56
JANUSZ ŁOZOWSKI KWANTOLOGIA STOSOWANA 2 opowiastki filozoficzno-fizyczne dla dzieci dużych i małych copyright © 2015 by Janusz Łozowski wszelkie prawa zastrzeżone ISBN 978-83-932050-4-2 [email protected] 1

Kwantologia stosowana 2

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Kwantologia stosowana 2

JANUSZ ŁOZOWSKI

KWANTOLOGIA STOSOWANA 2

opowiastki filozoficzno-fizyczne dla dzieci dużych i małych

copyright © 2015 by Janusz Łozowskiwszelkie prawa zastrzeżoneISBN [email protected]

1

Page 2: Kwantologia stosowana 2

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 2.1 – 4 %.

Przed nami same znaki zapytania, można by powiedzieć. Co może tak do końca faktem prawdziwym nie jest, tylko że od czegoś trzeba było w rozmowie zacząć, sami rozumiecie.Naszła mnie, widzicie, taka chwila, że telewizyjny ekran sobie na czas jakiś uruchomiłem. Rozumiecie, są na świecie przeróżne stany zboczone, no i pośród nich ekranowy. Żeby nie było, często w takie rejony nie zbaczam, rzadko mi się to przytrafia, można powiedzieć – ale, wiecie, bywa. Ogólnie przewidywalnym bytem jestem, tylko po zrównoważone emocjonalnie informacje na co dzień sięgam, ale bywa, tak od czasu do czasu, że sobie pudełko z obrazkami uruchomię, co by, rozumiecie, zobaczyć naocznie takie nienormalnością ociekające konstrukty bytowe. I w ogóle.

I, wiecie, chyba tym razem tak to się zadziało, że na szczęśliwą i niezwykłą chwilę nadawczą trafiłem, bo audycja o rozumie była. No, tak było, sami pojmujecie, że dziw telewizyjnie niezwykły. Takowa jedna pani, profesorka jej chyba było, długo, bo chyba z minutę, a może i ciut więcej, na ekranie gadała. O tym rozumie, rozumiecie, gadała. Że taki, że owaki, rozumiecie – że generalnie rozumny. Ale jedno w tej przemowie mnie trafiło, informacja padła, że naukowe w swoich pomiarach ustaliły - że to, co rozum unosi w górę, czyli ta cała nasza biologiczność genowo znaczona, że to jeno kilka procent z całościowych stu. Że, mówiąc inaczej, jak posumować genowe znaki w komórkowym świecie, takie jakoś tam przeniknięte logiką naukową, to z tego rozpoznane jest procentowo 4. Może i dwa, w szczegółach jasne to nie było. Że tego jest kilka z procentowej całości.Rozumiecie? Naukowi ponatrudzali się, namęczyli za miliardy monet, a wiedzy z tego tyle, że zysk 4 %. Może i nie taki mały, banki aż tak dochodowe nie są, ale, przyznacie, dużo to nie jest. Na obecny czas badawczy cztery procent uzysku z badania wszelkiego i ogólnie – to jakoś mało się prezentuje.

Tylko, widzicie, nie to mnie w tej pogadance z ekranu trafiło jako specjalnie, dziś cztery procent z całości wiemy, jutro będzie coś więcej, tak to przecież się dzieje. Ale sama wartość liczbowa tak mnie szturchnęła, coś mnie, widzicie, w tej czwórce tknęło. Jakbym to już gdzieś słyszał. Albo i czytał. U mnie to jest tak, że pamięć mam dobrą. Jak coś w nią wpadnie, to później kołacze się i kołacze. Ale, widać, dawnym czasem czytać to musiałem, bo kołatanie bardzo słabe było. Zawziąłem się, ważne się to mi wydawało, głęboko ze wszystkim powiązane.

No i przypominałem sobie, dokopałem się informacji. Takie, wiecie, skojarzenie mnie naszło, że czytałem kiedyś tam takiego grafomana w tekście internetowym, no i to było to. Ja tam, rozumiecie, takie coś grafomańskiego na kilometr i kilobajt zauważam, zdanie poznam, i już wiem. Dla mnie słowo przeczytać, a już wiem, że to z własnym

2

Page 3: Kwantologia stosowana 2

językiem ojczystym nie miało styczności nawet poprzez ścianę, już o interpunkcji i ortografii nie wspominając, bo to poziom jedynie dla eksperta. Sami zresztą wiecie... No i tak to sobie przypomnieć przypomniałem, jakiś Łozowski czy inny ski to był, pies go trącał po całości i detalicznie. Ale, rozumiecie, na tej stronie, com się z trudem wgryzając był ją przeczytał, taka tam wiadomość też była. Czyli, że to się wszystko na kilka, na cztery słownie i dokładnie jednostek - że to tak wystaje ponad powierzchnię i że to jakoś tam naukowo widać w ocenie rzeczywistości. To, rozumiecie, napisane tak było, że człowiek aż się przekręcał w sobie przy lekturze, nudy okropne, flaki z olejem, i to kilka razy przetrawione, ale osobnik był to napisał, sprawę trzema mu oddać. A nawet był pokazał w licznych przykładach, że to szerzej tak się prezentuje. Że gdzie w okolice się nie zerknie, to i zawsze można uwagą swoją wyłuskać cztery procent z całości.

No bo sami zauważcie i pomyślcie, płynie sobie górka lodu oceanem w dal i w czasie, i teraz pytanko: ile tego widać? Na jaki procent to z otchłani wodnej wystaje? A co, cztery procent. Prawda, co do konkretnej wartości liczbowej nie warto się czepiać, jedynka w tę lub druga stronę, to marność zliczeniowa, o zasadę chodzi: że to w takiej minimalnej proporcji do całego elementu ponad powierzchnię wystaje i daje się postrzegać naukowo czy dowolnie. Ale, tak to ja już sobie dopowiadam, najpewniej w każdym przypadku, jakby tak się szczegółami w zliczaniu zając, że to zawsze jest cztery procent z tej całości. Takie, rozumiecie, przeczucie naukowo podszyte mam i się z wami nim dzielę. Coś mi się tak umysłowo po głowie snuje, że to właśnie tak zawsze jest, było i będzie.Ale co tam góra lodowa, to banał przykładowy, pospolitość w każdym telewizorze co rusz widoczna. A przecież i inne zobrazowania tenże "ski" podawał, ciekawe, nie powiem. Dajmy na to, jak się zjadamy. Rozumiecie? Przecie to tak idzie, co sobie na lekcjach biologii każdy uświadamiał, że jest piramidalne ułożenie kolejki w zjadaniu. Podstawa, rozumiecie, szeroka, ale z drobnicy, a później, w górę idąc, większe cielska, ale coraz mniej liczne w sobie jednostkami. Aż, rozumiecie, po szczyt szczytów, aż po naszą wiecznie głodną czeredę. Albo przypadek szczególnie widoczny, sam się od razu w analizie tu narzuca: wszechświatowość materialnie rozjaśniona. Wypisz wymaluj i przelicz, a cztery procent z całości widać. Tak się tym naukowi zadziwiają, tak liczą, tak się z tym dziwacznym wynikiem obnoszą i nad nim debatują, co by może to jaki błąd pomiarowy był, że aż się patrzeć na to nie chce. Co pomierzą całość, to im wychodzi, że się tylko cztery jednostkowe procenty ze stu koniecznych przyrządowo i jakoś pokazują - a reszta, co z resztą? Czym ta resztkowość jest i dlaczego ona taka niepoznawalna? Pytają, pytają, lata już nad tym debatują, a kroku nie zrobili. Prawda, poetykietowali to sobie na przeróżne słowne abstrakcje, obłaskawili umysłowo, ale treści nic a nic nie sięgają, myśl hipotetyczną snują gęstą a liczną, ale się o krok dalej w analizach nie przemieścili. Sami zresztą wiecie.

Po kolejne, to samo widzenie nasze codzienne warto tu podkreślić w jego stopniowalnym zachodzeniu. Zauważcie, że z całej poświaty, co

3

Page 4: Kwantologia stosowana 2

to w zmysłowy kanał wzrokowy wpada, z wszelkich punktowych a mocno mnogich faktów świetlnych, które się w zmysł oczny dostają, z tego niewielki procent przechodzi do kolejnego etapu obróbkowego. Nic w tym dziwnego, to laboratoryjni już dawno wyliczyli, to poziomami i stopniowo się dzieje. Jeden się fakt zakończy i zaczyna kolejny. A ten już mniej niesie jednostek, i coraz mniej. A to nie koniec ani finał tej procedury, dalsze obrabianie takiego sygnału znów się w mózgu tak samo dzieje. Aż do pojedynczego elementu tak idzie, sam szczyt się pojawia i jarzy dla osobnika. Ale że to podbudowane tak wielokrotnie jest, to on zupełnie tego nie widzi. Rejestruje fakt na powierzchni, ten najjaśniejszy, a przecież to ta ciemność jest tu najważniejsza, ta zakryta i nieoznaczona – bo to te poziomy są podstawą piramidy, szczyt tylko punktem na szczycie. Rozumiecie?

A dalej, wzajemne relacje między warstwami materii, relacja fotonów do elektronów. Albo głębiej, elektronów i atomów, atomów i komórek biologicznych, cieleśnie biologicznej podbudowy do komórek mózgu, neuronalnych. Co, jest podobnie? Baza i nadbudowa są wobec siebie w proporcji, co? Relacje między ciałem-nosicielem i umysłem, coś w pomierzonym na oczy się rzuca?Jeszcze dalej, świadomość. Znacie te bzdurne bo bzdurne, jednak z jakiś obserwacji wynikające ustalenia, że mózg pracuje na zakresie niewielkim, a cała reszta to ugór i nadmiarowość, która zupełnie w całości nie wiedzieć po co się znajduje. Przypadek? Tak to sobie w przyrodzie się ułożyło samo z siebie?

Sami widzicie, sprawa robi się ciekawa, wspomniane znaki zapytania wszędzie po świecie ustawia i w zbiór ogólny zestawia. No bo skoro tak różne elementy rzeczywistości wobec siebie tak są ułożone, że z przeliczonej całości jedynie kilka, najpewniej zawsze na cztery elementy to widać - to widać z tego, że coś to prezentuje.No bo, rozumiecie, jeżeli po jednej stronie rozumowania zestawić w tabelce stan maksymalny, czyli wszechświatowość policzalną, a też po drugiej, po maksymalnie drugiej umysłowość mózgową naszą – i w obu przypadkach, a też wszelkich pośrednich, proporcja się stała w tym zestawieniu pojawia, to coś się w tym musi pokazywać. - Musowo musi się w tym coś ukrywać istotnego informacyjnie. I nawet takie coś, że będą o takim w serwisach dziennikowych gadać telewizyjni. Bo przecież to czysta losowość oraz przypadkowość nie jest – nie może być.

Fakt i prawda, naukowi zawsze w pierwszym swoim spojrzeniu kierują oprzyrządowanie na to, co się z tła wybija, co włazi samą swoją tą widoczną jasnością wizualną w pomierzenie. A resztę, która układa się w tło, to mają za dodatek. A czasami i za śmieć. Dla nich się to tylko liczy, co wyraźne i oczywiste. Ale, zauważcie, jak to się w lata robi, jak badanie za badaniem idzie, jak możliwości sprzętu się podnoszą na wyższy poziom, a konkretne badanie coraz głębiej w rzeczywistość się zanurza, to wcześniej bezładne i bezsensowne tło się ważnym okazuje, elementy małe i mniejsze wchodzą w poznawanie i tworzą zależności. No i piramida się z tego robi, taka, wiecie, góra lodowa poznania. Co było szczytem wszystkiego i najlepiej się pokazujące, to takim

4

Page 5: Kwantologia stosowana 2

pozostaje, tylko proporcje w obrazie mocno, i jeszcze mocniej się zmieniają. Na koniec się okazuje, że wszystko ze wszystkim gdzieś tam na dnie nieoznaczonym a ciemnym się lokuje i łączy, że jedność wszędzie się panoszy.

Powiem wam nawet więcej, tak to sobie bowiem kombinuję, że zasada "czterech procent" nie tylko w zakresie materialnym się prezentuje w takiej wartości, ale wszędzie i we wszystkim. Na uwadze głównie teraz nasz wewnętrzny poziom umysłowy mam, relację między jedynką myślenia, czyli faktem abstrakcyjnym, a jego fizyczną podbudową. I tu przecież tak samo musi być. Coś się w kupkę fizycznie musi jako tako zebrać, połączyć, no i dopiero na tym, albo w tym, użytkownik dopatrzy się, odczuje pojęcie, czy inne słowo dowolne. To nie może tak się w mózgowiu toczyć, że jest porcja byle jaka i na tym, czy w tym, się abstrakcyjna wartość objawiła, to nie tak pójdzie. Jak w całości jest stałość i proporcja, to i tutaj musowo podobnie się to ułoży.I jeszcze więcej, reguła "góry lodowej" będzie również w zakresie pojęciowym się objawiać, już tylko symbolicznym - bo jak wszędzie, to wszędzie. Czyli wytworzy jedno słowne nazwanie świata osobniczy byt i nim świadomie obraca, jednak w głębinie, gdzieś w zakamarkach pojmowania, unoszone to jest, obudowane to jest znaczeniami na 96 procent. Widać jakoś, obróbce jakoś tam prowadzonej podlegają jeno cztery jednostki z całości, a reszta pozostaje skryta w mrokach. I niedotykalna w analizie prowadzonej od wewnątrz. - Reszta to fakty dopełniające, które kiedyś w przeszłości musiały zaistnieć, żeby w teraz unosić, podbudowywać na/w poziomie świadomości abstrakcyjnie chwilowy konstrukt. Ciemne, podprogowe fakty są konieczne, tylko w obserwacji nie występują. Stawiam orzechy przeciwko wartościom, że tak to jest.

Co ja będę was przekonywał, sami przecież widzicie, że wszystko w takie szczytowanie się układa. Szczyt jest zawsze jeden i punktowy – to oczywista oczywistość, którą oczywistość pogania. Tylko że, i to weźcie sobie pod uwagę oraz rozwagę, że ten widoczny z daleka i ostro szczyt, że ten najwyżej położony fakt dziejowy, który przez to tak prosto i łatwo się rzuca w wszelakie badanie, że to daleko nie wszystko. - Mocno daleko nie wszystko.

Prawda, zauważcie i to, bo to istotne w tym zrozumieniu, że takiej "podstawy" piramidalnej już dawno może nie być, ona się gdzieś tam w przeszłości osobnika badanego znajduje, ale ona jest koniecznym w opisie dopełnieniem tej bytowej konstrukcji, bez niej nigdy nic z mechaniki jej odmian nie zrozumiecie. Nawet jak tylko goły sobie fakt obserwujecie, to musicie mieć świadomość, że tak naprawdę to dalekie i głębokie zjawisko postrzegacie, że ono poprzez czas, ale i przestrzeń połączone jest ze wszystkim. A tylko teraz i tu jakoś w lokalności się pokazuje. Szczyt tego faktu jest tutaj, ale jego najważniejsze dopełnienie zawsze i wszędzie – rozumiecie?W badaniu fizyką napędzanym, w takim poznawaniu zawsze i musowo w przyrządzie czy w uważności badawczej może się jednostka mieścić, i to zrozumiałe. Ale jeżeli badający tego nie dopełni faktami, co to je wyprodukuje logicznie, poprzez wszelkie stany świata, jeżeli

5

Page 6: Kwantologia stosowana 2

tego wielopoziomowego świata nie dołoży do tej cząstki, to ani jej nie zrozumie, ani świata – ani siebie na dokładkę. Rozumiecie? Bo w głębokim ujęciu "punktu", elementu rzeczywistości nie ma, zawsze jest zbiór, który się prezentuje w obserwacji jako "jedynka". Ale to "szczyt" na fali, wierzchołek piramidy dziejowej, złożenie oraz złudzenie. Tylko tak – tylko tak. I zawsze jest to, zauważcie, małość wobec całości, którą trzeba w analizie uwzględnić, bardzo niewielki procent z całości, który w obserwacji jest wszystkim – ale który logicznie jest dalece, mocno i jeszcze mocniej nie wszystkim. Naukowi coś oglądają i mierzą sobie jakimś tam zmyślnym sposobem, ustalają zależności między faktami - a to jedynie wierzchołek góry lodowej, a to zawsze niewielka część z całej a koniecznej piramidy. Rozumiecie?

Widać wszystko - prawda. I niczego więcej nie ma - prawda. Zawsze jest tylko to, co udaje się zaobserwować i ponazywać - prawda. Ale to dalece nie wszystko. I to też jest prawdą. Fizyk, czy jakiś inny tam naukowy osobnik, ma do zbadania tylko to "widoczne", tylko tym się może zajmować, to sens jego działania. - Jednak musi mieć rozeznanie, że to nie wszystko. Dlatego, jeżeli w swoim badaniu ograniczy się do jakoś widocznego, to będzie w takim czynie jako ten, co to usiadł na szczycie góry i twierdzi, że poza tym miejscem niczego więcej nie ma. Nie wie w tej swojej pysze, a też i słabowitym widzeniu, że jest wielkie i wspaniałe "otoczenie" owej "góry", że ta góra ma dopełnienie w dół i w bok. Oraz że jest kolejna góra, i dalsze. Nie wie, że jest głębia łącząca gdzieś tam na dole wszystkie góry możliwe, że to dokonuje się poprzez czas i przestrzeń i podpowierzchniowo. Nie wie, że stanowi to jedność tu i teraz, ale i wszelako. - Nie wie, że absolutnie wszelkie "góry", poprzez ich logiczną jedność, można w takom pogłębionym spojrzeniu ujrzeć w przemianie nieskończono-wiecznej.Widzi wszystko. Tylko że to punkt, wierzchołek Wszystkiego...

Kiedy byt popatrujący w taki sposób nie spojrzy na rzeczywistość, jeżeli tej wielopoziomowej łączności nie uwzględni w swoim obrazie - będzie niczym ślepiec w jaskini, który coś tam widzi i opowiada o bycie otaczającym, ale jakże mało z wszystkiego potrafi dojrzeć, jakże to niewiele z całości. - Widzi "4 %", a resztę pomija.Rozumiecie?

Widać zawsze "punkt". Ale to zawsze jednostka w zbiorze.

6

Page 7: Kwantologia stosowana 2

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 2.2 – Świadomość, ja.

Data... Miejscowość... Niepotrzebne skreślić...NOTATKA SŁUŻBOWATemat: Odpowiedź na zapytanie.Autor: Świadomość – ja.Adresat: Wszystkie działy i oddziały.Forma: Okólnik.Sporządzono w jednym egzemplarzu, do użytku wewnętrznego.

W nawiązaniu do pisma służbowego z poprzedniego okresu działania i rozliczeniowego, które dotarło na poziom centralny jako zapytanie działu interpretacji, ale które powstało w porozumieniu z działami zmysłów oraz działu archiwizacji, kierownictwo, świadomość – czyli ja – postanowiło sporządzić niniejszą notatkę. I kieruje ją, jako wyjaśnienie, do wszystkich działów.

Z uwagi na istotność zagadnień poruszonych we wzmiankowanym wyżej zapytaniu – z uwagi na to, że udzielane odpowiedzi mogą przyczynić się do lepszej pracy całego układu osobowościowego, czyli może się w konsekwencji zrealizować nasza lepsza wydolność, zapadała decyzja i tu jest realizowana, żeby treść pisma udostępnić wszystkim, i to w formie okólnika. Z zaleceniem do zapoznania. Jednocześnie świadomość – jednocześnie informuję, że prawdopodobnie jest to jedno z kilku podobnych pism, ponieważ również zostało już podjęte okolicznościowe zobowiązanie, że ma to być cykl, w którym z różnym natężeniem czasowym będzie realizowana akcja objaśniającai informująca. Oczywiście wszystko na miarę potrzeb i możliwości. Zapewne nie muszę dodawać, że świadomość, czyli ja, jest zarzucona przeróżnymi tematami i nie zawsze występują sprzyjające warunki do tego rodzaju czynów. Jednak w zamyśle kierownictwa jest to istotne i na tyle potrzebne, że powinno być kontynuowane.Zainteresowanych treścią zapytania, które legło u podstaw obecnej notatki informuję, że pełna jego treść znajduje się w załączniku i tam odsyłam w razie wątpliwości.

Odpowiedź na pytanie numer jeden.Wbrew zawartej w pytaniu sugestii, poziom świadomości nie podlega już rozszerzeniu – i nie może podlegać. To wynika wprost ze stanu świata, z praw natury. To stan zastany i jedynie możliwy. I nigdy nie ulegnie zmianie.Kierownictwo zakłada, że pytanie nie jest powodowane złą wolą, ale wzięło się z niedoinformowania. - Dlatego i stąd tutejsze obszerne wyjaśnienie tematyczne.Przede wszystkim trzeba pytającym uzmysłowić, i to jako fakt ważny i zasadniczy, że poziom świadomości jest krańcowym, maksymalnym w zmianie. W ujęciu ogólnym i obrazującym zagadnienie, ten poziom w swoich przebiegach można podzielić na dwa poziomy - ściśle ze sobą

7

Page 8: Kwantologia stosowana 2

współpracujących i wzajemnie zależnych. Pierwszy to tak zwany rytm strumienia świadomości – a drugi to sama świadomość, punktowa, już do niczego więcej sprowadzalna chwila "teraz" – moje ja. Czyli ja po prostu. Rozumiem, że powyższe wymaga poszerzenia, że tego tak zostawić nie można. Teoretycznie znający temat mogą to objaśnienie opuścić, ale zaleca się zapoznanie z nim i zawartą tu argumentacją. Ma to ważne konsekwencje dla dalszego toku rozumowania o naszym bycie, tak jako ciała, tak jako umysłu – tak jako integralnej całości.

Sugestia zawarta w pytaniu, a właściwie, prawdę mówiąc, złośliwość pod adresem kierownictwa – przy czym kierownictwo chce wierzyć, że wynika to z niedoinformowania, a nie złej woli – ta sugestia mówi, że wystarczy tylko powiększyć dostępny świadomości zasób, żeby ta stała się bardziej funkcjonalną i sprawną. Nieprawda.Być może taki pogląd, o zwiększeniu elementów użytkowanych, bierze się z powszechnego przekonania, że wystarczy zwiększyć nakłady lub obsadę działu, a wyniki same się pojawią. Nic z tego, powtarzam, i nie jest to moje, czyli świadomości, widzimisię. Gdyby to było aż tak proste, mogę zapewnić, kierownictwo już dawno by taką czynność usprawniającą podjęło, kierownictwo jest świadome świadomości oraz jej ograniczeń aż po kres. Dlatego wie, że jest to niemożliwe.

Zwracam uwagę osobom krytykującym obecny stan posiadania elementów w zakresie świadomym, że liczba tych jednostek obrachunkowych jest pochodną podstawowego, fundamentalnego rytmu zmiany w świecie, ten zaś obejmuje maksymalnie osiem jednostek. To z tego, zwracam na to uwagę, bierze się obserwowana i mierzalna w strumieniu świadomości wartość liczbowa znaków, czyli elementów obrabianych. W krańcowym ujęciu ten zakres wynosi od zera do ośmiu jednostek, praktycznie w badaniu wychodzi przedział dwa – siedem elementów. Nie więcej. To efekt tego brzegowego, już rzeczywiście nieomal punktowego zakresu zmiany.Proszę zwrócić uwagę, tak zwany strumień świadomości, czyli to, co powierzchownie i potocznie traktuje się za świadomość właściwą, to właśnie ta zmiana, kilkuelementowa zmiana. Nie ma znaczenia, czym są elementy użyte w tym strumieniu, to mogą być dowolne jednostki, ale ważne jest to, że ta zmiana, że ten proces biegnie praktycznie już na granicy, że więcej w tej czasoprzestrzeni zmiany niczego i nigdy umieścić się nie da – to wykluczone. I dlatego też wszelkie myśli o zwiększeniu elementów, poszerzeniu zdolności, rozszerzeniu parametrów, to należy wrzucić na półkę z życzeniami, które nigdy i nigdzie się nie spełnią. Na straży tego nie stoi trudność taka lub owaka, ale właściwości fizyczne świata.

Po drugie, ale w powiązaniu z powyższym, trzeba powiedzieć, że to dopiero świadomość sama siebie świadoma, że dopiero ostatni w tym ciągu zmian poziom – że to jest faktem punktowym. Świadomość jest stanem osobliwym, brzegiem zmiany. Świadomość to osobliwość osobliwie osobliwa. I niczego ponad taką punktową strukturą więcej być nie może. Świadomość to fakt równy w swojej konstrukcji Kosmosowi – to drugi możliwy brzegowy zakres, i na zawsze taki.

8

Page 9: Kwantologia stosowana 2

To można odczuć, wyczuć w analizowaniu samego siebie. - Zwracam na to uwagę, że kiedy operuję pojęciami, kiedy biegnie ten strumień i który uważam za świadomość – że niejako powyżej, ale w tle, gdzieś obok znajduje się zrozumienie tego, co się dzieje. Strumień kantów energetycznych płynie i płynie, ale świadomość zawartości, wiedza, co się dzieje – to znajduje się ponad. Świadomość właściwa, wiedza zmiany i efekt tej zmiany, to jest powyżej i jest z samej formuły zmiany stanem punktowym. - Zmiana odczuwana kształtuje się z kilku jednostek, ale świadomość jest już punktem. Gdyby przedstawić to w formie sfery, to strumień energii jest strefą podbiegunową, jednak dopiero to biegun jest punktem uświadomienia sobie, że poniżej, i to w skali całości sfery, na wszystkich poziomach poniżej, biegnie to, co ostatecznie zbiega się w jedność świadomego siebie punktu.

Świadomość to punkt, który buduje wszystko poniżej, to szczyt góry – ale podbudowany zmianą wszystkich zakresów i działów oraz całego organizmu. I dlatego jest tak istotne, żeby harmonijna współpraca obejmowała jak największy przedział zjawisk.

Odpowiedź na pytanie numer dwa.Tak, świadomość jest stenem środkowym. Maksymalnie środkowym. Jest punktem, jest chwilą "teraz" zmiany. Jest osią symetrii procesu i zarazem punktem środkowym między tym, co wewnętrzne, a tym, co się lokuje na zewnątrz układu.I warto, i trzeba zdać sobie sprawę, czym to skutkuje.

Przede wszystkim w pytaniu centrala zauważa pewną nieścisłość, co być może wynika z niedoinformowania zadającego pytanie. Otóż nie w samym fakcie środkowego położenia lokuje się znaczenie zmiany, tu określanej jako świadomość, to zdecydowanie za mało do wyróżnienia i podkreślenia znaczenia tego położenia. Chodzi o to, że zmiana ma charakter środkowy w całym, w maksymalnie pojmowalnym zakresie. W ramach umysłu jest to środek, ale również jest to środek zmiany od najmniejszego zakresu świata, od samego fundamentu. Umiejscowienieświadomości w środku odnosi się do przebiegów w mózgu, jako skraj możliwości – ale również do przebiegów w rzeczywistości, tutaj też jako skraj możliwości. Świadomość jest środkiem i szczytem procesu w mózgu, ale jest środkiem i szczytem procesu w świecie - niczego i nigdzie bardziej skomplikowane być nie może.Zwracam na to uwagę, to ważny punkt rozumowania. Jeżeli w zmianie jako takiej, zmianie energetycznej, która kwantowo przebiega przez wszystkie fakty, która na fundamentalnym poziomie dzieje się tylko tu i teraz – i która jest po prostu światem w toku zmiany – jeżeli tak spojrzeć na świadomość, to ten stan jest właśnie tym punktowym zdarzeniem. Świadomość posiada po jednej stronie całość faktów do tego momentu prowadzących, to mogą być dane z archiwum umysłu, to może byś strumień danych z działu zmysłów – a po drugiej pojawiają się fizyczne elementy, które w owej chwili "teraz" połączyły się w jakieś ustalenie. Ustalenie o świecie, o czymś tam, ale które jest już faktem fizycznym, czyli przybrały postać namacalną. I są dalej kierowane do zasobu archiwalnego. Z materiału wcześniejszego, jako

9

Page 10: Kwantologia stosowana 2

skutek zachodzenia w bliskości i w porozumieniu, więc w strumieniu świadomości, coś się nowego tworzy. I może oddziaływać na kolejne w procesie powstające fakty.Świadomość jest osią symetrii tak pojmowanego procesu, to moment w powiązaniu z chwilą aktualną świata, ale to również aktualny stan środkowy zmiany w ramach całego układu. A przez to niezwykle ważny dla całości.Świadomość w tym ujęciu to tylko owo jedno "tyknięcie" kwantowego zegara, przecież niczego więcej realnie nie ma – ale zarazem takie tyknięcie odnosi się do wszystkich elementów świata i osobowości. I razem, w sumie tych lokalnych tyknięć dotyczących wszelkich już elementów, taka suma jest świadomością. W jednym zobrazowaniu jest to tyknięcie kwantu na dnie, a w drugim tyknięcie na samej górze i w całości. I jest to w sumie to samo. Najmniejsze i największe to właśnie świadomość. Przebiega i realizuje się punktowo, jednak nic i nigdzie bardziej skomplikowanego nie ma – ponieważ taki punkt i osobliwość, to dokonuje się poprzez zmianę wszelkich punktów niżej leżących.

Warto zwrócić uwagę, że tak pojmowany stan środkowy zmiany zawsze występuje, niezależnie od momentu w istnieniu. Przecież nigdy nie ma w zmianie energetycznej chwili zatrzymania czy innego rytmu, to świat i jego rytmika nadaje układowi jego postać. Ale w trakcie na na przykład snu czy zaburzeń chorobowych, w takim zdarzeniu, które dla organizmu jest zaburzeniem pracy na jawie – w takim przebiegu z oczywistych powodów, a więc blokady, czy też wyłączenia zmysłów, dochodzi do pracy ograniczonej. Zawsze symetrycznej stronnie, bo w zmianie zawsze jest stan przed i po, jednak tym razem dzieje się w ograniczonym do pola świadomości zakresie. O ile na jawie, w czas zmiany określanej jako jawa, jeżeli w tym okresie proces biegnie w świecie zewnętrznym i wewnętrznym, a spotyka się w chwili "teraz", więc w świadomości – o tyle w trakcie snu czy choroby, tutaj stan środkowy jest zachowany, jednak źródłem elementów świadomości jest zasób archiwalny i weryfikatorem jest ten sam zasób. - A w efekcie to od jego zborności danych zależy zborność snu. Brak chimer albo nocnych horrorów wynika z ładu panującego w umyśle - jeżeli zbiór w archiwum jest uporządkowany i logiczny, tworzące się fakty także będą powielać logiczny schemat i nie będą straszyć. Im bardziej w podsyłanych przez archiwum obrazach panuje ład, tym lepsza praca i tym sen ciekawszy.

To warto i trzeba podkreślić: w trakcie jawy to świat zewnętrzny w formie strumienia energii docierającego do zmysłów dostarcza jakiś fakt, a umysł to kwant po kwancie składa w obraz czy inne doznanie. Na końcu jest wiedza, że taki fakt zachodzi. - Tylko że to jeszcze nie wszystko, to połowa wiedzy o fakcie. Dlatego, że aby wiedzieć, że to jest fakt i żeby wiedzieć, że to jest konkretny w sobie fakt - czyli żeby rozpoznać jego charakterystykę oraz kod – to powinno zostać odniesione, porównane z zasobem. Czyli po jednej stronie w zmianie wytwarza się obraz świata i jest dochodzenie do środka w zmianie, do chwili teraz i świadomości – a po drugiej, prawie że jednocześnie, ale w oczywistym opóźnieniu na potrzebne odszukanie podobnego kodu, w zbiorze danych pilnie jest

10

Page 11: Kwantologia stosowana 2

wykrywany schemat i kod takiej zachodzącej i budującej się zmiany. Po co? Żeby porównać. Żeby stwierdzić, że zbudowany i postrzegany fakt to na przykład drzewo czy znajoma twarz. Bez tego dopełnienia nie ma wiedzy - nie ma dwustronnego dopełnienia i świadomości, że obserwowane to jest to, co się rozpoznało. Chyba nie warto w tym momencie podkreślać zupełnej oczywistości, że nie ma i być nie może jednostronnego poznania. Jeżeli mam po jednej stronie wybudowany obraz w postaci "drzewa", to coś takiego w mojej głowie obiektywnie istnieje i na zewnątrz istnieje, i było powodem całej sytuacji – tylko że mi nic po tym, ponieważ to czysty zapis. Identyczny zapis do płyty, albo w postaci notatki ze zbiorem słów. Z samego tylko zaistnienia faktu nic w moim wewnętrznym świecie i w świecie jako takim nie wynika. Fakt to "notatka", której brakuje odbiorcy, dopełnienia w formie odczytującego.Tak, dopiero dopełnienie drugostronne - dopiero wytworzenie się po drugiej stronie zmiany odpowiednika tego faktu, dopiero to pozwala stwierdzić: tak, to drzewo. Ten fakt jest w zasobach archiwum, jest w swojej konstrukcji, w swoim kodzie zbieżny do tego, co aktualnie widzę. I dlatego jest rozpoznawalny. Bez tego dopełnienia wiedzy o fakcie nie ma, bo nie ma porównania. Jeżeli to zupełna nowość, to trzeba odnieść do podobnych elementów lub konstruować dopełnienie, ale nie może pozostać bez takiego działania. Bez dopełnienia fakt po prostu dla mnie nie zaistnieje, będzie faktem połowicznym, więc pustym.Jeżeli stwierdzam, że postrzegane jest zbieżne do kiedyś poznanego drzewa, to jest tym samym już wiedza, że to faktycznie drzewo i to może zostać odniesione do wszelkich poznanych w osobniczej historii drzew, z którymi miałem do czynienia. Warunkiem takiego działania jest jednak to, że mam co z czym porównywać, coś do czegoś odnieść – bez tego nie ma poznania. Fakty w postaci strony przychodzącej z zewnątrz, czyli ze świata w jego zmianie - i fakty strony przychodzącej z wnętrza, czyli kod z archiwum, te fakty w chwili teraz i świadomości się spotykają. I w formie lustrzanego, mniej więcej lustrzanego odbicia, stanowią dla mnie jedność. I to ta jedność dopiero jest faktem i wiedzą o takim fakcie. Dopiero takie coś, dopełnione do pełnego zakresu, dopiero to może stać się pełnym stanem fizycznym i przejść dalej. Czyli w zasobach się znaleźć i oddziaływać na kolejne fakty. Poznanie nie jest biernym poznaniem, to oczywistość - ale nie jest także tylko zbieraniem danych, to zawsze porównywanie z tym, co w zasobach już się znajduje. Porównywanie po to, żeby zidentyfikować nowość oraz dodać ją do zbioru jako kolejny fakt – albo stwierdzić powtórzenie faktu i dodać do już istniejącego zbioru, jako kolejny element potwierdzający doświadczenie.

Warto również podkreślić, że tworzenie się abstrakcji, bo przecież w tym procesie tylko i wyłącznie tworzą się abstrakcje, acz zawsze w formie fizycznych stanów – że proces "do" i proces "z wnętrza", że te przebiegi, każdy z nich, również posiadają swoje środkowe i symetryczne rozłożenie. W ich przebiegu też jest tworzenie się na formule dochodzenia do chwili teraz, ale tylko dla tego przebiegu, i odchodzeniu od niego. Przecież fakt musi się wybudować, przecież z archiwum nie fakt, ale ciąg energii płynie i składa się w fakt –

11

Page 12: Kwantologia stosowana 2

i dopiero takie pełne fakty mogą się spotkać i na siebie działać w ramach punktowej świadomości. W świadomości nie przebieg, ale fakt skończony i dopełniony może być zestawiany do porównań. I to dlatego w ramach snu proces może biec, mimo że brakuje strony zewnętrznej. W tym przypadku stroną zewnętrzną jest wypływający z archiwum strumień danych, który jest oczywiście porównywany także ze strumieniem idącym z archiwum – więc wszystko procesowo jest w dokładnie takiej samej postaci, jak za jawy, tylko że jawy nie ma, brakuje środowiska. I tym samym brakuje weryfikacji przez stany w tym świecie zachodzące. W trakcie snu dostarczycielem danych jest umysł i tenże spełnia rolę weryfikatora – czyli wszystko przebiega po jednej stronie. Mimo że proces zawiera w sobie obie strony - to w logicznym ujęciu brakuje całej jednej zmiany. Brakuje zmysłowego dopełnienia. I stąd bierze się niepokojący fakt senny: jest z zasady ułomny. A przez to może wprowadzać w błąd.

Odpowiedź na pytanie numer trzy. I znów z poziomu centrali musi paść uwaga, że to pytanie również w swojej warstwie głębszej zawiera niejasne, a nawet fałszujące dość mocno rzeczywistość zmieszanie interpretacyjne. Świadomość, czyli ja, nie neguje swojej roli w analizie, jest stanem środkowym, a w efekcie centralnym, jednak pojawiające się na tym poziomie, więc w strumieniu świadomości, tutaj występujące elementy, to pochodna w sposób oczywisty pracy poniższych i wszystkich poziomów i warstw – jeżeli coś się dzieje źle, a tak często niestety się zdarza, to co najmniej wina jest wspólna. - I warto mięć to na uwadze, kiedy się takie i inne uwagi kieruje do kierownictwa.

To prawda, że elementy strumienia świadomości mogą być dowolne, a więc reprezentować wszelkie odniesienia do rzeczywistości – tylko że ich forma, ich kod zapisu, który w połowie dostarcza archiwum, to jest efekt pracy tego działu. Sugestia, że świadomość może to w dowolny sposób korygować, jest więc niepoprawna. By nie powiedzieć mocniej, że zupełnie błędna. Że to kiedyś tam przeszło przez stan świadomy, to oczywiście prawda, mam tego świadomość, i stąd bierze się poczucie współodpowiedzialności za efekt końcowy, jednak tenże efekt jest wypadkową pracy działów, a nie stanem punktowym. Jeżeli kiedyś tam w naszej wspólnej przeszłości, z dowolnego nawet powodu coś poszło nie tak, zmysły działały źle, coś wypadło w obrabianiu danych, to taki wadliwy element archiwum zostaje na zawsze, wszak świadomość nie ma środków do modyfikacji przeszłości. Można obiekt nadpisać nowym stanem, dodać wyjaśnienie, poszerzyć zakresem, taki czyn jest realny, ale nie poprawka historii. A jeżeli archiwum mi podeśle takie błędne, zdeformowane ujęcie, to co mam zrobić? Muszę nim operować, bo ani wiem, że jest błędne, ani mogę to skorygować. I być może nawet nigdy się nie dowiem, że abstrakcja posiada błąd w sobie – a to może skutkować. Wiedza, a więc uświadomienie sobie, że postrzegany fakt jest tym i konkretnym faktem, to dzieje się przez odniesienie do archiwum. I to od tego, jak zakodowany jest taki fakt - to przede wszystkim od tego zależy, czy ów fakt może zostać rozpoznany. Jednak tego, jak

12

Page 13: Kwantologia stosowana 2

kiedyś został zakodowany, tego nie sposób teraz zrzucić wyłącznie na świadomość. Nie można, bowiem miało na to wpływ wiele czynnikówi okoliczności, idące z wnętrza osobnika jak i środowiska. Mówiąc prawdę, można tu wprowadzić wszelkie uwarunkowania. Wyjść w tym tłumaczeniu trzeba od tego, że jest oczywistością, iż w umyśle nie ma niczego, co by nie przeszło przez poziom świadomej analizy, wszystkie dane obecne w archiwum kiedyś tam przeszły swój szlak, czyli budowały się po stronie przyjściowej, zostały poznane w chwili teraz, czyli świadomie, no i znalazły się w zasobach. Nie ma niczego, co tej drogi nie pokonało – w umyśle nigdy nie da się wyróżnić stanu "czystej karty", bo takiego stanu nie ma. Albo jest stan biologiczny i to on jest punktem odniesienia, czyli cielesna konstrukcja – albo jest choćby szczątkowy zapis z doznań, szumu i podobne elementy doznań z najwcześniejszego okresu. I to jest stan odniesienia do dalszego. Każda abstrakcja posiada w historii swego powstawania przejście przez punkt świadomości.Ale powtarzam, to każdorazowo efekt pracy całej struktury, żadnym przypadkiem nie wyłączna domena świadomości. W świadomości to się dzieje, ale w powiązaniu z całością.I nie jest to samousprawiedliwienia się, nic z tych rzeczy. Chcę w ten sposób pokazać, że to współpraca wszystkich elementów, dział w dział musi ze sobą dobrze współdziałać, żeby na końcu pojawiła się pełna, funkcjonalna i przede wszystkim użyteczna - więc zbieżna do świata abstrakcja. Świadomość zbiera i organizuje, zestawia sobie podobne fakty i wyciąga z tego wnioski, ale żeby się tak zadziało, musi dział zmysłów od samego początku dobrze sprawować - archiwum nie może strajkować z byle powodu - a dział interpretacji nie może podsyłać cząstkowych, zmieszanych ujęć. Jeżeli wszystko się dobrze sprzęga, na końcu jest poprawny wniosek i świadomie podjęta myśl i decyzja, żeby kolejny krok w świecie postawić. Ale jeżeli działam w oparciu o zniekształcone dane – które zostały zniekształcone na jakimkolwiek poziomie – to czy trudno się dziwić, że moja decyzja jest na końcu błędna? Nie można. I wszystkie działy także powinne czuć się odpowiedzialne za uzyskany wynik. Zrzucić na kierownictwo łatwo, ale własnego w tym udziału się nie widzi.Przepraszam za ten przytyk, ale świadomość też ma swoje emocje. To nie tylko przyjemność z bycia tu i teraz, ale również poczucie, że to odpowiedzialność.

Odpowiedź na pytanie numer cztery.Czym są elementy tworzące się w strumieniu świadomości? Czy chodzi o jednostkę, czy zbiór? Odpowiedź jest prosta: to jednostka zaistniała na bazie zbioru – i do tego zbioru się odnosząca.Z oczywistych powodów na poziomie całościowym, świadomości, nie ma zbiorów, które przechowuje archiwum – z rozlicznych powodów tak to musi przebiegać. Od banalnego stwierdzenia, że po prostu nie ma na to czasu, bo gdyby wszystkie składowe tworzące dany fakt się w tym miejscu objawiały, to świadomość byłaby totalnie zapchana danymi i w efekcie zanim dopracuje się najprostszego ustalenia, tak zaszła zmiana zostanie skonsumowana przez głodnego stwora i nigdy się nie

13

Page 14: Kwantologia stosowana 2

pokaże w realnym świecie – aż po ustalenie, że to nie jest nawet i konieczne, ponieważ w każdej chwili mogę konkretny element zasobów wywołać i obrabiać.Co więc pojawia się na/w poziomie "teraz"? Symbol, jak najbardziej fizyczny w swej budowie stan - który koduje w sobie odniesienie do faktu. Jeżeli myślę lub widzę drzewo, to przecież nie wywołuję do analizy wszelkich widzianych drzew, ale symbol, abstrakcję takiego elementy rzeczywistości – w analizie jest obecne szczytowe oraz na dany moment maksymalne ujęcie odnośne faktu. W chwili "teraz" jest abstrakcja, znak, jednostka w formie "wierzchołka" góry lodowej i punkt, ale powstały z całej piramidy elementów – widzę drzewo, a w podbudowie znajduje się całość zasobów archiwum. I jeszcze więcej, za takim postrzeganym faktem kryje się cała moja osobowość, wszystko do tego momentu zebrane i jakoś przepracowane. Obrabiana jest jednostka, jednak żeby została ona zinterpretowana poprawnie i w konsekwencji zrozumiana, na to składa się całościowo idąca zmiana, cała praca układu - na to wpływa działanie wszelkich poziomów rzeczywistości i mnie. Przecież w to, co określam, co dla mnie jest mną samym i moją osobowością, na to zbierają się poziomy od najmniejszego po największy, wszelkie jakoś wyróżnialne fakty - tu niczego nie można pominąć.Operuję w świadomości symbolem zbioru, ale realnie to jednostka i składanka, kwerenda czyniona po całości, po wszystkich działach i zakamarkach. A ponieważ to jednostka, operowanie nią i tworzenie w konsekwencji nowych jednostek, to jest stosunkowo proste. Mam coś do wyboru, w chwili "teraz" dokonuje w miarę wolnego wyboru, i na tej podstawie, w takim czynie tworzy się nowość. Czyli abstrakcja do archiwum. Że to trwa i musi trwać? Prawda, ale w kupie siła. W tym przypadku fizycznie abstrakcyjna.

Odpowiedź na pytanie numer pięć.Istotne zagadnienie. Dział zgłaszający zapytanie sugeruje, że to w tym obszarze lokuje się obserwowana często niemożliwość odszukania w zbiorze potrzebnego elementu, że to źle wytworzone, źle budowane w świadomości pytanie nie pozwala w dziale archiwizującym w miarę poprawnie odkodować, a następnie przekierować strumienia danych. A w konsekwencji zwrotnie pojawiające się elementy w świadomości nie są adekwatne ani do postawionego pytania, ani tym bardziej dobrze nie pokazują świata.Świadomość, czyli ja, ma zrozumienie dla tego argumentu. Jest dość dobrze udokumentowaną prawdą, że to postać pytania warunkuje efekt końcowy, jednak nie przyjmuję krytyki w sposób bezrefleksyjny ani też w stu procentach; część winy leży w moim działaniu - ale takie działanie znów jest rezultatem funkcjonowania "po całości", o tym nie należny zapominać. Właśnie po to, żeby to poprawiać.

Jak w polu świadomości tworzy się nowość, zapytanie czy wniosek z odniesieniem do stanu aktualnego?Wchodzę na przykład do pomieszczenia, proces zapoznawania się z tu obecnymi faktami, bez znaczenia, czym one są, to przebiega tak, że analizuję, odbieram owe fakty jako strumień energii – ale zarazem odnoszę je do podobnego kodu z mojej przeszłości. I przyrównuję. A

14

Page 15: Kwantologia stosowana 2

to do osoby, a to do szafy, a to do krzesła. I jeżeli jest jakoś w sobie jedna strona zbieżna do drugiej, mimo konkretnych różnic, co zawsze przecież występuje, zaliczam do odpowiedniego zbioru. I to pozwala mi skutecznie odnaleźć się w przestrzeni, której nigdy nie miałem okazji poznać. Znajomość podobnych faktów pozwala oswoić i zagospodarować nowość, pozwala działać. Kiedy natomiast wracam do już rozpoznanej czasoprzestrzeni, to nie muszę skanować i porównywać wszystkiego, wystarczy że odniosę stan aktualny do tego zapamiętanego lepiej lub gorzej. Wystarczy, że w przechowywanym obrazie wyróżnię, a to dzieje się szybko, nowość i ją przetworzę – i dalsze działanie jest już ułatwione, może pobiec sprawnie i szybko.W obu przypadkach porównuję do zasobu - raz pojętego ogólnie, więc do całości danych. Czyli proces trochę musi trwać, zanim się w tej nowej okoliczności odnajdę, ale nie jest to dramatycznie wiele, to nie wymaga angażowania wielkich energii i uwagi. I na pewno bardzo sprawdza się w kolejnych etapach życia – bo nie muszę już zgłębiać tematów i zastanawiać się, czy kiedy postawię krok na tym miejscu, to czy się podłoga pode mną utrzyma, czy nie. To już dawno zostało przeanalizowane i wiem, że taka a taka struktura jest dozwolona, a taka nie.W sytuacji drugiej, czyli wcześniej rozpoznanej, działanie jest i szybsze, i pewniejsze. Analiza różnic to jedno spojrzenie, i fakty odbiegające od faktów archiwalnych są jaskrawo widoczne. Jeżeli to coś potencjalnie niebezpiecznego, to poświęcam temu uwagę, jak nic podobnego nie rejestruję – dalsza praca może się toczyć.

Sprawa kodu poszczególnego faktu, który pojawia się w świadomości, to również istotne zagadnienie. Warte omówienia.To, że docierający z zewnątrz strumień energii jest w sobie zawsze jednym i jedynym kodem, tego nawet nie trzeba podkreślać. Przecież nie ma dwu jednakich spojrzeń w oczy. Dlatego każdy wytworzony fakt w polu świadomości ma swój indywidualny odcisk i jako taki zostaje w zbiorze zapisany oraz przechowywany. Że są podobne do siebie, że czas życia wnosi zbieżne fakty, to także oczywistość, stąd niekiedy trudność wyłapania tego konkretnego. Zwłaszcza przy próbie idącej ze świadomości, kiedy pytanie jest kodowane w formie ogólnej, bo i inne wszak nie może być. Skutkuje to albo brakiem odzewu ze strony archiwum, bo dział nie może przekierować zapytania, albo podsyła w odpowiedzi mało przydatne, choć pewnie jakoś podobne kody.

Ciekawy w tym kontekście wydaje się właśnie kod poszukujący, taki, który ma wpaść w rezonans z kodem w archiwum. Trzeba mieć świadomość, że tworzące się "w teraz" abstrakcje, i to dowolnej postaci, one są ze sobą powiązane czasem i miejscem swego zaistnienia. Dlatego nie może dziwić, że choć przestrzennie lokują się daleko siebie i przynależą do miejsc związanych z konkretnymi zmysłami, to w reakcji wywołania uaktywniają się wspólnie. Należą do tej samej warstwy zmiany i dlatego są wobec siebie w poziomie, a więc współwystępują. I w efekcie przypominając sobie obraz dawno widziany, kojarzę to ze smakiem ciastka i na przykład dotykiem, te wrażenia łączą się ze sobą, bo zaszły w powiązaniu.

15

Page 16: Kwantologia stosowana 2

A jak odszukać intencjonalnie konkret w przepastnych zbiorach? Co jest ważne i co musi się znaleźć w kodzie poszukującym? Przecież i to trzeba mieć na uwadze, że archiwum jest w ciągłej przebudowie, że to biblioteka, w której trwa nieustanne zamieszanie wywoływane drganiami świata – że tu elementy oddalają się od siebie, że nowe spycha stare w zakamarki, albo że starocie nadpisywane są nowym i niekiedy odległym od pierwowzoru kodem. Zamieszanie w zbiorze jest konieczne i wynika z fizyczności tej struktury, dlatego znaczenia nabiera zdolność opanowania chaosu.W tym miejscu i w tym momencie oczywiście nie pokuszę się o budowę katalogu zaleceń wspomagających, mam świadomość, że jest to zabieg konieczny, ale wymagający odrębnego okólnika, być może uda się do tego kiedyś wrócić, bo z pewnością to się przyda. Ale na dziś, tak zgrubnie i wstępnie wypada powiedzieć, że wszelkie metody łączące i kojarzące, czyli różne mnemotechniki pomagają kodować treść oraz jej odszukiwanie. Znane i rozpoznane zagadnienie - i godne pilnego stosowania. Podobnie, jak to się dzieje w zbiorze społecznym, kiedy występuje potrzeba odszukania konkretnego osobnika, tak samo i w zbiorze już wewnętrznym, ale który przeobraża się kwantowymi jednostkami, więc również logicznie – tutaj również sprawdzą się metody wypracowane w innym pozornie zakresie. Czyli każde dookreślenie wyszukiwania, każde odniesienie do miejsca i czasu zaistnienia lub do zawartości abstrakcji, to jest wspomożeniem – tak ukształtowane w kod pytanie może znaleźć w archiwum swój odpowiednik. Warto tego zalecenia się trzymać, nawet jeżeli wydaje się banalne i powierzchowne.

Odpowiedź na pytanie numer sześć.Świadomość ma świadomość swojej roli. I nie zamierza przenosić na innych należących do niej obowiązków. Co również zaleca pozostałym działom.Przywołanie fachowca jest potrzebne, jednak nie zastąpi własnej i logicznej aktywności.

16

Page 17: Kwantologia stosowana 2

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 2.3 – Kosmos czy wszechświat?

Wysokie zgromadzenie, szanowni zebrani.Przypadł mi w udziale zaszczyt wygłoszenia odczytu wprowadzającego oraz prezentacja głównego tematu naszych obrad. Za przyzwoleniem i poradą naszego przewodniczącego, po konsultacjach z szacownym, tak zasłużonym dla sprawy gremium, chciałabym koleżankom i kolegom, a także zaproszonym gościom, zaprezentować stanowisko w sprawie, czy tak powszechnie stosowane pojęcia, czyli "kosmos" i "wszechświat", to odrębność, czy to samo. Nie muszę zapewne dodawać, że tematyka naszego zebrania jest istotna, to potwierdza obecność tak licznych gości oraz zaangażowanie kierownictwa. Mam więc nadzieję, że moje wystąpienie będzie tylko jednym z wielu, a dyskusja, jak powtarza to przewodniczący, rozgorzeje po całości tematycznej.

Koleżanki i koledzy, temat jest ważny, pryncypialnie zasadniczy i sięga samych podstaw rozumowania. Dlatego nie dziwi, że wyczulone na problemy kierownictwo, właśnie jako zagadnienie centralne, taki temat zapisało we wstępnych uwagach do naszego zebrania. Ustalenie i wyjaśnienie, czym jest wzmiankowany "kosmos" oraz czym nie jest tak powszechnie stosowany termin "wszechświat" - to sprawa poważna i zasadnicza dla naszego dalszego działania.Przecież, to zrozumiałe, jeżeli mamy w dyskusji i opisie wszelkich stanów świata, tego, co za świat uznajemy, na ten moment wstrzymam się z definicjami, jeżeli mamy zrobić krok dalszy, to musimy, żeby w ogóle móc się poruszać, ustalić, czy w tak różnych sytuacjach, w tak różnych opisach pojawiające się, najczęściej, zwracam uwagę na to zebranych, w sposób wymienny pojęcia "kosmos" i "wszechświat" – to musimy ustalić na samym początku, czy to jest zasadne. Pytanie, które przed nami postawiło kierownictwo, a które - sama dziwię się temu - wcześniej jakoś nie znajdowało się w centrum działań naszej zbiorowości, to pytanie jest bardzo istotne. Znów nie muszę mocno argumentować, bo to oczywistość, ale jeżeli zachodzi zmieszanie i nałożenie się pojęciowe i znaczeniowe tych terminów, to, koleżanki i koledzy przyznają, mamy problem. Więcej, powiem szczerze, znak zapytania, tak niewinnie wyglądający w tytule naszej konferencji, to mało, to dalece za mało na oddanie stanu niepokoju i zamieszania. Jeżeli, powtarzam, zachodzi trudne w tym momencie do ustalenia zespolenie się tych pojęć, to możemy w dalszym stosowaniu tych terminów popaść w logiczne zapętlenia albo i pobłądzić. Że to zaskutkuje, tego podkreślać nie muszę.

Oczywiście, to również trzeba uwzględnić, zwłaszcza na etapie tak bardzo wstępnym, że zachodzi realne, fizycznie jakoś tam możliwe w pomiarze ustalenie - że to różne obiekty. Wyjaśniam, stosuję słowo "obiekty" umownie, na potrzeby tego wystąpienia, nie zamierzam nic narzucać ani ograniczać, ale, co zrozumiałe, musiałam jakoś takie struktury określić. "Kosmos", termin z przeszłością, "wszechświat" również, ale to tylko słowa, pojęcia z naleciałościami. Pomagają w

17

Page 18: Kwantologia stosowana 2

analizach, pomagają nam uchwycić pojęciowo, ale przecież mamy tego pełną świadomość, że to "szczebelki" w drabinie poznania - pomocne i niezbędne, ale szczebelki.

Czy "kosmos" może pojawić się, może zostać jakoś tam pomierzony w eksperymencie? Zagadnienie nie jest proste, ale, moim zdaniem, nie z tych beznadziejnych. Fakt, samo pojęcie i logiczna konstrukcja, to jest już mocno wiekowe, nawet więcej niż wiekowe. Już dawni, a więc już starożytni Grecy to opisywali. Wszyscy to znamy. Można to ująć w ten sposób, że siedzieli w tych swoich jaskiniach, mieli co do garnka włożyć, nie musieli zabiegać o granty i dofinansowania, i tak sobie powolutku obmyślali. A to kosmos w jego nieskończonej i wiecznej, a przy tym logicznej zmianie, a to świat. Nie musieli zważać na żadne punktacje i publikacje, to sobie pisali i ustalali w szczegółach. - Cóż, inne czasy, koleżanki i koledzy, nam nastały, nam się wmawia, że trzeba się spieszyć i wynik za wynikiem robić w produkcji taśmowej. Kierownictwo potwierdza, kierownictwo to tak w codziennym działaniu uprawia. Koledzy i koleżanki, sami wiecie, że starożytni poukładali sobie w świecie, a nam przypadło to sprawdzać. A to, trzeba przyznać, już wymaga nakładów. Czy można "kosmos" eksperymentalnie poznać? I tu, żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zadać pierwsze w szeregu i kolejności pytanie: czym jest "wszechświat"? Jeżeli chcemy poznać i zdefiniować kosmos, to musimy opisać wszechświat. Bo jeżeli są w opisie takie same, jeżeli posiadają te same składowe cechy, to nie ma problemu, dalsza dyskusja może toczyć się spokojnie i stosować zamiennie oba terminy. Ale jeżeli są to różne "obiekty", to tworzy się logiczny problem. A w kolejnym kroku, to oczywistość, trzeba w relacjach tych struktur szukać zależności, powiązania i wzajemnego na siebie działania. Bo jeżeli to są struktury zależne, wynikające jedna z drugiej, to powiązania być muszą, i ma to istotne skutki w dalszym pojmowaniu rzeczywistości. Na każdym zresztą poziomie, co chyba nie musi być podkreślane.

Czy kosmos to wszechświat? Pozwolę sobie od razu wyrazić zdanie na ten temat, a później to uzasadnię. Otóż nie. Kosmos nie jest czymś takim, co określamy jako "wszechświat" - to inna, nadrzędna skala w zjawiskach. A raczej w sposobie opisywania zjawisk.Mam świadomość, że to wywoła dyskusję, liczę na to gorąco. Jednak w moim osobistym odczuciu, ale i w logicznej konstrukcji, kosmos i wszechświat to inne, rozdzielne pojęcia. Fakt, dziś stosowane dość zamiennie, na zasadzie bezrefleksyjnej - ale to musi się skończyć. Właśnie po to, żeby nie popaść w sprzeczności.

Dlaczego "kosmos" nie może być "wszechświatem"? Odwołam się teraz do podstawowych pojęć, którymi możemy operować, do samej podstawy. Czyli do "coś" i "nic". Oraz, na zasadzie niezbędnej, do "zmiany", ruchu czegoś w nic. Dodatkowo należy wprowadzić pojęcie bezkresu, nieskończoności – oraz, też na zasadzie koniecznej, jedności rytmu zmiany, jednej reguły przekształceń. Nie chodzi o terminy, słowa w tym działaniu są sprawą wspomagającą, ale uboczną.I teraz, wysokie zgromadzenie, pytanie: co zawiera w sobie powyżej wymienione składniki? I oczywista odpowiedź: Kosmos. To samoistnie

18

Page 19: Kwantologia stosowana 2

się narzuca. Nie "wszechświat", to struktura z samej swojej zmiany skończona - się kiedyś tam zaczęła i się skończy, ale na pewno nie ma cech wieczności. Że tak niekiedy jest pojmowana, że się w taką strukturę, na zasadzie koniecznego logicznie dopełnienia, które to dopełnienie ma uzasadnić obserwowane fizyczne fakty, że to się tu dodaje – to wszystko prawda. Tylko że to błąd. Uważam, że błąd.

Czy kosmos może zostać zweryfikowany badawczo? Jeżeli to zewnętrze wobec wszechświata, nadrzędne zdarzenie, to oczywiście nasuwa się jedynie możliwa odpowiedź, że tego nigdy i niczym pomierzyć sobie nie pomierzymy. Przecież nigdy poza wszechświat ręki nie wystawimy i na żaden sposób. Tylko czy jest tak do końca? Warto zadać sobie w tym momencie to pytanie, bowiem wiążę się i z pojęciem "kosmos" i "wszechświat". Czy jesteśmy bez szans?Nie, szanowni zebrani, nie. Owszem, fizycznie i technicznie nigdy poza wszechświat się nie wydostaniemy, nawet wybierając się poza i dalej, nawet wówczas pozostaniemy w jego zakresie, ale zarazem nie jest tak, że nie możemy ustalić prawdy. Powód? Zależność. Jeżeli w hierarchii zależności jest to tak, ze logicznie prostsze i zarazem nadrzędne jest kosmiczne ułożenie zjawisk, to zmiany obserwowane w ramach wszechświata nie mogą być dowolne. Nigdy z nich nie wyjdę w badaniu, ale mogę być pewną, że nie są przypadkowe. Nigdy sama nie poznam stanów kosmosu, ale mogę mieć całkowitą pewność, że tutaj i na różne sposoby obserwowane i doznawane, że te są pochodna tam i zawsze się dziejących.Czyli, koleżanki i koledzy, tak naprawdę kosmos nie jest nam dziś do poznania potrzebny, ponieważ kosmos mamy w każdym pomiarze, tu wszystko, od najmniejszego po największe, to kosmos i jego zmiana w trakcie zachodzenia, zmiana poddana regule. Prawda, fizycznie kosmosu nie poznamy, mogę zdać się wyłącznie na badanie logiczne, na konstruowanie tamtego zakresu – ale to wszak nic trudnego. Mamy przecież do dyspozycji tę bardziej rozbudowaną w szczegółach i zależnościach stronę zmiany - trzeba dobudować, po prostu dopasować do układanki tę prostszą. - Raz dopasować, drugi, a może i tysięczny, ale, to statystyczny pewnik, za którymś razem w tym zestawie pojawi się obustronna zgodność; jedno bez drugiego w opisie się nie będzie mogło pojawić.

Kosmosu, koledzy i koleżanki, nie poznamy, ale to nie znaczy, że w opisach go nie zobaczymy – kosmos mamy na wyciągnięcie logiki, to konieczne dopełnienie, to zakres Fizyki, pisanej z dużej litery w odróżnieniu od działań wewnętrznych, ale na pewno realnie i zawsze poznawalny. To nie jest dziwaczne "poza", jakoś tam nazywane przez desperatów, co to snują swoje dywagacje na fundamencie mitów albo podobnych w treści konstrukcji o wątpliwej reputacji. To jest konieczne, a też logiczne – i przez to poznawalne – dopełnienie tutejszego.I warto wyciągnąć z tego wnioski.

To, że kosmos nie jest wszechświatem, to dla mnie logiczny pewnik i logiczna konieczność. Wszechświat jest zdarzeniem o strukturze w analizie tak rozbudowany, tak wielopoziomowy, że po prostu ni jak nie spełnia zasady bytu prostego - to musi znajdować się poza nim.

19

Page 20: Kwantologia stosowana 2

A sam wszechświat jest stenem lokalnym w kosmosie. - Ale, rozumiem, to stanowisko nie będzie podzielane przez wszystkich; zwłaszcza to może być trudne do akceptacji dla badających wszwechświatową, jako tako widoczną okolicę. Jak ich przekonać, że to jednak nie jest i być nie może wszystko - że potrzeba jeszcze stanu nadrzędnego?W tym momencie chciałabym silnie zwrócić uwagę na wzory, te różne i powszechnie, nawet ze skutkiem stosowane wzory. Tego poziomu nie sposób w analizie ani pominąć, ani odrzucić. Ja nie mogę odrzucić w opisie, a zwolennicy wszechświata jako jednego i jedynego w tej postaci konstruktu, nie mogą tego pominąć w dyskusji.

Co tu jest istotne, można spytać? Po pierwsze, że w ogóle te wzory dają się stosować, że można je wytworzyć i stosować. Nawiązuję tu do powszechnego w pewnych kręgach zdumienia, że rzeczywistość daje się policzyć i jest przez to przewidywalna. Niby naokoło wszędzie chaos, a jednak policzalny. Zdumienie, zaskoczenie, a poniektórzy to i takie tam, sami rozumiecie, postulują. Czy to przypadek? Ależ oczywiście nigdy i przenigdy nie. To pochodna tej nadrzędnej, tak tu przeze mnie eksponowanej kosmicznej prostoty. Jeden plus jeden zawsze i wszędzie da liczbę dwa, nawet jeżeli dodający nic o takim matematycznym działaniu nie będzie wiedział. Ale jeżeli dodaje, to znaczy, ze istnieje i istnieje według tej reguły. Nie ma odwołania i inaczej się to nie dzieje.Po drugie, tu specjalnie nawiązuję do kolegów fizyków, zauważcie, że kiedy tak sobie upraszczacie owe wzorki, kiedy wyrzucacie przy każdej okazji te nieskończoności, które są tam gęsto i często - to nie robicie niczego innego, jak tylko dzielicie nieskończoność na stan "tu" i "tam". Tu w analizie pozostaje i się wszystko zgadza, a "tam", czyli kosmos, odcinanie jako fakt niepotrzebny. I on jest dla was rzeczywiście niepotrzebny, tego zakresu nie poznacie nigdy i żadnym przyrządem. Dlatego wasz czyn nie tylko że bezkarnie można przeprowadzić, ale dla was to konieczność. Kosmos we wzorach jest zawarty integralnie i na zawsze, ale ponieważ wam to przeszkadza – ponieważ to wy te wzory stosujecie – ponieważ zgadza wam się dalej wszystko, to, sami rozumiecie, narzucacie taką a nie inną wzorków interpretację. I dobrze. Wam się zgadza, liczycie w tę oraz drugą stronę z powodzeniem - to jak to może się nie zgadzać komuś, kto w dalszej analizie opiera się na wynikach waszej pracy i to stosuje? Musi uwzględnić wasz punkt widzenia, czyli w końcowym ustaleniu ma błąd skali nieskończonej. Dosłownie.

Na koniec, trochę na zasadzie godzenia odrębnych stron, chciała bym zaproponować wspólne działanie. Otóż przyjmijmy roboczo, że kosmos to stan nadrzędny wobec wszechświata, że to logicznie maksymalny w prostocie stan, że policzalny. I ustalmy rytm zmiany, takiej już w fundamentach, bez żadnych skomplikowanych naleciałości. Nie zapis w formie fizycznych znaczków, to, koledzy fizycy, nie tak będzie w ostateczności szło. Owszem, we wszechświecie wasze wzroki dobre i potrzebne, ale nie w najszerszym ujęciu. Tu już tylko logika, taka najprostsza matematyka może być zastosowana. Wzór ostateczny może i musi być maksymalnie prosty, coś na podobieństwo liczby "dwa" z kilkoma cyferkami w rozszerzeniu.

20

Page 21: Kwantologia stosowana 2

A jak już podobny rytm ustalimy, o ile go ustalimy - to w zwrotnym działaniu zobaczmy, czy można wykryć i stosować we wszechświecie coś takiego. - Jeżeli się to nie uda, jeżeli się nie sprawdzi, to przyjęcie wniosku, że wszechświat jest jeden oraz nieskończony, że widać z niego tylko fragment, to będzie konieczność.Ale jeżeli w analizie logicznej uzyskamy rytm, który wszędzie oraz zawsze pokaże swoje walory, to uzyskamy bezpośredni dowód i także wniosek, że "kosmos" jest w stosunku do wszechświata nadrzędnym i przez to niezbędnym dopełnieniem. Niepoznawalnym, ale koniecznym dopełnieniem. I jeszcze z tego wywnioskujemy, że "wszechświat" to lokalny - ale zarazem przemijający fakt w bezkresie. Że to stan chwilowy, jeden z nieprzeliczalnych na prostej...

I możemy to przeprowadzić...

Dziękuję za uwagę.

21

Page 22: Kwantologia stosowana 2

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 2.4 – Światło.

I stała się światłość...No, tak, znacie - ale czy to prawda? Spokojnie, nie zamierzam tu i teraz was zanudzać bajkami, mitologia to nie moja działka - jednak warto się zastanowić, co w trawie pojęciowej piszczy. Wiadomo, że trzeba to było wszystko wokół jakoś ponazywać, ubrać w słowa oraz odnieść do wcześniej rozpoznanego. Wszelkie sposoby na poradzenie w życiu są dobre, jeżeli istnienie przedłużają; nie ma znaczenia, czy abstrakcja jest budowana na bazie naukowej, religijnej, czy ma w sobie dowolnie inny element, liczy się skuteczność. Eksperyment i przydatność są rozstrzygające.Może być bardziej zyskowny efekt działania, może być ograniczony w dostarczaniu wiedzy – ale jeżeli pomaga zrobić kolejny krok, liczy się w bilansie. Przecież czas na podsumowanie kiedyś nastanie, tu i teraz trzeba ten krok jednak zrobić i nie wpaść w kłopoty. Więc nie ma znaczenia, co i jak nazywam – liczy się sam akt nazywania i działania. Drogę i jej pułapki poznaje się w trakcie wędrowania, a nie z oddalenia.To tak ogólnie, co by pierwsze zdanie wytłumaczyć.

Ale nie tylko dlatego. Przecież warto się zastanowić, czy ujęcie z mitu rodem, czy takie podejście jest znacząco odległe od tego, co się w rzeczywistości dzieje – co może zajść? Czy zakres widzialny w postaci światła i jasności, czy to "zabłysło", czy się stawało – co jest mitem, a co prawdą?

Ot, jest sobie widmo promieniowania, znacie, uczyliście się o tym, bo kiedyś zachciało się fizykom uszeregować w częstotliwościach i pod linijkę pomierzone wartości drgań. Niby nic, można powiedzieć, zestawienie jak zestawienie. Tu coś w skali popiskuje dźwiękami i rożni się od zera, czyli ciszy – wyżej w zbiorze są wartości jakoś widoczne i doznawane – a jeszcze wyżej te energetycznie naładowane, zagrażające. A szczytem urywa się to w sposób przypadkowy i nie bardzo wiadomo, dlaczego właśnie tutaj. Jedne elementy w widmie są wyraźnie zarysowane i wyznaczone, inne zachodzą na siebie – jedne to rozciągnięte na znaczącym dystansie wartości, inne skupione i liczone w mikrometrach. Fakt jak fakt, można powiedzieć – a jednak zasadniczy. Przecież w tym zbiorze znajdują się dwa zasadnicze podłączenia do świata, tu lokuje się mój główny punkt dostępowy do danych.

Czyli jest w tym zbiorze światło, tak niewielki w zajętości całego widma i w przeliczeniu na elementy zakres tego, co jest "oknem" na otoczenie – pasmo widzialne. Niewielki zakresem, a jakże istotny w poznaniu.I jest oczywiste pytanie: dlaczego jest, jak i kiedy zaistniało, i do jakiego momentu będzie? Jaki mechanizm prowadzi do wytworzenia we wszechświecie warunków, że światło może się stać. Się stać. Co

22

Page 23: Kwantologia stosowana 2

warunkuje powstanie światłości?

Na początku jest reguła. Kosmiczna reguła. Nieskończona i wieczna, i jedna reguła. Ruch "czegoś" w "niczym", jest pęd COŚ przez NIC. I to już wszystko potrzebne.

A dalsze? Dalsze w skrócie prezentuje się następująco (szczegóły w innej opowiastce).Dalej jest wcześniejszy świat, który się rozpada – warstwy kwantów w oddalaniu – podobne liczne strumienie energii z innych światów, a tych w nieskończoności jest mnogość – te strumienie energii się przecinają, a tym samym "trasują" w bezkresie sferę – a następnie wtłaczają, wpychają do wnętrza, czyli "w dół", kwant za kwantem. I w środku narasta zagęszczanie, rośnie ciśnienie, maleją odległości między jedynkami czegoś – aż proces, po wielu etapach i epokach, w swoim gęstnieniu i zapełnianiu "bańki" osiąga punkt krytyczny: nie można wcisnąć więcej, bo wszystko zapełnione.I co się dzieje? Dopływ energii trwa i nie może się zatrzymać, nie ma ucieczki ze sfery, ponieważ nacisk idzie z każdej strony, także nie ma wolnego miejsca w środku – więc co się dzieje? Zapada się, struktura się zapada. "Wciskane" w sferę elementy się zapadają. W siebie się zapadają.

Czyli "krok dalej", o jeden kwant dalej, dochodzi do zapaści, w do tej pory jednorodnym zbiorze, gdzie kwant energii od kwantu energii jest oddalony również o kwant, więc o jednostkę liczenia, dochodzi do zapaści. Jedynka zbliża się na tyle do drugiej jedynki, że mają teraz łącznie również wartość jedynki – wcześniej były dwa kwanty czegoś i dwa próżni je dzielące, obecnie jest jeden kwant czegoś i jeden próżni – próżni, która separuje od podobnego faktu. Obecnie już podwojonej wewnętrznie jedynki. I tym samym w całości sfery ilość wolnego miejsca zwiększyła się o połowę, dokładnie o połowę. Jeden kwant więcej docisku, a świat w każdym kierunku robi się luźny, ponownie pusty – i ponownie tworzą się warunki do dalszego "pompowania" sfery.Prosty w swojej fizycznej mechanice proces – ale jakże istotny dla dopiero rysujących się na horyzoncie bytów. Coś dociśnięte do tego samego obok – i jest "podwojona jedynka". Też czegoś, a jak – ale zarazem nowość, kwant kolejnego poziomu rzeczywistości. Przecież w tym dociśnięciu już się rzeczywistość buduje. Jeszcze nie fizyka, do tego kilka kroków pośrednich, ale czasoprzestrzeń i owszem, to zakres buzowania kwantowego, dziejącego się brzegowo, ale tu już w pełni się czasoprzestrzeń formuje.Kwant w ruchu, a przestrzeń i czas nabierają cielesności.

Ponieważ docisk zewnętrzny trwa i trwa, i trwa – aż do środka tej całościowej zmiany, to w kolejnych punktach węzłowych, kiedy tylko jednego kwanty trzeba do dopełnienia, znów dochodzi do zapaści, na coraz niższe poziomy ewolucja schodzi – ale przybiera jednocześnie na wadze. Coraz większe tworzą się "zbrylenia" materialne, o coraz większym wewnętrznym skomplikowaniu – a zarazem coraz mniej liczne są to zbiory. Cóż, skoro wymaga to całej piramidy kwantów, więc w budowę kolejnego bytu wchodzą zbiory i zbiory zbiorów - to takie w

23

Page 24: Kwantologia stosowana 2

kupę się zbieranie musi trwać. I wymaga zasobów. Dlatego może zaistnieć w całości sporo, ale na pewno nie dowolnie dużo. Cóż, nawet w nieskończoności nie ma zasobów na wszelkie oraz dowolne. - Ot, wieczna zasada krótkiej kołdry daje znać o sobie.

W miarę zapełniania się wnętrza sfery jedynkami czegoś, w trakcie dociskania elementów do siebie, tworzą się kolejne poziomy zmiany, od najbardziej rozedrganych, od energetycznie zasobnych – czyli od górnego zakresu widma promieniowania, aż po te "zerowe", ospałe i masowe. Czyli już materialnie atomowe. Z chwilą wypełnienia się w sferze wszystkich możliwości komplikowania struktur promieniowania – od tego momentu, ponieważ nacisk zewnętrzny nie ustaje i dopływ kwantów trwa, od tego momentu "zagęszczanie", zbrylenia toczą się w ramach układu okresowego i atomowej drobnicy. - A później dalej, w ramach następnych poziomów ewolucji.Zasada docisku, "maszyneria ciśnieniowa" jest cały czas w ruchu, a jej produktami jest i obserwator, i wszystko wokół niego.

Istotny z punktu widzenia tegoż obserwatora jest moment "zapłonu" w sferze, pojawienia się światła. To stosunkowo wczesny etap tego procesu, ale ważny z powodu faktu obserwacji: wcześniej dla fizyka rejestrującego zdarzenia nic nie istnieje – a "w punkcie", nieomal natychmiast, wybucha promieniowanie i światło jako takie w każdym już kierunku. Wcześniej nie było niczego, ciemność i bezkres oraz wieczność – i jest "pstryk", zapala się, "staje się jasność".

Z punktu widzenia obserwatora fizycznego, zawartego w zmianie – co trzeba podkreślić w tym kontekście – fakt zaistnienia w sferze, i to w każdym kierunku jednocześnie światła, to jest proces wybuchu, zapalenia się. Ten moment musi uzyskać w tym ujęciu formułę etapu pierwszego – i początku.I jest zdumienie fizyka, i jest zakłopotanie filozofa, który się w fizyczności nurza i na niej opiera, a przy tym odrzuca dziwy jako tłumaczenie tego momentu. I jest próba za próbą przeniknięcia tej świetlnej zasłony, która jest jedynym dostępnym faktem – i jest aż do nerwowości poszukiwanie rozwiązania.Dlaczego wybuchło – co wybuchło – gdzie wybuchło – jednorazowo, a może wielokrotnie wybuchło – jednostka czy zbiór – nieskończony a może skończony – reguła czy wyjątek... ?

Pytania istotne, ale wynikają z samej istoty obserwacji – z punktu obserwacyjnego i jego cech, czyli środkowego położenia w zmianie; a po drugie, z zawierania się w procesie, czyli możliwości odbioru i pomiaru takich faktów, które już są mocno rozbudowane. Zdarzenia prowadzące do wyłonienia się na poziomie obserwacyjnym elementu w jego cielesnej postaci – ten brzegowy zakres zmian jest skryty na zawsze, poza pomiarem. Warunkuje pomiar, ale jest poza nim.Z tego też powodu cały i rozwleczony w czasie oraz przestrzeni tok zmiany prowadzący do "światła", to znajduje się poza zasłoną samej świetlnej ewolucji – po prostu zaistniała jasność zakrywa ciemność wcześniejszą, elementy już rozbudowane, w obserwacji od środka, są dosłownie większe od tych poprzednich – i przesłaniają pomniejsze. I dlatego punktem najdalszym w przeszłości, i zarazem najniższym w

24

Page 25: Kwantologia stosowana 2

aktualnej obserwacji, jest najbardziej rozedrgany oraz najmniejszy tym samym element promieniowania.

Kiedy we wszechświecie pojawia się światło widzialne, ewolucja tej struktury jest już daleko posunięta, a historia zmian liczy spory zestaw kroków pośrednich. Zakres widzialny lokuje się praktycznie w środku całego widma, więc dochodzenie do tego momentu trwało. A jednocześnie w obserwacji fizycznej dystans od początku do światła podlega skróceniu, pojedyncze fakty są trudno rozróżnialne, przez co nakładają się na siebie. Jak w przypadku złożenia kilku zdjęć, obraz jest prawdziwy, oddaje treść, ale sumuje się w jedność, gdy ta jedność składa się z wielu odrębnych etapów.

Czy opis mityczny zaistnienia światła we wszechświecie jest błędny i odległy od prawdy? W żadnym punkcie, jasność się stała – i wybuchła. Czy opis mityczny zaistnienia światła we wszechświecie jest błędny i odległy od prawdy?Jak najbardziej. Jasność się stawała i żadnego wybuchu nie było.

Oba stwierdzenia są prawdą - oba opisy są poprawne. Nie któryś z mnich, ale jeden i drugi łącznie oddają ten fakt. Nie wolno ich rozdzielać, ponieważ jednostronność ujęcia prowadzi i do zafałszowania obrazu, i do niezrozumienia procesu zmiany. Ogląd z wnętrza, ogląd fizyka jest potrzebny na równi, jak ogląd filozofa, czyli zewnętrzny. To na bazie ustaleń z zakresu "namacalnego", na bazie fizyki, może filozof zbudować obraz brzegu, więc na zawsze ciemnego i skrytego zakresu, i dopełnić nim widoczne. Jednak żeby to przeprowadzić, w świecie musi się pojawić ten fundament i dalej pokazać w pomiarze, a następnie przybrać postać wniosku. No i musi być wzmiankowane światło, żeby można było to zapisać na jakiejś kartce papieru.

I jest jasność.

25

Page 26: Kwantologia stosowana 2

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 2.5 – Materialna głębia.

Prawda, wysoki sądzie, potwierdzam, mam życiową słabość do materii i ją zbieram. Tak, wysoki sądzie, pan prokurator zebrał i zestawił wszystko, w ogólności prawdę opisał. Nie zaprzeczam, tam a tam i w czasie opisanym byłem, próbki pobrałem. Wszystko prawda i szczera w szczegółach prawda. Ale, wysoki sądzie, choć to prawda jest, to w swojej głębinie zafałszowana, czyli rozmijająca się ze stanem i faktycznością. Wnioski, które prokuratorsko padły, zupełnie się z rzeczywistą prawdą nie mają, to w innym kierunku idzie. Prawda, wysoki sądzie, zbierałem, ale w celu naukowym, ku ogólnemu pożytkowi. I sprzeciwiam się, żeby to znieważać, to praca dziejowa była, z perspektywami.Tak, wysoki sądzie, z perspektywami. Raz nawet udało mi się bliską przygranicę w celu naukowym zwiedzić, pan prokurator tego w swojej mowie nie zaakcentował, ale tak było. Działanie się rozwijało, już strefy granicznej sięgało, ale organa się wtrąciły, niestety. Tak bym już daleko w badaniu materii zaszedł, a tak jestem tutaj. I to w zupełnie niezrozumiałym charakterze.Tak, wysoki sądzie, to badania były, wielkie, przekrojowe, naukowe i wszelakie. Tak, wysoki sądzie, ważne były, podstaw i fundamentów sięgały. Owszem, ma wysoki sąd rację, próbki brałem do badań, ale to życiowa konieczność była, naukowa konieczność. Bo czy sąd wie, jak się teraz naukowo dzieje, ma pojęcie sąd, jak badania się dla dobra ludzkości prowadzi? Sąd nie wie. No i lepiej żeby sąd musieć tego nie musiał wiedzieć. Żałość, można powiedzieć, wszędzie taka marność ponad marnościami. Co sobie człowiek naukowy, choćby taki jak ja, temat nośny badawczo wymyśli, co sobie jakiś wiekopomne i nośne zagadnienie w trudzie ustali, to mu zwierzchność momentalnie i od razu, wysoki sądzie, już od drzwi mówi, że nie ma, że środków brak, że trzeba się dzielić i ograniczać. Że, słowem, wszystko się będzie dobrze i pięknie działo, jak opętany naukowo sobie finanse sam najlepiej sprawi. I ja sobie środki sprawiłem, wysoki sądzie, ja na garnuszku społeczeństwa nie chcę być. Ja środki budżetowe i i trud podatnika szanuję głęboko i podziwiam, ministerialny zawrót głowy z przydzielaniem oraz dotowaniem nie chcę pogłębiać, to dla mnie niegodne, bo ja osobowość naukową posiadam. Bo ja szlachetnej materii produktem jestem, wysoki sądzie. Owszem, wysoki sądzie, to jest sztabka, wszystko prawda. Ale taka właśnie była do badania zawartości materii w materii niezbędna, po prostu to konieczność była. Sąd wysoki powie, że to sztabka złota, i sąd będzie miał rację, sąd powie, że to obrączki ślubne, też to pełna prawda, sąd powie, że biżuteria jubilerska, i trudno takiej przenikliwej uwadze zaprzeczyć. To wszystko prawda prawdą głęboką przesiąknięta. Ale, wysoki sądzie, to tylko sądowa prawda. Bo jest jeszcze naukowa prawda, sąd wybaczy, ośmielam się powiedzieć, że i ważniejsza w naszej rzeczywistości. Bo gdzie byśmy dziś byli, jak by nasz świat wyglądał, jakby przeszłe pokolenia badań naukowych w realności nie prowadziły, jakby sądy zakazywały i cenzurę badawczą

26

Page 27: Kwantologia stosowana 2

stosowały? Sąd przyzna, że w innym miejscu. Może i w mało ciekawym miejscu. Tak, wysoki sądzie, te wszystkie przedmioty, co to leżą zupełnie w bezładzie przed sądem, to naukowo zebrane próbki badawcze, do celu i ogólnie. Tak, potwierdzam, to próbki w celu naukowym pozyskane. Bo ja, wysoki sądzie, metodologię badawczą ściśle przestrzegałem, dwa razy w to samo miejsce, dwa razy do tej samej skrytki sejfowej nie sięgałem, uchowaj. Wiarygodność badawcza przede wszystko, dla mnie czystość próbki najważniejsza. Owszem, w granicach generalnie się mieściłem, raz, jak wspomniałem, bliskiej zagranicy poznaniem sięgnąłem, ale organa się wtrąciły. Bo plany oczywiście miałem, to zrozumiałe, chciałem eksplorację poprowadzić daleko i dalej, tylko że organy się wtrąciły. Szkoda, perspektywy były.Tak, wysoki sądzie, próbki tylko pierwszej klasy brałem, przecież żadnego materialnego fałszowania nie miałem w planach, do badań i zestawienia wyników tylko czysta materia się nadaje, mieszaniny to nie ja. Po co to było, sąd pyta. Mówiłem, do badania. Jakiego? No, głębokiego. Ot, widzi sąd tę sztabkę i kolejną, dla sądu to żadnej różnicy nie przedstawia. A to błąd, wysoki sądzie, wielki błąd, co prawdę deformuje. Prawda, złoto jak złoto, takie a takie, świeci i kosztuje odpowiednio. Tylko że to powierzchnia obserwacyjna, taka zupełnie bez znaczenia, to złudzenie dla mało wyrobionego umysłu. Tak, wysoki sądzie, złudzenie. Niech sąd sobie wyobrazi, że ta mała sztabka, fakt, nie taka mała, to dziejowo zawieruszona w tym miejscu pozostałość po kiedyś dawno tam zapadłym słońcu. Tak wysoki sądzie, to już naukowo zbadane, to pozostałość. Była sobie gdzieś tam gwiazda, dawno to było, no ona się zapaliła, zgasła, a później wybuchając rozniosła. I teraz jej szczątkowy kawałek leży przed sądem. Po prawdzie, wysoki sądzie, w tym sądowym budynku i w ogóle wszędzie, tu tylko i wyłącznie takie popielisko i odpadki gwiezdne, niczego innego. Owszem, można takie też badać, naukowo obrabiać, ale to nie dla mnie, ja szlachetną i dostojną materię poznaję, byle czym się nie zajmuję. Atom żelastwa to niby podobne, ale przecież też pospolite. To leży na ulicy, się starzeje rdzewiejąc, zamienia w pył i unosi. A atomowa konstrukcja złotonośna z samej swojej szlachetności aż po oczach bije, to się rzuca mocno w rozum, to wyobraźnię podnieca. Sam sąd powie, że tak jest. Fakt, sąd nie może.Tak, wysoki sądzie, prawda jest taka, że każda z tych próbek to w badaniu inny już element świata, z innej epoki dziejowej. Dla sądu to kawałek żółtego metalu, z takiego a takiego sejfu, i tak dalej. A to najmniej ważne, to zupełnie nieważne. Przecież, wysoki sądzie i szanowni państwo, to naukowe dowody na przeszłość świata, w nich zawarta jest nasza historia. Wysoki sądzie, sąd przyzna, że to nie może tak być, żeby ktoś jeden tyle naszego wspólnego dobra sobie w skrytce trzymał, badanie utrudniał, prawdę skrywał, tak nie może w świecie się to dziać. Wiem, wysoki sądzie, prawo znam i szanuję w detalach. Ale jest jeszcze prawo nadrzędne, prawo prawdy wiecznej i naukowej, ono najwyższe.No i ja, wysoki sądzie, nim się kierowałem, zawsze i wszędzie jeno prawdę naukową zbieram. Bo dla mnie, wysoki sądzie, każdy zebrany i zbadany kawałeczek materii to przyczynek, to kroczek w stronę i dla dobra prawdy, nie inaczej. Dla sądu to tylko złota błyskotka,

27

Page 28: Kwantologia stosowana 2

a to przecież kolejny atom i świadek dalekiej epoki. Tak, wysoki i godny sądzie, każdy atom to posłaniec z przeszłości, co to się tu znalazł i nam zaświadcza, jak to było. Więcej, wysoki sądzie oraz szanowni państwo, każdy atom w tej sztabce to inna dziejowa epoka i warstwa, to inny czas i przestrzeń. Tu, wokół nas i w nas, tylko atomy i ich zbiorowe dopełnienie pierwiastkowe, ale to zawsze się tylko z jednego miejsca poczynający fakt materialny. Wysoki sąd na tę lampę migającą spojrzy, banał świetlny, prawda? A nie, wysoki i szlachetny sądzie, błędna interpretacja. To nie lampa błyska, ale z odległej przeszłości naszej i głębiny materialnej sygnały do nas wysyła kiedyś tam zaistniała ewolucja. Niech wysokie zebranie tak to sobie przedstawi, że każdy jednostkowy czy to atom, czy dowolna materialna jednostka, że coś takiego na własnej i tylko dla niej w historii przynależnej orbicie kołuje, no i że z niej, jak czymś w taki stan szturchnąć, do nas błyska. Im dalej, tym bardziej to się czerwone robi, tak samo, jak to astronomiczne badanie wykrywa. Bo to nie ma znaczenia, wysoki sądzie, czy to się w dalekość naukową zapatrzyć, czy w głębinę materią badaniem skierować. To zawsze to samo, choć ilość próbek do zbadania różniasta.Tak, wysoki sądzie, każdy atomowy stan do nas z daleka i głębokiej czasowej pozycji sygnały przesyła. Fakt i owszem, to prawda sądzie i szanowna publiczności, to, co tu przed nami leży i co odnotowane w aktach zostało jako złoty bibelot, to światło realnie i zgodnie z prawami fizyki odbija, czyli jest jako jest. Ale też prawdą jest poważną, że to się z owej wielkiej przestrzeni czasowej tak tutaj objawia. Że tam i kiedyś to powstało, ale tutaj i teraz pokazuje, że jest i jakie jest. Tak wysoki sądzie, to zawsze inna atomowa próbka, zawsze jednostka i unikalność. Tak, wysoki sądzie, zmieszanie może do nieporozumień doprowadzić, fałszerstw laboratoryjnych zamierzonych lub nie można się po takiej niepoprawnej metodologii badawczej spodziewać. A to przecież groźne jest, wysoki sądzie. Tak, groźne. Bo to zasadnicze znaczenie ma, to fundamentalnie ważne jest, wysoki sądzie. Jak się to objawia? A tak, że na ten przykład zmierzy ktoś sygnał atomowy, co to do niego z daleka dociera. Niby atom od atomu się nie różni i niby wszystko się zgadza. A nieprawda, a błąd, a problem wielki z tego może wyniknąć. Tak, wysoki sądzie, problem. No bo przecież każdy atomowy sygnał, jak mówiłem, z innej epoki, wcześniej albo i później powstały. Pięknie laborant to znakuje, światło takie albo takie wykrywa, niby wszystko w detalach poznaje. Tylko jest ważne pytanie: z jakiej epoki to światło, ono stare czy młode, od ciągu atomowego głównego, czy izotopowe? A może z jeszcze innego? - No i jest dylemat, wysoki sądzie, zasadniczy. No bo jeżeli człowiek ma swoją datę życiową podać, to poda, wszystko pięknie. Ale jeżeli w badaniu naukowym dokładnego zlokalizowania w czasie nie podam, to może z tego coś złego wyniknąć, może się obserwacja zagrożenia do faktu nie zbliżyć. I problem, wysoki sądzie. Bo nagle coś się mało przyjemnie pokaże i uszkodzi ciągłość świata, czy tylko cielesną. I jest nieprzyjemnie. Sąd to wie, sąd to często bada.Zdatowanie w naukowym badaniu, wysoki sądzie, to podstawa, to być i nie być naukowego czynienia, to fundament wszystkiego. Można to na przeróżne sposoby robić, metody są. Na ten przykład prokurator swoje badanie wstępne prowadził poprzez odpytywanie, a to kiepska

28

Page 29: Kwantologia stosowana 2

w ścisłości metoda. Stąd, wysoki sądzie, błędy w materiale sądowym występują, sąd to zauważył. Można naukowo węglowe szczątki badać, ale i to metoda przybliżeniem mało szczegółowa. Tak po prawdzie i do bólu po prawdzie, żadne dzisiejsze datowanie momentu sięgać nie sięga, to zawsze, wysoki sądzie i szanowna publiko, to zawsze jeno przybliżenie, plus minus ileś tam, milion latek w tę lub drugą ze stron, to norma w tym zliczaniu. Więc jak tu się rozeznać, jak to wszystko ponumerować i przypisać do konkretu dziejowego? Nie można i się nie da, wysoki sądzie. Tak, wysoki sądzie, ma sąd trafną intuicyjnie uwagę, to wszystko w tej naszej materialnej głębi, tak się kotłujące, to identycznie w obserwacji dogłębnej się prezentuje jak na niebie. Jak to sobie w teleskopach astronomowie pokazują, te galaktyki, skrętna tak albo owak, te gwiazdy i planety krążące po orbitach, pyły wszelkie oraz wybuchy. Tak, wysoki sądzie, tak samo to się w materialnym naszym jestestwie prezentuje. Fakt, trudno się do tego badaniem dostać i odpowiednie wnioski wyciągnąć, ale to tak samo idzie. To zawsze i w każdym przypadku tak samo jest, tyle że w górę olbrzymie kawałki się bada, a w głąb szczypta próbkowa wystarczy. No, czasem więcej, sztabka się przyda, to prawda, ale to przy szeroko rozciągniętych w czasie badaniach konieczność. Tak, wysoki sądzie, można to sobie tak właśnie prezentować, że do nas z tej wielkiej czasoprzestrzeni jakaś bytność sygnał kieruje, że rozum czy tylko gwiezdna i naturalna konstrukcja informacją na swój temat miga. I każdy kolor w tym sygnale to inny poziom, inny czas zaistnienia takiego sygnalisty. Zawsze inny, wysoki sądzie. I nigdy to się nie powtarza. Każdy z nas, wysoki sądzie, na takiej z przeszłości w przyszłość przepływającej energetycznej prostej, to, wysoki sądzie, tylko jednostkowe zaistnienie. Niczego takiego nie było, nie ma i nie będzie – każdy z nas tutaj tylko na chwilę. To takie prawo jest, ponad dziejowe.Tak, wysoki sądzie, tylko prawdę mówię, żadnego zagmatwania się w słowie nie dopuszczam. Badanie naukowe prowadziłem, a jak wysoki i łaskawy sąd pozwoli, to dalej będę prowadził. Ja, wysoki sądzie, w naukę wierzę, w poznanie wierzę, w prawdę wierzę. Ja wiem, że dużo pracy jeszcze przede mną, że materię zbadać dogłębnie to wysiłek i szukanie w stogu, ale nie ustanę, nie potrafię. Wysoki sąd wie, że w świecie tyle jeszcze miejsc do przebadania, tyle próbek wydobyć z ukrycia trzeba, dla nauki pobrać i porównać. Że to poraża umysł, gdy bezużyteczność takiego zakrycia przed światem stwierdzi, że to trzeba wydobyć i oświetlić potencjalnie nośną naukową wartością? - Sąd to wie, ja to wiem, i wszyscy to wiemy.

I dlatego warto sięgnąć w materialne głębiny.

29

Page 30: Kwantologia stosowana 2

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 2.6 – Rzeczywistość, czyli co?

Żyje sobie człowiek żyje na tym świecie iks lat z okładem - niby w tym nic wielkiego, przecież każdy tak ma. Niby nic interesującego go nie spotyka, co najwyżej żona wypuści się z pobliskim znajomym dalszą okolicę zwiedzać, co najwyżej jaki wypadek człowiek zaliczy i autko skasuje, albo go z pracy biurowej będą zwalniali za jakieś tam nie wiadomo co. Słowem wszystko to pospolite i wszystkim znane do znudzenia.Ale czasem się w tym byle jakim życiu codziennym tak robi, jakoś w duszy cielesnej się przestawi, że siądzie człowiek, w przestrzeń i czasowo się zapatrzy, a w nim myśl taka dziwna zacznie kołatać: co to rzeczywistość? dlaczego to tak jest, jak jest? czym jest świat i co to wszystko znaczy?Rozumie się, to tak nieoczekiwanie człowieka nachodzi, tak z rana, a może wieczorem, to tak nurtuje jestestwo i domaga się wyjaśnień, że nie sposób się oprzeć. No i rzuca wówczas pan Zdzisio robotę w biurze i w świat daleki się wybiera, żeby tłumaczeń szukać. Kiedyś tam się był przeterminowanych bajek naczytał, o mądralach ponoć w odmętach społecznych bytujących wywiedział, więc teraz odszukać te stwory postanawia. Co by się o rzeczywistość wypytać.

No i idzie, idzie przez ten światowy padół, ludzi zaczepia, o sens pyta, o rzeczywistość zagaduje - pytania o co się tylko da zadaje. Ale ludzkość, w tym żadnej sensacji nie ma, rozpowiadać o takowych sprawach nie chce, pana Zdzisia zbywa burczeniem, czasami też psem szczuje. A generalnie w wielkim poważaniu to posiada, co przecież żadną niespodzianką nie jest. Ale napotkał wreszcie bohater naszej opowiastki osobnika, który o złożoności rzeczywistości z nim wymienić uwagi też zapragnął. No i tenże osobnik taką mu dłuższą gadkę w temacie zaprezentował:

"Pytasz się, co to rzeczywistość... No, pytanie, trzeba przyznać, ciekawe, nie powiem. Ty sobie pewnie tam myślisz, że rzeczywistość jakaś tam jest, że to wszystko wokół i w tobie to takie mocno i aż fundamentalnie pewne i trwałe, prawda? No i, widzisz, ty się tak w całości mylisz, tak zwana rzeczywistość nie istnieje, niczego tak nie ma. Złudzenie to wszystko... Tak, złudzenie, nie dziw się. No, nie w tym prostym a prostackim mniemaniu, że tego nie ma, że to na umyśle się tylko człowiekowi dzieje, nie. To, widzisz, o to chodzi - że tego tak nie ma, jak my sobie to przedstawiamy. Ty tam coś na tym obrazku świata widzisz, ja swoje, ale to i tak dalekie od tego rzeczywistego. Bo to złudzenie - to nasze spojrzenie to złudzenie. I fakt, nie może być złudzenia w pustce, to jest oczywistość, musi być coś, co takie złudzenie dla nas pokazuje, ale ono się inaczej w sobie układa, niż my to postrzegamy... Każdy rzeczywistość swoją inaczej ze sobą taszczy, pojmujesz?... Ty swoją, ja też. I nie ma jednej i ostatniej tej rzeczywistej złudy, wszyscy popatrujący tę rzeczywistość dla siebie samych mają, każde spojrzenie równe sobie

30

Page 31: Kwantologia stosowana 2

i jednako ważne. Rozumiesz? ... Siedzimy tu sobie, browarka pijemy i jest dobrze. I to ta nasza rzeczywistość jest, wspólna. Tam idą sobie ludzie w celu im wiadomym i też mają swoją, też ważną. Także z nami ona wspólna przez świat, całość wszystkiego. Ale zarazem to rzeczywistość indywidualna, jedna i jedyna, i to poprzez historię. Nie ma podobnej i nie będzie. Rozumiesz?... Ty idziesz, ludzi tak sobie zaczepiasz, o rzeczywistość zagadujesz, i co, myślisz, że ci powiedzą? A co mają ci powiedzieć? Niby przez wspólnotę świata tak ogólnie mogą ci powiedzieć, i ty to zrozumiesz. To część wspólna i porozumienie umożliwiająca, ale wszystko poza tym osobiste, życiem konkretnym naznaczone, jakoś podobne, ale jednak inne. Dla ciebie jedna rzeczywistość, dla mnie moja – dla ciebie jedno jest ważne, dla mnie drugie. Tak przykładowo, masz piątkę pożyczyć, pierwszego oddam... Nie masz."

Ruszył pan Zdzisio dalej i zaszedł w jedno miejsce. Innego poznał. Przypowieści wysłuchał."Widzisz jest dom. Taki każdy. Fundamenty, dach, okna i drzwi. Nic szczególnego. I co, pytasz, gdzie tu rzeczywistość? W tym, że to w twojej obserwacji całość funkcjonalna, pełna konstrukcja. I ona w twoim spojrzeniu inna być nie może. Zauważ, że to jest 'dom' już w stanie skończonym, tu niczego nie brakuje. To ważne, bardzo ważne. Dlaczego?... Wyjdź w swoim zastanawianiu się nad światem od tego, że to proces, że się zaczął kiedyś tam, jest stan teraz, ale wszak za chwilę, kosmiczną chwilę to się skończy. To już wiadomo, nauka w dowolny sposób ten fakt potwierdziła. Można się spierać, kiedy w tym się zaczną dziury robić, ale nie co do tego, że to tak będzie. Tylko, zauważ, o tym fakcie wiadomo dlatego, że badamy, że uczymy się oglądać to wszystko – i że wyciągamy wnioski... A teraz ustaw to sobie tak od początku, naszego osobniczego początku i zarazem w całości, jako społeczeństwa. Oto przychodzi na świat nowy człowiek i się rozgląda, na przykład ty. To oczywiście nie jest żadna tam w sobie pusta karta, to zapchane z poprzedniego etapu informacjami i komórkami istnienie, ale wobec tego, co w świecie się znajduje, to rzeczywiście jeszcze pustka, trzeba się wiele nauczyć. I co takie widzi, co odbiera zmysłami?... Jakieś plamy, dźwięki, w których na tym poziomie nawet rytm trudno znaleźć, słowem, pojedyncze fakty w ich fizycznej postaci. Leży takie coś w kołysce, piszczy, żeby dać sygnał o tym i tamtym, w sumie nic ciekawego to nie jest, zadatek na przyszłość, który może, ale nie musi się w osobnika zamienić. I to tak trwa, długo trwa... Po jakimś czasie wylezie z tej kołyski, bo już pewne zasady świata się w nim wdrukują, rozpoznaje bliskie sobie twarze i poznaje okolicę. Czyli raczkuje i podłogę smakuje, później do okna z ciekawością zagląda, za drzwi, i tak dalej. A to wszystko, zauważ, bo to istotne, w pełnym domu się dzieje, co by i tym domem nie było. Każde takie obserwowanie świata dlatego jest w swojej złożoności możliwe, że wszystkie składowe tego 'domu' już w realności są, tu niczego nie brakuje – tu liczy się każdy element. To nie prowizorka, która dopiero się staje, zrozum to... Dlaczego to takie istotne? Ponieważ, jak już staniesz na nogi i jak się tak całościowo rozejrzysz, masz te wszystkie fakty dostępne, one tu są i warunkują twoje spojrzenie. A przecież 'okna' i inne wtyczki do świata, czyli twoje zmysły, to zaledwie niewielki, maleńki zakres

31

Page 32: Kwantologia stosowana 2

z całości, to szparki, przez które obserwujemy. I aż dziwne, że w tym spojrzeniu nie ma dramatycznie wielkich błędów, że można kroki w świecie stawiać i zazwyczaj w ścianę się nie trafia. Że to długo trzeba poznawać i uczyć się, oczywistość... Później jeszcze dalej idziesz, z domu wychodzisz, rozglądasz się, poznajesz wszystko, co można poznać. Ale czy to wszystko? Zadaj sobie takie pytanie, to w twojej sprawie również ważny element... Przecież 'domu', w którym się pojawiłeś, w jego powstawaniu nie widziałeś, bo to niemożliwe. No i jego końca też nie zobaczysz, to też niemożliwość. Ale wiesz, że się budował, i chcesz to poznać. Jak to zrobisz? Możesz użyć do tego przyrządów, zbadać wszystko od fundamentów po czubek dachu, i co, już wszystko poznałeś? Możesz pytać poprzedników, szukać czego w archiwach, badać szczątki historyczne, które zaświadczają okresy budowania – i co, uważasz, że to już wszystko?... Otóż nie, to tak na jedno spojrzenie z tego wszystkiego. Zauważ, że twoja osobista historia się zaczęła iks z okładem temu, i to jest dla ciebie już wszystko. Jednak przed tobą byli inni i po tobie będą kolejni, na historię domu też tak samo można spojrzeć. Ty na dziś postrzegasz dom w jego skończonej formie i to jest dla ciebie dostępne, ale to dalece nie wszystko, rzeczywistość świata jest dalece inna od tego obserwowanego – jest znacząco większa... Ty powiesz, że to gadanie takie tam, że co w tym dziwnego. Ale ty sobie podstaw pod nazwanie 'dom' słowo 'wszechświat', tak na sprawę spójrz. Nasza pozycja tak właśnie się prezentuje, zauważ. Jako konstrukcja pojawiamy się nie w dowolnym momencie, ale w ściśle określonym i policzalnym, i jest to jedyny taki moment w dziejach tego świata. I to nie jest żadnym tam jakimś przypadkiem, gdybym mógł, to bym ci to do głowy wbił na wszelkie sposoby, i jeszcze przyklepał. To nie żadne tam dziwactwa i odchylenia od normy, o czymś takim zapomnij na wieki wieków, ale w sprawie, w chwili naszego zaistnienia głęboki fizyczny sens się kryje, rozumiesz? - Nie wcześniej, nie później, tylko w środku, to jest nasz moment. Tylko w chwili, kiedy wszystkie elementy można w okolicy zaobserwować i zużytkować – kiedy są dostępne składniki do produkcji takiej gadatliwej poczwary, rozumiesz? Czy w zakątku się jakim tak podzieje, że taka poskręcana kodem bytowość się pojawi i że sobie o tym pogadamy – no, widzisz, to jest pewne tak na kilka szans na wszechświat. Ale to, zauważ, jedynie szansa. Może z tego coś wyrośnie, a może tylko zadatkiem się okaże... Naszym zadaniem, każdego z nas i wszystkich razem, jest tak spojrzeć na ten tutejszy dom-wszechświat, żeby wyjść w zastanawianiu się od takiego, co pod ręką i najbardziej widoczne, i jedynie zresztą dostępne – ale żeby tak z tego środka, i zawsze od wewnątrz, żeby się w spojrzeniu już nie ograniczać do tego, co widać i co jest. Bo to, po prawdzie, i obejrzane, i obmacane, i posmakowane - nawet zrozumiane. Chodzi o to, żeby opierając się na istniejącym, tu i teraz istniejącym, jak na materialnej opoce się opierając - żeby ujrzeć wszystko. Nawet i to, czego już nie ma lub jeszcze nie ma. I to jest możliwe. Można dobudować, odtworzyć i wytworzyć w umyśle fakty, które były przed naszym zaistnieniem i które będą po nas, można stworzyć obraz tego całego więzienia. Acz zawsze, zawsze jest się uczestnikiem życia w jednej tylko celi. Wyjdziesz w takiej analizie z chwili aktualnej i miejsca tutejszego, a dojdziesz do zawsze i wszędzie... I to już będzie ta twoja ostateczna rzeczywistość."

32

Page 33: Kwantologia stosowana 2

Pan Zdzisio znów ruszył przed siebie, wędrówkę ludową poprowadził. Trzeci się napatoczył."Mówili ci już o złudzeniach? Mówili, to dobrze. A wspominali, co za tym stoi? Nie wspominali. To dobrze. To ja ci powiem... Zjawisz ty się na świecie, tak, i rozglądasz się, tak, i co? Ten świat się okazuje twardy, tak? Właśnie, cholera boli, jak się uderzysz o coś i guz rośnie - stąpasz po tym, bo twarde, a ściana atakuje, jak ją w pospiechu chcesz przejść, prawda? I pytanie, czy to świat jest w sobie taki twardy, czy co? Zadajesz sobie takie pytanie, co? Tylko że po jakimś czasie w szkole cię uczą, bo tak poprzednie pokolenia to wydumały, a nawet potwierdziły eksperymentalnie, że to inaczej idzie, że to złudzenie. Uczyli, co? Dobrze. Pokazywali na lekcjach i filmach, że ta twardość tak prawdą nie istnieje, że to to zmiana w tempie zachodząca, że na dnie świata wszystko się zmienia, jedno w drugie przechodzi, że nic pewnego i nieoznaczona statystyka. Tak to prezentują, tak?... I z czego to się bierze, jak myślisz?... W tym niedostępnym fizycznie i przyrządowo zakresie świata, choć on tu wszędzie obecny, nie ma niczego innego jak cegiełki, takie tam jedynki czegoś, mniejsza o nazwę. Jak ci wygodnie to sobie atomem to nazywaj, czyli niepodzielnym, kwantem, czy inaczej. I takie coś się przemieszcza, nie ma w tym ruchu zatrzymania. Jest nacisk, a w efekcie dowolna i lokalna konstrukcja z tych elementów może sobie zaistnieć, ale to zawsze na chwilę, nacisk ustanie i byt zanika w tle owych jednorodnych jedynek. Na tym poziomie, a w konsekwencji na wszystkich możliwych do wyróżnienia, nie ma stabilizacji. I nie ma niczego, co byłoby elementarne. Nie ma. Fizyk coś tam bada, ale to zawsze złożenie, najmniejsze z najmniejszych, ale dla fizyka. W poniższym zakresie jeszcze dużo kolejnych faktów musi się zejść w jednostkę, żeby to fizyk mógł badać. Tylko z tego wynika, że tych niższych cegiełek żadnym sposobem się nie pozna, to już logiczny i filozoficzny namysł może dojść. Tak?... I teraz taka jedynka się w tej zbiorowości przemieszcza, buduje fakty, skomplikowane fakty. I to skutkuje. Bo jeżeli fizyk ustala, że jest graniczna prędkość w świecie, to przecież to nie oznacza, że się to tak sobie wzięło i że nie wiedzieć, dlaczego taka wartość. Nic podobnego. To tylko w tym wszystkim oznacza, ze prędkość 'c' jest najmniejszą, jaka musi zajść zmiana, żeby coś się obserwowalnego fizycznie pojawiło. Niżej prędkości są dużo większe, ale w obserwacji tu jest dziś granica. Ale, dalej, to ma swoje konsekwencje, tak. Że zawsze postrzeganie twoje jest spóźnione, nigdy aktualne, a w szerszym ujęciu złudne w stosunku do logicznie i maksymalnie pojętej rzeczywistości świata. Tej rzeczywistości nie ma inaczej jak na jedno tyknięcie, na jedno przemieszczenie się jednostek tworzących to wszystko, ale niech to i tam sobie będzie w nazwaniu rzeczywistością. Czyli, tak, widać w obserwacji daleki od tej głębokiej realności fakt. Złożenie, to po pierwsze, a po drugie spóźnione wobec momentu zachodzenia. No i to dlatego jest złudzenie. To nie jest złudzenie w pospolitym ujęciu, że tego nie ma, bo jak najbardziej to jest fizyczny fakt, nawet w formie nieobserwowalnej to jest fakt, ale tego nie ma tak, jak się to tobie przedstawia. Zresztą, o tym szukaj wiedzy u kogo innego, ja tu ci tylko o tym wspominam, twoja obserwacja to nie jest punkt i fakt jednostkowy, ale szeroko i daleko w czasie oraz przestrzeni

33

Page 34: Kwantologia stosowana 2

rozciągnięty akt rejestracji. Na każde twoje jedno 'plamiaste', a więc płaskie oglądanie świata, takie fundamentalnie podstawowe, do którego jesteś zmysłami przymuszony, to w tej rzeczywistości zawsze zbiór faktów, i to szalenie rozbudowany. Dla cienie jednostka, a w ujęciu głębokim mnogość zdarzeń. Czyli złudzenie... Ale ty powiesz na to, że jest ta twardość, że opór taki, że wszystko zatrzymuje, i skąd to, tak? I ważne pytanie, nie byle jakie. To się tej zmiany bierze, z szybkiej zmiany. Ty jesteś rozbudowany w każdą stronę i się składasz z nieprzeliczonej liczby takich jedynek w ruchu, więc zajmujesz kawałek świata i jego rzeczywistości. Więc w każdym swym kroku, a nawet i leżąc opierasz się, trafiasz swoimi elementami na te niżej leżące. Ty się zmieniasz w pędzie, ale i każda jedynka. I zawsze trafiasz na opór tych 'atomów'. Choć to zmiana, to dlatego w doznawaniu stałość. To się zmienia, ale dlatego właśnie pokazuje się dla ciebie jako niezmienność. A fakt zmiany musisz długo badać i mozolić się, żeby to ustalić. Rzeczywistość świata to zmiana, i to ogromnie szybka, ale przez to w odbiorze dla ciebie materialna stabilizacja... Coś niebywale szybko się zmieniającego, to coś ma dla ciebie postać trwałości, jest ciałem i fizyką. I przez to, tak to sobie przedstawiaj, złudzeniem... Ale jedno ci na koniec powiem i ty to sobie zapamiętaj: że to złudzenie, to już wiesz, ale ważne w tym to, że to zawsze Fizyka, z dużej litery. Bo musi być coś, co te złudzenia tworzy i przenosi, nie ma przecież złudzeń w nicości, bez elementu przenoszącego. Zera, pustki niczym nie zapiszesz, ale kwant czegoś może złudzenie budować. Tak. - Dlatego nie wierz ty w takie różne, to jest złudzenie na temat złudzenia. Rzeczywistość w sobie złudzenie ma, ale nie takie. To fizyczne i realne złudzenie. I nigdy inne."

Czwartego pan Zdzisio trafił przypadkiem - trochę był dziwny. Ale temat pociągnął językowo ostro."Nałożyli w głowę, co? - Pytasz o złożenia oraz abstrakcje świata, tak? - Mam ci powiedzieć, jak to wygląda, ha? - A jak moja wiedza niewielka, to co? - Dalej się pytasz, co? - Postawisz? - Może być. - Ja się uczyłem – przeczytałem – różne wiem. - A co. - Ty się po wszystkiemu rozglądasz, co? - I co widzisz? - Tu coś, tam coś, tam inne coś, i co? - Czy to 'coś' to takie, jak widzisz, co? - Sam to już wiesz, że nie, że to złudzenie, prawda? - No, prawda. - Nic tu elementarnego, prostego, same zbiorowe istnienie tego i tamtego. - I co? - A dla ciebie to trwały kawałek, materia, powiesz, co? - A to złożenie obserwacyjne, wiele obrazków w jeden złożony, prawda? - Tu sobie jedynka czegoś jest, tyknie kwantowo i ona już tu jest, ale dla ciebie to nie do zobaczenia, prawda? - Dla ciebie przeskok z miejsca do miejsca, widzisz, to tylko jedynka widzenia, tak? - A nawet, po prawdzie, taka jedynka czegoś to sobie tyknie ileś razy - przesunie się mnóstwo razy - ogromnie wiele razy – a ty widzisz dopiero swoje atomowe coś, rozumiesz? - Na dnie świata tyka – tyk i tyk – pędzi i pędzi – a dla ciebie dopiero jedynka się pokazuje, i to mierzysz, rozumiesz? - Z czego to się bierze? - Z twojej tej cielesnej budowy – widzisz? - Tak, widzisz, ale co ty widzisz? - I jak widzisz? - No to spójrz, jest stół – jest? - I sobie te kwanty buzują – prawda? - Padnie foton jeden i drugi – padnie – odbije od powierzchni – i trafi w zmysł – prawda? - Prawda. - Tylko że jeden

34

Page 35: Kwantologia stosowana 2

nigdy nie wystarczy – jedynki to ty nie zobaczysz, rozumiesz? - To musi być strumień takich kwantowych jedynek, raz za razem, wiesz? - Tam gdzieś głęboko zawsze jest stan chwilowy, 'teraz' świata, tam sobie przeskakuje kwantowo, rozumiesz? - No i jak ten umysł może z tym sobie poradzić, no, jak? - Zbiera, sumuje, punkt po punkcie w swoich zakamarkach magazynuje, pojmujesz? - Niczego więcej nie ma, tylko ten chwilowy tik-tak, a mózgowie to zestawia w coś, w co? - A to już mało ważne. - Taki atom, choćby, czy elektron, czy rozum, kapujesz? - Tyka, ale że długo tyka, to zbierze się w oglądaniu – i na skutek naszego powolnego oglądania – w konstrukcję jakąś, co, widzisz? - Zgoda, takie 'teraz" różnie tam można opisywać, wiesz? - Raz najmniejsze z najmiększych, raz największe z największe, ale to zawsze jest chwila teraz, rozumiesz? - I zawsze dla ciebie się to będzie pokazywało złożone, nigdy jedynkowe, rozumiesz? - Stąd w tobie ten obraz czegoś się składa, tej naszej rzeczywistości, tak zwanej rzeczywistości, tego musisz w sobie szukać, rozumiesz? - Ty ją tworzysz w każdym spojrzeniu, składasz sobie, sumujesz, choć o tym nic nie wiesz, bo to twoja podprogowość obserwacyjna tworzy - co, łapiesz sens tego zbierania? - Wszystko, co widzisz, a nawet i to, czym jesteś, to zbiór i złożenie, to abstrakcja, rozumiesz? - Ciało - abstrakcja, świat – abstrakcja, pojęcia – abstrakcje, całe czy detaliczne ujęcie czegokolwiek – abstrakcja, chwytasz sens? Tu wokół niczego stałego czy elementarnego - wszystko po horyzont to abstrakcja. Rozumiesz?"

Od piątego pan Zdzisio niczego się nie dowiedział. Ponieważ piaty wymownie spojrzał na pana Zdzisia, popukał się w jakimś celu kilka razy w czoło – i odszedł w milczeniu swoją drogą.Za to szósty okazał się osobnikiem bardziej rozmownych, choć może wyrażał się nazbyt górnolotnie.

"Stwórcą jesteś, kolego, stwórcą tego świata. To ty tworzysz swoją rzeczywistość, i to w każdym rozumieniu. Zewnętrznie ją tworzysz, w każdym czynie, który odciska się w otoczeniu, ale i wewnętrznie, składając na obraz i podobieństw tegoż świata swoje abstrakcje. I to one, te konstrukcje na fizycznym nośniku, którymi znakujesz to, co widzisz, co dociera do ciebie dowolnym zmysłem, te abstrakcje w twoim świecie są wszystkim. I niczego więcej nie ma. Każdy z nas, kolego, tworzy sobie świat, jest stwórcą tego świata. Jeden lepiej to robi, inny nieco gorzej, ale nie ma takiego, który by to robił zupełnie źle. Wiesz, dlaczego? Ponieważ błędna, zła hipoteza jest z rzeczywistości świata wykasowywana, jako niepasująca do niego. W swoim działaniu coś spieprzysz, w efekcie ściana cię zaatakuje, bo zachowasz się nieodpowiednio do okoliczności, zachcesz przejść nie tam, gdzie można. Ale jak zbudujesz w sobie abstrakcję, która jest zgodna z aktualnym stanem wszechświatowej zmiany, to wygrałeś, się możesz przejść dalej, zrobić kolejny krok. Tylko ten jeden kolejny. Bo na kolejny znów trzeba zapracować, znów się natworzyć, odczytać poprawnie stan środowiska z tych wątłych, jakże niepewnych danych, które ci zmysły podrzucają w każdym tyknięciu. Jeżeli wtyczki źle pracują, jak czegoś nie dojrzysz, sam, kolego, rozumiesz, trafi cię uliczny ruch albo nisko przelatujący obiekt, albo dowolne co. - Ta realność w tobie się znajduje, kolego, i nie ma innej. Twoja, moja,

35

Page 36: Kwantologia stosowana 2

każdego jest tyle samo warta, istniejesz, to znaczy, że sprawdzasz się w roli eksperymentatora, że wyciągasz poprawne wnioski. A jak błądzisz i się obijasz o kanty świata, cóż, kolego, daleko już nie zajdziesz. I dobrze, żebyś o tym wiedział... To prawda, widzisz, że świat nas stworzył, jednak prawdą jest również, że to my tworzymy świat. Wszak świata nie ma poza chwilą, poza stanem 'teraz', to już wiesz. Ale jak ten stan aktualnie wygląda, jak przebiega na każdym poziomie świata, o tym możesz powiedzieć ty, ja, każdy z obecnych i obserwujących zmianę - każdy ją doznający. Świat nas stworzył, ale ty my stwarzamy świat każdym aktem obserwacji, stwórcą świata jest każdy, rozumiesz? Bo nie ma niczego więcej poza tymi abstrakcjami, które nas zapełniają, które tworzymy pod naciskiem świata. To tylko płynie z kiedyś do kiedyś, a my to w naszym spojrzeniu zbieramy. I wyznaczamy arbitralnie, że w takim a takim miejscu zaczyna się lub kończy jakiś fakt, ponieważ tylko tyle możemy zarejestrować. A tła – najważniejszego elementu procesu – w obserwacji nie sięgamy. Dla nas tło wydaje się nieistotne, zbędne, dopełnia widzenie, ale jest pomijane. A to zasadniczy błąd. Przecież na końcu, kiedy badaniem sięgnie się jednostek tworzących, i tak trzeba powiedzieć i z tego sobie zdać sprawę, że to wyróżnianie jest w nas -że realnie i tak czegoś takiego nie ma. Że badane to złudzenie. Powiemy 'atom', czy powiemy 'elektron', czy podobnie, niby oczywistość - a przecież to tylko chwilowe ujęcie czegoś, co ani takie jest, ani w ogóle jest. Na końcu musimy stwierdzić, że jest chwilowe - i że ponownie w tle za moment zniknie. Na końcu, kolego, musimy powiedzieć, że w takim obrazie najważniejsze jest nasze działanie, a nie sam obraz, że to my ten obraz tworzymy i stwarzamy - a nie, że świat taki jest. Tam się przemieszcza z miejsca na miejsce, a dla nas to ciało lub inne wydarzenie, tam się kwantowo dzieje, a dla nas kwant ma postać już planety czy wszechświata, rozumiesz, kolego? Każde nasze działanie w świecie, to dzielenie jednolitego procesu na kawałki - żeby go w tej zmienności zrozumieć. To pochodna naszych lokalnych możliwości i rozumienia procesu. Tylko że na końcu tego dzielenia i sumowania – na końcu musimy powiedzieć, że to było oczywiście potrzebne, tego inaczej nie sposób zrozumieć, że trzeba było sobie to jakoś ująć w jedynki kwantowe, żeby opisać i policzyć w narzuconym zewnętrznie na zmianę rytmie – ale realnie jest tylko ta zmiana. Niczego ponad zmianę nie ma. Rytm tej zmiany jest przecież dla nas, reguła jest dla nas, świat i zmiana nic o tym nie wie, zachodzi. I dobrze, to jest nasze wszystko, którego dochodzimy na samym końcu. Ale żeby o tym się dowiedzieć, musimy przejść te wszystkie wyróżnienia, je w zmianie poznać – i całościową już zmianę zdefiniować. Zadanie nie takie znów trudne, kolego, rzeczywistość nie jest skomplikowana. W oglądzie wstępnym to wygląda na pogmatwane, ale ostatecznie staje się jasne i przejrzyste – i zrozumiałe. Świat jest tak prosty, że już prostszy być nie może. A co więcej, co pewnie cię zaskoczy, o tym przekonuje się każdy osobnik i każde pokolenie. Prawdę, regułę świta posiadali i posiadają wszyscy. A że czasem było to wyrażane dziwacznymi abstrakcjami? To już dziś, kolego, nie ma znaczenia - jesteś, jesteśmy, i to się liczy. Tak, twoja rzeczywistość zawiera się w twoich abstrakcjach. I nie ma, nie ma innej rzeczywistości."

Pan Zdzisio zadumał się. Ale nie wiadomo, jakie wyciągnął wnioski

36

Page 37: Kwantologia stosowana 2

z tej swojej wędrówki. Żyje sobie człowiek żyje na tym świecie iks lat z okładem, napotka tego lub innego, pogada, czasami doświadczy czegoś ważnego, ale czy to zmieni jego pogląd na wszystko? Czy się z kilku pogaduszek może wiedza o świecie zmienić? Wykluczone to do końca nie jest, ale i pewności żadnej mieć nie sposób. Wypada więc mieć nadzieję, że i pan Zdzisio skorzystał i że stwórcą się poczuł swojej rzeczywistości.

Ale kto go tam wie...

37

Page 38: Kwantologia stosowana 2

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 2.7 – Widmo promieniowania.

Nie można powiedzieć, żeby obroty życiowych sfer obywatela M. były w sposób szczególny skomplikowane, wręcz przeciwnie. Wstaje sobie o czwartej, co by się załapać na połączenie do punktu zatrudnienia - później byczy się przekładając z miejsca na miejsce coś w celu mu nieznanym – a jeszcze później kieruje się na domową wyżerkę, którą szykuje w mikrofalówce, jednocześnie zapoznając się z najnowszymi danymi o tym lub owym, a w sumie zawsze o tym samym. Słowem, taki banał i pospolitość bijąca po oczach, pospolitość po przestrzeni i czasie.Tylko że, widzicie, to się tak pozornie prezentuje - można nawet i powiedzieć, że to tak wygląda w zgrubnym ujęciu. Bo jak już tak z rozpędu głębiej w tym życiorysie poskrobać, tu zajrzeć, tam coś po przyrządowemu zmierzyć, albo i logiką fizycznie filozoficzną sobie prześwietlić – to wychodzi z tego skomplikowanie i zakręcone mocno zagadnienie. A wręcz można powiedzieć, że bardzo złożone.Zdziwi to was, powiecie, jak w takiej pospolitości dziejowej można się dziwnych faktów doszukać, powiecie. I w ogóle, jak je w takim czymś odszukać, kiedy ów cały M. ze swoimi przyległościami, sobie samemu osobowość być może ważna szczegółami, ale jednak po całości to takie ogólne nic, to przeciętność statystyczna i dodatkowo tak jeszcze generalnie uśredniona?A jednak nie, powiem wam. To tylko taki zewnętrzny i powierzchowny pozór, wasze spojrzenie w sobie ułomne z zasady i krótkowzroczne – a przez to niepełne.Tak, nie dziwicie się, każde wasze spojrzenie zawsze w sobie jest powierzchowne i na krótkim dystansie ono się dzieje, ale fizycznie inne nigdy nie może być.

Spójrzcie dokładniej na wzmiankowanego obywatela M., co widzicie? Zaawansowana łysina, worki pod oczami oraz piwny mięsień brzuszny w stanie dynamicznego przyrastania. Ale, zauważcie, takie chodzące po planecie coś, niby byt rozumny i korona stworzenia, to zarazem złożenie – takie wielokomórkowe i wieloelementowe złożenie, mocno w sobie pogmatwane. Widzicie to? Składa się to z atomów, a nawet i elektronów, napchane jest białkowym świństwem i podobnie, wycieka z niego różne takie – słowem, rozumiecie, niby coś pospolitego, a jednak głębiej wielość procesów i faktów.Powiecie, że każdy tak ma, że w tym harmonia życiowa się objawia, ale poza tym nic więcej.

No, może i macie rację, takie M. faktem rzeczywistym wielkiego coś sobą nie reprezentuje. Ale spójrzcie wy sobie na równie pospolity element świata, czyli promieniste widmo naukowo zbadane. Też się w tym takim dzieje fotonowym banałem, jakieś składowe hulają tam bez sensu w swoim drgawkowym tańcu - prawda, że pospolitość?Mówicie, że tak jest i że to wszystko żadnego zadziwienia waszego nie wywołuje. Ha-ha-ha, ja na to wam się zaśmieję. I jeszcze wam w

38

Page 39: Kwantologia stosowana 2

sprawie powiem, że was podpuszczam, kit wam solidny wciskam, no i że wy się na to dajecie prostoliniowo nabierać. Pospolitość sobie uświadamiacie tam, gdzie również wielokrotna złożoność i szalona w swojej procedurze zachodzenia komplikacja. Na lep słówek i wizyjną ukrytą treść się łapiecie bezrefleksyjnie, w przekaz podawany tym lub owym dajecie się omotać bez własnej oceny. Tak, taka prawda w tym waszym stanowisku życiowym się zawiera, można powiedzieć, że w pełni telewizyjna, beztreściowa.

Bo to, widzicie, takie niby nic istotnego, jakieś tam tabelkowe i poliniowane zestawienie drgań promienistych, takie naukowe kiedyś zbadane. - A tu nic z tego, to znów powierzchnia zjawiska, ważna w badawczym działaniu, pomocna w przeróżnych okolicznościach, ale w całości jeszcze nie przenikniona. W całości, wam powiem, daleko we wszystkim nie przepatrzona. Widzicie fakt w tle, a samo tło już w waszym spojrzeniu nieważne, do pominięcia, puste treścią i swoim w głębi znaczeniem. I błąd robicie, zasadniczo poważny.Zaprotestujecie, skrzywicie się, będziecie dowodzić, że mylę się i że głupstwa opowiadam, że widmo fotonowego rozkładu żadnego już w sobie dziwnego elementu nie posiada, od góry do dołu poznane, że w nim wszystko widać, nawet jak nie widać. Że przyrządowo to poznane i nawet wykorzystane – że tak dalej i tym podobne.

A ja na powyższe wam pod kaprawe patrzałki obrazek z owym widmem i promieniami podsunę, do zastanowienia nad wizją przymuszę, rozum i okolicę karzę w analizie logicznej zaprząc. I co? I jak? - Jak taki fizycznie wypracowany w trudzie i laboratoryjnym znoju rozkład tej promienistej ewolucji widzicie, jak to odbieracie? Przecież już to wam jasne, już wiecie, że tylko fakt wyróżniający i rzucający się w oczka się tak pokazuje, że rzeczywiście ważne jest dalsze - więc skryte w powierzchownym oglądzie. Już posiedliście wiadomość, że w tematykę warto mocniej się wgryźć i w jej rozrysowaniu potraktować fundamentalnie. Już wiecie, że chwilowość, że złudzenie, że tylko fragment z całości, itd. I co, i jak?

I nic, dalej nic? A widzicie wy górną część? Widzicie, że sobie w jakimś takim, nie wiedzieć jakim i dlaczego takim miejscu się to w procedurze urywa, widzicie to? Czy to was w zamieszanie pojęciowe nie wprawia, nie zastanawia, nie zmusza do zreflektowania się nad tym wszystkim?... Nie dostrzegacie wy w całości takiego zbioru tej sensownej regularności, nie dzielicie sobie tego zestawu na części sobie równe - oraz jedną, właśnie tę górną, jakoś niepełną? Tak to się wam nie przedstawia?

Powiadacie, że wam się nic podobnego nie prezentuje, że mam chyba senne omamy i że dalej wam kit wciskam z tym równomiernym fotonów rozkładem. Powiadacie, że wam widmo jest widmem, i tyle, że nauka to już zestawiła i że nic więcej z tym nie potrzeba robić, że fakt to jest i że tak to jest. I że lepiej temat na bardziej ciekawy w sobie zamienić, opowiastkę lepszą ludności przedstawić. Choćby też o owym obywatelu M.Oj, ja wam powiem, oj. Wy zupełnie nie chwytacie sensu tam, gdzie on występuje, a zerkacie na to, co prosto podane i co widoczne tak

39

Page 40: Kwantologia stosowana 2

na powierzchni. Ja tu wam niebywale istotną faktografię pod oczka podtykam, cechę świata najgłębszą wydobywam na wierzch, powiązanie ze wszystkim wrzucam do analizy, a wy kręcicie nosami, lekce sobie macie taki temat. Ech.

Przecież w tym niedokończonym w części górnej widmie, w tym kryje się niebywale istotna informacja, to sięga podstaw zrozumienia tej całej energetycznej ewolucji – wszystkiego.Tak, nie patrzcie się tak dziwnie. I zastanówcie się, dlaczego to tak wygląda, jak wygląda? Owszem, fizyka już pomierzyła wszystko i niczego więcej w tym zakresie odkryć się nie da, to zbiór pełny i skończony. Ale dlaczego on jest w tym zestawieniu niepełny, co? Co się za tym kryje, co? Że tak jest, to fakt, ale dlaczegoś to tak w pomiarach się układa – przyszło wam kiedyś takie pytanie do głowy? Postawa w stylu, że tak jest, bo tak jest, to – tak to ujmę – mało w sobie postępowe, daleko się tak nie zajedzie. A przecież, weźcie sobie pod rozwagę, widmo promieniowania właśnie tak się prezentuje, że ono już jest niepełne – że ono, i owszem, w przeszłości miało tę górną wartość, ale jej dziś nie ma i być nie może. I jeszcze więcej, że widma ciągle i ciągle ubywa, zakres do badania się kurczy. - Widmo w jego postaci zbiorczej to nie zestaw raz na zawsze danych faktów, ale konstrukcja pochodna stanu świata i dynamiczna – i w swoich maksymalnych rejonach zanikająca. I jest to rzeczywiście niebywale ważny fakt fizyczny oraz logiczny - taki z odniesieniami i wnioskami do wszystkiego.

Znów nie wierzycie, znów spoglądacie tak jakoś dziwnie – a ja wam teraz mówię, że to prawda swoją głęboka prawdą prawdziwa. Musicie to zaakceptować.Spójrzcie raz jeszcze na rysunek i jego symetryczne rozłożenie do dalszej analizy weźcie. Można tak zrobić, można podzielić zakres w regularne odstępy? Można, jak najbardziej. Widzicie, że w zestawie jest środek, że są kolejne osie symetrii? Widzicie, dobrze. Macie nakierowanie patrzenia na ten górny brak widma? Macie, dobrze... I teraz zastanówcie się, ale tak poważnie, dlaczego to tak wygląda i co z tego wynika?

Że to fakt badawczy, to już padło, trzeba było to pomierzyć i tak zestawić, koniec, kropka. Ale teraz warto na tym widocznym zrobić kolejny krok poznawczy i zastanowić się, jaką informację ten zbiór ze sobą niesie. Bo niesie, bez dwu zdań. Niby banalny zestaw, ale to głębokie przesłanie.Przecież, zauważcie, każda porządna ewolucja ma w sobie środkowy zakres oraz oś symetrii, zgadza się? Oczywiście są powichrowane, a nawet zupełnie skrzywione procesy, ale i tak można w nich środek i oś symetrii wyznaczyć. Zauważcie też, że choć widmo promieniowania to konstrukcja w formule abstrakcji, że nigdzie na świecie nie ma takiego zestawienia, to oddaje ewolucję energetyczną w trakcie jej zachodzenia. A więc musi również zawierać w sobie stan środkowy i oś symetrii - to abstrakcja i narzucona na zmianę zewnętrzna wobec procesu reguła, ale musi oddawać fakt symetrii zmiany. A tego, zauważcie, nie ma. Można zrobić tak, jak na rysunku, czyli wyznaczyć pełny, regularny odcinkami przedział widma – ale realnie

40

Page 41: Kwantologia stosowana 2

tego nie ma. I powstaje pytanie: dlaczego tak jest, co to wnosi do zrozumienia świata? Oczywiście można zrobić tak, jak proponujecie, a więc poprzestać na samym ustaleniu, że są takie i nie inne fakty w widmie. Tylko że to pasywna, mało twórcza postawa – rozumiecie?Ustalenie, że jest tak a tak, i koniec, to, sami przyznacie, banał poznawczy, ważny, ale pospolicie prosty. Rozumiecie?

Rozumiecie, to dobrze. Bo, widzicie, za tak wyznaczonym brakiem w widmie, a to jest przecież fakt, za tym kryje się przekaz, że tych wartości nie ma i że żadne, nawet najbardziej wymyślne badanie już tego nie zmieni. Bo tych wartości nie ma. Ale one były, powtarzam i was zapewniam, i to stosunkowo niedawno w całości ewolucji tego świata, ale to już odeszło w przeszłość, to już historia. I w tym tutejszym wszechświecie nic podobnego nie zaistnieje. Przy czym, co też warto sobie uświadomić, aktualnie górny rejon w widmie i energetycznie maksymalny, to nie jest stan dany na zawsze - to teraźniejszy, chwilowy i przede wszystkim ciągle zanikający w swoich wartościach rejon. Skutkiem niebywale krótkiego przebywania w świecie bytu mierzącego, widmo jawi się jako coś stabilnego, więc odwiecznego, ale to pozór, to złudzenie, które wprowadza w błąd. W głębokiej analizie widać, że widmo promieniowania - a więc również i rzeczywistość jako taka – że to się kurczy i znika. I nieodległe zaniknie zupełnie.

Skoro była chwila, w której widmo promieniowania posiadało w sobie wszystkie elementy, od energetycznej góry do samego zera drgań, to oczywiście trzeba zadać pytanie, kiedy we wszechświecie tak ważny i zarazem szczególny moment zaistniał?W środku przebiegu. W środku zmiany, która oznacza wszechświat. W tym jednym momencie dziejów całościowego układu nastały warunki, w których wszelkie elementy widma były obecne. To w tym punkcie - bo to był punkt - w środku zmiany można było zarejestrować wszelakie częstotliwości. Mówiąc nieco górnolotnie, ale przecież zasadnie, tylko w tym jednym i jedynym momencie brzmiały wszystkie tony orkiestry świata. Gdyby był ktoś, kto by mógł to stwierdzić, opisał by to jako harmonię – pełne brzmienie harmonii sfer.Problem jednak w tym, widzicie, że tego momentu żaden rozumny byt nie mógł zarejestrować. Dlaczego? Ponieważ takiego bytu nie było. W momencie zaistnienia wszystkich częstotliwości, w momencie tego wspomnianego środka – wówczas nie było nigdzie nikogo, kto by taki fakt mógł odnotować. Był środek ewolucji wszechświata, ale żadnego obserwatora zdolnego to odnotować nie było.

Tylko że, widzicie, ten moment był niezwykle istotny nie z takiej tam sobie logicznej układanki, żeby tu pokazywać, że czegoś brak w zbiorze promieniowania, środek zmiany to szalenie ważny moment dla nas i naszego istnienia. Tak, uświadomcie to sobie, właśnie w tej to środkowej chwili zaczęło się to, mogło zaistnieć to, co oznacza nas – czyli komórka rozumu. No i w dalszej ewolucji rozum w swojej pełnej postaci. Uświadomcie sobie, że tylko w tej jednej chwili w dziejach tego były warunki, pełny zakres możliwości, które wiodły do powstania rozumu. Nigdy wcześniej, nigdy później. Rozumiecie? -

41

Page 42: Kwantologia stosowana 2

Wyłącznie i tylko w środku może taki fakt zaistnieć.

Powiadacie, że to naciągane, że życie to proces wielce odporny, że na pewno był wcześniej i będzie później. Prawda. To prawda, że się życie potrafi chwycić wszelkich dogodnych warunków i że się pleni w każdym zakamarku wszechświata. To fakt, ale tylko biologiczny. W przypadku bytu posiadającego rozeznanie i samoświadomość – cóż, to już zupełnie inna gadka. Takie rozumne coś, nawet tak pospolite w swojej pospolitości, jak obywatel M. w jego uśrednionym jestestwie – to może zaistnieć raz i nigdy więcej. Raz jako fakt osobniczy i raz jako fakt zbiorowy. Warunki do zaistnienia rozumu są tylko i wyłącznie w środku całej zmiany. Życie to banał, ale życie rozumne to wyjątek.

I właśnie o tym mówi niepełny zakres widma. Podpowiada, kiedy taki środek wystąpił, pozwala to obliczyć – i zarazem informuje, że to zmiana w toku zachodzenia. A przez to skończona. Też z momentem do wykazania. - Ten brak wnosi wiedzę, że możliwe do zaobserwowania w świecie fakty i elementy, że to nie jest kiedyś tam zaistniały na pełny okres trwania świata zestaw, ale że ten zbiór powstawał i że zanika – powstawał krokami i zanika takimi samymi krokami. Powstał w rytmie od góry, od największych wartości - ale i zanika w takim samym rytmie. I dlatego tego górnego rejonu już nie ma. Bo środek minął, elementy się oddaliły od siebie i tego stanu skupienia być nie może. Już nie może.Do środka zachodziło kondensowanie, zbliżanie się elementów, które tworzyły wszechświat. Zewnętrzny docisk wymuszał wzrastanie w tym układzie ciśnienia, a to skutkowało zbliżaniem jednostek energii i tworzeniem kolejnych poziomów rzeczywistości. W środku tak opisanej zmiany, tylko w tym jednym momencie, tylko w tym punkcie i również punktowo, zaistniały warunki do wytworzenia się najbardziej w tym układzie skomplikowanej struktury – rozumu. Powstała konstrukcja, w której wielowymiarowo dopełniony został zbiór kwantów. Powtórzę, nigdy wcześniej nie było do tego warunków i nigdy już nie zajdą w tym świecie. I to warto zrozumieć – i docenić.Od środka bowiem proces biegnie w drugą stronę. Czyli wcześniejsze skupianie zamieniło się w rozprzestrzenianie – w wybuch i ucieczkę elementów. Ucieczkę w nieskończoność. Że to stosunkowo duży obiekt wszechświatowy, ponieważ tworzą go mnogie elementy, to i zjawisko rozpadu jeszcze trochę się utrzyma i pozwoli podziwiać, ale trwa i nawet przyspiesza. Z tym ważnym zastrzeżeniem, że to nie kiedyś tam, za ogromną skalę lat dojdzie do wspomnianego finału, ale ten finał będzie niedługo. W skali wszechświatowych zdarzeń niedługo.

I jeszcze jedno ważne, z czego też warto sobie zdać sprawę i co z tego braku w widmie wprost wynika. Ten zanikający zakres nie jest tam i daleko, on nie dzieje się gdzieś brzegiem świata. Jeżeli tak ktoś przedstawia sobie rzeczywistość i jej ewolucję, to znaczy, że niczego z takiej rzeczywistości nie pojmuje.Przecież, zauważcie, zanikanie wartości promieniowania przebiega w całości układu oraz w każdym miejscu. Niemożność pomierzenia tych

42

Page 43: Kwantologia stosowana 2

wartości to nie pochodna ulokowania mierzącego czy jego możliwości badawczych. To nie tak. Chodzi o to, że jeżeli czegoś nie ma, to w tym miejscu tego nie ma i w ogóle nie ma - jeżeli tutaj czegoś nie stwierdzam, to tego nie ma w każdym zakątku. Mówiąc inaczej - i co warto sobie uzmysłowić - to nie na dalekim i gdzieś w horyzoncie zdarzeń umiejscowionym rejonie brzegowym świat ulega zanikowi i się złuszcza warstwa kwantowa po warstwie, ale że to dokonuje się ciągle i w każdym punkcie. Brzeg zjawisk jest tu i teraz – i wszędzie.Również we mnie. Składające się na mnie elementy świata, które tak stabilne wydają się w swojej rotacji, które zamykają się w twardą w moim pomiarze sferę a to atomu, a to fotonu – to również podlega rozpadowi, zanika ich pełna w chwili środkowej postać. Dlaczego? W świecie nie ma już takich zasobów, żeby ich powłoki dopełnić. Taki moment już nie zaistnieje, nigdy. Te elementy posiadały środkowy i maksymalny charakter, ale to przeszłość. Obecnie ciągle, ciągle i ciągle się złuszczają, tracą górne wartości. Ten proces jest w ciele osobniczym, stąd moje zanikanie – ale i w ciele światowym, cały wszechświat tak się złuszcza i zanika, traci składniki i zanika. - Na tę chwilę brakuje jednostki i trochę, ale to oznacza, że każdy element już jest dziurawy i że się nie dopina w istnieniu – ale to również oznacza, że całość wszechświata jest dziurawa i się rozpada. Oraz że ta dziura się powiększa.

Się powiększa... Się powiększa...

43

Page 44: Kwantologia stosowana 2

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 2.8 – Wielki wybuch zmodernizowany.

Jest sobie obserwator...Taki, wiecie, zwyczajny, człowieczy i przyspawany do teleskopu czy podobnego narzędziowego przyrządu. Znacie to, oglądaliście mnogość razy w telewizyjnym okienku. Siedzi albo stoi przy tym sprzęcie i popatruje w dal świata, albo i głębię, jego sprawa. - I jest temat, co on takiego widzi, co w swoich zmysłowych wtyczkach podłączonych do okolicy postrzega? Niby wszystko jasne i widoczne, jakieś takie gwiazdki na ten przykład są widoczne, większe i małe elementy tu i tam się pokazują – znacie to. Podobno to zbadane i nazwane, jakieś tam wzorki to opisują, nawet którąś cyferkę wyznaczają, ale sprawa dalej jest – a wręcz z całą mocą się pokazuje: co widać?

Jest sobie wszechświat...Taki, wiecie, wybuchowy, z oddalającymi się od siebie elementami w nieskończoność. Znacie to, oglądaliście to mnogość razy zestawione lepiej lub gorzej. - Niby wszystko jasne, tu nazwane, tam opisane, a nawet poniektóre miejsca w okolicy osobiście zwiedzone. Czyli to tak już pospolite.No, nie do końca. Bo to, widzicie, sprawa jest, pytanie jest: co w tej uczestniczącej obserwacji wszechświata, ten tam obserwator, co on widzi? Co w swoje zmysłowe końcówki łapie i co może złapać? To może nie jest tematyka do analizowania przy śniadaniu, jednak jest na pewno ważną. W końcu dobrze wiedzieć, co i jak – no i kiedy się koniec tego tutejszego zadzieje.

Jest sobie obserwacja...Taka, wiecie, zwyczajna, żadne skomplikowane oprzyrządowanie tutaj nie jest potrzebne. Siedzi sobie albo stoi, jego sprawa, osobniczy byt człowieczy i rejestruje. Znajduje się w tej swojej okolicy, tu i teraz swoje obserwacje prowadzi, wszystko wokół zabudowane, a to atom, a to planeta, a to inny wszechświat. Obserwuje i wyciąga tak po całości wnioski. Że atom to taki, że tyle a tyle atomów to jest pierwiastek, a mnogość pierwiastków to planeta. A wiele planet już buduje poziom wszechświata. Znacie to, oglądaliście wielokrotnie i podziwialiście.Niby znane, niby oswojone – a jednak nie do końca. Bo i tu pytanie o sedno widocznego i o samo postrzeganie jest, pytanie głębokie i pytanie natrętne w swoim znaczeniu. Co widać i jak widać?

Jest sobie okoliczność...Taka, wiecie, niezwyczajna, wyjątkowa – i w ogóle środkowa. No bo to przychodzi na świat, czyli pojawia się tu i teraz obserwator, i on się pojawia w chwili niecodziennej, można nawet powiedzieć, że szczególnej. W chwili, kiedy wszystko wokół zabudowane, zapełnione i ustalone. Rozumiecie?Spójrzcie na to w normalnym toku jakiejś tam ewolucyjnej zmiany. W niej zawsze ustalicie, że jest początek, środek i zakończenie, tak

44

Page 45: Kwantologia stosowana 2

to się zgodnie z logiką i porządną literaturą dzieje. Jak jest dom i jego przeszłościowa historia, to było tak, że początkiem zjawiła się w konkretnej okolicy sterta cegieł, z niej reguły budowania w mury się oblekały, został położony dach – później jeszcze elementy wyposażenia się dokupiło. Słowem, szło wszystko w ustalonym rytmie i przewidywalnym tempie.A teraz spójrzcie na tę człowieczą bytowość obserwacyjną, na jego zaistnienie w tym wszystkim. Przecież tu już i dom gotowy, i plany do jego wznoszenia od zawsze aktualne, i każdy element w środku po całości zabudowany i po kątach rozstawiony. Jak zawierucha, to się tylko w nowym rozstawianiu sprzętów objawia, niczego nie brakuje i niczego więcej tu się nie wepchnie.Czyli, widzicie, jest pytanie o to zabudowanie, takie zestrojenie i dostrojenie do obserwacji. Nie żeby o nieskończoną losowość się dopytywać, ale też nie o pozalogiczną intencjonalną ingerencję. To pytanie o regułę budowania się "domu" – tylko tyle i aż tyle. Jest sobie postrzeganie...Takie, wiecie, dwutorowe. Czyli prowadzone z zewnątrz zjawiska lub z wnętrza. Takie, gdzie obserwator rejestruje początek oraz etapy pośrednie, aż po koniec - oraz takie, w którym uczestniczy i widzi tylko fakty odległe od momentu zaistnienia i zakończenia. Sprawa, rozumiecie, banalna – pozornie oczywista. W każdym naszym ułożeniu w świecie albo widzimy całość zmiany, albo uczestniczymy w niej i żadnym sposobem brzegów procesu nie sięgamy. - Niby idzie to tak zawsze i wszędzie, jednak wnioski z tego niekiedy trudno na postrzegane przenieść. A warto.Na ten przykład jest jaki sportowiec łuczniczy i on sobie celuje i dalej strzela do tarczy. Absolutna pospolitość przykładowa, żadnej niezwykłości. No i teraz sobie zanalizujcie, co postrzega osobnik ulokowany w lecącej do celu strzale, a co stojący z boku. Macie w swoich oczkach i umyśle obraz tej zmiany? Przecież to oczywiste, w jego odbieraniu żadnego początku ani końca być nie może, to brzegi osobliwe tej ewolucji. Moment startu i moment wbicia się w tarczę są poza tą ograniczoną do lotu strzały ewolucją, z zasady nie mogą w ten opis wejść. Kiedy jestem, nie ma narodzin i śmierci – kiedy mnie nie ma jest proces do narodzin wiodący albo zjawiska biegnące po śmierci. Ja to zmiana w toku – obserwator to zmiana w przebiegu i jej etapy.Moje postrzeganie wszechświata zawsze, zawsze jest rejestrowaniem z wnętrza. Brzegowe odcinki zmiany z oczywistych powodów nie mogą być zaobserwowane – są do logicznego wypracowania.Co innego dla obserwatora z boku. Widzi początek, środek i koniec, wszystko. Dla niego zmiana postrzegana od środka jako nieskończona – taka zmiana jest w sobie mgnieniem, przelotem strzały na krótkim dystansie.Gdybym więc mógł znaleźć się poza wszechświatem, zobaczę to, co w tej zmianie było początkiem, co jest momentem środkowym i dlaczego jest tu tak, jak jest – oraz koniec. Gdybym mógł, ale nie mogę. W fizycznym przebiegu nigdy tego nie dokonam. Fizycznie nie, ale na fizycznym fundamencie mogę logicznie, filozoficznie zrekonstruować zdarzenia, które zachodziły "przed" i które będą "po" wybudowaniu się "domu".

45

Page 46: Kwantologia stosowana 2

Jest sobie Kosmos...Taki, wiecie, banalny. Nieskończoność, wieczność, COŚ i NIC - no i ruch tego czegoś w niczym.No i na początek tej analizy jest jakiś tam wszechświat. Nie ten i tutejszy, dowolny. Wszak w nieskończoności taki fakt to banał, nic tam zaskakującego. No i ten tam wszechświat lokalny się w tej nieskończoności Kosmosu rozpada, po tutejszemu i w aktualnej nowomowie wybucha. Tak jego z brzegu warstwy kwantowe, czyli budowane z jednostek elementarnie w pojmowaniu niepodzielnych, te warstwy się oddalają. W tę, co jasne i zrozumiałe, bezkresną dal. Taka, widzicie, ewolucja tego układu się dzieje. Ona oczywiście się kiedyś zaczęła, osiągnęła środek i teraz się warstwa po warstwie złuszcza. No i, widzicie, najciekawsze jest to, że w pewnym oddaleniu od tej tamtej wszechświatowej ewolucji, ale nie przypadkowo, tworzy się w bezkresie sfera, następna sera zjawisk. Taki kolejny wszechświat z jego regułami, lokalnym rozkładem, z być może obserwatorem.

Jak to się dzieje, spytacie. W sumie prosto, choć i skomplikowanie – tak to trzeba powiedzieć.Ot, jest sobie ten wcześniej wzmiankowany wszechświat, jego brzeg to stan jeden kwant czegoś, jeden kwant pustki, jeden czegoś – tak w całości sfery. Krok dalej, czyli o jednostkę zmiany później, ta warstwa się rozerwie, przestanie być w łączności. W brzegu jest ta ostatnia chwila, w której ten wszechświat jeszcze istnieje, dalej już zaczyna się życie po życiu, ewolucja rwana. To dalej nie jest stan absolutnej pustki, ale to już nie jest stan łączny – tutaj ma miejsce pierwszy etap "po" ewolucji połączonej, ale to jednak jest dalej ewolucja, zmiana. Kosmiczna zmiana ewolucyjna.I ważne – kiedy w takiej oddalającej się warstwie odległość między elementami osiągnie wartość równą rozmiarowi tej byłej ewolucji w postaci wszechświata, kiedy osiągnie wartość jednostki równej tej ewolucji i jej gabarytom, wówczas może się wytworzyć sfera. Ale w takim uwarunkowaniu, w takich okolicznościach, że obok w Kosmosie jest jeszcze siedem podobnych światów i one się również rozpadają. Żeby powstał nowy wszechświat, taki nam tutejszy, musi zaistnieć w jednostkowej bliskości osiem podobnych – i na przecięciu warstw w oddalaniu się może wówczas zaistnieć coś do obecnego podobne. Dla niepełnego zestawu czy pod innym kątem, czy w innym oddaleniu – w tym procesie też coś powstanie, ale będzie niestabilne, będzie się spełniało tymi wszelkimi możliwymi okolicznościami, które badanie matematyczne wykrywa. A jak taka warstwa nie napotka nic, to się w nieskończoność teoretycznie oddali. Oczywiście tylko teoretycznie, bo skoro nieskończoność jest nieskocznie zapełniona, to musi się w tym kosmicznym bezkresie co rusz coś o coś potykać. I skończoność się tym albo innym wszechświatem pokazywać.

No i, widzicie, kiedy jest w okolicy osiem takich światów i one w tym ważnym ześrodkowaniu o jednostkę się spotykają, to tworzy się nowy wszechświat – zaczyna się tworzyć nowa stabilna konstrukcja o cechach wszechświata i jego ewolucyjnej zmiany. Na zewnątrz panuje "pole rodzicielskie", czyli z każdej strony docierające warstwy w

46

Page 47: Kwantologia stosowana 2

postaci jednostek kwantowych - i jest to nieustający dopływ, ale i zarazem nacisk, bo to jest ciśnienie zewnętrzne. Dlatego w punkcie przecięcia tych strumieni energii od ośmiu poprzednich światów, w miejscu przez to szczególnym – tu tworzy się, wykreśla się, rysuje się w nieskończoności skończony fakt. Tworzy się sfera, na chwilę pierwszą sfera jednokwantowa. O gabarytach również jednostkowych, to kwant liczenia dla Kosmosu. Na dole kosmosu jest jedynka, taka niepodzielna już do niczego jedynka czegoś, energii, ale na drugim końcu analizy, maksymalnie w górze, jest również kwant. Tym razem w postaci wszechświata, to jednostka obrachunkowa nieskończoności. Zawsze jest jednostka i kwant, ale jego gabaryty różne.

I co dalej? Jak to co? Jest nacisk zewnętrzny, warstwa za warstwą dociera w ten rejon, kwanty uciec w bok nie mogą, ponieważ jest z każdej strony docisk, cofnąć się też nie mogą – to jedyna droga do przodu jest taka, ze kierują się "w dół". Czyli do wnętrza sfery. I zaczyna się zapełnianie, takie można powiedzieć "pompowanie" tej nowej wszechświatowej ewolucji.W sumie to nawet jest dosłownie pompowanie, przecież we wnętrzu to pustka, niczego jeszcze nie ma. Z pola rodzicielskiego docierają w kolejnych warstwach kwanty i one są wciskane, wpychane, dosłownie dopełniają i zapełniają wnętrze nowego świata. Że to ogromna sfera i dopływ z daleka się poczyna, to zmiana trwa i trwa, i trwa. Nim coś w środku osiągnie poziom zagęszczenia umożliwiający powstanie czegoś – ech, sporo zmian zajdzie.

I znów ważne – w tym procesie "pompowania" są liczne etapy wiodące do stanu środka, najważniejszego momentu ewolucji. Skoro ciśnienie zewnętrzne się utrzymuje, skoro docierają kolejne kwanty, to w tej sferze rośnie zagęszczenie, oczywistość. Czyli element od elementu dzieli coraz mniejsza odległość. Jeżeli wcześniej spotkać się było można wielkim przypadkiem, a i to na chwilę, obecnie, w pewnym już momencie zagęszczenia, jest to nieuniknione. A kiedy odległość od drugiego kwantu jest równa jednostce, rozmiarowi kwantu, to z tego musi, po prostu musi coś fizycznie się zbudować. Co się zbuduje? Na początek jaki tam foton, później, jak gęstość w zbiorze się zwiększy, jaki atom, może komórka życia. Słowem, tak w sferze wszechświatowej się zadzieje, że zabłyśnie światło. Musi, w tej gęstwinie kantowej i zapchanym już bardzo mocno stanie, takie zjawisko musi zajść. Może nie od razu w formie blasku, ale podobne fotony zaczną się tu i tam, i siam pokazywać. Cała sfera ma już w sobie takie zagęszczenie, że widać fotony.

A przecież to jeszcze nie środek, to jeszcze nie "dom" z jego już wszystkimi elementami – jeszcze zagęszczenie się powiększa, wszak zewnętrzne pole rodzicielskie działa.Jak długo taki idący z zewnątrz nacisk oddziałuje na tutejszy stan sferycznej ewolucji? Do środka, do momentu, aż wszechświat uzyska połowiczne istnienie. To z tą chwilą ustaje docisk, a zaczyna się wybuch. Bo przecież nic tego teraz w nieskończonej oraz kosmicznej pustce nie hamuje. A jak nie ma zewnętrznego nacisku, to jedynym w zmianie możliwym kierunkiem "do przodu" jest oddalanie się warstw. Do tego momentu był docisk i kierunek "w głąb", teraz zmienia się

47

Page 48: Kwantologia stosowana 2

w kierunek "w dal", w nieskończoność. I te same kwanty, które ten świat tworzyły, w tej samej kolejności, teraz oddalają się. Punkt środkowy, czyli punkt dorosłości został osiągnięty, "rodziców" już nie ma, dlatego zmiana toczy się stąd do wieczności. I biegnie to teraz coraz szybciej. W końcu to wybuch.

Z punktu widzenia mieszkańca tego domu ważne jest to, że ten ważny środkowy punkt zaistniał – i że miał maksymalnie możliwe wewnątrz zapełnienie. Bo co tworzy się w tym środku? Jakby tego nie opisywać, obserwator i jego możliwości postrzegania świata. Nigdy wcześniej, nigdy też później, wyłącznie w środku takiej wszechświatowej zmiany może się pojawić świadomy siebie i świata obserwator. Tylko w takiej chwili może wybudować się komórka rozumu, dopełniona maksymalnie z każdej strony fizyczna i wielowymiarowa konstrukcja ewolucyjna. Może się to później zmieniać, oblekać w kolejne ciała, może dochrapać się i poziomu myślenia o wszystkim – ale początek tej ewolucji może oraz musi, musi zajść w tej środkowej chwili. Jeżeli nie zajdzie, to w sferze nie zajdzie już nigdy. I warto to docenić. Ponieważ nawet w skali nieskończoności nie jest to codzienne zdarzenie. Pojawi się i zniknie nieskończenie wiele razy, to prawda, jednak odległość od drugiego podobnego faktu może również być nieskończona... Z punktu widzenia bytu zaistniałego nieskończenie wielka odległość jest nieskończenie małą odległością, ale mimo wszystko robi spore wrażenie, kiedy się nad tym zastanowić.

Istotne w tym ujęciu jest to, że w środku zmiany jest stan, gdzie mam wszelkie elementy tworzące, całą piramidę możliwości – nic się więcej tu nie zmieści. Mam jednostki absolutnie logiczne, które w maksymalny sposób zapełniają sferę, tu już nie ma miejsca na nic, to stan pełnego "napompowania". A skutkiem tego jest również cała mozaika stanów fizycznych.Warto podkreślić, że choć w środku ciśnienie jest takie, że można już wszystko obserwować i że może zaistnieć obserwator, to etapy wcześniejsze też są już fizyczne, dzieją się realnie. Choć nie ma kto tego stwierdzić. Przekroczenie kolejnych poziomów gęstości to zaistnienie elementów, fizyka wyłania się w miarę wzrastania stanu wewnętrznego ciśnienia sfery. A w środku osiąga maksimum.

Teoretycznie osiąga maksimum. Fakt, w takim momencie jest wszystko – ale w chwili, kiedy obserwator zaczyna aktywnie się przyglądać i analizować, tego wszystkiego już od pewnego czasu nie ma. Było na czas jego zaistnienia, teraz już przeszło do historii. Wówczas po kątach było wszystko rozstawione i brzmiała harmonia sfer, dziś to stan miniony i już nigdy nie do odtworzenia. Dziś brakuje jednego odcinka w górnym rejestrze częstotliwości, orkiestra traci słuch o pełną jednostkę możliwości. Do środka zmiany ewolucyjnej brakowało części dolnej widma, obecnie wypada góra. Wszechświat zaczyna już "basować", a elementy się oddalają od siebie – świat rozrasta się i w efekcie kwant oddala się od kwantu. I... Wiadomo, koniec widać na horyzoncie. Jest sobie wnętrze sfery...

48

Page 49: Kwantologia stosowana 2

I jest obserwator w tym wnętrzu. Taki, wiecie, pospolity, niczym w sobie się nie wyróżniający. No i on siedzi przy jakimś teleskopie lub innym przyrządzie, czyli przy takim oknie – i zerka w to oraz tamto. I widzi, że wszystko się od wszystkiego oddala, widzi, że w badaniu ma punkt początkowego zbiegnięcia, że światło tam sobie w drgawkach się pojawiło, że to szybko się zadziało, tak nagle, że w sumie inflacyjnie, że wybuchło w każdym kierunku – i że wszelkie w obserwacji jednorodne i zadziwiająco zgodne.Ten taki tam obserwator to sobie notuje, wzorkami wyjaśnia, nawet mu się to generalnie zgadza - acz czasami to lub tamto z takiego i wzroku trzeba wyrzucić, żeby się z godziło. I jest fajnie, i jest w temacie wyjaśnienie. No, jakby nie do końca, prawda?

A spójrzcie wy na powyższy opis zmiany w toku zachodzenia, którą w tej zmianie ustala obserwator zewnętrzny. Wszystko banalnie, nic w tym zadziwiającego, banalne pompowanie kwantami zachodzi, sfera w sobie się dopełnia, ciśnienie narasta i zagęszczenie – a efektem w tym ujęciu jest wszystko, co fizyczni dziś obserwują. A co więcej, nawet i proces można policzyć, wyznaczyć punkty węzłowe. I jest super, i jest w temacie wyjaśnienie. - No, jakby taż nie do końca. Prawda?

Dlaczego? Ponieważ do pełnego opisu potrzeba dwu ujęć, dwu stron. Czyli tego, który dostarcza fizyka, i tego, który wypracowuje, na bazie fizyki, filozofia. W każdym jednostronnym ujęciu musi, musi pojawić się błędne zobrazowanie – i w efekcie niezrozumienie zmian tworzących świat. I obserwatora, co zrozumiałe.

Bo co postrzega w zmianie obserwator umieszczony w tej zmianie? W każdym szczególe to, co prezentuje fizyka. To poprawne ujęcie – i nie może być inne. Ale przecież widać wyraźnie, że ten sam proces, z takimi samymi skutkami, aż po detal i ostatni szczegół, że to w ujęciu zewnętrznym przedstawia się znacznie spokojniej i zarazem w każdym kroku jako oczywistość. Tu nic nie wybucha z nagła i nie ma powodu wprowadzać żadnej niezwyczajnej logicznie przyczyny. Proces biegnie, jest policzalny i przewidywalny – a przecież diametralnie inny od tego, który wnosi fizyka. Tylko że wypracowanie byłoby nie do przeprowadzenia bez fizycznej wiedzy, to punkt odniesienia, na którym można to zrobić.Dla obserwatora fizycznego, od środka notującego fakty, musi, musi się to objawić jako "wybuch", bo tak mówi pomiar. Kiedy warunki w sferze osiągają "moment zapłonu", kiedy jest do tego odpowiednie w każdym kierunku ciśnienie, to po prostu i jako tego skutek może w układzie pojawić się światło. W opisie z zewnątrz jest to kolejny i w sumie mało istotny fakt – w opisie od wewnątrz wyznacza całość obserwacji, ponieważ zaczyna możliwość obserwacji. Od środka być w pomiarze brzegu zmiany nie może – przecież nie ma elementu, który ten brzeg tworzy; kiedy nie ma fotonu do zastosowania, nie ma też pomiaru jako takiego. Cały i wielki odcinek zmian ulega tym samym zatarciu – on się nie może w pomiarze pojawić, bo go nie ma w tej pomiarowej akcji badawczej.Dla obserwatora wewnętrznego rzeczywiście to jest "wybuch" idący w

49

Page 50: Kwantologia stosowana 2

całości sfery, a przez to rozmiary tej sfery w takim opisie muszą się rozrastać "mgnieniowo". – Zewnętrznie to skutek zmian, ale dla obserwatora wewnętrznego to sama zmiana. - I od razu w całej pełni – w każdą stronę i obejmująca całą sferę wszechświata.

Jest sobie były środek...I po środku, chciałoby się powiedzieć. Było minęło. Nastała taka w sferze chwila, kiedy środek zmiany jest już historią, a obserwator to odnotowuje.A jak punkt środkowy minął, to tym samym skończył się zewnętrzny i skierowany w sferę docisk. Już w okolicy nie ma żadnej hamującej i warunkującej stabilną zmianę ewolucji. I zaczyna się wspomniany w powyższym opisie wybuch do nieskończoności. A w środku pojawia się tego skutek w postaci oddalania się elementów.

Tylko że, widzicie, we wnętrzu, mimo narastania odległości między faktami, jednak ciśnienie dramatycznie nie spada, ciepłota jeszcze taka, że nie można tego określić wartością trupią, słowem, jest po całości obserwowana stabilizacja warunków. I jest pytanie: co taka stabilność zapewnia? Już jest wiadome, że obserwowane to zaledwie cztery procent z całości, już wiadome, że się wszystko oddala, ale dlaczego to się tak w ryzach utrzymuje, to jest zagwozdka. No, dlaczego?

Odpowiedź jest oczywista: czarne dziury. O ile w pierwszej części wszechświat był "pompowany" zewnętrznie i z góry, o tyle w części drugiej jest "pompowany" z dołu, jest zasilany rozpadem struktur w formule "czarna dziura". - Plus, co zrozumiałe, rozpada się całość konstrukcji, wszelka materialność, ale to drobnica bez znaczenia w odniesieniu do czarnych dziur.Przecież narastający do środka stan zagęszczenia musi wytworzyć w sferze osobliwości, kolejne zakręty zmiany, przechodzenie warstw w sferze od brzegu do środka i znów do brzegu – i to wielokrotnie – to musi wytworzyć punkty maksymalnego zagęszczenia. Jak również i punkty maksymalnego rozrzedzenia w takiej sferze. Czyli właśnie w postaci osobliwości. A to dalej oznacza, że kiedy ustaje nacisk zewnętrzny, że kiedy w sferze narasta oddalanie się elementów, takie osobliwości nie tyle parują, co wręcz wybuchają wewnątrz tej sfery strumieniami kwantów – tych samych jednostek kantowych, które znajdowały się u początku zmiany. I tak samo warstwa po warstwie oddalają się nieskończoność kosmosu. Tylko że mają jeszcze przed sobą do pokonania wielokrotne zapętlenie wewnątrz wszechświata. Zanim uciekną brzegowo z układu, wejdą niezliczona ilość razy w konkretne ciała.Te warstwy zawsze dążą "do przodu", przed siebie, ale że dzieje się to w sferze, linia prosta zmiany przekształca się w zapętlenia, w zawirowania – w fizykę. I obserwatora. To nie jest ciśnienie jakoś tam ujemne, to jest normalne ciśnienie. Tylko że idzie z dołu, dla fizyka jest spod podłogi. Skoro fizyk obserwuje to od wewnątrz, w jego postrzeganiu taki do niego zewnętrzny fakt, ale dziejący się w ramach świata, musi prezentować się jako sprzeczny i "ujemny". W szerszym ujęciu jest przebiegiem oczywistym, jednak dla fizyka ma formułę niezwykłą.

50

Page 51: Kwantologia stosowana 2

Zwłaszcza, co trzeba podkreślić, że fizyk takiego poziomu badaniem i żadną obserwacją nie sięga. Ponieważ nie może. To są jednostki, z czarnej dziury oddalają się jednostki kwantowe, dlatego nie mogą być zaobserwowane. Bo dopiero mogą wejść w obserwację, dopiero będą w konstrukcjach, które obserwację zbudują. Dla fizyka to przedział w ewolucji wszechświata spoza brzegu, jakoś tam uchwytny skutkami i wzorami, czyli te wszelkie notowane i odrzucane nieskończoności w nich - jednak żadnym swoim badaniem tego nie uchwyci. Nie może. Słowem, pompowanie wszechświata przebiega efektywnie, niezależenie czy zachodzi "z góry" czy "z dołu" - fizyczny pomiar ustala zawsze w sferze świata stabilizacje warunków. W zakresie dostępnym takiemu badaniu, więc w środku i niebywale krótkotrwałego wobec poznawanego procesu, panują sprzyjające okoliczności, które to badanie tworzą i warunkują. Ale zakresy spoza tego odcinka, zakresy zmiany, które prowadziły do zaistnienia i które będą później – te brzegowe fakty ewolucji są poza rejestracją. A wiedzę o ich koniecznym istnieniu można wypracować tylko z poziomu zewnętrznego – a więc jako namysł filozoficzny. I dotycz to obu zakresów brzegowych. W części pierwszej wszechświat zasilany jest z zewnątrz, od góry – w części drugiej z wnętrza, od dołu. Ale w obu częściach zasilany jest takimi samymi kwantami, w tym samym rytmie i według tej samej zasady. I w rezultacie jest ten sam zbiór możliwych konstrukcji, te same elementy budują się w obserwacji. Filozoficznie widać wszystko, fizycznie tylko część wewnętrzną, bez brzegów – ale dopiero oba ujęcia łącznie pozwalają zrozumieć, o co tu chodzi. Jest sobie fizyka i filozofia...Po pierwsze i najważniejsze: nie ma podziału na fizykę i logiczny, filozoficzny punkt obserwacyjny. To jedność. Funkcjonalna jedność. Podział na wewnętrzny i na zewnętrzny zakres jest stanem na teraz i chwilowym. W końcu trzeba świat posmakować we wszelkich faktach i zebrać to w tabelki, a to może fizyka w jej zmysłowym poznawaniu i procedurach. Że wymaga to następnie obróbki, to oczywistość - że wymaga to filozofii, to oczywista oczywistość.Fizyk w swoim zapale wyjaśniania wielokrotnie przekracza granicę, za którą jest już filozofem, obrabiając w dowolny sposób dane jest daleko poza obrabianym faktem – jest na zewnątrz procesu. I stara się ten konieczny tok działania przenieść na jedyny dostępny jemu w obserwacji obiekt, wszechświat – i popełnia błąd. Ponieważ widzi świat w niepełnym wymiarze, to po pierwsze, a po drugie, nigdy nie wyjdzie swoim pomiarem poza zaobserwowane; bierze to za wszystko, kiedy to dalece nie wszystko.To zawsze jest proces Fizyczny, ale że jest taki, to może ustalić tylko filozofia. Na bazie fizyki może filozof wypracować ujęcie w postaci fizyki.

Fizyk sprawdza tu i teraz – filozof ustala zawsze i wszędzie.

51

Page 52: Kwantologia stosowana 2

Kwantologia stosowana – kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 2.9 – Upiorne oddziaływanie na odległość.

Powiedzmy wszem i wobec: nam nie straszne dziwy natury, my się nie z takimi splątaniami potrafimy za bary wziąć i je ofiarnie zmóc w boju pojęciowym. - Cóż to jest nadświetlność wobec wieczności, dla nas pestka po dawno skonsumowanej wisience. Powiedzmy szczerze, a co, na szczerość też nas stać: żadne tam upiorne, żadne działanie i żadne na dowolną odległość, wszystko normalne normalnością oraz naturalne naturalnością.Fakt i prawda, też to potwierdzamy: badanie jest i dowodzi. Sygnał się przenosi z miejsca do miejsca, pomiar się sprawdza, i w ogóle jest jasność tematyczna. No, chyba że jej nie ma.

My, się rozumie, sprawę postrzegamy w jednoznacznej formie, a jak wy? Widzicie fundament i dostrzegacie zależność? Macie jasność na okoliczność fundamentu, ha?Więc tak, nie ma co stosować żadnych sztuczek z obszaru dziwnego i niewyjaśnialnego, nie z nami takie numery. Jest badanie, że sygnał biegnie z końca w drugi z prędkością nienaturalną? Jest, faktom my nie mówimy nie, fakty my przyjmujemy do logicznej obróbki. Jest w ustaleniach norma graniczna, że prędkości skończone z natury, no i że literka "c" je opisuje? Jest. I taki fakt przyjmujemy na siebie i swoje pojmowanie. Nam to niestraszne.Bo to, widzicie, idzie tak, od wzmiankowanego spodu, fundamentu i podstawy wszystkiego. No i kierujemy w waszą stronę zapytanie, tak po ogólności: czy może być sygnalizacja po niczemu? Nie kumacie i nie widzicie powiązania? A ono, zakumajcie, właśnie w podstawach i w ogóle się znajduje wyjaśnienie, z niego się to wszystko logicznie poczyna. I na wszystko wpływa.

Bo to, widzicie, idzie tak. Jest coś, taka, widzicie, jedynka, coś energetycznie, a przez to materialnie realnego, jednostka taka tego czegoś. I jest zero, null, nic, pustka. Oczywistość pojęciowa, na samym dnie pojmowania się to znajduje. I jest zmiana, ruch czegoś w niczym, przemieszczanie się z punktu do punktu. Też oczywistość w każdym ujęciu. Czyli, widzicie, jak się takie coś w tym niczym i zawsze przemieszcza, to skutkuje. Tu coś się zadzieje, tam tryśnie i się objawi, słowem, ewolucja w toku.A dlaczego tak to się dzieje? Bo jest owo coś i owo nic. Jakby nie było takich elementów elementarnie pojmowanych, nie byłoby nic, i to takiego zupełnego nic. Skoro fizyczni tu i tam eksperymentalnie sobie ustalają fakty ze zdrowym wzorem sprzeczne, to my się bardzo spokojnie nad tym pochylamy, dla nas to żadne zaskoczenie. Czemu? Bo jest jasność i oczywistość, że fakt dziwny dzieje się na czymś i w czymś, przecie, logicznie to biorąc, nic samo się przemieścić i zmienić nie może. Skoro prędkość upiorna się pokazuje, to znaczy że w tej konstrukcji, że ona się dzieje realnie jako zmiana czegoś w odniesieniu do czegoś. I że jest, Fizycznie jest.

52

Page 53: Kwantologia stosowana 2

Fakt i powszechna prawda fizyką potwierdzana, nie ma niczego aż po kres dowodzenia, co by się przesuwało szybciej od fotonowego, więc świetlnego promieniowania. Powtarzamy, oczywista obserwowalność to potwierdza. Ale, zauważcie, z tego żadnym sposobem nie wynika, nie może wynikać odrzucenie zmiany szybszej od "c", kumacie? Bo to tak idzie, że przemieszczanie się może być przez wzorki i obserwacje w jeden sposób notowane, ale zmiana, ruch czegoś w niczym inaczej – raz opisywanie dotyczy pionu zjawiska, a raz poziomu.Sprawa, widzicie, jest fundamentalna, głęboka i zasadnicza. My już to wiemy, teraz wam to przekazujemy.

Zauważcie, co by sygnał dowolnie pojmowany przesłać z miejsca "tu" do "tam", trzeba elementu nośnego. Tylko, widzicie, sygnał to nie takie byle co, to nie wziąć sobie z półki kawałek materii i ją tak w przestrzeń rzucić, co by do adresata doleciała. Tak to nie idzie w żadnym przypadku. Nie, sygnał, widzicie, także się musi zbudować i w pionie wynieść, zaistnieć elementami na poziomie użytecznym i dopiero tutaj, po czasie składania się, może być "pchnięty" tak w kierunku docelowym, kumacie? Każdy fakt składowy sygnału, czym by taki sygnał nie był, musi się wypiętrzyć, zebrać w jednostkę, taką zauważalną "grudkę" czegoś, no i to dopiero może przenieść o krok dalej wiadomość. Nigdy inaczej.

Nigdy inaczej, kumacie? Zawsze się trzeba zebrać w sobie, urosnąć i dojrzeć, i dopiero czymś takim można rzucać w przestrzeń. Ale w stałej już prędkości. Jest czas potrzebny na zbudowanie się, no i to jest prędkość graniczna, maksymalna w układzie. Najmniej takie skomplikowane, czyli najkrócej się zbierające w kupę jednostkową, to prędkość maksymalna. A inne prędkości, wewnętrzne i mniejsze, w tym ujęciu to złożenia większych elementów. Im bardziej struktura w sobie zabudowana i skomplikowana, tym więcej potrzebuje na swoje zaistnienie czasu i przestrzeni, tym powolniejsza w budowaniu się i przemieszczaniu. Kumacie?Taki człowiek, na ten przykład, żeby sygnał przesłać dalej, czyli się ewolucyjnie powielić zasobem genetycznym, musi zaistnieć, więc się oblec cieleśnie – musi odpowiednio nabrać gabarytów w swojej i dalszej okolicy, znaczenia nabrać, znaczy się – i dopiero, kiedy w dowodzie już pełnoletność środowisko mu notuje i do zbliżenia się z inną jednostką symetrycznie podobną daje przyzwolenie – dopiero takie coś, wzrosłe w pionie, dopiero wówczas może taki byt dalej, w poziomie już, przenieść sygnał. Wzrasta, nabiera ciała, fizyką w każdym calu się dzieje, ale dopiero na pewnym poziomie komplikacji może oddziałać z kolejnym takim elementem. - Sygnał w ewolucji się tylko tak przemieszcza: pionowe dojrzewanie i poziomie działanie. I nie ma od tego odstępstw.

Ale, widzicie, sprawa głębiej się jeszcze lokuje, tak prosto się w tym nie dzieje. My to wiemy, no i wam przedstawiamy.Fakt i zgoda, skoro jest eksperyment, to znaczy, że realnie się to dzieje, bo w pustce dziać się nic nie może. Ale, widzicie, jeszcze z tego nie wynika detalicznie odległa działalność na wielkiej, tak dziwnej prędkości. Że punktowo i pionowo sobie element się składa w jednostkę szybciej od "c", to już pojęciowa bezdyskusyjność, to

53

Page 54: Kwantologia stosowana 2

dla was wyrozumowane. Tylko że, widzicie, ten upiorny efekt się w dalekiej lokalizacji umiejscawia i tam pokazuje, że tak a tak się w tym kręceniu element zachowuje. Jak i dlaczego?A, widzicie, w tym się dylemat poniekąd kryje – dylemat, jeżeli w swoje myślenie logiczne nie wprowadzicie "pola", zbioru takich to jednostek podprogowych. Takich, rozumiecie, elementów, których nie sposób fizycznie sięgnąć, bo są etapami, elementami składowymi do tutejszych, są mniejsze, są w trakcie składania się w to, co tutaj jakoś tam można pomierzyć. Znacie to, wirtualnie się to traktuje i czasami coś się nadpowierzchniowo z tego pojawia w realności. Nic w sumie dziwnego, kumacie? Przecież jak się to składa, dajmy na to w fotona, to są tego konstrukta elementy mniejsze, cząstkowe, tak to logicznie się układa. A że tego nie widać? Ech, jak może być to widać, jak to w element widzenia, ów foton, się buduje. I to nieco szybciej, rozumiecie, od prędkości "c". Logiczny banał i zupełna w analizie oczywistość.

Ale, powiecie, to wszystkiego i upiornego nie rozjaśnia, dla was w ciemności logicznej się to dalej znajduje. I będziecie mieć swoją rację. Bo to idzie tak, widzicie, że takowe "pole" to wszędzie się znajduje i zapchane jest po maksimum możliwego. Co, dalej nie kumacie? No to sobie pokażcie w umysłowości to tak, że całość sfery takiej aż buzuje, aż przepełnione jest podobnymi w swojej budowie elementami, że palca w to włożyć, bo wszędzie ścisk i wzajemne ugniatanie. Jak z jednej strony naciśniesz, to druga w reakcji też musi się odkształcić, bo przez samo naciskanie, tak po prostu mechanicznie, opierając się element na elemencie, trącając o siebie swoimi istnieniem – że tak się ten nacisk przenosi. Nic w tym pośredniczącego nie ma, "kulka" czegoś naciśnięta tutaj, samym swoim istnieniem trąca koleją taką samą, a ta kolejną, i tak dalej aż do drugiego brzegu. Widzicie to? Układ wypełniony po brzegi i do ostatniego miejsca. I kiedy to nacisnąć gdzieś, to ów nacisk, jako konieczność, jako coś "natychmiastowego", pokazuje się odkształceniem po drugiej stronie i daleko, teoretycznie bardzo daleko. Taki tłum czy podobne, takie do ostatniego kwantu zapełnione miejsce – jak pchnąć, to zafaluje i się po drugiej stronie skutkiem pokaże. Widzicie to?Fakt i prawda, to nie jest upiornie dalekie, ani też nieskończenie szybkie oddziaływanie, ale, sami przyznacie, znacznie szybsze niż to pionowe budowanie się sygnału i poziome przenoszenie go dalej w zakresie dostępnym fizycznie. Dla takiego fizykalnego obserwatora nacisk "poprzez pole" jest znacząco szybszy, zwłaszcza jeżeli się dzieje laboratoryjnie czy w zakresie kilometrów. Jest nacisk, jest skutek.

No, niech tam, powiecie, to naciskajmy sobie tu i tam, sprawa się łatwa wydaje i już logiką pokazana. Tylko że, powiecie, dalej się dopatrujecie w temacie zagwozdki, takiej fundamentalnie głębokiej. Jak to, powiecie, w takim naciskaniu to się odszukuje? Jak taki i inny elemencik pola się w tym kosmicznym chaosie znajduje z tym w dalekości oddalonej, czyli z tym bratnio bliźniaczym? Jak on wie, że to jego bliźniak wcześniejszy materialnie mu takie "naciskowe" czy "dociskowe" sygnały przesyła? Przecież, powiecie i będziecie w

54

Page 55: Kwantologia stosowana 2

tym mieli rację, nacisk idzie po wszystkim i do wszystkich, a on, bestia jedna, wie, że to do niego było i tylko on się tak w sobie przekręca, że zasadę kwantową spełnia? Jak to jest, powiecie i się zadziwicie.

I w tym, widzicie, niezwykłość sytuacyjna się tego działania, tak upiornego w pojmowaniu, ona się w tym pokazuje. To nic niebywałego czy inaczej omawianego, żadna tam taka jakaś, sami to rozumiecie, dziwaczność a-logiczna za tym kryje. To banalna fizyczność tak się modeluje, zawsze tylko fizyczna reguła. Ale, widzicie, żeby się w tym połapać, w pojmowaniu uchwycić, trzeba pewne skromne założenie poczynić. Powtarzamy, jasne i oczywiste, ale ono paść musi.Otóż, widzicie, jak się względem siebie jakie dwa, czy więcej, bo to i zbiór może być, jak się te elementy względem siebie i na jako taką bliskość sobie pokazują - a mówiąc pospolicie, że w związki i podobnie ze sobą fizyczne wchodzą, jakoś na siebie wzajemnie będą działały. No, że takie wzajemne działania codzienne będą się w nich odciskać, to banalnie nieuniknione. Jak coś ze sobą współżyje, to w takim się kod ewolucyjnej struktury bratniej a bliskiej, unikalny i wszechświatowo indywidualny, ten kod się zobrazuje – odciśnie po prostu cieleśnie i fizycznie w tym codziennym przeżywaniu. Ciało w bliskości z drugim musi ten kod poznać. Kumacie?

Popatrzcie na dylemat w takowy sposób, że są jakieś dwa ludziska, więc duże elementy życiowe, no i one krążą po sobie bliskich i też serdecznych orbitach. Dni i lata mijają, a one tak wzajemnie sobie wysyłają sygnały, działają na siebie, mówiąc inaczej. I co, jak to się odbije w nich wzajemnie? Jedno jest pewne, jakoś się odbije. W całości zbioru ludzkiego, czy każdego innego, takie splatane bytem i życiem osobniki noszą w sobie indywidualny kod - bliski sobie w sposób maksymalny. Żaden inny zbiór elementów, żadne inne cząstki w przepastnym kosmosie nie są sobie tak bliskie. Są oczywiście do tego podobne, jednak te są wewnętrznie zakodowane sobie najbliżej. To nie są identyczne cząstki, ale maksymalnie podobne. Jedyne tak zbieżne. Ten kod się w nich zapisał i trwale odcisnął i owe byty w rozpoznawaniu tego kodu mają jakąś tam wprawę.

I co? Ciekawe to jest, powiecie, ale dalej przeniesienia sygnału w tym nie dostrzegacie. I racja, sygnału żadnego w tym przekazania w dal nie ma i być nie może, i nigdy nie będzie. Bo to nie sygnał w nacisku się takim przenosi, ale kod, ułożenie jednej cząstki, jej kod cielesny, to odciska się w polu – rozłożenie jej składników ma "odbicie" w nacisku. A więc odebranie tego ułożenia, "odczucie" w innym bycie tej struktury jest możliwe tylko dlatego, że i jej kod jakoś temu odpowiada. W innym przypadku, dla innego kodu, dla bytu z boku, to będzie szło też ubocznie; nie potrąci, nie naciśnie na jej inaczej ustawione w czasie i przestrzeni elementy składowe. W jednym, tylko w jednym kodzie, tym zbieżnym życiowo, tylko w tym i tylko w tym ów nacisk się pokaże. Podprogowo, przecież nie będzie to w umyśle czy ciele napis "halo, jestem", ale coś poruszy się w tej drugiej i bliźniaczej konstrukcji. To może być odczute. Albo i pomierzone, kiedy będzie dotyczyło fotonu i jego skrętności.

55

Page 56: Kwantologia stosowana 2

Im wyżej na drabinie komplikacji znajduje się układ działający na drugi podobny, tym takie oddziaływanie, co zrozumiałe, słabsze lub pomijalne, ale na pewno występuje. Dla najprostszych struktur jest to konieczność. Dlaczego? Ponieważ ich budowa, siłą rzeczy i tak w logikę to ujmując, musi być mało elementowa, po prostu prosta. No i kod takiej małej cząstki mało skomplikowany. Dlatego jak nacisk idzie po całości, to na tym niskim poziomie potrąca wiele, bardzo wiele jednostek. I uzgadnia ich upostaciowanie w czasie i dalekiej nawet przestrzeni. Dalekiej, ale nie dowolnej. Mówiąc obrazowo, w odniesieniu do możliwości wytworzenia gatunkowego splątania, takie powiązanie funkcjonalne może sięgać "najbliższego zakrętu". Czyli kończy się tam, gdzie ze związku osobników nowego bytu już nie ma i nie może być. Znów trzeba powiedzieć, że dla elementów leżących nisko, dla mało skomplikowanych "zakręt" będzie daleko, a dla tych rozbudowanych blisko, ale to tak czy tak nie będzie bardzo daleki dystans. Warto to sprawdzić eksperymentalnie.

Widzicie, żadne tam upiorne, żadne działanie, żadne na dowolną tam odległość. Wszystko fizycznie pojmowalne, logicznie strawne. Jak w sobie się zaprzeć, to wszystko pomyślunkiem zmożemy i przenikniemy. Prawda?

56