32
Allan Starski: „Jestem człowiekiem do wynajęcia“ str. 5 Muzyczne wzruszenia w Nitrze str. 10 str. 16 festiwal Przyjaźń bez granic str. 14

Monitor Polonijny 2013/10

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

Page 1: Monitor Polonijny 2013/10

Allan Starski:„Jestem człowiekiem

do wynajęcia“str. 5

Muzycznewzruszeniaw Nitrze

str. 10

str. 16

festiwal

Przyjaźńbez granic

str. 14

Page 2: Monitor Polonijny 2013/10

2 MONITOR POLONIJNY P

W Bańskiej Bystrzycy 25 wrze-śnia została otwarta plenero-

wa wystawa „Komunizm – La BelleÉpoque. Dekada lat siedemdziesią-tych XX wieku w europejskich pań-stwach bloku sowieckiego“, przygo-towana przez Instytut PamięciNarodo wej we współpracy z Buł -garskim Insty tutem Kultury w War -szawie, Czeskim Centrum, Rumuń -skim Instytutem Kultury w Warszawie,

Instytutem Słowackim w Warszawie orazWęgierskim Instytutem Kultury w War -szawie. Wystawa zorganizowana zostałaprzez Centrum Języka i  Kultury Polskiej,działające przy Katedrze Języków Sło wiań -skich Wydziału Nauk HumanistycznychUniwersytetu Mateja Bela, a patronat hono-rowy nad nią objął prezydent miasta PeterGogola. Wystawę umieszczono w jednymz  najbardziej reprezentacyjnych (i uczęsz-czanych) punktów miasta – na placuŠtefana Moyzesa, łączącym się bezpośred-nio z placem SNP.

Otwarcia wystawy dokonał zastępcadyrektora Biura Edukacji Publicznej IPNdr Łukasz Michalski, który po krótkiejuroczystości w plenerze wygłosił wykładokolicznościowy w Państwowej Biblio te -ce Nau ko wej, do której przenieśli sięuczestnicy spotkania.

Wystawa w zamiarze jej twórców ma słu-żyć odkłamywaniu historii najnowszej. W panelu, wprowadzającym w świat lat sie-demdziesiątych w państwach bloku so-wieckiego, napisano: „Lata 70. XX w. wBułgarii, Czechosło wa cji, Niemieckiej Re -publice Demo kra tycznej, Polsce, Rumunii i

na Wę grzech to czas triumfu tzw.realnego socjalizmu. Władza komu-nistyczna już ustabilizowała swoją

pozycję i kupowała społeczne po-parcie za cenę poprawy warunkówżycia. Niepokornych kontrolowała

tajna policja polityczna, czyli bez-pieka. W dorosłość wchodziły

pierwsze pokolenia wychowane w komunistycznej dyktaturze. Ludzie

ci w większości nie znali życia w innymświecie. Zdawali się pogodzeni z otaczającąich rzeczywistością i starali się czerpać z niej jak najwięcej korzyści. Opozycja – na-wet jeżeli istniała – miała marginalne zna-czenie. I choć w kolejnej dekadzie komu-nizm upadł, bezkrytycznie powielana le-genda lat siedemdziesiątych jako beztro-skiego okresu szczęśliwości trwa…“.

W uroczystości otwarcia udział wzięliprzede wszystkim studenci bańskobystrzy -ckiego uniwersytetu, którzy z uwagą wysłu-chali inauguracyjnego wykładu. Wysta waumożliwiła im też specyficzną formę naukijęzyka polskiego (została przygotowana w wersji polskiej i angielskiej, w Cen trumJęzyka i Kultury Polskiej dokonano ponadtoprzekładu tekstów na język słowacki), po-znanie historii oraz kultury Polski i EuropyŚrodkowej. Dzięki temu nauczanie zyskałokompleksowy charakter, a – jak dowodzipraktyka – to najskuteczniejsza forma edu-kacji. Wystawa potrwa do 22 października.Potem prawdopodobnie zostanie zaprezen-towana w innych miastach Słowacji.

JAKUB PACZEŚNIAK, Centrum Języka i KulturyPolskiej w Bańskiej Bystrzycy

SzanowniCzytelnicyW poprzednim

numerze„Monitora Polonijnego“informowa łem o trudnejsytuacji finansowejnaszego pisma. Dziśsytuacja jest inna – odpana konsula, radcyministra Grze gorzaNowackiego otrzy maliśmydobrą informację:dodatkowy wnio sek o pomoc Minister stwaSpraw Zagrani cznych nadotację „Mo ni tora“ zostałrozpatrzony pozytywnie.Do datkowe wsparciedzięki wstawiennictwuambasadora RP w RS,pana Tomasza Chłoniaotrzymaliśmy również z Kancelarii RadyMinistrów RS.

Z tej okazji chciałbymserdecznie podziękowaćPanu AmbasadorowiTomaszowi Chłoniowioraz Panu KonsulowiGrzegorzowi Nowackiemuza pomoc i wsparcie w pozyskiwaniu środkówna działalność „Monitora“ i naszego Klubu. Dziękitemu wsparciu uda sięnam wydać wszystkiezaplanowane numery„Monitora“, a takżezrealizować główneprzedsięwzięcia klubowe.

Mam nadzieję, żetegoroczne perturbacjefinansowe ominą nas w roku przyszłym, dziękiczemu będziemy mogliskupić się przedewszystkim na realizacjiklubowych zadańprogramowych.

TOMASZ BIENKIEWICZ,prezes Klubu Polskiego –

Stowarzyszenia Polaków i IchPrzyjaciół na Słowacji, wydawcy

„Monitora Polonijnego” ZDJĘCIE: MARTIN HORŇAN

ZDJĘCIE: MARTIN HORŇAN

ZDJĘ

CIE:

JAK

UB P

ACZE

ŚNIA

K

Plenerowawystawa�historyczna

w Bańskiej Bystrzycy

ZDJĘ

CIE

NA O

KŁAD

CE: S

TANO

STE

HLIK

Page 3: Monitor Polonijny 2013/10

33

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Agnieszka Drzewiecka, Ingrid Majeríková, Katarzyna Pieniądz,

Magdalena Zawistowska-Olszewska KOREŠPONDENTI: KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados • TRENČÍN – Aleksandra Krcheň

JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduelis Stehlik

ZAKLADAJÚCA ŠÉFREDAKTORKA: Danuta Meyza-Marušiaková ✝(1995 - 1999) • ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava

KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: Małgorzata Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel./Fax: 031/5602891, [email protected]

PREDPLATNÉ: Ročné predplatné 12 euro na konto Tatra banka č.ú.: 2666040059/1100

REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95 • EVIDENČNÉ ČÍSLO: EV542/08 • IČO: 30 807 620

Redakcia si vyhradzuje právo na redigovanie a skracovanie príspevkov • Realizované s finančnou podporou Úradu vlády Slovenskej Republiky

w w w . p o l o n i a . s k

„W języku słowackim używa się słowa »učiteľ«, ponieważto ten, kto uczy, a w polskim »nauczyciel«. Czyżby w polskich szkołach chodziło o nauczenie, a nie tylko o uczenie?“ – pytała mnie przed laty moja teściowa, z którą często rozmawiałam o podobieństwach i różnicachmiędzy językiem słowackim i polskim. Była moją zarówno »učiteľką«, jak i »nauczycielką« języka słowackiego. Dlaczego o tym wspominam? W październiku w Polsce obchodzony jest Dzień Nauczyciela i o tymświęcie przypomina nastrajając do refleksji, wspomnień o czasachszkolnych, nasza redakcyjna koleżanka w artykule pt. „Szkoła życia“ (str. 4). Z kolei artykuł pt. „Przez 4 dni cały świat patrzył na Čierną nadTisą“ (str. 22) to kolejna z lekcji słowackiej historii, które serwujemyPaństwu na łamach „Monitora“ już od kilku lat.

Jeśli mowa o szkole, lekcjach, to nie może zabraknąć sprawdzianu, w ramach którego zadam Państwu pytanie: Ile Oscarów zdobyli Polacy?Prawidłową odpowiedź, ale i rozważania na temat możliwości zdobyciakolejnych statuetek znajdą Państwo w wywiadzie ze światowej sławyscenografem, zdobywcą Oscara Allanem Starskim (str. 5).

W poprzednim numerze naszego miesięcznika informowaliśmy Państwao innym, swoistym sprawdzianie, któremu poddali się członkowie Klubu Polskiego w Bratysławie, a mianowicie o konkursie nanajsmaczniejszy gulasz. W tym numerze przynosimy przepis na tenwyjątkowy specjał (str. 32).

Innym sprawdzianem był festiwal filmów emigracyjnych EMiGRA, któryodbył się po raz pierwszy w Warszawie i zakończył rozdaniem nagród dlanajciekawszych filmów, nadesłanych przez naszych rodaków z różnychzakątków świata (str. 16). Natomiast mniejszości narodowe zamieszkująceSłowację zostały wywołane do tablicy, by zaprezentować się podczaskonferencji, zorganizowanej przez Kancelarię Rady Ministrów RS (str. 12).

W numerze nie zabraknie też relacji z imprez polonijnych, jak i artykułów ze stałych lubianych rubryk.

Czytelnikom „Monitora” życzymy miłej lektury, zaś NAUCZYCIELOM –tym, pracującym w szkołach i tym „Monitorowym“, którzy co miesiącdostarczają nam wiedzy, a także tym, od których uczymy się na co dzień –z okazji ich święta WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!

Szkoła życia 4

Z KRAJU 4

WYWIAD MIESIĄCAAllan Starski: „Jestemczłowiekiem do wynajęcia“ 5

Z NASZEGO PODWÓRKA 8

OPOWIEŚCI POLONIJNEJ TREŚCISzklany, kolorowy krasnal 18

OKIENKO JĘZYKOWEWywołana do tablicy… 19

KINO-OKOSamotność wielowymiarowa 20

BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKICejrowski wśróddzikich plemion 20

CZUŁYM UCHEMUrszula najsłabsza od lat? 21

WAŻKIE WYDARZENIAW DZIEJACH SŁOWACJIPrzez 4 dni cały światpatrzył na Čierną nad Tisą 22

SŁOWACKIE PEREŁKISpacer z Beethovenem 24

Smutne faktyo polskiej prasie 25

MONITOR GOŚCI MNIEJSZOŚCIZ niemieckim porządkiem i punktualnością 26

POLAK POTRAFIW tajnej służbiebrytyjskiego wywiadu (cz. I) 27

Nie taki polityk straszny, jak go malują 28

OGŁOSZENIA 28

ROZSIANI PO ŚWIECIERozprószenie 30

MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMISięgamy po książki 31

PIEKARNIKDobre, bo polskie… 32

PAŹDZIERNIK 2013

Page 4: Monitor Polonijny 2013/10

Na Słowacji nauczyciele świętują28 marca – może to sympatyczniejszadata, bo przecież wiosną wszystkowydaje się bardziej optymistyczne,pachnie świeżością i nawet dwójemają mniej gorzki smak. Jesienneświętowanie skłania za to do większejrefleksji – ci, którzy chodzą do szkoły,zapewne marzą nieraz, jak mogłabyona wyglądać, by było niesamowicie.Ci zaś, którzy już z ławki wyrośli – na-rzekają na ogół na niską jakość na-uczania, upadający prestiż pracy na-uczyciela i nieprzystosowanie szkoły

do realiów współczesnego życia. Aleskoro Dzień Edukacji Narodowejdumnie czerwieni się w naszym ka-lendarzu, powspominajmy przezchwilę własne lata młode i ten strach,który mroził wszystkich, gdy szkol-nym korytarzem szedł najsurowszy z nauczycieli – pan od historii lubgeografii czy też pani od biologii lubmatematyki.

Jakże to dzisiaj wydaje się wzrusza-jące! Kłopoty, stresy i przekonanie, żedwóje z tego czy owego przedmiotuzrujnują nasze życie. Ale – co ciekawe– jest taka prawidłowość, że to wła-

śnie najsurowszych nauczycieli pa-mięta się najdłużej, tych, co wymaga-li, dużo zadawali, u których czwórkabyła mistrzostwem świata i smakowa-ła wspanialej niż kilka piątek zdoby-tych w łatwy sposób. Nasi nauczycie-le, wychowawcy, którzy nieodłączniekojarzą się nam z życiem szkolnym,poza murami szkoły wyglądali zawszejakoś inaczej. Często okazywało się,że surowy historyk na obozach har-cerskich pięknie grał na gitarze, a pa-ni od biologii opowiadała na wyciecz-kach najlepsze dowcipy.Przecieraliśmy oczy ze zdumienia,gdy w ostrym belfrze dostrzegaliśmyczłowieka, z jego inteligencją, wrażli-wością i tym czymś, czego na ogółbrakowało innym dorosłym – auten-tyczną sympatią do młodych ludzi.

No i gdzie są dziś nasi nauczyciele?Przeliczając pracowicie kilometryprzejeżdżanych dróg, wartość kilkudekagramów cukierków, nie myślimyprzecież, że to cierpliwa praca „tej odmatmy” zaowocowała takimi umiejęt-nościami. W głowach kołaczą się namrozmaite daty, symbole pierwiastkówchemicznych, niewidziane nigdy eu-

MONITOR POLONIJNY P 4

SOBOTA 14 WRZEŚNIA była kulmi-nacyjnym dniem OgólnopolskichDni Protestu, zorganizowanych w Warszawie przez związki zawo-dowe NSZZ „Solidarność“, OPZZ i Forum Związków Zawodowych;manifestacje zgromadziły ponad100 tys. osób i odbywały się podhasłem „Dość lekceważenia spo-

łeczeństwa“. Protestujący doma-gali się m.in. rzeczywistego dialo-gu społecznego w ramach komisjitrójstronnej, odwołania ministrapracy i przewodniczącego wspo-mnianej komisji WładysławaKosi niaka-Kamysza, wycofaniazmian, dotyczących elastycznegoczasu pracy, oraz wycofaniazmian, związanych z podwyższe-niem wieku emerytalnego do 67 lat.

W KRAKOWIE w dniu 17 wrześniaodbył się pogrzeb SławomiraMrożka. Wybitny pisarz, drama-

turg, rysownik, który w wieku 83 lat zmarł 15 sierpnia w Nicei,spoczął w panteonie narodowymw kościele św. Piotra i Pawła. Pre -zydent Bronisław Komorowski od-znaczył go pośmiertnie KrzyżemWielkim Orderu OdrodzeniaPolski. W pogrzebie uczestniczyłminister kultury i dziedzictwa na-rodowego Bohdan Zdrojewski,homilię wygłosił o. Jan AndrzejKłoczowski. W imieniu artystówpisarza pożegnał prezes ZwiązkuArtystów Scen Polskich OlgierdŁukasze wicz oraz aktor JerzyStuhr.

Z UDZIAŁEM PREZYDENTA Bronisła -wa Komorowskiego z małżonkąoraz Lecha Wałęsy 21 września w Teatrze Wielkim - Operze Naro -dowej w Warszawie odbyła się pol-ska premiera filmu „Wałęsa. Czło -wiek z nadziei“ w reżyserii Andrze -ja Wajdy. Rolę legendarnego przy-wódcy „Solidarności” zagrał w nimRobert Więckiewicz, zaś w roliDanuty Wałęsy wystąpiła Agnie -szka Grochowska; autorem scena-riusza jest Janusz Głowacki.

PO BURZLIWEJ DEBACIE Sejm od-rzucił 27 września obywatelski

Ci, których dzieci z mniejszą lub większą radością zrywają sięco rano do szkoły, pamiętają zapewne, że 14 październikaobchodzony jest w Polsce Dzień Edukacji Narodowej,

potocznie zwany Dniem Nauczyciela.

życia

Page 5: Monitor Polonijny 2013/10

5 PAŹDZIERNIK 2013

projekt, zaostrzający ustawę anty-aborcyjną. Przewidywał on wpro-wadzenia zakazu tzw. aborcji eugenicznej, czyli wtedy, gdy wy-stępuje duże prawdopodobień-stwo upośledzenia płodu lub wy-stąpienia nieuleczalnej choroby.

O NIEOBECNOŚCI KOBIET w polity-ce rozmawiano 27 września pod-czas konferencji w Warszawie.Uczestnicy debaty przyznali, że w krajach Grupy Wyszehradzkiejw polityce jest za mało kobiet.Konferencję „(Nie) obecność ko-biet w polityce – czy wspólna stra-

tegia dla Europy Środkowo-Wschodniej jest możliwa?“ zorga-nizował Instytut Spraw Publi -cznych i Fundacja im. FriedrichaEberta.

EPISKOPAT POLSKI 28 wrześniaprzeprosił za przypadki pedofiliiwśród duchownych. Na konferen-cji prasowej zapewnił, że Kościółw Polsce poważnie traktuje tęsprawę. „Przepraszamy – to chy-ba najsłabsze, co można w tej sy-tuacji powiedzieć” – podkreślił se-kretarz generalny KonferencjiEpiskopatu Polski bp Wojciech

Polak. Była to reakcja na ujawnio-ne przypadki pedofilii wśród du-chownych, m.in. księdza Grze go -rza K. z warszawskiego Tarcho -mina i michalitę Wojciecha G.,pra cującego w Dominikanie.

SYN MICHAIŁA CHODORKOW SKIE -GO, odsiadującego wyrok w rosyj-skim łagrze, odebrał w Gdańsku29 września w jego imieniu na-grodę Lecha Wałęsy. Paweł Cho -dorkowski podkreślił, że jedynązbrodnią jego ojca było to, że nieugiął się przed władzą na Kremlui zdecydował się wspierać opozy-

cję. Nagroda Lecha Wałęsy to dy-plom, statuetka oraz czek na 100 tysięcy dolarów, ufundowanyprzez bank PKO BP, z przeznacze-niem na wsparcie działalnościlaureata.

PAPIEŻ FRANCISZEK ogłosił 30 wrze -śnia, że kanonizacja Jana Pawła IIi Jana XXIII odbędzie się 27 kwie -tnia 2014 roku. Obaj papieże zostaną wyniesieni na ołtarze w Nie dzielę Miłosierdzia Bożego,święto, ustanowione w 2000 ro-ku przez Jana Pawła II.

mp

gleny zielone czy pantofelki – mimotylu lat zasiedlają nasze mózgi, goto-we w każdej chwili odżyć, gdy zajdzietaka potrzeba. A ile razy powtarzali-śmy gniewnie: „Po co ja mam się tegouczyć…?!”. Po to, żeby dziecku wytłu-maczyć, krzyżówkę rozwiązać, odpo-wiadać sprawniej niż męczący się nawizji uczestnik teleturnieju.

Choć czasy się zmieniają i może sięto wydawać banalne, nie wolno namzapominać o szacunku dla ludzi, któ-rzy często wyposażeni w naderskromne możliwości, upchali w na-szych niechętnych łepetynach bagażwiedzy na całe życie. To ciężka praca,w dodatku niekoniecznie uczciwienagradzana. Ale dopóki ludzi z pasjąnie brakuje, takich, którzy lubią dzie-ciaki, rozumieją zwariowaną mło-dzież i mają coś ciekawego do powie-dzenia, możemy być spokojni o naszedzieci czy wnuki. Nauczyciel to ktoś,kto może obudzić pasję w największym matole, pokazać mu drobiazg,otwierający szeroko drzwi wiedzy –jednym słowem to czarodziej.

Zarówno polskim, jak i słowackimnauczycielom życzę więc, nie tylko z okazji ich święta, by zawsze pielę-gnowali w sobie tę umiejętność czaro-wania. Niezależnie od kolejnych nie-rozumianych przez społeczeństwo reform oświaty, niech zawsze robiąto, co lubią i co serce im dyktowało,gdy wybierali zawód. Oni dobrze wie-dzą, że dając nam solidny wycisk w szczenięcych latach, tak naprawdębudują w nas szkołę – na całe życie.

AGATA BEDNARCZYK

To jeden z najbardziej znanych i cenionychscenografów na świecie, uhonorowanywieloma nagrodami filmowymi, także

tą najważniejszą – Oscarem za scenografię do filmu„Lista Schindlera“ w reżyserii Stevena Spielberga.Stoją przed nim otworem drzwi do kina światowego, ale on najlepiejczuje się w Polsce, bo – jak twierdzi – jego dom jest w Warszawie. O międzynarodowej karierze naszego rodaka, jego pracy jako członkaAkademii Filmowej i polskiej kinematografii rozmawialiśmy w Wiedniu,gdzie Allan Starski podejmowany był jako gość honorowy LET’S CEE FilmFestivalu i zgodził się udzielić wywiadu dla czytelników naszego pisma.

Podobno zarzekał się Pan, że niepowtórzy drogi życiowej ojca, który byłautorem scenariuszy popularnychfilmów powojennych?Od dziecka interesowałem się fil-

mami, w domu zawsze się o nich roz-mawiało, były wokół mnie. Ale kiedymłodych ludzi ogarnia bunt, chcą ze-rwać z tym, w czym wyrastali. Jachciałem zająć się grafiką użytkową,wtedy bowiem wydawało mi się, żepraca nad filmem nie jest aż taktwórczym zadaniem.

Na szczęścia tak się nie stało. Jakmłodemu scenografowi udało sięzaistnieć w kinie światowym?

Jak się robi dobre filmy, z dobrymireżyserami, to się odnosi sukcesy, jestsię zauważanym. Mój drugi i trzecifilm, który zrobiłem jako samodzielny

Allan Starski: „Jestemczłowiekiem do wynajęcia“

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

Page 6: Monitor Polonijny 2013/10

scenograf, to filmy Andrzeja Wajdy,który wtedy był jednym z najbardziejznaczących reżyserów w Europie.Jego „Danton“ uzyskał duży rozgłoswe Francji. Dzięki Wajdzie poznałemswiatowych reżyserów, między inny-mi Alana Pakulę. Później robiłem bar-dzo znany serial „Ucieczka z Sobi -boru“. Pracowałem też w Wiedniu,chyba nad największym filmem, jakiw latach 80. zrobili Austriacy, o Fran -zu Schubercie. Piąłem się po szcze-blach tej filmowej drabiny, robiłemznane filmy, a potem przyszła propo-zycja od Ste vena Spielberga. I wszy -stko potoczyło się jeszcze szybciej.

Kiedy przyszła propozycja od Spielberga, wiedział Pan, o czym będzie film?Tak, wiedziałem. Wydaje mi się, że

żaden serio pracujący twórca filmo-wy, nie zastanawiałby się nad tym, czyprzyjąć propozycję od Spielberga.

Aby podjąć decyzję o udziale w nowymprojekcie filmowym, musi się Panzachwycić scenariuszem czywystarczy nazwiskoreżysera?Najważniejszy jest re-

żyser, bo to on jest wy-znacznikiem, czy filmbędzie dobry. Czasemna początku scenariuszenie wydają się aż tak eks-cytujące, jednak jeśli tra-fią do rąk utalentowa-nych reżyserów,

to ci w trakcie przygotowań potrafiąsłabszy scenariusz poprawiać, skory-gować tak, by powstał dobry film.Wierzę więc w dobrych reżyserów.

Zdarzyło się Panu odrzucić jakąśpropozycję i później tego żałować?Nie często, ale jednak. Nie chciał-

bym o tym specjalnie mówić.

Aż tak bolesne to było?W tym fachu często bywa tak, że do-

staje się dobre propozycje w momen-cie, kiedy pracuje się nad innym fil-mem. Miałem kiedyś robić film z Vol kerem Schlöndorffem, ale byłemw tym czasie zaangażowany w innyprojekt. Potem bardzo tego żałowałem.

Pański ojciec przyjaźnił się zeSzpilmanem. Czy to w jakiś sposób

pomogło Panu w odtworzeniu tamtych

czasów na planiefilmowym „Pianisty“Romana Polańskiego?

Być może emocjonalnie było to po-mocne, ale zawodowo musiałem sięporządnie przygotować, tak jak dokażdego filmu. Zrobienie scenografiito bardzo skomplikowany proces –trudne przygotowania, zgromadze-nie olbrzymiej ilości dokumentacji.

Jak długo trwają takie przygotowania?Do dużego filmu co najmniej pół

roku, ale zdarzają się też takie projek-ty, jak ostatni, kiedy od momentupierwszego spotkania z reżyserem dozakończenia mojej pracy minęły dwalata. Najpierw gromadzę informacje,zdjęcia czy szkice na temat okresu, o którym opowiada film. Dyskutuję z reżyserem, operatorem, a potem za-czynam normalną pracę scenografa,robię projekty, gromadzę ekipę, bu-duję dekoracje.

W jednej ze swoich wypowiedzi mówiłPan, iż dokonując rozeznania terenu, w którym ma Pan pracować, oglądaniedomów rozpoczyna Pan od piwnici strychów. To prawda?Nie wszędzie istnieją domy z piw-

nicami czy strychami; na przykład w Warszawie po wojnie nie zachowa-ły się stare budynki, które kryłyby historię, ale w Wiedniu, Paryżu,

6 MONITOR POLONIJNY P

„Jak się robi dobre filmy,z dobrymi reżyserami, tosię odnosi sukcesy, jest się

zauważanym“.

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 7: Monitor Polonijny 2013/10

7

Brukseli czy Krakowie – owszem. Nastrych czy do piwnicy wynoszonostare rzeczy i to jest ten poznawczy i historyczny skarb.

Zasłynął Pan filmami wojennymi. Któraepoka jest Panu najbliższa?Zrobiłem sporo filmów, których ak-

cja rozgrywa się w XIX wieku, nie-dawno stworzyłem scenografię doobrazu z czasów I wojny światowej.Wie pani, ja już tyle lat robię filmy, żegdybym ułożył je w kolejności i opra-cował swego rodzaju kalendarz, toobejmowałby on okres od 1793 rokupo dzień dzisiejszy. Przygo towy wa -łem też film z okresu cesarstwa rzym-skiego i film Sci-Fi.

Współpracował Pan z KrzysztofemKieślowskim, Andrzejem Wajdą, AgnieszkąHolland, Stevenem Spielbergiem,Romanem Polańskim i innymi. Od któregoreżysera nauczył się Pan najwięcej?Od Wajdy. To mój mistrz. Jest fanta-

stycznie uzdolniony plastycznie, po-trafi genialnie przekazać scenografo-wi swoją wizję. I robi świetne szkice!

Oscar zmienił Pańskie życie?Zmienił. Poszerzył możliwości pra-

cy nad różnymi filmami, co jest do-bre, bo ja jestem człowiekiem do wy-najęcia i czekam na propozycje.Dzięki Oscarowi za pośrednictwemmojego agenta w Los Angeles otrzy-muję propozycje również od reżyse-rów amerykańskich.

No i dzięki Oscarowi jest Pan teżczłonkiem Akademii Filmowej…No tak, co roku biorę udział w gło-

sowaniu na filmy, kandydujące doOscara. Cieszę się z tego, bowiem za-wsze ceniłem amerykańskie kino.Ponadto Ameryka to miejsce, gdziesię film narodził, a bycie członkiemAkademii Filmowej pozwala mi nakontakt nie tylko ze sztuką filmową,która dla mnie jest najważniejsza, alei z przemysłem filmowym.

Ma Pan też wpływ na kinematografię

światową, bowiem i Pana pojedynczygłos decyduje o przyznaniu Oscaratemu lub innemu filmowi, temu lubinnemu twórcy.Tak, na kandydatów do Oscara gło-

suje pięć tysięcy osób, ale liczy siękażdy głos.

Myśli Pan, że Polacy nie mająszczęścia do Oscarów?Przecież Andrzej Wajda był nomi-

nowany wiele razy i otrzymał statuet-kę za całokształt pracy twórczej.Oprócz mnie i Ewy Braun, Oscara do-stał też Zbigniew Rybczyński za krót-ki film, Jan A. P. Kaczmarek za muzy-kę. No i Janusz Kamiński!

W ubiegłym roku „W ciemności“Agnieszki Holland otrzymało nominacjędo Oscara, ale nagroda przypadłainnemu filmowi.Ten film miał w Ameryce świetne

przyjęcie. Oscar to też kwestia szczę-ścia albo czasu, kiedy film był zreali-zowany. Podobnie było przecież ześwietnym filmem Agnieszki Holland„Europa, Europa“, przy którym teżpracowałem. Bardzo żałuję, że statu-etki nie otrzymał. Życzyłbym namwięcej szczęścia, by nasze dobre fil-my były zauważane.

Może w tym roku Agnieszka Hollandbędzie mieć więcej szczęścia, bowiemCzesi zdecydowali się wystawić jakoswojego kandydata do Oscara film„Gorejący krzew“ w jej reżyserii. Co Pan na to?Niestety filmu nie widziałem, ale

gorąco Agnieszce kibicuję, bo robiświetne, głębokie filmy.

Sądzi Pan, że najnowszy film AndrzejaWajdy „Wałęsa. Człowiek z nadziei“,który Polska zgłosiła jako swojegokandydata do Oscara, ma szansę nazdobycie tej najważniejszej nagrodyfilmowej?Chciałbym, żeby Andrzej konkuro-

wał z Agnieszką w tym wyścigu.„Wałęsę“ widziałem, to ważny, uczci-wy film. I widać w nim mistrzowskąrękę Wajdy.

Tworzył Pan scenografię do wielufilmów Andrzeja Wajdy, ale przy jegoostatnim dziele Pana z nim nie było.Dlaczego?Jestem z Andrzejem w bardzo do-

brej komitywie. Kiedy Wajda robiłten film, ja pracowałem nad innym.Oczywiście, gdyby padła z jego stronypropozycja współpracy, na pewnobym zrobił wszystko, aby ten film zro-bić. Ale są też inni, młodsi scenografo-wie, dobrzy w swoim fachu.

Przygotowywał Pan scenografię dofilmu Władysława Pasikowskiego„Pokłosie“, który wywołał sporoemocji, nawet na etapie przygotowań,do tego stopnia, że producentzastanawiał się, czy nie nakręcić go naSłowacji. Pan też odczuł towarzyszącefilmowi emocje?Moja praca, czyli przygotowanie

obiektów, odbywała się w Polsce i,mówiąc szczerze, nawet nie wiedzia-łem o pomyśle, by film realizować naSłowacji. Zbudowałem dekoracje, nienapotykając żadnych problemów.

Wie pani, to jest film, który poruszabardzo bolesne zagadnienia, trudnedo zaakceptowania przez niektórychludzi w Polsce. Film wywołał olbrzy-mie dyskusje – są ludzie, którzy go ak-ceptują, są ludzie, którzy się sprzeci-wiają takiej interpretacji tamtych wy-darzeń.

PAŹDZIERNIK 2013

„Dzięki Oscarowi zapośrednictwem mojegoagenta w Los Angelesotrzymuję propozycjerównież od reżyserów

amerykańskich”.

„Żaden serio pracujący twórca filmowy, nie zastanawiałby się nad tym, czy przyjąć

propozycję od Spielberga”.

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 8: Monitor Polonijny 2013/10

MONITOR POLONIJNY P 8

A jak Pan odbiera ten film?Jako dobry! Bardzo się cieszę,

że przy nim pracowałem.

Czy ważne jest dla Pana, byfilm, przy którym Pan pracu-je, był zgodny z Pańskimiprzekonaniami?

Zawsze staram się robić fil-my, które mają duży budżet, sąciekawe scenograficznie i ta-kie, z których przesłaniem sięzgadzam. Owszem, interpreta-cja reżysera może biec w innąstronę niż początkowo na towskazuje scenariusz, ale ja za-wsze emocjonalnie angażujęsię w filmy i wierzę, że będązgodne z moim rozumieniemświata.

Jest Pan zwolennikiemkoprodukcji?Tak, ponieważ wydaje mi się,

że europejskie filmy, znane nietylko w jednym kraju, mogąkonkurować z filmami amery-kańskimi. Koprodukcja to moż-liwość pozyskania większej licz-by widzów z różnych krajów, a także środków finansowych.

Jak na przykład film o JanosikuAgnieszki Holland?Tak. Niedawno skończyłem

niemiecki film „The Cut“, w któ-rym główną rolę grał Francuz,reżyserem był Niemiec turec-kiego pochodzenia, a ekipa byłamiędzynarodowa. Myślę, że tenobraz zyska rozgłos.

Jak Pan świętuje swoje 70. urodziny?Nie miałem na to czasu.

Pewnie będę świętował kolej-ne. W listopadzie wydaję książ-kę o scenografii. Może ją wyda-cie na Słowacji?

Ma Pan jakieś kontakty na Słowacji?Jednym z moich projektantów

jest Słowaczka z Bratysławy Zu -zana Čižmarová, z którą współ-pracowałem przy wielu filmach.Moje ekipy to międzynarodowamieszanka fachowców z ró ż -nych krajów: Chorwacji, An glii,Włoch, Słowacji, Czech. Cieszęsię, że mogę pracować z utalen-towanymi ludźmi, bardzo do-brze się z nimi czuję.

A jak Pan się porozumiewa zeSłowakami czy Czechami?Po angielsku, niestety.

Jest Pan gościem honorowymLET’S CEE Film Festivalu w Wiedniu. Jak ocenia Pan to przedsięwzięcie?To szansa obejrzenia dużej licz-

by filmów, które często umykająuwadze widzów. Ale wie pani, jamam tu mało czasu na oglądaniefilmów, ponieważ do Wiedniaprzyjechałem głównie z powodu20-lecia „Listy Schindlera“. Myślę,że wykonuję tu dobrą pracę, spo-tykając się z młodzieżą po poka-zach tego filmu.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA,WIEDEŃ

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

„Zawsze staram się robić filmy, które mają dużybudżet, są ciekawe scenograficznie

i takie, z których przesłaniem się zgadzam“.

Adam Pierończyk to jeden z najciekaw-szych i najbardziej twórczych saksofo-

nistów młodej generacji w Polsce. Jeszczekilka lat temu jego nazwisko było w krajunad Wisłą zupełnie nieznane, ponieważod osiemnastego roku życia mieszkał i stu-diował w Niemczech. Ukończył WyższąSzkołę Muzyczną w Essen i  tam założyłswój pierwszy zespół „Temathe“. Swojąpozycję ugruntował dzięki interesującejwspółpracy z Leszkiem Możdżerem.

W roku 1997 czytelnicy „Jazz Forum”przyznali mu tytuł Nowej Nadziei Polskie -go Jazzu, a w ubiegłorocznej ankiecie zy-skał pierwsze miejsce w duecie z  Lesz -kiem Możdżerem. Koncertował prawiewszędzie na świecie, a ostatnio, we wrze-śniu, zawitał na Słowację,  konkretnie doKoszyc – Europejskiej Stolicy Kultury, bywystąpić w Kulturparku, gdzie swoim wy-stępem zachwycił publiczność. usz

Zlot młodzieżypolonijnejStowarzyszenie „Polonus” z Żyliny

w osta tni weekend września zorganizo-wało w Rajeckich Teplicach zlot młodzieżypolonijnej pod hasłem „Dawni bohatero-wie literaccy kontra współcześni idolemłodzieży”. W programie znalazły się wy-kłady, prezentacje, dyskusje, zajęcia sporto-we i taneczne, a także nauka przyśpiewekludowych oraz konkursy o tematyce doty-czącej bohaterów literackich oraz idoliwspółczesnych. red

Demon saksofonuw Koszycach

Page 9: Monitor Polonijny 2013/10

9 PAŹDZIERNIK 2013

Jak co roku we wrześniurozpoczął się rok szkolny

dla dzieci, uczęszczającychdo szkółki polonijnej w Ni -trze. Przywitaliśmy nowychuczniów, a rozstaliśmy się z tymi, którzy ze względuna zmianę miejsca zamiesz-kania nie będą mogli ucze -stniczyć w zajęciach.

Nowi uczniowie z  oba-wami uczestniczyli w pierw -szych zajęciach, choć napewno na duchu podtrzy-mywała ich obecność –chociażby na początku za-jęć – któregoś z rodziców.Dzieci, które już dłużejuczęszczają do szkółki, no-wych kolegów i koleżankiprzyjęły bardzo serdecz-nie, z zaciekawieniem ob-serwując ich pierwsze kro-ki w nauce języka polskie-go. Dla niektórych z nich

okazało się to nie lada wy-zwaniem, bowiem niewszy scy zetknęli się wcze-śniej z językiem polskim i nie wszyscy mają w rodzi-nie kogoś z Polski. W takiejsytuacji pomogło tłuma-czenie na język słowacki,ale już po pierwszej lekcjiwidać było, że nowi ucznio -wie zaczynają się oswajać z polszczyzną. Co więcej,okazało się, że zajęcia takim się spodobały, że niezra-żone pierwszymi trudno-ściami zgłosiły chęć uczest-nictwa w nich przez całyrok szkolny.

Dzieci, które do naszejszkółki uczęszczają już odkilku lat, odważnie pod-chodziły do tablicy, by pre-zentować swoje wakacyjnewspomnienia po polsku.

Cieszy nas, że właśnie

dzięki tym zajęciom na-szym uczniom udało sięosiągnąć sukcesy w Szkol -nym Punkcie Konsultacyj -nym w Bratysławie, co wię-cej – jeden z naszych pod-opiecznych został zakwali-fikowany do klasy wyższej,ponieważ tak dobrze mó-wił i pisał po polsku.

Wszystkim uczniom i ichrodzicom życzymy wy -trwałości i cierpliwości w poznawaniu języka pol-skiego i historii Polski.

ROMANA DOROTA GREGUŠKOVÁ

Zgodnie z życzeniem autorki jejhonorarium zostanie przeznaczone na

działalność administracyjną szkółkipolonijnej w Nitrze.

SzkOLka polonijna w Nitrze

--

ZDJĘ

CIA:

ROM

ANA

DORO

TA G

REGU

ŠKOV

Á

Page 10: Monitor Polonijny 2013/10

W tym roku terminkoncertu – 15 września –zbiegł się z obchodami

ważnego dla Słowakówświęta Matki Boskiej Bo -lesnej.

Spotkanie sympatykówdobrej muzyki i Klubu Pol -skiego rozpoczęło się o go-dzinie 15. mszą świętą,

odprawioną w języku pol-skim przez o. Jacka ze zgro-madzenia księży salwa - to rianów, posługujących w Ni trze. Po niej przyszedłczas na koncert polskiejmuzyki historycznej w wy-konaniu organisty wirtu-oza Marcina Jurczyka, po-chodzącego z Krakowa, a związanego ze Śląskiem.

Wielkich muzycznychwzruszeń dostarczył wy-stęp zespołu „Ad libitum“ z Krakowa, który wystąpił

w składzie: Katarzyna Puch– sopran,  Paulina Tkaczyk– flet oraz Małgorzata Wło -darczyk – lutnia i gitara ba-sowa. Na koncert w wyko-naniu trzech uroczych pańzłożyły się XVI-wieczne

J uż po raz szósty Klub Polski w Nitrzezorganizował koncert muzyki polskiej, któryodbył się tradycyjnie na wzgórzu zamkowym,

w katedrze św. Emerama.

MONITOR POLONIJNY P 10

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

Muzyczne wzruszenia w Nitrze

Page 11: Monitor Polonijny 2013/10

utwory  Mikołaja Gomółkido słów psalmów Jana Ko -chanowskiego, anonimowepieśni o królu Janie IIISobieskim, na końcu zaś za-brzmiała „Ave Maria“ GiuliaCacciniego.

Marcin Jurczyk z kolei za-chwycił słuchaczy organo-wym wykonaniem m.in.utworów Feliksa Nowo -wiej skiego, Tomasza Kali -sza, arii ze zbioru sióstr kla-rysek ze Starego Sącza czy

poloneza „Pożegnanie z Oj -czyzną“ Michała Ogińskie -go.

Konferansjerkę popro-wadziła z wielkim wdzię-kiem główna organizator-ka wydrzenia RomanaGre gušková. Koncert swąobecnością zaszczycili pa-nowie Piotr Wardak z am-basady RP w Bratysławieoraz Jan Vančo, wicebur-mistrz Nitry. Po uczciemu zycznej odbyło się spo-tkanie przy kawie i lamp-ce wina, które było okazjądo poznania przybyłych z Polski artystów.

Tak wielkich muzycz-nych wzruszeń dostarczyłnam niestrudzony ZarządKlubu Polskiego w Nitrzejuż po raz szósty, za coszczególnie dziękuje świa-dek tych wydarzeń i piszą-cy te słowa -

JAN KOMORNICKIZ MAŁŻONKĄ ZOFIĄ

PAŹDZIERNIK 2013

Koncer t zorganizowano dz ięk i f inansowemu wsparc iu Kancelar i i Rady Min is trów RS,w ramach programu Kul tura mnie jszości narodowych 2013

Page 12: Monitor Polonijny 2013/10

MONITOR POLONIJNY P 12

„Gdybym zapytała pań-stwa o znanych Pola -

ków, z pewnością wymie-niliby państwo papieża Ja -na Pawła II, Lecha Wałęsęczy Fryderyka Chopina, aleczy znają państwo nas,Polaków mieszkających naSłowacji?“ – tym pytaniemMałgorzata Wojcieszyńskarozpoczęła prezentację pol -skiej mniejszości podczaskonferencji na temat mniej -szości narodowych, zorga-

nizowanej przez Kancela -rię Rady Ministrów RS podpatronatem premiera RSRoberta Ficy, która odbyłasię 20 września w TeatrzeThália w Koszycach.

Organizatorzy przedsię-wzięcia wystosowali zapro-szenia do trzynastu mniej-szości narodowych zamie -szkujących Słowację, by tepodczas konferencji zapre-zentowały swoją działal-ność. Program przewidy-wał dwa bloki tematyczne

– pierwszy dotyczył histo-rii, tradycji, dziedzictwakulturalnego mniejszościnarodowych, zaś drugi roz-woju mniejszości narodo-wych w ciągu ostatniegodziesięciolecia. Polska mniej -szość zaprezentowała się w drugim bloku tematycz-nym, dotyczącym aktyw-ności Polaków w okresieostatnich dziesięciu lat. Jejreprezentantka MałgorzataWojcieszyńska opisała po-lonijną działalność wydaw-

niczą oraz najważniejszeimprezy Klubu Polskiego i organizacji „Polonus”. Po -ru szyła też problemy, nur-tujące działaczy polonij-nych, związane z okroje-niem środków finanso-wych ze strony KancelariiRady Ministrów RS, bra-kiem siedziby Klubu Pol -skie go w Bratysławie, a coza tym idzie niemożliwo-ścią prowadzenia zajęć ze-społu artystycznego dzieci(ten działał w stolicySłowacji przed ponad dzie-sięciu laty).

Również przedstawicie-le innych mniejszości nieuciekali od problemów ichnurtujących. Niektóre z nichto m.in. malejąca liczbaosób, zgłaszających swojąprzynależność na przykładdo niemieckiej mniejszo-

ści, czy dysproporcje w od-biorze i identyfikacji mniej -szości ukraińskiej i rusiń-skiej. Bolączką niemalże

Podczas konferencji głos zabrali:Diana Dobrucká – mniejszość bułgarska, Jozef Klačka – mniejszość chorwacka,Alexander Viktorovič Čumakov – mniejszośćrosyjska, Slobodan Bengin – mniejszość serbska,Viera Kamenická – mniejszość żydowska,Dagmar Takácsová – mniejszość czeska,Béla Hrubík – mniejszość węgierska,Anton Oswald – mniejszość niemiecka,Malgorzata Wojcieszyńska – mniejszość polska,Agnes Horváthová – mniejszość romska, Štefan Mirga – mniejszość romska,Vladimír Protivňák – mniejszość rusińska,Pavol Bogdan – Związek Rusinów-Ukraińców RS(Zväz Rusínov-Ukrajincov Slovenskej republiky)

Prezentacja mniejszości w Koszycach

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

Page 13: Monitor Polonijny 2013/10

13

wszystkich mniejszości toopóźnienia w otrzymywaniuśrodków na finansowaniedziałalności kulturalnej, copowoduje odwoływanie im-prez bądź opóźnienia w regu-lowaniu opłat związanych z konkretnymi przedsięwzię-ciami. Podczas spotkania po-ruszony został też problempodziału środków przezna-czonych dla wszystkichmniejszości.

Rolę gospodarza kon -ferencji pełnił Pe terKrajňák z Kan celariiPeł nomo cni ka Rządu RSds. Mniejszości Naro do -wych, który z dużymwyczuciem przedsta-wiał prelegentów i ko-mentował poruszaneprzez nich tematy.

Na konferencji obecni byliteż różni goście, a wśród nichpolski konsul, radca ministerGrzegorz Nowacki, którywraz z przedstawicielami

Polonii jeszcze tego samegodnia udał się na FestiwalMniejszości Narodowych, od-bywający się w dniach 20 –21 września w Bastionie Kataw Koszycach. Tam, opróczgrup muzycznych, na specjal-nym stoisku zaprezentowanopublikacje niektórych mniej-szości narodowych, w tympolskiej. Słowacka Poloniaprzedstawiła swoje pismo,czyli „Monitor Polonijny“,

oraz wydawnictwa książko-we: „Polska oczami słowac-kich dziennikarzy“ i „Poloniana Słowacji” Michała LubiczaMiszewskiego. Okazało się, żewłaśnie jej stoisko cieszyło sięnajwiększym zainteresowa-niem odwiedzających i zosta-ło uznane za najciekawsze.

Prezentacja mniejszości na-rodowych w Koszycach –Europejskiej Stolicy Kultury2013 to ważne wydarzenie za-równo dla przedstawicielimniejszości, jak też i Słowa -ków, którzy mieli okazję temniejszości poznać.

red, usz

PAŹDZIERNIK 2013

W letnim numerze „Monitora Polonij ne -go“ ogło szone zostały wyniki konkur-

su na najpiękniejszą bajkę. Konkurs ten, adreso-wany do dzieci i młodzieży, zorganizowała redak-cja „Moni to ra Polonijnego“ we współpracy zeSzkolnym Punktem Konsultacyjnym w Bratysła -wie. W tamtym numerze opublikowana zostałateż praca Zuzi Lackovej, która zajęła pierwszemiejsce. W tym zaś przedstawiamy bajkę, napisa-ną przez Izę Lackovą (14 lat).

„O królewnie Karolinie“Dawno, dawno temu za górami, za lasami,

za siedmioma górami było sobie KrólestwoPołudnia. Rządził nim stary król Kazimierz,wdowiec, który miał tylko jedną córkę, Karo -linę. Matka Karoliny zmarła, gdy dziewczynamiała 3 latka. Król, jej ojciec, zaplanował, że w dniu, kiedy Karolina skończy 16 lat, zgodzisię poślubić Marka, królewicza ze WschodniegoKrólestwa. Marek był bardzo uparty, zarozu-miały i głupi. Karolina nigdy, przenigdy nie zamierzała zostać jego żoną, ale jej ojciec po-wiedział, że to jedyny sposób, by nie dopuścićdo wojny ze Wschodnim Królestwem! Co miałarobić? Postanowiła poświęcić się dla swojegokrólestwa i wyjść za mąż za okropnego króle-wicza Marka, wbrew swojej woli!

Na pocieszenie, z okazji szesnastych urodzin do-stała od króla Kazimierza przecudny sznur pereł,pamiątkę po zmarłej matce. To był wspaniały pre-zent. Ogromne perły lśniły w słońcu. Karolina wyszła na balkon, aby nacieszyć się nimi i pięknąpogodą. Nagle w jednej z pereł zobaczyła jakąś po-stać. Przyjrzała się jej dokładnie i… ujrzała księciaSamuela z Północnego Królestwa!

- Ach, jaki on miły, mężny i mądry – pomy-ślała królewna.

W tym momencie ich oczy spotkały się i obo-je… zakochali się w sobie!

Karolina pobiegła do swojego ojca i o wszy -stkim mu opowiedziała, a Samuel poprosił o jej rękę. Wzruszony król Kazimierz bez na-mysłu zgodził się mu oddać rękę córki.Wszyscy byli tacy szczęśliwi!

Kiedy dowiedział się o tym królewicz Marek,tak się rozgniewał, że zebrał swą armię i wyru-szył na wojnę z Królestwem Południa. Jego woj-ska doszły prawie do zamku króla Kazimierza,lecz w tym momencie pojawił się królewiczSamuel wraz z rycerzami z PółnocnegoKrólestwa i Marek został pokonany!

Wszystko skończyło się dobrze – Karolina i Samuel pobrali się i żyli długo i szczęśliwie.

IZA LACKOVÁ

Klub Polski Koszyce składa podziękowanie p. MariiOčkajovej za doskonałą obsługę polskiego stoiska pod-czas Festiwalu Mniejszości Narodowych.

Page 14: Monitor Polonijny 2013/10

MONITOR POLONIJNY P 14

Na scenie występował właśniezespół Leliwa Jazz Band z Tarno -wa, który licznie zebraną publicz-ność raczył swingiem. Już po razjedenasty mieszkańcy Trenczynamogli dzięki działającemu w tymmieście Klubowi Polskiemu zapo-znać się z polską kulturą. I na tymnie koniec, bowiem jeszcze przezcały październik będą oni mogliobejrzeć wystawę prac ŠtefaniiGajdošovej-Sikorskiej z Koszycpod tytułem „Droga Jedwabna“,która została otwarta 21 wrześniaw Centrum Seniorów Miasta Tren -czyn „Sihot”.

Na trenczyńską imprezę przybyłambasador RP w RS Tomasz Chłoń,który pochwalił zespół z Tarnowaza występ, organizatorów za przy-gotowanie całego przedsięwzię-cia, a Štefanię Gajdošovą-Sikorskąza dzieła malowane na jedwabiu.W obecności artystki obejrzał jejprace – i te abstrakcyjne, i te, pre-zentujące portrety bliskich, za-

Przyjaźńbez granic

„C ieszę się, że również Polacy prezentują się w naszymmieście, bowiem Trenczyn to miasto wielokulturowe” –powiedział Richard Rybníček, prezydent Trenczyna, którego

spotkaliśmy w Rynku podczas imprezy „Przyjaźń bez granic“.

Page 15: Monitor Polonijny 2013/10

15

przyjaźnionych i ważnych dla niejosób. Niespodzianką był dla amba-sadora obraz, przedstawiający je-go wraz z małżonką. „Wszystkieprace portretowe malowałam najedwabiu, wzorując się na zdję-ciach, którymi dysponowałam“ –wyjaśniała Štefania Gajdošová-Sikorska.

Sobotnie popołudnie i wieczór21 września były też świetną oka-zją do rozmów w gronie klubowi-czów z Trenczyna, Dubnicy nadWagiem, Koszyc czy Bratysławy. W części mniej oficjalnej były na-wet śpiewy przy akompaniamen-cie gitary, którą Renata Straková,prezes Klubu Polskiego w Tren -czy nie, ma zawsze w pogotowiu,bowiem ten oddział naszej organi-zacji słynie z zamiłowania do śpie-

wu polskich pieśni i piosenek.

Kiedy dziesięć lat te-mu Klub Polski w Tren -czynie po raz pierw-szy organizował przedsięwzięciepod hasłem „Przyjaźń bez granic“,jego członkowie marzyli, by grani-

ce między Polską i Sło -wacją zniknęły. Obec -nie, kiedy to formal-nych granic brak, im-prezy tego typu po-

zwalają ich uczestnikom lepiej siępoznać i burzą inne granice, temiędzyludzkie. red

PAŹDZIERNIK 2013

Przedsięwzięc ie zorganizowano dz ięk i f inansowemu wsparc iu Kancelar i i Rady Min is trów RS, w ramach programuKul tura mnie jszości narodowych 2013,S towarzyszeniu „Wspólno ta Polska“ oraz ambasadzie RP w RS.

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 16: Monitor Polonijny 2013/10

16

Festiwal ten odbył się w OranżeriiPałacu w Wilanowie w dniach 25 –29 września br. W jego ramach zapre-zentowano zarówno wcześniejsze fil-my o tematyce emigracyjnej, jak i pro-dukcje nowe, nadesłane na konkurs.

„Uważam za sukces, że podczaspierwszej edycji imprezy do sekcjikonkursowej zgłoszono 12 filmów z różnych zakątków świata“ – oceniłagłówna organizatorka przedsięwzię-cia Agata Lewandowski. Przy okazjipodkreśliła, że pomysł zorganizowa-nia festiwalu filmów emigracyjnychzrodził się ponad rok temu, aleFundacja na Rzecz Mediów Polskoję -zycznych za Granicą „Wschód-Za -chód” mogła rozpocząć przygotowa-nia dopiero w czerwcu, kiedy udałosię zebrać minimum środków finan-sowych na realizację projektu. „Spo -tkałam się ze zdziwieniem, że coś ta-kiego jak film emigracyjny istnieje,ale z drugiej strony z bardzo ciepłymprzyjęciem i dużym zainteresowa-niem“ – dodała Lewandowski, opisu-jąc etapy przygotowań projektu. Or -ganizatorom chodziło głównie o zain-teresowanie życiem emigrantów ro-daków w Polsce. „Film to uniwersal-

ny środek, przemawiający do wy-obraźni, a emigracja to kwestia, któradotyczyła, dotyczy lub będzie doty-czyła kogoś z rodziny, dlatego chcieli-śmy pokazać, jak żyjemy w różnychkrajach, jacy jesteśmy, jak wyglądaemigracja i jakie jest jej często słodko-kwaśne oblicze“ – wyjaśniała.

Widownia mogła obejrzeć filmy na-desłane m.in. ze Stanów Zjedno czo -nych, Uzbekistanu, Nepalu, Kaszmi -ru, Szwecji, Danii, Polski. Ostatniegodnia jury ogłosiło wyniki konkursu.„Bardzo trudno było wybrać najlep-szy film, bowiem wszystkie powstałyz potrzeby serca“ – podsumowała or-ganizatorka.

Podczas festiwalu zeprezentowanoteż film „Syberiada polska” w reżyse-rii Janusza Zaorskiego i w jego obec-

ności. Interesujące było spotkanie z Ra -faelem Lewandowskim – zdobywcąPaszportu Polityki, urodzonym weFrancji reżyserem polskiego pocho-dzenia, który pokazał swoje filmy:„Piosenka i życie“ i „Bye, bye, Dublin“.

Oddzielny blok filmowy tworzyłyfilmy poświęcone polskim laureatomOscarów: „Janusz Kamiński – szkicdo portretu artysty“ w reżyseriiKrzysztofa Bukowskiego i „Jan A. P.Kaczmarek“ w reżyserii RobertaWachowiaka. Zaprezentowane zosta-ło też „Tango” Zbigniewa Rybczyń -skiego, nagrodzone w 1983 rokuOscarem w kategorii krótkometrażo-wego filmu animowanego. Projekcjępoprzedzało spotkanie z PiotremLatałłą, reżyserem, producentem pro-gramu telewizyjnego „Oblicza Ame ry -ki“, emitowanego na antenie Polsat 2International na całym świecie.

Organizatorzy zadbali też o młodąwidownię, zapraszając uczniów lokal-nych szkół ponadpodstawowych za-równo na projekcje filmowe, jak i spo -tkania z młodymi Polakami z Nie -miec, Ameryki, Norwegii i Litwy.

Pięciodniowa impreza była dośćurozmaicona. W jej ramach odbyła sięteż wystawa 60 obrazów, zatytułowa-na „Magia Wilna“, miasta od wiekówłączącego tradycje kultury litewskiej,polskiej, żydowskiej, białoruskiej, ro-syjskiej, ukraińskiej, tatarskiej i kara-imskiej, a także recitale Evgena Mali -novskiyego oraz Leonida Volodki.

„W zruszyło mnie wyznaniejednego z bohaterów filmu,który z balkonu w Nowym

Jorku obserwuje lecące do Europysamoloty i marzy o tym, by znaleźć sięna pokładzie jednego z nich, by spotkaćsię z rodziną w Polsce. Piękna jest też opowieść drugiego bohatera,który imał się różnych zawodów, by utrzymać rodzinę w Szwecji“ – tak zareagowała poseł Joanna Fabisiak na film „Skądinąddziennikarze“ Piotra Latałły i Agaty Lewandowski, powstały podczasubiegłorocznego XX Światowego Forum Dziennikarzy Polonijnych, a otwierający I Festiwal Filmowy EMiGRA.

fest

iwal

Page 17: Monitor Polonijny 2013/10

17

Natomiast dwa pierwsze wieczorypoświęcone były poezji, którą zapre-zentowali poeci z różnych stron świa-ta. „Przez 19 lat Romuald Mieczkow -ski z Wilna organizował festiwal po-etycki Maj nad Wilią. Jego marze-niem było, by festiwal ten zaprezento-wać też w Warszawie. I tak powstałMaj nad Wilią i Wisłą, który w tymroku zakończył się we wrześniu po-etyckimi wieczorami właśnie w Wi -lanowie“ – wyjaśniła Agata Lewan -dowski. Według niej to ciekawe połą-czenie dwóch rodzajów sztuki, któremogą się inspirować nawzajem.„Reakcje poetów na tę dziwną, orygi-nalną krzyżówkę były ciekawe. Myślę,że wszyscy potrzebujemy inspiracji,w tym wypadku obraz może stać sięinspiracją dla poetów, zaś słowo dlatych, którzy pracują nad filmami“ –powiedziała główna organizatorka,dodając, że przybyli z różnych krajówświata uczestnicy festiwalu powie-dzieli jej, iż stał się on dla nich inspira-cją do realizacji filmów, przedstawia-jących emigrantów w krajach ich za-mieszkania. Festiwal zakończył mo-nolog kabaretowy wiecznie powraca-jącego z USA Grzegorza Heromiń -skiego.

Patronat nad imprezą sprawowali:Senat RP, TV Polonia, Polskie Radiodla Zagranicy oraz cała rzesza me-diów polskich za granicą, w tym„Monitor Polonijny“.   Zdaniem orga-nizatorów – Agaty Lewandowski i Ro -mulada Mieczkowskiego – ten nowa-torski projekt, łączący dwa rodzajesztuki, poezję i film, czyli słowo i ob-raz, to pierwszy festiwal o Polakachna całym świecie i dla Polaków na ca-łym świecie. Wydaje się, że uczestni-cy wrześniowej imprezy podzielajązdanie jej pomysłodawców, czego do-wodem będą zapewne kolejne edycjefestiwalu.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA, WARSZAWA

PAŹDZIERNIK 2013

Poezja w Oranżerii – w poetyc-kim spotkaniu wzięli udział: MaciejMieczkowski (Litwa), Romuald Ła -wrynowicz (Litwa), Tadeusz Rawa(Szwecja), Leokadia Komaiszko(Belgia), Karolina Francois (Syria),Lam Quang My (Wietnam), JazepJanuszkiewicz (Białoruś), JoannaKasperska (Polska-Warszawa), JózefPless (Niemcy), Barbara Gruszka-Zych (Polska-Katowice), KrystynaLenkowska (Polska-Rzeszów), Boże -na Intrator (Austria, USA) oraz poeci

z Poznania: Danuta Bartosz, MariaDuszka, Kalina Izabela Zioła i PawełKuszczyński.

Jury I Festiwalu Filmów Emigracyjnych EMiGRA –Warszawa-Wilanów 2013 w składzie: przewodni -

czący – Piotr Latałło (USA), członkowie – Romuald Mieczkowski (Litwa), Ewa Malinowska(Polska), Sławomir Sobczak (USA-Polska), Agata Lewandowski (Niemcy) ogłosiłonastępujący werdykt: „Honorową nagrodę otrzymuje za swoją wieloletnią działalność, siłęprzetrwania i epicką impresję Tak to było – polska telewizja z Danii i jej twórcy RomanŚmigielski i Marian Hirschorn. Spośród nadesłanych utworów zawodowych twórcównagrody otrzymują następujące filmy: Walc z Miłoszem – reż. Joanna Hollender i BoPersson, Tylko Ja wróciłem – Józef Szarfman – reż. Dariusz Migalski, Kto ty jesteś? – reż.Małgorzata Piekarska, Powrót taty – reż. Barbara Medejska. Za wyjątkowo interesujący,nowatorski projekt jury uznało pracę Rozmawiając z Anilem Marty Kotlarskiej, jedynegofotografa percepcyjnego w Polsce, która w ramach swoich działań artystycznych oddałakamerę w ręce młodego Hindusa, pokazującego nam swoje życie codzienne w Nepalu.Wyróżnienie za film popularyzujący wyjątkowe wartości patriotyczne wśród młodzieżypolskiej na Białorusi jury przyznało obrazowi Byliśmy uczciwi, czyści i odważni, reż. Anna Panisheva i Viera Dziemieńczuk. Z kolei nagroda publiczności za całokształtpracy twórczej, a szczególnie filmy dotyczące tematyki emigracyjnej: „SzczęśliwegoNowego Jorku”, „Jezioro Bodeńskie” oraz „Syberiadę polską”, przyznana zostałaJanuszowi Zaorskiemu, którego poproszono o objęcie patronatu nad przyszłymiedycjami EMiGRY. Laureaci wszystkich nagród otrzymują zaproszenie na cztery dnido Wilna, na przyszłoroczny XXI Międzynarodowy Festiwal Poezji Maj nad Wilią“.

NAGRODY I WYRÓŻNIENIA

ZDJĘCIA: STANO STEHLIK

Page 18: Monitor Polonijny 2013/10

Krew lała się strumieniem.Skaleczona ręka wymagała

natychmiastowej wizyty napogotowiu. Zde nerwowanirodzice pojechali więc z jejmłodszym bratem do lekarza. Po powrocie matka oskarżałastarszą siostrę o to, że ta nieupilnowała chłopca i zabawaskończyła się tak drastycznie.Cały czas do ich powrotu zeszpitala Aneta biła się z myślami i miała wyrzuty sumienia, bo toprzecież właśnie ona pokazaładziecku szklaną solniczkę.Kolorowy krasnal tak się spodobałdziecku, że bez przerwywyciągało po niego ręce.Dominika, starsza siostra, któramiała się nim opiekować,rozmawiała przez telefon i bezwiednie podała bratu to,czego chciał. Żadna z nichzapewne nie przypuszczała, żesprawy przybiorą taki obrót. „Jakmogłaś być taka bezmyślna? –krzyczała matka do Dominiki. –Pewnie znów wisiałaś natelefonie! Nie mam z ciebie żadnejpomocy!“. Aneta mogła ująć się zastarszą siostrą, ale… nie zrobiłatego. Od dawna była o niązazdrosna. O uwagę, jaką jejpoświęcali rodzice, o to, że nawięcej jej pozwalali (w końcunajstarsze dziecko w rodzinie), o ubrania, wyniki w nauce i – odniedawna – o zainteresowaniechłopców. Obie wchodziły w wiek dojrzewania.

Przez dziesięć lat Aneta byłaulubienicą rodziny, wypieszczoną,docenianą. Do czasu, kiedyurodził się Karol. Teraz to onpochłaniał całą uwagę rodziców.Ona zaś próbowała odnaleźć sięw nowej sytuacji, co nie było dlaniej łatwe. „Mogłaś mnie poprosić,bym popilnowała Karolka, mnieby się takie coś nie mogłoprzydarzyć. Jestem bardziejodpowiedzialna od Dominiki“ –powiedziała nagle do matki i sama była zaskoczona swoimisłowami. To chęć zwrócenia nasiebie uwagi spowodował, żechciała pogrążyć siostrę.

Podczas studiów zakochałasię naprawdę. Ta miłośćwymagała wyrzeczeń, bowiemchłopak mieszkał za granicą.Postanowiła wyjechać z nim,zacząć wszystko od nowa.Swoją pozycję w nowym świeciemusiała budować powoli.Droga ta nie była usłanaróżami. Dlatego też znanymsobie sposobem próbowałaprzejść ją na skróty, zyskującsobie przychylność osóbwpływowych, na stanowiskach,za pomocą pochlebstw i nieuzasadnionychkomplementów.

Po kilku latach spędzonych w nowej ojczyźnie skierowałaswoje kroki do organizacjipolonijnej. Okazało sie, że swojeumiejętności, zdolności możespożytkować na rzecz Polski i rodaków. Miała mnóstwopomysłów i chęci do ichrealizowania. Swoimiprojektami potrafiłazainteresować innych. Uwierałoją jednak, że nie była tąpierwszą, tą jedyną, tąnajważniejszą. Chciała, by jejgłos był słyszany wyraźniej, byliczono się z nią bardziej niż z prezesem organizacji, któregonie lubiła. On cieszył sięszacunkiem w ich wspólnymśrodowisku, a ją raziły jegopotknięcia. I o tych potknięciachzaczęła mówić na głos,krytykując go w tym czy innymgronie. Otoczyła się osobami,które podzielały jej zdanie,które w niej widziały swojegoprzywódcę. W końcu wraz z nimi uwierzyła, że mogą sięusamodzielnić i działać poswojemu. Aneta wiedziała, jakpołechtać swoich przyszłychpodopiecznych. Wiedziała też,jakiej powinni użyć „broni” w walce, by oddzielić się odmacierzystej organizacji… I kolejny raz w życiu przez nią„krwawili“ niewinni ludzie.Znów rozbił się szklany,kolorowy krasnal.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

MONITOR POLONIJNY P 18

Szklany,kolorowykrasnal

Pamięta też, jak któregoświeczoru patrzyła na zmęczonątwarz mamy i, żeby się jejprzypodobać, pochwaliła ją zapiękny wygląd. A przecieżwidziała jej sińce pod oczami,bladą twarz… Miała jednaknadzieję, że w ten sposóbzaskarbi sobie jej przychylność.Na chwilę wywołało to na twarzymatki uśmiech – przytuliła córkę.

Aneta coraz częściej uciekałasię do takich wybiegów, byle tylkobyć w centrum uwagi. Doszłonawet do tego, że odbiła chłopakasiostrze, byleby triumfować samaprzed sobą i z zadowoleniemspojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Związek nie przetrwałdługo, ale cała ta sytuacjazepsuła relacje z siostrą.

Opowieści

polonijnej

treści

Page 19: Monitor Polonijny 2013/10

19 PAŹDZIERNIK 2013

Wswoim artykule wstępnymdo niniejszego numeru „Mo -

ni to ra Polonijnego” jego redaktornaczelna zwraca szczególną uwagęna święto nauczycieli, odwołującsię przy tym do metaforycznychsprawdzianów i wywołań do tabli-cy. Pisze m.in. o tym, jak to we wrze-śniu w Koszycach wywołano do ta-blicy mniejszości narodowe… Chcia -łabym nawiązać do tych jej skoja-rzeń szkolnych także i w tej rubry-ce, bowiem i ja zostałam wywołanado tablicy. Jeśli Państwo czytają„Monitor” dokładnie, to zapewnenie uszło Państwa uwagi wtrącenienaszego redakcyjnego kolegi, piszą-cego o sporcie, Andrzeja Kalinow -skiego, który w poprzednim nume-rze naszego pisma, przy okazji opi-su sukcesów polskich sportowców,zarówno mężczyzn, jak i kobiet, wywołał do tablicy mnie, obiecując w moim imieniu, iż kiedyś pewniewyjaśnię Państwu problem nazwkobiet, uprawiających różne dyscy-pliny sportu.

Co prawda na łamach „Monitora”pisałam już o nazwach żeńskich,głównie stanowisk i zawodów(„Mo nitor Polonijny”, styczeń 2012oraz kwiecień 2012), ale ze wzglę-du na powstałe wątpliwości, posta-nowiłam do tematu wrócić i przy-najmniej podjąć próbę ich wyja-śnienia.

Autor sportowych rozważań miałobiekcje, co do użycia nazwy kobie-ty, uprawiającej rzut młotem. Rzu -cający młotem mężczyzna to mło-ciarz, a zatem jeśli młotem rzucakobieta, to to oczywiście młociarka(i takiej formy autor użył) – analo-gicznie jak: lekarz – lekarka; łyżwiarz – łyżwiarka, narciarz –narciarka itp. Ale rzeczownikamłociarka nie odnotowują współ-czesne słowniki, przynajmniej jesz-cze. Nic jednak nie stoi na przeszko-dzie, by właśnie w ten sposób nazy-wać rzucającą młotem kobietę –forma ta jest bowiem systemowa,nie konotuje innych znaczeń, no

i wobec sukcesów pol-skich „młociarek” po pro-stu potrzebna i użyteczna.

Swoją drogą przyznaję,że proces tworzenia od -powiedników żeńskich odmęskich nazw sportowcównie zawsze jest tak prosty i nie budzący wątpliwości.Już samo określenie kobie-ty uprawiającej jakikolwieksport jest w polszczyźnie proble-matyczne. On dziś to sportowiec, a ona?

Forma sportowiec jednak nie za-wsze była taka oczywista. Przejętoją z języka angielskiego na początkuXX w. na bazie rzeczowników sporti sportsman, dodając typowo polskiprzyrostek –owiec. Pierwotnie w ję -zyku polskim zarówno nazwa an-gielska sportsman (także w spol -szczonej pisowni sportsmen), jak i sportowiec funkcjonowały równo-legle; dopiero z czasem prymat zdo-była forma rodzima, od której tru -dno było utworzyć odpowiednikżeński. Bo niby jaki? Sportówka?Teoretycznie taki być powinien,ale… No właśnie – na początku XX w.tym mianem określano czapkęsportową lub sportowy samochód,zatem nazwa była już użytkowana i raczej się nie nadawała, by wyko-rzystać ją do nazwania kolejnegodesygnatu, czyli kobiety-sportowca.Mało tego, proszę zwrócić uwagę,że problemy z tworzeniem odpo-wiedników żeńskich od nazw mę-skich zakończonych na –owiec byłyzarówno wtedy, jak i dziś, np. on tohandlowiec – ale ona to przecież niehandlówka, on to bankowiec – aleona to nie bankówka, on to nauko-wiec – ale ona to nie naukówka itd.

Wszystko to spowodowało, żeuprawiającą sport kobietę zaczętonazywać sportsmenką – do funk-cjonującej wcześniej w polszczyź-nie formy męskiej sportsmen doda-no tylko typowy polski sufiks –kai forma żeńska była gotowa. Dziśbudzi ona wiele wątpliwości, bo-

wiem w dobie powszechnej znajo-mości angielskiego (przynajmniejtego podstawowego) ta hybryda poprostu jest nielogiczna. Próbuje się

ją zastąpić niekiedy angielskąpożyczką – sportswoman –ale mało kto odważy się ją za-pisać po polsku, gdyż sports -łumen raczej śmieszy. Porazatem przestać się boczyć nasportsmenkę i nie próbowaćjej zmieniać, bowiem lepszejformy nikt nie wymyślił, a po -nadto ta dobrze się zaaklima-

tyzowała w polszczyźnie.Co jednak robić w przypadku

problemu z innymi żeńskimi odpo-wiednikami nazw sportowców,uprawiających konkretne dyscypli-ny? W Polsce popularny jest np. żu-żel; ten kto uprawia żużel, to żużlo-wiec. A jeśli to jest kobieta, to jak jąnależy nazywać? Ktoś zaraz powie,że na żużlu jeżdżą mężczyźni, zatemżeńska forma jest zbędna, ale to nie-prawda, gdyż w polskiej lidze żużlo-wej (np. klub Falubaz Zielona Góra)występuje już dziewczyna z licencjążużlową i konkurująca z mężczy-znami. Kim zatem ona jest? Żużlów -ką? No może jeszcze nie, gdyż owanazwa musi się rozpowszechnić i musi zostać zaakceptowana przezwiększość użytkowników. Formal -nie jednak nic nie stoi na przeszko-dzie, by tak się stało. Podobnie teżjest albo będzie z innymi nazwamiżeńskimi; kobiet jest co raz więcejw sporcie, co raz więcej sukcesówodnoszą, a język polski znalazł się w momencie, kiedy to jego użyt-kownicy (no, może bardziej użyt-kowniczki) upominają się o żeńskieformy nazw osób wykonującychprzeróżne czynności. Z tego też po-wodu kategoria nazw żeńskichprzeżywa drugą młodość. I o ilejeszcze nie tak dawno uśmiechali-śmy się lub nawet pękaliśmy ześmiechu, słysząc o psycholożkachi reżyserkach, to dziś te formy w większości traktujemy neutral-nie, co sugeruje, że być może nie-długo tak też będziemy traktowaćwszelkie mło ciarki, skoczkinie, a nawet żużlówki.

MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA

Wywołana do tablicy…

Page 20: Monitor Polonijny 2013/10

Film Małgorzaty Szumowskiej„W imię…” jeszcze dobrze nie za-

domowił się na polskich ekranach, a już ze względu na swą tematykęokrzyknięty został kontrowersyjnym.Według mnie nie jest to jednak filmtak skandalizujący, jak chciałyby tegomedia i opinia publiczna. Wydawaćby się mogło, że „W imię…” to film o homoseksualizmie w polskim koście lekatolickim. I faktycznie, na pierw szyplan wysuwa się ten temat. Nie moż-na jednak nie zauważyć, że pozapierwszym planem obraz ten ma dru-gie, a nawet trzecie dno i porusza wie-le innych tematów społecznych.

Film Szumowskiej jest dramatem,rozgrywającym się gdzieś na głębo-kiej prowincji. W ospałej, ogarniętejatmosferą beznadziei wsi żyją ospaliludzie, znudzeni pustką, która ich ota-cza. Na parafii pojawia się nowyksiądz (fenomenalny Andrzej Chyra),który rozpoczyna pracę w ośrodkudla trudnej młodzieży. Pełnym ser-cem angażuje się w resocjalizację i wychowanie skrzywionych psy-

chicznie nieletnich kryminalistów,dla których ośrodek jest ostatniąszansą, nim trafią do poprawczaka.Ksiądz, będący opoką dla innych, za-wsze znajdujący czas dla parafian, niemoże się przyznać do własnych słabo-ści. Ze swoimi problemami – homo-seksualizmem i chorobą alkoholową– walczy w samotności. Zaprzyjaźniasię z małomównym Dynią (MateuszKościkiewicz), chłopakiem, który wrazz upośledzonym bratem jest wyszy-dzany i gnębiony przez agresywnychmieszkańców ośrodka wychowaw-czego.

Nagłaśniany przez media wątek ho-moseksualny to tylko jeden z wielu

poruszanych w filmie. „W imię…” toprzede wszystkim opowieść o wyob-cowaniu; tu wszyscy są „inni” i odrzu-ceni przez społeczeństwo. Nieakce -pto wany Dynia, jego upośledzonybrat, młodzi kryminaliści, a nawet żo-na kierownika ośrodka, która czujesię nieszczęśliwa i samotna (MajaOsta szewska). Obok kilku profesjo-nalnych aktorów w filmie zagrała całamasa naturszczyków, którym reżyser-ka nie wpychała w usta sztucznychdialogów. Ich rozmowy opierają sięwięc na improwizacji, co pogłębia re-alizm filmu. Widz ma wrażenie, żeSzumowska weszła z kamerą do po-prawczaka i sfilmowała jego smutnąrzeczywistość. Reżyserka wykazałasię niebywałą wrażliwością i talentemw operowaniu emocjami, dzięki cze-mu uniknęła atmosfery taniej sensacjii grania pod publiczkę. Film nie jestjednak bez wad. Z jednej strony występuje w nim wiele ciekawychniedopowiedzeń, które dają widzowiwolność interpretacyjną, z drugiejpojawiają się momenty zbyt dosłow-ne, a nawet kilka przerysowanych. W scenie, w której agresywne nasto-latki szydzą i biją upośledzonego

Kilka lat temu przesta-łam Cejrowskiego darzyćsympatią. Jego radykalnepoglądy religijne i społecz-ne oraz bijąca z wypo -wiedzi agresja całkowiciemnie do niego zniechęciły.Nie ukrywam, że poczułamsię w pewien sposób oszu-kana. Jak to możliwe, żeczłowiek tak otwarty naświat i na inne kultury, samnie potrafi być tolerancyj-

ny wobec osób o innychniż jego poglądach? Jak tomożliwe, że człowiek o nie-przeciętnej inteligencji za-

kłada na oczy klapki i stajesię ultrakatolikiem, irytu -jąc komentarzami rodem z mro ków średniowiecza?

W pewnym momencie ob-raz Cejrowskiego, wspania-łego, odważnego podróżni-ka zaczął zastępować wize-runek skandalisty i za -cietrzewionego radykała.Na szczęście w prezencieotrzy małam książkę jegoautorstwa „Gringo wśróddzikich plemion” (Wydaw -nictwo „Poznaj świat”,2003). Dzięki tej książcemoja sympatia do jej autorapowróciła. „Gringo…” tozbiór wspomnień z wy-praw do dżungli amazoń-

W ojciecha Cejrowskiegochyba nie trzebanikomu przedstawiać.

Kiedy mieszkałam jeszcze w Polsce, z zapartym tchem śledziłam jegopodróżnicze programy telewizyjne.

Cejrowski wśród dzikich plemion

MONITOR POLONIJNY P 20

Samotność wielowymiarowa

Page 21: Monitor Polonijny 2013/10

Miała być płyta stylistycznie na-wiązująca do przebojowej „Bia -

łej drogi”, wydanej w połowie lat 90.ubiegłego stulecia i cieszącej sięogromną popularnością. „Na sen”, „Japłaczę”, „Nie bo dla Ciebie” czy „Konikna biegunach” – to utwory z „Białejdrogi”, które znała niemal cała Polskai które okupowały pierw-sze miejsca list przebojówprzez długie tygodnie. Ichsłabą stroną były dość in-fantylne teksty, w wię -kszości autorstwa samejwokalistki, ich siłą – no-śne, energetyczne melodie i mocnygłos Urszuli. Nowa płyta, zatytułowa-na dość pretensjonalnie „Eony snu”,rze czy wiście może nieco „Białą dro-gę” przy pominać, niestety głównie zasprawą banalnych, płytkich tekstów.Szcze gólnie irytujące są „Jak możeszteraz” („Jak możesz teraz być z nią /po tym wszystkim, co dałam Tobie ja/jak możesz teraz kochać ją / być jej bli-skim / jak byłam kiedyś ja”) i ckliwy„Ocean łez” („Odejdzie cały mójgniew / spóźniony lęk nie odnajdziemnie / I wtedy po nieba kres / oceanłez już nie będzie mną”). „Nie jestemzawodowym tekściarzem, nie mamnawyku zbierania tekstów, najpierwmuszę usłyszeć muzykę. Na Eony snupisanie tekstów przyszło naturalnie,czerpałam z życia, z gazet” – opowia-dała niedawno Urszula w „Muzy -cznej Jedynce”. Mo że przyszedł czas

na bardziej przemyślanąstrategię tworzenia tek-stów lub zatrudnienie pro -fesjonalisty? Ćwierć wie -ku temu, współpracując z Budką Suflera, Urszula wykonywa-ła utwory będące tekstowymi maj-stersztykami...

Strona muzyczna też niezachwyca. Większość melo-dii to dzieło gitarzysty i pro-ducenta Piotra Mędrzaka(ma na koncie współpracę z Reni Jusis i Magdą Fem -me), a za ostatnie szlify od-

powiadał Greg Calbi, ceniony inży-nier dźwięku, który wcześniej pra-cował m.in. nad brzmieniem albu-mów Johna Lennona i Bruce’aSpring steena. Efekt nie jest jednakpowalający. To zaledwie poprawny,przewidywalny miks popu i rocka.Żadna z dwunastu kompozycji niedorównuje przebojowością utwo-rom z „Białej drogi”. Otwierająca al-bum tytułowa piosenka „Eony snu”jest nijaka, a głos Urszuli brzmidziwnie słabo i nienaturalnie. Na -stę pna w kolejności, energiczna„Pasujesz mi” to jeden z lepszych i wyróżniających się momentów natej płycie. Pozostałe niestety zlewa-ją się w banalną, pozbawioną iskry i świeżości całość. Próba stworze-nia „Białej drogi” bis zdecydowaniesię nie powiodła.

KATARZYNA PIENIĄDZ

skiej i spotkań z ostatnimidzikimi plemionami In -dian, żyjącymi z dala od cy-wilizacji. Książka urzekaszczerością i błyskotliwymhumorem. Cejrowski żartu-je w niej często sam z sie-bie, udowadniając, że mi-mo wszystko ma ogromnydystans do swojej osoby.„Gringo…” jest gawędą z ty-pu tych, które snuje sięprzy ognisku. Jej prosty,lekki, ale bardzo trafny ję-zyk i obrazowe formułowa-nie myśli sprawiają, iż od-

nosi się wrażenie, że jestsię w dżungli, właśnie przyognisku, a Cejrowski siedziobok i snuje swoje opo -wieści. Autor gawędziarz,wciąga nas w świat Indian,zabierając ze sobą w dalekąpodróż. Ujawniaprzy tym niezwy-kły dar ubieraniaw słowa zjawiskulotnych, takichjak uczucia, smakii zapachy. Opi su -jąc życie Indian,nie ogranicza się

do tego, co widoczne, nieprzybliża nam tylko trady-cji i codziennego życia dzi-kich, ale idzie dalej, poka-zując ten świat widzianyoczami Indian, relacjonu-jąc, jak postrzegają oni

szczęście, przemi-janie i czas. Tejksiążki się nie czy-ta, ją się połyka!Opowieści wcią-gają czytelnika, ba-wią go, ale takżezmuszają do refle -ksji. Prawdy uni -

wersalne przedstawione sąw sposób prosty, bez zadę-cia i uderzania w mentor-ski ton. I mimo że Cej -rowski poucza, to robi to w sposób bardzo lekki i za-bawny.

Choć pana Wojtka jużraczej nie polubię jakoczłowieka, to muszę przy-znać, że „Gringo…” spra-wił, iż znowu darzę googromnym szacunkiem i podziwiam jako podróż-nika i pisarza.

MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA

Czulymuchem-

Urszula najsłabsza od lat?chłopca na cmentarzu żydowskim,zło jest tak widoczne, że aż razi. A przecież wystarczyłoby, aby wyda-rzenia te rozegrały się w lesie lub naboisku szkolnym, by ich wydźwiękbył tak samo szokujący. „W imię…” makilka takich przerysowań. Można jejednak policzyć na palcach, wobecczego nie niszczą całej konstrukcji fil-mu, cechującego się dużą wrażliwo-ścią i odwagą w poruszaniu tematówtabu. Obraz Szumowskiej jest ważnyspołecznie – samotność i wyobcowa-nie mają tu charakter wielowymiaro-wy i uniwersalny, a homoseksualizm– co podkreślam po raz kolejny – totylko jeden z wątków.

Film zdobył wiele nagród mię -dzynarodowych, m.in. Teddy Award na osta tnim festiwalu w Berlinie. W dniach 13-21 września prezento-wany był na wiedeńskim Lets CeeFilm Festivalu. Jego pokazy zostały na-grodzone owacjami, co potwierdza,że warto poruszać tematy trudne,choć dla niektórych kontrowersyjne.

MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA

21 PAŹDZIERNIK 2013

Page 22: Monitor Polonijny 2013/10

Po przemianach ustrojowych i go-spodarczych część mieszkańców wy-jechała, a okna bez firanek potęgująwrażenie końca świata i cywilizacji.

Były jednak dni, kiedy na Čiernąnad Tisą zwrócone były oczy świata.Dokładnie były to cztery dni – od 29 lipca do 1 sierpnia 1968 roku. Poraz pierwszy w historii imperium so-wieckiego 11 członków Biura Polity -cznego sowieckiej partii jednocze-śnie opuściło Moskwę i udało się nazapadłą prowincję w celu przeprowa-dzenia rozmów z kierownictwemczechosłowackiej partii komunistycz-nej. Nawet w dramatycznym roku1956 do Warszawy czy Budapesztujeździło w imieniu Kremla maksymal-nie czterech członków ścisłego so-wieckiego Politbiura.

Co spowodowało, że ponad poło-wa sowieckiego kierownictwa nacze le z sekretarzem generalnym Bre -żniewem i premierem Kosyginemzdecydowała się wsiąść do specjalne-go pociągu, jechać nim ponad 20 go-dzin i spać pięć nocy w wagonach sy-pialnych?

Od połowy lat 60. Czechosłowacjaprzechodziła kryzys, dotyczący funk-cjonowania socjalistycznego pań-stwa. Co prawda buńczucznie ogło-szono, że zbudowano już podstawysocjalizmu i zmieniono nazwę krajuna „Republikę Socjalistyczną”, alewta jemniczeni, przede wszystkim lu-

dzie z aparatu władzy wiedzieli, że go-spodarka jest niewydolna, a w krajupanuje marazm i demoralizacja. Częśćaparatu partyjnego planowała i do-magała się reform. Z dzisiejszegopunktu widzenia bardzo ograniczo-nych, można nawet powiedzieć nie-istotnych, jedynie kosmetycznych, alei te plany wzbudzały opór dużej czę-ści władzy, ludzi słabo wykształco-nych, nieznających świata i zasad eko-nomii, konserwatywnych, bojącychsię o swoje przywileje.

Grupa reformatorska, kształtującasię powoli od 1967 roku, na swegoprzywódcę wybrała nowego sekreta-rza generalnego partii, Słowaka Ale -xan dra Dubčeka (funkcję pełnił od 5 stycznia 1968 roku). Było to dosko-nałe posunięcie – jak byśmy dziś po-wiedzieli – PR-owskie. Dubček niebył specjalnie wykształcony i nie dokońca rozumiał zamiary reformato-rów, ale był człowiekiem życzliwymludziom, pogodnym, zawsze uśmie -chniętym. W kwietniu reformatorzysformułowali swój program. Oficjal -nie nazywał się on „Programem akcji”i miał być zatwierdzony na XIV zjeź-dzie partyjnym pod koniec sierpnia.Program ten nazywano też popular-nie „socjalizmem z ludzką twarzą” czy„praską wiosną”, które to nazwybrzmia ły dobrze i ciepło, rozbudzałynadzieję, pozwalały zwykłym ludziomutożsamiać się z reformatorami.

Przemiany w Czechosłowacji bu -dzi ły opór nie tylko lokalnych partyj-nych konserwatystów. Wzbudzałytakże niepokój w sąsiednich krajachkomunistycznych, w których to oba-wiano się przede wszystkim tego,gdzie mogą się zakończyć te raz roz-poczęte reformy. Po raz pierwszysformułowano tezę o „rewizjonistycz-nym zagrożeniu” podczas szczytupar tii komunistycznych w Dreźnie 23 marca 1968 roku. Niestety, do naj-większych krytyków i podżegaczy,donoszących do Moskwy na zagroże-nie płynące z Czechosłowacji, należe-li szef PZPR Władysław Gomułka i szef partii NRD Walter Ulbricht.Kiedy 4 maja 1968 r. Dubček składałrutynową wizytę w Moskwie, zostałtam surowo skrytykowany za swojeeksperymenty. Cztery dni później natajnym moskiewskim spotkaniu pię-ciu szefów partii komunistycznych(niestety, znowu ze znaczącym udzia-łem Gomułki) zdecydowano, że w Cze chosłowacji istnieje „niebezpie-czeństwo kontrrewolucji”, któremuw razie potrzeby należy położyć kres,stosując wojskową interwencję. Uzna -no, że „czechosłowackie niebezpie-czeństwo” stanowi główny front wal-ki klasowej na ówczesnym etapie. W połowie lipca szefowie partii ko-munistycznych (bez przywódcy ru-muńskiego, który dystansował się odsowieckiej polityki) rozmawiali tylkoo tym, czy plany zmian w Komunisty -cznej Partii Czechosłowacji już wy-magają interwencji wojskowej, czymożna jeszcze poczekać. Wbrew te-mu, co myśli się dziś, przywódcomsowieckim niełatwo było podjąć de-cyzję o interwencji w Czechosło wa -cji. Zdawali sobie oni sprawę ze sła-bości gospodarczej bloku moskiew-skiego, kryzysu ideowego wśród lu-dzi wykształconych, problemów z prze budzeniem narodowym w re-publikach nadbałtyckich i niebezpie-czeństwa narastającej rywalizacji we-wnątrzkomunistycznej z Chinami.Dlatego, choć zdecydowali się pozo-stawić w Czechosłowacji jednostki

MONITOR POLONIJNY P 22

Č ierna nad Tisou – osada zagubiona na krańcachSłowacji, stacja kolejowa, gdzie zmienia sięrozstaw szyn z normalnego na szeroki,

kilkanaście zniszczonych budynków mieszkalnych w charakterystycznym sowieckim stylu i podupadły dom kultury kolejarzy.

WAŻKIEWYDARZENIAW DZIEJACH

SŁOWACJI

Przez 4 dni cały świat patrzył na Čie

Page 23: Monitor Polonijny 2013/10

Armii Czerwonej, które uczestniczyłytam w czerwcu w rutynowych ćwi-czeniach nad granicą niemiecką, a w lipcu wydali polecenie SztabowiGeneralnemu przygotować plan in-wazji na Czechosłowację, wstrzymy-wali się z wydaniem rozkazu do dzia-łania. Zapadła decyzja wezwania narozmowy kierownictwa KPCz, byprzekonać się czy „towarzysze cze-chosłowaccy potrafią sami przeciw-stawić się kontrrewolucji”. Propo zy -cja rozmów na przygranicznej stacjikolejowej pomiędzy ZSRR a Czecho -sło wacją padła ze strony sowieckiej.Sowieccy przywódcy nie chcieli w za-sadniczy sposób opuszczać teryto-rium Związku Sowieckiego, więc za-planowali rozmowy tak, by co noc ichpociąg wracał na terytorium ZSRR.

Dubček był podobno zszokowanysowiecką propozycją. Čierna nad Tisąnie miała zaplecza do ważnych roz-mów i goszczenia tak dużej grupyosób. Delegacje spały w wagonach sy-pialnych. Wedle wspomnień towarzy-szącego personelu brakowało wodydo mycia, część osób była przez czte-ry dni w tej samej spodniej bieliźnie.Rozmowy toczyły się albo w sali kino-wej domu kultury, albo w wagonach.Poza sześcioma głównymi spotkania-mi odbyły się dziesiątki dłuższych i krótszych rozmów na marginesie, w rozmaitych konfiguracjach. Wię -kszość z nich nie została zaprotokoło-wana. Nie ma przede wszystkim zapi-su ani notatki z najważniejszej rozmo-wy Breżniewa z Dubče -kiem, przeprowadzonej w cztery oczy 1 sierpnia.Prawdopodobnie niektó-rzy członkowie czechosło-wackiej delegacji potajem-nie przyznawali rację „to-warzyszom radzieckim” i przedstawiali się jako„prawdziwi internacjonali-ści” zaniepokojeni obro-tem spraw w Czecho sło wa -cji i gotowi z pomocą towa-rzyszy z Moskwy „położyćtamę kontrrewolucji”.

Rozmowy toczyły się w komuni-stycznej nowomowie. Sowieccy przy -wó dcy atakowali Czechosłowaków za„zbyt małą czujność klasową”, „utratęwięzi z klasą robotniczą”, „dopuszcza-nie do głosu kontrrewolucji”, „nie -doce nianie zagrożenia imperialisty -cznego”. Dubček i czechosłowackade legacja bronili się w tej samej kon-wencji, deklarując, że panują nad„wewnątrzpartyjną dyskusją”, „partiakieruje”, wsłuchując się w „głos klasyrobotniczej” i „bratnich partii z so -wie cką partią komunistyczną na cze-le”, a także, że nie ma mowy, by dopu-ścić w jakiejkolwiek mierze do głosu„elementy socjaldemokratyczne” al-bo „re ligianckie”. Breżniew i Kosyginszczególnie zarzucali Czecho słowa -kom brak kontroli nad prasą i uka -zywanie się „kontrrewolucyjnych, an-tyradzieckich” artykułów. Ostro kry-tykowano z nazwiska działalnośćSmr kovskiego i Kriegla, paradoksal-nie stuprocentowych komunistów,choć czasem mających własne zda-nie. Tego ostatniego Petro Szelest,szef partii na Ukrainie, zirytowany w pewnym momencie miał nawet na-zwać „brudnym Żydem z Galicji”[Kriegel był Żydem z Polski]. Breżnie -wowi zda rzyło się kilka razy podnieśćgłos, kiedy w emocji stawiał zarzuty„naszemu Saszy Aleksandrowi Stiepa -no wi czowi”, jak konsekwentnie nazy-wał Dubčeka.

Ostatecznie rozmowy zakończyłysię kompromisem. Sowieccy przy-wódcy wydawali się uwierzyć zapew-nieniom ekipy Dubčeka, że sprawujeon kontrolę nad sytuacją w kraju,zwiększy kontrolę nad mediami, od-

sunie na bok krytycznie ocenianychdziałaczy, usunie ze słownika poli-tycznego zwroty o „naprawie socjali-zmu” i nie dopuści do odrodzenia siępartii socjaldemokratycznej. Na za-kończenie Breżniew powiedział, żestrona sowiecka jeszcze raz uwierzy,iż partia czechosłowacka nie „odeszłaod pozycji marksistowsko-leninow-skich”. W zamian za zapewnieniaograniczenia dyskusji i krytyki, so-wieccy przywódcy dali zgodę na zor-ganizowanie zjazdu partii 9 września.Obie strony umówiły się, że za dwadni, czyli 3 sierpnia, dojdzie do spo-tkania przedstawicieli partii komuni-stycznych bloku sowieckiego na tere-nie Czechosłowacji, w Bratysławie,podczas którego ocenione zostanąwyniki wewnętrznej czechosłowa -ckiej dyskusji i założenia proponowa-nych przez KPCz reform. DelegacjaKPCz zgodziła się, że podda się kryty-ce i usunie ze swego programuwszystkie zauważone błędy doktry-nalne i polityczne, a „rewizjoniści” zo-staną usunięci z jej szeregów.

Obie delegacje wyjeżdżały zadowo-lone…

Dzisiaj wiemy, że trzy tygodniepóźniej, w nocy z 20 na 21 sierpnia,ćwierć miliona żołnierzy i 2 tysiąceczołgów Układu Warszawskiego wje-chało do Czechosłowacji, przerywa-jąc normalne życie kraju i działalnośćekipy Dubčeka. Losy narodu czeskie-go i słowackiego zostały zmienione.Przyszedł czas „normalizacji” – jakpompatycznie nazwano pacyfikacjękraju i odchodzenie od reform.

Nie wiemy jednak dokładnie, cospowodowało, że ustalenia z Čiernej

okazały się dla sowietówniewystarczające i że zde-cydowali się oni na inter-wencję. Historycy przypu -szczają, że ostateczne roz-kazy rozpoczęcia „OperacjiDunaj”, czyli obsadzeniaCzechosłowacji, zostały wy -dane między 14 a 18 sierp-nia, ale w świetle dzisiejsze-go stanu wiedzy nie umiejąjeszcze odpowiedzieć napytanie, dlaczego tak sięstało.

ANDRZEJ KRAWCZYK

23 PAŹDZIERNIK 2013

rną nad Tisą

Page 24: Monitor Polonijny 2013/10

Jednym z  niezapomnia-nych miejsc, które odwie-dziliśmy, była znajdującasię ok. 10 km od Trnawywieś Dolná Krupá. Przeje -żdżając przez nią, zauważy-liśmy, iż zarówno głównyplac, jak i ulica, kafejka,a  nawet karczma nosząimię Ludwiga van Bee tho -vena. Zastanawialiśmy się,cóż wspólnego może miećtaka mała, nieznana i nie-pozorna wieś z jednymz naj większych kompozy-torów wszechczasów. Czy -żby mieszkali tu sami miło-śnicy tego wybitnego kom-pozytora? Wkrótce znaleź-liśmy odpowiedź na nurtu-jące nas pytanie.

Po kilku minutach jazdyprzez wieś naszym oczomukazał się klasycystyczny,osiemnastowieczny pałacrodziny Brunswick. Pałacten od strony ulicy wyglą-dał na trochę zaniedbany,jednak południowa stronabudowli zachwyciła nasswoim ogromem i szeroki-mi schodami, prowadzący-mi do rozległego parku an-gielskiego. Wzdłuż scho-dów stały kamienne wazy,wysadzone tujami i barw-nymi kwiatami. Ach, jakżepiękne musiały być tu prze-chadzki bogatych hrabinwe wspaniałych sukniach,nocne zabawy i popołudnio -we podwieczorki w ogro-

dzie… – rozmarzyłam się,spacerując po parku. Nie -spo dziewanie moją uwagęprzykuł niewielki, znajdu-jący się zaledwie kilkana-ście kroków od pałacuskromny domek z napisem„Ludwig van Beethoven”i kamienny obelisk, po świę -cony pamięci kompozyto-ra. Jak się okazało, Bee -thoven był trzykrotnie go-ściem rodziny Brunswick i właśnie tutaj, podczasswojego pobytu w 1801 ro-ku skomponował jedną z najsłynniejszych sonatfortepianowych w historiimuzyki „Sonatę Księ życo -wą”. Trzydziestoletni wów-czas kompozytor zadedy-kował ją swojej ukochanejGiulietcie Guicciardi, będą-cej jednocześnie jego uczen -nicą, z którą przebywał w Dolnej Krupie.

Za niewielką opłatą zwie -dziliśmy zarówno baro -kowy domek Beethovena, w którym urządzono eks-pozycję, poświęconą życiui twórczości kom-pozytora, jak rów-nież pałac, w któ-rym dawniej znaj-dował się instytutdla psychicznie cho -rych, później siedzi-ba słowackich kom-pozytorów, a obec-

nie mieści się tu MuzeumMuzyki. W sali koncerto-wej pałacu, ozdobionejoryginalnymi freskami, or-ganizowane są kon certy.Mają tu także miejsce oka-zjonalne wystawy, semina-ria i szkolenia oraz spotka-nia towarzyskie. OpróczBeethovena w Dolnej Kru -pie bywali także: MáriaHenrieta Cho te ková – zało-życielka największego rosa-rium w Eu ro pie Środko -wej, rodzina Dopyery – wy-nalazcy gitary rezofonicz-nej, Ján Pálffy – właścicielbojnickiego zamku czyRomain Roland – laureatnagrody Nobla w dziedzi-nie literatury, który tu wła-snie gromadził materiałydo książki o  Lu dwi gu vanBeethovenie.

Warto wybrać się na spa-cer śladami Beethovena doDolnej Krupy, gdzie NizinaNaddunajska styka się z Ma -łymi Karpatami, i posłu-chać nie tylko historii tegomiejsca, ale i cudownej mu -

zyki, płynącej z je -dnej z naj ciekaw -szych rezydencjiszla checkich naSłowacji.

MAGDALENAZAWISTOWSKA-

OLSZEWSKA

MONITOR POLONIJNY P 24

P odczas tegorocznych rowerowych wojaży po Słowacji odwiedziliśmyz mężem mnóstwo miasteczek i wsi. W niektórych w ogóle się niezatrzymywaliśmy, a niektóre urzekły nas swoją historią lub położeniem.

Słowackieperełki

Spacerz Beethovenem

ZDJĘ

CIA:

MAG

DALE

NA Z

AWIS

TOW

SKA-

OLSZ

EWSK

A

Page 25: Monitor Polonijny 2013/10

25 PAŹDZIERNIK 2013

Dziesięć lat temu, 22 październi-ka 2003 roku, ukazał się w Pol -

sce pierwszy numer „Faktu”. Dzien -nik, należący do koncernu AxelSpringer AG, wzorowany na nie-mieckim „Bildzie”, miał być bezpo-średnią konkurencją dla wydawa-nego od 1991 roku „Super Expre -ssu” (SE), uznawanego za pierwszypolski tabloid. Twórcy SE chcieli, bybył lekki, łatwy i przyjemny w od-biorze – pełen informacji o charak-terze rozrywkowym, z pobieżniezaznaczonymi polityką i gospodar-ką. Założyciel i pierwszy redaktornaczelny SE Grzegorz Lindenbergpodkreślał jednak, że dobór lżej-szych tematów, sformatowanychpod masowego czytelnika, nigdynie oznaczał zgody na brak dzienni-karskiego profesjonalizmu i nierze-telność. Udany debiut „Faktu” zmu-sił jednak SE do zmiany strategii.

Polakom, poza niską ceną nowe-go dziennika (1 zł za numer, pod-czas gdy najtańsze wydanie SE ko -sztowało 1,3 zł, a „Gazety Wybor -czej” 2 zł), spodobały się agresywnedziennikarstwo, populistyczne ar -ty kuły dotyczące polityków, epato-wanie opisami zbrodni, historie z ży -cia wzięte i opisy intymnego życiagwiazd, obowiązkowo okraszonewykonanymi przez paparazzi zdję-ciami. SE, który jeszcze w 2002 ro-ku próbował odejść od retoryki ta-bloidu i stać się wyważoną gazetą,szybko podjął rzucone mu wyzwa-nie. Jego nowy redaktor MariuszZiomecki, chcąc przyciągnąć i zszo-kować czytelników, wielokrotnieprzekraczał granice dobrego sma-ku. To za jego kadencji SE zamieściłw 2004 roku na okładce zdjęciemartwego korespondenta TVP Wal -demara Milewicza (Milewicz zginął,przygotowując relację z Iraku). Sto -warzyszenie Dziennikarzy Pol skich(SDP) potępiło publikację SE, nazy-wając ją „oburzającym naruszeniemzasad etyki dziennikarskiej i normobyczajowych”. Grzegorz Linden -berg pisał wówczas do Ziomeckie -go w liście otwartym: „(...) nabra-łem niezbitego przekonania, że podTwoim kierownictwem gazeta, któ-rą z ogromnym wysiłkiem stworzy-

łem i której poświęciłem kilka latciężkiej pracy, a której wiele osóboddało swoje umiejętności, zapał i nadzieje, schodzi na psy (…) Jestzasadnicza różnica pomiędzy gaze-tą popularną – jaką z SE starałem sięzrobić – a brukowcem, jaki z tej ga-zety robisz Ty. (…) Można bowiemrobić gazetę dla ludzi, popularną,informacyjno-rozrywkową, którajest przyzwoita (…) To, co robisz z SE, jest nie tylko niemoralne i dzien -nikarsko nierzetelne. Jest też bizne-sowo bezsensowne. Nie wygraszkonkurencji z Faktem w robieniugłupiej, nierzetelnej i manipulacyj-nej gazety”.

Mimo zmiany stylu dziennikar-stwa i postawienia na sensację SEnie poradził sobie z nowym gra-czem na rynku. „Fakt” szybko zdo-był palmę pierwszeństwa wśróddzienników ogólnopolskich i niepozwolił sobie jej odebrać – aktual-nie, według danych Związku Kon -tro li Dystrybucji Prasy, każdegodnia sprzedaje się ok. 326 tys. jegoegzemplarzy. To wynik imponujący;znajdująca się na drugim miejscu„Gazeta Wyborcza” sprzedaje się w liczbie 183 tys. kopii, a SE – 143 tys.

Jako lider sprzedaży „Fakt” niepozostaje bez wpływu na inne tytu-

ły na rynku. Niechęć do podejmo-wania poważnych tematów, unika-nie tekstów analitycznych, maksy-malnie uproszczony, wręcz potocz-ny język, ograniczona do minimumfunkcja edukacyjna oraz skupieniena rozrywce i plotkach – te tablo-idowe cechy nosi obecnie w mniej-szym lub większym stopniu każdypolski dziennik i tygodnik, co jestbezapelacyjnie pokłosiem sukcesu„Faktu”. Ten trend widać wyraźniezarówno w internetowych, jak i pa-pierowych wersjach gazet. Nie mawydania bez skandalu, sensacji, szo-kujących zdjęć. Na granicy dobregosmaku balansują „Polityka”, „Wprost”,a także „Newsweek”, kierowanyprzez Tomasza Lisa, którego za okła -dkę przedstawiającą chłopca klę-czącego przed mężczyzną w su -tannie SDP nominowano do HienyRoku, zarzucając mu epatowaniewulgarnymi skojarzeniami i two-rzenie negatywnych stereotypów.

Inną bolączką polskiej prasy jestdrastyczne pogorszenie warsztatudziennikarskiego. W tekstach roisię od błędów ortograficznych i me-rytorycznych, niewłaściwego uży-cia związków frazeologicznych, ple-onazmów, tautologii i literówek, bę-dących wynikiem niechlujstwa au-torów i – coraz częściej – brakuprofesjonalnej korekty. Przykładymożna mnożyć: „co i róż”, „kradł te-lefony ze szpitali i biór”, „najbar-dziej inteligentniejszy”, „urlop macie -żyński”, „premiera 30 lutego” i wie leinnych. Smutną normą jest też nie-znajomość geografii i historii. We -dług obiegowej opinii za niski po-ziom tekstów odpowiadają stażyści,którzy po wymuszonych przez kry-zys zwolnieniach zastąpili droż-szych, wykwalifikowanych dzienni-karzy. Być może. Ale zwierzchnika-mi rzeczonych stażystów są w więk-szości doświadczeni ludzie, znającytajniki dziennikarskiego fachu.Zatem albo nie są oni zainteresowa-ni poziomem artykułów, pisanychprzez młody narybek, albo są zbytleniwi, by go porządnie szkolić.Każda z tych opcji brzmi jednako-wo smutno.

KATARZYNA PIENIĄDZ

Smutnefaktyo polskiej

prasie

Page 26: Monitor Polonijny 2013/10

MONITOR POLONIJNY P 26

Osadnicy-górnicyHistoria Niemców, zamieszkują-

cych tereny dzisiejszej Słowacji, sięgaXIII wieku. Kremnica, Handlová i in-ne miejscowości, w których istniałykopalnie, były zasiedlane przez górni-ków z Nie miec. „Przyjeżdżały tu typo-we rodziny, w których mężczyźni pra-cowali w kopalniach, kobiety zajmo-wały się dziećmi i domem“ – opisujeAnton Oswald. Podobnie było też w jego rodzinie. Mój rozmówca uro-dził się w Kunešovie k. Kremincy, w rodzinie niemieckiej z dziada pra-dziada. Do piątego roku życia mówiłtylko po niemiecku, bowiem w domuużywano właśnie tego języka. Ró -wnież z rówieśnikami z sąsiedztwaporozumiewał się po niemiecku,albo wiem wszyscy oni wchodzili w skład niemieckiej mniejszości. „Todialekt, niemiecki z dawnych czasów,z naleciałościami z języka słowackie-go, węgierskiego i polskiego – wyja-śnia Anton Oswald. – My na przykładnie mówimy Du (ty), ale Deu – tak jakw dawnym niemieckim“.

W szkole szybko nauczył się słowa -ckiego. „Kiedy dorastałem, spotyka-łem się z zarzutami, że to my jesteśmyodpowiedzialni za II wojnę świato-wą“ – wspomina. To jeszcze bardziejutwierdziło go w przekonaniu, że jestNiem cem. Zaczął poszukiwać odpo-wiedzi na różne pytania, dociekaćprawdy. „Przecież to, że wojnęwywołali Niemcy, nie oznacza,że członkowie jej mniejszości są

za nią odpowiedzialni“ – argumentu-je. Opowiada też o przymusowychprzesiedleniach Niem ców po woj-nie, o tym, że w pewnym momencieokazało się, że państwo niemieckiewięcej osób już nie przyjmie i że spo-ra cześć ludności niemieckiej musipozostać w Czechosłowacji. „Ci lu-dzie byli w strasznej sytuacji, straciliobywatelstwo, nie mieli dowodówosobistych, nie mogli się żenić czywychodzić za mąż“ – opisuje Oswald.Również jego życie za czasów socjali-zmu nie było łatwe. „Musiałem żyć z ła tką: niemiecka mniejszość, jegokrewni mieszkują w RFN“ – wspomi-na. Dla mojego rozmówcy ta „łatka”oznaczała gorszy start w dorosłe życie. „Owszem skończyłem studia,jestem inżynierem chemii, ale niemogłem zajmować kierowniczychstanowisk“ – opisuje.

Entuzjazm po 1989 rokuPo przewrocie w 1989 roku poja-

wiła się możliwość założenia organi-zacji mniejszościowej i mój rozmów-ca aktywnie zaangażował się w tenprojekt. „Odwiedzałem wsie, rozma-wiałem z ludźmi, zachęcając ich doaktywnego uczestnictwa w życiu na-szej mniejszości“ – wspomina. Efe -ktem było założenie w 1990 roku Sto -warzyszenia NiemcówKarpackich naSłowacji i imponujący wynik spisu

ludności, przeprowadzonego w 1991 roku, kiedy to niemiec-ką narodowość zaznaczyło

5414 osób, choć w kwestionariu-szach widniała tylko rubryka „innanarodowość”, bez uwzględnianiakonkretnej. „Myślę, że ludzie wtedyuwierzyli, że ich los się zmieni. Byćmoże liczyli na lepszą pracę, większemożliwości z racji znajomości językaniemieckiego?“ – zastanawia się gło-śno Oswald, który z żalem stwierdza,że dziś ten entuzjazm znikł, a podczaskolejnych spisów powszechnych licz-ba osób, deklarujących przynależ-ność do niemieckiej mniejszości,zmalała – w roku 2011 wyniosła 4690 osób.

Festiwale i nie tylkoStowarzyszenie Niemców Karpac -

kich na Słowacji działa w pięciu re-gionach: Bratysława – Pressburg,Centralna Słowacja – Hauerland, Gó r -ny Spisz – Oberzips, Dolny Spisz –Unterzips i Dolina Bodvy – Bodvatall,zrzeszając około pięciu tysięcy człon-ków, działających w 30 miejscowychkołach, posiadających 20 zespołówśpiewaczych. Każdy z regionów orga-nizuje charakterystyczne przedsię-wzięcia, na przykład w Bratysławieodbywa się Pressburgertreffen, w Cen tralnej Słowacji – Hauerland -fest, w regionie Bodvy – Bodvataltref -fen, połączony z Dniami MiastaMedzev, Górny Spisz organizuje im-prezę pod hałsem „Dziedzictwo na-szych przodków“. Klamrą spinającądziałalność niemieckiej mniejszościjest festiwal pod ha-słem „Święto kul-tury i wzajemno-ści”, odbywającysię w Kieżmarku.

N iemiecka mniejszość ma swoje biuro w Koszycach,ale jej prezes Anton Oswald mieszka w Prievidzy.Po kilku nieudanych próbach umówienia się z nim

na rozmowę, spotykamy się w końcu w Koszycach,podczas konferencji poświęconej mniejszościom narodowym.W czasie tego spotkania przekonuję się, że mojego interlokutoracharakteryzują typowe niemieckie cechy, m.in. punktualność, bowiemAnton Oswald zerka ciągle na zegarek, by nie spóźnić się na kolejnespotkanie. „Jestem überpüntklich, czyli więcej niż punktualny, na każde spotkanie przyjeżdżam przed czasem“ – wyjaśnia.

gości

mniejszości

Monitor

Z niemieckim porządkiem i punktualnością

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 27: Monitor Polonijny 2013/10

27 PAŹDZIERNIK 2013

Arystokratka z pochodzenia, bar-dzo piękna i nieprzeciętnie inteli-

gentna, femme fatale, rozkochująca w sobie mężczyzn i uwikłana w liczneromanse, a jednocześnie pierwsza ko-bieta szpieg w historii brytyjskichsłużb specjalnych – Krystyna Skarbek,znana również jako Christine Granvil -le, ulubiona agentka Churchilla.

Urodziła się w 1908 roku (w nowejmetryce, przygotowanej dla niej napotrzeby służby w wywiadzie, zmie-niono tę datę na rok 1915) w Mło dzie -szynie, w bogatej rodzinie o arysto-kratycznych korzeniach. Bardzo szyb-ko zaczęto określać ją mianem „chłop-czycy” – kochała bowiem narty, jazdękonną i wspinanie się na drzewa. Ro -dzi ce głowili się, jak nieco „ugrze -cznić” córkę i okiełznać jej tempera-ment. Świetnym wyjściem wydało imsię wysłanie Krystyny do szkoły za-konnej w Szwajcarii. Buntowniczycha rakter hrabianki okazał się jednakzbyt dużym wyzwaniem dla prowa-dzących placówkę zakonnic – po kil-ku miesiącach odesłały ją do domu.Skarbkówna wróciła może nie grzecz-niejsza, ale za to z niezłą znajomościąfrancuskiego.

Do wybuchu wojny hrabianka pro-wadziła beztroskie i bujne życie towa-rzyskie. Brylowała na salonach, świet-nie się bawiła, w 1930 roku wzięła na-wet udział w konkursie Miss Polonia i zdobyła tytuł Gwiazdy Piękności.Dwukrotnie wychodziła za mąż. Pierw -sze małżeństwo, zawarte w 1933 rokuz biznesmenem Karolem Gettlichem,rozpadło się po zaledwie sześciu mie-siącach. Drugie (1938), z podróżni-kiem i poszukiwaczem przygód Je rzymGiżyckim, rokowało lepiej. Mał żon -kowie wydawali się doskonale dobra-ni i dobrze się rozumieli. Krótko poślubie wyjechali do Abisynii (obecnieEtiopia), gdzie Giżycki objął posadępolskiego konsula generalnego. Tamzaskoczył ich wybuchwojny. Przez Kenię udałoim się dostać do Francji, a stamtąd Skarbkówna –już sama, bowiem jej mał-żeństwo z Giżyckim sięro zpadło, albowiem niebył on w stanie zaakcep-tować jej słabości do flir-

tów z innymi mężczyznami – przedo-stała się do Anglii, gdzie zgłosiła się dosłużby wywiadowczej.

Początkowo Secret OperationsExe cutive (Kierownictwo OperacjiSpe cjalnych), prestiżowa supertajnaagen cja rządowa, utworzona z inicja-tywy Winstona Churchilla, nie była zainteresowana usługami polskiej hra-bianki. Do zwrócenia uwagi na mło-dą, piękną Polkę przekonał Brytyjczy -ków znany dziennikarz FrederickAugust Voigt. Na zaaranżowanymprzez niego spotkaniu z członkiembrytyjskiego wywiadu Skarbek zapro-ponowała pomoc w nawiązaniu kon-taktu z polskim podziemiem. Oficero -wie Secret Operations Executive bylisceptyczni, ale postanowili dać jejszansę. Sprawdzianem jej umiejętno-ści i zarazem pierwszą misją miał byćwyjazd do Budapesztu, skąd miała nie-legalnie przedostać się do Polski i na-wiązać kontakt z działaczami krajowe-go podziemia. Mimo bardzo niesprzy-jających warunków atmosferycznych(środek wyjątkowo ostrej i śnieżnej zi-my) Skarbek zdecydowała się na noc-ną przeprawę przez Tatry. Towarzy -szyć miał jej tatrzański kurier JanMarusarz (brat słynnego olimpijczykaStanisława). Przyjaciele hrabiankiuzna li jej plan za brawurowy, ba, samobójczy i nie do zrealizowania.

Kto przy zdrowych zmy-słach ryzykowałby wspi-naczkę w śniegu, bez szla-ków, brnięcie przez zaspy w ek stre malnych warun-kach, a potem równie nie-bezpieczny zjazd na nar-tach na polską stronę?

KATARZYNA PIENIĄDZ

W poprzednich latach stowarzy-szenie organizowało też festiwalmłodzieżowy, obóz dla dzieci, ale z uwagi na wyraźne cięcia finanso-we ze strony Kancelarii RadyMinistrów RS, która w tym rokuprzyznała niemieckiej mniejszościo 64 tysiące euro mniej niż w rokupoprzednim, z imprez tych zrezy-gnowano. W sumie w tym rokumniejszość niemiecka otrzymała80 tysięcy euro.

Jednym z ważniejszych przed-sięwzięć stowarzyszenia jest wy-dawanie miesięcznika „Karpaten -blatt”, którego redaktorem na-czelnym jest nasz rodak, AndrzejMikołaj czyk (jego sylwetkę pre-zentowaliśmy w październiko-wym numerze „Monitora Polonij -nego” z roku 2008). W ramachstowarzyszenia działa też organi-zacja młodzieżowa.

PrezesowanieAnton Oswald stoi na czele nie-

mieckiej organizacji od 2009 roku,reprezentuje też mniejszość nie-miecką w Radzie ds. MniejszościNarodowych w Kancelarii RadyMinistrów RS. Na moje pytanie, jakdziała pod jego przewodnictwemliczące pięć tysięcy członków sto-warzyszenie, mówi o porządku w regionalnych strukturach. „W re-gionach działają prezesi i to donich zwracają się z problemami,pomysłami członkowie organizacji,ja też przecież nie dzwonię do pre-miera z moimi pytaniami“ – wyja-śnia i dodaje, że często jego rola by-wa niewdzięczna, bowiem zadania,które wykonuje, mogą być przezróżne osoby różnie oceniane.„Kiedy w tym roku obcięto środkina naszą działalność, stanąłemprzed problemem, jak zaspokoićpotrzeby naszych ludzi. W tej sytu-acji, każde rozwiązanie wydawałosię złe“ – dodaje. Z pewnością jed-nak niemieckie cechy charakterupomagają w pokonywaniu różnychtrudności – mój rozmówca wymie-nia dwie z nich: punktualność i za-miłowanie do porządku.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA, KOSZYCE

W tajnej służbiebrytyjskiego wywiadu

POLAKPOTRAFI

Page 28: Monitor Polonijny 2013/10

O polskiej i słowackiejpolityce przyjęło sięmówić albo źle, albo

wcale. W powszechnymprzekonaniu poseł jestsynonimem człowieka, któremuna sercu leży nie dobro kraju,lecz własny interes.

I dlatego zdecydowana większość z nas dystansuje się od ja-kichkolwiek kontaktów z polityką,co w świetle wyłaniającego się z mediów obrazu parlamentu wca-le nie dziwi.

Taki obraz polityki – kłótliwej,nastawionej na osobiste korzyści –nie jest oczywiście niczym przy-padkowym. Liderzy partyjni całelata pracowali na to, by zwykli wy-borcy ich po prostu znienawidzili.Ale obraz polityki, pokazywanyprzez media, to tylko połowaprawdy. Nie chcę się wypowiadaćna temat niuansów słowackiegoparlamentu, bo nie mam wystar-czającej wiedzy na ten temat, ale zestrony polskich posłów i ich asy-stentów spotkałem się jak dotąd z ogromnym wsparciem w spra-wach, które były zaniedbane przezwładzę wykonawczą. Na podsta-wie tych kontaktów z parlamenta-rzystami doszedłem do wniosku,iż im dalej od spraw będących nacelowniku mediów i im mniej zna-ny poseł czy senator, tym bardziejrzeczowo i otwarcie podchodzi ondo zgłaszanego mu problemu.

Do napisania tych słów skłoniłymnie ostatnie wydarzenia, związa-ne z obcięciem dotacji dla polskiejmniejszości na Słowacji oraz sło-wacką nagonką na polską żyw-ność. Obie sytuacje są wysoce nie-komfortowe dla naszej społeczno-ści. Dokąd się zwrócić o pomoc?Tym bardziej, że – nie oszukujmysię – w przyszłości jeszcze wielerazy przyjdzie nam mierzyć się

z podobnymi problemami. Pierw -szy odruch – to polska ambasada. I chociaż nasi dyplomaci w Braty -sławie w oczywisty sposób życząnam dobrze, to jednak ich inter-wencje mogą okazać się niewystar-czające. Są jeszcze organizacje po-zarządowe, dbające o Polaków zagranicą, np. Stowarzyszenie „Wspól -nota Polska”, ale kiedy jej oczymapopatrzymy na problemy Polakówz Ka zachstanu czy Syberii, to okażesię, że nasze kłopoty mają chara -kter dru gorzędny. Czyli co, mamysiedzieć cicho i nic nie robić, kie-dy to sytuacja Polaków na Słowacjiulega pogorszeniu?

I tu właśnie pomóc mogą polscyposłowie, senatorowie i europarla-mentarzyści. Podstawowym narzę-dziem każdego posła polskiegoSejmu jest instytucja interpelacjilub zapytania poselskiego. Dla po-słów i ich asystentów jest to zresztąswego rodzaju wyznacznik aktyw-ności – im więcej (sensownych i skutecznych) interpelacji i zapy-tań dany poseł złoży, im więcejspraw pozytywnie załatwi, tym lep-sze jego miejsce w różnego rodzajurankingach. Dlatego też biura po-selskie wbrew pozorom bardzochętnie podejmują sprawy, zgłasza-ne im przez zwykłych obywateli, o ile rzeczywiście jest coś na rzeczy.A przecież taki charakter mają nur-tujące nas problemy: obniżenie do-tacji dla polskiej mniej szości, na-gonka na polską żywność, brak pol-sko-słowackich lokalnych połączeńautobusowych, kolejowych i lotni-czych czy opóźnienia w ważnychdla nas inwestycjach transporto-wych, jak autostrada Żylina – Ka to -wice czy linia kolejowa ze Słowacji,przez Muszy nę, Tymbark i Podłęże,do Krako wa. Na podstawie wła-snych doświadczeń mogę stwier-dzić, że rozwiązania tego typu sprawbardzo chętnie podejmą się polscy

parlamentarzyści różnych opcji, je-żeli zostaną im one zasygnalizowa-ne nie przez jedną, ale przynajm-niej przez co najmniej kilkanaścieosób z naszego środowiska.

Dlatego warto poprosić parla-mentarzystów (zwłaszcza tych z ko -misji łączności z Polakami za grani-cą) o pomoc w sprawach ważnychdla naszej społeczności, a w każdymrazie zasygnalizować im nasze pro-blemy. Wbrew pozorom asystenciposłów czytają maile i reagują nanie. Co więc należy zrobić konkret-nie? Na stronie www.sejm.gov.plsą adresy posłów i ich współpra-cowników, są też wskazane komisjesejmowe i zespoły parlamentarne,które mogą być dla nas przydatne.Strona jest rzeczowa i przejrzysta:zajrzyjmy więc tam, znajdźmy adre-sy mailowe posłów i ich asysten-tów, którzy działają w sprawach takich jak nasze, i weźmy sprawy w swoje ręce.

JAKUB ŁOGINOW

W Y B Ó R Z P R O G R A

MONITOR POLONIJNY P 28

Nie taki polityk straszny,jak go malują

Ë DNI GRUPY WYSZEHRADZKIEJ: MŁODEWROCŁAWSKIE SZKŁO I CERAMIKA15 października, godz. 17.00, Koszyce,Múzeum Vojtecha Löfflera, Alžbetina 20Wystawa składa się z prac młodychstudentów i absolwentów WydziałuCeramiki i Szkła Akademii SztukPięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu. Dzięki różnorodnościtwórczych autorskich postaw wystawaprezentuje szeroki zakres środków wyrazuwe współczesnym szkle i ceramice.Wystawa będzie czynna do 10 listopada

Ë ROCK (BLUES) W MUZEUM: GRZEGORZKAPOŁKA TRIO • 18 października, godz. 19.30, Bratysława, Múzeum obchodu,Linzbothova 16 • Muzeum Handlu w Podunajskich Biskupicach stara sięwłączyć do swojej oferty równieżmuzykę, aby zwiedzający mieli możliwośćsłuchania jej bezpośrednio w saliekspozycyjnej. Tym razem w tymniezwykłym miejscu zaprezentuje sięwybitny przedstawiciel polskiego bluesrocka Grzegorz Kapołka z własnym triem.Więcej informacji:www.grzegorzkapolka.net,www.rockvmuzeu.sk.

Page 29: Monitor Polonijny 2013/10

M U I N S T Y T U T U P O L S K I E G O N A P A Ź D Z I E R N I K 2 0 1 3

29 PAŹDZIERNIK 2013

w języKu PolsKimGdy 8 września słowacka Poloniaspotkała się na uroczystej mszyświętej w bazylice NarodzeniaNajświętszej Maryi Panny w Mariance, wyłoniła sięwspaniała propozycja, abymogła się ona spotykać częściej.Ustalono wówczas wstępnie, żemsze święte w języku polskimbędą sprawowane dwa razy w miesiącu. W związku z tym bezzmian, czyli w drugą niedzielęmiesiąca, będą odprawiane mszew Bratysławie, a dodatkowo, w każdą ostatnią niedzielęmiesiąca polskie msze będącelebrowane w Mariance o godz. 17.00.Pozdrawiam serdecznie i zapraszam wszystkich wiernych.

o. Tymoteusz Górecki

Polska Narodowa Agencja Programu Unii Europejskiej „Młodzież w działaniu“ prowadzi nabór aktywnejmłodzieży w wieku od 16 do 24 lat, mieszkającej w krajach europejskich, do udziału w cyklu szkole-niowym w Polsce, prowadzonym w języku polskim: 

DZIAŁAJ SKUTECZNIE! MŁODZIEŻOWA AKADEMIA LOKALNYCH LIDERÓW

Ë ARS POETICAMiędzynarodowy Festiwal Poezji „Ars Poetica” (17 – 21 października). W ramach festiwalu będziemożna też obejrzeć filmy, m.in. „Młyn i krzyż” w reż. Lecha Majewskiego.17 października, godz. 20.00, Bratysława, kino Lumiére,Špitálska 4 • „Młyn i krzyż”, reż. Lech Majewski, 2011Urzekające wizualnie dzieło, w którym autorzy ożywiliświat słynnego obrazu Pietera Bruegela pt. „Droga krzyżowa”. Dzięki nowym technologiompokazali obraz w formacie 3D, rozgrywając losy jej 12 postaci.

Ë WIECZÓR POEZJI: PIOTR MACIERZYŃSKI, ROBETRYBICKI• 18 października, godz. 19.00, Bratysława, A4,Karpatská 2• W drugi dzień festiwalu odbędą sięspotkania z dwoma polskimi poetami – PiotremMacierzyńskim i Robertem Rybnickim.

Ë ORAVA JAZZ: JANUSZ MUNIAK QUARTET18 października, godz. 18.00, Námestovo, Dom Kultury,Štefánikova 7 • W ramach 4. edycji festiwalujazzowego na Orawie wystąpi również polski muzykJanusz Muniak ze swoim kwartetem. Legendarnyjazzowy saksofonista, flecista i kompozytorwspółpracował w swojej karierze z muzykami różnychkrajów. W Namestowie wystąpi wspólnie z MarcinemŚlusarczykiem (saksofon altowy), MaciejemAdamczakiem (kontrabas) i Arkiem Skolikiem(perkusja). Więcej informacji: www.oravajazz.sk

Ë SŁAWOMIR MROŻEK: LETNI DZIEŃ18 października, godz. 19.00 i 23 października, godz. 19.00,Preszów, Teatr A. Duchnoviča,Jarková 77Teatr Alexandra Duchnovičaprzygotował premierę dramatuniedawno zmarłego SławomiraMrożka.

Ë JAZZ PREŠOV: EDILSON SANCHEZQUARTET23 października, godz. 18.00,Preszów, Čierny orol PKO, Hlavná 50Edilsonowi Sanchezowi udało się stworzyć w Polsce własnyprojekt – połączył jazz-funk z tradycyjną muzyką kolumbijskąi kulturą latynoamerykańską.Obecnie współpracuje z 3 znakomitymi muzykami –Piotrem Wyleżołem (fortepian),Markiem Podkową (saksofon) i ukraińskim perkusistą IgoremHnydynem. Grupa, jako jedynatego typu w Polsce, łączy kulturękolumbijską i europejską.Więcej informacji:www.jazzpresov.sk.

Ë PRO-TÉZA: PORYWACZE CIAŁ23 października, godz. 20.00,Bratysława, A4, Karpatská 2Festiwal teatru autorskiego Pro-téza(22-26.10) prezentuje innowacyjneprojekty teatralne zarówno krajowej, jaki zagranicznej sceny teatralnej. W jegoramach zobaczyć będzie można znanypoznański autorski teatr PorywaczeCiał, jedno z najbardziej niezwykłychzjawisk na dzisiejszej polskiej scenieteatralnej, który zaprezentuje spektakl„Partytury rzeczywistości” w reżyserii i z udziałem Katarzyny Pawłowskiej i Macieja Adamczyka. Więcej informacji:www.porywaczecial.art.pl, www.a4.sk.

Ë WIECZOR DYSKUSYJNY ÚPN: POGRANICZEPOLSKO-SŁOWACKIE W 1938 ROKU24 października, godz. 17.00,Bratysława, Instytut Polski, Nam. SNP 27W cyklu dyskusji, organizowanychprzez słowacki Instytut PamięciNarodowej, odbędzie sie spotkanie natemat pogranicza polsko-słowackiego w okresie poprzedzającym II wojnęświatową z udziałem historykówz Polski i Słowacji.

M s z e ś w i ę t e Szkolenia dla młodzieży

• jak organizować pracę zespołową,• jak motywować siebie i innych do działania,• jak badać lokalne potrzeby,• jak budować współpracę w środowisku lokalnym,• jak planować działania odpowiadające na potrzeby lokalne,• na czym polega praca metodą projektu.

TEMATYKA SZKOLEŃ:

Termin przyjmowania zgłoszeń: 24 listopada 2013 rokuZGŁOSZENIA

Zgłoszenie jest równoznaczne z deklaracją udziału we wszystkich trzech częściachAkademii. Nie ma możliwości brania udziału tylko w pojedynczych modułach. Formularz zgłosze-niowy oraz szczegółowe informacje są również dostępne w dziale SZKOLENIA na stronie interneto-wej www.mlodziez.org.pl/szkolenia.

UWAGA!

Narodowa Agencja Programu „Młodzież w działaniu” pokrywa kosztyzwiązane z udziałem w szkoleniu (wyżywienie, zakwaterowanie, udział w szkoleniu). Koszty podró-ży uczestników, mieszkających w innych krajach niż Polska, pokrywa Narodowa Agencja Programu„Młodzież w działaniu“, działająca w kraju zamieszkania uczestnika. Szczegółowe zasady zwrotukosztów będą przekazane osobom zakwalifikowanym do udziału w szkoleniu.

KTO POKRYWA KOSZTY?

I zjazd: 18 - 23 lutego 2014,II zjazd: 1- 6 kwietnia 2014,III zjazd: 3 - 8 czerwca 2014

KIEDY?

Ośrodek szkoleniowy w Konstanciniek. Warszawy w Polsce

GDZIE?

Page 30: Monitor Polonijny 2013/10

Tallinn magicznyBudzą mnie po drugiej w nocy.

Wychodzę na drżących nogach. Prze -de mną wyrasta monumentalny bu-dynek (obecnie hotel Telegraf), ulicaVene – osiedle Ladina Kvartal (Dziel -nica Łacińska), lita ściana z fasad śre-dniowiecznych kamienic z żurawia-mi, oświetlone ciepłym światłem wie-że cerkwi i katedry pw. św. Piotra i Pawła. Po monotonii drogi przed-świt na starówce w Tallinnie wydałmi się magiczny. Domy i kościoływiększe niż w rzeczywistości – jak-bym na powrót stała się dzieckiem,które widzi świat ogromnym. Zosta -nę zakwaterowana w atelier Mariusaprzy św. Ducha. Jest „klimatycznie” –suterena średniowiecznej kamienicy,dwupoziomowa przestrzeń z prowi-zoryczną toaletą w pobielonym dowysokości linii wzroku przewodziekominowym. W dzień światło zaled-wie przez kwadrans około południa.Większość powierzchni zajmuje składprzedmiotów poprzednich użytkow-ników. Raj dla artysty – niestety takżedla myszy. Nie ma kuchni, łazienki.Jest pianinko Krasnyj Oktjabr (za-chwycał się nim potem Leszek Mo -żdżer), są świece na dziwnie wydrą-żonym stole, wspierającym się narzeźbionej nodze. Kiedyś była to pra-cownia jubilera…

To miejsce, do którego wróciłampo roku, podczas międzylądowania z Tokio, i po dwu latach, jako świeżopoślubiona żona Mariusa. Tu przynie-śliśmy potem naszą pierwszą córkęMiriam, stąd, nie bez nostalgii, choć z ulgą, wyprowadziliśmy się do leśnejdzielnicy Tallinna – Nõmme, gdzie za-mieszkaliśmy w niemal stuletnimdrewnianym domu, należącym nie-gdyś do szewca.

E-stoniaW każdym Estończyku pejzaż miej-

ski przenika się z plenerem. Praca,dużo pracy, najlepszy komputer, tele-

fon, samochód, najlepiej Jeep, a jed-nocześnie zatopienie w przyrodzie.W piątek Tallinn pustoszeje – kto mo-że czmycha na wieś. Mało kto upra-wia ziemię, coraz rzadziej babcia czę-stuje mlekiem prosto od krowy, aleambicją wszystkich jest mieć swojądziałkę, najlepiej na tyle daleko odnajbliższego sąsiada, by było z niej wi-dać jedynie dym z komina jego domu.Blisko musi być tylko Internet. Wia -domo – E-stonia. Na działce powinnabyć sauna. Obok niej staw, potemdom. Koniecznie trawnik, no i klom-by. Z czasem też ogród warzywny.Wyznaczyć też należy miejsce na ry-tualne ognisko 23 czerwca. Dobrze,by była huśtawka, na której może sięhuśtać na stojąco kilka osób, ale nie-zbędna wydaje się również trampoli-na. Wakacje trwają od wigilii św. Janado 1 września. To najlepszy okres nawspólny rytuał sauny, zabawy, muzy-kowanie i rozmowy przy ognisku dopóźna w nocy, a także spanie do po-południa, wyprawy nad Bałtyk czyspacery na bagnach i zażywanie ką-pieli w bagiennych jeziorach lub rze -śkiej wodzie strumieni. Dzielić tę wa-kacyjną przygodę mogą jednak tylkoprzyjaciele, a od znajomego do przy-jaciela droga nie jest najkrótsza.

Język ojczysty – język matczynyNa początku mówiliśmy z mę-

żem po rosyjsku, pisaliśmy dosiebie po angielsku. On nauczyłsię od moich przyjaciół polskie-go, nim się pobraliśmy, ja zaczę-

łam mówić po estońsku rok po ślu-bie. Pracując w polskiej ambasadzie,szybko zorientowałam się, że opero-wanie językiem kraju urzędowaniamoże mi otworzyć szybciej wieledrzwi i pozwoli zorganizować więcejciekawych, wynikających z rzeczywi-stego zainteresowania wydarzeń arty-stycznych. Doświadczenie i efektytrzynastu lat pracy zdecydowanie topotwierdziły. W pracy mówię po es-tońsku, w domu z mężem po polsku.Czasem za granicą używamy estoń-skiego jako swego rodzaju języka taj-nego, najczęściej – niestety – kiedyprzychodzi mi się wstydzić za roda-ków. Zabrakło nam czasu na rzetelnąedukację – kompetencji językowychnabieramy dzięki praktyce. Po trzyna-stu latach Marius mówi po polskuświetnie. Jeszcze lepiej tłumaczy naestoński. Ja radzę sobie z estońskimdość sprawnie, choć przydałby mi sięporządny kurs gramatyki. Martwimnie brak szkółki języka polskiego –starsze dzieci piszą po polsku fone-tycznie, czyli fatalnie. Z drugiej stronynie wyobrażam sobie, jak miałabymdzieciom, które chodzą do szkoły naósmą, a wracają po wszystkich zaję-ciach przed dwudziestą, propono-wać: „A teraz będziemy się uczyć popolsku”. Odniosłoby to z pewnościąodwrotny skutek. Tu życie pisze sce-nariusz. Kołowrót w pracy i w życiu;po Miriam przyszli na świat Anna-Magdalena, Klara Helena, Celia i Jo -han Kaspar. Nie zdążyłam nauczyćczytać najstarszej córki po polskuprzed jej pójściem do pierwszej klasyi miałam z tego powodu straszne wy-rzuty sumienia. Ale pewnego wieczo-ru, poproszona przez nią o poczyta-nie przed snem, narzekałam na zmę-czenie. Wówczas Miriam zapropono-wała: „To ja poczytam”. Jakież byłomoje zdziwienie, kiedy po przebrnię-ciu pierwszej strony dukanie przero-

dziło się w coraz płynniejsze czytanie. Skąd wiedziała, że„d-ż” to „dż”, „r-z” to „rz”, a „e”

z ogon kiem to „ę”?! Pięcioro na-

MONITOR POLONIJNY P 30

„Rozprószenie”Dokończenie z poprzedniego numeru

Serce zakorzenione w przyrodzie, stopy mocnoprzywierają do ziemi…

porzekadło estońskie

Page 31: Monitor Polonijny 2013/10

31

Cześć! Tu Sonia, poznaliśmy sięprzed miesiącem, kiedy podałam

Wam przepis na ulepienie wakacyj-nych wspomnień. Wakacje za nami,teraz mamy już jesień, a pogoda płatanam figle. To wietrzyk przyciąga bu-raśne chmury, to deszczyk dopadanas znienacka. A jak wszystkim wia-domo, w czasie deszczu dzieci się nu-dzą. Ostatnio mama zapytała mnie o to, co najbardziej lubię robić, kiedyna dworze jest nieciekawie. Chwilęsię zastanowiłam i wyszło, że obokrysowania i zabaw moimi lalkami,Celinką i Malwinką, jednym z najbar-dziej ulubionych moich zajęć jestczytanie. Razem z mamą i moją młod-szą siostrą Hesią chętnie sięgamy poksiążki. Mama czyta, a my słuchamy.Czasem się śmiejemy, czasem smuci-my razem z bohaterami, przeżywamyich przygody jak własne. Czytanie tomoja ulubiona rozrywka. A tato mó-wi, że dzięki temu wzbogacam teżswoje słownictwo. Zdarza się, że bar-dzo polubię któregoś z bohaterów, a książka właśnie się kończy. Wtedysama wymyślam jego dalsze przygo-dy. Na razie nie potrafię jeszcze pi-sać, więc opowiadam te historie ma-mie albo je rysuję. Myślę, że w przy-szłości mogłabym pisać książki, bopisarz może wyczarować cały świattaki, na jaki ma na ochotę.

Tak się składa, że zbliżają się wła-śnie targi książki w Krakowie. Kiedyw październiku lub listopadzie jeste-śmy w naszym rodzinnym mieście,staramy się uczestniczyć w tym wy-

darzeniu. Wtedy zawsze wracamy dodomu bardzo szczęśliwi, bo każdyniesie ze sobą jakieś zdobycze, naj-więcej zwykle tato. Mama wówczaszastanawia się, gdzie postawimy ko-lejne książki. Kiedyś podpowiedzia-łam jej, że przydałaby się nam takaczarodziejska pompka, jaką miał panKleks. Dzięki niej moglibyśmy po-większyć nasze mieszkanie i nie by-łoby kłopotu. Mama jednak mówi, żew końcu musimy zrobić przegląd na-szych regałów i część ich zawartościoddać do biblioteki.

Bardzo lubię jesienne targi książki,ale fajniejsze są te czerwcowe, bo do-tyczą literatury dla dzieci i rodzicebuszują po stoiskach wyłącznie z my-ślą o nas. W tym roku kupiliśmy kilkaksiążek, np. „Koty, czyli historie z pe -wnego podwórka” Melanii Kapeluszoraz „Florka. Listy do babci” RoksanyJędrzejewskiej-Wróbel, czyli trzeciączęść przygód ryjówki. Podczas tar-gów oprócz poszukiwania ciekawychtytułów można także świetnie się po-bawić. Organizowanych jest bowiemwiele konkursów i quizów. Możnastawiać domki z kartonów, lepić lud-ki z ciastoliny, budować zamki z kine-tycznego piasku, no i oczywiście zdo-być autograf ulubionego pisarza.

Jeśli tej jesieni będziecie mieli oka-zję być w Polsce, to koniecznie od-wiedźcie Kraków i jego targi książki,które odbędą się w dniach 24-27 paź -dziernika.

Polecam!BEATA OŚWIĘCIMSKA, SONIA PACZEŚNIAK

PAŹDZIERNIK 2013

szych dzieci mówi dość swo-bodnie po polsku i po estoń-sku. Sekret tego wydaje się le-żeć nie w świadomej, żmudnejedukacji, ale w konsekwent-nym przestrzeganiu zasad – jarozmawiam z nimi po polsku,mąż po estońsku. Szczęśliwieudało się nam uniknąć telewi-zyjnej niańki, choć są słuchowi-ska, filmy, książki (także eduka-cyjne), które wybieramy, kieru-jąc się radami przyjaciół z Pol -ski. Ale i to nie byłoby wystar-czające. To, że dzieci utożsa-miają się z oboma kulturami i językami wynika też z dbało-ści o utrzymywanie silnychwięzów z rodzinami i przyja-ciółmi – także dziecięcymi.Ważne jest osadzenie w inspi-rującym środowisku języko-wym, ważne jest wytworzeniepoczucia swojskości w obukrajach, oswojenie obu kultur.Ważne jest, by mieć coś do po-wiedzenia, ważny jest kontaktz człowiekiem, któremu chcesię coś powiedzieć, chce siębyć zrozumianym, chce się zro-zumieć to, co ktoś mówi, bowierzy się, że on ma coś ważne-go do powiedzenia.

Po estońsku język ojczysty toemakeel (‘język matki’). W na-szej rodzinie jest więc na od-wrót, bowiem estoński, czyli ję-zyk, którym mówi ojciec, naszedzieci w szkole nazywają „mat-czynym“. Gdyby jednak uczyłysię w polskiej szkole, językiemojczystym byłby język matki. Naszczęście ojczyzna jest ojczyzną(isamaa ‘ziemia ojca’) także poestońsku. Na szczęście Marius i w Estonii, i w Polsce czuje siejak w ojczyźnie. Na szczęścieprzekraczanie granic międzyEstonią a Polską nie jest jużtraumatycznym przeżyciem. Naszczęście żyjemy na kontynen-cie, gdzie swoją małą ojczyznęmożna budować i pielęgnowaćw sobie i wokół siebie.

SŁAWOMIRA BOROWSKA-PETERSON,ESTONIA

Sięgamy po książki

ILUSTRACJE: SONIA PACZEŚNIAK

Page 32: Monitor Polonijny 2013/10

• 3-4 kg przerośniętej wołowiny(np. gicz, kark, pręga)

• 1 kg marchwi• 1 kg cebuli• główka czosnku,• seler – nać i korzeń• 15 dag suszonych grzybów• gotowy bulion lub kilka

wołowych kostek rosołowych• trochę mąki do posypania mięsa• kawałek razowego chleba

Składniki

• smalec do samżenia• przetarte pomidory

lub pulpa z puszki• czerwone wino – około pół

butelki (według upodobania)• kminek świeżo roztarty

w moździerzu• przyprawy (pieprz ziarnisty,

ziele angielskie, liść laurowy,gorczyca, sól, pieprz mielony,łyżeczka ostrej mielonejpapryki, maggi)

To hasło reklamowe można znaleźć nanajlepszej jakości wyrobach,wytwarzanych w Polsce. Tych, któreprodukowane są według starych,oryginalnych receptur, z naturalnychskładników, bez zbędnych konserwantów.Hasło to dobrze pasuje też do gulaszu,przygotowanego według przepisu paniKasi Tulejko przez Klub Polski w ramach„gulaszowania”, które już po raz kolejnyodbyło się w Podunajskich Biskupicach.

Trzeba podkreślić, iżpomysłodawczyni oryginalnejreceptury tegoż gulaszutrudziła się przez wiele dni, byw końcu sporządzić przepis napolską odmianę tej węgierskiejpotrawy. I choć głównej nagrody polskigulasz nie zdobył, to trzeba przyznać, żezarówno uczestnicy konkursu, jakprzypyli na imprezę smakosze docenilijego walory smakowe.

AGATA BEDNARCZYK

Sposób przyrządzaniaMięso kroimy w większe kostki,solimy, oprószamy mąką i obsmażamy na smalcu na mocnymogniu. Następnie odkładamy je, a na pozostałym tłuszczu smażymypokrojoną cebulę i czosnek.Wszystko mieszamy w sporymgarnku, zalewamy bulionem i powoli dusimy. Kiedy mięsopowoli pyrkocze, kroimy i dodajemy do niego marchew,

seler, grzyby i wszystkieprzyprawy według uznania. Po około 2-3 godzinach, kiedy to wołowina jest już miękka,dodajemy do niej pulpępomidorową, rozdrobniony chleb, a potem wszystko to podlewamyczerwonym winem – wedługwłasnego smaku. Gotujemy jeszczechwilę i odstawiamy, by wszystkieskładniki się przegryzły.

Czujecie, jak pachnie najlepsza polska tradycja? Te składniki, przyprawy… Zupełnie jak w domu! Jesieniągulasz trzeba jeść jak najczęściej, jego nadmiar zamrażać,by móc wykorzystać później, gdy najdzie nas na niegoochota lub zatęsknimy za dobrym polskim smakiem.

Gulasz staropolski

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK