28

Monitor Polonijny 2006/04

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

Page 1: Monitor Polonijny 2006/04
Page 2: Monitor Polonijny 2006/04

POLSKA „SMOTANKA“- WIEŚCI ZOSTATNIEJ CHWILIAmbasador Zenon Kosiniak-Kamysz został służbowoprzeniesiony do jednegozpaństw arabskich.

Śladem ambasadora wysłaliśmynaszego dziennikarza DarkaWieczorka.

ZbyszekPodleśny podjął

pracę nadworze

królewskimwLondynie.

Naczelna „Monitora” GosiaWojcieszyńska – po praniu- skurczyła się.

Dyrektor Jagodziński po wyjeździezBratysławy zostanie modelką.

Konsul Bilińskiwnajnowszymfasoniekapelusza dladyplomatów.

Prezes Błoński ćwiczy podawanie drinków przed otwarciem nowej siedziby Klubu Polskiego.

Na podstawie RAPopracowaliBolek&Lolek

D O G Ó R Y N O G A M ID O G Ó R Y N O G A M I

Page 3: Monitor Polonijny 2006/04

3

OD REDAKCJIKwiecień-plecień, bo przeplata… I nasze pismo

przypomina trochę taki kwiecień. Aby urozmaicić

Państwu czas spędzany na lekturze „Monitora” i aby

trafić w gusta jak największej ilości Czytelników,

staramy się pisać o wszystkim i dla wszystkich. Wierzy-

my, że interesujące materiały znajdą Państwo,

zarówno Ci starsi, jak i Ci młodsi, również i w tym

numerze. Choć wiosna zdaje się zapomniała o nas

i trudno złapać świeży wiosenny dech, zapewniający

przypływ nowych sił i pomysłów, korzystamy z energii

zyskanej jeszcze podczas ubiegłorocznego lata (ale na

jak długo jeszcze jej starczy?).

Kwiecień to wesoły miesiąc, albowiem rozpoczyna

go prima aprilis. Jak co roku z tej okazji przygotowa-

liśmy dla Państwa trochę zabawy, wierząc, że nasza

primaaprilisowa strona (patrz str. 2.) spowoduje

pojawienie się uśmiechu na Państwa twarzach, co

choć trochę Państwu wiosenne chandry, wywołane

częstymi zmianami pogody. Młodsi czytelnicy znajdą

jak zwykle w swojej rubryce (str. 23.) ciekawe wier-

szyki i primaaprilisowe inspiracje, zaś ich rodzice

mogą zapoznać się z przeglądem najnowszej polskiej

literatury dla dzieci, którą warto poczytać swoim

latoroślom nie tylko po to, aby uczyły się języka przod-

ków, ale i po to, aby zyskały wszechstronną wiedzę

(str. 20.). W tym roku w kwietniu będziemy świętować

Wielkanoc, najważniejsze święto chrześcijan. Tego,

kiedy naprawdę zaczyna się, mogą się Państwo

dowiedzieć na str. 4. Zachęcam też do lektury

wywiadu, tym razem z kontrowersyjnym dziennika-

rzem Bronisławem Wildsteinem, na temat „jego” listy

i nie tylko.

Więcej informacji dotyczących zawartości kwiet-

niowego „Monitora” nie zdradzę, ale wystarczy go

przejrzeć, aby przekonać się, że każdy z Czytelników

znajdzie w nim coś dla siebie, a jeśli przeczyta i to, co

„nie dla niego”, tylko nas ucieszy. mmn

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Pavol Bedroň, Ivana Jur íková, Majka Kadleček,Katarzyna Kosiniak-Kamysz, ks. Jerzy Limanówka, Melania Mal inowska, Danuta Meyza-Marušiaková, DariuszWieczorek , Izabela Wójc ik , • KOREŠPONDENT V REGIÓNE KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados• JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE : Maria Magdalena Nowakowska • GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduel isStehl ik • ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Brat is lava • TLAČ: DesignText • KOREŠPONDENČNÁ ADRESA:Małgorza ta Wojc ieszyńska , 930 41 Kvetos lavov, Te l . /Fax : 031/5602891, mon i to rp@orangemai l . sk• PREDPLATNÉ: Ročné predplatné 300 Sk na konto Tatra banka č.ú. : 2666040059/1100, čís lo zákazníka142515 • REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95 • Redakcia si vyhradzuje právo na redakčné spracovanie ako ajvykracovanie doručených mater iálov, na želanie autora zaručuje anonymitu uverejnených mater iálov a l istov.

VYDÁVA POĽSKÝ KLUB – SPOLOK POLIAKOV A ICH PRIATEĽOV NA SLOVENSKU

REALIZOVANÉ S FINANČNOU PODPOROU MINISTERSTVA KULTÚRY SR - PROGRAM KULTÚRA NÁRODNOSTNÝCH MENŠÍN

SPIS TREŚCIRok wyjątkowej obecności 4

Kiedy zaczyna się Wielkanoc 4

Asociácie Veľkej noci – chocholy a kvety 4

TERAZ POLSKApolskie przysmaki w słowackich sklepach 6

DYPLOMACJA I NIE TYLKO Znów będzieo przyjęciach – tym razem z autopsji… 6

Coraz łatwiej, czyli coraz trudniej… 7

SŁOWACKIE WYDARZENIA I POLSKIE SPOSTRZEŻENIA 7

Z NASZEGO PODWÓRKA 8

Z KRAJU 8

Praca dziennikarzy „od kuchni“ 10

WYWIAD MIESIĄCABronisław Wildstein: „Ja się nie boję łatek,tych już mi w życiu przylepiono bardzo dużo“ 12

Wizyta prezydenta Kaczyńskiego na Słowacji 15MŁODZI W POLSCE SŁUCHAJĄRobert Gawliński 16

NASŁUCHUJEMY 16

KINO-OKOPoľsko-slovenská splupráca v Beskydoch 17

TO WARTO WIEDZIEĆ„Żegota” czyli o tych, którzy nie balisię pomagać ludziom 18

BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKIKsiążki dla naszych dzieci 20

…i po igrzyskach 22

OKIENKO JĘZYKOWEMełł czy mielił? 23

CZYTELNICY OCENIAJĄ 24

OGŁOSZENIA 25

POLSKA OCZAMI SŁOWACKICH DZIENNIKARZYZa hranicami ako doma 26

MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI 27

PIEKARNIK

Ab ovo – czyli od początku 28

KWIECIEŃ 2006

Page 4: Monitor Polonijny 2006/04

MONITOR POLONIJNY4

Ponieważ w podte-kście krył się ważniej-szy problem: kiedy koń-czy się post? Placki i in-ne wiktuały już prze-cież od kilku dni bar-dzo drażniły nozdrzai pusty żołądek.

Świętowanie Wielka-nocy kojarzy się nam

przede wszystkim z uro-czystym śniadaniem, doktórego zasiadało siępo powrocie z rezu-rekcji, czyli mszy św.,odprawianej o świciewielkanocnej niedzieli.Symbolika i czytania tejliturgii nawiązywały doewangelicznego opisu

Kiedy zaczyna sięWielkanoc?P amiętam ze swojego dzieciństwa wielkie dyskusje

w domu rodzinnym na ten temat momenturozpoczęcia świętowania Wielkanocy, a rozwiązanietego dylematu miało bardzo praktyczne konsekwencje.

Moja prvá Veľká noc v Poľsku prišla pár dní po tom,ako som pricestovala plne nabaleným autom do

Varšavy na dlhšiu „službu“. Byt, do ktorého som sa na-sťahovala, bol ešte neosobný, potrebovala som ho neja-ko zútulniť. V kvetinárstve mi padol do oka pestrofa-rebný chochol, tak som si ho kúpila a pichla do kvetiná-ča. Vynímal sa pekne. Vtedy som ešte netušila, že cho-chol – to je vlastne palma na Palmovú nedeľu. Nebolomi síce jasné, prečo Palmová nedeľa, keď na severev Poľsku živé palmy vydržia všetky ročné obdobia aku-rát v skleníkoch a bytoch a jedinou palmou, ktorá vydr-ží aj poľskú zimu pod holým nebom, je umelecké dielosochárky Joanny Rajkowskej – umelá palma na Rondede Gaulla vo Varšave. No, priznávam bez mučenia, žesom musela pátrať po tom, že Palmová nedeľa je sviat-kom na pamiatku príchodu Ježiša Krista do Jeruzalema.Palmová nedeľa je naša Kvetná nedeľa – hoci aj v Poľsku– sa i keď menej – označuje ako Kvetná.

Áno – priznám sa, že kým som prišla do Poľska, takveľkonočné sviatky som vnímala svetsky. Až pobyt voVaršave ma istým spôsobom primal, aby som si doplni-la vedomosti o veciach a súvislostiach, ktoré som akodieťa nedostala (a vlastne to bolo vtedy aj zakázané...)Veľká noc v mojom svetskom ponímaní znamenala premňa príchod jari, jeden deň voľna navyše, množstvonatvrdo uvarených vajíčok, vymýšľanie rôznych spôso-bov zdobenia kraslíc, rodinné návštevy a vianočku.

Rok wyjątkowej obecnościM ija pierwsza rocznica śmierci Jana Pawła II, a wszy-

stkim nam się wydaje, że to było wczoraj. Najpierwrozwiane szaty katolickich hierarchów, uczestników po-grzebu, potem gwałtownie zamknięta wiatrem księgaEwangelii i wreszcie znikająca w drzwiach bazyliki św. Pio-tra trumna z ciałem Wielkiego Papieża. Odszedł fizycznie,ale pozostał w nas i między nami. Może nawet przez swojąśmierć o wiele bliżej.

Akurat w tym pierwszym roku od śmierci naszegoWielkiego Rodaka miałem szczęście być w dwóch miej-scach, gdzie Jego obecność była szczególna. Pierwszemiejsce to Kolonia, gdzie odbywały się Światowe DniMłodych, które ogłosił jeszcze Jan Paweł II. Szczególnewrażenie na uczestnikach robiły dwa olbrzymie portretyJana Pawła II i Benedykta XVI, umieszczone na budynkuna wprost kolońskiej katedry i jednocześnie głównegodworca miasta. Jan Paweł II z portretu-mozaiki, ułożonejz fotografii młodych ludzi, jakby przekazywał swoje dzie-dzictwo nowemu Papieżowi. I w takim duchu toczyło się ca-łe spotkanie w Kolonii. Benedykt XVI zresztą bardzo częs-to odwoływał się do swojego Poprzednika, co było z entuz-jazmem przyjmowane przez zebranych.

Drugim miejscem odwiedzonym przeze mnie był Rzym.Chociaż było to pod koniec lutego, dziesięć miesięcy odśmierci Papieża, dotarcie do Jego grobu wcale nie było pro-ste. Trzeba było swoje odczekać w długiej kolejce. Każdegodnia do grobu Papieża przychodzi od 12 do 15 tys. pielg-rzymów. Do kwietnia 2005 r. podziemia bazyliki św. Piotraodwiedzało kilkaset osób dziennie. Skupienie i przejęcie natwarzy wszystkich, którzy przechodzą przed grobem,świadczą, że nie przyszli tylko po to, by zobaczyć prostyw swojej wymowie nagrobek Polskiego Papieża. O co sięmodlą? O co proszą? To pozostanie tajemnicą serca pielg-rzymów. Tak samo i to, czy ich nadzieje zostały spełnione.Ale jedno jest pewne: wszyscy wierzymy, że Jan Paweł IIsłuży nam dalej tak, jak za swojego pontyfikatu.

KS. JERZY LIMANÓWKA

Asociácie Veľkej noci

Page 5: Monitor Polonijny 2006/04

5KWIECIEŃ 2006

kobiet, które o świcieudały się do grobu, bynamaścić ciało Jezusa.Grób jednak był pusty.Nie mamy świadkówzmartwychwstania ,a tym samym dokład-nego czasu tego wy-darzenia. Dlatego litur-gia rezurekcji podkre-śla radość z odkryciapustego grobu.

Przepisy odnowio-nej liturgii po II Sobo-rze Watykańskim naka-zują, aby główne wiel-kanocne nabożeństwozaczęło się po zacho-dzie słońca z soboty naniedzielę, a zakończyłoprzed jego wschodem.

W tę noc zmartwy-chwstał Jezus. Czytanianowej liturgii przeno-szą akcent z faktu od-krycia pustego grobuna starotestamentowewydarzenia wyjścia Ży-dów z niewoli egip-skiej, a przede wszyst-kim ich przejścia przezMorze Czerwone. Tymsamym liturgia akcen-tuje nie tyle fakt zmart-wychwstania, ale to, ja-kie ma ono znaczeniedla nas. Bo przecieżzmartwychwstanie Je-zusa oznacza dla naswyzwolenie z niewoligrzechu i przejście odśmierci do życia.

W trakcie nabożeńst-wa Wielkiej Soboty poraz pierwszy od środypopielcowej brzmi ra-dosny śpiew „alleluja”,a całość kończy sięuroczystą procesją,a więc - Alleluja! Mamyjuż Wielkanoc!

I tu właśnie było źró-dło naszym rodzin-nych sporów. Dlacze-go w Wielką Sobotę popowrocie z kościoła,gdzie śpiewaliśmy „al-leluja”, mamy jeszczepościć do rana? Fak-tem jest, że w świetleodnowionej liturgii ta-ki post już nie ma sen-su i opór mamy z roku

na rok słabł. A kiedyjuż padł całkowicie, sa-mi stwierdziliśmy, żeprzepisy liturgiczne tojedno, a tradycja todrugie. Pośpieszna ko-lacja po powrociew sobotę, może zaspo-kajała głód, ale jakośtrochę psuła smak po-rannego posiłku. Wiel-kanocne śniadanie maswój urok tylko po so-lidnym poście. Było todla nas odkryciemprawdy, że wartostrzec tradycji, nawetjeśli nie ma już onaoparcia w zmienio-nych zasadach.

KS. JERZY LIMANÓWKA

Ozaj – ktovie prečo vianočka, keď moja mama ju dá-vala na stôl hlavne na Veľkú noc... Tento rok som sadokonca pri porovnávaní zvykov na Slovenskua v Poľsku snažila preložiť slovo „vianočka“ – a vyšlami z toho akurát „wigilijka“ – no a to ma vlastne upo-zornilo na nelogický fakt, že u nás doma bola vianoč-ka hlavne na Veľkú noc, a nie na Vianoce...Jedla sas vajíčkom natvrdo, údeným mäsom a chrenom (a to-to spojenie rozdielnych chutí mojim poľským priate-ľom tiež pripadalo trochu nelogické...)

Veľká noc doma pre mňa znamenala aj nepríjem-né zážitky so šibaním a oblievaním. Uznávam, žedievča musia vyšibať, aby „neoprašivelo“... V každomprípade som sa tešila, že ma vo Veľkonočný ponde-lok nezobudí niektorý z milých rodinných príslušní-kov a neobleje a nezbije ma ešte v posteli... Ozaj – ši-bačka. Dalo mi dosť námahy vysvetliť, že korbáčea šibačka – teda bitie žien pospletanými vŕbovýmiprútmi – nie je nijaký sadizmus, že to je len „dla uro-dy kobiety...“ No na zdesenie Neslovákov, čo sa týkatejto slovenskej tradície, som zvyknutá...

Na Veľkonočný pondelok sa dievčaťu nepatrilo vy-chádzať von z domu – aspoň tak som to ako dieťa vní-mala – a zostalo mi to do dospelosti. No a v Poľsku somsa tešila, že Varšava je veľké mesto, ktoré má viac oby-vateľov než tretina Slovenska, že ma tam nikto nepoznáa moja maličkosť sa na uliciach stratí. Lenže – prítom-

nosť na uliciach v poľských veľkých mestách môže byťnebezpečná. Naozaj. Zvyk oblievania na „lany ponie-działek“ sa udržal síce len trochu a len na vidieku. Tútotradíciu si však zmodifikovali bandy mladých chuligá-nov: napĺňajú igelitové vrecká vodou a hádžu ich na ná-hodných okoloidúcich. Ak ľudia vychádzajú z kostolaalebo nastupujú do električky a zotanú mokrí, je to na-najvýš nepríjemné a môžu skončiť so silným prechlad-nutím – v posledných rokoch nie je zriedkavosťou, žena Veľkú noc sa ešte drží sneh, takže to prechladnutienie je žiadna maličkosť. Horší a nebezpečnejší je ten„vyšší stupeň zábavy“ – mladíci sa zoskupia na nadcho-doch pre chodcov a plné vrecká hádžu na dolu idúceautá... Koľko kolízií a nehôd sa pre to stalo, na to sa minechce ani myslieť... Áno – súhlasím s predstaviteľmiveľkých poľských miest i s políciou: na Veľkonočnýpondelok treba posilniť policajné hliadky, sprísniť tres-ty a každého človeka s igelitovým vreckom naplnenýmvodou preventívne zadržať... Kým však táto novodobátradícia z Varšavy nezmizne, na ulici ma nikto neuvidí!

Veľká noc vo Varšave vo mne vyvoláva asociáciuešte jedného zvyku. Dozvedela som sa, že v Poľsku, aksa ide na návštevu, tak kvety prinesie aj žena. Samasom zažila, že keď ku mne prišla návšteva, tak som do-stala kytičku od ženy. Nie je to síce priamo veľkonoč-ná tradícia, ale mne sa spája práve s týmito sviatkami.Pretože tá prvá Veľká noc v Poľsku bola najintenzív-nejším vstrebávaním a spoznávaním tunajších obyča-jov – nielen tých veľkonočných.

ZUZANA KOHÚTKOVÁ

– chocholy a kvety

Page 6: Monitor Polonijny 2006/04

MONITOR POLONIJNY6

W iadomo, że prawie każ-dy z nas zawsze przy-

wozi z Polski swoje ulubio-ne artykuły spożywcze.Zwłaszcza teraz, przedświętami, które są utożsa-miane z dobrym jedze-niem, mamy ochotę na coś„smacznego i tradycyjniepolskiego”. Mamy dobrą

wiadomość! W ostatnimczasie na rynku słowac-kim zaczęły pojawiać sięróżne polskie produkty.Nie jest ich co prawda wie-le, ale ta „jaskółka” wiosnęczyni. Badanie pod tymwzględem słowackiego ryn-

ku zostało przeprowadzo-ne w kilku większych su-permarketach, które zna-jdują się już chyba w każ-dym mieście i miasteczku.Na naszej liście polskichartykułów spożywczychzostały uwzględnione prze-de wszystkim produktyznanych polskich firm. Nie-które z nich są dostępnew poszczególnych skle-pach okresowo, także trze-ba na nie „polować” jak zadawnych czasów.

OTO NIEKTÓRE PRZYKŁADY:„Tesco” – jogurty i serki„Bacoma” o wielu sma-

kach, soki „Tymbark” –dwa rodzaje, herbatki zioło-we „Vitax” – różne rodzaje;„Hypernova” – soki „Ku-buś” o różnych smakach,czasami polskie żółte sery;„Prima zdroj” – kawa „In-ka”, kilka rodzajów kawy„Mokate”, karmelki „Wa-wel”, żelki owocowe „Ju-trzenka”;

„Rema” – herbata i kawa„Mokate”, herbatki ziołowe„Vitax”;„Jednota” – jogurty i serki„Bacoma” o różnych sma-kach, mrożonki „Hortex” –

mieszanki warzywne, pie-czarki oraz barszcz ukra-iński – wypróbowany w re-

dakcji i przez nią polecany(w przypadku tych produk-tów nie należy zrażać sięopakowaniem z napisamiw cyrlicy);„Billa” – syropy „Łowicz”o kilku smakach, soki„Sonda” o kilku smakach;„Lidl” – kiełbasa krakow-ska, polskie jajka.

Zatem - smacznego! MAJKA KADLEČEK

Czasami przyjęciejest tylko formą uczcze-nia wizyty głowy pań-stwa lub innej ważnejosoby przebywającejw kraju akredytowaniadyplomaty. Wtedy na je-go barki spada obowią-zek godnego podjęciatej osoby u siebie, jeślioczywiście wyraża onataką chęć, a czas i okolicznościna to pozwalają. Jednak zawsze,niezależnie od tego, jak duże jest

przyjęcie i jaką ma for-mę, musi ono być nanajwyższym poziomie.W naszej rezydencjinajczęściej urządzamywieczorne przyjęcia nasiedząco, czyli tzw. obia-dy. Zaczynają się oneokoło godziny 19.00lub 19.30. Goście scho-dzą się i są częstowani

aperitifem – polską lub słowac-ką wódką, sokiem i wodą mine-ralną. Po dłuższej chwili – mniej

więcej pół godziny – przecho-dzimy do stołu, przy którym mo-że zasiąść, niestety, jedynie 12osób (zazdrościmy niektórymambasadorom dużych stołów,powiedzmy na 18 osób, ale z ko-lei przy mniejszym stole rozmo-wa toczy się na jeden temat,podczas gdy w większej grupiezawsze tworzą się podgrupy,rozmawiające na różne tematy,i chyba nie jest już tak przyjem-nie). Kelner podaje przystawkę(pamiętamy: zimna przystawkaprzed zupą) albo zupę i po niejciepłą przystawkę. Potem – da-nie główne.

Dyplomacjai nie tylko

J ednym z wielu zadań dyplomaty jest wydawanie przyjęć. Przy okazjiurządzanych śniadań, koktajli, obiadów i rautów omawia się różne sprawy.

Znów będzie o przyjęciach – tym

„TERAZ POLSKA”Polskie przysmaki w słowackich sklepach

Page 7: Monitor Polonijny 2006/04

7KWIECIEŃ 2006

Na świecie zdarzają się różne rze-czy. I w Polsce, i na Słowacji czy

w Rio de Janeiro. Czasami są śmieszne,trochę nieprawdopodobne i absurdalne.Zwłaszcza na prima aprilis słyszymy o ta-kich wydarzeniach! My w tym roku usły-szeliśmy o jednym.

Nasza historia zaczyna się w pewnymanonimowym mieście. Miasto to było do-syć duże na to, by działała w nim prężniepizzeria. W tymże mieście przypadkowomieszkała moja znajoma i jej mąż, którzyuwielbiają pizzę, a w zwiazku z tym przezostatni rok byli wiernymi klientami owejpizzerii. Mniej więcej kilka razy w mie-siącu, najczęściej w weekendy, kiedy roz-leniwieni oglądali telewizję, zamawialipizzę. Wystarczał krótki telefon, podanienazwiska i w przeciągu godziny pizzawjeżdżala na stół. Któregoś dnia znajomawykręciła znany numer. Jakież było jejzdziwienie, gdy pan w słuchawce ozna-jmił, że niestety na ul. XXX pizzy już niedowożą, bowiem ich rejon kończy sie naplacu XXX, czyli tam, gdzie zaczyna sięulica XXX. Pragnę wspomnieć, że znajo-ma mieszka na ul. XXX 6, także na sa-mym początku, a wejście do jej klatkiznajduje się tuż obok końca rejonu.

Pan z pizzerii był nieubłagany, nie po-mogły nawet argumenty, że koleżankapodejdzie na plac XXX i odbierze pizzę.Finał całej przepychanki był taki, że zna-joma odbyła rozmowę z menadżerem fir-my. Ten, po wysluchaniu długiego mono-logu, łaskawie zgodził się na dostarcze-nie zamówienia.

Na zakończenie można tylko stwier-dzić, że hasło: „Nasz klient – nasz Pan“nie jest znane w owej pizzerii. A przecieżwystarczy tak niewiele, trochę dobrychchęci... Trzeba jeszcze dodać, że na ulot-kach pizzerii nie ma nawet wzmiankio zmianie rejonizacji dostarczania pizzy.

I tak historia się kończy. Pewnie to byłprima aprilis, a całe opisane wydarzenieto taki kawał, żarcik i psota. A może nie?

MELANIA MALINOWSKAMAJKA KADLECEK

Przekonaliśmy się, że słowaccyi nie tylko słowaccy goście bar-dzo lubią typowo polskie dania,toteż często na przystawkę poda-jemy ruskie pierogi, które sąprzecież typowym polskim da-niem! Zupy najczęściej są „mię-dzynarodowe”, np. krem pieczar-kowy, pomidorowa, krem z bro-kułów, z dyni, porów itp. Daniegłówne składa się przeważniez mięsa i dodatków:

ryżu, ziemniaków albo klu-sek (śląskie lub kopytka) orazbukietu warzyw. Czasami po-dajemy na osobnym talerzykusałatkę ze świeżych jarzyn. Na

koniec – deser, raczej też „mię-dzynarodowy”, typu: gruszkiw sosie waniliowym, lody, cza-sem polski sernik z bitą śmie-taną lub polany czekoladą.

Ostatnio podawaliśmy czystopolski obiad, głównie dla sło-wackich przyjaciół. Był więcśledzik w śmietanie, żurekz kiełbasą i jajkiem na twardooraz golonka z chrzanem. Nadeser lukrowane pączki. Możenie było do końca dyplomatycz-nie, ale na pewno smacznie, noi tradycji stało się zadość, bo byłto… tłusty czwartek.

KATARZYNA KOSINIAK-KAMYSZ

Do odwiedzenia ojczyznynie potrzebujemy już paszpor-tów, wkrótce zostaną zlikwi-dowane przejścia graniczne,będziemy mieli tę samą walu-tę, ale równocześnie, wedługprzewoźników, połączenieBratysławy z Warszawą jużdziś jest nierentowne i trzebaje zlikwidować.

Zaczęła PKP; od ubiegłegoroku obie stolice już nie łączypociąg intercity; „Polonia”z Warszawy w czeskim Brze-cławiu zamiast do Bratysławyi Budapesztu skręca do Wied-nia.

Dnia 26 marca Bratysławai Warszawa straciły połączenielotnicze – samolot obsługu-jący tę linię „SkyEurope” po-stanowił przerzucić do Pragi,skąd firma uruchomiła nowepołączenia.

Kolejarze zastanawiają sięnad likwidacją ostatniego już

bezpośredniego połączeniaobu stolic – pociągu wyjeżdża-jącego z obu miast wieczo-rem, aby do drugiego dotrzećnastępnego dnia rano.

Dla drogowców to nie po-wód do przyspieszenia budo-wy dziś dziurawego jak szwaj-carski ser odcinka drogiz Czadcy, przez Zwardoń-Ska-lite, do Bielska; Słowacy po do-budowaniu autostrady z Bra-tysławy do Żyliny w pierwszejkolejności zajmą się drogą bie-gnącą na wschód kraju, doKoszyc i Preszowa. Dla Pola-ków priorytetowa jest drogaszybkiego ruchu z Bielska-Białej do Cieszyna, skąd na po-łudnie Europy dostaną sięprzez Czechy.

Efekt? Wkrótce do Warsza-wy szybciej i taniej będziez Madrytu, Rzymu czy Atenniż z Bratysławy.

DW

„ P R I M A “ W Y D A R Z E N I A„ A P R I L I S O W E “ S P O S T R Z E Ż E N I A

Coraz łatwiej, czyli coraz trudniej…N iestety, w tytule nie ma sprzeczności; z jednej strony podróż ze

Słowacji do Polski (i odwrotnie) jest coraz łatwiejsza, alez drugiej stale się komplikuje.

razem z autopsji…

Page 8: Monitor Polonijny 2006/04

MONITOR POLONIJNY8

W POLSCE pojawiła się ptasiagrypa. Martwe łabędzie, znale-zione w Toruniu, były zarażonewirusem H5N1. „Gazeta Wybor-cza” opublikowała informacje,według których fakt zarażeniaptaków groźnym dla ludzi wiru-sem rząd taił przez 84 godziny.

GRUPA KILKUDZIESIĘCIU GEJÓWzakłóciła planowane wystąpie-nie prezydenta Lecha Kaczyń-

skiego na Uniwersytecie Hum-boldta podczas jego wizytyw Berlinie. Demonstranci wdarlisię na salę, gdzie przebywałprezydent, i zmusili organizato-rów do przerwania spotkania.Rzecznik stowarzyszania nie-mieckich gejów określił Kaczyń-skiego mianem antydemokraty.

NIE MA WOLNYCH MEDIÓW – po-wiedział prezes Prawa i Spra-wiedliwości Jarosław Kaczyński.Proszony o skomentowanie naj-nowszego badania PBS, opub-likowanego przez „Gazetę Wy-borczą”, stwierdził, że sondaże sądosyć często związane z intencja-mi tych, którzy je zamawiają.

PAKT STABILIZACYJNY PiS,„Samoobrony“ i LPR jest po-nownie zagrożony i jeśli sytua-cja się nie ustabilizuje, to parla-ment będzie musiał zostać roz-wiązany – uważa prezes PiSJarosław Kaczyński. Decyzjao tym, czy PiS złoży wnioseko samorozwiązanie Sejmu, mo-że zapaść lada moment.

CENTRALNE BIURO ŚLEDCZE i pro-kuratura we współpracy z policjąhiszpańską rozbiły międzynaro-dową szajkę pedofilów – do za-trzymań doszło w całej Europie.W Polsce, m.in. w Gdańskui Krakowie, zatrzymano 12 osóbpodejrzanych o pedofilię.

ZBIGNIEW ZIOBRO zadba o to, byskazańcy nie siedzieli bezczyn-nie. Przewiduje też, że za czterylata powstaną cztery więzieniaprywatne. Wprowadzenia zmianw przepisach, pozwalających naskierowanie do pracy jak naj-większej liczby więźniów, chceMinisterstwo Sprawedliwości.

ZBIGNIEW NOWAK narodził siępo raz drugi – wydobyto go pokilkudniowej akcji ratowniczejw kopalni „Halemba”. Górnikbył zasypany blisko 111 godzin.W połowie marca skończyl 31lat. Z jego cudownego oalenianajbardziej cieszą się jego żonai córka.

•Z

N

AS

ZE

GO

P

OD

RK

A•

Z

NA

SZ

EG

O

PO

DW

ÓR

KA

Pretekstem do spotkania klubowe-go była chęć przedstawienia projektówimprez kulturalnych, zaplanowanychna ten rok przez nasze stowarzyszenie.O czerwcowym spotkaniu „Kultura góri kultura morza“ oraz wrześniowymwystępie „Kabaretu E…“ z Wiednia po-informowała prezes bratysławskiegoklubu Beata Wojnarowska. Redaktornaczelna „Monitora Polonijnego”wspomniała o planowanym poszuki-waniu naszych rodaków, do którychnasz miesięcznik mógłby docierać.Motywacją takich poszukiwań są cie-kawe nagrody – będą one rozlosowanewśród osób, które dotrą do nowychczytelników (patrz: „Ogłoszenia”).

Na spotkaniu nie zabrakło też am-basadora RP w RS Zenona Kosiniaka-Kamysza, kierownika Wydziału Konsu-

larnego Wojciech Bilińskiego oraz gos-podarza budynku, w którym spotkaniesię odbyło, czyli dyrektora InstytutuPolskiego Zbigniewa Macheja. Goś-ciem specjalnymspotkania Polonii byłjęzykoznawca profe-sor Jerzy Bralczyk –doskonale nam znanyz ekranu TV Polonia.

Jak co roku spotka-nie klubowe przebie-gło w sympatycznej atmosferze, a go-ście mogli raczyć się wypiekami za-przyjaźnionych pań gospodyń.

Ciasta i ciasteczka były naprawdępyszne, toteż co chwilę sięgałam poprzysmaki. Spotkanie było okazją dorozmów z długo niewidzianymi rodaka-mi, choć, jak zauwa-żyłyśmy z moją kole-żanką Ewą, małowśród nas jest mło-dych i nowych ludzina takich spotka-niach. Młodzi Polacysą w Bratysławie napewno, tylko najwy-raźniej nie docierajądo nich informacjeo odbywających się

imprezach. Jak można by do nich do-trzeć? – zastanawiałyśmy się. Chybazawsze potrzebny jest jeden człowiek,tzw. łącznik, który wprowadzi nowąosobę i zapozna z innymi. Potem to jużidzie gładko, bo wszyscy są mili i ot-

warci. Trzeba jednakczuć potrzebę takichkontaktów i nie baćsię. Myślę, że sporagrupa Polaków, niewiedząc o nas – spo-tykających sięw Klubie, pomału

wsiąka w codzienne, słowackie spra-wy. A szkoda, bo naprawdę fajnie jestwyjść po imprezie klubowej, uprzedniowyściskawszy się z rodakami (w ta-jemnicy przemycając pyszne ciastecz-ko w torbie... psst!).

MELANIA MALINOWSKA

Spotkanie Klubu Polskiego Region Bratysława

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IK

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IK

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IKFO

TO: S

TANO

STE

HLIK

Page 9: Monitor Polonijny 2006/04

Prof. Jerzego Bralczyka znamychyba wszyscy z ekranów telewizyj-nych. Jego cotygodniowy program,zatytułowany „Mówi się…”, w którymstara się on przybliżyć przede wszy-stkim Polonusom (ale nie tylko) zawi-łości współczesnego języka polskie-go i odpowiedzieć na często trudnepytania z tego zakresu, nadaje już 10lat TVP „Polonia”. Tym razem mogli-śmy zobaczyć go na żywo. Do Braty-sławy przybył na zaproszenie Insty-tutu Polskiego i polonistów z KatedryFilologii Słowiańskich UniwersytetuKomeńskiego. Był tu po raz pierwszyw życiu, ale, jak stwierdził, nie po razostatni. Miasto bowiem, pomimobrzydkiej pogody i silnego wiatru, bar-dzo się profesorowi podobało. Ponie-waż nie zdążył obejrzeć wszystkichbratysławskich ciekawostek, wierzy-

my, że obietnicę swojej ponownej wi-zyty wkrótce spełni.

Studenci polonistyki, dla których13.03. 2006 r. przeprowadził nie-zwykle interesujący wykład o zróżni-cowaniu współczesnej polszczyzny,byli wprost zachwyceni jego bezpo-średniością, bezpretensjonalnością,a przede wszystkim lekkością i jas-nością przekazu. Tego samego dniamożność porozmawiania z tak znako-mitym gościem mieli członkowieKlubu Polskiego Region Bratysławai ich przyjaciele, którzy zgromadzilisię w Instytucie Polskim na corocz-nym spotkaniu ponoworocznym.O poglądach profesora na zmiany za-chodzące w języku polskim i jegojęzykowej ocenie rzeczywistości prze-czytacie Państwo w majowym nu-merze „Monitora”. mmn

„I niewielka zabawamoże być bardzo udana!“Na jednym z grudniowych spotkań naszego klubu

w Trenczynie powstał pomysł, by po raz pierwszyzorganizować sobie karnawałowo-fasziangową zabawęz udziałem naszych rodzin oraz słowackich przyjaciół, któ-rzy regularnie uczestniczą w akcjach Klubu Polskiego.W Centrum Kultury, gdzie już drugi rok wynajmujemy po-mieszczenia na spotkania klubowe, mogliśmy wykorzystaćdużą, piękną salę oraz kuchenkę na przygotowanie poczę-stunku. Umówiliśmy się, że każdy przyniesie ze sobą napo-je, które lubi, oraz kanapki lub upieczone ciasta. W organi-zacji bardzo nam pomogła nasza przyjaciółka IvetkaMatejková, kierowniczka Centrum Kultury, która zadbałao wystrój sali oraz muzykę.

Zaprosiliśmy też naszych przyjaciół z Dubnicy i Poważ-skiej Bystrzycy, ale w końcu bawiliśmy się sami. W ostat-nią karnawałową sobotę, w gronie trzydziestu kilku osób,przy wspaniałej muzyce na żywo, zastawionych stołach,z gitarą i polską piosenką tańczyli wszyscy bez wyjątku –zarówno najmłodsza 5-letnia Katka, jak i nasi siedemdzie-sięciolatkowie. Nasi słowaccy przyjaciele śpiewali z nami„Góralu, czy ci nie żal“, my – znane słowackie piosenki.Dzięki tej właśnie zabawie przybyło do grona naszego miej-scowego koła czterech nowych członków. Atmosfera zaba-wy zachwyciła wszystkich uczestników, więc postanowili-śmy, że stanie się kolejną tradycyjną imprezą KlubuPolskiego w Trenczynie. Choć następny karnawał daleko,już dziś serdecznie zapraszamy!

RENATA STRAKOVÁ,Klub Polski Region Środkowe Poważe, koło Trenczyn

9KWIECIEŃ 2006

TOMASZ SIKORA i Justyna Ko-walczyk, to dwoje członkówpolskiej reprezentacji olimpij-skiej, którzy jako jedyni zdoby-li medale na zimowych igrzys-kach olimpijskich w Turynie.

ANDRZEJ WAJDA, jeden z naj-wybitniejszych polskich reży-serów filmowych i teatral-nych, symbol polskiego kina,6 marca skończył 80 lat.

POLSKIE DZIECI nie będą jużgłodować! Premier KazimierzMarcinkiewicz razem z „Fak-tem” zapowiada zdecydowa-ną walkę z niedożywieniemdzieci. Szef rządu ma 600 mi-

lionów złotych na ciepłe posił-ki dla nich. „Uporamy sięz tym wstydliwym proble-mem” – przyrzekł premier.Według danych EUROSTATU6,5% polskich dzieci żyjew skrajnej biedzie.

W WARSZAWSKIM SZPITALUzmarła gwiazda polskiej est-rady Hanka Bielicka, mistrzy-ni monologów mówionychnajpiękniejszą chrypką świa-ta. W listopadzie ubiegłegoroku skończyła 90 lat

„KOMORNIK” w reżyseriiFeliksa Falka otrzymał „Orła2006” w kategorii najlepszy

film oraz w pięciu innych ka-tegoriach – w tym za najlep-szą reżyserię, najlepszą głów-ną rolę męską (AndrzejChyra) i najlepszą główną ro-lę żeńską (Kinga Preis) – a ta-kże nagrodę publiczności.Ceremonia wręczenia nagródPolskiej Akademii Filmowejodbyła się w warszawskimTeatrze Narodowym. „Komor-nik” triumfował także w kate-goriach: najlepszy scenariusz(Grzegorz Łoszewski) i naj-lepsza scenografia (AnnaWunderlich).

W POBLIŻU Międzynarodo-wych Targów Katowickich,

gdzie w końcu stycznia podgruzami hali wystawowej zgi-nęło 65 osób, powstaniesymboliczne miejsce, upamię-tniające ofiary tej katastrofy.Z inicjatywą jego stworzeniawystąpiło Bractwo Artystycz-ne Związku Górnośląskiego.

NAJSTARSZY MIESZKANIECDolnego Śląska i prawdopo-dobnie najstarszy Polak – Pa-weł Parniak – skończył 116lat. Dostojny jubilat mieszkaz 59-letnim wnukiem i jegorodziną w małej miejscowościWolibórz koło Nowej Rudy.

ZUZANA KOHUTKOVÁ,Warszawa

Prof. Jerzy Bralczykw Bratysławie

FOTO

: MAR

IA N

OWAK

OWSK

A

Page 10: Monitor Polonijny 2006/04

MONITOR POLONIJNY10

Dlaczego dziennikarstwo?Do rozmowy o pracy dziennikarskiej „od

kuchni” udało mi się namówić Darka Wie-czorka – korespondenta Polskiej AgencjiPrasowej na Słowacji i Andrzeja Jagodziń-skiego – byłego korespondenta Gazety Wy-borczej w Czechosłowacji, obecnie dyrektoraFunduszu Wyszehradzkiego, którego siedzi-ba jest w Bratysławie. Oboje zdecydowali sięna wyjazd z kraju, ponieważ Czechy i Sło-wacja są krajami bliskimi ich sercu. „Uwa-żałem, że najlepiej jest dobrze poznać swoichsąsiadów” – opowiada Darek Wieczorek.„Zawsze lubiłem Czechów i Słowaków, alekiedy zacząłem nawiązywać kontakty z mie-szkańcami tego kraju, odwiedzać ich, ta miło-ść się pogłębiała” – dodaje. Andrzej Jago-dziński studiował slawistykę i pokochał litera-turę czeską i słowacką. „Moje kontakty z lu-dźmi z tego kraju nawiązałem właśnie dziękiliteraturze” – wspomina. „Byłem częstym go-ściem Dany i Jiřiego Nemców, którzy mieliwspaniały księgozbiór, wtedy jeszcze nie wie-działem, że obcuję z działaczami opozycji,którzy znaleźli się na indeksie” – dodaje.

Darek dzięki częstym wyjazdom do Cze-chosłowacji jako opiekun grup studenckichnauczył się czeskiego. Po studiach socjolo-gicznych podjął pracę w PAP i rozpoczął dzien-nikarskie studia podyplomowe. „Zawsze in-teresowali mnie ludzie, stosunki międzyludz-kie” – wyjaśnia. Początkowo pracował w dzia-le ekonomicznym PAP, później awansowałi został sekretarzem redakcji. W roku 1997,kiedy na Słowacji pełniącym obowiązki pre-zydenta został Vladimír Mečiar, agencja pra-sowa uznała, że powinna mieć swojego ko-respondenta w tym kraju. „Przyjechałemsam, bez żony, żeby się zorientować, jakwygląda tutaj życie. Później, po kilku mie-siącach podjęliśmy decyzję, że dołączy domnie małżonka” – wspomina mój rozmówca.

Andrzej Jagodziński nie widział siebiew roli dziennikarza, choć przez rok studiowałdziennikarstwo podypolomowe. Dopiero po-wstanie Gazety Wyoborczej spowodowało,że był coraz bliżej wydarzeń opisywanychw nowym, niezależnym dzienniku. „Pierwszynumer Gazety Wyborczej wyszedł 8 maja1989 r., a 16 maja zwolnili Havla z więzienia”

– wspomina Jagodziński. „Zadzwonił domnie przyjaciel, szef działu zagranicznegoGazety, z prośbą o przeprowadzenie wywia-du z Havlem” – opisuje. „Później propozycjiwspółpracy było coraz więcej i wkrótce całedni spędzałem w redakcji, aż zostałem jejpracownikiem”. Kolejne wydarzenia listopa-dowe z roku 1989 spowodowały, że zacząłkursować między Warszawą, Pragą a Bra-tysławą, a w 1991 roku wyjechał do Pragi ja-ko korespondent Gazety. „To były fascynu-jące czasy – człowiek był świadkiem przemi-an politycznych. Musiałem jedynie zna-leźć odpowiedni klucz, by polskiemu czytelni-kowi przybliżyć czeskie i słowackie realia,a przy tym nie obciążać go zbędnymi infor-macjami” – wyjaśnia. „Byłem amatorem, alemyślę, że udało mi się nauczyć paru chwy-tów dziennikarskich, a moim atutem byłykontakty z najważniejszymi ludźmi, którzywtedy decydowali o biegu historii, do którychw każdej chwili mogłem zadzwonić i popro-sić ich o komentarz aktualnych zdarzeń”.

StresZarówno Andrzej Jagodziński, jak i Darek

Wieczorek zwracająuwagę na to, że z ichpracą wiąże się stres.„Wiadomość agencyj-na to wiadomość błys-kawiczna” – opisujeWieczorek. W jego do-mu przez cały dzień sąwłączone radio, tele-wizja TA3, na bieżącodokonuje przeglądu in-formacji agencyjnych.W takiej pracy nie madnia wolnego, ponie-

waż w każdej chwili może się coś zdarzyć.„To podobnie jak z pracą strażaka: może muktoś zarzucać, że siedzi i nic nie robi, ale onczeka na informację o pożarze, by móc na-tychmiast zareagować” – mówi. „Ja czekamna wydarzenia, by móc je opisać”. Na mojepytanie, czy przeżył wiele „pożarów” związa-nych z wydarzeniami na Słowacji, odpowia-da: „Wiele rzeczy da się przewidzieć. Kulturapolityczna na Słowacji jest wyższa niżw Posce, a więc, wydaje mi się, że tu nie do-szłoby do sytuacji, podobnej tej ostatniejw Polsce, kiedy to obywatele do ostatniejchwili czekali przed telewizorami na orę-dzie prezydenta Kaczyńskiego, który miałogłosić, czy rozwiązuje parlament, czy nie”.Z drugiej strony mój rozmówca wspominawydarzenia związane z chorobą prezydentaSchustera, o ktorej dowiedział się nieocze-kiwanie podczas pobytu w Polsce. „Musia-łem relacjonować ten dramat z kraju, ko-rzystając z moich informatorów i różnychźródeł” – opisuje.

Czasami to, co się dzieje na Słowacji, ka-że całkowicie podporządkować życie Darkai jego najbliższych jego pracy. „Pamiętam,

Praca dziennikarzy „od kuchni“Donapisania tego artykułu zainspirowały mnie wypowiedzi jednego

z polskich dziennikarzy pracujących na Słowacji. Tenżedziennikarz kiedyś opowiadał mi, jak często jego życie jestpodporządkowane pracy, w której liczy się czas i dyspozycyjność, coodczuwają na własnej skórze on i jego rodzina, ba, nawet pies,z którym czasami nie zdąrzy wyjść na spacer, ponieważ, kiedyzadzwoni telefon, musi biec do pracy. Liczą się bowiem świeżeinformacje na już, na teraz – natychmiast!

Page 11: Monitor Polonijny 2006/04

jak w którąś sobotę miałem jechać z małżon-ką do Nitry, gdzie ona wtedy uczyła dziecijęzyka polskiego. Tam odbywała się dużauroczystość w obecności ówczesnego ama-basadora i innych gości honorowych.Niestety, kiedy wsiedliśmy do samochodu,okazało się, że w Bratysławie podczas poka-zów lotniczych spadł samolot – ja wróciłemdo pracy, a żonie załatwiłem transport za-stępczy” – wspomina.

Andrzej Jagodziński również wskazuje naczas, który w pracy dziennikarza jest naj-bardziej stresującym czynnikiem. „Gazetajest zamykana o określonej godzinie, do tegoczasu należy dostarczyć materiały i wtedyczęsto rodzi się dylemat, czy zostać do koń-ca na jakimś wiecu czy spotkaniu, co pisać,co się może jeszcze wydarzyć? – opowiadaJagodziński. „A trzeba pamiętać, że w tam-tych czasach, kiedy pracowałem jako kores-pondent, jeszcze nie było telefonów komór-kowych ani internetowych łączy!” – dodaje.Jednakże pozycja Jagodzińskiego w Pradzedawała mu pewien komfort czasowy. „Byłemna przykład obecny 9 grudnia 1989 r. w no-cy na poufnym spotkaniu Forum Obywa-telskiego, na którym przedstawiono składnowego rządu czechosłowackiego, który na-stępnego dnia w południe miał być zaprzy-siężony. Ponieważ byłem bezpośrednimświadkiem tych wydarzeń i udało mi się na-grać parę wywiadów z przyszłymi ministra-mi, miałem czasowe wyprzedzenie” – wspo-mina.

GafyKażdemu dziennikarzowi przytrafiły się

sytuacje, które przyspożyły mu kłopotówi czasami spędzały sen z powiek. Przeciętnyczytelnik, przeglądając prasę, nawet nie zda-je sobie sprawy, jaka odpowiedzialność ciążyna dziennikarzach i ile za tym kryje się pracy,dylematów i w pośpiechu podejmowanychdecyzji. Andrzej Jagodziński wspomina, jakienieprzyjemności spowodowało użycie przezniego w artykule czeskiej nazwy miastaCzeski Cieszyn, co wydawać by się mogłobłahostką. „Wśród czytelników Gazety przeztrzy miesiące trwała polemika, w której za-rzucano mi, że nie znam historii i jak mogłemsobie pozwolić, by w polskim dzienniku napi-sać Česky Tešin, skoro Polacy mają swojąnazwę”. Relacjoniowanie wydarzeń z danego

kraju, wybieranie takich, a nie innych infor-macji zawsze budzi emocje wśród osób, któ-rych dany materiał dotyczy. „Moje artykułypowodowały czasami burze wśród czytelni-ków, z jednej strony zarzucano mi, że jestemczechofilem albo słowakofilem, a z drugiejstrony władze Czechosłowacji oskarżałymnie, że jestem przeciwko nim, co nawetprzeradzało się w protesty” – wspominaJagodziński.

Darek Wieczorek o swoich pierwszychkrokach w pracy dziennikarskiej mówi jakoo szkole życia. „Nie zdawałem sobie sprawy,jaką wagę i konsekwencje ma moja praca.Pamiętam, jak na początku lat 90-tych, kiedyzatrudniono mnie w PAP, usłyszałem, że ma-ją podrożeć dolary, więc napisałem o tym” –wspomina. „Okazało się, że ta wiadomośćspowodowała oblężenie wszystkich kanto-rów, a moją notatkę opublikowało czterechdziennikarzy. No cóż, skończyło się na naga-nie”.

Również praca na polu słowacko-polskim,a szczególnie podobieństwo obu językówprzyniosły Darkowi pewne niespodzianki.„Wstydzę się tego incydentu, ale, pewnie jakwiększość z nas, Polaków, przebywającychna Słowacji, wpadłem w pułapkę językową,bo wydwało mi się, że znam język słowacki”– wspomina Darek. „Mylna informacja, którąprzygotowałem, dotyczyła jednostki słowac-kich wojsk, która na podstawie decyzji władzmiała wyjechać do Iraku czy do Afganistanu.Chodziło o ženistov, a ja z saperów zrobiłemjednoskę żeńską”.

Czysta kasetaJednym z największych nieszczęść, jakie

mogą się przytrafić dziennikarzom, jest sytu-acja, kiedy wywiad z przyczyn technicznychnie zostanie nagrany na kasetę. Jak sobiez tym radzą? Darek Wieczorek wspominaspotkanie dziennikarzy z prezydentem Kwaś-niewskim, które było poświęcone tematycegospodarczej. Wówczas to posłuszeńst-wa odmówił mu jego dyktafon, o czymprzekonał się dopiero po konferencji.„Na spotkanie w Warszawie zostali za-proszeni dziennikarze regionalni, jazostałem wysłany z redakcji PAP ja-ko jedyny wtedy dziennikarzz Warszawy” – wspomina mójrozmówca. „Gdyby na spot-

kaniu byli dziennikarze warszawscy, mógł-bym poprosić ich o pomoc, bo w świecie me-diów panuje solidarność, ale ci obecni nakonferencji rozjechali się do swoich miast.Musiałem więc bazować na notatkach i swo-jej pamięci. Po opublikowaniu materiałujeszcze przez tydzień czekałem na ewentual-ne reakcje z Pałacu Prezydenckiego. Naszczęście okazało się, że pamięć mnie nie za-wiodła, a materiał, który opracowałem, byłzgodny z prawdą”.

Innym razem cytował wypowiedź jednegoz senatorów, który twierdził, że udało mu sięwywalczyć umorzenie części długów Polskiwzględem Japonii. „Po publikacji materiałuów senator zaprzeczył jakoby coś takiego po-wiedział i żądał zwolnienia mnie z redakcji”–opisuje Darek. „Ponieważ tej wypowiedzi nienagrałem, zacząłem poważnie obawiać się,że może stać się to najgorsze: że wylecę z re-dakcji i nigdzie nie znajdę pracy”. Koledzydziennikarze podpowiedzieli mu wtedy, żewszystkie posiedzenia senackiej komisji sąnagrywne. „Ta informacja poskutkowała i se-nator spuścił z tonu. Mało tego, potem oka-zało się, że po opublikowaniu mojego mate-riału naprawdę doszło do umorzenia częścidługów, a więc bieg wydarzeń zmienił sięo 180 stopni” – wspomina Wieczorek.

Andrzej Jagodziński, jeszcze zanim roz-począł pracę dziennikarską, dwa razy nawłasnej skórze przekonał się, jakie figle mo-że płatać sprzęt techniczny. „W połowie lat80-tych przygotowywałem książkę, w którejprzedstawiałem rozmowy z czeskimi pisa-

GRUDZIEŃ 2005

FOTO

: MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

Page 12: Monitor Polonijny 2006/04

12

Ponad rok temu opubliko-wał Pan listę osób, które znala-zły się w spisach SB. DlaczegoPan to zrobił?

Nie opublikowałem listy, ale wy-dobyłem katalog osobowy Insty-tutu Pamięci Narodowej i przeka-załem go dziennikarzom. Dlacze-go to zrobiłem? Ponieważ wtedytrwała walka o to, czy tę listę za-mknąć przed dziennikarzami,a jednym z argumentów, przema-wiających za tym rozwiązaniem,było to, że dziennikarze tym sięnie interesowali. I to była prawda,zainteresowanie było niewielkie,wtedy wręcz nie wypadało się tyminteresować. Chodziło mi o to, byzwrócić uwagę dziennikarzy naten problem i ten cel osiągnąłem.

Pomogło to wyjaśnić prze-szłość komunistyczną?

Nie należy tego przeceniać. Tospowodowało większe zaintereso-wanie.

Na tej liście widnieją na-zwiska i współpracowni-ków, i tych, którzy niewspółpracowali z SB.

Wśród 170 tysięcy nazwisk jestkilka procent osób, które współ-pracownikami nie były. Reszta tobyli współpracownicy, funkcjona-riusze reżimu, tajni współpracow-nicy, partyjni i ludzie, odnośniektórych podjęto decyzje, że współ-pracownikami mogliby zostać, alez jakichś powodów tak się nie sta-

ło. Ja od początku mówiłem, żenie można tego traktować jakolisty współpracowników i dla-tego nie opublikowałem jejw Internecie.

Skąd więc takie zamieszanie?„Gazety Wyborcza” opublikowa-

ła artykuł z dużym nagłówkiem„Lista ubecka“. A ja przecież wcze-śniej tłumaczyłem, co to za lista! Ciludzie, którzy się na niej znaleźli,a których spotykam, w ogromnejmierze nie mają do mnie pretensji.

Spodziewał się Pan, że toprzyniesie Panu taki rozgłos?

Przyznam się szczerze, że nie.To nie najlepiej świadczy o moichzdolnościach analityka polityczne-go. Cóż ja takiego zrobiłem?Wziąłem katalog w czytelni IPNi zapytałem pracowników, czywolno mi go skopiować. Otrzyma-łem odpowiedź, że wolno przepi-sywać. De facto ja tylko użyłem in-nego sposobu przepisywania.

Mógł to zrobić ktoś inny?Oczywiście! Mam kłopoty z wy-

tłumaczeniem dziennikarzom za-chodnim, co takiego właściwie sięstało. Ja pokazałem jawny katalogswoim kolegom dziennikarzom!Przypuszczałem, że będzie jakiśszum wokół tego, ponieważ znamsiłę środowisk antylustracyjnych

Na zaproszenie Instytutu Polskiego Bratysławę odwiedził Broni-sław Wildstein – dziennikarz, którego nazwisko w ubiegłym

roku odmieniano przez przypadki wiele razy za sprawą publikacji tzw.listy Wildsteina. Udało nam się z nim porozmawiać o lustracjii o obecnej sytuacji politycznej w Polsce.

Bronisław Wildstein:„Nie boję się łatek, tych już miw życiu przylepiono bardzo dużo“

12 MONITOR POLONIJNY 12

WYWIAD MIESIĄCA

rzami emigracyjnymi” – opisuje. „Po rozmo-wie z Karelem Krylem okazało się, że nic sięnie nagrało. Na szczęście przebywałem wte-dy dłużej w Monachium i wywiad mogliśmypowtórzyć, ale to już była zupełnie inna roz-mowa” – ocenia Jagodziński. Drugi przypa-dek dotyczył rozmowy z Karelem Hviždialą.„Te sytaucje nauczyły mnie, że potem za-wsze nagrywałem moje wywiady na dwóchsprzętach – w razie czego” – dodaje.

Mieć wpływ na wydarzeniaO dziennikarzach mówi się, że są czwar-

tą władzą. Ich praca ma wpływ na opiniępubliczną, a nierzadko i na bieg wydarzeń.Darek Wieczorek wspomina, jak kilka lat te-mu na podstawie oficjalnego pisma od sło-wackich władz wysłał do Polski informację,dotyczącą konieczności posiadania odpo-wiednich, podniesionych wtedy taks dolaro-wych na wjazd do Słowacji. „Ta wiadomośćwywołała rozruch nie tylko wśród polskichturystów” – opowiada. „Spowodowała teżto, że od razu odezwali się do mnie z amba-sady słowackiej z Warszawy. Jej pracowni-cy pospieszyli z uściśleniami, że wpro-wadzana nowa taksa dotyczy głównieUkraińców, a nie Polaków. Być może,gdyby nie mój materiał, kontrole Polakówna granicy spwodowałyby spadek zain-tereswoania Słowacją?” – zastanawia sięmój rozmówca.

Andrzej Jagodziński przyznaje, że pracadziennikarza jest bardzo odpowiedzialna,ale nie jest pewnien, czy właśnie on – ko-respondent z Pragi kształtował rzeczywisto-ść. „Ja tylko relacjonowałem wydarzeniaz Czechosłowacji” – twierdzi. I choć już niepracuje w tym fachu, czasami rodzą sięw jego głowie pomysły napisania różnychartykułów. „Najczęściej są to tylko pomysły,na których realizację brak czasu” – wyja-śnia. „Fajnie jest mieć świadomość, że to,co człowiek napisze, kszatłtuje światopog-ląd czytelnika, ale to wymaga ogromnej od-powiedzialności! Niedawno przeglądałemw archiwum Gazety Wyborczej swoje teks-ty sprzed kilkunastu lat i doszedłem downiosku, że dziś bym to napisał inaczej.Ależ ja byłem wtedy emocjonalistą!” – oce-nia. Dla niego dziennikarstwo to zamkniętyrozdział życia.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

Page 13: Monitor Polonijny 2006/04

13

w Polsce, z których najsilniejszymjest „Gazeta Wyborcza”. Ale nieprzypuszczałem, że walka będzieaż tak ostra. To był ostatni bój o za-blokowanie lustracji.

Czuje się Pan usatysfak-cjonowany takim biegiemwydarzeń? Przyniosło to Pa-nu rozgłos.

Ja tego rozgłosu nie kocham.Śmiem twierdzić, że jako dzienni-karz byłem w Polsce trochę znany,napisałem osiem książek, dostałemileś nagród za nie, więc jeżeli mniekojarzy się z tą listą, to jest to dlamnie balast, a nie, jak się wydaje,sukces. Na takim sukcesie mimniej zależy.

Spowodowało to dalsze kon-sekwencje, wyrzucono Panaz pracy.

Tego się nie spodziewałem, conie znaczy, że nie opublikowałbymlisty, gdybym wiedział, że spowo-

duje to to, co się stało. Zrobiłbymto tym bardziej!

Czym wytłumaczono wyrzu-cenie Pana z pracy?

Mój szef ponad miesiąc od pu-blikacji listy otworzył debatę na jejtemat. Ja napisałem swój teksto tym problemie, on napisał swójtekst, w którym wyraził pełne za-ufanie do mnie. Tekst ukazał sięw poniedziałek i w tenże ponie-działek zostałem wylany z pracy.Widocznie w nocy szef stracił domnie zaufanie. Mogę domniemy-wać, że coś się stało.

Co się mogło stać?Wiadomo co, był telefon! Ja do-

mniemywam, że nacisk był z pre-zydenckiego ośrodka, bo zaczęłasię gra dotycząca prywatyzacji„Rzeczpospolitej“. Jako wyjaśnie-nie usłyszałem od szefa, że się za-chowałem jak polityk. Z tego po-wodu wytoczyłem „Rzeczpospo-

litej“ proces. Nie dlatego, że mniewyrzucono z pracy, bo szef możepodjąć taką decyzję, ale nie maprawa podawać fałszywych po-wodów, które mi uwłaczają.„Rzeczpospolita“ poszła na ugodęi zostały spełnione wszystkie mo-je oczekiwania.

Co Pan sądzi na temat lust-racji dziennikarzy? Należy sięspodziewać jakiś niespodzia-nek?

Myślę, że będą olbrzymie nie-spodzianki, a dla niektórych„spodzianki“.

Pan coś wie?Tak, ale nie będę mówił. Przej-

rzałem trochę dokumentów i mamdaleko idące podejrzenia, ale niemam pewności.

Czy po 17 latach od upadkukomunizmu ludzie nadal chcąwiedzieć, co się wtedy działo?

Jak najbardziej. Badania to po-twierdzają. Większość jest za deko-munizacją. Nawet ci, którzy głosująna SLD, co jest paradoksalne. I cociekawe, zainteresowani są nawetmłodzi ludzie.

Często używał Pan hasła „IVRzeczpospolita“, którym po-sługują się też bracia Kaczyń-scy. Czy to przypadkowazbieżność?

Nie byłem pierwszy, który użyłtego hasła. To hasło było odpowie-dzią na to, co działo się za kulisamipaństwa prawa, demokracji i gos-podarki rynkowej w Polsce, odpo-wiedzią na ujawnioną aferę Rywinai inne wydarzenia. Głębia zepsuciaw naszym kraju pokazała, że trzebazrobić nowy projekt państwa. I to,co robi Prawo i Sprawiedliwośćw dziedzinie odbudowy państwa,mnie się podoba. Może mniej mi siępodoba podejście tej partii do gos-podarki. Tu bardziej skłaniam się

FOTO

: PAV

OL F

UNTA

L

Page 14: Monitor Polonijny 2006/04

do prorynkowej polityki gospo-darczej Platformy Obywatelskiej.

Co to jest „IV Rzeczpos-polita“?

To państwo uczciwe, a ja chcępaństwa uczciwego!

Czyli, żeby osiągnąć cel –stworzyć IV Rzeczpospolitą,należy spodziewać się kolej-nych czystek?

Jakich czystek? Ja tych czysteknie widzę! Ja tęsknię za nimi!

A odwołanie dziesięciuambasadorów?

Za mało! Powinno się ich odwo-łać dużo więcej. Te czystki powin-ny być głębsze i większe. Ogromnaliczba naszych dyplomatów to ab-solwenci moskiewskiej szkoły kadr,co mnie niepokoi. To nie znaczy, żekażdy absolwent tej szkoły jest dowyrzucenia, ale najgorsze są układy,kiedy ci ludzie nawzajem walcząo swój kolektywny interes, który,moim zdaniem, nie zawsze jestzgodny z interesami Polski.

Czy te czystki nie będą słu-żyły temu, by bracia Kaczyń-scy osiągnęli pełnię władzyi wprowadzili wszędzie, gdziesię da, swoich ludzi?

Zawsze tak jest, że na miejsceusuniętych wprowadza się no-wych ludzi. Przez całą III Rzecz-pospolitą mniej więcej byli ci sa-mi ludzie, więc może przyda sięnam trochę zmiany? Z tą pełniąwładzy Kaczyńskich to jakaś mis-tyfikacja. Co za pełnia władzy,skoro jest rząd mniejszościowy?

Ale przecież trzy głównefunkcje w państwie obsadzi-ło właśnie PiS.

Jakie funkcje?

Prezydenta, premiera i prze-wodniczącego parlamentu.Czy to mało?

Ale przecież to są tytularne funk-cje! To jest gra słów! A cóż takiegoma do zrobienia marszałek Sejmu?A jaką władzę ma prezydent?

No to co może być więcej po-za tymi funkcjami?

Ja bym się zastanawiał, czyszef Trybunału Konstytucyj-nego nie ma większej władzy.Nie przesadzajmy! W USA gło-wą rządu jest prezydent i kiedyobejmuje swój urząd, jego lu-dzie przejmują stanowiska. Czyto oznacza, że w Stanach Zjed-noczonych jest dyktatura? Pra-wo i Sprawiedliwość ma za ma-ło władzy! Ja chcę, żeby rządw Polsce miał realną władzę.Jeśli źle będzie rządził, to się gowymieni po czterech latach.Poprzedni rząd SLD miał prezy-denta, premiera i poparcie me-diów.

A Kaczyńscy nie będą mielipoparcia mediów?

Nie, teraz mają przeciwko so-bie zmasowaną, często niespra-wiedliwą krytykę mediów. Dzien-nikarze są generalnie niechętniwobec konserwatystów.

Nie zasłużyli sobie na toczymś?

A czym? Oni są oskarżanio przyszłość.

Zarzuca się im pazerno-ść na władzę.

To jest śmieszne, polityk idziedo władzy po to, żeby ją spra-wować.

Nie obawia się Pan rady-kalizmu PiS?

A na czym polega ten radyka-lizm PiS? Trzeba rozróżnić popu-listów, którzy rzucają tylko hasła,żądają i nie przedstawiają kon-kretów, jak Lepper w Polsce czyna Słowacji Mečiar. Kaczyńskimówi, co należy zrobić.

A zmiany w Krajowej Ra-dzie Radiofonii i Telewizjinie niepokoją Pana jakodziennikarza?

Ta poprzednia KRRiT była fa-talna! Teraz Radę tworzy pięciuczłonków, mianowanych przezSejm, prezydenta i Senat.

Dlaczego media boją sięzmian?

Kiedyś media siedziały ci-chutko, bały się, nie poruszałykłopotliwych tematów.

Ale afera Rywina wyszła najaw właśnie dzięki mediom.

Tak, ale „Gazeta Wyborcza“opublikowała to dopiero po półroku, choć i tak wszyscy o tymwiedzieli, ale nikt nie miał od-wagi o tym napisać.

Ale znaleźli się odważni.To nie byli odważni. Znaleźli

się ci, którzy uznali, że ta sytu-acja im zagraża. Wracając doKrajowej Rady, uważam, że stra-szy się PiS środowiska opinio-twórcze. Krytyka PiS jest nie-sprawiedliwa.

Pan broni PiS?Tak, bardzo często, mimo że

miewam z tym kłopoty.

Miewa Pan kłopoty w ty-godniku „Wprost“, w którymPan pracuje?

Dopóki tam będę, będę pisałto, co ja uważam za stosowne.

Czy to oznacza, że „Wprost“atakuje braci Kaczyńskich?

Tak. Moim zdaniem nie za-wsze sprawiedliwie.

A nie obawia się Pan, że zo-stanie Pan odebrany jakoczłowiek na usługach PiS?

Ja się nie boję łatek, tych już miw życiu przylepiono bardzo dużo.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

Page 15: Monitor Polonijny 2006/04

P rezydenci Polski i Słowacji -Lech Kaczyński i IvanGašparovič - zapewnili po

rozmowach 22 marca w Bratysła-wie, że stosunki między obu kra-jami są bardzo dobre. Opowie-dzieli się też za dalszą współpra-cą w ramach Grupy Wysze-hradzkiej.

„Słowacja jako sąsiad Polski, so-jusznik w NATO i UE, należy donaszych najistotniejszych partne-rów“ - podkreślił Kaczyński. Jakdodał, w stosunkach dwustron-nych nie mamy żadnych zna-czących problemów. Polskiprezydent zapewnił, że naszkraj jest gotowy do współpra-cy w ramach Grupy Wysze-hradzkiej, do której, oprócz

Polski i Słowacji, należą takżeCzechy i Węgry.

„Słowacja w sposób jednoz-naczny jest za współpracą GrupyWyszehradzkiej; państwa Grupymogą sobie wzajemnie pomagaćw ramach UE“ - zaznaczyłGašparovič.

Według Kaczyńskiego, trzebaokreślić problematykę, w zakre-sie której państwa GrupyWyszehradzkiej mogłyby współ-pracować w UE. „Wspólniew Unii Europejskiej możemy zro-bić więcej niż każdy odzielnie“ -podkreślił.

Polski prezydent spotkał się ta-kże z premierem MikulašemDzurindą wiceszefem parlamen-tu Belą Bugarem, złożył kwiaty

pod pomnikiem Ľudovíta Štúraoraz odebrał Złoty Medal Uni-wersytetu Komeńskiego w Bra-tysławie.

DW

Wizyta prezydenta Kaczyńskiego na Słowacji

FOTO

: DAR

EK W

IECZ

OREK

FOTO

: DAR

EK W

IECZ

OREK

Page 16: Monitor Polonijny 2006/04

16 MONITOR POLONIJNYMONITOR POLONIJNY

W latach 60-tych i 70-tych – jako nastolatek– oprócz „ The Beatles” i „The Rolling Stones”słuchałem polskich zespołów młodzieżowychmodnych w tamtych czasach, czyli „Czerwo-nych Gitar”, „Skaldów” czy takich wykonawców,jak Czesław Niemen i Stan Borys. Kupowałempłyty gramofonowe, miałem ich około 200.Później przyszły czasy, kiedy człowiek dojrzał,uspokoił się, dlatego coraz częściej sięgałem pomuzykę komponowaną do poezji, którą śpiewa-li Marek Grechuta i Ewa Demarczyk.

Zainteresowała mnie też muzyka klasyczna– lubię Chopina i koncerty skrzypcoweHenryka Wieniawskiego. Jeżeli chodzi o współ-czesnych wykonawców muzyki polskiej chę-tnie słucham zespołów „Myslowitz“ i „Golec

uOrkiestra“. Zupełnie natomiast nie odpowia-da mi styl osobowościowy i płytkie teksty gru-py „Ich Troje“. Cenię sobie Annę Marię Jopek,jej interpretacje muzyczne i walory tekstowepiosenek. Lubię też posłuchać RyszardaRynkowskiego, interpretującego teksty JackaCygana. Nie jestem melomanem, ale muzykatowarzyszy mi na co dzień: podczas podróżysamochodem czy w domu. Szkoda, że w dzi-siejszych czasach pozostaje człowiekowi zbytmało czasu na koncerty, a pamiętam czasy,kiedy jeszcze jako student, zakosztowałematmosfery wolności podczas „Jazz Jamboree”w Warszawie, Festiwalu Studenckiego „Fama”w Szczecinie i „Jazz nad Odrą”.

IVANA JURÍKOVÁ

T ym razem nadstawiamy ucha, by dowiedzieć się, jakiej muzyki słuchaWojciech Biliński – kierownik Wydziału Konsularnego Ambasady RP w RS.

Z aczął śpiewać już w wiekutrzech lat. Jako pięciolatekmiał swój ulubiony reper-

tuar – piosenki J. Stępowskiegoi zespołu „No To Co”. Później byłwielbicielem Czesława Nieme-na. Kiedy był w ósmej klasieszkoły podstawowej, założyłswój pierwszy zespół rockowy„Gniew”. Potem na swojej dro-dze spotkał muzyków dojrzał-szych i lepszych warsztatowoi tak powstał zespół „Madame”.Następnie Gawliński występo-wał z zespołami „Made inPoland” i „Opera”.

W roku 1991 pod wpływemZbyszka Hołdysa założył zespół„Wilki“, w skład którego weszliteż A. Żwirski, M. Rollinger, M. Cupas i D. Nowak.

Zespół obsypany został nagro-dami i tytułami na różnych festi-walach, konkursach radiowych,telewizyjnych i prasowych.

Swoją pozycję w polskimrocku „Wilki“ ugruntowały pły-tami „Wilki”, „Przedmieścia”,„Acoustic Rock”.

Ich piosenka „Son of the BlueSky“ stała się jednym z najwięk-

szych przebojów anglojęzycz-nych w Polsce.

W roku 1992 formacja„Wilki” pojawiła się na festi-walu piosenki w Sopocie,gdzie otrzymała nagrodę Bur-sztynowego Słowika.

Po dwóch latach Wilki sięrozpadły. W roku 1995 RobertGawliński rozpoczął karierę so-lową – wydał płytę zatytułowa-ną „Solo”, na której znalazła sięm.in. piosenka „O samym so-bie”. Płyta ta po pięciu mie-siącach sprzedaży uzyskała sta-tus „złotej”.

Kolejne albumy Roberta to„Kwiaty jak relikwie” (1997)oraz „Gra” (1999). W roku 2000ukazał się podwójny album„Największe przeboje”, podsu-mowujący karierę zarówno nie-istniejącej wówczas grupy „Wil-ki”, jak również solowe sukcesyjej lidera – Roberta Gawliń-skiego.

W 2001 r. „Wilki” reaktywowa-no, a Robert znowu stanął na ichczele. Po 8-letniej przerwie uka-zała się ich wspólna płyta, naktórej znalazł się wielki przebój„Baśka”. Zespół z tym utworemwygrał konkurs premier na festi-walu opolskim w 2002 r. W roku2004 ukazał się album grupy, za-tytułowany „Watra“.

Na festiwalu krajów nadbał-tyckich w Karlshamn (1996)Gawliński zdobył drugie miejscei nagrodę publiczności. Samo sobie powiedział „Nie pod-chodzę do festiwalu jak do gryw bilard, bo w bilard lubię wyg-rywać. Sztuka jest niewymiernai dlatego nie nastawiam się nawygraną”.

URSZULA SZABADOS

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IKRROOBBEERRTTGGAAWWLLII¡¡NNSSKKII´́

Page 17: Monitor Polonijny 2006/04

17KWIECIEŃ 2006

Pre debutantav hranej réžii o tonáročnejšia, žepróza je postavenávo veľkej miere naklíme prostredia,v ktorom sa odo-hráva. Hlavný hr-dina príbehu An-drzej, tridsiatnikznudený mestským spôsobomživota, sa rozhodne odísť doBeskýd. Ocitá sa na križovatkeživota a mieni ho zmeniť od zá-kladov. Vlastne uteká od ná-strah, ktoré mu prináša každo-denná realita. Túži sa ocitnúťv mieste, kde mu dá každý svätýpokoj. Preto prichádza do de-dinky Żłobiska na slovenskompohraničí. Nachádza tu divnýchľudí riadiacich sa vlastnými zá-konitosťami vidieckeho prostre-dia. Práve tento čudný svetmu prinavráti rovnováhuduše, vieru v zmysel životai vieru v Boha. Jabloński,keď si prečítal Stasiukowuprózu, vybral sa za ním naDuklu. Spolu prešli všetkymiesta. Nachádzali tamopustené doliny, kde kedysistáli chalupy a dnes našliiba kríže a prázdne miestapo kaplnkách. Najtvrdšímorieškom pre režiséra bolovykreslenie aury hlavnéhohrdinu príbehu, ktorá mávyžarovať z prírody a ľudíokolo nej, a nie z neho sa-mého. Do roly Andrzeja ob-sadil režisér známeho čes-kého herca Jiřího Macháčka(preslávil sa filmom Samo-táři) zrejme aj pre tragiko-

mickosť postavyAnrzeja strániace-ho sa okolitéhosveta, človekaučiaceho sa žiť nanovo ako malédieťa. Sála z nehodobro, ľudské tep-lo a zároveň pôso-bí mužne.

Práve v Macháčkovi uzrel ta-kého chlapíka a je presvedčený,že urobil dobre. Ako hovorí: jeto veľký profesionál, nebojí sanijakej náročnej scény, dokoncaodmietol kaskadéra pri pádez vodopádu. Do úlohy zvodnejĽubice, ktorú miluje pol dediny,režisér obsadil slovenskú hereč-ku Zuzanu Fialovú. Ľubica jeiná, cudzia, vymykajúca sa zostereotypu dedinských postáv.Preto aj kasting prebehol na

Slovensku. Hneď, ako som juprvýkrát uvidel, hneď som ve-del, že ona je tá pravá. Spontán-na, impulzívna, nepredvídateľ-ná a zároveň zahmlená i tajom-ná. To dievča je ako sopečná lá-va. Priniesla na pľac mnoho po-zitívnej energie - hovorí Jabloń-ski. Podľa slov Zuzany Fialovejjej hrdinka už svojou prítomnos-ťou prebúdza emócie. Je slobod-ná a nezávislá: „Pre túto rolusom odmietla výhodnú ponukuna veľkom slovenskom projekte.Veľmi sa mi zapáčil scenár. V tejdedinke cítiť čosi zvláštne, akésitajomstvo, mágiu.“ V netypickejúlohe autistického, trochu bláz-nivého traktoristu sa ukázalMaciej Stuhr. Ten je pre Ľubicupripravený urobiť čokoľvek.V role farára sa objaví JerzyRadziwiłowicz. Tragickú posta-

vu muža, ktorý hľadá samo-tu v lese a po návrate do-mov zabije milenca svojejženy, stvárnil Marian Dzię-dziel (Wesele). Nakrúcaniesa začalo v krásnej scenériibeskydských dolín a pokra-čovalo na Dukle a Jaslis-kách. Za kameru sa posta-vil Tomasz Michałoski. Ar-chitektom je Slovák FeroLipták a kostýmy majú nastarosti Małgorzata Gwiaz-decka a Agata Culak. Filmprodukuje spoločnosťApple Film v koprodukciiTRIGON PRODUCTIONzo Slovenska a TVP s pod-porou Eurimages.

Do pozeraniaPAVOL BEDROŇ

P O Ľ S K O - S L O V E N S K Á S P L U P R Á C A V B E S K Y D O C H

Opowieśći galicyjskie očami Dariusza JablońskéhoV eľkou výzvou pre Dariusza Jablońského, známeho producenta a tvorcu

dokumentárneho filmu Fotoamator, je filmová adaptácia diela Andrzeja StasiukaOpowieśći galicyjskie.

Page 18: Monitor Polonijny 2006/04

18

Polscy historycy podzielają opinięprof. Andrzeja Friszke, że początkowowśród Polaków najpowszechniejsząpostawą była obojętność, wynikającaz poczucia obcości wobec Żydów, ró-żniących się religią, kulturą i językiem.Nie bez wpływu na taką postawę byłyrozpowszechniane w latach trzydzies-tych uprzedzenia antysemickie, a tak-że po wrześniu 1939 roku dość po-wszechne postrzeganie Żydów jakosympatyzujących z ZSRR oraz oddzia-ływanie propagandy hitlerowskiej.Również rozmiary represji, które spa-dły na polską społeczność, sprzyjałyskoncentrowaniu się Polaków na włas-nym losie.

Pewien procent społeczności pol-skiej wyrażał wrogość wobec Żydównawet w najostrzejszej fazie niemiec-kiej polityki eksterminacyjnej, ale rów-nocześnie polscy antysemici prze-strzegali przed bezpośrednim pomaga-niem hitlerowcom. W obozach zagładyczy w czasie akcji likwidacyjnych niebyło żadnych polskich formacji po-mocniczych, chociaż polska policjagranatowa w Generalnym Gubernator-stwie była wykorzystywana do pilno-wania murów gett, do pogoni za ucie-kającymi czy do konwojowania „prze-siedlanych”. Ludność wiej-ska zachowywała sięwobec Żydów różnie;niektórzy chłopi poma-gali im, a także ich ukry-wali, inni denuncjowali,a nawet mordowali ucie-kinierów z gett. Odraża-jącą formą kolaboracjibyło tzw. szmalcownict-wo, czyli tropienie, szan-tażowanie i wydawanieNiemcom ukrywającychsię Żydów.

Na przeciwnym biegu-nie znajdowali się ciPolacy, którzy starali sięŻydom pomagać mimogrożącej im za to karyśmierci. Pomoc polegałanp. na załatwianiu „le-wych” dowodów tożsa-mości, ukrywaniu osób,przemycaniu do gettżywności i lekarstw.Wielu czyniło to z bezin-teresownej solidarności, kierując siętroską o zachowanie życia człowieka.

W 1942 roku, po przystąpieniuNiemców do likwidacji gett, wyraźniewzrosła liczba Żydów ukrywającychsię po stronie aryjskiej, a ukrywanieich wymagało wielu starań organiza-cyjnych oraz znacznych funduszy.Wówczas też, we wrześniu 1942 roku.przy Delegaturze Rządu RP na Kraj po-wołano Tymczasowy Komitet PomocyŻydom. Powołanie Komitetu było bez-pośrednią reakcją na treść ulotki„Protest” autorstwa Zofii Kossak-Szczuckiej, znanej pisarki katolickiej,

stojącej na czele konspi-racyjnej organizacji sku-piającej inteligencję kato-licką – Frontu OdrodzeniaPolski. Tymczasowy Ko-mitet Pomocy Żydom byłkomórką opiekuńczą,w której aktywnie działaliprzede wszystkim człon-kowie Frontu OdrodzeniaPolski oraz StronnictwaDemokratycznego.

W grudniu 1942 rokuTymczasowy Komitet

przekształcono w RadęPomocy Żydom przyDelegaturze Rządu, dzia-łającą pod kryptonimem„Żegota”. Profesor Wła-dysław Bartoszewski,współzałożyciel „Żego-ty”, wyjaśnia przyczynępowołania Rady w spo-sób następujący: „Tu jużnie wystarczał jakiś ko-mitet według formułki po-

mocy społecznej, przyjętej w tradycjicharytatywnej, tylko musiała być – naszerokiej bazie oparta – działającaz pomocą rządu, autoryzowana insty-tucja ogólnokrajowa. Prace przygoto-wawcze wymagały dziesiątków kon-taktów konspiracyjnych. Z czynnikamiAK oraz Delegatury Rządu na Kraj,zwłaszcza z Departamentami OpiekiSpołecznej, Spraw Wewnętrznychi z samym Pełnomocnikiem Rządu”(Nie bój się, pomagać ludziom,„Polityka” 2002 nr 47).

Największe zasługi w powołaniuRady Pomocy Żydom przypisuje prof.Bartoszewski Zofii Kossak-Szczuckieji Wandzie Krahelskiej-Filipowicz, ma-jącej pepeesowsko-demokratyczny ro-dowód. Obie panie miały dojścia do ró-żnych decydentów, także w rządzielondyńskim, i były dla nich osobamiabsolutnie wiarygodnymi. Do nich do-łączyła Czesława Wojeńska z konspi-racyjnych kół syndykalistyczno-socja-listycznych. Dużą rolę w powstaniu„Żegoty” odegrała Anna Maria Lasoc-ka, żona Romana Lasockiego, działa-cza Stronnictwa Narodowego i prezesaZiemian Polskich. To w domu państwa

H olocaust, Shoah, Zagłada to różne określenia tej samej zbrodni,będącej dziełem niemieckich nazistów, zbrodni, mającej na celu

zlikwidowanie Żydów w całej podbitej Europie. Odrębnym problememjest stosunek podbitych narodów do hitlerowskiej politykieksterminacyjnej, do losów prześladowanych i mordowanych.

„żegota” albo o tych, którzy nie bali siępomagać ludziom

Władysław Bartoszewski

Zofia Kossak- Szczucka

TO WARTO WIEDZIEĆ

MONITOR POLONIJNY

Page 19: Monitor Polonijny 2006/04

Lasockich bywał Tadeusz Komorow-ski-Bór, a także ludzie z Bundu i z Ży-dowskiego Komitetu Narodowego.

Do Rady Pomocy Żydom weszlimandatariusze partii politycznych, któ-re popierały Rząd RP na Uchodźstwiei które wchodziły w skład organówrządowych w kraju. Tak więc w Radzieznaleźli się przedstawiciele podziem-nej Polskiej Partii Socjalistycznej –Wolność-Równość-Niepodległość, Stron-nictwa Ludowego, Stronnictwa Demo-kratycznego i dwóch konspiracyjnychpartii żydowskich: Bundu i Żydowskie-go Komitetu Narodowego. Pierwszymprezesem Rady został Julian Grobelny(PPS – WRN), wiceprzewodniczącymibyli Tadeusz Rek ze Stronnictwa Lu-dowego i Leon Feiner z Bundu, sekre-tarzem Adolf Berman z ŻydowskiegoKomitetu Narodowego, a skarbnikiemMarek Arczyński ze Stronnictwa De-mokratycznego. Z ramienia Delega-tury Rządu RP na Kraj do Rady weszliWitold Bieńkowski oraz jego zastępcaw referacie żydowskim DelegaturyWładysław Bartoszewski, wówczasnajmłodszy, a dziś jedyny żyjącywspółzałożyciel „Żegoty”, delegowanyprzez Front Odrodzenia Polski. Później,gdy z powodu częściowej dekonspi-racji Grobelny musiał się wycofać, pre-zesem Rady został Roman Jabłonow-ski, również delegowany przez PPS-WRN, a po powstaniu warszawskimRadzie przewodniczył Leon Feinerz Bundu. „Żegota” działała nie tylkow Warszawie, ale również w Krakowie,gdzie jej czynnością kierował Stani-sław Dobrowolski (PPS –WRN), i we Lwowie, gdzie najej czele stała WładysławaChomsowa ze StronnictwaDemokratycznego. Organiza-cja posiadała też swe oddzia-ły w innych miastach Polski.

Działalność Rady byław 90 procentach finansowa-na z budżetu Delegatury naKraj, a dokładniej z budżetujej Departamentu Opieki Spo-łecznej oraz DepartamentuSpraw Wewnętrznych. Dyre-

ktorzy tych departa-mentów – StanisławJankowski i LeopoldRutkowski – od począ-tku byli wciągnięciw pracę Rady, podob-nie jak Stanisław Kor-boński, szef Kierow-nictwa Walki Cywilnej,a potem szef OporuSpołecznego w Kiero-wnictwie Walki Pod-ziemnej. Pewne fundusze (10 proc.)napływały do „Żegoty” ze środowiskżydowskich, działających w wolnymświecie. Prof. A. Garlicki podaje, żeRada Pomocy Żydom w czasie swejdziałalności (tj. od 4 grudnia 1942 r.do stycznia 1945 r.) rozdysponowałana pomoc Żydom 34 miliony złotych(A. Garlicki: Historia 1939-1996. Pol-ska i świat). Z tych funduszy „Żegota”pomagała ukrywającym się, wspierałaich materialnie, pomagała finansoworodzinom ukrywającym dzieci żydow-skie. Przeciętna zapomoga miesięcznawynosiła 500 zł. Ukrywającym się Ży-dom dostarczano fałszywych doku-mentów (50 tys.). „Żegota” wyszuki-wała dla nich mieszkania i kryjówki,organizowała opiekę nad dziećmi.W samej Warszawie Referat Dziecięcy„Żegoty”, którym kierowała Irena Sen-dlerowa ps. „Jolanta”, roztaczał opie-kę nad 2,5 tys. dziećmi, przemycony-mi z warszawskiego getta. Rada wewspółpracy ze wspólnotami zakonny-mi, m.in. z zakonem marianów i zako-nem urszulanek, zaopatrywała Żydów

w katolickie metryki chrztu,które pomagały im ocaleć.Klasztory były też miej-scem, w którym ukrywanowiele dzieci. Uciekinieromzapewniano opiekę me-dyczną. Rada Pomocy Ży-dom łącznie udzieliła pomo-cy – w różnej formie – tysią-com osób. Z Kierownic-twem Walki Podziemnejwspółpracowała w zwal-

czaniu szmalcowników i szantażystów,wydawała ulotki, w których apelowałao udzielanie pomocy Żydom, zorgani-zowała kilka ucieczek z obozów pracyi przerzutów uciekinierów na Węgry,opracowywała materiały o sytuacji Ży-dów dla prasy konspiracyjnej, rządulondyńskiego i Delegatury.

W Radzie nie znalazła się komu-nistyczna Polska Partia Robotnicza,która nie uznawała rządu londyńskie-go, ale i ta partia otrzymywała za po-średnictwem Żydowskiego KomitetuNarodowego pewne fundusze z „Że-goty” na akcje pomocy Żydom.

Za całą tą działalnością stali kon-kretni ludzie, którzy mimo zagrożeniażycia nie bali się pomagać innym.Reprezentowali różne opcje politycz-ne, różniły ich poglądy, ale łączyłszlachetny cel ratowania ludzi. Przy-pomnijmy, że na to, by w warunkachokupacji hitlerowskiej ocalić życiejednego człowieka, potrzebne byłowspółdziałanie kilkunastu, a czasemnawet kilkudziesięciu osób.

Różne były drogi prowadzące dozaangażowania się w dzia-łalność „Żegoty”. Prowadzi-ły one przez partie, konspi-racyjne organizacje spo-łeczne, harcerstwo, ArmięKrajową czy Front Odro-dzenia Polski, grupującyinteligencję katolicką, któraw Radzie Pomocy Żydomwykazała się szczególnąaktywnością i ofiarnością.

19

Julian Grobelny

Irena Sendlerowa

KWIECIEŃ 2006

Page 20: Monitor Polonijny 2006/04

20

Profesor Władysław Bartoszewskina pytanie, jak trafił do „Żegoty”, od-powiada: „Ja zostałem /.../ delego-wany przez FOP, a z FOP zetknąłemsię przez Karskiego w sierpniu 1942 r.I wtedy to Zofia Kossak zapropono-wała mi udział w akcji pomocy Ży-dom. Chciałbym tu zaznaczyć, że namotywację moich działań, jako go-rącego katolika, miał wpływ mój ów-czesny spowiednik, 45-letni wówczasks. Jan Zieja. On mi powiedział, że-bym się nie bał i żebym pomagał lu-dziom. i że to byłaby forma mojejwdzięczności Panu Bogu za to, żemnie wyprowadził z Oświęcimia”.

Inna była droga Ireny Sendlerowej.Tę absolwentkę polonistyki Uniwer-sytetu Warszawskiego wojna zastałana stanowisku opiekunki społecznejw Wydziale Opieki Społecznej miastaWarszawy, gdzie od 1935 r. zajmo-wała się biedotą polską i żydowską.Znała więc dobrze to środowisko,którego sytuacja materialna znaczniesię pogorszyła po zamknięciu gettaw listopadzie 1940 r. Wówczas, jesz-cze na długo przed powstaniem „Że-goty”, pani Irena rozpoczęła swą pry-watną wojnę z okupantem, organizu-jąc wśród najbardziej zaufanych kole-żanek zespół dla ratowania Żydów.„Fałszowałyśmy setki dokumentów,podstawiając pod właściwe nazwiskażydowskie – polskie” – powiedziałaIrena Sendlerowa w wywiadzie udzie-lonym Tomaszowi Szarocie („Poli-tyka” 1997 nr 21). Z pieniędzy uzys-kanych tą drogą z Wydziału OpiekiSpołecznej wspomagały najbardziej

głodujące rodziny w getcie. Dziękiprzepustce otrzymanej od dr. JulianaMajkowskiego z Urzędu Sanitarnegoi umieszczeniu jej nazwiska na fikcyj-nej liście jego pracowników wchodzi-ła do getta, codziennie niosąc pomoc.W getcie współpracowała m.in.z Centosem ( Żydowską OrganizacjąOpieki nad Dziećmi), spotykała tamtakże dwoje innych Polaków: MarięŁeszeżankę i Władysława Salę, któ-rzy z ramienia Wydziału Opieki i Zdro-wia pomagali Januszowi Korczakowii jego Domowi Sierot. W chwili po-wstania „Żegoty” Irena Sendlerowa,mająca już bogate własne doświad-czenia w udzielaniu konspiracyjnejpomocy, została kierowniczką Refe-ratu Dziecięcego.

W podbitej Europie Rada PomocyŻydom „Żegota” była jedyną tego ty-pu organizacją ratującą ludzi. Miałateż inny trwały efekt, była, jak piszeprof. Batoszewski, instytucją, „gdziez własnego wyboru i przy akceptacjilegalnego rządu polskiego współdzia-łały organizacje polskie i żydowskieo różnym zabarwieniu politycznym,o różnych rodowodach, przy wzajem-nym zaufaniu”.

Myślę, że działalność „Żegoty” majeszcze jeden trwały efekt – biografieludzi związanych z „Żegotą” dowo-dzą, że wojna nie musi być tylko cza-sem nihilizmu moralnego. I jeśli dziśczęsto mówi się o poszukiwaniu auto-rytetów moralnych, warto ich szukaćtakże wśród tych Polaków, którzy niebali się pomagać innym.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

Z ależy nam, by nasze dzieci,uczące się w słowackich

szkołach, mające słowackichkolegów, krótko mówiąc, naszedzieci z rodzin słowacko-polskich,znały oprócz języka słowackiegotakże język polski. Staramy się,jak potrafimy, uczyć je sami,posyłać do klubowych szkółekjęzyka polskiego, jeśli takiew naszym mieście istnieją, aleczęsto zapominamy, jak dużą rolęw przyswajaniu języka odgrywaksiążka. Na polskim rynkuwydawniczym stale ukazuje sięwiele pięknie wydanych książekdla dzieci. Obok wznowień dobrzeznanych nam autorów pojawiająsię nazwiska nowe. Jest więcz czego wybierać.

Naszym najmłodszym, którzyjeszcze sztuki czytania nie posia-dły, czytajmy my – dorośli. Do ta-kiego głośnego czytania świetnienadają się wydane w 2004 rokuWierszyki wyssane z palca BeatyBiały z ilustracjami Ewy Olejnik.Są to zgrabne, wpadające w uchowierszyki o zwierzętach. Przyzwierzątkach jeszcze pozosta-jemy, polecając wierszowanąopowieść, autorstwa znanej i uz-nawanej poetki MieczysławyBuczkowskiej, o ptasim konkur-sie na wiosenną piosenkę, zatytu-łowaną Wiosenny trele-turniej(„Siedmioróg”, Wrocław 2005).

Książki

MONITOR POLONIJNY

Page 21: Monitor Polonijny 2006/04

Uroczą „ptasią” książką Naszeptaki („Literatura”, Łódź 2005)obdarzyła najmłodszych czytelni-ków niezawodna Wanda Cho-tomski. Znajdziemy w niej 57 ry-sunków różnych gatunków pta-ków, a pod nimi ich krótkie, bez-pretensjonalne wierszowane „wi-zytówki”. Do książki wydawcadołączył płytę z nagraniami gło-sów ptaków. Przy słuchaniu tejksiążki nasze dzieci nudzić się napewno nie będą. Natomiast napewno zasną przy słuchaniuŚpiących wierszyków („Ezop”,Warszawa 2005) Joanny Papuzin-skiej, tej sławnej najdowcipniej-szej pani o duszy dziecka. Napewno zasną nie z nudów, ale poprostu dlatego, że są towierszyki nasenne, wy-ciszone i liryczne, cho-ciaż nie pozbawionecharakterystycznegodla Papuzińskiej sowiz-drzalskiego humoru.

Starsze dzieci, lubią-ce zagadki, z niewątpli-wą przyjemnością przeczytająhumorystyczne opowiadaniapseudokryminalne GrzegorzaKasdepke, zatytułowane Detek-tyw pozytywka („Nasza Księgar-nia”, Warszawa 2005). Pisarz, któ-rego nie opuszcza poczucie hu-moru, daruje dzieciom 15 aneg-dot, tylko na pozór kryminal-nych, będących próbą rozwiąza-nia zagadek typu: czy prawdą jest,że ból brzucha jest skutkiem pró-by otrucia, jak sądzi sąsiadka, czynastępstwem jedzenia nie my-tych owoców. Wyjaśnienia zaga-dek są nie tyle natury kryminal-nej, ale czysto fizycznej. Dlamałych dzieci ta wesoła, z du-żym humorem napisana ksią-żka, jest równocześnie książkąedukacyjną.

Do tej samej edukacyjnej kate-gorii lektur dla dzieci możemy za-liczyć zbiór 19 anegdot RenatyPiątkowskiej Z przysłowiami zapan brat („bis”, Warszawa 2005).Każda z tych anegdot objaśniasens jednego polskiego przysło-wia. Dziecięcy bohaterowie ksią-żki w rozmowie z dziadkami, ro-

dzicami i sąsiadką po-znają nie tylko sameprzysłowia, bez którychjęzyk byłby bezbarwny,ale także znaczenie sen-tencji i związków fraze-ologicznych, używa-nych w polszczyźnie.To bardzo pożyteczna

książka dla naszych dzieci, boprzecież jak dziś, w dobie zapałeki zapalniczek zrozumieć mogąznaczenie np. zwrotu „wpaść jakpo ogień” bez znajomości archa-icznych korzeni tego porówna-nia, pochodzącego z czasów, gdyużyczano sobie ogniaw postaci żaru przeno-szonego z domu do do-mu w glinianym garnku.Zaletą tej książki jest po-nadto prosty, jasny język.

Rodzicom dzieci star-szych, znających językpolski, chciałabym zwró-cić uwagę na autora Rafała Kosi-ka, który dwoma swymi powie-ściami podbił w Polsce serca mło-dych czytelników. Kosik sławęzdobył już swoją debiutancką po-

wieścią zatytuło-waną Feliks, Neti Nika oraz GangNiewidzialnych Ludzi, wydanąw 2004 roku przez wydawnict-wo „Powergraph”. Książka roz-poczyna się od całkiem realistycz-nego napadu na bank, do któregogangsterzy weszli przez schowekna środki czystości. Zrobili, cozrobić chcieli, i uciekli. Potemjest równie realistycznie – w no-wej szkole kilkoro dzieci stało sięofiarami złodziei ze starszej klasy.Ale dalej to już powieść sciencefiction.

Paczka trojga trzynastoletnichprzyjaciół ma niezwykłe zdolno-ści przeżywania niezwykłychprzygód, w których ważną rolęodgrywa sztuczna inteligencja,komputery, androidy, UFO, którenie jest UFO, ale także św. Mikołaj,duchy, gnom z podziemnegozamku i inne równie bardzieji mniej dziwne zjawiska.

Druga książka – Feliks, Neti Nika oraz teoretycznie możli-wa katastrofa, która ukazała sięw 2005 roku, została uhonorowa-na przez Polską Sekcje IBBY tytu-łem „Książka Roku 2005”. I w niejnasi bohaterzy przeżywają niez-wykłe historie: najpierw w szko-le, w której nieco szalony profe-

sor Butler wyhodował gi-gantyczną rosiczkę tygry-sią i monstrualną muchę,potem zgłębiają przedziw-ne tajemnice InstytutuBadań Nadzwyczajnych i ko-rzystają z tajemniczej linii,umożliwiającej im prze-mieszczanie się w czasie

i przestrzeni. Obie książki RafałaKosika to mądre książki przygo-dowe dla młodzieży XXI wieku.

Zachęcam do lektury.DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

21

dla naszych dzieciBLIŻEJ

POLSKIEJKSIĄŻKI

KWIECIEŃ 2006

Page 22: Monitor Polonijny 2006/04

22

Występ naszej 46-osobowejekipy przyniósł tylko (a możeaż) dwa medale: srebrny To-masza Sikory w biatlonowejrywalizacji na 15 km i brązo-wy Justyny Kowalczyk w bie-gu narciarskim na 30 km.

Brąz Kowalczyk i dwa punk-towane miejsca jej kolegów tonajwiększy sukces naszych za-wodników w jednej dyscypli-nie. Pomimo tragicznych prze-żyć w trakcie biegu po trudnejtrasie na 10 km, kiedy to naszabiegaczka upadła na niespełnadwa kilometry przed metą,straciła przytomność i po licz-nych trudnościach logistycz-nych została przewieziona dopunktu medycznego, Kowal-

czyk potrafiła się zmobilizo-wać. Kolejny start potraktowa-ła już inaczej, a efektem jestmedal. Nasza zawodniczka po-za medalowym miejscem po-kazała również, że w przyszło-ści należy się z nią liczyć. A żesportową karierę ma jeszczeprzed sobą, może jeszcze kie-dyś sprawi nam medalowąniespodziankę.

W przypadku doświadczo-nego zawodnika, jakim jest T. Sikora, medal można po-traktować jako ukoronowaniejego sportowej kariery. Biath-lonista, na co dzień zawodnikDynamitu Chorzów, już w trak-cie igrzysk wspominał o star-tach jeszcze może przez dwasezony i zbliżającym się końcujego sportowej drogi. Naszmedalista zakończył pobytw Turynie jako chorąży naszejekipy, niosąc polską flagę pod-czas ceremonii zamknięciaigrzysk.

Nasi skoczkowie wypadli in-dywidualnie wprawdzie sła-bo, ale jako drużyna... lepiejniż na igrzyskach w Salt LakeCity! W Turynie, dzięki m.in.dobrym skokom Roberta Ma-tei, zajęli piąte miejsce. KamilStoch zajął 16. miejsca, a do te-go w pierwszej trzydziestcebyło tym razem pięciu na-szych zawodników – przed cz-terema laty tylko trzech. Za-brakło jedynie medalu... Sam

Małysz zajął siódme miejscew skokach na K-95 w Prage-lato.

W komentarzach specjalis-tów dominowało stwierdze-nie, że skoczył na miarę swo-ich możliwości. Jednak jegomożliwości w tym sezonie po-zostawiają wiele do życzenia,a trudno pocieszać się tym, żekilka wielkich nazwisk rów-nież się nie popisało.

W pozostałych dyscypli-nach też było słabo. Warto jed-nak przypomnieć najlepsze,najciekawsze występy czy epi-zody z udziałem Polaków.

Pomimo tego, że MonikaKołowiec, nasza skeletonistka,zajęła ostatnie miejsce, trzebapamiętać, że do startów za-kwalifikowało się tylko 15 naj-lepszych zawodników na świe-cie, a do tego Polka trenowałaza... własne pieniądze (sic!).Rozpoczęła treningi przeddwoma laty, a finansowała jez pieniędzy, które zarobiła ja-ko pomoc kuchenna w restau-racji, sprzedawczyni w sklepiez artykułami fotograficznymi,obsługując jacuzzi, a przy tymjeszcze fotografowała i sprze-dawała własne fotografie!

Blado wypadło łyżwiarstwoszybkie. Lansowany przed igrzy-skami Paweł Zygmunt się niepopisał, a do tego zyskał sobie

...i po igrzyskachT ak też można podsumować udział „naszych” na XX Zimowych Igrzysk

Olimpijskich we Włoszech, które przed kilkunastoma dniami przeszłydo historii (w poprzednim tekście chochlik drukarski zamienił XX na XIX – za zachowanie chochlika przepraszam). Wraz z nimi po razkolejny przeszły do historii, a raczej stały się mało przyjemnąprzeszłością, polskie marzenia o olimpijskich tryumfach i zdobywaniumedali. W dniu 26 lutego 2006 roku o godz. 22.07 zgasł znicz olimpijski.

MONITOR POLONIJNY

TOMASZ SIKORA

JUSTYNY KOWALCZYK

Page 23: Monitor Polonijny 2006/04

23

Mełł czy mielił?B ardzo lubię czytać w „Monito-

rze” rubrykę kulinarną. Jegoautorka, oprócz tego, że doskonaleprezentuje kulisy nie tylko polskiej kuchni, potrafi bawić sięjęzykiem – a to umiejętność rzadka, wymagająca doskonałejznajomości materii i… talentu. W tym miejscu chylę głowę!Przyznam, że z przepisów prezentowanych przez nią niekorzystam, bowiem smakoszem nie jestem, a ponadto natura nieobdarzyła mnie zdolnością kucharzenia, krótko mówiąc –gospodyni ze mnie żadna. Ucztą, ale tylko duchową, jest dlamnie samo czytanie o tym, co mogłabym zjeść.

W marcowym „Piekarniku” jego autorka, rozpisując się na temat serai jednocześnie bawiąc się formami językowymi, użyła form: mielił się i mielił sięalbo mełł i mełł. Skąd ta oboczność?

Obie formy są poprawne, ale… problematyczne. Problematyczny jest już sam bezokolicznik wspomnianego czasownika: mleć

czy mielić?Otóż jeszcze niedawno jedyną poprawną formą było mleć, które w czasie

teraźniejszym odmienia się: mielę, mielesz (nie: mielisz!) itd. I właśnie te formyspowodowały tworzenie na ich podstawie wtórnego bezokolicznika mielić.Stopień jego rozpowszechnienia był tak ogromny, iż nie pozostawało nic innego,jak tylko uznać i tę formę za poprawną (jak widać demokracja funkcjonujei w języku), choć może trochę gorszą, bowiem „Nowy słownik poprawnejpolszczyzny” pod red. A. Markowskiego (PWN, Warszawa 2002) oznacza jąkwalifikatorem „potoczna”, czyli dopuszczalna w języku nieoficjalnym. Ale skoromielić i mielę, to dlaczego miałyby pozostać w czasie przeszłym tradycyjnei trudne mełłem, mełłeś, mełł? Prostsze i formalnie bliższe stało się wobec tegomieliłem, mieliłeś, mielił – przez ww. słownik uznawane również za potoczne,ale… spotykane powszechnie, również i w odmianie oficjalnej. Podobnie rzeczsię ma z innym, podobnym czasownikiem pleć (pielę, pielesz, nie: pielisz!), któryw formie podstawowej występuje też jako pielić, a w czasie przeszłym jako pełłlub pielił. I choć te drugie formy są kwalifikowane jako teoretycznie niepoprawnew normie wzorcowej, to zdecydowanie spotyka się je o wiele częściej równieżw językowej odmianie nieoficjalnej.

Jak Państwo widzą, współczesne zmiany zachodzące w języku nie sąoceniane przez specjalistów biegunowo, na zasadzie: białe – czarne. Obecnanorma ma charakter dwupoziomowy, czyli uzależnia poprawność językową odsytuacji, w której problematycznych form się używa, a zatem dopuszczai odcienie „szarości”. A im więcej kolorów (choć zdaje się, że dla fizyków czarny,biały i szary nie są kolorami), tym ciekawiej, wobec czego życzę Państwuwesołych i kolorowych świąt Wielkiejnocy.*

MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA

* Wielkanoc można odmieniać również dwojako: kogo? czego? Wielkanocy lubWielkiejnocy – obie formy są równouprawnione, ale o tym przy innej okazji.

OKIENKOJĘZYKOWE

opinię pieniacza. „Zaistnieli” nato-miast Katarzyna Wójcicka (8. i 10.miejsce) oraz Konrad Niedźwiedź(12. i 13. miejsce). Ekipę snowbo-ardzistów krytykowano bardzomocno. Trudno ją jednak uspra-wiedliwiać. Szum medialny woko-ło Pauliny Ligockiej i Jagny Mar-czułajtis przed wyjazdem do Tury-nu zdawał się gwarantować medal.Tymczasem upadkami i skargamina sędziów nasi zawodnicy raczejtylko dodatkowo się ośmieszali.Marczułajtis mogła być rozżalona –zabrakło jej tylko jednej setnej se-kundy, by awansować do finałowejszesnastki.

Pozostałe występy biało-czerwo-nych przeszły prawie bez echa.Trudno bowiem ekscytować sięmiejscami pod koniec drugiej lubw trzeciej dziesiątki. Jako dającą domyślenia ciekawostkę podawanofakt, że za najlepszymi wynikaminaszych zawodników stoją trene-rzy cudzoziemcy! Tak jest w przy-padku drużyny skoczków, biathlo-nistek, J. Kowalczyk i T. Sikory.Tylko za punktowanym miejscempanczenistki Katarzyny Wójcickiejstoi polski trener.

No cóż... z tym naszym sportemcoś jest nie tak. To nie tajemnica.I po raz kolejny pierwsze głosy kry-tyki pojawiły się... przed igrzyska-mi, zaś kolejna ich fala natychmiast po pierwszych klęskach czy kom-promitacjach Polaków. Na „coślepszego” pozostaje nam czekać donastępnej olimpiady. Tak to już by-wa, że łatwo jest krytykować czywyśmiewać, ale coraz częściej na-wet zatwardziali kibice z trudemznajdują powody do pochwał i rza-dziej zachowują optymizm. Jednakjuż za cztery lata mamy kolejnąszansę na „zimowy medal”, tym ra-zem w kanadyjskim Vancouver.

ANDRZEJ KALINOWSKIZgodnie z życzeniem autora jego

honorarium zostanie przekazane nadofinansowanie szkółek polonijnych.

GRUDZIEŃ 2005

Page 24: Monitor Polonijny 2006/04

MONITOR POLONIJNY24

• O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I ACzytelnicy OCENIAJĄ

W rubryce tej przedstawiamywypowiedzi naszych czytelni-

ków, ich uwagi, dotyczące naszejpracy dziennikarskiej, podpowiedzi,sugestie. Tym razem o ocenę po-prosiliśmy Ewę Baltazarovič, którakilka lat temu przyjechała z War-szawy do Bratysławy, gdzie założyłarodzinę i podjęła pracę.

O „Monitorze Polonij-nym” dowiedziałam sięod znajomych Pola-ków, mieszkającychw Bratysławie. Czytamgo, aby dowiedzieć się,co słychać w świecie polonijnym naSłowacji, jakie imprezy są przygo-towywane itp. Polonijny magazyndostaje się też do rąk mojego męża- Słowaka, który być może nie czytago tak skrupulatnie jak ja, ale i ondzięki temu miesięcznikowi orien-tuje się w naszym małym polskimświecie na Słowacji.

Nie ukrywam, że zaprenumero-wałam pismo również dlatego, że-by je wspierać, gdyż zdaję sobiesprawę, że im nas czytelników jestwięcej, tym lepsza kondycja finan-sowa wydawnictwa, a to oznacza,że pismo może się nadal ukazy-wać. Moje ulubione rubryki w „Mo-nitorze” to „Wywiad miesiąca“, re-cenzje nowych polskich książek,a także rubryka Majki Kadleček,dzięki której wzbogaca się mój do-mowy „jedálny lístok“. Na łamachczasopisma mogłoby się ukazywaćjeszcze więcej informacji z życiaPolonii, aktualne zaproszenia naimprezy. Mniej mnie interesujerubryka o wydarzeniach z Polski,ponieważ codziennie czytam o tymw Internecie.

MELANIA MALINOWSKA

Instytut Polski w Bratysławie wraz z Katedrą Filologii SłowiańskichUniwersytetu Komeńskiego planują 18-19 maja 2006 r. przeprowadzenie przezpolską komisję egzaminów poświadczających znajomość języka polskiego jakoobcego na poziomach: podstawowym, średnim ogólnym i zaawansowanym. Doegzaminów mogą przystąpić osoby powyżej 18 roku życia (w wyjątkowychprzypadkach młodsze), będące cudzoziemcami lub Polakami na stałezamieszkałymi za granicą. Szczegółowe informacje (w tym przykładowe testy)można znaleźć na stronach internetowych Państwowej Komisji PoświadczaniaZnajomości Języka Polskiego jako Obcego: www.buwiwm.edu.pl/certyfikacja.Wszelkie pytania dotyczące uzyskiwania certyfikatów można kierować podadresami internetowymi Komisji: [email protected] i dr MariiMagdaleny Nowakowskiej: [email protected] (tel. 0908 169 743). Chętni mogązgłaszać się już teraz do dr M. M. Nowakowskiej lub do sekretariatu Instytutu(tel. 02/5443 2013, e-mail: [email protected]). Przypominamy, że certyfikat jestjedynym urzędowym dokumentem potwierdzającym znajomość językapolskiego jako obcego i jest uznawany w krajach Unii Europejskiej (i nie tylko).

Wszystkim Czytelnikom życzymy spędzenia wesołych ŚwiątWielkanocnych w rodzinnej atmosferze.

Redakcja i Wydawca

Uwaga Czytelnicy!DO WYGRANIA WSPANIAŁE NAGRODY!

Ponieważ chcemy dotrzeć do jak największej grupy Polakówmieszkających na Słowacji, zwracamy się do Was – Czytelników

naszego pisma – z prośbą o pomoc. Jesteśmy przekonani, że wśródnas mieszkają nasi Rodacy, którzy może nawet nie wiedzą, żewydajemy jedyny miesięcznik w języku polskim. „Monitor“ jestłącznikiem pomiędzy nami – Polakami, porozrzucanymi po całej

Słowacji. Być może w Państwa sąsiedztwie, gdzieś blisko żyją nasiRodacy, którzy dzięki Wam dowiedzą się o nas. Dlatego każdy

z Państwa, kto znajdzie kolejnego prenumeratora „MonitoraPolonijnego” weźmie udział w losowaniu nagród: 2 biletów

autobusowych do Paryża i z powrotem oraz 2 biletów do Londynui z powrotem. Nagrody ufundowała firma „EuroLines”, która oferujeprzewozy klimatyzowanymi autobusami do różnych miast Europy.

W tym celu przygotowaliśmy koperty z kwestionariuszem.Wypełniony kwestionariusz z nazwiskiem osoby, która „Monitor” jużprenumeruje, i nazwiskiem nowego prenumeratora należy przesłać

pod adresem naszego pisma do końca maja. Losowanie nagródodbędzie się w czerwcu, a więc cztery osoby będą mogły spędzić

urlop w atrakcyjnych stolicach Europy.Redakcja

Page 25: Monitor Polonijny 2006/04

25KWIECIEŃ 2006

• O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A •

Miejscowe Koło Regionalnego Klubu Polskiego Środkowe Poważe ogłaszakonkurs literacki „WSPÓŁBRZMIENIE“, przeznaczony dla autorów dwujęzycznych– Polaków, mieszkających w Słowacji, oraz dla Słowaków, władającychjęzykiem polskim. Do konkursu będą zakwalifikowane jedynie pracedwujęzyczne (oryginał i tłumaczenie) – po polsku i po słowacku. Temat –dowolny. Chodzi o krótkie formy – wiersze i opowiadania o objętości maks.18000 znaków (10 stron). Nagrody pieniężne w wysokości 3 000 Sk będąprzyznane w trzech kategoriach wiekowych – dzieci do lat 14, młodzież od 15do 25 lat i dorośli ponad 25 lat, oraz w dwóch dziedzinach – proza i poezja(ogółem 18 nagród). Termin przesyłania prac: koniec września 2006 r.Konkursowe prace należy przesyłać w zaklejonej kopercie, opatrzonej godłem.W drugiej kopercie, opatrzonej tym samym godłem, należy podać imię,nazwisko, adres i kontakt telefoniczny (ew. e-mail) autora.Prace prosimy przesyłać pod adresem: Maria Peruňská, Rozkvet 2012/31-20,017 01 Považská BystricaKonkurs rozstrzygnie jury, którego skład podamy w jednym z następnychnumerów „Monitora”. Dwujęzyczne prace konkursowe zostaną wydanew publikacji, której chrzest, planowany na 9.12.2006 r., będzie połączonyz rozdaniem nagród.

Zachęcamy do wysiłków twórczych! Maria Peruňská, organizator

4.04.2006 r., Bańska Bystrzyca, kino „Korzo”, Nám.SNP 3 • Pokaz filmu Persona non grata(godz.18.00) i Spirala (godz. 20.00) z udziałemreżysera Krzysztofa Zanussiego

5.04.2006 r., godz.19.30, Bratysława, kino „Tatra”• Premiera filmu Persona non grata KrzysztofaZanussiego z udziałem reżysera (kontynuacjaprojektu K. Zanussi – retrospektywa w ramach„Febiofestu”)

12.04.2006 r., godz. 17.00, Bratysława, InstytutPolski • Spotkanie autorskie z WojciechemKuczokiem przy okazji promocji przekładu „Gnoja”w tłumaczeniu Marianny Minárikovej(Wydawnictwo „Belimex”)

20.04.2006 r., godz. 17.00, Bratysława, Instytut Polski• Spotkanie ze Stanisławem Zawiślińskim, autorembiografii reżysera pt. „Kieślowski. Ważne, żeby iść…”oraz wystawa fotografii, poświęcona KrzysztofowiKieślowskiemu (imprezy organizowane z okazji 10. rocznicy śmierci Krzysztofa Kieślowskiego)

25.04.2006 r., Żylina, Dom Sztuki • Koncertzespołu Royal String Quartet w ramachŚrodkowoeuropejskiego Festiwalu SztukiEstradowej • Główny organizator: słowackieCentrum Muzyczne

03.04.2006 r., godz. 19.00, Bratysława, WielkiKościół Ewangelicki, ul. Panenská • WykonaniePasji wg św. Jana J. S. Bacha – z udziałem MarkaRzepki (bas) i Marka Niewiedziała (obój) • Ponadtowystąpią: Julian Podger (GB) – Ewangelista; HanaBlažíková (CZ) – sopran, Barbara Jernejčič (SLO) –alt; continuo: Soma Dimyes (HU) – celesta, RebekaRusó (SVK) – viola da gamba, Stanislav Šurin(SVK) – organy, Juraj Kováč (SVK) – wiolonczela;Orchester Solamente naturali, kierownik art. MilošValent (SVK), Chór Chorus alea, prowadzący BraňoKostka (SVK); dyrygent i lutnia Steven Stubbs(USA)

INFORMUJEMY / POLECAMY

L I T E R AT U R A P O L S K A W Y D A N A W P R Z E K Ł A D Z I EN A J Ę Z Y K S Ł O WA C K I O D R O K U 2 0 0 4

• Witold Gombrowicz: „Ferdydurke” w przekładzie Jozefa Marušiaka.Wydawnictwo KALLIGRAM, 2004

• Adam Bartosz: „Neboj sa Cigána” w przekładzie Petra Horvátha.Wydawnictwo: Občianske združenie Romani vodži - Nižná Rybnica, 2004

• Zespół autorów: „Mŕtve body” w przekładzie Karola Chmela.Wydawnictwo „Drewo a srd”, 2004

• Adam Mickiewicz: „Balady a romance” w przekładzie JozefaBánskiego. Wydawnictwo: EX TEMPORE, 2005

• Wojciech Kuczok: „Hnoj” w przekładzie Marianny Minarikovej.Wydawnictwo „Belimex” s.r.o., 2005

• Henryk Jurkowski: „Metamorfóza bábkového divadla XX. storočia”w przekładzie Renaty Majerčíkovej. Wydawca: Divadelný ústav, 2005

• Zbigniew Herbert: „Barbar v záhrade“ w przekładzie Karola Chmela.Wydawnictwo: KALLIGRAM, 2005

• Andrzej Sapkowski: „Boží bojovníci” w przekładzie Karola Chmela.Wydawnictwo „Slovart”, 2005

• Małgorzata i Jan Wilkowie: „Alžbetkine príbehy”, „O prekonaní strachu”;„O poslušnosti”; „O upratovaní”; „O maškrtnosti”; „O radosti”; „O nájdenýchveciach” w przekładzie Maroša Kovačika. Wydawnictwo LÚČ, 2005

• „Európska civilizácia”, oprac. Maciej Kominski w przekładzie IvyHankovej, Jozefa Marušiaka, Viliama Rotha, Karola Chmela. Wydaw-nictwo KALLIGRAM, 2006

• Stefan Chwin: „Hanemann” w przekładzie Karola Chmela Wydaw-nictwo KALLIGRAM, 2006

• W przygotowaniu / II kwartał br./: Witold Gombrowicz: „ Kosmos”w przekładzie Tomáša Horvátha. Wydawnictwo KALLIGRAM, 2006

WYBÓR Z PROGRAMU INST Y TUTUPOLSKIEGO W BRAT YSŁAWIE

NA KWIECIEŃ 2006 R .

Retrospektywny przegląd filmów Krzysztofa Zanussiho w ramach Febiofestu -program projekcji: BRATYSŁAWA - kino Mladosť: 27. 3. | 18.30 – Iluminácia; 28. 3.| 18.00 – Konštanta; 29. 3. | 20.00 – Nech si kdekoľvek...; 31. 3. | 16.00 –Rodinný život; 1. 4. | 18.00 – Špirála; 2. 4. | 16.00 – Štruktúra kryštálu • - CharlieCentrum: 30. 3. | K3 17.00 – Štruktúra kryštálu; 1. 4. | K2 16.30 – Konštanta; 2.4. | K1 16.00 – Špirála • BAŃSKA BYSTRZYCA - kino Korzo: 4. 4. | 17.45 – Personanon grata; 4. 4. | 20.30 – Iluminácia • KOSZYCE - FK Cinefil: 22. 4. | 16.00 –Štruktúra kryštálu; 25. 4. | 16.00 – Rodinný život • MARTIN - kino Strojár: 13. 4.| 18.15 – Štruktura kryštalu • ŻYLINA - kino Klub: 10. 4. | 20.00 – Konštanta

Dzięki kierownikowi Wydziału Konsularnego panu Wojciechowi Bilińskiemuoraz redakcji „Gazety Wyborczej” w Bydgoszczy do rak naszych prenumera-torów trafia prezent z okazji rocznicy śmierci Papieża Jana Pawła II – CD z jegowypowiedziami. Serdecznie dziękujemy.

Page 26: Monitor Polonijny 2006/04

MONITOR POLONIJNY

Keďže sme vyrastali na Kysu-ciach, výhodu sme mali tú, že doPoľska bolo blízko a aj naše tenkéštudentské peňaženky odfinanco-vali moderné rifle či topánky, ori-ginálny sveter či bundu. Po nástu-pe do novinárskej praxe som ab-solvoval niekoľko pracovnýchciest i odborných zájazdov doPoľska. Takto sa mi podarilo pre-niknúť do súčasnej printovej žur-nalistiky nášho severného suseda,predovšetkým vďaka šéfredaktoro-vi Kroniky Beskydskej PiotroviVysockému v krajskom meste Biel-sko Biala. Výmena skúseností mipomohla budovať prvky regionál-nej žurnalistiky v Žiline, čeliť kon-kurencii. Spolu sme sa zaoberaliprípravou na výrobu spoločnýchpoľsko-slovensko-českých novín,ktoré by čerpali námety zo všet-kých troch štátov a expedovali bysme ich v beskydskom trojuholní-ku. Pri tejto príležitosti musímzdôrazniť otvorenosť a úprimnosťpoľských kolegov, ktorí sú ochotnídiskutovať a pomôcť. Pomôcť roz-voju svojej krajiny, svojej žurnalisti-ky a pomôcť aj náprotivku. Kroni-ka Beskydska a Žilinský večerník sitakto vymenili niekoľko zaujíma-vých rukopisov, Poliaci prišli do Ži-liny na naše výročie, my sme boliviackrát u nich.

Poľsko by však nebolo Poľskom,keby ste na každom rohu necítiliobchod. A bola by chyba, keby stenevyužili pracovnú cestu na atrak-tívny nákup, napríklad na trhovis-ku v Žywci, ktorý je iba 30 km odslovenskej hranice v Skalitom. Tupochopíte, čo je trhovisko. Miestona predaj domácej výroby, miestona predaj i kúpu všakovakých po-

môcok. U drevára z WęgierskejGórky si kúpite drevené súdky navíno či kapustu, džberky, maselnič-ky, črpáky.

Obďaleč stojaci železiar ponúkapánty s ozdobným kovaním, pre-krásne klasické starodávne kľučky,krbovú súpravu... Manželia Golkov-ci zasa ponúkajú na trhu okrasnédreviny. Kúpil som od nich väčšiemnožstvo tují do záhrady na živýplot. Z pôvodných dvanásť zlotýchmi spustili cenu na sedem. Poľskývýrobca – predajca si jednoduchováži zákazníka. Široký sortiment,vysoká kvalita, cena dohodou.A moje zľavy u Golkovcov platiadoživotne.

Vhodným príkladom poľskéhoremeselníka – živnostníka môžebyť aj železiar Krzysiek Jamborz Przybedy. Pred svojou dielňou,v ktorej zamestnáva štyroch chla-pov z rodiny vrátane vlastného ot-ca, vystavuje zaujímavé vzorky zá-

bradlí na balkóny, schodiská, tera-sy. Zjednáte sa, dohovoríte za krát-ku chvíľu a o týždeň dva môžeteprísť s nákladným autom po kusvášho domu či záhrady. Za tretino-vú cenu oproti slovenským tzv.umeleckým kováčom. A K. Jambornemá problém s ničím – dokázalvyrobiť slovenský dvojkríž na ka-plnku, ozdobné mreže na pivnicu,ozdobné šišky na plot i bránu, sto-jan na kotlík či pevný metrovýkompas ako ozdobu v záhrade.V súčasnosti mi vyrába plechovústenu za piecku, ktorú si podaktorípamätáme z kuchýň starých rodi-čov. No dnes takýto výrobok nekú-pite nikde na Slovensku aniv Poľsku. Vyrobiť sa však dá, ak jeochota a zručnosť. A tejto je na se-ver od Žiliny neúrekom.

Do Poľska chodievam pravidel-ne každý druhý týždeň so svojímpriateľom Rudom Marčanom. Po-máham mu v jeho obchodných zá-ležitostiach, fotografujem, čerpámtémy na články a sem-tam si prikú-pim kvalitný poľský tovar do do-mácnosti i záhrady. Teší ma ochotapoľských partnerov, ich ústreto-vosť a predovšetkým konečná ce-na. Tu by sa naši výrobcovia i ob-chodníci mali čomu priúčať. Poliakmá svoje myslenie – radšej viackrátpo troške ako raz maximum.A týmto si získava slovenského zá-kazníka, ktorý sa k nemu rád vra-cia, ja minimálne tridsaťkrát do ro-ka a už nevnímam, či som na slo-venskom území, alebo za štát-nou hranicou. A to nielen preopatrenia Európskej únie, alehlavne pre množstvo priateľ-ských vzťahov.

Podľa mňa je práve štyridsaťmi-liónové Poľsko krajinou neobme-dzených možností so svojím ob-rovským trhom a slovenskí mana-žéri by mali občas pozrieť aj sem.Začať môžu na ktoromkoľvek trho-visku a skončiť napríklad v Pivo-vare Žywiec, ktorý je pre každéhopodnikateľa otvorenou učebnicou.

26

P O L S K AOczami słowackich dziennikarzy

ŠTEFAN DEBNÁRPUBLICISTA, ŽILINA

Za hranicami ako domaPo prvýkrát v živote som prišiel do kontaktu s Poliakmi vari ako

desaťročný školák na školskom výlete v Skalitom, kde sme sana hraničnej čiare stretli s našimi rovesníkmi spoza hraníc. Kúpil som sivtedy od nich vreckový nožík za päť korún. A spoločne sa sme sa vtedyveľmi čudovali, prečo sú koľajnice na hranici zasypané valom hliny.

FOTO

: ARC

HIW

UM

Page 27: Monitor Polonijny 2006/04

KWIECIEŃ 2006 STRONĘ OPRACOWAŁA MAJKA KADLEČEK

Miłe dzieciaki i nie tylko!

Przed nami kwiecień, czyli drugi miesiąc

wiosny. Na pewno liczycie na to, że będzie

cieplejszy niż marzec. Ale z kwietniem nic nie

wiadomo. W tym miesiącu pogoda bywa

szczególnie zmienna i kapryśna. Dziś może

świecić słońce, a jutro będzie padał deszcz.

Kwiecień w tym roku będzie miesiącem

wyjątkowym. Zaczyna się świętem dowcipnisiów,

znanym jako prima aprilis. W tym dniu możecie

bezkarnie zrobić kawał komuś znajomemu. Nie

obrażajcie się, jeśli to Wam ktoś zrobi jakiś dowcip.

Tegoroczny kwiecień jest też miesiącem matur

w szkołach słowackich – toteż trzymamy kciuki

i życzymy lekkiego pióra! A do tego Wielkanoc

i ferie świąteczne!

Przed nami jest wiec okres żartowania, wysiłku

naukowego oraz świętowania i odpoczynku.

Wykorzystajcie ten czas maksymalnie, bo przecież

taki urozmaicony miesiąc jest tylko raz w roku!

Kolorowy i wiosennie odurzonyWariowaniem miesiąc się zaczynaIle mamy czasu na kawały? Energicznie trzeba działaćCały dzień dowcipkowaćI radośnie śmiać się z siebieEłk, Warszawa oraz Żywiecw miastach żartów nastał dzieŃ!

Wiatr cieplutki i południowo-zachodniRadio nam prognozę przepowiadaEj, dzieciaki czas na spacerStrasznie w zimie pomarzliście?Złapcie rower albo wrotkiChodźcie z nami na podwórkoIdziesz? Idę. Także chodź!Elementarz wrzuć do szuflady!

Powrzucamy czapki i szaliki Na najwyższy w domu strychPrecz z kurtkami, kożuchami,Etolami, apaszkami i rękawicami!Jest już ciepło! Kwiecień jest!

Page 28: Monitor Polonijny 2006/04

ZA MIESIĄC: JEDZENIE PATRIOTYCZNE MAJKA KADLEČEK

Mili Czytelnicy, dzisiaj w tytulewstawka dokształcająca: ab ovo– czyli od jajka – mówili starzyRzymianie. Od jajka zaczynaliuczty, których możemy im za-zdrościć (choć w okresie postunie bardzo wypada o tym pi-sać). Zastanawiam się nad tymi dochodzę do wniosku, że ist-nieje podobieństwo między na-mi a mieszkańcami imperiumrzymskiego. Tak, tak, my też, coprawda tylko podczas świąt,zaczynamy posiłek od jajka. Jajka świąteczne – pisanki, kra-szanki i tysiące innych. Podczascałego roku nie sprzedaje sięich aż tyle i za takie ceny! Na gło-wę pięć, a na rodzinę przynajm-niej trzydzieści sztuk... Choćw tym roku może popyt przyha-muje grasująca ptasia grypa. Alenawet podczas pozostałej czę-ści roku konsumentom jajek niejest zbyt wesoło. Raz nam ży-wieniowcy mówią: „codzienniejedno jajko“, a potem: „tylko jed-no jajko tygodniowo“. I jeszczestraszą cholesterolem i salmo-

nellą! Brr! I kto ma się w tym ori-entować? Samo jajko na pewnonie. Na dodatek jest takie deli-katne i kruche. Wieczna zmorazakupów – jajka zapakowanew brązowe, papierowe torby, naktórych prawie zawsze po roz-pakowaniu odkrywamy charak-terystyczne wilgotne plamy.Wtedy można już tylko zgady-wać, ile sztuk się rozbiło i coz tego uda się uratować.W ogóle zakup jajek to nie łatwasprawa. Dylematy, które rodząsię przed witryną chłodniczą:kupić jajka z białą skorupką czyz brązową? Wielkości A, B czyC? Z jednym czy z dwoma żółt-kami, z selenem czy bez? Z cho-wu naturalnego czy z farmy dro-biowej? I czy aby na pewno sąświeże? Przed świętami trzebakupować, jak leci, nie zastana-wiać się! Bo i tak raz w roku, bezwzględu na rozmiar, kolor i po-chodzenie, trzeba zacząć posi-łek ab ovo i życzyć sobieWesołych Świąt!

zaskoczcie rodzinę nowością!SKŁADNIKI:10 jajek, 2 łyżki herbaty liściastej, ły-żeczka czarnego pieprzu, 1-2 łyżeczkiciemnego sosu sojowego i ew. łyżeczkagotowej chińskiej przyprawy w proszkuSPOSÓB PRZYRZĄDZANIA: Jajka ugotować na twardo. Trzonkiemnoża dość gęsto nadtłuc skorupki, aleich nie zdejmować. Jajka zalać wodątak, aby były całe przykryte, dodać sossojowy, herbatę liściastą, przyprawyi gotować na małym ogniu ok. godziny.Pozostawić w wodzie, w której się go-towały przez całą noc. Następnie deli-katnie obrać ze skorupek – by nie na-ruszyć wzoru.

NIECH ŻYJE TRADYCJA!

SKŁADNIKI: 250 ml gęstej śmietany, 3 jajka, 3 łyż-ki drobno posiekanego szczypiorku, 1 łyżka drobno posiekanego koperku,1 łyżka tartego chrzanu, sok z połowycytryny, sól, cukier

SPOSÓB PRZYRZĄDZANIA: Jajka ugotować na twardo, obraći przetrzeć przez sito. Do śmietany do-dać przetarte jajka, posiekany szczy-piorek, koperek, chrzan, sok z cytryny.Doprawić do smaku solą i cukrem.Dokładnie wymieszać. Odstawić na 3-4godziny do lodówki. Przed podaniemposypać posiekanym szczypiorkiemi koperkiem.

POLSKI SOS WIELKANOCNYDO JAJEK I WĘDLIN

JAJKA MARMURKOWE

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IK