66
JANUSZ ŁOZOWSKI KWANTOLOGIA STOSOWANA 10 opowiastki filozoficzno-fizyczne dla dzieci dużych i małych copyright © 2016 by Janusz Łozowski wszelkie prawa zastrzeżone ISBN 978-83-942582-7-6 [email protected] 1

Kwantologia stosowana 10

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Kwantologia stosowana 10

JANUSZ ŁOZOWSKI

KWANTOLOGIA STOSOWANA 10

opowiastki filozoficzno-fizyczne dla dzieci dużych i małych

copyright © 2016 by Janusz Łozowskiwszelkie prawa zastrzeżoneISBN [email protected]

1

Page 2: Kwantologia stosowana 10

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 10.1 - uwaga!, Tło.

Pewnie wiecie, a jeżeli nie wiecie, to wam mówię, że najważniejsze - takie najważniejsze z najważniejszych w obserwacji jest tło. Nie żadna tam jaka faktograficzna jednostka obserwacyjna, nie żaden tam lokalny atom czy wszechświatowy element cząsteczkowy (albo nawet i zbiorowy), ale to tło - czyli dopełnienie do tej obserwacji jest w swojej istotności główne.Tak, nie zerkajcie wy na mnie dziwnie, to prawda sama swoją głębią prawdziwa. To tło, pozornie nic istotnego i zbędnego w postrzeganiu, to jest centralnym elementem poznawania oraz działania - tak już po całości działania.

Przecież, weźcie sobie pod uwagę - jest takowe pytanie na wstępnym etapie tego zastanawiania się: dlaczego coś widać? I co to znaczy, że widać?Niby nic was nie zaskakuje, niby temat znacie. I już pacholęciem w szkole świata będąc rozebraliście to na czynniki pierwsze i takoż temu elementarnie podobne - czyli na takie tam, żeby to!, elektrony czy inne fotony. I jest jasność, i jest widoczność po daleki świata horyzont. A nawet dalej. I spokojna wasza łysiejąca albo rozczochrana.

A ja wam na to powiem w zapamiętaniu, w takim głębokim analitycznym precyzowaniu otoczenia na każdym jego poziomie, że się mylicie, że w waszym ujęciu tematyki obserwacyjnej brak właśnie tego tła - tej najważniejszej składowej wszelkiego wyróżnienia. I myślenia, co z siłą wielką wam poddaję pod rozwagę, bo przecież i wasze pomyślunki wszelakie dlatego w tymże świecie się sprawują, że odniesieniem jest tło.Nie inaczej - wy moje dopełnienia zmysłowo realne i wirtualne - nie inaczej, tylko tło musi się znaleźć w centrum analizowania. Fakty niech tam sobie i będą, fakty dawno już zostały ponazywane, a nawet w lokalnych zakamarkach wszechświata obmacane, ale teraz czas przychodzi, co by z tła właśnie owo tło wydobyć i na pierwszą linię je rzucić - na scenę pchnąć oraz oświetlić logicznym promieniem. Po co? Żeby zrozumieć.Tak to idzie, tak to musi teraz iść - bez tego kroku ani rusz.

Ja swoje, wy swoje, niech to. Tła za nic pod uwagę brać nie chcecie i krzywicie się, i machacie rączkami na nieistotne waszym zdaniem (tak po całości idąc) tło - ech, wy.To ja wam na to teraz z grubego argumentu wypalę, o wzmiankowaną tam powyżej możliwość widzenia zahaczę. Jak to jest, pytam się was, że wy sobie otoczenie oglądacie, taki i owaki fakt fizyczny mierzycie lub tylko w zadziwieniu czy tam zachwycie podziwiacie? - Dlaczego i jak, i czemu takie patrzałkowe eksperymenta są możliwe?Co, nie wiecie - to ja wam powiem. - Bo jest tło, ono to widzenie w każdym kierunku umożliwia.

2

Page 3: Kwantologia stosowana 10

Wy sobie jakiś tam konkret w otoczeniu wyróżnicie - i go badacie w dowolny też sposób. I co, to tak prosto wygląda? - tylko fakt i nic poza tym ważnego? Zastanówcie się, czy ten postrzegany konkret to już wszystko, tak po całości wszystko?Nie, drodzy wy moi - nie i nie, to dalece nie wszystko. A nawet tak zupełnie mało. Bo najważniejsze w tym waszym spojrzeniu jest to, czego nawet nie dostrzegacie, czego nie uwzględniacie - tło, zakres do wyróżnionego dopełniający. Dlatego coś widać, czyli że jest fakt, że istnieje do niego dodatek, owe tło - po prostu różne od niego otoczenie. Widać konkret i dla was to już wszystko, jednostka oraz całość (i niczego więcej nie potrzebujecie do analizy) - a to błąd w ocenie. Poważny błąd.

Bo dlatego możecie to "coś" pomierzyć, dlatego możecie owo "coś" do czegoś innego odnosić - dlatego możecie taki czyn badawczy wykonać, że jest wzmiankowane i konieczne tło. Jego, podkreślam, pozornie w tym działaniu i eksperymencie nie ma, dla was liczy się tylko owo widoczne, na nim skupiacie swoją uwagę w pełni - ale możecie tak w zapamiętaniu czynić, ponieważ jest do wyróżnionego stan tła, wasze obserwacyjne akty są dlatego możliwe, że jest pozornie zbędne, tak po całości w waszym badaniu niepotrzebne tło.

Wy sobie górę, kamień czy osobnika rejestrujecie, ale to w całości małość - zupełna małość wobec tego, co się na taki fakt po całości gromadzi.Wy sobie, kochani fizyczni i do fizyki wszystko sprowadzający, taki jakiś element w świecie ustalacie - ale to, po prawdzie, na chwilę z tła wyrosły ponad poziom badania fakt, tylko ciut się pokazał - a dla was to już wszystko, niczego więcej nie dostrzegacie - i nawet niczego więcej nie chcecie dostrzegać - i nawet to "więcej", czyli tło, za zbędny, odrębny, niepotrzebny i komplikujący poznawanie też po całości fakt uznajecie. I to wasz największy błąd.

To wasze, wy moi eksperymentatorzy, zawsze chwilowe i mgnieniowe w sobie wyróżnienie w jednostkę - to wasza rzeczywistość oraz wszystko doznawane i poznawane - wszystko, czym dysponujecie i wszystko czym się zajmujecie. Ale to dalece nie wszystko. Zafiksowaliście się na jaskrawo widocznym obrazie, a szare lub ciemne tło pomijacie w spojrzeniu - badacie treść sygnału, a dopełniającą "ciszę" renormalizujecie z ujęcia lub traktujecie za szum i chaos. Dlatego nie dziwcie się, że wasze spojrzenie okazuje się nieostre, spóźnione, powierzchniowe - ponieważ to badanie, ponieważ to sposób prowadzenia pomiarów (postrzeganie) jest powodem takiego "widzenia" świata. Dlatego gubicie się w tak budowanym szkicu rzeczywistości, dlatego musicie losowość wprowadzać do przeliczeń, dlatego wszystko ze wszystkim wam się łączy, a wyjścia nie widać.A dlatego tak się dzieje, że to wasze ułomne, niepełne, odrzucające tło spojrzenie w ułudnym kierunku was prowadzi. Już wiecie, że coś jest nie tak, szukacie drogi wyjścia, jednak nie wiecie, gdzie się skierować. I to jest wasz problem, nie świata w jego zmianie. Widać wszystko, prawda, ale to daleko nie wszystko.

3

Page 4: Kwantologia stosowana 10

Żeby wasze skołatane - lub uwięzione w abstrakcjach - spojrzenie na otoczenie wyprostować, żeby nakierować w kierunku logiki i tła, ja w waszą stronę przykładem rzucę, naturą się w jej biologicznym już zakresie podeprę. - Czyli, tak przykładowo to biorąc, grzybem się w tej analizie posłużę.

Ot, idzie sobie jaki tam osobowy byt, co to się już z tła począł i na wszelkie sposoby wyróżnił, idzie borem, lasem czy polem - i tak widzi, że z gruntu wystaje sobie grzybiasta okoliczność, rośnie to i soki z gruntu zasysa na znanej biologom zasadzie, służy okolicznym żyjątkom za schronienie, a czasem nawet i daje się skonsumować - i wspaniale, i dobrze. I co w tym takiego ciekawego - jak to się w tle i na tle pokazuje? Co tu istotnego przykładowo?A, widzicie, wszystko - bo w takim istnieniu grzybiastym wszystko pięknie widać, aż do szczegółowego detalu. To za model tej naszej i całej rzeczywistości może doskonale służyć.

Zauważcie, że taki grzyb - taki fakt fizycznie nadprogowo dostępny, że to wyrasta z zakresu podprogowego, czyli z ciemnego w fizycznym badaniu. W tym przypadku fizyk, który działa w zakresie dostępnym, a więc ponad powierzchnią, on nie może stwierdzić zjawisk poniżej, bo jego wyróżnienie dotyczy tylko i wyłącznie faktu - a faktem tu jest "grzyb", czyli wystające i w tym badaniu samodzielne, w niczym już umiejscowione (umocowane) zdarzenie w postaci namacalnej. Dla fizyka, dla kogoś takiego, cały przedział podprogowych zdarzeń - które przecież zjawisko "grzybiaste" warunkują - one nie istnieją, są poza takim badaniem i spojrzeniem. Są tłem, które umożliwia oraz warunkuje obserwację, jednak samo w zakres faktu i pomiaru już nie wchodzi.Widzicie to? Logicznie tło dopełnia "grzyb" (w jego istnieniu), ale fizycznie jest niepoznawalne (i poza faktem).

A przecież, ciągnąc analogię dalej, każdy biolog, który naturę grzyba już rozgryzł powie, że widoczne to nic - że to uboczne zdarzenie w całości takiej ewolucji - ot, dodatek do istotnego. A tym ważnym w jego ujęciu, zauważcie, jest grzybnia - czyli to, co jest skryte (i to głęboko) pod powierzchnią. Widać grzyb, ale to maleńki fragment z całości - kawałeczek ekosystemu, który się składa na wyróżniony fakt.

Chwytacie sens? Dostrzegacie powiązania? Widzie zależności między fizycznym zakresem a dopełniającym tłem?

Ale jest jeszcze głębszy poziom w grzybnym istnieniu, grzybnia to jeden z nich. Przecież są związki z otoczeniem, pozyskiwanie albo tracenie zasobów, są inne żyjątka drobne a istotne, które takiego osobnika wspomagają w reakcjach życiotwórczych - a jest jeszcze i poziom atomowy całości już świata, drgania cieplne i podobne. Itd. W takim zliczeniu wszystkich poziomów rzeczywistości dopatrzyć się

4

Page 5: Kwantologia stosowana 10

można, i to jako konieczność. Od widzianego w nadprogowym zakresie i ponad gruntem grzyba, poprzez grzybnię tła, można i całości zdarzeń w czasie i przestrzeni wszechświata dojść. I, zauważcie to i pilnie zanotujcie, jak najbardziej zasadnie można dojść. Dlaczego? Ponieważ wszystko składa się na to, co dla mnie w lesie jako grzyb rośnie i co w taki sposób definiuję. Czy dowolnie inny fakt, "zasada grzyba" dotyczy wszystkiego.

A weźcie teraz pod uwagę fizyka i jego badanie grzyba atomowego - którego niekiedy ze smyczy spuszcza, co by, a jakże, o lepsze jutro walczyć. Taki ktoś też wędruje sobie tym borem, lasem czy kwantowym polem - i widzi, że wystaje nadprogowo grzyb - atom, znaczy się. W ten deseń takie coś wyróżnia w świecie.Więc mówi taki fizyk, że "atom" to tyle a tyle masy, takie a takie właściwości chemiczne i fizyczne, w tabelki to zestawia, a nawet i działania na atomowym drobiazgu prowadzi. I wspaniale, wszystko się w tym zgadza, nawet materiałowo pokazuje ku radości ludzkiej. I tu nic dodać.Ale czy to pełnia poznania, czy to już wszystko?Nie i nie, sami to zapewne już widzicie.

Bo to, zauważcie, jak takiego "atoma" czymś szturchać, to świeci - w drgawki wpada, rusza się, otacza go losowość elektronowa i mgła nieoznaczoności - i w ogóle badanie nieostre oraz zawsze rozmyte na fali; niby atom, a jednak nic pewnego. Niby wyróżnione dokładnie w tle, a jednak granicy w takim eksperymencie trudno się doszukać, bo ona skryta. - A nawet nie bardzo wiadomo, gdzie przebiega ani czym jest.I co, jest "atom" całością, czy nie?

I tu - widzicie - odpowiedź na takie pytanie, choć przez analogię do "grzyba" jednoznacznie się narzuca - ona taka jednoznaczna być nie może. I jest "atom" grzybem wyrosłym z tła - i nie jest.

Bo to, widzicie, fizyk w swoim badaniu jest w prawie - może fakt w postaci "atomu", czy dowolnie inny, wyodrębnić z otoczenia i się do tego zakresu ograniczyć. Może takie zgrupowanie jednostek w całość atomową potraktować za wszystko - ponieważ w tym badaniu dla niego to rzeczywiście wszystko. To wynika z przyjętej metody działania - ale i struktury świata: jest coś i to "coś" jest od tego miejsca do tego. Tak wnosi doznawanie świata, tak wnosi najbardziej nawet już rozbudowane badanie świata. Dla fizyka w jego badaniu liczy się to, co można złapać i zbadać, co "wystaje" z tła - to jest konkretem i jedynym zakresem działania. Bo jak w eksperymencie uwzględnić to, czego w obiekcie nie ma? Nie można. - Jeżeli badam "atom", jeżeli w analizie świata ograniczam się do nadprogowo widocznego, to cała w spojrzeniu złożoność znika - jej nie ma. Cała "grzybnia" świata w tym ujęciu jest nieważnym tłem, cały "ekosystem" warunkujący taką strukturę, to jest niewidoczne, nie może być widoczne. Nie może, bo buduje obserwacje z jednostek fizycznie logicznych.Ale, i to jest ważne, mam prawo tak działać - mam prawo odrzucić w

5

Page 6: Kwantologia stosowana 10

eksperymencie tło - mam prawo o tle nie pamiętać lub nawet o nim nie wiedzieć - ponieważ wyodrębnienie na to pozwala: się sprawdza. I to dlatego fizyk jest tak skuteczny.

Ale, i tu wkracza już szersze ujęcie, problem pojawia się wówczas, kiedy chcę ten "atom" zrozumieć - kiedy poszerzam działanie o coraz to nowe poziomy. - Zwracam uwagę, że biolog na tym poziomie analizy te głębokie zależności uznaje i wykorzystuje, jednak fizyk ciągle o tym nie wie i pomija. I dalej w niewiedzy pozostaje, nieuświadomiony on ci. Dlatego i stąd te interpretacyjne splątanie.

Fizyk, który pragnie "prześwietlić" otoczenie i chce zrozumieć, co i dlaczego się dzieje (dlaczego "atom" jest atomem) - musi, musi na kolejnym poziomie wprowadzić dopełnienie. A to elektrony w ruchu, a to promieniowanie - a to pole takie czy inne, które otacza i które warunkuje "atom". Fizyk w swoim działaniu poznawczym sięga grzybni oraz coraz głębszych zależności "atomowego ekosystemu". I wprowadza ten kolejny poziom zawsze jako konieczność, ponieważ wyróżniony w eksperymencie fakt nie pozwala się w szczegółach uzgodnić z innymi w zbiorze rejestrowanymi elementami i zależnościami. Pomimo że jest praktyczny w obróbce, to bez takiego (mocno już w głąb sięgającego osadzenia) wydaje się dziwaczny i niezrozumiały.Fizyk z coraz większym trudem wgryza się w poziomy rzeczywistości, rozbija kolejne kulki elementarne, buduje wielkie (i coraz większe) konstrukcje techniczne lub abstrakcyjne, ale w żadnym eksperymencie "atomu elementarnego" nie może sięgnąć, widzi wszystko, a to zawsze nie wszystko.Widać "atom", fizyczną jednostkę - a to zbiór elementów.

I zawsze, zawsze - i zawsze w zakresie fizycznym widać tylko zbiór. Nie ma znaczenia, co sobie fizyczny eksperymentator wyodrębni w tle świata - to każdorazowo zbiór. Najmniejsze z najmniejszych i jakoś dostępne dla fizyka, to złożenie - atom, foton, dowolnie pojmowany fizyczny fakt, to złożenie. Tylko tak.To nieostro, bez wyraźnych granic i zawsze chwilowo ustalony fakt. To energetyczny "wir" w jednorodnym tle.

Każdy element świata jest dopełniony tłem, okresowo pomijalnym, bo wydaje się nieistotnym dodatkiem - ale na koniec okazuje się czymś niezbędnym, a nawet zasadniczym. Na koniec analizy rzeczywistości to tło, pozornie nieobecne i zbędne, to ono okazuje się pierwsze i najważniejsze. A konkret to tak na mgnienie.

I jeszcze wam powiem, już na finał, że tak najgłębszą prawdą świata jest to, że najważniejsze jest NIC, nicość, pustka, zero - null. W takim tle i na takim tle umocowane i zbudowane jest to wszystko, co nas otacza - i czym jesteśmy. Nie pospolite i w banalności swojej codziennej COŚ jest pierwsze, ale właśnie NIC, to się liczy w tym logicznym dowodzeniu.

6

Page 7: Kwantologia stosowana 10

Tak, najpierw wyodrębnia się z tła jaki "atom", czyli COŚ, bo to w oczka się wpycha, to te oczka tworzy, to jest łatwo zauważyć w tym nicościowym tle. I wspaniale; i to się bada, zgłębia, ustala jakieś reguły i zależności. Ale, zauważcie, tylko dlatego owo COŚ jest takie widoczne, że w tle jest to NIC - tło nieskończone w swojej nicości. Niebywale usłużne w logicznych konstrukcjach i wspierające rozumny namysł nad światem. I dopełnienie do "jedynki" czegoś "zerowe" NIC. Bo jak rozumny byt w analizie COŚ od rzeczywistości dejmanie - to nic się nie stanie, zawsze tło nicości pozostaje. Więc operacja na abstrakcjach biegnie, wszystko się zgadza, zachwyt nad COŚ się wznosi niczym grzyb kroplą deszczu podlewany - i jest wspaniale, tylko podziwiać. A to błąd, i to wielki błąd analizującego.Owszem, można w takim działaniu COŚ odrzucać i się powoływać na NIC, bo ono ostateczne - ale nie rozumie taki jeden, że i samego siebie w takim działaniu redukującym z rzeczywistości wykasowuje, przecież nie takie on rzeczy na trzeźwo i po pijaku robi. Ale spokój w takim czynie duszy osiąga - i niby wszystko mu się zgadza. Przecież wie, że jest jeszcze wspomniane NIC. I to pozwala mu pogadanki o świecie prowadzić, że jest wielce ciekawe, dlaczego jest to COŚ, a nie tylko NIC.Jednak na tym COŚ się skupia, tylko to go pasjonuje.

Ale, widzicie, to błąd - zasadniczy, fundamentalny, najważniejszy w konstruowaniu (i w rozumieniu) świata błąd. Nie COŚ jest ważne, ale NIC.Opoką, podstawą, fundamentem logiki jest NIC.

Zasadniczym, już do niczego redukowalnym znaczeniem NIC jest to, że pustki niczym nie można zastąpić - nie da się. COŚ można w zapale odrzucić, ale nie NIC. Na samym dnie logiki, na dnie absolutnym i ostatecznym, znajduje się i żadnym sposobem nie daje się ruszyć z posad NIC, pustka - matematyczne zero. COŚ można zanegować, jednak NIC ruszyć się nie daje żadnym sposobem. NIC to jednoznaczny, jedyny i pewny, tak na beton, na kamień - na wieczność utwardzony element rozumowania. - Rzeczywistość stoi na pustce - tłem świata jest pustka.

NIC - fundament.

7

Page 8: Kwantologia stosowana 10

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 10.2 – COŚ.

dokładnie to ja nie wiem co to jest to coś ale na ostatniej lekcjio tym coś było mówione tak do odpowiedzi się przygotowywałem ale nie wiem niby wiem co było mówione ale nie wiem co i czym to coś jest w sobie i w innym wiem że nie wiem

już mówię co żeśmy sobie mówili i wszystko powiem bo pamiętam ale to coś i tak dla mnie nie jest oczywiste choć niby powinno bo skoro wszystko wokół jest to i coś jest bo przecież to istniejące to nie może być nic czyli pustka i takie puste że aż puste co najwyżej pustka taka w głowie tak mówiącego może być i ona tam pewnie jest bo tacy się tu i gdzieś ciągle trafiają i to mówiąże niby ten byt tak w sobie bez niczego funkcjonuje że lata tam i dalej i że to na niczym się nie mocuje i tylko tak bez szkieletu ja nie wiem jak taki może to gadać dla mnie to niepojęte aż po ostatnie ale są tacy co to mówią i ja im się dziwię

bo przecież jak jest to ma w sobie te elementy coś i one zmieniają się i jest z tego wszechświat na przykładwszechświat żeśmy w czasie i przestrzeni już omówili więc wszystko jasne dla mnie ale dlaczego w tym kosmosie jest to coś to tego żeśmy nie mówili to w omawianiu nie było choć kosmos to już był i ja tak sobie teraz w myśleniu myślę że dlatego to coś jestbo ono jest i to jest bez dwu zdań oczywiste bo jak jest to jest i nie ma co pytać dlaczego to coś jest skoro jest i choć to na oko niby takie proste sobie tłumaczenie tego istnienia coś ale zarazem odwieczne i nawet także nieskończone bo to coś ono jest nieskończone tak to mówiliśmy a jak ono w sobie nieskończone to i odwieczne i tym samym nie domaga się już żadnej akcji wyjaśniającej jest i jest bo jest

i jest dobrze a jak dobrze to też dobrze bo można dalej w takim mówieniu o czymś pójść i ja idę

no więc to coś jest tak po nieskończony horyzont czyli się kończy tam gdzie jest koniec nieskończoności czyli też w nieskończoności bo ze swojego nieskończonego charakteru jest coś tak samo jak i nic nieskończone albo i bezkresne jak mówiliśmy i wieczne

bo w tej nieskończoności to wszystko się przelewa z zawsze do zawsze i z jakiegoś miejsca w inne aż odległe i to się tak rusza bo nie ma w kosmosie dla tego poruszania żadnego oporu żadnego a jak nie ma oporu to i ruch jest bez końca czyli do nieskończonego końca bezkresu ale nie dalej bo nieskończoność to taka już granica

8

Page 9: Kwantologia stosowana 10

najostatniejsza z ostatnich i jedyna taka jednoznacznie ustalana i wyraźna a do tego nieskończoność to wartość najlepiej policzalna bo nigdy przecież inna być nie może

w ogólności to ważne jest bo wszystko inne skończone i nieostre i mało wyraźne w tym zliczaniu tutejszego fizycznego świata a nieskończoność nie i nie i nigdy nie jest innato zawsze tak w sobie bezkresne i żadnym działaniem czy sposobem się tego w ilości nie zmniejszy ani nie powiększy a jak próbować bo to się próbuje to wychodzi z tego wieczność czyli absolutny czas który to żadnym tam czasem nie jest tylko to trzeba sobie tak nazywać żeby w myśleniu dało się jakoś nazwać

bo to coś w tym pędzie przez to nic właśnie ten niby czas kosmiczny i taki fałszywy tworzy owo coś pędzi i pędzi szybo i najszybciej jak tylko logika potrafi sobie to wyobrazić i w takim coś nic się nie dzieje żadnym przypadkiem bo jak ma się dziać skoro to coś tak jednostkowe jest i odrębnie samodzielnie mówiliśmy że to coś tylko w takim tym kosmosie jest i pędzi i że się niekiedy z czymś innym zderza ale to tak w bezczasowości się naszej dzieje czyli więc ono dla nas żadnym sposobem nie jest tam i nigdzie obserwowalne i to tak się zderza z tym czymś innym coś zderza albo i nie a jak się zderzy to też z tego nic nie wynika bo i jak ot zderzy się coś z coś i nic się z tego nie może wyłonić bo przecież to jedynka z jedynką się tak w nieskończonym zderza a z tego kolejna jedynka przecież w żadnym sposobie się nie pokaże ale jak to się tak dzieje że bywa i tak że się pokazuje jakieś skomplikowane no to jest w tym wszystkim najważniejsze i najciekawsze bo to już w tym się dalsze zderzanie buduje w sobie i to idzie krokami tymi kwantowymi i jak się takie mocno już rozbudowane coś z innym rozbudowanym spotka to z tego wszystko się dla fizyka wyłania z niebytu się ono podprogowego wyłania i on to mierzy

tylko że do takiego rozbudowanego to tak łatwo nie dochodzi nie jest to żadnym sposobem proste to nie hop się dzieje bo jak tak zrobić w tym wiecznym ruchu swobodnego czegoś żeby to się zetknęło z podobnym zderzyć i owszem to się zderzy jednak żeby się zbliżyło i złożyło w większe to insza inszość już można nawet też powiedzieć że skomplikowana a i w bezkresie nie taka znów powszedniaowszem mówiliśmy że to się tak trafia w końcu tak mówiliśmy bo też i o tym mówimy ale to prosto się nie dzieje bo do tego sporo trzeba elementów i sporo etapów zachodzącej zmiany i to w różnym ujęciu

po pierwsze i ważne o czym wspominaliśmy trzeba w tym kosmosie aż ośmiu takich strumieni czegoś co także będą względem siebie w skali blisko oraz na jednostkę bo jak za blisko czy za daleko one będą to z tego nic się sensowego nie wyłoni to musi być do siebie symetryczne więc i stabilne

9

Page 10: Kwantologia stosowana 10

i to dopiero takie działanie może się po całości zebrać w sobie i się wewnętrznie już zapełnić i pokazać bo jak te inne i z boku ewolucje na taką nową sferę tak działają kolejnymi warstwami i jak cisną i dociskają i jak się wpycha kwant po kwancie w tę sferę czyli się w nią pompuje to w środku musi rosnąć ścisk ale i też gęstość i w efekcie może się coś z czymś zetknąć i nawet sprząść w jedność też i dalej i później się komplikować i jest w takim i w tym świecie już i to i tamto i wszystko

ale taki wszechświat w tym coś to rzadkie i bardzo kosmiczne tak sobie zdarzenie bo tego coś tej drobnicy coś jest nieskończenie wiele i ona się rozprasza do nieskończoności a jak się tak sobie rozprasza to się zbiega rzadko i rzadziej i to trwa tak sobie i nieskończoność to trwać może to nie ma znaczenia bo jakie to tam może w obserwacji mieć znaczenie jak żadnej obserwacji być nie może a przecież nie może dopiero jak się to złoży to ten obserwator w wypowiedzi swojej powie że to się składało przez wieczność i też nieskończoność tylko że dla niego to całkiem już bez znaczenia bo on istnieje i tamto poprzednie nieskończone zmienianie się go nie dotyczy

a że czasem się nad tym zastanowi a nawet emocjonalnie wzruszy to już tak w całości mało znaczące to indywidualnie dzieje się i w osobniku gdzieś tam ale w tym to nieskończonym i wiecznym kołowaniu czegoś w nic to i tutaj jest tak samo jak we wszechświecie czyli że są przedziały i zakresy tej nieskończonej procedury że są lepsze i gorsze momenty w zmianie ona się toczy wiecznie i w nieskończoności ale toczy się jednostkami kwantowymi bo przecież one zawsze są dlatego to zmiana skwantowana i dlatego też jest zawsze przeliczalna i także dlatego przewidywalna a to dalej oznacza że w bezkresie też są szczególne etapy strefy przedziały w których może zaistnieć obserwator ten fakt opisujący i że są dogodne i mniej dogodne rejony i że przejście jednej strony tego wiecznego koła zjawisk następuje bezproblemowo i zawsze w drugą i że bezpośrednio przechodzi jedno w drugie i że tu nie ma i być nie może żadnych zatrzymań i przerw

i tak daleji że takie przerwy nawet nieskończone to żadne sobie przerwy tylko składowe zmiany w trakcie jej bezkreśnie wiecznego zachodzenia

i jak już takie koło nieskończonych dziejów tak się ułoży jak się w ten kosmiczny czas absolutny i przestrzeń w jakimś punkcie złoży i złoży w większe i stabilne coś to takie coś może analizować i coś i nic i siebie i w ogóle

i to tak nieskończenie i wiecznie

dodać też trzeba co też mówiliśmy że to coś w skupieniu może się w kolejnym kroku na elementy rozpadać i się rozpada tak aż do jedynki elementarnej czegoś się rozpada świat się tak rozpada bo jak nic nie hamuje to się tak właśnie rozpada ale taki logiczny rozpad to jedynie dla widza z boku zachodzi bo

10

Page 11: Kwantologia stosowana 10

on do zaobserwowania dla wewnętrznej we wszechświecie bytności nie jest możliwy to nie do zobaczenia to poza fizyką się znajduje i to kosmosu tylko dotyczy to fizyki pisanej z dużej litery dotyczy

dla laboranta w środku przemian ulokowanego więc dla kogoś takiego logiczna jednostka w formie coś to abstrakcja to zakres tła oraz ciemny a przez to i żadnym sposobem i nigdy dostępny badać i badać można coś lokalnie a to żadne tam jednostkowe coś tylko ono rozbudowane i dzielenie tego tym samym się okazuje biec w bezkres i nieskończoność bez końca

ten koniec tam w tym dzieleniu jest jednak nie dla fizykaon sobie to tak drobi taki wielki przyrząd do tego zbuduje albo i jeszcze większy naogląda się i napodziwia elementów a to tylko zawsze zbiór bez dna to cząstka za cząstką się pojawia a to nie do wyczerpania w tym dzieleniu badawczym

bo od środka nie ma do poznania jednostki i jedynki to tak niemożliwe bowiem takie jednostki poznanie laboranta budują a więc to zawsze dużo mniejsze od tego co ma za najmniejsze i co jest dla niego najmniejszym z najmniejszych w podprogowym tle jest jeszcze wiele i bardzo licznych elementów i one są poza eksperymentem

istotnym elementem coś jest nic ale nie tak że jest składnikiem coś a tylko tak że dopełnia

cośnic jest elementem rozumowania o coś bo owego coś bez nic pojąć nie sposób coś i nic to taka w sobie jedność logiką i nadrzędną fizyką tylko ustalana taka jedność dwoista wewnętrznie podwojona niby jedno a to dwie składowe niby można to opisywać oddzielnie ale kiedy w takim kierunku iść to błąd się robi i niczego wyjaśnić nie można po wszystkiemu zmieszanie i zagmatwanie

choć jest też i tak że nic jest elementem coś ale to już dotyczy skomplikowanego coś i odnosi się do zmiany w ramach wszechświata więc jak jaki matematyk lub inny fizyk tego nic w swoim wzorze nie dojrzy czy z niego wyrzuci dla tej swojej akcji upraszczającej jak nie uwzględni w analizie że taki obiekt to coś plus nic w zmieszaniu aż do najniższego jak nie uzna że to integralnie koniecznym w całości jak nie dojrzy na czas że to nic w powiązaniu z coś jest istotne i jedynie czymś wartym zajmowania się jak pominie tło dla niego puste i nieciekawe jak odrzuci nadmiar faktów bo przeszkadzają w obliczeniach i tworzą chaos

to w badaniu ma mętlik a w głowie też zamieszaniei abstrakcje w żaden już sposób nie chcą się ze sobą sprzęgnąć i dziwność wyłazi każdym kolejnym spojrzeniem z dowolnego kąta takiej nienormalnej rzeczywistości

ale dlatego nic jest ważne w zastanawianiu się nad coś że inaczej tego coś nie sposób ani poznać ani nazwać ani tym fizycznie albo też logicznie operować bo i jak nie można

ale jak sobie zestawić coś i nic jak się jedno do drugiego tak już po całości tej nieskończonej i wiecznej zestawi jak owo

11

Page 12: Kwantologia stosowana 10

nic swoje coś w parze i do pary będzie miało też niepodzielnie i na zawsze to się takie coś pojmie i zdefiniuje zwłaszcza w uzupełnieniu o ten bezoporowy ruch czegoś w niczym jeżeli się chce postrzegać i analizować to albo drugie jak się coś od nic oddziela i na jedynce logicznej się skupia to cóż nie ma wytłumaczenia a jest totalne zagubienie i w kosmosie dziwne stwory z podświadomości hasają ale jak się jedno i drugie razem potraktuje za jedyne uzna to jedność kosmosu okazuje się zrozumiałą właśnie przez taką już do niczego wewnętrzną i nieredukowalną dwoistą w sobie naturę

coś bez nic nie istnieje ale i nic bez coś nie ma znaczenia to pospołu i łącznie oznacza ostatni albo w innym nazwaniu pierwszy i fundamentalny poziom analiz o bycie nie coś i byle jakie tak w tle gdzieś się pałętające nic ale i nie nic puste do logicznego dna to ważna sprawa liczy się łączne postrzeganie oraz operowanie czymś w odniesieniu do niczego

tylko takżeby coś o nic można było powiedzieć to trzeba nic odnieść do coś do istnienia do cielesnego ale żeby pokazać że coś istnieje trzeba to odnieść do braku do nieobecności istnienia to absolutna konieczność jedno jest w tym dowodzie wsparte drugim a drugie odnosi się do pierwszego to są elementy rozumowania podstawowe takie już bez definiowania dalszego bo jak to zdefiniować inaczej

a że są tacy ktosie co to chcą w nieskończoności widzieć kres i na ten przykład mówią że to jest warunkowane że jakieś i dalsze się sobie ma i w ogóle jeżeli taki ktoś się trafi to warto mu zadać pytanie o to dalsze i jak sobie brak czegoś a zwłaszcza jak sobie brak nic w swoim rozumku wyobraża a jak się będzie taki upierał że on to sobie wyobraża że wie że też nawet to ma na uwadzecóż trzeba się nad takim z troską wielką a należytą pochylić jeżeli on pomocy potrzebuje a jak zdrowy na ciele i okolicy to zostawić go w bezpiecznej dla siebie odległości

i podziwiać taki okaz bo to w przyrodzie rzadkie jest zjawisko chyba rzadkie

i lepiej z daleka to obchodzić bo czymś może rzucić

12

Page 13: Kwantologia stosowana 10

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 10.3 - Brzeg w ewolucji.

Chłop żywemu nie przepuści.Miedza, wiadomo, rzecz święta. Granica, znaczy się. Jak zaorzesz na dwa palce, chamie, to brona, kosa, mózg na ścianie. To moje, tu i do tego moje - i nie ruszaj.Nie ma jak pewność, nie ma to, jak wiedza, że tyle a tyle obejmuję - a dalsze to już diabli wiedzą kogo. Zerknie taki sobie w miarkę, stopami obmierzy, na milimetr wyznaczy słupkiem albo i siekierką - i jest pewność, że obcy nie przestąpi. Że jak tylko spróbuje - lepiej żeby nie próbował.Jak świat światem, jak człowiek człowiekiem i od kiedy to własność materialną na sposoby przeróżne znakuje, tak było, jest i będzie, że granica tutejsze od tamtego oddziela, że płotek i tabliczka podział okolicy poświadczająca, takie coś życiorys osobniczy oraz zbiorowy wytycza. Aż do krwi ostatniej.

Trzeba po całości przyznać, że w ewolucji, że w fizyce, że także i w świecie wszechświatowo pojętym - że sprawa granicy poważna. Że i logicznie kłopotliwa do zgłębienia, że eksperymentalnie uchwytna w takim niejednoznacznym i rozmytym ujęciu, że powiedzieć dokładnie, co i jak się dzieje, gdzie tego czegoś strefa graniczna, albo gdzie bliższa czy dalsza przygranica - tego nie sposób. Chłop na zagrodzie swoje wyznaczy, ale fizyk nie. Fizyk popadnie w dzieleniu świata w poplątanie, ciemnego i nieoznaczonego się dopatrzy, prawdopodobne a konieczne trajektorie poustala - jednak żadnej pewnej granicy tak w aktualności, tak historycznie nie oznakuje.I jest problem. Niech tam, ot, jest sobie jakiś egzemplarz czegoś, nie ma znaczenia, co to konkretem jest - atom nie atom, elektron czy inny foton, tak wyróżnione coś z jednolitego tła przez obserwatora w zaistnieniu. Ma taki osobnik poznający zmysły czy podobnie pomocne przyrządy do badania, to sobie znakuje okolicę, tabelkami i liniami zależności opisuje - i w granicę wszelakie wciska. Tak on ma.Ale jest pytanie, takie zasadnicze ono w sobie jest: czy brzegowy i graniczny stan, który jego, obserwatora, czyn wyodrębniający z tła to wyznacza - czy takie faktograficzne i jedyne dla niego widoczne zaistnienie, czy to prawda, czy też złudne nieporozumienie - czy to fakt, czy przybliżenie pomiarowe?Niby, trzeba to przyznać, w analizie i obserwacji się zgadza, nawet zyskownie się niekiedy zgadza. Jak obywatel świata takie wyróżnienie zaprzęgnie do roboty, coś z czymś zetknie - coś innego rozbije tak do elementów składowych, to w efekcie skutkującym sobie kolejną tę tam porcję jadła na obiad podgrzeje - albo inne wypatroszy. To tak przykładowo mówiąc.

Tylko że, jak ten proceder nazywający i wyróżniający przenicować do głębokiego, do maksymalnie dostępnego, do takiego pola czy tła, to

13

Page 14: Kwantologia stosowana 10

się okazuje, że graniczna i brzegowa strefa dowolnego faktu sobie, a logika sobie. Okazuje się, że ona w głowie i zasobach archiwalnych obserwatora, a nie coś realnego - że to abstrakcja i pojęcie w sobie nawet ciekawe, ale że niczego takiego realnie i nigdy nie ma i że to zawsze stan nie do ustalenia. - Bo jak się wgłębiać w skrajny zakres świata czy konkretu badanego, to żadnej tam linii czy choćby śladu kreski oznaczającej stan odrębny od całości. - Jak się przyglądać tak już po detalu szczegółowym, jak śledzić te elementy, co tu są, w konkrecie (a też te pozornie dalsze, już poz nim) - to się tak na tym głębokim poziomie rzeczywistości okazuje, że to się jednym oraz ciągłym pokazuje, że żadnego obiektu nie ma, a tylko obserwator to sobie tak zestawia. Że nie ma faktu, tylko decyzja mierzącego coś w środowisku ustala i to etykietkuje. Na koniec się okazuje, że przez ten podpoziom i tło wszystko się ze wszystkim łączy, że to jedność aż po nieskończoność.Na koniec się okazuje - i to trzeba podkreślić - że widoczne żadnym tam sobie obiektem, żadnym faktem, żadnym skończonym - że to tylko takie dla chwilowego obserwatora. Na koniec się okazuje, że całość wszechświatowa to chwilowy stan w kosmicznym jednolitym tle - i że tak zdefiniowane tło dopełnia wszystko tutejsze. Że "wyspa" się z tła na mgnienie wyłoniła - i zaraz zniknie.

I dobrze, niech tak sobie będzie - ale powstaje pytanie: dlaczego to się tak okazuje, z czego wynika?I tu odpowiedź jest taka, taka jedynie możliwa, że to obserwator i jego własności wyznaczają postrzeganie, że to nie świat jest dziwny i rozmyty, tylko że widz ustalający fakty i okoliczności zmiany tak to rejestruje, to nie w otoczeniu trzeba szukać błędu i zamieszania, ale w abstrakcjach znakujących przekształcenia.

I dobrze, niech tak sobie będzie - ale dlaczego obserwator tak to ustala, z czego to się bierze? Czy nie można sięgnąć zmysłem albo innym przyrządem brzegu, czy nie można granicy wyznaczyć? Czy tylko rozmycie na fali jest dostępne?I tu odpowiedź jest taka, taka jedynie możliwa, że to obserwator te nieostre widzenie ma w sobie - że to efekt jego skomplikowania, że wysoka w konsekwencji pozycja na drabinie bytów, że to warunkuje, co może poznawać. - I niezależnie, jakiego sobie do pomocy w mierzeniu świata towarzysza weźmie, niezależnie z jakiego drobiazgu będzie w swoim obserwowaniu korzystał - to i tak zawsze względem granicznej strefy okaże się rozbudowanym, rozwleczonym na zakresach stanem. I nigdy się z tego nie wydostanie.Wszak przecież o jednostki chodzi - o warstwę jednostek w formule kwantu logicznego. A tego, z wysoka patrząc, na szczycie pozostając, nigdy się dojść nie dojdzie, ponieważ wszystko z takiego elementu zbudowane. Małe w tej fizycznej obserwacji, to duże i bardzo duże względem granicy - to w podprogowym przedziale tła posiada jeszcze mnogie elementy składowe i zasobne w jednostki elementarne.

Dlatego i z tego bierze się zawsze obserwowana w strefie fizycznej niepewność, co do tworzącego się faktu (i zależność tej pewności od aktu sprawdzającego). Przecież w takim stawaniu się konkretu nie ma

14

Page 15: Kwantologia stosowana 10

żadnego konkretu - tu jest tylko-i-wyłącznie tocząca się zmiana w kolejnych punktach. Coś przemieszcza się jednostkami w strumieniu - i w nacisku-docisku tła buduje ów konkret. Buduje się. Z istotnym w tym obrazie podkreśleniem, że to jest proces, że to nie jest gotowy produkt, skończony oraz stabilny fakt - z jednoznacznie wyznaczoną granicą. Nie ma czegoś jak foton, elektron, atom, czy nawet człowiek w jego chwilowym albo i całym życiorysie. Nawet świat nie istnieje, o ile rzeczywistość traktować jako wszystko i jedyne, a do tego pewne. Nie ma żadnego wszechświata, to zawsze i tylko proces w trakcie stawania się, budowania, dopełniania - albo tracenia elementów składowych. Przecie oba generalne kierunki zdarzeń są zawsze obecne w procesie, w konkretnym zdarzeniu.

Kiedy obserwator skomplikowany, taki z wysokiego poziomu ulokowania - kiedy ktoś taki chce wyznaczyć i dookreślić detalicznie położenie elektronu w jego krokach po atomowych orbitach, to nie dlatego nie może tego zrobić, że brakuje mu odpowiedniego przyrządu, nie dlatego, że to skryte czy takie w sobie wredne w tej przyrodzie, ale dlatego, że tego kroku elektron jeszcze nie postawił i nie jest pewne, czy w ogóle on się dalej przemieści. A dlatego pewne nie jest, ponieważ ten etap zdarzeń w świecie elektronu, na tym poziomie - on jeszcze nie został wykonany. I nie wiadomo, czy w ogóle zostanie wykonany i czy są do tego odpowiednie środki w okolicy.Jak obserwator skomplikowany rejestruje elektron czy podobny fakt, i to w głąb świata, i w górę - to na skutek jego rozciągniętego w czasie i przestrzeni postrzegania - to w takie "spojrzenie" (albo i pomiar) - tu znajdują się elementy już przeszłe, dawne - takie przed chwilą zaistniałe i nieomal aktualne - oraz te, które się w chwili teraz tworzą, składają na sumaryczna postać "elektronu". I w takim sensie obraz "jednostki elektronowej" nigdy takim realnie nie jest, nie istnieje - on się takim staje w akcie obserwacji. Kiedy zmiana jest w toku, nie można w niej wyodrębnić niczego jednostkowego, bo czegoś takiego nie ma, ponieważ samo z siebie nic się nie wyodrębnia - to obserwator zalicza do wyróżnionego elementu taki i nie inny, i z brzegami zakres, a pozostałe pomija, odcina od wyróżnienia. I za skończone uznaje.Bez czynu obserwującego nie ma w świecie żadnego odrębnego stanu - ponieważ nie ma kto aktu wyróżnienia przeprowadzić.

Świat się staje, nie że jest gotowy. Możliwość "elektronu" powstała kiedyś tam, ale każdy konkretny elektron buduje się i zanika w tle - obserwacja dotyczy nie elementu czy jednostki, ale procesu, który przebiega pod naciskiem sił i który jest wypadkową sił. - Brzeg, to, co za brzeg się chwilowo traktuje, to wypadkowa nacisku-docisku od otoczenia idącego do środka, do konkretu - ale i nacisk-docisk sił idących z wnętrza tak wyróżnionego faktu; brzeg to dynamiczna dla obserwatora strefa jeszcze jakoś zaliczalna do badanego, ale tylko dla niego. Bo dla innego obserwatora to jedna z wielu przejściowych granic w jednolitym ostatecznie tle.

Na poziomie tylko i wyłącznie "elektronu", a tym bardziej jednostki logicznej, nic nie jest rozmazane, skryte, nieprzewidywalne - bo to

15

Page 16: Kwantologia stosowana 10

ten sam, równolegle biegnący tok zmiany. Kiedy elektron wędruje po swoim atomie, kiedy orbituje wokół centrum, jego kroki po ulicy są przewidywalne, zborne, zawsze wszystko widać. Sytuacja zmienia się drastycznie, kiedy ten sam proces próbuje opisać krok po kroku byt z wysoka, jakiś na ostatnim piętrze umieszczony zapaleniec - co to chce detale poznać. W takim przypadku szybko się okazuje, że takie dokonanie jest niemożliwe - i zawsze niemożliwe. Dlaczego? Ponieważ takiego całościowego obrazu stanu rzeczy nigdy nie ma - ono się w kolejnych krokach staje. W krokach i w tempie elektronu, który tam na dole wędruje z punktu do punktu, ale dla obserwatora jest to (w jego zakresie dostępności) tak wiele zdarzeń pośrednich, że ich nie może poznać łącznie. A jak zadecyduje, że sprawdzi stan konkretu, to poznaje chwilę teraz i tylko ją, a wszelkie inne położenia - w tym nadrzędnym ujęciu obecne jako potencja - to już zostało odcięte od realności i nigdy się nie ziści. Bo nie ma już elementów do tego dopełnienia, nie ma sił, które by działały oraz wynosiły przyszły a potencjalnie możliwy stan - ta potencjalna przyszłość stała się na zawsze przeszłością, zredukowała ją do konkretnego faktu wola-czyn poznającego. Nie zaistnieje to, co teoretycznie mogło, ponieważ świat w pomiarze się dookreślił, ujednoznacznił. I możliwy tak aż do nieskończoności prowadzony ciąg zdarzeń, uzyskuje spełnienie tu i teraz dlatego, że go z tej nieskończoności wyłuskuje obserwator, to podjęta przez niego decyzja określa, czym jest pomiar, fakt badany oraz gdzie-czym jest układ odniesienia. Tylko w takim zestawie przebiega rejestracja faktu.

Ale taki akt poznawczy tylko i wyłącznie jest sprowadzalny do tego jednego obserwatora. Dla innego zdarzenia biegną, elektron wędruje po jego orbitach i przez "ścianę" nie sposób ustalić, gdzie się w tym a tym momencie faktycznie znajduje. Wszak on się sam dla siebie gdzieś lokuje. Ale dla obserwatora skomplikowanego to całe spektrum możliwych lokalizacji. Otwarcie "puszki z lokatorem" jest zabiegiem jednostkowym i ma znaczenie dla konkretnego obserwatora, jednak w szerszym ujęciu to zawsze ciąg nie kończących się położeń elementu w nieskończoności-wieczności. Ich lokalna i chwilowa suma, ten zbiór w takiej a nie innej formie zagęszczenia, to oznacza byt w dowolnym ujęciu, badany-obserwowany konkret. Nie zamknięty fakt i jednostka, ale stający się - będący w trakcie dziania się element świata. Zawsze się budujący-zanikający.

Wszech-świat to zmiana w trakcie stawania się.

16

Page 17: Kwantologia stosowana 10

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 10.4 - Zbrylenia.

Bajka o rybaku i złotej rybce. Znacie, ale posłuchajcie.Złowił rybak złotą rybkę i tradycyjnie domaga się spełnienia życzeń. Rybka się zgodziła. "Chcę zrozumieć wszystko", mówi rybak. - Więc rybka zamieniła go w grudkę opadającej na dno oceanu materii.Koniec bajki.

Tak, moi mili, to koniec bajki, niczego więcej w tym obrazie już nie potrzeba. Tak, nie dziwcie się, rybka spełniła życzenie nieszczęśnika w pełni, wywiązała się zadania doskonale. Bo prawda, moi mili, jest taka, że do zrozumienia wszystkiego wystarczy opadająca na kolejne poziomy świata, na dno rzeczywistości grudka materii - dowolnie już pojętej materii.

Ot, jest sobie takie coś - takie najmniejsze z najmniejszych, już do niczego nierozdrabnialne i jednostkowe coś. Pędzi to elementarne w tym bezkreśnie wiecznym Kosmosie, pędzi szalenie, bo nic go w ruchu nie ogranicza (tak mniej więcej nie ogranicza) - pędzi samodzielnie i samorządnie, ale w zbiorze, w strumieniu podobnych jednostek. I w tej to nieskończonej kosmologii bywa niekiedy tak, że się z tym innym a podobnym zderzy. Czasami się wówczas odbije - a czasami się zespoli i wejdzie w tan wzajemny i wirowanie. Zwłaszcza długotrwałe z tego zespolenia mogą być efekty, jak dalsze oraz kolejne warstwy takiego jednostkami pełnego strumienia energii naciskają i oddalić się poprzednim nie pozwalają. Wówczas to w tej bezkresności z tych zderzeń lokalna sfera się wytycza i taki się w sobie lokalny wszechświat tym samym zaczyna - taki, rozumiecie, wir energetyczny w nieskończoności się kręcić poczyna, a docierające tu z Kosmicznej dali warstwy kwantów, one ten wir w takim jednorodnym tle tak po całości poruszają - w ruch wprawiają.

A później, pojmujecie, to już tak samo się kręci. Jest ciągle nacisk zewnętrzny, są elementy takie jednostkowe w zbiorze - one docierają tu w kolejności, a też z każdej wobec tego wszechświata wyróżnionej strony (co zarazem drogę ucieczki jednostkom samodzielnym odcina) - więc, rozumiecie, w tym ścisku-nacisku-docisku, zawsze tak do przodu się dziejąca zmiana (zawsze do przodu, podkreślam, co by się to wam utrwaliło w pamięci), ona teraz również do przodu się toczy - tylko że tym razem w głąb.Do przodu, czyli w głąb tej sfery, co to jest już naszym światem - i nawet wszechświatem.

I takie naciskanie kolejnych warstw sobie jest, ono długo jest - te jednostki są spychane i wpychane słabym bo słabym, ale przecież nie zerowym naciskiem w głąb tworzącego się świata, a to trwa i trwa; i trwa.To się zagęszcza tym samym w środku i zagęszcza. Takie pompowanie w

17

Page 18: Kwantologia stosowana 10

całość powstającego właśnie świata, pompowanie elementów kwantowych wytwarza w układzie coraz większe - i przez to skuteczniejsze dalej ciśnienie. Skuteczne, rozumiecie, w zbliżaniu do siebie tych wielce samodzielnych i samorządnych (i opornych) jednostek. I na skutek tych wszystkich kroków, i w ramach takiej energetycznej ewolucji (i ogólnej zmiany) - tam i wszędzie - coś się do drugiego czegoś zbliża, dociska, jest do tego przymuszane okolicznościami, tym wspomnianym narastającym zagęszczeniem.I nie ma zmiłuj - musi się tak z tym podobnym i symetrycznym innym zbliżyć, bo nacisk zbioru jest duży i przepotężny. Tu nie ma pytania, czy się sparuje, jest pytanie, kiedy to się dzieje i na jakiej się to zasadzie. I co się z tego wyłania.

Tak, moi mili, proces w sumie jest banalnie prosty. W nieskończonej wieczności, w takim bezkresnym Kosmosie musi się tak zadziać, że w lokalnym punkcie, w ramach tego kosmicznego tła, które stanowi tym samym fundament logiki i poza który nie można żadnym sposobem już w analizie się przemieścić - w takim pędzącym strumieniami, a tych w nieskończoności też jest mnogość - w tym zamieszaniu musi się coś z podobnym coś spotkać, wejść w związek - a dalej już się to toczy w sposób opisany regułą. Ta reguła jest oczywiście zawsze i stanowi w opisie świata fundament wszystkiego - ale w takiej to chwili po prostu się namacalnie, wiec konkretem pokazuje. Czyli zaczyna się wszechświat. I ta reguła przybiera namacalną już postać; w ciało takie czy inne się obleka i może być zaobserwowana. A nawet czasami o tym pomyśli w jakimś tam zakątku tego wszystkiego.

A jak pomyśli - to jej wyjdzie w tym zobrazowaniu abstrakcyjnym, co to nie wiedzieć skąd i dlaczego się pokazało, że jest wzmiankowana nieskończoność wiecznie ruchem zapełniona - i że to jedność taka w sobie, a nawet i jedyność, że to Kosmos. Rozumiecie.

Więc ten pomyślujący o tym wszystkim tak to traktuje: jako jedność i jedyność. A też i wzory matematycznie produkowane i motywowane - one mu również taki obraz podpowiadają na każdym kroku i domagają się swojego. Wszędzie logika nieskończoności wprowadza i zmienność bezkresną wymusza.Ale, widzicie, ten osobniczy byt w sobie strachliwy zazwyczaj, jego spojrzenie do nieskończoności żadnym tam sposobem nie dopasowane – i dlatego on sobie te znaczki bezkresne a abstrakcyjne z takiego wzoru wyrzuca – i, pojmujecie, mu się zgadza. I on z tego renormalizowania ogromnie zadowolony.Tylko nie wie ów ktoś - ani dlaczego to tak się dobrze sprawdza, ani dlaczego zabieg upraszczający jest możliwy. Co prawda będzie w takim głębokim zapale to tłumaczył na przeróżne sposoby, a to, że ciśnienie wewnętrzne stabilne i oddalające się wszystko od wszystkiego i że to efekt tej takiej puchnącej w szwach rzeczywistości - a to, że widać z nieskończoności tylko to, co może być widoczne - a też inaczej i dowolnie jeszcze inaczej będzie się wyrażał, jak mu w tym emocjami napędzanym czynieniu myśl czy inne działanie podpowie. Jego sprawa, my w takie objaśnienia nie będziemy się wtrącali.

18

Page 19: Kwantologia stosowana 10

Tylko, mili moi, dlaczego ten zmyślny osobniczy byt wewnętrzny, co to nieskończoność musi uwzględniać za wzorem - dlaczego on takie te znaczki w tym wzorze otrzymuje, co one mu mówią, nawet jak on tego, na skutek swojej krótkowzroczności, nie chce uwzględnić?A mówią to, że ta nieskończona wieczność jest kosmicznym faktem i że w jego wzorze to jedność.

Tak, jedność i jedyność, nie inaczej. Tylko nie na tej zasadzie, że wszystko ze wszystkim się "ciągiem" jednym przejawia - ale że jest w sobie pokawałkowane, skwantowane - że są w tym strumieniu idącym z nieskończoności do nieskończoności przerwy, różne stany gęstości i skupienia. Że są nieciągłości powodowane "ziarnistością" – czyli takim faktem, że jest w dzieleniu (drobieniu) bytu granica. Że jest najmniejsze z najmniejszych, taki kwant logiczny wszystkiego, taka już "cegiełka" wszystkiego.I to ma zasadnicze znaczenie w zrozumieniu tego wszystkiego.

Bo oczywiście za wzorem - albo za namysłem filozoficznym - taki byt osobniczy i analizujący rzeczywistość po horyzont pojmowania - on uzyskuje jedność, od najmniejszego wyjdzie, a do nieskończoności w tym procederze dojdzie, musi - to wpisane w ten tok działania. Nie ma znaczenia, jakich użyje pojęć, to mogą być dowolne symbole - ale i tak na końcu dojdzie Kosmosu, bezkresu, wieczności. To pewnik. Że trzeba to później na różne sposoby tłumaczyć, skrupulatnie w tak pozyskany obraz szczegół za szczegółem wpisywać, to wszystko prawda. Ale taki szkic na pewno oddaje treść i zawartość rzeczywistości.Problem jednak w tym, widzicie, żeby to detalicznie zrozumieć, czyli poznać daleko-głęboko, po kres i szczegół - właśnie te szczegóły, te różne zbiegnięcia w zagęszczeniu świata trzeba wprowadzić. Tak, bez tego się nie obejdzie - bez tego nie ma zrozumienia.

Przecież, zauważcie, jak ten matematyczny osobnik sobie wzór na ten kosmiczny bezkres wyprodukuje, to tenże wzór jest poprawny, niesie ze sobą pełną i poprawną wiedzę o Kosmosie - bo to faktem logicznym wieczny i nieskończony "stan". Tylko że dla matematyka, a też dalej dla fizyka, kiedy takowy wzór stosuje i buduje w głowie na jego bazie obraz wszystkiego, na skutek złożenia się, zsumowania w jedność oraz skompresowania w jednostkę logiczną - na skutek braku w tym obrazie koniecznych nieciągłości i różnych zagęszczeń - w efekcie realnie przebiegający jako punktowy i nieciągły proces, on się staje takim jednym i jedynym. I przez to nieskończonym. I jest całość - i jest jedność - i jest nieskończony problem.

Tak, zauważacie, że dla takiego obserwatora coś, co Fizycznie się z licznych etapów składa, co zawiera brzeg i dalsze, co fizycznie jest już zakresem spoza wyróżnionego przebiegu - dla tego obserwatora w jego spojrzeniu to albo nie istnieje, i renormalizcja to zapewnia, albo jawi się jako jedność nieskończona, która musi być dodana do obserwowanego i doznawanego świata. Coś, co jest stanem lokalnym w bezkresie, czyli ten tutejszy, nam w

19

Page 20: Kwantologia stosowana 10

obserwacji i doznaniu aktualnie obecny wszechświat, taki w zmianie Kosmicznej i jej "teraźniejszości" lokalnie zgęszczony do fizycznego konkretu byt - to dla obserwatora we wnętrzu zmiany zawartego - dla niego to zawsze jednostka. Dla niego całość i jedyność, która tylko na bardzo teoretycznej zasadzie może być dopełniona o inne fakty tego samego kształtu i przebiegu - ale zawsze tylko jako potencja, coś, co może być, ale nigdy jako element wiedzy pewnej.Dla takiego bytu, osobnika w środku (wewnątrz) świata i zmiany (tej zmiany efektu) - o ile ogranicza się tylko do zakresu fizycznego i dostępnego eksperymentem - dla niego badany-poznawany obiekt jest i zawsze będzie jeden i jedyny, i będzie jednością; nie może być inny. Dla niego granica zmiany wszechświatowej, lokalna i banalna w ramach Kosmosu, jest granicą absolutną - nie do pokonania.

Jednak, zwróćcie uwagę, nawet jeżeli to "dalsze" to tylko potencja i stanowi na dziś intelektualną ciekawostkę (że to efekt żonglowania abstrakcjami), nawet jeżeli nie są to konstrukcje konieczne ani też realnie istniejące (teraz i gdzieś istniejące lub w ogóle) - to już, zauważcie, takie coś wydaje się co najmniej niezbędne logicznie, a najmniej dopuszczalne. Obecne zobrazowanie wszechświata, ale także jego wyjaśnienie (np. w zakresie "dobroci") - to opiera się na tym "dalszym" i wielowymiarowo podobnym. Czyli, żeby uzasadnić tu i teraz zachodzące zjawiska (i tak właśnie zachodzące), te dalsze fakty trzeba zapostulować. Bez tego tutejsze jest w sobie dziwne, wręcz cudowne - po prostu niewytłumaczalnie w sobie regularne. Wszędzie widać, że jest reguła, że jest zasada zmiany. A jej, tylko w ramach (wszech)świata pozostając, nie można wytłumaczyć. Jeden i maksymalnie "zgodny" z regułą obiekt to dziw i niezwykłość. - I bez dopełnienia zbiorem możliwych rozwiązań takim pozostanie.

Zgoda, owe "dalsze fakty" nie mogą wejść w badanie fizyka, ponieważ znajdują się poza obszarem, który on można badać. Ale już widać, już to dobrze widać (i o tym się tu i ówdzie przebąkuje), że to "dalsze" jest zakresem potrzebnym - że pomaga w zrozumieniu. Problem tylko w tym, że nie wiadomo, jak to wprowadzić (i na jakiej zasadzie) w obowiązujący zestaw pojęć i abstrakcji znaczących tutaj rejestrowaną zmianę.

Przecież, zauważcie, kiedy uznaje się otaczający wszechświat już za wszystko (za jedno i jedyne), to owo "dalsze" - czyli logicznie do wyjaśnienia obserwowanego potrzebne otoczenie - ono w taki stan nie może wejść, bo jak? Jest jeden świat, to jak go powiększyć - jest w nieskończoności jeden byt, to jak go zwielokrotnić? Nie można - jedności i jedyności nie można zwiększyć. Nigdy.

Fizyka w takim "jednościowym" ujęciu (a innego nie wypracuje) dziś dominuje - a innej nie ma jak wprowadzić; tu wszystko ze wszystkim stapia się w całość, sumuje, kompresuje. Więc jest tym samym z zasady niepodzielne. Taki, zauważcie to, "atom" się tworzy - tu w postaci "atomu-wszechświata". I ma to samo znaczenie jak tamten. Jak historyczny "atom" miał dla

20

Page 21: Kwantologia stosowana 10

objaśniaczy świata. Że to się później okazało złożeniem i że trzeba to było dopełnić dalszymi, i jeszcze dalszymi atomami - że trzeba to było zebrać w "pierwiastek", a nawet w zbiór pierwiastków - cóż, to prawda. Tylko, widzicie, tego w dzisiejszym ujęciu (wszech)świata, tego etapu nie ma. Jeszcze nie ma. To już chyba dla was jest jasne. I nawet oczywiste. Prawda? Dla fizyka dzisiejszy obraz świat, który się z obserwacji, który z eksperymentu się wyłania - to nieskończona jedność, i dlatego w tak pozyskany zakres dopełnienie o to "dalsze" wejść nie może. Kiedy w badaniu jest ściana "początku" (ściana fizycznie i wzorami ustalona) - to poza tą jednością-jedynością nic dalej nie istnieje, nawet tło. Nawet tła nie ma do tak pojmowanego.Dla fizyka i od wewnątrz to "dalsze", zauważcie, staje się ścianą pojęciową lub zbudowane jest z konkretnych elementów, które może na danym poziomie analizy dopracować się obserwator. A w takim to tle,tak rozumianym i tak postrzeganym tle, osobnik musi się zagubić. To oczywistość.A jak próbuje je zrozumieć (przebić) - to się rozbije o tę ścianę. Nie ma rady, tej brzegowej strefy w analizie sam nigdy nie pokona.

Dlatego, zauważcie po kolejne - wszechświat w tym ujęciu jest jeden i jedyny, a też nieskończony. Bo skoro jest ta logiczna bezkresność i wieczność, skoro to jeden i jedyny obiekt do badania, skoro widać to w kawałku i nie wiadomo, co jest dalej i czy ono w ogóle jest - to jedynie pewne ustalenie (w takiej chwili i umiejscowieniu, i które fizyk może wyprodukować) jest takie, że wszystko jakoś tam poznane to już "wszystko" - na końcu jego działania musi paść stwierdzenie, że to nieskończony i jedyny świat. I kropka.A że przysparza to wielkich kłopotów interpretacyjnych (np. wielkich gęstości i ogromnych temperatur "chwili początkowej"), że domaga się dopełnienia "dalszym", co by lokalne niezgodności wytłumaczyć - cóż, prawda. Tylko tego zrobić nie można. Fizyk na powyższe powie, że nie można pójść dalej - bo jest tylko ten jeden fakt do obserwacji. I że jest granica, więc nic dalszego nie ma. I jest koniec dyskusji. Emocje pozostają i domagają się relacji naukowej i rozumnej z tego dalszego a koniecznego - ale nie można. Bo nie można.

Ech, mili moi, fakt, nie można...Tylko czy na pewno nie można? - Cóż, można.

Przecież to proste, przecież to oczywiste, przecież to już padło po wielekroć - przecież to znane od zawsze: należny wprowadzić w jeden i logicznie nieskończony ciąg zdarzeń skwantową rytmikę, jednostki i ich wielokrotność. Należy w "suchy" i wypreparowany ze zmiany wzór matematyczny, który musi takim być, wprowadzić fizyczne, realne, rejestrowane na każdym kroku stany przerwy, pustki - początek i koniec wyróżnionego. Jeżeli tak obrazuje się każdy tutejszy fakt i nie ma nigdzie żadnej innej formy opisu dla całości (wszech)świata - to nie nieskończoność oraz

21

Page 22: Kwantologia stosowana 10

wieczność definiuje ten lokalny zakątek, ale stwierdzenie, że to tylko element wybudowany w tej nieskończonej-wieczności, jednostka w ramach zbioru podobnych - że to "jedynka" kosmicznego bezkresu. Kiedy postrzegać to jako jedność, są rozliczne problemy, kiedy ma to w analizie postać różnego w tej nieskończoności stanu skupienia i zagęszczenia jednostek - kiedy jest wyłącznie przechodzenie jednej konstrukcji w drugą, ale poprzez podprogowy do niej zakres tła (a więc poza rejestracją) - kiedy widzieć to jako skwantowaną ciągłość z lokalnymi bytami - to taki obraz, choć nieskończony, nie ma już w sobie niczego dziwnego. To oczywistość i konieczność.

W takim ujęciu, podkreślam, jest wzmiankowana jedność i jedyność - jest nieskończoność i wieczność - jest wszechświat i Kosmos - oraz wszystko inne, co przynoszą wzory lub analiza logiczna. Tu niczego z tego zbioru danych nie brakuje - a nawet wszystko jest potrzebne, żeby te lokalne zbrylenia myślące wyjaśnić. Bo wszystko, co zostało poprzez wieki wypracowywane, jest oddaniem tej jedności - to jest ta-taka jedność.

Jest taką jednością, ale w ujęciu logicznym, zsumowanym z jednostek. Natomiast fizycznie jest to zmiana z przerwami, zmiana skwantowana i nieskończona.

Ale zarazem, podkreślam, to nie jest jedność i jedyność, ale wielość w Kosmicznej jedności. To nie jest nieskończoność tego analizowanego konkretu, tylko w tej nieskończoności lokalny element, jednostka w zbiorze. To nie stałość wszechświatowa, tylko przemiana w ryzach reguły.To to samo, co widać ze wzoru (nieskończony przebieg), ale zarazem część - ta jedynie możliwa do obserwacji część z bezkresnej całości.

Wszystko się zgadza i znajduje na swoim miejscu, okazuje się dobrze spełniać wszelkie zasady i w dowolnym języku wypracowane abstrakcje - a zarazem to coś innego; wszystko się zgadza do ostatniego punktu - a zarazem to znacząco głębsze ujęcie; wszystko się zgadza, jak w taki schemat zmiany wprowadzić wypracowane przez wieki zobrazowania - a zarazem uzyskuje to wyrazistą, nieskończono-wieczną głębię, kiedy wprowadzić chwilowe i pokawałkowane stany skupienia. Na końcu tego działania uzyskuje się jedność oraz jedyność Kosmosu, gdzie lokalnie buduje się wszechświat - zawsze chwilowy i konkretny wszechświat.

A jest to widoczne dlatego, że w takie bezkresne oraz jednorodne tło została wprowadzona banalna konstatacja: wszystko jest zbudowane z jednostek (kwantów) i jest jednostką (kwantem). Kiedy do matematycznego wzoru dodać konieczne dopełnienie w formule pustki, wszystko się z tła wyłania i jest wyraźnie widoczne; kiedy w niezrozumiałą i niepojętą jedność wprowadzić interpunkcję, treść staje się wyraźna i zrozumiała. I czytelna - i oczywista na/w każdym kroku. Tak po prostu zrozumiała. - Rozumiecie?

22

Page 23: Kwantologia stosowana 10

A teraz ponownie wypada się zanurzyć w ten zagęszczający się gdzieś lokalnie w Kosmosie wszechświat. Jest ten docisk-nacisk - czyli w środku już rośnie ciśnienia. A jak rośnie gęstość oraz zmniejsza się w rezultacie odległość elementu od elementu, to w pewnym momencie (nie przypadkowym, przecież to zmiana skwantowana) - w pewnej chwili "pompowania" wszechświata zaistnieć musi taka sytuacja, że odległość jednostki od jednostki będzie także na jednostkę - jednostkę pustki. I aktualnie pojawia się istotne pytanie: co się zadzieje w sferze wszechświata (i to w całości tej sfery) - co się pojawi, kiedy taki stan i fakt zostanie zasilony kolejną porcją-warstwą kwantów - co się wytworzy? I odwiedź jest oczywista, też już wam znana: jednostka do jednostki tak zostanie w tym momencie dociśnięta, że zbuduje się, "zbryli" się w jednostkę.

Teraz na tę nowo zaistniałą jednostkę składają się dwie jednostki z poprzedniego poziomu, z tego zerowego, brzegowego - z pojmowanego w taki sposób tła.Czyli, zauważcie, na nowym zaistniałym poziomie, już wewnętrznie (w ramach wzmiankowanego tła) tworzy się, pojawia się ("z niczego", w obserwacji od wewnątrz właśnie "z nie wiadomo skąd") - zbudowała się i rozpycha się nowość, nowa jednostka. - Jest podwojona wewnętrznie jednostkowa nowość. I to ona - w ramach tego nowo powstałego poziomu - ona jest obecnie elementem jednorodnego tła. To jej stan-kształt wyznacza tło - jest tym tłem i punktem odniesienia. To teraz jest tłem brzegu - nowego, na tym poziomie brzegu.

Natomiast tamto tło, pierwotne, pierwsze w analizowaniu, ono jest i pozostaje, warunkuje nowość i jest odniesieniem - ale w piramidzie możliwości zaistniał nowy poziom. Elementy logicznie najmniejsze z najmniejszych dalej są tłem brzegowym - ale w tym momencie zbudowało się nowe tło. Lokalne w tamtym i ograniczone zasięgiem - ale jednak tło. I ono tak samo jest jednorodne oraz jedyne, tylko krąg zdarzeń jest mniejszy względem poprzedniego. Tu są jednostki i tam były jednostki, to zawsze i na każdym kolejnym poziomie świata ("wyciskanym" czy "wciskanym" do danego zakresu) są jednostki - i to one tworzą tło w tym obszarze.Zajętość oraz skupienie elementów na/w każdym poziomie rośnie - one są coraz bardziej w sobie rozbudowane, jednak obok i równolegle są takie same jednostki. I łącznie taki zbiór, taka "płaszczyzna" jest jednorodnym tłem.

A swoją drogą, zauważcie, że opis w formule "góra-dół" - to ma się tak jakoś dziwacznie.Można tak to prowadzić, ale z tym uzupełnieniem, że tło, więc brzeg, więc dopełnienie do wyróżnionego poziomu - to w takim zobrazowaniu stan liczny, znacząco większy od budującej się w owym tle jednostki. A więc z każdej strony otacza fakt i jest ponad nim.Czyli coś mniejszego i "cegiełowatego" jest ilościowo wobec elementu znaczniejsze, bardzo znacząco większe. Opis poprowadzony z uwagi na komplikowanie się elementów buduje piramidę "w górę", czyli kończy

23

Page 24: Kwantologia stosowana 10

się elementem logicznym, neuronem - ale ten sam opis prowadzony "w dół", do środka, jako fizyczne wyłanianie się jednostek, to również jest piramida, tylko że efektem jest "wciskanie" takiej jednostki w poziom leżący poniżej. Aż do samego dna - aż do punktowego stanu w formule dna. I d-n-a.Logicznie jest to opis "w górę", fizycznie "w dół".

Co taka nowość zaistniała w tym nacisku-docisku ma wokół siebie? I też odpowiedź jest oczywista: wolny tor zmiany. Czyli ruch w tle, ale z elementem swobody. - Przecież ten poprzedni ostatni docisk, w którym te jednostki nowego poziomu powstały (co ma dla fizyka już postać "wybuchu", momentalnego zaistnienia, a co trwa ogrom czasu i przestrzeni w ujęciu zewnętrznym) - ten docisk uwolnił tym samym na poziomie zerowym, w tle brzegowym, miejsce na dalsze i kolejne pompowanie elementów. I ten docisk idący z kosmicznego tła działa w najlepsze dalej. Ale zarazem, zauważcie, nowy poziom nie jest maksymalnie zapełniony, coś się w nim może dziać. Przecież on się dopiero zaczął.Czyli może być ruch, ale i dalsze dopełnianie o kolejne jednostki z tła, które przecież ciągle są wciskane w taki nowo powstały zakres. Kiedy i na tym dojdzie do takiego rozkładu i zagęszczenia, że nie ma ruchu, że "za tyknięcie" będzie stan krytyczny - to i w tym poziomie zaistnieje nowe. I opadnie niżej w piramidzie możliwości komplikacji.

Opadnie lub się wzbije, to od obserwatora zależny kierunek opisu - ale na pewno zawiera się w tle. W tle tego poprzedzającego poziomu. Ale i w tle wcześniej w całości zaistniałym, poprzedzającym. Ale też w tle absolutnym, kosmicznym. I zawsze w tle. Obok takiej jednostki jest ruch, nawet pustka, jednak w podprogowym zakresie jest warunkujące istnienie tej jednostki tło-brzeg i jego jednorodne, płaskie zapełnienie. Widać wierzchołek "góry" - a to warunkowane jest ogromem elementów poniżej - widać "pyłek" - a to opadające na dno "kwantowego oceanu" zbrylenie w formie pyłku.

To "dno" jest fizycznie wszędzie, znajduje się w dowolnym kierunku fizycznej mieszaniny, ale logicznie to dno i punkt. I środek zmiany, którą okupuje myślący pyłek.

To zawsze tylko pyłek wobec zakresu brzegowego. Ale konieczny.

24

Page 25: Kwantologia stosowana 10

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 10.5 - Cząstki wirtualne.

Można popaść w zwątpienie.Koledzy, tak, można. Nie pocieszajcie. Doceniam wasze słowne zdanie i chęć szczerą, ale jest tak, zauważcie, że gdzie tylko spojrzeć i się nad tym pochylić, to taka, widzicie, niepewność się rodzi w tym oglądzie - z niego się poczyna w emocjonalnej szamotaninie. Bo to w tej pogłębionej analitycznej obserwacji wychodzi, że nic pewnego i stałego, że tylko zmiana oraz splątanie wszystkiego ze wszystkim - i że to takie wirtualne. Niby, koledzy, cząstka, a to ona tak tutaj na mgnienie, taka w sobie pozaczasowa.Tak, koledzy, w tej tam dali, albo i w tej tu punktowości, świat się wirtualnością pokazuje, niby jest, niby fizyka - ale wirtualnie. I jak tu się, koledzy, nie zamyślić, jak zwątpienie odgonić?

A takie zwątpienie, koledzy sami wiecie, to groźne ono w sobie być może. W fizykę, w naturalność i nawet w nadnaturalność, we wszystko może uderzyć - kiedy się tak będzie rykoszetem po otoczeniu snuło, to, sami rozumiecie, różne skutki z tego mogą być.Wstaje człowiek rano, się po świecie słoneczkiem okraszonym albo i deszczem spłukanym rozgląda, i ma z tego ranka poczucie, że znośnie jest, a nawet czasami i dobrze - czyli generalnie ujdzie. I tu się schyli do tej materii czy pustki wszechświatowej - i wówczas się okazuje, że to ani materia, ani pustka, a tak po prawdzie diabli wiedzą co. Bo to niby pustka, niby tu żadnego czego i zupełne nic, żadnego atomowego kawałka, ale to w oglądzie powierzchniowym wygląda na takie, to złudzenie postrzegawcze jest. Tak, koledzy, złudzenie.

Bo w tej pustce, zauważcie, aż się gotuje od zderzeń tego niczego, czego podobno tam nie ma, z innym niczym, też podobno nieobecnego. Tak, koledzy, to nic z tym innym nic się paruje, scala, w związki bliskie wchodzi - i ten taki laboratoryjny ciura to sobie notuje w przyrządzie rozbudowanym jako cząstkę. Cząstkę nie cząstkę, koledzy - bo to jest, a nie jest, koledzy, to się pojawi, ale nieuchwytnie w tym naszym fizycznym zakresie; to mignie i znika tak szybko, że i najdokładniejszy stoper tego mignięcie nie odnotuje. Ech, koledzy, i jak tu zwątpienia w to słoneczko czy deszczyk nie doznać - jak z duszy piskliwe nutki odegnać? Jak, koledzy?

Powiecie na to, że sprawa niewarta dyskomfortu emocjonalnego, to w sobie przecież pospolite, zawsze się dzieje, coś tam na tej granicy świata wirtualnie poczyna w intymnym związku elementów - i że to w całości drobiazg, bo są istotniejsze dylematy. Może, nie wiem. Dla mnie jednak pustka, która pustką nie jest, a też pustka, która tworzy coś z niczego - to, przyznaję, stan poniekąd dziwny, ociekający nadzwyczajnością rodem z niematerialności jakoś definiowanej przez jakiś tak w sobie pokręconych - to generalnie i w szczególe pozbawione sensu. Nie wiem, może i można to pominąć w spojrzeniu, takim nietutejszym zachowaniem się nie przejmować, albo

25

Page 26: Kwantologia stosowana 10

przyjmować to z dobrodziejstwem zastanym i niewyjaśnialnym - albo i jako dogmat czy aksjomat to ustawiać sobie w systemie. Pewnie tak można. Ale ja, widzicie, w tym się istotnego dopatruję - dla mnie w takim informacja o wszystkim się zawiera. Nie jest ważne, czy gdzieś tam na metr sześciennie zliczany się jaka cząstka wykluwa, to takie sobie po ogólnym przekazie treściowo jest ubogie i wątłe. Istotne wielce natomiast jest to, że ta pusta pustka pustką fałszywą się okazuje, że ta pustka to nie pustka, że to tak do granic zapchane, że tam palca nie wetkniesz. - I że pokazuje się to chwilą wirtualną, poza pomiarem.Tak, koledzy, to jest w tym ciekawa a ważne, że pustka zapchana po graniczność i że z tego coś się na mgnienie wyłania.

Fizyk, wiadomo, to taki ktoś, że w swoje paluszki chwyta wszystko, co mu się tylko schwycić uda. A jak pochwyci, to obraca oraz maca, nawet się w środek wwierca i rozbija, tego składnika jednostkowego wszelakiego poszukuje. I to tak od zawsze idzie, i nawet skutecznie. Tylko, koledzy, jest teraz ciekawe pytanie: jak taki ktoś może taką wirtualną cząstkę chwycić - jak ją zbada, co w niej ustali za fakt i cegiełkę, za składnik? Fizycznego realu można dopaść w jego jakiej tam konstrukcji, realność daje się pomierzyć, nazwać - tak a tak w tabelkę upchnąć, wiadomo. Ale jak wirtualne, więc nieostre i ulotne zdefiniować? Wzorem można, prawda, można takie coś policzyć, nawet i zapostulować w istnieniu mgnieniowym - tylko jak to złapać w wielki czy mały przyrząd? Fakt, koledzy, nie można. I jest problem: co tym wirtualnym faktem jest i z czego i dlaczego jest - i co to oznacza w całościowym ujmowaniu świata? Co, koledzy?

Żeby powiedzieć, czym są "cząstki wirtualne", koledzy, trzeba wyjść od tego, że wszechświatowa bańka to zapchana elementami sfera, tak do granic możliwości. Omawiane to już było, koledzy, wiecie, że to się pompuje z zewnątrz do środka tutejszego czasu - a później, tak na dziś, to już się wytraca zewnętrznie do nieskończoności. A braki uzupełniane są z rozpadu czarnych dziur i że dzieje się to poniżej waszego fizycznego rejestrowania. Mniejsza o to, obecnie liczy się to zapchane maksymalnie wnętrze i stabilne ciśnienie.Bo, zauważcie, jak to tak wypełnione, logicznie bez pustki, to się wystarczy tylko o to oprzeć, nacisnąć ten balonik, paluszkiem małym czy dużym tknąć - a w akcie badawczym coś się do czegoś doda, coś z czymś się połączy, coś na tyle się do drugiego podobnego tak zbliży, że pojawi się w obserwacji waszej fizycznej. Musowo tak się będzie to działo, ponieważ ten nacisk, nawet dla was najsłabszy, taki już granicznie dla fizyka słaby, on jednak jest naciskiem-dociskiem, to ma w sobie ogromny potencjał nacisku względem tego, co się w pustce fałszywej dzieje. Z wzorów wam wychodzi, koledzy, że to nie pustka, że zapełnione jest to "faktami", więc kiedy tak to podprogowe i niepoznawalne nacisnąć - jak niepoznawalne do niepoznawalnego w akcie obserwacji-pomiaru docisnąć i dopchnąć, to z tego musi, musi się coś wam pokazać. Nie ma zmiłuj, jak ciśnie, to dociśnie - i tryśnie. Coś się do czegoś w tym akcie dociśnie, więc musi się wam cząstka, choćby na mgnienie,

26

Page 27: Kwantologia stosowana 10

pokazać. Rozumiecie?Tak, koledzy, wszechświat zapchany do granic, ale dla was to poziom w badaniu skryty na zawsze, to też już wiecie. Matematycznie można w zapale to obrobić, ale tego schwytać w szczypczyki się nie da - i to nigdy. Dla was jedynie te nadprogowe efekty dociskania są jakoś dostępne, dalsze i głębsze to już poza fizyką się lokuje.

Czym jest ta podprogowa drobnica, która pchnięta-dociśnięta może w obserwacji się pokazać? Można to zdefiniować jako "pole kwantowe", można inaczej, nie ma znaczenia. To jednostki czegoś, które są już same w sobie rozbudowane, to jest daleko powyżej logicznie uznanego za jednostkę - ale to jeszcze nie może być fakt fizyczny.

I to jest tu bardzo istotne: to stan skomplikowany, znacząco ponad stan logicznej jednostki rozbudowany, jednak to ciągle zbyt mało na zaistnienie w zakresie nadprogowym, w obszarze fizycznym - już coś jest skupione, ale w tak wyróżnionym ciągle zbyt mało elementów na pokonanie progu, żeby się pokazać. - W takim zagęszczonym chwilowo strumieniu energii jest zbyt mało składowych, żeby mogło się stać to faktem i elementem fizyki - żeby zostało "wypchnięte-wciśnięte" ponad próg. - Albo opadło w obszar fizyki, ponieważ ustalenie, czy "fizyka" to zdarzenie ponad progiem, czy odwrotnie, poniżej progu i wnętrze - ustalenie kierunku tworzenia się struktur to już sprawa ocenna i wynika z preferencji postrzegania bytu.Liczy się w tym opisie to, że ta drobnica jest i przy zaistnieniu w okolicy nacisku zewnętrznego, może się "zbrylić" w większą, już rejestrowaną wielkość.

Ale obecnie wymaga w sposób szczególny podkreślenia fakt, że taki nacisk się pojawia i że działa. Dlaczego? Ponieważ jest to czynnik dla zaistnienia "cząstki wirtualnej", czyli na mgnienie, to element najważniejszy - to być lub nie być takiego, już przecież fizycznego faktu. Że on na mgnienie jest faktem, to mniejsza, ale jest. A przecież, jak nacisk nie będzie ustawał, to "mgnienie" stanie się na przykład sekundą w pomiarze i ten pomiar umożliwi. Fakt fizyczny to zdarzenie - przenoszący o tym informację nośnik - oraz, tego nie trzeba zapewne podkreślać, obserwator.

Zwracam uwagę na to, że taki "fakt" może być tak minimalny, że się fizycznie nie objawia, że jest poniżej progu, ale obserwator swoim działaniem, więc naciskiem, może go wydobyć z tła - tak oddziała na elementy, że te się skupią; kierunek, źródło i powód nacisku nie ma tutaj znaczenia, liczy się to, że ten nacisk jest.Rozumiecie? Samodzielnie ten słaby fakt nie zaistnieje, ponieważ nie ma dostatecznego zasobu sił na rozpychanie się w otoczeniu, czyli w zakresie fizycznym. Każdy fakt, który wyłania się ponad progiem, i to dowolnie pojętym progiem, musi dysponować siłą naciskania swoim istnieniem na otoczenie i w nim się rozpychać, dosłownie rozpychać. Bo przecież słabowity i cherlawy zostanie przez oporne i twarde dla tego istnienia środowisko ponownie w tło wciśnięty - żeby pokazać się ponad progiem, trzeba ostro pracować łokciami i zębami, inaczej nie ma mowy o rozglądaniu się po okolicy. I nie jest to metafora, to oddanie każdego i zawsze zaistnienia w ramach każdego poziomu, który

27

Page 28: Kwantologia stosowana 10

buduje się w rzeczywistości.

Liczy się na tej granicy zaistnienia to, że jest podwojony nacisk i docisk - nie samodzielny "fakt", który nie ma siły zaistnieć, który jest zbyt nieliczny, żeby przekroczyć próg komplikacji. Ale jeżeli z dwu kierunków, czyli z jeszcze niższych zakresów tła pojawia się nacisk, a to zapewnia "pompowanie" świata przez zewnętrzne warstwy kwantowe (zewnętrzne, czyli spoza wszechświata, albo zewnętrzne, a więc podprogowe, z rozpadu osobliwości) - a zarazem on spotyka się z naciskiem-dociskiem aktu pomiarowego (w zakresie granicznym i jakoś progowym; w strefie między "pod" a "nad" - w "strefie wirtualności"), to tak sparowany, podwojony docisk musi wytworzyć element nadprogowy, to już wystarczy. I nie ma znaczenia, co za taki akt uznać, każdy nacisk idący z fizyki to wydobycie ponad próg umożliwia; jak jest podwojenie, to zawsze z tego coś się zapoczątkuje.

To może być, jak powyżej, akt obserwacji czy dowolne działanie - to może być drugi i niezależny w sobie słaby "fakt", który lokuje się w płaszczyźnie, czyli obok. Oba są na tyle w sobie niezborne i tak mało zgromadziły elementów składowych zawartych niżej w zmianie, że brakuje im (każdemu oddzielnie) sił na wydobycie się ponad poziom progu. Ale skoro wszystko drga w tym jednorodnym tle, przemieszcza się, jest w ruchu i notuje naciski z każdej strony - skoro zawsze jest nacisk-docisk wszystkiego na wszystko - to prędzej albo później (jednak poniżej nadprogowego czasu, więc już w obszarze działań dla fizyka "upiornych") coś się do czegoś doda - element do elementu w takim działaniu zostanie dociśnięty-popchnięty. I już wespół-zespół pokaże się taka podwojona jednostka fizykowi. Na mgnienie, zawsze wirtualnie, będzie wzorem albo też matematyczną analizą uchwytne - ale się pokaże. A kiedy nacisk trwa, to nawet i dłużej, jak już padło.

Co więcej, co tu istotne, ta graniczna wartość drgań, tych drobnych oraz podprogowych nacisków, która tworzy wszystko naokoło istniejące (przecież każda ewolucja, każdy fakt sam ciśnie na otoczenie, ale i otocznie na niego wywiera wpływ) - to wszystko razem tworzy rozedrganą i nigdy stabilną całość. I tym samym tworzy, wyznacza graniczną dla fizycznego obserwatora wartość skomplikowanego zaistnienia. Niższe jest podprogowe i nieobserwowalne, choć konieczne, a powyżej granicy to przykładowo drgania cieplne świata, które są najniższym poziomem obserwacji - najmniejszą mierzalną wartością, które oznacza, że w tym i na tym "zakresie" buduje się, składa w obserwowalne dla fizyka "coś" cała piramida mniejszych i nieobserwowalnych zdarzeń. Najniższa wartość drgań świata, tło w postaci cieplnego obrazu, to aktualna, na dziś notowana fizycznie odległość elementów tworzących to wszystko. One są tak od siebie i w stosunku do siebie oddalone, że wymaga to takiego docisku, takiej procedury, żeby mogły zaistnieć fizycznie.To nie pozostałość po kiedyś tam istniejącym, ale to stan na dziś, to poziom drgań oznaczających obecną gęstość świata, z której i w której może się coś nadprogowego pojawić.

28

Page 29: Kwantologia stosowana 10

I dlatego, i stąd, koledzy, w akcie pomiaru-poznania nie ma i być nie może "wiedzy" o kolejnym kroku budującego się faktu - ponieważ to nie fakt, tylko właśnie w pomiarze oraz obserwacji fizyka stający się aktualnie element świata. Nie cząstka, nie atom, nie kamień czy człowiek, nie wszechświat - tylko dynamiczna, a więc stająca się i zanikająca jednocześnie wyróżniona w tle konstrukcja. Wielka w obserwacji góra czegoś, na skutek mnogości elementów taką "górę" tworzących, wydaje się chwilowemu obserwatorowi niezmienną - ale to tylko i aż zmiana w trakcie przekształceń. Nic więcej. Góra czy elektron to zmiana - a przez to nigdy ostro zdefiniowana, zawsze rozmyta, zawsze w stawaniu się. I tylko tak.

Jeszcze jedno w tym kontekście wymaga podkreślenia: powyższe fakty i opis procedury budowania się elementów "fizyki" (forma zapisu ma tu znaczenie), to ma zastosowanie generalne, ogólne, dotyczy każdej wyróżnionej ewolucji.Oczywiście w tym zapisie odnosi się do ustalonego we wszechświecie granicznego poziomu zjawisk, poniżej których jest niedostępne dla fizyka "pole kwantowe" i jego upiorne naciski-dociski, ale budowany tutaj obraz ma zastosowanie w każdym przebiegu - w tym, co za fakt i zmianę obserwator uzna. Chodzi o logicznie ustalony tok zdarzeń, i to niezależnie od konkretnej procedury - chodzi o wszelkie kwantowe procesy świata. A innych przecież nie ma...

To może być cząstka wirtualna dla fizyka, ale to może równie dobrze podprogowe zdarzenie w postaci okresu prenatalnego dla lekarza; to może być zakres komórek czy narządów w stosunku do organizmu; może być poziom bakterii wobec ciała nosiciela; atom wobec tworzącej się w czasie i przestrzeni góry; kropla wody wobec oceanu, planetarny glob wobec wszechświata... Każda wyodrębniona w analizie ewolucja w toku jej zachodzenia, na skutek kwantowego charakteru zmiany, a to ma umocowanie w najniższym i pojętym logicznie zakresie - to ma w sobie graniczną strefę, poziom, próg, dla którego jest strefą do obserwacji niedostępną, skrytą, ciemną. Powyżej jest fizyka takiej ewolucji, poniżej-dalej Fizyka.

Ale zawsze, zawsze jest to konkret, fakt i coś, co istnieje. Że nie zawsze istnieje namacalnie w pomiarze, to w proponowanym ujęciu już sprawa naturalna i oczywista. A że dla niektórych dziwaczna, że ma w sobie "komponent dodatkowy"? To efekt nieostrego postrzegania lub brak oprzyrządowania umożliwiającego poznanie.

29

Page 30: Kwantologia stosowana 10

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 10.6 - Wszechświat.

Tak, o wszechświecie - na ostatniej lekcji mówiliśmy o tym tutaj i naokoło, czyli wszystkim. To tak do końca wszystko nie jest, ale w fizyce to wszystko, dla fizyka, mówiliśmy, to wszystko i niczego w jego przyrządzie już ponad ten wszechświat nie ma. A nawet i to też nie jest jeszcze tak zupełne wszystko, bo tylko wystające nad taką powierzchnię tego tła. Tak mówiliśmy. Albo też to jest widoczne w tym wszechświecie dla fizyka tylko, co się pokawałkowało, czyli się zebrało w sobie i zbryliło, i opadło na dno świata. I my tak żyjemy na ocenie i w tym ocenianie, i na dnie. I takie właśnie fizyk bada. Albo inny w sobie laboratoryjny osobnik.I kiedyś tam było o Kosmosie - a teraz o tym właśnie wszechświecie, takim w sobie i wobec tego kosmicznego niższe, wewnętrzne, lokalne, i w ogóle. Takim skończonym w czasie i przestrzeni, mówiliśmy. Jako że Kosmos to w sobie jeden i jedyny, i nieskończony - a wszechświat to już skończoność. Ten czas się kiedyś tam zaczął, to dawno było, ale kosmicznie tuż co, mówiliśmy. - I ta przestrzeń też się była w tej przeszłości wyłoniła z niczego. Tak mówiliśmy - nie zmyślam. Że z niczego to wszystko tutejsze było się dla fizyka tak pokazało. Było sobie nic, ale takie fałszywe to w sobie było nic, pole nie pole - a może i łąka, kto to wie - i się z tego wykluło gdzieś w zakamarku takie i podobne, czyli namacalne. I wszechświatowe.I dalej to się kluje, niekiedy się to nawet życiem pokaże albo tam jakoś inaczej, też to mówiliśmy. I nie tylko na ostatniej pogadance lekcyjnej, ale i na biologi, bo i biologia się w tym wszechświecie wykazuje, pokazuje się i sama pokazuje, i także obserwuje.A ten Kosmos, mówiliśmy, to nie ten wszechświat - to dalej jest. A i wyżej - tak to można przedstawić. Choć po prawdzie, tak mi tata w domku to opowiadał, to żadna prawda głębsza, tylko tak sobie nasze pomyślunki to pokazują - bo nie jest dokładnie tak. Ten kosmiczny i wyższy obszar to ani obszar jest po prawdzie, ani wyżej czy niżej nawet, on jest wszędzie wokoło - a i nawet w tu i nas. Bo na takie kosmiczne to się coś i nic składa, o tym kiedyś było - tu to samo coś i nic się znajduje, więc nie można powiedzieć, że to dalsze albo i tam bliskie, bo to we wszystkim tak fizyczności służy. Tylko ta taka fizyczna masa, co jej podobno tyle brakuje, ona się pokazuje i pozwala się pokazywać. Że to tylko, tak mi tata wieczorem mówił, jak lekcje sprawdzał, że to tak inaczej w sobie zbiegnięte - znaczy się skupione, znaczy się skondensowane i spakowane. Czy jak to tam jeszcze by nie nazywać. Takie, mówił, stany skupienia to są, i one są inne, od tego do tego punktu są takie, a od tu do tamtego w sobie inne. - I te skupienia, bryłki czegoś, może i na przykład kamyk to być, a może i atom albo komórka, że to jest już widoczne w tym naszym świecie - czyli takim wszechświecie.I ten tak poskupiany w kamyczki i inne zgęstki taki wszechświat to już jedyny w tym Kosmosie jest. - Niby taki sam zawsze i wszędzie w

30

Page 31: Kwantologia stosowana 10

tym kosmicznym bezkresie, bo Kosmos nie ma początku i końca, ale w jedynym zawsze wydaniu taki wszechświat się buduje, to zawsze jest w bezkresności jeden punktowy fakt na prostej, tak mówiliśmy. Nic się dwa razy nie trafia, choć się co rusz powtarza.Choć, tak to opisywaliśmy, to nie do końca tak jest, ponieważ to się powtarza w tej nieskończonej nieskończoności. Ona sobie jest i jest - i jeszcze w dalsze jest, i tak jest nieskończona nieskończenie. A skoro taka, to nie ma znaczenia, jak się to długo i daleko ciągnie i jak to się w tym coś skończonego buduje. Bo tego nieskończonego i tak nie można w to zbiegające się zaliczyć, to jest tłem dla takiego zbiegniętego. Bo to i nawet nieskończony etap może się dziać między jednym a drugim czymś takim, i to nie ma żadnego znaczenia. I w tym zbiegającym się i później rozbiegającym się wszechświecie, tu w tym takim i dla takiego kogoś, to nie ma nic a nic znaczenia, co najwyżej go w zadziwienie wpędzi przed zaśnięciem, nic to takiego, bo dla niego nie istnieje. Jak on nie istnieje, ten analizujący to, to dla niego ten nieskończony etap nie ma znaczenia, on sobie o tym myśli, a że było przed tym nieskończenie wiele, to jest poza nim. W jego obserwacji nieskończenie wielki etap zmian to nieskończenie w sobie mały etap, nie wchodzi w jego pojmowanie. Jak już sobie takie myślenie uprawia, to tamto nie ma nic dla niego ważnego.Ale ten wszechświat, taki w kosmicznym jeden lub liczny, to nie ma już znaczenia. Co najwyżej można sobie o tym pogadać, czy są jeszcze w tym bezkresie obok inne, bo to generalnie ciekawe. Ale bez sensu. Bo to poza obserwacją zupełną.Więc jak ten nasz wszechświat się zaczął, to się zmienia. A też się oczywiście kiedyś skończy. Bo jak coś się było zaczęło, to musi się obowiązkowo skończyć. I podobno to daleko ma być w tym tak nazwanym czasie, kiedyś tam daleko to ma być. Ale to pewne tak do tego końca nie jest. Są i tacy, mówiliśmy o tym, co to mówią, że i koniec taki może biec w nieskończoność - a są inni, co to koniec już za bliskim zakrętem widzą. Nie wiem, jak to ma być, ale ma być, to pewne tak w sobie na sto procent.Choć z tych stu procent, też takie mówiliśmy w detalach, to jedynie cztery się daje jakoś zauważyć. Tu czy tam. I po każdym kącie tego wszechświata tak jest. Jest niby sto procent, policzone i bilans we wzorze się zgadza, ale kiedy tego szukać na niebie, kiedy zderzać w machinach - to brakuje, i to solidnie brakuje. Bo jak tu ma się to zgadzać, jak widać cztery, a brakuje dalszych procentów ze stu? No, nie może się zgadzać. Więc ten wszelaki element wszechświatowy się tak od siebie oddala i oddala - rozrzedza się i rozrzedza - że kiedyś tam już nic prawie z tego nie będzie. Ale jednak, tak mówiliśmy, bo inni tak mówią - ale że to dalej ma być i robić za ten wszechświat. - Już nic nie będzie widać od jednej wysepki czegoś do innej, i się będzie to tak działo długo i dłużej, że nawet to trudno pojąć. Ale dla nich dalej to ma tutejsze być, dalej wszechświat, dalej to samo, choć takie już też okropnie inne. Zimne i nijakie.Ja tam nie wiem, może, skoro tak mówią, to może w tym jakaś głębsza nawet myśl się znajduje, może to tak się będzie działo, nie powiem, nie wiem. Ale mi się to nie podoba. Zupełnie mi się nie podoba. To dziwne tłumaczenie, choć pewnie z logiką w takim środku - może i z

31

Page 32: Kwantologia stosowana 10

ziarnkiem sensu. Może szczątkowo z sensem.A inni jeszcze mówią tak, że to tak już teraz jest - czyli że w dal się oddala. Bo musi. Że to się z wzorów bierze. Znaczy się, że wzory przeróżne tak to podpowiadają. Że tego obserwowanego jest też tylko maleńki fragmencik, który jakoś tam fizyczny osobnik widzi i mierzy. I nie wiem, czy to samo w tym się tak kryje, to nie ma znaczenia, ale i tak wiadomo, że w tym jest taki sens informujący, że obecne jakoś widziane to pyłek z tej skończonej wszechświatowej budowli. Że jest całe sto, ale widać z tego cztery. A czym jest dalsze, to najstarsi nawet nie wiedzą, i pani też mówiła, że nie wie. Nawet tata, co wie wszystko, też tak się zgodził, że nie wie. I ja też nie wiem. Choć to pewnie coś tam w sobie jest, bo jak jest - to znaczy, że to coś jest. Bo to nie może przecież być nic.Niby tacy jedni gadają, że może być coś bez tego czegoś w sobie, ale to tacy jedni są, że lepiej się nimi nie zajmować - tacy obeznani z matematyką i podobnymi nienormalnymi rzeczami. Oni nawet powiadają, że te konstrukta poza już wszechświatem sobie bytują i się ze sobą wymieniają czym tam popadnie, nawet się informują tak o nie wiedzieć czym - i że one czasami tutaj są obecne oraz że to wszystko w takim wszechświecie oznaczają.Ja tam nie wiem, tak to mówią, ale mi to wygląda na niezbyt, a nawet przemyślane. Może i zabawne, może nawet coś o tej tu wszechświatowej części bezkresu to opowiada, ale generalnie w sobie mało poważne to jest, a wręcz zupełnie bez powagi. Bo jak może być w sobie coś, co nie ma żadnego coś w sobie - mówię, że nie może. To niemożliwe i bez znaczenia.Bo przecież jak jest we wszechświecie kamyk albo inny osobnik, to on na pewno ma w sobie coś. Można takie pomacać, można na takie sobie spojrzeć - i rękę można podać, fakt, można. A na takie bez czegoś w sobie, jak na takie spojrzeć, jak rękę podać? Nie można i nigdy nie można. Więc jak można mówić, że jednak coś takiego sobie bytuje w tej tam i gdzieś pozaczasowości? Nie można. Nie uchodzi. Ale oni gadają, ci tacy jedni, tak rozprawiają tu i tam.Na pustce te swoje możliwości budują i się chwalą, że coś obmyślili - dziwne. W głowie mają zawsze fizyką napędzany etap zmiany w toku zachodzenia - opisują fizyczną i zawsze zmienną w czasie i przestrzeni ewolucję, zawsze to odnosi się do materii w jej różnym zgęszczeniu, więc jakim tam cudem czy inną dziwnością, jakim logicznym sposobem dla nich ta niematerialność się w tej zawsze fizycznej całości - lub i poza tą całością - pokazuje, tego nie wiem. To bardzo dziwne jest i wielce w sobie nieodgadnione. - Ale tak jest, niestety. Gadają owi, że to jakieś "duszne" jest, że to inne od wszelkiego, że to trzecie i dopełniające do obserwowanego. Mówią, że materia jest, że promieniowanie - i że to inne, niematerialne albo matematyczne, tak to się wyrażają. Coś jest i nic jest, mówią - i duchowe, znaczy się bez nośnika, bez szkieletu, czyli lepsze, czyli wieczne, czyli pożądane. Żeby ich. Jak tacy coś takiego mogą mówić, nie wiem - to dla mnie absolutnie, kosmicznie, nieskończenie niepojęte. Jak taki jeden z drugim takim samym coś podobnego może głosić - nie wiem. Jak można pokazywać, że takie bezcielesne bytuje, bo jak to ma tak bytować, w czym oraz na

32

Page 33: Kwantologia stosowana 10

czym? - Na lub w pustce bytuje, próżnia mędrkuje i informacyjnie się zmienia? Nic, to kosmiczne i zupełne nic się w tym jakoś odmienia?Ech, powiem, że to dziwne mi się wydaje, że tym i takim coś takiego się zdaje. Wielce to dziwaczne.Widać z tego, że w tym skończonym wszechświecie dziwy nieskończenie dziwne mogą się w zalęgnąć w pomyślunku, że tu taka swoboda w stanie chwilowym i wolna wola kreacyjna się zawiera, że nawet byty wolne od materii mogą zaistnieć. Że i tak zawsze materialnie, że to zawszeprzecież w materialnej głowie się pokazuje? A czy to ma znaczenie w takim brzegowym pomyśliwaniu dla takiego kogoś, kto abstrakcją tak sobie tu i tam rzuca? Wyuczy się żonglerki pojęciami, świata w jego realnie fizycznym stanie nie dotyka na co dzień - bo się pobrudzi i w ogóle źle kontakt z namacalnym znosi - to później w bezcielesne i podobnie nieobyczajnie może zawierzyć, taka jego owaka.Trzeba jednak powiedzieć, mówiliśmy o tym, że w tej wszechświatowej procedurze jest inne dziwne - i to się w tym obrazie znajduje. Czyli że w tym ciągu zmiennie istniejącym są ograniczenia i wartości, które mocno się rzucają w pomyślunek - szczera prawda.Że jak jaką bardzo daleką jedną cyferkę tak o jedynkę zwiększyć albo i zmniejszyć, to już cała wieża elementów się sypie w ten tam proch i pył. A po prawdzie to nawet i prochu ani tego pyłu by nie było, ponieważ ten wszechświat tak się zestroił w swoim zmienianiu, że tylko takie a nie inne zestawienie tych cyferek się zgadza z rzeczywistością. I jak to poruszyć, to niczego nie ma - i jest zaskoczenie. Bowiem to wygląda dziwnie, trzeba przyznać, też o tym mówiliśmy. Tylko że to dziwne nie jest, też mówiliśmy. To takie w sobie niby zaskakujące, a to takie proste w sumie jest. Jak się temu dokładnie przyjrzeć, to żadna w tym zaskakująca mieścić się nie mieści okoliczność to tylko tak się materialnie i fizycznie dzieje, bo tak się to musi dziać w tej pokawałkowanej oraz kwantami nasiąkniętej ewolucji.Czyli, mówiliśmy, to się zbiega, dociska w sobie, jedno do drugiego się zbliża i jest dopychane w pompowaniu tej światowej zmiany. I w efekcie, takimi szczebelkami drabiny tworzącej się, w tym procesie wytrąca się ten myślący na końcu osad. Gęstnieje, tak do maksimum to możliwego gęstnieje - i jest atom albo człowiek. Takie coś zawsze w tym wszechświecie na chwilę - zawsze w takim dociskaniu i w trakcie stawania się - zawsze nabiera ciała lub go traci - jednak zawsze na chwilę tylko. Owszem i prawda w tym, że możliwość takiego atomu była w przeszłości historycznej się pojawiła, i dawno to było. Tylko że na codziennym etapie to zawsze jednostkowa jednostka i konkretna się tu dzieje - możliwość kiedyś i tam zaistniała, ale tu tylko ten osobniczy fakt się od ziemi odrywa i rozgląda po okolicy.A rozgląda się dlatego, że może. I dlatego, że jest tło, które takie widzenie umożliwia. Bo przecież jak jest jednolite, jak wszystko w dal jednakowe i niewyróżniające się w żaden sposób - czyli całość to jedne i jedyne tło, jak w tym Kosmosie - to bez zbiegnięcia się w coś większego, w tej nieskończonej jednolitości niczego dojrzeć się nie daje, bo jak? Jedno w jedno takie identyczne, to jak w tym coś zauważyć, nie można.Ale jak się jedno do drugiego zbliży, jak zbiegnie w kupkę, jak się

33

Page 34: Kwantologia stosowana 10

zetknie, aż ciarki po plecach zejdą - to takie coś już można doznać i nawet poznać, i nawet pomierzyć. I to się już liczy w tym ogólnym bilansie, to już faktem rzeczywistym po świecie widać. I jest też ta wzmiankowana obserwacja. I jest tło, takie eteryczne tło z jego podprogowym zakresem dziania się i odmieniania - i jest to widoczne, już zbrylone w dowolne coś dużego. I to duże jest dostępne dla fizyka, dla wszystkich. To tło sobie tam jest, a tu widać. I fala się informacyjna wówczas we wszechświecie rozchodzi, bo tych elementów nośnikowych tej fali powstało dużo, a nawet bardzo dużo. One się wybudowały i narodziły, przeszły z etapu podprogowego - i się pokazały. I cisną na otoczenie już takie duże - i tym samym ten nacisk istnienia przekazują dalej w takim po brzegi i maksimum zapełnionym świecie wszechświatowym. I ten nacisk o krok dalej kolejne do zaistnienia powołuje, gęstnieje lokalnie w tym dociskaniu i naciskaniu kwantowe tło, zbiega się oraz wiruje tak w lewo, tak w prawo. Zależnie od postrzegania to wyż lub niż się z tego patrzącemu pokazuje, ale ważne, że sygnał i wiadomość są przeniesione. I znów mogą, w nowym już punkcie, kolejną ewolucję tworzyć. I trwa to tak długo, aż przerwa się nie zrobi w sztafecie, nim nie zabraknie albo siły naciskającej, albo elementów do ściskania i tego zbrylania. A to długo może trać. Albo i krótko. Jak małe, na przykład jaki foton, to biegnie taki nacisk i biegnie, tworzy i tworzy szereg aż po horyzont obserwowalny tych fotonowych wypiętrzeń z tła. Ale jak duże takie i skomplikowane w sobie, to ten nacisk jest, owszem, ale w nieodległe rejony sięga - tak do zakrętu najbliższego. A jak się to w zakresie biologicznie mokrym a bardzo rozbudowanym dzieje, to już bardzo blisko to się dzieje. Więc trzeba się mocno ścisnąć i docisnąć w sobie, co by z tego ten następny rzut ewolucyjny zaistniał. To się na styk dzieje, na jednostkę oddalenia kwantowego. Ale jak się tak zadzieje, to się później można krzykiem rozglądać po światowej okolicy, a nawet w bezkreśnie kosmicznej wieczności swoje obserwacje prowadzić.I w tym wszechświecie to się różne do różnego tak dociska, ponieważ to eteryczne tło na każdym poziomie występuje, taka reguła jest. Na najdalszym etapie, tym okolicznym wobec wszechświata, tam jest tło mocno i bardzo rzadkie, takie do maksimum rozrzedzone, teoretycznie nawet aż do nieskończoności. Ale to tak nie jest, przecież tego coś w tym kosmicznym nic jest tak w nieskończoność, więc co rusz w tej nieskończoności coś się o coś w tym wiecznym ruchu potyka, zderza, a nawet niekiedy, jak są do tego okoliczności statystyczne i regułą odwieczną napędzane, to się tam coś z czymś zbiega w ten wszechświat. Albo inny. Ale owo tło, co widzenie i istnienie umożliwia, to jest w każdym przypadku, każda w obserwacji realna faktyczność czy podobna osobniczość, to zawsze ma wobec siebie tło - i z niego powstaje, i w im się znajduje. Czego by sobie do popatrywania i obrabiania nie chwycić do ręki, to zawsze takie coś jest w tle i do tła musi być odniesione, inaczej w analitycznym zapale może okazać się niewyjaśnialne. - Albo i gorzej się to zaprezentuje, na przykład niematerialnym bytem, żeby to.Ale tak głupio to nie biegnie i to tło jest zawsze, i się odnosi do widzianego logicznie, bo przecież nie fizycznie. W fizycznym badaniu

34

Page 35: Kwantologia stosowana 10

tło jest eterem nieistniejącym, ono znajduje się poniżej progowego stanu, zawsze w ciemności jest skryte - wpływa i oddziałuje, jednak w badaniu żadnym elementem się nie pokazuje. Mocno, zasadniczo wpływa na wszystko, ale się nie pokazuje - tak owo tło ma, tak wygląda. W żadnym badaniu nie wygląda, ale jest. I to zawsze.Dajmy na to, taki przykład omawialiśmy, jest sobie społeczność i my ją oglądamy od środka, jako istoty ten zbiór tworzące. Dla nas, tu i wewnętrznie - jak wszystko we wszechświecie - dostępna jest tylko "fizyka społeczeństwa", mechanika elementów tę strefę i ten zakres opisująca. Bo przecież nic taki fizyczny w tym swoim spojrzeniu nie obejmie więcej, jak tu widoczne i namacalnie - a więc ponad progiem istniejące. Tak a tak, to do tego lub tamtego - tu jest fizyka dla niego dostępna, tylko te jednostki może badać i mierzyć. Bo w tym badaniu nie ma przecież zakresu przed - przed zaistnieniem wewnątrz świata człowieczego. Fizyka obejmuje tylko to, co może do badania pozyskać, nie więcej. - Cały i w tle znajdujący się etap, w którym gromadziła się energia w jednostkę, całość zjawisk dziejących się poniżej progu poznania, więc w czasie "ciążenia", więc przed chwilą narodzin - to jest mu niedostępne z zasady, nie istnieje, to czas i na zawsze ciemny, i skryty, i nieoznaczony, i z losowością, kiedy to opisywać w jego aktualnym stawaniu się. I w jego splątaniu z całym w okolicy wszechświatowym tłem, co zrozumiałe. Tu jest tło jedynie w formule "prenatalnej", ale to jest jak najbardziej tło - zakres nie do poznania badaniem. - Że przy rozwinięciu technicznym może lekarz w to swoje łapska wsadzić, nawet manipulować kwantami, to nic w tym poglądzie nie zmienia, to jest logicznie niepoznawalne tło - zawsze w takim ujęciu to jest tło do wyróżnionej ewolucji. Ono dopełnia i warunkuje, ale jest eterem, który fizyka musi odrzucić, ponieważ w eksperymencie to się nie mieści. Fizyka tło i jego elementy odrzuca lub istnienie tła nie jest uświadamiane, ale dopiero z otoczeniem, z pozorną pustką, która otacza fakt - tylko w takim poszerzonym już postrzeganiu można dojrzeć element. Albo też i świat, to już nie ma znaczenia. Na pewno się zobaczy.Bo w tym wszechświecie, powtarzam, nie ma pustki, jej jest tylko w takim stopniu, żeby był zakres na drgania - na jedno drgnienie tej jednostki kwantowej czegoś w bok i z powrotem. Taka struna się na jednostkę kwantową rozedrga - a w efekcie jest coś, co się styka z innym i też dalszym. I razem budują element. Tu wszystko zapchane a to kwantami, a to fizycznymi kwantami - a to słowami, też przecież kwantami. I w tym oceanie elementów czy słów, w takim dociskaniu i ściskaniu, w tym słowotoku przyrody coś powstaje. Proces biegnie od maksymalnego rozproszenia i skupia się, tak skupia pod naciskiem sił zewnętrznych, aż osiąga punkt - zapada się w osobliwość na końcu. I później to biegnie dalej - teraz się rozprężą i oddala, aż ponownie osiągnie brzeg i stan maksymalnego rozproszenia. I tak to kołuje w tę i ponownie wewnętrzną stronę - i tak zapętla się raz, drugi - i po wiele, wiele razy. A gdzieś ubocznie i jako skutek takiego się we wszechświecie przemieszczania kolejnych fal od brzegu do brzegu - w tym wnętrzu, na kolejnych okrążeniach, w kolejnych ściskaniach zaistniałego, tworzą się kolejne składniki osadu światowego. Już i wspomniane elektrony, i atomy, i komórki takie lub owakie, a też i osobnik myślący w samym środku tego zapętlania się. W takim już po maksymalnie pojmowanie środku, w tym namotanym po wielekroć, aż po

35

Page 36: Kwantologia stosowana 10

nieskończoność wymiarów, w tym środku środka buduje się element, a w nim takie skomplikowanie, że aż największe, że żadnego i nigdzie więcej podobnego teraz nie ma. Takie tylko w kolejnym wszechświecie może być, w ramach tej wiecznej nieskończoności. Jeżeli definiować to z tutejszej perspektywy, to podobne jest tylko teoretyczną, i to niebywale małą potencjalnością. Gdzieś-kiedyś zaistnieje - ale może i za nieskończony etap to będzie się pokazywało.Jednak tu-i-teraz to tak tylko w tym jednym punkcie. Co nie znaczy, jak mówiliśmy, że tylko tu się dzieje. Ale pewnie tylko tu - tak mi się wydaje.I takich linii energetycznych biegnących poprzez wszechświat, które swoje zamocowanie mają w brzegu początkowym tego układu, ale również w poprzednich wszechświatach, i w nieskończoności maksymalnie - no, tych linii budujących tutejsze skończone jest osiem. Dokładnie tak tyle, ponieważ sfera świata, czy dowolnie innej jednostki pełnej w sobie i stabilnej, to musi być dociśnięte z każdej strony. Bańka w postaci wszechświata nie może mieć w żadnym kierunku wolnego toru do ucieczki elementów tworzących - bo one tam się skierują. Jak nic w ruchu nie ogranicza, to kwantowe jednostki tam się kierują. Musi być pełny nacisk i docisk, a w efekcie może coś stabilnego i okresowo trwałego zaistnieć. Dowolnie już pojęte coś. - I dlatego takich w tworzenie bytu zaangażowanych linii jest osiem, nie mniej, ale nie więcej.I dalej to już biegnie spokojnie, pompuje się elementami, w cielesną strukturę się obleka, proces zmiany biegnie od brzegu do brzegu po wielokroć - i tka się tkanina czasoprzestrzeni. Tej po całości już wszechświata pojętej, ale i każdej ewolucji, każdego dowolnie jakoś wyróżnionego w tle procesu. - I choć każdy fakt jest wpisany w taką nadrzędną procedurę zmiany, aż po wspomnianą nieskończoność wraz z wiecznością, to zarazem posiada własną, tylko do niej sprowadzoną - to zawsze indywidualność w zbiorze, ale indywidualność.Więc jak już ta indywidualna osobowość się usamodzielni, jak w tym środku wszechświatowej ewolucji się pokaże - to zaczyna. Zaczyna w tym świecie szukać zależności i powiązań, pytać o sens i regułę. I w ogóle o wszystko pytać.A dlatego tak może się to dziać, że ewolucja abstrakcji w głowie tej zmyślnej konstrukcji biegnie. Biegnie, bo teraz za tło całą fizykę i jej przyległości ma - wszystko jest podprogowe wobec tego zakresu, gdzie lęgnie się abstrakcyjny konkret. Abstrakcyjna ewolucja pojęć całość wszechświata i kosmosu zawiera w przedziale ciemnym, a przez to się usamodzielnia i odrywa od nośnika. Użytkownik abstrakcji nic o tym skrytym zakresie nie wie, a nawet jak ma tego świadomość, to tylko logiczną, przecież poznać tego nie może. Ale doznaje w każdej operacji na pojęciach, doznaje zmiany w toku - jednak poznać tego w żaden sposób nie może. Przecież w tym oraz na tym zawiera się jego osobowość - całość zachodzących zmian to on w detalu. A podprogowe to niepoznawalne. Konieczne jako tło i dopełnienie do jasnego, ale zarazem zakryte, przykryte tym jasnym i obecnym nadpowierzchniowo. Widać ponad linią graniczną wszystko, to fizyka - tylko że dalsze i głębsze też jest składnikiem postrzeganego.I dlatego na koniec doznający wszechświata oraz poznający go byt, w swoje widzenie musi - musi wprowadzić wszystko, czyli fizykę wraz z tłem. Czyli do nadprogowej i fizycznej abstrakcji, więc konkretu w

36

Page 37: Kwantologia stosowana 10

jego skomplikowanej i rozbudowanej postaci - musi dodać abstrakcje również fizyczne, ale podprogowe, i też konkrety. Podprogowe oraz nadprogowe etapy zmiany to funkcjonalna jedność - fizycznie mocno ograniczona badaniem, logicznie poznawalna w całości. Ale żeby ten brzeg logiczno-fizyczny osiągnąć, obserwator musi w nadbudowę, więc w zakres dalszy wobec tła fizycznego i tutejszego świata, wprowadzić tło ostateczne, absolutne, kosmiczne - nieskończone-wieczne tło. I to takie tło, składające się z jednorodnych, niepodzielnych już do niczego elementów - ono jest punktem odniesienia, które już nie ma odniesień. Ale które wszystko warunkuje.I musi tak zrobić, ponieważ inaczej tego kawałka nie zrozumie. Gdy pomija tło, to widoczne jest takim nie wiedzieć czemu i skąd, wydaje się nie z tego świata. Tak, na końcu wszystko, obserwowane lub skryte, jasne lub ciemne - lub dopełniające w postaci tła - to wyłania się z wiekuistej strefy ciemności. I jest jasność.

37

Page 38: Kwantologia stosowana 10

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 10.7 - Ciemna energia.

- ... wspomniałeś wcześniej o tak zwanej ciemnej energii i szybkim rozszerzaniu się wszechświata - filozoficznie to zagadnienie z tych oczywistych i banalnych.- Mówisz poważnie?... Dowód, proszę o dowód.- Nie, nie żartuję. W pogłębionej i szczegółowej analizie niczego w tym dziwnego, logicznie oddalanie się wszystkiego od wszystkiego to ewolucyjna oczywistość. W szerszym ujęciu rzeczywiście przedstawia się to się mało ciekawie, a już na pewno nie "wybuchowo". Nie mówię o skutkach, podkreślam, ponieważ te są ważne i nawet interesujące, ale o ustaleniu, czym jest lub czym nie jest proces oraz zjawisko, które określasz jako "ciemna energia".- Skoro to takie oczywiste, to chętnie posłucham. Nie powiem, że z wypiekami na twarzy, ale jeżeli to takie oczywiste... Skoro takie to naturalne i oczywiste ...- Dobrze, temat jak każdy. W planach na dzisiejszą rozmowę pojawiało się coś całkiem innego, ale ponieważ ma to dla ciebie znaczenie, jak widzę nawet zasadnicze, to niech będzie... Przyznaję, w twoim, czyli w fizycznym, na różne sposoby poznawanym zakresie - to zagadnienie istotne, a swoim dziwnym przebiegiem wzbudza zaciekawienie, nawet izdumienie. I jeżeli dodać do tego nieskuteczną pogoń za czymś takim, jeżeli uwzględnić kłopoty przy analizie i próbach wyjaśnienia - cóż, przyznaję, macie problem, kolego. I to taki problem, którego na bazie fizyki się nie rozwikła.- Uważam, jestem przekonany, że to tylko kwestia czasu.- Nie, przyjacielu i kolego w poznawaniu świata, nie i nie. Tematu ciemnej energii - tego, co określasz takim terminem - samodzielnie, na gruncie fizyki, tego nie wyjaśnisz - to niemożliwe.- Dlaczego?- Spokojnie, do wyjaśnień dojdziemy. W ustaleniu faktów - oraz ich interpretacji - istotne jest to, jak postrzega się całość, świat w jego zmianie; istotny jest spójny obraz tego wszystkiego.- Ten jest na pewno fizyczny, nie zaprzeczysz.- Nie, nie zaprzeczam. Co więcej, masz rację, kiedy tak podkreślasz, że po horyzont wszystko jest fizyką. Z takim jednak dodatkiem, że w tym ujęciu, że do takiego sposobu definiowania świata, co zrozumiałe i konieczne, tak po prostu niezbędnie konieczne, jest uzupełnienie - przypis-opis w postaci słów oraz wszelkich abstrakcji. Bo zapewne zgodzisz się, że dopiero tak postrzegana i opisywana rzeczywistość staje się zrozumiała. Nie sam fakt - tylko fakt plus objaśnienie, to dopiero jest poznanie. A przypis, co by nim nie było, mój drogi, to filozofia. - Fizyk to zmysły, tak szeroko pojęte zmysłowe doznawanie otoczenia, jednak interpretacja i objaśnienie to filozofia. Działanie polegające na szukaniu związków i regularności w zebranym materiale, czyli uogólnienie w regułę, to domena filozofii.- Wiedza, wystarczy jak powiesz, że to łącznie jest wiedza. - E, mniejsza o etykietki - pomówmy o tej ciemnej i niedostępnej w badaniu energii. Tylko jeszcze dorzucę, dla twojej satysfakcji, że

38

Page 39: Kwantologia stosowana 10

to, co jest ustalane w eksperymencie, w dowolnym eksperymencie, to jest, tak to górnolotnie określę, fundament i opoka, to podstawa w dalszym działaniu. Fizycznie ustalam teren, ale ten teren jest już wszystkim, co można zbadać - niczego realnie więcej nie ma. Ale to zarazem nie oznacza, że nie ma więcej logicznie. - Jest fakt, ale z czym on się łączy, dlaczego jest taki, jaki jest - to już wspomniana wcześniej interpretacja określa. Żeby zrozumieć, trzeba odnosić do wcześniej poznanego - żeby wyjaśnić, czym jest zaobserwowane, muszę porównać do zasobów i znaleźć w nich analogię.- Oczywiście analogia, bez tego się nie obejdziemy.- Nie obejdziemy, ale jeszcze nie w tym momencie. I kolejny raz cię zapewniam, że to wielce skuteczna metoda działania.- Tak, tak, wiem.- Nie krzyw się, kiedyś sam docenisz... Ale zaczniemy nie od tego, co tu można z czym porównać, ale od zgrubnego, to konieczne, opisu stanu wiedzy na dziś, tego fizycznego.- Niewiele jest co opisywać.- I tak, i nie. Masz rację, że to mało, ale nie beznadziejnie mało. Przecież wiadomo, że coś takiego jest. Wszystkie pomiary mówią, że wszechświat, to, co za wszechświat się uznaje, że taki przedział w każdą stronę się rozszerza - i to coraz szybciej. Nie sprawdzałem tego dokładnie, ale chyba dla was, fizyków, to było zaskoczenie, że to się tak dynamicznie rozbiega?- Nawet spore.- Nie dziwię się. Modele i wzory coś mówią, ale kiedy to realnie i w szczegółach odnieść do świata, to muszą być zaskoczenia. Miało być oddalanie się albo zbieganie, a jest narastający wybuch. Oraz, jak to się określa, "ujemne ciśnienie".- Ale jeżeli to tak banalnie proste, skoro w tym niczego dziwnego, jak mówiłeś, to za dzień, dwa - za chwilę...- Nie, samodzielnie fizyka się z tym nie upora. I nie dlatego, że w tym znajduje się coś dziwacznego, że nakłady są zbyt małe - albo że trzeba się w jakieś niebywale skomplikowane wzory zaopatrzyć, jednak których to matematyka nie chce z lenistwa wypracować - nic z tego. Jako ten, który bada świat w jego stanach - jako fizyk rozpoznałeś już wszystko i niczego więcej się nie dopracujesz... Zaczekaj, nie machaj tak ręką, to stwierdzenie ogólne. Samo przez się rozumie, że jakieś szczegóły do określenia zawsze pozostaną, chodzi o generalne ujęcie. Fizyka zajęła już do badania cały dostępny obszar, niczego więcej nie ma i nie może być. Takie drobiazgi gdzieś w zakamarkach materii, cząstki i cząstki cząstek - to wszystko ważne, dodaje się kolejnymi elementami do całościowego obrazu, jednak nie o tym mówię. Chodzi o to, że obraz otoczenia, jego fizyczny zbiór konkretów - tu wszystko jest już obecne - fizyka dotarła w poznaniu do brzegu.- Sprzeciw, widzę to inaczej.- I dobrze, nadzieja zawsze powinna umierać ostatnia. Nie żartuję. Chodzi mi o to, że jeżeli nie ma się celu działania, to pozostaje tylko czekać na koniec, a tego ani tobie, ani sobie nie życzę. - A po drugie, zauważ, z tego właśnie bierze się dążenie do poznania, w tym konkretnym przypadku ciemnej energii. Przecież to z nadziei na rozwiązanie tego zagadnienia szukasz, budujesz machiny, ślęczysz po nocach oraz tworzysz różne skomplikowane wzory i abstrakcje; chcesz poznać, zrozumieć, a jeżeli się da, to mieć z tego przyjemność. Lub

39

Page 40: Kwantologia stosowana 10

inną korzyść.- Do tego momentu to się potwierdzało.- Tak, ale to już koniec, powtarzam. Droga, którą do tej pory szło badanie świata, to się właśnie kończy - a ciemna energia jest tego najlepszym przykładem. Oczywiście nie obwieszczam zupełnego i tak na zawsze końca fizyki, jednak to dalsze to już będzie coś innego - to już będzie Fizyka.- Czyli?- O tym dalej, samo wyjdzie w rozmowie. Powiem tylko, że dalsze to już wespół-zespół, razem fizyka i filozofia.- Takie "meta"?- W pewnym sensie i jakoś tak, ale zawsze realne i bez odniesień. A wracając do ciemnej energii... Masz oto taką sytuację, że się coś od czegoś oddala, w tym oddalaniu przyspiesza - i jako fizyk, jako do tego momentu sprawnie opisujący zjawiska ktoś taki, stajesz przed zagadnieniem, że musisz sobie i innym to opisać, a nawet objaśnić. Wiesz, że jest taki fakt, oddala się, a skoro tak, to coś musi być tego przyczyną, zapewne coś fizycznego - przecież niczego innego w swoim zbiorze pojęć nie uwzględniasz - i zaczynasz badać. Tu badasz, tam sprawdzasz - badasz dzień i całe lata... I co, mój drogi?- I niewiele.- Otóż to, mało i niewiele. Jest, działa, są skutki - ale co to ma być i dlaczego działa tak, jak działa - nie wiadomo. A eksperymenty, a one są liczne, niczego nie chwytają. Skutki widać, ale przyczyny w tym badaniu skryte. I jest dylemat. Dla fizyki on jest.- Dlaczego tylko dla fizyki? Skoro chodzi o interpretację, a tak z twoich słów wnoszę, to również i dla filozofii.- Nie. Z tym istotnym zastrzeżeniem, o ile filozofia nie ograniczy się w analizie do danych fizycznych, co aktualnie niestety, muszę to podkreślić, dominuje. A to za sprawą narzucenia przez was, fizyków, tego spojrzenia; sprawdzało się przez wieki, przyznaję, dlatego się zasadnie rozpanoszyło, ale obecnie przeszkadza.- Powód?- Obraz fizyczny przesłania swoją interpretacją całość, zakreśla w działaniu objaśniającym krąg pojęć, z którego i poza który trudno wyjść, po prostu narzuca innym podejście do świata - i to z pozycji dominującej. I słusznie narzuca, kiedy chodzi o zakres fizycznie w analizie występujący, jednak to podejście się nie sprawdza w takiej postaci i bez poszerzających modyfikacji, kiedy badanie dociera do zakresu brzegowego - a tym bardziej, kiedy ten brzeg musi pokonać. Wszelkie "odchyłki" od aktualnie panującego podejścia są odrzucane albo z etykietką, że to niemożliwe, albo że spoza fizyki - albo że to śmieszne w sobie wyjaśnienie i niewarte uwagi. Zauważ, że lokuję powody w sferze już poza nauką jako taką, a bardziej w zwyczajach, w kulturze, nawet w nawykach badawczych. Cóż, bywa przecież tak, że schemat postępowania usamodzielnia się do tego stopnia, że narzuca sposób myślenia - i tym samym nie pozwala pójść w poznawaniu dalej. Przecież to jasne.- Generalnie prawda, ale co do fizyki...- Również prawda, do każdego działania to się odnosi. I nie stawiam tu zarzutu, nie deprecjonuję, stwierdzam fakt. Bo ma to znaczenie w tym tutaj prowadzonym wyjaśnieniu - czyli czym jest ciemna energia.- Słucham.

40

Page 41: Kwantologia stosowana 10

- W tej analizie trzeba wyjść od samej podstawy - od tego, jak się dziś postrzega wszechświat, to, co za taki fakt się uznaje. Chodzi o to, że ujmuje się to jako jedność oraz jedyność i jako zdarzenie zaistniałe w takiej postaci nagle. Potocznie jest to definiowane w formule "wybuchu". A dalej kolejnymi etapami zbliżało się, docierało to do dzisiejszego stanu. I że, już rzutując w przyszłość zmianę, to się skończy. W taki lub inny sposób.- Mniej więcej.- I w tym obrazie, w tym ujęciu zawiera się to, co uniemożliwia i co wyklucza zrozumienie.- Dlaczego? Ja widzę ciąg logicznie powiązanych, może nie detalami, ale to do pokonania, zbornych sobie faktów.- Tak, masz rację - ale jako fizyk. Podkreślam to, masz pełną rację tak to prezentując. Jako ktoś, kto się w tym świecie zawiera, ktoś, kto rejestruje zmianę i opisuje ją na wszelkie sposoby - jako ktoś taki możesz, a nawet musisz tak swój opis prowadzić. Z twojego punktu widzenia działasz poprawnie - jest w tym sens, wszystko się zgadza. To prawda.- Więc?...- Ale ciemna energia, takie zjawisko pokazuje, że dalej już się w tym działaniu nie posuniesz. Bo dla ciebie, dla fizyki dalszego już nie ma.- Ciągle nie widzę, dlaczego tak ma być. Powtarzasz, że nie mogę i że nie można - ale dlaczego?- Kolejny raz nawiążę do generalnego schematu poznawania, gdzie są dwa punkty obserwacji - czyli do tożsamego ze zmianą oraz do wobec niej zewnętrznego. Po prostu jest obserwator wewnętrzny, umieszczony w tym przypadku we wnętrzu wszechświata - i zewnętrzny, pojmowany jako filozof, byt operujący abstrakcjami i złożeniami abstrakcji. Chodzi o to, że pierwszy bada zmianę w trakcie jej przekształceń, a drugi widzi proces wraz z jego brzegami.- Łucznik i strzała, i tak dalej?- Może być łucznik i strzała, może być dowolny proces. Chodzi tu o to, że raz obserwator się odmienia, a raz obserwuje wszystkie fazy takiej zmiany... Co tu jest istotne? Przecież każdy z obserwatorów w swoim zakresie postrzega zmianę, działa tak samo i fizycznie - tak samo zawsze; nie ma znaczenia układ odniesienia. - Ważne, istotne w takim działaniu jest porównywanie, ustalenie, że coś się zmieniło i jak się zmieniło...- Ale to każdy obserwator czyni.- O tym mówię, nie ma znaczenie położenie obserwatora i jego cechy, zawsze jest równanie czegoś do czegoś, a materialnie fizyczny tok tego porównywania jest ten sam. A czym się one różnią? Zawieraniem w obrazie lub nie, postrzeganiem lub nie punktu, punktów brzegowych zmiany.- Narodzin oraz śmierci?- W tym konkretnym opisie o to chodzi, jednak w szerszym już ujęciu każdego początku i końca. - Zauważ, że obserwator wewnętrzny również może doznać brzegu, sam brzeg zmiany nie jest dla niego wykluczony z doznania - ale nie może być zbadany, nie może być rozpoznany.- Można doznać, ale nie zbadać?...- O to właśnie chodzi. Jako byt doświadczasz brzegu, bo dziejesz się na i w brzegu - ale tego nie chwytasz ustaleniem. Dlaczego? Sprawa

41

Page 42: Kwantologia stosowana 10

w tym porównywaniu. Żeby zrozumieć, muszę jakoś tam postrzegane czy ustalane odnieść do wcześniejszego, odnieść do zbioru danych. Ale w brzegu początkowym wcześniejszych danych po prostu nie ma - zaś w i na brzegu ostatnim, choć dane są, więc teoretycznie można by równać je do zbioru - tylko już tego dalszego działania nie ma. Skończyło się w brzegu. Na obu brzegach nie ma skali porównawczej, jest stan fizyczny i realny jak najbardziej, jako byt doznajesz zmiany - ale, albo czy już, jej równać z niczym nie możesz. Albo brak danych, albo brak możliwości. - Ale, uwzględnij to, zewnętrzny do tego zdarzenia obserwator, on takie brzegowe fakty widzi, i może je równać. Widzi je, rejestruje fizycznie. Po prostu ustala w pomiarze różnicę teraz się dziejącego wobec wcześniejszego, jakąś "różnicę potencjałów" w tym ustala. A dlatego ustala, że każdy pomiar, co by nim nie było, to może być rzeczywiście pomiar miernikiem, ale i zmysłowe doznanie, ale i myślowy eksperyment - każdy pomiar jest równaniem do stanów już zaszłych. I, co tu fundamentalne, odnotowanych "w pamięci", już znajdujących się w zbiorze danych. Dlaczego to ważne? Ponieważ nie ma poznania bez porównywania - poznanie to nie rejestracja, to nie jest bierne "notowanie" - poznanie to fakt plus akt porównania, to zdarzenie wraz z odniesieniem do zasobów danych. Samego "faktu" nie zauważę - nie zdekoduję w jego charakterystyce, o ile nie posiadam w zasobach jego obrazu, nie tego konkretnego, ale należącego do tej klasy zjawisk. Ale jeżeli taki obraz już jest w mojej dyspozycji, to w chwili teraz, kiedy nowość do mnie dociera, mogę ją odnieść - po prostu porównać z kiedyś tam odnotowanym lub uogólnionym do takiej postaci. I wówczas wiem, już wiem, że ta nowość to takie i takie, i że można dalej działać, czyli spać spokojnie, jak niegroźne - albo w należytym tempie się oddalać.- I to takie ważne?- Bardzo, życiowo ważne, jak widzisz i słyszysz. A już szczególnie ma to znaczenie w czasie przyszłym. - Bo co umożliwia porównywanie w chwili aktualnej? Dopowiedzenie, umożliwia osobnikowi zbudowanie do tu i teraz postrzeganego tego, czego w tej chwili jeszcze nie ma - lub długo jeszcze nie będzie. Kiedy znam stan przeszły, kiedy to w chili aktualnej równam do zaistniałego, kiedy znam regułę zmiany to wszystko warunkującą - to na tej podstawie mogę postawić hipotezę, jak to będzie przebiegało dalej. A to, przyznasz, jest już istotne, właśnie życiowo istotne. - Mówiąc inaczej, osobnik, w oparciu o już zaistniałe, tworzy obraz i abstrakcję dalszego, dobudowuje do faktu jego zewnętrzną i pełną interpretację - znane, od zawsze sprawdzało się, również w zakresie fizycznym. Tylko że, mój drogi, zauważ to i uwzględnij - w takim działaniu, w tym uogólnianiu, stajesz się tak po całości filozofem, jesteś bytem filozofującym. W ramach zmiany, w niej jesteś tylko-i-zawsze fizykiem, "zmysłowo" doznajesz świata - ale kiedy ustalasz regułę tej zmiany - o, tu już wykraczasz poza realność, przemieszczasz się na pozycje zewnętrzne. Czyli budujesz w głowie obraz zjawiska, które takim nigdy nie było i nie będzie - "widzisz" zdarzenie w jego punktami osobliwymi, brzegowymi.- Nie rozumiem, to ma być zarzut czy opis sytuacji? Skoro metoda w każdym kroku się sprawdza, to dlaczego z niej nie korzystać? Tu czy dalej, to nie ma znaczenia.- To rzeczywiście jest opis sytuacji, nawet zgrubny, przecież w tej krótkiej rozmowie nie chodzi o wielce pogłębione analizy. Dlatego

42

Page 43: Kwantologia stosowana 10

jednak o tym mówię, że - po pierwsze - tego się jakoś nie docenia i nie dostrzega. A po drugie - że nie wyciąga się z tego wniosków na dalszą drogę poznawania, już w rejonie "poza".- Jak to się ma do wszechświata?- Wprost i detalicznie. Przecież jako fizyk, zauważ, nigdy się poza ten układ nie wydostaniesz, to niemożliwe. A chcesz wiedzieć, to też oczywiste. Jesteś wewnątrz, ale chcesz dopisać ujęcie z zewnątrz - tylko że nie masz szans. Jeżeli ograniczasz się do kręgu fizyki, a takie stawiasz sobie granice, i słusznie, to zarazem - jako skutek tej strategii poznawczej - nie masz możliwości ująć, poznać w pełni tego, co ten fizyczny krąg w zakresie brzegowym tworzy, czym on jest i dlaczego taki jest. Doznajesz tego brzegu jako fizyk, ale poznać nie możesz. Dlaczego? Ponieważ nie masz albo wcześniejszego w swoim pomiarze elementu do porównań, bo i skąd - albo nie masz dalszego w zmianie kroku, bo już zmiany jako takiej nie ma i drogi dalszej też nie ma. Dążysz w badaniu do granicy, coraz mniejsze przedziały-stany czasoprzestrzeni badasz - wiesz, że obserwowane to nie wszystko, bo notujesz efekty tej podpowierzchniowej przemiany - ale niczym tego sięgnąć nie możesz. I nigdy jej nie sięgniesz. Znów się spytasz: a dlaczego? Ponieważ jej dla ciebie, jako wewnętrznego obserwatora i na zawsze wewnętrznego, nie ma, nie może jej być. To ciągle i zawsze jest fakt fizyczny - ale to już nie jest fizyka. To Fizyka.- Ale...- Nie ma żadnego "ale". Korzystasz w pełni i w każdym swoim badaniu z tego brzegowego faktu, ale to zakres poniżej badania - umożliwia twoje badanie, jednak sam jest poza wszelkim fizycznym pomiarem. Nie chcę, to nie czas oraz miejsce na przywoływanie poprzednich naszych rozmów, odsyłam cię do nich, zwłaszcza do ujęcia i zobrazowania tego jako "pompowanie świata" w zakresie podprogowym, ale w tym miejscu muszę to przywołać choćby skrótowo - bez tego nie ma wyjaśnienia i zrozumienia, skąd i dlaczego ta "ciemna energia". Przecież musi się fizycznie dla ciebie konkret w stan namacalny wybudować, żebyś ty w zakresie fizycznym mógł go pomierzyć. Stąd też bierze się graniczna wartość prędkości, stąd bierze się dążenie do stanu maksymalnego i osobliwego ułożenia - i dlatego postrzegasz fakt w postaci "ciemnej energii" jako dziwny i odwrotny do wszystkiego w dostępnym obszarze. - A przecież to żaden dziw, żadne ujemne czy inne ciśnienie, ono tak samo jest "dodatnie", jak każde. Wyłącznie powód zjawiska i kierunek działania jest dla ciebie, wewnętrznego bytu, poza obserwacją i poza pomiarem. Jak ci coś działa z głębiny rzeczywistości i włazi mocno w zmysł lub przyrząd - jak tego nie możesz chwycić opisem i pomiarem, bowiem taki proces tworzy twój pomiar - jak chcesz zbadać elementy mniejsze od najmniejszych fizycznie dostępnych - to musisz zarazem stwierdzić, że tego nie ma, że jest dziwne oraz skryte. Bo ono dla ciebie właśnie takim jest. I zawsze takim będzie.- Zgoda, przyjmuję, ale dlaczego filozofia ma tu pomóc?- Filozof w tym procesie jest na zewnątrz - ustala, że jest brzeg, definiuje go jako stan jednokwantowy, i dalej na tej podstawie może taki zakres wprowadzić w opis. I może go porównać z wcześniejszym, czyli ze stanem, kiedy "nic nie było", "przed wszechświatem" - a na końcu może powiedzieć, że "dalsze", choć już nie fizyczne, również jest. I dokonać porównania tego dalszego z dopiero co skończonym w formule naszego "wszechświata". Filozof na każdym etapie porównuje,

43

Page 44: Kwantologia stosowana 10

ustala rytm i regułę - i widzi całość. Na bazie jakoś rozpoznanego fizycznie, na fundamencie materialnej opoki, która oczywiście musi być - na tym i w odniesieniu do tego mogę stwierdzić, że jest brzeg i kolejne kroki. Dla fizyka to zakres na zawsze skryty i ciemny, ale dla filozofa obecny jako konieczność - żeby można tutejszy fizyczny fragment wyjaśnić. Jednak to wyjaśnienie byłoby niemożliwe, gdyby nie fizyczne badanie zmiany, to podkreślam oraz wyróżniam w sposób szczególny... A po dalsze, tytulatura w formule "fizyk", "filozof" - to tylko etykietka, lokalnie w historii stosowany podział na tych, co to w materii się zanurzają, i podobno lepszych, co to abstrakcje obrabiają i polatują w rejonach, że ho-ho. Przecież, po prawdzie, każdy byt jest fizykiem i zmysłowo doznaje otoczenia - ale również filozofem, kiedy zebrany materiał porządkuje i ustala w nim zasadę. Jestem tym i tym, i łącznie stanowi to o zrozumieniu świata. - Czyli ciemna energia to...?- Drobnica zapełniająca wszechświat po brzegi i w każdym miejscu. I tworząca a to wirtualne cząstki na granicy poznania, a to brzeg tam i gdzieś daleko na krańcach - ale i brzeg tutaj, w każdej fizycznie przez ciebie obserwowanej cząstce. Do połowy wszechświata, do stanu środka procesu pompowanie biegło takimi kwantami z zewnątrz układu, a od środka z wnętrza - z rozpadu czarnych dziur. I to ten trwający rozpad, zawsze biegnący do przodu, to zasila teraz od najmniejszych składników nadprogowy zakres fizyki. I stąd to pomieszanie badawcze. To wybija źródło w postaci kwantów, a ty obserwujesz oddalanie się w przyspieszeniu, a jednocześnie nie rejestrujesz ubytku ciśnienia w układzie - proste; z zakresu podprogowego oraz elementami nie do zarejestrowania wchodzi w fizykę kolejny zasób jednostek, a w twoim pomiarze wszystko stabilne i przez to dziwne; gdzieś tam zapada się i ginie w osobliwości energia, gdzieś tam tryska fontanna w postaci jakiegoś materialnego strumienia cząstek, a dla ciebie to powód do zastanawiania się. Tam znikło, tu się pojawiło - w twojej obserwacji nie ma między tymi faktami ciągłości, bo zmiana przechodzi poprzez brzeg i tło, więc poza rejestracją - ale to przecież tylko banalne krążenie elementów w układzie tak się pokazuje. To banalne i proste krążenie kwantów w zbiorze.Że to tak tylko do czasu, to również jest poza twoim badaniem - bo twoje najwymyślniejsze nawet działanie fizyczne to mgnienie, to tylko sekunda z całości. A dla ciebie to zarazem wszystko. Co by nie było tą sekundą twojego badania, jak byś głęboko w pomiarze świata swoim działaniem nie schodził, to zawsze jest "sekunda" - zbiór drgnień z jeszcze niższego poziomu. A dlatego tak, ponieważ fizyczny pomiar zawsze jest złożeniem, wielością jednostek tworzących to, co można w pomiarze uchwycić. Dla ciebie "tyknie", a to niebywale liczne fakty w zmianie - dla ciebie jednostka, a to ewolucja w pełnym, bardzo już skomplikowanym rozmiarze (i wymiarze).Że to zawsze "sekunda" i ulotność - że to dopełnienie od fundamentów - oraz że są fundamenty i że one się skończą za moment dziejów - to wszystko może ustalić filozofia. Tylko filozoficzny, zewnętrzny do zmiany obserwator. I warto to docenić, warto przeanalizować budowany tak obraz, nawet jeżeli składa się nań ogrom słów.Bo, zauważ, tak po prawdzie i głęboko, my to te słowa, czyli pojęcia i abstrakcje na temat świata jakoś budowane. I nic poza tym zbiorem dookreśleń i wielorako splątanych ze sobą abstrakcji nie ma. My to

44

Page 45: Kwantologia stosowana 10

abstrakcja budowana na abstrakcji i zawsze tylko abstrakcja. Gdzieś tam na dole to fizyka i realny nośnik, ale nam dostępna jest tylko i wyłącznie abstrakcja; każdy z nas w głębinie jest fizykiem, ale w zakresie nadprogowym jesteśmy filozofem.Wszystko, co ustalasz jako stałość i fakt - to złudzenie, to zmiana w trakcie zachodzenia i energetyczna przemiana. Dostępne są tylko abstrakcje, które służą do znakowania tej zmiany. Tylko abstrakcje.

Ciemna energia to Fizyka.

45

Page 46: Kwantologia stosowana 10

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 10.8 - Skraj wszechświata.

Gdybyśmy przyjęli słowa za rzeczywistość...Tak, koledzy, nie ma co ukrywać, jest słownik oraz jego dźwiękowe odwzorowanie - i jest problem. Taka, widzicie, zasłona wspomnianej rzeczywistości utkana językowymi symbolami. Językowa zbieranina się rozrasta, nowinki kolejne dodaje, coraz to inna warstwa się wplata do owej zasłony - i jest problem. Bo to trudno w chwili poważnej z tych językowych namotań i zamotań się wydobyć, jak sytuacja robi się zasadnicza i kiedy nie ma w zapasie innego i pomocnego słownika, to jest problem. Sami rozumiecie.Ale ja dziś nie o języku, to tak ogólnie i na wprowadzenie padło - dla pobudzenia i podkreślenia, że świat jest taki, jak go słownikowo sobie oznakujemy. Nigdy inny. A też po to, żeby powiedzieć, że takie rezerwowe nazywanie też powinno być, może się kiedyś przyda.

Więc my, tak przykładowo podając, my sobie taki wszechświat w jego przekształcaniu nazywamy i nazywamy, coś z tego się wyłania obrazem lub wzorem malowane, raz szczegół się pokaże, innym razem większa i istotna zależność. Ale choć niby generalnie już wiadomo, co jest ten wszechświat i co się mniej lub więcej dzieje, to jednak jeszcze nie jest takie w pełni rozjaśnione, to jeszcze szczegółami się po kątach chowa, nawet tego i tamtego straszy; raz pokazuje się to jednością nieskończoną, a raz elementem nieskończonego zbioru. I nie wiadomo, przyznacie, jak to tak generalnie jest i dlaczego tak jest. I jest problem.

Na pierwszy etap analizy słownikowo pojęciowej to ja wam rzucę takie zagadnienie, ono w sobie nawet istotne: czy wzmiankowany konstrukt, takie wszechświatowe coś, czy to ma granicę, brzeg - czy nie? Czy "wszechświat" się kończy, czy nie?I jak, znacie odpowiedź, widzicie brzeg świata i zmiany, czy mgła pojęciowa wam się tam gdzieś daleko i kiedyś rozpościera - czy to zawirowanie energetyczne, w którym przychodzi nam analizy prowadzić, czy ono się kończy czy nie - zaczęło się czy nie - ma skrajną i do niego sprowadzalną strefę czy nie?I jak, jest temat, jest zagadnienie do przemyślenia? Prawda, jest.

Bo, wiecie, z tym brzegiem świata to tak prosto nie idzie - niby w języku banalne i objaśnione, w szkole pokazane na licznych nawet i widowiskowych przykładach, czyli że to kamyk, a to już inne, oraz że między tym a tamtym jest granica. Ale jednak nie - to nie takie sobie proste czy prostackie.

Nie takie to proste, bo gdyby, zauważcie, przyjąć za rzeczywistość obraz słownikowo konstruowany, co to tę wszechświatową odmianę po całości dziś oddaje, to żadnego brzegu nie ma - wszystko biegnie w nieskończoną i wieczną bezkresność i że tutaj kawałek z tego widać. Bo wcześniejsze zamglone i w badaniu niedostępne, że tego się nawet

46

Page 47: Kwantologia stosowana 10

wzorem nie przebije - i tak w ogóle poplątanie ze zmieszaniem się w kreśleniu wszędzie pojawia. Niby poprawnie wyprowadzane i logicznie ułożone - ale jedna droga analizy tak a tak podpowiada, i stabilnie to wygląda i pewnie - a druga, też stabilna i utwardzona ciążeniem po obserwowane do horyzontu, ta swoje dla użytkownika słupki milowe tu oraz tam ustanawia. I jak tu się poruszać, w którą stronę się udać, co za pewnik przyjąć?Jest problem, przyznacie.

Dlatego, dla pewnej jasności tematycznej, warto zestawienie sobie tych etykietek nazywających zrobić, żeby różnice w podejściu mocno podkreślone zostały. Prawda, koledzy, takie zbiory są już od dawna i pokazują to, tamto i owamto, ja tu żadnego pełnego zestawu takich konkretnych danych ani nie przeprowadzę, ani to konieczne - chodzi o wzmiankowaną jasność w temacie świata. I o nazwanie tego w kroku kolejnym.

Po pierwsze, koledzy, z jednego ujęcia wynika, że wszechświatowa w sobie zmiana to jedność i jedyność - tak do tej nieskończoności. To podpierają i logiczne konstrukcje, które w fundamencie zawsze się w nieodmienny wiecznie "fakt" zbiegają - i zawsze zbiegają się w taki punkt. Ale mówią o tym również matematycznie wyprowadzone wzory, które mają w sobie, jako element integralny, nieskończoność - taką albo inną, ale zawsze nieskończoność. Że naukowo to się redukuje, że tak uproszczone doskonale w liczeniu się sprawdza, to nie ma znaczenia - chodzi o fakt. A same z siebie wzory za nic nieskończoności pominąć nie chcą, choć nie podpowiadają także, dlaczego tak jest. Matematyk pichci te swoje znaczki, zestawia, coś z tego się wyłania w jego abstrakcyjnie realnym widzeniu - ale dlaczego tak, co znaczy i jak się dzieje, to już nie jego zmartwienie. Sprawę znacie.

Po drugie znaczenie w obrazie świata ma eksperyment, obserwacja na każdym kroku. Że jest zawsze zmiana, że ona ma początek, środek i koniec - że się zaczyna i dociera do brzegu. A skoro obserwowane po każdym kierunku się zaczęło, podobno nagle, to i się skończy, też podobno niezwykle.Ale, zauważcie, jeżeli to jedna i jedyna okoliczność wszechświatowa, to jak się nieskończoność może skończyć? Czy to tylko ten tutejszy fragment całości się zaczął i skończy, a dalej to odwieczne, ale i też jednostkowe oraz z jedną zasadą? A może to zupełnie inaczej w zmianie ewolucyjnej wygląda, może przez "mgłę początku" źle widać i błędnie widać?

Po trzecie - jeżeli "dalsze" jest, to czy powiązane z tutejszym? A może obserwowane to tylko element z nieprzeliczalnego zbioru, który posiada w sobie szczególne parametry i tak się trafiło w losowaniu światów, że ten fakt podziwiamy?Ale jeżeli element w zbiorze, to samodzielny wobec innych elementów, czy zależny? - i jak zależny? Tamte światy działają, nie działają - można się o nich dowiedzieć, nie można; to konstrukcje identyczne,

47

Page 48: Kwantologia stosowana 10

odmienne, skrajnie odmienne?

Po czwarte - jeżeli jest "dalsze", to czy tłem, połączeniem takich konstrukcji jest wspólne "pole" czegoś - a jeżeli, to czym takie w nieskończoność rozciągające się pole jest - i co to jest "coś"? A jeżeli nie ma takiego przedziału, to czy jest pomiędzy pustka, nic - i co to jest "nic"?

Po piąte - rozszerzanie. I to w formule narastającej. Jak coś sobie jedynego i nieskończonego może się powiększać? Koledzy, nie ma już znaczenia, jak to sobie tłumaczycie, chodzi o logiczną analizę na skraju poznania. Oczywiście można powiadać, że to "bąbluje" kawałek bezkresnego pola, że puchnie sama przestrzeń, że takie zobrazowanie zgadza się z także rejestrowanym stabilnym wewnętrznie ciśnieniem - tylko że to jedno z możliwych tłumaczeń. Doskonale już wiecie, że podobny efekt, i to znacznie prościej, można wytłumaczyć zasilaniem podprogowym - i że to jest stan aktualny. I że ciągle się zmienia.

Ale nawet nie takie opisanie jest tu najważniejsze - chodzi o fakt tego typu, że jeżeli to się narastająco rozszerza, to musi, musi w otoczeniu, co by tym otoczeniem nie było i jakie by nie było - musi w "środowisku" wobec wszechświata być wolny tor na powiększanie się struktury. Czy to rozpychanie się w polu, czy oddalanie się do nieskończoności elementów w logicznie pojętej pustce - to musi tak się przedstawiać: że brak czynnika hamującego. A co najmniej, że w tym otoczeniu nie ma dostatecznej siły do wyhamowania tej ciągle w sobie narastającej ewolucji. Nie, że brak siły wewnętrznej i spajającej, nie że brakuje pojętego jakoś czynnika "grawitacji" - ale właśnie tak, że nie ma w otoczeniu "wybuchającego" układu siły hamującej.

Przecież - koledzy weźcie to pod uwagę - nawet najbardziej "zbite" w sobie i ciężkie "coś" (tu nie ma znaczenia, co to za "obiekt", jak w sobie zabudowany i jak "gęsty") - kiedy takie coś wyobrażać sobie w logicznie pojętej pustce, czyli bez czynnika hamującego i wobec tej struktury zewnętrznego (więc jakiegoś "środowiska" i jego gęstości) - kiedy to tak sobie analizować w wyobrażeniu - to takie "coś" się w swojej stałości nie utrzyma, nie może. Nie może, bo nie ma żadnego czynnika oporu, elementu hamującego rozpad takiej "grudki" czegoś. - Takie materialne "zbrylenie" się nie utrzyma w swojej stabilnej i zbornej postaci w pustce - nie utrzyma. I "wybuchnie"Jeżeli teren "poza" będzie absolutnie pusty - czy tylko "luźniejszy" - to taka struktura wrzucona w nic-ość, ona momentalnie (i właśnie tak) zacznie się rozpadać. Jeżeli nie ma hamulców w otoczeniu - układ wybuchnie. Po prostu.

Pustka, koledzy, pojęta jako stan mniej zagęszczony względem stanu wyróżnionego, czy pustka logicznie absolutna - taki zakres nie jest faktem "biernym", obojętnym, a tym bardziej pomijalnym w analizie. To nie takie sobie dopełnienie do elementu i otoczenie, nic z tego. Pustka jest stanem "dynamicznym" i absolutnie niszczycielskim dla

48

Page 49: Kwantologia stosowana 10

takiej skomplikowanej konstrukcji. Czego by nie umieścić w "nic" - nie utrzyma się, nie może.Wrzucona w pustkę-próżnię cząstka nie tylko przemierza pojęte w ten sposób środowisko, i przemieszcza w ogromnym pędzie (bo brak do tego ruchu oporu) - ale się od razu rozpada. I co więcej, rozpada się w tempie narastającym, wybucha. Jak brak czynnika, który wyhamuje zmianę, ściśnie lub odkształci - musi przebiegać to w formule wybuchu. I zawsze tak.

Pustka absolutna jest absolutnie destrukcyjna - "rozdrabnia" aż do jednostki składowej - do jednostki pojętej logicznie, najmniejszego z najmniejszych. Bo nie ma żadnego ograniczenia. Postrzeganie tego "zakresu" jako banalnego lub jako dopełnienie do coś i uzupełnienie w logicznych układankach - to błąd, zasadniczy błąd. I zasłona, którą tworzy język.A dlaczego w takim razie powstaje wszechświat? To też już padło w kilku miejscach, i to nie jest dziw. To konieczność w bezkresnym i wiecznym Kosmosie. To konieczność w tym ruchu czegoś w nic-ości.

Po szóste - dlaczego niebo jest w nocy ciemne? Nie, nie chodzi tu o znaną logiczną zagwozdkę, ale o jej kolejne już wcielenie. Jeżeli w tutejszym wszechświecie - który się kiedyś tam zaczął - nie widać z "dalszego" nic, to dlaczego tak jest?Czemu, koledzy, niczego nie można dostrzec z obszaru, który podobno rozciąga się nieskończenie i wiecznie, dlaczego? Nic tam i nigdy się nie działo - to posiada odmienną formę zmian - to jest tu obecne, ale nieobserwowalne?

To rzeczywiście jest dokładnie ten sam problem, ale poziom analizy wyższy - czemu widać tylko wnętrze wszechświata, a dalsze jest już odcięte z obserwacji? Skoro to jedno pole, a tylko lokalnie to się tak pokazuje, to przecież nic logicznie nie stoi na przeszkodzie, żeby to dalsze jakoś się tutaj dostało. Sygnał się rozchodzi tak do nieskończoności, nawet rozpraszając się jest dalej obecny - więc w obserwacji coś się powinno pojawić, jedyność oraz jedność fizycznego "pola" to zapewnia.I tym samym "niebo" nie powinno być puste i nieme. A jest. Dlaczego? O czym to mówi?

Przecież, koledzy zauważcie, taki tam drobiazg fotonowy, takie tam w sobie nic z masą podobno nie powiązane, a nawet podobno element i jednostka postrzegania - jeżeli to takie w sobie, to dlaczego się w tym polu nie snuje tam i tutaj, dlaczego żaden fotonowy znak się z tego dalszego tutaj nie dostał? A jeżeli się dostał, czego również nie można wykluczyć, to dlaczego bezobjawowo, dlaczego go nie widać?Dlaczego, koledzy?To, że tutejsze elementy przenoszące sygnał zaczęły się jakiś czas temu, to przecież w najmniejszym stopniu nie przeszkadza, żeby tej samej konstrukcji elementy, który powstały nieskończoną ilość razy w nieskończonym otoczeniu przedostały się tutaj nieskończoną liczbą jednostek... Jeżeli, jak to się pojmuje, fotony powstały kiedyś tam i aktualnie

49

Page 50: Kwantologia stosowana 10

oddalają się w każdym kierunku - jeżeli te elementy biegną w bezkres i jeżeli takich światów w jednym i nieskończonym polu było, ale i jest nieskończenie wiele - to dlaczego z tego obszaru nic tu się nie dostaje?Dlaczego niebo jest ciemne?

Wyjaśnienie, że tutejsze się rozszerza i że dalsze nie miało czasu i możliwości tu się pokazać - to, koledzy, zakłada, że lokalny, tu pokazujący się świat, jest albo inny od otoczenia i "odpycha" tamto docierające (czyli musi być jakiś jego brzeg, skrajny rejon, gdzie to "odpychanie" się dzieje) - albo że to jest "podprogowe" - albo że dalszego w tej chwili lub nigdy nie ma - albo że jest przerwa między obiektami, która wszelki przekaz wyklucza.Ale zarazem takie wyliczenie uwarunkowań nie daje żadnych podstaw do powiedzenia i dowodzenia, że jest tylko to jedno oraz jedyne, że nieskończone oraz wieczne. Jeden obiekt do zbadania nie upoważnia do odrzucenia innych, zwłaszcza jeżeli umieszcza się to w dynamicznym polu kwantowych jednostek.

Albo jedno "pole" z lokalnym i tutejszym światem, a gdzieś i kiedyś w tym polu inne, ale podobne. I krążenie, i wymiana elementów między nimi.Albo wszechświat z brzegiem, ale jako jeden z wielu. I w ramach tej wspólnoty zbioru, mimo konieczności brzegu ("naskórka"), dochodzi do przemieszczania się między światami jednostek tworzących - i są to te same (takie same) jednostki.Albo wszechświat z brzegiem, ale jako jeden z wielu. Jednak zawsze jako fizyczny fakt "w sobie" i samodzielny, bez powiązań; graniczna strefa odcina go od otoczenia.Albo wszechświat jako "wyspa", otoczony pustką (nicością), która go skutecznie oddziela od podobnych układów. - Czyli "pole" podlega w tym ujęciu skwantowaniu (kwantami są tu całe światy); ale przez to jest to już inne pole od aktualnie postulowanego. Łączność takiego pola wynika z logiki, nie z fizyki; to jedność, ale logiczna.Albo jedno nieskończone pole tożsame z wszechświatem, a widoczne na ten moment (i zawsze) w kawałku. Tylko jak nieskończoność może się powiększać (puchnąć)? - Wyjaśnienie, że rozszerza się tu, ale dalej jest inaczej, to ponownie wprowadza środowisko do tego tłumaczenia i cały dylemat.Albo już zupełny dziw zaistnienia, który wszelkie analizy wyklucza.

Itd. Przedstawiony zbiór jest jednym z możliwych i nie wyczerpuje w żadnym razie wszystkich problemów - a do tego jest prezentowany na zasadzie skrótowej, jak to, koledzy, musi się pojawić w pośpiesznej wymianie zdań.

A po kolejne, tu nawet nie samo wyliczenie ma wartość najważniejszą, ale przede wszystkim chodzi o pokazanie, że opis (wszech)świata w każdym ujęciu jest dwutorowy - że zawiera w sobie tak sprzeczne i odległe ujęcia, że wydaje się to nie do pogodzenia.I to jest problem. - I to jest tu sednem. Nie słowa i budowane na ich podstawie abstrakcje, ale fakt, że to się tak skrajnie różni w

50

Page 51: Kwantologia stosowana 10

ocenach i kreślonych schematach.

I w tym momencie musi paść zasadniczy, najważniejszy argument: nie ma w działaniu układu poznającego niczego, co byłoby sprzeczne, co byłoby niezgodne ze światem. O ile abstrakcja jest budowana poprawnie, jeżeli odnosi się zawsze do świata, jeżeli istnieje i pomaga istnieć, to znaczy, że zawiera w sobie poprawne ustalenie. I trzeba to uwzględnić - trzeba brać to w ocenach.

Tak, koledzy, z powyższego generalnego stwierdzenia wprost wynika, że wszystkie do tej pory ustalone fakty o świecie - podkreślam to w sposób wyraźny - wszystkie abstrakcje otoczenia są poprawne. Że wymaga to tłumaczenia, że trzeba dopasować pojęcie do treści - że niekiedy wymusza to wyjście poza rozpoznany krąg - tak, to wszystko prawda. Jednak prawdą również jest to, że rozum opisując środowisko nie popełnił błędu.

Tak, koledzy, w tych wszystkich, tak pozornie sprzecznych ujęciach - i to razem, i to łącznie, i to jednocześnie zawiera się prawda o wszechświecie.Tak, koledzy, wszelkie wypracowane abstrakcje oddają to, co ujęte jest słowem "wszechświat" - czy dowolnie innym. Nie ma prawdy tylko jednostronnej, nie ma opisu tylko biegnącego jednym torem. Łącznie i razem, i tylko tak, buduje to ostateczną "zasłonę" świata. Już w formule prawdziwej. Że to tak czy owak zasłona? A co to ma teraz za znaczenie, innej nie ma i nigdy nie będzie.

Dziwicie się, koledzy, dla was to zaskoczenie. A nie powinno - nic a nic tu zaskakującego. Na bazie tylekroć już powiedzianego, przez odwołanie się do całości podejścia, to żaden dziw, to konieczność i jedynie sensowne procedowanie. Dalsza droga poznawania musi posiadać dwa pasy ruchu - przecież na jednokierunkowej zbyt niebezpiecznie. Sami przyznacie, że poruszanie się w jedną stronę gdzieś prowadzi, jednak to może być coś takiego - to mogą zbudować się takie rejony, że tam dziw dziwem obsadzony i kolejne dziwy pogania. Po co tak się szamotać, przecież to proste, po całości proste. Nie prostackie, ale tak proste, że już prostsze być nie może.

Czyli wracamy, koledzy, do naszych baranów na brzegu. Tak ogólnie i ku pokrzepieniu serc pogadaliśmy, teraz wypada zapytać: czym jest i jak jest brzeg we wszechświecie?I tutaj przede wszystkim wypadnie powiedzieć, że taki skrajny i do tego wyróżnionego świata zaliczalny brzeg istnieje, że to fakt i że konieczność. Dlaczego? Ponieważ brzegu w nieskończoności ustanowić nie można. Dla wszechświata w jego zmiennym przekształcaniu się nie można.Dla Kosmosu tak, ale nie dla wszechświata. Zmienność układu, z samej

51

Page 52: Kwantologia stosowana 10

już zmienności (że się zaczęła i skończy), już to wprowadza strefę graniczną - granicę tej zmiany. Jakby jej nie definiować, w czasie czy przestrzeni, czy funkcjonalnie - taka granica istnieje i tworzy przedział istnienia. Nie ma nieskończonej zmiany - zasada, że jest zmiana, logiczna reguła ustalająca, że zmiana zachodzi wiecznie, to jest nadrzędne wobec zmiennego konkretu; reguła zmiany jest stałą, ale fakt zmienny jest skończony i z granicą.Reguła odnosi się do Kosmosu, wszystko poniżej (wewnętrzne, w ramach logicznie ustalonej nieskończoności-wieczności) jest skończone.

Musi być w nieskończoności dla zmiennego oraz "puchnącego" w szwach bytu stan-granica, która już-jeszcze nim jest; prowadzenie analizy w bezkres, bez wyznaczenia strefy brzegowej, nie ma sensu. Nie ma ani logicznego, ani fizycznego. Jeżeli ktoś tak czyni, to logicznie zlicza nieskończoność, a fizycznie zaprzecza wszelkim postrzeganym w otoczeniu faktom - przecież każdy rejestrowany byt ma najdalej w otoczenie wysunięty element-warstwę. Że ta brzegowa warstwa się w kolejnych eksperymentach przesuwa w głąb i ostatecznie sięga tła - to prawda. Ale fizycznie, czyli mierzalnie, jest brzeg wyróżnionej w tle ewolucji.

I właśnie, od razu nawiążę do zagadnienia rozdzielenia Kosmosu oraz wszechświata, bez tego się nie obejdzie, koledzy. Nie może. Jeżeli traktować wszystko za jedność, to wspomniane powyżej kłopotliwe i nie do rozsupłania dylematy, to takim pozostanie - i wszechświat w analizach nie wiedzieć jak, gdzie i dlaczego się zbudował. I nigdy już poza krąg tych abstrakcji się nie wyjdzie.Znane, omawiane po licznych stronach - i dlatego nie ma co się tym dalej zajmować.

Ale jeżeli wprowadzić w logicznie wypracowaną (i to "od zawsze"), a zarazem obecną na zasadzie konieczności nieskończoność i wieczność w maksymalnym zobrazowaniu - jeżeli w to wprowadzić banalnie proste i też oczywiste stadia, etapy, zakresy, progi, przejścia - to okaże się to nie tylko wytłumaczalne, ale właśnie proste w zachodzeniu. Kiedy ustawiam jako fakt nadrzędny Kosmos, a w jego zakresie coś w formule "wszechświat", to takie podzielenie pojęć, które do obecnej chwili zlewają się w jedność, to dramatycznie upraszcza działanie i pojmowanie. A zarazem nie jest sprzeczne z żadnym wypracowanym na dowolnym już zakresie (i zakręcie historii) pojęciem.

Zwracam na to uwagę, koledzy. Nie ma znaczenia sposób powołania do istnienia abstrakcji, w tak proponowanym podzieleniu pojęć wszystko się ze sobą zgadza i porządkuje. Nieskończoność i wieczność jest w tym zawarte - i to jako absolutna konieczność, już nie do ruszenia; nie można tego "renormalizować", bo całość układanki runie. Ale w tym obrazie jest i lokalność zmiennego wszechświata, która może się zacząć, budować z jednostek "czegoś" w bezkresie, choć nie dowolnie czy przypadkowo; to nieredukowalna do niczego więcej i podwojona na każdym etapie kosmiczna ewolucja warunkuje "wszechświat" - ten, ale i dowolny.Również brzeg w tak wyróżnionym układzie to nie wymysł, tylko stan

52

Page 53: Kwantologia stosowana 10

absolutnie konieczny. Żeby coś z tła wyodrębnić i to zauważyć, musi być brzeg, który w ramach tła ów fakt wyznacza. A w nieskończoności jest to tym bardziej konieczne - fundamentalnie wręcz konieczne. Przecież "wokół" już tylko oraz wyłącznie elementy w postaci jednostek. Wespół z próżnią.

Ale brzeg takiego układu to tylko i aż jeden z wielu, z bardzo wielu etapów pośrednich. Idąc od pojętego logicznie maksymalnego stanu w postaci osobliwości (maksymalnego połączenia) do stanu maksymalnego rozproszenia, gdzie element od elementu znajduje się nieskończenie odlegle - to w takim wyznaczeniu możliwości skupienia jednostek, tu brzeg wszechświata jest dokładnie "w połowie". To stan jeden-zero, gdzie jednostka od jednostki jest oddalona o jednostkę. Wewnętrznie jest większy ścisk, na zewnątrz jest mniejszy - jednak na/w brzegu to ma postać rozłożenia równomiernego.

Czyli, zwracam uwagę, kiedy zachodzi rozpraszanie się jednostek do nieskończoności, to ostatnim stanem wszechświata jest ta brzegowa warstwa - a "dalsze" to już poza układem, choć z niego pochodzi. W tym obrazie wcześniejsze i wewnętrzne warstwy, z gęstością większą od krytycznej, to ciągle ewolucja w toku - to fizycznie oraz realnie dostępna ewolucja.

Ale i te oddalające się warstwy, co warto podkreślić, to również i zawsze "ewolucja" (Ewolucja). To już "rwany" odcinek ewolucji, to jest poza wyróżnionym światem - ale tak wyznaczona półprosta tu się zaczęła i biegnie do nieskończoności. Oddalenie elementów rośnie i rozrzedzenie jest już takie, że nic się samodzielnie nie połączy w większą strukturę - ale zarazem to nie jest nigdy zero zagęszczenia - to nie jest pustka i tylko pustka. Nieskończona odległość czegoś od czegoś to "spora odległość", jednak nic więcej, to jakoś istotna wartość zagęszczenia elementów (większa od zera). W końcu skutki widać, czuć - itd.

Czyli, koledzy, kiedy opisywać (wszech)świat jako oddalające się w nieskończoność warstwy kwantów, to różnica wobec obowiązującego dziś modelu jest tylko jedna: stan zagęszczenia, oddalenia jednostek. I żaden inny parametr w opisie nie jest konieczny.

Co więcej, w tym obrazie nigdy nie ma czegoś niezwykłego, na żadnym etapie zagęszczania się czy rozrzedzania elementów; tutaj nic nie straszy, niczym nieobyczajnym się nie pokazuje. Jest ściskanie i dociskanie kwantów - jest zmiana w rytmie warstwa za warstwą - i jest lokalny tok zdarzeń, który ma swoje umocowanie w nieskończonym przebiegu. To funkcjonalna i logiczna jedność z taką w wieczności bezkresnością - a zarazem jedyność i chwilowość. A co jeszcze ważniejsze, procedura jest analogiczna do każdej, jaką można w świecie dojrzeć.

A też brzeg (oraz wnętrze) budowany jest z elementów, które się tu dostają jak najbardziej w nieskończonej, nieprzeliczalnej liczbie -

53

Page 54: Kwantologia stosowana 10

a więc spełniony jest tym samym warunek, że jest związek z tłem i że "niebo jaśnieje". Ten świat budowany jest przecież z tego pola (i w jego ramach) - i jest to stan-dopełnienie logicznie konieczne, bez "pola", czyli środowiska (tła i eteru), nie można wyjaśnić teraz i tu postrzeganego. Tylko że takie pole ma już nieco inny charakter, jak to widać przez zasłonę pojęć (czy wzorów).Pole jest, to obiektywny fakt (każdy byt skomplikowany ma zakres do siebie dopełniający, podprogowy - który jest tłem i warunkuje to, co widać) - ale zasadniczą cecha tego pola jest to, że posiada, że się składa, że tworzą je różne stany skupienia. Takie od bardzo małego i nieskończenie małego, po osobliwość - to w ramach wszechświata. A w ramach Kosmosu po kwant-wszechświat. Na "dole" (dnie) jest kwant logiczny, najmniejsze z najmniejszych - a na "górze" kwant logiczny w postaci Kosmosu, też jednostka. Z tym, że w ramach Kosmosu stanem maksymalnym jest "wszechświat" - największe zbiegnięcie jednostek.

W tym schemacie istotne jest to, że żadna łączna abstrakcja, co by nią nie było (pojęcie, wzór, symbol) - taka abstrakcja nie może (i to z zasady, że jest taka ogólna) uchwycić etapów pośrednich zmiany. Dlatego tworzony obraz się "renormalizuje" - w trakcie budowania się symbolu zmiany usuwane są z niego przerwy, nieciągłości, lokalne i chwilowe stany skupienia; "widać" jedność tam, gdzie są przerwy, i to liczne. Naturalnie skwantowany (pokawałkowany) proces zostaje w tym ujęciu zredukowany do jedności - i to nieskończonej.

Ale jeżeli w tę jedność wprowadzić podział, ponownie przeprowadzić renormalizację, tylko tym razem na zasadzie wpisania w ciągłość te wcześniej usunięte nieciągłości - to wszystko się upraszcza, zakresy wyłaniają się zza zasłony i ciemności, a lokalne światy są osobne, acz zawsze w zbiorze podobnych.Kiedy dokładnie się temu przyjrzeć, wówczas nieskończoność przestaje straszyć, w takim obrazie nieskończoność-wieczność to już absolutnie konieczne dopełnienie do obserwowanego.

I są to zawsze te same jednostki tworzące, co także wymaga mocnego podkreślenia. Nigdy inne - choć zawsze jednostkowo inne. To są już w analizie nieredukowalne do niczego elementy, których w Kosmosie nieskończenie wiele, więc mogą tworzyć dowolne konstrukcje. One tu docierają, przechodzą i budują, a później opuszczają wszechświat - i wymiana między procesami (bytami) trwa.Nic nie burzy logicznej abstrakcji i wizji, choć wszystko zaczyna w jeden i spójny obraz się układać - układać w całość, o ile opisywany proces posiada wspomniane etapy pośrednie.

Na etapie kondensowania się elementów w wszechświat, tu zachodzi w obserwacji wewnętrznej "wybuchowa" ewolucja, której efektem jest w fizycznym eksperymencie notowana piramida stanów skupienia. Proces, który w obserwacji zewnętrznej posiada owe liczne punkty węzłowe i pośrednie, uzyskuje formę złożenia - ponieważ inaczej tego fizyk w swoim badaniu nie "sfotografuje". I to samo dzieje się na każdym z innych etapów, to wielowymiarowe złożenie zjawisk, które zachodzą w oddaleniu (ale i powiązaniu) - to ciąg zależnych "kadrów" filmu,

54

Page 55: Kwantologia stosowana 10

ale zrozumiałych dopiero w rozłożeniu na etapy. Całość jest ważna na poziomie funkcjonalnym, to "lokum" obserwatora w trakcie istnienia (plus jego wszelkie konkretne działania - w tym zmysły i przyrządy) - jednak rozłożenie na zakresy jest konieczne. Po co? Żeby to zrozumieć.

Etapy pośrednie są absolutną koniecznością analizy, ponieważ całość w innym ujmowaniu zlewa się w nieskończoną jedność i jawi się jako niewytłumaczalne. - Tę jedność można oczywiście zrenormalizować, ale bez dodania, że jest to zabieg chwilowy, że wynika z podstaw samej zmiany i że jest zabiegiem wspomagającym w ramach wszechświata - bez dodatnia tego ustalenia wszystko jest problemem. A przecież rozum domaga się jedności - ale wytłumaczalnej.

Skraj wszechświata to ani powiedzenie - ani postulat do zbadania - ani abstrakcja może i użyteczna, jednak bez umocowania w logice, a tym bardziej fizyce - skraj wszechświata to konieczność. Żeby coś z tutejszego zrozumieć, koniecznie w proces zmiany biegnącej sobie z nieskończoności do nieskończoności trzeba wprowadzić skrajną dla postrzeganego i doznawanego układu (i dla dowolnego układu), jego w tle skrajną warstwę istnienia. Nie ma wyróżnienie bez tła, ale nie ma również wyróżnionego bez ustalenia, że jest jego brzeg. Że to nie zawsze jest ten ostateczny brzeg, że w kolejnych "zbliżeniach" ten obraz świata się komplikuje - że nabiera szczegółów oraz kolejnych jeszcze szczegółów - a ostatecznie i tak łączy się to ze wszystkim w bezkresie - to prawda.

Ale żeby to wszystko uporządkować - żeby tę nieskończoną prostą w jej przebiegu wyskalować, potrzebny jest brzeg wszechświata - stan już-jeszcze ten fakt oznaczający. Żeby się nie zagubić w bezkresnym tle, żeby się nie zapętlić w wiecznym ruchu - muszę w jedność oraz jedyność skwantowanej zmiany wpisać konieczne kroki pośrednie, bez tego sam żadnego kroku w wyjaśnianiu nie zrobię. Jeżeli nie widzę etapów pośrednich, to mam przed sobą ścianę, logiczną lub fizyczną - a to oznacza, że się dalej nie przemieszczę. A jak spróbuję, to się o nią rozbiję. I choć muru głową się nie przebije, to z braku innych narzędzi warto i takie działanie rozważyć.

Że te kroki są dla mnie i we mnie? A jakie to ma za znaczenie? Liczy się, że mogę je zrobić.

55

Page 56: Kwantologia stosowana 10

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 10.9 - Eter, itp.

"Świat, jaki jest, każdy widzi. Pozostaje problem z nazwaniem widzianego."

Po raz kolejny w tutejszych pogadankach o fizyce i filozofii trzeba postawić pytanie, i to jako główne - czy zawarty w zmiennym świecie byt, tu pojawiający się w formule obserwatora, który usilnie stara się zrozumieć to wszystko wokół, stara się ustalić regułę zmian oraz sformułować ją w zestawie abstrakcji - czy ktoś taki może pobłądzić w tworzeniu pojęć, czy może źle zdefiniować postrzegane?Pytanie nie jest nowe, jednak odniesione do zagadnienia "eteru" musi zostać zadane ponownie, zwłaszcza wobec dzisiejszego stanu wiedzy o otoczeniu, a zarazem definitywnego, jak się wydaje, odrzucenia tego pojęcia przez naukę. Czy w poglądzie i myśli, że jest coś, co otacza widoczne i dopełnia je, że wpływa na zjawiska i je warunkuje, choć nie można tego w żaden sposób zaobserwować - czy takie podejście można odrzucić?(Z oczywistym - i koniecznym - uzupełnieniem-wyjaśnieniem terminów "dopełnia" i "warunkuje": to zawsze-i-tylko stan-zakres fizyczny, bez zbędnych w tym przypadku skojarzeń.)

Odpowiedź, że istniejąca ewolucja, nawet stosując (w powierzchownym odbiorze) źle skonstruowane abstrakcje, pozornie odległe od świata - że ona i tak działa poprawnie w tymże świecie - to wynika w sposób bezpośredni z faktu, że istnieje. Nie ma znaczenia (w chwili istnienia), czy stosowana abstrakcja jest zgodna z poszerzonym w kroku kolejnym ujęciem toczącej się zmiany - to można ustalić w trakcie wykonywania tego kroku oraz odnoszenia do zebranego w marszu doświadczenia. W konkretnej, w tu się dziejącej chwili, każda istniejąca ewolucja (byt czy abstrakcja), to doskonale spełnia swoją rolę i pomaga działać - zresztą innej w tym momencie nie ma. Jak nie spełnia, jak konstruktor symbolu błądzi, to zostaje porzucony i symbol, i konstruktor - i świat ma spokój; albo budujący wadliwy sygnał nośnik-byt trafia na historyczny śmietnik, albo się sprawdza w działaniu i maszeruje dalej.Zasada jest oczywista: zbłądziłeś - giniesz.

Jednak zagadnienie tak zwanego "eteru" daleko szerzej wykracza poza stwierdzenie, że taka abstrakcja pojawiając się i działając długo w umysłach, i na kolejne umysły, że spełniała tym wymóg poprawności - bo skoro zaistniała i utrzymywała się, to znaczy, że sprawdzała się w opisach oraz pojmowaniu świata. To z wielu powodów niewielka część odpowiedzi - ważna, ale jedna z wielu.W analizie pojmowania tej abstrakcji i jej roli w poznaniu, a także w odniesieniu do obecnego stanu wiedzy o rzeczywistości, na obecnym etapie trzeba wyjść od definicji historycznej - w tym zawiera się i powód jej dzisiejszego odrzucenia, i znaczenie w przeszłości. I warto

56

Page 57: Kwantologia stosowana 10

to prześledzić.

Czym pojęcie "eteru" ujęło zastanawiających się nad rzeczywistością? Odrzuceniem pustki. Jawnie lub skrycie, ale to ten aspekt działania stoi za taką abstrakcją. Nie ma przeniesienia sygnału, w dowolnym już zdefiniowaniu (czy jako informacja, czy jako nacisk) - nie można przeprowadzić od punktu do punktu kanału łączącego, jeżeli po drodze nie występuje nośnik, coś. Czyli fundament, w którym, czy z którego zbudowany, zakodowany jest sygnał. Logicznie zachodzi zasadnicza sprzeczność w pojmowaniu przekazu, a w konsekwencji odrzucenie samej niematerialnej (tu: beznośnikowej) - czyli "pustej" tym samym komunikacji.Kiedy nie ma elementu nośnego, nie ma przesyłu danych.

Po drugie - co na wczesnych etapach operowania takim pojęciem miało zasadnicze znaczenie: ład.Postrzegany ruch ciał niebieskich jawił się jako niemożliwy w takiej harmonii bez dopełniającego go ośrodka - ośrodka, w którym miał się dokonywać. I nie zostało to bezpodstawnie i bez logicznego umocowania wywiedzione ze świata: ruch bez żadnych ograniczeń nie może istnieć w stabilizacji w długim okresie oraz w tej samej formule. Że głębiej odpowiada za to tak zwana "grawitacja" lub przekształcenia transformacyjne, na tym etapie ani to było znane, ani też potrzebne w ustaleniach.Widać ruch i stabilizację, to - jako dopełniający a skryty element - należy wprowadzić środowisko i tło. Tu: "eter".

Po trzecie - ośrodek, w którym zachodzi zmiana, spełnia ważną rolę hamującą. I nie w znaczeniu, że skutkiem tego jest "masa" - ale że nie pozwala rozproszyć się elementom do nieskończoności.Nie ma znaczenia, czy działa dodatnie czy ujemne ciśnienie - czy ma znaczenie i istnieje "grawitacja" - istotne jest logiczne podejście, że skomplikowana struktura, bez znaczenia jak wielka, jeżeli nie ma w otoczeniu ograniczeń, musi się rozpraszać. Czy w formie wybuchu, czy wolnego lub szybkiego oddania się składników - ale taki proces musi zachodzić. Brak "docisku" tworzy wolny tor przemieszczania się - a to musi, musi skutkować rozpraszaniem się skomplikowanej struktury.

Zwracam uwagę na ten argument, i to w sposób szczególny. Logicznie, na bazie czystej abstrakcji, bez odniesień do fizyki i dzisiejszego postrzegania ruchu i zależności między materialnymi elementami - na takim podbudowaniu nie ma znaczenia, czy wewnętrznie w analizowanym układzie są siły scalające, ściągające "do środka" (i w potrzebnym do zapaści potencjale) - czy ich nie ma. Dlaczego? Ponieważ brzegowo, a więc w jakoś pojętym brzegu takiego układu i co by tym brzegiem mogło być - taki układ musi ekspandować "w dalsze". Skoro nic nie hamuje, to dalsze jest pustym torem do ruchu. I ruch w tę stronę, czy w dowolną już stronę się potoczy. Brak jakiegokolwiek

57

Page 58: Kwantologia stosowana 10

ograniczenia taki fakt wymusza. I to jako konieczność.

Pustka, absolutna i logicznie pojęta nicość, to nie tylko niezbędne dopełnienie do tutaj postrzeganego i doświadczanego, ale zarazem (i przede wszystkim) stan "dynamiczny" - "wrogi" każdej skomplikowanej strukturze, "niszczący" wszelkie złożone z wielu jednostek byty; to nie jest obojętne oraz nic nieznaczące otoczenie. Tło - środowisko - zakres zewnętrzny wobec wyróżnionego - to sedno zagadnienia, to logicznie najważniejszy punkt analizy (świata).Kiedy w otoczeniu bytu nie ma czynnika hamującego - to w efekcie nie ma stabilizacji. Za to jest "wybuch" do nieskończoności.

Owszem, ustalenie na dziś, że jest dalsze i że zmiana może pobiec w nieskończoność - to wykracza poza działanie fizyczne; przecież świat w aktualnym postrzeganiu to jest to wszystko, co jakoś "widać". Jak więc może być "dalsze", kiedy dowolnie rejestrowane to jedność, i to bezkresna - prawda, nie może. A dodatkowo i wzory - sprawdzające się na wcześniejszych etapach - one również wnoszą ustalenie, że choć nieskończone wartości są w ich ramach niezbędne, to po usunięciu tych symboli także się sprawdzają i poprawnie definiują otoczenie.Efekt? Jest oczywista myśl, że to dalsze też nie jest potrzebne, że jak nie widać, a do tego przeszkadza, to można to zrenormalizować z analizy. I wszystko się zgadza.

Że to i tak dalej zderza się z obserwowanym (i ciągle narastającym) pędem ucieczki wszystkiego od wszystkiego i że trzeba to wyjaśnić - cóż, dalszego być nie może. Więc nie może. Przecież, tak po kolejne, jeżeli postrzegane to jedność i jedyność, to dalszego nie może być. Nie może. A że widoczne tylko w kawałku? Też żadna trudność w opisach - tyle widać, ile można. Wszak sygnał z dalszego rejonu nie mógł się tu przemieścić. I jest jasność. - Bo nie może dalszego być...

Czyli "wszechświat" w takim ujęciu to jedność-jedyność i wieczność oraz nieskończoność. A widać z tego tylko niewielki kawałek, który się lokalnie dzieje jako zawirowanie w całościowym polu. Albo to jednostka z wyraźnym brzegiem w tejże nieskończoności, więc lokalny stan energetycznego zawirowania, który można obserwować do horyzontu i skrajnych wartości fizycznych.

Oczywiście można przyjąć, że to jedyne w nieskończoności i dzieje się jednorazowo - lub bardzo wyjątkowymi zbiegami okoliczności. I można przyjąć, że tu obserwowane oddalanie się to żadna dziwność, ponieważ to tylko fragmencik w polu czegoś i że to zaczęło się i skończy, ale że całość jest nieodmienna. I może to kiedyś uda się poznać.Tylko to ani nie wyklucza ujęcia, że jest brzeg, który jeszcze ten układ oznacza, ani że jest tamto dalsze i bezkresne - i jedyne. Acz zarazem po wielekroć "zasiedlone".

Zwracam uwagę, że między jednym a drugim ujęciem zachodzi niewielka - wręcz "kosmetyczna" różnica. Czyli że jest mowa o fizycznie wyznaczalnym brzegu (wszech)świata -

58

Page 59: Kwantologia stosowana 10

cała reszta dowodzenia i obrazowania pozostaje ta sama. Wszelkie ustalenia o tak zwanym "wszechświecie", wszelkie konkrety i eksperymenty, wszelkie wzory i abstrakcje - to wszystko pozostaje i jest w prawie, nic nie trzeba zmieniać, dodawać, inaczej tłumaczyć. Jest tylko ta niewielka różnica - która niech żyje.

Tu i tu pojawia się nieskończoność, i to jako konieczność - tu i tu występuje zmiana w formule zapaści i rozbiegania - tu i tu w opisie jest jedność i jedyność z tą bezkresnością w tle, acz już poza tak definiowanym wszechświatem. Itd. Wypełniony do maksimum i po brzeg wszechświat w tym ujęciu spełnia wszelkie uwarunkowania, a zarazem jest jednym z wielu. Widać jednostkę, ale w ramach zbioru.

Brzeg w tym ujęciu to tylko (i aż) pewien stan skupienia elementów. Poniżej, wewnętrznie, jest większy od stanu brzegu, na/w brzegu to przebieg jeden-zero-jeden-zero - a "dalej", poza tak wyznaczoną już sferą zdarzeń, dalej przybiera to postać mniejszego zagęszczenia - aż do nieskończoności. Wszechświat tutaj i jego "eteryczne" pole w formule kwantów, to stan lokalny w nadrzędnym tle, ale zarazem w nim integralnie zawarty (w Kosmosie). I to nieskończone pole, nadrzędne wobec widocznego, jest stanem dopełniającym, warunkuje w istnieniu zakres doznawany - ale samo nie jest fizycznie poznawalne; jego elementy tworzą poznanie, ale są poniżej progu.To pole, składające się z najmniejszych, niepodzielnych jednostek, z oczywistych powodów nie spełnia już warunków do wytworzenia bytów fizycznych (takich, które mogą zaistnieć w ramach wszechświata), bo jest na to zbyt "luźne" - zagęszczenie jest zbyt małe. Elementy są w znaczącym oddaleniu od siebie - ale to na pewno nie jest absolutna pustka; to jest znacząco mniej od tutaj obserwowanego, jednak to nie jest zupełnie nic.Oczywiście w ujęciu logicznym "stan polowy" jest jednolity i łączny, to bezkresny ciąg jednostek, bez przerw i zmian. Jednak realnie (i choćby z czysto losowego rozkładu) musi te przerwy zawierać - można to definiować (za wzorami) jako "płaszczyznę", ale Fizycznie muszą w niej być "wyspy" i "pustka".

Przecież, co warto sobie uzmysłowić - najdalsza i brzegowo logiczna "odległość", do której mogą się przemieścić stąd się poczynające (w otoczenie wybuchające) składniki, to bezkres, to nieskończoność. Nie dalej, nie można przemieścić się dalej. Granica tej logicznej a nadrzędnej "konstrukcji" nie może znajdować się dalej niż w nieskończoności. A to wymusza lokalne w niej "wiry" i zagęszczenia.Nieskończoność to jedyna tak jednoznacznie wyznaczona logicznie (i Fizycznie) granica - nie może być ani o kwant mniejsza, ani o kwant większa, jest dokładnie zdefiniowana.Dlatego z nieskończonej liczby jednostek, w ich zderzaniu się oraz wzajemnym na siebie działaniu - lokalnie, na przecięciu tych torów ruchu, musi się coś skomplikowanego wytworzyć - musi. Jeżeli zmiana jest wieczna, jeżeli tym samym nie może się wytworzyć jednorodność rozkładu elementów (skoro istnieję, to takiego ułożenia nie może w

59

Page 60: Kwantologia stosowana 10

nieskończoności być) - to jest pewne, że lokalnie, na moment, tylko w specjalnych okolicznościach, ale jednak coś "większego" powstanie. Musi.To może być niebywale rzadkie (raz na jakiś przedział zjawisk), ale na pewno zaistnieje.

Co ciekawe, w takim poszerzonym ujęciu (już z nieskończonością oraz wiecznością) rolę wypełniającego po brzegi wszechświat eteru, to przejmuje taki sam element nośny - tylko poziom analizy zdecydowanie jest inny; zasada ta sama, ale zakres większy. To są takie-te same elementy i zawsze te same, różnica tylko w ich połączeniu. W ramach wszechświata i poza nim jest "eter", przecież jednostki tworzące są takie same - tylko ich zagęszczenie inne.Dlatego też nigdy to nie jest nicość i pustka, tak wewnątrz świata - tak poza nim, w zakresie już tła absolutnego, czyli w środowisku wszechświata. Tu nigdy nie ma stanu pustki i "tam" nie ma - jedynie jest inny "rozstaw" jednostek. - "Tam" gęstość kwantów jest mniejsza niż w otoczeniu bytu skomplikowanego (tutejszego), ale to nigdy nie jest pustka absolutna. To inne zagęszczenie - nic więcej.

O ile wcześniej, czyli we wnętrzu układu, ma to postać "zbrylenia", o tyle "dalej" (poza brzegiem) przechodzi w zakres rwany - a więc rozproszony. I ciągle się rozpraszający, przecież nie ma niczego, co ten ruch wyhamuje.Tylko że te oddalające się do nieskończoności elementy również liczą się w skali nieskończonej - dlatego "otoczenie" wszechświata, mimo że już minimalnie zagęszczone, "istnieje" - to nie pustka logicznie pojęta i maksymalna. I tym samym stanowi to tło dla stanu skupienia tutaj obserwowanego - dopełnia i warunkuje tutejszy zakres zmian. I jest właśnie "eterem" (stanem "eterycznym"; ulotnym). I tym razem taka abstrakcja (oraz operacje na niej) dotyczy nie tylko tutejszej zmiany, ale wszelkiej - absolutnej.

Co, zwracam uwagę, łączy się z ujęciem, które mówi o jedności tego wszystkiego. Jedność jest, tylko na innym poziomie analizy, powyżej wszechświata doznawanego-opisywanego. - Albo poniżej, o ile "rozmiar" jednostek będzie punktem odniesienia.Bo to, że są stopnie pośrednie w dochodzeniu do takiego zakresu - bo to, że matematyka i posiłkująca się matematycznymi wzorami fizyka te pośrednie stadia gubi (w dociskaniu elementów do siebie oraz ich zobrazowaniu) - to jest dopiero w pełni widoczne, więc i może być w opis wprowadzone, kiedy obserwacja zostanie poszerzona o brzeg i o "dalsze". O dalsze stany skupienia.Wychodzi się od obrazu "wszechświata" po brzegi pełnego elementów, uznaje się to za fizycznie konieczne, ale dodaje brzeg oraz otocznie w formule tła (lub "eteru", "pola", itp.) - w tym tle rejestrowane się poczyna i w nim kończy (z obecnych w nim jednostek logicznych buduje i w nim zanika, w nim się rozprasza) - i ostatecznie dochodzi się do nieskończonego rozrzedzania - do Kosmosu. I kolejnego gdzieś i "kiedyś-tam" świata - bo przecież w bezkresie to pewnik.

60

Page 61: Kwantologia stosowana 10

Co więcej, w tym ujęciu - co też warte podkreślenia - nie występuje konieczność ani nagłego, dziwnego i wybuchowego początku, ani żaden dramatycznie nielogiczny koniec jest potrzebny. Przy czym wszelakie wyprodukowane modele zmiany - a to wybuch, a to zapaść, a to ruch w cyklicznych zapętleniach (i tym podobne) - to wszystko doskonale się zawiera w tak rozszerzonej (o nieskończone szczegóły) abstrakcji. Bo skoro abstrakcja zaistniała i spełnia w użytkowaniu swoją rolę, to znaczy, że jest poprawna. Trzeba tylko, to taka drobnostka interpretacyjna, przyszeregować do abstrakcji jej fizyczną treść - i etap zmiany. A poza tym wszystko się zgadza, aż po detale.

Wszechświat w tym obrazie to narastanie zagęszczenia - wypełniania się wnętrza elementami dopływającymi ze środowiska w policzalny i przewidywalny sposób - dalej narastanie ciśnienia i zbliżanie się do siebie jednostek - aż do stadium fizycznie postrzeganego "zapłonu" i pojawienia się już faktów skomplikowanych. Takie "dopompowywanie" wszechświata jest i proste, i biegnie odpowiednio długo, i posiada liczne i w kolejności pojawiające się etapy, na/w których wyłaniają się z tła złożenia ("zbrylenia") konkretnych już faktów - widoczne już przez fizyka zgęszczenia. A to "eteryczne" tło, bezkresne oraz wieczne, doskonale i bez zaskoczeń to dopełnia.I żadna w tym dziwność, tylko prosta zmiana w toku zachodzenia.

A po etapie pompowania (przecież nie ma wiecznej zmiany konkretnego bytu) następuje zanik nacisku zewnętrznego - i ustaje dopływ energii z otoczenia. I proces zmienia charakter: z zapadania się, z rytmu "na zagęszczanie" (tak aż po maksimum i po osobliwość) - obecnie w bezkresne tło "wybucha". Skoro nie ma już nacisku i hamulców, to struktura musi wybuchnąć w otoczenie; logicznie nie ma rady. Żadna siła scalająca nie pomoże, żadna tak zwana grawitacja. Jeżeli w środowisku brakuje oporu, tym samym brzeg układu może-musi się rozszerzać - i taki układ-byt musi tracić do tegoż środowiska wcześniej pozyskane składniki.

I dotyczy to każdej ewolucji, zawsze i wszędzie - nie ma znaczenia, co brać pod uwagę. Czy wszechświat, czy biologiczna konstrukcja, to zawsze jest pozyskanie oraz tracenie składników. Zależnie na jakim etapie się jest, to przeważa albo pozyskiwanie, albo tracenie. I "wszechświat" jako całość - to widać - w tej chwili znajduje się na etapie tracenia. "Wybucha".Czyli składniki brzegowo, warstwa po warstwie, oddalają się z tego zakresu. Stąd do nieskończoności.

A dlaczego w tym ujęciu, w tym zobrazowaniu tak istotne okazuje się pojęcie, abstrakcja "eteru"? Ponieważ wprowadza tło - niezbędne do wyróżnionego tło, które warunkuje obserwowane. A co więcej, na równie koniecznej zasadzie, choć kiedyś jako fakt w pojęciu skryty, wprowadza stopniowalność - progowość świata. Eter, w ujęciu pierwotnym, to ukryte i dopełniające, ale warunkujące

61

Page 62: Kwantologia stosowana 10

również fizyczne elementy w ich istnieniu środowisko oraz jego stany skupienia. Środowisko postulowane, podprogowe i poniżej rejestracji. Widoczne i nadprogowe dlatego prezentuje się w taki sposób, że jest jednorodne i otaczające tło, które "podtrzymuje" fakty w ich tutaj rejestrowanej postaci.

"Eter", jeżeli odnieść do wcześniej powiedzianego, to inne skupienie elementów wobec postrzeganej złożoności, ale to te same elementy - to rozrzedzone i przez to ulotne składniki, jednak to są te same (i zawsze te same) składniki. Bo innych nie może być. - Przecież każda niezgodność, czy to elementów tworzących, czy reguły tworzącej, to wyklucza łączność i przeniesienie sygnału. Co by tym sygnałem nie było, musi zachodzić zależność między tłem i postrzeganym. Musi zachodzić zgodność na każdym etapie. Wewnątrz wszechświata element nie może być odmieńcem wobec całości, ale też i wszechświat nie może być odmieńcem wobec nadrzędnego, do niego logicznego konstruktu. Sprzeczność jest wykluczona.

A to dalej, podkreślam, umożliwia sprawdzenie takiego podejścia - i to już na gruncie zmatematyzowanym - umożliwia przejście z pozycji hipotezy do poziomu eksperymentu i weryfikacji.

Skoro mam zasadę i rytm, który dotyczy każdego poziomu (ale wywodzi się stąd i teraz; został wypracowany na bazie doznań) - to ten rytm musi się sprawdzić wszędzie. W kroku pierwszym szukam potwierdzenia trafności reguły wewnątrz dostępnego świata, a jeżeli się sprawdza - to w kroku drugim mam prawo zastosować go dalej (i poza) światem. Jeżeli logicznie ustalony rytm i zasada sprawdza się wewnętrznie w układzie - który jest lokalną wyspą w nadrzędnej całości - i jeżeli tutejsze jest pochodną tej całości - to ustalona tu reguła musi mieć zastosowanie do wszystkiego.Jeżeli się potwierdza, to ustalony tak rytm jest na pewno poprawnym i odnosi się już do wszelkiego i zawsze.Że nie fizycznego, to prawda. Ale prawdą również jest i to, że zawsze i tylko Fizycznego.

Po kolejne - trzeba zadać istotne pytanie: dlaczego pojęcie eteru w badaniu naukowym musiało zostać odrzucone - dlaczego tak powabna i pomocna w analizach abstrakcja musiała poddać się eksperymentowi? Ponieważ ten eksperyment nie mógł tego potwierdzić. To oczywiste, to nawet nie wymaga specjalnego dowodzenia. Nie mógł potwierdzić - ponieważ w tym badaniu nie ma składników, które ten zakres tworzą, one są poniżej badania. Że logicznie zarazem badanie warunkują, że są tłem z jego jednorodnymi elementami - to prawda, ale właśnie już poza takim działaniem.

Nawiasem, stwierdzenie, że chodzi o zakres "poniżej" - to umowa, to opis z pozycji rozbudowanej. Ale warto podkreślić, że choć to drobnica, to ilościowo i zakresem występowania tego dużo i więcej; to otacza z każdej strony i naciska swoim "ciężarem" na każdy fizyczny byt i wyznacza jego kształt oraz zachowania. W sensie geometrycznym jednostki tła są wszędzie, czyli

62

Page 63: Kwantologia stosowana 10

otaczają z każdego kierunku wyróżniony byt, i dlatego są "w górze". W znaczeniu logicznym pojęcia "góra", "dół" - czy wszelkie podobne - to wygląda nieco (a nawet mocno) inaczej. I czasami prowadzi opis do humorystycznego rezultatu, kiedy sztywno trzymać się potocznego rozumienia tych określeń.

Czyli, skoro badanie nie wykrywa eteru, koniecznym wnioskiem było w działaniu naukowym jego odrzucenie - i szukanie zamienników. Co się udało znakomicie. "Pole", mimo zmatematyzowania i policzalności - a nawet mimo jego "obiektywizacji" (dla stosujących takie pojęcie) - to w sensie logicznym to samo co eter.Ale czy z tego wynika, że "eteru" nie ma? Nie wynika. I powyższe o tym mówi - i poniższe.

Oczywiście trzeba na dziś zweryfikować, zmienić i zmodernizować to odwieczne pojęcie - to konieczność. I to z kilku powodów. Choćby z tego, że wspomniane progi gęstości trzeba w tę abstrakcję wprowadzić. Progi jako kolejne etapy "dociskania" elementów oraz ich tworzenie się jako faktów. Ale i progu w znaczeniu generalnym: że istnieje zakres-stan (czy punktowa wartość) w zmianie, do której jest Fizyka - i że od której może pojawić się fizyka. Progowość świata w jego przekształceniach to absolutna konieczność, żeby to wszystko wytłumaczyć. - Tego w pierwotnym pojęciu nie mogło być, ale na dziś to oczywistość. Nawet obserwowana oczywistość.

Przede wszystkim jednak trzeba zmienić postrzeganie eteru w ważnym i chyba najważniejszym elemencie: że przenosi sygnał.Nie - eter, dowolnie już pojęty "eter", w znaczeniu "tło" czy "pole" - to nigdy i nigdzie nie przenosi sygnału, żadnej informacji, żadnej fizycznie dostępnej fali. To nie ten poziom zjawisk.

Jeżeli więc nie sygnał, to co?Element sygnału.

Eter, tło, podprogowy zakres fizyki - ten "upiorny" zakres dziejący się poniżej obserwacji - to buduje element nośny, nie treść. Ta się może przenosić tylko-wyłącznie w poziomie (i powyżej progu).Tło, "eter", to zakres budowania się, komplikowania, kształtowania się ciała elementu (fizycznej jednostki) - to proces "w pionie". A dopiero przesunięcie "w poziomie" takiej rozrosłej już struktury - to daje przekaz, przeniesienie sygnału i treści.

Przecież każda ewolucja, każdy dowolnie ustalony fakt to jednostka w tle. A więc procedura jej tworzenia się biegła tak, że składniki świata wchodzą, składają się - czy są wciskane w taki fakt. Więc po pewnym okresie takiego kwantowania procesu (przecież to odbywa się "porcjami" czegoś) - po pewnym czasie taka konstrukcja nabiera ciała i zauważalnych w środowisku gabarytów, rozpycha się i naciska na to otoczenie. A kiedy "dorośnie", kiedy już osiąga poziom akceptowalny w otoczeniu - dopiero wówczas, dopiero w tym stanie może przenieść do kolejnego punktu treść i jej kod. Tylko tak.

63

Page 64: Kwantologia stosowana 10

Nie ma elementu jako takiego - to nie powstały kiedyś tam, ale na/w każdym kroku zmiany dziejący się dynamicznie fakt.Każdy i dowolnie rejestrowany w otoczeniu (czy w obserwatorze) stan i element, to zmiana w toku - powstaje-ginie, pozyskuje oraz traci jednostki tworzące - to wypadkowa i suma tych cząstkowych procesów, nigdy stałość.Nie ma niczego jako bytu trwałego (czy długo trwałego) w stabilnej i w ściśle określonej postaci, to niemożliwe. Zmienność świata coś takiego wyklucza.Można nie dostrzegać brzegów wyróżnionej zmiany, można mówić, że to powstało dawno - ale to złudzenie obserwatora, ponieważ tenże jest takim ulotnym i chwilowym. Dopiero spojrzenie nakierowane w głębię rzeczywistości wykrywa fizyczne składniki brzegu-tła - albo dopiero nakierowane "w głębię" logiczne spojrzenie wykrywa Fizyczne, już do niczego redukowalne składniki tła. I wówczas wiadomo, że to nie "foton" czy "atom", tylko złożenie; że nie "wszechświat" - tylko "kadr" z filmu.

Dlatego "eter" nie przenosi sygnału, ponieważ do przeniesienia tego potrzeba zakresu fizycznego - wewnętrznego kręgu w ramach tła. Przy czym - co jest tego pochodną - nie ma przenoszenia sygnału dla prędkości większych niż "c". Nie ma, ponieważ elementy, tak po prostu, muszą się zebrać, musi być nacisk-docisk, który je do siebie zbliży - a to trwa. Zanim element nośny się wybuduje i zanim się pokaże w przedziale dostępnym (jakoś dla fizyka dostępnym), upływa ileś "tyknięć" - przecież to nie jest proces natychmiastowy. Stąd graniczna wartość "łączenia", zbiegania się w jednostkę elementów w dzisiejszym wszechświecie - i dlatego ma taką a nie inną wartość.

Co, kolejnym nawiasem, zawsze i w każdym okresie wszechświata jest wartością maksymalną - zbiega się tak szybko, jak może. Ale zarazem to oznacza, po pierwsze - że są wobec takiej prędkości zmiany szybsze, a nawet dużo szybsze - ale po drugie, prędkość "c" ma w historii stan różny. Skoro zmienia się rozkład elementów składowych (ich gęstość), więc zmienia się również "czas" ich zbiegania w jednostkę. To zawsze jest stan maksymalny, ale też zawsze inny.

Ale to dalej oznacza, że istnieje w tle - w tym zmodyfikowanym już eterze, "nacisk", odkształcanie się całej struktury pod działaniem dowolnie już pojętej ewolucji - czegoś w formie skupionej, dowolnie już skupionej. I że to przebiega szybciej, "upiornie" szybko wobec rejestrowanego tu i teraz. Cóż, banalna prawda: zebrać się w sobie, a później na niepodległość wybić (w nadpoziomie), czyli przekroczyć próg fizyki - to nie jest ani łatwo, ani szybko to się dzieje. To jest dużo szybciej od "c", ale na pewno nie dowolnie szybko - to również jest prawdą.I oczywistością.

Otóż taki fakt (każdy fakt; "zbrylenie" większe od jednostki) samym swoim zaistnieniem, wywiera na otoczenie nacisk. I to zawsze.

64

Page 65: Kwantologia stosowana 10

Sam podlega naciskowi otoczenia, to go " tłamsi" po całości, ale też sam odciska się swoimi stanami w środowisku - istnieje, więc się w świecie rozpychając odciska (deformuje otoczenie). Zostawia ślad w postaci "odcisku", ponieważ w tym tle - przypominam - nigdzie nie ma wolnego i pustego miejsca. Dlatego taki fakt (coś po prostu) ciśnie i naciska na znajdujące się obok. I ten nacisk, zupełnie w mechanicznym pojmowaniu, właśnie na zasadzie starożytnego eteru, przenosi się "dalej" - musi. Potrącone przekazuje potrącenie dalej. Oczywiście im bardziej rozbudowana i skomplikowana struktura naciska, tym taki "odcisk" przemieści się w tle bliżej - wszak inne naciski szybko zaburzenie zdeformują swoim odciskaniem się. Jeżeli będzie to małe i maleńkie zdarzenie (budowane z małych elementów, jednak silne naciskiem), to jego "echo" w eterze będzie rozchodziło się daleko i bardzo daleko. Nie nieskończenie daleko, ale jednak na spory dystans.

Podkreślenia również wymaga środek takiego zagęszczania eteru - tła w jego skwantowanej postaci.Po pierwsze dlatego, że jest oczywista granica tego działania: nie można docisnąć bardziej, jak można. Czyli do osobliwości. I to ma odbicie we wzorach, wszystkie stadia pośrednie dochodzenia do tej postaci brzegowej zmiany i odchodzenia od niej, to się w tak budowanym wzorze zawiera. Problem tylko w tym, że to się scala, że sumuje - zbiega w jedność obrazu i rozumienia. I jest interpretacyjny kłopot.

Ale w tej zmianie, toczącej się do osobliwości czy od niej, tam jest realnie mnogość składowych oraz etapów. Jak na zdjęciu, które przez nieuwagę zawiera jednocześnie kilka pokoleń, tak samo i matematyczny wzór, a za nim pojęta fizycznie procedura, to jak najbardziej oddaje prawdę - tylko że skompresowaną. Widać na takim "zdjęciu" płaszczyznę - a to w rzeczywistości wielowymiarowa zmiana rozciągnięta w czasie i przestrzeni. Dlatego nieostra oraz bez brzegów, zawsze z niepewnym, bo tworzącym się stanem chwili "teraz", aktualnym.fizyczna prawda to nie zawsze ostateczna i Fizyczna prawda.

W środku, w dynamicznie pojętym wnętrzu wszechświatowej zmiany (tu: jako środkowy etap wyróżnionych zmian; punkt środkowy odcinka) - w tym momencie dziejów gęstość jest maksymalna, i to w obu zakresach. Czyli tło zapełniło się do maksimum, to stan "chmury kwantów", ale i elementy całej piramidy możliwego zbiegania we wszechświecie już zaistniały - aż po punkt osobliwy. Czyli po jednostkę osobliwości - "czarny dół".Jednostkę, co istotne, jako logiczny konstrukt, jednak liczny zbiór rozmieszczony (pozornie) dowolnie we wnętrzu takiej wszechświatowej i fizycznej struktury. Osobliwość, jako brzeg procesu, to skrajny i logicznie jednostkowy stan - ale realizujący się fizycznie poprzez zbiór takich jednostek ("twarz" jest jedna, ale w zbiorze).

I to w tym szczególnym momencie, kiedy gęstość jest największa - a

65

Page 66: Kwantologia stosowana 10

zarazem ustaje nacisk zewnętrzny i zaczyna się ekspansja - to w tym punktowym stanie, który jest na drugim biegunie logicznego rozkładu gęstości (pierwszy to z nieskończonością w dopełnieniu) - tylko tu może zaistnieć najbardziej rozbudowana i skomplikowana konstrukcja w ewolucji kwantowej: jednostka logiczna. Czyli może zacząć się już pozioma zmiana w formule jednostek logicznych, neuronów. Wcześniej nie było warunków, później nie ma i nigdy nie będzie - w tym tylko punkcie to mogło się stać. I się stało.

A kiedy ewolucja zaistnieje i wypiętrzy się z tła, to swoim bytem i działaniem naciska na otoczenie, odciska się w nim, tworzy "obraz i podobieństwo" swoje. I w kolejnym punkcie może druga - i kolejne takie ewolucje mogą zaistnieć. Dopóki jest tło w odpowiadającym oraz dogodnym zagęszczeniu, dopóki nie ma przerwy większej niż na kwant i jednostkę między elementami powstającymi, dopóty może sygnał się budować (tu w postaci tworzenia nowości neuronalnej). Kiedy gęstość spadnie poniżej poziomu łączności, cóż, doznanie końca ma miejsce. Nie poznanie - doznanie. I już.

Rzeczywistość to "wytrącona" - zagęszczona w kolejnych etapach do stanu obserwowanego fizyczna "treść". Jak w oceanie wytrąca się i opada na dno "osad", tak samo w "oceanie eteru" wytrąca się i opada na "dno", w fizyczność, materialny osad, który eksperymentator na swój sposób definiuje jako "materię", "promieniowanie" - a dalej i głębiej - "komórkę" czy "rozum". Zaistnienie poszczególnych pięter-poziomów tego logicznego zbioru skomplikowania, który posiada konkretne i fizyczne realizacje - to przebiega poprzez wielokrotne zapętlenia zmiany i przechodzenia jej od maksymalnego rozproszenia do maksymalnego zagęszczenia. A gdzieś po drodze - i niejako ubocznie - powstaje właśnie wspomniany i dla obserwatora tak życiowo istotny "osad". Ale to tylko osad - nic więcej.

Zmiana się toczy, zapełnia się lub rozrzedza tło - a lokalnie taki fakt notuje scalony w jednostkowy zbiór ktoś. Proces, jak doskonale widać, banalny i prosty, wszak to chodzi zawsze i tylko o nacisk i zagęszczenie jednostek. Ale miły w ostatecznym rachunku. A nawet niekiedy przyjemny.

Cóż, niech ciśnie i dociska.

66