8
NUMER 6 (30) WARSZAWA, NAKLAD: STRON /2013 CZERWIEC 2013 5000 EGZ. 8 www.czymogepomoc.pl STRONA 1 www.cmp.med.pl www.minuta8.pl www.radiokolor.pl www.dtbj.pl Sponsor Projektu Chmielna Sponsor Projektu Chmielna Sponsor Projektu Chmielna Patron Medialny Partner GAZETA CHMIELNEJ I CAŁEGO ŚRÓDMIEŚCIA fb.com/gazetanachmielnej W TYM NUMERZE TAKŻE: EGZEMPLARZ BEZPŁATNY Prawdziwy warszawiak zna swoje miasto — to moim zdaniem lepsze kryterium oceny, czy jest się warszawiakiem, niż liczba przodków na Powązkach, czy słoików w lodówce po długim weeken- dzie. Oczywiście nie chodzi o znajomość miejsc opisywanych w przewodnikach, lecz tych bardziej „dla wtajemniczo- nych”. Stąd pomysł na poniższą listę. I od razu uwaga to jest subiektywne zestawienie. Prawdziwy warszawiak zna swoje miasto — to moim zdaniem najlepsze kryterium oceny, czy jest się warszawiakiem. 1. Ulica Waliców Pod numerem 14 znajdują się chyba naj- słynniejsze warszawskie ruiny, samo- zwańczy pomnik zburzonej stolicy. Ta one- gdaj piękna kamienica, zaprojektowana i wykonana przez uznany duet Czerwiński i Heppen, jest jednym z najczęściej foto- grafowanych budynków na Woli. Trafiona bombą, ostała się tylko w postaci oficyn. Na jej szczytowej ścianie widnieje jeden z największych warszawskich murali, „Kamien-i-co” autorstwa Wiktora Malino- wskiego. Po przeciwległej stronie ulicy zachowany mur dawnego browaru Junga, z licznymi śladami po kulach, dziś wkom- ponowany w nowy budynek. Trzeba poznać to miejsce, żeby poczuć kli- mat małych przedwojennych fabryk z war- szawskiego śródmieścia. Kamienica i znaj- dujące się za nią zakłady Wittów przetrwały w niezłym stanie. Warto wejść w podwór ko, żeby zobaczyć najmniejszy warszawski skwer, spoglądając ku górze zobaczymy zrekonstruowaną reklamę, częściową pisa- ną cyrylicą. Można tu przy okazji dobrze zjeść w znanej restauracji Mandala. Co jakiś czas wypada zanurzyć stopy w nadwiślański piasek (w wodę już lepiej nie). Najładniejszy widok na Warszawę bę- dzie z praskiej plaży na wysokości ZOO. Jeśli wolicie gwarne miejsca, to obok mos- tu Poniatowskiego, tam gdzie Temat Rzeka się ulokował można wypić drinka i potańczyć. Po lewej stronie Wisły najładniej na dzikich plażach na wysokości Bartyckiej, idealne na dojazd rowerem. To niewielkie osiedle na skraju Bemowa warto zwiedzić, choćby po to, żeby zoba- czyć jak przed wojną planowało się nowe osiedla. W większości drewniane domy z ogrodami stoją wzdłuż wytyczonych roz- sądnie uliczek, szkoła, kościół, pętla tram- wajowa (do której od lat dojeżdża słynna „dwudziestka”, po częściowo jednotorowej linii, jedynej w Warszawie). Pięknie tam o każdej porze roku, i to świetne miejsce na początek wycieczki rowerowej do Puszczy Kampinoskiej. 2. Kamienica Wittów przy ul. Emilii Plater 3. Plaża nadwiślańska 4. Boernerowo Dokończenie na stronie 3 Nadchodz Zapomniany Morysin.. Miejsce, gdzie zatrz ma Ukryte miasto ą wakacje... ł się czas W czerwcowym numerze prezentujemy Wam przeglą ę wybrać: ż do kina plenerowego na Chmielnej na wieczorne seanse ze st rą Warszawą w tle d nieznanych ciekawych miejsc stolicy, gdzie warto si Zapraszamy te w a . y Czytaj na str. Czytaj na str. Czytaj na str. 2 4 7 wstęp wolny! 15 miejsc, które warszawiak musi znać Jarek Zuzga Jarek Zuzga fot. Jarek Zuzga fot. Jarek Zuzga fot. Agnieszka Zuzga fot. Ruiny kamienicy pod numerem 14 przy Waliców Senne uliczki Boernerowa W głębi podwórka fabryki Wittów znajduje się nieoficjalny, najmniejszy warszawski skwer Plaża po praskiej stronie obok mostu Poniatowskiego — jedna z popularniejszych

Gazeta na chmielnej 2013 30

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Czerwcowe wydanie 2013

Citation preview

Page 1: Gazeta na chmielnej 2013 30

NUMER 6 (30) WARSZAWA, NAKŁAD: STRON/2013 CZERWIEC 2013 5000 EGZ. 8

www.czymogepomoc.pl STRONA 1www.cmp.med.pl www.minuta8.pl www.radiokolor.plwww.dtbj.pl

Sponsor Projektu Chmielna Sponsor Projektu Chmielna Sponsor Projektu Chmielna Patron Medialny Partner

G A Z E TA C H M I E L N E J I C A Ł E G O Ś R Ó D M I E Ś C I A

fb.com/gazetanachmielnej

W TYM NUMERZE TAKŻE:

EGZEMPLARZ

BEZPŁATNY

Prawdziwy warszawiak zna swoje miasto— to moim zdaniem lepsze kryteriumoceny, czy jest się warszawiakiem, niżliczba przodków na Powązkach, czysłoików w lodówce po długim weeken-dzie. Oczywiście nie chodzi o znajomośćmiejsc opisywanych w przewodnikach,lecz tych bardziej „dla wtajemniczo-nych”. Stąd pomysł na poniższą listę. I odrazu uwaga — to jest subiektywnezestawienie.

Prawdziwy

warszawiak zna

swoje miasto —

to moim zdaniem

najlepsze kryterium

oceny, czy jest się

warszawiakiem.

1. Ulica Waliców

Pod numerem 14 znajdują się chyba naj-słynniejsze warszawskie ruiny, samo-zwańczy pomnik zburzonej stolicy. Ta one-gdaj piękna kamienica, zaprojektowanai wykonana przez uznany duet Czerwińskii Heppen, jest jednym z najczęściej foto-

grafowanych budynków na Woli. Trafionabombą, ostała się tylko w postaci oficyn.Na jej szczytowej ścianie widnieje jedenz największych warszawskich murali,„Kamien-i-co” autorstwa Wiktora Malino-wskiego. Po przeciwległej stronie ulicyzachowany mur dawnego browaru Junga,z licznymi śladami po kulach, dziś wkom-ponowany w nowy budynek.

Trzeba poznać to miejsce, żeby poczuć kli-mat małych przedwojennych fabryk z war-szawskiego śródmieścia. Kamienica i znaj-dujące się za nią zakłady Wittów przetrwaływ niezłym stanie. Warto wejść w podwórko, żeby zobaczyć najmniejszy warszawskiskwer, spoglądając ku górze zobaczymyzrekonstruowaną reklamę, częściową pisa-ną cyrylicą. Można tu przy okazji dobrzezjeść w znanej restauracji Mandala.

Co jakiś czas wypada zanurzyć stopyw nadwiślański piasek (w wodę już lepiejnie). Najładniejszy widok na Warszawę bę-dzie z praskiej plaży na wysokości ZOO.Jeśli wolicie gwarne miejsca, to obok mos-tu Poniatowskiego, tam gdzie TematRzeka się ulokował — można wypićdrinka i potańczyć. Po lewej stronie Wisłynajładniej na dzikich plażach na wysokościBartyckiej, idealne na dojazd rowerem.

To niewielkie osiedle na skraju Bemowawarto zwiedzić, choćby po to, żeby zoba-czyć jak przed wojną planowało się noweosiedla. W większości drewniane domyz ogrodami stoją wzdłuż wytyczonych roz-sądnie uliczek, szkoła, kościół, pętla tram-wajowa (do której od lat dojeżdża słynna„dwudziestka”, po częściowo jednotorowejlinii, jedynej w Warszawie). Pięknie tamo każdej porze roku, i to świetne miejsce napoczątek wycieczki rowerowej do PuszczyKampinoskiej.

2. Kamienica Wittówprzy ul. Emilii Plater

3. Plaża nadwiślańska

4. Boernerowo

Dokończenie na stronie 3

Nadchodz

ZapomnianyMorysin..

Miejsce, gdziezatrz ma

Ukryte miasto

ąwakacje...

ł się czas

W czerwcowym numerze prezentujemyWam przeglą

ę wybrać:

ż do kina plenerowegona Chmielnej na wieczorne seanse zest rą Warszawą w tle

d nieznanych ciekawychmiejsc stolicy, gdzie warto si

Zapraszamy te

w

a —

.

y

Czytaj na str.

Czytaj na str.

Czytaj na str.

2

4

7

wstęp wolny!

15 miejsc,które warszawiak musi znać

Jarek Zuzga

Jare

kZu

zga

fot.

Jare

kZu

zga

fot.

Jare

kZu

zga

fot.

Agn

iesz

kaZu

zga

fot.

Ruiny kamienicy pod numerem 14 przy Waliców

Senne uliczki Boernerowa

W głębi podwórka fabryki Wittów znajduje sięnieoficjalny, najmniejszy warszawski skwer

Plaża po praskiej stronie obok mostuPoniatowskiego — jedna z popularniejszych

Page 2: Gazeta na chmielnej 2013 30

Makieta i skład: www.minuta8.pl2 STRONA

Zapomniany MorysinZapewne wielu z Was, zapuszczając sięna wycieczki rowerowe lub piesze w oko-lice Jeziora Wilanowskiego natknęło sięna tajemniczą bramę w stylu neogo-tyckim. Fanom niezależnych produkcjifilmowych może ona być także znanaz filmów Zespołu Filmowego „Skurcz”.Ja trafiłam tam pierwszy raz 3 lata temui czar tego miejsca tak mnie ujął, żewracam tam kilka razy do roku. Toniezwykłe miejsce to Morysin.

Trzeba mieć

nadzieję, że Morysin

nie podzieli losu

Gucin Gaju, innego

założenia parko-

wego należącego

do Potockich,

po którym obecnie

nie ma już

właściwie śladu.

To założenie

zasługuje na

większą uwagę

i naprawdę żal

patrzeć, jak

niszczeje kolejny

wartościowy

fragment Warszawy.

Morysin to przedłużenie krajobra-zowe i kompozycyjne Wilanowa, znajdujesię po drugiej stronie Jeziora Wilanow-skiego. Nazwa pochodzi od imienianajmłodszego wnuka ówczesnych właś-cicieli Wilanowa Stanisławostwa Potoc-kich, Maurycego zwanego zdrobnialeMorysiem. Park Morysiński powstałw pierwszej ćwierci XIX wieku kiedy toAleksandra Potocka poleciła las łęgowy,pełniący rolę zwierzyńca, przekształcićw park angielski. Wtedy też wzniesionominiaturowy pałacyk przeznaczony dochwilowych pobytów złożony z piętrowejrotundy na wzór rzymskiej świątyniWesty w Tivoli oraz parterowego aneksu.Teraz ruiny pałacu stoją daleko od wody,ale w ówczesnych czasach można było doniego dopłynąć łódką z Wilanowa. Zaautorów projektu tej budowli uważa sięStanisława Kostkę Potockiego i ChrystianaPiotra Aignera.

Następni właściciele Morysina —Augustostwo Potoccy wzbogacili parkkolejnymi budowlami. Około 1850 rokuzostał zbudowany w jego południowejczęści murowany domek stróża w styluwłoskiego neorenesansu według projektuLanciego, a na wschód od niego drewnianagajówka.

W tych latach wybudowano takżeceglaną, pseudośredniowieczną bramęprojektu Henryka Marconiego, któraozdobiona jest licznymi herbami Potoc-kich (Pilawa) i Lubomirskich (Szreniawa).Jest ona najlepiej zachowanym do naszychczasów elementem Morysina, łatwo doniej trafić ponieważ jest widoczna z ulicyVogla.

Całość romantycznego parku w Mo-rysinie wraz z jego historycznym wypo-sażeniem architektoniczno-rzeźbiarskimprzetrwała szczęśliwie do czasów II wojnyświatowej. Dopiero w latach 1939-1944park został mocno zapuszczony, zdewas-towany, a pałacyk wraz z domkiem stróżapopadł w ruinę. W ramach przeprowa-dzonej po wojnie reformy rolnej terenzostał włączony do zespołu pałacowo-ogrodowego Wilanowa, a tym samymznalazł się w gestii Oddziału Muzeum

Narodowego w Warszawie, tereny wokółpałacu z neogotycką bramą ceglanąprzekazane zostały pod zarząd RolniczegoZakładu Doświadczalnego. Powstałyliczne plany rewitalizacji i ponownegozagospodarowania tego terenu, którezakładały oprócz przywrócenia krajobra-zowego parku angielskiego z przezna-czeniem go na wypoczynek bierny,wykorzystanie cypla w rozwidleniuJeziora Wilanowskiego na wypoczynekczynny (miały powstać m.in. przystanie

kajakowe, kąpieliska, ogródki działkowe).W 1973 roku Morysin został wpisany dorejestru zabytków województwa war-szawskiego. Rozpoczęte w 1990 roku pracerewaloryzacyjne w Morysinie, podjęteprzez Zarząd Ochrony i KonserwacjiZespołów Pałacowo-Ogrodowych Muze-um Narodowego w Warszawie, zostaływ następnym roku przerwane z powodupodjęcia przez spadkobierców, byłychwłaścicieli Wilanowa, działań prawnych,mających na celu odzyskanie dawnejwłasności. Obecnie pozostałości Morysinapopadają w coraz większą ruinę i służąjedynie amatorom trunków wyskoko-wych. Co prawda kilka lat temu ruinymorysińskie zostały zabezpieczoneblachą, ale na tym jakiekolwiek działaniana rzecz ochrony tych zabytków sięskończyły. Wielka szkoda, bo to założeniezasługuje na większą uwagę i naprawdężal patrzeć, jak niszczeje kolejny wartoś-ciowy fragment Warszawy. Trzeba miećtylko nadzieję, że Morysin nie podzielilosu Gucin Gaju, innego założeniaparkowego należącego do Potockich, poktórym obecnie nie ma już właściwieśladu.

Tekst powstał w oparciu o książkę

„Wilanów” Wojciecha Fijałowskiego oraz

serwis sztuka.netB

arte

kW

asile

wsk

ifo

t.

W.K

aspr

zyck

i,źr

ódło

:Woj

ciec

hFi

jało

wsk

i—fo

t.„W

ilanó

w”

źród

ło:W

ojci

ech

Fija

łow

ski—

fot.

„Wila

w”

Bar

tek

Was

ilew

ski

fot.

Iza Kieszek

Pałacyk z rotundą w Morysinie — 1833 r.

Brama neogotycka — stan sprzed 1939 r.

Brama neogotycka — stan obecny

Pałacyk — stan obecny

Page 3: Gazeta na chmielnej 2013 30

3STRONAwww.czymogepomoc.pl

15 miejsc,które warszawiak musi znać

5. Resztki tramwajowena Bródnie

6. Bazar Olimpia

7. Ulica Profesorska

8. Przystanek kolejowyWarszawa Stadion

9. Forty Bema

10. Odolany

11. Ukryty mural Społem

12. Elizeum

13. Ekspozycja Dużych Rzeźbna Woli

14. Pasaż Italia

15. Morysin

Dokończenie ze strony 1

Na krótkim odcinku ul. Piotra Wysockiegozachował się fragment torów tramwajo-wych, którymi przed wojną można byłodojechać bez przesiadek na daleką Wolę.Kursował tu tramwaj numer 21, zwany„oczkiem”. Ale to nie wszystko — mamy tuteż zrekonstruowany, jedyny w Warszawieprzedwojenny słup przystankowy, a naoryginalnych słupach trakcyjnych znajdująsię ślady po kulach — zaznaczone farbą.W tej z pozoru mało turystycznej okolicymożna często spotkać wycieczki zwie-dzające tę pozostałość po rozległej sieciprzedwojennych tramwajów.

Chyba jedyny bazar w stolicy, na którymmożna kupić jeden but lub używane wałkido włosów, zjeść sytą grochówkę w cenie2 zł i w międzyczasie ostrzyc się u fryzjera,którego zakład to krzesełko pod drzewem,nożyczki i wątpliwej świeżości ręcznik. Naj-ciekawsza część bazaru znajduje się w pół-nocno-wschodnim narożniku, tam groma-dzą się handlarze dosłownie wszystkiego,a głównie tzw. starzyzny. W przeciwień-stwie do drogiego i trochę snobistycznegobazaru na Kole, tutaj ceny są niskie,a targowanie się — obowiązkowe. Żebypoczuć klimat bazaru najlepiej stawić sięz samego rana, koło godz. 7.00, w niedzielę.I warto założyć błotoodporne buty.

Łatwo nie zauważyć tej krótkiej uliczkiodchodzącej od Myśliwieckiej w dół skar-py, bo wchodzi się na nią przez furtkę. Alejak już się wejdzie, zwłaszcza latem, gdywokół dużo zieleni, poczujemy się jak conajmniej w Lizbonie. Wąskie schodki, wo-kół przepiękne stare wille, po środku coś

jakby placyk, wylegujące się na murachpółdzikie koty — w Warszawie takichmiejsc po prostu nie ma. Jeszcze małakawiarenka by się przydała.

Perełka wśród warszawskich obiektówkolejowych. Zaprojektowany ze smakiemprzez Arseniusza Romanowicza i PiotraSzymaniaka, wyremontowany z okazji mi-strzostw Euro 2012, pokazał, że jak chce-my, to możemy mieć ładny, czysty i fajnydworzec, którego nie powstydziłaby siężadna europejska stolica. I nawet do twa-rzy mu z tym wielkim, pustym parkingiemprzed stadionem, można docenić całe jegopiękno jak na wystawie w muzeum.

Taki trochę inny świat — dziwne, podobnedo dworków domy, ni to zamieszkane, nito opuszczone, niektóre spalone, resztkisportowych obiektów, wtopione w dzikązieleń, a pośród nich oczywiście zabudo-wania fortyfikacyjne, ceglane, mroczne,wilgotne. Od jakiegoś czasu w jednymz nich mieści się galeria forty-forty, w któ-rej swoje prace prezentują artyści „street-artowi”, możemy tu zobaczyć słynnekoronki miejskie artystki tworzącej podpseudonimem NeSpoon — to m.in. jejprace ozdobiły ostatnio posadzki DworcaCentralnego.

Cały ten rejon wart jest odwiedzenia,szczególnie przez miłośników klimatówkolejowych. Tutaj znajduje się lokomoty-

wownia Odolany, rzeźba-instalacja z wóz-ka kolejowego na małym rondku przyul. Potrzebnej, czy smutna, acz cennapamiątka II Wojny Światowej — szubie-nica, na której Niemcy wieszali warsza-wskich kolejarzy. Okolicę najlepiejzwiedzać rowerem.

Jeden z kilku ostatnich, wciąż widocznychmurali-reklam z czasów PRL. Namalo-wany był tak, żeby było go widać od stronywyburzonej pierzei ul. Pańskiej, ale odkiedy wybudowano tam nowe budynki,widać go tylko z podwórka przy Śliskiejpod numerem 54. Trzeba wejść do końcai spojrzeć w lewo lub prawo.

Lochy pod parkiem przy ul. Książęcej, natyłach Muzeum Wojska Polskiego. Wyko-pał je Kazimierz Poniatowski, brat królaStanisława, celem uprawiania tam — ogól-nie mówiąc — rozrywki. Te ceglane pod-ziemia są coraz częściej otwierane dlapubliczności, z okazji różnych miejskichimprez, i choć trudno tam dłużej wysie-dzieć, bo wilgoć przenika do kości, to razpójść trzeba. Żeby potem wiedzieć do cze-go prowadzą te tajemnicze drzwi w skar-pie, nieopodal jeziorka.

Tak nazywa się galeria rzeźb ustawionawzdłuż ul. Kasprzaka. Są to instalacje,będące onegdaj ozdobą Biennale Rzeźbyw Metalu (1968 r.), które artyści wykonali

używając stalowych odpadów z okolicz-nych fabryk, co wpisywało się w ówczesnytrend sztuki tworzonej przez i dla klasypracującej. Czasy się zmieniły, ale ekspo-zycja trwa, co jakiś czas jest nawet odświe-żana i wygląda całkiem fajnie.

Ukryty w podwórku między Chmielnąa Nowym Światem, nadal jest mało znany,choć to samo centrum miasta. Założonyw latach 20. XX wieku przez LussianęFrassati, pełnił — jak to pasaż - funkcjehandlowe, były tu sklepy, kawiarnie. Dziśniestety raczej odstrasza zapachem, choćwciąż tkwi w nim duży potencjał. Z uwagina interesujące świetliki w dachu jest chęt-nie wykorzystywany przez fotografówjako tło do zdjęć.

Tajemniczy romantyczny park, leżącyw Wilanowie, nieopodal pałacu, choć nieodwiedzany tak często jak jego bogatszysąsiad. Należał do Potockich, potem doBranickich, od czasów wojny popadaw coraz większą ruinę. Do terenu sąroszczenia, sprawa jest nieuregulowana,więc póki co każdy może tam wejść, co madobre i złe strony. Piękne to miejsce napiknik, ale niestety wandale też zrobiliswoje. Warto odwiedzić i zobaczyć jakprzyroda wchłania ceglane ruiny.

Jare

kZu

zga

fot.

Jare

kZu

zga

fot.

Jare

kZu

zga

fot.

Jare

kZu

zga

fot.

Jare

kZu

zga

fot.

Kar

olin

aM

arci

nkow

ska

fot.

Fragment bródnowskiej szyny tramwajowejzatopionej w przedwojennym bruku

Jedna z rzeźb stojących wzdłuż ul. Kasprzaka

Jare

kZu

zga

fot.

Jare

kZu

zga

fot.

Jare

kZu

zga

fot.

Bar

tek

Was

ilew

ski

fot.

Jare

kZu

zga

fot.

Kolejowa rzeźba na rondku przy ul. Potrzebnej

Ukryty w podwórku mural — reklama Społem

Zapomniany, ale wciąż intrygujący pasaż Italia

Ruiny i zieleń - czyli Morysin

W podziemiach Elizeum

Furtka, którą się wchodzi na uliczkę Profesorską

Fragment budynku dworca Warszawa-Stadion

Fragment budynku dworca Warszawa-Stadion

Bibeloty ze stoiska na Olimpii

Page 4: Gazeta na chmielnej 2013 30

Makieta i skład: www.minuta8.pl4 STRONA

„Właściwie do tego baru przychodzi się

dla ludzi, aby poczuć ducha epoki, prze-

konać się, że typy w stylu Kruszyny,

Merynosa czy opowiadań Nowakow-

skiego naprawdę istniały i ich tradycja

jest podtrzymywana przez kolejne

pokolenia” — pisze o Barze Kawowymjedna z internautek.

Jeśli ktoś chce zobaczyć, jak wyglądabar z prawdziwego zdarzenia, powinientu koniecznie zajrzeć. Przyciemnioneświatło, miodowe boazerie, duże oknaz firanami w tygrysie wzorki, okrągłestoliki, na nich obrusy i koniecznie żywekwiaty— żółte tulipany, goździki. W tlesączy się sentymentalna muzyczka, zabarem sympatyczne panie barmanki —ciepłe i serdeczne niczym ciocie. Wokółsłychać gwary, radosne rozmowy, śmie-chy, a gdzieniegdzie szepty. Jak za starychdobrych czasów — można rzec. Takw skrócie można zdefiniować Bar Kawo-wy mieszczący się tuż obok Metra RatuszArsenał przy ruchliwej trasie W-Z, potocz-nie nazywany Barem przy Kaśce.

Właścicielką baru jest Maria Rogozińska.

mówipani Maria

Pierwszy dzień „na swoim” pamiętadokładniewspomina

Nazwa Bar Kawowyistnieje od samego początku czyli od '67roku. Serwowano tu jak sama nazwawskazuje głównie kawę, ale nastąpił takimoment, że kawy brakło… —

— c z y t a m y n agastronauci.pl.

Bar Kawowy przy Kaśce to jednoz nielicznych miejsc w Warszawie, którymudało się przetrwać. Tu czas nie pędzi.Wpada się tu raczej dla PRL-owskiegoklimatu. Atmosfera jest wyjątkowa,szczególnie wieczorami. Wystrój trzymasię epoki, wszystko w kolorze PRL. Nawetneon na Barze z dawnych lat. W latach 60-tych takich barów powstało mnóstwo, aleniewiele z nich przetrwało próbę czasu.W mieście możemy jeszcze zajść doPiotrusia na Krakowskim Przedmieściu,Paragrafu naprzeciw sądów przy al. Soli-darności , Agatki na Bielanach czy do Bajki.Gdzieś po drodze przepadły ChatkaPuchatka, Poziomka, Grażynka oraz Jaśi Małgosia, po którym został już tylko neonw Muzeum Neonów.

— śpiewali o barze Sokół i Ponoz Kapelą Czerniakowską i tu też nakręciliteledysk. To dzięki piosence „Poczekalniadusz” o Barze Kawowym robiło się głośno.

wspomina pani Maria

dodaje z uśmiechem. Jedni nazywają tomiejsce poczekalnią dusz (jak w piosence),dla innych to akwarium, bo zamiast ściansą duże okna. Dla artystów było miejscemwernisaży, spotkań towarzyskich. Swojąostatnią wystawę zrobił tu znany w oko-

licy malarz Edward Krasiński.

wspomina pani Maria

Do stałych bywalców należał teżinny artysta profesor Jerzy Tchórzewski,który mieszkał tuż obok.

W menu barowym duży wybór. Oprócznapojów ciepłych jest piwo, wódka i wino— oczywiście w kilku gatunkach. Serwo-wane są dania gorące — flaczki, fasolka pobretońsku, jajecznica, parówki, a dlasmakoszy słodyczy pełen wybór ciastek.Wśród nich oczywiście nie mogłozabraknąć słynnej wuzetki, niegdyś naj-popularniejszego ciastka w mieście.

(nazwa najprawdopodobniej zaczerpniętaod trasy W-Z),

mówi pani Maria

Opinie na temat baru są bardzo pochlebne.Trudno znaleźć osobę, która nie mówiłabyciepło o tym miejscu. W czym tkwi sekret?Pani Maria twierdzi, że to zasługa atmo-sfery, goście dobrze się tu czują, jakw domu, a to jest najważniejsze. Chętnie tuwracają, polecają to miejsce.

zapewnia właścicielkabaru

pisze na gastronauci.pl Parabelka

Ktośinny pisze równie ciepło aż łezka się w okukręci:

W tle sączy się

sentymentalna

muzyczka, za barem

sympatyczne panie

barmanki — ciepłe

i serdeczne niczym

ciocie.

Tu czas nie pędzi.

Wpada się tu raczej

dla PRL-owskiego

klimatu. Atmosfera

jest wyjątkowa,

szczególnie

wieczorami.

Bar nieczynny — kawy brak

Poczuć ducha epoki

Poczekalnia dusz

Na wuzetkę do akwarium

Fenomen baru

— Od ponad dwudziestu lat prowadzę ten bar,

ale pracuję w nim znacznie dłużej —

— Wcześniej byłam ajentem

Społem, bo kiedyś to miejsce było w ich

użytkowaniu. Później odkryłam, że to nie

własność Społem, więc znalazłam właściciela,

nawiązałam z nim umowę i pracuję tu do dziś.

— To był 4 września 1990 roku —

— niby wszystko tak samo, bo

kontynuowałam pracę, ale jednak inaczej, bo na

własny rachunek. Niewiele tutaj zmieniłam,

tylko firanki powiesiłam w oknach, bo dzięki

temu jest przytulniej.

Pamiętam, że

zanim objęłam lokal w latach gdzie żywność

była na kartki mieliśmy problemy z kawą. Bar

był wtedy często zamykany. Na drzwiach

wieszaliśmy kartkę z napisem BAR NIE-

CZYNNY — KAWY BRAK. To było dość

zabawne, bo to przecież był bar kawowy.

Dlatego, kiedy przejmowałam lokal sąsiedzi

bardzo się ucieszyli, że znowu będzie można

napić się prawdziwej, mocnej kawy.

Lokal—kapsuła czasu. Dosłownie cały PRL.

Kawa parzona w szklankach, herbata z cytryną

i piwo. Lokal po południu zapełnia się panami

po 40-s tce . Normą są konwersac j e

z n i e z n a j o m y m i ”

To poczekalnia, gdzie wchodzisz, by zabić

czas, to przechowalnia, którą zaliczył każdy

z nas”

Kiedyś przyszedł tu pewien młodzieniec —

— nie zrozumiał

chyba tekstu piosenki, bo zadzwonił do kogoś

i mówi, że jest w poczekalni dusz. Ja mu

tłumaczę, że ten teledysk miał inny charakter,

że taki był styl starych, warszawskich kawiarni

— Mieszkał

w sąsiednim bloku na jedenastym piętrze —

— U nas zrobił swoje

pożegnanie i zaprosił swoich gości na pierogi.

Nawet mamy tu jego zdjęcie, jak stoi przed

barem.

— Dawniej Warszawa miała ciastko Wuzetkę

dobre czekoladowe ciasto z bitą

śmietaną — — Teraz

mamy Zygmuntówkę, która nie cieszy się aż

takim powodzeniem. U nas Wuzetka jest

zawsze, bo gościom smakuje i jest symbolem

dawnych lat. Dawniej zamawiałam ją w znanej

cukierni za Wisłą w „Filipince”, ale niestety

została zamknięta. Tam były najlepsze wuzetki

w mieście.

Znamy naszych

stałych klientów —

— Wiemy co zamawiają, gdzie siadają.

Mamy tu takie zabawne towarzystwo, które

często wieczorem przychodzi, są śpiewy,

zabawy. Ludzie ciepło o nas mówią.

Uwielbiam klimat barów kawowych —

— Tylko

w takich miejscach kawa ma prawdziwy smak

i zapach. To pewnie przez to,że podawana ze

standardowych ekspresów. Tylko w takich

miejscach spotyka się te same twarze i wia-

domo, że pan w marynarce w kratkę siada

zawsze przy stoliku z lewej, a pani, która

zawsze wpada na ciastko siada przy oknie.

I tylko żal innych miejsc: nieistniejącej Poziom-

ki, Jasia i Małgosi, gdzie wpadało się na gorącą

czekoladę i jeszcze pewnie paru innych.

Do Kaśki zaglądam z sentymentu od

czasu do czasu na piwo lub kawę. Uwielbiam to

poczucie zatrzymania w czasie i przestrzeni,

w czym pomaga niewątpliwie klasyczny

wystrój z chłodnią dumnie prezentującą desery

dnia. Przesympatyczna obsługa, dobre piwo i

mocna kawa, dla zgłodniałych polecam fasolkę

po bretońsku. Ceny równie sympatyczne, jak

powyższe elementy wystroju. Miejsce

cudowne!

Byłem tam ze znajomymi. Gwarno było.

Publika jak zwykle wymieszana. Panowie

w wieku mocno średnim, studenci, taksiarze

i emeryci. Do tego my słowem tygiel stałych

bywalców. Około 20.00 niemal wszystkie

stoliki zajęte. Pliska i stołeczny brzeg po

dziewiątaku, piwo bodaj siedem, cola cztery

złote. W obsłudze trzy panie w różnym wieku.

Niech Kaśka trwa i opiera się zmianom!

Miejsce, gdzie zatrzymał się czas Aneta Grabowska

Bar kawowy przy Al. Solidarności

Page 5: Gazeta na chmielnej 2013 30

5STRONAwww.czymogepomoc.pl

RECENCJA KULINARNA

trzyposilkidziennie.blogspot.com Marcin Wojtasik

W poszukiwaniu smaku

fot.

zar

chiw

umZa

piex

yLu

xuso

we

/fb.

com

Jeżeli chcieć by wskazać na typowopolskie uliczne jedzenie, pierwsze skoja-rzenie jest jedno: zapiekanka. Jak do tegodoszło, że podłużna bułka z serem, nie-wielką ilością pieczarek i keczupemzrobiła nad Wisłą taką karierę jesttajemnicą czekającą na swoich odkryw-ców. Faktem jest, że ten powstaływ schyłkowej fazie Peerelu przysmakprzetrwał inwazję wielkich sieci fastfood, pizzerii, kebabów i dalej ma siędobrze.

Anne Applebaum-

–Sikorska

wspomina, że kiedy

w roku 1988 po raz

pierwszy przy-

jechała do Polski

zapiekanka była

jedną z niewielu

rzeczy, którą można

było w naszym kraju

zjeść na mieście.

Smak PeereluLegenda powraca

Anne Applebaum, między innymi autorkawydanej niedawno w Stanach książkio kuchni polskiej, wspomina, że kiedyw roku 1988 po raz pierwszy przyjechałado Polski zapiekanka (w jej transkrypcjiza-pyeh-KAN-kah) była jedną z niewielurzeczy, którą można było w naszym krajuzjeść na mieście i traktuje to jako oznakędna, jakie osiągnęła wówczas polskagastronomia, a następnie opisuje jakwspaniale się z tego dna podnosi. Terewolucyjne zmiany, o których pisze,widać faktycznie na każdym kroku —

możliwości zaspokojenia szybkiego głoduna mieście jest coraz więcej i są corazbardziej wyrafinowane, a jednak zapie-kanka wciąż ma liczne grono fanów.Jedyne co się zmieniło, to to, że w obliczutakiej konkurencji zapiekankowi przed-siębiorcy muszą postawić nie tylko najakość, ale także na oryginalność i charak-ter. To znaczy oczywiście można kon-kurować ceną i wielu, jeśli nie większość,tak właśnie robi. Będąc ostatnio służbowow Piotrkowie Trybunalskim skusiłem sięna dworcu na taką niskobudżetową (3,5 zł,innych nie było) zapiekankę, która okazałasię tak ohydna, że nie tylko wyplułempierwszy kęs, ale jeszcze dokładniewypłukałem sobie po nim usta. I niestetytakich miejsc jest więcej i skuteczniepodtrzymują one złą opinię o zapiekance.Żeby trafić na dobrą zapiekankę trzebamieć sprawdzone miejsce o ustalonejrenomie. Na Chmielnej był kiedyś takipunkt, na parterze Kamienicy Jabłkow-skich, gdzie dawali najlepsze zapiekankiw Warszawie, ale nie wytrzymał presjirynku, przez co nie możemy się w poch-

walić taką ciągłością tradycji jak np.legendarne zapiekanki z krakowskiegoKazimierza. A nawiązań do tradycjizapiekanki bardzo marketingowo potrze-bują, bo bez niej są zwykłą bułą z serem,która przegrywa na starcie z oferowanymiw tej samej cenie kebabami czy kanapkamiz Subwaya.

Dlatego otwierając lokal z zapiekankamiZapiexy Luxusowe na ulicy Widok jegotwórcy słusznie postąpili stylizując go naczasy, gdy zapiekanki rządziły światem.Wprawdzie w swym zamyśle posunęli sięmoże trochę zbyt daleko ozdabiającwnętrze gadżetami pamiętającymi czasy,kiedy o takiej kapitalistycznej fanaberii jakzapiekanki nikt w Polsce Ludowej niesłyszał, ale potraktujmy to jako licentiapoetica. Aha i jeszcze ta miło zagadującado klientów pani, która ma udawaćpeerelowską bufetową może przekonaćtylko młodszych klientów, którzy nie

pamiętają, że w późnym Peerelu nikt niebył miły, jeśli stał za ladą. W zasadziejedyną naprawdę pasującą do lat osiem-dziesiątych rzeczą jest oranżada w typo-wych butelkach, to znaczy byłaby nią,gdyby nie to, że jest zimna z lodówki, a nieciepła prosto ze skrzynki. Co do samychzapiekanek, to też nie przypominają tychz czasów Jaruzelskiego, bo są duże, dużona nich wszystkiego, można sobie dowol-nie wybierać dodatki, a różnych sosów jestcały stolik, w tym keczupy chyba pięciuróżnych firm i moja ulubiona duńskaremulada, klient sam sobie polewa zapie-kankę czym chce. Cena podstawowejzapiekanki to 8 zł, z dodatkami takimi jaknp. kiełbasa i pomidory („robotnicza”),czy już zupełnie kapitalistycznie oliwkii feta 12 zł. Można też dobierać kompozycjęsamemu. Czynne codziennie do 23,a w soboty do oporu.

Zapiexy Luxusowe

Widok 19

Powrót zapiekanki

Dwie osoby, które jako pierwsze odpowiedzą na zadanie konkursowe otrzymają

na dowolny wybrany seans w Kinie Atlantic.

Pytanie konkursowe brzmi:

Odpowiedzi przesyłajcie na adres e-mail: [email protected]ójne bilety

e , L. ?W jakim nowym filmie, pokazywanym ostatnio w kini Atlantic gra Di Caprio

UWAGA! KONKURS

Czerwiec w kinie Atlantic to kolejne zna-komite premiery, także polskich produk-cji. Tegoroczne wakacje dla kinomania-ków rozpoczynają się bardzo ciekawie!

Polskie kino goni zagraniczne wzorcei coraz bardziej wyłamuje się z konwencjikomedii romantycznych lub rozdzierają-cych dramatów. Tak właśnie dzieje sięw przypadku obrazu „Dziewczyna z sza-fy”, który w nietuzinkowy sposób ukazuje

relację trójki samotników. Reżyser filmu,Bodo Kox, funduje odbiorcom mnóstwoemocji, począwszy od humoru, poprzeznostalgię i refleksję, a skończywszy na…efektach specjalnych. Dochodzi do tegonietypowa i znakomicie zagrana rolaWojciecha Mecwaldowskiego, któregowcześniej kojarzyliśmy raczej z mniej lubbardziej lubianych komedii. Brzmi cieka-wie? Ten seans będzie dla widzów pas-mem niespodzianek!

Dla miłośników światowego kinarównież szykują się ciekawe premiery,między innymi reklamowany od dawna„Człowiek ze stali” oraz naszpikowanyefektami specjalnymi obraz „Iluzja”.Zapraszamy!

Wszelkie informacje i szczegóły dotyczące

seansów znajdą Państwo na stronie

www.kinoatlantic.pl.

Filmowy czerwiec DA

Zapiexy Luxusowe pewnego majowego wieczora

Page 6: Gazeta na chmielnej 2013 30

6 STRONA Makieta i skład: www.minuta8.pl

ZDROWIE:

26 maja 2013 roku będzie dniem nie-zapomnianym aż dla 14 podopiecznychFundacji. Pomimo złych warunkówatmosferycznych o godzinie 18.00 na sce-nie w Parku Miejskim w Piasecznie sta-wili się wszyscy najważniejsi goście tegowydarzenia: podopieczni Fundacji i ichrodzice, sponsorzy marzeń i gwiazdy.

W tym roku Fundacja CMP — „CzyMogę Pomóc?” po raz pierwszy brała udziałw Pikniku Rodzinnym jako współorgani-zator, było to duże wyzwanie i cieszy nasfakt, że wszystko się udało, a na twarzachnaszych podopiecznych zagościł uśmiech.

Pierwsze spełnione marzenie to pre-zenty dla braci Mioduszewskich: Antosia,

Kubusia i Mateusza. Najstarszy z bracimarzył o hulajnodze, a jego młodszerodzeństwo o domku do zabawy w ogro-dzie. Marzenie chłopców udało się zrea-lizować dzięki wsparciu sponsorów:firmie Decathlon, Diagnosis, Brykaczeoraz Agencji Kreatywnej Okuba. Marzeniechłopców spełnił na scenie bokserKrzysztof „Diablo” Włodarczyk.

Kolejnymi marzycielami tego wie-czoru byli 4-letni Marcin i 5-letnia PaulinkaPacuszka oraz 11-letnia Basia Bagarro.Marcin i Paulina marzyli o hulajnodzei drewnianej huśtawce, marzenie to udałosię zrealizować dzięki firmie Decathlon,Brykacze i Allianz. Dzięki wsparciu LeroyMerlin uda się również wyremontować

pokój, w którym mieszkają dzieci. Basiamarzyła o lace Barbie, biżuterii i okularach,marzenie Basi spełnił na scenie aktorMichał Tomala i przedstawicielka salonuoptycznego ProOptica.

5-letnia Ola Jurek marzyła o aparaciefotograficznym, to marzenie na scenie tegowieczoru spełniła drużyna Futbolu Ame-rykańskiego Warsaw Eagles. Wraz z dru-żyną na scenie pojawił się prezes CentrumMedycznego CMP Paweł Walicki i zara-zem główny fundator Fundacji — dziękiniemu spełniło się marzenie 11–letniegoŁukasza Maliszewskiego. Chłopiec marzyło PSP z kartą pamięci i grą. RestauracjaGościniec Oycowizna ufundowała prezentdla 2,5-letniej Nathali Rzeszutek, dziew-czynka marzyła o huśtawce domowej —kokonie.

Rodzeństwo Lichockich 8-letnia Pau-linka oraz 11-letni Sebastian marzyli o pias-kownicy i tu po raz kolejny swoje wielkieserce okazała firma Brykacze. Sebastianmarzył również o grach planszowych,które ufundował Hotel Desilva Piaseczno.

Marzenie rocznej Marlenki Łaszczycyspełniło się dzięki firmie Peugeot LionMotors, na scenie przedstawiciel firmywręczył prezent — pchacz. Dzięki niemuMarlenka już niedługo zacznie stawiaćswoje pierwsze kroki.

Dla Kubusia Jarzyńskiego–Zduńczykspełnieniem marzeń był turystyczny kojec,marzenie spełnione zostało przez przy-jaciela Fundacji — firmę ASA.

Kubuś Kowalski — główny bohatertegorocznego pikniku, marzył o domku dozabawy w ogrodzie, tu kolejny raz pomo-gła firma Brykacze.

Dzięki hojności uczestników piknikui pomocy wspaniałych wolontariuszy, któ-rzy dzielnie zbierali pieniądze dla Kubusiaudało nam się zebrać kwotę 2345,06 zł napodstawie decyzji nr 42/2013 z dnia18.04.2013 roku. Nieoceniony wkładw zbiórkę wniosła także PowiatowaBiblioteka Publiczna pod kierownictwemPani Danuty Kalugii oraz Gimnazjum nr 1oraz Gimnazjum nr 2 a także Zespół SzkółRolniczych Centrum Kształcenia Usta-wicznego w Piasecznie.

W tym dniu nie zapomnieliśmyrównież o mamach naszych podopiecz-nych. Przyjaciel naszej Fundacji, firma DaxCosmetics z okazji ich święta przy-gotowała drobne upominki.

Pamiętajmy:

www.czymogepomoc.pl

Tak łatwo zostać

aniołem.

Wieczór spełnionych marzeń podopiecznychFundacji CMP – „Czy Mogę Pomóc?” już za nami…

NUMER 30 / CZERWIEC 2013

Page 7: Gazeta na chmielnej 2013 30

7STRONAwww.czymogepomoc.pl

RECENCJA KSIĄŻKOWA

ksiazkizbojeckie.blox.pl Danuta Awolusi

Czytelnia

Marek Edelman to wielka postać, którąkojarzymy najczęściej ze szkoły średniej.Była taka lektura, „Zdążyć przez PanemBogiem”. Rozmyła się już w naszej pa-mięci, a to zazwyczaj jedyna pamiątka poprzywódcy powstania w Getcie… Możnato jednak zmienić. Witold Bereś orazKrzysztof Burnetko prezentują wyjąt-kową książkę zatytułowaną „MarekEdelman. Życie. Do końca”. Prawdziwekompendium wiedzy i świadectwoważnych czasów…

Każdy człowiek ma swoją historię.Można by ją spisać, rok po roku, rozdziałza rozdziałem. Jednak nie każdy przeżyłtak wiele i dał z siebie tak dużo, jak MarekEdelman. Właśnie dlatego poświęcona muksiążka to nie tylko opowieść o wojnie,kryzysach i byciu lekarzem. To świa-dectwo człowieczeństwa, portret osoby,która nigdy się nie poddała i pozostaławierna swoim przekonaniom.

Marek Edelman przykuwa uwagę.Jest na pierwszym planie, ważniejszy od

wydarzeń, o których opowiada. Frapujeswoją niełatwą, złożoną osobowością.W rozmowie z autorami wydaje się byćbezkompromisowy, szorstki, czasemzniecierpliwiony. Nie boi się odważnych,szczerych odpowiedzi. Mówi co myśli,nawet jeżeli nie będzie się to komuśpodobało. A kiedy ktoś chce go oceniać,

protestuje bez zażenowania. I słusznie,w końcu całe jego życie otrzymujemypodane na tacy, tak łatwo dać się zwieśćwrażeniu, że w związku z tym o Edelma-nie wiemy już wszystko. A to nieprawda.Nawet siedemset stron tekstu nie opiszetak ważnego i barwnego człowieka.

Książka Beresia i Burnetko to potężnadawka wiedzy, opinii i przemyśleń. Napi-sana bardzo rzetelnie, stanowi doskonałeźródło informacji zarówno na temat Edel-

mana, jak i czasów, w których przyszło mużyć. On sam opowiada o wielu aspektachtego życia. Mówi nawet o patriotyzmie,przytaczając ciekawą deficjencję: „To jestmieszkanie, w którym się żyje, dom, przedktórym stoi drzewo albo nie stoi, podwór-ko. I piątka czy dziesiątka przyjaciół. Tojest ojczyzna”. Mocne słowa z ust kogoś,kto musiał tę teorię wykorzystać w prak-tyce bardziej niż ktokolwiek z nas.Edelman przedstawiony przez dwójkępisarzy zaskakuje, daje do myślenia,czasem szokuje. Jest plastyczny, silny,dopuszczony do głosu, nieuładzony.

Dzięki tego typu publikacjom MarekEdelman znów jest wśród nas, a pamięćo nim nie zaginie. To jednak nie tylkomisja, pisać o kimś takim. To po prostukawał dobrej literatury, który przyswajasię z satysfakcją i zdumieniem. W końcużycie pisze najciekawsze scenariusze, cza-sem tragiczne i przytłaczające, ale z pers-pektywy czasu zawsze ciekawe i ważne.

Marek Edelman

przykuwa uwagę.

Jest na pierwszym

planie, ważniejszy

od wydarzeń,

o których opowiada.

Edelman znów wśród nas

Każde duże miasto ma swoje sekrety,miejsca schowane, o których mało ktowie, dostępu do których strzegą siły natu-ry: ziemia, wody, a czasem nawet dzikielwy. Są to zazwyczaj relikty dawnegożycia miasta, jego archeologia i mitologia.

Zakopana historia Tunele i rzeki

Nie tylko podziemia

Oczywiście najczęściej tajemnice takieskrywa ziemia. Jest to efekt procesu,w którym kolejne pokolenia warstwa zawarstwą zakrywają to, co pozostało popoprzednich, stawiając nowe domy nafundamentach i ruinach starych. NaBliskim Wschodzie, w miejscach gdziepowstały pierwsze miasta świata tenawarstwienia po tysiącleciach ciągłegozasiedlenia stworzyły wyróżniające sięw krajobrazie wzgórza zwane po arabskutell (ten człon funkcjonuje w wielunazwach stanowisk archeologicznych jaknp. eksplorowane przez polski zespółbadawczy Tell Quaramel w Syrii, gdzieodkryto pozostałości po najstarszych naświecie domach). W Warszawie z takąsytuacją mamy do czynienia na Mura-nowie, gdzie zbudowane po wojnie domystoją na wzniesieniach usypanychz gruzów dawnej dzielnicy żydowskiej.

Ziemia skrywa również pamięćbudowania w dół. Kanały, cysterny,katakumby, schrony, zapomniane tuneleznajdziemy w każdym europejskim mieś-cie, jeśli będziemy wiedzieli gdzie szukać.Nie brakuje ich też w Warszawie. Legendaotacza przede wszystkim kanały, którymiprzedzierali się powstańcy. Znamy je prze-de wszystkim z filmu Wajdy, w MuzeumPowstania można przejść odtworzonym

fragmentem takiego kanału. Są jednak pas-jonaci, którzy naprawdę potrafią zejść podziemię śladami powstańców, choć to oczy-wiście niebezpieczne hobby. Wyczyny tychchłopaków można zobaczyć na ich blogupenetratorscavengerteam.blogspot.com

Inną warszawską podziemną legendą jestmetro. Eksperymentalne odcinki tunelimetra głębokiego z lat pięćdziesiątych naTargówku Fabrycznym oraz wielkakomora rozjazdowa koło wiaduktu kolejo-wego przy Radzymińskiej są w większościdostępne, choć nieudostępnione dozwiedzania. Odcinki tuneli w rejonie placuTeatralnego, Dworca Gdańskiego, ulicyPanieńskiej, skrzyżowania Marszałkow-skiej i Nowogrodzkiej i Dworca Wileń-skiego zalane są wodą. Nurkowie, którzykilka lat temu zeszli do takiego zalanegotunelu pod Dworcem Wileńskim zobaczylifantastyczny przypominający dno oceanupejzaż porzuconych sprzętów i wyras-tających z sufitów korzeni drzew. Bylijedynymi, którym dane było to oglądać nawłasne oczy. Potem tunele te zostaływypełnione masą z betonu i popiołów.

Równie niedostępne są płynące podWarszawą podziemne rzeki. W czasach,gdy te tereny porastały puszcze były tootwarte cieki, które stopniowo byłyregulowane a następnie kanalizowanealbo po prostu zasypywane. Pod ziemięzeszły w ten sposób rzeczułki jak Drna(ujście tam gdzie dziś jest Cytadela),Pólkowka (Żoliborz), Rudawka (obecniepod Trasą AK), Bełcząca (z ulicy Bagnospływała przez Nowe Miasto), Sadurka

(ostatnią jej pozostałością na powierzchnijest Potok Służewiecki), Żurawka (tamgdzie dziś ulica Książęca), Jordan (tamgdzie dziś Bednarska) Wąski i SzerokiDunaj (zostały po nich nazwy ulic naStarówce) i wreszcie Tamka gdzie w pod-ziemnych wodach pływa legendarna złotakaczka.

Woda sączy się pod ziemią przezpiaski pod łukowatymi ceglanymi skle-pieniami warszawskich Filtrów Lindleya,a niezwykła akcja artystyczna, któraprzeprowadził japoński artysta TadashiKawamata doprowadziła do odsłonięciapodziemnej ceglanej cysterny koło ZamkuUjazdowskiego. Kto wie ile jeszcze takichobiektów skrywa ziemia.

Sama woda również bywa tym, co skrywaprzed naszymi oczami przeszłość. Kiedylatem zeszłego roku woda w Wiśle opadłado rekordowo niskiego poziomu obokmostu Poniatowskiego ukazały się pozo-

stałości dwóch stojących tu przedtemmostów a niżej, na wysokości Żoliborzaopadająca woda osłoniła jeszcze starszezabytki: zrabowane przez Szwedóww czasie Potopu rzeźby z Zamku Kró-lewskiego, które prawdopodobnie zato-nęły tu wraz z barką, na której próbowanoje spławić w dół Wisły.

Zdarzają się też sytuacje, gdy jakaśsekretna komnata znajduje się praktycznena wyciągnięcie ręki. Wszyscy pewniekojarzą charakterystyczną kopułę z betonui szklanych świetlików na wybiegu lwóww warszawskim ZOO, ale mało kto wie żeto sufit nieużywanego od dziesiątek latwybiegu, na którym pokazywano tresurę(czy też, jak wtedy mówiono, obłaska-wianie) lwów. W czasie wojny ówczesnydyrektor ZOO Jan Żabiński ukrywałw tych podziemiach, jak również w piw-nicach swojej willi żydowskie rodziny,a po wojnie miejsce zostało praktyczniezapomniane i dziś na wpół zalane jestwodą, a wejść można tam tylko przy okazjirzadko organizowanych przez ZOOwycieczek.

Ukryte miasto Marcin Wojtasik

Mar

cin

Woj

tasi

kfo

t.

Page 8: Gazeta na chmielnej 2013 30

Makieta i skład: www.minuta8.pl8 STRONA

NUMER 30 / CZERWIEC 2013

Homo idioticus, czyli gdzie się podziały tamte zagadki?Futuryści nie pozostawiają nam wielkich nadziei. Już w roku 2030 zdolność rozumowania komputerów wedle prognoz ma osiągnąćpoziom rozumowania ludzi. Skoro maszyny zdobędą ostatni przyczółek ludzkości, czyli możliwość myślenia, w czym zdołamy sięod nich odróżnić?

Filmy science fiction z happy endem źle się sprzedają, lubimy raczej te wszystkie przerażające wizje końca świata złożonego z robotów.Co innego, gdy chodzi o życie typu na serio. Specjaliści od pomiaru inteligencji, którzy dawno już odrzucili niemiarodajne testy IQi sprawdzają nasz potencjał, mierząc czas reakcji na bodziec wzrokowy, zaobserwowali niedawno, że w XIX wieku czas ten wynosiłok. 180 ms, a dziś wzrósł do ok 260 ms.

Co to oznacza? Globalny spadek ilorazu inteligencji. Coraz bardziej, na przekór wynalazkom nowoczesności, daje o sobie znać i oddalanas od mędrców starożytnej Grecji. Tendencja do głupienia ma wielki potencjał rozwojowy w dużej mierze dlatego, że nie każdy jużmusi koncypować, jak przetrwać. Dżungla jest oswojona przez nieskończone łańcuchy instrukcji i aplikacji ze wskazówkami. Folołersinaśladują trendsetterów, nasze kciuki wodzą za kursorami, a mózgi podążają ścieżkami przetartymi przez procesory. Bombardowaniwiadomościami tracimy zdolność koncentracji i twórczego rozwiązywanie problemów. Gubimy umiejętność łączenia faktów i informacji.W natłoku równoległych bodźców umysłom brakuje zagadek do rozwiązania.

Czy osadzeni w świecie wirtualnym staniemy się pozbawionymi inteligencji, także tej emocjonalnej, transludźmi, którzy wierząw wirtualny, czyli niewidzialny świat? Skądże znowu. Wiara w świat, którego nie możemy zobaczyć to nic nowego. Od zawszewierzyliśmy w rzeczy, których nie dało się dotknąć. O co więc chodzi z tym spadkiem ilorazu? O prędkość i deficyt zagadek. O to, żeszybciej już dostajemy odpowiedzi, niż zdążymy zadać pytania. Nie mamy więc powodu, by ćwiczyć nasz coraz bardziej zbadany, corazbardziej rozpoznawalny mięsień, który kiedyś nie miał sobie równych, a teraz czuje dyszący na plecach oddech swojego elektronicznegokonkurenta. Dlatego aaa…aktualnie zagadki za wszelką cenę kupię i Wam też polecam.

Ula Ryciak

Pisarka i scenarzystka. Autorka

dwóch powieści (Taniec ptaka, 2006,

Clitoris erectus, 2004) oraz wielu

opowiadań i tekstów podróżniczych, publikowanych

m.in. w Gazecie Wyborczej, w licznych miesięcznikach

kulturalnych i portalach internetowych. Realizuje

kampanie społeczne, tworzy akcje interaktywne oraz

instalacje przestrzenne.

Urodziła się w Warszawie, ale odczuwa przynależność

do różnych miejsc na Ziemi.

www.ularyciak.bloog.pl

FELIETON ULI RYCIAK Tropem podglądacza REDAKCJA:

Adres redakcji:

Redaktor naczelna:

Promocja/reklama:

Koordynator www:

Wydawca:

ISSN 2083-2524,

Nakład: 5000 egz.

00-021 Warszawa,

ul. Chmielna 21 lok. 22B,

Marta Jabłkowska,

Aneta Grzegrzółka 500 662 391,

Damian Woźniak,

Fundacja CMP — Czy mogę pomóc?,

Projekt współfinansowanyprzez Miasto Stołeczne Warszawę

Dzielnicę Śródmieście

O autografach w antykwariacie Kwadryga Przemysław Pawlakgdziebylec.pl

Kilka lat temu przed fasadą TeatruWielkiego w Warszawie stały wielo-piętrowe rusztowania. Miały w sobie cośpociągającego, jakiś niepowtarzalnytupet, bezczelność, z którą nie tylko stałyna placu, lecz właziły całą swą stalowąkonstrukcją w dwudziestokilkuletniemózgi, rozgorączkowane sobotnią, letniąnocą. Nie można było się im oprzeć... Nawysokości kilku pięter uświadomiłemsobie, że nie dam rady przed przyjazdempolicji dotrzeć do gigantycznej Kwadrygi— rydwanu Apollina, wieńczącegoportyk teatru od 2002 r.

Od tej chwili szukałem w Warszawieinnej, bardziej dostępnej Kwadrygi.Trafiłem na nią przypadkiem. Przez bramępięknie zachowanej kamienicy przyWilczej 29A dostrzegłem szyld. Przyzywałz taką samą siłą, jak rzeźba z TeatruWielkiego. Z sutereny tylnej oficynypromieniowała energia wielu pokoleń.Antykwariat ukryty w tym podwórzu,zapraszał mnie czarem, mocą i gościn-nością wszystkich zgromadzonych w nimistnień poszczególnych, panien z Wilka,chłopców z Placu Broni i urwipołciówz Bullerbyn. Już przy trzepaku uważnyprzybysz mógł wyczuć unoszące się kłębywspomnień z Maripozy, Mortefontaine,z nieludzkiej ziemi i znad Zatoki SanFrancisco.

Gdy po raz pierwszy wszedłem,a raczej zszedłem do środka, pomyślałem,że przydałyby się rusztowania sprzedteatru. Na regałach, w szafach, kartonach,na stołach i ułożone w stosach, piętrzyłysię po sufit albumy, książki, zeszyty,

pocztówki i klasery, grafiki i plakaty...Oprawne w skórę lub półskórek, szytei klejone, z ambitną grafiką na obwolucielub tłoczonym, dziewiętnastowiecznymtytułem. Skarby, marzenia, ukochanibohaterowie i podziwiani autorzy, pisa-rze, poetki, nobliści i nikomu prawienieznani lub dekady temu zapomniani,niemodni literaci. Ale prawdziwe skarbyodkryłem wewnątrz książek...

W nieodległych czasach człowiekpretendujący do miana kulturalnego,musiał czytać — oprócz oczywiście gazeti czasopism — nie tylko klasyczną, uznanąprzed wiekami literaturę, lektury szkolne,ale i nowości wydawnicze, od romansu pokrytykę teatralną. Książki więc ukazywałysię i sprzedawały w nakładach kilku-dziesięciotysięcznych. W zasadzie nieksiążki, a ich kolejne wydania, bo wydańczytelnicy żądali wciąż nowych i nowych.Powszechnym zjawiskiem były kolejki,listy społeczne przechowywane w księgar-niach, subskrypcje na powieści, sagi,wydania dzieł zebranych, biografie,monografie miast, słowniki i encyklo-pedie. Nie do wiary! — krzyknie przed-stawiciel większości Polaków, któraw ubiegłym roku nie przeczytała anijednego dzieła. Tak było, pamiętają toi potwierdzą nie tylko najstarsi i nadgrobem stojący...

Przy tak dużych nakładach można bysię spodziewać, że było obojętne, czyji kiedy wydany egzemplarz trafi w naszeręce. Otóż nie! Po pierwsze, zmiennenasilenie cenzury, szczególnie w PRL,powodowało, że treść i dobór tekstów

literackich był zupełnie inny np. w 1953i 1957 r. Czasem dzięki badaniomliterackim, ujawnianiu lub odkrywaniuukrywanych lub zaginionych rękopisów,okazywało się, że tekst dramatu czypowieści rozrastał się w kolejnychwydaniach o dodatkowe zdania, rozdzia-ły, a nawet równoległe wersje wydarzeń.Jednak tym, co od wieków najsilniejnaznaczało egzemplarz jakiejkolwiekpublikacji, były dedykacje, autografy,ekslibrisy i wpisy własnościowe.

We wspomnianych już, nieodległychprzecież czasach, pożądanym prezentemna poziomie był nie bon pieniężny dowykorzystania w składzie z bielizną, leczksiążka, album, tomik poezji, najlepiejz kilkoma słowami skreślonymi na karcieprzedtytułowej lub tytułowej. Dedykacjeodautorskie mogły być podziękowaniemza wyrazy uznania lub wręcz czytel-niczych hołdów, albo też próbą nakło-nienia do lektury dzieła, które w innymrazie nie doczekałoby się zainteresowania.Autografy składano na egzemplarzachpodsuwanych przez rozhisteryzowanepensjonarki i stare panny pokroju paradnejTereni z powieści „Nad Niemnem”.Soczyste dedykacje kapały z dziełpodarowanych kochankom, zwłaszczatym tajemnym, niemożliwym i zakaza-nym, jak lord Alfred Douglas, fatalny celuczuć Oscara Wilde’a, czy tragiczniezmarły Józio Rajnfeld, zostawiony napastwę okupacyjnego losu przez nie dośćw nim zakochanego Jana Lechonia.

W Kwadrydze, jako szanującym sięantykwariacie, znalazłem specjalny dział

autografów. Na amatora czeka niemieckiewydanie „Blaszanego bębenka” z zama-szystym podpisem Güntera Grassa, „Jadącdo Babadag” z hieroglifem własno-ręcznym Andrzeja Stasiuka, wpisy StefanaChwina, Agnieszki Osieckiej, Józefa Hena.Wierni Klienci mogą znaleźć autografySkamandrytów: Iwaszkiewicza, Słonim-skiego, Wierzyńskiego, Tuwima...

Największą satysfakcję mam wtedy,gdy na niepozornej półce, w jeszczebardziej niepozornej książeczce, znajdęniezauważony wcześniej przez antykwa-riuszy i kolekcjonerów cymes, w rodzajupodpisu Izy Żeleńskiej, właścicielkinajsłynniejszej polskiej pracowni witraży,bratowej Boya, w Tetmajera „Końcuepopei” z 1917 r., za jedyne 20 zł. Ponieważgentlemani nie rozmawiają o pieniądzach,wspomnę tylko, że omawiane wyżej cackasą świetną lokatą kapitału, nie tylkoWitkacowskie dedyki, ale również wpisyinnych — wschodzących i gasnącychgwiazd.