24
6. Grupa krwi. Śledziłem ją przez cały dzień oczyma innych ludzi, ledwie świadom swojego własnego otoczenia. Nie oczami Mike’a Newtona, ponieważ nie mogłem już znieść jego odrażających fantazji i nie oczami Jessiki Stanley, ponieważ jej uraza do Belli denerwowała mnie w sposób niebezpieczny dla tej małostkowej dziewczyny. Angela Weber stanowiła dobry wybór, jeśli jej oczy były dostępne. Jej życzliwość sprawiała, że łatwo było przebywać w jej głowie. Czasami to nauczyciele dostarczali najlepszego widoku. Byłem zaskoczony, kiedy obserwowałem jej potknięcia w ciągu dnia – o nierówności chodnika, zgubione przez kogoś książki, a najczęściej jej własne stopy – że ludzie, których myśli podsłuchiwałem, uważali ją za niezgrabną. Rozważyłem to. To prawda, że często miała problem ze staniem prosto. Przypomniałem sobie, jak zahaczyła o stolik tego pierwszego dnia, poślizgnęła się na lodzie przed wypadkiem, potknęła o próg wczoraj… Jakie to dziwne – mieli rację. Była niezgrabna. Nie wiem, dlaczego uznałem to za takie zabawne, ale śmiałem się głośno, gdy szedłem z historii Ameryki na angielski. Kilku ludzi rzuciło mi podejrzliwe spojrzenia. Jakim cudem nie zauważyłem tego wcześniej? Może dlatego, że była w niej jakaś gracja, gdy stała bez ruchu, sposób w jaki trzymała głowę, kształt jej szyi… Teraz nie było w niej żadnej gracji. Pan Varner obserwował właśnie, jak zahaczyła czubkiem stopy o dywan i dosłownie spadła na swoje krzesło. Znów się zaśmiałem. Czas mijał niewiarygodnie powoli, gdy czekałem na szansę, by zobaczyć ją własnymi oczami. Wreszcie zadzwonił dzwonek. Poszedłem szybko na stołówkę, by zająć miejsce. Byłem jednym z pierwszych uczniów, którzy tam dotarli. Wybrałem stolik, który stał zwykle pusty, zyskując pewność, że skoro ja tam usiadłem, to już taki pozostanie. Kiedy moi bracia i siostry weszli i zobaczyli, że siedzę samotnie na nowym miejscu, nie byli zaskoczeni. Alice musiała ich ostrzec. Rosalie przeszła obok mnie, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Idiota.

"Midnight Sun" - Rozdział 6

  • Upload
    wanda

  • View
    7.386

  • Download
    0

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Rozdział szósty.Mam nadzieję, że się spodoba. ;)

Citation preview

Page 1: "Midnight Sun" - Rozdział 6

6. Grupa krwi.

Śledziłem ją przez cały dzień oczyma innych ludzi, ledwie świadom swojego własnego otoczenia.

Nie oczami Mike’a Newtona, ponieważ nie mogłem już znieść jego odrażających fantazji i nie oczami Jessiki Stanley, ponieważ jej uraza do Belli denerwowała mnie w sposób niebezpieczny dla tej małostkowej dziewczyny. Angela Weber stanowiła dobry wybór, jeśli jej oczy były dostępne. Jej życzliwość sprawiała, że łatwo było przebywać w jej głowie. Czasami to nauczyciele dostarczali najlepszego widoku.

Byłem zaskoczony, kiedy obserwowałem jej potknięcia w ciągu dnia – o nierówności chodnika, zgubione przez kogoś książki, a najczęściej jej własne stopy – że ludzie, których myśli podsłuchiwałem, uważali ją za niezgrabną.

Rozważyłem to. To prawda, że często miała problem ze staniem prosto. Przypomniałem sobie, jak zahaczyła o stolik tego pierwszego dnia, poślizgnęła się na lodzie przed wypadkiem, potknęła o próg wczoraj… Jakie to dziwne – mieli rację. Była niezgrabna.

Nie wiem, dlaczego uznałem to za takie zabawne, ale śmiałem się głośno, gdy szedłem z historii Ameryki na angielski. Kilku ludzi rzuciło mi podejrzliwe spojrzenia. Jakim cudem nie zauważyłem tego wcześniej? Może dlatego, że była w niej jakaś gracja, gdy stała bez ruchu, sposób w jaki trzymała głowę, kształt jej szyi…

Teraz nie było w niej żadnej gracji. Pan Varner obserwował właśnie, jak zahaczyła czubkiem stopy o dywan i dosłownie spadła na swoje krzesło.

Znów się zaśmiałem.Czas mijał niewiarygodnie powoli, gdy czekałem na szansę, by zobaczyć

ją własnymi oczami. Wreszcie zadzwonił dzwonek. Poszedłem szybko na stołówkę, by zająć miejsce. Byłem jednym z pierwszych uczniów, którzy tam dotarli. Wybrałem stolik, który stał zwykle pusty, zyskując pewność, że skoro ja tam usiadłem, to już taki pozostanie.

Kiedy moi bracia i siostry weszli i zobaczyli, że siedzę samotnie na nowym miejscu, nie byli zaskoczeni. Alice musiała ich ostrzec.

Rosalie przeszła obok mnie, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.Idiota.Ona i ja nie mieliśmy nigdy łatwych stosunków – obraziłem ją zaraz na

początku naszej znajomości i od tamtego czasu znalazłem się jakby na równi pochyłej - ale wyglądało na to, że od kilku dni jest jeszcze bardziej wściekła niż zwykle. Westchnąłem. Rosalie uważała, że wszystko ma z nią jakiś związek.

Jasper obdarzył mnie półuśmiechem, kiedy przechodził.Powodzenia, pomyślał z powątpiewaniem.Emmett przewrócił oczami i potrzasnął głową.Stracił zdrowe zmysły, biedny dzieciak.Alice szczerzyła swoje zbyt jasno lśniące zęby.Czy mogę z nią teraz porozmawiać??- Trzymaj się od tego z daleka – powiedziałem do niej pod nosem.Mina jej zrzedła, ale po chwili znów się uśmiechnęła.Dobrze. Upieraj się dalej. To tylko kwestia czasu.Znów westchnąłem.

Page 2: "Midnight Sun" - Rozdział 6

Nie zapomnij o dzisiejszej biologii, przypomniała mi.Pokiwałem głową. Nie, nie zapomniałem o tym.Podczas mojego oczekiwania na przybycie Belli, podglądałem ją oczami

jakiegoś pierwszoroczniaka, który szedł za Jessicą do stołówki. Właśnie rozwodziła się na temat zbliżającego się balu, ale Bella nic nie mówiła. Nie żeby Jessica dawała jej na to jakąś szansę.

Gdy tylko Bella weszła do stołówki, pobiegła oczami do stolika, gdzie siedziało moje rodzeństwo. Patrzyła przez chwilę, a potem zmarszczyła czoło i spuściła wzrok na podłogę. Nie zauważyła mnie.

Wyglądała na… smutną. Poczułem przemożną ochotę, by wstać i iść usiąść koło niej, by jakoś ją pocieszyć – tyle że nie wiedziałem, co by ją pocieszyło. Nie miałem pojęcia, co spowodowało jej smutek. Jessica nadal paplała o balu. Czy Belli było smutno, bo miała go przegapić? To nie wydawało mi się prawdopodobne…

Ale mógłbym coś na to poradzić, jeśli tylko miała ochotę.Na lunch kupiła sobie tylko butelkę lemoniady, nic więcej. Czy to

wystarczy? Czy nie potrzebowała czegoś bardziej pożywnego? Nigdy wcześniej nie przykładałem zbyt wielkiej wagi do ludzkiej diety.

Ludzie są tak rozpaczliwie delikatni! Istniało milion różnych rzeczy, o które mogłem się martwić…

- Edward Cullen znów się na ciebie gapi – usłyszałem głos Jessiki. – Ciekawe, dlaczego siedzi dzisiaj sam.

Byłem wdzięczny Jessice – mimo że była teraz jeszcze bardziej dotknięta – ponieważ Bella uniosła głowę i rozglądała się tak długo, dopóki nie napotkała mojego wzroku.

Na jej twarzy nie został już żaden ślad smutku. Pozwoliłem sobie mieć nadzieję, że jego przyczyną było to, że myślała, że wcześniej wyszedłem ze szkoły. Uśmiechnąłem się na tę myśl.

Kiwnąłem na nią palcem. Wyglądała na tak zaskoczoną, że miałem ochotę znów jej podokuczać.

Puściłem do niej oko. Opadła jej szczęka.- Czy on ma na myśli ciebie? – spytała niegrzecznie Jessica.- Może potrzebuje pomocy z pracą domową z biologii – powiedziała

niskim, niepewnym głosem. – Hm. Lepiej pójdę zobaczyć, czego chce.To było kolejne tak.Potknęła się dwa razy idąc w stronę mojego stolika, mimo że na drodze

nic nie było oprócz idealnie gładkiej podłogi. Doprawdy, jak mogłem to przegapić? Być może, przywiązywałem większą uwagę do jej niesłyszalnych myśli… Co jeszcze przegapiłem?

Bądź szczery, utrzymaj lekki ton, powtarzałem niczym mantrę.Zatrzymała się po przeciwnej stronie stołu, zawahała się. Wziąłem

głęboki wdech przez nos.Poczuj ogień, pomyślałem sucho.- Może usiądziesz dzisiaj ze mną? – spytałem.Odsunęła krzesło i przycupnęła na nim, wpatrując się we mnie.

Wyglądała na zdenerwowaną, ale to, że jednak usiadła było kolejnym tak.Czekałem, aż coś powie.Zajęło to chwilę, ale w końcu się odezwała:- A to ci niespodzianka.

Page 3: "Midnight Sun" - Rozdział 6

- No cóż… - zawahałem się. – Uznałem, że skoro i tak skończę w piekle, mogę przynajmniej na to w pełni zasłużyć.

Dlaczego to powiedziałem? Przynajmniej było to szczere. I może usłyszy nutę ostrzeżenia w tych słowach. Może zrozumie, że powinna wstać i odejść tak szybko jak to tylko możliwe…

Nie wstała. Patrzyła nie mnie, jakby oczekując na dalszy ciąg.- Wiesz, że nie mam pojęcia, o co ci chodzi – powiedziała, kiedy nie

kontynuowałem.Poczułem ulgę. Uśmiechnąłem się.- Wiem.Trudno było ignorować myśli eksplodujące za jej plecami. Poza tym, i

tak chciałem zmienić temat.- Myślę, że twoi przyjaciele są na mnie źli, że cię im ukradłem.Nie wydawało się, by to ją zmartwiło.- Jakoś to przeżyją.- Mogę im cię nie oddać – nie miałem pojęcia, czy starałem się być

teraz szczery, czy znów jej dokuczyć. Bycie blisko niej sprawiało, że w swoich własnych myślach nie mogłem odnaleźć sensu.

Bella przełknęła głośno ślinę.Zaśmiałem się na widok wyrazu jej twarzy.- Wyglądasz, jakbyś się bała – to naprawdę nie powinno być zabawne.

Powinna się bać.- Nie boję się – była kiepskim kłamcą. To, że jej głos się załamał też nie

pomogło. – Jestem zaskoczona… Skąd ta zmiana?- Mówiłem ci – przypomniałem jej. – Mam już dość trzymania się od

ciebie z daleka. Więc daję sobie z tym spokój.Z wysiłkiem zachowałem uśmiech na twarzy. Bycie szczerym i

utrzymywanie lekkiego tonu jednocześnie nie działało zbyt dobrze.- Spokój? – powtórzyła zdumiona.- Tak. Daję sobie spokój z byciem dobrym – i najwyraźniej z

utrzymywaniem lekkiego tonu również. – Teraz będę robił to, na co mam ochotę i niech się dzieje co chce – to było dość szczere. Niech zobaczy mój egoizm. Niech to ją ostrzeże.

- Znów się pogubiłam.Byłem dość samolubny, by się z tego cieszyć.- W twoim towarzystwie zawsze gadam za dużo. To jeden z moich

problemów.Raczej mało znaczący w porównaniu z resztą.- Nie martw się. I tak nic z tego nie rozumiem – zapewniła mnie.Dobrze. To znaczy, że ze mną zostanie.- Na to właśnie liczę.- Czyli, mówiąc normalnie, zostajemy przyjaciółmi?Rozważyłem to przez chwilę.- Przyjaciółmi… - powtórzyłem. Nie podobał mi się dźwięk tego wyrazu.

To za mało.- Albo i nie – mruknęła. Wyglądała na zakłopotaną.Czy uważała, że nie lubię jej na to wystarczająco?Uśmiechnąłem się.- Myślę, że możemy spróbować. Ale ostrzegam cię, że nie jestem dla

ciebie dobrym kandydatem na przyjaciela.

Page 4: "Midnight Sun" - Rozdział 6

Czekałem na jej odpowiedź, rozdarty na dwoje – pragnąc, by wreszcie usłyszała i zrozumiała moje ostrzeżenie, a jednocześnie myśląc, że umrę, jeśli to się stanie. Jakie to melodramatycznie. Stawałem się taki ludzki.

Jej serce zaczęło bić szybciej.- Ciągle to powtarzasz.- Bo mnie nie słuchasz – powiedziałem, znów zbyt natarczywie. –

Czekam, aż w końcu w to uwierzysz. Zaczniesz mnie unikać, jeśli jesteś bystra.

Zwęziła oczy.- Myślę, że właśnie jasno powiedziałeś, co sądzisz na temat mojej

inteligencji.Nie wiedziałem, co dokładnie miała na myśli, ale uśmiechnąłem się

przepraszająco. Chyba przez przypadek ją uraziłem.- A więc – powiedziała wolno. – Dopóki nie jestem… dość bystra,

spróbujemy się przyjaźnić, tak?- Na to wygląda.Spuściła wzrok, wpatrując się w butelkę lemoniady, którą trzymała w

dłoniach.Stara ciekawość wróciła.- O czym myślisz? – spytałem. Co za ulga, że wreszcie mogłem

wypowiedzieć te słowa na głos.Spojrzała mi w oczy. Jej oddech przyśpieszył, na policzki wpłynął

szkarłat. Nabrałem powietrza, by poczuć jego nowy smak.- Zastanawiam się, kim jesteś.Zamarłem z uśmiechem na ustach. Paniczny strach skręcał moje

wnętrzności.To oczywiste, że się nad tym zastanawiała. Nie była głupia. Nie mogłem

mieć nadziei, że nie zwróci uwagi na coś tak oczywistego.- I jak ci idzie? – spytałem, nadając głosowi możliwie najlżejszy ton.- Kiepsko – przyznała.Odczułem nagłą ulgę. Zachichotałem.- Jakie są twoje teorie?Nie mogły być gorsze niż prawda, nieważne, co przyszło jej do głowy.Nic nie mówiła. Jej policzki stały się jeszcze bardziej czerwone.

Wyczuwałem ich ciepło w powietrzu.- Nie powiesz mi? - Wypróbowałem na niej mój przekonujący ton. Na

innych ludziach działał bez zarzutu.Potrzasnęła głową.- To zbyt krępujące.Argh. Niewiedza była gorsza niż wszystko inne. Dlaczego jej spekulacje

miałyby ją krępować? Nie mogłem tego znieść.- Wiesz, to naprawdę frustrujące.Moja skarga coś w niej poruszyła. Błysnęła oczami, a słowa z jej ust

popłynęły szybciej niż zwykle.- Nie, nie sadzę, żeby to było frustrujące. Tylko dlatego, że ktoś nie

chce komuś powiedzieć o czym myśli, komuś, kto nieustannie wtrąca enigmatyczne uwagi specjalnie po to, żeby tamten ktoś nie spał w nocy i zastanawiał się, co one mogą oznaczać… Co w tym niby takiego frustrującego?

Page 5: "Midnight Sun" - Rozdział 6

Zmarszczyłem brwi, zmartwiony odkryciem, że miała rację. Nie byłem w porządku wobec niej.

Mówiła dalej.- Albo jeszcze lepiej, powiedzmy, że tamten ktoś robi mnóstwo

dziwacznych rzeczy – najpierw ratuje ci życie wbrew prawom przyrody, a następnego dnia unika cię jak ognia. I niczego nie tłumaczy mimo obietnicy. To również byłoby bardzo mało frustrujące.

To była najdłuższa wypowiedź, jaka kiedykolwiek padła z jej ust. Dodałem kolejną cechę do mojej listy.

- Masz charakterek, prawda?- Nie lubię podwójnych standardów. Oczywiście, jej irytacja była całkowicie uzasadniona.Wpatrywałem się w nią, zastanawiając się, czy jest cokolwiek, co

mógłbym dla niej zrobić, dopóki wrzask w głowie Mike’a Newtona mnie nie rozproszył.

Był tak zdenerwowany, że aż zachichotałem.- O co chodzi? – spytała natarczywie.- Wygląda na to, że twój chłopak uważa, że jestem dla ciebie niemiły.

Zastanawia się, czy tu nie podejść i nie wszcząć bójki – chciałbym to zobaczyć. Znów się zaśmiałem.

- Nie mam pojęcia, o kim mówisz – powiedziała chłodno. – Ale jestem pewna, że się mylisz.

Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki pozbawiła go wszelkich praw wobec siebie tym jednym zdaniem.

- Nie mylę się. Mówiłem ci, większość ludzi łatwo rozszyfrować. - Z wyjątkiem mnie, oczywiście.- Tak. Z wyjątkiem ciebie. – Czy musiała być wyjątkiem od wszelkich

reguł? Czy nie byłoby sprawiedliwiej – biorąc pod uwagę to wszystko, z czym musiałem sobie radzić – gdybym mógł słyszeć jakąkolwiek część jej myśli? Czy prosiłem o zbyt wiele? – Ciekawe, dlaczego tak jest.

Spojrzałem w jej oczy, ponawiając próbę…Odwróciła wzrok. Otworzyła lemoniadę i szybko upiła łyk, wpatrując się

w stół.- Nie jesteś głodna? – spytałem.- Nie – nadal wpatrywała się w pusty blat. – A ty?- Nie, nie jestem głodny – odparłem. Zdecydowanie nie byłem.Ciągle nie unosiła wzroku. Zacisnęła wargi. Czekałem.- Czy możesz wyświadczyć mi przysługę? – spytała, nagle znów patrząc

mi w oczy.Czego ode mnie chciała? Czy poprosi o prawdę, której nie mogłem jej

powiedzieć – prawdę, której nie chciałem by kiedykolwiek poznała?- To zależy.- To nic wielkiego – obiecała.Czekałem, znowu zaciekawiony.- Zastanawiałam się… - powiedziała wolno, wpatrując się w butelkę

lemoniady, wodząc małym placem po brzegu jej szyjki. – Czy mógłbyś mnie ostrzec następnym razem, gdy zdecydujesz ignorować mnie dla mojego dobra? Tak tylko, żebym mogła się przygotować.

Chciała ostrzeżenia? To oznaczało, że bycie ignorowaną było złą rzeczą… Uśmiechnąłem się.

Page 6: "Midnight Sun" - Rozdział 6

- Tak będzie sprawiedliwie – zgodziłem się.- Dzięki – powiedziała, unosząc wzrok. Na jej twarzy malował się wyraz

takiej ulgi, że znów zapragnąłem się zaśmiać – czując własny przypływ ulgi.

- Czy dostanę coś w zamian? – spytałem z nadzieją.- Jedną rzecz – zezwoliła.- Zdradź mi jedną teorię.Zaczerwieniła się.- Nie tą jedną.- Nie określiłaś dokładnie, obiecałaś jedną rzecz – wykłócałem się.- Sam łamałeś obietnice – odbiła piłeczkę. Tutaj mnie miała.- Tylko jedną. Nie będę się śmiał.- Będziesz – wyglądało na to, że jest tego pewna, mimo że nie mogłem

wyobrazić sobie niczego, co byłoby w tym zabawne.Po raz drugi spróbowałem perswazji. Spojrzałem głęboko w jej oczy –

nie było to trudne, skoro jej oczy były takie głębokie – i szepnąłem:- Proszę.Zamrugała zmieszana.Nie do końca o to mi chodziło.- Yyy, co? – spytała. Wyglądała na oszołomioną. Co jest z nią nie tak?Nie poddawałem się.- Zdradź mi jedną małą teorię – poprosiłem miękkim, łagodnym głosem,

hipnotyzując ją wzrokiem.Ku mojemu zaskoczeniu i satysfakcji, wreszcie podziałało.- Czy ja wiem, ugryzł cię radioaktywny pająk?Komiksy? Nic dziwnego, że była przekonana, że będę się śmiał.- Nie jesteś zbyt kreatywna – droczyłem się z nią, starając się ukryć

świeży napływ ulgi.- Przykro mi, to wszystko, na co wpadłam – odparła urażona.Ulga stała się jeszcze większa. Znów mogłem jej dogryzać.- Nie zbliżyłaś się do rozwiązania zagadki ani o krok.- Żadnych pająków?- Żadnych.- I żadnej radioaktywności?- Żadnej.- Cholera – westchnęła.- Kryptonit też na mnie nie działa – powiedziałem szybko, nim zdążyła

zapytać o ugryzienia. A potem to już musiałem się roześmiać – miała mnie za superbohatera!

- Miałeś się nie śmiać, pamiętasz?Zacisnąłem wargi.- Kiedyś się dowiem – obiecała.A kiedy to się stanie, ucieknie.- Wolałbym, żebyś nie próbowała – odparłem już bez krzty

dokuczliwości w głosie.- Dlaczego?Byłem jej winny szczerość. Spróbowałem się uśmiechnąć, by moje

słowa brzmiały mniej groźnie.- Co, jeśli nie jestem superbohaterem? Co, jeśli jestem tym złym?

Page 7: "Midnight Sun" - Rozdział 6

Otworzyła trochę szerzej oczy, rozchyliła odrobinę wargi.- Och – powiedziała. Po chwili dodała – Rozumiem.Wreszcie mnie usłyszała.- Doprawdy? – spytałem, starając się ukryć, jakie katusze przeżywam.- Jesteś niebezpieczny? – zgadła. Jej serce i oddech przyśpieszyły.Nie mogłem jej odpowiedzieć. Czy to była moja ostatnia chwila

spędzona z nią? Czy teraz ucieknie? Czy wolno mi powiedzieć jej, że ją kocham, zanim odejdzie? A może to tylko bardziej ją przerazi?

- Ale nie jesteś zły – szepnęła, potrząsając głowa, bez strachu w przejrzystych oczach. – Nie, nie wierzę, że jesteś zły.

- Mylisz się – westchnąłem ciężko.Oczywiście, byłem zły. Czy nie radowałem się teraz w duchu, że myśli o

mnie lepiej, niż na to zasługuję? Gdybym był dobra osobą, trzymałbym się od niej z daleka.

Wyciągnąłem rękę przez stół, za wymówkę mając sięgnięcie po zakrętkę od jej butelki. Nie odsunęła się, gdy moja ręka nagle znalazła się bliżej niej. Naprawdę się mnie nie bała. Jeszcze nie.

Zakręciłem zakrętką niczym bąkiem, wpatrując się w nią zamiast Belli. Miałem zamęt w głowie.

Uciekaj, Bello, uciekaj. Nie mogłem się zmusić, by wypowiedzieć te słowa na głos.

Zerwała się z krzesła.- Spóźnimy się na lekcje – powiedziała, gdy właśnie zacząłem się

obawiać, że w jakiś sposób usłyszała moje nieme ostrzeżenie.- Ja dziś nie idę.- Dlaczego nie?Bo nie chcę cię zabić.- Dobrze jest zrobić sobie wolne od czasu do czasu.Mówiąc dokładnie, było dobrze dla ludzi, gdy wampiry robiły sobie

wolne, gdy miało dojść do rozlewu krwi - pan Banner miał zamiar ustalać dziś na lekcji jej grupy. Alice już zerwała się ze swoich porannych zajęć.

- No cóż, ja idę – odparła. Nie zdziwiło mnie to. Była odpowiedzialna – zawsze postępowała właściwie.

Była moim przeciwieństwem.- W takim razie do zobaczenia później – powiedziałem, starając się

mówić lekkim tonem. Wpatrywałem się w wirującą nakrętkę. A tak przy okazji, uwielbiam cię… w przerażający, niebezpieczny sposób.

Zawahała się i przez chwilę miałem nadzieję, że jednak ze mną zostanie. Ale zadzwonił dzwonek i pobiegła na lekcję.

Poczekałem aż odejdzie i schowałem zakrętkę do kieszeni – pamiątkę naszej najbardziej znaczącej rozmowy. Wyszedłem na deszcz, kierując się do samochodu.

Włączyłem moją ulubioną uspokajającą płytę – tę samą, której słuchałem pierwszego dnia – ale nie przysłuchiwałem się nutom kompozycji Debussy’ego zbyt długo. Inne nuty zaczęły śmigać po mojej głowie, fragment utworu, który bardzo mi się spodobał i zaintrygował mnie. Wyłączyłem odtwarzacz i wsłuchałem się w muzykę w mojej głowie, odgrywając ten fragment w myślach, dopóki nie osiągnął pełnej harmonii. Moje palce zaczęły poruszać się instynktownie, przebiegając po wyimaginowanej klawiaturze.

Page 8: "Midnight Sun" - Rozdział 6

Nowa kompozycja kształtowała się w mojej głowie, gdy moją uwagę przyciągnęła fala mentalnego bólu.

Skierowałem w tę stronę swój umysł.Czy ona zemdleje? Co mam robić? panikował Mike.Sto jardów ode mnie Mike Newton opuszczał wiotkie ciało Belli na

chodnik. Osunęła się na mokry beton. Miała zamknięte oczy, a skórę kredowobiałą niczym nieboszczka.

Niemalże wyrwałem drzwi od samochodu.- Bello? – krzyknąłem.Na jej twarzy nie zaszła żadna zmiana.Moje ciało stało się zimniejsze od lodu.Ze złością przeczesywałem myśli Mike’a, uświadamiając sobie jak

bardzo jest zaskoczony i wściekły. Myślał tylko o swoim gniewie do mnie, więc nie dowiedziałem się, co się stało Belli. Jeśli zrobił jej krzywdę, zniszczę go.

- Co się stało? Jest ranna? – spytałem natarczywie, starając się zmusić go do skupienia. Konieczność chodzenia w ludzkim tempie doprowadzała mnie do szału. Nie powinienem przyciągać uwagi do mojej prędkości.

Usłyszałem bicie jej serca i równy oddech. Gdy tak się w nią wpatrywałem, zauważyłem, że zaciska mocniej powieki. To złagodziło trochę mój strach.

Zobaczyłem wspomnienia przebiegające przez głowę Mike’a, obrazy z klasy od biologii. Głowa Belli na ławce, zieleń jej skóry. Krople krwi spadające na białe tekturki…

Ustalanie grup krwi.Stanąłem w miejscu, wstrzymując oddech. Jej zapach był jedną rzeczą,

jej cieknąca krew zupełnie inną.- Myślę, że zemdlała – powiedział Mike, niespokojny i urażony

jednocześnie. – Nie mam pojęcia dlaczego, nawet nie nakłuła sobie palca.Zalała mnie fala ulgi, znów zacząłem oddychać. Poczułem smak

powietrza. Och, była w nim słaba woń ranki Mike’a Newtona. Dawno temu, mogłaby mi się wydać atrakcyjna.

Uklęknąłem obok dziewczyny, czując na karku oddech wściekłego z powodu mojej interwencji Mike’a.

- Bello, słyszysz mnie?- Nie – jęknęła. – Idź sobie.Moja ulga była tak wielka, że się zaśmiałem. Nic jej nie było.- Odprowadzałem ją właśnie do pielęgniarki – powiedział Mike. – ale nie

chciała iść dalej.- Zajmę się nią. Możesz wracać na lekcje – powiedziałem, uwalniając go

od obowiązku.Zacisnął szczęki.- Nie. To ja miałem to zrobić.Nie miałem zamiaru stać bezczynnie, kłócąc się z tym łajdakiem.Podekscytowany i przerażony, na wpół wdzięczny, na wpół skrzywdzony

tym trudnym położeniem, które sprawiło, że dotknięcie jej stało się koniecznością, delikatnie uniosłem Bellę z chodnika. Trzymałem ją w ramionach, dotykając jedynie jej ubrań i starając się utrzymać pomiędzy naszymi ciałami możliwie największy dystans. Ruszyłem do przodu,

Page 9: "Midnight Sun" - Rozdział 6

spieszyło mi się, by zapewnić jej bezpieczeństwo – słowem, sprawić, by znalazła się jak najdalej ode mnie.

Jej oczy nagle się otworzyły. Malowało się w nich zdumnienie.- Postaw mnie na ziemi! – rozkazała słabym głosem. Sądząc po wyrazie

jej twarzy, znów była skrępowana. Nie lubiła okazywać słabości.- Wyglądasz okropnie – powiedziałem jej, uśmiechając się od ucha do

ucha z radości, że nic jej nie jest poza słabą głową i żołądkiem.- Postaw mnie na ziemi! – zażądała znowu pobielałymi wargami.- A więc mdlejesz na widok krwi? – czy mogło być coś bardziej

ironicznego?Zamknęła oczy i zacisnęła wargi.- I to nawet nie swojej własnej – dodałem z szerszym uśmiechem.Dotarliśmy do biura. Drzwi były uchylone, więc otworzyłem je szerzej

kopniakiem.Zaskoczona pani Cope zerwała się na nogi.- Mój Boże – sapnęła, przyglądając się uważnie bladej dziewczynie w

moich ramionach.- Zemdlała na biologii – wyjaśniłem, nim jej wyobraźnia miała szansę

wymknąć się spod kontroli.Pani Cope pobiegła, by otworzyć drzwi do gabinetu pielęgniarki. Bella

znów otworzyła oczy, przyglądając się jej. Usłyszałem wewnętrzne zaskoczenie starszawej pielęgniarki, gdy delikatnie kładłem dziewczynę na zniszczonym łóżku. Gdy tylko Bella na nim spoczęła, oddaliłem się od niej na szerokość pokoju. Moje ciało było zbyt podekscytowane, zbyt rozochocone, moje mięśnie zbyt napięte, a usta pełne jadu. Była taka ciepła i pachnąca.

- To nic wielkiego – zapewniłem pielęgniarkę. – Ustalali grupy krwi na biologii.

Pokiwała głową ze zrozumieniem.- Zawsze się jakiś trafi.Stłumiłem wybuch śmiechu. Nic dziwnego, że to akurat Bella nim była.- Poleż przez chwilkę, kochanie – powiedziała pani Hammond. – Zaraz ci

przejdzie.- Wiem – odparła Bella.- Czy to ci się często zdarza? – spytała pielęgniarka.- Czasami – przyznała dziewczyna.Rozkaszlałem się, starając się ukryć wybuch śmiechu.To przyciągnęło do mnie uwagę pielęgniarki.- Możesz już wrócić do klasy – powiedziała.Spojrzałem jej prosto w oczy i skłamałem z idealną pewnością siebie:- Miałem z nią zostać.Hmm. Zastanawiam się… no dobrze. Pani Hammond pokiwała głową.Podziałało na nią tak dobrze. Czemu Bella musiała być taka trudna?- Pójdę przynieść ci trochę lodu do położenia na czole, kochanie –

powiedziała pielęgniarka, czując się trochę niepewnie z powodu mojego spojrzenia – tak jak niepewnie powinien poczuć się człowiek – i wyszła z pokoju.

- Miałeś rację – jęknęła Bella, zamykając oczy.Co miała na myśli? Doszedłem do najgorszego wniosku: przyjęła do

wiadomości moje ostrzeżenia.

Page 10: "Midnight Sun" - Rozdział 6

- Zwykle mam – powiedziałem, starając się utrzymać w moim głosie nutę rozbawienia. Brzmiał gorzko. – Ale o co dokładnie chodzi?

- Czasem dobrze zrobić sobie wolne.Ach. Kolejna fala ulgi.Potem już nic nie mówiła. Wdychała i wydychała powoli powietrze. Jej

usta odzyskiwały kolor. Nie były zbyt regularne, jej dolna warga była trochę zbyt pełna, by pasować do górnej. Wpatrywanie się w jej usta sprawiło, że poczułem się dziwnie. Zapragnąłem przysunąć się do niej bliżej, co nie było dobrym pomysłem.

- Wystraszyłaś mnie, wiesz? – powiedziałem, zagajając rozmowę, by znów usłyszeć jej głos. – Myślałem, że Newton wlecze twoje zwłoki do lasu, by je tam pochować.

- Ha ha – powiedziała.- Naprawdę, widziałem nieboszczyków z lepszym kolorytem – to była

prawda. – Zacząłem się martwić, że być może będę musiał cię pomścić.I zrobiłbym to.- Biedny Mike – westchnęła. – Założę się, że jest wściekły.Zagotowałem się z gniewu, ale szybko go zdusiłem. Jej obawa wynikała

z pewnością ze współczucia. Była życzliwa. To wszystko.- Nienawidzi mnie śmiertelnie – powiedziałem jej, rozweselony tą myślą.- Nie możesz mieć pewności.- Widziałem wyraz jego twarzy – prawdopodobnie naprawdę

wystarczyłoby przyjrzeć się jego twarzy, by wyciągnąć ten właśnie wniosek. Praktyka, której nabierałem przy Belli, pozwalała mi ulepszyć moją zdolność czytania z ludzkiej twarzy.

- Jak mnie zobaczyłeś? Myślałam, że wagarujesz – jej twarz wyglądała lepiej, zielony odcień zniknął z jej przezroczystej cery.

- Byłem w samochodzie, słuchałem muzyki.Wyraz jej twarzy zmienił się, jakby moja zwykła odpowiedź w jakiś

sposób ją zaskoczyła.Otworzyła oczy, gdy pani Hammond wróciła z paczką lodu.- Proszę bardzo, moja droga – powiedziała pielęgniarka, kładąc torebkę

na czole Belli. – Wyglądasz lepiej.- Myślę, że już nic mi nie jest – odpowiedziała Bella i usiadła, odkładając

lód na bok. Oczywiście. Nie lubiła, gdy ktoś się nią opiekował.Pomarszczone dłonie pani Hammond wysunęły się w stronę

dziewczyny, jakby miała zamiar popchnąć ją z powrotem na łóżko, ale w tym momencie pani Cope otworzyła drzwi do gabinetu i wsunęła głowę do środka. Z jej pojawieniem w powietrzu wyczułem lekki powiew zapachu świeżej krwi.

Niewidoczny za jej plecami Mike Newton był nadal bardzo zły, żałował, że ciężki chłopak, którego przytargał teraz, nie był dziewczyną, która siedziała ze mną w gabinecie.

- Mamy jeszcze jednego – powiedziała pani Cope.Bella szybko zeskoczyła z łóżka, chętna, by zniknąć z oczu pielęgniarki.- Proszę – powiedziała, wręczając jej z powrotem kompres. – Już tego

nie potrzebuję.Mike kwiczał w myślach, gdy na wpół wpychał Lee Stevensa przez

drzwi. Chłopak trzymał sobie przy twarzy dłoń, z której nadal kapała krew, ściekając mu po nadgarstku.

Page 11: "Midnight Sun" - Rozdział 6

- O nie – nadszedł czas, bym stąd wyszedł. Wyglądało na to, że Bella też. – Wyjdź do sekretariatu, Bello.

Popatrzyła na mnie zaskoczonym wzrokiem.- Zaufaj mi. Idź.Obróciła się, chwyciła drzwi, nim się zamknęły i wyszła szybkim

krokiem. Podążyłem o kilka cali za nią. Jej podskakujące pukle dotknęły mojej dłoni…

Odwróciła się, by na mnie spojrzeć. Jej oczy nadal były szeroko otwarte.- Posłuchałaś mnie – to był pierwszy raz.Zmarszczyła swój malutki nosek.- Poczułam zapach krwi.Popatrzyłem na nią głęboko zdumiony.- Ludzie nie potrafią wyczuć zapachu krwi.- No cóż, ja potrafię – to od tego jest mi niedobrze. Krew pachnie jak

rdza… i sól.Zamarłem wpatrując się w nią.Czy ona w ogóle była człowiekiem? Wyglądała jak człowiek. Była

miękka jak człowiek. Pachniała jak człowiek – a nawet lepiej. Zachowywała się jak człowiek… do pewnego stopnia. Ale nie myślała jak człowiek ani nie reagowała jak człowiek.

Ale czy była jakaś inna możliwość?- No co? – spytała natarczywie.- Nic.W tym momencie przerwał nam Mike Newton, wchodząc do pokoju ze

swoimi myślami pełnymi urazy i agresji.- Wyglądasz lepiej – powiedział niegrzecznie do Belli.Moja ręka zadrgała, pragnąc nauczyć go dobrych manier. Będę musiał

się pilnować, bo w końcu zabiję tego wstrętnego chłopaka.- Tylko trzymaj rękę w kieszeni – powiedziała. Przez jedną straszną

chwilę, miałem wrażenie, że mówi do mnie.- Już nie krwawię – odpowiedział ponuro. – Wracasz na lekcję?- Żartujesz? Zaraz musiałabym tu wrócić.To bardzo dobrze. Myślałem, że stracę całą godzinę z nią, a zamiast

tego dostawałem dodatkowy czas. Byłem chciwy niczym skąpiec skrupulatnie przeliczający każdą minutę z nią.

- No tak… - wymamrotał Mike. – Jedziesz z nami w ten weekend? Nad morze?

Ach, mieli wspólne plany. Gniew mnie sparaliżował. Ale to tylko grupowa wycieczka. Słyszałem trochę o tym w głowach innych uczniów. Nie jechali tylko we dwoje. Nadal byłem wściekły. Stałem nieruchomo oparty o ladę, starając się opanować.

- Pewnie, przecież już mówiłam, że jadę – obiecała mu.A więc jemu też powiedziała tak. Poczułem palącą mnie zazdrość,

przynoszącą więcej bólu niż pragnienie.Nie, to tylko grupowy wypad, starałem się przekonać samego siebie. Po

prostu spędzała dzień z przyjaciółmi. Nic więcej.- Spotykamy się przy sklepie mojego taty o dziesiątej – i Cullen NIE jest

zaproszony.- Będę na pewno – powiedziała.- Do zobaczenia na WF-ie.

Page 12: "Midnight Sun" - Rozdział 6

- Na razie – odpowiedziała.Powlekł się do klasy, jego myśli były przepełnione gniewem. Co ona

widzi w tym dziwaku? Oczywiście, ma kupę kasy. Laski mówią, że jest przystojny, ale ja jakoś tego nie widzę. Zbyt… zbyt idealny. Założę się, że jego ojciec eksperymentuje na nich wszystkich z chirurgią plastyczną. To dlatego wszyscy są tacy bladzi i piękni. To nienaturalne. A on sam… wygląda dość przerażająco. Czasami, kiedy na mnie patrzy, przysiągłbym, że myśli o zabiciu mnie… Dziwak…

A jednak Mike nie był całkiem ślepy.- WF – powtórzyła cicho Bella. Jęknęła.Spojrzałem na nią i zauważyłem, że znów była z jakiegoś powodu

smutna. Nie byłem pewien dlaczego, ale było jasne, że nie chce iść na następną lekcję z Mike’iem, a ja byłem całym sercem za tym.

Podszedłem do niej i nachyliłem się do jej twarzy, czując, jak ciepło jej skóry promieniuje na moje wargi. Nie śmiałem odetchnąć.

- Zajmę się tym – mruknąłem. – Usiądź i wyglądaj blado.Zrobiła to, o co prosiłem. Usiadła na jednym ze składanych krzeseł i

oparła się plecami o ścianę, podczas gdy pani Cope wyszła z gabinetu pielęgniarki i usiadła za swoim biurkiem. Z zamkniętymi oczami, Bella wyglądała, jakby znowu zemdlała. Nie wróciły jej jeszcze kolory.

Odwróciłem się do sekretarki. Miejmy nadzieję, że Bella się temu przygląda, pomyślałem sardonicznie. To tak powinni reagować ludzie.

- Pani Cope? – spytałem, znów używając przekonującego głosu.Zamrugała rzęsami, a jej serce przyśpieszyło. Jest zbyt młody, weź się

w garść!- Tak?To było interesujące. Puls Shelly Cope przyśpieszył, ponieważ uważała,

że jestem atrakcyjny, a nie ze strachu. Przywykłem do takich reakcji kobiet… ale nie rozważyłem takiego wyjaśnienia przyśpieszonego tempa uderzeń serca Belli.

Spodobało mi się to. Mówiąc szczerze, nawet za bardzo. Uśmiechnąłem się, a pani Cope zaczęła głośniej oddychać.

- Bella ma WF na następnej lekcji, a nie wydaje mi się, żeby czuła się wystarczająco dobrze, żeby ćwiczyć. Właściwie, zastanawiałem się, czy nie powinienem jej odwieźć do domu. Czy może ją pani usprawiedliwić? – wpatrywałem się w jej płytkie oczy, ciesząc się spustoszeniem, jakie siało to w jej umyśle. Czy to możliwe, że Bella…?

Pani Cope przełknęła głośno, nim udzieliła odpowiedzi:- Czy ciebie też usprawiedliwić, Edwardzie?- Nie trzeba, mam lekcję z panią Goff. Nie będzie mi miała tego za złe.Nie zwracałem już na nią uwagi. Rozważałem tę nowoodkrytą

możliwość.Hmm. Bardzo chciałbym wierzyć, że Bella, tak jak inni ludzie, uważała,

że jestem atrakcyjny, ale kiedy niby Bella reagowała tak samo jak inni ludzie? Nie powinienem mieć zbyt wielkich nadziei.

- Wszystko załatwione. Czujesz się już lepiej?Bella pokiwała słabo głową – trochę przesadzała z tą grą aktorską.- Pójdziesz o własnych siłach czy wziąć cię znowu na ręce? – spytałem,

rozbawiony jej kiepskim występem. Wiedziałem, że będzie chciała iść – żeby nie okazywać słabości.

Page 13: "Midnight Sun" - Rozdział 6

- Pójdę sama – odparła.Znów miałem rację. Szło mi coraz lepiej.Wstała niepewnie, jakby sprawdzając, czy uda jej się utrzymać

równowagę. Przytrzymałem dla niej drzwi i wyszliśmy na deszcz.Obserwowałem ją, jak z zamkniętymi oczami wystawia twarz na krople

z lekkim uśmiechem na twarzy. O czym ona teraz myśli? Coś w jej zachowaniu wydało mi się dziwne. Szybko zdałem sobie sprawę, dlaczego tak było. Zwykle ludzkie dziewczyny nie wystawiłby twarzy na działanie deszczu w ten sposób – zwykłe ludzkie dziewczyny malowały się, nawet w tak wilgotnym miejscu jak to.

Bella nigdy się nie malowała – nie potrzebowała tego. Przemysł kosmetyczny zarabiał miliony dolarów na kobietach, które próbowały uzyskać cerę taką jak jej.

- Dziękuję – powiedziała uśmiechając się do mnie. – Warto źle się poczuć, jeśli to oznacza zwolnienie z WF-u.

Spojrzałem w dal, zastanawiając się, jak wydłużyć mój czas z nią spędzony.

- Zawsze do usług – odparłem.- Pojedziesz z nami? W tę sobotę? – w jej głosie zabrzmiała nadzieja.Ach, jej nadzieja była dla mnie pieszczotą. Chciała bym to ja z nią

pojechał, nie Mike Newton. A ja chciałem się zgodzić. Ale było mnóstwo rzeczy, które musiałem wziąć pod uwagę. Po pierwsze, w tę sobotę będzie świecić słońce...

- Gdzie dokładnie się wybieracie? – starałem się, by mój głos brzmiał nonszalancko, jakby to nie miało zbyt wielkiego znaczenia. Ale Mike mówił o plaży. Nie miałem zbyt wielkich szans, by uniknąć tam słońca.

- Do La Push na plażę numer 1.Cholera. W takim razie to było niemożliwe.Poza tym, Emmett by się zirytował, gdybym odwołał nasze plany.Spojrzałem na nią z góry, uśmiechając się krzywo.- Naprawdę nie sądzę, żebym był zaproszony.Westchnęła zrezygnowana.- Przecież właśnie cię zaprosiłam.- Lepiej żebyśmy w tym tygodniu nie zachodzili biednemu Mike’owi za

skórę jeszcze bardziej. Nie chcemy przecież, żeby się załamał – wyobraziłem sobie, jak własnymi rękami łamię biednego Mike i bardzo spodobał mi się ten widok.

- Mike-szmajk – odparła lekceważąco. Uśmiechnąłem się szeroko.Wtedy zrobiła krok, by ode mnie odejść.Bez namysłu wyciągnąłem rękę i chwyciłem ją za tył jej

przeciwdeszczowej kurtki. Pociągnąłem, żeby się zatrzymała.- Co ty sobie wyobrażasz? Gdzie niby się wybierasz? – byłem niemal zły,

że mnie opuszcza. Nie spędziłem z nią dość czasu. Nie mogła odejść, jeszcze nie.

- Jadę do domu – odparła, jakby zaskoczona dlaczego mnie to zdenerwowało.

- Nie słyszałaś, że obiecałem, że odwiozę cię bezpiecznie do domu? Sądzisz, że pozwolę ci prowadzić w takim stanie? – wiedziałem, że to jej się nie spodoba – moja sugestia jakoby była słaba. Ale musiałem się wprawiać

Page 14: "Midnight Sun" - Rozdział 6

przed wycieczką do Seattle, zobaczyć, czy jestem w stanie poradzić sobie z jej bliskością w zamkniętej przestrzeni. To była znacznie krótsza podróż.

- W jakim niby stanie? – spytała natarczywie. – I co z moją furgonetką?- Poproszę Alice, żeby ją odwiozła po szkole – ostrożnie powlokłem ją do

mojego samochodu, jakbym nie wiedział, że chodzenie do przodu stanowiło dla niej już dość duże wyzwanie.

- Puść mnie! – krzyknęła, szarpiąc się i niemalże potykając. Wyciągnąłem rękę, by jej pomóc, ale złapała równowagę, nim było to konieczne. Nie powinienem szukać wymówek, by jej dotknąć. To sprawiło, że pomyślałem o pani Cope i jej reakcji na mnie, ale odsunąłem tę myśl na później. Ta sprawa wymagała dokładnego przemyślenia.

Puściłem ją przy samochodzie - zatoczyła się, uderzając w drzwi. Będę musiał być jeszcze bardziej ostrożny, brać pod uwagę jej kiepską równowagę…

- Jesteś taki arogancki!- Drzwi są otwarte.Wsiadłem do wozu i zapaliłem silnik. Stała sztywno na zewnątrz, mimo

że deszcz się wzmógł, a wiedziałem, że nie lubi zimna i wilgoci. Woda przemoczyła jej grube włosy, sprawiając, że stały się niemal czarne.

- Absolutnie jestem w stanie sama się odwieźć!Oczywiście, że była – to tylko ja nie byłem w stanie pozwolić jej odejść.Opuściłem szybę po jej stronie i pochyliłem się do okna.- Wsiadaj, Bello.Jej oczy się zwęziły. Przypuszczałem, że zastanawia się czy mi nie uciec.- Wiesz, przywlekę cię z powrotem – obiecałem, ciesząc się

zmartwieniem malującym się na jej twarzy, gdy zdała sobie sprawę, że naprawdę zrobiłbym coś takiego.

Z wysoko podniesionym podbródkiem otworzyła drzwi i wspięła się do środka. Jej buty zaskrzypiały, a z włosów kapało na skórzane siedzenie.

- To zupełnie niepotrzebne – powiedziała zimno. Pomyślałem, że wygląda na zakłopotaną pod zasłoną urazy.

Podkręciłem ogrzewanie, by nie było jej nieprzyjemnie i włączyłem w tle muzykę. Ruszyłem w kierunku wyjazdu, przyglądając się jej kątem oka. Uparcie wysuwała dolną wargę. Wpatrywałem się w nią, badając, jak to na mnie wpływa… znów pomyślałem o reakcji sekretarki…

Nagle spojrzała na odtwarzacz CD i uśmiechnęła się. Jej oczy się rozszerzyły.

- Clair de Lune? – spytała.Fanka muzyki klasycznej?- Znasz Debussy’ego?- Niezbyt dobrze – odparła. – Moja mama słucha w domu dużo tego typu

muzyki, ale ja znam tylko moje ulubione utwory.- Ten jest także jednym z moich ulubionych – wpatrywałem się w ścianę

deszczu rozważając to. Miałem coś wspólnego z tą dziewczyną. Zawsze myślałem, że jesteśmy przeciwieństwami pod każdym względem.

Wyglądała teraz na bardziej zrelaksowaną, patrzyła niewidzącymi oczyma na deszcz tak samo jak ja. Wykorzystałem jej chwilę nieuwagi, by przeprowadzić eksperyment z oddychaniem.

Ostrożnie wciągnąłem trochę powietrza przez nos.Poczułem się oszołomiony.

Page 15: "Midnight Sun" - Rozdział 6

Chwyciłem mocniej kierownicę. Deszcz sprawił, że pachniała jeszcze lepiej. Nie myślałem, że coś takiego jest możliwe. Zacząłem snuć głupie rozważania na temat jej smaku.

Spróbowałem zdusić ogień palący mi gardło i pomyśleć o czymś innym.- Jaka jest twoja mama? – spytałem, żeby zwrócić swoją uwagę na coś

innego.- Jest bardzo do mnie podobna, ale dużo ładniejsza – uśmiechnęła się

Bella.Wątpiłem w to.- Mam w sobie zbyt wiele z Charlie’go – kontynuowała. – Jest bardziej

otwarta niż ja i odważniejsza.W to też wątpiłem.- Jest nieodpowiedzialna, trochę ekscentryczna i nieprzewidywalna z

niej kucharka. Jest też moją najlepszą przyjaciółką – w jej głosie zabrzmiała melancholia, na czole pojawiły się zmarszczki.

Znowu brzmiała bardziej jak rodzić niż dziecko.Zatrzymałem się przed jej domem, zbyt późno zastanawiając się, czy

miałem prawo wiedzieć, gdzie mieszka. Nie, to nie wyda się podejrzane w tak małym mieście, skoro jej ojciec jest osobą publiczną…

- Ile masz lat, Bello? – musiała być starsza od swoich znajomych. Może poszła później do szkoły albo repetowała… chociaż to mało prawdopodobne.

- Siedemnaście – odparła.- Nie wyglądasz na tyle.Zaśmiała się.- O co chodzi?- Moja mama zawsze powtarza, że urodziłam się jako

trzydziestopięciolatka i z każdym rokiem staję się coraz poważniejsza – zaśmiała się znowu, a potem westchnęła. – No cóż, ktoś w domu musi być dorosły.

To wyjaśniło mi parę spraw. Teraz widziałem to wyraźnie… że nieodpowiedzialna matka przyczyniła się do dojrzałości Belli. Musiała szybko dorosnąć, by się nią zaopiekować. To dlatego nie lubiła, gdy ktoś troszczył się o nią – uważała, że to jej zadanie.

- Sam też nie wyglądasz na ucznia trzeciej klasy liceum - dodała, ściągając mnie na ziemię.

Skrzywiłem się. Na moje spostrzeżenia dotyczące jej odpowiadała zbyt dużą ilością spostrzeżeń dotyczących mnie. Zmieniłem temat.

- Dlaczego twoja mama wyszła za Phila?Zawahała się przez chwilę, nim udzieliła odpowiedzi.- Mama… ma duszę młodej osoby. Myślę, że Phil sprawia, że czuje się

jeszcze młodziej. Bez wątpienia ma świra na jego punkcie – pokiwała pobłażliwie głową.

- Pochwalasz to?- Czy to ma znaczenie? – spytała. – Chcę, żeby była szczęśliwa…

najwidoczniej potrzebuje kogoś takiego jak on.Bezinteresowność jej odpowiedzi zaszokowałaby mnie, gdyby nie

wpasowywała się idealnie w to, czego już się dowiedziałem na temat jej charakteru.

- Jesteś bardzo wspaniałomyślna. Zastanawiam się…

Page 16: "Midnight Sun" - Rozdział 6

- No?- Czy odpłaciłaby ci tym samym? Bez względu na to, kogo byś wybrała?To było głupie pytanie, a na dodatek nie mogłem utrzymać lekkiego

tonu, kiedy je zadawałem. Głupotą było w ogóle brać pod uwagę, jak ktoś aprobuje mnie jako wybranka swojej córki. Głupotą było choćby tylko myśleć, że Bella mogłaby mnie wybrać.

- Myślę… myślę, że tak – wyjąkała, reagując w ten sposób na moje spojrzenie. Strach…. czy pociąg do mnie?

- Ale mimo wszystko to ona jest tu rodzicem. To trochę inna sprawa – dokończyła.

Uśmiechnąłem się krzywo.- Załóżmy, że nie byłby aż tak przerażający…Wyszczerzyła do mnie zęby.- Co masz na myśli mówiąc „przerażający”? Mnóstwo kolczyków i

ogromne tatuaże?- Przypuszczam, że to jedna z definicji – jak dla mnie, jedna z tych mniej

przerażających.- A jaka jest twoja?Zawsze zadawała nieodpowiednie pytania. Albo właśnie odpowiednie.

W każdym razie takie, na które nie chciałem udzielić odpowiedzi.- Myślisz, że ja mógłbym być przerażający? – spytałem, starając się

uśmiechnąć.Przemyślała to, zanim odpowiedziała poważnym tonem:- Hm… Sądzę, że mógłbyś, gdybyś się postarał.Ja też byłem poważny.- A teraz się mnie boisz?- Nie - odparła bez chwili namysłu.Teraz łatwiej było mi się uśmiechnąć. Nie sądziłem, by mówiła całą

prawdę, ale też nie kłamała. Przynajmniej nie bała się wystarczająco, by chcieć odejść. Zastanawiałem się, co by zrobiła, gdybym jej powiedział, że rozmawia z wampirem. Wzdrygnąłem się wewnętrznie na jej prawdopodobną reakcję.

- Może teraz ty opowiesz mi coś o swojej rodzinie? To musi być ciekawsza historia niż moja.

A przynajmniej bardziej przerażająca.- Co chciałabyś wiedzieć? – spytałem ostrożnie.- Cullenowie cię adoptowali?- Tak.Zawahała się, a potem spytała cicho:- Co stało się z twoimi rodzicami?To nie było trudne, nie musiałem nawet jej okłamywać.- Umarli bardzo dawno temu.- Przykro mi – mruknęła. Widać było, że martwi się, że mnie zraniła.Ona martwiła się o mnie.- Nie pamiętam ich zbyt dobrze – zapewniłem ją. – Carlisle i Esme są

moimi rodzicami od długiego czasu.- I ich kochasz – wydedukowała.Uśmiechnąłem się.- Tak. Nie mogę sobie wyobrazić dwóch lepszych ludzi.- Masz dużo szczęścia.

Page 17: "Midnight Sun" - Rozdział 6

- Wiem o tym – w tej jednej sprawie, sprawie rodziców, nie mogłem temu zaprzeczyć.

- A twoi bracia i siostry?Jeśli pozwolę jej za bardzo naciskać, będę musiał skłamać. Rzuciłem

okiem na zegar, zniechęcony tym, że mój czas z nią się kończył.- Mój brat i siostra, oraz Rosalie i Jasper na dokładkę, mocno się

zirytują, jeśli każę im na siebie czekać w deszczu.- Och, przepraszam, pewnie musisz już iść.Nie poruszyła się. Również nie chciała, by nasz czas się skończył.

Spodobało mi się to bardzo, bardzo mocno.- A ty pewnie chcesz, żeby twoja furgonetka wróciła do domu przed

Charlie’m Swanem, żebyś nie musiała mu opowiadać o incydencie na biologii, tak? – wyszczerzyłem zęby, przypominając sobie, jaka zakłopotana była w moich ramionach.

- Jestem pewna, że już o tym słyszał. W Forks nie można mieć tajemnic – nazwę miasta wymówiła z lekką dozą niesmaku.

Zaśmiałem się na te słowa. Rzeczywiście, nie można.- Baw się dobrze nad morzem – rzuciłem okiem na deszcz, wiedząc, że

nie potrwa on długo i pragnąc bardziej niż zwykle, by było inaczej. – Dobrej pogody do opalania – no cóż, w sobotę miała taka być. Ucieszy ją to.

- Nie zobaczymy się jutro?Niepokój w jej głosie sprawił mi przyjemność.- Nie. Emmett i ja zaczynamy wcześniej weekend – byłem na siebie

wściekły, że się z nim umówiłem. Mógłbym złamać daną mu obietnicę… ale nie istniało coś takiego jak nadmiar wypitej krwi, a moja rodzina będzie się dość martwić moim zachowaniem bez pokazywania im, jak wielka stała się moja obsesja.

- Co będziecie robić? – spytała. Nie brzmiało to tak, jakby ją ta nowina zachwyciła.

Dobrze.- Mamy zamiar wędrować po Kozich Skałach na południe od Rainier –

Emmett miał ochotę na polowanie na niedźwiedzie.- No cóż, bawcie się dobrze – odparła niechętnie. Jej brak entuzjazmu

znów sprawił mi przyjemność.Wpatrując się w nią, poczułem niemalże ból na myśl o zwykłym

pożegnaniu. Była taka delikatna i krucha. Szaleństwem wydawało się, spuszczenie jej z oka i zostawienie na pastwę losu. A jednak najgorsza rzecz, jaka mogłaby się jej przydarzyć, wynikałaby z bycia ze mną.

- Zrobisz coś dla mnie w ten weekend? – spytałem poważnie.Pokiwała głową, w jej rozszerzonych oczach malowało się zdumienie

moją natarczywością.Utrzymaj lekki ton.- Nie obraź się, ale wydajesz się być jedną z tych osób, które

przyciągają wypadki jak magnes. Więc… postaraj się nie wpaść do oceanu lub po samochód albo coś w tym stylu, dobrze?

Uśmiechnąłem się do niej żałośnie, mając nadzieję, że nie dostrzeże smutku w moich oczach. Tak bardzo chciałbym, żeby nie była ode mnie tak daleko, nieważne, co mogłoby jej się stać przy mnie.

Uciekaj, Bello, uciekaj. Kocham cię za bardzo, by było to dobre dla ciebie lub dla mnie.

Page 18: "Midnight Sun" - Rozdział 6

Poczuła się urażona moją uwagą. Spojrzała mi w oczy.- Zobaczę, co się da zrobić – sapnęła, wyskakując na deszcz. Trzasnęła

za sobą drzwiami tak mocno, jak tylko mogła.Tak jak rozzłoszczony kociak, któremu wydaje się, że jest tygrysem.Zacisnąłem palce dookoła kluczyków, które przed chwilą wyjąłem z jej

kieszeni i odjechałem z uśmiechem na ustach.