20
 10. Teorie. - Mog ę ci za da ć je szcze jedno py tanie? – poprosi ł a zamiast odpowiedzieć na moje żądanie. Byłem na skraju wytrzymałości, oczekując najgorszego. A jednak,  jak kuszące było przedłużanie tej chwili. Mieć Bellę przy sobie, wciąż mi pr zychyl ną , przez kilka sekund dł uż ej. Westchną ł em z powodu tego dylematu, a potem powiedziałem: - Jedno. - Wi ęc… - zawahał a si ę na chwil ę, jakby zastanawiał a si ę, które py ta nie wybra ć . – Powiedzia ł e ś, ż e wiedzia ł e ś , ż e nie wesz ł a m do księgarni i że poszłam na południe. Zastanawiałam się, skąd to wiesz. Wyjrzałem przez szybę. To było kolejne pytanie, które z jej strony nic nie zdradzało, a z mojej zbyt wiele. - My śla ł am, że wsz elkie wykr ęty są już za nami – powiedział a krytycznym i rozczarowanym tonem. Co za ironia. Ona bez przerwy si ę wykręcał a, nawet nie próbując tego robić. ż, chciał a, żebym był szczery. Poza tym, ta rozmowa i tak nie zmierzała w dobrym kierunku. - Niech ci będzie – powiedziałem. – Podążałem za twoim zapachem. Chciałem przyjrzeć się jej twarzy, ale bałem się tego, co mógłbym zobaczyć. Zamiast tego, słuchałem, jak jej oddech przyśpiesza, a potem się wyrównuje. Po chwili znów przemówiła, a jej głos był pewniejszy niż się spodziewałem. - Poza tym, nie odpowiedział eś na jedno z moich wcześniejszych pytań. Spojrzałem na nią, marszcząc brwi. Grała na zwłokę. - Które? - Jak to dział a? To czytanie myśli? – spytał a, powtarzając swoje py ta nie z restaura cj i. – Mo ż esz us ł y sze ć my ś li ka ż d eg o w ka ż d ym miejscu? Jak to robisz? Czy reszta twojej rodziny…? – ucichł a, znów czerwieniejąc. - To więcej niż jedno – powiedziałem. Tylko na mnie spojrzała, czekając na odpowiedź. I dlaczego miałbym jej nie udzielić? Większość i tak już zgadła, a ten temat był łatwiejszy do tego, który nadciągał. - Tylko ja to potrafię . I nie słyszę każdego bez względu na to, gdzie si ę znajduje. Muszę być dość blisko. Im bardziej znajomy jest czyjś „gł os”, tym dalej mogę go usł yszeć. Ale nadal, nie dalej ni ż kilka mil – próbował em wymyśli ć jaki ś sposób, by to opisać tak, żeby zrozumiał a. Jakąś anal og i ę, do kt ór ej mo gł aby si ę odnieść . – To troch ę jakbym znajdował się w wielkiej hali wypełnionej ludźmi, którzy mówią wszyscy naraz. To tylko gwar – szum głosów w tle. Dopóki na jednym z nich się nie skupię. Wtedy to, o czym ta osoba myśli, staje się jasne. Przez większość czasu wyciszam to – potrafi być bardzo rozpraszające. I jest mi ł atwiej

"Midnight Sun" - Rozdział 10

  • Upload
    wanda

  • View
    1.436

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 1/20

10. Teorie.

- Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie? – poprosiła zamiastodpowiedzieć na moje żądanie.

Byłem na skraju wytrzymałości, oczekując najgorszego. A jednak,

 jak kuszące było przedłużanie tej chwili. Mieć Bellę przy sobie, wciąż miprzychylną, przez kilka sekund dłużej. Westchnąłem z powodu tegodylematu, a potem powiedziałem:

- Jedno.- Więc… - zawahała się na chwilę, jakby zastanawiała się, które

pytanie wybrać. – Powiedziałeś, że wiedziałeś, że nie weszłam doksięgarni i że poszłam na południe. Zastanawiałam się, skąd to wiesz.

Wyjrzałem przez szybę. To było kolejne pytanie, które z jej stronynic nie zdradzało, a z mojej zbyt wiele.

- Myślałam, że wszelkie wykręty są już za nami – powiedziała

krytycznym i rozczarowanym tonem.Co za ironia. Ona bez przerwy się wykręcała, nawet nie próbując

tego robić.Cóż, chciała, żebym był szczery. Poza tym, ta rozmowa i tak nie

zmierzała w dobrym kierunku.- Niech ci będzie – powiedziałem. – Podążałem za twoim zapachem.Chciałem przyjrzeć się jej twarzy, ale bałem się tego, co mógłbym

zobaczyć. Zamiast tego, słuchałem, jak jej oddech przyśpiesza, a potemsię wyrównuje. Po chwili znów przemówiła, a jej głos był pewniejszy niżsię spodziewałem.

- Poza tym, nie odpowiedziałeś na jedno z moich wcześniejszychpytań.Spojrzałem na nią, marszcząc brwi. Grała na zwłokę.- Które?- Jak to działa? To czytanie myśli? – spytała, powtarzając swoje

pytanie z restauracji. – Możesz usłyszeć myśli każdego w każdymmiejscu? Jak to robisz? Czy reszta twojej rodziny…? – ucichła, znówczerwieniejąc.

- To więcej niż jedno – powiedziałem.Tylko na mnie spojrzała, czekając na odpowiedź.

I dlaczego miałbym jej nie udzielić? Większość i tak już zgadła, a tentemat był łatwiejszy do tego, który nadciągał.- Tylko ja to potrafię. I nie słyszę każdego bez względu na to, gdzie

się znajduje. Muszę być dość blisko. Im bardziej znajomy jest czyjś… „głos”, tym dalej mogę go usłyszeć. Ale nadal, nie dalej niż kilka mil –próbowałem wymyślić jakiś sposób, by to opisać tak, żeby zrozumiała.Jakąś analogię, do której mogłaby się odnieść. – To trochę jakbymznajdował się w wielkiej hali wypełnionej ludźmi, którzy mówią wszyscynaraz. To tylko gwar – szum głosów w tle. Dopóki na jednym z nich się nieskupię. Wtedy to, o czym ta osoba myśli, staje się jasne. Przez większość

czasu wyciszam to – potrafi być bardzo rozpraszające. I jest mi łatwiej

Page 2: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 2/20

zachowywać się normalnie – skrzywiłem się. – kiedy nie odpowiadamprzypadkowo na czyjeś myśli zamiast słów tej osoby.

- Jak sądzisz, dlaczego mnie nie słyszysz? – spytała.Dałem jej kolejną prawdę i jeszcze jedną analogię.- Nie mam pojęcia – przyznałem. – Zgaduję, że może twój umysł nie

działa tak jak umysły wszystkich innych. Tak jakby twoje myśli nadawanebyły na częstotliwości AM, a ja odbieram tylko FM.

Zdałem sobie sprawę, że ta analogia jej się nie podoba. Oczekiwaniena jej reakcję sprawiło, że się uśmiechnąłem. Nie zawiodła mnie.

- Mój umysł nie działa prawidłowo? – spytała głosem uniesionym zrozgoryczenia. – Jestem nienormalna?

Och, znów ta ironia.- To ja tu słyszę głosy, a ty uważasz, że ty  jesteś nienormalna –

zaśmiałem się. Rozumiała wszystkie te niewielkie rzeczy, a jednak te dużepojmowała opacznie. Zawsze złe instynkty…

Bella przygryzała wargę, zmarszczka pomiędzy jej oczami byłagłęboka.

- Nie martw się – powiedziałem. – To tylko teoria…Wciąż mieliśmy jednak ważniejszą teorię do przedyskutowania.

Chciałem, żeby to było już za mną. Z każdą mijającą sekundą corazbardziej i bardziej czułem się tak, jakby to był pożyczony czas.

- Co prowadzi nas z powrotem do ciebie – powiedziałem, podzielonyna dwoje – jedna część mnie pragnęła się dowiedzieć, druga była temuniechętna.

Westchnęła, wciąż przygryzając wargę – martwiłem się, że zrobi

sobie krzywdę. Spojrzała w moje oczy, jej twarz była zaniepokojona.- Czy wszystkie wykręty nie są już za nami? – spytałem cicho.Opuściła wzrok, walcząc z jakimś wewnętrznym dylematem. Nagle

zesztywniała i wytrzeszczyła oczy. Pierwszy raz po jej twarzy przemknąłstrach.

- Cholera! – sapnęła.Zacząłem panikować. Co zobaczyła? Jak ją przeraziłem?- Zwolnij! – krzyknęła.- O co chodzi? – nie rozumiałem, skąd brało się jej przerażenie.- Jedziesz sto mil1 na godzinę! – wrzasnęła. Zerknęła za okno i

wzdrygnęła się na widok tego, jak szybko mijaliśmy drzewa.Taka niewielka rzecz, ociupinka prędkości, a sprawiła, że wrzeszczyze strachu?

Przewróciłem oczami.- Wyluzuj, Bello.- Próbujesz nas zabić? – spytała natarczywie wysokim i cienkim

głosem.- Nie roztrzaskamy się – obiecałem jej.Wzięła haust powietrza, a potem powiedziała trochę spokojniejszym

tonem:

1 1 mila angielska = 1609,344 metry (za Wikipedią)100 mil = ok. 160 km/h

Page 3: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 3/20

- Dokąd ci się tak śpieszy?- Zawsze tak jeżdżę.Spojrzałem jej w oczy, rozbawiony jej zaszokowanym wyrazem

twarzy.- Patrz na drogę! – krzyknęła.

- Nigdy nie miałem wypadku, Bello, nigdy nawet nie dostałemmandatu – uśmiechnąłem się do niej i dotknąłem swojego czoła. Tosprawiło, że sytuacja stała się jeszcze bardziej komiczna – ta absurdalnamożliwość żartowania z czegoś tak dziwnego i tajemniczego. – Mamwbudowany wykrywacz radarów.

- Bardzo zabawne – powiedziała sarkastycznie, w jej głosie byłowięcej strachu niż gniewu. – Charlie jest gliniarzem, pamiętasz? Zostałamwychowana w poszanowaniu kodeksu drogowego. Poza tym, jeślizawiniesz Volvo w precel dookoła pnia drzewa, prawdopodobnie wyjdzieszz tego bez szwanku.

- Prawdopodobnie – powtórzyłem i zaśmiałem się bez humoru. Tak,skutki wypadku samochodowego byłyby dla każdego z nas odrobinę inne.Miała prawo się bać, mimo moich zdolności do prowadzenia auta… - Ale tynie.

Z westchnieniem, pozwoliłem samochodowi zredukować prędkość,tak że prawie pełzaliśmy.

- Zadowolona?Spojrzała na prędkościomierz.- Prawie.Nadal było dla niej zbyt szybko?

- Nienawidzę wolno jeździć – mruknąłem, ale pozwoliłem wskazówceopaść kolejną kreskę.- To jest wolno? – spytała.- Dość komentarzy na temat stylu mojej jazdy – powiedziałem

niecierpliwie. Jak wiele razy unikała moich pytań? Trzy? Cztery? Czy jejspekulacje były aż takie okropne? Musiałem się dowiedzieć – natychmiast.– Wciąż czekam na twoją najnowsza teorię.

Znów przygryzła wargę, na jej twarzy pojawił się smutek, niemalból.

Opanowałem swoją niecierpliwość i zmieniłem głos na delikatniejszy.

Nie chciałem, żeby się martwiła.- Nie będę się śmiał – obiecałem, pragnąc, by tylko z winyzakłopotania nie chciała mówić.

- Bardziej się boję, że będziesz na mnie zły – szepnęła.Zmusiłem się, by zachować niewzruszony ton.- Jest tak źle?- Tak, chyba tak.Spuściła oczy, nie chcąc spotkać mojego wzroku. Mijały sekundy.- Dawaj – zachęciłem ją.- Nie wiem, od czego zacząć - jej głos był cichy.

- Dlaczego nie zaczniesz od początku? – przypomniałem sobie jejsłowa sprzed kolacji. – Mówiłaś, że nie wpadłaś na to sama.

Page 4: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 4/20

- To prawda – zgodziła się i znów zamilkła.Pomyślałem o rzeczach, które mogły ją zainspirować.- Co cię natchnęło? Książka? Film?Mogłem przejrzeć jej biblioteczkę, kiedy nie było jej w domu. Nie

miałem pojęcia, czy miała Brama Stokera albo Anne Rice wśród swoich

wymiętoszonych książek…- Nie – odparła. – To było w sobotę na plaży.Nie oczekiwałem czegoś takiego. Miejscowe plotki na nasz temat

nigdy nie zabłąkały się w jakąś niespotykaną stronę ani nie stały siębliskie prawdy. Czy istniała jakaś nowa plotka, którą przegapiłem? Bellauniosła wzrok znad swoich dłoni i zobaczyła zaskoczenie malujące się namojej twarzy.

- Spotkałam starego przyjaciela rodziny, Jacoba Blacka – mówiładalej. – Jego tata i Charlie przyjaźnią się od kiedy byłam dzieckiem.

Jacob Black – nazwisko nie było mi znajome, a jednak coś mi

przypominało… jakiś czas temu…. Wyjrzałem przez szybę, przeczesującwspomnienia, by odnaleźć powiązanie.

- Jego tata jest w starszyźnie Quiletów – powiedziała.Jacob Black. Ephraim Black . Bez wątpienia był jego potomkiem.Było tak źle, jak tylko mogło być.Znała prawdę.Mój umysł szybował wśród możliwych implikacji tego wydarzenia,

kiedy samochód mijał kolejne ciemne zakręty. Moje ciało było sztywne zudręki – siedziałem bez ruchu z wyjątkiem niewielkich automatycznychreakcji, które były konieczne, by prowadzić auto.

Znała prawdę.Ale… skoro poznała ją już w sobotę… w takim razie wiedziała owszystkim przez cały wieczór… a jednak…

- Poszliśmy na spacer – mówiła dalej. – A on opowiadał mi starelegendy. Myślę, że chciał mnie przestraszyć. Jedna była o…

Umilkła, ale teraz nie musiała już odczuwać skrupułów – wiedziała,co chciała powiedzieć. Jedyną tajemnicą, która została do rozwiązania,była ta, dlaczego siedzi tu teraz ze mną.

- Mów dalej – powiedziałem.- O wampirach – odetchnęła, jej głos był cichszy od szeptu.

Jakimś sposobem to, że wypowiedziała to słowo na głos, było gorszeod wiedzy o tym, że zna prawdę. Wzdrygnąłem się na ten dźwięk, a potemz powrotem zacząłem się kontrolować.

- I natychmiast o mnie pomyślałaś? – spytałem.- Nie. On… wspomniał o twojej rodzinie.Co za ironia, że własny potomek Ephraima, który tak postulował za

paktem, sam złamał jego warunki. Wnuk, może nawet prawnuk. Ile to latminęło? Siedemdziesiąt?

Powinienem był zadawać sobie sprawę, że to nie starzy ludzie,którzy wierzą w legendy, stanowią zagrożenie. Oczywiście, że to w

młodszej generacji – tych, którzy zostali ostrzeżeni, ale uważają stareprzesądy za śmieszne – leży groźba ujawnienia prawdy.

Page 5: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 5/20

Jak przypuszczałem, to oznaczało, że mogłem bez problemudokonać rzezi małego bezbronnego plemienia żyjącego na wybrzeżu, doktórej tak się przywiązałem. Ephraim i reszta obrońców była już dawnomartwa…

- Myślał, że to tylko głupi przesąd – powiedziała nagle Bella, w jej

głosie pobrzmiewało nowe zmartwienie. – Nie sądził, że uznam to zaprawdę.

Kątem oka zobaczyłem, jak wykręca sobie nerwowo palce.- To moja wina – powiedziała po krótkiej przerwie, a potem zwiesiła

głowę, jakby jej było wstyd. – Zmusiłam go, żeby mi powiedział.- Dlaczego? – teraz nie było mi już tak trudno utrzymać spokojny

ton. Najgorsze było już za nami. Dopóki omawialiśmy szczegóły tejrewelacji, nie musieliśmy rozmawiać o jej konsekwencjach.

- Lauren powiedziała coś o tobie. Chciała mnie sprowokować –skrzywiła się na to wspomnienie. Trochę się rozproszyłem, zastanawiając

się, jak ktoś mógł sprowokować Bellę mówiąc o mnie… - Wtedy jakiśstarszy chłopak z plemienia powiedział, że twoja rodzina nie bywa wrezerwacie, ale brzmiało to tak, jakby miał co innego na myśli. Więcodciągnęłam Jacoba na bok i wyciągnęłam to z niego.

Pochyliła głowę jeszcze niżej, kiedy się do tego przyznała, a na jejtwarzy malowało się… poczucie winy.

Odwróciłem od niej wzrok i zaśmiałem się. Ona czuła się winna? Comogłaby zrobić, żeby zasłużyć na jakąkolwiek naganę?

- Jak to zrobiłaś? – spytałem.- Spróbowałam z nim flirtować. Podziałało lepiej niż myślałam –

wyjaśniła, a jej głos stał się niedowierzający na wspomnienie tegosukcesu.Mogłem sobie tylko wyobrażać – mając w pamięci pociąg, jaki

zdawali się do niej odczuwać wszyscy samcy, a którego ona byłacałkowicie nieświadoma – jak obezwładniająca była, kiedy starała się byćatrakcyjna. Nagle zrobiło mi szkoda tego niczego nie podejrzewającegochłopca, który padł ofiarą takiej potężnej siły.

- Chciałbym to zobaczyć – powiedziałem, a potem znów zaśmiałemsię z czarnego humoru. Chciałbym usłyszeć reakcję chłopca, byćświadkiem zniszczeń, jakie posiała. – I ty oskarżasz mnie o mącenie

ludziom w głowach! Biedny Jacob Black.Nie byłem tak zły na przyczynę mojej demaskacji, jak spodziewałemsię, że będę. Nie miał wystarczającej wiedzy, żeby nie ujawnić prawdy. I jak mogłem oczekiwać, że ktokolwiek odmówi tej dziewczynie tego, czegochciała? Tak, czułem tylko współczucie dla spustoszenia, jakie posiała w jego dotąd spokojnej duszy.

Poczułem, jak jej rumieniec ogrzewa powietrze między nami.Spojrzałem na nią, ale ona wyglądała przez okno. Nie mówiła nic więcej.

- Co wtedy zrobiłaś? – zachęciłem ją. Czas wrócić do opowieści oduchach.

- Szukałam informacji w Internecie.Zawsze praktyczna.

Page 6: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 6/20

- I to cię przekonało?- Nie – odparła. – Nic nie pasowało. Większość z tego to głupoty. A

potem… - znów przerwała, a ja usłyszałem, jak zaciska zęby.- Potem co? – spytałem natarczywie. Co znalazła? Co sprawiło, że

zrozumiała, że stała się częścią koszmaru?

Po krótkiej chwili szepnęła:- Stwierdziłam, że to nie ma znaczenia.Szok zmroził na pół sekundy mój umysł, a potem elementy

układanki wskoczyły na swoje miejsce. To dlatego odesłała swojeprzyjaciółki dziś wieczorem, zamiast z nimi czmychnąć. Dlatego wsiadła zemną do samochodu, zamiast uciekać, wołając na pomoc policję…

Jej reakcje zawsze byłe nieodpowiednie, całkowicie nieodpowiednie.Przyciągała do siebie niebezpieczeństwa. Zapraszała je.

- To nie ma znaczenia? – powiedziałem przez zęby. Gromadził się wemnie gniew. Jak miałem chronić kogoś tak… tak… tak uparcie starającego

się pozostać niechronionym?- Nie ma – powiedziała cicho, jej głos był niewytłumaczalnie czuły. –

Nie ma dla mnie znaczenia, kim jesteś.Była niemożliwa.- Nie obchodzi cię, że jestem potworem? Że nie jestem człowiekiem?- Nie.Zacząłem się zastanawiać, czy była w pełni normalna.Mógłbym się postarać, by otrzymała najlepsza możliwą opiekę…

Carlisle miał znajomości, by zapewnić jej najbardziej utalentowanychlekarzy i najzdolniejszych terapeutów. Może coś da się zrobić, by naprawić

to coś, co jest z nią nie tak, cokolwiek, co sprawia, że chętnie siedzi obokwampira, a jej serce bije spokojnie i równo. Oczywiście, będę kontrolował,w jakich warunkach mieszka i odwiedzał ją tak często, jak tylko będzie miwolno…

- Jesteś zły – westchnęła. – Nie powinnam była nic mówić.Jakby ukrywanie jej złych skłonności mogło pomóc któremukolwiek z

nas!- Nieprawda. Wolę wiedzieć, co myślisz – nawet jeśli to, co myślisz

to jakieś wariactwo.- A więc znów się mylę? – spytała trochę wojowniczo.

- Nie o tym mówię! – znów zacisnąłem zęby. – „To nie maznaczenia”! – powtórzyłem zjadliwym tonem.Sapnęła.- Mam rację?- Czy to ma znaczenie? – odparowałem.Wzięła głęboki oddech. Czekałem gniewnie na odpowiedź.- Raczej nie – odparła, jej głos znów był spokojny. – Ale  jestem

ciekawa.Raczej nie. To nie ma znaczenia. Nie obchodzi ją to. Wiedziała, że

nie jestem człowiekiem, że jestem potworem i to nie miało dla niej

znaczenia.

Page 7: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 7/20

Obok moich obaw o jej zdrowie psychiczne, zacząłem odczuwać teżrosnącą nadzieję. Spróbowałem ją zdusić.

- Co cię interesuje? – spytałem. Nie zostały nam już żadnetajemnice, tylko jakieś niewielkie szczegóły.

- Ile masz lat? – spytała.

Moja odpowiedź była automatyczna, miałem ją dobrze wpojoną:- Siedemnaście.- A jak długo masz siedemnaście lat?Starałem się nie uśmiechnąć na jej protekcjonalny ton.- Jakiś czas – przyznałem.- Okej – odparła, jej głos stał się nagle entuzjastyczny. Uśmiechnęła

się do mnie, unosząc wzrok. Kiedy oddałem jej spojrzenie, znówniepokojąc się o jej zdrowie psychiczne, jej uśmiech się powiększył.Skrzywiłem się.

- Nie śmiej się – ostrzegła. – Ale jak to się dzieje, że możesz

wychodzić w ciągu dnia?Zaśmiałem się, mimo jej prośby. Jej poszukiwania, jak widać, nie

przyniosły jej nic niezwykłego.- To mit – odparłem.- Słońce cię nie spala?- Mit.- Śpisz w trumnie?- Mit.Sen przez tak długi czas nie był częścią mojego życia – do czasu

kilku poprzednich nocy, kiedy obserwowałem, jak Bella śni…

- Ja nie śpię – mruknąłem, pełniej odpowiadając na jej pytanie.Przez chwilę nic nie mówiła.- W ogóle?- Nigdy – szepnąłem.Wpatrywałem się w jej oczy, szeroko otwarte pod wachlarzami rzęs,

i zapragnąłem spać. Nie, żeby oddać się zapomnieniu, nie żeby uciecnudzie tak jak wcześniej, ale dlatego, że chciałem śnić . Może, gdybymmógł zapadać w ten nieświadomy stan, gdybym mógł śnić, mógłbym przezkilka godzin żyć w świecie, w którym ona i ja moglibyśmy być razem. Onaśniła o mnie. Ja chciałem śnić o niej.

Oddała mi spojrzenie, na jej twarzy malowała się ciekawość.Musiałem odwrócić wzrok.Nie mogłem o niej śnić. Ona nie powinna śnić o mnie.- Nie zadałaś mi jeszcze najważniejszego pytania – powiedziałem.

Moje serce było jeszcze zimniejsze i twardsze niż wcześniej. Musiałem ją zmusić, żeby zrozumiała. Musi zdać sobie sprawę, co teraz wyprawia.Muszę sprawić, że zrozumie, że to ma znaczenie – większe niż wszystkieinne względy. Względy takie jak fakt, że ją kocham.

- Jakiego? – spytała zaskoczona i nieświadoma.To tylko sprawiło, że mój głos stał się twardszy.

- Nie martwi cię moja dieta?

Page 8: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 8/20

- A, to – powiedziała cichym tonem, którego nie mogłemzinterpretować.

- Tak, to. Nie chcesz wiedzieć, czy żywię się krwią?Zadrżała na to pytanie. Wreszcie. Zaczynała rozumieć.- No cóż, Jacob mówił coś o tym – odparła.

- Co powiedział ci Jacob?- Że nie… polujecie na ludzi. Że wasza rodzina nie jest

niebezpieczna, bo polujecie tylko na zwierzęta.- Powiedział, że nie jesteśmy niebezpieczni? – powtórzyłem

cynicznym tonem.- Nie do końca – wyjaśniła. – Powiedział, że nie  powinniście być

niebezpieczni. Ale Quileci tak na wszelki wypadek nie chcą was na swojejziemi.

Wpatrywałem się w drogę. Moje myśli były beznadziejnie poplątane,a moje gardło nawiedził znajomy ostry głód.

- A więc… miał rację? – spytała tak spokojnie, jakby czekała napotwierdzenie prognozy pogody. – Że nie polujecie na ludzi?

- Quileci mają długą pamięć.Pokiwała do siebie głową, myśląc intensywnie.- Nie pozwól, żeby wypełniło cię samozadowolenie z tego powodu –

powiedziałem szybko. – Mają rację, że trzymają się od nas z daleka. Nadal jesteśmy niebezpieczni.

- Nie rozumiem.Oczywiście, że nie. Jak sprawić, żeby zrozumiała?- Staramy się – powiedziałem. – Zwykle jesteśmy bardzo dobrzy w

tym, co robimy. Czasami jednak popełniamy błędy. Jak na przykład jateraz, pozwalając sobie na bycie z tobą sam na sam.Jej zapach nadal stanowił poważną siłę w samochodzie.

Przyzwyczajałem się do niego coraz bardziej, mogłem go niemalignorować, ale nie mogłem zaprzeczyć, że moje ciało wciąż się do niejwyrywa z niewłaściwego powodu. Moje usta wypełniał jad.

- To błąd? – spytała, a w jej głosie pojawił się smutek. Rozbroiłomnie to. Chciała ze mną być – mimo wszystko chciała ze mną być.

Nadzieja znów we mnie rosła, ale ją stłamsiłem.- Bardzo niebezpieczny – powiedziałem szczerze, żałując, że prawda

nie może przestać się liczyć.Przez chwilę nie odpowiadała. Usłyszałem, że zmienił się jej oddech– zatrzymał się na chwilę w dziwny sposób, nie brzmiało to jak strach.

- Powiedz mi coś więcej – powiedziała nagle, jej głos byłzniekształcony cierpieniem.

Przyjrzałem się jej uważnie.Cierpiała. Jak mogłem na to pozwolić?- Co chciałabyś jeszcze wiedzieć? – spytałem, starając się wymyślić

  jakiś sposób, by oszczędzić jej cierpienia. Nie powinna cierpieć. Niemogłem na to pozwolić.

- Powiedz, dlaczego polujecie na zwierzęta zamiast ludzi –powiedziała, wciąż tym samym tonem.

Page 9: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 9/20

Czy to nie było oczywiste? A może to też nie miało dla niejznaczenia.

- Nie chcę być potworem – mruknąłem.- Ale zwierzęta nie wystarczają?Szukałem kolejnej analogii, czegoś, co ułatwi jej zrozumienie.

- Nie mam pewności, ale porównałbym to do życia na tofu i mlekusojowym. Nazywamy siebie wegetarianami, to taki nasz żart. Niezaspokaja to w pełni głodu – czy raczej pragnienia. Ale pozwala nam sięopierać. Przez większość czasu – mój głos stał się cichszy. Było mi wstyd,że pozwoliłem jej znaleźć się w takim niebezpieczeństwie. I wciąż na topozwalałem… - Czasami jest nam trudniej niż zwykle.

- Czy teraz jest ci bardzo trudno?Westchnąłem. Oczywiście, że zada pytanie, na które nie będę chciał

odpowiedzieć.- Tak – przyznałem.

Tym razem prawidłowo przewidziałem reakcję jej organizmu: jejoddech wciąż był równy, tak samo jak rytm serca. Oczekiwałem tego, alenie mogłem pojąć. Jak mogła się nie bać?

- Ale teraz nie jesteś głodny – powiedziała całkowicie pewna swojejracji.

- Dlaczego tak uważasz?- Twoje oczy – powiedziała. Jej ton był lekki – Mówiłam ci, że mam

teorię. Zauważyłam, że ludzie, a mężczyźni w szczególności – są bardziejzrzędliwi, gdy są głodni.

Zachichotałem na tę jej definicję: zrzędliwi. To było

niedopowiedzenie. Ale jak zwykle miała całkowitą rację.- Jesteś spostrzegawcza, prawda? – znów się zaśmiałem.Uśmiechnęła się troszkę, a pomiędzy jej brwiami znów pojawiła się

zmarszczka, jakby się na czymś koncentrowała.- Polowałeś w ten weekend z Emmettem, prawda? – spytała, gdy

skończyłem się śmiać. Jej zwyczajny ton był i fascynujący, i frustrujący.Czy naprawdę mogła z marszu zaakceptować tak wiele? Byłem bliższyszoku niż ona.

- Tak – odpowiedziałem. Miałem zamiar na tym skoczyć, alepoczułem tę samą potrzebę, co w restauracji: chciałem, żeby mnie

poznała. – Nie chciałem wyjeżdżać – kontynuowałem wolno. – ale to byłokonieczne. Jest mi trochę łatwiej przebywać z tobą, kiedy nie jestemgłodny.

- Dlaczego nie chciałeś wyjeżdżać?Wziąłem głęboki wdech i odwróciłem się, by spojrzeć jej w oczy. Ten

rodzaj szczerości był trudny z zupełnie innego powodu.- Ja… niepokoję się – stwierdziłem, że to słowo wystarczy, mimo że

nie było dość silne. – kiedy jestem od ciebie daleko. Nie żartowałem, kiedyw czwartek prosiłem, żebyś spróbowała nie wpaść do oceanu albo nie dałasię przejechać. Cały weekend nie mogłem się skupić, bo się o ciebie

martwiłem. A po tym, co się dzisiaj zdarzyło, jestem zaskoczony, że

Page 10: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 10/20

weekend minął ci bez żadnego zadrapania – przypomniały mi się strupy na jej dłoniach. – No, może nie bez żadnego – poprawiłem się.

- Słucham?- Twoje dłonie – przypomniałem jej.Westchnęła i skrzywiła się.

- Przewróciłam się.A więc dobrze zgadłem.- Tak właśnie myślałem – powiedziałem. Nie byłem w stanie ukryć

uśmiechu. – Przypuszczam, że, w twoim wypadku, mogło być gorzej – i tamożliwość dręczyła mnie cały ten czas, gdy mnie nie było. To były bardzodługie trzy dni. Naprawdę wkurzałem Emmetta – szczerze mówiąc, niepowinienem był użyć czasu przeszłego. Prawdopodobnie wciąż irytowałemEmmetta i całą resztę mojej rodziny. Z wyjątkiem Alice…

- Trzy dni? – spytała. Jej głos nagle stał się ostry. – To nie wróciłeśdopiero dzisiaj?

Nie zrozumiałem tej ostrości w jej głosie.- Nie, wróciliśmy w niedzielę.- To dlaczego nie byliście w szkole? – spytała natarczywie. Jej

irytacja mnie zaskoczyła. Wyglądało na to, że nie zdaje sobie sprawy, żeto pytanie ma związek z mitologią.

- No cóż, spytałaś, czy słońce mnie rani i tak nie jest –powiedziałem. – Ale nie mogę wychodzić na słońce, nie jeśli ktoś mógłbymnie zobaczyć.

To odwróciło jej uwagę od tej niezrozumiałej irytacji.- Dlaczego? – spytała, pochylając głowę na bok.

Wątpiłem, że tym razem uda mi się wymyślić właściwą analogię.Więc powiedziałem tylko:- Kiedyś ci pokażę.I zacząłem się zastanawiać, czy skończy się tak, że i tę obietnicę

złamię. Czy po dzisiejszym wieczorze znów ją zobaczę? Czy kochałem ją wystarczająco, by znieść opuszczenie jej?

- Mogłeś do mnie zadzwonić – powiedziała.Co za dziwny wniosek.- Przecież wiedziałem, że jesteś bezpieczna.- Ale  ja nie wiedziałam, gdzie ty  jesteś. Ja… - przerwała nagle i

spojrzała na swoje dłonie.- Tak?- Nie podobało mi się to – powiedziała nieśmiało, a skóra na jej

policzkach zaczerwieniła się. – Że cię nie widuję. Też się niepokoiłam.Czy teraz jesteś zadowolony? - spytałem natarczywie samego siebie.

Oto moja nagroda za posiadanie nadziei.Byłem zdumiony, rozradowany, przerażony – głównie przerażony –

gdy zdałem sobie sprawę, że wszystkie moje najdziksze wyobrażenia niesą aż tak dalekie od prawdy. To dlatego nie miało dla niej znaczenia to, że jestem potworem. Z tego samego powodu, dla którego dla mnie przestały

się liczyć zasady, dobro i zło nie były już istotne, a na liście moich

Page 11: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 11/20

priorytetów wszystkie pozycje spadły o jedno miejsce w dół, by zrobić naszczycie miejsce dla tej dziewczyny.

Bella też coś do mnie czuła.Zdawałem sobie sprawę, że to nic w porównaniu z tym, jak ja ją 

kochałem. Ale to wystarczało, by ryzykowała swoje życie, siedząc tutaj ze

mną. By robiła to tak chętnie.Wystarczyłoby też, by sprawić jej ból, gdybym zrobił właściwą rzecz

i wyjechał.Czy istniało cokolwiek, co mógłbym teraz zrobić, by nie sprawić jej

bólu? Cokolwiek?Powinienem był trzymać się z daleka. Nie powinienem nigdy wracać

do Forks. Nie dam jej nic oprócz bólu.Czy to powstrzyma mnie od zostania? Od pogarszania tego?To, jak się teraz czułem, kiedy odczuwałem jej ciepło na mojej

skórze…

Nie. Nic mnie nie powstrzyma.- Ach – jęknąłem do siebie. – To niedobrze.- Co takiego powiedziałam? – spytała szybko, gotowa wziąć winę na

siebie.- Nie rozumiesz, Bello? To jedna sprawa, że unieszczęśliwiam ciebie,

ale całkowicie inna, że ty się tak zaangażowałaś. Nie chcę słyszeć, żeczujesz coś takiego – To była prawda, a jednocześnie kłamstwo.Najbardziej samolubna część mojej osobowości była uradowana, że onapragnie mnie tak samo, jak ja jej. – To niewłaściwe. Niebezpieczne.Jestem niebezpieczny, Bello. Proszę, zrozum to.

- Nie – nadąsana wydęła wargi.- Mówię poważnie – tak bardzo ze sobą walczyłem – połowa mniechciała, by to zaakceptowała, druga połowa pragnęła, by zignorowałamoje ostrzeżenia – że te słowa zabrzmiały jak warknięcie.

- Ja też – naciskała. – Już ci mówiłam, że to nie ma dla mnieznaczenia. Już za późno.

Za późno? Świat stał się posępnie czarno-biały na jedną niekończącą się sekundę, w której przyglądałem się cieniom wyciągającym się poskąpanym w słońcu trawniku w stronę śpiącej Belli w moim wspomnieniu.Nieuchronnie, nie do zatrzymania. Kradły kolor jej skóry i topiły w

ciemności.Za późno? Wizja Alice zawirowała w mojej głowie, czerwone od krwioczy Belli wpatrywały się we mnie obojętnie. Były bez wyrazu – ale niebyło mowy, że mogłaby mnie nie nienawidzić za przyszłość, która jejzgotowałem, za to, że okradłem ją z wszystkiego. Okradłem z życia iduszy.

Nie mogło być za późno.- Nigdy tak nie mów – syknąłem.Wyjrzała przez szybę, znów przygryzając wargę. Jej dłonie

zaciśnięte w pieści spoczywały na jej podołku. Jej oddech się załamał.

- O czym myślisz? – musiałem się dowiedzieć.

Page 12: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 12/20

Potrząsnęła głową, nie patrząc w moją stronę. Zobaczyłem coślśniącego, niczym kryształ, na jej policzku.

Ból.- Płaczesz? – przeze mnie płakała. Tak bardzo ją zraniłem.Wytarła łzy zewnętrzną stroną dłoni.

- Nie – skłamała łamiącym się głosem.Jakiś dawno pochowany instynkt nakazał mi wyciągnąć w jej stronę

dłoń – w tej chwili czułem się bardziej człowiekiem niż kiedykolwiekwcześniej. A potem przypomniałem sobie, że… nim nie jestem. Opuściłemrękę.

- Przykro mi – powiedziałem z zaciśniętymi zębami. Czy będę wstanie kiedykolwiek powiedzieć jej, jak bardzo było mi przykro? Chciałemprzeprosić za wszystkie głupie błędy, które popełniłem. Za mojeniekończące się samolubstwo. Za to, iż miała takiego pecha, żezainspirowała moją pierwszą tragiczną miłość. Także za to, co było poza

moją kontrolą – za to, że byłem potworem, którego jej los wybrał jakopierwszego, by zakończyć jej życie.

Wziąłem głęboki wdech – ignorując moją nieszczęsną reakcję nazapach unoszący się w samochodzie – i starałem się pozbierać.

Chciałem zmienić temat, pomyśleć o czymś innym. Na szczęściemoja ciekawość dotycząca dziewczyny byłą nienasycona. Zawsze miałem jakieś pytanie.

- Powiedz mi coś – poprosiłem.- Tak? – spytała ochryple, w jej głosie nadal słychać było łzy.- O czym myślałaś, zanim wyjechałem zza rogu? Nie mogłem pojąć

wyrazu twojej twarzy – nie wyglądałaś na przestraszoną, raczej jakbyś sięna czymś mocno skupiała – przypomniałem sobie jej twarz – zmuszającsię, by zapomnieć czyimi oczyma patrzyłem – i malujący się na niej wyrazdeterminacji.

- Próbowałam sobie przypomnieć, jak obezwładnić napastnika –powiedziała już spokojniejszym tonem. – No wiesz, samoobrona. Miałamzamiar wbić mu nos w mózg – spokój zniknął z jej głosu pod koniec tejwypowiedzi. Jej ton zmieniał się, aż przy ostatnim zdaniu nie zawrzałnienawiścią. To nie była hiperbola, a jej wściekłość kociaka nie była jużzabawna. Mogłem sobie wyobrazić jak jej wątłe ciało – tylko jedwab

okrywający szkło – przysłaniają muskularne ludzkie potwory z ogromnymipięściami, które by ją skrzywdziły. Wściekłość znów zawrzała z tyłu mojejgłowy.

- Miałaś zamiar z nimi walczyć? – chciałem jęknąć. Jej instynkty byłyśmiertelne – dla niej. – Nie myślałaś o ucieczce?

- Często się przewracam, kiedy biegam – przyznała zzażenowaniem.

- A wołanie o pomoc?- Zabierałam się do tego.Pokręciłem głową niedowierzająco. Jak udało jej się przeżyć, zanim

przyjechała do Forks?

Page 13: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 13/20

- Masz rację – powiedziałem, w moim głosie pobrzmiewała gorycz. –Zdecydowanie walczę z przeznaczeniem, starając się utrzymać cię przyżyciu.

Westchnęła i wyjrzała przez okno. Potem spojrzała z powrotem namnie.

- Zobaczę cię jutro? – nagle spytała natarczywie.Skoro już i tak byłem na drodze do piekła - równie dobrze mogłem

się cieszyć podróżą.- Tak. Ja też muszę oddać wypracowanie – uśmiechnąłem się do

niej. Poczułem się dobrze, robiąc to. – Zajmę ci miejsce na lunchu.Jej serce zatrzepotało. Moje martwe serce nagle stało się cieplejsze.Zatrzymałem samochód przed domem jej ojca. Nie uczyniła żadnego

ruchu, by mnie opuścić.- Obiecujesz , że będziesz jutro? – spytała natarczywie.- Obiecuję.

Jak robienie rzeczy niewłaściwej mogło dawać mi tak wieleszczęścia? Z pewnością było z tym coś nie tak.

Usatysfakcjonowana pokiwała do siebie głową i zaczęła zdejmowaćmoją kurtkę.

- Możesz ją zatrzymać – zapewniłem ją szybko. Wolałbym zostawić jej coś mojego. Symbol, jak zakrętka od butelki, która była teraz w mojejkieszeni… - Jutro nie będziesz miała kurtki.

Podała mi ją, uśmiechając się smutno.- Nie chcę tłumaczyć się przed Charlie’m.Wyobrażałem sobie, dlaczego nie chce. Uśmiechnąłem się do niej.

- No dobrze.Położyła rękę na klamce i się zatrzymała. Nie chciała odchodzić, taksamo jak ja nie chciałem, by odchodziła.

Żeby została bez ochrony, choćby tylko na kilka chwil…Peter i Charlotte do tej pory byli już z pewnością w podróży, bez

wątpienia gdzieś daleko za Seattle. Ale zawsze byli inni. Ten świat nie byłbezpiecznym miejscem dla żadnego człowieka, a dla niej wydawał się jeszcze bardziej niebezpieczny niż dla innych ludzi.

- Bello? – powiedziałem pytająco, zaskoczony przyjemnością, jaką znalazłem w zwykłym wymówieniu jej imienia.

- Tak?- Obiecasz mi coś?- Dobrze – zgodziła się łatwo, a potem jej oczy zwęziły się, jakby

pomyślała o powodzie do sprzeciwu.- Nie chodź sama do lasu – ostrzegłem ją, zastanawiając się, czy ta

prośba obudzi sprzeciw, który znajdował się w jej oczach.Zaskoczona zamrugała powiekami.- Dlaczego?Spojrzałem gniewnie w niegodną zaufania ciemność. Brak światła

nie był żadnym problemem dla moich oczu, ale nie byłby też dla innego

myśliwego. Ciemność oślepiała tylko ludzi.

Page 14: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 14/20

- Nie zawsze jestem najbardziej niebezpiecznym stworzeniem wokolicy – powiedziałem. – Poprzestańmy na tym.

Zadrżała, ale pozbierała się szybko, a nawet uśmiechnęła się, kiedypowiedziała:

- O cokolwiek poprosisz.

Jej oddech dotknął mojej twarzy. Był taki słodki i pachnący.Mógłbym tu zostać na całą noc, ale ona potrzebowała swojej dawki

snu. Dwa pragnienia wydawały się tak samo silne, gdy toczyłemwewnętrzną walkę: pragnienie jej kontra pragnienie jej bezpieczeństwa.

Westchnąłem z powodu tych dwóch wykluczających się rzeczy.- Zobaczymy się jutro – powiedziałem, wiedząc, że ja ujrzę ją o

wiele wcześniej. To ona zobaczy mnie dopiero jutro.- Do jutra w takim razie – zgodziła się, otwierając drzwi.Znów cierpiałem, obserwując, jak odchodzi.Pochyliłem się w jej stronę, pragnąc ją zatrzymać.

- Bello?Odwróciła się, a potem zamarła, zaskoczona tym, jak blisko znalazły

się nasze twarze.Mnie też obezwładniła ta bliskość. Fale jej ciepła pieściły moją twarz.

Tak mało brakowało bym poczuł jedwab jej skóry….Jej serce zatrzepotało, a wargi się rozsunęły.- Śpij dobrze – szepnąłem i cofnąłem się, nim potrzeby mojego ciała

– albo znajome pragnienie, albo nowy i dziwny głód, który nagle poczułem– sprawią, że zrobię coś, co mogłoby ją zranić.

Siedziała przez chwilę bez ruchu. W jej szeroko otwartych oczach

malowało się zaskoczenie. Jak sądzę, zmąciłem jej w głowie.Ona mnie też.Pozbierała się – mimo że jej twarz wciąż byłą zamroczona – i na

wpół wypadła z samochodu, potykając się o własne nogi. Musiała złapaćsię ramy samochodu, by złapać równowagę.

Zachichotałem – mam nadzieję, że zbyt cicho, by to usłyszała.Obserwowałem, jak potyka się, idąc w stronę plamy światła, w

której znajdowały się drzwi. Przez chwilę była bezpieczna. A ja zarazwrócę, by się upewnić.

Czułem, jak jej wzrok podąża za mną, gdy odjeżdżałem ciemną 

ulicą. Zupełnie inne uczucie niż to, do którego przywykłem. Zwykle, poprostu obserwowałem samego siebie oczyma jakiejś osoby, której wzrokpodążał za mną. To było dziwnie ekscytujące – to niepojęte odczucieobserwujących mnie oczu. Wiedziałem, że to tylko dlatego, że te oczynależały do niej .

Miliony myśli gnało w mojej głowie, gdy jechałem bez celu w noc.Przez długi czas jeździłem ulicami, nie zdążając w żadne konkretne

miejsce, i myślałem o Belli i nieprawdopodobnej wolności, którą odczuwałem teraz, gdy znała prawdę. Nie musiałem dłużej bać się, żedowie się, kim jestem. Wiedziała. To nie miało dla niej znaczenia. Nawet

 jeśli to była z pewnością zła rzecz dla niej, mnie przyniosła niewiarygodną wolność.

Page 15: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 15/20

Nawet więcej, myślałem też o Belli i odwzajemnionej miłości. Niemogła kochać mnie w sposób, w jaki ja kochałem ją – takaobezwładniająca, pochłaniająca wszystko miłość prawdopodobniezłamałaby jej kruche ciało. Ale kochała mnie dość mocno. Wystarczająco,by poskromić instynktowny strach. Wystarczająco, by być ze mną. A dla

mnie przebywanie z nią było największym szczęściem, jakiegokolwiekzaznałem.

Przez chwilę – skoro byłem sam i dla odmiany nikogo niekrzywdziłem – pozwoliłem odczuwać sobie to szczęście bezrozpamiętywania jego tragizmu. Po prostu cieszyłem się, że coś do mnieczuła. Radowałem się, tryumfując, że to ja zdobyłem jej afekt.Wyobrażałem sobie, jak siedzę obok niej dzień po dniu, słuchając jej głosui zbierając jej uśmiechy.

Odtworzyłem w swojej głowie jeden nich. Widziałem, jak kąciki jejust unoszą się, niewielki dołek, który tworzy się w jej spiczastym

podbródku, sposób, w jaki jej oczy ocieplają się i roztapiają… Dotyk jejpalców na mojej dłoni dzisiejszego wieczora był taki ciepły i miękki.Wyobraziłem sobie, jakby to było dotknąć jej delikatnej skóry okrywającejkości policzkowe – jedwabiste, ciepłe… takie kruche. Jedwab rozciągniętyna szkle… przerażająco łamliwe.

Nie zdawałem sobie sprawy, dokąd zmierzają moje myśli, dopóki niebyło już za późno. Gdy rozmyślałem o jej doskonałej kruchości, w mojefantazje wmieszały się nowe obrazy jej twarzy.

Zagubiona w ciemnościach, blada ze strachu – a jednak zaciskałazęby z determinacją, w jej oczach płonął ogień, koncentrowała się mocno.

Jej szczupłe ciało napinało się, by uderzyć w ogromne kształtyzgromadzone dookoła niej, postacie z koszmarów kryjące się wciemnościach…

- Ach – jęknąłem, gdy buzująca nienawiść, o której zapomniałem,radując się moją miłością do niej, znów wybuchła morzem gniewu.

Byłem sam. Bella, jak ufałem, była bezpieczna w swoim domu. Przezchwilę poczułem zajadłe zadowolenie, że Charlie Swan – szef miejscowegokomisariatu policji, wyszkolony i uzbrojony – jest jej ojcem. To musiałocoś znaczyć, dawać jej jakąś ochronę.

Była bezpieczna. Pomszczenie obrazy nie zajmie mi wiele czasu…

Nie. Zasługiwała na kogoś lepszego. Nie mogłem pozwolić, by żywiła jakieś uczucia do mordercy.Ale… co z innymi?To prawda, że Bella była bezpieczna. Angela i Jessica z pewnością 

również były bezpieczne w swoich łóżkach.A jednak potwór grasował na wolności po ulicach Port Angeles.

Ludzki potwór – czy to sprawiało, że to problem ludzi, nie mój?Popełnienie morderstwa, które tak bardzo pragnąłem popełnić było złe.Wiedziałem o tym. Ale puszczenie go wolno, by mógł znów zaatakować teżnie było dobre.

Page 16: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 16/20

Blond hostessa z restauracji. Kelnerka, na którą właściwie niespojrzałem. Obie irytowały mnie w trywialny sposób, ale to nie znaczyło,że zasługiwały na to, by znaleźć się w niebezpieczeństwie.

Każda z nich mogła być czyjąś Bellą.Gdy zdałem sobie z tego sprawę, podjąłem decyzję.

Zawróciłem na północ. Teraz, gdy miałem cel, dodałem gazu.Zawsze, kiedy miałem problem, z którym nie mogłem sobie dać rady – zczymś tak rzeczywistym jak to – wiedziałem, gdzie mogę się udać popomoc.

Alice siedziała na ganku, czekając na mnie. Zatrzymałem się przeddomem, zamiast objechać go dookoła, by wjechać do garażu.

- Carlisle jest w swoim gabinecie – powiedziała Alice, nim zdążyłemzapytać.

- Dziękuję ci – powiedziałem, czochrając jej włosy, kiedy ją mijałem.To ja dziękuję tobie  , że do mnie oddzwoniłeś, pomyślała

sarkastycznie.- Och – zatrzymałem się przy drzwiach, wyciągając telefon i

podnosząc klapkę. – Przepraszam. Nie sprawdziłem nawet, kto dzwonił.Byłem… zajęty.

- Tak, wiem. Ja też cię przepraszam. Zanim zobaczyłam, co sięstanie, byłeś już w drodze.

- Niewiele brakowało – mruknąłem.Przepraszam, powtórzyła zawstydzona.Teraz, gdy wiedziałem, że Belli nic się nie stało, łatwo było być

wspaniałomyślnym.

- Nie przepraszaj. Wiem, że nie możesz wszystkiego wyłapać. Niktnie oczekuje, że będziesz wszechwiedząca, Alice.- Dzięki.- Prawie zaprosiłem cię dziś na kolację – wyłapałaś to, nim

zmieniłem zdanie?Uśmiechnęła się.- To też przegapiłam. Szkoda. Przyjechałabym.- Na czym się koncentrowałaś, że tak wiele przegapiłaś?  Jasper myśli o naszej rocznicy . Zaśmiała się. Stara się nie

 podejmować decyzji co do prezentu dla mnie, ale myślę, że już chyba

wiem, co to będzie…- Jesteś bezwstydna.- To prawda.Ściągnęła wargi i uniosła na mnie wzrok. Na jej twarzy pojawił się

oskarżycielski cień. Będę teraz uważniejsza. Masz zamiar powiedzieć im, że ona wie?

Westchnąłem.- Tak. Później.Nic im nie powiem. Zrób mi przysługę i poinformuj Rosalie, kiedy nie

będzie mnie w pobliżu, dobrze? 

Wzdrygnąłem się.- Jasne.

Page 17: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 17/20

Bella przyjęła to całkiem dobrze.- Zbyt dobrze.Alice uśmiechnęła się do mnie.- Nie powinieneś nie doceniać Belli.Spróbowałem zablokować obraz, którego nie chciałem oglądać –

Bella i Alice jako najlepsze przyjaciółki.Westchnąłem ciężko. Byłem już niecierpliwy. Chciałem, żeby już było

po drugiej części wieczoru, żeby to było już za mną. Ale trochę się bałemopuścić Forks…

- Alice… - zacząłem. Zobaczyła, o co miałem zamiar zapytać.Nic się jej dzisiaj nie stanie. Teraz uważniej się przyglądam. Jest 

trochę tak, jakby potrzebowała dwudziestoczterogodzinnego nadzoru, prawda?

- Co najmniej dwudziestoczterogodzinnego.- W każdym razie będziesz przy niej już wkrótce.

Wziąłem głęboki wdech. Te słowa zabrzmiały dla mnie pięknie.- Idź już – zrób, co trzeba, żebyś mógł być tam, gdzie pragniesz –

dodała.Pokiwałem głową i pobiegłem do pokoju Carlisle’a.Czekał na mnie. Patrzył raczej na drzwi niż na grubą książkę na

swoim biurku.- Usłyszałem, jak Alice mówiła ci, gdzie mnie znaleźć – powiedział i

się uśmiechnął.Odczułem ulgę, będąc z nim i widząc w jego oczach współczucie i

głęboką inteligencję. Carlisle będzie wiedział, co zrobić.

- Potrzebuję pomocy.- Dla ciebie wszystko, Edwardzie – obiecał.- Czy Alice mówiła ci, co spotkało dzisiaj Bellę?Prawie spotkało, poprawił.- Tak, prawie. Mam dylemat, Carlisle. Widzisz, pragnę… bardzo

mocno… zabić tego mężczyznę – słowa zaczęły wypływać ze mnie szybko iz pasją. – Bardzo mocno. Ale wiem, że to byłoby złe, bo to byłaby zemsta,a nie sprawiedliwość. Powodowałaby mną wściekłość i zabrakłoby w tymbezstronności. A jednak, nie może być dobrym pozwolenie, by seryjnymorderca i gwałciciel włóczył się po Port Angeles! Nie znam tam żadnych

ludzi, ale nie mogę pozwolić, by ktoś zajął miejsce Belli jako ofiary. Teinne kobiety… ktoś może czuć do nich to, co ja czuję do Belli. Mógłbycierpieć tak, jak ja cierpiałbym, gdyby stała się jej krzywda. Tak nie możebyć, że…

Jego szeroki nieoczekiwany uśmiech zmroził potok moich słów.Bella ma na ciebie bardzo dobry wpływ, prawda? Tak wiele

współczucia i samokontroli. Jestem pod wrażeniem.- Nie szukam komplementów, Carlisle.- Oczywiście, że nie. Ale nie mam wpływu na swoje myśli, prawda? –

znów się uśmiechnął. – Zajmę się tym. Możesz odpocząć w spokoju. Nikt

nie zostanie skrzywdzony zamiast Belli.

Page 18: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 18/20

Zobaczyłem w jego głowie plan. To nie było dokładnie to, czegopragnąłem, nie zaspokajał mojej potrzeby agresji, ale zdawałem sobiesprawę, że to był właściwy sposób.

- Pokażę ci, gdzie go znaleźć.- Jedźmy.

Po drodze chwycił swoją czarną torbę. Wolałbym jakiś brutalniejszyśrodek uspokajający – jak połamana czaszka – ale pozwolę Carlisle’owizrobić to tak, jak chce.

Wzięliśmy mój samochód. Alice nadal siedziała na schodkach.Uśmiechnęła się i pomachała nam, gdy odjeżdżaliśmy. Zobaczyłem, żespogląda dla mnie w przyszłość: nie będziemy mieli żadnych problemów.

Podróż po ciemnej pustej drodze była bardzo krótka. Światłazostawiłem wyłączone, by nie zwracać na siebie uwagi. Uśmiechnąłem sięna myśl, jak Bella zareagowałaby na tę prędkość. Wtedy, gdy miałaobiekcje, i tak jechałem już wolniej niż zwykle – by przedłużyć spędzony z

nią czas.Carlisle też myślał o Belli.Nie przewidziałem, że będzie miała na niego taki dobry wpływ. To

nieoczekiwane. Może tak miało być. Może to służy wyższemu celowi. Tyle że…

Wyobraził sobie Bellę z śnieżnobiałą zimną skórą i oczymaczerwonymi od krwi, a potem wzdrygnął się na ten widok.

Tak. Tyle że. Dokładnie. Bo jak mogło być coś dobrego w zniszczeniuczegoś tak czystego i wspaniałego.

Spojrzałem gniewnie w noc. Te myśli zniszczyły całą moją radość.

Edward zasługuje na szczęście. Los jest mu to winien. Gwałtownośćtych myśli zaskoczyła mnie. Musi istnieć jakieś sposób.Chciałbym w to uwierzyć – i w jedno, i w drugie. Ale nie istniał

żaden wyższy cel tego, co przytrafiło się Belli. To tylko zawzięta harpia,okropny gorzki los, który nie mógł znieść, by dostała życie, na jakiezasługiwała.

Nie zostałem w Port Angeles. Zawiozłem Carlisle’a do kryjówki, wktórej potwór o imieniu Lonnie razem z przyjaciółmi topił swojerozczarowania – dwóch z nich już odleciało. Carlisle widział, jak trudno jest mi być tak blisko – słyszeć myśli potwora i widzieć jego wspomnienia,

wizje Belli wymieszane z obrazami dziewczyn, które miały mniej szczęściai których teraz nikt już nie mógł uratować.Zacząłem szybciej oddychać. Zacisnąłem palce na kierownicy. Jedź, Edwardzie, powiedział mi delikatnie. Zapewnię reszcie z nich

bezpieczeństwo. Wracaj do Belli .To były właściwe słowa. Tylko jej imię mogło mnie tak rozproszyć,

by to coś zmieniło.Zostawiłem go w samochodzie i pobiegłem prosto przez las z

powrotem do Forks. Zajęło mi to mniej czasu niż podróż pędzącymsamochodem. Już kilka minut później wspinałem się po ścianie jej domu i

usuwałem okno ze swojej drogi.

Page 19: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 19/20

Odetchnąłem cicho z ulgą. Wszystko było tak, jak powinno być. Bellależała bezpiecznie w łóżku, jej mokre włosy plątały się jak wodorosty napoduszce. Śniła.

Ale, nie jak przez większość nocy, zwinęła się małą kulkę, a kołdrabyła napięta na jej ramionach. Zgadłem, że było jej zimno. Nim zdążyłem

usiąść na swoim zwykłym miejscu, przez sen przebiegł po niej dreszcze, a jej wargi zadrgały.

Myślałem przez krótką chwilę, a potem wyszedłem cicho nakorytarz, po raz pierwszy penetrując inną część jej domu.

Chrapanie Charlie’ego było głośne i równe. Mogłem niemal uchwycićskraj jego snu. Coś o pędzie wody i cierpliwym oczekiwaniu… możełowienie ryb?

Na szczycie schodów znajdowała się obiecująco wyglądająca szafka.Otworzyłem ją z nadzieją i znalazłem to, czego szukałem. Wybrałemnajgrubszy koc z niewielkiego schowka na pościel i zabrałem go do jej

pokoju. Zwrócę go, nim się obudzi, i nikt niczego nie zauważy.Wstrzymując oddech, ostrożnie przykryłem ją kocem – nie

zareagowała na dodatkową masę. Wróciłem na fotel bujany.Kiedy czekałem z niepokojem aż się ogrzeje, myślałem o Carlisle’u,

zastanawiając się, gdzie teraz był. Wiedziałem, że wszystko pójdzie gładko– Alice to przewidziała.

Na myśl o swoim ojcu westchnąłem – Carlisle mnie przeceniał.Bardzo chciałbym być osobą, za którą mnie uważał. Ta osoba zasługiwałana szczęście i mogłaby mieć nadzieję, że jest warta śpiącej dziewczyny.Gdybym mógł być tamtym Edwardem, wszystko byłoby inaczej.

Kiedy się na tym zastanawiałem, w mojej głowie pojawił się dziwnynienazwany obraz.Przez chwilę los o twarzy wiedźmy, jak go sobie wyobrażałem, ten,

który pragnął destrukcji Belli, został zastąpiony najgłupszym i najbardziejlekkomyślnym aniołem. Anioł stróż – mógłby występować w wersjiCarlisle’a. Z nieostrożnym uśmiechem na ustach i oczyma w kolorze niebaprzepełnionymi psotami, anioł uformował Bellę w ten sposób, że nie byłożadnej możliwości, bym mógł ją przegapić. Śmiesznie silny zapach, byprzyciągnąć moją uwagę, niemy umysł, by rozpalić moją ciekawość,spokojne piękno, by przyciągnąć mój wzrok i altruizm, by przyciągnąć mój

szacunek. Plus brak naturalnego instynktu samozachowawczego – by Bellabyła w stanie przebywać blisko mnie. A na koniec dodajmy jeszcze dużą tendencję do zatrważającego pecha.

Z beztroskim śmiechem nieostrożny anioł wypchnął swoje kruchedzieło prosto na moją drogę, wierząc w to, że dzięki swojej podrasowanejegzystencji utrzymam Bellę przy życiu.

W tej wizji nie byłem wyrokiem dla Belli – ona była moją nagrodą.Potrząsnąłem głową na myśl o fantazji nierozsądnego anioła. Nie był

o wiele lepszy od harpii. Nie mogłem dobrze myśleć o sile wyższej, którazachowywałaby się w taki niebezpieczny i głupi sposób. Przynajmniej nie o

okropnym losie, z którym mogłem walczyć.

Page 20: "Midnight Sun" - Rozdział 10

5/9/2018 "Midnight Sun" - Rozdzia 10 - slidepdf.com

http://slidepdf.com/reader/full/midnight-sun-rozdzial-10 20/20

Nie miałem żadnego anioła. Aniołowie byli zarezerwowani dladobrych ludzi – takich jak Bella. A więc gdzie teraz był jej anioł? Kto sięnią opiekował?

Zaśmiałem się cicho zaskoczony, gdy zdałem sobie sprawę, że teraz ja pełnię tę rolę.

Wampir-anioł – w tym był haczyk.Minęło jakieś pół godziny i Bella nie była już zwinięta w kulkę. Jej

oddech stał się głębszy i zaczęła mamrotać. Uśmiechnąłem sięusatysfakcjonowany. To nic wielkiego, ale przynajmniej spała dziś w nocywygodniej, bo przy niej byłem.

- Edward – westchnęła i też się uśmiechnęła.Na chwilę odepchnąłem od siebie tragizm i znów pozwoliłem sobie

odczuwać szczęście.