16

The Poland Times czerwiec2014

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

Teraz można to ujawnić?Strona 3

StanisławMichalkiewiczZnany polski publicysta oraz autor wielu książek

Diabeł kontra krzyżykStrona 3

JanPietrzakZnany polski satyryk i publicysta

Klasztor z przestrzeni i czasu codziennego życia

Strona 10

Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie

Ks. prof.Marek Uglorz

Dmowski i Grzegorz VIIStrona 14

prof. AdamWielomskiwww.konserwatyzm.pl

Our brotherly HungaryNasze bratnie Węgry

Polak, Węgier - dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki, oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi. Więcej na str. 4, 8, 13, 15.Pole and Hungarian cousins be, good for fight and good for party. Both are valiant, both are lively, Upon them may God's blessings be. More on pages 4, 8, 13, 15.

Wybory MissThe Poland Times

Wybierz i wygraj -szczegóły na str. 9

bezpłatny miesięcznik/free monthly newspaper nr 10 czerwiec/june 2014 www.thepolandtimes.com

AL - AZ - CA - CT - CO - FL - HI - MA - NJ - NM - NY - UT - Ontario - Québec

- dr B. Józwiak o Słowianach- B. Wilk o Heydlu- K. Guziak o Polakach w Kazachstanie

W tym numerze:

Amerykańskawojna secesyjna

Już za miesiąc!

The Poland Times2Słowo od redaktora naczelnegoEditor in Chief’s Note

Szanowni Państwo,

Czerwcowe wydanie naszego pisma poświęcamy w swej znacznej części naszemu bratniemu krajowi jakim są Węgry. Przyjaźń łącząca nasze dwa narody nie ma sobie równych w całej historii nowożytej Europy. Wbrew mniemaniu, iż w polityce międzynaro-dowej liczą się przede wszystkim interesy, a nie sentymenta... lechicko – madziarskie relacje są temu zaprzecze-niem. Najlepszym tego dowodem będą fakty przedstawione w artykule autorstwa Michała Dworskiego. Ponadto o wybitnej postaci współcze-

snej polityki Wiktorze Orbanie, o sytuacji geopolitycznej Węgier, o ich aktywności w polityce wschodniej.

Węgry to jednak nie wszystko. W XI wydaniu The Poland Times będziecie mogli poczytać teksty Jana Pietrzaka, który wraca do zdrowia po zawale serca z początku maja. Także Stanisła-wa Michalkiewicza, prof. Marka Uglorza czy dr Bartosza Józwiaka oraz stałe pozycje o Kresach Anny Paszkowskiej, o piwie Wojciecha Trząskiego, o problemach prawnych Julii Szwiec. Ponadto dwa bardzo ciekawe tematy o wychowaniu dzieci autorstwa Klaudii Bagińskiej i o losach Polaków powracających na łono Ojczyzny z Kazachstanu autorstwa Katarzyny Guziak.

Na koniec jeszcze o dwóch inicjaty-wach:1. Dziękujemy za duże zainteresowanie naszym konkursem na Miss TPT 2014.

Szczegóły na str. 9. Kto jeszcze nie zagłosował prosimy o oddawanie głosu. Rozstrzygnięcie zaraz po wakacjach.2. Stowarzyszenie „Razem Utah” organizuje pod koniec lipca polskie kolonie dla dzieci. Szczegóły na str. 8. Tutaj wypada wspomnieć, iż jest to wspaniała okazja, by nasze pociechy spędziły 2 tygodnie wakacji w pięknej okolicy Salt Lake City u podnóża gór, które w 2002r. gościły zimowe zmaga-nia olimpijskie. Ponadto aktywny wypoczynek tanim sumptem finanso-wym połączony z nauką języka polskiego, historii i geografii ojczystej.

Z życzeniami przyjemnej lektury,

Krystian Żelazny

Ladies and Gentlemen,

We devote our June edition for our brotherly country Hungary. The friend-ship between these two nations has no competition and is the strongest in the

history of modern Europe. The Polish--Hungarian relation contradicts the statement that the only thing that counts in international affairs is business and sentiments play no role. A great amount of facts proving the fraternity of those two nations can be found in the article written by Michał Dworski. In addition, there are articles about the great political character Victor Orban, the geopolitical situation of Hungary and their activity in the politics of Eastern Europe.

Hungary is not all we have to offer. In the XI edition of The Poland Times you can also read the texts of Jan Pietrzak who recovered after a dangerous heart attack at the beginning of May. Also, we have texts written by Stanisław Michalkiewicz, prof. Marek Uglorz, and dr. Bartosz Józwiak, as well as our constant rubrics about confines by Anna Paszkowska, Wojciech Trząski about beer and Julia Szwiec about legal problems. In addition, we have two more articles: Klaudia Bagińska about child education and Katarzyna Guziak

about the fate of Poles returning to their homeland.

Finally, two more announcements:1. We are pleased to see the increase of interest in Miss TPT 2014 contest. Brief info about the contest on page 9. We encourage those who still hesitate to participate in the contest and vote. The results of the contest right after the vacations.2. “Razem Utah” association is organi-zing a camp for kids at the end of July. More info on page 8. We would like to indicate that this is a great occasion for our kids to spent two weeks in the beautiful area of Salt Lake City, close to the mountains, in the place which hosted the 2002 Winter Olympic Games. In addition it is an active stay, at a low cost, fun bonded with education which includes the study of the Polish language, as well as the history and geography of Poland.

Enjoy reading,

Krystian Żelazny

KrystianŻelaznyredaktor naczelnyeditor-in chief

Redaktor NaczelnyEditor in ChiefKrystian Żelazny

Zastępcy Redaktora NaczelnegoV-ce Editor in ChiefRobert Słówko vel Bert Wörtchen (East)Zbigniew Żelazny (West)

Dyrektor ds. marketinguDirector of MarketingAndrzej Gałuszka (Polska)Katarzyna Żak (USA)

Dyrektor ds. dystrybucjiDirector of DistributionCezary Żelazny

Skład i korektaComposition and CorrectionAgnieszka DeleskaKrzysztof Bankert

Obsługa informatycznaIT supportNatalia Kmieć

KontaktContactUSA:Telefon (PL): +1 917 331 0212Telephone (US): + 1 609 529 3959Canada:Telephone: +1 613 274 2661e- mail: [email protected]

Polska: Telefon: +48 667 121 108

WydawcaPublisherCaesar Polonia Publishing, Corpadres: 5918 Catalpa Ave. Ridgewood, NY 11385

Wszystkich chcących zamieścić reklamę na łamach pisma, prosimy o kontakt telefoniczny bądź emailo-wy.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów, która jest prywatną własnością intelektu-alną autorów tekstów.

In order to place advertisement with us, please contact us via email of phone.

The Editorial does not take responsibility for the content of articles, which is the private intellectual property of the authors.

www.facebook.com/ThePolandTimes

www.ThePolandTimes.com

Lektury dla rodziców

Jeszcze niedawno niemal na całym świecie obchodzony był Dzień Matki. Pierwszego czerwca natomiast dzieci cieszyły się swoim świętem, pełnym radości i świetnej zabawy. Te okazje nasunęły mi myśl o idealnej, moim zdaniem, propozycji dla obecnych, a także przyszłych rodziców. Do nich szczególnie skierowany jest ten artykuł. Bycie rodzicem to niełatwe zadanie, wymagające trudu i poświece-nia. Myślę, że aby lepiej zrozumieć istotę rodzicielstwa, a także pozbyć się wielu obaw z nim związanych oraz dobrze przygotować się na posiadanie dziecka warto przestudiować dzieła Janusza Korczaka, który pomimo tego,

iż nie posiadał własnych dzieci, dosko-nale znał się na ich wychowaniu i potrzebach, jakie wykazują. Jego książki mogą posłużyć rodzicom jako instrukcje prawidłowego wychowania dzieci. Oprócz tego są niezwykle interesujące i zapewniam, że zapozna-nie się z ich treścią rozwieje wiele wątpliwości, pomoże inaczej spojrzeć na kwestie związane z wychowaniem, zmusi do refleksji i z pewnością zaowocuje w przyszłości.

Jednak zanim zacznę, chciałabym na wstępie krótko przedstawić postać tego słynnego artysty. Śledząc jego biogra-fię okazuje się, że był to nie tylko polsko-żydowski pisarz i publicysta, ale również pediatra i pedagog, a także działacz społeczny. Nie ma więc wątpliwości, że całe swoje życie poświęcił dzieciom. Nie bez powodu też nazywany był „ojcem cudzych dzieci”. Jak wspomniałam wyżej,

Janusz Korczak nie założył rodziny. Mimo to bardzo kochał dzieci. Można powiedzieć, że troszczył się o młodych ludzi na całym świecie i pisząc swoje książki z apelem do ich rodziców, starał się zapewnić im cudowne dzieciństwo. Korczak lubił badać ich świat, odkrywać tajemnice ich psychiki oraz analizować mowę ich ciała. Uważał też, że najbardziej odpowiednim miejscem wychowania dziecka jest rodzina. Analizował kolejne etapy powstawania więzi między dorosłymi a dziećmi. Swoje obserwacje zapisywał w wielu książkach, które zyskały uznanie i dały mu sławę. Twórczość Janusza Korczaka obejmuje dwa okresy historyczno-literackie: Młodą Polskę oraz Dwudziestolecie Między-wojenne. Pomimo tego tematyka i wymowa jego dzieł są nadal aktualne.

Wiemy już, kim był Janusz Korczak. Przejdźmy więc do tego, co najważ-niejsze, a mianowicie – do jego twórczości. Poglądy pedagogiczne Janusza Korczaka świetnie ukazuje treść książki pt. „Jak kochać dziecko.

Dziecko w rodzinie”. Myślę, że właśnie od niej należy zacząć swoją przygodę z Januszem Korczakiem, która w sposób bardzo dokładny wprowadzi nas w świat dziecka. Zanim jednak zagłębimy się w tajemnice relacji dorosłych z dziećmi, musimy wziąć do serca pewną wskazówkę, jaką podsuwa nam autor w pierwszym rozdziale tej książki. Podpowiada, że czytając nie mamy skupiać się wyłącz-nie na tym, co zostało zapisane. „Kazać komuś dać gotowe myśli, to polecić obcej kobiecie, by urodziła własne twe dziecko” – podkreśla. Musimy więc czytać między wierszami, snuć własne refleksje, jedynie sugerując się tym, co umieścił w swej książce autor, a nie doszukiwać się gotowych rad i przepi-sów.

Czytając ten utwór, zastosowałam się do wskazówki Korczaka. Artykuł można więc potraktować jako moje własne przemyślenia dotyczące treści tej książki. Nie licząc pierwszego rozdziału, wstępem do rozważań Korczaka jest wyjaśnienie, na czym

polega powiązanie dziecka z matką. Jest to pierwsza relacja, jaką nawiązuje młody człowiek zanim jeszcze się narodzi. Wówczas dziecko i matka stanowią jedność. Oddech matki staje się oddechem dziecka, każdy jej kęs pokarmem, który daje mu życie. Płynie w nich wspólna krew i dopóki dziecko nie przyjdzie na świat są jakby jednym ciałem. Jednak wraz z dniem poczęcia odcinana zostaje pępowina w dosłow-nym oraz metaforycznym znaczeniu tego określenia. Wówczas dziecko staje się odrębną istotą i zaczyna żyć własnym życiem. Jednak bez pomocy matki, z którą łączy je więź wyjątkowa oraz pomocy ojca, dziadków i innych dorosłych, którymi otacza się dziecko, nie miałoby ono szansy na prawidłowy rozwój. Należy pamiętać, że dziecko jest wspólne – matki i ojca, choć nie tylko. Owszem, jest to owoc miłości, który wiąże małżonków, ale także, jak powiada Korczak: „głos spróchniałej, dawno zapomnianej trumny” odległego przodka, który przemawia w dziecku.

Ciąg dalszy na str. 5

KlaudiaBagińskaAbsolwentka I LOw Łomży

3publicystyka - polska

Teraz można to ujawnić?

Wprawdzie wybory do Parlamentu Europejskiego już się zakończyły, ale pozostały jeszcze widoczne ślady po kampanii, między innymi w postaci bilboardów. Na podstawie ich rozmiarów i ilości można wydedukować, ile pieniędzy kandy-daci na nie wydali. Pół biedy, kiedy do Parlamentu Europejskiego się dostali, ale jeśli się nie dostali? Setki tysięcy złotych wyrzucone w błoto! Co prawda na biednych nie trafiło, bo taka na przykład pani Joanna Senyszyn, co to lubi interesować się cudzymi pieniędzmi, z tej wrażliwo-ści społecznej uciułała sobie podob-no milion złotych, a przecież musiała

wydoić znacznie więcej - ale zawsze szkoda. A przecież nie tylko kandy-daci wydawali pieniądze, bo wydawały również partie, z tym, że o ile kandydaci swoje, to partie - państwowe, to znaczy - podatkowe.

Na przykład Platforma Obywatelska wystawiła bilboard z hasłem: „Idź na wybory, głosuj na bezpieczeństwo”. Jestem pewien, że ten bilboard był adresowany do konfidentów, którym za pośrednictwem władz Platformy Obywatelskiej tajne służby uświada-miały, iż głos oddany na PO tak naprawdę stanowi wsparcie bezpieczniackich watah. Potwierdza-łoby to moją ulubioną teorię spisko-wą, według której Platforma Obywa-telska, przy której tworzeniu tyle rozmów i bliskich spotkań III stopnia odbył pan generał Gromosław Czem-piński, jest polityczną ekspozyturą razwiedki. Ma to oczywiście swoje

konsekwencje, bo w związku z tym prawdziwym programem PO jest odwdzięczanie się razwiedce za powierzenie zewnętrznych znamion władzy i poparcia funkcjonariuszy poprzebieranych za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu. Istotne jest również i to, że to nie Platforma decyduje, w jaki sposób będzie się odwdzięczała, tylko jest o tym na bieżąco informo-wana. Dlatego też PO wprawdzie ma program polityczny, ale nie zawsze wie - jaki, ponieważ niekiedy jest informowana o swoim prawdziwym programie w ostatniej chwili. Tak czy owak, Platforma nakazany program realizuje, czego dowodem są ustawy o bratniej pomocy, czy psychuszkach - ta ostatnia wykonana przez pobożnego posła Jarosława Gowina, który został następnie delegowany z PO do tzw. „prawdzi-wej prawicy”.

Podczas gdy Platforma Obywatelska porzuca wszelkie pozory niezależno-ści i otwarcie wzywa swoich zwolen-

ników do głosowania „na bezpie-czeństwo”, ze strony zwolenników Prawa i Sprawiedliwości dobiegają narzekania na brak pieniędzy. Okazuje się, że nie ma za co zrealizo-wać filmu, pokazującego „prawdę” o Smoleńsku, bo zebrano zaledwie około 200 tysięcy złotych, podczas gdy potrzebne jest co najmniej 55 razy tyle. Tak w każdym razie utrzymuje pan Antoni Krauze, który podjął się wyreżyserowania tego filmu. Ale to jeszcze nie koniec kłopotów, bo okazuje się, ze niezależna telewizja „Republika” też zaczyna robić bokami. Pierwszy kwartał 2014 roku zamknęła stratą 2,2 mln złotych. Wprawdzie liczy na dochód ze sprzedaży akcji, ale skoro nawet na film pokazujący „prawdę” o Smoleńsku mało kto chce dać pieniądze, to nie ma pewności, czy da na telewizję, chociaż ona też pokazuje cała prawdę i tylko prawdę - w dodatku absolutnie niezależną.

Jest to sytuacja o tyle dziwna, że o ile mi wiadomo, Prawo i Sprawiedli-

wość, dla którego ukazanie „prawdy” o Smoleńsku jest istotnym elementem programu politycznego, podobnie jak pokazywanie prawdy i tylko prawdy w telewizji - to Prawo i Sprawiedliwość otrzymuje z budżetu państwa prawie 50 mln złotych, a z samych odsetek od tej sumy ma ponad 600 tys złotych. W tej sytuacji trudności finansowe przeżywane przez fundację próbującą zrealizo-wać film pokazujący „prawdę” o Smoleńsku, podobnie jak kłopoty finansowe stacji Republika są niezro-zumiałe. Gdyby PiS rzeczywiście tak zależało na pokazaniu „prawdy” o Smoleńsku, czy zapewnieniu sobie medialnego dopalacza, to przy takich dochodach z budżetu już dawno by to było załatwione. Skoro jednak załatwione nie jest, to nie można wykluczyć, iż prawdziwe priorytety PiS są zupełnie inne.

Artykuł ukazał się także w tygodniku „Nasza Polska”

StanisławMichalkiewiczZnany polski publicysta oraz autor wielu książek

www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

Diabeł kontra krzyżyk

Od dawna wiadomo, że diabeł tkwi w szczegółach. A takie wybory, jakie mieliśmy ostatnio, to gigantyczna plątanina szczegółów, detali, drobia-zgów, drobiażdżków… Ilu zatem diabłów może tkwić w jednym akcie wyborczym? Miliony! I wystarczy jeden diabełek w jednym punkcie, by cała ta wielka społeczna akcja stała

się podejrzana.

Pierwsze nieprzyjemne podejrzenia pojawiły się późnym wieczorem, kiedy przez wiele godzin pokazywa-no jakiś wynik sondy „exitpoll” zamiast wstępnych wyników z obwodowych komisji. Posiwiała część elektoratu pamięta czasy, kiedy w trakcie wieczorów wyborczych dochodziły protokoły z kolejnych miast i już nad ranem mniej więcej było wiadomo… jak nas oszukali. Tym razem pierwszy komunikat ogłoszono ok. 4:00 nad ranem. Musiał być szokujący dla komisji, bo

pokazał siedmiopunktową przewagę PiS na d PO. Do białego świtu podano więc kilka szybkich informa-cji redukujących tę różnicę i … wyjaśniono, że są to wyniki z 91 % komisji. Następnie, przez cały ponie-działek do późnego wieczora nikt nie był w stanie podliczyć ostatnich kilku procent sprawozdań. Czy serwery się przegrzały, czy komisje się popiły, nie wiadomo. Filmik z życia jednej z komisji przedstawił poseł Macierewicz na konferencji prasowej. Scena wrzucania worków z głosami do piwnicy, przejdzie do historii kina, jako underground wyborczy. Podziemne wrażenie robiła też zdecydowana odmowa wywieszenia protokołu na drzwiach lokalu.

Stałym fragmentem gry wyborczej są od dawna głosy nieważne. Sam przed paroma laty pisałem o przepa-ści kulturowej dzielącej dwa okręgi. Na mapce wyglądało to tak, jakby obok siebie żyły kompletnie różne plemiona. Jedni przypadkiem zniszczyli kilka głosów przez gapio-stwo, drudzy natrętnie, masowo mazali, kreślili, szarpali, opluwali karty wyborcze, jak szalona horda małp. Prośba, bo ktoś z komisji wyborczej wyjaśnił to zjawisko pozostała bez odpowiedzi…

Minęły lata… I oto Maciej Pawlicki pisze na łamach wPolityce.pl:„…krzyżyk trzeba postawić na kratce, która stoi obok nazwiska

wybranego przez nas kandydata. To nie jest trudne zadanie. Dlaczego w niedzielnych wyborach do Europar-lamentu 228 tysięcy głosujących Polaków nie potrafiło tak prostej czynności skutecznie wykonać? Musimy zrozumieć, dlaczego 228 tysięcy Polaków nie rozumie, jak postawić krzyżyk. 228 tysięcy prawi-dłowo wypełnionych kart mogło radykalnie zmienić wynik tych wyborów. A raczej dać ich obraz PRAWDZIWY, a nie obraz skrzywiony przez tak powszechną nieumiejętność stawiania krzyżyka”.Panie Maćku, diabeł tkwi w szczegó-łach, zwłaszcza gdy chodzi o krzyżyk, a diabeł po szkoleniu w Moskwie.

JanPietrzakZnany polskisatyryk ipublicysta

Przelewów możecie dokonywać bezpośrednio na konto bankowe, albo za pomocą Pay Pal pod adres e-mailowy [email protected]

Polish& Slavic Federal Credit Union Routing/ABA Number: 226082022 1216323

Można wysyłać także czeki na adres redakcji:Caesar Polonia Publishing Corp

5918 Catalpa Ave. Ridgewood- NY 11385

Szanowni Państwo, Jesteśmy z Wami już od 22 maja 2013r. Jest nam niezmiernie miło z tak licznie spływających do nas gratulacji i podziękowań za pracę jaką wkładamy w tworzenie naszego patriotycznego dzieła powstałego z myślą o Polsce i Polonii. Stworzyliśmy przez ten czas coś zgoła oryginalnego i wykraczającego poza lokalne ramy. Jako jedyne polskie pismo ukazujemy się zarówno

w USA jak i Kanadzie. Jako jedyni posiadamy stale aktualizowa-ną, informacyjną stronę internetową. Żadne inne bezpłatne pismo polonijne nie współpracuje z takimi sławami publicy-stycznymi jak Rafał Ziemkiewicz, Jan Pietrzak czy Stanisław Michalkiewicz. Wkład naszej pracy jest też odpowiednio dostrzeżony przez użytkowników portali społecznościowych, w tym w szczególności Facebook'a, gdzie posiadamy liczne subskrypcje.

Pismo jest bezpłatne, a redakcja pracuje pro publico bono. Żebyśmy się nadal tak pomyślnie rozwijali niezbędne są jednak środki finansowe na pokrycie kosztów druku i kolportażu. Jeżeli widzicie Państwo potrzebę dalszej egzystencji polskich bezpłat-nych mediów w formie jaką zaprezentowaliśmy w ciagu minio-nego roku, prosimy o wsparcie poprzez dokonania darowinny, bądź też wykupienia reklamy na łamach The Poland Times.

Wszystkim patriotycznie nastawionym rodakom z góry serdecz-nie dziękujemy za jakąkolwiek forme pomocy.

Redakcja TPT

The Poland Times

4 publicystyka - świat

Węgry wobec kryzysu na Ukrainie

Nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg. W tym przypadku odnosi się to do koalicji państw Zachodu w kwestii kryzysu na Ukrainie. Prawie wszyst-kich, bo sytuacja przedstawia się inaczej w odniesieniu do Węgier kierowanych przez Wiktora Orbana. Budapeszt wydaje się coraz częściej rozdarty pomiędzy Unią Europejską a Rosją. Sprawa jednoznacznej oceny agresji Moskwy na Kijów i bezprawne-go odebrania Krymu wydaje się tylko uwypuklać niezdecydowanie władz w Budapeszcie.

Dla lepszego zrozumienia sytuacji nad Balatonem, należy sobie zdać sprawę z położenia Węgier w tej geopolitycznej układance. Wiktor Orban, po czterech latach na stanowisku premiera, wyzbył się już chyba całkowicie romantycz-nych haseł i sentymentów, które miał wypisane na sztandarach na początku 2010 roku. Dzisiaj jest pragmatykiem – stara się robić to, co najlepsze dla Węgier. Po tym, jak zraził do siebie światową finansjerę, korporacje oraz Unijny reżim w Brukseli walcząc o wyciągniecie Węgier z ruiny po latach rządów socjalistów, nie pozostało mu zbyt wielu sojuszników w Europie. Tak to już jest w układance wielkiej polityki na Starym Kontynencie, że wszyscy wiarołomcy i banici, do których z pewnością zaliczymy współ-czesne Węgry pod rządami premiera

Orbana, prędzej czy później, odrzuceni przez ,,stare demokracje Zachodu” lądują w ramionach wielkiego, rosyjskiego brata. I tym razem tak się stało (przywódca Fideszu, po tym jak zebrał owoce unijnej pomocy, postano-wił dogadać się z Moskwą i tym sposobem złapać dwie sroki za ogon).

Korzystając z zawieruchy na Ukrainie, przybierającym na sile konflikcie na linii Wschód – Zachód, Węgry próbują wycisnąć z tego coś dla siebie. Ostatnio podpisano z rosyjskim Rostatomem kontrakt na budowę dwóch bloków energetycznych w elektrowni atomo-wej Pask. Wystarczy dodać, że kontrakt opiewa na wartość 10 mld Euro, a cała kwota jest rozłożona na 30 lat spłaty, jako bardzo atrakcyjnie oprocentowana pożyczka. Opisywana inwestycja jest Węgrą absolutnie niezbędna i to teraz, a kwota 10 mld Euro była praktycznie niemożliwa do pozyskania z Zachodu.

Co więcej, Rosja zagwarantowała, że przy elektrowni powstanie najmniej 10000 mieść pracy na Węgrzech (jeden z priorytetów Orbana). To oczywiście nie wszystko – Gazprom zapropono-wał, aby nowy gazociąg przez Morze Czarne (Sounth Stream) rozgałęział się i szedł przez Węgry - tym sposobem do budżetu Madziarów trafiałoby co najmniej dwa mld Euro rocznie. To oczywiście nie koniec: Orban liczy także na dostęp do surowców energe-tycznych z Rosji po preferencyjnych cenach. Dzisiaj Budapeszt jest zależny od gazu ziemnego z Moskwy w około 78%.

Nie trudno się wobec powyższego dziwić bardzo powściągliwej i zachowawczej postawie rządu Orbana wobec agresji Rosyjskiej na Ukrainie. Co więcej, można dostrzec pewne wspólne cechy polityki Moskwy i Budapesztu wobec Kijowa. Kilkana-

ście dni temu Orban zażądał autonomii i podwójnego obywatelstwa dla 200 tysięcy Węgrów mieszkających na Ukraińskim Zakarpaciu. Legitymizo-wał w ten sposób w pewnej mierze rosyjskie żądania autonomii dla wschodnich obwodów Ukrainy.

Czy w przyszłości Węgry pod przywództwem Wiktora Orbana będą musiały wybrać pomiędzy Unią Europejską a Rosją? Prawdopodobnie nie. Ale cała opisana sytuacja po raz kolejny pokazuje, jak słabym politycz-nie organizmem jest Unia Europejska, oraz to, że Rosja w zasadnie już tradycyjnie potrafi prowadzić taką politykę, która umożliwi jej wbicie klina pomiędzy państwa Unii, a tym samym osłabi oddziaływanie Wspólno-ty oraz jej możliwość szybkiego podejmowania decyzji, skutecznego reagowania i działania w ramach solidarności.

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

BartoszRomanekInternacjologdoktorant UKSW w Warszawie

Gdzie Rzym, gdzie Krym

Paweł Kowal zabłysnął szeregiem wypowiedzi typu "Rosja ma do Krymu takie same prawa jak do Lublina". Nie sprecyzował jednak, czy w Lublinie 60% mieszkańców stanowią Rosjanie, czy też 80% lubliniaków na co dzień mówi po rosyjsku.

W marcu tego roku autonomiczna republika Krymu (za zachętą Rosji i przy jej wsparciu) przeprowadziła referendum, w którym większość ludności opowiedziała się za oderwa-niem półwyspu od Ukrainy (ogarniętej akurat rewolucją). Logicznym następ-stwem tego kroku było przystąpienie Krymu do Federacji Rosyjskiej. Rosjanie stanowią bowiem ponad 60 % krymskiej ludności. Decyzja krymskich wzbudziła histeryczną reakcje krajów "postępowego" Zacho-du (tzn. USA i państw UE), zgodnym chórem krzyczących o "bezprawiu" i zapowiadających nie uznawanie faktów dokonanych. Czy słusznie ?

Równi i równiejsi

Granice państwowe, jak wiadomo, nie są wieczne. Wiedzą coś o tym Polacy – jeszcze w 1988 graniczyliśmy z 3 państwami – ZSRR, NRD i Czechosło-wacją. Minęło 5 lat – i żadnego z w/w państw nie było już na mapie. Najmłodsze państwa w Europie liczą sobie zaledwie kilka lat – Czarnogóra (2006) i Kosowo (2008) zostały skwapliwie uznane przez Polskę, z błogosławieństwem Waszyngtonu i Brukseli. W pierwszym przypadku (słusznie zresztą) wskazywano na wynik referendum, w drugim podno-szono kwestie praw człowieka i samo--stanowienia narodów.

W przypadku Krymu te wzniosłe zasady jednak nie obowiązują. Kluczo-wym argumentem polskich polityków jest "niezgodność z ukraińskim prawem" krymskiego referendum. Zwolennicy tego argumentu zdają się zapominać o fakcie, że majdanowa rewolucja była równie "niezgodna z ukraińskim prawem". Co by nie mówić o Wiktorze Janukowyczu (a szłoby powiedzieć dużo złego), był on legalnym ukraińskim prezydentem, a "majdanowa" władza Turczynowa – Jaceniuka miała charakter samozwań-czy – co nie przeszkodziło Polsce w szybkim uznaniu rewolucyjnych władz w Kijowie.

Wybiórczy legalizm naszych "elit" jest niezbyt konsekwentny. Podobnie zresztą jak ich wybiórcze podejście do zasady samo-określenia. O ile tłum w Kijowie ma moralne prawo do działań "niezgodnych z ukraińskim prawem", o tyle krymscy pod żadnym pozorem tego prawa nie mają ...

Zły Putin i "bracia" spod znaku Bandery

Przez polskie media przetoczyła się fala anty-rosyjskiej histerii. Tradycyjne pierwszeństwo w tej konkurencji zdobył obóz PiS (szczytem pajacowa-nia był występ J.Kaczyńskiego w Kijowie, gdzie wykrzykiwał bande-rowskie hasła obok czerwono-czarnych barw OUN-UPA).

Ktokolwiek odważył się zwrócić uwagę na neo-banderowską retorykę Prawego Sektora, Swobody i im podobnych – od razu dostawał piecząt-kę "rosyjskiego agenta wpływu". W ten sposób PiSowska Gazeta Polska Codziennie potraktowała np. ks. Isakowicza Zaleskiego, (człowieka bardziej zasłużonego w walce z czerwonym reżimem, niż całe stado PiSmaków razem wzięte).

Wina ks. Tadeusza była jednak niezmy-walna – ośmielił sie piętnować ukraiń-ską skrajną prawice, za kult Bandery, i negacje rzezi wołyńskiej 1943 (zakła-mywanej przez neo-banderowców z wielkim uporem). Nade wszystko jednak odważył sie nie zgadzać z Prezesem Nieomylnym – a tego, jak w balladzie o Murce, "banda nie wybacza".

Cóż jednak zrobić, gdy role "ekspertów i znawców od spraw Wschodu" odgrywają w Polsce ludzie tacy jak Paweł Kowal. Były lider PJN zabłysnął szeregiem wypowiedzi typu "Rosja ma do Krymu takie same prawa jak do Lublina". Nie sprecyzował jednak, czy w Lublinie 60% mieszkańców stanowią Rosjanie, czy też 80% lubliniaków na co dzień mówi po rosyjsku. Inne złote myśli byłego euro-posła to "Ukraina weszła na Krym w 1917" (?! - MAW) "Rosja szykuje etniczną czystkę krymskich Tatarów", czy też "Polską racją stanu jest wspieranie Ukrainy w niezmiennych granicach". Argumenty przeciwników zwykł P.Kowal podsumowywać "to jest propaganda Putina, tak wygląda propaganda Putina, pan powtarza tezy propagandy Putina".

Jak to z Krymem było

Warto krótko wspomnieć o historii "odwiecznie ukraińskiego" półwyspu. Historycznie Krym był chanatem Tatarów, podległych tureckiemu sułtanowi. Jako sąsiad Polski tatarski Krym zapisał się z jak najgorszej strony, cyklicznie napadając i porywa-jąc ludność (głównie rusińską zresztą !) w jasyr – wprost na targi niewolników. W 1783 (po zwycięskiej wojnie z Turcją) Krym przyłączono do Rosji – od tej pory przez 200 lat pozostawał on pod zwierzchnictwem Petersburga czy Moskwy (z krótką przerwą na niemiec-ką okupacje podczas II wojny św.) Skład etniczny półwyspu zmieniał sie podczas carskich i radzieckich rządów, tak że w XX w. większość stanowili już Rosjanie.

Bardzo ważną role odgrywał Krym podczas kolejnych wojen toczonych przez Rosję (zwłaszcza wojna krymska 1853-1856) ze względu na strategiczne położenie na Morzu Czarnym. Dotyczyło to zwłaszcza miasta i portu Sewastopol, głównej bazy rosyjskiej Floty Czarnomorskiej.

Chlubną kartę zapisał Krym podczas rosyjskiej wojny domowej – aż do jesieni 1920 będąc ostatnim bastionem "białych" Sił Zbrojnych Południa Rosji gen. Wrangla. Bolszewicy zdawali sobie sprawę, że muszą zgnieść opór Krymu, by nie dopuścić do powstania "drugiej Rosji". Co też im sie, niestety, udało. Dopiero w 1954 tow. Nikita Chruszczow (ukraiński bolszewik o wyglądzie i manierach świniopasa) włączył Krym w skład Ukraińskiej SRR. W ówczesnych warunkach przejście z jednej republiki do drugiej nie robiło wielkiej różnicy – dopiero rozpad ZSRR uświadomił krymskim, że znajdą sie w obcym państwie. Już w 1992 półwysep usiłował oderwać sie od Ukrainy i proklamować niepodle-głość – w końcu w 1993 zawarto układ, w myśl którego Krym pozostawał w składzie Ukrainy w zamian za autono-mie. To wystarczyło krymskim, aż do majdanowej rewolucji, z banderowski-mi flagami w tle. Tego już im było za wiele.

Nie od rzeczy jest jeden istotny szczegół – w całej swojej długiej historii Krym ani przez jeden moment nie był etnicznie ukraiński.

Do Budapesztu po nauki!

Co uczyniła Polska, bezwarunkowo popierając rewolucyjne władze w Kijowie ? Po pierwsze stanęła w poprzek życzeniom miejscowej krymskiej ludności (której sie nie spieszyło pod majdanowe rządy). Po drugie, wspiera państwo coraz bardziej bandyckie. Dość wspomnieć spalenie 40 ludzi w Odessie, czy wyczyny "czarnych ludzików" na żołdzie żydowskiego oligarchy I.Kolomojskie-

go (który pozwala sobie wyznaczać pieniężne nagrody za zabicie prorosyj-skich "terrorystów" !). Po trzecie – nic dla siebie nie zyskuje.

Nie słychać o wsparciu rządu w Kijowie dla ukraińskich Polaków (wręcz przeciwnie, nowa ustawa językowa ogranicza ich prawa), ani o ułatwieniach dla polskich eksporterów (embargo na wieprzowinę trwa sobie w najlepsze). Polskie zabytki na Kresach Wschodnich niszczeją, za to pomniki zbrodniarzy typu Bandera czy Szuche-wycz - rosną jak grzyby po deszczu. Jest jednak polityk, który woli dbać o interesy własnego narodu (u siebie i za granicą), niż wspierać "ukraińskich braci". To węgierski premier Viktor Orban, który głośno upomniał sie o prawa Węgrów na Rusi Podkarpackiej (węgierskiej przed 1920). Autonomia mogłaby postawić na nogi ten region, dziś jeden z najbiedniejszych w całej republice – ale banderowców nie kochający.

Nic dziwnego, że FIDESZ V.Orbana zebrał w ostatnich wyborach 45 % głosów (węgierski przywódca jest znany z tego, że nie boi sie ani wielkich banków i korporacji, ani unijnych "tolerastów" – gdy idzie o interes jego kraju). Znamienna była reakcja polskich "elit" – premier Tusk wyraził zaniepokojenie, Paweł Kowal wysłał list otwarty (z pewnością przeczytany w Budapeszcie z zapartym tchem – MAW), a portal Wirtualna Polska skowyczał "Orban wbija nóż w plecy Ukrainie !"

I tak to nasze "elity" pouczają polityka, od którego same powinny sie uczyć, i to z dużą pokorą. A w międzyczasie nowe władze "wyzwolonej" Ukrainy strzelają do "terrorystycznej" ludności Donbasu, za pieniądze żydowskiego oligarchy z Dnieporpietrowska. Co raczej potwierdza, że krymscy dokona-li słusznego wyboru.

Michał AndrzejWirtelUniwersytet Ekonomiczny w Krakowie

Ciąg dalszy ze str. 2

Choć potomek dziedziczy wiele cech swoich przodków, to mimo wszystko jest nowym, niepowtarzalnym człowiekiem – jest po prostu sobą i aby dobrze go zrozumieć, należy obserwować i analizować jego zachowania. Poznając go w ten sposób, rodzice powinni pomagać mu dorosnąć i kształtować swoją własną, indywidualną osobowość. Niestety każdy rodzic ma wobec swojego dziecka wiele oczekiwań, czasem zbyt wygórowanych. Są one często wynikiem niespełnionych ambicji. Z góry zakładają, jakie ma być ich dziecko, kim ma zostać w przyszłości, tworząc w ten sposób wizję idealnego potomka, wzór, do którego ma się dopasować. Próbują wcielić go w jego życie licznymi nakazami i zakazami. Wciąż podpo-wiadają jak dziecko ma się zachowy-wać, jak ma wyglądać, jakie ma sprawiać wrażenie. W takim postępowaniu przejawia się egoizm rodziców. Janusz Korczak apeluje, aby dać dziecku prawo do osobistych wyborów, dać mu wolność, by samodzielnie nadawało swojemu życiu własny kształt.

Kolejną kwestią poruszaną w książce jest problem wysiłku, jakim jest rodzicielstwo. Wychowanie dziecka „to nie miła zabawa, a zadanie, w które trzeba włożyć wysiłek bezsen-nych nocy, kapitał ciężkich przeżyć i wiele myśli…” – pisze autor. Postrzega on bycie rodzicem jako pewnego rodzaju poświęcenie, zrezygnowanie z doczesnych przyjemności dla dobra wyższego –

wychowania potomka oraz zagwa-rantowania mu godnego życia i dobrego startu. Rodzicielstwo to ciągła troska o dziecko: o jego zdrowie, bezpieczeństwo, o to, czy zostały zaspokojone wszystkie jego potrzeby. Każdy rodzic pragnie, by jego dziecko było zdrowe, mądre, dobrze wychowane… Chciałby, żeby było po prostu szczęśliwe.

A szczęśliwe dziecko, to przede wszystkim dziecko kochane. Miłość rodziców do swojej pociechy powin-na być bezinteresowna. „Czy ziemia wdzięczna słońcu, że świeci? Czy drzewo wdzięczne ziarnu, że z niego wyrosło? Czy słowik matce śpiewa, że go piersią grzała?” – pisze Korczak, podkreślając, że rodzic powinien kochać swoje dziecko bezwarunkowo, nie oczekując niczego w zamian. Jednak często oczekuje się od dzieci wdzięczności (zapłaty) za wychowanie, za poświę-cony im czas… – za to, co jest, jakby nie patrzeć, obowiązkiem rodziców, a raczej zadaniem, do którego zostali stworzeni.

Często słyszymy, że dobre dziecko, to dziecko grzeczne; w przypadku niemowlęcia – nie płacze, nie gryma-si, jest radosne i pogodne. Niestety to znów wygórowane wymagania rodziców, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, że dzieci z natury są płaczliwe, krzykliwe, w taki sposób okazują swoje emocje, przekazują nam informacje o swoim samopo-czuciu, potrzebach i pragnieniach. W początkowym etapie życia to jedyna droga porozumienia z rodzicem. W kolejnych fazach dziecko komuniku-

je się z innymi posługując się mową. Jednak płacz wciąż jest rzeczą naturalną – przejawem niezadowole-nia, sprzeciwu lub też po prostu smutku. „Niemowlę narzuca swą wolę przez krzyk. Później przez mimikę twarzy i rąk, wreszcie już – przez mowę.” – podsumowuje tę myśl Janusz Korczak.

Niestety rodzice często zachowują się w sposób nadopiekuńczy, chcąc uchronić dziecko od wszelkich niebezpieczeństw. Choć czynią tak w trosce o dobro dziecka, to w taki sposób mogą mu zaszkodzić. Przesadnie martwiąc się o nie, nie

pozwalają mu się rozwijać, doświad-czać różnych zdarzeń i przekonywać się na własnej skórze, uczyć w praktyce jak odróżniać dobro od zła. Takie zachowanie bardzo dobrze obrazuje cytat z omawianej przeze mnie książki: „W obawie, by śmierć nie wydarła dziecka, wydzieramy dziecko życiu; nie chcąc, by umarło, nie pozwalamy żyć.”

Niech powyższe słowa autora będą podsumowaniem treści tej książki. Każdy zinterpretuje je nieco inaczej. Pamiętajmy jednak, że nie ma błędnych interpretacji. Jeśli ktoś, czytając słowa Korczaka, zastanowi

się nad nimi choć przez chwilę, to cel autora zostanie osiągnięty. Moje wnioski są następujące: rolą rodziców jest troska o dziecko, bezinteresowna miłość i pomoc. Jednak pomagać nie znaczy wyręczać. Dorośli powinni dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, jednocześnie nie przeszkadzając dziecku rozwijać się samodzielnie. Tą myślą zakończę swoje rozważa-nia, a ich kontynuacją będzie artykuł, który ukaże się w kolejnym numerze.

5ekonomia

Adam Heydel – ekonomista, publicysta, krytyk sztukiwww.ThePolandTimes.comThe Poland Times

Lektury dla rodziców

Pod koniec lat 30 pewien ekonomista dostał od pracownika naukowego Uniwersytetu Jagiellońskiego rekomendację, która pozwoliła mu wyjechać do USA na stypendium Fundacji Rockefellera. Nic zaskaku-jącego, wydawałoby się, gdyby nie to, że obaj panowie byli zaciętymi ideowymi przeciwnikami, patrzący-mi na gospodarkę z zupełnie innych poziomów. Minęło kilka lat, profesor ekonomii, który pomógł swojemu adwersarzowi, nie zgodził się na podpisanie volsklisty i został interno-wany w ramach akcji Sonderaktion Krakau. Po kilku tygodniach wyszedł z obozu, ale poważnie podupadł na zdrowu. Wkrótce

znowu go internowano, trafił do obozu w Oświęcimiu, gdzie został rozstrzelany. Jego ciało pochowano na oświęcimskim żwirowisku. Po wojnie ów komunistyczny ekonomi-sta stał się jednym z czołowych i najbardziej wpływowych naukow-ców, nie tylko w PRL, ale też poza jego granicami. Wypowiadali się o nim z szacunkiem zarówno Franklin D. Roosevelt, jak i Józef Stalin. Pomimo zawrotnej kariery sława nie uderzyła mu jednak do głowy. Pamiętał doskonale czasy przedwo-jenne i spory, jakie toczył z krakow-skim profesorem. W ramach wdzięczności kazał on usunąć z uczelnianych bibliotek jego książki oraz pozbyć się artykułów tak, by jego dorobek został na wieki zapomniany. W ten oto sposób nauka pamięta o Oskarze Lange i powszechnie uznaje jego wkład w nauki ekonomiczne, nie słyszała jednak o Adamie Heydlu.

Po ponad 40 latach wśród młodego pokolenia o jego pracach wiedziała realtywnie wąska grupa specjalistów i pasjonatów a przez ponad 20 lat wznowiono zaledwie ułamek jego bardzo szerokiej twórczości. W 2012 roku, dzięki ciężkiej pracy redakcyj-nej, nakładem Instytutu Misesa ukazało się obszerne, dwutomowe wydawnictwo o wiele mówiącym tytule "Dzieła Zebrane". Zbiór ten zawiera ogromną ilość archiwalnych, często niepublikowanych od czasu wybuchu II Wojny Światowej artykułów, zdjęć i grafik związanych z Adamem Heydlem. Podczas lektury jego tekstów ekonomicz-nych, dostrzec można silny rys, jaki wywarły na jego postrzeganiu świata i procesów gospodarczych środowi-sko "szkoły krakowskiej" zorganizo-wanej na Uniwersytecie Jagielloń-skim wokół profesora Adama Krzyżanowskiego, a także udział w seminariach jakie Heydel odbył w

Wiedniu u Ludwiga von Misesa. W jego pismach widać wyraźnie obszerną wiedzę z zakresu metodolo-gii nauk ekonomicznych, która pozwalała mu dążyć w kierunku oddzielenia czystej teorii ekonomii od ideologicznych sporów, w których jednak również brał czynny udział będąc zagorzałym krytykiem interwencjonizmu gospodarczego i biurokracji.

Warto podkreślić, że w przypadku twórczości Heydla nie mówimy tylko tekstach naukowych, nie brakuje tam bowiem publicystyki, będącej świetnym odzwierciedle-niem sporów jakie toczono wśród elit II Rzeczpospolitej, ale również doskonałych artykułów poświęco-nych sztuce, której Heydel był prawdziwym pasjonatem. Spokrew-niony z Jackiem Malczewskim i znający się z nim od dzieciństwa był zawsze wrażliwym koneserem i

komentatorem malarstwa. Być może wielkim błędem współczesnych, którzy znają twórczość Heydla jest ten brak popularyzacji jego tekstów poświęconych sztuce i kulturze polskiej. Przy okazji tego wydania chciałbym, aby to się zmieniło i dlatego dzięki uprzejmości redakcji będą mieli Państwo możliwość zapoznania się z jednym z jego artykułów poświęconych wpływowi ziemiaństwa na polskość.

Pojawia się przed nami wizerunek człowieka, którego obszerne zainte-resowania, szeroka wiedza, gruntow-ne akademickie doświadczenie, głęboki patriotym, ale też publicy-styczne zacięcie sprawiały, że jego przedwczesna śmierć a następnie cenzura jego prac były wielkim ciosem dla polskiej nauki.

BartoszWilkAkademia Górniczo - Hutnicza w Krakowie

6 publicystyka - świat

Panslawizm, neoslawizm, słowianofilstwo – interes narodów, czy argument dla rosyjskiej dominacji? Część 2

Młodzi ludzie, zwłaszcza ze Wscho-du, po zdobyciu średniego wykształ-cenia lub po ukończeniu studiów licencjackich decydują się na studia za granicą. Według najnowszych danych GUS, lwia ćwiartka studen-tów zagranicznych przyjechała na polskie uczelnie z Ukrainy. Młodzież z tego państwa stanowi już 42 proc. ogółu.

Studenci z Ukrainy najczęściej motywują swoją decyzję studiowa-nia w Polsce atrakcyjnym dyplo-mem. Dla nich studia w Europie oznaczają lepsze możliwości na przyszłość. Tutaj mogą zrealizować swoje plany, zostać na stałe lub ruszyć dalej na „podbój” świata. Polskie wykształcenie wydaje się im bardziej prestiżowe. Nie jest to jedyna przyczyna zmiany życiowej tak poważnej, jak nauka z dala od rodziny i przyjaciół, gdzie nowo

upieczony absolwent jeszcze będzie potrzebował wielkiego wysiłku, by stanąć na nogi.

Duszna sala. Cztery rzędy idealnie ustawionych ławek. Komisja egzaminacyjna milcząco przypatruje się twarzom kandydatów – niektórzy zrozpaczeni szeptem mamroczą pytania celującym, inni intensywnie zaznaczają kółkiem cokolwiek, oby było. Przytłaczająca cisza idzie noga w nogę z pełnymi trwogi myślami setki maturzystów. Zaparowane okna sali gimnastycznej służą uczniom Szkoły nr 10 za źródło inspiracji. Jeszcze niedługo a zostaną studenta-mi. Przyjechali do Lwowa z okolic nie po to, by wracać. Bo stypendyści RP zazwyczaj nie wracają.

„Jest to kwestia znalezienia pracy – mówi Kryśka, studentka polonistyki z Warszawy – po powrocie do rodzinnego miasta czeka mnie najwyżej praca jako pedagog bądź stanowisko w konsulacie.” Zatrud-nienie, zwłaszcza po ukończeniu kierunków humanistycznych również dla studentów z kraju ma wątłe perspektywy. Brak doświad-

czenia zawodowego oraz zbyt wysokie wymagania finansowe potencjalnych kandydatów to dwie rzeczy, które decydują o tym, że aż 50% ankietowanych przedsiębior-ców w ogóle nie zatrudnia absolwen-tów bądź robi to niechętnie. „Ale jakoś sobie żyją. Zaczynają praktyki i staże, wynajmują razem mieszka-nie, dostają stałą pracę, biorą ślub, kończą studia, zakładają rodzinę. Na taką stabilność w naszym kraju nie ma co liczyć” – podkreśla Wojtek z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Coś skłania przedsię-biorców do tego, aby zatrudniali obcokrajowców.

Polityczna i ekonomiczna sytuacja na Ojczyźnie jest równie ważnym aspektem dla młodzieży, która przyjeżdża do Polski z takich państw jak Białoruś, Ukraina czy Mołdawia. Polska oferuje młodym Ukraińcom wysoki poziom nauczania i niższe czesne niż w Europie Zachodniej. Mianowicie z tego powodu młodsze pokolenia w poszukiwaniu lepszego życia decydują się na studia w Polsce. W takiej sytuacji jest wielu obywateli Białorusi, którzy z

powodu prześladowań za działalność opozycyjną zostali usunięci z państwowych uczelni. Są oni ponie-kąd zmuszeni do takiej emigracji, a Polska chętnie ich przyjmuje, zabez-pieczając finansowo i dając możli-wość darmowego studiowania i prawo do otrzymywania stypendium.

Jest jeszcze jeden ważny powód przyjazdu młodych ludzi do Polski. Duża ilość studentów, która ma polskie korzenie, korzysta z tego i przyjeżdża do ojczyzny swoich przodków, nie tylko żeby studiować, ale także dlatego, żeby najzwyczaj-niej otrzymywać powyżej wspomniane stypendium, które jest dla nich przewidywane. Stypendyści Rządu RP są zwolnieni z opłat za studia. Ukraińska młodzież, która chciałaby zdobywać edukację w Polsce, może ubiegać się o przyjęcie na studia także samodzielnie, za pośrednictwem licznych projektów i programów. Do takich m.in. zalicza się bardzo popularny w Europie program „Erasmus”, który daje możliwość studiowania w wielu państwach Unii Europejskiej, a także mniej znany projekt „Teraz

Wrocław”, który skierowany jest właśnie do obywateli Europy Wschodniej. Dzięki nim, studiowa-nie w Polsce staje się możliwe, jeśli nie masz polskiego pochodzenia.

Mirek z Kijowa, po kolejnym łyku piwa, przetarł górną wargę i wycią-gnął się komfortowo w fotelu. „Skończyłeś prawo. Co z pracą, planami na najbliższe lata? Pobrać się z Ewką?” – pytam go bez skrępo-wania. „Odbyłem staż w kancelarii prawniczej – zatrudnili mnie po trzech miesiącach. Pracuję, oszczę-dzam na auto i rzeczywiście chcę się niedługo ożenić… we Włoszech.”

Nie jest tak źle z decyzją o pozosta-niu w kraju obcym. Ludzie mają zbyt dobre zdolności do przyzwyczajania się, odnalezienia w nowej ekipie, nowym mieście, klimacie i otocze-niu. A zaczyna się nasza droga od nauki – i gdziekolwiek jesteśmy, kontynuujemy ją, czy to na studiach, czy w pracy, bądź gronie przyjaciół. Jak powiedział niegdyś Mickiewicz: „wiedzę możemy zdobywać od innych, ale mądrości musimy nauczyć się sami”.

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

Młodzież ukraińska na studiach w Polsce: zostać czy wrócić?

Kontynuując omawianie społeczno--politycznych reminiscencji zaintere-sowania słowiańszczyzną, warto ukazać dwa kolejne nurty wykreowa-ne w XIX i początkach XX w.

Na przełomie XIX i XX wieku pojawił się nurt krytyczny wobec omawianego w poprzednim tekście panslawizmu, zwany neoslawizmem. Powstały wśród czeskich działaczy narodowych (m.in. Tomáša Masary-ka) i był krytyczny wobec żądań rosyjskiej dominacji nad innymi Słowianami. Masaryk chciał, aby wspólnota Słowian była oparta na demokratycznej wspólnocie, postulował zjednoczenie Czech i Słowacji (opcjonalnie także Polski) oraz luźny związek z Rosją. W konsekwencji neoslawizm dystanso-wał się od takich idei panslawizmu, jak pogląd o wyższości jednych słowiańskich grup nad innymi czy dominacja jakiejkolwiek religii. Był więc nieakceptowalny przez rosyjskich ideologów i uznawany za wrogi (choć w rzeczywistości po raz pierwszy normalizował formułę wspólnoty narodów słowiańskich). Pierwszym formalnym zgromadze-niem neoslawistów, był kongres w Pradze w roku 1908, w którym akces

uczestnictwa zgłosił także Roman Dmowski, pragnący wykorzystać ruch do przeniesienia problemu polskiego na szczebel międzynaro-dowy i uzyskania autonomii Króle-stwa Polskiego w ramach Rosji. Drugi kongres odbył się w 1909 r. w Petersburgu, zaś trzeci w 1910 r. w Sofii. Ruch ten z wiadomych wzglę-dów nie uzyskał poparcia Rosjan, choć Rosja nie przeszkadzała w jego działalności. Stopniowy schyłek neoslawizmu rozpoczął się w 1910, kiedy jego trzeci kongres w Sofii odbył się już m.in. bez udziału Polaków. Ten kierunek ideologiczny, krytyczny wobec panslawizmu, oraz jego próba uwolnienia ruchu od wpływów rosyjskich doprowadziły jednak mimowolnie do wzmożenia nacjonalizmu wśród rosyjskich panslawistów i wyodrębnienia się tzw. rosyjskiego neoslawizmu, który był skrajnie rusocentryczny.

Wcześniej od panslawizmu oraz neoslawizmu rozwijał się ruch słowianofilski. Był tom nurt myśli politycznej ukształtowany w Rosji po 1839. Do jego najwybitniejszych przedstawicieli zaliczali się Aleksiej Chomiakowa, Iwan Kiriejewskio, Konstantin i Iwan Asakow, Juri Samarin, Michaił Pogodin i. in. Za umowny moment powstania słowia-nofilstwa przyjmuje się publikację artykułu A. Chomiakowa O starym i nowym w 1839. W wersji klasycznej przetrwało ono jedynie do połowy lat sześćdziesiątych XIX w. Słowiano-

filstwo można z jednej strony odczy-tywać jako swoisty sprzeciw wobec silnych wpływów kultury zachodniej w dziewiętnastowiecznej Rosji (od czasów Piotra Wielkiego trwał tam proces europeizacji; okcydentalizm). W konsekwencji słowianofile opowiadali się za powrotem do dawnej Rusi, którą uważali za skarbnicę zarzuconych wartości i ideałów, a także idealizowali dawne państwo rosyjskie, tworząc utopię społeczną, opartą na trzech głównych wartościach: prawosławiu, wiejskich wspólnotach gminnych (tzw. obszcziny) oraz silnej władzy centralnej w postaci tzw. samodzier-żawia. Z drugiej zaś strony, na początku zupełnie nieświadomie, tworzyło ono podstawę teoretyczną rosyjskiego imperializmu, w jego najgorszej postaci. Kreowało bowiem mistyczną rolę Rosji, w misji niesienia światu swoistego zbawienie oraz formowało przeświadczenie o jej cywilizacyjnej wyższości (to z tego nurtu będzie też później częściowo czerpał Dugin, tworząc ideę euroazjatyzmu opartą na widocznej już w słowianofilstwie idealizacji „rosyjskiego ducha”).

Klasyczne słowianofilstwo nie było jeszcze doktryną szowinistyczną. Jego ideolodzy raczej proponowali zachodnim państwom i społeczeń-stwom rosyjski, ewolucyjny model rozwoju, wiarę prawosławną oraz pewne poczucie solidarności społecznej, które w ich mniemaniu

świadczyły o wspaniałości kultury rosyjskiej, wskazując na kryzys cywilizacji zachodnioeuropejskiej. Jego przyczyn dopatrywali się zaś w skrajnym indywidualizmie oraz zbytniej wierze w rozum, która zastąpiła wiarę w Boga (krytykowali Kościół Katolicki jako wypaczający idee chrześcijańskie). Podkreślali konieczność tworzenia przez ludzi wierzących wspólnoty opartej na prawdzie, miłości i wolności, które ich zdaniem stanowiły podstawę wiary prawosławnej, co miało określić charakter Rosjan jako ludzi kochających sprawiedliwość i wolność ducha. Uznawali, że każde państwo rozwija się w unikatowy sposób i nie może wzorować się na innych oraz rozwinęli koncepcję Świętej Rusi utożsamiając ją z carską Rosją (miała być strażniczką nieska-żonej tradycji chrześcijańskiej i sprawiedliwego ustroju społeczne-go). Inspiracją dla tych teorii był europejski romantyzm, wzbogacony o elementy teologii prawosławnej. Jednak utopijność tych poglądów była nie do pogodzenia z realiami politycznymi i społecznymi. Począt-kowa idea powoli się degenerowała ewoluując w nacjonalistyczny, rosyjski panslawizm, który w ostatecznej wersji można uznać za zwulgaryzowaną odmianą słowiano-filstwa. Zaznaczyć należy, że część ideologów słowianofilstwa (np. A. Koszelow czy I. Aksanow) przyjęło tę nową formułę i włączyło się w budowę teoretycznych podstaw

rosyjskiego nacjonalizmu (w postaci imperialnej). W efekcie finalnym ich koncepcje stały się niestety zaczy-nem do budowy koncepcji, której sami nie zakładali, a która na ponad wiek zmieniła geopolitykę Europy Środkowej i nadal rodzi duże niebez-pieczeństwo.

dr BartoszJózwiakUniwersytetGdański

Anna MariaPaszkowskaKurier GalicyjskiRadio Lwów

Iwan Kiriejewski (1806 - 1856)

Aleksy Chomiakow (1804 - 1860)

The Poland Times 7Comiesięczny wywiad polityczny

polityka www.ThePolandTimes.com

1. Zakończyły się wybory do Parla-mentu Europejskiego. Niestety, nie udało się Panu uzyskać mandatu europosła. Wśród Polonii, np. w USA, zdecydowanie wygrał PiS, co nie wydaje się zaskoczeniem. Jednak nie wszędzie za granicą tak było. Ogólnie na świecie i w Polsce wygrała partia Donalda Tuska. Czym to jest spowodowane?

A. Górski: Odpowiedź jest złożona. Jeśli chodzi o Polonię, to mamy jej cztery typy. Stara Polonia dzieli się na niepodległościową, patriotyczną, ta przeważa w USA i Kanadzie i ta głosowała przeważnie na PiS, oraz kadrową z czasów PRL-u, głosującą na SLD. Mamy też obecną Polonię kadrową, tzw. ambasadzką, skrzętnie budowaną i finansowaną przez MSZ. I wreszcie młodą, zarobkową Polonię, która albo nie głosuje zajęta swoimi sprawami, często wyalieno-wana od polskości, albo głosowała poprzednio na PO, bo taka była moda, ale teraz ta moda się zmienia. No i pamiętajmy o karnej armii urzędników w ambasadach i konsu-latach. To oni często decydują o ostatecznym wyniku głosowania. A co się tyczy Polski, to trudno zmienić ludzką mentalność. Dostajemy od tego rządu w dupę i jeszcze się z tego cieszymy. Nie potrafimy myśleć samodzielnie, postrzegamy świat przez pryzmat mediów. Niestety, dla wielu Polaków TVN ze swoim jadem i manipulacją jest wyrocznią. Wielu Polaków nigdy się nie przyzna, że dali się oszukać. Wolą żyć w kłamstwie, skoro inni wokół także w kłamstwie żyją. To poważny problem, żeby tych ludzi obudzić z letargu, otworzyć ich oczy na prawdę. Ten proces odwracania sympatii od PO trwa tak długo, bo po drugiej stronie pracuje cała machina propagandy, którą trudno obnażyć.

J. Wilk: To oznacza, że przed nami ciągle bardzo dużo pracy. To, że w USA wygrało Prawo i Sprawiedli-wość nie dziwi. W Polsce mówimy, że Jarosław Kaczyński ukradł prawi-cę, tzn. że jego formacja udaje jedynie partię prawicową, którą oczywiście nie jest. PiS jest partią o typowo socjalistycznym programie podawanym wyborcom w narodo-wym lub bogoojczyźnianym sosie. Nie jest więc partią prawdziwej zmiany, zwłaszcza wolnorynkowej, tj. takiej, jakiej tak bardzo nam teraz

potrzeba, tylko partią zastępowania „tamtych” „swoimi”, przy utrzymy-waniu tego samego systemu gospo-darczego i politycznego. Świado-mość tego smutnego faktu niestety bardzo opornie przebija się w naszej opinii publicznej, a tym trudniej dociera do Rodaków mieszkających za granicą – mających utrudniony dostęp do bieżących i prawdziwych informacji z Kraju. Jednocześnie Polonia, zwłaszcza amerykańska, nastawiona jest bardzo patriotycznie i nadal chce postrzegać partię Kaczyńskiego jako reprezentującą nasze interesy narodowe. To oczywi-ście nie jest prawdą choćby ze względu na fakt, że to przecież PiS negocjował i przegłosował w Sejmie Traktat Lizboński, a Lech Kaczyński go następnie osobiście podpisał. W ostatnich dwustu latach bodaj nie mieliśmy w Polsce większego aktu zdrady naszej racji stanu, a dokonał tego przecież nie kto inny niż osobiście Jarosław Kaczyński wraz ze swoim bratem prezydentem. Głosowanie na PiS jest jednak w praktyce w ogromnym stopniu głosowaniem przeciw PO, która to partia z kolei prowadzi już jawnie antypolską politykę zagraniczną - służącą w gruncie rzeczy realizacji interesów niemieckich. Z kolei wyborcy PO głosują na tę partię nie z powodów programowych, ale właśnie przeciwko PiS. Wyborców PO nie interesują programy lub konkretne plany naprawy kraju – bo przecież PO takowych nie posiada lub co chwila je zmienia bezczelnie zapominając o dawanych uprzednio obietnicach wyborczych – są to w większości ludzie całkowicie bezide-owi, zainteresowani niemal wyłącz-nie konsumpcją, posadkami i przysłowiową już ciepłą wodą w kranie. Ta ich część, która oczekiwa-ła uwolnienia gospodarki zaczyna powoli, ale coraz przychylniej patrzeć w stronę KNP - dlatego mamy ogromny potencjał wzrostu.

2. W nawiązaniu do poprzedniego pytania: niezwykle wysokim poparciem może się poszczycić Kongres Nowej Prawicy, który w USA w wielu komisjach miał lepszy wynik niż w kraju (ponad 10%), a np. w Zjednoczonym Królestwie czy Królestwie Norwe-gii wręcz gromił rywali, osiągając niekiedy blisko 70% poparcia. W wymienionych krajach mamy do czynienia z młodymi wyborcami ostatniej fali emigracji. Czy nie jest to znamienne?

A. Górski: Przede wszystkim muszę pogratulować Nowej Prawicy dobre-go wyniku, przekroczenia 7 proc. i zdobycia 4 mandatów do PE. Różne rzeczy wygadywał Janusz Korwin--Mikke w tej kampanii, czasem głupie, niekiedy straszne, ale nie

mogę zgodzić się na dwie rzeczy. Po pierwsze, Nowa Prawica to normalna partia z programem, z którym możemy się identyfikować lub nie, ale nie można partii uważać za faszystowską, bo to klasyczna partia konserwatywno-liberalna z liderem dziwakiem. Po drugie, nie można obrażać wyborców tej partii, nazywając ich choćby „gimbowy-borcami, wyborcami niedojrzałymi, co notorycznie czynią komentatorzy TVN, bo ludzie mieli prawo dokonać takiego wyboru, skoro była taka alternatywa. A że wykonali ten wybór głównie ludzie młodzi, to w przypadku Nowej Prawicy, partii antysystemowej, dość naturalne. Młodzi ludzie często buntują się wobec rzeczywistości, szukają czegoś nowego, kogoś nieuwikłane-go w układy, w establishment. Mówiło się o "bandzie pięciorga", czyli o pięciu partiach, które są w Sejmie i nie reprezentują młodych ludzi. Jak wyniki badań pokazują, co czwarty młody wyborca poparł Nową Prawicę, a wśród Polonii jeszcze liczniej, gdyż powstało przeświadczenie, że Nowa Prawica to właśnie partia młodych.Kiedyś była moda wśród młodych na Paliko-ta, a teraz jest na Janusza Korwin--Mikkego i ten trend jest niepodwa-żalnym faktem.

J. Wilk: Z radością odnotowaliśmy fakt, że na Wyspach Brytyjskich zdecydowanie wygrał KNP, a wśród naszych kandydatów – stwierdzam to z ogromną radością – moja skromna osoba. Daje to nam naprawdę duże powody do optymizmu gdyż pokazu-je, że udało się nam skutecznie dotrzeć ze swoim przekazem do najbardziej obiecującego dla nas elektoratu. Oczywiście nie ma w tym przypadku, gdyż Polacy mieszkający na Wyspach zostali w ogromnej większości wypchnięci z Polski nieudolną polityką PO i Donalda Tuska osobiście. Oni na własnej skórze doświadczyli skutków tej polityki oraz mogli porównać osobiście, jak żyje się w kraju o względzie dużej swobodzie gospo-darczej – jakim jest Zjednoczone Królestwo – w odróżnieniu od Polski, która z pożałowania godną bezmyślnością przyjmuje coraz to

nowe i coraz to głupsze unijne regulacje i to niejednokrotnie w kształcie jeszcze bardziej restrykcyj-nym niż nakazują to brukselskie dyrektywy. Do tego stykają się na co dzień z Brytyjczykami, którzy są „tradycyjnie” antyunijni. Nie dziwi więc, że w tych wyborach postawili na partię wolnościową i unio sceptyczną, jaką jest właśnie KNP.

3. Na koniec nie sposób nie zauwa-żyć sukcesu Polaków na Litwie. Waldemar Tomaszewski uzyskał ponownie mandat europosła, a sam wynik Akcji Wyborczej Polaków na Litwie w wysokości ponad 8% napawa optymizmem. Czy widzi Pan szanse, aby i w innych krajach Polacy mogli tak skutecznie działać na arenie politycznej?

A. Górski: Sytuacja Polaków na Litwie jest różna od sytuacji w innych krajach. Mieszkają w dużym skupisku, są zwartą mniejszością, a do tego dobrze zorganizowaną w partię polityczną. Podobne ambicje założenia partii mają przedstawiciele Polaków mieszkających na Ukrainie, ale jest to eksperyment nie do powtó-rzenia ze względu na duże rozrzuce-nie naszych rodaków, którzy na Ukrainie nie stanowią dużych zawar-tych grup. Polacy mieszkający na świecie raczej powinni wchodzić do partii prawicowych, konserwatyw-nych i przez nie szukać szczęścia politycznego w wyborach municy-palnych i krajowych. Dobrym przykładem są choćby deputowani Partii Konserwatywnej Kanady polskiego pochodzenia: Ted Opitz i Władysław Lizoń, których w znacz-nej mierze wybrali rodacy mieszka-jący w prowincji Ontario. Myślę, że Polacy w polityce różnych krajów mogą być doskonałymi przedstawi-cielami spraw Polski, tylko polski rząd musi chcieć lobbować przez nich polskie interesy, a tego dziś nie widać.

[email protected]

J. Wilk: Tak, ale w innym miejscu i z innych powodów. Od lat leży mi na sercu sprawa aktywizacji i większe-go zaangażowania w sprawy Ojczy-

zny Polaków mieszkających w różnych krajach, w tym przede wszystkim w USA. Wierzę, że udało mi się znaleźć bardzo dobry sposób, aby tę aktywność pobudzić i dobrze ją ukierunkować. Otóż w KNP opracowaliśmy projekt całkowicie nowej Konstytucji Państwa Polskie-go, która przewiduje m.in. wprowa-dzenie tzw. polonijnych okręgów wyborczych, tj. możliwość wybiera-nia pewnej liczby posłów i senato-rów przez Polaków mieszkających od lat za granicą. Tego typu rozwią-zanie wymusi wręcz na Polonusach jakieś formy samoorganizowania się – choćby po to, aby wspólnie wyłonić swojego kandydata w polskich wyborach parlamentarnych. To z kolei pociągnie za sobą z jednej strony o wiele większe zainteresowa-nie Polonii sprawami krajowymi, z drugiej zaś strony zmusi w końcu krajowych polityków i urzędników do poważnego traktowania naszych Rodaków zza granicy – choćby po to, aby zwiększać swoje szanse wybor-cze. Z kolei tak zorganizowani Polacy będą stanowić zarazem w swoich nowych ojczyznach siłę, z którą będą musiały się liczyć miejscowe władze i miejscowi politycy, co będzie jednoznaczne z ogromnym wzrostem ich wpływów w krajach takich jak np. USA. Wreszcie – dobrze zorganizowani Polacy np. w USA będą dla rządu polskiego bardzo silną kartą przetar-gową we wszelkiego rodzaju negocjacjach i pertraktacjach z rządem amerykańskim, co podniesie rangę Polski na arenie międzynaro-dowej. Chciałbym teraz możliwie najszerzej rozpropagować tę ideę – tak, aby zyskała ona duże poparcie i popularność wśród Polonii. Liczę na Państwa wsparcie i pomoc w tym zakresie!

8 publicystyka - świat

Polityk wiecznie walczący

Dla jednych: bohater, wręcz wyzwoli-ciel Węgier spod unijnego pręgierza. Dla polskiej prawicy: wzór przywódcy. Viktor Orban, bo o nim mowa, jest jednym z najbardziej skutecznych i kontrowersyjnych przywódców Kraju Madziarów w jego krótkiej 25-letniej demokratycznej historii. Jednak jego polityczna historia jest dużo bardziej skomplikowana.

Orban pojawił się na scenie politycznej w drugiej połowie lat 80. Jako student prawa przygotował on pracę magister-ską nt. ruchów społecznych w Polsce. Dosyć nośny wówczas temat pracy umożliwił mu nawiązanie współpracy z Fundacją Sorosa, dzięki której mógł studiować na Oxfordzie. W owym czasie działał już na Węgrzech silny obóz opozycyjny upatrujący swoich początków jeszcze w czasach rządów premiera Imre Nagy'iego. W ramach tej działalność utworzono Związek Młodych Demokratów, który dzisiaj jest znany jest pod nazwą Fidesz. Silna pozycja i rozpoznawalność, którą uzyskał dzięki swojemu wystąpieniu na Placu Bohaterów w Budapeszcie sprawiła, iż stał się jednym z delegatów tzw. "Trójkątnego Stołu", który ustalał tryb przemian demokratycznych. Niedługo po zakończenia rozpisano nowe wybory, w których Fidesz uzyskał 9% głosów. Ten wynik należy

uznać za sukces, biorąc pod uwagę dość skrajny z tamtej perspektywy program reprezentowany przez Stowa-rzyszenie. Pierwsze sukcesy, zamiast wzmocnić strukturę partyjną, powoli zaczęły ujawniać wewnętrzne podziały. Wynikały one z otwartego charakteru organizacji, do której przyjmowanego każdego, kto był przeciw komunistom, nie zwracając uwagi na szczegółowe aspekty tego sprzeciwu. Po wejściu do parlamentu, dość szybko doszło do tarć wewnętrznych. Głównym sporem dwóch największych frakcji stała się dyskusja nt. współpracy z komunista-mi. Frakcja, na której cele stał Orban, stanowczo sprzeciwiała się wspólnej działalności. Nieustępliwość przyszłe-go premiera doprowadziła do rozłamu, który zakończył się wyjściem z partii wielu ważnych polityków, którzy reanimowali Stowarzyszenie Młodych Demokratów. Roszady osobowe doprowadziły do osłabienia kolejnego wyniku wyborczego. Mimo słabego wyniku w 1993 roku, gdzie Fidesz uzyskał nieco ponad 7%, partia w dalszym ciągu ulegała konsolidacji. Kolejne wybory przynosiły następne sukcesy. W wyborach w 1998 partia uzyskała 29% i dzięki wsparciu dawnych Młodych demokratów udało się utworzyć pierwszy rząd Orbana. Pierwsza kadencja jego osoby na stanowisku premiera była bardzo korzystna dla Węgrów. Do efektów należy zaliczyć wejście do NATO, skuteczne prowadzenie negocjacji w sprawie akcesji do Unii. W sprawach gospodarczych udało mu się osiągnąć obniżenie poziomu bezrobocia i inflacji, jednakże kosztem wzrostu

dziury budżetowej. Należy również wypomnieć, iż właśnie w tym okresie rozpoczął się proces ochładzania stosunków z sąsiadami, zwłaszcza Słowacją i Rumunią, którą oskarżano o notoryczne łamanie praw mniejszości węgierskiej.

Mimo dobrych notowań w społeczeń-stwie i zwycięstwa w kolejnych wyborach, Fidesz nie utworzył rządu. Socjaliści razem z liberałami zdołali utworzyć rząd, który zepchnął Fidesz w cień polityki krajowej do 2010 roku. Mimo przegranych kolejnych wyborów, pomarańczowi, jak określa się największą partię prawicową, zaskakująco dobrze wypadali w wyborach do Europarlamentu, które bez trudu wygrywali. Pomagały w tym nieudolne rządy lewicy: socjaliści doprowadzali do zwiększania uzależ-nia gospodarki kraju od inwestycji zagranicznych, które, należy przyznać, były imponujące (per capita były one aż sześć razy większe niż w Polsce). Jednak cena była wysoka – niemalże cały węgierki system bankowy znalazł się w rękach zagranicznych banków, w handlu zaczęły znacząco dominować zagraniczne sieci handlowe. System pozwalał rozwijać się tylko i wyłącznie dużym firmom, a jak łatwo się domyślić, były to firmy zagraniczne. Jak się okazało, na długą metę nie dało się utrzymać tego systemu. W 2006 wyciekły tzw. taśmy Gyurcsány'iego – ówczesnego premiera, który przyznał się do fałszowania informacji o stanie węgierskiej gospodarki, która wyma-gała "drastycznych reform". Ponadto przyznał się, iż nie ma zamiaru spełniać

żadnych obietnic wyborczych. W odpowiedzi na słowa premiera, na ulicach węgierskich miast doszło do masowych manifestacji, które zostały poparte przez opozycje (na czele z Fideszem). Mimo gwałtownego charakteru zdarzeń, socjalistyczny premier nie ustąpił że stanowiska. Utrzymał on swoją posadę do 2009 r. W tym czasie pozwolił na dalsze zadłużanie państwa (w ciągu 3 lat o ponad 15%) i podpisał z Gazpromem umowę na budowę gazociągu Southstream mimo protestów ze strony Brukseli i opozycji. Gdy zrezygnował ze stanowiska, gospodarka była już w kryzysie. W ostatnim roku jego rządów PKB spadało w tempie prawie 7%.

Kryzysowa sytuacja bardzo umocniła poparcie dla Fideszu, który w 2010 roku wygrał wybory, uzyskując wynik 58%. Dodatkowo, dzięki koalicji z Chrześcijańsko-Demokratyczną Partią Ludową, uzyskał on większość konsty-tucyjną. Krótko po wyborach rozpoczęto prace nad nową ustawą zasadniczą, która miała zastąpić "zreformowaną" konstytucję wprowa-dzoną jeszcze przez komunistów. Nowa konstytucja zmieniała nazwę państwa, zmniejszała uprawnienia o Trybunału Konstytucyjnego, nadawała parlamentowi prawo do zatwierdzania legalnych religii. Lista zmian była ogromna i nie mogła pozostać bez odpowiedzi. Instytucje unijne prześci-gały się w opracowywaniu raportów o przewrocie autokratycznym i łamaniu praw człowieka. O ile można się zgodzić z zdaniem Unii na temat zmian ordynacji wyborczej, polityki banku centralnego, czy praw mniejszości, o tyle nie można tego powiedzieć o żądaniach wykreślania z konstytucji zapisów o małżeństwie czy forincie

jako walucie narodowej. Oprócz presji politycznej, Zachód stosował ciche sankcje gospodarcze; nad Budapesz-tem ciągle ciążyła spłata pożyczki zaciągniętej w 2008 r. w Międzynaro-dowym Funduszu Walutowym, a wciąż spekulowano o konieczności zaciągnięcia kolejnej. W odpowiedzi na naciski zdecydowano o przeprowa-dzeniu reform gospodarczych sprzecz-nych z pomysłami innych krajów, w tym najbardziej oprotestowaną nacjonalizację OFE. Opodatkowano firmy zagraniczne, zwłaszcza banki i sklepy wielko powierzchniowe, które mimo szumnych zapowiedzi nie wycofały się z działalności w kraju. Walkę z wielkim biznesem poparto wsparciem małego i średniego, dla którego obniżono podatek CIT i otwarto dostęp do niskooprocentowa-nych pożyczek. Celem, jak twierdził rząd, była budowa bazy produkcyjnej i popytu wewnętrznego. Polityka dała pozytywne efekty, jednakowoż nie są one spełnieniem ambitnych prognoz. Dodatkowo, za pomocą bardzo nietypowych ustaw, zaczęto walczyć o poparcie społeczne. Idealnym przykła-dem wydaje się obniżenie rachunków za gaz i prąd. Zgodnie z zapisami, wystawcy rachunków za te media muszą umieścić informację, ile dzięki wprowadzeniu ustawy zaoszczędzili odbiorcy. Wszystkie te działania, wraz ze zmianą ordynacji wyborczej, sprawiły, iż Fidesz wygrał kolejne wybory w tym roku.

Analizują ten ciąg zdarzeń można dojść do wniosku, iż przez najbliższe lata przywództwo Orbana jest niezagrożo-ne, chociaż ostatnie doniesienia o jego zbliżeniu z Rosją mogą być pierwszym krokiem, który zaprowadzi Węgry na stronę, którą opuściły 25 lat temu.

MateuszPiłkadoktorant AP w Krakowie

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

Wybór Miss The Poland Times!

10 religia

Klasztor z przestrzeni i czasu codziennego życia

W ewangelickich kręgach przez długi czas rozpowszechniony był pogląd, że reformacja uratowała Kościół przed całkowitym upadkiem i po wiekach ciemności przywróciła zachodniemu chrześcijaństwu światłość Ewangelii. W takiej optyce wszystko, co w wiekach średnich działo się na Zachodnie, nie zasługu-je na uwagę. Odwrotnie sądzono w Kościele rzymsko-katolickim. I chociaż od dobrych stu lat trafiają się teolodzy, którzy nie odmawiają reformacji i Kościołom ewangelic-kim prawa do współuczestnictwa w głównym nurcie chrześcijańskiej historii, rzesze katolików są przeko-nane, że to właśnie reformacja sięgnęła dna, a ewangelickie Kościo-ły do dziś żyją w ciemności.

Zarówno pierwszy, jak i drugi pogląd, nie dopuszcza myśli, że pomiędzy średniowiecznym Kościo-łem a reformacją może istnieć teologiczny i duchowy związek. Nie prosta kontynuacja, ale coś w rodza-ju inspiracji bądź rozwoju pewnych idei, które pojawiły się wcześniej, jednak nie zostały dostrzeżone i właściwie rozwinięte. W teologii ks. dra M. Lutra i jego współpracowni-ków niewątpliwie pojawiły się nowe wątki i praktyczne rozwiązania, których próżno szukać wcześniej. Mimo wszystko dalsze podtrzymy-wanie obu poglądów nie sprzyja merytorycznej ocenie stanu Kościoła w dniu wystąpienia ks. M. Lutra oraz samej reformacji. A to oznacza, że reformacja, która zrodziła się w przestrzeni wzajemnego oddziaływa-nia klasztoru i uniwersytetu, być

może także w sferze teologicznej, jednak na pewno pod względem duchowym nie jest zjawiskiem nowym. Jej duchowość jest konse-kwencją procesu, który w sferze duchowej ustala nowe priorytety.

O jakim procesie mowa i w związku z tym, co ciekawego da się powie-dzieć o duchowości średniowieczne-go Zachodu? Zacząć trzeba od reguły Benedykta z Nurski (VI w.), na której oparła swój ustrój większość wczesnośredniowiecznych klaszto-rów. Chociaż Benedykt nie lekcewa-żył pracy, akcent położył na modli-twie i doświadczeniu religijnym, które współcześnie określamy mianem kontemplacji. Najbardziej pouczające jest to, co później stało się z regułą Benedykta. Gdy nastała epoka cystersów, co stało się na przełomie XI w. i XII w., którzy za przykładem opactwa w Citeaux, w Burgundi, oparli swoje wspólnoty na odnowionej regule największego Mnicha chrześcijańskiego Zachodu, nastąpiło zauważalne przesunięcie akcentu z kontemplacji na pracę. Gdyby średniowieczna rzeczywi-stość była inna, dziś nie moglibyśmy utrzymywać, że cystersom zawdzię-czamy wykarczowanie europejskich borów, osuszenie mokradeł i założe-nie licznych opactw.

Różnice pomiędzy regułą benedyk-tyńską a cysterską przemawiają za poglądem, że w średniowiecznej duchowości doszło do zainicjowania pewnego procesu. Po fazie wstępnej, w której klasztor wyznaczał środek chrześcijańskiej przestrzeni i był odpowiedzialny za duchowy ideał chrześcijanina, nastąpił ruch na zewnątrz. Klasztor zaczął tworzyć pierwsze związki ze światem. Równolegle powstawały nowe ideały duchowe.

Kolejnym objawem nawiązywania przez średniowieczny klasztor związków ze światem są powstałe na początku w XIII w. zakony domini-kanów i franciszkanów. Pierwszy zajął się teologią i na powstających uniwersytetach, drugi amboną i nauczaniem prostego ludu. Jesteśmy więc świadkami kolejnego etapu wychodzenia klasztornej wspólnoty na zewnątrz. Jednak tym razem mamy do czynienia z transpozycją klasztornych ideałów nie na pracę, ale na ewangelizację i katechizację.

Jeśli dostrzegamy ów proces i jest dla nas oczywiste, że chrześcijańska duchowość nie mogła na długo dać się zamknąć w klasztornych murach, nie powinniśmy dziwić się ducho-wym wzorcom reformacji. Nie ulega wątpliwości, że powstały pod wpływem nowego odczytania biblijnego poselstwa, niemniej trudno wyobrazić sobie ewangelicki ideał mnicha, żyjącego w świecie i realizującego Boże powołanie codzienną pracą i założeniem rodziny, w której pełni obowiązki nauczyciela oraz duchowego przewodnika, nie traktując poważnie kierunków rozwoju duchowości średniowiecznego Kościoła.

Zasadnicze rysy duchowości luterań-skiej i ewangelickiego etosu pracy są konsekwencją i kontynuacją procesu coraz szerszego otwierania klasztor-nej furty. Wpierw mnisi zajęli się pracą wewnątrz murów, wyznaczają-cych świętą przestrzeń, potem wyszli na zewnątrz, aby ujarzmić wrogą przestrzeń europejskich równin. Nie minęło dużo czasu, a zajęli się nauczaniem i ewangelizacją ludu, który od V wieków pozostawał poza murami ogrodu życia. Czy wobec tych faktów można się dziwić, że po upływie kolejnych III wieków, augustiański eremita, Doktor Teolo-

gii z prowincjonalnego uniwersytetu w Wittenberdze, ks. Marcin Luter, odważył się opuścić klasztorne mury i poślubić byłą mniszkę, Katarzynę von Bora?

Przeniesienie mniszego ideału na pracę, potem na ewangelizację i katechizację oraz zadzierzgnięcie ścisłych związków z średniowiecz-nym uniwersytetem, mającym coraz większe znaczenie cywilizacyjne,

zakończyła się powstaniem ducho-wości, która czyni klasztor z przestrzeni i czasu życia w świecie, zaś w przestrzeni publicznej i społecznej wykrystalizowaniem się etosu pracy.

Ks. Prof.Marek UglorzChrześcijańskaAkademiaTeologiczna wWarszawie

www.ThePolandTimes.com The Poland Times

O demokracji po wyborach

No i po wyborach. Urny zostały opróżnione, głosy policzone, wyniki przedstawiła podczas arcynudnej konferencji Państwowa Komisja Wyborcza. Tak na marginesie, znajomy doradził mi, że takie eventy organizowane przez PKW idealnie nadają się na sen – nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Jedyne, co zostało po „święcie demokracji”, to wiszące

plakaty i billboardy szczęśliwców i nieszczęśliwców, którzy mimo kapitałochłonnej kampanii nie wylądowali na brukselskim stolcu.

Nie ukrywam, że się cieszę, choć jestem monarchistą. Pierwszy raz bowiem w historii III RP siła, która była tworzona oddolnie, która nie otrzymywała państwowych dotacji i która gromadzi wokół siebie ludzi ideowych, pokonała próg wyborczy, swoisty Rubikon demokracji. Ta siła to Kongres Nowej Prawicy. Choć tylko czterech jej członków pojedzie do Unioparlamentu, to może to być doskonała okazja do dalszych sukce-

sów w ramach kolejnych wyborów: zarówno samorządowych, jak i parlamentarnych, czy prezydenc-kich.

Chciałbym jednak napisać kilka słów o demokracji. Wielokrotnie wspomi-nałem, że demokracja totalna tworzy swoistą religię, z natury przeciwną innym religiom i będącą zaprzecze-niem naturalnego porządku i hierar-chii. Już wspomniałem, że wybory to „święto demokracji”. Każde zaś święto poprzedzone jest przygotowa-niem. W wypadku demokracji jest to kampania wyborcza. Nie zabrakło także postu, czyli ciszy wyborczej.

Wskazywałem wielokrotnie na takie podobieństwa, co można łatwo odnaleźć w Internecie.

Stąd wynika moja obawa, o to czy demokracja nie stanie się substytu-tem religii. Oglądając telewizję, łatwo można natrafić bowiem na licznych fanatyków zrównujących wolność z demokracją. Równość, która jest nieodłącznym elementem systemu związanego z „władzą ludu” zaprzecza jednak wolności. Nic to nie przeszkadza ślepo zapatrzonym w procedury demokratyczne demo-kratom wierzyć w ten system. To obraża elementarne zasady logiki i

zdrowego rozsądku!

Dlaczego nie wierzę w demokrację? Bo wierzę tylko w Boga i Kościół. Wielu myśli, że odpowiedni wybór w dzień elekcji stworzy szansę na zbudowanie raju na naszej planecie. Niestety, nigdy się tak nie stanie. Niebo jest w niebie, a Ziemia na Ziemi. Każdy, kto obiecywał dużo w trakcie kampanii jest kłamcą i to powinni Państwo wiedzieć przed kolejnymi wyborami.

MichałŁosiakstudentzarządzania naUJK w Kielcach

11polacy na świecie www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

„Bitwa” o marzenia

Różne statystyki podają, że Polaków, którzy wyjechali na emigrację do Niemiec, Wielkiej Brytanii, czy Norwegii jest prawie 2,5 miliona. Nie tylko poszukują pracy, ale też lepszego życia dla swoich dzieci, bo często je do siebie po jakimś czasie sprowadzają. A z drugiej strony mamy Polaków dla których Polska jest celem i tym właśnie krajem, w którym chcieliby żyć, w którym chcieliby pracować i do którego chcieliby sprowadzić… rodziców. O tym jak to wygląda, a także o patrio-tyzmie, kulturze, marzeniach i powo-dach udziału w telewizyjnym reality show „Bitwa o dom” z Polakiem, który urodził się w Kazachstanie – Dmitryiem (Dimą) Panto i jego dziewczyną Asią Mikołajewską rozmawia Katarzyna Guziak.

Bardzo mnie ciekawi Dima od ilu lat jesteś już w Polsce i co tutaj robisz?

Jestem w Polsce 2,5 roku, z przerwa-mi w wakacje, kiedy wracałem do Kazachstanu po wizę. Studiuję w Lublinie na KUL-u, na piątym roku filozofii, a także robię doktorat z historii.

Skąd pomysł, żeby to właśnie do Polski przyjechać na studia?

Chciałem wrócić do Polski ponieważ z pochodzenia jestem Polakiem. I też nie miałem możliwości podjęcia studiów doktoranckich z historii w Kazachstanie, ponieważ na mojej uczelni nie było doktoranckich studiów z historii, a już na pewno nie mógłbym zajmować się tematem który naprawdę mnie interesował, czyli losami zesłańców polskich na Syberii i w Kazachstanie.

Czyli jesteś pierwsza osobą w Twojej rodzinie, która wróciła do Polski?

Tak, jestem pierwszy. Moi pradziad-kowie i dziadek byli zesłani do Kazachstanu. Babcia urodziła się już w Kazachstanie, cztery lata po zesłaniu jej rodziców.

Wobec tego zadam takie nieco przewrotne pytanie: jesteś bardziej Polakiem z kazachskim sercem, czy Kazachem z polskim sercem? Jak byś siebie określił? A może zupełnie inaczej?

Ciężko mi określić swoją tożsamość, ponieważ w Kazachstanie jestem człowiekiem obcym, który został

zesłany. Nie jestem Kazachem, ani nie żyłem wśród Kazachów. Mogę im jednak zawdzięczać moją eduka-cję i światopogląd. W Polsce też spotykałem się z objawami nieprzy-jęcia. Nie wszyscy rozumieją co to znaczy że jestem Polakiem z Kazachstanu i jeszcze w dodatku mówiącym po rosyjsku. Kiedy przyjechałem nie znałem dobrze polskiego. W domu nauczyłem się tylko modlitw, pojedynczych słów i zwrotów i nie zawsze poprawnie. Jestem po prostu Polakiem ze wschodnią mentalnością.

Wschodnia mentalność? Jak to rozumiesz?

Wschodnia mentalność kojarzy mi się z takimi cechami: większa ducho-wość, otwartość na przyrodę, ludzi, bezpośredni kontakt, żywe emocje, dobre poczucie humoru, łatwość w cieszeniu się życiem, drobnymi rzeczami. Polacy wydają mi się być bardziej zamknięci, ukrywający często swoją prawdziwą twarz, emocje, nie są tak swobodni i bezpo-średni we wzajemnych relacjach.

A te „objawy nieprzyjęcia”?

To, że urodziłem się w Kazachstanie to skutek losów moich przodków i tak naprawdę Kazachstan poza rdzennymi mieszkańcami był miejscem zesłań, co było efektem polityki Stalina. Teraz kiedy Kazach-stan odzyskał niedawno niepodle-głość szuka swojej tożsamości i wymaga od swoich obywateli znajomości języka kazachskiego, kultury itp., a my nie widzimy powodu dla którego mielibyśmy wtapiać się w kazachski świat, skoro nie czujemy się jego częścią i nie przynależymy do tego narodu. W Polsce często ludzie gdy słyszą kogoś mówiącego ze wschodnim akcentem mają niemiłe skojarzenia z Rosją, ze wschodem. A ja bardzo cenię rosyjską kulturę i język, bo powstało w nim wiele niesamowi-tych dzieł. Kultura rosyjska jest piękna i nie rozumiem niektórych nieprzychylnych reakcji.

W Kazachstanie gdzie dokładnie się urodziłeś? Czy to jest jakaś wioska zamieszkana typowo przez Polaków?

Urodziłem się w Krasnodolsku. Jest to wioska stworzona przez Polaków – zesłańców, którzy w 1936 roku zostali wyrzuceni w środku stepu i musieli sobie radzić. Dziś mieszka w mojej wiosce ok. 200 ludzi - wielu umarło, a niektórzy wrócili do Ojczyzny.

Powiedziałeś w 1936… To przed II wojną światową też były jakieś zsyłki ludności? Gdzie mieszkali

wcześniej Twoi pradziadkowie?

To było tak, że w latach 20 XX w. została zmieniona granica i tereny które należały do Polski, czyli Lwów i tereny dzisiejszej Ukrainy zostały przyłączone do Związku Radzieckie-go. Stalin w obawie, że Polacy z tamtych terenów zaczną się bunto-wać i współpracować z Polakami aby wrócić do kraju, wysyłał ich do Kazachstanu. Pradziadek pochodził z Majdanu, a prababcia z Rostowki. To maleńkie wioski, których prawdopo-dobnie już nie ma.

Czym zajmują się ludzie w Krasnodolsku? Czy patriotyzm i tęsknota za Polską, to zjawisko występujące często, czy to raczej domena Twojej rodziny? Jakie są najważniejsze wartości dla ludzi mieszkających tam?

Ludzie zajmują się raczej gospodar-stwem. Niektórzy pracują w szkole. To jeszcze jedyne miejsce gdzie jest praca, ponieważ do miasta jest daleko – ok. 120 km i dojazd jest bardzo trudny, szczególnie zimą i jesienią, kiedy pada. Szkołę niedługo zamkną, ponieważ nie rodzą się dzieci. Kilka okolicznych wiosek tak właśnie "wyginęło". Po zamknięciu szkoły ludzie muszą wyjechać w poszukiwaniu środków na utrzyma-nie. Chcą wracać do Polski i szukają możliwości, choć boją się, bo to dla nich inny, odległy świat. To nie tylko patriotyzm i tęsknota, ale także poszukiwanie lepszego życia, szuka-nie perspektywy na przyszłość której nie widać w Krasnodolsku. Najważ-niejsze wartości to: wiara, szacunek dla starszych, dla natury, życzliwość, podstawowe wartości chrześcijań-skie - ponieważ polskość w wiosce, dla zesłańców zawsze wiązała się przede wszystkim z kościołem katolickim. Wymieniłbym jeszcze przywiązanie do tradycji i wzajemną pomoc.

Kiedyś czytałam pamiętniki polskich zesłańców na Syberię. Pamiętam również zajęcia z geografii w szkole. Czy warunki życia w Kazachstanie, w środku stepu są faktycznie tak surowe?

Ja jestem przyzwyczajony do takich warunków, bo żyłem w nich od dziecka, dlatego mogę je ocenić tylko w porównaniu z przeciętnymi polskimi warunkami życia. W Kazachstanie jest surowy, skrajny klimat. Zimą dochodzi do minus 40 stopni, a latem do plus 40. Nie mamy dróg. Droga do miasta to nawet nie jest droga, bo nie ma znaków i nie ma asfaltu. Na stepie po prostu są wyjeż-dżone ścieżki i trzeba się nieźle orientować, żeby trafić na miejsce zwłaszcza gdy jest błoto, czy śnieg. Tego ostatniego zimą jest często tak

dużo, że absolutnie nie można wyjechać z wioski. Nie mamy także lekarza, najbliższy jest w Tainszy ok. 70 km od wioski, a najbliższy szpital w Kokczetaw - 120 km . Nie mamy łazienki i ciepłej wody. Wodę pitną przywozimy z sąsiedniej wioski. Toaletę mamy na zewnątrz, tzw. "wychodek". Nie ma pracy, a ceny w Kazachstanie są bardzo wysokie i nie stać nas często na podstawowe rzeczy. W przeliczeniu na przykład para porządnych butów kosztuje 300 zł, a zarobki miesięczne mojej mamy na polskie złote to 420, a taty 500.

To jak sobie ludzie radzą?

Albo kupują chińskie tanie buty, albo mają duże gospodarstwo i jak od czasu do czasu zabiją świnię, to mogą sobie coś lepszego kupić. My też mamy kilkanaście świń i krowę i właśnie tata będzie teraz zabijać świnię (uśmiech).

Jak długo trwa podróż z Kazach-stanu do Polski?

Samolotem 6-7 godzin, z przesiadką w Kijowie lub Mińsku. Pociągiem 4 - 5 dni.

Asiu to teraz pytanie do Ciebie. Wiem, że dwa lata temu odbyłaś wraz z siostrą i Dimą taką podróż wgłąb Kazachstanu. Jak wygląda-ło to starcie kultur? Jakie były Twoje wyobrażenia, czy może bardziej stereotypy?

To wyobrażenie tworzyło się w efekcie starcia trzech perspektyw: Dimy, moich bliskich i internetu. Dima opowiadał mi fajne rzeczy o ludziach, o ich dobroci, otwartości, o bezkresnym stepie i trudnych warun-kach. Z kolei moi bliscy podchodzili bardzo ostrożnie mówiąc, że to niebezpieczny kraj, dziki, że mogą nie wypuścić mnie z lotniska, zaatakować na ulicy. W internecie szukałam obrazów natury i kultury. To był taki mishmash - wyobrażenia o dzikim kraju, bardzo odległym od tego w którym żyję, z krajobrazem który jest mi obcy.

A jak było rzeczywiście? Co najbardziej zapadło Ci w pamięć?

Przede wszystkim bezkresny step, który trzeba zobaczyć, żeby uwierzyć, a żadne zdjęcie czy filmik w internecie tego widoku nie odda. Poza tym wioska Dimy: jego dom i rodzice, którzy okazali się niesamo-wicie ciepłymi i prostymi ludźmi, pełnymi radości, którzy podzieliliby się wszystkim, co mają mimo, że mają niewiele. Zapamiętałam też przepiękne krajobrazy i miejsca: Ałmaty, Kanion Czaryński - nieska-żony cywilizacją, wolny od rzeszy szalonych turystów.

W jakim języku porozumiewają się potomkowie zesłańców?

W rosyjskim. Polacy, kiedy ich

zesłano, nie mieli możliwości mówienia po polsku – Rosja nie pozwalała. Z następnym pokoleniem polski został wyparty i został głównie w kościele.

Dima, powiedziałeś jakie są warunki życia w Kazachstanie i czego nie mają Polacy mieszkający tam, a czego Twoim zdaniem brakuje Polakom mieszkającym w Polsce? W Twojej rodzimej miejscowości są surowe warunki życia, więc czy naprawdę my jako Polacy mamy na co narzekać? Wiele młodych osób na przykład wyjeżdża z Polski w poszukiwaniu pracy i wyższego standardu życia.

Moim zdaniem Polacy często nie potrafią cieszyć się z tego co mają. Często szukają wzorców w zachod-nim świecie, w mediach i tak budują swoje oczekiwania i pragnienia na tym świecie, przez co tracą swoją więź z tradycjami i wartościami które towarzyszyły im przez wieki. Nierzadko Polacy nie zauważają prostych rzeczy, nie umieją się nimi radować, doceniać, być wdzięcznym. Dostrzegam też zbyt duży materia-lizm, przy coraz słabszych relacjach i zwracaniu uwagi na drugiego człowieka. U nas nie ma takiej technicyzacji: dzieci nadal głównie bawią się na ulicach, wchodzą w relacje które nie są wirtualne, a rodziny bardzo mocno wspierają się - tego czasem już brakuje w Polsce, gdzie często jest pęd i zazdrość.

Czego się najbardziej obawiałeś przyjeżdżając do Polski 2,5 roku temu?

Bałem się że będę nieprzyjęty, że nie znajdę przyjaciół. Bałem się również zaczynać wszystko od początku. Wyjechałem, zostawiłem wszystko ponad 4 tys. km za sobą…

I co? Znalazłeś przyjaciół? Bo na pewno też są jakieś pozytywy. Jak poradziłeś sobie z językiem?

Tak, bardzo szybko się zaaklimaty-zowałem i pokochałem Lublin. Szybko nauczyłem się komunikować po polsku, bo nie miałem wyjścia. Znalazłem wielu przyjaciół i moja Asię, którą poznałem bardzo szybko po moim przyjeździe.

A co Ciebie w Polakach najbar-dziej zaskoczyło?

Spotkałem w Polsce ludzi, którzy potrafili pójść za swoimi marzenia-mi, odważnie, za tym czego pragną. _ Polacy często podążają za sercem, są bardzo twórczy w pracy - to zauważyłem i to mnie zaskoczyło, bo w Kazachstanie nie spotkałem takich ludzi.

To powiedzcie jeszcze jakie proble-my napotykają Polacy mieszkają-cy w Kazachstanie, chcący wrócić do Polski?

KatarzynaGuziakekonomistkawłaścicielka�rmy �nansowej

12 polacy na świeciewww.ThePolandTimes.com The Poland TimesBiurokracja, tłumaczenie dokumen-tów bardzo dużo kosztują. Tłumacze przysięgli to towar deficytowy w Kazachstanie, a jak już się taki znajdzie, to chce wielkie pieniądze. Trzeba zebrać wiele dokumentów i wszystko zawozić do Astany (stolica), a to daleka wyprawa. Ludzie też boją się, bo nie wiedzą co ich spotka w Polsce. Boja się opusz-czać to co znają i wyjeżdżać tak daleko, szczególnie gdy nigdy wcześniej tu nie byli. Cały proces trwa długo, bo ok. 5 - 7 lat. Długo trwa przede wszystkim poszukiwa-nie mieszkań i pracy w Polsce. Mało gmin otwiera się na przyjęcie repatriantów. No i trzeba zdać test z polskiego.

Jak myślisz, co najbardziej ułatwi-łoby takim Polakom przeprowadz-kę?

Większa otwartość ze strony polskich gmin. Poczucie, że Polacy chcą ich powrotu. Na przykład moi rodzice bardzo się bali, ale kiedy teraz na te osiem dni przyjechali do Polski to poczuli, że ludzie są tu życzliwi, że życzą im dobrze. Nabra-li wiary i jeszcze bardziej ożywiło się ich pragnienie powrotu. Gdyby były jakieś punkty konsultacyjne przy konsulatach, czy bezpłatne tłumacze-nia przysięgłe, to byłoby o niebo lepiej. Bo ci ludzie prości, ze wsi, nie orientują się w biurokratycznych sprawach i jest im samym ciężko.

Rozumiem. To teraz odnośnie „Bitwy o dom”*. Skąd wziął się u Was pomysł wzięcia udziału w programie? Jak to się stało?

(Asia) Ja to wymyśliłam. To było bardzo spontaniczne, bo przez zupełny przypadek moja mama włączyła finał I edycji i ja widziałam fragment, a zwłaszcza ogłoszenie o naborach do II edycji. Szybko zadzwoniłam do Dimy, napisaliśmy poemat rymowany na zachętę dla komisji rekrutacyjnej: o domu, o rodzicach, o tęsknocie… Wysłaliśmy zdjęcia i zadzwonili. Jednak odmó-wiliśmy przyjazdu do Warszawy na rekrutacje do II edycji bo Dima musiał wracać do Kazachstanu po wizę. A z rozpoczęciem naborów do III edycji sami zadzwonili do nas i zaprosili na rozmowę. I udało się (śmiech). Rzuciliśmy wszystko na trzy miesiące i pojechaliśmy...

Mieszkanie ma być dla rodziców Dimy?

(Dima) Tak.(Asia) Choć niektórzy twierdzą, że robimy je dla siebie, a rodzice to tylko przykrywka. Ale ten program uczy nas uodparniać się na różnora-kie opinie ludzkie.

Przeprowadzka rodziców Dimy z Krasnodolska to spore wyzwanie logistyczne, ale to zrozumiałe, że mieszkanie musi być, żeby myśleć o czymkolwiek innym typu

praca… Prowadzący zrobili Wam niespodziankę i sprowadzili na tydzień rodziców. To był ich pierw-szy pobyt w Polsce, więc jakie były ich wrażenia?

To był ich pierwszy pobyt w Polsce, więc ich wrażenia były niesamowite. Przede wszystkim nie spodziewali się, że na lotnisku powitają ich trzy kamery, reżyser i pani Małgosia Rozenek*, której jeszcze nie znali. Nie spodziewali się oprowadzania po mieście, obiadu w polskiej restaura-cji Magdy Gessler*, noclegu w kilkugwiazdkowym hotelu, kamery chodzącej za nimi przez większość czasu… Polska przywitała ich na bogato (śmiech).Ale przede wszyst-kim pomogli nam w pracy w ogrodzie*, mama gotowała kazach-skie przysmaki (jest kucharką) i częstowała naszych sąsiadów. Nie mieliśmy szansy pozwiedzać innych miejsc poza Warszawą, ale to co zobaczyli rodzicie w Warszawie ich "przerosło". Ale chyba pozytywnie. Mama kiedy weszła na szczyt Pałacu Kultury i Nauki prawie straciła przytomność. Oni najwyżej byli na dziewiątym piętrze w bloku u swoje-go drugiego syna, a ten ogrom wieżowców, tanie ubrania i kiełbasa w sklepach - to zrobiło na nich wrażenie. Na tacie szczególnie cena kiełbasy - nakupił tyle, ile zdołał zabrać…

Asiu od razu byłaś chętna do rzucenia wszystkiego na trzy

miesiące i pomocy przy „walce” o mieszkanie? W ogóle jak to wyglą-da za kulisami – skąd bierzecie inspiracje do wystroju pomiesz-czeń w programie?

Nie no, pewnie że były wątpliwości, wiele spraw do załatwienia. Ale tak naprawdę pisząc się na to nie sądzili-śmy, że dojdziemy tak daleko. Nasza przygoda mogła potrwać przecież tylko tydzień. Inspiracje czerpaliśmy z głowy, nie przeglądaliśmy najnow-szych katalogów, bo jeśli już nam wpadły w ręce, to nie bardzo do nas przemawiały. Chcieliśmy zachować swój styl, mnóstwo symboli. To nasza radosna twórczość.

Jeśli chodzi o ten styl, to widzia-łam, że wprowadzacie do wystroju wnętrz elementy kultury kazach-skiej. Jaka ona jest?

Kultura kazachska wiąże się przede wszystkim z rdzennymi mieszkańca-mi Kazachstanu, którzy jako ludy koczownicze przemierzali step i mieszkali w jurtach. Zresztą do dziś mieszkają. Ta kultura ściśle wiąże się też z islamem. Muzułmanie to znacz-na część Kazachstanu, choć islam nie jest tam tak radykalny, jak w krajach arabskich. My w naszym mieszkaniu głównie korzystaliśmy właśnie z tych skojarzeń stepowych: kolory farby o nazwie „step bengalski”, beże, kolory pustyni i stepu, oraz elementy kazachskich ornamentów - symbolizujące zwierzęta, ponieważ

wizerunków ludzkich nie mogą sporządzać. Jest to kultura ludów koczowniczych, stepowych. Stąd też nasze wielbłądy w łazience. Wpro-wadzamy je również po to, żeby się rodzicom kojarzyły, ale też żeby pokazać ludziom w Polsce trochę Kazachstanu, dlatego też na przykład wyrzeźbiliśmy w drewnie flagę Kazachstanu (orła i słońce). Poza tym Dima jest historykiem i dla niego symbole są bardzo ważne.

Czy jeśli się zdarzy, że nie otrzy-macie kluczy do mieszkania*, to czy nadal będziecie chcieli sprowa-dzić tu rodziców Dimy? A jeśli tak, to jakiej pomocy potrzebowaliby-ście w pierwszej kolejności?

Jeśli się nie uda, to oczywiście, że nie ustaniemy, bo nasz zamiar sprowa-dzenia rodziców był wcześniejszy niż program. Mamy nadzieje, że program również pomoże - przede wszystkim może jakieś gminy się otworzą, znajdą się jacyś ludzie, którzy zechcą pomóc. Każda pomoc będzie przydatna, ale wszystko wydaje się być proste, w porównaniu z poszukiwaniem mieszkania i pracy - to jest rzecz podstawowa.

W takim razie życzę Wam powodze-nia w realizacji Waszego planu i dziękuję za rozmowę.

I znowu wrzucam recenzję piwa, ale cóż, nie jest to piwo byle jakie. Crazy Mike z AleBrowaru (od razu chrzczony w bezlitosnych interne-tach jako Crazy Mikke). Z jednej strony można narzekać, że kolejna potężnie nachmielone India Pale Ale, że znowu amerykańskie chmiele (przez niektórych zwane perfuma-mi), że nuda i w ogóle. Ale ja się z tym nie zgadzam. Jasne, pełno jest na rynku piw, gdzie nie żałowano amerykańskiego chmielu, jednak w wersji imperialnej czy podwójnej (czyli taka IPA, która jest „bardziej” - bardziej nachmielona, mocniejsza, o wyższym ekstrakcie) ciągle mamy właściwie tylko notujące wahania formy Imperium Atakuje, olimpowe-go Zeusa oraz średniawe Brackie Imperial IPA. Dlatego ucieszyłem się na wieść, że powstał Crazy Mike – który ma być jednocześnie najmoc-niejsze z nich wszystkich.

Jak widać na zdjęciu, AleBrowar zmienił krawatkę butelki. Ma to związek z prowadzoną przez nich akcją Hopheads of Poland, możecie o tym więcej poczytać w necie. Poza tym, chyba po raz pierwszy w przypadku AleBrowaru, etykieta mi się nie podoba. O ile nie mam nic do zarzucenia samej postaci na etykiecie (jak już wielokrotnie pisałem – od nudnych szyszek chmielu, zamków i tego typu badziewia nudnego jak repertuar RMFu wolę odjechane etykiety pokazujące, że jego twórcy nie traktują piwa śmiertelnie poważ-nie), o tyle dobór kolorów jak dla mnie sugeruje piwo z kategorii „to jest piwo budżetowe, więc i grafik zrobił nam etykietę za czteropak”. Chociaż w sumie jestem tylko facetem, więc z definicji nie znam się na kolorach. A poza tym to tylko opakowanie... Czy zawartość jest mocniejsza?

Alkoholowo na pewno. 9% to nie przelewki. A propos przelewania – na początku wydawało mi się, że piwo ma nikłą pianę, jednak po chwili mało mi nie wyskoczyło z shakera, a moim oczom ukazała się piękna, bielutka czapa zbita jak żona

po zbyt słonej zupie. Zapach jest bardzo przyjemny, cytrusowo-ży-wiczny (zaskakujące, nieprawdaż?), kwiatowy, słodowy, słowem – taki, jakiego spodziewalibyśmy się po piwie tego typu. Ale całość nie jest jakoś strasznie intensywna, a szkoda. Smak jest za to trochę zaskakujący. Nie, nie chodzi o to, że nie ma „amerykańskości”, czyli wiadomo--jakich-smaków nadawanych przez amerykańskie chmiele (jeśli nie piłeś/aś wcześniej piwa tego typu – z grubsza: cytrusowe, tropikalne, żywiczne). Bo ta jest. I słodowość też jest dosyć mocna – w końcu to 20% ekstraktu... Chociaż zdaje się, że jest podbita cukrem. Niemniej zaskakujące jest to, że jak na 100 IBU (info dla piwnych „świeżaków”: International Bitterness Units, czyli w uproszczeniu miara goryczki) goryczka zdaje się być niska, wręcz nikła. I mimo że uważam się za hopheada stwierdzam autorytarnie, że to bardzo dobrze! Krótka gorycz-ka nie przykrywa słodowego ciała, potężnego, gęstego i ciężkiego jak Ryszard Kalisz, ale idealnie się z nim komponuje, układa i współdziała. I jeszcze jedno: gdybym nie wiedział, to bym nie zgadł, iż piwo ma 9%

alkoholu! W smaku czy zapachu jest on całkowicie niewyczuwalny (uwaga – piję je w temperaturze niewiele niższej od pokojowej), o swojej obecności informuje jedynie przyjemnie rozgrzewając przełyk przy połykaniu. Kurka, wypiłem to

piwo w 10 minut i wypiłbym z przyjemnością jeszcze jedno, potem jeszcze jedno, może jeszcze jedno... I nagle zrobiłoby się jutro. I zgodnie z zapowiedzią z kontretykiety Crazy Mike skopałby mi dupę.

AleBrowar, Crazy MikeWojciechTrząskiznawca piwaabsolwentUniwersytetuŚląskiego

13historia www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

„Polak Węgier dwa bratanki i do szabli, i do szklanki”

Słynna maksyma obrazująca przyjaźń polsko-węgierską powstała, zdaniem polskiego historyka literatu-ry Juliana Krzyżanowskiego, w 1772 roku po zakończeniu Konfederacji Barskiej. Część konfederatów, którzy musieli uznać wyższość Rosji, wyemigrowała do przygra-nicznego Spiszu gdzie znaleźli schronienie wśród bratniego narodu – Węgrów.

Stopniowa budowa relacji Polsko--Węgierskich wynikała z geopolitycz-nego położenia obu krajów. Obszar Europy Środkowej, od czasów wczesnego średniowiecza, był swego rodzaju buforem oddzielającym Wschód od Zachodu. Ze względu na owe strategiczne położenie – państwa środkowoeuropejskie były nader często narażone na liczne ekspansje militarne, jak i poddawane były stopniowym procesom wypiera-nia ich rodzimej kultury przez inne ośrodki państwowe. Logicznym przeciwstawieniem się wobec tego stanu rzeczy było szukanie natural-nych sprzymierzeńców politycz-nych, dzięki którym można by było podjąć skuteczną walkę o zmianę tej perspektywy.

Kamieniem węgielnym wzajemnych stosunków polsko-węgierskich był wzajemny sojusz przeciwko ekspan-sji Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. W 1108 roku książę Bolesław Krzywousty oraz król węgierski Koloman Uczony zawią-zali pakt obronny, który sprawił, że jesienią tegoż roku plany niemieckie-go ataku na Węgry spełzły na niczym. Wiązało się to z wojną obronną Krzywoustego, który przerywając marsz Cesarstwa na południowy wschód- uratował Węgry, jak zauważył historyk Endre Kovacs, od „niemieckiej nawały”.

Kolejne lata, wobec braku zwierzch-niej państwowości ziem polskich, obfitowały w osłabienie wzajemnych stosunków politycznych. Ponowne zaciśnięcie relacji pomiędzy oboma narodami możemy datować na drugą połowę XIV wieku. Po śmierci Kazimierza Wielkiego w 1370 roku królem Polski został Ludwik Andegaweński, którego panowanie w Polsce i na Węgrzech rozpoczęło funkcjonowanie unii personalnej pomiędzy królestwami. Autor pierw-szego powszechnego przywileju dla szlachty w dziejach Polski nie był jednoznacznie oceniany. Węgierska historiografia określiła Ludwika jako Wielkiego, natomiast w Polsce pojawiały się głosy skrajnie odmien-

ne. Kronikarz Janko z Czarnkowa poświęcił lata swojego życia na walce przeciwko Andegawenom, za co został skazany na banicję. Córka Ludwika Węgierskiego, Jadwiga, została królem Polski po śmierci ojca i związała się węzłem małżeńskim z Władysławem Jagiełłą. Jej działal-ność, m.in. poprzez finansowe wsparcie dla reaktywacji Uniwersy-tetu w Krakowie, została pozytywnie oceniona przez historyków obu narodowości, przez co stała się jednym z symboli przyjaźni polsko--węgierskiej.

Do ponownego zbliżenia obu państw doszło około pół wieku później, gdyż oba królestwa zostały ponowie złączone panowaniem wspólnego władcy – Władysława Warneńczyka, który jako król Węgier zmagał się z ekspansją Turków z południa. Słynna bitwa pod Warną w 1444 roku położyła kres życiu władcy, a poraż-ka Węgier stała się pierwszym przyczynkiem dla dalszych podbo-jów Tureckich w Europie Środkowej.

Dynastia Jagiellońska, panująca od 1386 roku w Polsce, zadomowiła się pod koniec XV wieku również na Węgrzech. Od 1490 roku królem Węgier był Władysław II Jagielloń-czyk, brat Zygmunta Starego. Po śmierci króla tron węgierski objął jego syn Ludwik II Jagiellończyk. Za jego panowania doszło na Węgrzech do rozegrania jednej z najtragiczniej-szych w skutkach bitwy w historii narodu węgierskiego. Bitwa pod Mohaczem w 1526 roku ukazała siłę tureckich wojsk Sulejmana Wspania-łego i doprowadziła do rozpoczęcia długotrwałej wojny domowej, w konsekwencji której Węgry w 1541 roku zostały podzielone na trzy terytoria tracąc, de facto, suweren-ność. Warto nadmienić, iż w bitwie z 1526 roku brał udział trzy tysięczny kontyngent wojskowy z Polski. Z kolei po podziale terytorium węgier-skiego (część Habsburska, część Turecka oraz zależny od Turcji Siedmiogród) wielu Węgrów znalazło schronienie w Polsce, gdzie egzystowali do końca swego życia. Ciekawostką jest, iż w owym czasie w Krakowie rozwijała się węgierska kultura (np. wydano blisko 160 książek w języku węgierskim). Kolejne zbliżenie obu narodów, w sposób bardziej pośredni, nastąpiło w 1576 roku, kiedy to władca Siedmiogrodu, Stefan Batory, został wybrany na króla Polski. Określany przez wielu historyków jako jeden z najwybitniejszych władców w historii Polski, Stefan Batory starał się rozwijać wzajemne kontakty oraz wcielał w swoim rządzeniu Koroną Królestwa Polskiego rozwiązania węgierskie, czego przykładem jest m.in. stworzona piechota wybraniec-ka wyposażona w rusznice i topory. Po Stefanie Batorym relacje polsko--

węgierskie uległy osłabieniu, czego wyrazem był podpisany przez księcia Siedmiogrodu, Jerzego Rakoczego, traktat w Radnot z roku 1656, którego celem były rozbiory Rzeczy-pospolitej. Postępowanie księcia nie zadecydowało jednak o trwałym pogorszeniu się relacji polsko-wę-gierskich, gdyż wielu Węgrów nie uważało Siedmiogród za niezależny narodowy byt przez co często nie zgadzali się z postępowaniem władców tego kraju.

Kolejnym etapem budowy wzajem-nych relacji była sytuacja geopoli-tyczna obu narodów. Polacy, którzy w 1795 roku stracili swoją państwo-wość, znaleźli się w podobnej sytuacji jak Węgrzy. Solidarność obu narodów w walce wyzwoleńczej, o niepodległy byt państwowy, objawiała się przez cały okres XIX wieku. Powstanie Listopadowe zostało wsparte przez ochotników węgierskich, którzy wierzyli, że niepodległa Polska może być począt-kiem dla ich narodowej wolności. Odnośnie do wydarzeń z 1830 roku, Lajos Kossuth, późniejszy przywód-ca Powstania Węgierskiego, mawiał, że „sprawa polska jest sprawą Europy i twierdzę, że ten, kto nie szanuje Polaka, kto nie błogosławi jego sprawiedliwej broni, ten nie kocha swojego kraju, swojego króla”. Słowa te dobitnie podkreślają jak silne przywiązanie do kwestii niepodległości Polski widniało pośród elit zniewolonego narodu węgierskiego. Wsparcie udzielone przez Węgrów dla Powstania Listopadowego zostało nawet uhonorowane tablicą pamiątkową w Warszawie, która niestety nie zacho-wała się do czasów nam współcze-snych. Nieudana próba wybicia się na niepodległość poprzez zryw powstańczy spowodowało stopniowe utrwalenie bardziej zachowawczych postaw wśród Polaków, którzy wiedzieli, że ewentualna przyszła insurekcja musi był doskonale skoor-dynowana i wsparta przez mocarstwa zachodnie. Niemniej, stan ustano-wiony po Kongresie Wiedeńskim w 1815 roku chylił się ku upadkowi. Wiele zniewolonych narodów pragnęło wybić się spod okupacji mocarstw. Wiosna Ludów z 1848 roku, która objęła wszystkie państwa europejskie oprócz Anglii i Rosji, była przykładem lojalnej współpracy Polaków wobec Węgrów. Rewolucja na Węgrzech spotkała się z pozytyw-nym odbiorem emigracyjnego rządu narodowego oraz stronnictw tzw. Wielkiej Emigracji. Polacy wsparli powstanie trzy tysięcznym legionem, który był dowodzony przez gen. Józefa Wysockiego. Ponadto naczel-nym wodzem powstania węgierskie-go był Józef Bem, uczestnik powsta-nia listopadowego, który stał się symbolem przyjaźni polsko-węgier-skiej oraz został okrzyknięty bohate-

rem narodowym Węgrów.

W 1918 roku oba narody uzyskały status niezależnego państwa stając się niepodległymi bytami. Młoda państwowość obu krajów była znów narażona na agresję militarną ościen-nych mocarstw. Rewolucja bolsze-wicka, która według jej twórców powinna rozprzestrzenić się na cały kontynent, stała się niebezpiecznym sygnałem przede wszystkim dla państw środkowoeuropejskich jak i w ewentualnej konsekwencji dla całej zachodniej Europy. Komuni-styczna ekspansja militarna przybie-rała na znaczeniu i sile przy dynamicznej aneksji terenów na zachód od Rosji. Marsz ku budowie europejskich rad ludowych i robotni-czych skoncentrowany był na szybkim zajęciu państw środkowej Europy, w tym przede wszystkim Polski. II Rzeczpospolita była elementem kluczowym w politycz-nym planie bolszewików, którzy poprzez jej zdobycie chcieli połączyć się z rewolucjonistami w Niemczech. Widmo wojny polsko-bolszewickiej wisiało w powietrzu. W prasie węgierskiej coraz częściej pojawiały się głosy, iż „los Polski jest naszym losem”, toteż próbowano wspomóc wielopłaszczyznowo Polaków, aby odeprzeć wschodnią nawałę. Pomoc militarna w postaci 30 tysięcy kawalerzystów nie została przyjęta przez brak zgody Czechosłowacji i Rumunii na przejazd wojsk węgier-skich przez ich państwa. Ostatecznie, dzięki zgodzie wyżej wymienionych krajów, Węgry dostarczyły Polsce amunicję w postaci ponad 100 mln pocisków karabinowych. Dzięki węgierskiej pomocy udało się Wojsku Polskiemu odeprzeć najazd bolszewicki, który był cywilizacyj-nym zagrożeniem dla europejskiego ładu powersalskiego. Przyjazne stosunki pomiędzy narodami nie zostały zniszczone nawet podczas II Wojny Światowej, w której to Węgry początkowo wspierały III Rzeszę. Właśnie propozycje niemieckie dotyczące ewentualnego ataku na Polskę, od południa, przez Węgry zostały przez nie kategorycznie przekreślone. Premier Węgier, Pal Teleki, stanowczo odmówił Adolfo-wi Hitlerowi owej inwazji. W jego depeszy do furhera Rzeszy możemy przeczytać, iż „Węgry nie mogą przedsięwziąć żadnej akcji militarnej przeciw Polsce ze względów moral-

nych”. Według źródeł – list ten wywołał wściekłość i zakłopotanie Hitlera. Warto odnotować, że Premier Teleki, w porozumieniu z regentem Miklosem Horthym, nakazał zaminowanie tuneli na trasie linii kolejowej i ich wysadzenie w powietrze w przypadku próby sforso-wania siłą przez Niemców. Podczas działań wojennych Węgrzy nie kryli swojej sympatii wobec Polaków, którzy ukrywali się na terenie Króle-stwa. Węgrzy pozwolili również na stacjonowanie 35 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego na ich obszarze, których w przyszłości ewakuowano na Zachód. Podczas Powstania Warszawskiego, węgierskie jednost-ki będące pod dowództwem sił niemieckich wspierały Polaków oferując im broń oraz żywność. Powojenny układ sił oraz wspólna sytuacja międzynarodowa Węgier i Polski, znajdujących się w sferze wpływu Związku Radzieckiego, spowodowała istnienie przyjaznych relacji pomiędzy narodami, które to miały niebagatelny wpływ na wydarzenia z roku 1956. Strajki robotników polskich w Poznaniu zostały wsparte strajkiem mieszkań-ców Budapesztu. Poparcie żądań polskich robotników poprzez wyrażenie solidarności z Polakami i próba wymuszenia na kierownictwie Węgierskiej Partii Pracujących podobnych zmian stała się zarzewiem do rozpoczęcia masowych protestów na Węgrzech. Kolejna rewolucja węgierska została zaaprobowana przez Polaków, którzy m.in. masowo oddawali krew dla rannych Węgrów. Polacy wysyłali również na Węgry lekarstwa oraz wszelkie potrzebne medykamenty, których wartość szacowało się na ok. 2 mln ówczesnych dolarów amery-kańskich.

Zarys przyjaźni polsko-węgierskiej odzwierciedla niebywałe zjawisko jak na warunki europejskie. Dwa bratnie narody, które przeżywając w swojej historii trudne momenty, zawsze starały się wspierać siebie nawzajem. Przykład egzystencji Polaków i Węgrów ukazuje niezwy-kłą przygodę dziejową, która często narażana była na próbę. Oby ta epopeja przyjaźni trwała jak najdłu-żej.

MichałDworskistudentKatolickiegoUniwersytetuLubelskiego

The Poland Timespublicystyka - polska

Trwamy w maju, jednym z najpięk-niejszych miesięcy w roku obfitują-cym w patriotyczne uroczystości i rocznice. Jak się przekonałam, są tacy, którzy nie potrafią wymienić, jakie święta obchodzimy w pierw-szych dniach maja, ale „jest fajnie, bo mamy wolne” Drugi maja, Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej, formalnie nie jest dniem wolnym od pracy, jednak wielu decyduje się na wykorzystanie w ten dzień urlopu. Dla mnie był to pretekst, by dokonać syntezy ostatnich głośniejszych wydarzeń i zastanowić się, jaką rolę odgrywają w naszej świadomości narodowej symbole.

Barwy narodowe stanowią niepowta-rzalny element tożsamości, który pozwala wyróżnić się od innych podczas najważniejszych międzyna-rodowych wydarzeń. Stąd też flagi zabierane są na mecze, mitingi sportowe, czy ważniejsze zebrania religijne, jak chociażby nie tak odległa kanonizacja Jana Pawła II. Tam, gdzie gromadzi się wymiesza-na narodowo i etnicznie masa, tam flaga, szalik, opaska lub pomalowane w narodowych barwach buzie. Elementy te są niezwykle lubiane przez kamery i obiektywy. Wystar-czy wykonać z odpowiedniej perspektywy zdjęcie małej grupy kolorowych ludzi i obdarzyć je nagłówkiem zaczynającym się od „Tłumy Polaków…”, aby pokazać dumnych reprezentantów kraju nad

Wisłą i zasygnalizować ich obecność na arenie międzynarodowej. Patrząc inaczej, jest to realizacja modnego schematu „wśród ofiar nie było Polaków” jako najważniejsze echo informacji o katastrofie lotniczej, morskiej czy drogowej.

Nie godzi się występować przeciwko barwom narodowym. Przekonał się o tym Kuba Wojewódzki w 2008 roku, kiedy goście jego show wkładali miniatury polskich flag w atrapy psich odchodów. Gospodarz progra-mu tłumaczył się, że był to happe-ning, który miał zwrócić uwagę na zanieczyszczenie polskich ulic. Cel nie uświęcił środków i stacja TVN musiała zapłacić blisko pół miliona złotych za tę zniewagę.

Bardzo dobrze, że pojawił się taki pomysł Kuby Wojewódzkiego. Nie chodzi mi o formę tego wystąpienia, bo oglądanie ekskrementów nie jest czymś, co stanowi szczyt przekazu estetycznego, ale problem czystości ulic warto podnosić, jako że zacho-wanie schludności w swoim otocze-niu i najbliższym obejściu, to szczególny wymiar patriotyzmu, gdyż składa się na dość dosłowną wizytówkę naszego kraju.

W Warszawie znów powstała tęcza. Aż ciśnie się na usta pytanie: na jak długo? Ten postawiony na Placu Zbawiciela obiekt podzielił Polaków, czego eskalację obserwowaliśmy – o ironio – w najważniejsze narodowe święto, czyli 11 listopada. Instalacja artystyczna Julity Wójcik celowo została bohaterem mojego tekstu, by pokazać, jak często i jak bez sensu spieramy się o symbole. Pod tęczą, biało-czerwoną flagą i, niestety, pod

krzyżem prowadzimy codzienną wojnę polsko-polską. Pewnie to wpływ Masłowskiej, którą swoją drogą czytałam z wielkim smutkiem i bez entuzjazmu, ale obserwując Polskę ponad dekadę później po akcji powieści stwierdzam, że była to jedna z mądrzejszych książek, jaką czytałam. Bo jak inaczej, skoro nie mianem wojny, określić fakt, że akurat wczoraj narodowcy zebrali się pod tęczą, by obrzucić ją jajami?

Nie wróżę jej długiej przyszłości. A skoro mówimy o patriotyzmie, to uważam, że wandalizm nie jest przejawem miłości do ojczyzny. Przeciwnicy z pewnością zapytają teraz: po co ta tęcza w ogóle powsta-ła? Zgoda, ale ona już jest i nie mam na to wpływu ani ja, ani ty, ani wszystkie facebookowe wydarzenia nawołujące do niszczenia obiektu. Czy ja, osoba o – nazwijmy to bardzo umownie – antyrosyjskiej orientacji, powinnam pojechać teraz do Warsza-wy i obrzucić czymkolwiek Pałac Kultury i Nauki? Nie, bo oprócz skrajnego debilizmu i braku kultury nie pokazałabym nic innego, a przecież reprezentuję Polskę i nie chcę niszczyć tego, co zostało wybu-dowane efektem czyjejś legalnej pracy w obrębie jej granic. Z szacun-ku do ojczyzny.

Po listopadowych i majowych wystą-pieniach narodowców w tak zwane „imię wartości najwyższych” pozostają skorupy jajek, plazmowe mazie rozbitych pomidorów, niedo-pałki petard, kupa szkła i wielki wstyd na skalę światową. Ale nie tylko tęcza i biało-czerwona flaga jest tym, co dzieli naród w dość płytki i nieprzemyślany sposób.

Nasz naród jak lawaZ wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawaLecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębiPlwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi…

U Mickiewicza to się ludzie jakoś sensowniej dzielili na podstawie preferencji językowych i obyczajo-wych. „Towarzystwo przy drzwiach” chciało, by oficjalnie używano języka polskiego w debacie na temat polskiej kultury, historii i tradycji. „Towarzystwo stolikowe” nie stroni-ło od manierycznej francuszczyzny i wykazywało dość proeuropejską orientację. Sytuacja dość podobna do współczesnej, bo niektórym wydaje się, że tęcza i związane z nią klimaty, to wymysł Zachodu. Tak naprawdę nie ma miary, która pozwoliłaby nam oceniać problemy współczesnej Polski i Polski podległej sąsiednim mocarstwom. Bo przecież „zewnętrznie” jesteśmy wolni, prawda? Po co wzniecać ogień na własnym podwórku, zwłaszcza, że rozchodzi się o symbole, które mają przecież charakter umowny?

Dlatego na koniec trochę o krzyżu. Znak historycznie odwołujący się do biografii Jezusa Chrystusa stał się źródłem dość głośnej przepychanki na polskim podwórku. Za pierwszym razem poszło o krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego, który upamiętniał ofiary katastrofy smoleńskiej, potem o krzyż wiszący w Sejmie, choć ta batalia ma znacznie odleglejszą genezę. Ostatnio czujne polityczne koty „obudziły się” na kanonizację papieża i Niesiołowski z Hartmanem pokłócili się o specjalną ustawę upamiętniającą Jana Pawła II. Lewicowi politycy z Twojego Ruchu docenili wkład Wojtyły w budowanie

nowego ustroju, jednak uznali, że Sejm jako instytucja państwowa, nie jest odpowiednim miejscem na popularyzację religii, nawet jeśli jest to religia dominująca w państwie.

Co komu krzyż, czy tabliczka upamiętniająca papieża przeszka-dza? Przecież nie ma ona żadnych magnetycznych właściwości, które nakazują bić pokłony i padać na kolana. Ten, kto chce, odda cześć, wykona znak krzyża przechodząc obok, inny nie oderwie wzroku od smartfona i ziemia się z tego powodu nie zarwie. Dlatego jestem za rejestracją Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Skoro ja czczę krzyż, dlaczego ktoś inny nie miałby prawa czcić durszlaka? Pod warun-kiem, że nie rzuci we mnie koktajlem Mołotowa, gdy udam się do Piccolo na obiad. Ja również niczym w niego rzucać nie zamierzam. Od kiedy to ofensywa jest defensywą? Niestety, w polskim wydaniu obrona wartości często staje się po prostu atakiem na oponenta i jego system przekonań.

Pisałam to całkiem poważnie. Porzućmy to wszystko z prefiksem anty: antymacierewszczyznę, antygombrowiczyznę, antygejowsz-czyznę, antyklerykalizm, antypasta-farianizm, antyewolucjonizm,. Naród jest zbyt duży, by mówić jednym głosem i tak naprawdę patriotyzm przeżywany masowo jest skazany na niepowodzenie, bo ktoś w tłumie okaże się zwolennikiem Piłsudskiego, a ktoś Dmowskiego. Zostawmy więc tęczę, krzyż w Sejmie, nawet Pałac Kultury i Nauki zostawmy. Może jednak nie jest z nami tak źle i da się zrobić tak, by każdy był zadowolony?

Wojna polsko-polska pod tęczą. Słówko o symbolach

Ronald Lasecki zwrócił mi uwagę, że nijak nie może zrozumieć moich równoczesnych sympatii dla teokra-tycznych papieży (Grzegorz VII, Innocenty III) budujących uniwersal-ne chrześcijańskie państwo europej-skie, które wyrażam w swoich publikacjach naukowych, połączo-nych z predylekcją dla Romana Dmowskiego – polityka stojącego na gruncie absolutnej supremacji państwa narodowego.

Jak to jest ze mną? Jestem za teologiczno-politycznym uniwersali-zmem reformy gregoriańskiej? Czy po stronie państwa narodowego, zrodzonego z Reformacji i nowożyt-

nej sekularyzacji, a więc z buntu przeciw papieskiemu uniwersali-zmowi?

To dobre pytanie, acz sprzeczność tę uważam za pozorną, wynikłą ze spojrzenia na moją publicystykę z pozycji filozoficzno-doktrynalnej, bez spojrzenia historycznego.

Jestem uniwersalistą. Gdyby nie kompromitacja tego terminu przez wiadome kręgi, bez wahania określiłbym się mianem „Europej-czyka”. Wspólnota cywilizacyjna do której należę symbolizowana jest przez Rzym, którego – zgodnie ze słowami Chrystusa - nie przemogą „moce piekielne”. Tożsamość ta jest dla mnie pierwsza, podstawowa, esencjalna. Tożsamość narodową uważam za drugorzędną i przygodną, wynikłą z przypadku, że urodziłem się w XX wieku na Wisłą. Z tego poglądu wynikają ważkie skutki: skoro najpierw jestem katolikiem rzymskim, a potem Polakiem, to w porządku politycznym lojalność

wobec Rzymu powinienem cenić wyżej niźli lojalność wobec Warsza-wy. I faktycznie, uważam, że gdy Grzegorz VII ekskomunikował i zdeponował Henryka IV to tenże przestał być cesarzem. Skoro, jak naucza św. Paweł, wszelka władza pochodzi od Boga, to mamy tu spór między władzą papieża i władzą cesarza. Skoro papież jest bliżej Boga niż cesarz, to władzą zwierzch-nią cesarza jest Biskup Rzymu. Podobnie było w sporach papiesko--cesarskich Aleksandra III i Frydery-ka Barbarossy, Innocentego IV z Fryderykiem II. Wszelka władza pochodzi od Boga, a papieska pocho-dzi najpierw i bezpośrednio. Za pontyfikalnym pośrednictwem spływa na cesarza, za jego pośrednic-twem na królów, książąt etc.

Niestety, w 1517 roku europejska jedność religijna, cywilizacyjna i polityczna została zerwana. Pomimo Kontrreformacji i Wojny Trzydzie-stoletniej nie udało się tej jedności już nigdy przywrócić. Rozbicie

religijno-polityczne okazało się trwałe. Wymagało to zweryfikowa-nia rozumienia Pawłowej formuły, że wszelka władza pochodzi od Boga. Po Pokoju Westfalskim w Niem-czech i odpowiadających im wydarzeniach w innych krajach germańskiej i anglosaskiej Północy, Christianitas upadła i wyłoniły się nowe niezależne od Rzymu podmio-ty polityczne, które faktycznie i prawnie nie uznawały swojego podległego charakteru, a świat katolicki nie miał sił i środków, aby je do tego przymusić. Eschatologicz-na katastrofa Wielkiej Armady utwierdziła suwerenność Anglii, a szwedzka kampania w czasie Wojny Trzydziestoletniej podobnie potwier-dziła suwerenność północnych niemieckich księstw i Skandynawii. Gdy rozlało się przysłowiowe mleko, wtenczas siłą rzeczy musimy przede-finiować kategoryczny i nie znający wyjątku nakaz św. Pawła, uznając za najwyższy punkt odniesienia nowo powstałe państwo narodowe, bez względu na to czy się to nam podoba

czy się nam nie podoba. Skoro rzeczywistość przełamuje wyrafino-wane teoretyczne koncepcje, to musimy się poddać jej sile lub trafiamy do intelektualnego getta i przestajemy ją rozumieć.

Tutaj pojawia się Dmowski - myśli-ciel ze świata nowożytnego, myślący kategoriami państwa-narodu, który działał wedle prawideł otaczającej go rzeczywistości, gdzie prymat wiodła idea suwerennego narodowego. Naród, który myślałby o polityce wyłącznie w kategoriach „Raison de Catholicisme” zostałby zjedzony w dżungli charakteryzującej stosunki międzynarodowe po Reformacji, gdy zbrakło pacyfikującej ręki Cesarza i rozstrzygającego autorytetu Biskupa Rzymu. Po rozpadzie jedności uniwersalnej, kontynentalnej, politycznie pozostała nam tylko jedność narodowa i terytorialna do której odnosi się formuła, że wszelka władza pochodzi od Boga.

Dmowski i Grzegorz VII

14 www.ThePolandTimes.com

JoannaKwasigrochUniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu

prof. AdamWielomskiwww.konserwatyzm.pl

Drodzy Państwo,

w niniejszym artykule poruszę problem nie koniecznie najprzyjem-niejszy – problem związany z rozwo-dem. Dokładniej rzecz ujmując, spróbuję wyjaśnić Państwu, w jaki sposób sądowe orzeczenie o winie wpływa na obowiązek alimentacyjny wobec współmałżonka.

Materia związana z rozwodem jest bardzo obszerna, dlatego też dzisiaj przedstawię Państwu pokrótce istotne z prawnego punktu widzenia informacje, które pozwolą Czytelni-kom lepiej zrozumieć ten temat. Zdaję sobie sprawę, iż wielu z pośród Państwa mogło zetknąć się z ww. problemem, ponieważ jest to w dzisiejszych czasach dość powszech-ne zjawisko, a liczba rozwodów w Polsce stale rośnie. Aby rozwód nastąpił, musi zajść trwały i zupełny

rozkład pożycia miedzy małżonka-mi.

Dalszą część artykułu poświęcę wspomnianej w pierwszym akapicie winie – często generującej obowią-zek alimentacyjny. Rozwód z orzeczeniem o winie współmałżonka kończy zawarte małżeństwo z winy którejś ze stron. Orzekając winę małżonka, sąd bierze pod uwagę przepisy polskiego kodeksu rodzin-nego i opiekuńczego.

Aby mieli Państwo jasny obraz sytuacji, warto również dodać, iż sąd nie orzeka o winie małżonków tylko wtedy, kiedy zarówno żona, jak i mąż zgodnie wnoszą o rozwód bez orzekania o winie.

Przyczyny rozkładu pożycia małżeń-skiego dzielą się więc na zawinione i niezawinione. W praktyce zachodzą ponadto przyczyny, które mogą być zarówno zawinione jak i niezawinio-ne. Składają się na to okoliczności danej sprawy.

Kwestię winy małżonków rozstrzyga sąd w wyroku rozwodowym. Żeby sąd mógł wskazać winę któregoś z małżonków, jeden małżonek musi zaznaczyć, jakie obowiązki naruszył drugi z małżonków. Co więcej, na

naruszenie tych obowiązków muszą wskazywać dowody. Winę popiera się bowiem dowodami. Jako przykład takich dowodów można sądowi przedstawić np. bilingi z rozmów telefonicznych, informacje potwierdzające policyjne interwen-cje w domu, video i zdjęcia oraz zeznania świadków.

Zapewne chcieliby Państwo dowie-dzieć się, jakie zachowanie jednego z małżonków może być przesłanką uznania przez sąd winy tego małżon-ka. Nie wszystkie zachowania zdefiniowano w doktrynie. Katalog takich zawinionych zachowań jest otwarty. Oznacza to, że w żadnym akcie prawnym nie zostały one sprecyzowane i wyliczone. Jak wnioskujemy z orzecznictwa sądowego, na pewno powodem takiej sytuacji będzie niedopuszczal-ne zachowanie wobec współmałżon-ka i dzieci, niewierność, agresja, alkoholizm, ale także nałogowe korzystanie z Internetu czy szeroko pojęte naruszenie obowiązków wspólnego pożycia.

Wyżej wymienione przykładowe przyczyny uznania małżonka za winnego rozpadu pożycia nie oznaczają jednak, że małżonek ten jest wyłącznie winny. Uznanie

wyłącznej winy jednego z małżon-ków jest bezsprzeczną przesłanką do obciążenia go obowiązkiem alimen-tacyjnym wobec drugiego małżonka.

Co dzieje się jednak w sytuacji, gdy zarówno mąż, jak i żona uznani zostali przez sąd za winnych rozpadu małżeństwa lub oboje są niewinni? W takich sytuacjach strony również mogą wnioskować o alimenty. Trzeba zapamiętać, że nie może żądać alimentów małżonek winny rozpadu pożycia od małżonka niewinnego.

Warto również wiedzieć, iż zgodnie z orzecznictwem polskich sądów, osoba, której małżonek zachowuje się nieprawidłowo, nie może pozwo-lić sobie względem niego na zacho-wanie sprzeczne z zasadami współ-życia społecznego czy też zachowa-nie przekraczające granice przyzwo-itości. W przeciwnym razie, sąd będzie miał przesłanki do uznania winy obojga małżonków.

Oprócz winy małżonka sąd bierze pod uwagę także sytuację finansową osoby, której zamierza przyznać alimenty. Przykładowo, w sytuacji, gdy orzeczono winę jednego z małżonków, ale nie jest to wina wyłączna, a współmałżonek znajduje

się w niedostatku, istnieje obowiązek alimentacyjny. Decydujący o przyznaniu alimentów był więc ów niedostatek. Kwota alimentów nie może być kwotą niezdefiniowaną. Musi być stosowna do zarobków obciążonego obowiązkiem alimenta-cyjnym. Nie może zachodzić sytuacja, że płacący alimenty, który nie został uznany za wyłącznie winnego rozpadu małżeństwa, popada w niedostatek przez zaistnie-nie obowiązku alimentacyjnego.

Zapewne niektórzy z naszych Czytelników po rozwodzie mają zamiar wstąpić w kolejny związek małżeński i zastanawiają się teraz, czy przysługiwały im będą alimenty zasądzone w wyniku rozpadu poprzedniego małżeństwa? Otóż alimenty takie nie będą przysługiwa-ły. Nawet jeśli zasądzono je w wyniku orzeczenia wyłącznej winy byłego współmałżonka. Wstępując w nowy związek małżeński, stary obowiązek alimentacyjny wygasa.

Zasada ta nie dotyczy osób żyjących w związkach nieuregulowanych prawnie, np. konkubinatu.

15prawo www.ThePolandTimes.comThe Poland Times

Viktor Orban, do którego tak chętnie odwołuje się dziś środowisko PiS-u, osiągnął sukces dzięki metodom, na które polska opozycja nigdy się nie zgodzi.

Pełniący już drugą kadencję, premier Węgier Viktor Orban (31 maja skończy 51 lat), jest od lat wielkim autorytetem dla środowiska PiS-u. Gdy w zeszłym roku propisowski tygodnik „Gazeta Polska” przyznawał mu tytuł „Człowieka Roku”, a środowiska niepodległościowe organizowały pielgrzymki na Węgry z manifestacją poparcia dla Fideszu, PiS odwoływał się do Orbana jako do przykładu „prawicowego” polityka, który potrzebny jest również Polsce. Teraz

jednak, choć poparcie Orbana wśród Węgrów jest większe niż kiedykolwiek wcześniej, nad Wisłą umilkły brawa. W ciągu tego roku stosunek PiS-u do Orbana uległe jednak zmianie. Wszyst-ko za sprawą prowadzonej przez Fidesz polityki zagranicznej. Gdy na Ukrainie rozpoczęła się wojna domowa, Viktor Orban i jego rząd nie przyłączyli się do ataków na Rosję. Zamiast tego, rozpoczęli przyznawanie obywatelstwa węgierskiego swoim rodakom mieszkającym na terenie Ukrainy (skorzystało już z tej możliwości prawie 500 tysięcy osób). Węgry Orbana, które korzystają z dostaw rosyjskiego gazu, przyjęły zasadę niewtrącania się w sprawy rosyjsko – ukraińskie. Równolegle, uznały prymat Rosji w krajach dawnego Związku Sowieckiego, eliminując tym samym napięcia na linii Moskwa – Budapeszt. Z tego względu, podczas kryzysu ukraińskiego Węgry nie opowiedziały się ani po stronie Władimira Putina, ani neobanderowskiego „Prawego

Sektora”. Dla polskiej opozycji, otwarcie popierającej neobanderow-ców przeciwko Janukowyczowi, jest to postawa nie do pojęcia.

Wielkie odrodzenie

Viktor Orban stał się ulubieńcem PiS-u po tym, jak w wyborach w 2010 roku Fidesz pokonał Węgierską Partię Socjalistyczną. Jej kryzys zaczął się od ujawnienia taśm, na których zarejestro-wano rozmowę byłego premiera Ferenca Gyurgcsany’ego. Ten przyznał się, że jego ludzie kłamali i kłamią i przyznał, że stan węgierskiej gospodar-ki jest fatalny. Upublicznienie tych taśm wywołało skandal, którego efektem była dymisja Gyurgcsany’ego. Nie oddaliła ona jednak klęski WPS. W 2010 roku wybory wygrała prawicowa partia Fidesz, której lider – Viktor Orban – został premierem. Wcześniej na Węgrzech rozpoczęła swoją działal-ność Krucjata Różańcowa za ojczyznę – jej uczestnicy (mógł nim zostać każdy) odmawiali codziennie dziesią-tek różańca w intencji zmian w kraju. W 2010 roku zmiany stały się faktem. A Viktor Orban rozpoczął swoje

urzędowanie od zmiany konstytucji węgierskiej i wpisania do niej odwołań do Boga i chrześcijaństwa. Fakt ten oburzył Unię Europejską, która od lat konsekwentnie walczy ze wszelką tradycją chrześcijańską. Od tej pory rozpoczął się szereg napięć między Orbanem a Komisją Europejską, która nie akceptowała jego posunięć politycznych, ale nie mogła nic zrobić, aby je zatrzymać. Dla przykładu: w 2013 roku rząd węgierski zdecydował się sfinansować z unijnych dotacji wystawę przedstawiającą skutki aborcji. Wywołało to oficjalny protest Komisji Europejskiej, która nie zaakceptowała tego, że za pieniądze z Brukseli organizuje się antyaborcyjną wystawę (finanse były przeznaczone na proaborcyjny happening). Orban pokazywał już w pierwszych miesią-cach swojego urzędowania, że pójdzie drogą powrotu do chrześcijańskich korzeni.

Wojna finansowa

Po uzyskaniu władzy, Fidesz zmienił całą dotychczasową politykę finanso-wą. Banki, hipermarkety i zagraniczne

korporacje – dotychczas korzystające z przywilejów podatkowych – straciły uprzywilejowaną pozycję i zostały zmuszone do zapłaty podatku docho-dowego. W 2012 roku do węgierskiego skarbu państwa wpłynęło z tego tytułu dodatkowe 36 miliardów euro. Te pieniądze pomogły uregulować zobowiązania względem Międzynaro-dowego Funduszu Walutowego. Po spłacie ostatniej raty, Orban osobiście zażądał od MFW likwidacji przedsta-wicielstwa w Budapeszcie i odwołania swoich przedstawicieli. MFW, nie mając innego wyjścia, musiał odwołać przedstawicielstwo nad Dunajem. To z kolei sprawiło, że Węgry odzyskały niezależność finansową, utraconą wskutek polityki socjalistów (MFW udzielał pożyczek na bardzo niekorzystnych ratach, żądając również kontroli nad strategicznymi obszarami węgierskiej gospodarki. Ta polityka dała efekty: dynamiczny wzrost gospo-darczy kraju trwa mimo postępującego kryzysu, Węgry bronią swojej niepod-ległości, a poparcie dla Fideszu rośnie. A wszystko zaczęło się od krucjaty różańcowej. Tej metody opozycja w Polsce nie chce praktykować.

Węgierski przykładLeszekSzymowski„Najwyższy Czas”

JuliaSzwiecprawnikabsolwentkaUKSW w Warszawie

Rozwód

The Poland TimesTel (English): + 1 609 529 3959