32
fot. Piotr Giziński Jesteśmy u maturzystów! Str. 3 Po co komu Walentynki? Str. 10 - 13 Stwórz idealnego trenera! Str. 31 NR 55 luty 2009 MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKU Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego ISSN 1730-0975 ::: Nakład 10000 ::: Gazeta Bezpłatna Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary SESJA: STRACh SIĘ BAć STR. 8 - 9

UZetka nr 55 (Luty 2009)

  • Upload
    uzetka

  • View
    235

  • Download
    4

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Polski członek rodziny Soprano. Po co komu walentynki? SESJA: Strach się bać! Między myślą a dymem. 10 Przykazań barowego dżentelmena.

Citation preview

Page 1: UZetka nr 55 (Luty 2009)

fot.

Piot

r Giz

ińsk

i

Jesteśmy u maturzystów!Str. 3

Po co komu Walentynki?Str. 10 - 13

Stwórz idealnego trenera!Str. 31

NR 55 luty 2009MIESIĘCZNIK OD 2002 ROKUGazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu ZielonogórskiegoISSN 1730-0975 ::: Nakład 10000 ::: Gazeta Bezpłatna

Głogów ::: Gubin ::: Krosno Odrzańskie ::: Lubin ::: Lubsko ::: Międzychód ::: Międzyrzecz ::: Nowa Sól ::: Nowy Tomyśl ::: Polkowice Słubice ::: Sulechów ::: Sulęcin ::: Świebodzin ::: Wolsztyn ::: Wschowa ::: Zbąszyń ::: Zielona Góra ::: Żagań ::: Żary

SESJA: STRACh SIĘ BAć STR. 8 - 9

Page 2: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Luty wystawia nas na próbę. W tym miesiącu wy-darzy się wiele rzeczy, które będą dla każdego z nas wyzwaniem. Sprawdzimy swoją pracowi-tość, podatność, odpowiedzialność – mówiąc krótko lepiej poznamy swój własny charakter, z wielu różnych stron. Gotowi?

„Strach się bać” - napisaliśmy na okładce tego numeru. I tym hasłem odsyłam Was na strony związane ze stresem. Opisaliśmy krótko, na czym to przykre zjawisko polega. W czasie sesji okazuje się, czym są nasze możliwości wobec wymogów sytuacji – nie tylko, czy się nauczyliśmy. To byłoby zbyt proste. Oprócz opanowania materiału, trze-ba opanować stres. I to nie za pomocą dopalaczy, o których tak ostatnio głośno. I nie za pomocą ściąg – bo to nie pomaga w kształtowaniu charak-teru, tylko charakter psuje. Proponujemy Wam bezpłatne warsztaty, które pomogą Wam opano-wać stres albo uczynić z niego motor Waszego działania. Zerknijcie na stronę 9.

W lutym czeka nas także święto, które niedo-rzecznie wymyślono w najzimniejszym miesiącu w roku. I tu znowu próba charakteru. Jak to jest z naszą podatnością? Kupimy sobie kolczyki w kształcie serduszek, dziewczyny? Chłopaki, już teraz panikujecie, bo nie macie pomysłu na pre-

zent? Albo z drugiej strony: single, jak radzicie sobie w ten dzień? My o Walentynkach piszemy na wesoło, a o miłości wypowiada się prof. Zbi-gniew Izdebski. A wszystkie sprawy wokół Wa-lentynek są na Waszej głowie: prezenty, spotka-nia, postawa za lub przeciw... Podejmijcie to wy-zwanie!

Luty to także czas weryfikacji naszych noworocz-nych postanowień. O ile w styczniu mogliśmy jeszcze udawać, że wszytstko gra, o tyle luty daje nam już jasną odpowiedź, czy to, co zostało po-stanowione, zostało wykonane.

Zapowiada się poważny miesiąc, z którego i tak - jestem pewna - wyjdziecie cali i uśmiechnięci. A więc byle do wiosny!

***

Gazeta Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego „UZetka”

ISSN 1730-0975al. Wojska Polskiego 65

pok. 28, 65–625 Zielona Góratel./fax +48 68 328 7876,

[email protected] www.uzetka.pl

WYDAWCA:Stowarzyszenie Gazety Samorządu

Studenckiego Uniwersytetu Zielonogórskiego

REDAKTOR NACZELNA: Kaja Rostkowska

[email protected]

Z-CA RED. NACZ.: Kornelia Kornosz

[email protected]

SKŁAD: Kaja Rostkowska, Marcin Grzegorski, Maciej Kancerek

KULTURA: red. Maciej Kancerek [email protected]

Łukasz Michalewicz, Malwina Ławicka

AKTUALNOŚCI: Grzegorz Biszczanik, Grzegorz Czarnecki,

Marzena Toczek, Paula Mościcka, Sebastian Sobiech, Kornelia Kornosz,

Kamil Zając, Iga Kołacz, Wojciech Lewandowski, Monika Renc

SPORT: red. Kamil Kwaś[email protected]

Karolina Bołbot, Krystyna Górnicka, Weronika Górnicka, Kamil Kolański

MYŚL SŁOWEM PISANA red. Iwona Turzańska [email protected]

FOTOPiotr Giziński, Wojciech Waloch

OGŁOSZENIA I REKLAMY: Marcin Grzegorski, 0 602 128 355

[email protected]: Drukarnia „AGORA” Piła.

Za pomoc w korekcie dziękujemy Kamilowi Wołczyńskiemu.

Za zamieszczone informacje odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.

Kaja RostkowskaRedaktor naczelna

[email protected]

Słowo naczelne

nauka nie jest obowiązkowa... ale przetrwanie też nie jest.

w. edwards Deming

wszystkim Studentom życzymy powodzenia w zimowej SeSJI!

;-)Redakcja „Uzetki”.

LUTY 20092

Page 3: UZetka nr 55 (Luty 2009)

REKLAMA

Na szczęście koniec świata nie jest przesadnie daleko. Druga edycja akcji „bUZ do kariery” obejmuje swoim zasięgiem woje-wództwo lubuskie, a także czę-ściowo wielkopolskie, zachod-niopomorskie i dolnośląskie. – W tym roku poszerzyliśmy listę miast, odwiedzimy m.in. Wał-brzych, którego brakowało w ubiegłorocznej rozpisce – za-powiada rzecznik Uniwersytetu, Ewa Sapeńko. Do niebieskiego busa oklejonego żółtym paskiem z logo UZetu wsiada kilkunasto-osobowa grupa studentów wspie-rana przez opiekuna z uczelnia-nego Biura Promocji. Jest jesz-cze Pan Kierowca, od którego zależy, czy dotrzemy na czas. BUZowa moda nakazuje nosić się w tym roku w zieleni. – Po ubiegłorocznych pomarań-czowych koszulkach zdecydowa-liśmy się w tym roku na kolor bardziej kojarzący się miastem i samą uczelnią – argumentuje Anna Urbańska z Biura Promo-cji. Wśród studentów zdania o koszulkach są podzielone, część z nich entuzjastycznie przyjęła nowe barwy, jednak tu i ówdzie słychać głosy mówiące, że w po-przednich „bardziej rzucaliśmy się w oczy”.

Częściowo zmieniła się także merytoryczna strona akcji. Bolączką pierwszej edycji „bUZa” było to, że na skutek nieporozumień studenci mate-matyki trafiali na lekcje historii w klasie humanistycznej. W tym roku „bUZowicze” wciąż opo-wiadają o konkretnych kierun-kach kształcenia, jednak nasta-wiają się raczej na luźną poga-dankę o studiowaniu, o uczelni, o Zielonej Górze. Warto uzmy-słowić uczniom, jak wiele zmieni się w ich życiu po rozpoczęciu studiów. Często wyjeżdżają z miejscowości, w których spę-dzili całe życie, przestawiają się na nowy tryb funkcjonowania. No i mają sesję. Poza tym na eta-pie, na którym są teraz, bardziej interesuje ich ogólna, luźna roz-mowa. Jak powiedziała student-ka pedagogiki,Kornelia Kornosz – na trzy miesiące przed maturą większość z nich nie wie, co chce studiować. Pierwsze dwa tygodnie lu-tego to czas przerwy. BUZ za-padnie w sen zimowy, studenci spokojnie zaliczą egzaminy. 17. lutego wyjazdem do Głogowa „bUZ do kariery” wróci na tra-sę. Jasne, nie zawsze jest różowo. Jeden z bUZowiczów po powro-

cie zwierzył się nam, że był tak zapracowany, że nie zdążył pójść do toalety! Ale studenci są zado-woleni z akcji. I mamy nadzieję, że uczniowie podzielają ten en-tuzjazm. Przyjmujcie nas z uśmiechem, maturzyści! Je-dziemy do Was po to, aby Wam

podpowiedzieć, pomóc i wpro-wadzić Was w atmosferę studio-wania. Jeździmy do Was, bo chcemy Wam pokazać Uniwer-sytet Zielonogórski, z którego jesteśmy dumni.

Maciek Kancerek

SPOTKANIA Z MATURZySTAMIZaspane twarze, spowolniony proces dedukcyjno – analityczny i nie

ustające błaganie o kawę. Choćby łyk, taki malutki. Zielona Góra nie zbudziła się jeszcze ze snu, ale oni już tutaj są. „BUZem do kariery”

gotowi pojechać choćby na koniec świata.

REKLAMA

U NAS JUŻ OD 80 ZŁ

3LUTY 2009

Page 4: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Mógł zostać pilotem jak jego szkolni koledzy, jednak wolał wyruszyć w świat. Prezentuje swoje wystawy fotograficzne. Jednak najbardziej znany jest z tego, że zagrał w jednym z naj-popularniejszych amerykań-skich seriali – „Rodzinie Sopra-no”.

Dużo podróżowałeś, zmieniałeś miejsca zamieszkania, lecz w końcu padło na Nowy Jork. Czym to miasto tak Cię przycią-gnęło? Kiedy miałem 10 lat, sie-działem na drzewie w Zielonej Górze i każdy pytał się mnie, gdzie chciałbym spędzić Sylwe-stra 2000. Wtedy była to dla nas bardzo odległa data. Każdy od-powiadał coś na zasadzie, że w Łebie, Warszawie… Ja powie-działem, że w Nowym Jorku. Postanowiłem, że tam wyląduję na Sylwestra 2000. Tak też się

stało i już w Nowym Jorku zosta-łem.

Pochodzisz z Zielonej Góry. Często wracasz do rodzinnego miasta? Akurat tak się złożyło, że jestem tutaj dopiero czwarty raz, a wyjechałem 21 lat temu. Pierw-szy raz byłem w 1994, ale nie po-dobało mi się wtedy to, co działo się w Polsce. Nie przyjeżdżałem przez wiele lat. Dopiero 2 lata temu postanowiłem odwiedzić Zieloną Górę. Tym razem tak mi się spodobało, że od tamtego czasu jestem tu już trzeci raz.

Od Twojego wyjazdu chyba spo-ro się tu zmieniło? To prawda. Pozmieniało się stanowczo na lepsze. Jest o wiele bardziej czysto, wszystko jest zadbane. Teraz wygląda to jak normalne zachodnie miasto.

Chodziłeś do liceum lotniczego, został lotnikiem. Dla wielu ludzi to życiowe marzenie, jednak Ty z tego zrezygnowałeś. Dlaczego? To dosyć śmieszna sytu-acja, bo ja nigdy nie planowa-łem, żeby zostać lotnikiem. Pój-ście do Liceum Lotniczego umożliwiało mi mieszkanie w internacie – po prostu chcia-łem się wyrwać z domu. Po dwóch latach tak spodobała mi się ta szkoła – latanie, skakanie ze spadochronem, szybowce – że naprawdę chciałem być pilotem. Po czterech latach stwierdziłem jednak, że nie za bardzo chce iść do istniejącej wtedy komuni-stycznej armii, dlatego zrezy-gnowałem z pójścia na uczelnię oficerską. Wylądowałem na WSI, co teraz oczywiście nazy-wa się Uniwersytet Zielonogór-ski i tak spędziłem kolejnych kil-ka bardzo udanych lat.

Czym zajmujesz się na co dzień? Skończyłem szkołę archi-tektury w Kanadzie. Obecnie pracuję właśnie jako architekt, w jednej z nowojorskich firm. Zajmuję się naprawianiem bu-dynków wysokościowych. To na-prawdę bardzo ciekawa praca, bo mogę wejść na wiele budyn-ków, na które żaden turysta nig-dy nie będzie miał wstępu. Moją pasją jest fotografia, zawsze mam ze sobą aparat, więc daje mi to możliwość uzyskania ta-kich ujęć, których nikt więcej nie będzie miał.

Wyjechałeś do Stanów i tam pewnego dnia stwierdziłeś: „będę aktorem”? Nie, zupełnie nie tak. Gdy wylądowałem w Nowym Jorku, trafiłem do pracy, w której mu-siałem robić dużo prezentacji. Jednak cały czas niezbyt dobrze

POLSKI CZłONEK RODZINy SOPRANO

Igor w Nowym Jorku widział już wszystko.

Igor Litwinowicz - wychował się w Zielonej Górze. Gdy był mały chłopcem, stwierdził, że chciałby mieszkać w Nowym Jorku i kilkanaście lat później tak właśnie się stało.

LUTY 20094

Page 5: UZetka nr 55 (Luty 2009)

czułem się, jeśli chodzi o mój an-gielski. Cały czas miałem obawy, że powiem coś nie tak. Postano-wiłem podszkolić swój język, a że ktoś powiedział mi, że najle-piej zrobić to w szkole aktorskiej, więc tam też się udałem. Tak mi się to spodobało, że zacząłem brać lekcje wymowy, lekcje te-atralne, lekcje ak-torstwa. Może wynikało to stąd, że moja matka była kiedyś aktor-ką w Teatrze Lu-buskim, może po-zostało mi coś w genach. W każ-dym bądź razie wciągnąłem się w to bardzo. Później wyniknęło trochę sytu-acji, że chyba miałem więcej szczęścia niż zdolności, ale uda-ło mi się dostać do kilku drob-nych seriali.

Właśnie, a propos tych „drob-nych” seriali. Jak to się stało, że trafiłeś na plan tak kultowego serialu jak „Rodzina Sopra-no”? To był totalny przypadek. Z reguły zajmuję się czymś in-nym, ale jak dostaję jakąś cieka-wą propozycję, to chętnie ją przyjmuję. Moja żona dowie-działa się, że odbywa się casting do serialu „Rodzina Soprano”. Poszukiwali polskiego kierowcy ciężarówek. Pomyślałem – dla-czego nie, można spróbować. Poszedłem na casting, na któ-rym spotkałem Gandolfiniego. Zrobiłem sobie z nim zdjęcie, porozmawialiśmy chwilę i byłem tak zadowolony, że już naprawdę nie zależało mi, czy dostanę tą rolę czy nie. Wszedłem na salę, bardzo rozluźniony i powiedzia-łem: „Jeśli chcecie zastąpić mną Gandolfiniego, to ja się nie zga-dzam. On jest bardzo dobrym człowiekiem”. Reżyser zaczął się śmiać. Przeczytałem to, co mia-łem przeczytać, a propos roli którą potencjalnie mógłbym za-grać. Niestety, nie przyjęli mnie, bo nie wyglądałem na typowego

polskiego kierowcę – dużego, z wielkim brzuchem i wąsem. Jed-nak na drugi dzień zadzwonili. Powiedzieli, że bardzo im się spodobałem i dali mi rolę Kary-la. To było po prostu szczęście.

Jak długo trwała Twoja przygo-da z serialem?

Spędzi-ł e m z akto-r a m i k i l k a dni na planie, bardzo się po-l u b i l i -

śmy. To są naprawdę bardzo faj-ni i normalni ludzie. Było to świetne wydarzenie i niezła za-bawa, z czego bardzo się cieszę, bo wielu profesjonalnych akto-rów zazdrościło mi, że udało mi załapać do tak kultowego seria-lu. Wystarczało, że miałbym jed-ną linijkę do powiedzenia, a już zostałem aktorem wymienionym w obsadzie serialu i zgarniają-cym pieniądze za emisję odcin-ków z moim udziałem.

Jakieś znajomości z planu pozo-stały? Nieraz jak w jakiejś knaj-pie natykam się na kogoś z So-prano’s, to mnie pamiętają i to jest bardzo fajne uczucie. Lu-dzie się na nich patrzą, nagle ja wchodzę, a oni wołają: „Ooo Igor, cześć! Chodź, usiądź z nami.” To ja podchodzę, witam się z nimi i naglę ludzie patrzą się na mnie i zastanawiają się – kto to jest? Pewnie ktoś ważny. Poza tym moja filmowa partner-ka, która jest żoną Crisa Coope-ra, bardzo mnie polubiła i utrzy-mujemy ze sobą kontakt.

Ciężko jest Polakowi zostać ak-torem w wielkim świecie, jakim jest Ameryka? Przede wszystkim, weźmy to pod uwagę, że niby można skorygować akcent, ja jestem na to za leniwy, a przez to odpada

się na około 80% castingów. Od razu wiadomo, że jest się cha-rakterystycznym aktorem ze wschodniej Europy. Z drugiej strony wielu z nas Polaków ma kompleksy i boi się zaryzyko-wać.

„Rodzina Soprano” to nie jedy-na okazja, żeby zobaczyć Cię w roli aktora... Grałem w sztuce teatral-nej na Off-Brodway. Nazywała się „Ostatni Żyd w Europie” i była wystawiana nawet w Pol-sce, w Warszawie na Woli. Sztu-ka dosyć kontrowersyjna, bo mó-wiąca o problemie antysemity-zmu. Załapałem się także na film ze Zbyszkiem Zamachow-skim, następnie grałem w filmie „Solidarność”. Poza tym pod-kładałem między innymi głos Wałęsy w programie na temat jego biografii, emitowanym na Discovery Chanel. Jednak ak-torstwo to dla mnie raczej pasja, a nie sposób zarabiania na ży-cie.

Wiem, że nie jest to jedyna Two-ja pasja. Podobno miałeś ostat-nio swoją wystawę fotograficz-ną? Zaczęło się od tego, że w pracy, podczas inspekcji mu-siałem fotografować dużo bu-dynków. Stwierdziłem, że skoro jestem w tylu ciekawych miej-scach, to można zrobić z tego coś

naprawdę fajnego. Kupiłem so-bie profesjonalny, cyfrowy apa-rat, no i się zaczęło… Ostatnio udało mi się zrobić wystawę tych zdjęć na Brooklynie. Było sporo ludzi, miedzy innymi Piotr Mi-lewski (korespondent Radia Zet – przyp. red.), Kazik Staszew-ski.

Jakie są Twoje plany na przy-szłość? Możemy spodziewać się zobaczyć Cię w kolejnej produk-cji? Rzadko mi się zdarza że-bym miał jakieś plany. Jeśli cho-dzi o aktorstwo, szykuje mi się rola w filmie produkowanym przez Stany Zjednoczone i Ka-nadę. Będzie to produkcja o wię-zieniu w komunistycznej Rosji. Jednak jeśli coś miałoby w przy-szłości wypełnić moje życie, to chciałbym żeby była to fotogra-fia. Chciałbym pojechać do No-wej Szkocji i poprzez swoje zdję-cia pokazywać światu, w jak okrutny sposób ludzie mordują foki. Chciałbym zrobić coś co

spowoduje jakieś zmiany. Myślę, że póki co mogę sobie jeszcze pozwolić na takie marzenia… nastolatka.

RozmawiałaPaula Mościcka

[email protected]

Moja matka była aktorką w Teatrze

Lubuskim, może po niej odziedziczyłem

aktorski gen?

Na planie ze Zbigniewem Zamachowskim

5LUTY 2009

Page 6: UZetka nr 55 (Luty 2009)

I leci znów kolejny nowy rok. Rok dalej od urodzin, rok bliżej do innego prezydenta i tak dalej. Drodzy czytelnicy - dzięki ła-skawości naczelnej, którą z tego miejsca chcę pozdrowić niemo-ralną buźką :* - znowu będzie mi dane przelać na papier moje najlepsze życzenia dla Was na nowy rok Waszego życia. Jako wychowanek poli-techniki dzieliłem się z Wami spostrzeżeniami świata, który widzę pod różnymi kątami, może dzięki wadzie wzroku... Teraz idę dalej i postaram się co jakiś czas zrelacjonować Wam świat, jaki czeka na was w powietrzu życia, w który star-tujecie na pasie startowym na-bierając prędkości z każdą zali-czoną sesją (i nie tylko). Tak ro-dzi się MooNeR’s freestyle. Dla-czego MooNeR? Bo to moje drugie imię, które słyszę częściej niż pierwsze. Czyli w zasadzie pierwsze... Postaram się wykreować krzywe zwierciadło wczesnodo-rosłego życia, ale Was nie prze-straszyć, choć stawianie pierw-szych kroków po studiach bywa

pełne przygód. Dla niektorych już znalezienie pracy jest wy-zwaniem, ale... później jest już tylko gorzej. Przykład? Ok, znalazlem pracę... po kilku miesiącach roz-bijania się po knajpach, kinach, sklepach z odzieżą w niestudenc-kich cenach postanowiłem uczy-nić pierwszy „dorosły duży za-kup”, czyli średniej klasy używa-

ny samochód. Znalezienie w na-szym kochanym chorym kraju człowieka, który zgodnie z praw-dą opisze stan pojazdu jest mniej prawdopodobne, niż przyłapa-nie „porządnego” jak się nam wydawało sąsiada na kupnie „świerszczyka” w delikatesach. Nie ma wyjścia... Trza ku-pić testery lakieru, wziąć auto na stację diagnostyczną... motoin-teres się kręci. Po zjeżdżeniu kil-ku zbiorników paliwa jeszcze raz

spojrzałem na moje finanse i grając va banque znacznie od-młodziłem grono potencjalnych łupów. W końcu jest! Spełnienie marzeń. Kilka drobnych, nieistotnych szczegó-łów do poprawy, reszta super (później się dowiem, ile owe szczegóły kosztują). Zakup. Przyjazd na parking... I pierwszy tik nerwowy. Co 10 minut obo-

wiązkowe zerknięcie do okna (stoi jeszcze?). Nie ma żartów, sąsiadowi z 8 piętra zwinęli pas-sata. Kolega z pracy pociesza, że jego sąsiadowi zwinęli dopiero, jak przestał się gapić w okno... Aby uchronić się przed spaniem na mrozie, wykupiłem ubezpieczenie AC. W końcu biz-nes ubezpieczeniowy też się musi kręcić. Pierwszy przegląd. Ot, olej, świece, pare pierdółek... Oczom ukazał się mój dwumie-

sięczny budżet studencki! Nasuwa się kilka wnio-sków. Po pierwsze, gdyby w na-szym kochanym chorym kraju było więcej prawych ludzi, za-oszczędziłbym majątek, ale kil-ka branż miałoby się gorzej. Po drugie, w trakcie studiów łatwiej marzyć o supersamochodzie niż o otoczce jego posiadania. Po trzecie – może gdybym nie był tym, kim jestem i stać by mnie było maksimum na malucha, spałbym spokojniej? Już ktoś kiedyś powiedział, że droga na szczyt jest ciekawsza niż on sam. Z marzeniami bywa podobnie...

Polemika? Własne zdanie? [email protected] - nic prost-szego. Przez klawiaturę nie ugry-zę, co najwyżej skomentuję na-stępnym razem.

MOONER’S fREESTyLE

Typowy Polak, chociaż można w to nie wierzyć, jest bardzo pra-cowity. Jego zaangażowanie za-leży od wielkości wynagrodze-nia. Jest też bardzo oszczędny, a raczej stara się wydawać pieni ądze ekonomicznie. A jak może wyglądać poranek przeciętnego Polaka? Przenikliwy dźwięk chińskiego budzika kupionego za pięć złotych od Rosjanki na bazarze budzi go każdego dnia. Nawet i w niedzielę, bo przecięt-ny pracowity Polak w ten dzień też pracuje. Poranna toaleta w pięknej łazience wyłożonej ta-nimi chińskimi kafelkami. Chiń-ska zupka w talerzu z chińskiej

porcelany, ale tej taniej. Przed wyjściem do pracy trzeba umyć zęby pastą, tą tanią z Chin. Nale-ży przy tym uważać, by nie po-brudzić chińskiego t-shirta. Jesz-cze tylko chińskie adidasy na nogi i w drogę. Przynajmniej ta droga jest nasza, polska, dziura-wa. Coś ty się człowieku tych Chińczyków uczepił? Ktoś może zapytać. Dzięki nim masz prze-cież tanie chińskie produkty. No i rzeczywiście. Mam tani chiński zegarek, którego drobne bublo-wate elementy łatwo oderwać i połknąć. Nie mówię żebym ja tak robił, ale przeciętny Polak

ma małe dzieci. Ma też t-shirt, który zakwalifikowano do mate-riałów łatwopalnych. Zapytam z ciekawości, palisz papierosy? Przeciętny Polak pali. Kafelki w łazience świecą w ciemności? Jeszcze nie jest z nimi tak źle, ale i tak dwukrotnie przekraczają normy dopuszczalnego promie-niowania. Chińska porcelana za jeden złoty też jakaś taka… jak-by za dużo w niej trującego oło-wiu i kadmu. I ta pasta z trują-cym glikolem i rakotwórcze buty. Wszystko to jakieś tanie i chiń-skie. Na szczęście mamy wolny rynek i nie musimy wybierać tych

szkodliwych produktów. Wystar-czy tylko nie kupować. Ale mamy też swoje polskie przyzwyczaje-nia, które w połączeniu z chiń-skimi produktami mogą by nie-bezpieczne. Lubimy kupować ta-nio. Czy w całej tej chińskiej sprawie zauważyliście coś niety-powego? Jak to dobrze, że chiń-ska zupka jest z Radomia.

Grzegorz Czarnecki

[email protected]

ZABIJ MNIE ChIńCZyKUNie pomoże tarcza antyrakietowa

MooNeR

Znalezienie w naszym kochanym chorym kraju człowieka, który zgodnie z prawdą opisze stan pojazdu jest mniej prawdopodobne, niż przyła-panie „porządnego” jak się nam wydawało są-

siada na kupnie „świerszczyka”.

LUTY 20096

Page 7: UZetka nr 55 (Luty 2009)

IV edycja charytatywnej akcji za nami. 14 grudnia w Lubuskim Teatrze odbył się koncert kolęd, podczas którego wystąpili artyści z całego kraju, by pomóc w lecze-niu chorej na neuroblastomę Ma-dzi Teląszka. Tym razem Stowa-rzyszenie ,,Warto jest pomagać” przygotowuje się do spotkania z dziećmi z Kliniki Transplanta-cji Szpiku, Onkologii i Hemato-

logii Dziecięcej we Wrocławiu, gdzie była leczona Hania Weso-łowska, której pamięci poświęco-na została IV edycja charytatyw-nej Akcji. Ludzie nie mogą zapo-mnieć, że są takie miejsca, w któ-rych dzieci walczą o życie! Stowarzyszenie zorganizo-wało zabawki, kredki, bloki, książki, ciasteczka, soczki i 17 stycznia br. delegacja Stowarzy-

szenia ,,Warto jest pomagać”, czyli Kamila Filipowicz-Boro-dziej, Lucyna Szymańska, Kata-rzyna Lisowska, Roland Bieniek wraz z prezesem Grzegorz Hry-niewiczem wyruszyli do Wrocła-wia, aby spędzić z dziećmi cały dzień, sprawić im radość, nawet przez krótką chwilę. Przygotowa-li animacje - zabawy i gry, były też malowane specjalnymi farb-

kami twarze dzieci oraz śpiewa-ne piosenki. Mamy nadzieję, że coraz więcej ludzi będzie się przyłączało w nasze akcje, by POMAGAĆ. Już niebawem na stronie internetowej www.warto-jestpomagac.pl odbędą się licyta-cje, do których serdecznie zapra-szamy.

Grzegorz Hryniewicz

LUDZIE DOBRyCh SERC

Europejskie Forum Studentów AEGEE to międzynarodowa organizacja studencka mająca swoje reprezentacje w 232 mia-stach akademickich, w 43 kra-jach. Głównymi polami działa-nia AEGEE są: • wymiana kulturowa• aktywne obywatelstwo• wyższe wykształcenie• pokój i stabilizacja AEGEE promuje przede wszystkim wizję zjednoczonej Europy, bez uprzedzeń i stereo-typów, walkę o stworzenie otwartego i tolerancyjnego spo-łeczeństwa dzisiaj i jutro oraz wspieranie demokracji, praw człowieka, tolerancji, współpra-cy międzynarodowej, mobilno-ści i europejskiego wymiaru edukacji. Aby naprawdę promo-wać współpracę międzynarodo-wą AEGEE nie posiada pozio-mów narodowych. W AEGEE nie ma granic! Struktura jest jednakowa we wszystkich lokal-nych oddziałach, które realizują główne cele organizacji tworząc liczne projekty, często wspólnie z lokalami z drugiego końca Eu-

ropy! W Zielonej Górze AEGEE istnieje od 10 lat, cały czas się rozwijając. Organizuje-my liczne szkolenia, konferen-cje, wymiany międzynarodowe, imprezy. Najbardziej znane or-ganizowane przez nas imprezy na Uniwersytecie Zielonogór-skim to m.in. LTC - szkolenia

odbywające się w Lubiatowie dwa razy do roku, można na nich zgłębić tajniki public relations, zarządzania zasobami ludzkimi, pozyskiwania funduszy oraz do-wiedzieć się więcej na temat na-szej działalności. Od 7 lat jeste-śmy również organizatorami Europejskiego Dnia Języków, jest to impreza mająca na celu promowania wśród studentów nauki języków obcych. Od kilku

lat sprawdzamy tez poziom wie-dzy ortograficznej studentów i pracowników naszej uczelni podczas kolejnych edycji Dyk-tanda Uniwersyteckiego „Złap Byki Za Rogi”. Podczas obchodów Dni Kultury Studenckiej, czyli Ba-chanaliów, jesteśmy odpowie-dzialni za otwierającą to święto

Paradę, a w lecie organizujemy Uniwersytet Letni, podczas któ-rego do naszego miasta zjeżdża-ją się studenci z całej Europy. Umożliwiamy też studentom na-szego uniwerku wyjazd na po-dobne wymiany do innych miast Europy. Oprócz tego w ciągu ostatnich lat organizowaliśmy wiele konferencji, debat oxfordz-kich, czynnie bierzemy udział w akcjach promocyjnych naszej

uczelni. Staramy się też ciągle tworzyć dla Was coś nowego, stąd tylko w tym roku akademic-kim zrobiliśmy wiele imprez stu-denckich, takich jak Kapeć Par-ty w klubie „U Ojca”, czy też cykl Akademii Tańca w klubie „Le-moniada”. Przed nami kolejne imprezy taneczne, ale nie tylko, przygotowujemy też kolejne dyk-tando i szkolenie, ciągle myślimy też, co jeszcze możemy dla Was przygotować! Jesteśmy otwarci na nowe pomysły i nowe twarze!! Masz jakiś pomysł? Chcesz za-cząć działać, podróżować, roz-wijać się? W takim razie to ide-alne miejsce dla Ciebie! Przyjdź i zobacz, że okres studiów może być najlepszym czasem w Twoim życiu, spędzonym w świetnym gronie, budując swoje CV, roz-wijając się i jednocześnie podró-żując. Nie czekaj! Przyjdź na ze-branie - w każdy wtorek jeste-śmy o godz. 19:15 w sali 17, bu-dynek A-2 (Campus A). Czeka-my na Ciebie!

Katarzyna Jagiełowicz

Chcesz zacząć działać, podróżować, rozwijać się? SPRóBUJ CZEGOŚ NOWEGO

7LUTY 2009

Page 8: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Niestety nie wszystko może być snem. Często zdarzają się sytu-acje, podczas których robi nam się gorąco, słyszymy przyspie-szone bicie serca, a w brzuchu la-tają motyle. A wszystko to przez potwora, któremu na imię Stres. Nie da się go uniknąć, ale można oswoić. W końcu nie z takimi zwierzakami miało się do czy-nienia.

Skąd te nerwy

Aby opanować stres, mu-simy znać jego przyczynę. Stu-denci najczęściej stresują się podczas egzaminów ustnych. Może być to wywołane strachem przed niezdaniem egzaminu, świadomością niedouczenia, brakiem pewności siebie lub obawą przed publicznym wystą-pieniem. Najłatwiejszym sposo-bem na zwalczenie stresu jest odpowiedzenie sobie na pytanie, dlaczego w ogóle się boimy? We-

dług psychologa Zbigniewa Ka-rapudy „stres jest postrzeganym brakiem równowagi, gdyż nie występuje dopóki nie zdajemy sobie sprawy z wymogów sytu-acji lub braku możliwości spro-stania tym wymogom”.

Ignorowanie świata

Stres ogranicza nasze możliwości intelektualne i spra-wia, że się źle czujemy. Gdy je-steśmy w takim stanie najchęt-niej schowalibyśmy się pod łóż-ko i przeczekali problem. Dzieje się tak, ponieważ naszym psy-chicznym mechanizmem obron-nym jest ignorowanie rzeczywi-stości.

Plusy stresu

W pojedynczych przypad-kach niedostrzeganie zagrożeń może okazać się pożyteczne, gdyż nie zawsze mamy wpływ na

to, co się dookoła nas dzieje. Jednak w dłuższej perspektywie czasu skutki mogą być tragiczne. W związku z tym najlepiej starać się unikać stresu, zanim się poja-wi.

Nie bierz na siebie za dużo

Zestresowani studenci powinni się przede wszystkim zrelaksować, robić to, co sprawia

im przyjemność. Warto zadbać o swój tryb życia (lepsze odży-wanie, długi sen, uprawianie sportu - to naprawdę działa). Trzeba się jak najwięcej uśmie-chać, ponieważ śmiech jest nie-ocenionym środkiem antydepre-syjnym. Nie wolno brać za dużo na swoje barki, przemęczenie nie jest dobrym kompanem. To nie oznacza jednak, że możemy nic nie robić. Mniej się stresuje-my, gdy mamy świadomość, iż wywiązaliśmy się ze swoich obo-wiązków. Powinniśmy przede wszystkim być pozytywnie na-stawieni do tego, co się wokół nas dzieje. Stres nie jest w cale taki zły. Jeśli uda się go opanować, może okazać się bardzo poży-teczny. A wtedy i sny będą przy-jemniejsze…

Iga Kołacz

„WIEM, ŻE BESTIA MUSI Żyć, GDy PRZyJDZIE, DAM JEJ PIć”

Do diabła! Znowu nic nie umiem. Dlaczego się nie nauczyłam? Przecież to było takie proste. Wyjdę na środek i co powiem? O rany, już się zaczyna.

Zaraz zemdleję. Nogi mam jak z waty. Nie, nie dam rady. I jeszcze te ślepia wpatrzone we mnie, oczekujące dobrego widowiska. Chwilę, czy tam z tyłu mają popcorn? W porządku, zaczynam… Co się dzieje?! Nie

mogę wydusić ani słowa! Ratunku! – uff… To tylko sen.

Marzena Toczek, student-ka politologii, przygotowu-je się do sesji

LUTY 20098

Page 9: UZetka nr 55 (Luty 2009)

► SesjaSystem Eliminacji Studentów Jest Aktywny lub Sadystyczna Eliminacja Studiujących Jednostek Akademickich, a także Spokojna Egzystencja Stała się J*** Apokalipsą (z łac. sesjus - znaczy wyrwać studentowi narzą-dy wewnętrzne przez przełyk). Najbardziej znany sposób uwalenia studenta przez pro-fesorów, pozbawiający go młodzieńczych nadziei i planów na barwne życie studenc-kie: balowanie i obijanie się przez minimum 5 lat. Każdy student chciałby, żeby tydzień przed sesją trwał 14 dni.

► Profesornajwiększy lawirant spośród studentów. Wie gdzie i jaką literaturę fachową czytać. Pod-stawową umiejętnością profesora jest wybie-ranie sobie takich tematów, w których nikt mu nie podskoczy. Bo albo nie ma metod badawczych i nie można zweryfikować lawi-rowania studenta na każdym etapie egzami-nacyjnym, albo profesor tak fachowo zamgli temat, że nikt nie zauważy, że mowa jest o ostatnich fantazjach sennych. Profesoro-

wie dzielą się na zwyczajnych (wydali parę dzieł) i nadzwyczajnych (wydali paru kole-gów).

► Naukazbiór niezbyt ścisłych teorii (za wyjątkiem teorii nauk ścisłych, które są ścisłe, ale za-zwyczaj wewnętrznie sprzeczne), poukłada-nych w dziedziny, poddziedziny, dyscypliny i poddyscypliny, a także podzielone między nauki interdyscyplinarne.

Podział dyscyplin naukowychNaukę można dzielić w poprzek, wzdłuż, a także po ukosie. Niezależnie od metody dzielenia, wszyscy naukowcy są zgodni, że wszystkie te podziały są sztuczne, gdyż na-uka tworzy niepodzielną jedność.

Zagadnienie naukowości Zagadnienie naukowości jest niezwykle ważne, gdyż na podstawie kryterium nauko-wości decyduje się, czy przyznać kasę na ba-dania. Większość naukowców bez kasy nie chce prowadzić badań i zamiast tego woli zająć się np. handlem pietruszką.

Wg Tadeusza Kotarbińskiego naukowe są te badania, które się prowadzi w instytucjach, które rząd uznaje za naukowe (czytaj: łoży na nie kasę). W niektórych krajach istnieją też instytucje robiące coś w rodzaju badań naukowych, na które łożą naiwni szefowie koncernów międzynarodowych i szefowie miejscowych mafii, dla których jest to bar-dzo wygodny sposób prania brudnych pie-niędzy. Naukowcy z instytucji opłacanych przez rząd powszechnie uważają, że badania prowadzone w instytucjach sponsorowanych prywatnie to pseudonauka.

Reasumując, prawdziwym kryterium na-ukowości, są sekretne ustalenia między lu-minarzami nauki i urzędnikami ministerial-nymi średniego szczebla, zwykle czynione w lokalach położonych w pobliżu gmachów ministerialnych, o niezbyt dobrej reputacji, wśród reszty populacji.

Istnieją też inne kryteria naukowości, ale fi-lozofowie wszystkich krajów połączyli swoje wysiłki aby udowodnić, że nie mają one żad-nego sensu. Dziękuję.

BeStIa w nonSenSopeDII, polSkIeJ encyklopeDII hUmoRU

„STRACh SIĘ BAć”CZyLI JAK POKONAć STRES

► ZaprasZamy na WarsZtaty ◄

Campus b - 18 lutego, godZ. 9:00 - 10:00. sala 101r (I pIętro, pIon prorektora ds. studenckIch)Campus a - 18 lutego, godZ. 11:00 - 12:00, sala 2 W budynku a-29.

proWadZący: mgr ZbIgnIeW ochockIZapIsy: [email protected]

(prosImy WpIsać ImIę I naZWIsko oraZ Wybraną godZInę sZkolenIa). ZgłosZenIa prZyjmujemy do 17 lutego, o prZyjęcIu decyduje kolejność ZgłosZeń.

lIcZba mIejsc ogranIcZona.

9LUTY 2009

Page 10: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Konrad:Jesteśmy w lokalu. Byłem bardzo zadowolony z siebie, bo wyszedł mi podryw i trzy ładne panny siedziały przy moim stoliku. Wszyst-ko ładnie, śmiechy, hahy i hihy. Moi przyjaciele też byli zadowole-ni, bo przecież ciężko jest poderwać ładną, mądra kobietę na dys-kotece, a tutaj aż trzy! Nagle jeden z nich wyskakuje do nich z tekstem: „A czytacie telegazetę?” To był policzek dla mnie, zni-kły jak duchy.

Maciek:Wpadka mojego znajomego. Akcja rozgrywa się w barze. Chło-pak wyrywa pannę, ona siada mu na kolanach. Koleś był bardzo dumny ze skuteczności swojej gadki. Nagle panna rzuca tekst: „Przytul mnie, ostatnie sześć lat byłam zamknięta w szpitalu psy-chiatrycznym, bardzo tego potrzebuję”. Kolega nie potrafił zare-agować.

Alicja:Poznałam chłopaka na imprezie. Był naprawdę czarujący, stawiał drinki, tańczyliśmy i rozmawialiśmy. Jak na dżentelmena przysta-

ło, odprowadził mnie aż pod sam akademik. Przez całą drogę pi-sał do kogoś sms̀ y, ryczał do telefonu i nie zwracał na mnie uwa-gi. A ja przez calusieńką drogę nadawałam, próbowałam wcią-gnąć go w rozmowę. Wreszcie odezwał się przed drzwiami aka-demika: „Pożycz mi kasę na taryfę. Całą kasę wydałem na ciebie w barze i nie mam za co wrócić”. Już nigdy się nie spotkaliśmy.

Aga:Byliśmy na spacerze i zgłodnieliśmy. Weszliśmy do baru na zapie-kankę. Kiedy siedzieliśmy przy stoliku, zaczął dzwonić mój tele-fon. Położyłam na blacie torebkę i nerwowo zaczęłam w niej grze-bać w poszukiwaniu komórki. Oczywiście, wszystko mi z niej wy-leciało. Na czele z małą kosmetyczką, w której trzymam tampony. A że była rozpięta, cała zawartość wysypała się przed Michałem. Myślałam, że umrę.

WPADLIŚMy NA PIERWSZEJ RANDCELedwo z wystaw sklepowych znikają świąteczne dekoracje a już pojawiają

się serduszka i aniołki. Zbliżają się Walentynki – więc wielu z Was czeka z tej okazji... randka! Planujemy jej przebieg, wybieramy miejsce,

próbujemy dobrze się bawić, a po wszystkim z ulgą oddychamy. Ale czasem rzeczy wymykają się nam spod kontroli. Są takie randki, o których

milczą wszystkie kroniki z Ulicy Wiązów!

Romantyczny spacer Justyna:Wybraliśmy się na spacer. I było naprawdę przyjemnie - trzymanie się za ręce, śmiechy, rozmowy. Wszystko było idealne do momentu, gdy chwycił mnie za pachy (jak małe dziecko) i zaczął mnie obracać. A tam miałam wielkie potowe plamy... Samo życie.

Karola:Byłam na randce z chłopakiem moich marzeń. On co chwilę opowia-dał jakieś dowcipy i ja tak się zaczęłam śmiać, że z nosa „wyskoczyła” mi mega koza! Nie zauważyłam tego, a on mówi: „Oj, coś tu masz” i palcem chciał mi to ściągnąć. Mówi: „O Bożeeee, to jest koza!” – ja pobladłam z tego wszystkiego, a on już nigdy więcej się ze mną nie umówił.

LUTY 200910

Szaleństwo przy piwie w rytmie disco

Page 11: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Małgosia: Miałam jakieś 14 lat, gdy chłopak zaprosił mnie do kina. Z kokie-terii młodej kozy nie zabrałam okularów (mimo iż chłopaczyna wiedział że je noszę - chodziliśmy do jednej szkoły). Miałam spo-rą wadę wzroku, bo -2,5 dioptrie. No i biedaczysko calutki film mi czytał półgłosem napisy. Umawiał sie ze mną jeszcze, ale jakoś nigdy nie chciał już do kina...

Julita:Moja uczelnia w ramach socjału dofinansowała nam bilety do kina. Poszłyśmy z koleżanką do samorządu, aby je kupić. Tam już siedziało paru fajnych gości. Kupujemy bilety i jeden z nich mówi patrząc na mnie, że w takim razie, to on poprosi dwa bilety obok nas, najlepiej, żebyśmy siedziały w środku. To był najpiękniejszy chłopak jakiego w życiu widziałam, więc strasznie się wystroiłam. W kinie na korytarzu jeszcze powiedzieliśmy sobie cześć. Później straciłam go z oczu, gdy nagle patrzę, a on idzie z jakąś panną i się sadowi obok nas...

Kasia:Po spotkaniu z grupą znajomych ich kolega odwoził mnie do domu. Ponieważ fajnie sie nam rozmawiało, wziął ode mnie nu-mer telefonu i umówiliśmy sie, że do mnie zadzwoni i gdzieś się razem wybierzemy. Po paru dniach faktycznie zadzwonił i zapro-sił mnie do teatru. Bardzo sie ucieszyłam. Jakież było moje zdzi-wienie, gdy okazało się, że mój towarzysz przyszedł, ale nie sam, lecz ze swoją matką, ciocią i babcią.

Piotr:Trudno tę historyjkę nazwać „wpadką rand-kową”, ale jest całkiem fajna. Głęboki Pe-eReL, ośrodek wczasowy. Małżeństwo szy-kuje się na śniadanie. Wiadomym jest, że wtedy łazienki były na korytarzach. Babka wraca do pokoju, a tu chłopa ni ma, a że głodna, to nie czeka. Po drodze zahacza o męska łazienkę i namydlonego męża cią-gnie za przyrodzenie, mówiąc: „Dyń dyń, śniadanko, czekam na dole”. Wchodzi do stołówki i widzi męża pałaszującego w naj-lepsze zupę mleczną.

Paulina:Historia zdarzyła się mojej siostrzenicy. W dość młodym wieku straciła zęba – górną jedynkę. Oczywiście rodzice zafundowali

koronkę, a że kasy nie mieli za dużo, to ko-ronka nie była solidna. Namiętna chwila z chłopakiem, głębokie pocałunki i nagle chłopak odsuwa się. Gmera w buzi i pyta - „Co to?”...

Monika:Kiedy Krzysiek zaczął mnie całować, ucie-szyłam się! Tyle razy wyobrażałam sobie tę chwilę! Tymczasem... to było okropne! Tak się podjarałam, że z kącika ust wypłynęła mi strużka śliny. Obrzydliwe. Zupełnie jak u mojego psa! Kiedy się zorientowałam, było już za późno! On udawał, że nic nie zauwa-żył..

Nadal uważacie, że randki to stres czy hor-

ror? Przecież nie jest z Wami tak źle, skoro nie widniejecie w Kronice. Na Walentynki życzę samych happy endów i tylko trochę scen z komedii romantycznych (które i tak zawsze kończą się dobrze!).

Opracowanie: Alina Augustyniak

REKLAMA

11LUTY 2009

Specjały w kronice

kulturalna randka w kinie

Page 12: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Nigdy nie potrafiłam kochać jed-nego mężczyzny. Każdy z nich jest przecież inny i niepowta-rzalny, stanowiąc jednocześnie, oczywiście jeśli dobrze poszuka-my, dopełnienie jedyne w swoim rodzaju. Czasami kiedy tak so-bie siedzę i patrzę na nich wszyst-kich, czuję się jak w sklepie ze słodyczami. Jest tyle smaków i kształtów, a ja jakby za szybą, tylko widzę i nie mogę spróbo-wać. Przynajmniej do tej pory bałam się spróbować.

***

Zaczęło się niewinnie. Wiem - zawsze tak się mówi po fakcie, tak jakbym niby nie przewidzia-ła konsekwencji, ale człowiek to sprytna bestia i zawsze znajdzie dla siebie usprawiedliwienie. Ja też znalazłam, bo jakże by mo-gło być inaczej. Jednak pewnego dnia postanowiłam wejść do tej zakazanej cukierni, której za-wartość nie przeraża kaloriami, ale konsekwencjami takiego a nie innego postępowania. Tyle się mówi o przywiązaniu i mono-gamii, a ja po prostu kochałam każdego z nich na swój własny sposób.

***

Mówię tak jakby było ich dzie-

sięciu lub dwudziestu, nie no aż tak dobrze, to nie mam. Było ich czterech. Każdy inny i stworzo-ny specjalnie dla mnie. Gdyby ich połączyć, powstałby facet idealny. Teraz jednak w tym klaustrofobicznym pokoiku, kie-dy te ośmioro oczu patrzy na mnie wyczekująco, jakoś nie

mogę powiedzieć, by byli wzo-rem cnót i moim osobistym do-pełnieniem. Wręcz przeciwnie, wbiłam się głębiej w kanapę, chcąc uciec od tych pełnych za-wodu, rozczarowania i gniewu spojrzeń. Oszczędzę wam wyja-śnień, dlaczego właściwie dałam się zapędzić w kozi róg... W tej chwili ważne jest, że ja siedzia-łam jak na szpilkach, w wyjścio-

wej kreacji, a oni, cóż tu dużo mówić, każde moje kochanie po prostu miało żądze mordu wypi-saną na twarzy. Wierzcie mi: zdradzona i wykorzystana ko-bieta to siódmy krąg piekła, ale czterech naładowanych testoste-ronem facetów to jak zapasy elektrowni atomowych. Wiesz,

że tak na dobra sprawę, który by nie wygrał i tak nastąpi wybuch, który pogrzebie wszystko pod radioaktywną pierzyną popiołu, imitującego śnieg i wieczną zimę. Zastanawiałam się, co bę-dzie gorsze, prawda czy wyrafi-nowane kłamstewko?

***

Pozwólcie, że przedstawię osoby mojej osobistej tragikomedii:X – to, co tu dużo mówić, mój osobisty uszczęśliwiacz, chło-piec, który zrobi wszystko dla swojej ukochanej kobiety.U – to typ samotnika, który gdy do niego odpowiednio podejść, okazuje się czuły i delikatny.R – to po prostu cyniczny drań, z którym udowadniamy sobie nawzajem, jak mało dla siebie znaczymy.M – to coś nieokreślonego, chy-ba właśnie to coś sprawiło, że nie mogłam się powstrzymać przed chęcią rozgryzienia go.

Chciałam - to mam.

***

Wzdycham głośno i ani myślę odezwać się pierwsza, bo niby z jakiej racji? Żaden z nich nie zapytał czy z kimś jestem, po-nadto samo nie podpisywałam żadnego zobowiązania o wyłącz-ności. Najgorsze jest jednak, że rozbiłam schemat, do którego byli tak bardzo przywiązani i mimo gniewu czułam ich zagu-bienie. Od razu poczułam się raźniej, wilk otoczony stadem baranów. Aż miło popatrzeć.

Numiriawww.numieria.deviantart.com

Międz y MyŚl ą a dyMeM

♥ Gdyby ich połączyć, powstałby facet idealny.

LUTY 200912

Page 13: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Czy czas Walentynek sprzyja za-kochanym, czy jest to tylko i wy-łącznie pretekst do działań mar-ketingowych? Cokolwiek by to było, czy wybryk marketingowy czy, jak to pan nazwał, czas sprzyjający za-kochanym, to ja jestem fanem i jednego, i drugiego. Bo jeżeli jest to czas, który sprzyja zako-chanym, to myślę, że jest to sytu-acja szalenie korzystna, jeżeli natomiast jest to wybieg marke-

tingowy to przecież dla miłości liczy się każdy pretekst, żeby na-pisać mejla czy esemesa albo wy-słać kartkę. Ja przebywałem w Stanach Zjednoczonych, kie-dy nie obchodziliśmy walenty-nek i nie były one wyeksponowa-ne. Tam poza tym całym szałem widziałem także ogromną wza-jemną życzliwość nie tylko tych,

którzy byli zakochani. Przyjmu-jemy u nas wiele wzorców pro-amerykańskich. Nie ze wszyst-kich jestem zadowolony ale aku-rat z tego tak.

Jakie wzorce proamerykańskie nie są pożądane? Dla mnie tym niepożąda-nym wzorcem jest to, że często w tej chwili mówimy o tym, że czujemy się dobrze, pomimo, że czasami tak nie jest. Pracodawca

chce mieć pracownika, który nie ma problemów, jest zadowolony z życia, bo z takim łatwiej się pracuje, jest bardziej wydajny. Amerykanie mają jednak nad nami przewagę, ponieważ oni nauczyli się szukać pomocy, gdy mają kłopoty czy kryzysy. W Stanach, jak się z kimś uma-wia na spotkanie, to można usły-

szeć: „w każdy dzień tylko nie (np.) w czwartek o 16”. To ozna-cza, że albo ktoś jest wolontariu-szem i jest to dla niego święty czas, albo ma swojego terapeutę. My w Polsce niestety nie nauczy-liśmy się szukać profesjonalnej pomocy.

Czy osoby o przeciwnych cha-rakterach przyciągają się, czy wręcz przeciwnie? Patrząc na literaturę doty-czącą kobiecości i męskości, można powiedzieć, że jest dużo przykładów osób z podobnymi zainteresowaniami czy charak-terem, które się przyciągają. Nie można jednak stwierdzić, że osoby o odmiennych typach oso-bowości, temperamentach, nie mogą ze sobą funkcjonować dla-tego, że na udany związek skła-da się wiele rzeczy, nieraz po-przez takie różnice związek sta-je się także bogatszy, bardziej rozwojowy czy ciekawszy. Nie-raz to jest nudne, jak się wszyscy muszą ze sobą zgadzać, chociaż-by w małżeństwie czy stałym związku.

Od czego zależy to, czy ktoś nam się podoba, czy nie? Warto popatrzeć na to przez pryzmat i kobiety, i męż-czyzny. Mężczyźni są jednak wzrokowcami. W związku z tym, po pierwsze postrzegają jak wy-gląda kobieta. Natomiast u ko-biety często patrzą także na inne

cechy, aczkolwiek nie możemy powiedzieć, że wygląd mężczy-zny dla kobiety też nie jest na po-czątku ważny.

Jakich rad udzieliłby Pan oso-bom nieśmiałym, które czasami są zakochane, zauroczone, ale mimo wszystko boją się podejść, „zagadać”. Czy można coś na to zaradzić? Radzę wszystkim nie-śmiałym osobom, żeby ten lęk w sobie przełamywały. Życie jest zbyt krótkie, żeby tracić szanse na miłość, bo możliwe, że osoba, której boimy się wyznać nasze uczucia czuje wobec nas dokład-nie to samo. Nie mamy tutaj nic do stracenia. W ciągu tych lat, kiedy pracuję w poradnictwie przez mój gabinet przewinęło się wiele osób, które mówiły o tym, jakie przeżywają tragedie wyni-kające z faktu niespełnionej mi-łości. Często to widać na przy-kładzie zjazdów klasowych, któ-re odbywają się po dłuższym czasie. Po wielu latach wyznają sobie miłość i wtedy okazuje się, że dawno temu stracili swoją szansę. Zachęcam do tego, żeby ludzie nie nadużywali słowa „ko-cham” i „miłość”, ale jeśli rze-czywiście kochają, niech mają odwagę mówić o tym otwarcie. Nic nie stracą, a mogą jedynie zyskać.

RozmawiałKarol Tokarczyk

13LUTY 2009

Ten słodki dzień, który czeka nas 14 lutego, generalnie mógłby nie istnieć. Ale przecież jest: i raczej niewielu z Was, którzy jesteście w parach,

będzie udawać, że Walentynki to kicz. Potraktujemy ten dzień jako okazję do jeszcze większej czułości. Przypomnijmy, jak warto spojrzeć na uczucia

i wróćmy do wartościowej rozmowy z prof. Zbigniewem Izdebskim, którą dla „UZetki” przeprowadził Karol Tokarczyk.

Kooochaj!

Page 14: UZetka nr 55 (Luty 2009)

W ramach tego programu mo-żesz otrzymać pieniądze na do-wolną działalność związaną z aktywizacją, zdobywaniem wiedzy, rozwojem współpracy. Wystarczy jedynie napisać pro-jekt, który zostanie oceniony. Gdy komisja orzeknie, że Twój projekt spełnia wszystkie kryte-ria, to możesz przystąpić do jego wykonania, a dodatkowo otrzy-mujesz od UE pieniądze, które pokryją wszystkie koszty z nim związane. Oczywiście wydajesz je na potrzeby projektu, a nie na siebie!

Co można robić?

Program składa się tylko z pięciu priorytetów, ale mając dobry projekt, trzeba go wkom-ponować w jeden z nich i można już działać. Przy jego użyciu można zrealizować wszystko: se-minaria, szkolenia, wycieczki, kursy tańca itd. - czego dusza za-pragnie. A w szczególności przy użyciu programu można zreali-zować następujące projekty:

1. Młodzież dla Europy

Akcja, która umożliwia realizację przedsięwzięć związa-nych z propagowaniem wymian młodzieży – można zorganizo-wać zwiedzanie sąsiedniego kra-ju dla jakiejś grupy osób, jeżeli będzie się współpracowało z osobami z kraju, który chcemy odwiedzić. Czy nie fajnie jest zwiedzać za darmo inny kraj i dodatkowo poznać nowe osoby? Przede wszystkim jednak, ta akcja skierowana jest dla osób, które mają plan własnej inicjaty-wy przynoszącej pozytywne efekty osobom zamieszkującym środowisko lokalne.

2. Wolontariat Europejski Jak sama nazwa wskazu-je, ta akcja przeznaczona jest dla osób, które pragną wyjechać do innego kraju i tam pracować wo-lontarystycznie dla zagranicznej organizacji. Jest to świetny spo-sób na zdobycie doświadczenia, a także niepowtarzalny wpis w CV. Kolejnym plusem jest moż-liwość poszerzenia znajomości języka kraju naszego pobytu. Czy nie warto zdobyć dar-mowy kurs języka obcego, a do-datkowo zwiedzać sąsiedni kraj i poznawać nowych znajomych?

3. Młodzież w Świecie

Jest to promocja współ-pracy z krajami sąsiadującymi oraz rozwijanie sieci kontaktów pomiędzy młodzieżą tych kra-jów. Projekt powinien aktywizo-

wać osoby w celu zdobycia wie-dzy, zrealizowania określonego przedsięwzięcia dotyczącego społeczności lokalnej. Jego ce-lem jest również stworzenie sta-łej sieci współpracy w regionie.

4. Systemy wsparcia młodzieży

Akcja skierowana do osób, które chcą szkolić się w za-kresie doskonalenia swojej współpracy z młodzieżą, a także rozwijania aktywnego obywatel-stwa na poziomie lokalnym, kra-jowym i międzynarodowym. Jeżeli chcesz w przyszło-ści pracować z młodzieżą w pla-cówkach oświatowych i nie tyl-ko, to ta akcja jest właśnie dla Ciebie. Dzięki niej możesz udo-skonalić swoje umiejętności współpracy z młodymi osobami i aktywizacji ich, a jaki zakres wiedzy będziesz chciał zdobyć,

to już zależy od Twojego projek-tu.

5. Młodzieżowa polityka Celem akcji jest promocja spraw młodzieży, ich dialogu z osobami ważnymi (np. polity-cy), tak aby te osoby, tworząc po-litykę młodzieżową, uwzględ-niały zdanie samych zaintereso-wanych. Poza tym, gdy widzimy jakieś problemy młodzieży, do tej pory nierozwiązane, to warto o nich powiedzieć osobom decy-dującym i dzięki projektowi w ramach tej akcji można to zro-bić. Obok przeczytacie roz-mowę z Agnieszką Ogórek, któ-ra zrealizowała projekt z progra-mu „Młodzież w działaniu”.

Sławomir Kozieł[email protected]

BąDź AKTyWNy! CZ.4Lubisz działać, chciałbyś coś zrobić dla swojej okolicy, a nie

wiesz skąd wziąć na to pieniądze? To właśnie artykuł dla Ciebie! Sprawdź, czym jest program „Młodzież w działaniu”!

Przy użyciu programu „Młodzież w działaniu” możecie realizować swoje pomysły i po-znać niesamowitycvh ludzi!

LUTY 200914

Page 15: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Dlaczego „Tańcz z głową” jest realizowany w ramach progra-mu „Młodzież w działaniu”? Najważniejsza dla mnie była kwota dofinansowania po-mysłu, która może wynieść do 6500 euro. Jest to kwota, dzięki której można było opłacić stroje treningowe, lekcje tańca z cho-reografem, produkcję płyt DVD, wypożyczenie sprzętu filmowe-go, produkcję gadżetów rekla-mowych, wyjścia do kina i wiele innych rzeczy.

Czy trudno było uzyskać dofi-nansowanie? Praca nad poprawnym wypełnieniem wniosku zajęła mi 3 miesiące. Oczywiście było to zadanie czasochłonne i chwi-lami trudne. Przed ostatecznym wysłaniem wniosku 1 czerwca 2008 roku naniosłam jeszcze parę poprawek i 15 sierpnia do-stałam odpowiedź, że w paź-dzierniku będę mogła zacząć re-alizować projekt „Tańcz z gło-wą”. Pisząc wniosek trzeba pa-miętać o innowacyjności pomy-słu, urozmaiconym harmono-gramie zadań oraz o prawidło-wym rozpisaniu budżetu. Jeżeli podejdziemy do tej pracy z zapa-łem to powinno się udać!

Czy możesz krok po kroku opi-sać, co należy zrobić, aby otrzy-mać dofinansowanie projektu? Na początku polecam za-sięgnięcia rady osoby, która już taki projekt napisała i zrealizo-wała. Zachęcam również do kontaktu mailowego z pracow-nikami Narodowej Agencji mło-dzież@mlodziez.org.pl. Na wstępnym etapie zadajmy sobie pytania: kto będzie odbiorcą projektu? Jakiego typu to będzie projekt? Jakie będą koszty pro-jektu? Kto będzie wchodził w

skład grupy piszącej projekt? Czy nasze stowarzyszenie lub grupa jest wpisana do KRS. Je-żeli nie, to czy mamy pomysł, jaka organizacja będzie wspiera-ła m.in. prawnie nasz projekt? Później wybieramy odpowiednią akcję i priorytety, wypełniamy wniosek stosując się do poleceń, które wyjaśniają, jakiego rodza-ju informacji powinniśmy udzie-lić (dokument wniosku znajdzie-cie na stronie internetowej). Następnie komplet doku-mentów wysyłamy w terminach: 1 luty, 1 kwietnia, 1 czerwca, 1 września, 1 listopad. Pracownicy Narodowej Agencji potrzebują około 6-8 tygodni na rozpatrze-nie wniosku.

Co jest najtrudniejsze w realiza-cji projektu? Najtrudniejszym etapem jest skonstruowanie dobrego bu-

dżetu, który powinien być połą-czony z odpowiednio ułożonym harmonogramem projektu. Warto przygotować się na sytu-acje awaryjne. W moim przy-padku może to być choroba in-struktora, rezygnacja uczestni-

ków, czy brak poprawnej komu-nikacji z organizacją wspierająca projekt.

Czy musimy się dużo nabiegać. żeby złożyć wniosek? Jak na pogram, który jest wygenerowany przez Komisję Europejską to nie jest tak źle. Pierwsza formalność, która nas przywita to 30 stronnicowy wniosek, następnie zbieranie i opisywanie faktur, dokumenty związane z rozliczaniem się z wszelkich zaliczek, napisanie raportu cząstkowego, a na sa-mym końcu spisanie na odpo-wiednim formularzu sprawozda-nia końcowego.

Czy gdybyś mogła wybrać, czy jeszcze raz bawić się w to wszyst-ko, podjęłabyś taką samą decy-zję? Oczywiście, że tak. Decy-

zja była przemyślana, jestem związana z tańcem 2 lata, więc pomysł wiązał się z moimi zain-teresowaniami, miałam roze-znanie w tym temacie, wiedzia-łam, co jest nam potrzebne, żeby treningi były z jednej strony

atrakcyjne, a z drugiej bezpiecz-ne, żeby instruktor prowadzący zajęcia miał podejście do dzieci/ młodzieży w tym wieku. Nie ukrywam również, że przepro-wadzenie tego typu projektu jest dobrym punktem w moim CV. Organizując tego typu oddolne inicjatywy mamy wpływ na lan-sowanie określonego typu war-tości, nie bez znaczenia jest też aktywizacja młodzieży i wymiar europejski projektu. Jest mi bar-dzo przyjemnie, gdy widzę uśmiechy na twarzach młodych tancerzy, odczuwalna jest też ich większa pewność siebie - trzy miesiące temu byli zawstydzeni i nieśmiali. Teraz uwierzcie mi… jest zupełnie inaczej.

Zapraszamy na stronę interne-tową www.tanczzglowa.republi-ka.pl, a a poza tym zachęcam do

odwiedzenia strony: www.mlo-dziez.org.pl na której znajdują się wszystkie szczegóły progra-mu.

Rozmawiał Sławomir Kozieł

PROJEKT Z GłOWąA teraz słów kilka od osoby, która zaangażowała się w działania w

ramach programu „Młodzież w działaniu”. Agnieszka Ogórek jest studentką UZ i w ramach tego Programu zrealizowała projekt „Tańcz z głową”.

15LUTY 2009

Page 16: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Jak powiedziała nam Katarzyna Jagieło-wicz, organizatorka przedsięwzięcia, do tej pory spotkania cieszyły się dużym za-interesowaniem, aczkolwiek były to tylko prezentacje tańca. Od nowego roku go-ście „Lemoniady” mogą samodzielnie spróbować swoich sił w tańcach latino. 15 stycznia odbył się pierwszy kurs salsoteki. Obecni w klubie studenci mogli poznać układy choreograficzne zaprezentowane przez tancerki. Po godzinie prób wśród uczestników wybrano trzy najlepiej tań-czące osoby, które nagrodzono szampa-nem. To niewątpliwa atrakcja. A sam klub? Pewnie wielu z Was jeszcze nie „zaliczyło” Lemoniady. Po-wstała 10 dni po inauguracji roku akade-mickiego 2008/09. Jak tam trafić? Zarów-no z campusu A jak i z campusu B najle-piej dojechać do centrum autobusem lini 8, wysiąść naprzeciwko Norwida i odbić w kierunku starówki. „Lemoniada” mieści się pod kawiarnią Ermitaż na Placu Pocz-towym 16. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie każdy, kto tam dotrze, zostanie wpusz-

czony. Wszystko zależy od tego, czy spodobamy się obsłudze na wejściu. Każ-dy z gości musi mieć ukończone 21 lat. Od tej zasady możemy się jednak wyłamać raz w tygodniu. Każdy czwartek w „Le-moniadzie” należy do studentów i tego właśnie dnia nieważne jest, ile mamy lat. Jeśli pokażemy legitymację studencką i pani witająca nas na wejściu, wyrazi aprobatę na nasz widok, będziemy mogli wejść do środka. A co w środku? Wnętrze niewątpliwie jest przyjemne. Miękkie ka-napy w kolorze czerwieni, ciepłe oświetle-nie. Wszędzie czysto i schludnie. Miła ob-sługa, a to też się liczy. Gdyby tylko jesz-cze muzyka była bardziej urozmaicona. I gdyby klienci nie lustrowali się tak na-wzajem i nie pożerali wzrokiem. I gdyby był większy parkiet... Wyczuwa się tam elektryzujące napięcie – lans, lans, lans. Wielu się tutaj odnajdzie, ale wielu wybie-rze np. „4 Róże dla Lucienne”, gdzie jest większa swoboda.

Malwina Ławicka

KURS TAńCA W GODZINĘ?Od października w naszym mieście w klubie

„Lemoniada” odbywają się Czwartkowe Akademie Tańca organizowane przez forum Studentów AEGEE

Zielona Góra przy współpracy z tancerkami ze Studia Tańca i Aerobiku Body Language.

fot.

Stud

io T

ańca

i A

erob

iku

Body

Lan

guag

e

Irek Wereński (Kult):

Przez 4 lata (czyli od kiedy na dobre zadomowiłem się w Zielonej Górze) byłem zapraszany do jury Rock Nocą. Niestety, obowiązki nie pozwalają mi na przyglądanie się zmaganianiom w elimina-cjach. Za to dzięki finałom zapoznałem się z kwiatem muzycznej sceny lubuskiej, nawiązałem kontakty z muzykami z Zielonej Góry. Z niecierpliwością czekam na kolejny Finał. Jeśli nie znajdę się w jury, to i tak bedę uważnym obserwatorem nowych zespołów i zmian jakie zachodzą w tych juz znanych mi. Do zobaczenie na Rock Nocą!

Anja Ortodox (Closterkeller):

Bardzo fajne przedsięwzięcie! Dobrze, że coś się u was dzieje! Mam nadzieję, że dopiszą zgłoszone zespoły, publiczność (zawsze podczas koncertów Closterkeller w Zielonej Górze była liczna!) no i oczywiście sponsorzy! Do zobaczenia na koncertach!

Nie przegap!

www.rock-noca.pl

LUTY 200916

Page 17: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Napisz do nas sms o treści: UzeTKa a następnie HaSŁO z KRzyŻÓW-

Ki na numer 71601 (koszt smsa 1,22 zł). Na wiadomości czekamy do 20 lutego. Spośród smsów wylosujemy zwycięzców, którzy otrzymają książki - nowości Wydaw-

nictwa zNaK.

KONKURS

Nie wiesz co jesT graNe?

www.UzeTka.pL

Jeśli niejednokrotnie zdarzyło ci się popełnić fatalną gafę w towarzystwie podczas wspólnego wieczoru, przestu-diuj ten poradnik. Nawet w najbardziej obskurnej piwochlejni możesz zacho-wać się kulturalnie.

1. Gdy na barmana pstrykasz pal-cami lub na niego gwiżdżesz, to tak jak-byś poprosił o czarną polewkę. Wy-strzegaj się tego, a śmierć towarzyska w barze ci nie grozi. Nie pstrykamy na barmana - to brak kultury!!!2. Jeśli nie masz pretekstu do wypi-cia, wznieś dobry toast. Wyjdziesz na towarzyskiego kompana.3. Jeśli nie stać cię na dawanie dro-benego nawet napiwku, to picie w loka-lu nie jest dla ciebie. Zachowaj swoje grosiki na ciepłe piwo z hipermarketu. 4. Reszty nie trzeba – te magiczne słowa przy pierwszej kolejce spowodu-ją, że barman będzie obsługiwał cię szybciej i masz większą gwarancję, że w zamówionej „pięćdziesiątce” będziesz miał rzeczywiście 50 gram alkoholu.5. Miedziaki wrzuć w domu do

skarbonki. Minimalny napiwek to przy-najmniej złotówka, w jednej monecie!6. Nie zmuszaj nikogo do picia. Każdy najlepiej wie, gdzie leży jego granica i kiedy powinien skończyć. Mo-żesz wypić za zdrowie tej osoby.7. Podczas imprez domowych: wy-pij do końca albo zostaw. Zabieranie ze sobą niedopitej flaszki jest w złym to-nie.8. Jeśli nie smakuje ci postawiony drink, nie mów tego głośno. Lepiej przy następnej kolejce postaw drinka mó-wiąc, że to twój ulubiony. 9. Nie za-wieraj znajomości w męskiej toalecie. Może to być źle odebrane, zwłaszcza zagadywanie nieznajomego przy pisu-arze.10. Jeśli dobrze się bawiłeś, ale nie pamiętasz kiedy opuściłeś lokal, nie masz się czego wstydzić, pod warun-kiem, że towarzystwo piło tyle co ty. Ale lepiej pamiętać cały wieczór, a więc bawić się dobrze i z głową.

Grzegorz [email protected]

10 PRZyKAZAń BAROWEGO DŻENTELMENA

czy odginać mały palec?trzymając filiżankę, kufel, kieliszek - nie od-ginamy małego palca! Dzisiaj to pretensjo-nalne i w złym tonie. to nie odginanie palca czyni z nas szlachtę, lecz nasze szlachetne maniery pokazujemy przez kulturalne i uprzejme zachowanie się w towarzystwie.

17LUTY 2009

Page 18: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Któż z nas nie oglądał progra-mów dokumentalnych o dzikich zwierzętach? Piękne krajobrazy afrykańskiej sawanny, a wśród nich lwy, antylopy, dumnie pa-nujące na całym obszarze. To-warzyszy im kamera kręcąca film o nazwie życie. Trwający od chwili narodzin, aż po śmierć. Ze wzajemną współpracą i śmiertelną rywalizacją. Z punktu widzenia nas, ludzi, najbardziej interesujący wydaje się stadny element ich codzien-nych zmagań. Ludzkie społeczeństwo przypomina trochę taką zbioro-wość, tyle, że jego rozmiary są większe. Zwierzęcy świat jest brutalny, pozbawiony wszelkich

sentymentów. Ranne, chore lub stare jednostki są eliminowane z grupy. Skazane na samotną śmierć z wyczerpania, po to, aby nie pogarszać szans tych zdro-wych i silniejszych. W tym mo-mencie nasuwa się pytanie, czym my, ludzie, którzy samozwańczo nazwaliśmy się panami świata, stawiając się ponad innymi, jako istoty lepsze, różnimy się od tych stworzeń królujących na sawan-nie? Historia pokazała, że cza-sem niczym. Mamy nawet chwi-le, w których bywaliśmy gorsi, ponieważ nie instynkt nami kie-rował, ale świadome działanie zainfekowane „klątwą” eugeniki negatywnej.

W samym pojęciu eugeni-ki można wyróżnić dwa aspekty. Ich nazwy związane są z kierun-kiem selekcji. Tzw. pozytywna preferuje dążenie do ideału za pomocą wzmacniania dodatnich cech. Przypomina ona trochę działania hodowców zwierząt krzyżujących najdorodniejsze osobniki, w celu wykreowania lepszych i silniejszych ras. W świecie ludzi za idealny przykład mogą posłużyć istniejące w III Rzeszy ośrodki leibensborn. Tam najdoskonalsi przedstawi-ciele rasy aryjskiej, jak sami sie-bie określali, płodzili, z równie idealnymi przedstawicielkami płci przeciwnej, potomstwo. Drugą odmianą opisywa-

nej inżynierii jest tzw. eugenika negatywna. W przeciwieństwie do poprzedniej, skupia się na eliminacji z populacji negatyw-nych cech. Jej propagatorzy po-siadali szeroki wachlarz narzę-dzi mogących posłużyć wdraża-niu jej w życie. Od prostych form dyskryminacji po nieodwracal-ne ingerencje medyczne w orga-nizmy niepożądanych ludzi. Ste-rylizacja ułomnych osobników, której konsekwencją była nie-możność reprodukcji ich „nie-dobrych” genów, należała do najpopularniejszych. Na końcu tej drogi widnieje fizyczna elimi-nacja. Tytułową klątwą eugeniki negatywnej można nazwać sze-

KLąTWA EUGENIKI NEGATyWNEJ■ Czym my, ludzie, różnimy się od tych stworzeń królujących na sawannie?

Czy człowiek jest tylko jednym z dzikich zwierząt, eliminującym słabe jednostki ze stada, czy może istotą, która tworząc cywilizację wzniosła się

ponad pierwotne instynkty?

LUTY 200918

Page 19: UZetka nr 55 (Luty 2009)

reg zdarzeń w różnych miej-scach. Jednakże w Niemczech, kraju, który doświadczył jej przekleństwa w największym stopniu, ma ona swe własne, nie-powtarzalne imię. Składa się z zaledwie dwóch znaków T4. Ów skrót pochodzi od ulicy Tier-garten nr 4 w Berlinie. W latach 30 poprzedniego wieku mieściła się tam centrala nadzorująca operacje eugeniczne na terenie całego państwa. Pod płaszczem prawa, ujętego w ustawę o zapo-bieganiu dziedzicznych obcią-żeń, koordynowano sterylizacje i inne zbrodnicze działania na własnych obywatelach.

Lista przypadłości podle-gających pod powyższy przepis była szeroka. Nieuleczalne cho-roby, alkoholizm czy aspołecz-ność. Zwłaszcza ta ostatnia ce-cha budzić może szerokie pole interpretacyjne. Cóż to znaczy być aspołecznym? Może ozna-czało to niezgodność poglądów politycznych z ówcześnie panu-jącymi w III Rzeszy i brak ak-ceptacji dla ustroju. Różne źró-dła podają, że około 350 tys. osób poddano zabiegowi przy-musowej sterylizacji. Strach po-myśleć, ile uśmiercono, wma-wiając pacjentom szpitali, że po-dawany zastrzyk to witaminy,

a nie trucizna. Jednym z elementów na-szego człowieczeństwa, którym dumnie się chwalimy, podkre-ślając naszą odmienność od świata zwierzęcego, jest cywili-zacja. Zwłaszcza zachodnia, peł-na wzniosłych ideałów o równo-ści wszystkich ludzi i wyjątkowo-ści daru, jakim jest życie. Nada-jąca naszej egzystencji odmien-ne od pierwotnych ramy działa-nia. Jednakże, ów pozornie trwały cywilizacyjny gmach, za-infekowany wirusem, czy sym-boliczną klątwą, jak można na-zwać eugeniczny proceder, po-trafi się zachwiać. Okazuje się

wtedy, że różnica między ludź-mi, a zwierzętami bywa wątpli-wa. Może nawet stajemy się od nich gorsi. Bardziej bezwzględ-ni, bo kierowani analitycznym umysłem, mogącym działać w większej skali. Należy o tym pamiętać, ponieważ cały czas nosimy gdzieś w sobie uśpiony zwierzęcy pierwiastek. Nigdy nie wiadomo, czy przy sprzyjają-cych okolicznościach ponownie się nie obudzi.

Kamil Zając

Reportaż radiowy Akademickiego Radia „Index” o eugenice możecie ściągnąć ze strony www.uzetka.pl. Autorami reportażu są Paula Mościcka i Kamil Zając. Zapraszamy do słuchania.

Szukasz nowych wyzwań intelektualnych? Chcesz studio-wać pod kierunkiem wybitnych naukowców? Zależy Ci na tym, by dzielić się z innymi wiedzą i pasją? Interesuje Cię nietypowa dziedzina wiedzy? Jesteś ambitny i angażujesz się w działalność społeczną? Wejdź na stronę www.rekru-tacja.ci.edu.pl i do 15 lutego prześlij formularz aplikacyj-ny. Stowarzyszenie Naukowe Collegium Invisibile jest naj-starszą w Polsce organizacją, która umożliwia studentom indywidualne kształcenie pod kierunkiem wybitnych na-ukowców. Członkowie Collegium uczestniczą we wspól-nych obozach naukowych, realizują własne projekty ba-dawcze, prowadzą zajęcia dla najzdolniejszych licealistów i tworzą dynamiczne młode środowisko akademickie. Co roku do Collegium Invisibile przyjmowanych jest kilkuna-stu nowych studentów.

COLLEGIUM INVISIBILE REKRUTACJA 2009

19LUTY 2009

Page 20: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Im mniej wiemy o danym kraju, tym łatwiej udzielić nam krót-kiej i zwięzłej repliki. Mówimy np. Szkoci są skąpi, a Niemcy przesadnie dbają o porządek. O wiele trudniej scharakteryzo-wać samych siebie. O własnym narodzie wiemy więcej, niż mo-glibyśmy powiedzieć w jednym zdaniu. Poza tym nie zawsze ten zasób wiadomości jest powodem do dumy.

Zjedz coś jeszcze...

Starając się być obiektyw-ną i jednocześnie chcąc pokazać Polaków w jak najlepszym świe-tle, więcej uwagi poświęcę na-szym zaletom niż wadom. Często słyszymy, że jeste-śmy gościnni i otwarci. Z tą ce-chą związane są też różne przy-słowia (a przysłowia są mądro-ścią narodów), np. Gość w dom, Bóg w dom czy Czym chata boga-ta, tym rada. Nie da się zaprze-czyć, potrafimy i lubimy przyj-mować gości. Wynika to z naszej tradycji i kultury. I niewątpliwie dobrze o nas świadczy. Obco-krajowcy pytani o Polaków, czę-sto z uśmiechem wspominają właśnie naszą gościnność! ALE... Lecą samolotem Polak, Japończyk, Rusek i Ame-rykanin. Chińczyk się chwali:- Mamy tyle ryżu, że cały swiat możemy nakarmić!Na to Rusek :- My mamy tyle wódki, że może-my cały świat upićNa to Amerykanin:- A my mamy taki duży kraj że was wszystkich możemy pomie-ścić!Wszyscy patrzą na Polaka i mó-wia :- A ty Polak to co masz?- My mamy takiego orła, co zje

wasz ryż, popije wódką i narobi na wasz kraj.

Grunt to zabawa

Umiemy się też dobrze bawić. I powodów nam nie bra-kuje, bo jak często powtarzamy – każda okazja jest dobra. Nie jesteśmy sztywnym narodem. Najlepszym przykładem są pol-skie, tradycyjne wesela, które trwają dwa lub trzy dni.

ALE... Na księżycu ląduje pierwsza amerykańska, załogo-wa ekspedycja. Neil Armstrong wychodzi ze statku, a tu nagle zza kamienia wyskakuje trzech gości: Chińczyk, Rusek i Polak.- Jak to tak ? - Amerykanin ma głupia minę.Chińczyk:- Nas jest dużo, brat podsadził brata i jestem.Rusek:- Nasza agentura spisała się na medal i byliśmy szybsi.- No a ty? - pyta Amerykanin

Polaka.- Daj mi spokój, z wesela wra-cam... Wszystko jest smutne

Mówi się, że dużo narze-kamy. Moim zdaniem jest to przejaskrawiona cecha. Patrząc wstecz, w historię, nie możemy zaprzeczyć, że dużo przeszliśmy i być może stąd bierze się obraz Polaka cierpiącego i niezadowo-

lonego. Może nie zawsze mamy powody do radości, mimo to uśmiechamy się od czasu do cza-su albo nawet częściej. Mam! Wiem!

Z pewnością jednak nikt nie za-rzuci nam, że nie jesteśmy naro-dem pomysłowym i sprytnym. Jak mało kto umiemy sobie ra-dzić w różnych sytuacjach. Ce-chuje nas wytrwałość i wiara we własne możliwości. Nieczęsto może nasze rozwiązania są naj-

prostsze, ale potrafimy stawiać czoła przeciwnościom i nie grze-szymy przy tym brakiem fanta-zji. Duża wyobraźnia to na-sza kolejna cecha. Jej przejawy możemy zauważyć zarówno w codziennym życiu, jak i wtedy, gdy przyglądamy się np. polity-kom czy innym personom ze świata „gwiazd”. ALE... Młody malarz sprzedaje swój najnowszy obraz anonimowemu nabywcy, mó-wiąc:- Pewien Japończyk chciał mi za niego dać tysiąc dolarów.- Mogę panu dać najwyżej dwie-ście.- A bierz pan! Przecież nie moż-na dopuszczać, aby nasze arcy-dzieła opuszczały Polskę.

Chętni do roboty

Poza tym, o czym dowia-dujemy się od niedawna, podob-no jesteśmy pracowici. Może wynika to z faktu, jaka płaca, taka praca? To punkt sporny. ALE... Jak brzmi zdanie z dziewięcioma słowami i cztere-ma kłamstwami? „Uczciwy trzeźwy Polak jedzie rano swoim samochodem do pracy”.

To wszystko wyróżnia nas spośród innych nacji. Dużo czy mało? Z pewnością znalazłoby się coś jeszcze, np. jakieś wady, ale pamiętajmy, że nasze wady są naszymi zaletami i odwrotnie. A reszta niech będzie milcze-niem. Chyba, że chcecie je prze-łamać?

Malwina Ł[email protected]

AUTOPORTRET POLAKAKażdy naród posiada jakieś charakterystyczne cechy, które wyróżniają go

spośród innych zbiorowości i kultur. Na pytanie o to, z kim kojarzą nam się np. Szkoci czy Niemcy mamy gotową odpowiedź.

A co wiemy o Polaku?

Jaka jest pierwsza lekcja w polskiej nauce jazdy ?

otwierać drzwi auta przy pomocy klamki.

LUTY 200920

Page 21: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Jestem człowiekiem obdarzo-nym niezwykle rozwiniętą skle-rozą, i radzę sobie z nią jak umiem. Kto mnie zna, ten wie, że oznacza to tyle, iż sobie nie radzę. W każdym razie próbuję – piszę sobie notatki na kart-kach i upycham po kieszeniach, ustawiam przypomnienia w tele-fonie.

Doszło do tego, że sprawiłem sobie w końcu kalendarzyk. Oczywiście musiał on spełnić szereg z góry określonych wyma-gań, więc poszukiwania nie były łatwe. Ale w końcu jest, i jakoś nagle nie wiedzieć czemu prze-stałem zapominać o sprawdzia-nach. Niesamowite. Ale najważ-niejszy w tym wszystkim okazał

się skrawek papieru, który nada-je sens temu wszystkiemu – od-rywany rożek.

Kto nie miał nigdy kalendarzy-ka, nie zrozumie, jaka w tym jest magia. Rożek dokumentnie zmienił mój pogląd na czas. Człowiek, jak wiemy, potrzebuje przy posługiwaniu się pojęciem czasu punktu odniesienia. I tak nasz kalendarz opiera się na da-cie narodzin Chrystusa, w in-nych częściach świata na wyda-rzeniach związanych z różnymi podobnymi ważniakami. Ja do tej pory opierałem się na kalen-darzu wysypiania się (byle do soboty), oraz terminarzu spo-tkań Ekstraklasy i innych pił-karskich lig europejskich. Nie-

stety, obie metody okazują się zawodne, druga chociażby ze względu na przerwy w funkcjo-nowaniu – w czasie przerwy zi-mowej i między sezonami nie wiem jaki jest dzień tygodnia. Ale to już przeszłość. Teraz mój tydzień zaczyna się w czwartek, od wyrwania rożka ze strony ka-lendarzyka.

Czas płynie szybciej, a takie „wyrwanie” daje naprawdę wiele motywacji do działania! Czekasz sobie na weekend, masz już dość tygodnia, a tu dopiero środa. I wtedy przypominasz sobie, że już jutro możesz wyrwać rożek! Nie da się opisać euforii i rado-ści w jaką wówczas człowiek wpada. Chce się żyć, chce się

pracować, chce się uczyć! Gdyby każdy miał kalendarzyk, świat byłby lepszy, a pojęcie depresji by nie istniało. A na pewno miał-by lepszą pamięć. No i mógłby wyrwać rożek.

A teraz pomyślcie – skoro tyle radości daje urwanie takiego małego skrawka kalendarzyka, to co powiecie o kalendarzu ściennym z odrywanymi co-dziennie kartkami?

STAły fRAGMENT GRyW ramach noworocznego zmieniania swojego życia sprawiłem sobie kalendarzyk. Taki mały, brązowy. Odkryłem dzięki temu nowy sens życia – wyrywanie rożków.

WojciechLewandowski

teraz już nie wysyła się pocztówek z widokami z wakacji – łatwiej jest wysyłać mmSa z widokiem z komórki. Jednak niewielu z nas wie, kto stworzył ten zapominany już środek komunikacji, pocztówkę.

Do połowy XIX w. pisano przeważnie tylko listy. Projekt formy korespondencyjnej, w której nie trzeba było używać koperty, pojawił się podczas konferencji pocztowej w Karlsruhe 30.11.1865 r., a jego pomysłodawcą był Heinrich von Stephan. Zaproponował kartę, która miała być ogólnodostępna dla wszystkich. Wymiary karty zostały określone z góry na 150 x 115 mm. Na jednej stronie miał być wydrukowany znaczek pocztowy oraz miejsce na adres, a na odwrocie miejsce na korespondencję. Wprowadzenie nowej formy miało być tańsze i prostsze w obsłudze od do tej pory sto-sowanej – listów w zaklejanych i lakowanych kopertach. W roku 1868 wpłynęły pierwsze wnioski o wprowadzenie karty pocztowej do obiegu. Pierwsze kartki pojawiły się w obiegu rok później na terenie Monarchii Austro-Węgier-skiej. W ślady monarchii poszły wkrótce Niemcy, Szwajca-ria, Wielka Brytania, Rosja i wiele innych krajów. Zapo-czątkowano w ten sposób masowe wysyłanie pocztówek, które teraz zostaje wypierane przez coraz to bardziej popu-larne MMSy.

Grzegorz Biszczanik Pocztówka z wizerunkiem Heinricha von Stephana

– ok. 1904 r. Zbiory prywatne

Ślad historii: Twórca pocztówki

21LUTY 2009

Page 22: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Przepis NA FILMPOMIDORy INACZEJ

Składniki:1 bagietka lub 3 bułki3 pomidory1 duża lub 2 małe cebulesól pieprzser żółty lub ser mozzarella

Sposób przyrządzenia:Cebulę pokrojoną w kostkę smaż na patelni, dodaj po-midory również pokrojone w kostkę, przypraw solą, pieprzem i podsmaż wszystko razem aż będzie miało jednolitą konsysten-cję.Bagietkę pokrój w kanap-ki i posmaruj masłem.Na kanapki nałóż masę po-midorową i posyp startym serem.Włóż do nagrzanego pie-karnika i piecz ok. 10 min, aż się ser stopi.

Smacznego!

Kornelia Kornosz

1.

2.

3.

4.

„Święci z Bostonu” – świetne kino sensacyjne z dawką specy-ficznego humoru. Historia dwóch braci irlandzkiego po-chodzenia, którzy przez przypa-dek odkrywają w sobie powoła-nie do walki ze wszelkimi męta-mi zamieszkującymi Boston. Pomaga im Rocco, najlepszy przyjaciel braci oraz chłopiec na posyłki lokalnej mafii. Film ge-nialny i basta. Efektowność działania „irlandzkich sprząta-czy” wpędziłaby w kompleksy Jacka i Placka z ich misternym planem kradzieży księżyca, a poczucie humoru Rocco kła-dzie na łopatki. Dodajmy do tego masę strzelanin, agenta Smeckera (w tej roli niesamowi-ty Willem Defoe) oraz króla porno - Rona Jeremy’ego w roli elvisowatego chłoptasia mafii, a otrzymamy prawdziwy Koktajl Mołotowa mogący w każdej chwili wybuchnąć!

„Lock Stock And Two Smoking Barrels” – film Guy’a Ritchie w Polsce znany lepiej jako „Pora-chunki”. Historia Eddie’go, Toma, Bacona oraz Soap’a, któ-rzy przy pomocy karcianego ge-niuszu Eddie’go postanawiają nieźle zarobić. Niestety, gra zo-staje ustawiona na niekorzyść naszych bohaterów, którzy „wy-grywają” pół miliona funtów długu oraz tydzień na spłatę naj-groźniejszego gangstera w Lon-dynie. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Fabuła nieprawdopo-dobna jak głupota Paris Hilton, brytyjski humor w najlepszym wydaniu, las marihuany oraz sterta banknotów z wizerunkiem królowej – tak mogłaby brzmieć lista składników potrzebna do przygotowania idealnego filmu

gangsterskiego. Jeśli dodamy do tego Stinga w roli ojca jednego z bohaterów, to przez najbliższe 100 minut nie oderwiemy oczu od ekranu i wciąż będzie nam mało i mało.

„Przekręt” – w kilka lat po suk-cesie „Porachunków” Ritchie znów o sobie przypomniał two-rząc film równie nieprawdopo-dobny i szalony jak organizacja Euro 2012 w Polsce i na Ukra-inie. Historia diamentu wielko-ści Kilimandżaro zmieniającego właścicieli jak rękawiczki, drob-nych złodziejaszków dorabiają-cych na nielegalnych walkach bokserskich, ich największej gwiazdy, a prywatnie Cygana połączona w jedną wielką gang-sterską intrygę. Obsada, jaką udało się zgromadzic reżyserowi przyprawia o zawrót głowy: Brad Pitt, Jason Statham, Dennis Fa-rina czy Benicio del Toro to prawdziwa światowa czołówka. Jeśli kochacie angielski humor, niesamowite dialogi, pełne głębi i życiowych mądrości, to nie za-pomnijcie o „Przekręcie” przy kolejnym wieczorze filmowym.

Na zakończenie chciałbym wprowadzić jeszcze jedną istot-ną zmianę w stosunku do po-przedniego cyklu. Mianowicie nie będę „uprzedzał”, co pojawi się w kolejnych odsłonach cyklu. Niech każde zestawienie będzie niespodzianką, która wyostrzy apetyt na jeszcze i jeszcze.

Łukasz [email protected]

WSTyDź SIĘ!„Umarł król, niech żyje król!” - chciałoby się wykrzyczeć na znak

zmian, jakie zaszły od tego numeru „UZetki”. W miejsce cyklu o filmach kiczowatych wskakuje nowy zawodnik – seria tekstów traktujących

o filmach kultowych i niekoniecznie znanych wszystkim. Na początek kino z gangsterskim sosem podanym z dużym przymrużeniem oka.

LUTY 200922

Page 23: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Opowiem Wam bajkę o Królewnie Śnieżce i trzech krasnoludkach, czyli o kabarecie Ciach, który w tym roku obchodzi swoje piętnaste urodziny. A o

tym, jak to było z Ciachami przez te lata, opowie Janusz Rewers.

Dawno, dawno temu w czasie mroźnej zimy w roku 1994, w krainie śmiechu i dowcipu o nazwie „Gęba”, spotkali się młodzi studenci pełni zapału i chęci do rozśmieszania. Posta-nowili założyć zespół kabareto-wy. I tak powstał pierwszy skład kabaretu „Ciach” z Januszem Rewersem i Tomaszem Kowal-skim. Następnie do zespołu do-łączyli Zbigniew Gawroński, Mariusz Matysik i Adam Ma-gier. Do grona dołączyła też ko-bieta: Małgosia Czyżycka. Od roku 2005 drużyna się pomniej-szyła. Teraz z kabaretem wystę-puje, Leszek Jenek, nie ma za to Gawrońskiego, Matysika i Ma-giera.

Królewna Śnieżka i ciacha

Każdy z członków załogi wnosi do kabaretu coś nowego i różnego. Małgosia Czyżycka, energia na nogach, jak o niej mówi Rewers, w zespole gra role żeńskie. Zajmuje się wielo-ma rzeczami, ale i tak wystarcza jej czasu na inne sprawy. Ma dar mnożenia czasu i dar wcielania się w różne role. W jedną z nich, bardzo ważną, wcieliła się nie-dawno: została matką. Tomasz Kowalski to czło-wiek z dużym doświadczeniem, potrafi mówić rzeczy poważne bardzo niepoważnie. Grał już wcześniej w kabarecie „Drugi Garnitur” i to on jest sprawcą nazwy „Ciach”. Leszek Jenek to człowiek wszechstronny: aktor, tekściarz, konferansjer, gra na instrumen-tach, śpiewa, a przede wszyst-kim - lubi planować i już na 3 godziny przed występem prze-brany jest w strój sceniczny i go-towy do akcji. Ostatni z załogi to Janusz

Rewers, którego często próbuje się określić hasłem człowiek or-kiestra, ale on sam o sobie mówi, że jest „kaowcem” z po-wołania.

Dorobek i trofea

- Miarą twórczości kaba-retowej jest to, czy skecz da się obejrzeć kilka razy i nadal jest zabawny i czy po kilku latach nadal śmieszy - tak o ciężkiej doli kabaretu powiedział mi Ja-nusz Rewers. Kabaret „Ciach” ma na swoim koncie wiele ske-czy, które są nadal dowcipne i chyba po prostu ponadczaso-we. Mam na myśli np. „Kynigen Śnieżkę”, „Biuro po-dróży” czy „Naukę jazdy”. - W pierwszych trzech latach na-szej twórczości, wracaliśmy z każdego festiwalu z nagroda-mi, one były przepustką do dal-szego rozwoju - wspomina Ja-nusz. - Dzisiaj okazuje się, że laury już nie są istotne, bo wiele kabaretów, które nie zdobyły

nagród lub zdobyły ich mało, jest zapraszanych na występy i są popularne dzięki sile czwar-tej władzy - mediów. Ale z dru-

giej strony, każdy kabaret, a jest ich dziś wiele, ma swoją publicz-ność, dla której gra i wymyśla nowe skecze, które śmieszą – ocenia Janusz Rewers.

Skądś pana znam!

Ludzie często rozpoznają kogoś, kto pokazał się w telewi-zji, ale najczęściej na zasadzie „bije dzwon, ale nie wiem, w którym kościele”. Janusz Re-wers wspomina kilka zabaw-nych sytuacji z cyklu „skądś pana znam”. Jedną z bardziej popularnych zaczepek jest „wi-działam pana w telewizji”, po prostu. - I jak na to odpowie-dzieć, skoro właściwie nie ma na co odpowiadać? – zastana-wia się Janusz. Ale ludziom bardzo czę-sto wystarczy tylko informacja, że ktoś występował w telewizji i nie jest zbyt ważne w czym. Jedną z ulubionych anegdot Ja-nusza z cyklu rozpoznawania, jest sytuacja, kiedy „Ciach” za-trzymał się w jednej z mieścin na trasie Gorzów – Gdańsk. - Zamówiliśmy tam śniadanie. Kobiety zza lady przyglądały mi się z uśmieszkiem i rozpozna-łem już tę minę: pewnie mnie

poznały. Kiedy podszedłem do kasy, aby zapłacić, jedna z pań mówi, że ona mnie skądś zna, a ja na to: a skąd? A pani do mnie: pan sprzedaje na targu z Człopie. Niestety, nie zdąży-łem zapytać, co tam sprzeda-ję…

Spadkobiercy

Pomysł serialu „Spadko-biercy” narodził się w „Gębie” i do dnia dzisiejszego powstało 80 odcinków bez scenariusza, czyli czysta improwizacja. „Spadkobiercy” są przedsta-wiani na różnych festiwalach jako kabaretowy jam session. Bohaterami serialu są członko-wie różnych kabaretów. Rów-nież Janusz Rewers znalazł się obsadzie i gra czarny charakter. Zapytany o to, dlaczego odgry-wa akurat Franka Delaya, od-powiada, że podobno najlepiej gra się postacie, które są od-wrotnością charakteru. Oby Królewna i trzech krasnoludków żyli długo i szczęśliwie.

Kornelia KornoszFot. oficjalny organ interneto-

wy Kabaretu „Ciach”:

CIAChA Z CIAChA

Janusz Rewers podczas Rybnickiej Jesieni Kaba-retowej Ryjek 2008

23LUTY 2009

Page 24: UZetka nr 55 (Luty 2009)

ChWyTAć LUDZI ZA GARDłOLokalną sławę zdobyli już dawno. Ale nigdy nie ukrywali, że chcieliby osiągnąć

o wiele więcej. Mają za sobą kilka lat ciężkiej pracy, zmian managerów, wyjazdów. Lepiej nie zapeszać, ale wygląda na to, że opór się opłaca.

O przeszłości, teraźniejszości i przyszłości zespołu Terminal opowiedział nam jego klawiszowiec Daniel Grupa.

UZetka: Można powiedzieć: wreszcie. Po wielu staraniach, Terminal wszedł do studia, by nagrać materiał na debiutancką płytę.Daniel Grupa: No tak, koszto-wało nas to trochę czasu, pienię-dzy, pracy. Ale wygląda na to, że zmierzamy we właściwym kie-runku.

W obozie Terminala sporo się dzieje. Zmieniliście wokalistę... Dawno, dawno temu, kie-dy zakładaliśmy zespół, pojawiła się koncepcja, żeby mieć dwóch wokalistów. Jeden miałby rapo-wać, drugi śpiewać.

Czekaj, skądś to znam. Linkin Park? (śmiech) Nie chciałem tego mówić. Złożyło się tak, że skończyliśmy z jednym wokali-stą. Był nim Przemek Puk. Oka-zało się, że to nie wyjdzie, taka formuła „nie zażarła” w Termi-nalu.

Puka już z Wami nie ma, bo wy-brał polsatowską „Fabrykę gwiazd”? Nie, to nie dlatego. Wie-dzieliśmy o jego udziale na dłu-go przed tym, jak się rozstaliśmy. To wynikało wyłącznie z różnic artystycznych, życzę mu jak naj-lepiej, bo to naprawdę szalenie zdolny chłopak. Rozstaliśmy się w pełnej przyjaźni, wszyscy pod-jęliśmy taką decyzję. Z perspek-tywy czasu myślę, że wszystkim wyszło to na dobre.

No tak, jego obecne wcielenie to pop, muzyka daleka od progre-sywnego metalu spod znaku Terminala. Niemniej, Wasz obecny wokalista też jest z zu-pełnie innej bajki...

W okresie, że tak to na-zwę „przedmutacyjnym” wystę-pował w pewnym zespole (a imię jego Just5 – przyp. MK). Ale to było dawno. Bardzo dawno. Da-niel Moszczyński, bo tak się na-zywa, to nasz stary znajomy. To właśnie jego braliśmy pod uwa-gę, kiedy powstała koncepcja dwóch wokalistów. Daniel wpro-wadził na scenę coś, czego nie mieliśmy wcześniej. Siłę, magne-tyzm. On chwyta publiczność za gardło – brakowało nam tego. Jest doskonałym frontmanem.

Wasze demo było nagrane strasznie profesjonalnie. Wia-domo, to już nie są czasy, kiedy takie rzeczy nagrywało się w ga-rażu, niemniej demo Terminala brzmiało naprawdę zawodowo. Z perspektywy czasu nie uważam, że te nagrania były ta-kie fajne. Siedzieliśmy nad nimi strasznie długo i to w pewnym sensie zaszkodziło piosenkom. Za bardzo je dopieściliśmy, brzmiały dość sterylnie. Myślę, że delikatnie przekombinowali-śmy z tymi nagraniami. To nie był stracony czas. Na pewno do-brze się stało, że te utwory trafią na płytę w zupełnie innych wer-sjach od tych, które były znane dotychczas. Niemniej, to demo dużo nam dało. Dzięki tym czte-rem utworom mogliśmy poje-chać zagranicę, zagrać trasę z After Forever. Byliśmy z nimi w Berlinie, Paryżu, Londynie. Zobaczyliśmy kawałek Europy, widzieliśmy koncerty na zacho-dzie od organizacyjnej strony. Poznaliśmy masę ludzi. Nauczy-liśmy się dyscypliny. Na scenie i w trasie. Tam wszystko jest per-fekcyjnie zorganizowane, zespół buduje dramaturgię występu – niesamowita sprawa. A w trasie?

Przyjeżdżamy do miasta. Rozła-dunek, próba, koncert, załadu-nek, hotel. Potem dalej w drogę.

Polska ma braki organizacyjne względem zachodnich klubów? Tam jest inna mentalność. Klub wie, że po jego stronie leży zorganizowanie sprzętu, nagło-śnienia i świateł, które są w kontrakcie. W Polsce przyjeż-dża się do klubu i trzeba grać na tym, co jest. Albo wozić wszyst-ko ze sobą. Doświadczyliśmy różnicy jeżdżąc po Polsce z ze-społem Mech. U nas to taka tro-chę wolna amerykanka. Ale to nie jest najważniejsze. Bo bez względu na to, czy gramy w Pa-

ryżu, czy w Koninie, czy w Zielo-nej Górze, każdy koncert to jest doświadczenie i świetna zaba-wa.

Najbliższy koncert gracie w Po-znaniu... 4. marca zagramy w klu-bie „Johny Rocker”. Zrobimy sobie przerwę w nagrywaniu płyty (śmiech).

RozmawiałMaciek Kancerek

Całości wywiadu, w tym opo-wieści o perkusiście Virgilu

Donatim, wypatrujcie na portalu www.uzetka.pl

Daniel

Grupa

LUTY 200924

Page 25: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Remix Night to top audycja z muzyką imprezową, house, trance, elektro i inne podobne typy muzyczne iście klubowe! W każdy czwartek startujemy o godzinie 21:00 i gramy do północy... Słuchaj nas na www.index.zgora.pl albo w Zielonej Górze na 96 fm!

Pozdrowienia, które chcecie przekazać innym, możecie wysyłać w trakcie audycji na mail: [email protected] albo na nu-mer GG 9696. Priorytetowo są traktowane pozdrowienia telefonicz-ne: dzwońcie na numer 68-3269696.

POZDRAWIAJ NA ANTENIE!

Chcesz być radiowcem? Dzięki współpracy z Akademickim Ra-diem „INDEX” możesz poznać tajniki radiowego dziennikar-stwa. Możesz odważnie złapać mikrofon w rękę i nauczyć się pewności siebie w kontaktach z ludźmi. Możesz usiąśćw studiu i przekonać się, czy potrafisz na żywo zaciekawić słuchaczy.

TWOJE KORZYŚCI:♦ mocny wpis do CV♦ doświadczenie zawodowe♦ praktyka radiowa i prasowa♦ uczestnictwo w warsztatach♦ fascynujące spotkania♦ wspaniałe przyjaźnie

SERWIS INFORMACYJNY:♦ poznajesz sprzęt techniczny potrzebny do reporterki♦ redagujesz swojego newsa♦ tniesz na kompie nagrane dźwięki♦ słuchasz swojego dzieła na fali 96 FM

AUDYCJA AUTORSKA:♦ zbierasz pomysły♦ ćwiczysz dykcję♦ planujesz konspekt♦ masz gadane na 96 FM

REALIZACJA MUZYCZNA:♦ wbijasz się do studia♦ kręcisz gałeczkami na konso-lecie♦ wiesz, jaką muzykę puścisz słuchaczom i co im powiesz♦ grasz na 96 FM

Napisz do nas: [email protected]

numer GG 9696

25LUTY 2009

Page 26: UZetka nr 55 (Luty 2009)

W życiu każdego kinomana przychodzi chwila zwątpienia.

Umysł atakują myśli, że nic głupszego nie można wymyślić

na jeden z najbardziej oklepanych filmowych tematów. Na szczęście,

czy też nieszczęście, pojawia się światełko w tunelu, a raczej

„Zmierzch”.Filmy o wampirach mają to do siebie, że albo są wspaniale zre-alizowane, jak np. „Wywiad z wampirem” czy „Dracula”, albo są totalnym nieporozumie-niem, np. „Dracula: Odrodze-nie”. Niestety, nie ma złotej re-cepty na wspaniały film o ban-dzie krwiopijców, gdyż temat ten jest wyświechtany jak para spranych dżinsów.

Miłość krwiopijcy

Gdy pojawiły sie pierwsze pogłoski o filmowej adaptacji bestsellerowej książki autorstwa Stephanie Meyer, sądziłem, że gorzej być nie może. Oto przed nami wspaniała historia młodej dziewczyny, Isabelli Swan, która z przyczyn losowych przenosi sie ze słoneczne-go Pheonix do z a p y z i a ł e j dziury w desz-czowym stanie Waszyngton. Niby wszystko ok, gdyby nie fakt, że od razu staje się miejscową sensa-cją – w końcu panna z wielkiego miasta przyjeżdża na prowincję i każdy chce sie z nią zaprzyjaź-nić. No, prawie każdy. Tylko nie-jaki Edward Cullen wydaje się być nieczułym na obecność ta-kiej „osobistości”. Ma on jednak

w sobie coś, czym zwraca uwagę Belli, która zaczyna sie nim co-raz bardziej interesować. Oka-zuje się, że jest wampirem, jak i cała jego rodzina, co prowadzi do szeregu nieprawdopodob-nych zdarzeń. Jak to w filmach o młodzieży dla młodzieży bywa, młodzi zakochują sie w sobie i stawiają dzielnie czoła wrogie-mu stadu krwiopijców oraz mrocznej stronie duszy Edwar-da. Głównym wątkiem łączącym naszych bohaterów jest uczucie, które z każdą minutą staje się coraz większe i wszystkie konse-kwencje za nim idące również.

Wyścig o Złotą Malinę

Na szczęście nie czytałem książki, która posłużyła za goto-

wy scena-riusz tego o b r a z u , więc do fil-mu pod-s z e d ł e m bez bagażu oczekiwań. Przez bite

dwie godziny siedziałem jak na szpilkach czekając na cokolwiek, co przykuje mnie do ekranu ki-nowego. Próba przedstawienia wampirów jako normalnych „lu-dzi”, a za to można by uznać sce-nę przygotowywania posiłku lub gry w baseball, nijak ma się do

moich wyobrażeń wyniesionych z czasów dzieciństwa. Odnośnie sportowych upodobań Culle-nów: to chyba je-dyna warta uwa-gi scena w filmie, ale tylko z racji kawałka Muse w tle. Zatrudnie-nie do głównych ról praktycznie samych debiu-tantów sprawiło, że prześcigają się oni w wyścigu o Złotą Malinę i nagrodę przy-znawaną za najgłupszą minę. Założę się o spłatę deficy-tu budżetowego wszystkich państw afrykańskich, że każda małolata na świecie widziała ten film po sto razy, w przerwach pomiędzy kolejnym odcinkami „Hannah Montana” i ma nad łóżkiem plakat z odtwórcą głów-nej wampirzej roli. Niestety, do takiego audytorium kierowany jest „Zmierzch”. Każdy oczeku-jący standardów w produkcjach

spod znaku kłów i pełni księżyca będzie zawiedziony. Nie ma tu krwi, rozszarpywania ciał, na-

gich pier-si. Jest za to zaka-zana mi-ł o ś ć , świecąca w blasku s ł o ń c a s k ó r a w a m p i -

rów i zapowiedź kolejnych ada-ptacji dalszych losów Isabelli i Edwarda. Zapraszam, więc wszystkich fanów „High School Musical” na wspaniałe chwile na sali kinowej, a wszystkim pozo-stałym radzę naostrzyć osikowe kołki i obejrzeć „Nieustraszeni Pogromcy Wampirów” Polań-skiego jako odtrutkę na takie brednie.

Łukasz [email protected]

GDy zapaDł zmIeRzch

Oto wspaniała historia mło-dej dziewczyny która z przy-czyn losowych przenosi sie ze słonecznego Pheonix do zapyziałej dziury w deszczo-

wym stanie Waszyngton.

Założę się o spłatę deficytu budżetowego

wszystkich państw afrykań-skich, że każda małolata na świecie widziała ten film po

sto razy.

LUTY 200926

Page 27: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Po dwóch latach od „Grauda-tion” w nasze ręce trafia najnow-sze dzieło jednego z najbardziej rozpoznawanych i uznanych twórców amerykańskiego hip hopu – Kanye Westa. Oczekiwa-nia stawiane „808s & Heartbre-ak” były duże, do czego w znacz-nym stopniu przyczynił się ko-mercyjny sukces poprzedniego longplaya oraz konflikt z 50 Cen-tem, który wybuchł przy okazji premiery „Graudation”. Nowego krążka Kanye słucha sie wyjątkowo trudno

i boleśnie. Godzina bombardo-wana elektroniką, która w każ-dym utworze brzmi prawie tak samo. Spodziewałem się fajnych imprezowych baunsów okraszo-nych ciekawymi tekstami oraz niesamowitym flow, a otrzyma-łem rzępolenie i głos ze Star Tre-ka śpiewający o rozstaniach, mi-łości i innych kwiatkach. Wszyst-ko brzmi tak samo: standardowy bit z podbita linią basu zlewający się z melodyjkami z Pegasusa sprawiły, że nie panowałem nad swoimi odruchami i zjadłem piz-

ze z tuńczykiem i cebulą(fuj!). Do mnie to nie trafia i koniec. Zawód na całej linii, w pionie, poziomie i nawet po skosie. Z wielkiej bomby, która miała eksplodować wraz z premierą tego albumu otrzymaliśmy zale-dwie maleńkie bum, które wy-wołuje łzy rozpaczy niż pianie z zachwytu. Czekam teraz na od-powiedź 50 Centa. Mam wraże-nie, że tym razem Grosik będzie górą.

Łukasz Michalewicz

Pierwsze spojrzenie na okładkę przyniosło pewną zagwozdkę. Jaką muzykę może grać zespół funkcjonujący pod nazwą Triqu-etra? Wydedukowałem nu-metal z plemiennymi wstawkami. I co? Sherlockiem Holmesem to ja nie jestem. „Atom” jest drugim long-playem w karierze warmińsko – mazurskiej kapeli. Dostajemy dawkę energetycznego gitarowe-go grania, trochę spod znaku punka, trochę alternatywy. Z jednej strony muzykę propo-nowaną przez Triquetrę serwują

młodych zespołów w kraju. Z drugiej jednak trudno odmó-wić chłopakom zdolności do pi-sania chwytliwych kawałków z łatwymi do zapamiętania re-frenami („Na czas”). Zwieńcze-niem zestawu stosunkowo krót-kich i prostych piosenek jest dziesięciominutowy utwór „Se-kret”. Zaczyna się spokojnie, przywodzi zespoły z rejonów in-die rocka, potem dostajemy daw-kę psychodelii. Gdzieś po dro-dze słychać klawiszowe wstawki, których nie powstydziłby się Ja-nusz Grudziński z Kultu.

Niestety, niewiele dobrego moż-na powiedzieć o tekstach. Są in-fantylne i kwadratowe („Na wa-gary trzeba pójść choć raz, by usłyszeć o czym wieje wiatr”).Fajna, przyjemna płyta. W sam raz do kilkukrotnego przesłu-chania. Warto zainwestować, drogo nie jest. Za pośrednic-twem strony zespołu album można kupić za 15 złotych.

Maciek [email protected]

KANyE WEST„808S & hEARTBREAK”

REKLAMA

TRIqUETRA – ATOM

KONKURSPezet i Onar postanowili zorganizować minitrasę koncertową z okazji dekady działalności na rynku muzycznym. Mają tym sa-mym zamiar udowodnić, że Płomień wciąż płonie... Więcej in-formacji znaleźć można pod adresem www.plomien81.pl.

wyślij do nas sms o treści Uzetka pezet na numer 71601 (koszt smsa 1,22 zł) do 10 lutego. Spośród odpowiedzi wylosuje-my dwa bilety na koncert pezet&onaR w klubie Uniwersyteckim „kotłownia” w zielonej Górze. koncert odbędzie się 14 lutego.

27LUTY 2009

Page 28: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Napisz do nas sms o treści: UzeTKa zNaK na numer 71601 (koszt smsa 1,22 zł). Na wiadomości czekamy do 20 lutego. Spośród wszystkich smsów wylosujemy zwycięzców, którzy

otrzymają książki - nowości Wydawnictwa zNaK.

ERIC-EMMANUEL SChMITTTektonika uczućLiteracka perełka autora Małych zbrodni małżeń-skich. Błyskotliwa wiwisekcja ludzkich dusz.Błyskotliwy dramat Schmitta, pełen ciągłego napię-cia między dwojgiem bohaterów, to laboratoryjna analiza mechanizmów manipulacji. Wśród intryg i podchodów, aluzji i podtekstów Schmitt kolejny raz pokazuje, że najsilniejszych uczuć nie można od siebie odróżnić i wszyscy nosimy maski. Bo miłość to nieustająca gra. Cena 17,10 zł na www.znak.com.pl

Judy Budnitz ładne duże amerykańskie dziecko

W opowiadaniach Judy Budnitz nie istnieją żadne zasady ani reguły - tutaj osią rzeczywistości jest

śmiała wyobraźnia i zaskakujące przeplatanie się magii i codzienności. To, co realne, zostaje znie-

kształcone, wykrzywione, ubarwione tak, aby czytel-nik mógł spojrzeć na świat oczyma jednej z najorygi-

nalniejszych współczesnych pisarek.

Cena 26,10 zł na www.znak.com.pl MARIO VARGAS LLOSA Szelmostwa niegrzecznej dziewczynkiMiłość, która naznacza los. Kobieta, która jest zdol-na do wszystkiego. Szelmostwa, które doprowadzają mężczyznę do granic szaleństwa. Życie Ricarda wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby jako nastolatek nie poznał niegrzecznej dziewczynki. Od pierwszego spotkania przez niemal pięćdziesiąt lat ukochana będzie bez uprzedzenia pojawiać się i równie nie-spodziewanie znikać z jego życia.

Cena 34,20 zł na www.znak.com.pl

Do wygrania książki - nowości wydawnictwa „znak”

!!!

KONKURS

„ZNAK” wydawnicze nowości

na twoją kieszeń!

Wisława Szymborska, jak wiadomo, nie rozpieszcza czy-telników, jeśli chodzi o częstotliwość ukazywania się jej tomików poetyckich oraz ilość zawartych w nich wierszy. Dlatego każda jej nowa książka staje się długo oczekiwa-nym wydarzeniem, zaś każdy nieznany wiersz – świętem.

Tak jest i tym razem. Tutaj – trzeci od czasu „tragedii sztok-holmskiej” tom, zawierający dziewiętnaście nowych wierszy – to niewielkich rozmiarów, ale wielkiego formatu arcydzie-ło. Książka ta uzmysławia, jak głęboko trafna była decyzja Akademii Szwedzkiej i jaką klasę samą dla siebie – w skali nie tylko polskiej, ale także światowej – reprezentuje ta ory-ginalna, skupiona i mądra poezja.

Wiersze Szymborskiej zgromadzone w tomie pt. „Tutaj” po-rażają nagromadzeniem szczegółów widzialnego (i niewi-dzialnego) świata, który jest źródłem nieustannego zdumie-nia – to bodaj główne słowo klucz tej poezji. Warunkiem prawdziwego, świadomego istnienia we wszechświecie, od-krywania prawdy o nim i o sobie, jest przenikliwa obserwa-cja, postrzeganie wszystkiego niejako po raz pierwszy, wolne od aksjomatów, pewników i balastu nagromadzonej wiedzy. O poezji Szymborskiej powiedzieć można to samo, co mówi ona o świecie: „Niewiedza tutaj jest zapracowana”. Stąd w każdym niemal wierszu bogactwo niespodzianek i od-kryć.

Ostatnią rzeczą, o jaką można by podejrzewać te wiersze, byłoby oderwanie od „krwistej” i konkretnej rzeczywistości. Mówią one o dojmująco bolesnych doświadczeniach współ-czesnego człowieka: o zamachach terrorystycznych, rozwo-dach, identyfikacji zwłok ofiar katastrofy samolotowej… Ale także o istocie i tajemnicy snów, pamięci, procesu po-wstawania wiersza. O największych miłościach poetki: Ver-meerze, Elli Fitzgerald i bohaterze „Portretu z pamięci”. O podróżach (to kolejne ważne słowo klucz) – w przestrzeni (i poza granice przestrzeni) – ale jeszcze chętniej w czasie. O cudownej wyprawie dyliżansem z Juliuszem Słowac-kim…

WWW.ZNAK.COM.PL

KOLEJNE ŚWIĘTO„Tutaj”

Wisława SzymborskaStron 44

cena detaliczna 26,10 złNa WWW.ZNAK.COM.PL

LUTY 200928

Page 29: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Z Tobą…

głogowskie dorastanie

rozciągnięte parki nie są takie same jak kiedyśpod ławkami leżą opalone lufki

cały zgiełk rozbija się o kilka ulic i nędzne baryjedynie ruiny mają coś więcej do powiedzeniapodobnie strumyk Sępolno gdzie wyścigi patykówdorównywały olimpijskim zawodomby zaraz potem sześć kontynentówzmieściło się na drewnianym kołku

a wszystko bez świadomości że za kilka lattylko prostytutki będą zwracały na siebie uwagęchowając sumienie przed światłem latarni

i jeśli nadarzy się dla mnie okazjaby coś powiedziećsłowa nie będą mogły się przecisnąćprzez zbyt lekko rozchylone usta

bzd

Myśl słowem pisanaW natłoku pędzących myśli, coraz większej ilości obo-

wiązków, zawsze za małej ilości czasu, zatrzymajmy się

choć na chwilę, by nie stracić z oczu tego, co naprawdę

ma sens.

Pozdrawiam i czekam na Wasze teksty literackie (niekoniecznie pisane wierszem), a także na wszelkiego rodzaju opinie i sugestie. Przesyłajcie je na adres: [email protected].

ucieczka

wyszłam na spacerszukać ludziwidziałam niespokojne twarze wybierające cytrynyżeby krzywić się naturalnie poszłam dalej

z panem od starociporozmawiałam o zegarachstałam w kolejce bez celui uśmiechnęłam się do starej kobietyktóra pomogła mi zrozumieć żejestem na lekcji pokorya kiedy miałam odpowiadaćuciekłambo źle akcentowałam mlekopoćwiczę w domu

dalej widziałam mężczyznęktóry nie mógł wstać „Pomóc?”nie pamiętam kto z nas zadał to pytaniepopatrzył bardzo wyraźniemoże wiedział że uciekłam ze źle akcentowanym mlekiem w ustachbył pijanyalbo szukał ludzi

Don Ki-Szottka

Ostatnia szansa

(dedykuję Monice…)

PRZYWOŁAJ najwspanialsze c h w i l eI pomnóż przez o wiele więcej,Bo tylko takie mam dla CiebieOd kiedy rozum współbrzmi z sercem.

Zasypiać chcę wtulony w CiebieA budzić się przed Tobą z a w s z e,By móc z Twych powiek spić poranek,Na przebłysk źrenic spod rzęs patrzeć.

Pragnę Cię wielbić ponad wszystko,Krzywd i strat bilans powetować,Dlatego nie ulegaj f i k c j iI błagam, odważ się spróbować!

Rozumiem żale i obawy,Zarówno Twoje, jak i własne.Choć zaufanie zdruzgotane,MIŁOŚĆ niech ma ostatnią s z a n s ę.

Błażej Kowalczyk

Iwona Turzańska

***Próbowałam nieudolnie Połowę swej twarzy w radość umalować

Próbowałam bo Blada jak kamień polny

Strach nie pozwolił radości W pełni akwarelowej wypłynąć

Drugie pól zostało blade By smutkiem białymUśmiech Słońca odbijać Co wstaje rano

eN

29LUTY 2009

Page 30: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Wycofujemy drużynę z roz-grywek drugoligowych”

słowa prezesa Wontora brzmiały jak wyrok kata. Ścięcie jednak odroczono przynajmniej do ko-lejnego walnego zebrania, które odbędzie się w lutym.

Prezydent Zielonej Góry, pan Kubicki ponoć ma sposób

na ratowanie klubu. Jest nim przejęcie Lechii przez miasto. Pomysł może i dobry, ale ja wi-działbym to tak…

Pierwszym krokiem powinna być rozmowa z zawodnika-

mi do tej pory reprezentującymi klub. Wiadomo, że Lechia zale-ga im z wypłatami za więcej niż trzy miesiące (mówi się, że po-noć ostatnie pełne wypłaty pił-karze otrzymali w sierpniu). Rozwiązanie: dajemy zawodni-kom wolną rękę w poszukiwaniu klubów. Jeśli znaleźliby się na nich chętni, to pewnie jakieś pie-niądze wpłyną na konto klubu, a wtedy jest z czego uregulować zaległości. Wiadomo, że żaden z piłkarzy nie chce zostać w klu-bie, który nie zagwarantuje mu odpowiednich warunków. Le-chia nie powinna zatrzymywać ich na siłę, swoje dla klubu już zrobili. Większość z nich potrze-buje nowych wyzwań i walki o wyższe cele.

Tu pojawia się pytanie. No dobrze, ale kim mamy grać?

Odpowiedź jest jasna: najlepszy-mi juniorami szkółki UKP. Prze-cież właśnie po to podpisano umowę między klubami. Mło-dym chłopakom, którzy jeszcze uczą się w liceum zapewniono by w ten sposób idealne warunki do rozwoju i szansę na promocję już w młodym wieku. Przeciwni-cy pewnie zapytają jaki to ma sens, skoro pewnie spadniemy?

Owszem jest takie ryzyko. Jed-nak jaki sens ma ściąganie do Zielonej Góry armii zaciężnej? Finanse na to nie pozwolą, a jak wiadomo „nie ma sianka, nie ma granka”. Drużyna mogłaby się rozpaść i w czerwcu pojawi się kolejny problem. Rozwiązanie z juniorami z UKP wydaje się najlepsze. Małe pieniądze na kontrakty i nawet w przypadku degradacji dysponujemy zespo-łem ogranym , gotowym do wal-ki o powrót na boiska drugoligo-we.

Jednak, żeby takie rozwiąza-nie było możliwe należy po-

zyskać pieniądze, które pozwolą klubowi na w miarę normalne funkcjonowanie. Chyba jedy-nym rozwiązaniem jest przejęcie klubu przez miasto. Prezes Won-tor powinien ustąpić, bo kłótnie

i tak do niczego nie doprowadzą. Jeśli klub będzie własnością miasta, to powinny znaleźć się pieniądze na podstawowe rze-czy, niezbędne do jego normal-nego funkcjonowania. Prezydent powinien zapewnić młodzieży grającej w Lechii stypendia sportowe i w ten sposób zostałby rozwiązany problem wypłat dla zawodników.

Zdaje sobie oczywiście spra-wę, że to wszystko nie jest

tak proste. Łatwo jest pomysł stworzyć, ciężej wprowadzić w życie. Trzeba jednak zrobić wszystko, aby Zielona Góra nie stała się czarną dziurą na piłkar-skiej mapie Polski. Przykład ta-kiego funkcjonowania klubów mamy jednak blisko, bo w dru-żynach rywalizujących z Lechią na boiskach drugoligowych.

W Szczecinie po wycofaniu się Antoniego Ptaka ze sponsoro-wania drużyny i spadku Pogoni do IV ligi, klub został przejęty przez miasto. Pozwolono zawod-nikom na poszukiwanie klubów, w ten sposób obniżono płace. Braki uzupełniono zdolną mło-dzieżą i piłkarzami o małych wymaganiach finansowych. Klub poukładano „od środka” i teraz Pogoń stoi przed szansą na awans do 1 ligi. Inny przykład to Zawidza Bydgoszcz, gdzie scenariusz był podobny. Dlacze-go nie miałoby się udać i u nas? W końcu do odważnych świat należy.

Kamil Kolański

DAć SZANSĘ MłODyM WILKOMNowy rok, stare problemy. Tak można opisać to, co się dzieje

w zielonogórskiej Lechii. Jednak kiedy do braku pieniędzy wszyscy się przyzwyczaili okazało się, że mamy kolejną niespodziankę przygotowaną

przez działaczy.

czy motocykl żużlowy posiada hamulce?

Wyślij SMS na numer 71601 (koszt sms 1,22 zł) o treści:PORTal TaK lub PORTal Nie

Konkurs trwa do 11 lutego 2009 do godz. 15:00.

Spośród wszystkich prawidłowych odpo-wiedzi wylosujemy 10 osób, które otrzy-

mają nagrodę: Speedway kalendarz 2009

Biorąc udział w konkursie SMS na zielono-górskim Portalu Studenckim Uzetka.pl,

w Gazecie Studenckiej Uzetka, akademic-kim Radiu index 96 FM akceptujesz regula-

min, który dostępny jest na stronie www.uzetka.pl

Pamiętaj, każdy SMS zwiększa szansę wylosowania nagrody!

Kalendarze w sprzedaży m.in. w wypożyczalni dual Video na ul. Chopina

i Pizzerii Mafia na ul. Jedności.Szczegóły: www.dualsport.zg.pl

LUTY 200930

Page 31: UZetka nr 55 (Luty 2009)

2009 rok upływa pod dyktando sportów motorowych. Pierwej, Kubica został Sportowcem Roku przed mistrzami olimpijskimi – Leszkiem Blanikiem i Toma-szem Majewskim. Społeczeń-stwo zaryczało na werdykt, ale – fakt faktem – Polacy wybrali i basta. Może gdyby Blanik ska-kał przez motocykl żużlowy, za-miast konia, a brodaty Majewski rzucał oponami to byłoby ina-czej. Stało się, Małysz abdykuje i wjeżdża Kubicomania. Natomiast w Zielonej Gó-rze plebiscytowych sporów nie było: w sondzie na www.uzetka.pl Grzegorz Walasek został naj-lepszym sportowcem. Brązowy medal DMP na żużlu ma swoją renomę. Pomijając podsumowa-nia 2008 roku, w połowie stycz-

nia ruszył Rajd Dakar w… Ame-ryce Południowej. A tam, mię-dzy innymi, Krzysztof Hołow-czyc, Jacek Czachor i Izabela Szwagrzyk jako pilot w aucie Grzegorza Barana. Jak widać, emancypacja nie ominęła też męskich sportów. I wreszcie, prezentacja bolidu wspomniane-go Kubicy. Rewolucyjny wygląd, dopieszczone opony slicki, nowy kask zwiększający średnie czasy o pół promila sekundy. I – heja! – można jeździć.

Safety Car nie pomaga w mrozy

Kto wie, czy na fali moto-ryzacyjnego szału polskich kibi-ców, zmiany wprowadził MZK?Nowy rozkład jazdy wisi już dwa miesiące, ale najpierw trzeba

było się z nim oswoić (kilka ro-boczogodzin), a potem komen-tować. Nie pod prąd! Po pierw-sze primo – „14” z Wojska Pol-skiego na Wrocławską. Inaczej mówiąc, można poczuć się jak „Hołek” i przejechać się Odcin-kiem Specjalnym: z Campusu B po sweter z polskiej wełny, czy innego materiału. I rychło wró-cić na wykład z filozofii, emisji głosu, gramatyki opisowej et ce-rata. Po drugie primo – nocne jazdy, wzorem wyścigu F1 w Sin-gapurze. Na razie w fazie testów, ale rozumiem już samą ideę. Po wieczornych drinkach można skasować bilet i poczuć przecią-żenia Kubicy, a pobyt w Pit Sto-pie koło monopolowego prze-dłużyć bez obawy o wykręcane

czasy… Mimo dobrych chęci miasta, styczniowe rajdy po Bia-łej Górze (wiadomo, klimat przejściowy) nie były rekordowe. Nawet, gdy już wyjeżdżał Safety Car (pług, a czasem piaskarka) to miał problem z granulowa-niem opon, a tłok jedno zaworo-wy z przełożeniem na panewkę dwuosiową z przejściem na transformator pięciogłowy to już zupełnie zawiódł i wcale nie z winy mechaników. Witam w nowym sezonie MZK1!

Kamil Kwaśniak

JAK STWORZyć IDEALNEGO TRENERA?Mija czas, a zielonogórscy żużlowcy wciąż nie mają trenera. Choć większość kibiców uważa to za osobistą obrazę i wynik nieudolnego działania zarządu,

warto spojrzeć na sprawę inaczej: dlaczego trener nie jest im potrzebny?

Wszyscy wiemy, że żużel to nie piłka nożna. Mimo to, chcemy, żeby w speedwayu wszystko było tak samo - od takich samych ke-vlarów zaczynając, kończąc na znaczeniu w drużynie człowieka nazywanego trenerem.

To nie noga!

Wielu znawców jak man-trę powtarza stwierdzenia, że Walaska z Protasiewiczem nikt teraz nie będzie uczył, jak się skręca w lewo. A od tego właśnie piłkarze mają trenerów - wszyst-ko rozbija się głównie o techni-kę, odpowiednie treningi i przy-gotowanie fizyczne. Piłka nożna, tak jak siatkówka, koszykówka czy piłka ręczna to sporty typo-wo zespołowe - w pojedynkę me-czu się nie wygra. Z żużlem jest inaczej - tu wszyscy są indywidu-alistami. I w tym miejscu poja-

wia się właśnie rola trenera, choć właściwie powinna być to funk-cja menadżera. To właśnie ten człowiek musi dopasować wszystkie części układanki.

Tylko wszechmogący

Zielonogórskie klimaty są jednak specyficzne. Tu mena-dżer musiałby być matką, ojcem, mechanikiem, przyjacielem i te-rapeutą w jednym, inaczej nie będzie miał, w pojęciu kibiców, odpowiedniego kontaktu z za-wodnikiem. Nie umiałby go od-powiednio zmotywować, poroz-mawiać, pocieszyć, pomóc roz-wiązać problemy. Słowem, zro-bić wszystko, żeby zawodnik do-brze jeździł.

Precz z trenerem?

Jest tylko jeden problem -

taki supermenadżer nie istnieje. Ale mógłby. W liczącej ponad 100 tys. mieszkańców Zielonej Górze mamy przynajmniej 100 tys. menadżerów. Nawet dzieci w piaskownicy wiedzą, z którego toru powinien zaczynać jeździć Lindgren i dlaczego w meczu z drużyną X nie powinien być to tor zewnętrzny. Proponuję więc, by klub trenera nie zatrudniał. Przed każdym meczem przepro-wadzi się sondę z następującymi pytaniami: 1. Kto zasłużył by wystar-tować w meczu? 2. W jaki spo-sób powinniśmy zestawić pary (w tym miejscu kilkadziesiąt wa-riantów plus wersja robocza umożliwiająca stworzenie wła-snych par)? 3. Jaki tor powinien być zrobiony na następny mecz i dlaczego nie ma być twardy? Wyniki głosowania były-by odzwierciedleniem woli ludu,

to bowiem dla niego żużlowcy jeżdżą, a skoro kibic płaci, to ki-bic wymaga. Spośród głosują-cych wylosowywanoby jednego człowieka, który w nagrodę nad-zorowałby robienie toru i prze-bywałby z zawodnikami w par-kingu. System sprawiedliwy i opłacalny, bo oprócz tego, że w końcu kibice będą mogli zro-bić więcej, niż wywiesić transpa-rent z napisem „Żądamy zwol-nienia trenera”, to jeszcze takie-mu specjaliście płacić nie trzeba. A za zaoszczędzone pieniądze można będzie zrobić zielone krzesełka na pierwszym łuku, gdzie w glorii chwały i dobrze spełnionego obowiązku zasia-dać będą trenerzy zielonogór-skiego speedwaya.

Weronika Górnicka

NOWy SEZON MZK1Czy na fali motoryzacyjnego szału polskich kibiców, zmiany wprowadził MZK?

www.reklaman.wordpress.com

31LUTY 2009

Page 32: UZetka nr 55 (Luty 2009)

Sprzedaj swój talent!Zielonogórskie Stowarzyszenie Animatorów Kultury „Vaganti” poszukuje talentów.

Poszukujemy do: spektakli, promocji medialnych Dobrych: aktorów, piosenkarzy, kompozytorów, akompaniatorów W tle: majaczą niejakie pieniążki.

Spotkanie: Mrowisko (al. Wojska Polskiego 86), 19.02.2009, s. 2. godz. 19.00.

OGłOSZENIE

UWAGA!!! Na Uniwersytecie brak utalentowanych. Tak przynajmniej mozna wnosić po braku reakcji na anons:

W formularz rejestracyjny wpi-sujemy swoje dane. Dużo da-nych. Upiększamy profil zdjęcia-mi i opisami (hmmm, gdzieś to już widziałam), a jak już nam się znudzi, zaczynamy szukać swo-ich ex. Może się to okazać nieco problematyczne, ponieważ w serwisie zarejestrowanych jest na razie tylko około trzystu osób, ale jeśli się nam poszczęści, bę-dzie wśród nich ta, z która kon-takt chcielibyśmy odświeżyć. Mnie się niestety nie udało, ale nic straconego - mogę przecież

w ramach swojego profilu utwo-rzyć związek. Klikam na „start”, a strona informuje mnie, że „nie mam obecnego związku”. Tym razem trafiła... Zakładam kilka byłych związków. Momentami waham się przy określaniu na przykład ich rodzajów. Do wy-boru jedenaście opcji: od flirtu, przez związek wakacyjny czy platoniczny, aż po małżeństwo. Określam miejsce poznania i czas trwania znajomości. Wpi-suję dane mojego byłego i cze-kam, aż zarejestruje się na por-

talu i potwierdzi, że rzeczywi-ście byliśmy razem. W tym miej-scu zaczynam się zastanawiać, jaki to ma sens? Skoro z kimś się już rozstałam, to raczej nie z my-ślą o tym, żeby kiedyś wracać do stanu poprzedniego. Jeśli nato-miast ta druga osoba w przeszło-ści podziękowała mi za współ-pracę, to może jednak nie chcia-łaby znowu widzieć swojego zdjęcia w zestawieniu z moim. Ostatecznie „co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr”. I właści-wie nie widzę nic zabawnego we

wzajemnym komentowaniu trwających (tych na różowo) i by-łych (w szarawej stylistyce) związków. Budowanie galerii ze zdjęć z byłymi partnerami też wydaje mi się mało radosne, a już najmniej zdrowe. W efekcie powyższych dywagacji powzię-łam decyzję o skasowaniu konta na bylismy-razem.pl... Tylko jak to zrobić?

Alicja [email protected]

ByLIŚCIE RAZEM?Chcesz wiedzieć, jak wygląda najnowsza partnerka Twojego byłego? Czy

jest podobna do Ciebie, czy może grubsza i brzydsza? Chcesz mu pokazać, że chłopak, z którym aktualnie się spotykasz jest bardziej wyjściowy od

niego? Zarejestruj się na stronie www.bylismy-razem.pl...

REKLAMA

LUTY 200932

wszystkim chłopakom życzenia słodkich walentynek przesyłają foczki z Uzetu! ;-)