32
Zbigniew Namysłowski: „W jazzie można robić wszystko, co się chce“ str. 5 Nagroda dla Krwawy zamek str. 18 str. 2

Monitor Polonijny 2013/04

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

Page 1: Monitor Polonijny 2013/04

Zbigniew Namysłowski:„W jazzie możnarobić wszystko,co się chce“

str. 5

Nagrod

a dla

Krwawyzamek

str. 18

str. 2

Page 2: Monitor Polonijny 2013/04

MONITOR POLONIJNY K

W dniu 28 marca 2013 r. w War -szawie ogłoszono laureatów

Nagrody im. Macieja Płażyń skiego,przyznawanej za pracę dziennika-rzy i mediów służących Polonii.Intencją inicjatorów tej nagro-dy jest zachowanie w pamięci Polakówosoby i dokonań jejpatrona – działaczaopozycji antykomuni-stycznej, pierwszegoniekomunistycznegowojewody gdańskie-go, marszałka Sej muRP i wicemarszałka Se natu RP, prezesaS t o w a r z y s z e n i aWspól nota Polska,człowieka o szero-kich horyzontach i daleko wzro cznymspojrze niu na Pol -skę i świat.

Nagroda jest przy-znawana co roku zapracę dziennikarskąw roku poprzednim w czterech katego-riach: dziennikarz me-dium po lonijnego, dzien-nikarz krajowy publiku-jący na tematy polonij-ne, dziennikarz zagra-niczny publikujący natemat Polonii oraz re-dakcja medium polo-nijnego.

W każdej z trzechkategorii dziennikar-skich nagrodę stanowistatuetka oraz kwotapieniężna w wysokościdziesięciu tysięcy zło-tych, zaś w kategorii re-

dakcja medium polonijne-go jest to sama statuetka.

W tym roku do nagrodyzgłoszono 80 nominacjiz 18 krajów. Spośród nichzwycięzców wyłoniło jury w składzie: Jakub Płażyński

(przewodniczący), An drzejGrzyb (senator RP, przed-stawiciel Marszałka Se na -tu), Jarosław Gugała (Te -le wizja Polsat), JerzyHaszczyński („Rzecz po -spolita”), Małgorzata Na -ukowicz (Polskie Radio)oraz Karolina Grabowicz-Matyjas (dyrektor Mu -

zeum Emigracji, sekretarzjury).

I tak laureatami tegorocz-nej edycji Nagrody im.Macieja Płażyńskiego zostalidziennikarze z Polski, Biało -rusi, Stanów Zjednoczo -nych i Słowacji. Dodatkowowyróżniono dziennikarzyz Polski i Stanów Zje -dnoczonych.

W kategorii redakcja me-dium polonijnego zwyciężyłnasz „Monitor Polonijny”, któ-

ry nagrodzono za wysokipoziom, prezentowanie naj -

ważniejszych wydarzeń do-tyczących Polski i stosun-

ków polsko-słowackich, a tak -że docieranie do słowackiej

opinii publicznej.W kategorii dziennikarz

medium polonijnego laurea -tem został Andrzej Pisalnik z redakcji wydawanych nauchodźstwie „Magazynu Pol -skie go” i „Głosu znad Niem -na” oraz „Rzeczpospolitej” zadziennikarski profesjonalizmi poruszanie ważnych dla

polskiej społeczności naBiałorusi kwestii dostępu dopolskiej oświaty, swobodydziałania Związku Polakówna Białorusi oraz dokumento-wanie polskiego dziedzictwa.

W tej samej kategorii jurywyróżniło Tomasza Deptu -łę z redakcji nowojorskiego„Nowego Dziennika” za wysoki poziom dzienni kar -stwa, aktywizowanie Polo -nii oraz budowanie tożsa-

mości patriotycznej i obywatelskiej.

W kategorii dzien-nikarz krajowy pu-blikujący na tematypolonijne nagrodzo-no Ma rię Stepan z re-dakcji „Wiadomości”TVP 1 za cykl reporta-ży, w których ukazujepozytywne przesła-nie nawet o najtrud-niejszych losach Po -la ków na świecie.

Ponadto jury wy-różniło Zofię Woj -cie chowską z re-

dakcji Radia „Wnet”za program „Pomost”,za pomocą któregostara się scalać media i środowiska polonijnew wielu krajach.

W kategorii dzienni-karz zagraniczny pu-blikujący na tematy Po -

lonii laureatem został Alex Storo -żyński za publikacje w „The NewYork Post” i innych mediach amery-kańskich, które mają pozytywnywpływ na wizerunek Polski i Po -laków.

Nagroda im. Macieja Płażyń skie -go powstała z inicjatywy Press Clu -bu Polska, Jakuba Płażyńskiego, pre-zydentów Gdańska, Sopotu i Gdyni,marszałka województwa pomor-skiego, oraz Fundacji Pomor skiej.Honorowe patronaty nad nagrodąobjęli Marszałek Senatu RP orazMinister Spraw Zagranicznych.

Wręczenie nagród odbędzie się 20 kwietnia 2013 r. w Gdyni.

red

Mon i toraNagroda dla

Nasz „Monitor Polonijny” został laureatem Nagrody im. Macieja

Płażyńskiego w kategorii redakcja medium polonijnego!!!

2

Page 3: Monitor Polonijny 2013/04

KWIECIEŃ 2013 33

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Agnieszka Drzewiecka, Ingrid Majeríková, Katarzyna Pieniądz,

Linda Rábeková KOREŠPONDENTI: KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados • TRENČÍN – Aleksandra Krcheň

JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduelis Stehlik

ZAKLADAJÚCA ŠÉFREDAKTORKA: Danuta Meyza-Marušiaková ✝(1995 - 1999) • ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava

KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: Małgorzata Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel./Fax: 031/5602891, [email protected]

PREDPLATNÉ: Ročné predplatné 12 euro na konto Tatra banka č.ú.: 2666040059/1100

REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95 • EVIDENČNÉ ČÍSLO: EV542/08

Redakcia si vyhradzuje právo na redigovanie a skracovanie príspevkov • Realizované s finančnou podporou Úradu vlády Slovenskej Republiky

V Y D Á V A P O Ľ S K Ý K L U B – S P O L O K P O L I A K O V A I C H P R I A T E Ľ O V N A S L O V E N S K U

w w w . p o l o n i a . s k

„Ten tort zrobiłaś z polskich produktów?“ – zapytał z trochędrwiącym uśmiechem pewien mój znajomy podczas spotkania z moimi słowackimi przyjaciółmi. Był to oczywiście pretekst, by porozmawiać na temat polskiej żywności na Słowacji, którato żywność nie cieszy się dobrą opinią. Kiedy kolejni znajomizaczęli żartować w podobny sposób, stało się to uciążliwe. Około czterdziestuSłowaków w ten sposób reagowało na jedyną Polkę, która znalazła się w ichgronie. I nie chodzi tu o przeciętnych Słowaków, ale o grupę opiniotwórczą, któranadaje w Słowacji ton. Niby żarty, ale – jak zwykło się mawiać – w każdymżarcie jest trochę prawdy. A to świadczy, że czarny PR polskich produktówzakorzenił się głęboko wśród Słowaków i wpłynął na myślenie o Polsce i Polakach. Temu tematowi poświęciliśmy obszerny materiał w poprzednimnumerze „Monitora“, w tym idziemy krok dalej – staramy się znaleźćrozwiązanie, jak wybrnąć z tej sytuacji. Wydaje się, że pomóc może pozytywnapromocja Polski, o której mowa była również podczas spotkania Klubu Polskiegoz ambasadorem RP w RS Tomaszem Chłoniem (relacja na str. 8).

O pozytywnej promocji kulturalnej informujemy też w rubryce „Z naszegopodwórka“, w której przynosimy relacje z wielu ciekawych imprez,zorganizowanych przez Instytut Polski (koncert zespołu SBB, pokaz polskichfilmów w ramach festiwalu Febiofest) czy Klubu Polskiego (koncert „Od Kijowaprzez Warszawę do Paryża“ czy tradycyjne topienie marzanny), którerelacjonowane były też przez słowackie media i TV Polonia (str. 8-15). Z kolei w rubryce „Wywiad miesiąca“ prezentujemy rozmowę ze ZbigniewemNamysłowskim, który szerzy w świecie dobre imię polskiego jazzu.

A skoro pozytywna promocja ma być celem działań Klubu Polskiego, więcwarto już teraz pomyśleć o planowanym na 1 maja w Bratysławieprzedsięwzięciu pod hasłem „Z Polską na Ty – sentymentalna retrospekcja“. Z założenia ma to być impreza całodniowa, między innymi prezentująca starepolskie samochody – warszawy i syrenki, podczas której wystąpi teatrpantomimy z Wrocławia (więcej w ogłoszeniach na str. 28).

Od tego numeru zaczynamy nowy cykl publikacji pt. „Monitor gościmniejszości“, w którym będziemy prezentować mniejszości narodowe,mieszkające na Słowacji. Jako pierwszą przedstawiamy mniejszość serbską (str. 22).

Ponieważ przed oddaniem do druku naszego pisma dowiedzieliśmy się, żenasz „Monitor Polonijny” został laureatem Nagrody im. Macieja Płażyńskiego w kategorii redakcja medium polonijnego, informacje na temat tej pretiżowejnagrody publikujemy na str. 2.

Oprócz tego stałe rubryki, do lektury których zachęcam.W imieniu redakcji

Kiedy wejdziesz między wrony… 4

Z KRAJU 4

WYWIAD MIESIĄCA ZbigniewNamysłowski: „W jazzie możnarobić wszystko, co się chce“ 5

Z NASZEGO PODWÓRKA 8

OPOWIEŚCI POLONIJNEJ TREŚCIZ innej perspektywy 15

SŁOWACKIE PEREŁKIKrwawy zamek 16

KINO-OKO Trzech panóww łódce i pies 17

WAŻKIE WYDARZENIA W DZIEJACH SŁOWACJIŚwięty Melichar Grodecki 18

CZUŁYM UCHEM To jest „!To!” 19

POLAK POTRAFIKolorowe imperium Inglota 20

BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKICena przeżycia 20

„MONITOR“ GOŚCI MNIEJSZOŚCIŻycie z prędkością 140 km/h 22

SPORT!? Język sportu 24

OKIENKO JĘZYKOWEKilka słów o marzannie 25

PORADNIK DLA POLAKÓW NA SŁOWACJI Nie masz pracy?Ucz się języka, przyda się po powrocie do Polski 26

Fico i Wałęsa przeciwkomniejszościom 27

OGŁOSZENIA 28

ROZSIANI PO ŚWIECIEZ nowym bagażem doświadczeń,ale bez szoku kulturowego… 30

MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMIBądź bezpieczny w sieci 31

PIEKARNIKPoczątek światowej kariery 32

Działanie jest współfinansowane przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” ze środków otrzymanych od MinisterstwaSpraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami za Granicą”

Page 4: Monitor Polonijny 2013/04

…musisz krakaćjak i one. A to nie za-wsze jest takie pro-ste. Cu dzozie miec,który postanowiłzamie szkać w ob-cym kraju, z regułychce przede wszyst-kim opanować jegojęzyk. Nawet inten-sywna nauka nie chroni go jednakprzed popełnianiem błędów, a prze-cież jakoś trzeba porozumiewać sięna co dzień, robić zakupy, zapytać o ulicę, pójść do kina. Kaleczenie ję-zyka spotyka się albo z pełnymi poli-towania uśmie chami, albo z łagodnąniechęcią, w któ rej gustują zwłaszczarozmówcy bez poczucia humoru, zato z ogromnym wymogami. Na szczę-ście tym, którzy mimo wszystko stara-ją się praktycznie opanować obcy ję-zyk, przychodzą z pomocą celebryci.Oj, tak! Gwiazdy są dobre na wszyst-ko. Ich językowe wyczyny szybkoprzechodzą do języka potocznego i stają się „dobrem narodowym”, tymsamym uświadamiając nam po pierw-sze, że nauka języka nie jest taka pro-sta, po drugie, że trzeba nabrać dy-stansu do siebie i nie przejmować się,a po trzecie, że umiejętność dogada-nia się jest najistotniejsza.

Ostatnio w polskiejtelewizji aż roi się odzagranicznych cele -bry tów, którzy wła-śnie z kaleczenia pol-szczyzny uczynili swójznak rozpoznawczy.Już dawno w polskiej

kuchni rozgościł się Pascal Brodnicki,młody kucharz i niepoprawny gadu-ła. Jego wymowa bulwersowała nie-mal wszystkich, dopóki nie uświado-miono sobie, że programy Pascala,oprócz tego, że przynoszą rozrywkę,to ponadto uświadamiają Polakomzłożoność własnego języka i – para-doksalnie – wzbudzają zainteresowa-nie polszczyzną. Plotka głosi, iż PascalBrodnicki już tyle lat mieszka w Pol -sce, że nie ma żadnych problemów z polszczyzną, na potrzeby swychprogramów jedynak „koloryzuje”, byuczynić zadość licznym fankom jegośpiewnego francuskiegoakcentu.

Inna celebrytka, za-merykanizowana mo-delka Joanna Krupa, na-zywana Dżoaną, gościn-nie występująca w pro-gramie „Top Model”,

stworzyła wiele przezabawnych ła-mańców językowych. Jej język sta-nowi wręcz kopalnie dziwacznychpowiedzonek, powstałych w wyni-ku kontaminacji polszczyzny z ame-rykańskimi słówkami i akcentem.Już sama nazwa programu, wyma-wiana przez nią mniej więcej jakotap madl, stała się popularnymokreśleniem osoby lubiącej być naczasie. Dżoana doczekała się licznejgrupy specyficznych fanów, którzywykorzystują każdą okazję, by się z niej pośmiać.

Michel Mo ran,juror polskiej edy-cji programu „Ma -ster chef”, to Fran -cuz, który rów-nież postanowiłzmierzyć się z ję -zykiem polskim.Na początku nieszło mu zbyt do-brze, ale szybko okazało się, iż wystar-czyło mu nabranie dystansu do sie-bie, by zyskać popularność. „Oddajfartucha” – to wypowiedź, z któregozasłynął. I chociaż początkowo się jejwypierał, to internauci orzekli zgod-nie: „bez tej formuły nie ma Ma -sterszefa”. Teraz Mo ran, choć już

pewnie ma dosyćswych niefortunnychpowie dzo nek, z uśmie -chem kaleczy polsz-czyznę, by przycią-gnąć do oglądaniapro gramu jak najwię-cej widzów.

między wrony…

MONITOR POLONIJNY K 4

GDYBY WYBORY parlamentarneodbywały się w drugiej połowiemarca na Platformę Obywatelskązagłosowałoby 32 proc. Polaków,zaś Prawo i Sprawiedliwość wy -bra łoby 31 proc. Tak wynika z son dażu Wirtualnej Polski, zreal-izowanego przez Homo Homini

i opublikowanego 20 marca. Po -parcie dla PO nie zmieniło się, z kolei notowania PiS poprawiłysię o 1 punkt procentowy. Bada -nie przynosi ponadto katastro-falne oceny pracy parlamentu –tylko co dziesiąty Polak (13 proc.)ma pozytywne zdanie o Sejmie,81 proc. ocenia go negatywnie.

PREMIER DONALD TUSK 23 marcapoinformował, że zamierza pono -wnie ubiegać się o stanowiskoprzewodniczącego partii. Powie -dział też, że we wrześniu odbę -dzie się nadzwyczajny zjazd

Platformy Obywatelskiej. Ponadtozapowiedział zmiany w statuciePO, dotyczące wyboru przewodni-czącego, którego wg nowego pro-jektu wybieraliby wszyscy człon-kowie partii.

AMBASADOR RP przy StolicyApostolskiej Hanna Suchocka popierwszym spotkaniu z papieżemFranciszkiem powiedziała, żekanonizacja Jana Pawła II „jest wbardzo dobrych rękach“, bowiemnowo wybrany papież zapowiadaw tym względzie kontynuacjędzia łań swego poprzednika.

W CIĄGU DWÓCH miesięcy doSejmu powinien trafić projekt PO,dotyczący związków partnerskich– powiedział 12 marca premierDonald Tusk, który zastrzegł, żenie będzie to propozycja re-wolucyjna.

W TRYBUNALE W STRASBURGU,przed jego Wielką Izbą, odbyłasię rozprawa publiczna w sprawiezbrodni katyńskiej. Krewni jejofiar, reprezentowani przez pol-skich prawników, wspólnie z pol-skim rządem oskarżają władzeRosji o nierzetelnie przeprowadzo-

Kiedy wejdziesz

Page 5: Monitor Polonijny 2013/04

A my? Jak było, gdy uczyliśmy sięsłowackiego? Pomyłki językowe by-ły na porządku dziennym. Niby pol-ski i słowacki należą do wspólnejrodziny, co oznacza, że porozumie-wanie się za ich pomocą powinnobyć łatwiejsze, ale z drugiej strony,to podobieństwo często jest fałszy-we, ponieważ wiele podobniebrzmiących wyrazów ma w obu ję-zykach zupełnie inne znaczenie.Jednych to bawi, innych denerwu-je, ale faktu nie zmienia – trzebauczyć się na własnych błędach i w nauce nie ustawać. „Hľadať”,„počúvať” i „cítiť”, „vôbec”, „bý-vanie”, „čerstvý”, „vlak” i „koľaj” – totylko niektórzy „fałszywi przyjacie-le”. O popełnionej gafie językowejinformuje nas dopiero niekiedydezorientacja rozmówcy i uśmiechna jego twarzy.

Dla obcokrajowców trzeba byćwyrozumiałym, nie tylko chodzibowiem o naukę w sprzyjającej at-mosferze, ale przede wszystkim o fakt, że każdy z nas może się zna-leźć w podobnej sytuacji. No, chy-ba że wystarcza mu język ojczysty,zaś obcych postanowił nie uczyćsię w ogóle. Ale w dzisiejszych cza-sach to żadna zaleta, a raczejwstyd.

AGATA BEDNARCZYK

5 KWIECIEŃ 2013

ne śledztwo katyńskie. Rosjatwierdzi, że Trybunał nie mauprawnień, by to śledztwo badać.

POLSKA, BELGIA I HISZPANIA topaństwa, w których przyjęciekompleksowych przepisów pra -wnych doprowadziło w krótkimczasie do znacznego spadkupoziomu narażenia na biernepalenie - wynika z raportu KomisjiEuropejskiej, opublikowanego 23 marca.

W NIEMIECKIM OBOZIE Auschwitz70 lat temu zginęła Anna Smo -

leńska, twórczyni popularnegosymbolu Polski Walczącej, zwa -ne go kotwicą walczącą. Miałatylko 23 lata. Po raz pierwszyznak kotwicy został umieszczonyna murach Warszawy 20 marca1942 r.

TRWA PROCES Katarzyny W., os-karżonej o zabójstwo półrocznejcóreczki Madzi. Mąż Katarzyny W., Bartek przerwał 19 marca milcze-nie, publikując wstrząsające pa -miętniki, w których pisał o swojejżonie i w których próbowały od -tworzyć wszystko to, co mogło

doprowadzić do tej tragedii.Według oskarżenia w styczniu2012 roku Katarzyna W. udusiładziecko, jego ciało ukryła, poczym powiadomiła policję o jegorzekomym porwaniu. Śledztwoustaliło, że działania kobiety byłyzaplanowane.

OLGIERD J. przyznał, że 22 marcazabił swojego ojca LudwikaLecha J., znanego malarza i ry so -wnika. Mężczyzna stwierdził, żedo zbrodni doprowadziły go panu-jące w domu relacje. Prokuraturapostawiała mu zarzut zabójstwa.

W POLSCE POJAWIŁ SIĘ nowy dys-kont Cent. Cent pochodzi z Wę -gier, gdzie jest kontrolowanyprzez spółkę CBA - drugą podwzględem obrotów sieć handlowąw tym kraju.

PIĄTA EDYCJA Selector Festivaluodbędzie się w Warszawie – poin-formowała w marcu agencja kon-certowa Alter Art. W pierwszyweekend września w jego ramachzagra powracający po latach z no-wą płytą duet The Knife. Będzieto pierwszy koncert formacji w Polsce. ZUZANA KOHÚTKOVÁ

Z bigniew Namysłowski to jeden z najbardziejznanych w świecie polskich saksofonistówjazzowych. Jak sam twierdzi, w Bratysławie

występował pięć razy. Przed ostatnim jego występem– podczas Bratysławskich Dni Jazzu – udało nam sięnamówić go na wywiad dla czytelników „Monitora Polonijnego“.

Pańska przygoda z muzyką zaczęła siędzięki babci, która wysłała Pana jakosześciolatka na przesłuchanie dopewnego profesora…Tak, babcia poprosiła pewnego profe-

sora, by w garderobie filharmonii zrobiłmi jakiś test muzyczny. Ten test wypadłpodobno pomyślnie, więc babcia posła-ła mnie do szkoły muzycznej.

Od razu pokochał Pan muzykę i wiedział,że poświęci jej całe swoje życie?Gdyby nie to, że napotkałem na

swojej drodze muzykę jazzową, topewnie nie byłbym muzykiem.

Kiedy do tego doszło?Jeszcze w szkole podstawowej zetkną-

łem się z muzyką rozrywkową. Koledzyna przerwach grali różne taneczne ka-wałki. Mnie się to wtedy podobało, aledopiero jak usłyszałem jazz, wiedziałem,że to jest moja muzyka! Wtedy poważniezacząłem się nią interesować. Na począt-ku grałem na fortepianie, ale szło mi bar-

dzo niedobrze, więc musiałem zmienićinstrument. Podjąłem naukę gry na wio-lonczeli. Ale i na niej nie szło mi zbyt do-brze. Kiedy skończyłem liceum, powiesi-łem wiolonczelę na kołku.

Wisi do dziś?Wisi do dziś, ale był krótki okres,

kiedy próbowałem grać jazz również i na niej.

Czy to prawda, że Pańska przygoda z jazzem zaczęła się od podglądaniaprzez okno występów podczas festiwalujazzowego w Sopocie?To prawda, że pierwszy festiwal so-

pocki oglądałem przez okno, ale niebyła to moja pierwsza przygoda z ja -zzem. Wcześniej, bo w 1955 roku, cho-dziłem na pierwsze koncerty jazzowew Warszawie, które wtedy nosiły róż-ne dziwne nazwy, na przykład „Dżemz marmoladą“. Grali tam tacy muzycy,jak Andrzej Kurylewicz czy Jan Wa -lasek. To od nich zacząłem się uczyć

Zbigniew Namysłowski: „W jazziemożna robić wszystko, co się chce“

Page 6: Monitor Polonijny 2013/04

6

jazzu, to oni byli mo-imi pierwszymi na-uczycielami. Oczy wi -ście nieformalnymi.Słuchałem ich jednak i próbowałem naśla-dować. To była moja pierwsza szkołajazzu, kolejną było radio Voice ofAmerica.

Co takiego jest w jazzie, że uwiódłPana na całe życie?Swoboda, wolność, możliwość im-

prowizowania, dzielenia się swoją in-wencją. To znacznie więcej niż to, codaje muzyka klasyczna, gdzie jest sięjedynie odtwórcą. Owszem, w muzy-ce klasycznej interpretacją można cośtrochę zmienić, ale w jazzie możnarobić wszystko, co się chce.

Jazz daje Panu wolność również nascenie?Tak jest!

A co z tremą?Trema bywa, ale jak zaczynam grać,

to znika.

Wyjechał Pan w 1978 roku do StanówZjednoczonych, gdzie koncertował Panz Michałem Urbaniakiem i UrszuląDudziak. Zamierzał Pan tam zostać, alepotoczyło się inaczej…Potoczyło się inaczej. Ale skąd pani

wie, że zamierzałem tam zostać?

Czytałam, przygotowałam się dorozmowy z Panem…Rzeczywiście, na początku grałem

parę koncertów z Michałem i Ulą, alepotem koncertowałem na własną rękę,miałem swój zespół. Później sytuacjatrochę się skomplikowała, jak to częstobywa na wyjazdach. Rozstali śmy się z żoną, więc postanowiłem wrócić doPolski, zwłaszcza że miałem propozycjęnapisania muzyki do filmu. Kiedy popowrocie do Warsza wy poszedłem doPAGART-u (Polska Agencja Artystyczna– przyp. red.), za brano mi paszport,więc – chcąc nie chcąc – musiałem so-bie zacząć organizować życie w Polsce.

A co z tą muzyką do filmu?To był film „Skąpani w słońcu“, ale

ten tytuł nic nikomu nie mówi. Chy -

ba to nie był udanyfilm. Zaczą łem sobieorganizować życie ro-dzinne i muzyczne, za-łożyłem zespół AirCondition. To był ze-

spół, który zaistniał nie tylko w Pol -sce, ale również w Europie.

Da się zliczyć, ile takich formacji Pan założył?Przeważnie grałem w kwartetach,

ale nigdy nie liczyłem, w ilu. Terazgram w kwintecie z synem Jackiem.

Jazzowi muzycy mogą równoleglewystępować w kilku formacjach…Bardzo wielu tak robi, ale ja staram

się grać w jednym zespole.

Podobno jedyna rzecz, której Pan żałuje,to to, że nie wykorzystał Pan szansy,kiedy w Ameryce zaproponowano Panupodjęcie nauki w renomowanej szkole…Był rok 1962, byłem z zespołem

w trasie w USA. Mieliśmy stypendiumdepartamentu stanu i podczas tegomiesiąca jeździliśmy po całych Sta -nach. Między innymi odwiedziliśmyThe Berkeley School w Bostonie i wówczas szef tej wyjątkowej uczelnipowiedział, że jeśli chcemy, to może-my studiować na tej uczelni za dar-mo. Było to kuszące, ale ja musiałemwracać do Polski, do chorej babci.

Żałuje Pan?Nie mogłem podjąć innej decyzji.

Potem taka propozycja już się nie powtórzyła?Nie, potem byliśmy już za starzy.

Wielu znanych muzyków napisało książkio swoim życiu scenicznym, na przykładUrszula Dudziak. Pana nie kusi chęćnapisania własnych wspomnień?Nigdy się nad tym nie zastanawia-

łem. Nie mam zamiaru pisać żadnejksiążki. Po pierwsze nie potrafię, a podrugie nie mam o czym. Ci, co piszą,też nie mają o czym, ale piszą. Ja wo-lałbym się nie kompromitować.

To jest uwaga krytyczna pod adresemUrszuli Dudziak?Dlaczego Urszuli?

Ponieważ właśnie Urszula Dudziakniedawno napisała książkę.Nie tylko ona.

Broni się Pan przed zaszufladkowaniem,że gra muzykę ludową, góralską.Nie, nie, nie! Kiedyś się broniłem,

teraz się nie bronię. Dawniej rzeczy-wiście unikałem etykietki „muzykantludowy“, bo tak mnie nazywano.

Na czym więc polega różnica międzymuzyką ludową i tą, którą Pan gra?Na przykład program, który przy-

gotowałem na występ w Bratysławie,jest oparty na melodiach etnicznych.Nie na oryginalnej muzyce ludowej,ale na moich kompozycjach, któremają charakter melodii ludowych.

Podczas ubiegłorocznych Dni Jazzuwystąpiła w Bratysławie GrażynaAuguścik, która powiedziała, żewłaśnie polska muzyka ludowa jestczymś, czym możemy się pochwalić zagranicą. Pan też tak uważa?Grażyna Auguścik jest wokalistką,

a ja z wokalistkami nie mam nic doczynienia.

Czyli to nie jest uniwersalna zasadamuzyków jazzowych?Ja nie wiem, co mówiła Auguścik.

Że muzyka ludowa to coś pięknego…To ja to potwierdzam. Tamto pro-

szę wykreślić.

Współpracował Pan z Niemenem, Soyką…Ze Stanisławem Soyką nigdy nie

współpracowałem, on jedynie nagrałjedną moją piosenkę i to był koniec na-szej współpracy. Natomiast z Nieme -nem rzeczywiście współpracowałemprzez rok. Nawet byłem kierownikiemzespołu muzycznego Niemen Enigma -tic. Trochę posiedzieliśmy we Wło -szech… Jakoś się ta współpraca samarozmyła. Przez pwien czas to miałosens, później już nie. On chciał robić coinnego, a ja co innego.

„Dopiero jakusłyszałem jazz,wiedziałem, że to

jest moja muzyka!“

„Dawniej rzeczywiścieunikałem etykietkimuzykant ludowy,

bo tak mnie nazywano“

MONITOR POLONIJNY K

Page 7: Monitor Polonijny 2013/04

7

Stanisław Soyka odkurzył utworyNiemena. Pana nie kusi, by zrobićimprowizacje na ten temat?Ja nic na ten temat nie wiem.

Proszę mnie o wokalistów nie pytać.Ani żeńskich, ani męskich, bo w tejbranży nie jestem occurred.

Dobrze. Doczytałam się, że choć uczyPan jazzu, nie czuje się Panpedagogiem, ale z drugiej stronykontakt z młodymi muzykami bywainspirujący. Którzy młodzi wykonawcyzainspirowali Pana?…

Występował Pan z LeszkiemMożdżerem, może więc współpracaz nim była inspirująca?Co to za podpowiedzi?!

Dobrze, wycofuję.… Kiedyś coś takiego mówiłem,

tak?

Inspirują Pana innimłodzi wykonawcy?…

Może to nieaktualne?Aktualne. Ja nie czuję się pedago-

giem, chociaż bardzo dużo uczyłem, i w szkole, i na przeróżnych warszta-tach. Teraz też w szkole prowadzę ze-spół i ten zespół uczy się grać, ćwi-cząc na moich różnych utworach. Natym polega to uczenie. Oczywiście,że młodzi ludzie, z którymi gram, in-spirują mnie, bo wnoszą do zespołubardzo dużo nowych pomysłów,świeżego polotu. Teraz gram zeSławkiem Jaskułkiem, który jestwspaniałym muzykiem. Uczymy sięnawzajem. Dużo się uczę rów-nież od Jacka (syna – przyp.red.). Podobnie było, kiedy gra-łem z Leszkiem Możdżerem.

Czy w Polsce można wyżyć z jazzu? Kiedyś wystarczyłoczekać na telefon…Pani przewertowała dużo

materiałów o mnie i terazmuszę się ze wszystkiegotłumaczyć. Tak, faktycznietak było: dawniej nie trzeba było się-gać po telefon, żeby namówić kogoś,

by nas zaprosił na koncert. Dzwonilido mnie. A teraz? Jak się samemu nieruszy, można nic nie zagrać przez całemiesiące!

Ale takie nazwisko, jak Pańskie, pewnieotwiera wiele drzwi?No i co pani chce powiedzieć?

Mam menedżera – moją żonę, ale jejfunkcja polega głównie na tym, bydbać o finanse zespołu. Sama nie pro-ponuje koncertów, a więc to nie w pełni menedżer. Nam potrzebnyjest ktoś, kto będzie rozsyłał oferty nafestiwale. Ja sam tego nie potrafię ro-bić, żona też tego nie robi, więc ostat-nio rzadko gramy.

Ale jest Pan wciąż na fali…To powiedzenie „na fali“ jest bar-

dzo dwuznaczne.

Jak Pan je rozumie?Wolałbym się do tego nie ustosun-

kowywać.

Powiedział Pan kiedyś,że nie ma nicprzeciwko flirtom z innymi gatunkamimuzyki i że mógłbyPan pisać dżinglereklamowe. Udało się?

Nie, dżingli nie pisałem, ale flirty z innymi rodzajami muzyki się udały.

Z którymi?Z muzyką ludową, klasyczną, gra-

łem Mozarta, Chopina, miałem zespółgrający fusion, no i współpracowa-łem z Czesławem Niemenem.

Był Pan pierwszym muzykiem jazzowym,któremu udało się nagrać płytę naZachodzie. Jak do tego doszło?Nie pierwszym muzykiem, ale

człon kiem pierwszego zespołu-kwar-tetu, któremu się to udało. Po wystę-pie w 1963 roku na Jazz Jambore kil-kakrotnie mieliśmy tournee po An -glii. Wtedy odnieśliśmy wymiernysukces. Wymierny, ponieważ nawią-zaliśmy różne kontakty, otrzymaliśmypropozycje, by występować na festi-

walach. No i zgłosił się do nas me-nedżer z wytwórni, która międzyinnymi nagrywała płyty Rolling

Stones. Oczywiście skorzystaliśmy z propozycji i nagraliśmy płytę.

I jaki był oddźwięk na to ważnewydarzenie, że młodym zza żelaznej

kurtyny powiodło się na Zachodzie?No właśnie taki był od-

dźwięk, że do tej pory za-dają mi pytania, czy by-łem pierwszym muzy-kiem, który nagrał pły-

tę na Zachodzie.

A to źle, że o topytają?

Nie. Potwier -dzam, że nagra-łem.

MAŁGORZATAWOJCIESZYŃSKA

„Nie mam zamiaru pisaćżadnej książki.

Po pierwsze nie potrafię,a po drugie

nie mam o czym“

ZDJĘ

CIE:

STAN

O ST

EHLIK

KWIECIEŃ 2013

Page 8: Monitor Polonijny 2013/04

8 MONITOR POLONIJNY K

Problem złej opinii o pol-skich produktach na

Słowacji to temat, któryostatnio wywołuje sporoemocji wśród Słowaków i Polaków. Poruszony teżzostał także podczas spo-tkania Tomasza Chłonia, am -basadora RP w RS, z działa-czami Klubu Polskiego naSłowacji. Na spotkanie to,które odbyło się 21 marcaw siedzibie ambasady w Bra -tysławie, przybyło okołodwudziestu przedstawicie-li Polonii, zaproszonychprzez konsula, radcę-mini-stra Grzegorza Nowackie -go. Klub Polski reprezento-wał prezes Tomasz Bienkie -wicz oraz przybyli z Ko -szyc, Nitry, ŚrodkowegoPoważa i Bratysławy przed-stawiciele regionalni.

PriorytetySpotkanie zaczęło się dość

nietypowo, od przemeblo-wania, by – jak stwierdziłambasador – zmniejszyćdystans między jego ucze -stni kami. Potem ambasa-dor Tomasz Chłoń przed-stawił zadania, które bę-dzie starał się realizować,pełniąc swoją misje dyplo-matyczną. Do prioryteto-wych zaliczył wspieraniewymiany handlowej mię-dzy Słowacją a Polską (za-kładany wzrost z obecnych

7 mld EUR do 10 mld USDw ciągu najbliższych trzechlat), budowę łącznika gazo-wego między Polską a Sło -wacją w Komańczy (zakoń-czenie inwestycji ok. 2017roku), budowę bezpośred-niej drogi z Żyliny do Pol -ski, którą będą mogły jeź-dzić pojazdy powyżej 7,5 tony, oraz budowę dro-gi Koszyce – Rzeszówprzez Barlinek.

Nowy polski ambasadorpodkreślił też znaczenieprzekazywania informacjiza pośrednictwem siecispołecznościowych, takichjak Twitter czy Facebook,oraz strony internetowejambasady. Wyraził też go-towość wspierania działal-ności polonijnej i akcji „Pol -ska półka w każdej biblio-tece“. Wspomniał też o od-bytym spotkaniu ze studen-tami polonistyki na uni -wersytecie w Bratysła wie i planowanym w BańskiejBystrzycy.

Pozytywna promocjaKiedy podczas spotkania

poruszono temat złej reno-my polskiej żywności, głoszabrała Anna Jarina – prze-wodnicząca Rady Rodzi cóww Szkolnym Punkcie Kon -sul tacyjnym przy Ambasa -dzie RP w Bratysławie. „Pol -ska jest kojarzona z polski-

mi produktami niskiej ja-kości, co powoduje, żedzieci polskiego pocho-dzenia są szykanowane w szkołach przez swoichrówieśników“ – poskarżyłasię i zapytała o możliwośćprzeprowadzenia pozyty -wnej reklamy polskichproduktów. AmbasadorChłoń wyjaśnił, że ambasa-da czyni odpowiednie kro-

ki i korzysta z wszystkichmożliwych narzędzi dyplo-matycznych, by poprawićwizerunek Polski. TomaszBienkiewicz zwrócił uwa-gę, że Polonia reaguje nanegatywne sygnały doty-czące Polski. „Interwenio -wałem w sprawie sondy,przeprowadzonej przez siećMetro, zawierającej ten-dencyjne pytanie odnośniepolskich towarów. Po tejżeinterwencji sonda zostaławycofana, a zarząd sieciMetro przysłał przeprosi-ny“ – powiedział prezesBienkiewicz, który wspo-mniał też o blogach i arty-

kułach, dotyczących pol-skich produktów, publiko-wanych w słowackiej pra-sie przez Małgorzatę Woj -cie szyńską. „Z pewnościąprzydałaby się pozytywnakampania z prezentacjąpolskiej żywności. Możnaby ją przeprowadzić naprzykład podczas wrze-śniowego tradycyjnego gu-laszowania w Bratysławie,w którym bierze udziałKlub Polski“ – powiedziałBienkiewicz. Z kolei prezesbratysławskiego oddziałuKlubu Polskiego KatarzynaTulejko poinformowała, żenajbliższą imprezą organi-zacji polonijnej, będzieprzedsięwzięcie pod ha-słem „Z Polską na Ty“, któreodbędzie się 1 maja na na-brzeżu Dunaju przy Euro -vei. „Będziemy prezento-wać stare syrenki i warsza-wy oraz teatr pantomimy

z Wrocławia, co może po-móc nam w poprawieniuwizerunku Polski na Sło -wa cji“ – przedstawiła po-krótce planowane wyda-rzenie, zapraszając obec-nych do współpracy i wzię-cia udziału w nim.

„Powinniśmy częściej od -by wać spotkania, by infor-mować się wzajemnie o pla -nowanych akcjach i wspól-nie podejmować odpowie -dnie kroki“ – konstatowałambasador Chłoń, którypodziękował władzom Klu -bu Polskiego za zaangażo-wanie na rzecz promocjiPolski. RED.

Stawiamy napromocję Polski

ZDJĘ

CIA:

ANN

A BI

ENKI

EWIC

Z

Page 9: Monitor Polonijny 2013/04

Mała klasa w polskiej szkole (Szko lny Punkt Konsultacyjny

w Bratysławie) na chwilę zmieniła sięw starożytny Izrael. Czy to możliwe?Ależ tak! Bowiem 23 marca odbyło sięw szkole misterium wielkanocne.

Misterium to jeden z podstawo-wych rodzajów średniowiecznegodramatu religijnego oraz opartego najego podstawie widowiska. Początkimisterium w kulturze chrześcijań-skiej sięgają X wieku. Widowiska takie odbywały się głównie w klaszto-rach. Misterium wielkanocne opo-wiada historię zmartwychwstaniaJezusa Chrystusa.

W bratysławskim misterium udziałwzięło wielu uczniów, zarówno zeszkoły podstawowej, jak i gimnazjum.W inscenizacji zmartwychwstaniaPańskiego każdy z oglądających mógłznaleźć coś dla siebie; można było sięi czegoś nauczyć, i z czegoś się pośmiać. Widowisko przygotowałasiostra Martyna i trzeba przyznać, żeswoją pracę wykonała wspaniale.Scenografia, kostiumy, a także dialogibyły po prostu rewelacyjne.

Po przedstawieniu kierownik szko-ły pani Monika Holzwieser wraz z siostrą Martyną ogłosiły wynikikonkursu na najpiękniejszą kartkę

wielkanocną, w którym udział wzięliwszyscy uczniowie. Jak same przy-znały, jury miało nie lada problem,komu przyznać nagrody. Laureatamikonkursu ostatecznie zostali AnnaCupał w kategorii klas młodszych i Bartek Maciąg w kategorii klas star-szych. Najciekawsze prace trafią dopana ambasadora Tomasza Chłoniaoraz konsula Grzegorza Nowackiegoz życzeniami świątecznymi oduczniów i nauczycieli polskiej szkoływ Bratysławie.

BARTŁOMIEJ WOJCIECH MACIĄG,BRATYSŁAWA

9 KWIECIEŃ 2013

Misterium wielkanocne

Rada KlubuPolskiego

Prezes Klubu Polskiego naSłowacji Tomasz Bienkie -

wicz na 5 marca br. zwołał kolej-ne posiedzenie Rady Klubu.Odbyło się ono po raz pierwszyza pomocą komunikatora Sky -pe. Punktualnie o godz. 19.00prezes połączył się poprzezSkype z członkami Rady. W dy -skusji wzięli udział przedsta -wiciele klubów regionalnych z Bra tysławy, Nitry, Dubnicynad Wagiem, Trenczyna i Ko -szyc oraz redakcji „MonitoraPolonijnego“. Tematem byłyspra wy finansowe organizacji,a konkretnie problem obcięciaprzez Kancelarię Rady Mini -strów RS dotacji dla polskiejmniejszości na rok 2013 aż o po-łowę w porównaniu z rokiempoprzednim. Wobec zaistniałejsytuacji działacze dyskutowali o sposobach i możliwościachrealizacji zaplanowanych na tenrok imprez kulturalnych, przyokazji wskazując przedsięwzię-cia, z których organizacji nie za-mierzają rezygnować, tworzącw ten sposób priorytetowe za-dania Klubu Polskiego.

O przyznaniu dotacji nakonkretne projekty decydujetzw. komisja grantowa, którazasiada w Kancelarii RadyMinistrów, i to od wynikówgłosowania jej członków zale-żeć będzie, które przedsię-wzięcia otrzymają wspar cie fi-nansowe. O wynikach obradtejże komisji dowiemy sięprawdopodobnie w kwiet-niu.

Wobec trudnej sytuacji finan-sowej przedstawiciele KlubuPolskiego zdecydowali, że po-starają się zorganizować po jed-nej lub po dwie imprezy w re-gionach, preferując te, prezen-tujące polską kulturę, polskietradycje i będące jakąś kontynu-acją wcześniejszych przedsię-wzięć. red

ZDJĘ

CIA:

BAR

TŁOM

IEJ

WOJ

CIEC

H M

ACIĄ

G

w polskiej szkole

Page 10: Monitor Polonijny 2013/04

Prestiżowy festiwal fil-mowy Febiofest pre-

zentuje wybrane europej-skie filmy, wśród którychnie brak i tych polskich.

W tym roku było podob-nie. Na jubileuszowym,dwudziestym już Febio -feście główną nagrodę w konkursie filmu krótko-metrażowego wyszehradz-kiej czwórki otrzymał pol-ski film „Gwizdek“ w reży-serii Grzegorza Zariczne -go. Obraz ten nagrodzono

za artystyczne przedsta-wienie losu konkretnegoczłowieka ze środowiskasportowego w szerszymkontekście ludzkich losów.

I choć bratysławska częśćfestiwalu zakończyła się 21 marca, to Febiofest trwanadal – w jego ramach do14 kwietnia będą wyświe-tlane filmy w innych sło-wackich miastach.

W bogatej ofercie najlep-szych polskich filmów z lat2010- 2012, prezentowa-

nych podczas tegoroczne-go festiwalu, znalazły sięm.in. „Obława” w reżyseriiMarcina Krzyształowicza,„Różyczka” Jana Kidawy-Błońskiego, „Jesteś Bogiem”Leszka Dawida (jeden z najczęściej oglądanychpolskich filmów o hip-ho-powej grupie Paktofonika)czy głośna „Róża” Wojcie -cha Smarzowskiego.

Ja jednak wybrałam dlaPaństwa trzy inne równiedoskonałe filmy, które mia-

łam okazję zobaczyć w tra -kcie Febiofestu i którychobejrzenie polecam.

Pierwsza z nich to „Wy -myk” w reżyserii GregaZglińskiego, ze świetnąkre acją Roberta Więckie -wicza. Film porusza jakżeaktualny problem ingeren-cji osób trzecich wobecprzejawu agresji grupy wy-rostków w stosunku doprzypadkowej ofiary. Filmma charakter opowieściuniwersalnej i rodzi pyta-

MONITOR POLONIJNY K 10

Czy mniejszości narodowe są so-lidarne? Czy praca społeczna

jest mniej wartościowa? Czy mediaoddają właściwy obraz żyjących naSłowacji mniejszości? – to tylko nie-które tematy dyskusji, podjętychprzez uczestników konferencji „Ró -żnorodne społeczeństwo. Wiemy,dokąd zmierzamy?“, zorganizowa-nej 19 marca przez Fundację MilanaŠimečki w Bratysławie.

Organizatorzy przedsięwzięciazaprosili przedstawicieli instytucjipaństwowych, samorządów, organi-zacji pozarządowych, środowiskakademickich i organizacji mniej-szości narodowych na konferencjęo charakterze open space, by w spo-sób kreatywny i dynamiczny dysku-tować na tematy związane z mniej-szościami na Słowacji. Forma open space zakłada, że to uczestnicy pod-

dają pod dyskusję nurtujące ich tematy. „Zaproponujcie temat,którym żyjecie, o którym chceciepodyskutować, bo nikt tego niezrobi za was“ – zachęcała na wstę-pie prowadząca konferencję. Mojepytanie brzmiało: Czy mniejszościsą solidarne? Nie było jedyne, bo-wiem padło jeszcze ponad dzie-sięć innych propozycji tematów dodyskusji, a każdy z uczestnikówmógł sobie wybrać, w której deba-cie weźmie udział. Mógł też w każ-dej chwili zmienić grupę dyskusyj-ną, gdyby temat go znużył bądź in-ny zainteresował go bardziej. Mojagrupa dyskutowała na wybrany

przeze mnie temat, dotyczący soli-darności mniejszości. Na wstępieumotywowałam swój wybór tema-tu, przytaczając dwie sytuacje, kie-dy to mniejszości narodowe naSłowacji miały okazję do solidar-nych zachowań wobec siebie i któ-rych to okazji nie wykorzystały.Pierwsza miała miejsce podczas po-siedzenia Rady ds. Mniejszości Na rodowych w Kancelarii RadyMinistrów RS, na którym dzielonośrodki finansowe na działalnośćkulturalną, kiedy to mimo próśb i apeli mniejszych mniejszościwiększe mniejszości nie zachowałysię względem nich solidarnie, gło-sując za przyjęciem niekorzystnych

FEBIOFEST 2013 - międzynarodowy festiwal filmowy

RóżnoRodnespołeczeństwo

Wiemy, dokąd zmierzamy?

ZDJĘCIA: MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

Page 11: Monitor Polonijny 2013/04

Klubowicze w Nitrze postanowiliprzywołać wiosnę i, korzystając

z  gościnności ojców salwatorianów,spotkali się 9 marca w ich CentrumPastoralnym.

Bardzo miłą niespodzianką wszyst-kim paniom sprawił konsul, radca mi-nister Grzegorz Nowacki, który za-skoczył je życzeniami z okazji DniaKobiet. Do życzeń dołączyli się teżpozostali panowie. Podczas spotka-nia przedstawiciele ni-trzańskiej Polonii nie

tylko świętowali, ale i omó-wili sprawy klubowe, zwłasz-cza te, dotyczące działalnościszkółki polonijnej, jej zabez-pieczenia organizacyjno-ma-terialnego i realizacji zamie-rzonych działań programo-wych. Na stołach zaś królo-wały wspaniałe wypieki

i różne potrawy, przygotowane przezklubowiczki, oraz wyśmienite loksze,wykonane przez polonijno-słowac-kiego członka Klubu Polskiego.

I choć wiosny chyba nie udało sięwywołać, to przemiła atmosfera spo-tkania wzbudziła wśród obecnychnastrój optymizmu, który na pewnobędzie potrzebny przy realizacji tego-rocznych planów polonijnych.

ROMANA DOROTA GREGUŠKOVÁZgodnie z życzeniem autorki jej honorarium

zostanie przekazane na działalność organizacyjnąszkółki polonijnej w Nitrze.

Wiosenno-świąteczne spotkanie w Nitrze

nie, jak my postąpilibyśmyw sytuacji, w której znalazłsię główny bohater.

Drugi film, „Młyn i krzyż”,prezentowany z udziałem

reżysera Lecha Majewskie -go i jego żony – aktorkiDoroty Lis, to specyficznafilmowa „adaptacja” XVI-wiecznego obrazu PeteraBruegla „Droga na Kal -warię”, która jest – wedługsłów reżysera – jego arty-styczną odpowiedzią naatakującą nas we współcze-snej sztuce brzydotę. Zaten właśnie film Majewskiotrzymał nagrodę słowac-kiego Stowarzyszenia Twór -ców Filmowych za wkładw kino światowe.

Trzeci polecany przezemnie obraz to „Pokłosie”

(słowacki tytuł „Dozvuky”)w reżyserii WładysławaPasikowskiego, zamykającebratysławski przegląd. Tapolsko-słowacko-rosyjsko-holenderska kooproduk-cja, prezentowana w obec-ności nowego polskiegoambasadora na SłowacjiTomasza Chłonia, wstrzą-snęła widzami. Film opo-wiada bowiem o bestial-skim zamordowaniu Ży -dów przez Polaków w ro-ku 1941 w małej polskiejwsi. Obecni na projekcjiproducenci filmu opowie-dzieli o trudnościach zwią-

zanych z jego powstaniemi o nieprzyjemnej atmosfe-rze, towarzyszącej premie-rze filmu w Polsce. Wedługnich, podobnych tragediizdarzyło się w Polsce po-nad 30, ale najczęściej się o nich milczy.

Na tegorocznym Febio -fescie Polska zaprezento-wała ambitne kino. Właści -wie wśród prezentowa-nych polskich filmów niebyło pozycji słabych, dlate-go polecam obejrzeniewszystkich bez wyjątku.

ANNA MARIA JARINA

11 KWIECIEŃ 2013

rozwiązań, tym samym pozbawia-jąc je sporej ilości środków. Drugato sytuacja po pogardliwej wzglę-dem mniejszości wypowiedzi pre-miera Roberta Ficy. Niestety niedoszło wówczas do żadnego poro-zumienia mniejszości w celu opra-cowania wspólnego oficjalnegostanowiska. Potem swoje pyta nieuzupełniłam o dodatkowe: Czy mysię w ogóle znamy? Czy jesteśmysiebie ciekawi?

Podczas dyskusji zabrzmiało wie-le pytań, odpowiedzi, diagnoz, do-tyczących pozycji mniejszości i po-strzegania ich przez większość.

Poruszono też zagadnienia, którebudzą emocje, jak na przykład po-dejście elit do mniejszości, kom-pleksy młodego państwa, pogardli-wy stosunek do inności czy burze-nie stereotypów myślenia o tych,którzy myślą inaczej.

To była prawdziwa burza mózgów– tak można by podsumować kil-kugodzinne konferencyjne dysku-sje, zaledwie sygnalizujące proble-my inności.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

ZDJĘCIA: DOMINIKA GREGUŠKOVÁ

Page 12: Monitor Polonijny 2013/04

Astronomiczna wiosnaw tym roku rozpo -

częła się 20 marca, dzieńpóźniej był początek wio -sny kalendarzowej, ale zaoknem niestety nadal do -minowały przygnębiającekolory – było szaro, buro i ponuro. W wielu miej -scach zalegał śnieg, a tem -peratur spadała poniżejzera. I choć przebiśniegizakwitły już jakiś czastemu, niby to zwiastującwiosnę, to tak naprawdęnadal panowała zima. Na -rzekania na chłód i szarugędało się słyszeć właściwie

wszędzie. Tylko nielicz -nych cieszyła zima, którawcale nie chciała odejść. W tej sytuacji członkowieKlubu Polskiego z Bratysła -wy postanowili zachęcić

wiosnę, by ta w końcu przy -szła i zagościła na dobre. W tym celu spotkali sięwraz z rodzinami i przyja -ciółmi 24 marca w zaprzy -jaźnionym klubie Polepole,skąd – jak co roku – udalisię nad brzeg Małego Du -naju, by w jego modrychfalach utopić marzannę –kukłę, symbolizującą sło -wiań ską boginię zimy

i śmier ci. Kolorowa pannaMarzanna, nazywana takżeMorą, Moraną, Moreną,

Śmiertką lub Śmier ciu -chą, została pod -

palona i wrzu co -na do rzeki, któ -

rej nurt poniósł ją hen,daleko w si ną dal.

Po powrocie do lokaluna wszystkich czekały prze -różne gry i zabawy, a w tle

słychać było wesołe pio-senki o tematyce wiosen-nej. Dzieci mogły pokazaćswoje umiejętności plasty -czne, biorąc udział w kon-kursie rysunkowym, a do-rośli rywalizowali międzysobą w zakresie wiedzy

o wiośnie. Cztery druży-ny o zabawnych na-

MONITOR POLONIJNY K 12

Wiosnoprzyjdź wreszcie!

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

Page 13: Monitor Polonijny 2013/04

zwach: Mło dzi Duchem,Ludzie Prezesa, TrzechKró li oraz Dojrzali Kraja -nie, prześcigały się w wy-myślaniu odpowiedzi na

pytania konkursowe, za cow nagrodę otrzymały cze-koladowe zające. Ale prze-cież nie o nagrody chodzi-ło, lecz o dobrą zabawę w miłym towarzystwie.

Przyznać trzeba, iż tego-roczna impreza topieniamarzanny była na prawdęwyjątkowa, tak jak i osoby, które na niąprzybyły. Przy okazjitak sympaty czne -go spotkania przy -jaciele Ka ta rzy nyTulejko, pre zesKlu bu Polskiegow Bratysła wie, od -śpiewali jej grom -kie sto lat z okazjiurodzin i wręczyliurodzinowy pre-zent i kwiaty. Tegodnia uhonorowa-

na została też Denisa, wła-ścicielka lokalu Polepo le,której zarząd Klu bu przy-znał dyplom Przyja cielKlubu Polskiego, bo-wiem dzięki jej gościn-ności bratysławska Po -lonia ma gdzie się spoty-kać i organizować pol-skie imprezy.

Wszystko to ob -serwował nietylko pewien sło -

wacki dzien-nikarz, ale teższtab Te le wi -

zji Polonia.Miejmy nadzie-

ję, iż po ta kim po-witaniu wiosny zimaw koń cu sobie pój-dzie, zrobi się ciepłoi zielono.

MAGDALENAZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

Fantastyczny koncert w ramach tournée legendarnejpolskiej grupy SBB odbył się 25 lutego br. w braty -

sławskim Majestic Music Clubie. Grupę przedstawionojako polski Pink Floyd. Z pewnością znaleźlibyśmy paralelez  tą znaną na całym świecie grupą, ale przecież SBB maswój charakter już od czterech dziesięcioleci.

Kapela grająca progresywny rock powstała w 1971 rokuw Sie mianowicach. Jej założycielem był multiinstrumen ta -lista i wokalista Józef Skrzek. Skrót SBB najpierw oznaczałSilesian Blues Band, ale później objaśniany był jako: Szu -kaj, Burz, Buduj.

SBB zagrało dla bratysławskiej publiczności elektrycznyblues, jazzrock, swing i bardziej skomplikowane harmonieart rocka. Ten jeden z  najpopularniejszych polskichzespołów wystąpił w składzie: Józef Skrzek – wokalista,mulitiinstrumentalista, ale przede wszystkim keybordzistai basista, Apostolis Anthimos – mulitiinstrumentalista, aleprzede wszystkim gitarzysta solowy i  Ireneusz Glyk – per -kusista. Grupa zafundowała słuchaczom ponad dwiegodziny doskonałej muzyki zarówno ze swojego dawnego,jak i  najnowszego repertuaru. Był też czas na solowepopisy. Pierwszy pokazał, co umie na klawiszach, lidergrupy, potem przyszedł czas na perkusistę, do któregodołączył gitarzysta, w tym momencie grający na bębnach.

Muzyka SBB wciąż zachwyca świeżością, jest pełnaeksperymentów i innowacji, a ta kombinacja wraz z pro -fesjonalizmem wykonawców gwarantuje sukces. Grupaoczarowała bratysławskich słuchaczy, dając fenomenalnykoncert. ĽUBOMIRA SOLDANOVÁ

13 KWIECIEŃ 2013

Legendarna grupawystąpiła przed bratysławską publicznością

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

Page 14: Monitor Polonijny 2013/04

MONITOR POLONIJNY K 14

To tytuł bardzo ciekawe-go i nader udanego

koncertu jazzowego, zorga-nizowanego przez KlubPolski Bratysława wspólniez Instytutem Polskim. Tenmultikulturowy koncert od -był sie 18 marca w KlubieHlava XXII w Bratysławie i był kontynuacją ubiegło-rocznego projektu muzycz-nego. Jednak w porówna-niu z poprzednim koncer-tem, który charakteryzo-

wał się spokojnymi, melan-cholijnymi utworami, tenbył pełen żywiołowej i ra-dosnej muzyki. Występ wo kalno-instrumentalnyza wła dnął sercami przyby-łych miłośników jazzu, któ-rzy w ten deszczowy wie-czór dzięki muzykom udalisię w magiczną podróż odKijowa, przez Moskwę,War szawę, Berlin do Pary -ża, a nawet do słonecznejBrazylii. O wspaniały na-strój, pełen niesamowitychdoznań muzycznych posta-rało się trio fantastycznychmuzyków w składzie: PeterAdamov – wokal i gitara,Juraj Griglak – kontrabas i Peter Raitl – perkusja. Ak sa mitny, zniewalający, a je dnocześnie mocny głoswszechstronnie utalento-

wanego wokalisty oraz je-go wielojęzyczność i do-skonały kunszt muzyczny(ukończył studia na kie -runku śpiewu klasycznego i operowego) zadziwił i za-chwycił wszystkich zgro-madzonych. Ze sceny po-

płynęły gorące, pełne lek-kości i świeżości utwory w stylu brazylijskiej bossanovy, ognista samba, ame-rykański jazz, jak równieżromantyczne francuskie pio -senki czy klasyczne wyko-nanie Bacha po niemiecku.Była to wyborna mieszankamuzycznych smaków z róż-nych stron świata. Ta mie-

szanka artystycznych wra-żeń wprowadziła słucha-czy w niepowtarzalny kli-mat. Publiczność śpiewaławraz z artystami, tańczyła,biła brawo i kołysała się w rytm muzyki. Wszy stkichoczarowało osobliwe wy-konanie utworu „Flawless”Georga Michae la oraz za-grany na specjalnie życze-nie publiczności światowyhit lat 60. „Garota deIpanema“ („The Girl fromIpanema”).

Nie zabrakło oczywiściepolskiego akcentu. Jakogość specjalny wystąpiłnasz kolega, członek KlubuPolskiego Tomasz Olszew -ski, który wzbogacił kon-cert o dwa znane polskieutwory: „Kiedy byłem ma-łym chłopcem“ oraz „Go -dzina piąta minut trzydzie-ści“ w wyjątkowej bluso-wo-jazzowej aranżacji.

Koncert „Od Kijowaprzez Warszawę do Paryża”miał multikulturowy cha-

rakter ze względu na róż-norodność gatunkowąutwo rów, wykonanych w różnych językach. Byłato swoista muzyczna po-droż przez ciekawe kra-iny, rożne rodzaje muzyki,brzmienia i dźwięki.

Już dawno nie byłam natak udanym koncercie.Kameralna atmosfera, na-strojowy klub z niewielkąsceną, porywająca muzykaoraz niesamowita publicz-ność sprawiły, że zmęcze-nie i stres po całym dniupracy nagle zniknęły.Zatraciłam się w pozytyw-nych i radosnych wibra-cjach dźwięków, które ni-kogo z przybyłych tegowieczoru do klubu HlavaXXII nie pozostawiły obo-jętnym.

MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

Od Kijowaprzez Warszawędo Paryża

Projekt dofinansowany przezKancelarię Rady Ministrów RS,program: Kultura mniejszościnarodowych 2012we współpracy z InstytutemPolskim w Bratysławie

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 15: Monitor Polonijny 2013/04

15

Przez długie lata obserwowaliludzi, którzy tu przychodzili.

Czas płynął, zmieniała się moda,tematy rozmów, którym się przy-słuchiwali, dyktowały aktualnewydarzenia.

Wyruszyli z Polski jako młodzichłopcy, pełni marzeń i nadziei.Nadziei na szczęśliwy powrót i lepsze życie. Józek i Kazek. Od ra-zu się zaprzyjaźnili. Wieczoramirozmawiali o swoich dziewczy-nach, które zostały w Polsce i cze-kały na nich. Nie doczekały się, loschciał inaczej. Teraz cieszyło ichszczęście tych, którzy tuprzychodzili. Przeży wa liich radości i niepowodze-nia. Przysłuchiwali się ichopowieściom o życiu z da-la od ojczyzny, o nadzie-jach na lepsze jutro, o pla-nach i marzeniach o podbi-ciu świata. Najczę ściej przy-chodzili tu ludzie mło dzi z matkami – Polkami, któreswoim dzie ciom tłumaczy-ły, jak żyć, jak dokonywaćwłaściwych wyborów. Tewizyty też miały być prze-pustką do lepszego świata.

Najbardziej czekali naprzyjście pewnej pięknejkobiety, która opuściłaPol skę, by wyjść za mąż zaobcokrajowca. Czekali nanią i jej córkę, uderzającopodobną do niej. „Cudo w -na!“ – wzdychał Ka zek, a Józekmu przytakiwał: „Za chwycająca!“.Najpię kniej wyglądały latem, w ko-lorowych, zwiewnych sukienkach.Na stolatka marzyła o studiach me-dycznych, by po nich móc poma-gać innym.

„Dostała się na studia!“ – infor-mował Kazek. Ileż oni już widzieliszczęśliwych studentów, którzyprzychodzili tu przez cały okresstudiów, a potem… najczęściej zni-kali, zapominali.

Józek i Kazek mieli nadzieję, żetym razem będzie inaczej, że dłu-żej będą mogli cieszyć się z wizyttych pięknych kobiet, które trosz-czyły się o nich jak o członkówwłasnej rodziny.

Jednak któregoś razu podsłu-chali rozmowę matki z córką, któ-ra ich zaniepokoiła. „Nie będę tuwięcej przychodzić, na nic mi tatwoja Polska, która się od nas od-

wróciła!“ – mówiła zdenerwowa-na córka. Matka ją uspakajała, wy-jaśniała, że tak trzeba, że obowią-zek, patriotyzm…

Józek i Kazek obawiali się, żewięcej pięknej dziewczyny nie zo-baczą. Mimo wszystko wypatrywa-li jej każdego dnia. Mijało lato, dni

stawały się coraz krótsze. Mieli na-dzieję, że na jesień coś się zmieni.Zawsze był wtedy większy ruch,więcej osób się tu pojawiało.Daremnie. Owszem, przychodzililudzie, ale inni.

„Idą!“ - krzyknął któregoś dniapodekscytowany Jó -zek. I rzeczywiście,szeroką ścieżką kro -czyły matka z córką.

Nic nie mówiły. Wszy -stkie czynności wyko-nywały w milczeniu.Aż w pewnym mo-

mencie córka prze -mówiła: „Może

masz rację, mo-że tak trzeba,bez względu nawszystko“. Ma -tka nie odpo-wiadał przezjakiś czas, by pochwili przytulićcórkę i rzec: „Niewiem, dlaczegoktoś w Pol scepodjął decyzję,by nie przyznaćci stypendium,nie wiem, jakiekry teria decydu-

ją o tym w przy-padku studentów

polskiego pochodze-nia – westchnęła. –Oczywiście, z tym sty-

pendium byłoby nam ła-twiej, ale… Dziękuję ci, że

tu przyszłaś, bo po-myśl…”. Na chwilę głosjej zadrżał: „Gdybytwój ojciec czy brat

zginęli gdzieś na fron-cie, z dala od domu, jak ci żoł-

nierze, pewnie byś chciała, byktoś przychodził na ich grób, bypozostała po nich pamięć“. Córkaze łzami w oczach spojrzała na mo-giłę. „Kto wie, jak mieli na imię,skąd przybyli, jakie mieli marze-nia? Może kiedyś, przed wojną,gdzieś w Polsce, czekały na nichukochane, którym nie dane byłoich już więcej zobaczyć?“.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

KWIECIEŃ 2013

Z innejperspektywy

Opowieści

polonijnej

treści

Page 16: Monitor Polonijny 2013/04

Do wsi Čachtice, znajdującej sięokoło 7 km od miejscowości NovéMesto nad Váhom, dojechaliśmy po-ciągiem. W lokalnym sklepiku zaopa-trzyliśmy się w słodycze i napoje, a na-stępnie ruszyliśmy wzdłuż żółtegoszlaku, by mniej więcej po godziniestanąć na wapiennym wzgórzu (350 m n.p.m.) przy majestatycznychruinach dawnych bram najbardziejtajemniczego grodu warownego w Karpatach. Przy wejściu widniałatablica, na której umieszczono notat-kę, dotyczącą zamku i jego właścicie-li. Nas jednak w to miejsce przygnałahistoria Elżbiety Batory, na którejkanwie powstało wiele powieści i fil-

mów. Elżbieta, siostrzenicapolskiego króla StefanaBatorego, mieszkała na zam-ku w Čachticach na przeło-mie XVI i XVII wieku. Przy -pisywano jej wyjątkowe okru -cieństwo w stosunku do służących i zamordowanie600 młodych dziewcząt z okolicznych wsi. To spowo-dowało, że zyskała sobie mia-no jednej z najbardziej diabo-licznych kobiet w historiiświata.

Ze wzgórza roztaczał się malowni-czy widok na zalesione pagórki i małąwioskę Višňové, skąd również możnadotrzeć na zamek. Długo spacerowa-liśmy po ruinach dawnej twierdzy, za-stanawiając się, czy faktycznie Elżbie -ta Batory była w stanie pozbawić ży-cia aż tyle kobiet. Podobno jej czworowspólników w swoich zeznaniachpodało liczbę 30-60 ofiar, ale piątyświadek ujawnił znaleziony w komo-dzie hrabiny rejestr zbrodni, wedlektórego miała ona wraz ze sługami zamordować sześćset pięćdziesiątniewiast. Legen da głosi, iż po straciemęża Elżbieta poznała tajemniczą kobietę, Annę Darvulię, która wyko-rzystując strach Elżbiety przed nad-chodzącą starością stała się najpraw-dopodobniej główną inspiratorką do-konywanych przez hrabinę zbrodni.Według przekazu pewnego dnia

Elżbieta w złości uderzyła służąca takmocno, że krew z nosa ofiary padłana twarz księżnej, która – zerknąwszyw lustro – zauważyła, że zmarszczkizniknęły. Darvulia wykorzystała po-dobno złudzenie, jakiemu uległa Elżbie -ta, i przeświadczyła ją o zbawiennymwpływie krwi na młodość i urodę.

Zamek w Čachticach to unikatowyzabytek kultury z tragiczną historią w tle. Elżbietę, która nigdy nie przy-znała się do winy, skazano na zamuro-wanie żywcem w jednej z komnatzamku. W murze zostawiono jedyniemały otwór, by można było podawaćjedzenie skazanej.

Przysiedliśmy na kamiennych pozostałościach zamczyska i cieszyli-śmy się ciepłym, słonecznym dniem. I choć humory nam dopisywały, to

świadomość wydarzeńsprzed wieków powodo-wała, iż chwilami ciarkiprzebiegały nam po ple-cach. Zastanawia li śmy sięteż nad wiarygodnościąhistorii o hrabinie, bo-wiem niektóre źródła po-dają, iż została ona fałszy-wie oskarżona i oczer-niona przez osoby, chcą-ce zagarnąć jej majątek.

Čachticki zamek przy-ciąga zarówno malowni-

czym położeniem, jak i swoją mroczną i pełną tajemnic hi-storią. Warto się tu wybrać, by choćna chwilę poczuć atmosferą odle-głych dziejów. Wszystkim, którzy lu-bią dłuższe spacery, polecam szlak,biegnący z ruin twierdzy na wzgórzeVeľký Plešivec (484 m npm), skąd po-dziwiać można ogrom i usytuowaniekrwawego zamku w Čachticach.

MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

MONITOR POLONIJNY K 16

słowackieperełki

Krwawy zamek

P ięć lat temu na ekrany słowackich kin wszedł film „Bátorička”w reżyserii Juraja Jakubiski. Zainteresowana historią ElżbietyBatory, zwanej krwawą hrabiną, od razu poszłam go obejrzeć,

a kilka tygodni później wraz z grupą przyjaciół odwiedziliśmy owianąmroczną sławą siedzibę tej księżnej węgierskiej w Čachticach.

ZDJĘ

CIA:

MAG

DALE

NA Z

AWIS

TOW

SKA-

OLSZ

EWSK

A

Page 17: Monitor Polonijny 2013/04

17 KWIECIEŃ 2013

„Mój rower” Piotra Trza -skal skiego jest uniwersalnąopowieścią o walce poko-leń i towarzyszącej jej wiel-kiej przepaści komunika-cyjnej. Bohaterami filmu sądziadek Włodek (MichałUrbaniak), jego syn Paweł(Artur Żmijewski) i wnukMaciek (Krzysztof Chodo -row ski). Włodek jest łódz-kim emerytem z proble-mem alkoholowym, Pawełświatowej sławy pianistą,mieszkającym w Berlinie, a Maciek dorastającymmłodym mężczyzną, uczą-cym się w Anglii. Panowierzadko się widują, rzadkorozmawiają i nie łączy ichprawie nic, poza tym, żenoszą to samo nazwisko.Właściwie można powie-dzieć, że dzieli ich wszyst-ko i choć powinni być so-bie najbliżsi, to prawie sięnie znają. Gdy Włodkaopuszcza żona Barbara(Anna Nehrebecka), poja-wia się okazja do wspólnej,męskiej wyprawy, którejcelem jest odnalezienie żo-ny, matki i babci. Podróżokazuje się jednym wiel-kim rachunkiem sumienia,pasmem pretensji, odgrze-wania dawnych urazów.Paweł nie może wybaczyćojcu tego, że traktował gozbyt surowo, dużo wyma-gał i nigdy nie chwalił, samjednak nie jest lepszym ro-dzicem. Skupiony na wła-snej karierze nie słuchaswojego syna, nie stara się

go poznać jako człowieka.Podczas wspólnej podróżytrzy pokolenia mężczyznuczą się na nowo rozma-wiać ze sobą, słuchać i ak-ceptować zarówno siebienawzajem, jak i najbliż-szych. Nie potrafią mówićo miłości, nie wiedzą, jak jąokazywać, ale uczą się, jaksię do siebie zbliżyć. Tematjest stary jak świat i pewniedzięki temu taki uniwersal-ny. Ale to temat ważny, cie-kawy i z ogromnym poten-cjałem fabularnym, choć w przypadku tego filmujednak nie do końca wyko-rzystany. Mam wrażenie, żereżyser opowiedział swojąhistorię w sposób bardzobezpieczny i zachowawczy,nie poddając jej głębszejanalizie. To trochę tak, jak-by dotykać ręką powie -rzchni wody, bojąc się ją za-

nurzyć po łokieć. Owszem,dialogi są dobre, bo męskiew swej oszczędności, tro-chę śmieszne, a trochęwzru szające. Plenery pięk-ne, zdjęcia rewelacyjne, po-etyckie, prawdziwa rekla-ma Mazur. Niestety relacje

syn-ojciec przedstawionesą sztampowo, a co najgor-sze w sposób przewidywal-ny. Oglądając ten film, wła-ściwie cały czas wiedzia-łam, co będzie za chwilę. I to było smutniejsze niżfakt, że ojciec znów nie po-chwalił swojego syna, choćpowinien. Odnoszę wraże-nie, że zabrakło też chemiipomiędzy odtwarzającymigłówne role aktorami. Każ -dy grał „swoje”, ale nie do-strzegłam przeskakującychiskier i tych niemych eks-

plozji, które zwykle towa-rzyszą tak trudnym rela-cjom. Najlepiej spisał sięchyba Żmijewski, Chodo -rowski miał lepsze i słabszemomenty. A Urbaniak? Niejest aktorem, więc biorącto pod uwagę, spisał się namedal. Perełką okazała sięepizodyczna rola Anny Ne -hrebeckiej, która w scenienauki jazdy samochodemzachwyciła mnie. Jej boha-terka właściwie tylko sięśmieje i promienieje, ale z całego filmu pamiętamwłaśnie ją! Tego magne-tycznego aktorstwa zabra-kło męskiej części obsady.Film nie jest komercyjny,ma dużo do zaoferowania,nie jedną osobę zmusi domyślenia i refleksji nadwła sną rodziną. I choć niechcę marudzić, to jednakmuszę przyznać, że odTrzaskalskiego, reżysera„Edie go”, oczekiwałam, żetemat o takim potencjaleprzedstawi z jakiejś nowej,innej perspektywy, psy-

chologicznie więcej odsło-ni, zaskoczy czymś mniejsztampowym. Miałam na -dzie ję, że ten film obejrzęjak zahipnotyzowana, a nie -stety kilka razy ziewnęłam.Może dlatego, że w moimwyobrażeniu trio doskona-łe tworzyliby Gajos, Chyra i Gierszał. „Mój rower” po-mimo niedociągnięć jestobrazem wartościowym i należy na niego wysłaćwszystkich facetów! Pano -wie, do kin!

MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA

Na ten film czekałam z wielką niecierpliwością. Po pierwszeuwielbiam Michała Urbaniaka i byłam ciekawa, jaksprawdzi się jako aktor. Po drugie jestem fanką filmów

intymnych, zredukowanych, opowiedzianych po cichu. A po trzecie?Która kobieta nie wzrusza się, patrząc na ojca i syna, którzy uczą sięokazywania sobie uczuć?

Trzech panów w łódce i pies

Page 18: Monitor Polonijny 2013/04

MONITOR POLONIJNY K 18

Męczeńska śmierć tych duchownych katolickichwpisała się w kontekst eu-ropejskich wojen religij-nych i całego ciągu zawiro-wań politycznych, które ca-łościowo określa się mia-nem wojny trzydziestolet-niej. Trwają ca w latach1618-1648 wojna, którejskutki dla Europy oceniasię często jako tragiczniej-sze od tych, które przynio-sła II wojna światowa, roz-poczęła się od buntu ziemczeskich przeciwko cesa-rzowi. Bunt ten zaś zacząłsię w sposób niezwykły, bo -wiem za jego początekuwa ża się wyrzucenie przezokno zamku praskiego de-legatów cesarskich. Wyda -rze nie to przeszło do histo-rii jako praska defenestra-cja (łac. fenestra ‘okno’).

W początkachXVII w. duża częśćterytorium Węgierbyła zajęta przezTurków. Tylko dzi-siejsza Słowacja orazSiedmiogród (dzi-siejsza środkowaRumunia) pozosta-wały pod teoretycz-ną władzą Habsbur -gów. Teoretyczną,bo osłabione cesar-stwo – cesarz byłjednocześnie kró-lem węgierskim –nie miało siły nasprawowanie wła-dzy realnej na za-chód od Wiednia i Bratysławy. Wład -

cy Siedmiogrodu w pra -ktyce byli więc niezależni i marzyli o koronie królew-skiej.

Marzył o niej także sied-miogrodzki książę GaborBethlen, który postanowiłwykorzystać sytuację popraskiej defenestracji. Zda -jąc sobie sprawę, że cesarzwszystkie swoje siły i całąuwagę musi poświęcićsprawom czeskim, w sierp-niu 1619 roku uderzył naKoszyce i zajął je. Potemprzeszedł przez całą Sło -wację do Bratysławy, którątakże zajął, i ruszył na

Wiedeń. Austria biła naalarm, a cesarz poprosił o pomoc Polskę….

W tym momencie polskikról Zygmunt III Waza dy -sponował odpoczywający-mi w okolicy Kowna naLitwie oddziałami tzw. li-sowczyków. Nazwa oddzia-łów pochodziła od nazwi-ska ich pierwszego dowód-cy i organizatora Aleksan -dra Lisowskiego. Była tolekka jazda, w sporej mie-rze złożona z najemnychochotników. Nie walczyław zwartym szyku, ale metodami partyzanckimi

i miała prawo „żywićsię z wojny”, czylikonfiskować mająteknieprzyjaciół – cho-dziło przede wszy -stkim o żywność i ko -sztowności. Lisow -czycy budzili przera-żenie i strach wszę-dzie, gdzie się poja-wili. Tym razem ru-szyli na Siedmio gród.Zadanie ich powstrzy -mania oblegający Wie -deń książę siedmio-grodzki powierzyłswojemu najbliższe-mu współpracowni-kowi Jerzemu Rako -czemu. Ten próbo-wał ich zatrzymać

na terenie dzisiejszej Sło -wa cji, w okolicach Humen -nego. Jednak lisowczycy 23 listopada 1619 rozbiliskądinąd małą armię (7-10tysięcy żołnierzy) Rako cze -go, a następnie zaczęli łu-pić tereny na wschód odKoszyc aż po Siedmiogród.Ta sytuacja zmusiła GaboraBethlena do wycofania sięspod Wiednia i powrotudo Siedmiogrodu w celuprzywrócenia porządku.Dzięki temu Austria zostałauratowana, zaś całe wyda-rzenie zyskało później mia-no pierwszej odsieczy wie-deńskiej.

Z wojną trzydziestolet-nią związana jest też po -stać księdza Grodeckiego.Ksiądz ten po ataku prote-stanckiego księcia siedmio-grodzkiego Bethlena naKoszyce w 1619 r. wraz z in-nymi duchownymi zagrze-wał katolików do obronymiasta.

Melichar Grodecki taknaprawdę miał na imię Mi -chał, urodził się w Cieszy -nie i był Polakiem. Jako na-stolatek wyjechał na naukido kolegiów jezuickich w Austrii. Tam też przez jakiś czas uczył się w Grazuz innym późniejszym świę-tym Janem Sarkandrem.

P odczas wizyty na Słowacji w roku w roku 1995papież Jan Paweł II kanonizował trzech męczennikówkoszyckich – Marka Križina, Štefana (Istvána)

Pongráca i Melichara Grodeckiego.

WAŻKIEWYDARZENIAW DZIEJACH

SŁOWACJI

Święty Melichar Grodecki

Page 19: Monitor Polonijny 2013/04

19

To jestWyjątkowo paskudna okład-

ka nie zachęca do przesłu-chania najnowszej płyty Stra -chów na Lachy. Warto jednakprzełamać niechęć i sięgnąć pokrążek „!To!”, bo jest naprawdę udany. Kiedyw roku 2010 zespół wydał świetną, mroczną„Dodekafonię”, zastanawiano się, co lepszegoKrzysztof „Grabaż” Grabowski i spółka mogąjeszcze stworzyć. „Dodekafonia”, pełna po-etyckiej publicystyki i trafnych obyczajowychobserwacji, przez wielu fanów i krytyków zo-stała obwołana opus magnum zespołu. Nowapropozycja Strachów na Lachy raczej tego sta-nu rzeczy nie zmieni. „!To!” jest lekkim, bez-pretensjonalnym albumem, dynamicznie za-granym i niezwykle melodyjnym. Przebojowe(to absolutnie nie jest zarzut!) piosenki są nie-zwykle nośne, rytmiczne, pełne energetycz-nych riffów i łatwo zapadają w pamięć(„Bloody Poland”, „Jaka piękna katastrofa”, „I can’t get no Gratisfa ction”).

„Dodekafonia” skłaniała do zadumy, doty-czyła spraw poważnych; świetnie słuchałosię tego krążka w samotności, ana lizując am-

bitne, literackieteksty. Z kolei re-pertuar z „!To!”sprawdzi się mo-im zdaniem fanta-stycznie podczaskoncertów Stra -chów na Lachów;śpiewany wraz zeskaczącą pod sce-

ną publicznością. Nie znaczy to jednak, że –mimo lekkości i przebojowości, pod znakiemktórych stoi ta płyta – grupa obniżyła loty i śpiewa o niczym. Na „!To!” znalazło się miej-sce na celne komentarze, dotyczące funkcjo-nowania w polskiej rzeczywistości (wspo-mniana wcześniej „Bloody Poland”), czy krytykę młodego pokolenia i jego konsump-cyjnej postawy w „I can’t get no Gratisfa -ction” i „Gorszych”.

„!To!” nie przyniesie rewolucji w polskiejmuzyce rozrywkowej. Płyta nie jest ani od-krywcza, ani nowatorska. Jest za to pełnaświetnie napisanych i zaśpiewanych kompo-zycji, które zostały wyprodukowane na na-prawdę dobrym poziomie. I to wystarczy,bym z czystym sumieniem mogła ją Państwupolecić. KATARZYNA PIENIĄDZ

KWIECIEŃ 2013

Czulymuchem-

Mając 21 lat, w roku 1603 Grode -cki wstąpił do zakonu jezuitów,do ich nowicjatu w Brnie. Po uzy-skaniu uprawnień do nauczaniaw seminariach odbył praktyki w kolegiach jezuickich na połu-dniu Czech i w Kłodzku, ukoń-czył studia w Pradze (filozofię i teorię muzyki), a w 1614 otrzy-mał pełne święcenia kapłańskie.Przełożeni zakonu mianowali go

opiekunem internatu św. Wa cła -wa, przeznaczonego dla studen-tów praskiego uniwersytetu .

Latem 1618 roku, po wybuchupowstania protestanckiego w Pra -dze, czyli po wspomnianej jużdefenestracji, jezuici zostali wy-gnani z miasta. Pragę opuścił teżGrodecki, który ze swym węgier-skim kolegą Štefanem (Istvánem)Pongrácem przeniósł się doKoszyc.

Kiedy Koszyce zajęły oddziałyRakoczego obaj księża wraz z wy-kładowcą koszyckiego kolegiumMarkiem Križinem – Chorwa -tem, wykształconym w Rzymiekanonikiem kapituły w Eszter -gom, zostali natychmiast areszto-wani jako zwolennicy papiestwai….(!) polscy szpiedzy. Trzy dnitrzymano ich w lochu bez jedze-nia, a następnie zażądano, abywyrzekli się wiary katolickiej.Przez kilkanaście godzin ich tor-turowano, a potem obcięto imgłowy, ciała zaś wrzucono dościeku. Żaden z nich się jednaknie poddał i nie złożył deklaracji

o przejściu na protestantyzm.Dla okazania pogardy pochowa-no ich w nocy poza murami miej-skimi, w niepoświęconej ziemi.Legenda mówi, że ówczesny ko-szycki kat twierdził, iż on sam nieumiałby w tak wyrafinowanysposób torturować skazańców,pomimo, że funkcję katowskąpełnił od lat.

Zamordowanie trzech księżyprzez żołnierzy Rakoczego obu-rzyło zarówno katolików, jak i protestantów, czego dowodząstare zapiski. Już kilka dni pośmierci trzech męczenników za-czął się szerzyć ich kult. W roku1636 jedna z miejscowych arysto-kratek wynegocjowała ekshuma-cję ciał księży i przeniesienie ichszczątków do kościoła św. Annyw Trnawie, gdzie spoczywają dodzisiaj. Ich kości traktowane są z pełnym nabożeństwem jako relikwie. Kościół węgierski i sło-wacki czcił zawsze ich pamięć jako męczenników za wiarę. Namiejscu ich kaźni wybudowanopóźniej w Koszycach kościół pre-monstrantów. Od początku waż-ne było i jest to, że męczennicykoszyccy reprezentowali różnenarody Europy Środkowej: jedenbył Polakiem, drugi Węgrem,trzeci Chorwatem. Papież Pius Xbeatyfikował ich 15 stycznia1905 roku, a 2 lipca 1995 roku,przebywający w Koszycach JanPaweł II ogłosił ich świętymi.

Kościół Katolicki obchodzipamięć koszyckich męczenni-ków w dniu 7 września, w rocz-nicę ich śmierci. W 1905 roku,po beatyfikacji, chcąc upamięt-nić księdza Grodeckiego, spo-łeczność wierzących w Cieszy -nie ufundowała mu kaplicę w kościele św. Magdaleny, zaśdiecezja ostrawsko-opawskaKościoła Rzymsko-Katolickiegow Czechach uznała go późniejza patrona i symbol swojej trud-nej historii.

Święty Melichar stał się jed-nym z trwałych elementów rela-cji polsko-słowacko-czeskich.

ANDRZEJ KRAWCZYK

„!To!”

Page 20: Monitor Polonijny 2013/04

Po wojnie oskarżono ją o zdradę i kolaborację z na-zistami. Dlaczego? Bo śpie-wała w lokalach, w którychbywali także żydowscy ge-stapowcy. Nigdy nie dostar-czono żadnych dowodówjej winy, a oskarżenia opie-rały się jedynie na plot-kach. Pomimo uniewinnie-nia w warszawskim proce-sie Centralnego KomitetuŻydów Polskich jej życiebyło nieustającym pasmemoszczerstw i zniesławień.Po wojnie artystka wystę-powała na wszystkich kon-tynentach, zapełniając salekoncertowe Londynu, Pa -ry ża, Sztokholmu. Często

jej występom towarzyszyływezwania do bojkotu „ge-stapowskiej kurwy”. Wieraprzeżyła wojnę, getto, eks-terminację Żydów, ale naj-

większym koszmarem oka-zało się dla niej to, co wyda-rzyło się po wojnie. Całeswoje powojenne życie po-święciła walce o dobre

imię. Choć nigdy niczegojej nie udowodniono, a wewszystkich procesach byłauniewinniana, zła sława i etykietka kolaborantkipozostały z nią aż do śmier-ci. Kontrowersyjną rolę w jej dramacie odegrałWła dysław Szpilman, jejakompaniator, znany dzię-ki filmowi „Pianista” Roma -na Polańskiego. Oskarże -nia, winy zarówno te praw-dziwe, jak i te wymyślone,zawiść ludzka i własne pa-ranoje towarzyszyły Wie -rze wszędzie. Nie udało sięjej wygrać z plotką, któraokazał się silniejsza i którazniszczyła ją bardziej niż

Cena przeżycia

„O skarżona: Wiera Gran”autorstwa AgatyTuszyńskiej to wydana

nakładem WydawnictwaLiterackiego poruszająca biografia najznakomitszejżydowskiej pieśniarki warszawskiego getta, kobiety,która miała wszystko, sławę, urodę, talent i bogactwo.

Do przedstawienia na łamach„Monitora Polonij nego”marki Inglot, niekwestio-

nowanego lidera polskiej kosmetykikolorowej, przymierzałam się już oddawna. O tym, że nie gościła jeszczew rubryce „Polak potrafi”, przypo-mniałam sobie, przeglądając amery-kańskie wydanie magazynu „Vogue”.Logo Inglota pojawiło się w nim nazdjęciach, towarzyszących relacji z Nowojorskiego Tygodnia Mody –makijaże modelek wykonano właśniekosmetykami firmy z Przemyśla. Nie -fortunnie moja decyzja o przygotowa-niu artykułu o Inglocie do kwietnio-wego numeru zbiegła się z informa-cją o śmierci jej założyciela, Wojcie -cha Inglota, który zmarł nagle pod ko-niec lutego.

Salon firmowy Inglota wydaje sięmiejscem niemalże magicznym. Odmnogości kolorów kosmetyków wy-eksponowanych na półkach może za-kręcić się w głowie. W prostych, este-tycznych opakowaniach kryją się za-równo kosmetyki oczywiste i po-wszechnie stosowane – szminki, cie-nie do powiek, lakiery do paznokci –jak i przeznaczone do używaniaprzez profesjonalistów specjalistycz-ne bazy, fluidy czy utrwalacze makija-żu. Takich salonów Inglot ma na ca-łym świecie ponad 300; w 46 krajach,na 6 kontynentach. Wśród jego sta-łych klientów nie brakuje gorącychnazwisk z show biznesu – do nowo-jorskiego, jednego z największychsklepów Inglota, zaglądają m.in. AvrilLavigne, Sofia Vergara, siostry Kar -

dashian i Britney Spears. „Niedawnozapoznałem się z marką Inglot i ko-cham ją. Używam ich brązowych, ró-żowych, czarnych i złotych cieni dopowiek, które są inspirowane pro-mieniami słońca” – mówił makijaży-sta tej ostatniej, Marco Berardini, w wywiadzie dla pisma „Allure”.Takie opinie cieszyły Wojciecha In -glo ta. Uważał, że zadowolenie klien-tów, którzy powracają do produktówmarki, to najlepsza reklama. „Różni -my się też tym (od firm światowych –przyp. red.), że praktycznie się nie re-klamujemy. Oszczędności na rekla-mie oddajemy klientom w postaci ni-skich marż handlowych. I jeszczetym, że oferujemy ogromną różno-rodność produktów” – mówił w 2010roku „Wysokim Obcasom”.

Wydatki na marketing starał sięwięc ograniczać do minimum, twier-dząc, że wysoka jakość sama się obro-ni, a usatysfakcjonowany klient za-chęci do zakupów kolejnych. Wolałinwestować w nowe rozwiązaniatechnologiczne i prestiżowe lokaliza-cje swoich salonów; był pierwszymPolakiem, który otworzył sklep przyTimes Square w Nowym Jorku. Ro -snące zyski i popularność marki naświatowych rynkach pokazały, że by-ła to dobra strategia. Firma rozwijałasię bardzo szybko; w swoim segmen-cie była liderem rynku m.in. w Irlan -dii i Malezji. Sukcesem okazała się tak-

MONITOR POLONIJNY K 20

InglotaKoloroweimperium

Page 21: Monitor Polonijny 2013/04

wojna. Ta beznadziejnawalka doprowadziła boha-terkę książki do samotno-ści, depresji i manii prześla-dowczej.

„Oskarżona” daleko wy-biega poza ramy zwykłejbiografii. Przede wszyst-kim brak w niej oklepa-nych pasaży w stylu: uro-dziła się w roku takim a ta-kim, do szkoły chodziłatam a tam itd. Wszystkie in-formacje, dotyczące fak-tów z życia pieśniarki,wplecione są w historie jejparyskich spotkań z autor-ką, kiedy była już starą i schorowaną kobietą. Dzię -ki temu poznajemy zni -

szczoną psychicz-nie, opętaną ma-niami prześladow-czymi byłą gwiaz-dę, by następniepowrócić do po-czątków jej karie-ry, marzeń i przed-wojennej War - sza wy. Bogactwo i sła wa przeplatają się z bó-lem, samotnością, brakiemzrozumienia i walką o do-bre imię. Autorka biografii,Agata Tuszyńska, wykonałapracę nie tylko reportera i literata, ale także psycho-loga, opiekunki i pielę-gniarki. Nie tylko zebrałamateriały, zdjęcia, zrobiła

wywiady, dotarłado żyjących świad-ków wydarzeń,ale także odwie-dzała od lat scho-rowaną, zgryźliwąstaruszkę, znosiłajej humory i para-noje, trzymała zarękę. W swej książ-

ce nie odpowiada na pyta-nie, czy Wiera była kolabo-rantką, czy zdradziła, czysłusznie oskarżyła Szpilma -na i czy rzeczywiście byłaszkalowana bez powodu.Mało tego, zadaje kolejnepytania, zmuszając czytel-ników do myślenia i rewi-zji własnych poglądów. Jak

my zachowalibyśmy się,aby przeżyć w sytuacji eks-tremalnej? Jak daleko posu-nęlibyśmy się, aby ratowaćżycie swoich dzieci? Czywolno nam oceniać boha-terstwo i tchórzostwo in-nych w sytuacjach, któ-rych sami nie przeżyli-śmy? Czy można prześla-dować kogoś, opierajączarzuty jedynie na plot-kach? Czy zdajemy sobiesprawę z tego, jaką mocma plotka? Jak się okazu-je, w pewnych sytuacjachmoże ona komuś zrujno-wać życie i całkowiciezniszczyć psychikę.

MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA

21 KWIECIEŃ 2013

że ekspansja na rynki Indii i Brazylii.Celem na kolejne lata i jednocześniemarzeniem Wojciecha Inglota byłpodbój Chin i budowa nowych skle-pów – chciał, by za pięć lat było ichna całym świecie tysiąc. Plany wpro-wadzania marki na zagraniczne rynkirealizował jednak spokojnie, krok pokroku. Cieszył się, że firma nie mażadnych długów i niechciał zaciągać kredytówpo to, by przyspieszyć jejrozwój.

Nie zdecydował się tak-że na przeniesienie pro-dukcji do krajów o niż-szych kosztach pracy.Podkreślał z dumą, że jegokosmetyki są wytwarzanew Unii Europejskiej, z cze-go 95 procent w Polsce.„Od firm światowych róż-nimy się tym, że więk-szość towarów sami pro-dukujemy. W moim ro-dzinnym mieście Prze my -ślu mamy kompleks zakła-dów produkcyjnych. Na świecie dzia-łalność wielkich firm kosmetycznychcoraz częściej sprowadza się do mar-ketingu i handlu, a nie wytwarzania”– mówił we wspomnianym już wy-wiadzie dla „Wysokich Obcasów”.

Wojciech Inglot z wykształceniabył chemikiem. Wiele receptur pro-duktów swojej firmy opracował

sam. Zanim założone przez niego 30lat temu przedsiębiorstwo zajęło sięwytwarzaniem kosmetyków, produ-kowało... płyn do czyszczenia głowicmagnetofonowych. Jednak Inglotjuż wówczas zdawał sobie sprawę z tego, że jest to produkt niszowy,który nie pozwoli mu na zbudowa-nie znanej marki. Do głowy szybko

przyszedł mu inny pomysł. Kiedyjeszcze podczas studiów dzięki do-brym wynikom w nauce wyjeżdżałna wymiany studenckie za granicę,obserwował styl pracy tamtejszychfirm, był na bieżąco z nowinkamikosmetycznymi i farmaceutyczny-mi. Postanowił, że zdobytą wówczaswiedzę wykorzysta i spróbuje sam

produkować kosmetyki. Pierwszymproduktem, który wszedł na rynek z logo Inglota, był dezodorant w sztyf-cie VIP. Kolejnym, który powstał pokilku latach badań i prób, był lakierdo paznokci, zaprezentowany przezWojciecha Inglota w 1987 roku.

Kiedy w Polsce zmienił sięustrój i krajowi producenci zaczę-

li zmagać się z konkuren-cją zagranicznych firm,Inglot doszedł do wnio-sku, że jego produktymuszą się wyróżniać, mu-szą być wyraziste, byklienci je zapamiętali. Towłaśnie wtedy zdecydo-wał o sprzedawaniu ichna firmowych stoiskach,tzw. wyspach (a nie w dro -geriach), które z czasemprze kształciły się w do-brze znane nam sklepyfirmowe marki. Mimonie zwykle silnego sztur-mu globalnych bogatychkoncernów na polski ry-

nek, Inglot radził sobie bardzo do-brze. Nowe produkty zdobywałyuzna nie klientów, marka z każdymrokiem zyskiwała na wartości. Po zo -staje mieć nadzieję, że poradzi sobietakże i teraz, gdy niespodziewaniezabrakło jej twórcy, dla którego bez-sprzecznie była dziełem życia.

KATARZYNA PIENIĄDZ

Page 22: Monitor Polonijny 2013/04

MONITOR POLONIJNY K 22

Podróż na jednym baku„Dwadzieścia lat temu z całą rodzi-

ną wyruszyliśmy samochodem w po-dróż za lepszym życiem i dotarliśmyna Słowację, bo na tyle drogi starczy-ło nam benzyny“ – wspomina StaneRibić, Serb z Nowego Sadu. Zła sytu-acja polityczna i ekonomiczna w jegoojczyźnie spowodowały, że zdecydo-wał się na emigrację. Dotarł z rodzinądo Trnavy. Nie znał słowackiego, a pierwszym jego zajęciem naSłowacji była – paradoksalnie – sprze-daż książek. „W wolnych chwilachczytałem sprzedawane książki i  taksię uczyłem słowackiego“ – wspomi-na Ribić. Później imał się różnych za-jęć: prowadził serbską restaurację,miał swój sklep spożywczy.

Pół Serb, pół SłowakRastislav Popović wyrastał w sło-

wacko-serbskiej rodzinie w Bratysła -wie. „Mój ojciec, Serb, był zawodo-wym marynarzem. Kiedy któregoś ra-zu przycumował w Bratysławie, zako-chał się w Słowaczce i... zakotwiczyłtu na stałe” – opisuje. Mały Rastislavbył wychowywany przez ojca w kul-turze jego przodków. „Podstawa pa-triotyzmu Serbów zbudowana jest naprzekazywanych z pokolenia na po-kolenie opowieściach o  wojnach

Serbów z Turkami. Ja też wyrastałemw tym duchu“ – wspomina mój roz-mówca. Lata dziewięćdziesiąte przy-niosły w jego życiu sporo zmian. Postudiach na politechnice zdecydowałsię na kolejne, tym razem była to sla-wistyka z historią. „Przełomem w mo-im życiu stały się decyzje, podjęte w wyniku obserwacji, dotyczącychsposobu, przekazywania społeczeń-stwu informacji o rozpadzie Jugo sła -wii – wspomina. – Mia łem wrażenie,że w tych rela cjach Ser bowie, jakoczęść obywateli wspólnego państwaJugosłowian, są krzywdzeni“. Zacząłwięc brać udział w studenckich zgro-madzeniach, spotkaniach, dysku-sjach, nawiązał kontakty z postrzega-jącymi podobnie problem ludźmi.„Przemiany po rozpadzie Ju gosławii

trwały całe lata dziewięćdziesiąte,a to w jakiś sposób człowieka zmusza-ło do tego, by zajął stanowisko“ – kon-statuje Popović.

Bombardowania spoiwemZanim 24 marca 1999 roku doszło

do bombardowania Jugosławii, w Bra -tysławie codziennie odbywały się de-monstracje. Połączyły one Serbówi Słowaków, którym nie był obojętnylos braci z  południa. „W tygodniu poprzedzającym to bombardowaniezałożyliśmy Zrzeszenie Jugosłowiani  Przyjaciół Jugosławii im. SvetozaraMileticia, wielkiego serbskiego poli-tyka, ucznia Štúra, absolwenta liceumewangelickiego w Bratysławie – wspo -mina Popović. – Były to podwaliny aktywności serbsko-słowackiej. Pó -źniej zdecydowaliśmy o przetransfor-mowaniu zrzeszenia, które dziś nosinazwę Stowarzyszenie Serbów na Sło -wacji“. I na tym właśnie polu doszłodo współpracy Stane Ribicia i Rasti -sla va Popovića. Pierwszy z nich pełnidziś funkcję prezesa, natomiast drugijest sekretarzem stowarzyszenia.Ambicją założycieli organizacji jestprzede wszystkim integracja Serbów,poza tym otwarci są też na Słowakówi inne mniejszości.

Młodziutka mniejszośćNajwięcej Serbów zamieszkuje

Bratysławę, Koszyce i Nitrę, gdzie stu-diuje spora grupa przybyłej z  Serbiimłodzieży. Według spisu powszech-nego z roku 2011 na Słowacji jest 698osób serbskiego pochodzenia. W cią-

Życie z prędkością 1

W nowej rubryce prezentujemy Państwuzamieszkujące Słowację mniejszościnarodowe. Jako pierwszą przedstawiamy

tę serbską. Jakie mają Państwo skojarzenia,dotyczące Serbów? Temperament? Przedsiębiorczość?Muzykalność? Te cechy na pewno znajdziemy wśródprzedstawicieli serbskiej mniejszości.

gości

mniejszości

Monitor

Stane Ribić

Page 23: Monitor Polonijny 2013/04

23 KWIECIEŃ 2013

gu dziesięciu lat ich liczba wzrosłao ponad 60 procent. Przedstawicielestowarzyszenia walczyli o to, bySerbo wie stali się kolejną uznawanąprzez rząd słowacki mniejszością na-rodową. „Trzeciego lutego 2010 rokuuznano nas oficjalnie za mniejszość.Był to bój krwią okupiony, trwający 3 lata“ – opisuje Ribić.

Adresatów ich przedsięwzięć jestdużo więcej, bowiem oprócz osóbserbskiego pochodzenia, są tu teżimigranci z Serbii – według nieoficjal-nych danych sprzed dwóch lat jestich 2784. Dzisiaj ci, którzy tworząserbską mniejszość, to osoby przyby-łe w latach 90. z ostatnią falą emigra-cji oraz z te, pochodzące z rodzin mie-szanych.

Ponad 500 lat temuPierwsze ślady Serbów na terenach

obecnej Słowacji pochodzą z XI lubXIII wieku. „Dwa lata temu świętowa-liśmy 500. rocznicę obecności Ser -bów w Komarnie, co jest udokumen-towane, bowiem w 1511 roku po-wstała w tym mieście prawosławnacerkiew“ – opowiada Rastislav Popo -vić i dodaje, że ich gromadne przyby-cie było spowodowane pojawieniemsię Turków na Bałkanach, dlatego szu-kali wolności w innych krajach. Stalisię też pomocni w walkach z Turkamina tych terenach. Osiedlali się głów-nie w położonych nad Dunajem mia-stach o strategicznym znaczeniu, jakKomarno czy Bratysława. Wielu z nichmieszkało też w Šali. W XVII i XVIIIwieku większość mieszkańców Ko -mar na tworzyli właśnie Serbowie.

Sport i kulturaStowarzyszenie Serbów na Słowacji

w ubiegłym roku zorganizowało bli-sko dwadzieścia imprez. Najwię -kszym jego przedsięwzięciem, mają-cym już 10-letnią tradycję, jest turniejpiłki nożnej z udziałem Serbów,Słowaków i dyplomatów z różnychkrajów. „To integrujące, sportowe

przedsięwzięcie i pewna satysfakcja,że wszyscy biegają po boisku na mójgwizdek“ – żartobliwe opisuje Ribić.Stowarzyszenie zorganizowało teżpięć edycji turnieju szachowego. Niemoże się co prawda pochwalić wła-snym czasopismem ani zespołem lu-dowym, ale jego estradowym „towa-rem“ jest kwartet śpiewaczek, pro-mujący stare serbskie pieśni, i duetabsolwentek VŠMU, grających na har-moniach. Działalność stowarzyszeniajest finansowana ze środków przy-znawanych przez Kancelarię RadyMinistrów Republiki Słowackiej (w tym roku otrzyma ono 20 tysięcyeuro), otrzymywanych z  Serbii orazod darczyńców.

WizjonerPriorytetowym celem członków

mniejszości serbskiej jest pozyskaniewłasnych pomieszczeń, które służyły-by im jako miejsce spotkań. Chcą teżotworzyć bibliotekę – dysponują jużzbiorem 1200 książek. „Bibliotekamusi powstać, bowiem żona chcemnie wyrzucić na bruk z tymi książ-kami, które gromadzę w domu“ – żar-tuje Ribić. Odważnie mówi też o pla-nach stworzenia serbskiego radia.„Chcemy, żeby to robili nasi ludzie.Niech to będzie na początku nawetamatorskie radio, ale ważne, by było

nasze – argumentuje. – I może na po-czątku będą to tylko puszczane w eterserbskie piosenki, ale wierzę, że z cza-sem będziemy też przygotowywaćwiadomości“. Przewodni czą cy Ribićjest wizjonerem i sam z siebie żartu-je.„Mam wizje, nie mam pieniędzy,poszukujemy więc kogoś, kto miałbypieniądze, wizji już mieć nie musi“.

TęsknotyObaj moi rozmówcy wspominają

o dobrym serbskim jedzeniu, którenigdzie tak nie smakuje jak w krajupochodzenia: czewapcziczi, pleska-wica czy jogurty. Na szczęście obajmogą często jeździć w odwiedziny doswoich rodzin w Serbii. Stane Ribićprzyznaje, że na początku nie mógłsię przyzwyczaić do słowackiej men-talności. „My mamy inny tempera-ment, żyjemy z prędkością 140 km/h,zaś Słowacy wyrabiają jedynie 50 km/h“ – opisuje żartobliwie. Zarazjednak dodaje, że chyba już się zasy-milował, bo coraz bardziej odpowia-da mu słowacki spokój. I pewnie totylko kokieteria, bowiem obserwującbłysk w jego oku i gotowość do cią-głego działania, jestem przekonana,że serbska mniejszość jeszcze nas mile zaskoczy, nie tylko muzykąz przytupem.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

  140 km/h

Rastislav Popović

ZDJĘ

CIA:

MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

Page 24: Monitor Polonijny 2013/04

MONITOR POLONIJNY K 24

T ytuł sugeruje wprawdzietematykę językową, ale mójtekst nie stanowi jednak

konkurencji do „Okienkajęzykowego”. Sport to jednak nie tylko zdjęcia i przekazywanena żywo obrazki.

To także język, żywy język komen-tatorów, sportowców oraz kibiców i – oczywiście – kiboli. Każdy, nawetmniej zainteresowany sportem za-uważa, że język sportowy, czy to sa-mych zawodników, czy też trenerów,dziennikarzy i działaczy bywa barw-ny, ale i trochę taki militarny. Przykażdej okazji słychać bowiem słowa:atak, obrona, kontratak, strzelać, po-bić, pokonać, wygrać, przegrać, kon-tuzja, pułapka itp. Część tradycyj-nych dyscyplin sportowych wywodzisię z ćwiczeń dawnych wojownikówczy myśliwych. Takie są źródła strzela-nia z łuku, rzutu oszczepem, zapasów,biegów, sportów siłowych czy spor-tów walki.

W języku czynnych sportowców –na czynnych kiboli przyjdzie czas –funkcjonują swoiste określenia spe-cjalistyczne, często zrozumiałe tylkoprzez wąskie grono osób, związanychz daną dyscypliną. I tak np. kolarzemuszą jako pierwsi dojechać „do kre-ski”, czyli do mety. Wśród siatkarzyzwrot „ugotować zawodnika” oznaczazagadnąć i zdenerwować, sprowoko-wać rywala przy siatce, aby nie mógłsię skupić. Ciężarowcy podczas zawo-dów stają „na pomoście”, gdzie wyko-nują podrzut sztangą czy rwanie. Taknazywają miejsce swych występów.Pływak, zapowiadający, że „pojedzieklasyk na maksa”, mówi po prostu, żeda z siebie wszystko, płynąc stylemklasycznym. O „klasyku” mówi też na-sza Królowa Zimy, Justyna Kowal -czyk. Dla niej jednak to bieg narciar-ski techniką klasyczną.

Co oznaczała pochwała, iż „Kubicabłyszczy na oesach”? Po prostu „oesy”to skrót od określenia „odcinki spe-cjalne”, na których nasz najlepszy pilot Formuły 1 miał bardzo dobrewyniki. Szczypiornista, po polsku pił-karz ręczny (nazwę wyjaśniałem już

dwukrotnie), może „być na mózgu”,czyli na pozycji boiskowej „w środkupomocy”. Bokser natomiast na pew-no nie chce znaleźć się „na deskach”,czyli nie chce paść na ring. Każdy zaśzawodnik chciałby być „w czubie”.Proszę jednak nie mylić tego ze zwro-tem „mieć w czubie”! To pierwszeokreślenie oznacza po prostu czołów-kę tabeli klasyfikacyjnej, zaś to dru-gie… zupełnie inny aspekt życia i tre-ningów. Marzeniem sportowca jestteż stanąć „na pudle”, czyli na po-dium. A na koniec „wiesza on buty nakołku”, to znaczy kończy karierę.

Zdarza się, że sportowcy w swychwypowiedziach na żywo powiedzącoś, co w ich slangu jest normą, zaś wjęzyku ogólnym budzi zdziwienie,niekiedy grozę, a często i śmiech.Pływak Paweł Korzeniowski o swo-im piątym czasie w roku 2012 naświecie (1,55 min) stwierdził: „Tegodelfina troszeczkę macałem”, co za-pewne miało oznaczać, iż starał siępłynąć dobrze stylem delfin. Podo -bnie wypowiadają się też trenerzy.Pod koniec kariery Adama Małyszajego trener Apoloniusz Tajner po-wiedział w TV Polonia, że „kariera by-ła spędzona”.

Arcyciekawe i wywołujące częstowręcz salwy śmiechu bywają różnegorodzaju wpadki językowe, gry słów,stosowane przez rozemocjonowa-nych dziennikarzy sportowych, ko-mentujących na żywo zawody sporto-we. Sporo takich lapsusów języko-wych przypisuje się legendzie pol-skiego dziennikarstwa sportowegoBohdanowi Tomaszewskiemu.Do historii przeszła już np. jego po-chwała osiągnięć naszego niegdyśnajlepszego kolarza Ryszarda Szur -kowskiego: „Szurkowski to cudow-ne dziecko dwóch pedałów”. Także

z kolarstwem związana jest innawpadka Tomaszewskiego, który, ko-mentując wyścig kolarski, wykrzy-czał: „Jadą. Cały peleton, kierownicakoło kierownicy, pedał koło pedała!”.Natomiast wypowiadając się na tematwspaniałej lekkoatletki Ireny Sze -wiń skiej dziennikarz powiedział:„Pani Szewińska nie jest już tak świe-ża w kroku, jak dawniej”. Podobny ko-mentarz w jego wykonaniu możnabyło usłyszeć w czasie biegu StefanaLewandowskiego na 800 metrów:„Widać wielkie ożywienie w krokuLewandowskiego”.

Wpadki językowe zdarzały się teżinnemu mistrzowi naszego komenta-torstwa sportowego, Janowi Ciszew - skiemi, który np. podczas zawodówhippicznych wykrzyczał do mikrofo-nu: „Bomba poszła w górę i odtądwszystko jest w rękach konia”.

Od wywołujących konsternację lubuśmiech wypowiedzi nie jest wolnytakże najpopularniejszy obecnie ko-mentator Włodzimierz Szarano -wicz. Mówiąc „pękła granica 130-egometra”, informował nas, że KamilStoch skoczył ponad 130 metrów.Koledzy wyrażają się jednak o nim z podziwem, podkreślając, że to sztu-ka „komentować tyle lat polskie me-cze i ani razu nie powiedzieć k…”.

Wpadki językowe z pewnością do-dają kolorytu imprezom sportowym,a niekiedy zaczynają żyć własnym życiem – nikt już nie pamięta, kiedypowstały, na których zawodach, ktojest ich autorem, a mimo to są przyta-czane przy różnych okazjach przezdługie lata.

Przyznam, że mnie szczególnie utkwi -ła jedna z uwag, dotycząca pojedynkubokserskiego Gołota vs. Adamek.Otóż komentujący tę walkę dzienni-karz stwierdził: „Gołota wystraszył

Język sportu

Page 25: Monitor Polonijny 2013/04

25 KWIECIEŃ 2013

W tym roku, podobnie zresztą jak i w poprzednim, topili ją także człon-kowie Klubu Polskiego w Bratysła -wie, wspierani przez rodziny i sło-wackich przyjaciół. Topili ją teżPolacy w różnych regionach Polskioraz Słowacy, bo to także słowackizwyczaj. Niestety, ani jednym, anidrugim, ani tym trzecim zimy przepę-dzić się nie udało – uparła się i zostałaz nami trochę dłużej niż zwykle.

Relacje z pożegnania zimy i powita-nia wiosny można było przeczytać w różnych mediach. To, co zwróciłow nich moją uwagę, to dwojaka pi-sownia: marzanna lub Marzanna,np. „…obrzęd topienia Marzanny na-bierał coraz bardziej zabawowegocharakteru” www.sadur ski.com/ro zryw ka/topienie-ma rzan ny.htm), „Za topienie marzanny możebyć mandat?” www.mmpoznan.pl,„Wyniki redakcyjnego konkursu nanajwiększą i najmniejszą Marzannę”(http://www.zycie.pl/informac-je/Przemysl/639,Marzanna-2013.html), „Topienie Marzanny,kukły symbolizującej zimę, przetr-wało z czasów pogaństwa” (http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/ -article?AID=/20130326/REGION -05/130329676)...

Podobnych przykładów jest wie -le. Przeglądając je, odniosłam wraże-nie, że przeważa w nich pisowniawielką literą. Czy słusznie?

„Marzanna” to leksem, który występuje w kilku znaczeniach i w zależności od tego może byćzapisywany wielką lub małą literą.W pierwszym znaczeniu to sło-wiańskie imię żeńskie, a zatem –jak każde imię własne – zapisujesię je wielką literą, także jeśli nazy-wa symbolizującą zimę boginię,jak to jest w interesującym nasprzypadku. Ale jeśli mowa o sło-mianej kukle, będącej symbolemzimy jako takiej, obnoszonej po

wsi pierwszego dnia wiosny i to-pionej w rzece, to wówczas jej na-zwę jako pospolitą zapisywać należy małą literą. Niby proste, alew praktyce rozróżnienie tych zna-czeń okazuje się skomplikowane.Okazuje się bowiem, że autorzyprzeglądanych przeze mnie tek-stów starli się być w przyjętejprzez siebie pisowni nazwy konse-kwentni, tzn. w tym samym tek-ście zapisywali ją zawsze tak samo,choć najczęściej było tak, że na-zwa ta występowała w nim raz w znaczeniu kukły, raz w znacze-niu bogini. Tę symbolizującą zimęboginię nazywać zresztą możnatakże inaczej, np. Moreną (ta na-zwa funkcjonuje też na Słowacji),Morą, Śmiertką czy Śmierciuchą,które to nazwy z racji ich wyłącz-nie proprialnego charakteru zapi-sujemy zawsze wielką literą.

Ale marzanna w tym samymtekście może być zapisywana raztak, raz tak, w zależności od tego,co oznacza, i tego, co autor wypo-wiedzi miał na myśli. No bo prze-cież topi się kukłę, czyli marzan-nę, ale topi się też boginię zimy,czyli Marzannę…

Bez względu na wszystko naj-ważniejszy jest efekt tego topie-nia. W tym roku nie był rewelacyj-ny.

Mam jednak nadzieję, że w chwili,kiedy czytają Państwo te słowa, o zimie już ani słychu, ani widu…Ale gdyby – nie daj Boże – jeszczesię gdzieś próbowała ukryć, pro-szę przegnać ją za pomocą wier-szyka, zwracając się do niej bezpo-średnio i nazywając po imieniu:

Marzanno, Marzanno,ty zimowa panno,zrób miejsce wiośnie,uciekaj, gdzie pieprz rośnie!

MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA

T ym razem tematu dostarczył mi stary obyczaj, mającyna celu przegnanie zimy, czyli topienie marzanny. Kukłęsymbolizującą zimę topi się pierwszego dnia wiosny.

Kilka słów o marzannieAdamka w II rundzie – Adamek my-ślał, że go zabił!”.

Język sportu to także opinie o spo-rcie i komentarze kibiców. Miłośnicypiłki nożnej pamiętają zapewne sędzie-go Howarda Webba, który to po decy-zji o rzucie karnym w meczu Polska -Austria na Euro 2008 został wrogiemnarodowym Polaków. Sam premierTusk rozumiał nastroje rodaków i – jakooburzony kibic i zawodnik – pozwoliłsobie powiedzieć dwa słowa za dużo:„Jako premier polskiego rządu muszęmówić w sposób spokojny, wyważony.Ale wczoraj wieczorem mówiłem zu-pełnie inaczej. Chciałem zabić. Dobrzewiecie kogo”.

Odbiór wypowiedzi na temat sportu,wynikających z emocji, mogą też przy-nieść fatalne skutki. Przekonał się o tymAndy Gray, jeden z najsłynniejszychkomentatorów piłkarskich na świecie,który stracił pracę po specyficznym żar-cie z sędzi liniowej Sian Massey, wy-głoszonym podczas meczu Wolverma -pton – Liverpool (styczeń 2011).Wówczas to wraz z prezenterem stacjiuznał, że Massey nie wie, na czym pole-ga spalony i powiedział: „Ktoś powi-nien zejść do niej na dół i wytłumaczyć,na czym polega spalony”. Potem jeszczedodał, że wyznaczenie kobiety na arbi-tra to szaleństwo, co odebrane zostałojako przejaw dyskryminacji kobiet.Stacja Sky Sports najpierw zawiesiła go, a potem zwolniła z pracy. Cóż, czasy ta-kie, że ważniejsze od fachowości i doświadczenia są inne czynniki…

W Polsce prowadzi się wiele akcjipromujących język ojczysty. Niektó -rzy językoznawcy, np. prof. Jan Mio -dek czy prof. Jerzy Bralczyk, stalisię wręcz medialnymi gwiazdami, aleto niczego nie zmienia. Język, nie tyl-ko ten sportowy, kieruje się swoimiprawami. I może tak jest lepiej?

Podsumowując te rozważania, przy -toczę na koniec ponadczasowe pyta-nie nieżyjącego już Kazimierz Gór -skiego, które można odnieść zarów-no do sportu, jak i języka sportu, a tak-że i innych dziedzin naszego życia:„Skoro jest tak dobrze, to dlaczegojest aż tak źle?”.

ANDRZEJ KALINOWSKIZgodnie z życzeniem autora jego honorarium zostanie

przekazane na nagrody dla dzieci, które biorą udział w konkursach „Monitora”

Page 26: Monitor Polonijny 2013/04

MONITOR POLONIJNY K 26

Wbrew pozorom znale-zienie pracy nawet w Bra -tysławie nie jest wcale łat-we. W teorii wszystko wyg-ląda pięknie – słowackastolica to dość zamożnemia sto, to tutaj znajdują sięcentrale większości działa-jących na Słowacji firm i oddziałów międzynaro-dowych korporacji. „Znaj -dziesz pracę bez proble-mu, jak nie taką, to inną” –słyszy często żona czy mążosoby, która dostała intrat-ną propozycję pracy z po-wodu której para decydujesię na przeprowadzkę naSłowację. Takie słowa mo-gą tylko denerwować i stre -sować, gdy mimo podej-mowanych wysiłków i wy-słania setek ofert nie udajesię znaleźć wymarzonegozatrudnienia.

Powodów może być kil-ka. Po pierwsze, trzeba mieć świadomość, że tewszystkie bajeczne propo-zycje pracy dotyczą zwyklekandydatów o określonymprofilu i kwalifikacjach.Przede wszystkim jest tozwykle praca w międzyna-

rodowej korporacji, a niekażdemu to odpowiada.Przeszkodą w znalezieniuposady może być też nie-dostateczna znajomość ję -zyka: w korporacjach trze-ba z reguły płynnie porozu-miewać się po angielsku i znać jeszcze drugi język, a nie każdy przecież uro -dził się poliglotą.

Co zrobić w sytuacji, kie-dy jedno z małżonków do -brze zarabia i jest w stanieutrzymać całą rodzinę, aleto drugie nie chce siedziećw domu, a poszukiwaniapracy nic nie dają? W takimprzypadku nic na siłę. Je -żeli planujemy pomieszkaćna Słowacji jakiś czas i pó-źniej wrócić do kraju, war-to ten czas wykorzystać nazdobycie kwalifikacji, któ-re przydadzą się nam pó-

źniej, po powrocie doPolski.

Najważniejsza sprawa tonauczenie się języka sło-wackiego. Oczywiście na -sze języki są podobne i dla-tego wiele osób bagatelizu-je tę sprawę: po co uczyćsię słowackiego, wystarczygo rozumieć, w razie czegomożna sobie pomóc an -giel skim. Tymczasem wła-śnie znajomość tego orygi-nalnego języka może byćnaszym największym atu-tem po powrocie do kraju.Dziś niemal każdy znajęzyk angielski i jakiś innypopularny język (niemiec-ki, francuski, hiszpańskiczy rosyjski), co na poten -cjalnym pracodawcy nierobi żadnego wrażenia.Wra że nie może robić nato-miast znajomość mniej po-pularnego języka: słowa -ckiego, ukraińskiego czywęgierskiego. Nawet, jeśliw przyszłej pracy ten językw ogóle nie będzie potrze -bny, jego znajomość uatra -kcyjni nasze CV, pozwoliwyróżnić się z tłumu nud-nych, sztampowych życio-rysów. A to już połowa suk-cesu – często właśnie dzię -ki temu pracodawca wyła-wia takie CV ze sterty in-nych i zaprasza kandydatana rozmowę.

Niestety, na Słowacji pra-wie nie ma kursów języka

słowackiego, a jeśli już są,to prowadzone w językuangielskim, co dla nas w za-sadzie mija się z celem. Mymamy bowiem tę przewa-gę nad uczącymi się sło-wackiego Anglikami czyWęgrami, że już na wstępierozumiemy jakieś 70% słow - ni ctwa. Dlatego zamiastzapisywać się na stacjonar-ny kurs i płacić za to sporepieniądze, często lepiej uczyć się samemu. W sieciistnieje kilka darmowychkursów. Znajdziemy je,wpi sując w wyszukiwarkęfrazę „bezpłatny interneto-wy kurs języka słowackie-go”. Wpisując natomiasthasło „podręcznik językasłowackiego” znajdziemykilka godnych uwagi po-zycji książkowych, w tyme-booków, które możemykupić za kilka złotych, niewychodząc z domu.

Najważniejsza w naucejęzyka jest jednak praktyka.Nie bójmy się więc mówićpo słowacku, nawet jeślipoczątkowo będziemy ka-leczyć ten język. Dobrzejest też ograniczyć sobie namiesiąc lub dwa dostęp dopolskiej telewizji czy stroninternetowych i otoczyćsię wyłącznie informacja-mi w języku słowackim. Noi wkuć jednak trzeba przy-najmniej to słownictwo,które jest odmienne odpolskiego. Potem ani sięobejrzymy, a będziemy mó-wić po słowacku prawietak, jak po polsku. A wte-dy warto się zabrać np. zanaukę niemieckiego – aleto już temat na osobny artykuł.

JAKUB ŁOGINOW

W poprzednim numerze „Monitora”poruszyliśmy ważną kwestię znalezieniapracy dla współmałżonka osoby, która

otrzymała atrakcyjną posadę na Słowacji. Dziśrozwijamy ten temat i zastanawiamy się, co zrobić,gdy mimo starań nie uda się mu znaleźć pracy.

Poradnikdla Polaków

na Słowacji

Nie masz pracy? Ucz się języka,p r z y d a s i ę p o p o w r o c i e d o P o l s k i

Page 27: Monitor Polonijny 2013/04

27

Dlatego mimo oczywistych różnicmiędzy Robertem Ficą a LechemWałęsą, warto się ich wypowiedziomprzyjrzeć bliżej, gdyż odzwierciedlająone szersze tendencje.

Zapytany o prawa homoseksuali-stów Lech Wałęsa oznajmił, że mniej-szość nie może wchodzić na głowęwiększości. „Ja sobie nie życzę, żeby tamniejszość, z którą się nie zgadzam (...)wychodziła na ulice i moje dzieci i mo-je wnuki bałamuciła jakimiś tam mniej-szościami“ – przekonywał były prezy-dent. Wałęsa powiedział również, że je-go zdaniem parlamentarzyści o od-miennej orientacji powinni siedzieć w Sejmie za murem i zaraz dodał: „Onimuszą wiedzieć, że są mniejszością“.

W podobnym tonie wypowiedziałsię Robert Fico, komentując ostatnieprotesty w sprawie finansowaniamniejszości narodowych na Słowacji.„To państwo zostało stworzone dlaSło waków, a nie dla mniejszości” –mówił słowacki premier podczas ob-chodów 150-lecia Macierzy Słowa -ckiej. „Staje się codziennością, że zestrony mniejszości na Słowacji widzi-my jedynie roszczenia, ale żadnychobowiązków wobec państwa. Jedy -nie wyciągnięte ręce, a tylko minimal-ne postawy obywatelskie“.

Obie przytoczone wypowiedzispo tkały się z oburzeniem ze stronyopinii publicznej i mediów. W efek-cie obaj politycy się tłumaczyli, że zo-stali źle zrozumiani. O ile jednak wy-powiedź Wałęsy odbiła się szerokimechem w świecie i uderzyła w nobli-stę finansowo, bowiem uniwersytety,z którymi były polski prezydentwspółpracował, zaczęły masowo od-woływać jego wykłady, to o słowachFicy było głośno na Słowacji, ale jużnie w Polsce. Polskie media zaledwieodnotowały jego wypowiedzi, mimoże sprawa bezpośrednio dotyczy tak-że polskiej mniejszości.

W obu przypadkach obok słówkrytyki pojawiło się też sporo głosówpoparcia dla autorów wypowiedzi.Wałęsa stwierdził, że tak jak on myśliwię kszość społeczeństwa, zaś Ficoswoim zwyczajem skrytykował me-dia, które – jego zdaniem –skupiając się na proble-mach mniejszości naro-dowych i seksualnych,zajmują się wydumany-mi tematami, zamiastopisywać realne proble-my pań stwotwórczegonarodu, czyli Sło wa ków.Przy okazji warto zauwa-

żyć, że media rzeczywiście nierówno-miernie reagują na przejawy dyskry-minacji. Jedne są przez nie niepraw-dopodobnie wręcz nagłaśniane, inneprzechodzą bez echa. Takim przemil-czanym przykładem była właśnie wy-powiedź Ro berta Ficy, która w Polsceprzeszła niemal bez echa. W tym cza-sie polskie media były zajęte krytyko-waniem sytuacji na Węgrzech i dys-kryminacją polskiej mniejszości naLitwie, mimo że akurat w tych dniachw obu wspomnianych krajach nicszczególnego w tym zakresie się niewydarzyło.

Niestety, my też często nie jesteśmylepsi. Oburzając się na nietolerancjęwobec mniejszości narodowych,przechodzimy do porządku dzienne-go nad dyskryminacją osób starszych,niewidomych, niezmotoryzowanychczy poruszających się na wózkach.Jakoś nie oburzamy się na stosowanew Bratysławie rozwiązania architek-toniczne, zakładające, że miasto jeststworzone tylko dla osób młodych,zdrowych, widzących, poruszającychsię samochodami. Nikomu nie prze-szkadza fakt, że kompleks Eurovea,położony na brzegu Dunaju w sło-wackiej stolicy, jest praktycznie nie-dostępny dla osób na wózkach inwa-lidzkich. Nie zwracamy też uwagi nato, że przy projektowaniu dróg czyprzejść granicznych w ogóle nie bie-rze się pod uwagę pieszych. Dlatego,krytykując Wałęsę i Ficę, powinniśmysię zastanowić, czy również i my nietraktujemy niepełnosprawnych i nie-zmotoryzowanych jako tych, co zgła-szają jakieś wydumane żądania.

JAKUB ŁOGINOW

KWIECIEŃ 2013

przeciwko mniejszosciom-Fico i Wałęsa

Co łączy ojca polskiej „Solidarności” z obecnym premieremSłowacji? Wydawać by się mogło, że nic. Tymczasem obajpanowie oburzyli ostatnio opinię publiczną swoimi

kontrowersyjnymi wypowiedziami, dyskredytującymi mniejszości,przeciwstawiając się tym samym europejskim wartościom.

Page 28: Monitor Polonijny 2013/04

MONITOR POLONIJNY K 28

Romanie Greguškovej wyrazy szczeregowspółczucia z powodu śmierci mamyskładają

Przyjaciele z Klubu Polskiego

Z głębokim żalem zawiadamiamy, że w wieku 61 lat zmarł naglemiroslaw Gabrhel z Drietomej,wdowiec samotnie wychowujący 15-letniego syna, nasz dobry przyjaciel i aktywny członek Klubu Polskiego.Wszystkim Jego bliskim, a szczególniesynowi Patrykowi składamy wyrazygłębokiego współczucia, oferującwsparcie i pomoc.

Członkowie KlubuPolskiego z Poważa

Z głębokim smutkiem przyjęłamwiadomość o śmierci Danusi meyzy-marušiakovej. Rodzinie i bliskim składam wyrazy głębokiegowspółczucia.

Elżbieta T. Dutková

„Wielkieś mi uczyniłapustki w domu moim,

Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim!

Pełno nas, a jakoby nikogo nie było: Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło“.

Tym słowami, pochodzącymi z trenuVIII Jana Kochanowskiego, żegnał Danu -się Meyza-Marušiakovą Ryszard Zwiewka,który podczas pogrzebu zabrał głos w imieniu rodaków, przyjaciół z KlubuPolskiego, twórców „Monitora Polonij -nego“. W swoim wystąpieniu wspomniałczasy tworzenia Klubu Polskiego, w któ-rym Danusia brała czynny udział, a takżechwile powoływania do życia naszegoczasopisma, któremu to właśnie Dankaszefowała przez pierwsze 4 lata. Z koleiWiliam Hess z Instytutu Polskiego przy-wołał czasy, kiedy to Danusia była pra-cownikiem tejże instytucji kulturalnej.„Niedawno, kiedy Danuta przechodziłana emeryturę, żegnaliśmy się, obiecującsobie, że będziemy się spotykać, ale tychspotkań było coraz mniej… To dzisiejszeto nasze ostatnie pożegnalne spotkanie“.

Pogrzeb Danuty Meyzy-Marušiakovąejodbył się 4 marca w bratysławskim kre-matorium. Hołd zmarłej oddali rodzina,polscy i słowaccy przyjaciele, pracownicypolskiej ambasady na Słowacji i InstytutuPolskiego w Bratysławie, przedstawicieleKlubu Polskiego na Słowacji oraz redak-cja „Monitora Polonijnego“.

red

Z P R O G R A M U I N Ë BRISTOL - JĘZYK W KULTURZE,

KULTURA W JĘZYKU9 – 10 kwietnia, Bańska Bystrzyca, Fakultahumanitných vied UMB, Ružová 14Konferencja polonistyczna - dyskusjapanelowa, seminarium i warsztaty. Udziałwezmą językoznawcy: Jolanta Tambor,Roman Cudak, Anna Dąbrowska, Nagy LászlóKálmán i literaturoznawcy: Jolanta Pasterska,Janusz Pasterski.

Ë SHORT WAVES9 kwietnia, Żylina, Stanica Žilina-Záriečie,Závodská cesta 3 • 17 kwietnia, Bratysława,A4-nultý priestor, ul. Karpatská 2 • Prezentacjapolskich filmów krótkometrażowych w ramachfestiwalu Short Waves.

Ë MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL FILMU GÓRSKIEGO HORY A MESTO10-14 kwietnia, Bratysława, Palace Cinemas,Aupark, Einsteinova 18 • Spotkaniez himalaistą Aleksandrem Lwowem(14 kwietnia, godz. 17.00, sala 3) na tematorganizacji wypraw zimowych w okresietzw. złotego wieku polskiej himalaistki.SZTUKA WOLNOŚCI oraz Darka Załuskiego2 na K2 (11 kwietnia, godz. 17.30, sala 3).

Byłemuambasadorowi RP w RS, naszemuprzyjacielowi

i współpracownikowi „MonitoraPolonijnego“ Janowi Komornickiemu z okazji 70. urodzin życzymy zdrowia,pogody ducha, twórczych pomysłów i ich realizacji.

Redakcja „Monitora Polonijnego“ oraz przyjaciele z Klubu Polskiego

Z okazji 35. rocznicy ślubu składamynajserdeczniejsze życzenia Gabrielii Ryszardowi Zwiewkom. Życzymy im zdrowia,szczęścia i wielu radosnych chwil.

Przyjaciele z Klubu Polskiego

Klub Polski Bratysława we współpracy z Instytutem Polskim w Bratysławiezaprasza wszystkich Polaków i ich przyjaciół na imprezę

Z Polską na Ty – sentymentalna retrospekcja, która

odbędzie się 1 maja w godz. 13.00 – 20.00 na nabrzeżu Dunaju, koło centrum Eurovea. Impreza,podczas której będziemy wspólnie obchodzić Święto Polonii, ma na celu prezentację polskiejkultury. W jej ramach odbędzie się pokaz starych samochodów, biorących udział w EuropejskimRajdzie Syren i Warszaw. Na godz. 18.00 zaplanowane zosatło przedstawienie teatrupantomimy z Wrocławia „Kucharz na ostro“. Wszystkich chętnych, którzy chcieliby pomóc w realizacji projektu, prosimy o kontakt z organizatorami: Kasia Tulejko: 0903455664, [email protected]. MilE WiDZiaNE PaNiE, kTórE ZEchcą W TyM DNiu WysTąPić charakTErZEhosTEss. Szczegółowe informacje na temat imprezy będą na bieżąco aktualizowane na stroniewww.polonia.sk oraz na Facebooku (https://www.facebook.com/klubPolskiBratyslawa)

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

PożegnanieDanuty Mayza-Marušiakovej

KONDOLENCJE

ŻYCZENIA

Page 29: Monitor Polonijny 2013/04

Redakcja „Monitora Polonijnego”ogłasza konkurs, adresowany

do dzieci i młodzieży, pod hasłem

Tatry – polsko-slowacki skarbMile widziane będą też slogany reklamowe w języku polskim na ten temat! Prace konkur-sowe prosimy przesyłać pod adresem redak-cji naszego pisma do 10 czerwca br. pocztątradycyjną lub elektroniczną. Wyniki konkur-su zostaną ogłoszone w lipcowym numerze„Monitora”. Wyłonieni przez specjalne juryautorzy najlepszych prac otrzymają nagrody,zaś wszyscy uczestnicy upominki.

29 KWIECIEŃ 2013

S T Y T U T U P O L S K I E G O N A K W I E C I E Ń 2 0 1 3Ë TOMASZ BIERKOWSKI SOLIDARNOŚĆ –

TYPOGRAFIA WOLNOŚCI 1980-201311 kwietnia, godz.18.00, Bratysława,Instytut Polski, Nám. SNP 27Wykład dr. hab. Tomasza Bierkowskiego,adiunkta w Katedrze ProjektowaniaGraficznego ASP w KatowicachWspółorganizator: VŠVU Bratysława

Ë STRUKTURA I ARCHITEKTURA –DZIEDZICTWO POSTINDUSTRIALNEGÓRNEGO ŚLĄSKA17 kwietnia, Bratysława, Design factory,Bottova 2 • godz. 17.00 - komentowanyprzegląd wystawy / kurator Anke Illing,Europareportage • godz. 18.00 – wykład/ autor fotografii, Thomas Vo�beckgodz. 19.00 – otwarcie wystawyWystawa będzie prezentowanado 12 maja. Więcej informacji:www.designfactory.sk

Ë PÓŁSŁOWO VIII: PAVOL ROZLOŽNÍK18 kwietnia, godz. 17.00, Bratysława,Instytut Polski, Nám. SNP 27Ósmy z cyklu wieczorów autorskichgrafika, designera i publicystyDušana Junka.

Ë MIĘDZYNARODOWY KONKURS PIANISTYCZNYPETRA TOPERCZERA18-21 kwietnia, Koszyce, ZUŠ Márie Hemerkovej,Hlavná 68 • Udział Mariana Sobuli, polskiegopianisty i pedagoga w pracach juryMiędzynarodowego Konkursu PianistycznegoPetra Toperczera w Koszycach. Więcej informacji: www.zuske.sk

Ë WYSTAWA PLAKATÓW: MIGRACJA DO EUROPY18-24 kwietnia, Bratysława, Instytut Polski,witryny okienne od ul. KlobučníckiejWystawa plakatów w ramach VIII festiwalu[fjúžn] • Autorami wystawy konkursowej jest213 studentów z 23 szkół wyższych z Europy.Główny organizator: Nadácia Milana Šimečki

Ë POLSCY ARTYŚCI W BAŃSKIEJ BYSTRZYCY22 kwietnia, Bańska Bystrzyca, Štátna vedeckáknižnica, Lazovná 9 • godz. 10.00 - HubertKlimko-Dobrzaniecki: Kołysanka dla wisielcaSpotkanie z polskim pisarzem Hubertem Klimko-Dobrzanieckim z okazji prezentacji słowackiegowydania jego książki „Kołysanka dla wisielca”.• godz. 12.00 - Tomasz Drozdek: T.ETNOPrezentacja różnorodnych etnicznychinstrumentów muzycznych w wykonaniuTomasza Drozdka

Ë MASAKRA KATYŃSKA - WIECZÓR DYSKUSYJNY ÚPN25 kwietnia, godz.17.00, Bratysława,Instytut Polski, Nám. SNP 27Wieczór dyskusyjny w ramach cykluorganizowanego przez ÚPN z okazji 73. rocznicy zbrodni katyńskiej z udziałem dr. Martina Lacka i dr. Mieczysława Boraka.Główny organizator: ÚPN

Ë AKADEMICKÝ PREŠOV: FESTIWAL TEATRALNY28 kwietnia – 1 maja, Preszów, Filozofickafakulta PU, ul. 17. Novembra 1Udział polskich studenckich zespołówteatralnych – Teatru Ochoty i PorywaczyCiał – w preszowskim festiwalu teatralnym.Szczegółowy program: www.ff.unipo.sk/ap oraz na: www.polinst.sk

Ë TOMASZ NIEDZIÓŁKA, BARBARASACHARCZUK - CERAMIKA30 kwietnia, godz. 18.00, Bratysława,Instytut Polski, Nám. SNP 27Otwarcie wystawy prac ceramikiartystycznej absolwentów wrocławskiejASP. Wystawa będzie prezentowana do 24 maja.

Poważna firma zatrudnistudentki do pracy

w sklepie w Preszowie orazKoszycach. Wymaganauczciwość, sumienność oraz dyspozycyjność .

Mile widziana znajomośćobsługi kasy fiskalnej i języka angielskiego.

CV proszę przesyłać na adres:[email protected]

Klub Polski Koszyce informuje,że dnia 15 kwietnia

o godz.17.00 w programieSTV 2 zostanie wyemitowany

Magazyn PolSki z koSzyc

Następnego dnia,16 kwietnia, o godz. 10.30

powtórka programu.

URSZULA SZABADOS

Serdecznie zapraszam przyjaciół z Klubu Polskiego i wszystkich miłośników opery na swójwystęp w Theater an der Wien w Wiedniu, który odbędzie się w piątek, 26 kwietnia 2013 r.o godz. 18.00 w ramach projektu Jugend an der Wien. Projekt ten daje możliwość wystę-pów scenicznych ludzi młodych, w wieku od 14 do 21 lat, z profesjonalną orkiestrą i przedpublicznością. Bilety można kupić w Theater an der Wien w Wiedniu – Ticket Pavillon lubza pośrednictwem Internetu na - www.theater-wien.at. Alexandra Głębocka

Redakcja „Monitora Polo -nij nego“ we współpracy zeSzkolnym Punktem Kon -sul tacyj nym w Bratysławieogłasza konkurs dla dzieci i młodzieży na najpiękniej-szą bajkę, napisaną w języ-ku polskim. Prace literackieo maksymalnym rozmiarze 3600 znaków wraz z dołączo-ną informacją, zawierającą imię i nazwisko autora orazjego wiek, prosimy przesyłać do 10 czerwca pocztą elektroniczną pod adresem: [email protected]. O przyznaniu nagród zdecyduje jury, w skład któregowejdą redaktorzy „Monitora Polonijnego“ i nauczycieleSzkolnego Punktu Konsultacyjnego. Najciekawsze pracezostaną opublikowane na łamach naszego pisma.

KONKURS NA NAJPIĘKNIEJSZĄ BAJKĘ

ZAPROSZENIE

konkurs rysunkowydla dzieci i młodzieży

Page 30: Monitor Polonijny 2013/04

MONITOR POLONIJNY K 30

I  nie chodzi tu o kwe-stie metodyczne czy na-ukowe, ale przede wszyst-kim o kontekst kulturo-wy, często odmienny i za-skakujący. Wywodzący sięz tego kontekstu uczeńprzejmuje rolę przewod-nika, stając się nauczycie-lem, który pomaga sta-wiać pierwsze kroki naobcej ziemi. Uczeń zadajepytania, nie boi się pytać,bo wie, że nauczyciel musprzyja i chętnie mu od-powie, nawet jeśli te pyta-nia będą głupie.Zadawanie pytańnie jest wcalezadaniem pro-stym i tak po-wszechnym, jakmyślałem.

Gdy przyje-chałem w koń-cu do Chin i roz-począłem swoją pracęlektora języka polskiego,byłem zarówno nauczy-cielem, jak i uczniem. Po -dobne role wyznaczyłemmoim studentom. Zajmo -waliśmy więc takie samepozycje, przynajmniejteo retycznie. Na  począt-ku zasygnalizuję tylko, żewyznaczanie takich róljest ważne z kilku przy-czyn. Po pierwsze niwelu-je odczucie szoku kultu-rowego, po drugie uwraż-liwia na stereotypy, którepotem zastępuje nowymobrazem danego narodu i kultury.

Zacznijmy jednak od po -czątku… Pod koniec sierp-nia 2010 roku wylądowa-łem na terminalu trzecimw Pekinie. Pamiętam, żebyło bardzo ciepło, a ja

z ciężkim bagażem pod-ręcznym, bo zapakowa-łem wiele książek, wycho-dziłem naprzeciw no-wym wyzwaniom. Z nie-cierpliwością czekałemna pierwsze spotkanie

z szefem pekiń-skiej polonisty-ki, który wyszedłpo mnie na lo -tnisko, a znałmnie tylko z fo-tografii i  kore-spondencji ma-ilowej. Z rozpo-znaniem jednak

nie było problemu, bo-wiem miał on kartkę z moim nazwiskiem. Tobyło pierwsze moje miłedoświadczenie, które za-początkowało serię do wo -dów życzliwości, otwar -tości, a przede wszystkimgościnności Chińczyków.Czas przejazdu do kam-pusu uniwersyteckiego,gdzie miałem zamieszkać,mijał na zadawaniu pytańi moim zdziwieniu, jakogromny i zbudowany z rozmachem jest Pekin.Pierwszym zabytkiem, któ -ry mijaliśmy po drodze,była Świątynia Lamy, miej-sce, do którego potemwracałem i wracam wie-lokrotnie. Szef oprowa-dził mnie po kampusie,pokazując miejsca, gdziemogę zjeść posiłek, po-

spacerować, poćwiczyćna siłowni czy popływać.Kampus podzielony trze-cią obwodnicą na dwieczęści, zachodnią i wscho -dnią, wydawał mi się tro-chę jak ocean, choć jak nawarunki chińskie wcalenie jest taki ogromny. W części zachodniej mie -szkają głównie studencii lektorzy zza granicy, wewschodniej chińscy. Dom,w którym zamieszkałem,jest miejscem dla nauczy-cieli języków obcych z ca-łego świata. Ja od razu za-cząłem od poszukiwaniaSłowian, w których towa-rzystwie zawsze dobrzesię czułem. I tak pozna-łem Słowaczkę, Czeszkę,Serbkę, Chorwatkę i Sło -wenkę, potem dołączyłatakże Bułgarka. Wszystkiedziewczyny mieszkały jużod roku lub dłużej w Chi -nach, wszystkie miałymniejsze lub większe do-świadczenie. Z wielkąotwartością powitały mniew swoim gronie, na czer-wonych krzesłach, czylimiejscu naszych spotkańw  ciepłe dni i wieczory.Czerwone krzesła przedsklepem od tego mo-mentu stały się dlamnie symbolemwielokulturowychi pełnych pasji dy -skusji. Najczęściej

ka żde z nas mówiło w swoim języku, co rów-nież świadczyło o tej jed-ności w wielości, i zawszejakoś się dogadywaliśmy.

A jak było z Chińczy -kami? O, na początku byłagłusza i chaos… oczywi-ście komunikacyjny. Pozapozdrowieniem „ni hao”(dzień dobry) nie potrafi-łem powiedzieć ani sło-wa, a próba wpasowaniasię w odpowiedni ton, bojęzyk chiński jest języ-kiem tonicznym (ma 4 to-ny), kończyła się fiaskiem.I tak np. „tang” może zna-czyć zarówno ‘cukier’, jaki ‘zupa’. Może to być za-bawne, gdy w restauracjizamiast zupy dostaje sięcukier. Takie i inne omył-ki nie odstraszyły mniejednak od chińskiego. Po -stanowiłem natychmiastuczyć się mówić po chiń-sku, pisanie i czytanie od -ło żyłem na potem. Pierw -szą moją prywatną na-uczycielką była studentkapolonistyki pekińskiej, z którą miałem zajęciadwa razy w tygodniu. MaoRui, bo tak się nazywała,musiała wykazać się nielada cierpliwością, gdyżpoczątki były naprawdętrudne. Nie poddawałemsię jednak i w końcu nad-szedł dzień, kiedy to po-trafiłem budować już całezdania, które – ku mo jemuzdziwieniu – były rozu -miane przez Chiń czy ków.

Pierwszym zabytkiem,który zwiedziłem sampodczas pewnej wrze-śniowej niedzieli, byłPałac Letni. Wsiadłem doautobusu linii 374 z przy-

stanku Weigong qiaoi dotarłem podbramy samego pa -łacu. Kupiłem bi-let i znalazłem się

w środku nadzwy-

N auczyciel i uczeń w pewnychsytuacjach są do siebie podobni.Choć nauczyciel jako człowiek

z doświadczeniem nie powinien poruszaćsię po omacku, to czasem, zwłaszcza w odmiennejkulturze, staje na równi ze swoim uczniem.

Z nowym bagażem doświadczeń,ale bez szoku kulturowego…

Page 31: Monitor Polonijny 2013/04

31

Czy są powody, by strzecsię portali społeczno-

ściowych? Czy na pewnojesteśmy bezpieczni w sie-ci? Jakie niebezpieczeństwanam grożą?

Dzięki Internetowi komuniku-jemy się ze sobą po lekcjach, w cza-sie wolnym i często na-wet wtedy kiedyjuż powinniśmyspać. Niewielu z nasspotyka się na podwór-kach czy przy trzepaku,aby porozmawiać, wymienićswoje poglądy czy po prostusię pośmiać. Naszych rodzi-ców niepokoi ten fakt i dla-tego niekiedy zabraniają nam ko-rzystania z Internetu. Czy ma-ją rację? Czy to nas ustrzeżeprzed zagrożeniami, jakieniesie dzisiejszy Internet?A może zamiast tego i oni, i my sami powinniśmy zapoznać się z zagrożeniami, jakie niosą ze so-bą takie portale, jak Facebook czyNasza Klasa?

Według niemieckich i amery-kańskich statystyk użytkownicykomputerów z grupy wiekowej12-19 lat intensywnie kontaktują się wła-śnie za pośrednictwem Internetu, spędza-jąc ok. 50% czasu online i korzystając z portali społecznościowych, różnego ro-dzaju komunikatorów i programów pocz-towych.

Czy wiecie, że jednym z największychzagrożeń w Internecie jest tzw. kradzieżtożsamości? Hakerzy tworzą profil np. naFacebooku, używając danych ofiary, a na-stępnie przedostają się do jej prawdzi-

wych przyjaciół. Utrzymują z nimikontakty, a następnie szantażująich żenującymi zdjęciami lub kom -promitującymi komentarzami.

Warto pamiętać, że w sieci czę-sto narażamy się sami. Pamiętajmy więc, żezbyt śmiałe zdjęcia, udostępniane znajo-mym, mogą stać się źródłem problemów i zaszkodzić nam w przyszłości.

Kolejne zagrożenia, które łączą się z ko-rzystaniem z portali społecznościowych tophishing i szkodliwe oprogramowanie.

Phishing (spoofing, maskarada) polegana podstępnym wyłudzeniu poufnych in-formacji osobistych, np. hasła lub szczegó-łów dotyczących kart płatniczych, przezudawanie instytucji (osoby) godnej zaufa-nia, której pilnie potrzebne są te informa-cje.

Wiele osób uważa, że płynące z Inter -netu niebezpieczeństwa to cena za postępcywilizacji. Ja oczywiście się z tym zga-dzam, ale jeśli zachowa się ostrożność, tona pewno wielu z tych niebezpieczeństwmożna uniknąć.

BARTŁOMIEJ MACIĄG,uczeń klasy III gimnazjum w Bratysławie

KWIECIEŃ 2013

czajnego kompleksu. Je -zioro Kunming, kamien-ny Most SiedemnastuŁuków, Pagoda Pachną ce -go Kadziła, Długa Galeria,Marmurowa Łódź – wszy -stko to  oczarowało mnieswoim rozmachem i ma-jestatycznością. Barwnesmocze łodzie na jezio-rze, Wzgórza Długowie -czności wydawały mi sięelementami pejzażu wy-jętego z chińskiej baśni.Ten pejzaż kontrastowałjednak z wrzawą i tłu-mem, który wylewał sięzewsząd i płynął wąskimiuliczkami kompleksu pa-łacowego. Z takim tłu-mem przyszło mi się póź-niej spotkać wiele razy.Linia nr 1 metra, najstar-sza i  najbardziej oblega-na, jest jak długi wąż, któ-ry wchłania setki tysięcyludzi. Przeciskając sięmiędzy nimi, musisz opra -cować jakąś metodę, byzdążyć wysiąść lub wsiąśćna właściwej stacji. Niejest prawdą, że Chińczycywyglądają tak samo lub sądo siebie podobni, co czę -sto słyszałem w Pol sce. Sąróżni. Ta różnorodnośćjest typowa dla Pekinu,gdzie pracują ludzie zewszystkich chyba prowin -cji Chin. Mają oni od-mienne postury, wyrazy i kontury twarzy, zacho-wania oraz temperamen-ty. Chińczycy z północysą wyżsi i bardziej po-stawni niż ich rodacy z południa. Chętniej teżujawniają emocje i są bar-dziej żywiołowi. Podo -bno w czasie kłótni są im-pulsywni. Na południupanuje cudowne rozleni-wienie i brak pośpiechuwe wszystkim.

Dalszy ciąg w następ-nym numerze „Monitora“

ANDRZEJ RUSZER, CHINY

Bądź bezpieczny w sieci

Page 32: Monitor Polonijny 2013/04

Składniki:• 175 g maślanych

ciasteczek• 85 g roztopionego

masła• 600 g kremowego sera• 3 łyżki mąki• 2 łyżeczki esencji

waniliowej

• 2 jajka• 300 g białej

czekolady• 3 batoniki Mars• 1 puszka mleka

skondensowanegosłodzonego

• 1 kubek kwaśnejśmietanki

Sposób przyrządzaniaNajpierw wkładamy puszkę mlekaskondensowanegodo wody i gotujemypo 1,5 godziny z każdej strony(puszkę trzebaobrócić). Potemodstawiamy do ostygnięcia.Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Ciastka kruszymy na malusieńkie kawałeczki i mieszamy z roztopionym masłem. Dno tortownicy wykładamy papieremdo pieczenia, na który wykładamyprzygotowaną masę, dokładnie jąrozklepując. Pieczemy ok. 10 minuti wyjmujemy do ostygnięcia.Temperaturę piekarnika zmniejszamy

do 140 stopni. Na parzeroztapiamy czekoladę.

W osobnej misceubijamy ser,esencję waniliowąi mąkę. Następnie

dodajemy do nichjajka i śmietanę.

Całość dalej ubijamy. Na koniec dodajemy

przestudzoną roztopioną czekoladę i mieszamy po raz ostatni.Batony Mars siekamy na paseczki,które wykładamy na upieczonyspód. Ostrożnie wylewamy nanie masę serową i wkładamydo piekarnika na ok. 50 minut.Nawet jeśli po tym czasieciasto będzie się jeszczetrochę trzęsło w środku,

to i tak wyjmujemy je z piekarnika,a gdy wystygnie, wkładamy do lodówki na około 5 godzin.Potem oblewamy je karmelem z puszki. I to już wszystko. Zanim jednakzaczniemy się delektować naszymwypiekiem, możemy goobfotografować, a zdjęcia wrzucićna strony internetowe... Pierwszykrok do sławy jest taki łatwy!

Karmelowy tort serowy

Drodzy Czytelnicy „Piekarnika”!Każdy, kto smacznie gotuje czy piecze,ma szansę, by jego wyczyny doceniłcały świat. Wystarczy swój najlepszyprzepis umieścić na Facebooku, blogulub własnej stronie internetowej i… czekać na słowa uznania. A tak na poważnie – czytelnicy„Monitora“ dzielą się swoimikulinarnymi dokonaniami właśnie

na Facebooku, bo tam przepis możnaokrasić apetycznymi zdjęciamii w ten sposób zainspirować innychdo naśladownictwa.Właśnie na blogu pani ElenkaGlebová z Bratysławy znalazłaprzepis na wyśmienity tort, którywypróbowała i teraz, na naszychłamach, pragnie się nim podzielić z Państwem.

AGATA BEDNARCZYK

ZDJĘ

CIE:

ELE

NA G

LEBO