swoim komunikacie choćby spółka San Leon Energy, w której udziały posiada George Soros. Systematycznie kolejne odwierty dokonuje również PGNiG, który posiada największą liczbę koncesji.

Duże jest również zainteresowanie poszukiwaniami tight gas w Wielkopolsce w co inwestuje m.in. Aurelian (złoże Siekierki w okolicach Swarzędza może posiadać od 2,7 do 39,5 mld m3 gazu) oraz Orlen Upstream. Tight gas czyli tzw. gaz zaciśnięty pozostaje nieco w cieniu gazu łupkowego, ale jego wydobycie np. w USA stanowi aż 40% ogólnego wydobycia węglowodorów niekonwencjonalnych i stale rośnie. Podobnie może być niedługo w Polsce.

Kolejne koncerny przygotowują się do wykonania odwiertów ze szczelinowaniem. Wszystkie te sygnały jak i wzrastająca stale liczba koncesji poszukiwawczo-rozpoznawczych (obecnie jest ich 111) wskazują na rozwój poszukiwań gazu łupkowego w Polsce.

Tekst ukazał się 4 lipca na łamach portalu Forbes.pl

Page 26: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

26

11. Kac po Euro 2012? Marcel Klinowski,

Ekspert Fundacji Republikańskiej ds. Transportu Publicznego

Minister sportu Joanna Mucha na wtorkowej konferencji prasowej dotyczącej podsumowania organizacji Euro 2012 z satysfakcją pokazywała kolejne sondaże dotyczące zadowolenia społecznego i atmosfery w trakcie mistrzostw. Jednak niemal nie wspomniała o rzeczywistych kosztach i przyszłych zyskach z organizacji Euro 2012.

Fundacja Republikańska rozpoczęła prace nad raportem podsumowującym działania administracji państwowej w ciągu ostatnich 5 lat. O jego wynikach będziemy informowali na bieżąco.

To, że Mistrzostwa Europy odbędą się i będą wielkim sukcesem było wiadomo już w 2007 r. UEFA, jako organizator, swój plan wykonała – wróciła do Szwajcarii z zyskiem w wysokości 1,5 mld euro. Mniej optymistycznie wypada za to gospodarz, który odpowiadał za zbudowanie niezbędnej infrastruktury komunikacyjnej i sportowej, a także zagwarantowanie cieplarnianych warunków organizatorowi, sponsorom, piłkarzom i w końcu kibicom.

W 2007 i 2008 r. rząd Donalda Tuska zapowiadał skok cywilizacyjny. W planach była nie tylko budowa czterech aren mistrzostw, lecz również zapewnienie odpowiedniego zaplecza logistycznego, włączając w to sieć lotnisk, autostrad i dróg ekspresowych oraz linii kolejowych pomiędzy miastami-gospodarzami Euro. W ciągu 5 lat liczba inwestycji stopniała jednak z zapowiadanych 430 do 133, a i te nie zostały w całości zrealizowane.

Autostrady i drogi ekspresowe

W opublikowanym w 2007 r. programie budowy dróg krajowych na lata 2008-2012 została zaplanowana budowa i modernizacja autostrad i dróg ekspresowych o łącznej wartości ponad 120 mld zł, dzięki czemu miała powstać nowoczesna sieć dróg między miastami-gospodarzami w Polsce i na Ukrainie. Cel ten nie został osiągnięty. Na ostatnią chwilę oddano jedynie autostradę A2 od granicy polsko-niemieckiej przez Poznań do Warszawy. Została ona jednak otwarta tymczasowo i prace na niej będą kontynuowane. Nie powstały kluczowe odcinki autostrad A1, łączące Gdańsk ze Śląskiem oraz A4 z Krakowa na Ukrainę.

Podobnie sytuacja wygląda na drogach ekspresowych S5 między Świeckiem, Poznaniem i Wrocławiem, S7 między Gdańskiem, Warszawą i Krakowem oraz S8 między Warszawą i Wrocławiem. Ponadto część inwestycji została w 2011 r. przeniesiona na kolejną unijną perspektywę budżetową 2014-2020. Dodatkowo zastosowanie kryterium najniższej ceny w przetargach na realizację poszczególnych projektów odbiło się na kondycji branży budowlanej. Problemy z płynnością finansową mają już nie tylko drobni podwykonawcy, ale również największe podmioty z Hydrobudową i PBG na czele.

Koleje

Zgodnie z wymaganiami UEFA transport kolejowy pomiędzy miastami-gospodarzami nie powinien trwać dłużej niż 4 godz. Takie były też plany PKP PLK, które zakładały w 2007 r. m.in. skrócenie czasu przejazdu między Gdańskiem i Warszawą do 2,5 godz., czy między Poznaniem i Wrocławiem do nieco ponad godziny. Większość inwestycji cały czas trwa, a dodatkowo w trakcie mistrzostw zostały zatrzymane, żeby umożliwić wzmożony ruch kibiców. Obecnie z Warszawy do Gdańska podróżujemy w czasie od 5,5 do 7,5 godziny, a z Poznania do Wrocławia w 3 godziny. Za opóźnieniami w budowie infrastruktury poszły inwestycje taborowe. Obiecane na Euro 2012 szybkie składy Pendolino, które miały kursować między Trójmiastem, Warszawą, Krakowem i Katowicami, trafią na polskie tory z 2,5-letnim opóźnieniem – pod koniec 2014 r.

Lotniska

Page 27: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

27

Najlepiej wygląda sytuacja z rozbudową i budową portów lotniczych obsługujących ruch lotniczy na Euro 2012. Została wykonana zdecydowana większość zaplanowanych inwestycji i jedynie port lotniczy w podwarszawskim Modlinie zostanie otwarty 15 lipca – 2 tygodnie po zakończeniu mistrzostw.

Stadiony i centra pobytowe

Ministerstwo sportu chwali się, że na czas zostały zbudowane wszystkie cztery areny na Euro 2012, a 13 z 16 reprezentacji wybrało Polskę, jako swoje centrum pobytowe. Według oficjalnych informacji koszt budowy czterech stadionów w Polsce sięgnął ponad 4,3 mld zł, co jest porównywalne z kosztami przygotowania wszystkich ośmiu aren sportowych na Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii i niemalże dwa razy więcej niż w przypadku Euro 2004 w Portugalii. Dodatkowo do tej pory nie powstały plany zagospodarowania stadionów po mistrzostwach, które będą stanowiły bardzo duże obciążenie dla samorządów miast-gospodarzy i państwowego Narodowego Centrum Sportu.

Istnieje duże ryzyko, że infrastruktura sportowa może być niewykorzystywana w stopniu gwarantującym jej rentowność, nie mówiąc już o zwrocie kosztów budowy. Już teraz dochodzi do sytuacji, w której nawet organizatorzy rozgrywek piłkarskich rezygnują z rozgrywania meczów na tych stadionach – sierpniowy Superpuchar Polski odbędzie się na stadionie Legii Warszawa, zamiast na zbudowanym za ponad 2 mld zł Stadionie Narodowym.

W tej chwili znamy jedynie wyniki badań sondażowych pokazujących zadowolenie Polaków z organizacji imprezy, atmosfery w trakcie mistrzostw i wzrost poczucia dumy narodowej. Sondaże to jednak nie wszystko i należy pamiętać przede wszystkim o rzeczywistych kosztach i zyskach z organizacji mistrzostw. W tym celu Fundacja Republikańska zbudowała zespół ekspertów i analityków, którzy dogłębnie sprawdzą i podsumują organizację Euro 2012 w Polsce, włączając w to budowę infrastruktury komunikacyjnej i sportowej, działania administracji państwowej od 2007 r. oraz analizę finansową i wpływ na gospodarkę kraju. Efekty pracy zespołu zostaną opublikowane jesienią.

Tekst ukazał się 7 lipca na łamach portalu Forbes.pl

Page 28: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

28

12. Czy Boni stanie na czele społecznościowej rewolucji?

Piotr Trudnowski,

Członek Zespołu Fundacji Republikańskiej

Karol Król,

Redaktor naczelny portalu crowdfunding.pl

Na świecie trwa właśnie kolejna fala społecznościowej rewolucji. Kilka lat temu miliony ludzi zaczęły rozporządzać swym czasem poprzez serwisy społecznościowe – za ich pośrednictwem umawiają się ze znajomymi, śledzą bieżące wydarzenia, przeglądają gazety i wybierają ciekawe wydarzenia w swojej okolicy. Dynamiczny rozwój finansowania społecznościowego (ang. crowdfunding) udowadnia, że w ramach wirtualnej społeczności możemy już nie tylko spędzać czas, ale również inaczej gospodarować swoimi pieniędzmi. Zakupy grupowe czy wspieranie organizacji charytatywnych przez Internet nie jest w Polsce niczym nowym. Niedawne zamieszanie wokół nowelizacji Ustawy o zbiórkach publicznych ma szansę sprawić, że polskie prawo pozwoli nie tylko na działalność dobroczynną, ale również inwestowanie i pozyskiwanie kapitału w sieci.

W połowie czerwca Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji poinformowało, że w sejmowej podkomisji rozpatrującej nowelizację Ustawy o działach administracji rządowej i niektórych innych ustaw Minister Boni złożył poprawkę zmieniającą dotychczasową definicję ustawową zbiórki publicznej. Zaproponowano nowe brzmienie artykułu pierwszego Ustawy o zbiórkach publicznych: „Wszelkie publiczne zbieranie ofiar w środkach pieniężnych lub naturze na pewien z góry określony cel wymaga uprzedniego pozwolenia władzy.” . Dotychczas ustawodawca mówił o „gotówce”, nie „środkach pieniężnych”, a rozporządzenie rozszerzające przepis m.in. o wpłaty na konto oraz sprzedaż towarów i usług było powszechnie krytykowane za niekonstytucyjność. Choć ministerstwo przedstawiło poprawkę jako sukces umożliwiający rozwój finansowania społecznościowego i ułatwienia dla prowadzenia akcji dobroczynnych w sieci propozycja spotkała się z bardzo silnym oporem strony społecznej. Dla zainteresowanych pozyskiwaniem funduszy sprawa była jasna – wbrew zaklinaniu ministerstwa nowelizacja oznaczała silniejszą niż dotychczas reglamentację zbiórek bezgotówkowych.

Boni się cofa i widzi problem

Solidarny sprzeciw organizacji charytatywnych i branżowych, think-tanków oraz internautów sprawił, że minister Boni napisał list do przewodniczącego Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, w którym… zaapelował o odrzucenie przedstawionej przez siebie poprawki. Zapowiedział, że dalsze prace nad nową Ustawą o zbiórkach publicznych będą prowadzone we współpracy z organizacjami pozarządowymi. Co szczególnie istotne stwierdził, że regulacje dotyczące crowdfundingu będą przedmiotem osobnych prac, nie na gruncie ustawy o zbiórkach publicznych. Michał Boni już wcześniej – przy okazji sporu o ACTA – zapowiedział, że jego ministerstwo będzie pracowało nad stworzeniem rozwiązań prawnych korzystnych dla rozwoju finansowania społecznościowego w Polsce.

Dobrze, że w wyniku kontrowersji związanych z ACTA i zbiórkami publicznymi Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji zauważyło problemy, jakie napotyka w Polsce crowdfunding. W największym skrócie: to innowacyjna metoda alokacji i pozyskiwania kapitału, która od kilku lat zdobywa na świecie coraz większą popularność. Autorzy za pomocą platform internetowych prezentują oraz promują swoje projekty artystyczne, biznesowe i społeczne. Internauci wspierają je drobnymi datkami i mają dzięki temu możliwość partycypacji w projekcie. W zamian otrzymują bonusy – przykładowo osoba wspierająca wydanie książki w zależności od poziomu inwestycji może liczyć na podziękowania, egzemplarz książki, zaproszenie na ekskluzywne spotkanie z autorem lub nawet… nazwanie któregoś z bohaterów własnym nazwiskiem. W przypadku projektów o charakterze udziałowym inwestujący w projekt internauci mogą stać się jego współwłaścicielami.

Amerykański sen i polski koszmar

Szacuje się, że w 2011 r. społeczność wirtualna zainwestowała za pośrednictwem platform crowdfundingowych 1,5 mld dolarów. Według analityków, w tym roku zebrane i zainwestowane w ten

Page 29: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

29

sposób zostaną 3 mld, a w 2013 roku kwota ta przekroczy 6 mld dolarów. Oczywiście prognozy te należy traktować ostrożnie, ale dynamika rozwoju branży robi wrażenie. Największy portal finansowania społecznościowego na świecie Kickstarter.com poinformował niedawno, że do kwietnia 2011 r. za jego pośrednictwem przekazano (po trzech latach działalności) już łącznie 50 milionów dolarów. Suma ta została podwojona w ciągu kolejnego półroczna. Do października 2011 r. zebrano łącznie 100 milionów.

W Polsce rynek platform crowdfundingowych rozwija się bardzo powoli, bo trudno znaleźć inwestora ze względu na ryzyko inwestycyjne wynikające z jakości polskich regulacji w tym zakresie. Pod koniec ubiegłego roku koszt głębokiej ingerencji państwa w sferę dysponowania przez obywateli ich pieniędzmi poznali na własnej skórze twórcy portalu projektstarter.org. Platforma tworzona we współpracy z Programem Rozwoju Narodów Zjednoczonych miała być przestrzenią dla finansowania przez obywateli projektów społecznych i kulturalnych, a jej powstanie wsparte zostało również ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego. Niestety, po kilku miesiącach przekładania debiutu twórcy projektu poinformowali, że zaistniałe „trudności z zamknięciem procesu rejestracji zbiórki publicznej” uniemożliwiają platformie start. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych w wyniku kolejnych sukcesów portali crowdfundingowych przygotowane zostały odpowiednie zmiany likwidujące lukę prawną i wprowadzające zwolnienia podatkowe. 5 kwietnia 2012 r. prezydent Barack Obama podpisał tzw. CROWDFUND Act. Ustawa jest częścią pakietu JOBS Act, który wspiera małe przedsiębiorstwa, ma przełożyć się na kreowanie nowych miejsc prac i wzrost gospodarczy. Amerykanie okazali się nie tylko pionierami finansowania społecznościowego, ale również jako pierwsi zadbali o odpowiednie otoczenie regulacyjne dla dynamicznie rozwijającej się branży. Celem regulacji jest przede wszystkim umożliwienie na szerszą skalę crowdfundingu o charakterze udziałowym. Pozwoli to na zwiększenie dostępu do kapitału na rozwój mikro i małym przedsiębiorstwom, dla których wsparcie społeczności wirtualnej często jest jedynym możliwym źródłem finansowania.

Nie tylko zbiórki publiczne

Nawet jeżeli ministerstwo ostatecznie uwzględni postulat organizacji pozarządowych i expressis verbis wyłączy zbiórki bezgotówkowe z definicji zbiórki publicznej, to będzie to dopiero pierwszy krok w stworzeniu dobrego otoczenia legislacyjnego dla rozwoju finansowania społecznościowego w Polsce. Polskie Towarzystwo Crowdfundingu przygotowało projekt ustawy, w którym proponuje takie zmiany, które niewielkim przedsiębiorstwom pozwolą pozyskiwać finansowanie za pośrednictwem Internetu. Drobne nowelizacje w Kodeksie Spółek Handlowych i Ustawie o funduszach inwestycyjnych pozwolą dopasować polskie przepisy do perspektyw, jakie przed kreatywnymi innowatorami otwiera finansowanie społecznościowe. Wówczas za pomocą sieci będziemy mogli wspierać nie tylko kulturę czy akcje społeczne, ale również inwestować swoje pieniądze.

Wg danych ZUS w 2011 roku powstało w Polsce tylko 37 tysięcy nowych firm, podczas gdy w poprzednich latach powstawało średnio między 80-100 tysięcy nowych przedsiębiorstw. Decyzja rządu o podniesieniu składki rentowej po stronie przedsiębiorcy i wysychanie źródła funduszy europejskich sprawia, że małe polskie firmy potrzebują dziś nowych możliwości pozyskiwania kapitału bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji stoi przed wyborem. Może uczynić polskie prawo otwartym na innowacje i zaufać obywatelom, którzy chcą samodzielnie decydować o tym, w jaki pomysł zainwestują swoje pieniądze. Może też utrzymać status quo polegające na ścisłej reglamentacji źródeł kapitału. Mamy nadzieję, że po lekcjach wynikających z ACTA i zbiórek publicznych Michał Boni zechce stanąć na czele społecznościowej rewolucji.

Autorzy są założycielami Polskiego Towarzystwa Crowdfundingu. Karol Król jest redaktorem naczelnym crowdfunding.pl, portalu poświęconego finansowaniu społecznościowemu. Piotr Trudnowski jest członkiem zespołu Fundacji Republikańskiej i redaktorem kwartalnika „Rzeczy Wspólne”.

Tekst ukazał się 13 lipca 2012 na łamach „Rzeczpospolitej”

Page 30: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

30

13. Pomocowy bubel prawny mec. Bartosz Piechota

Ekspert Fundacji Republikańskiej

mec. Andrzej Kurkiewicz,

adwokat

Budowlańcy, którzy nie dostali pieniędzy od tytularnych wykonawców dróg (bo ci zbankrutowali), są ścigani przez urzędy skarbowe (bo wystawili faktury, a nie odprowadzili podatków), swoich pracowników (bo nie mają na pensje), ZUS, banki, firmy, od których wynajmowali sprzęt. Ich straty idą w miliony, przedsiębiorcy ryzykują utratę całego osobistego majątku.

Na temat najpierw rzucili się dziennikarze, a gdy sprawa zrobiła się głośna, włączyli się politycy. Przecież jakoś trzeba pomóc budowniczym wypłakującym się do kamer. Efekt jest taki, że Sejm w ekspresowym tempie uchwalił ustawę o spłacie niektórych niezaspokojonych należności przedsiębiorców, wynikających z realizacji udzielonych zamówień publicznych. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w porządku. Jeśli ktoś wykonał swoją robotę, należy mu się zapłata. Zwłaszcza gdy płatnikiem jest państwo.

Grupa uprzywilejowana

Ale prawda jest taka, że ustawa uchwalona 28 czerwca to potworek prawny, sprzeczny z konstytucją, prawem Unii Europejskiej i zwykłą logiką. Ustawa stanowi kolejny przykład nieprzemyślanego i niestarannego wprowadzania przepisów na potrzeby chwili i w interesie wąskich grup. Przepisów, które łamią zasady obowiązującego porządku prawnego oraz narażają interes Skarbu Państwa, jak i tych, których interes miałyby rzekomo zabezpieczać.

Wprowadzanie przepisów ingerujących w stosunki zobowiązaniowe wybranej grupy przedsiębiorców i zdejmowanie z nich ryzyka związanego z prowadzeniem działalności gospodarczej narusza konstytucyjną zasadę równości, a także może stanowić niedopuszczalną pomoc publiczną. Uprzywilejowanie, wyraźnie na potrzeby chwili, jednej grupy nie znajduje żadnego uzasadnienia w porządku prawnym. Problemy wykonawców nie powinny być rozwiązywane poprzez uchwalanie specjalnej ustawy. Umowy o roboty budowlane bądź umowy na dostawę materiałów związane z budową autostrad nie tworzą stosunku zobowiązaniowego, który swoim stopniem skomplikowania znacząco przewyższałby inne umowy występujące w powszechnym obrocie gospodarczym.

Tak jak w przypadku większości umów na etapie ich zawierania istnieje możliwość uregulowania praw i obowiązków stron w taki sposób, aby należycie zabezpieczyć się na wypadek niewypłacalności partnera. Problem w tym, że spora część umów (do których będzie miała zastosowanie nowa ustawa) nie zawiera dostatecznie precyzyjnego opisu praw i obowiązków stron. Problemy podwykonawców wynikają z ogłoszenia upadłości lidera konsorcjum budującego autostrady. A przecież wystarczające dla zabezpieczenia ich interesów byłoby zawarcie umowy ze wszystkimi członkami konsorcjum. Taki zapis stworzyłby podstawy do solidarnej odpowiedzialności wszystkich udziałowców konsorcjum i możliwości dochodzenia roszczenia nie tylko od podmiotu upadłego.

Co zrobi Bruksela?

Inną wadą nowej ustawy jest fakt, że rząd, przygotowując jej projekt, w całości pominął przepisy dotyczące zasad udzielania pomocy publicznej. A te są jasne i precyzyjne. Zgodnie z art. 108 ust. 3 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (w skrócie TfUE) o wszelkich planach przyznania pomocy publicznej rząd krajowy zobowiązany jest poinformować Komisję Europejską w celu umożliwienia jej przedstawienia uwag. W przypadku, gdy plan nie jest zgodny z „rynkiem wewnętrznym” w rozumieniu artykułu 107 TfUE (czyli z zasadami udzielania pomocy publicznej wypracowanymi przez m.in. Trybunał Sprawiedliwości i Komisję Europejską), Komisja Europejska wszczyna procedurę sprawdzającą, a do czasu wydania decyzji końcowej państwo członkowskie nie może wprowadzać w życie projektowanych przepisów.

Page 31: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

31

Projekt nie został poddany tej procedurze, co wynika wprost z opinii ministra spraw zagranicznych załączonej do projektu ustawy. Jakie to rodzi skutki? Brak opinii Komisji Europejskiej przed uchwaleniem projektu stanowi naruszenie art. 108 ust. 3 TfUE. W konsekwencji KE może uznać, że mamy do czynienia z zakazaną pomocą publiczną dla przedsiębiorców. Dlatego przedsiębiorcy, którzy od Skarbu Państwa uzyskają zapłatę na podstawie przepisów ustawy, muszą się liczyć z ewentualnym obowiązkiem zwrotu uzyskanych świadczeń. Nietrudno przewidzieć, jaki chaos wywołałaby taka sytuacja. Położenie przedsiębiorców budowlanych byłoby jeszcze gorsze, niż ma to miejsce w tej chwili. Co więcej, orzeczony za jakiś czas obowiązek zwrotu do Skarbu Państwa uzyskanej pomocy nie spowoduje automatycznego przeniesienia wierzytelności w stosunku do generalnego wykonawcy z powrotem na podwykonawcę. W międzyczasie Skarb Państwa, który wraz z udzieleniem pomocy podwykonawcom z mocy prawa przejmie ich wierzytelność, może doprowadzić do ich wygaśnięcia (np. bilansując ją z wierzytelnościami generalnego wykonawcy w stosunku do Skarbu Państwa). W takim przypadku wierzytelność, która pierwotnie przysługiwała podwykonawcy, przestanie istnieć i już nigdy nie będzie mogła być zwrócona.

Spalone gwarancje

To prawda, że nie pierwszy raz Sejm uchwalił ustawę o pomocy publicznej bez opinii KE. Tak było z ustawą z 1 lipca 2009 r. o łagodzeniu skutków kryzysu ekonomicznego dla pracowników i przedsiębiorców. Z tym że wtedy ustawodawca wyraźnie stwierdził, iż „ustawę stosuje się od dnia ogłoszenia pozytywnej decyzji Komisji Europejskiej o zgodności pomocy publicznej przewidzianej w tych przepisach ze wspólnym rynkiem”. W ustawie o pomocy budowniczym autostrad zabrakło nawet tego zapisu.

Ale gromy, jakie mogą spaść na Polskę ze strony Brukseli, to niejedyna wada pokracznej ustawy. Zgodnie z jej zapisami Skarb Państwa zostanie narażony na ryzyko spełnienia świadczenia nienależnego, które może okazać się niemożliwe do odzyskania. Aż połowę przewidzianego świadczenia dla podwykonawcy będzie stanowić tzw. zaliczka wypłacana natychmiast jedynie na podstawie oświadczenia podwykonawcy co do istnienia wierzytelności popartego nieprawomocnym orzeczeniem, czym może być np. nakaz zapłaty wydany bez dogłębnego zbadania sprawy i poznania stanowiska pozwanego. A przecież część wierzytelności jest spornych, o ich istnieniu orzeknie sąd po zakończeniu procesu pomiędzy generalnym wykonawcą a podwykonawcą. Wspomniana zaliczka będzie wypłacana podwykonawcy bez konieczności ustanowienia jakiegokolwiek zabezpieczenia, przez co jej odzyskanie w przypadku negatywnego dla podwykonawcy orzeczenia sądowego będzie dla Skarbu Państwa właściwie niemożliwe.

Idźmy dalej. Środki, które mają być przekazane podwykonawcom, będą pochodziły z państwowego Funduszu Drogowego. Teoretycznie Skarb Państwa będzie mógł skompensować wydatki środkami, które posiada w ramach zabezpieczenia wpłaconego przez generalnych wykonawców jeszcze przed rozpoczęciem budowy. Myślenie takie to kolejny przejaw krótkowzroczności i braku analizy prawnej.

Zabezpieczenie przekazane przez generalnych wykonawców przy podpisywaniu umowy zawieranej w ramach zamówień publicznych służy zabezpieczeniu roszczeń zamawiającego wynikających z nienależytej jakości robót budowlanych. Zgodnie z treścią większości umów zabezpieczenie to powinno zostać zwrócone wykonawcom w znacznej części z chwilą zakończenia robót budowlanych. Pozostała część stanowi zabezpieczenie roszczeń z tytułu gwarancji (np. na nawierzchnię asfaltową). Zatrzymanie zabezpieczenia z uwagi na nieuregulowanie roszczeń w stosunku do podwykonawców może się okazać pozbawione podstaw prawnych i narażać Skarb Państwa na roszczenia ze strony generalnych wykonawców. Ponadto „zużycie” udzielonych Skarbowi Państwa zabezpieczeń na zaspokojenie roszczeń podwykonawców spowoduje, że Skarb Państwa pozbawi się jakiegokolwiek zabezpieczenia na wypadek ujawnienia się wad wybudowanych dróg (co w ostatnich latach miało miejsce wielokrotnie).

Gdzie się człowiek spieszy…

Ustawa o spłacie niezaspokojonych należności została przygotowana na kolanie. Widać to choćby po liczbie nieprawidłowości językowych. Np. w artykule 2 czytamy, że generalny dyrektor dróg

Page 32: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

32

krajowych i autostrad spłaca należności, podczas gdy w rzeczywistości podmiotem zobowiązanym jest Skarb Państwa, a generalny dyrektor działa jedynie w jego imieniu. Ale takie niedoróbki można by jeszcze jakoś przeżyć. Trudno za to przejść do porządku dziennego nad duchem ustawy. Jeśli państwo chce udzielać pomocy ofiarom upadłych koncernów budowlanych, to dlaczego nie udziela jej ofiarom zbankrutowanych deweloperów czy biur podróży, które nagle straciły płynność finansową. I cel wątpliwy, i rozwiązanie fatalne. Należy mieć tylko nadzieję, że uchwalona ustawa zostanie zawetowana przez prezydenta.

Bartosz Piechota jest adwokatem, partnerem w Kancelarii Röhrenschef, ekspertem Fundacji Republikańskiej. Andrzej Kurkiewicz jest adwokatem, specjalistą w zakresie doradztwa legislacyjnego

Tekst ukazał się 11 lipca na łamach „Rzeczpospolitej”.

Page 33: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

33

14. A my w Polsce wciąż śpimy i śnimy dr Grzegorz Kwaśniak,

Ekspert Fundacji Republikańskiej

O naiwnym liczeniu na sojuszniczą pomoc i utracie zdolności do samodzielnej obrony własnego kraju z dr. Grzegorzem Kwaśniakiem rozmawia Wiesława Lewandowska

W artykule 26. Konstytucji RP czytamy: „Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej służą ochronie niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnieniu bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic”. A Pan twierdzi, że nasze siły zbrojne utraciły zdolności do obrony terytorium kraju, a polskie wojsko jest obecnie w stanie obronić najwyżej 10 – 15 proc. naszej wschodniej granicy…

Rzeczywiście, pisałem nawet kiedyś w jednym z dzienników o tym, że polska armia „walczy z polską konstytucją”, tzn., że dwa zasadnicze dla naszego bezpieczeństwa militarnego artykuły Konstytucji - art. 26 i art.85 (o powszechnym obowiązku obrony) – są od kilku lat naruszane i nieprzestrzeganie przez kolejne rządy i żaden z polskich polityków nie podnosi z tego powodu alarmu.

Dlaczego?

Prawdopodobnie wiąże się to z takim naiwnym i bezkrytycznym przyjęciem, przez nasze elity lekkomyślnością założenia, że od kiedy zostaliśmy członkiem NATO to już nie musi się troszczyć sami o nasze własne bezpieczeństwo, i że w razie potrzeby NATO nas obroni. Co moim zadaniem jest wielką i naiwnością.

NATO chyba jednak nie oczekuje, abyśmy sprowadzili własną armię do jakiegoś żałosnego minimum, bo wtedy będziemy kiepskim sojusznikiem…

Oczywiście, że nie. Jednak wymaga wypełniana zobowiązań sojuszniczych i nasi polscy decydenci skupiają się właśnie tylko na tym, co w danym momencie najważniejsze, czyli na realizacji doraźnych sojuszniczych zobowiązaniach, np. zagranicznych misjach wojskowych. A po ich wypełnieniu nie starcza już ani pieniędzy, ani czasu na myślenie o obronie terytorium własnego kraju. Ta dość absurdalna sytuacja ma jednak jeszcze głębsze przyczyny, które tkwią w mentalności polskich elit rządzących, głównie tych lewicowo-liberalnych, traktujących członkostwo w NATO jako jedno ze źródeł legitymizacji swojej władzy, co z kolei uniemożliwia im realistyczne i krytyczne spojrzenie na nasze członkostwo.

Od początku lat 90. XX wieku wiązaliśmy wielkie nadzieje z możliwością zbudowania prawdziwego Wojska Polskiego. Dlaczego przez te wszystkie lata po odzyskaniu wolności nie udało się stworzyć nawet jakiegoś docelowego modelu polskiej armii?

Przez pierwsze dziesięciolecie nastąpiły jednak spore zmiany w odziedziczonej po Układzie Warszawskim armii, które najczęściej polegały jednak na redukcji… Do 1999 roku, czyli do wstąpienia do NATO znajdowaliśmy się w stanie samodzielności obronnej i nawet próbowaliśmy szukać odpowiedniego sposobu obrony własnego terytorium. Powstał model Obrony Terytorialnej i nawet rozpoczęto jego realizację w latach 1999-2001, niestety, gdy upadł rząd AWS rząd SLD przystąpił do metodycznej likwidacji całego pomysłu. Bodaj 2 lata temu zostały zlikwidowane ostatnie bataliony Obrony Terytorialnej. A w zapisach ostatniej „Strategii obronności”( z 2009 r.) nie ma już nic o samodzielnej obronie, mówi się tylko o tym, że obrona terytorium kraju jest całkowicie podporządkowana pomocy sojuszniczej.

Czy NATO jest dziś dostatecznie pewnym i sprawnym gwarantem pomocy sojuszniczej?

Page 34: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

34

I dziś, i zawsze trzeba zakładać, że nawet sojusznicze państwa kierują się przede wszystkim własnymi interesami; ich działanie jest wypadkową różnych, dynamicznie zmieniających się okoliczności międzynarodowych. Dlatego też samo NATO od 1999 roku zmieniło się niemal nie do poznania… Jedno jest dziś pewne: czas najwyższy spojrzeć prawdzie w oczy i myśleć, w pierwszej kolejności o budowaniu własnych zdolności obronnych.

A czy w naszej sytuacji to nie będzie wyglądało na porywanie się z motyką na Księżyc, jak się nas często przekonuj? Przecież i tak sami nie damy rady…

W sytuacji ataku na całe terytorium naszego kraju prawdopodobnie nie, ale jest to wariant mało realny. Istnieje natomiast jeszcze wiele innych zagrożeń i sytuacji, które mogą się zdarzyć, i w tych okolicznościach powinniśmy się bronić samodzielnie. Jednak najgorszy jest ten brak wiary we własne możliwości. Przekonują nas do takiego myślenia elity rządzące i wcale nie wynika to z ich naiwności, raczej z cynizmu. Jedyną rzeczą, jaką w tej sytuacji robią nasze elity jest zabieganie o kolejne potwierdzenie gwarancji sojuszniczych wynikających z art.5 Traktatu Północnoatlantyckiego, a to przecież dalej są tylko słowa, które nic nie zmieniają, i nie poprawiają naszej sytuacji…

A może rządzący po prostu wychodzą z złożenia, że inwestowanie w armię i własną obronność to wyrzucanie pieniędzy, bo przecież nikt i nic nam nie zagraża?

Polskie elity rządzące jednak nie są aż tak naiwne! Zagrożenia są przecież coraz bardziej widoczne i oczywiste, dawno skończyła się ta idealistyczna wizja świata z lat 90. ubiegłego wieku, zbudowana po rozpadzie Związku Radzieckiego, zwycięstwie zachodniej demokracji i liberalnej ekonomii… Ten sen trwał kilka lat i już dawno się skończył.

A w Polsce wciąż śnimy?

Powiedziałbym nawet, że jesteśmy w śpiączce! Mimo, że w Europie szaleje kryzys ekonomiczny, który w końcu może prowadzić do większych lub mniejszych konfliktów militarnych. Nie tak dawno mieliśmy w Europie najprawdziwsze wojny – wcześniejszą na Bałkanach i wojnę w 2008 r. wywołaną przez Rosję wojnę w Gruzji. Czas najwyższy oprócz uspokajającego art.5 Traktatu Północnoatlantyckiego przypomnieć sobie także o art.3, w którym wyraźnie zaznaczono, że każdy kraj powinien troszczyć się przede wszystkim o własne bezpieczeństwo, a dopiero w ostateczności liczyć na sojuszników.

Jakich zagrożeń powinniśmy się dziś obawiać?

Przede wszystkim, jak zwykle, ze strony potężnego sąsiada, czyli Rosji, która po krótkim epizodzie rządów Jelcyna, porzuciła otwartość i wskrzesza stare ambicje imperialne. Rosjanie próbują już odbudowywać swe strefy wpływów poprzez prowadzenie tzw. pokojowych wojen w sferze ekonomiczno-politycznej i społecznej. Takie działanie wobec Gruzji zakończyło się jednak konfliktem militarnym…

Sugeruje Pan, że ten gruziński scenariusz może się kiedyś powtórzyć w stosunku do Polski?

Z pewnością nie można go wykluczyć. W tej chwili mamy sytuację „niebezpiecznie stabilną”. Rosja ma w Polsce duże wpływy, potrafi oddziaływać na nasze elity i, niestety, także na nasze społeczeństwo; potrafi umiejętnie sterować nastrojami. I jeśli nie wspiera wprost, to cieszy się bardzo z ogłupiania i rozleniwiania polskiego społeczeństwa przez płynący z Zachodu konsumpcjonizm…

Od wielu już lat polska młodzież nie lubi wojska, śmieje się z militarnych tradycji, a patriotyzm mamy chyba już tylko ten futbolowy…

Obawiam się, że współczesna młodzież już w razie potrzeby nie zachowałaby się tak, jak ta z sierpnia 1944. Ale nie traćmy nadziei! Pracuję obecnie w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Nysie i tam udało mi się zorganizować jednostkę „Strzelca”, co zostało przez młodzież przyjęte naprawdę entuzjastycznie. Ostatnio dzięki przychylności władz mojej uczelni udało się zdobyć mundury, hełmy,

Page 35: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

35

ale młodzież sama chętnie inwestuje także własne pieniądze w ten swój czynny patriotyzm… Niestety, brakuje nam teraz pieniędzy, np. na wojskowe buty. Usiłuję je zdobyć z pomocą dawnych kolegów z wojska. Na wsparcie państwa nie możemy liczyć.

I nic dziwnego, skoro już wcześniej jeden z ministrów zapewniał, że nie będziemy polskiej młodzieży straszyć wojskiem (i uzawodowił armię), skoro zrezygnowano z angażowania obywateli w Obronę Terytorialną (którą uznano za zbędną i anachroniczną). Może właśnie na tym polega nowoczesność polskich reform wojskowych?

Moim zdaniem nie chodzi tu o unowocześnienie systemu obronności, lecz raczej o lęk przed kolejną formą samorganizowania się społeczeństwa. Rządzący czują się bezpieczniej, gdy młodzi ludzie idą raczej na piwo i wyjeżdżają zagranicę „na zmywak”… Po co komu zbyt patriotyczny „Strzelec”! A mimo to mamy dziś w kraju kilkadziesiąt jednostek – w sumie kilka tysięcy członków „Strzelca”… Można powiedzieć, że jedynie ta skromna grupa osób realizuje dziś w Polsce art.85 Konstytucji o powszechnym obowiązku obrony. Choć każdy polski obywatel ma ten obowiązek, to państwo ani nie wymaga, ani nie daje możliwości jego realizacji.

Czy oparta na siłach społeczeństwa Obrona Terytorialna rzeczywiście sprawdza się i ma sens w czasach supernowoczesnej techniki wojskowej, która wymaga wysoko wykwalifikowanej obsługi?

Doświadczenia współczesnych wojen dowodzą, że klasyczna obrona terytorialna mimo wszystko nie traci znaczenia, że niezwykle istotna jest tzw. siła odstraszania opierająca się na kilku milionach przeszkolonych, świadomych swojej roli obywateli. Potencjalny przeciwnik dostrzegając tę siłę bardziej kalkuluje swoje zaangażowanie militarne. W dbającym o swe bezpieczeństwo państwie armia jest zawsze ważnym, ale tylko jednym z elementów całego systemu obronnego.

Polska nie jest dziś takim państwem i – według Pana oceny – nie jest odpowiednio przygotowana na wypadek sytuacji wojenno-kryzysowej?

Według mnie, jesteśmy kompletnie nieprzygotowani! I to pod każdym względem. Obrona Terytorialna z prawdziwego zdarzenia jeszcze nie zdążyła powstać, a już jej nie ma… Mamy za małą armię, która w przypadku zagrożenia 1200 km granicy wschodniej nie będzie w stanie jej obronić; zakłada się tylko działania opóźniające i czekanie na pomoc… Uważa się, że sojusznicy z NATO przyjdą nam z pomocą po 2 tygodniach – co jest bardzo optymistycznym założeniem, ale i tak zupełnie niewystarczającym, bo w tym czasie przeciwnik już sforsuje Wisłę…

Dlaczego Polska nie ma ani odpowiedniej strategii obronnej, ani dobrych planów obronnych?

Naprawdę trudno to wytłumaczyć, ale najdziwniejsze jest to, że nikt się tym nie przejmuje! Od naszego wstąpienia NATO przed 13 laty byliśmy zapewniani, że istnieją tzw. plany ewentualnościowe dla Polski – tymczasem okazało się, że dopiero po szczycie w Lizbonie w 2010 roku zostały jakoby opracowane… Obawiam się jednak, że nadal ich niema! Dlaczego dopiero po 12 latach przyznano, że ich nie było? To podważa wiarygodność wszelkich deklaracji. Tym bardziej niepokojące jest to, że tak mało sami dbamy o własne interesy.

A może jesteśmy bezradni wobec polityki wielkich mocarstw? Niedawno jeszcze liczyliśmy na to, że amerykańska tarcza antyrakietowa zapewni nam poczucie bezpieczeństwa i jednak nie ma jej w Polsce…

Stacjonowanie na naszym terytorium jakichkolwiek poważnych sił sojuszniczych, zwłaszcza amerykańskich, wzmocniłoby naszą pozycję i poczucie bezpieczeństwa. Jednak Amerykanie coraz bardziej liczą się ze zdaniem Rosji, która sobie nie życzy, żeby w jej strefie wpływów stacjonowały jakiś wojska amerykańskie. To, że zwijamy naszą armię, jest też być może także wynikiem jakichś zabiegów rosyjskich.

Page 36: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

36

Co dalej? Nic nie da się zrobić na rzecz polskiej obronności?

Przede wszystkim trzeba zacząć o niej poważnie myśleć. Jednak, jak widać, ani w kręgach rządzących, ani opozycyjnych nie ma rzeczowej refleksji na ten temat. Dlatego, jak to już nieraz w historii bywało, pozostaje nam samoorganizacji i podejmowanie lokalnych inicjatyw z nadzieją na lepsze czasy. Niedawno w Fundacji Republikańskiej, której jestem ekspertem powołaliśmy Zespół ds. Bezpieczeństwa Militarnego. Celem pracy tego zespołu będzie właśnie poszukiwanie nowych sposobów obrony Polski przez zagrożeniami militarnymi, czyli nowej polskiej strategii obronności.

Artykuł ukazał się w tygodniku „Niedziela”.

Page 37: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

37

15. Rząd nie ufa sądom

mec. Bartosz Piechota

Ekspert Fundacji Republikańskiej

Uchwalenie specjalnej ustawy, dzięki której Skarb Państwa może przejąć zobowiązania generalnych wykonawców budujących autostrady, to swoiste wotum nieufności w stosunku do systemu sądownictwa

Specjalna ustawa wywołała szereg wątpliwości. Z jednej strony wskazuje się na naruszenie konstytucyjnej zasady równości, z drugiej strony padają argumenty, że tego rodzaju działania stanowią pomoc publiczną, przyznaną bez zachowania obowiązujących w Unii Europejskiej procedur, co może narażać państwo polskie na spore ryzyko.

Warto jednak na tę kwestię spojrzeć jeszcze z innej strony. Konieczność uchwalania w ekspresowym tempie przepisów w celu umożliwienia wierzycielom uzyskania należnego im świadczenia powstałego w skutek umowy gospodarczej obnaża słabość wymiaru sprawiedliwości i brak wiary w skuteczną możliwość egzekwowania roszczenia na drodze sądowej. Można pokusić się o stwierdzenie, że tego rodzaju działania stanowią swoiste wotum nieufności w stosunku do systemu sądownictwa.

Wierzytelności podwykonawców wynikają z umów, które powszechnie zawierane są w obrocie gospodarczym i normalną drogą dochodzenia roszczeń z nich wynikających jest droga sądowa w ramach powództwa cywilnego bądź poprzez przeprowadzenie postępowania upadłościowego. Sprawnie przeprowadzone postępowanie sądowe powinno zapewnić możliwość realizacji interesu wierzycieli.

Odnosi się to również do postępowania upadłościowego. Ogłoszenie upadłości samo przez się nie oznacza niemożliwości zaspokojenia wierzycieli. Prawo upadłościowe zostało stworzone w celu umożliwienia szybkiego zakończenie nieudanego przedsięwzięcia gospodarczego przy maksymalnym zaspokojeniu wszystkich wierzycieli.

Jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że upadłość dotknęła przedsiębiorstw, których nie tak dawno kondycja finansowa nie budziła żadnych zastrzeżeń, co do zasady w ramach postępowania upadłościowego wierzyciele powinni odzyskać swoje należności albo znaczną ich część. Musimy pamiętać, że zamówienia publiczne zostały udzielone firmom, które świetnie radziły sobie na rynku, a realizacja dużych projektów infrastrukturalnych miała być szansą na ich dalszy rozwój. Upadłość nie dotknęła firm, które od lat borykały się z problemami finansowymi tylko zdrowych – wydawać by się mogło – podmiotów gospodarczych.

Co zatem powoduje, że rząd pod presją pewnej grupy społecznej postanowił odstąpić od procedur, przewidzianych na tę typową z punktu widzenia obrotu gospodarczego sytuację? Odpowiedź podpowiadają analizy dotyczące jakości wymiaru sprawiedliwości w Polsce pokazywane przez międzynarodowe instytucje.

Z raportów publikowanych przez Bank Światowy wynika, że średnia długość postępowania sądowego w Polsce to ponad 800 dni. Mało który przedsiębiorca może pozwolić sobie na tak długie oczekiwanie, tym bardziej, ze wraz z upływem lat szanse zaspokojenia należności często maleją. Dla porównania w Czechach średnia długość postępowania wynosi 600 dni, a w Niemczech czas ten jest o połowę krótszy.

Przyczyną takiego stanu rzeczy nie są skomplikowane i długotrwałe procedury, choć nad ich udoskonaleniem zawsze warto pracować. Rzeczywistą przyczyną przewlekłości postępowań sądowych jest słabość organizacyjna wymiaru sprawiedliwości. Aby wyroki zapadały szybciej potrzebna jest sprawnie funkcjonująca administracja sądowa, a ta w większości przypadków niczym nie różni się od powszechnie obowiązującego w naszym kraju standardu.

Page 38: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

38

Bezpośrednią odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosi rząd, a konkretnie minister sprawiedliwości. To na nim spoczywa nadzór administracyjny nad sądami powszechnymi. Wobec panującej od lat sytuacji w polskim sądownictwie poprawa funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości od strony administracyjnej powinna być głównym celem działania ministra, tak, żeby czas oczekiwania na rozprawy w sprawach gospodarczych nie był liczony w miesiącach, i żeby wyznaczane rozprawy nie były odraczane z uwagi na bałagan organizacyjny.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że Europejska Karta o statucie sędziów przyjęta przez Radę Europy w 1998 r. nakłada na państwo obowiązek zapewnienia sędziom środków niezbędnych do należytego wykonywania ich zadań, a w szczególności do rozstrzygania spraw w rozsądnym terminie. Ponadto w rekomendacji nr R (94)12 Komitetu Ministrów Rady Europy, dotyczącej niezawisłości, sprawności i roli sędziów, podkreślono, że rządy państw członkowskich powinny dążyć do wprowadzenia w życie niezbędnych środków, które zmierzałyby do zapewnienia należytej roli sędziów oraz sądownictwa jako całości, wzmocnienia ich niezawisłości i efektywności.

Rząd zamiast rozwiązywać problemy pewnej grupy przedsiębiorców poprzez tworzenie w ekstraordynaryjnym trybie wątpliwych z punktu widzenia konstytucyjnego przepisów powinien zintensyfikować działania w celu usprawnienia organizacji wymiaru sprawiedliwości. Sytuacja, z którą muszą się zmierzyć podwykonawcy budujący autostrady, a z którą boryka się większość obywateli powinna być początkiem gruntownego przyjrzenia się funkcjonowaniu administracji sądowej w celu wypracowania mechanizmów pozwalających na sprawne prowadzenie procesów sądowych.

Rozpoczęcie działań w tym zakresie służyłoby całemu społeczeństwu i poprawiało wizerunek państwa w oczach zagranicznych inwestorów, których nieefektywne sądownictwo wielokrotnie odstrasza od prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce.

Tekst ukazał się 20 lipca w portalu Forbes.pl

Page 39: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

39

16.Tusk załatwi KRUS

Marcin Chludziński

Prezes Fundacji Republikańskiej

Z Marcinem Chludzińskim, prezesem Fundacji Republikańskiej, rozmawia Mariusz Kamieniecki z „Naszego Dziennika”

Czy i z jak dużym przesileniem politycznym możemy mieć do czynienia na szczytach władzy po ujawnieniu przez media afery taśmowej w PSL? - Pokaże to dopiero najbliższa przyszłość. Zarówno w kontekście destabilizacji w PSL, jak i potencjalnego rozgrywania tej sprawy przez Donalda Tuska i Platformę Obywatelską to zjawisko może jak najbardziej prowadzić do przesilenia politycznego. Okaże się to w ciągu najbliższego miesiąca. Jeżeli będzie to tylko demonstracja siły, którą premier pokazuje, mówiąc chociażby, że samodzielnie będzie zarządzał resortem rolnictwa, nie dopuszczając następcy Marka Sawickiego rekomendowanego przez PSL, to jest to działanie jeszcze w miarę bezpieczne. Natomiast jeżeli jest to gra nastawiona na zmianę koalicjanta i zburzenie dotychczasowej koalicji, to z pewnością będzie to miało dużo poważniejsze znaczenie.

Na ile dymisja ministra Sawickiego załatwia sprawę? - Taktyka obrana przy dymisji Sawickiego pokazuje, że ta sytuacja ma zostać rozegrana jak najszybciej. Gdyby do dymisji nie doszło bądź byłaby odwlekana, stanowiłoby to sygnał i argument dla opozycji do szarpania rządu. Tymczasem sytuacja przynajmniej pozornie jest załatwiona, ale pojawia się również pytanie: co dalej? Z głosów, jakie do mnie docierają, wnioskuję, że sytuacja w spółce Elewarr jest dużo bardziej skomplikowana, niż to wynika z rozmowy Władysława Serafina z Władysławem Łukasikiem. W najbliższych dniach może się jeszcze okazać, co głębiej kryje się pod tym dywanem. Jeśli ten wątek będzie nadal podnoszony w debacie publicznej i jeżeli Waldemar Pawlak i Donald Tusk będą mieli kłopoty z tym, nazwijmy to, małym przesileniem, może to skutkować nie tyle zmianą koalicjanta, ile doprecyzowaniem układu sił w owym politycznym małżeństwie.

Jak PO może wykorzystać „nokaut” na ludowcach? - W układzie koalicyjnym, kiedy jeden koalicjant ma coś za uszami i nie gra czysto, to układ sił ulega zmianie. Zaistniała sytuacja na pewno osłabia PSL. Jest to naturalne w polityce. Dlatego wcale nie zdziwiłbym się, gdyby cała sprawa została wykorzystana przez PO i Donalda Tuska do załatwienia kwestii dotyczących reformy KRUS i związanego z tym obłożenia rolników podatkiem od osób fizycznych.

Tylko pytanie, ile jest w stanie wytrzymać PSL i na jakie ustępstwa jest w stanie pójść? - Myślę, że PSL jest bardzo zdeterminowane, by utrzymać obecny układ koalicyjny. Zatem kosztem różnych ustępstw będzie starało się ten układ utrzymać.

Tymczasem Ruch Palikota czy SLD tylko zacierają ręce na myśl o współrządzeniu… - To fakt, ale wciąż nie dostrzegam argumentów, które obecnie mogłyby spowodować radykalną zmianę w tym rządzie. Osobiście nie widzę na horyzoncie niczego, co by to usprawiedliwiało. Owszem, być może są rzeczy, o których nie wiemy, np. w kontekście gospodarki, a które blokują rozwój sytuacji, ale to tylko dywagacje.

Jak skomentuje Pan słowa wicepremiera Waldemara Pawlaka, który po ujawnieniu afery taśmowej powiedział, że koalicji nie zagrozi „rozmowa dwóch sfrustrowanych ludzi”? - To zręczny wybieg człowieka, który chce osłabić wydźwięk całej tej rozmowy. Tego, co ujrzała cała Polska, nie nazwałbym rozmową dwóch sfrustrowanych ludzi, ale raczej rozmową dwóch osób, które, jak chociażby Władysław Łukasik, mają bardzo dużą wiedzę na temat sprawowania władzy w polskiej gospodarce i spółkach podległych Agencji Rynku Rolnego. Nie ma też żadnych powodów, by wątpić w sformułowania wysunięte przez Władysława Łukasika. Oczywiście mam nadzieję, że śledztwo pokaże, co jest prawdą, i że media rzetelnie naświetlą całą tę skomplikowaną sytuację. A zatem ci ludzie nie są sfrustrowani, jak sugeruje wicepremier Pawlak, a raczej wzburzeni, zaś użyte przez szefa ludowców sformułowania mają raczej osłabić i zbagatelizować wydźwięk i znaczenie tej rozmowy.

Page 40: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

40

Cała ta sytuacja pokazuje, że na styku polityki i gospodarki dzieją się rzeczy straszne, które Polakom na co dzień walczącym o byt nawet się nie śnią. Mam tu na myśli kwoty wynagrodzeń czy chociażby walkę o łupy polityczne uzależnione nie od kompetencji czy efektów skuteczności ich pracy, ale od przynależności partyjnej. To jest zatrważające.

Na ile ujawnienie afery taśmowej mogło być inspirowane przez otoczenie Waldemara Pawlaka, żeby zdyskredytować Sawickiego przed wyborami na szefa PSL? - Dla mnie, jako osoby, która z zewnątrz obserwuje scenę polityczną, byłby to scenariusz naturalny. Wyjaśnić to mogą służby specjalne, ale bardzo wątpię w te wyjaśnienia. Moim zdaniem, bardzo prawdopodobne jest to, że mamy do czynienia z efektem wewnętrznej walki w PSL. Wiadomo, że Marek Sawicki jest w innej grupie, czy, nazwijmy to, w innym układzie sił w stosunku do Waldemara Pawlaka. Być może walka frakcyjna w PSL jest najprostszym wyjaśnieniem tego, co zaszło, ale zarazem jest to bardzo niebezpieczna sytuacja, która wywołuje negatywne skutki dla całego ugrupowania. Nie znając całego mechanizmu, trudno jednak postawić jednoznaczną ocenę.

Afery taśmowe to nic nowego. W aferze Rywina poza nim samym nikomu włos z głowy nie spadł, afery hazardowej podobno nie było, a po głośnej sprawie z byłą poseł PO Beatą Sawicką, mimo jej skazania przez sąd, kręcenie lodów w służbie zdrowia wcale się nie skończyło. Układy partyjno-rodzinne w instytucjach państwowych są tajemnicą poliszynela. Dlaczego nikt z tym nic nie robi? - To jest dobre pytanie. Owszem, poza pewnymi skutkami dla osób, które były w centrum wspomnianych przez pana afer Lwa Rywina czy Beaty Sawickiej, w zasadzie sprawa rozeszła się po kościach i nikt nie poniósł konsekwencji. Osobiście uważam, że jeżeli wszyscy aktorzy danej sytuacji nie ponoszą konsekwencji albo ponoszą je w bardzo odroczonym czasie, kiedy już nikt o sprawie nie pamięta, to jest to sygnał dla społeczeństwa, że państwo nie jest wydolne. To także wskazanie, że takiego państwa nie należy traktować poważnie, można wyciągać z niego pieniądze przez rozmaite spółki czy poza obowiązującymi regulacjami prawnymi załatwiać różnego rodzaju interesy, czy pod różne interesy próbować budować odpowiednie rozwiązania legislacyjne i nikomu nic złego się nie dzieje. Mamy zatem do czynienia z państwem, w którym grupy interesów w konkretnych branżach czy w określonych sferach są w stanie doskonale się urządzić, a jednocześnie mamy do czynienia z państwem, w którym prawie 30 proc. absolwentów nie ma pracy. Mamy też do czynienia z dramatyczną sytuacją rodzin, które walczą tak naprawdę o byt, a różni ludzie, którzy kręcą lody na państwowych domenach, najczęściej nie ponoszą za to żadnej odpowiedzialności. To bardzo zły sygnał dla ludzi, którzy mieszkają w naszym kraju, to sygnał pt. „My możemy, nam się należy, a wy ludzie, radźcie sobie sami w tych nierównych warunkach, bo na pomoc polityków liczyć nie możecie”.

Mamy więc do czynienia z czymś w rodzaju sobiepaństwa? - Można użyć takiego sformułowania. Na pewno jednak możemy mówić o cechach – używając marksistowskiego sformułowania – alienacji władzy od społeczeństwa i poczucia bezkarności rządzących. To powoduje, na co zresztą wskazują sondaże, że zaufanie ludzi do polityków jest coraz mniejsze. Ludzie mają problem ze znalezieniem pracy, a w związku z tym zastanawiają się, jak wychować dzieci. Rośnie frustracja, rodzaj społecznego niezadowolenia. Ludzie stracili wiarę w dobre intencje polityków i w to, że mogą oni pomóc nam wszystkim lepiej żyć. To jest przerażające, bo prowadzi do konkretnych zachowań wyborczych, a niekiedy nawet do buntów społecznych.

Taśma z nagraniem podobno krążyła od dłuższego czasu, ale klimat piłkarskich mistrzostw nie nastrajał do jej upublicznienia. Teza o odwlekaniu ujawnienia tak ważnej korupcyjnej afery na szczytach władzy jest Pana zdaniem prawdopodobna? – W obliczu teatru politycznego, z którym mamy do czynienia, każde wydarzenie w określonym czasie powoduje określone skutki. W obliczu Euro 2012, które było swojego rodzaju festiwalem radości i – jak niektórzy oceniają – sukcesem gospodarczym, bo konkretne wyniki pokazują, że na razie idziemy w złym kierunku, czas mistrzostw nie był najlepszym momentem na to, by pokazywać Polakom inną, brudną rzeczywistość, niepasującą do tego nakręcanego festiwalu radości. Natomiast jeżeli rzeczywiście prawdziwa jest teza, że taśmy powstały w styczniu, krążyły już od dłuższego czasu i władze o nich wiedziały i nic z tym nie zrobiły – na co wskazują wypowiedzi różnych osób – to byłby to skandal.

Rozmowa ukazała się 23 lipca na łamach „Naszego Dziennika”.

Page 41: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

41

17.Pora na polski Sovereign Wealth Fund

Marcin Obroniecki

Trudno zrozumieć dlaczego w debatach zarówno na temat reformy polskiego systemu emerytalnego jak i przyszłości naszych finansów publicznych nie pojawia się postulat utworzenia funduszu majątkowego. Bank Światowy prognozuje, że tempo rozwoju naszego kraju utrzyma się w najbliższych latach na wysokim poziomie i w dalszym ciągu będziemy „czempionem” na tle kontynentu. Mamy więc okazję wykorzystać sprzyjające warunki i zacząć bardziej długoterminowo myśleć o finansach publicznych i rozwoju naszego kraju.

Jednym ze sposobów na radzenie sobie z niepewnością gospodarczą lat nadchodzących jest tworzenie tak zwanych funduszy majątkowych (ang. sovereign wealth funds)[1], które inwestują środki państwowe z myślą o przyszłych pokoleniach i stąd często określane są mianem funduszy pokoleniowych. Ich celem jest zgromadzenie środków aby wesprzeć państwo w jego przyszłych wydatkach, na przykład związanych z systemem emerytalnym w momencie dekoniunktury demograficznej.

Fundusze majątkowe na świecie

Liczba funduszy majątkowych w znaczący sposób powiększyła się od początku wieku. Obecnie istnieje ich około pięćdziesiąt. Szacuje się, że łączna wartość aktywów, jakimi one zarządzają wynosiła pod koniec 2011 roku około 4,8 biliona dolarów amerykańskich, to jest niemal dziewięć razy więcej niż wynosi produkt krajowy brutto Polski. Najczęstszym źródłem ich finansowania są dochody uzyskiwane przez dane państwo z tytułu eksportu surowców oraz rezerwy walutowe nagromadzone przez bank centralny.

Większość funduszy majątkowych pochodzi z krajów Bliskiego Wschodu i Azji Wschodniej. Największym na świecie funduszem majątkowym jest jednak fundusz norweski, Government Pension Fund – Global[2], zarządzający aktywami o wartości ponad pół biliona dolarów amerykańskich (posiada udziały w wielu polskich spółkach z indeksu WIG20). Ostatnio wiele na temat funduszy majątkowych mówi się w Rosji, w której poza istniejącym od kilku lat Russian Direct Investment Fund (RDIF)[3], plany przewidują utworzenie kolejnych, a także w Afryce (Mauretania, Nigeria), Ameryce Południowej (Peru) i Azji (Mongolia).

Czym, poza kwestią przynależności do państwa, różni się fundusz majątkowy od klasycznego funduszu inwestycyjnego? Kluczową kwestią jest znacznie dłuższy horyzont inwestycyjny funduszy majątkowych: prawo zabrania zazwyczaj rządom korzystania ze środków przed końcem z góry określonego okresu. Fundusze majątkowe inwestują dzięki temu część przekazanych im środków w aktywa alternatywne, mało płynne i bardziej ryzykowne (na przykład nieruchomości), lecz pozwalające – co potwierdzają badania empiryczne – oczekiwać znacznie większego zwrotu w przeciągu kilkunastu, kilkudziesięciu lat.

Sovereign wealth fund nad Wisłą?

Warto przypomnieć, że w Polsce istnieje Fundusz Rezerwy Demograficznej (FRD), mający za zadanie gromadzenie części dochodów z prywatyzacji na wsparcie naszego systemu emerytalnego w przyszłości. Utworzenie FRD było rewelacyjnym, w dużej mierze nowatorskim pomysłem. Niestety z racji wykorzystywania jego zasobów przez ministra finansów dla finansowania potrzeb doraźnych[4] oraz z powodu prawnego ograniczenia jego możliwości inwestycyjnych, jest to de facto instytucja, która „chce, ale nie może”. Warto również wspomnieć, że w trakcie ostatniej kampanii wyborczej do Sejmu utworzenie funduszu pokoleniowego było jednym z punktów programu wyborczego Platformy Obywatelskiej. Postulat nie został jak dotąd spełniony. Ostatnio mówi się natomiast o możliwym powołaniu przez rząd tzw. Funduszu Węglowodorowego, który miałby być zasilany częścią dochodów uzyskanych z eksploatacji gazu łupkowego. Brak jednak informacji o przygotowaniach do realizacji tego pomysłu.

Page 42: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

42

Gdzie znaleźć bogactwo, które nasz potencjalny fundusz majątkowy miałby inwestować i pomnażać? Najczęściej spotykane (szczególnie w krajach Afryki i Bliskiego Wschodu) rozwiązanie polega na przekazywaniu funduszowi środków z tytułu eksportu surowców. Istnieje jednak wiele innych alternatyw. W Irlandii rząd raz do roku wpłaca swojemu National Pension Reserve Fund[5] równowartość 1% PKB. W Panamie rząd planuje przekazywać swojemu funduszowi część wpływów uzyskiwanych z funkcjonowania Kanału Panamskiego. W przypadku Polski jedną z możliwości jest odkładanie części wpływów z niedawno uchwalonego podatku od kopalin.

Innym możliwym źródłem jest utworzenie na wzór funduszu Temasek[6] z Singapuru instytucji zarządzającej udziałami państwa w niektórych spółkach publicznych. Środki, które inwestuje następnie taki fundusz pochodzą z otrzymywanych przezeń dywidend, emisji certyfikatów inwestycyjnych bądź emisji obligacji. Może to być równocześnie sposób na bardziej rozsądne i profesjonalne zarządzanie spółkami państwowymi. Wprowadzenie w życie takiego rozwiązania w Polsce rekomendowano podczas majowego Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Sopocie[7]. Również Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową zalecał kilka miesięcy temu w swym raporcie utworzenie takiego funduszu[8]. Zakładając, że zgodnie z planami rząd będzie wolał pozbywać się udziałów w wielu spółkach, możliwe jest również odkładanie części przychodów z prywatyzacji, które stanowią znaczną sumę: od października 2007 przychody z tego tytułu wyniosły ponad 42 miliardy złotych.

Polityka inwestycyjna funduszy majątkowych

Typowy fundusz majątkowy inwestuje znaczną część środków na rynkach zagranicznych. Jest to strategia o tyle słuszna, że pozwala dobrze zdywersyfikować geograficznie portfel inwestycyjny i ograniczyć w ten sposób ryzyko oraz przeciwdziałać aprecjacji waluty, związanej z eksportem surowców. Z perspektywy Polski taka polityka mogłaby okazać się jednak szkodliwa: nam obecnie raczej grozi nie aprecjacja waluty, lecz jej deprecjacja. Ponadto, czy na pewno warto inwestować za granicą, podczas gdy to my jesteśmy tym rynkiem „rozwijającym się”?

W naszej sytuacji być może lepiej inwestować w aktywa krajowe. Przykładem tak działającego funduszu jest francuski Fonds Souverain d’Investissement (FSI)[9], utworzony w 2008 roku. Fundusz ma na celu inwestowanie w spółki przyszłościowe, często z sektora małych i średnich przedsiębiorstw. Strategia FSI jasno zakłada, że inwestycje mają na celu kreowanie francuskich „czempionów”. Problem z takim funduszem jest natomiast taki, że zamiast inwestować w rzeczywiście dobre projekty, niekiedy zajmował się on ratowaniem firm upadających w wyniku błędnych decyzji.

Innym przykładem jest wymieniany już rosyjski RDIF, któremu również powierzono zadanie inwestowania w strategiczne gałęzie rosyjskiej gospodarki. To w kierunku takiego funduszu, pompującego kapitał w aktywa krajowe, zdaje się być bardziej skłonny polski rząd. Wskazują na to plany ministra środowiska, zgodnie z którymi Fundusz Węglowodorowy miałby inwestować wydzieloną część przychodów państwa z wydobycia węglowodorów, m.in. w edukację, szkolnictwo wyższe, naukę oraz badania i rozwój[10]. Trudno z tak ogólnych informacji wiele wywnioskować i dokładniej ocenić sam projekt, tym niemniej wydaje się, że warto w obecnej sytuacji rozważyć możliwość wykorzystania takiej instytucji.

Utworzenie w Polsce funduszu majątkowego nie zagwarantuje Polsce świetlanej przyszłości, ani nie sprawi, że problem deficytu sektora finansów publicznych w przyszłości zniknie. Jednak samo przeniesienie dyskusji ze sporów o to na ile się zadłużać, na spór o to ile oszczędzać i jak inwestować, byłoby przewrotem w debacie o polskiej polityce gospodarczej. Jeśli chcemy być postrzegani jako gospodarne państwo ze stabilnym systemem finansowym, to warto pomyśleć o zaplanowaniu „poduszki bezpieczeństwa” dla polskich finansów publicznych.

Marcin Obroniecki

Autor jest absolwentem paryskiego Instytutu Nauk Politycznych (Sciences Po) i SGH oraz współredaktorem dwóch portali nt. państwowych funduszy majątkowych:

www.sovereignwealthfunds.pl i www.sovereignwealthfundsnews.com

Page 43: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

43

[1] http://www.sovereignwealthfunds.pl/about/

[2] http://www.nbim.no/

[3] http://www.rdif.ru/Eng_Index/

[4] http://www.cafr.pl/2011/08/rzad-oklamal-przyszlych-emerytow/

[5] http://www.nprf.ie/home.html

[6] http://www.temasek.com.sg/

[7] http://www.efcongress.com/?page=rekomendacje2012&rekomend=re%0D%0Akomend6#

[8] http://www.rp.pl/artykul/706205,733235.html

[9] http://www.fonds-fsi.fr/

[10] http://gazownictwo.wnp.pl/ms-przeklada-termin-publikacji-projektu-ustawy-lupkowej,172141_1_0_0.html

Page 44: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

44

18. Romney a sprawa polska

Michał Krupa

Ekspert Fundacji Republikańskiej

Wizyta Mitta Romney’a w Polsce skłania do namysłu nad kilkoma kwestiami związanymi z potencjalną wygraną kandydata Republikanów w wyborach prezydenckich oraz jej politycznymi implikacjami dla Polski. Nie jest tajemnicą, że część polskiej opozycji liczy, że wygrana Romney’a wpłynie na relacje polsko-rosyjskie. Zasadnym jest więc pytanie, czy wyborcze zwycięstwo republikanina może faktycznie mieć znaczący wpływ na nasze relacje z Moskwą. W niniejszym tekście chciałbym zasugerować kilka uwag, które wydają się konieczne aby trzeźwo ocenić całokształt poruszanego zagadnienia.

Idea polskiego „lotniskowca”

W różnych analizach, wypowiedziach czy tekstach traktujących o stosunkach polsko-amerykańskich postulowany bywa model relacji dwustronnych, w których Polska miałaby odgrywać rolę geopolitycznego „lotniskowca” Stanów Zjednoczonych w Europie Środkowo-Wschodniej, stanowiąc tym samym amerykański bufor pomiędzy Rosją a Niemcami. Bardzo rzadko jednak, jeśli w ogóle, omawia sie niezbędne polityczne warunki, które musiałyby zaistnieć aby pożądany model się urzeczywistnił. Wydaje się, że dyskusja na ten temat pozostanie jałowa, dopóki nie doprowadzi się do powstania dwóch koniecznych filarów silnej polityki atlantyckiej.

Po pierwsze, aby skutecznie wpływać na debatę o kierunkach i priorytetach w polityce zagranicznej USA, kształtować ją w przychylnym dla Polski kierunku ze skutkami długotrwałymi, należy dysponować doskonale zorganizowanym lobby w samym Waszyngtonie. Czy Polska obecnie dysponuje takim lobby? Śmiem twierdzić, że nie. Najbardziej reprezentatywna polonijna organizacja w Ameryce, Kongres Polonii Amerykańskiej, nie spełnia wymogów skutecznej siły nacisku politycznego, gdy ją porównamy np. z takimi potężnymi grupami wpływu jak proizraelski AIPAC. To z kolei sprawia, że politycy amerykańscy nie czują sie zobowiązani do liczenia się z polskimi postulatami. W książce „Not Whether, But When: The U.S. Decision to Enlarge NATO” autor James L. Goldgeier cytuje słowa doradcy byłego prezydenta Billa Clintona, Dicka Morrisa, który swego czasu powiedział: „Ani ja ani prezydent nie wierzyliśmy kiedykolwiek, że istnieje coś takiego jak polski elektorat”. Słowa niby banalne w treści, ale boleśnie prawdziwe. Dopóki Polska nie będzie dysponowała politycznym „watch-dogiem” w Waszyngtonie (nie chodzi w tym wypadku o typowe agendy naszego MSZ), dopóty nasze postulaty nie będą miały realnej siły przebicia.

Inicjatywa takiego czy innego senatora lub kongresmena, który od czasu do czasu wypowie ciepłe słowa o Polsce (np. postawa Johna McCaina wobec śledztwa smoleńskiego) nie może zastąpić skutecznego i systematycznego lobbingu ze strony Polaków mieszkających w USA. Przykład licznych etnicznych grup lobbingowych wyraźnie wskazuje, że polityka zagraniczna państwa zainteresowanego realnym wpływaniem na decyzje amerykańskiej elity politycznej, jeśli nie posiada silnego zaplecza obywatelskiego w Waszyngtonie, ma ograniczone pole manewru. Jeśli polityka atlantycka jest dla niektórych programowym priorytetem, nie można skupiać się tylko i wyłącznie na proklamowaniu dobrych chęci, ale należy uruchomić odpowiednie instrumenty nacisku, które będą stale uzupełniały kanały oficjalnej dyplomacji.

Po drugie, warto pamiętać o sprawie znów niby banalnej, ale brzemiennej w skutkach, a mianowicie, że co cztery lata w USA odbywają się wybory prezydenckie. Administracyjnym zmianom często towarzyszą zmiany w polityce zagranicznej. Sprawa tarczy antyrakietowej jest tutaj najlepszym przykładem. Jak się okazało, podpisanie umowy w tej sprawie pomiędzy Warszawą a Waszyngtonem w lecie 2008 r., miało wymiar raczej symboliczny, gdyż jak wiadomo Barack Obama wycofał się z planów instalacji wyrzutni antyrakiet w Polsce. Krótkowzroczność polskich polityków wynikała z tego, iż jakby kompletnie zignorowali fakt, że kandydat Obama bardzo jasno artykułował swoje wątpliwości w tej kwestii. Należało więc już wtedy mieć przysłowiowy „plan B” na wypadek anulowania umowy przez nową administrację. Niestety, dążenie do mocnego eksponowania antyrosyjskiego kursu, w kontekście konfliktu w Gruzji, było wówczas priorytetem. Gdy jednak w 2009 było już jasnym, że

Page 45: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

45

pierwotna koncepcja tarczy, firmowana przez administrację George W. Busha, uległa radykalnym przemianom, polscy zwolennicy twardego kursu proamerykańskiego wyrażali najwyższe zdziwienie i nawet oburzenie.

Stąd wniosek, że jeśli Polska ma oprzeć swoją politykę zagraniczną na bliskim sojuszu z USA, koniecznym jest perspektywa długofalowa – taka, która dzięki solidnym politycznym, militarnym czy gospodarczym gwarancjom nie będzie podatna na łatwe rewizje i zmiany ze strony kolejnego, nowo wybranego gospodarza Białego Domu. Polityka izraelska Waszyngtonu, realizowana niemalże z żelazną konsekwencją i systematycznością od ponad 40 lat, jest tego najlepszym dowodem, gdyż zależności w sferach polityki, wojskowości czy gospodarki są tak ugruntowane, że nikt w Waszyngtonie poważnie nie myśli o naruszeniu jej obecnego statusu. Brakuje nam tej politycznej polisy ubezpieczeniowej w formie licznych gwarancji i koncesji.

Oczywiście, można by wymienić inne czynniki niezbędne w realnym umocnieniu relacji dwustronnych. Jednak wyżej wymienione – skuteczny polski lobbing w Waszyngtonie i reorientacja polityki „odcinkowych sukcesów” – są podstawowymi. Warto mieć to na uwadze w kontekście wizyty Romney’a w Polsce, gdyż górnolotne zdania i twierdzenia, które zapewne przy okazji tej wizyty będą wygłaszane, nie mogą zastąpić racjonalnego osądu na temat naszych realnych możliwości zabezpieczania swoich interesów Waszyngtonie.

Co może Romney?

Podczas wizyty w Polsce, która ma wyraźną otoczkę antyrosyjską w wymiarze geostrategicznym, Romney będzie starał się podnieść swoje notowania wśród amerykańskich wyborców mających korzenie w państwach byłego bloku komunistycznego, jednak nie jest do końca pewne czy on sam nie przecenia jednolitego charakteru tych grup wyborczych, w tym polskiego elektoratu w USA. Wizyty w Wielkiej Brytanii, Polsce i Izraelu służą też walce politycznej z Barackiem Obamą, którego polityka zagraniczna przez obóz Romney’a określana jest systematycznie jako „słaba” i lekceważąca wobec sojuszników.

Program polityki międzynarodowej Romney’a został wyłożony w jego „białej księdze” pt. „An American Century: A Strategy to Secure America’s Enduring Interests and Ideals”. Wielu analityków i komentatorów zwraca uwagę na neokonserwatywny charakter propozycji programowych Romney’a, m.in. w odniesieniu do Rosji. Romney nie tylko zapowiada powrót do koncepcji tarczy antyrakietowej, z radarem w Czechach i wyrzutniami w Polsce, ale również opowiada się za polityką „wewnętrznej demokratyzacji” Rosji oraz wspierania inicjatyw mających na celu wytworzenie prawdziwego rosyjskiego społeczeństwa obywatelskiego. Nie trzeba chyba wspominać o tym jak sami Rosjanie zareagują na politykę otwartego wpływania przez obce państwo na sprawy wewnętrzne Federacji Rosyjskiej. Jeśli Romney wygra wybory i przystąpi do realizacji wyłożonego w „białej księdze” kontrresetu z Rosją to okres konstruktywnej współpracy zainaugurowany przez Obamę i Medwiediewa (m.in.uruchomienie Northern Distribution Network czy podpisanie traktatu NEW START) definitywnie się skończy.

Trzeba jednak od razu zadać pytanie: czy Romney na pewno chce doprowadzić do radykalnego pogorszenia stosunków amerykańsko-rosyjskich? Należy pamiętać, że bez Rosji nie dojdzie do jakiegokolwiek zasadniczego przełomu w kwestii irańskiego programu nuklearnego. Pod warunkiem, że Romney będzie naciskał na rozwiązanie dyplomatyczne Moskwa pozostanie niezbędnym czynnikiem przyszłego porozumienia, jako jeden z głównych graczy rozmów P5+1. Oczywiście, jeśli rozmowy i negocjacje z Teheranem zostaną zamrożone, perspektywa kolejnej wojny na Bliskim Wschodzie staje się bardziej realna. Czy Romney, pomimo swojej konfrontacyjnej retoryki, na pewno poważnie myśli o wciągnięciu Ameryki w kolejną wojnę na Bliskim Wschodzie? Tertium non datur.

Kolejnym problemem jest dalsze korzystanie z Northern Distribution Network, czyli możliwości transportowania zaopatrzenia dla wojsk w Afganistanie przez Rosję i rosyjską przestrzeń powietrzną. Antyrosyjski kurs nowej administracji, według którego, jak sam stwierdził Romney, Rosja zyskałaby status głównego geopolitycznego przeciwnika Stanów Zjednoczonych, może doprowadzić do zerwania przez Kreml współpracy w tej dziedzinie. W rezultacie, Amerykanie byliby skazani na

Page 46: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

46

korzystanie z terytorium Pakistanu, gdzie antyamerykańskie nastroje i działalność licznych islamskich ugrupowań terrorystycznych znacznie utrudniłyby prace logistyczne.

Retoryka wyborcza a praktyka rządzenia

Czy Romney byłby gotów ponieść koszty związane z realizacją swojej zapowiadanej polityki zagranicznej wobec Rosji? Naturalnym jest, że w okresie gorączki przedwyborczej ostra retoryka i częste wyolbrzymianie problemów są na porządku dziennym. Historia amerykańska dostarcza nam mnóstwa takich przykładów, gdy prezydenci po wygranych wyborach znacząco modyfikowali, a często nawet znacząco dystansowali się, z przyczyn pragmatycznych, od swojego programu wyborczego.

Antykomunizm Richarda Nixona nie powstrzymał go już jako prezydenta od nawiązania bliskich relacji z komunistyczym reżimem Mao Tse-Tunga, podpisania porozumień SALT z Breżniewiem, zainicjowania polityki odprężenia z Sowietami czy zakończenia wojny z komunistycznym Wietnamen Północnym. Ronald Reagan w walce o Biały Dom z Jimmym Carterem podobnie jak Romney zarzucał swojemu przeciwnikowi słabość wobec Moskwy. Sam będąc prezydentem określił ZSRR jako imperium zła. Dla konserwatystów był ucieleśnieniem prawdziwego „Cold Warrior”. Jednak to nie kto inny jak właśnie Reagan odbył cztery spotkania z Michaiłem Gorbaczowem w trakcie których podpisano traktat o eliminacji całej klasy sowieckich (SS-20) i amerykańskich (Pershing II) rakiet średniego zasięgu, który pośrednio przyczynił się do demontażu ZSRR. Wielu spośród jego zwolenników było zaskoczonych, że Reagan mógł taktycznie, gdy okoliczności tego wymagały, zmienić swój twardy antykomunistyczny kurs i przejść na etap dyplomacji i rozsądnych, korzystnych dla Ameryki, kompromisów z Sowietami.

Czy taki scenariusz, gdy realia będa musiały być skonfrontowane z tryumfalistycznym programem wyborczym, spełni się w administracji Romney’a? Dziś nie możemy mieć takiej pewności. Zapewne kluczowe dziedziny współpracy amerykańsko-rosyjskiej, które służą interesom obu państw, staną się na nowo ważnymi gdy sezon wyborczy się skończy i trzeba będzie przystąpić do formułowania już nie propagandowej, ale rzeczywistej polityki wobec Moskwy. Nie trudno sobie jednak wyobrazić scenariusz, w którym Romney będzie starał się unikać konfrontacji militarnej z Iranem i – pod warunkiem, że sam nie zmieni ram czasowych wyznaczonych przez Obamę – będzie skłonny kontynuować korzystanie z możliwości jakie stwarza NDN dla wycofujących się z Afganistanu wojsk USA.

Czy polscy politycy, optujący za twardym kursem proamerykańskim i operujący ostrą antyrosyjską retoryką, biorą taką możliwość pod uwagę? A jeśli okoliczności zwyczajnie wymuszą trwanie „resetu” z Rosją, co wtedy? Wzbudzanie nadziei, że prezydentura Romney’a będzie swoistym politycznym błogosławieństwem dla Polski i wzmocni naszą pozycję wobec Moskwy, bezrefleksyjnie wierząc w wiarygodność i trwałość stawianych obecnie przez Romneya postulatów programowych, jest delikatnie mówiąc przejawem nieuzasadnionego optymizmu. „Ufaj, ale weryfikuj” – powtarzał Ronald Reagan podczas szczytów z Gorbaczowem. Należy więc bacznie obserwować nie tylko to co mówią kandydaci, ale również jak się kształtuje międzynarodowy układ relacji, który może wymusić takie a nie inne działanie amerykańskiej administracji.

Zarówno Barack Obama jak i Mitt Romney reprezentują raczej centrowe nurty we własnych partiach. Centryści zaś mają to do siebie, że słusznie bądź nie, skłaniają się zazwyczaj ku rozwiązaniom czysto pragmatycznym, rzadko nawiązując do argumentacji ideowej, chyba, że okaże się to pomocne w staraniach o prezydenturę. Stąd wynikają usilne starania Romney’a o poparcie konserwatywnego mainstreamu, który pamięta, że Romney swego czasu bronił m.in. „prawa do aborcji” . Centrowość i miałkość ideowa republikańskiego kandydata mogą sprawić, że oczekiwana wygrana jego w wyborach, może z czasem okazać się kolejną niespodzianką dla części naszych politycznych elit, wierzących w idealistyczny charakter amerykańskiej polityki zagranicznej.

W takiej perspektywie krytyczna debata zarówno nt. naszych relacji z Rosją jak i Ameryką wydaje się jak najbardziej na czasie. Slogany i hasła wyborcze, z jakichkolwiek stron by nie pochodziły, nie mogą zastąpić myślenia strategicznego, myślenia nastawionego na maksymalnie długotrwałe korzyści

Page 47: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

47

polityczne dla Rzeczypospolitej we wszystkich wymiarach. Debata winna być nakierowana na przełamanie stereotypów nt. „dobrej” Ameryki i „złej” Rosji. Pojęcia „dobro” i „zło” w stosunkach międzynarodowych mogą występować tylko w zestawieniu z pojęciem „interes” i do niego nade wszystko sie odnosić. Wydaje się, że zbyt długo trwamy w matriksie myślenia życzeniowego i powielamy w poważnej dyskusji politycznej nieaktualne schematy myślowe.

Ostatecznie myśliciele i politycy, którzy formułują i propagują pozytywny program atlantycki muszą przyjąć do wiadomości, że dopóki Polska nie będzie dysponowała silnym lobby w USA i dopóki nasze relacje z tym państwem nie bedą faktycznie relacjami „nadzwyczajnymi”, opartymi na trwałych i trudnych do anulowania podstawach polityki gospodarczej czy wojskowej, wszelkie dywagacje na ten temat, nawet przy najlepszych chęciach, tracą sens. Natomiast to czy dążenie ku takim relacjom jest czymś słusznym bądź nie, pozostaje sprawą otwartą. Niemniej jednak nie powinniśmy tylko obserwować poczynań Romney’a w Polsce, ale je skutecznie weryfikować i konfrontować z najbardziej prawdopodobnymi tendencjami w amerykańskiej doktrynie międzynarodowej.

Page 48: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

48

1. Wstęp do dziewiątego numeru „Rzeczy Wspólnych”

W piątym roku obecności Platformy Obywatelskiej u władzy jest chyba oczywiste, że Polska znów nierządem stoi. Brak strategii rozwoju (realizowanych, a nie deklarowanych), bierna polityka zagraniczna, bałagan w ministerstwach (i prawie całym tzw. sektorze publicznym), skutkujący niezdolnością do wprowadzania zmian tak drobnych, jak wymiana dowodów osobistych, czy jednoczesny przyrost zadłużenia i rozrost biurokracji – składają się na obraz kraju dryfującego, z perspektywą utonięcia w nierządności. Równolegle, co paradoksalne, obserwujemy proces bezprecedensowej koncentracji władzy w rękach jednej osoby – Donalda Tuska, który w ostatnich latach przekształcił PO w partię par excellence wodzowską i niepokojącą erozję obywatelskich wolności, od rekordowej liczby podsłuchów, po próbę ograniczenia swobody zgromadzeń (co zakłada prezydencki projekt ustawy).

Jednak duża część korodujących nasze wolności procesów dzieje się niezależnie od woli polityków – i poza ich zasięgiem. Spopularyzowane przez XVII-wiecznych sarmackich poetów dictum “Nierządem Polska stoi” było prawdopodobnie przeinaczeniem pochodzącej ze „złotego wieku” maksymy „Polska nie rządem stoi, a swobodami obywateli”, odzwierciedlającej republikański charakter państwa, które na wolności indywidualnej i zbiorowej zbudowało jedną z największych politycznych potęg Europy. Państwa opartego na samorządnym społeczeństwie, które nie potrzebowało absolutnych władców, lecz rządów prawa. Gdy ówczesna Rzeczpospolita została stopniowo zawłaszczona przez królewięta, to ostatnie powiedzenie ustąpiło racji bytu pierwszemu. Republika przepoczwarzyła się w oligarchię, a wolność – w warcholską anarchię. Nieświadome tego masy szlacheckie wciąż brały zaś zmurszałą fasadę dawnej rzeczypospolitej za rzeczywistość.

To ważne memento dla wszystkich ceniących wolność społeczeństw, a dla współczesnych Polaków w szczególności. III RP, państwo od początku w dużej mierze fasadowe, z pewnością nie swobodami obywateli, lecz nierządem stoi. Zarazem jednak – i to chyba główne historyczne novum – podejmowana jest przytłaczająca liczba decyzji regulujących różne sfery naszego życia. Pomimo radykalnej słabości rządu podlegamy więc często przykrej, arbitralnej władzy – i jako obywatele, i jako ludzie prywatni.

Kto zatem naprawdę rządzi Polską? Próbie odpowiedzi na to pytanie poświęciliśmy tytułowy dział najnowszego numeru „Rzeczy Wspólnych”. Takie poszukiwania rozbijają się w dużej mierze o brak danych, jednak zarys wyjaśnienia jest już dziś możliwy. Wyjaśnienia, dodajmy, niepokrywającego się z żadną z głównych opowieści – ani „salonowych”, ani “antysalonowych” – o tym, kto współczesną Polską rządzi. Działowi tytułowemu towarzyszą dwa eseje połączone hasłem „Jak globalizacja zmienia władzę”, eksponujące tyleż często niedoceniany, co opacznie pojmowany aspekt problemów z rządzeniem we współczesnym świecie.

W pozostałych blokach tekstów przyglądamy się psychologicznym problemom współczesnego człowieka i obywatela, dalece niebagatelnym dla wszelkich refleksji i prób państwowotwórczych („Nowoczesne problemy z tożsamością”), i dylematom rodem z greckich tragedii, w jakie – w dużej mierze na własne życzenie – uwikłała się Unia Europejska („Europa na rozdrożu”). Dział „Idee” poświęciliśmy tym razem niesłusznie zapomnianemu XVI-wiecznemu pisarzowi politycznemu, bez którego znajomości trudno naszym zdaniem zrozumieć nowożytną polskość: Stanisławowi Orzechowskiemu.

Zapraszamy do lektury.

Bartłomiej Radziejewski, redaktor naczelny

Page 49: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

49

2. Deklaracja prenumeratora kwartalnika „Rzeczy Wspólne”

Kwartalnik „Rzeczy Wspólne” to priorytetowy projekt Fundacji Republikańskiej służący podnoszeniu

jakości debaty publicznej i formowaniu przyszłych elit intelektualnych i państwowych w duchu prymatu

dobra wspólnego. Choć regularne wydawanie i promowanie kwartalnika jest ogromnym obciążeniem

finansowym i organizacyjnym dla młodej instytucji obywatelskiej, jaką jest Fundacja Republikańska,

nie chcemy rezygnować z tworzenia prestiżowego pisma, które w ciągu półtora roku istnienia na rynku

zdobyło sobie rzeszę oddanych Czytelników.

By „Rzeczy Wspólne” mogły istnieć i rozwijać się potrzebujemy stałego wsparcia Czytelników:

prenumeratorów i darczyńców Fundacji Republikańskiej.

Prosimy o rozważenie możliwości wsparcia pisma poprzez zamówienie prenumeraty, wykupienie

prenumeraty wspierającej bądź zostanie Darczyńcą Fundacji Republikańskiej.

Jeżeli chcesz dołączyć do grona Prenumeratorów wypełnij poniższą deklarację i wyślij ją na adres

Fundacji Republikańskiej w formie elektronicznej ([email protected]) lub papierowej

(Fundacja Republikańska, ul. Nowy Świat 41, Warszawa). Przelew tytułem

„prenumerata Rzeczy Wspólnych” prosimy kierować na konto:

Fundacja Republikańska, Alior Bank: 84 2490 0005 0000 4520 9156 1754

Prosimy o wybranie rodzaju prenumeraty, wskazanie liczby zamówionych numerów oraz podanie

danych korespondencyjnych. Prosimy o zakreślenie odpowiedniej pozycji w każdym z podpunktów.

a. Rodzaj prenumeraty:

prenumerata tradycyjna (22,5 zł / numer) TAK

prenumerata wspierająca (50zł / numer) TAK

prenumerata studencka (16 złotych / numer)1 TAK

b. Liczba zamówionych numerów:

4 numery (prenumerata roczna) TAK

8 numerów (prenumerata dwuletnia) TAK

12 numerów (prenumerata trzyletnia) TAK

Chcę zamówić numery archiwalne: 2 (2/2010), 3 (1/2011), 4 (2/2011), 5 (3/2011), 6 (4/2011)

c. Dane korespondencyjne:

Imię i nazwisko:

Adres:

Adres e-mail:

Telefon:

_____________________ Podpis

1 Prenumerata studencka jest utrzymywana dzięki Darczyńcom FR i Czytelnikom, którzy wykupili prenumeratę

wspierającą. By otrzymywać pismo w cenie prenumeraty studenckiej konieczne jest posiadania statusu ucznia lub studenta.

Page 50: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

50

1. Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej Zespół Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej liczy blisko 50 ekspertów z różnych dziedzin i stale

wzrasta. W ramach CAFR pracę prowadzą następujące zespoły eksperckie:

Zespół ds. Finansów Publicznych

Zespół ds. Rodziny

Zespól ds. Transportu

Zespół ds. Deregulacji

W ramach prac CAFR realizowano dotychczas następujące projekty:

500 dni spokoju. To pierwszy w historii III RP raport przedstawiający weryfikację realizacji

wszystkich obietnic z programu rządu. Na stronie www.500dnispokoju.pl, opublikowaliśmy 195

analiz kolejnych obietnic złożonych w expose przez premiera Donalda Tuska.

Projekt ustawy o Rzeczniku Praw Podatnika. Opracowany został wraz z uzasadnieniem i

przeglądem podobnych rozwiązań na świecie i umieszczony jest na stronie

www.rzecznikpodatnikow.pl Projekt opracowany został przez Zespół ds. Finansów

Publicznych CAFR i złożony w Sejmie przez klub Prawa i Sprawiedliwości.

Raport o Zawodach Regulowanych. Przygotowaliśmy raport analizujący ograniczenia

dostępu do 380 zawodów i rekomendujący zmniejszenie liczby zawodów reglamentowanych

do 102 zawodów. Raport odbił się echem i w oparciu o przedstawione w nim dane ukazało się

wiele publikacji prasowych m.in. w dziennikach „Rzeczpospolita”, „Gazeta Wyborcza”,

„Dziennik Polski” i tygodniku „Uważam Rze”.

Raport o Prywatyzacji w latach 2008-2011. Przeprowadziliśmy kompleksową analizę

planów i realizacji polityki prywatyzacyjnej rządu PO-PSL.

Projekt Deregulacyjny. W przygotowaniu jest duża publikacja o deregulacji będąca efektem

seminariów, które odbyły się w Fundacji i która zawiera teksty dotyczące takich dziedzin jak

prawo podatkowe, prawo handlowe, ubezpieczenia czy telekomunikacja.

Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych. Projekt został przygotowany w ramach akcji

„Kibice za bezpieczeństwem” prowadzonej we współpracy z Ogólnopolskim Związek

Stowarzyszeń Kibiców. Obecnie trwa zbiórka 100 tys. podpisów, które umożliwią złożenie

obywatelskiego projektu.

Raport o Szkolnictwie Technicznym. Przygotowaliśmy raport oceniający kondycję szkół

technicznych i zawodowych w Polsce i proponujący rozwiązania naprawcze.

Rośnie również liczba bieżących komentarzy przygotowywanych przez ekspertów CAFR. Od

października 2010 do października 2011 opublikowaliśmy na stronie cafr.pl 35 komentarzy, w

październiku i listopadzie 2011 – 14 tekstów. Od grudnia 2011 planujemy regularnie wydawać zbiór

publikacji ekspertów CAFR w broszurze pt. „Komentarze i Analizy”.

Page 51: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

51

2. Kongresy Republikańskie Fundacja Republikańska od momentu powstania organizuje dwa razy do roku cykliczne imprezy pod

nazwą Kongresów Republikańskich, które kontynuują tradycje organizowanych we wcześniejszych

latach Kongresów Obywatelskich, odbywających się jeszcze pod auspicjami Fundacji

Odpowiedzialność Obywatelska i później Instytutu Jagiellońskiego. Kongresy gromadziły zawsze

szerokie grono ludzi zaangażowanych w organizacje społeczne i polityczne o profilu prawicowym,

centroprawicowym i eksperckim.

I Kongres Republikański

14 listopada 2009 r. na I Kongresie

Fundacja oficjalnie zainaugurowała

swoją działalność. Ponad 120 osób z

całego kraju przez cały dzień

dyskutowało w warszawskim Pałacu

Sapiehów nad kondycją polskiego

życia publicznego. Do Warszawy

przyjechali goście m.in. z Krakowa,

Łodzi, Torunia, Wrocławia i Lublina.

Gośćmi byli m.in. Mirosław Barszcz (b.

wiceminister finansów), Bartłomiej

Radziejewski (redaktor naczelny pisma „Rzeczy Wspólne”), dr Piotr Naimski (b. wiceminister

gospodarki), red. Michał Szułdrzyński (Rzeczpospolita), red. Bronisław Wildstein (Rzeczpospolita), a w

dyskusji polityków udział wzięli posłowie Zbigniew Girzyński, Jacek Żalek i Roman Giertych.

II Kongres Republikański

22 maja 2010 r., wspólnie z łódzką Fundacją Aurea Libertas,

został zorganizowany z Łodzi II Kongres Republikański pod

hasłem: „Polska – na progu republikańskiego przełomu?”.

Blisko 100 osób z całego kraju przyjechało do Łodzi, by

dyskutować o polskim życiu publicznym przed i po 10 kwietnia,

o tym co Polska może dać Europie i światu, oraz o tym jakiej

republiki potrzebujemy i czy wiemy jak ją zbudować. W

dyskusjach panelowych udział wzięli m.in. red. Jan

Pospieszalski, red. Łukasz Warzecha (Fakt), red. Tomasz

Terlikowski (Fronda), red. Piotr Lisiewicz (Gazeta Polska), prof.

Jacek Bartyzel, dr Michał Łuczewski („Czterdzieści i Cztery”) ,

dr Paweł Milcarek (Christianitas), Krzysztof Mazur (Klub

Jagielloński) oraz prof. Arkady Rzegocki (Klub Jagielloński).

Page 52: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

52

III Kongres Republikański 13 listopada 2010 r. w warszawskim Pałacu Sapiehów odbył się Kongres pod hasłem „O co

walczymy? Republikanie, wolnościowcy, obywatele – o mediach gospodarce i działalności społecznej”

Swoje prezentacje miały liczne organizacje partnerskie, w tym Radio WNET, wPolityce.pl, Rebelya.pl,

Instytut Sobieskiego, Instytut Misesa, Klub Jagielloński, KoLiber czy Fundacja Narodowego Dnia

Życia. Wśród zaproszonych gości byli m.in. red. Michał Szułdrzyński (Rzeczpospolita), dr Krzysztof

Mazur (Klub Jagielloński), dr Tomasz Terlikowski (Fronda), dr Piotr Dardziński (Centrum Myśli JPII),

Przemysław Wipler (Fundacja Republikańska) i dr Tomasz Sommer (Najwyższy Czas!).

IV Kongres Republikański

9 kwietnia 2011 r. odbył się czwarty z kolei Kongres

organizowany przez Fundację Republikańską.

Tematem przewodnim konferencji był „Raport o

stanie państwa”. Zaproszeni goście dyskutowali na

temat bezpieczeństwa Polski, jej administracji,

polityki europejskiej i wolności gospodarczej. Na

zakończenie przedstawiciele różnych sił

politycznych wzięli udział w debacie „Czy Polską da

się rządzić?”

V Kongres Republikański

Na V Kongresie Republikańskim staraliśmy przyjrzeć się bliżej przemianom naszego społeczeństwa,

podyskutować o jego konsekwencjach dla gospodarki, przemyśleć możliwe warianty polityki

prorodzinnej i migracyjnej państwa. W trakcie V Kongresu odbył się również premierowy pokaz filmu

„To nie jest kraj dla młodych ludzi” przygotowanego przez zespół Fundacji Republikańskiej. Wśród

zaproszonych gości byli zarówno eksperci CAFR (m.in. dr Rafał Wójcikowski, dr inż. arch. Michał

Domińczak, Paweł Gruza, mec. Michał Czarnik, Michał Krupa) jak i przedstawiciele innych środowisk

obywatelskich i naukowych : Paweł Dobrowolski (Forum Obywatelskiego Rozwoju), Cezary Mech (b.

wiceminister finansów), Stanisław Kluza (b. minister finansów), Dymitr Hirsch (Związek Dużych Rodzin

Trzy Plus), Marek Grabowski (Fundacja Mamy i Taty), Daniel Pawłowiec („Polityka Narodowa”).

VI Kongres Republikański

VI Kongres Republikański odbył się w Warszawie pod hasłem „W pułapce regulacji”. Wśród

prelegentów znaleźli się zarówno eksperci CAFR, jak i przedstawiciele innych środowisk: wybitni

eksperci, prawnicy, ekonomiści i działacze organizacji pozarządowych. Dyskutowano m.in. o

wyzwaniach związanych z deregulacją prawa w Polsce, prawem dotyczącym szkolnictwa oraz

otwarciu dostępu do zawodów zapowiedzianym przez Ministerstwo Sprawiedliwości.

Page 53: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

53

3. Spotkania Czwartkowe

Spotkania Czwartkowe to projekt, który przyjął formę

otwartych cotygodniowych spotkań tematycznych, przy

czym, w każdym tygodniu poruszamy tematy z innego

obszaru, dzięki czemu projekt jako całość skierowany

jest do bardzo szerokiego spektrum

odbiorców. Spotkania, co do zasady, mają formułę

seminariów, aby każdy zainteresowany miał okazję

zadać pytanie, bądź wziąć udział w dyskusji.

Naszymi gośćmi są najlepsi w swoich dziedzinach eksperci, co zapewnia wysoki poziom merytoryczny

oraz daje uczestnikom Spotkań niepowtarzalną okazję czerpania wiedzy u źródła. Zagadnienia

Spotkań Czwartkowych można podzielić na dotyczące:

historii i filozofii politycznej,

polityki wewnętrznej,

polityki międzynarodowej,

biznesu i gospodarki.

Spotkania mają formułę otwartą, co oznacza, że do

brania w nich udziału zapraszamy wszystkie

zainteresowane osoby.

Od października 2010 do lipca 2012

zorganizowaliśmy ponad 50 spotkania, z których

większość odbywała się w siedzibie Fundacji Republikańskiej:

Bolesław Piecha – Jak uregulować procedurę in vitro?

Krzysztof Fluder – Czy Polska może być potęgą gospodarczą?

Leszek Żebrowski – Idee, historia i tradycje „Żołnierzy Wyklętych”

Dariusz Zawadka – W jakim stanie jest polska armia?

red. Tadeusz Płużański – Promocja książki „Bestie”

mgr inż. Krzysztof Dąbkowski - Czy grozi nam cyberwojna?

Piotr Trudnowski - Zbiórka publiczna: jak państwo reglamentuje dobroczynność i blokuje

innowacje

mec. Jacek Bartosiak-Czy USA szykują się do wojny z ChRL?

Seweryn Szwarocki - Skąd wziął się kryzys w Europie?

prof. Krzysztof Żmijewski - Rewolucja w elektroenergetyce po 2015 roku

dr. Adam Szafrański - Spotkanie Czwartkowe: Prawo UE jako (nie)sprawny instrument w

służbie bezpieczeństwa energetycznego

dr Barbara Fedyszak-Radziejowska – Wieś i rolnictwo. Solidarne państwo w praktyce i

politycznych narracjach

Page 54: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

54

mec. dr Krzysztof Wąsowski - Zakaz stadionowy. Granice ochrony obywatelskich wolności i

praw

Przemysław Wipler - Jakiej polityki gospodarczej potrzebuje Polska?

mec. Bartosz Piechota - Zamówienia publiczne a dobro wspólne

Krzysztof Bosak - Czy polską edukację da się naprawić?

prof. Krystyna Pawłowicz - Mit wolności gospodarczej –

prof. Antoni Dudek - IPN po 10 latach

Radosław Pyffel - Polska - Chiny. Krajobraz

po A2

Mikołaj Barczentewicz - Walka o dostęp do

informacji publicznej

dr Stanisław Tyszka - III RP jako paser,

czyli krótka historia reprywatyzacji

Ryszard Terlecki - Czy Polska potrzebuje

polityki historycznej

Bronisław Wildstein - Czas niedokonany

Rafał Ziemkiewicz - "Zgred" - nowy "Żywot

człowieka poczciwego"?

Rafał Matyja - Państwowcy - niemile widziani w III RP?

Piotr Tutak - Dlaczego Polska nie posiada silnego rządu? Próba zmian w latach 2005-2007

Konrad Pecelerowicz - Historia i tradycja

polskiego ruchu korporacyjnego

Marcin Kamiński - Polska bez długu - czy to

możliwe?

Paweł Gruza - Rzecznik Praw Podatnika - czy

jest nam potrzebny?

Grzegorz Braun - Eugenika - w imię postępu?

red. Piotr Falkowski - Czy polska polityka

potrzebuje think - tanków?

Daniel S. Zbytek - Azja Południowa: tygiel

islamu i globalizacji

Wojciech Tomaszewski - Źródła potęgi cywilizacji chińskiej

Jerzy Polaczek: Infrastruktura w stanie chaosu

red. Bronisław Wildstein, Bartłomiej Radziejewski: O chorobie postpolityki

red. Piotr Nisztor, red. Krzysztof Galimski, autorzy książki "Kto naprawdę ich zabił" : Czego

nie wiemy o 10/04?

mec. Rafał Koniecek: Odszkodowania za niesłuszne zatrzymanie i aresztowanie. Czyli jak

państwo rozlicza się ze swoich błędów?

Paweł Gruza: Polski system podatkowy. Gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy?

dr Leszek Bosek: Dla kogo in vitro? przegląd projektów ustaw bioetycznych

Przemysław Wipler: O co walczymy? Plan działania na II rok funkcjonowania Fundacji

Republikańskiej

Mateusz Matyszkowicz: Ile obywatela w młodym Polaku?

Jacek Piecha: Deregulacja a proces stanowienia prawa

Page 55: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

55

4. Film „To nie jest kraj dla młodych ludzi”

„To nie jest kraj dla młodych ludzi” to film

dokumentalny, w którym opowiadamy o Polsce i

o tym co chcielibyśmy w niej zmienić. Film jest

dziełem Fundacji Republikańskiej, a bohaterami

są głównie twórcy i eksperci Fundacji. Nasz

pomysł polegał na nakręceniu dokumentu

dotyczącego tematyki politycznej, w którym

wprost i zupełnie serio powiemy o tym co

myślimy, co nam się nie podoba i jak

chcielibyśmy to zmienić. W Polsce takie filmy

właściwie nie powstają, dlatego naszą inicjatywę traktujemy nie tylko jako sposób na promocję

własnych idei i własnego środowiska, ale także na podniesienie poziomu debaty publicznej.

W filmie poruszamy szerokie spektrum tematów. Mówimy zarówno o polskich tradycjach politycznych i

problemie modernizacji, jak i o zagadnieniach szczegółowych, takich jak finanse publiczne w dobie

kryzysu, jakość prawa i sprawność sądów czy problemy demograficzne.

Film „To nie jest kraj dla młodych ludzi” był przygotowywany w sierpniu i kręcony we wrześniu 2011

roku. Producentem wykonawczym była firma Film Open Group. Film powstał bez żadnych

zewnętrznych dofinansowań, wyłącznie dzięki ofiarności darczyńców Fundacji Republikańskiej.

5. Szkoła Letnia Akademii Młodych

We wrześniu 2011 odbyła się pilotażowa Szkoła Letnia Akademii

Młodych. To projekt skierowany do osób w wieku 18-24 lata. W

ciągu 5 dni szkolenia w ośrodku w okolicach Warszawy

przygotowywaliśmy młodych liderów do prowadzenia grup

samokształcenia i formacji obywatelskiej w liceach i na

uniwersytetach w kolejnym roku akademickim. W trakcie Szkoły

odbywały się seminaria z zakresu filozofii polityki, ekonomii, prawa i

mediów. Zajęcia w trakcie Szkoły Letniej prowadzili eksperci

Fundacji Republikańskiej oraz zaproszeni goście, m.in.: prof. Antoni

Dudek, prof. Andrzej Zybertowicz, Mirosław Barszcz oraz Paweł

Dobrowolski. Szkoła została zrealizowana dzięki dotacji BZ WBK.

Obecnie prowadzone są prace nad scenariuszami lekcji Akademii Młodych nad materiałami

seminaryjnym dla absolwentów Szkoły.

Page 56: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

56

1. Dlaczego warto wspierać Fundację Republikańską?

Chcemy żyć w lepszej Polsce. W kraju, w którym życie ludzkie jest szanowane, małe i sprawne

państwo służy ogółowi obywateli, prawo jest pisane mądrze i egzekwowane roztropnie, podatki są

niskie i proste, biurokracji praktycznie nie ma, a wolność gospodarcza jest oczywistością.

By zrealizować te marzenia, musimy przełamać największą słabość polskiego życia publicznego –

brak dobrze zorganizowanych obywateli, gotowych do poświęcania się na rzecz dobra wspólnego.

Słabe partie polityczne, niskiej jakości media, niesprawne biurokratyczne państwo – to nie przyczyna,

ale skutek naszego braku zaangażowania w sprawy publiczne. Dlatego nasza odpowiedzialność

obywatelska nie może ograniczać się do udziału w wyborach.

Kształtowanie osób młodych chcących profesjonalnie angażować się w życie publiczne, patrzenie na

ręce władzy i mediom, wywieranie w interesie publicznym obywatelskiego nacisku na decydentów,

prowadzenie poważnego kwartalnika o polskiej polityce i gospodarce, przygotowanie projektów zmian

prawa – to działania, które wymagają poważnego zaplecza intelektualnego i logistycznego. To

działania, które nie będą możliwe, jeśli na rzecz dobra wspólnego nie nauczymy poświęcać naszego

czasu i pieniędzy.

Fundacja Republikańska prowadzi pracę formacyjną i edukacyjną z osobami młodymi chcącymi

angażować się w działalność publiczną, wydaje pismo „Rzeczy Wspólne”, patrzy władzy na ręce i

pracuje nad propozycjami zmian prawa w duchu zgodnym z naszymi wartościami. Publikujemy

raporty, analizy, komentarze, przygotowujemy projekty ustaw, organizujemy akcje społeczne,

konferencja i spotkania. Znakomita większość działań Fundacji jest prowadzona dzięki regularnym

wpłatom darczyńców i zaangażowaniu wielu osób, które poświęcają swój wolny czas na pracę.

Prosimy więc o rozważenie możliwości stałego wspierania naszych działań i wypełnienie „Deklaracji

Darczyńcy”.

Page 57: Komentarze i Analizy nr 5 (czerwiec - lipiec 2012)

57

2. Deklaracja Darczyńcy Fundacji Republikańskiej

Dalszy rozwój Fundacji zależy również od Ciebie, dlatego bardzo prosimy, byś został naszym Darczyńcą.

Potrzebujemy Twojego stałego wsparcia. Każda darowizna jest dla nas ważna, jednak aby sprawnie funkcjonować musimy planować nasze

działania z wyprzedzeniem. Zachęcamy do dokonywania (nawet niewielkich) regularnych wpłat

Jeżeli chcesz dołączyć do grona Darczyńców wypełnij poniższą deklarację i wyślij ją na adres Fundacji Republikańskiej w formie elektronicznej ([email protected]) lub papierowej

(Fundacja Republikańska, ul. Nowy Świat 41, Warszawa)

Przelewy tytułem „darowizna na cele statutowe” prosimy kierować na konto:

Fundacja Republikańska, Alior Bank: 84 2490 0005 0000 4520 9156 1754

a. Chcę wspierać Fundację Republikańską stałą comiesięczną kwotą (zakreśl odpowiednią

kwotę):

5 złotych

15 złotych

25 złotych

50 złotych

100 złotych

200 złotych

500 złotych

Inna kwotą: ________

b. Moimi darowiznami chcę wesprzeć (zakreśl odpowiedni projekt):

pokrycie stałych kosztów funkcjonowania Fundacji Republikańskiej

działalność ekspercką CAFR

wydawanie kwartalnika „Rzeczy Wspólne”

działalność edukacyjną – rozwój projektu Akademia Młodych

projekt „Kibice za bezpieczeństwem”

przygotowanie kontynuacji filmu dokumentalnego „To nie jest kraj dla młodych ludzi”

inne projekt: _______________________

c. Dane korespondencyjne:

Imię i nazwisko:

Adres:

Adres e-mail:

Telefon:

_____________________ Podpis